Ściągnij plik i czytaj Slołsity [*]
Transkrypt
Ściągnij plik i czytaj Slołsity [*]
Slołsity Gazeta Kowarska – kwartalnik miejski / dodatek: Kurier Kowarski 04 2012 nr 4/2012 (47) ISSN 1895-1821 EGZEMPLARZ BEZPŁATNY WYWIAD Jestem człowiekiem pokoju Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku życzą Rada Miejska i Burmistrz Kowar S l o łs i ty / E C H A Z M I A N LISTY OD CZYTELNIKÓW Żyj „sloł” Zmiana tytułu spotkała się z żywą reakcją czytelników. Nie tylko zresztą ich. Na jednej z sesji Rady Miejskiej też o Slołsity była mowa. Temat poruszył fachowiec z branży medialnej, który sprzedażą prasy zajmuje się na co dzień, więc się zna. Nie podzielał on, niestety, opinii Czytelnika, którego list drukujemy obok. Wyjaśniamy – „slow city”(u nas w prowokacyjnie fonetycznym zapisie „slołsity”), to pewna idea, idea życia bez pośpiechu, która doskonale pasuje do małych miasteczek. Często wykorzystywana jest w promocji turystycznej, przy wjazdach do takich miejscowości stoi tablica z symbolicznym ślimakiem. Oznacza to, że u nas czas biegnie wolniej, mamy dobre lokalne produkty i zapraszamy do restauracji, a nie fast foodów oferujących wysoko przetworzoną żywność. W Kowarach jest już zaczątek życia „sloł” – najważniejszym miejskim świętem jest Barbórka, zupełnie jak za czasów Gierka. Naczelny SLOŁSITY GAZETA KOWARSKA kwartalnik miejski Redakcja: Jacek Kunikowski (red. nacz.), Agnieszka Jakubik, Dariusz Kaliński, Zbigniew Piepiora, Grzegorz Knychała, Andrzej Weinke, Tobiasz Majstrenko, Ewa Kubarko-Lewandowska (dział reklam) Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, 58-530 Kowary tel./fax: 75 718 25 77 e-mail: [email protected] www.gazeta.kowary.pl Skład komputerowy: Wojciech Miatkowski Na okładce: Borys i Paweł Krażewscy, fot. Paweł Perłowski Druk: APLA Łomnica Komentarz (poza)redakcyjny Gazeta może nazywać się Slołsity, Fastsity, Goldensity, ale i tak nie zmieni to sytuacji, że jest to tuba obecnej władzy. To przecież gazeta miejska – sponsorowana i kontrolowana wiadomo przez kogo. Niezależna prasa to taka, którą sponsorują czytelnicy bezpośrednio – czyli za pomocą swoich pieniędzy wyjmowanych z kieszeni a nie pieniędzy urzędowych (choć absurdalnie są to właśnie ich pieniądze:). Baśka, z fajnym biustem 11 listopada i Barbórka. Co się z tymi świętami porobiło? Radość z odzyskania wolności obchodzona jest w atmosferze smutku, grobów, żołnierskich pieśni (mówiących o śmierci i zabijaniu) śpiewanych przez małe dziewczynki. Natomiast święto górników (o zgrozo uranowych!), które w Kowarach powinno właśnie kojarzone być z bezsensownymi (bo o ile z węgiel jest podstawa gospodarki o tyle o uranie wydobywanym w latach 50-siątych trudno to powiedzieć) chorobami, śmiercią i pracą dla totalitarnego ZSRR, to uczta z pieśniami i kuflami piwa. Cieszy nas bardziej przeszłość uranowych górnikami w zamkniętej strefie radzieckich kopalni czy odzyskana niepodległość? Baśka Kowary, dnia 07.09.2012 r. Recenzja „Slołsity. Gazeta Kowarska” nr 3/2012 (46) Gdy zobaczyłem okładkę, myślałem, że to ostatnie pożegnanie „Gazety Kowarskiej” (GK). Cała czarna i brak reklam. Gdy zacząłem się przyglądać dokładniej, pomyślałem, że to może kadr z jakiejś nowej ekranizacji „Hrabiego Draculi”. Gdy dojrzałem szczegółów okładki, uspokoiłem się. Wszystko w porządku. To mój znajomy, Mariusz Kaczor łapie kogoś kablem internetowym na lasso niczym Indiana Jones. Szkoda, że okładka nie mogła być kolorowa, natomiast brak reklam oceniam zdecydowanie na plus. Otwierając GK, rzuciła mi się w oczy „Kronika policyjna”, która mogłaby być umieszczona pod koniec publikacji, bo po co od razu atakować Czytelnika czymś złym? A może chodziło o to, aby wzbudzić sensację? Uważam, że dobrym pomysłem jest odświeżenie formuły DTP. Zdjęcia sięgają także krawędzi stron GK, co uważam za plus. Dodanie GK spolszczonego tytułu „Slow City” także jest korzystne, chociaż starsi Czytelnicy, nie znający języka angielskiego mogą tego nie ogarnąć… Kolejnym plusem jest powrót na stronę drugą stopki redakcyjnej, która jest obowiązkowa w każdej gazecie, a w GK często figurowała w skróconej postaci lub w ogóle jej nie było! Przekłada się to także na to, że widać, że GK ma teraz znów korektora i tę korektę czuć – w poprzednich numerach często zdarzały się różnego rodzaju błędy w tekście. W oczy rzuca się także aktualność i różnorodność tekstów i ich autorów, a stopka potwierdza, że nad GK pracuje Zespół Redakcyjny i nie jest to „brzemię” tylko jednego autora uzupełnione tekstami o projektach unijnych. Przy okazji mała uwaga: autorzy nie tworzący Redakcji mogliby zostać wymienieni w stopce jako Współpracownicy lub Pozostali autorzy. W artykule „Jacka Kunikowskiego” pt. „Slołsity” (brawo – wrócił wstęp do GK!) czytamy: „Wakacje były ostatecznym czasem na zmianę jakości i formy naszego pisma, które czerwcowym numerem zeszło na samo dno. W takim wypadku nie pozostaje nam nic innego, niż zmienić tytuł, odbić się i poszybować (…) czekamy na Wasze opinie”. W mojej opinii GK udało się odbić od dna. „Gazeta Kowarska” została „odmłodzona”, przybrała formułę bardziej młodzieżową (układ zdjęć na stronach, wywiad w środku, okładka i nazwa). Wróciła do schyłku okresu swojej świetności, czyli mniej więcej roku 2009. Czekam na powrót do korzeni, kiedy to GK była dwumiesięcznikiem, a wcześniej miesięcznikiem. dr Zbigniew Piepiora, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu REKLAMA 2 S l o łs i ty / O T Y M S I Ę M Ó W I Kuźnica Kowarska W środę 17 października na sali widowiskowej Miejskiego Ośrodka Kultury odbyła się „Kuźnica Kowarska” poświęcona historii górnictwa uranowego w Kowarach i na Dolnym Śląsku. Gościem spotkania był Robert Klementowski, autor książki „W cieniu sudeckiego uranu”. Publikację wydał Instytut Pamięci Narodowej w 2012 roku. Doktor habilitowany Robert Klementowski przez kilka lat przeszukiwał archiwa szukając zachowanych dokumentów dotyczących górnictwa uranowego Kowarzanka w finale Pochodząca z Kowar Magdalena Zakrzewska znalazła się wśród dziesięciu finalistek konkursu Miss Polski. Uroczysta gala odbyła się w sobotę grudnia w Orlen Arenie w Płocku. Wydarzenie transmitował Polsat. K andydatki przygotowywały się do występu przez dwa tygodnie. Dziewczyny ćwiczyły głównie układy choreograficzne. W finale pojawiło się 22 kandydatki, z nich jurorzy wyłonili dziesiątkę najpiękniejszych, znalazła się wśród nich kowarzanka. Magdalena Zakrzewska po konkursie pojawiła się na uczelni, studiuje inżynierię biomedyczną na Politechnice Wrocławskiej. Uważa, że zawód ten ma przyszłość, dlatego zdecydowała się na taki kierunek. Wcześniej jednak ma szansę uprawiać inny zawód. Udział w finale Miss Polski wiąże się z zainteresowaniem agencji reklamowych, które poszukują nowych twarzy. Kowarzanka ma też w sobie ducha walki. Nie raz pokazywała go na parkiecie. Magdalena Zakrzewska grała w siatkówkę w barwach Olimpii Kowary, teraz nie ma jednak na to czasu, bo uczelnia wymaga zaangażowania. (jk) Kowarzanka z koleżanką w wersji przedświątecznej R obert Klementowski pokrótce opowiedział o swojej książce, nad którą pracował przez kilka lat. Gość stwierdził, że wokół górnictwa uranowego w Polsce narosło wiele mitów, które pokutują do dziś. Powód był prozaiczny, spowodowane to było tym, że wydobycie tego surowca, było po prostu utajnione. Kowarska kopalnia była jedną z wielu, w których wydobywało się rudę uranową na potrzeby sowieckiego programu atomowego. Po przedstawieniu książki gość odpowiadał na pytania padające z sali. Po prelekcji można było zakupić książkę z dedykacją autora, okazało się, że cały nakład publikacji został wyprzedany. Organizatorem spotkania było stowarzyszenie ProKowary. – Chcieliśmy podczas spotkania poinformować o projekcie upamiętnienia pracy górników, w tym represjonowanych politycznie górników – żołnierzy – mówi Jerzy Chitro. – Projekt przewiduje wmurowanie tablicy pamiątkowej na budynku B kowarskiego Urzędu Miejskiego. Tablica byłaby jednym z elementów obchodów 500-lecia miasta. Jerzy Chitro planuje, że jej odsłonięcie nastąpi 5 września 2013 roku. Data nie została wybrana przypadkowo, to dzień represjonowanych politycznie żołnierzy – górników. W organizację włączył się Urząd Miejski, który był sponsorem poczęstunku dla uczestników. (jk) REKLAMA 3 S l o łs i ty / z g a b Rok inwestycji Burmistrz Mirosław Górecki jest zadowolony z inwestycji, które były prowadzone na terenie miasta w 2012 roku. Po raz pierwszy znalazły się środki na rozbudowę komunalnego budynku, który kilka lat temu został nadtrawiony przez pożar. To obiekt komunalny przy Waryńskiego 13. Koszt remontu to 800 tysięcy złotych, 300 tysięcy to środki pozyskana z Banku Gospodarstwa Krajowego. – To jest szansa, że w Kowarach powstaną nowe mieszkania komunalne, których generalnie jest brak – mówi burmistrz. – W tym budynku powstanie osiem lokali, jedno mieszkanie na parterze będzie przystosowane dla potrzeb osób niepełnosprawnych. Mieszkańcy Kowar zauważyli zapewne, że zrewitalizowany został budynek B Urzędu Miejskiego. Inwestycja dofinansowana była w 85 procentach. Na pierwszym piętrze powstaną Warsztaty Terapii Zajęciowej, na drugim przygotowywane są pomieszczenia na potrzeby Centrum Integracji i Tradycji Miasta. Znajdą tam miejsce kowarskie organizacje pozarządowe: naukowe, sportowe i społeczne. Całość inwestycji to kwota blisko 3 milionów złotych. (red) Zarząd Klubu MKS Olimpia Kowary dziękuje wszystkim sponsorom, władzom miasta i wiernym kibicom za wsparcie i doping. Przy okazji życzymy zdrowych i wesołych świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego 2013 roku. MKS Olimpia Kowary Dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury zaprasza do składania pisemnych ofert na dzierżawę lokalu użytkowego znajdującego się przy ul. Szkolnej 2 w Kowarach. Oferta dotyczy pomieszczeń po Klubie Bombay. Szczegóły (dokument do pobrania) na stronie www.mok.kowary. pl oraz www.kowary.pl. 4 inet u b u rmistrza Prezent dla bogatych Radni już sprawili burmistrzowi noworoczny „prezent”. Nie zgodzili się na podwyżkę podatków o stopę inflacji. Oznacza to, że do wspólnej miejskiej kasy nie wpłynie w przyszłym roku ponad 140 tysięcy złotych. – To była populistyczna decyzja radnych z klubu Samorządowiec – mówi Mirosław Górecki – świadcząca o braku odpowiedzialności za miasto. Decyzja radnych dotyczyła tych podwyżek, które mogą oni ustalać, a więc od nieruchomości i środków transportu. Zdaniem burmistrza proponowane stawki niewiele by wpłynęły na budżet przeciętnej rodziny. Odczułyby ją natomiast sklepy o dużej powierzchni. Mirosław Górecki uważa, że radni swoim postępowaniem sprawili dyskontom handlowym wielki prezent. – Teraz będę musiał komuś zabrać – mówi burmistrz – nie wiem, czy mam zabrać szkołom, czy przedszkolu? W planie na przyszły rok był zakup pie- ca konwekcyjnego dla kowarskiego przedszkola przy ul. Sienkiewicza. Dzięki niemu dzieci mogłyby się zdrowiej odżywiać. Klub Samorządowiec liczy siedem osób, więc jest w mniejszości. Przewagę w głosowaniu uzyskał tylko dlatego, że dwóch radnych popierających burmistrza było podczas głosowania na zwolnieniach lekarskich, a jeden nie zdążył dojechać z pracy. Lokalna opozycja twierdzi, że nie wiedziała, na co miałby być przeznaczone pozyskane z podatków środki, a społeczeństwo i tak jest biedne. Mirosław Górecki twierdzi, że taka postawa to populizm i nieodpowiedzialność. – Nie słyszałem, by ościenne gminy rezygnowały z podwyżek podatków – mówi burmistrz – zwłaszcza, że najbardziej obciążają one najbogatszych. Mirosław Górecki dziwi się i nie może zrozumieć, że sprawili prezent między innymi sklepom wielkopowierzchniowym. – Mieszkańcy powinni wiedzieć z nazwiska, którzy to samorządowcy są tacy hojni dla bogatych i nie myślą o interesie miasta – mówi burmistrz i wymienia po kolei: – Andrzej Machnica, Zofia Ujma, Zbigniew Mazurak, Adam Bierowski, Artur Wrona, Anna Klepacz, Maria Zielińska. (red) Mikołajowy wieczór K owary przeżyły kolejny w swych dziejach najazd, miasto wypełniło się Świętymi Mikołajami. Festyn odbył się 16 grudnia przy ul. Jagiellończyka. Dla najmłodszych uczestników przygotowano wiele atrakcji: zabawy, konkursy, występy grupy teatralnej, nie zabrakło również świątecznego kiermaszu oraz występów artystycznych uczniów z kowarskich szkół podstawowych. Kulminacyjnym punktem imprezy był wjazd Świętego Mikołaja połączony z pokazem sztucznych ogni. Wieść o inwazji Świętych Mikołajów dotarła również do naszych czeskich przyjaciół z Vrchlabi. Czesi mieli więc okazję poznać polskie tradycje świąteczne. U nich roznoszeniem prezentów zajmuje się dzieciątko Jezus (Ježíšek). Organizatorami całego przedsięwzięcia byli: Urząd Miejski w Kowarach, Stowarzyszenie „Eurojedynka”, Szkoła Podstawowa nr 1 w Kowarach. Impreza „Najazd Świętych Mikołajów na Kowary” organizowana była w ramach projektu pn. „Skok do przyjaźni dzieci z miast Kowary i Vrchlabi” współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz ze środków budżetu państwa za pośrednictwem Euroregionu Nysa w ramach Funduszu Mikroprojektów Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej Republika Czeska – Rzeczpospolita Polska 2007–2013. (jk) S l o łs i ty / P R O M O C J A 5 wieków tradycji kowarskich – promocja historii górnictwa w Kowarach P rojekt pod ww. nazwą realizowany jest przez Miasto Kowary w partnerstwie z Miastem Černý Důl oraz Česką Speleologicką Spolećnost ZO ALBEŘICE (Czeskie Towarzystwo Speleologiczne). Projekt współfinansowany jest ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Funduszu Mikroprojektów Euroregionu Nysa Programu Operacyjnego Współpracy Transgranicznej Republika Czeska – Rzeczpospolita Polska 2007–2013. Wartość projektu po stronie Miasta Kowary 8 283,18 euro a dofinansowanie ze środków EFRR – 85% i z budżetu państwa – 10%. Przygotowanie wspólnego projektu partnerów wynikało z konieczności wspierania turystyki w Karkonoszach. Oparty on został na idei promocji wspólnej historii partnerów jaką jest górnictwo. Wszyscy partnerzy posiadają tradycje górnicze i starają się o ich podtrzymanie. Projekt dotyczy w szczególności promocji możliwości turystycznych w okresie pozazimowym ze szczególnym uwzględnieniem pieszego wędrowania i poznawania tradycji gospodarczych Kowar i Černého Dolu. Stworzenie tych nowych produktów turystycznych – szlaków turystycznych o charakterze transgranicznym ma na celu turystyczne ożywienie obszaru i zwiększenie liczby turystów. Wymaga to jednak znacznego zwiększenia działań promocyjnych. W wyniku tych działań efekt tego projektu będzie więc obejmował nie tylko większy napływ turystów do regionu, ale także ożywienie i zintensyfikowanie turystyki, co będzie przynosiło korzyści również lokalnym przedsiębiorcom prowadzącym obiekty gastronomiczne i noclegowe. Projekt jest kontynuacją działań mających na celu kultywowanie tradycji miasta w przededniu obchodów 500-lecia uzyska- nia praw miejskich. W przeszłości już odwoływaliśmy się głównie do tradycji górniczych („Podziemne Karkonosze”, „Śladami górnictwa kowarskiego – ścieżka edukacyjna i obchody dnia Św. Barbary w Kowarach”). Teraz zamierzamy rozszerzyć zakres przekazywanej wiedzy o inne elementy mające wpływ na rozwój miasta i odciskające swoje piętno na jego historii. Poszerzanie oferty turystycznej po obu stronach Karkonoszy oparte jest o promocję nowej atrakcji – utworzenia nowego produktu turystycznego – szlaków turystycznych o charakterze górniczym oraz Miejskiej Trasy Turystycznej. Ich zadaniem jest przedstawienie historii górnictwa na pograniczu polsko-czeskim oraz zaprezentowanie wspólnych tradycji i sposobów zagospodarowania miast. Projekt ma więc wyraźną wartość dodaną w postaci efektu edukacyjnego i wpływu na rozwój turystyki. Dla Kowar dodatkową wartością jest wprowadzenie zachęty dla turystów, aby tradycyjnie rozpoczynając wizytę w mieście w Parku Miniatur, kontynuować pobyt zwiedzając za pomocą mapy-folderu centrum wraz z zabytkową Starówką i kończą w Sali Tradycji nowo otwartej z tej okazji wystawy „Pięć wieków tradycji kowarskich”. Proponowane nowe formy turystyki związane są z aktywnością fizyczną i edukacją. Cel dydaktyczny spełniają również materiały i działania promocyjne – wydawnictwa, mapy-przewodniki, konferencje i wystawy. Zaplanowane działania przyczynią się do osiągnięcia celów projektu oraz wzrostu konkurencyjności terenów przygranicznych. Natomiast promocja oznakowanych szlaków ma na celu zaprezentowanie tradycji i spuścizny gospodarczej jako produktu turystyki kulturowej mogącego zainteresować mieszkańców i turystów odwiedzających region ucząc przy tym o historii gospodarczej regionu Karkonoszy. Wynikiem działań projektu realizowanych przez Kowary będzie: 1. Wydanie promocyjnej publikacji o tradycjach kowarskich, której tematem będzie prezentacja historycznych dokumentów z historii Kowar (szkice, mapy, reprodukcje pocztówek) w nakładzie 500 szt (z tekstem PL-CZ-EN-GE) i eksperckim opracowaniem redakcyjnym, 2. Wydanie mapy-przewodnika z planem miasta i z zaznaczonymi historycznymi atrakcjami Kowar przedstawiającego spójną nową trasę turystyczną – Miejski Szlak Tradycji – 500 szt. 3. Wydanie ulotki promującej projekt z opisem działań wszystkich partnerów, przedstawiającej wspólny szlak tradycji i opis tras turystycznych – 500 szt. 4. Przygotowanie stałej wystawy historycznych dokumentów (fotografii, elementów górniczych) i innych świadectw tradycji historycznych, które znajdą się również w publikacji o której mowa powyżej. W otwarciach wystaw wezmą udział przedstawiciele partnerów projektu – w uroczystym otwarciu w kowarskim Centrum Integracji i Tradycji Miasta weźmie udział oprócz osób z Polski, grupa Czechów reprezentujących partnerów projektu. Podkreśleniem wagi górniczych tradycji miasta jest otwarcie tej wystawy w trakcie corocznych uroczystych obchodów dnia Św. Barbary z uroczystą sesją Rady Miejskiej i składaniem kwiatów przed figurą patronki górników w Sztolni w Kopalni Liczyrzepa. Opracował Bartosz Lipiński Kierownik Biura Promocji, Rozwoju i Przedsiębiorczości 5 S l o łs i ty / rozmowa z ce l e b ryt ą Jestem człowiekiem pokoju Nasz poprzedni wywiad, a może raczej rozmówca, wywołał sporo uwag i kontrowersji. Reakcja czytelników była godna celebryty. Niełatwo było namówić do rozmowy kolejną osobę, ale znalazł się odważny, który odpowiedział na kilka pytań. Protokół z przesłuchania Nazwisko, imię? Krażewski Paweł. Adres? Xxxxxxxxx – dane zastrzeżone, ustawa o ochronie danych osobowych. Wiek? 33 lata. Zawód wyuczony? Studiowałem i ukończyłem pedagogikę opiekuńczą z resocjalizacją. Zawód wykonywany? Instruktor sztuk walki. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czy wiesz, dlaczego siedzisz na tym krześle? Pewnie chcecie pożyczyć pieniądze:). Dobra, dobra. Jeden też tak cwaniakował i mówił, że jest niewinny, a już wolnościowym powietrzem nie oddycha. Idźmy dalej. Ponoć zarabiasz pieniądze – te, co to je chcemy podobno pożyczyć:) – bijąc ludzi? Poniekąd masz trochę racji, ale tylko poniekąd i tylko trochę. Zapytamy inaczej. Z tego co mówisz, 6 uprawiasz sporty walki. Gdzie można cię zobaczyć? W kowarskim MOK-u i jeleniogórskiej Gwardii. W tych obu miejscach moja akademia prowadzi zajęcia grupowe i indywidualne. Poza tym jestem częstym gościem na różnego rodzaju „branżowych” seminariach i szkoleniach. Czy brałeś kiedyś udział w walkach, nazwijmy to, nielegalnych? Jak powiedziałeś, jeden z przesłuchiwanych wcześniej nie oddycha już powietrzem na wolności, więc pozostawię to bez komentarza. Co to za dyscyplina, którą uprawiasz? Jestem pasjonatem sztuk walki, wszystkich. Uważam je za sposób wyrażania siebie. Ja zajmuję się tą stworzoną przez legendarnego mistrza Bruce’a Lee. Nazywa się ona Jeet Kune Do. To niesamowicie realna sztuka, dająca mi możliwość ciągłej ewolucji. Nie opiera się na sztywnej tradycji, tylko pozwala na ciągłe modyfikacje. Świat się zmienia i wszystko, jeśli chce być użyteczne, musi ewoluować. Przykłady można mnożyć – medycyna, informatyka, komunikacja. Filozofujesz… Podobnie jest w świecie sztuk walki. Pojawiają się nowe pomysły, sposoby, nowe wyzwania i trzeba im sprostać. Wiele sztuk walki zatrzymało się na poziomie, jaki nadał jej twórca. Niewątpliwie każdy pionier stylu był genialnym i twórczym człowiekiem, jednakże jego następcy powinni być tak samo twórczy i rozwijać dzieło mistrza. Filozofia Jeet Kune Do daje takie możliwość nieustannego rozwoju i to jest moja droga w sztukach walki. To jest dla mnie główny kierunek, ale nauczam także brazylijskiego jiu jitsu ora mma (mieszanych sztuk walki). Poza tym prowadzę zajęcia FITNESS TRX. To szalenie popularna w USA metoda treningowa wykorzystująca taśmy, na których wykonujemy ćwiczenia z obciążeniem własnego ciała. Efektem jest wysportowana, silna sylwetka, wspaniała kondycja oraz miło spędzony czas wolny. Jest to doskonała podbudowa do treningów sztuk walki. Z naszych danych operacyjnych wynika, że jesteś też trenerem, jakie osiągnięcia mają Twoi uczniowie? S Miernikiem skuteczności nigdy nie były dla mnie zawody sportowe. Sztuka walki to jedno, a zawody sportowe to coś innego. Jeśli zaś chodzi o moich uczniów, to wspomnieć tu mogę Marcina Zontka. Jest jednym z najpopularniejszych zawodników MMA w naszym kraju. Zresztą to kowarzanin z krwi i kości. Nasze miasto powinno być z niego dumne. Długo by można opisywać jego sukcesy, każdy może też poczytać o nich na mojej stronie (www.jkdpoland.com). Powiem tylko tyle, że Marcin był jednym z pierwszych, których pokazał nam Polsat podczas gali KSW – konfrontacja sztuk walki. Dodam też, że „Zonti” podpisał ostatnio kontrakt z jedną największych organizacji MMA na świecie – M 1 Challenge. Czy jako trener potrafisz wyczuć, czy adept sztuki walki robi to dla sportu, czy może chce mieć przewagę fizyczną nad otoczeniem? Jak wszędzie zapewne znajdą się tacy, których nie powinno być w danej branży. Czy potrafię ich wyczuć? Raczej tak. Doświadczenie nauczyło mnie, że tacy ludzie zwykle prędko odpadają, nie mają cierpliwości, samodyscypliny. W sztukach walki nie ma drogi na skróty. Tu nie ma tak, że wstrzykniesz sobie sterydy i za pół roku jesteś Brucem Lee. To walka z samym sobą do końca życia. Ludzie, którzy „nie byli zbyt grzeczni” nim do mnie przyszli, z czasem sami przyznają przed sobą, że im dłużej trenują, tym mniej są agresywni. Potrafią stosować zasadę walki bez walki. Tłumaczę moim uczniom, że jeśli pobiją kogoś na ulicy, to tak jakby ktoś wszedł do szpitala, wyciągnął obłożnie chorego z łóżka, pobił i odszedł dumny, opowiadając o tym na prawo i lewo. Ich umiejętności tworzą teraz właśnie taką przepaść między ludźmi, którzy nie trenują. Dając się sprowokować do walki lub ją wszczynając, są idiotami, gdyż taka wygrana to powód do wstydu, a nie do dumy. Dla nich wygraną jest wstać rano z nastawieniem, że jest kolejny trening, na którym muszą być, czy im się chce czy nie. To jest prawdziwa walka. Walka z samym sobą. Jeszcze jedno często powtarzam: „Jeśli kogoś pokonasz, to czym się szczycić? Przecież jeśli kogoś pokonałeś, to znaczy, że był słabszy, pokonałeś wiec słabszego – to powód do dumy? Chyba nie. :)”. Mam nadzieję, że to, co robię, daję więcej dobrego niż złego. Jednak pewnych rzeczy uniknąć się nie da. Zawsze będą jakieś czarne owce, czy to w policji, służbie zdrowia, Kościele czy na mojej sali. l o łs i ty / rozmowa W Kowarach sporty walki uprawiane są od ponad trzydziestu lat, długie tradycje jak na małe miasto, jak myślisz skąd się to bierze? Tak, w naszym mieście sztuki walki istnieją już bardzo długo. Ja sam prowadzę zajęcia od 2003 roku. Kowarska sekcja Karate Shotokan istnieje od 1979 roku, wtedy to ja przyszedłem na świat. Sam uprawiałem karate przez 10 lat pod okiem naszych kowarskich instruktorów, którym z tego miejsca chciałbym serdecznie podziękować za tamte wspaniałe lata. Jeśli pozwolisz to wymienię: Adam Peczeniuk, Janusz Piepiora, Grzegorz Truchanowicz, Dariusz Rajkowski. OSS (tradycyjne pozdrowienie karateków – przyp. red.). Pozdrawiam też wszystkich, którzy wylewali ze mną pot w tamtych czasach. Ale wracając do pytania skąd się to bierze, ta moda na sztuki walki. Myślę, że to świetna forma realizacji swoich celów, a te cele bywają zupełnie różne. Czy to poprawa stanu z ce l e b ryt ą zdrowia, formy fizycznej czy po prostu odstresowanie się. To, co dają nam sztuki walki, to niekończąca się opowieść. Byłeś kiedyś zmuszony korzystać ze swoich umiejętności na ulicy? Być może... ale to nigdy nie są powody do chwały. Zdecydowanie jestem człowiekiem pokoju. Co poza sportem i siłownią ważne jest w Twoim życiu? Chciałbym otoczyć się takimi ludźmi, którzy pozwolą mi przejść przez życie po swojemu. Bardzo cenię sobie osoby o otwartych umysłach, które potrafią się napić przysłowiowej „innej herbaty”. Ja też chętnie spróbuję ich „herbaty”. Nie godzę się na zakłamanie, obłudę, politykę. Myślę, że coraz mniej ludzi jest sobą, większość gra. Ważne jest dla mnie, by mój syn, który podobno ma zagościć na okładce ( – A tak, coś takiego chyba obiecaliśmy – red.:), zrozumiał kiedyś to, o czym mówię. By sięgnął po filozofię Bruce’a Lee i zawsze był sobą. A czy będzie pasjonatem sztuk walki, to już nie jest istotne. Oby był prawdziwy i znalazł swoją drogę. Dziś ma niespełna 3 latka i jeszcze słabo mówi, ale zapytany co Bruce Lee robi, odpowiada: „kopie i boksuje”. Więc może ziarno zostało zasiane. Mam nadzieje, że z czasem ujrzy więcej i dowie się, co stoi za tym boksowaniem i kopaniem. Filozofia jeet kune do to filozofia życia, nie odnosi się tylko do sfery samej walki. Ważne jest dla mnie też, aby kiedyś móc odwiedzić grób Bruce’a Lee. Byłem dwukrotnie w USA trenować u jego uczniów, jednak ze względów finansowych zawsze musiałem skupić tylko na treningach. Wierzę, że kiedyś i ja stanę nad grobem swojego mentora i zapłonie tam znicz z Kowar. Dziękujemy, jesteś wolny… na razie. Ale prosimy, na wszelki wypadek, nie opuszczaj terenu kraju. No i widzicie, przez was znowu nie mogę wyjechać na grób mego mistrza. Jak nie finanse, to wy:). Dziękuję za zaproszenie, życzę Wam i wszystkim kowarzanom zdrowych i spokojnych świąt. A wszystkich chętnych zapraszam do mojej akademii na treningi sztuk walki oraz fitness TRX. Dla fanów chcących autograf od Pawła Krażewskiego podajemy tel.: 669 423 496 Protokół podpisał Jacek Kunikowski, Darek Kaliński Fotografie: Paweł Perlowski www.pawelperlowski.com 7 S l o łs i ty / K UL T U R A Przeplatanki W szyscy poeci, jakich znam ze szkoły, już dawno umarli. W połowie września w kowarskim domu kultury odbył się wieczór poetycki, kiedy był poprzedni, nie pamiętam. Wydarzenie choć kameralne, warte jest odnotowania. Miałem okazję poznać nie tylko żywego poetę, ale i żywe słowo pisane, na dokładkę w niezwykle żywiołowej oprawie. Bohaterem wieczoru był Tobiasz Majstrenko. Na pewno nie jest to człowiek przesądny. Na wieczór ze swoją poezją wybrał trzynasty dzień miesiąca. Okazja była szczególna, ważna dla każdego twórcy. Tobiasz właśnie wydał debiutancki tomik ze swoimi wierszami. Nosi on tytuł „Przeplatanki liryczne”. Czytelnicy Slołsity otrzymali go w poprzednim wydaniu gazety. Nie wiem, czy do niego zajrzeli, ale polecam, bo warto. Wieczór poetycki odbył się w sali widowiskowej Miejskiego Ośrodka Kultury. Organizatorzy postanowili połączyć dwa żywioły. Wyreżyserowaną formę i spontaniczną treść. Choć nie w Kowarach, to na różnych wieczorach poetyckich bywałem. Po kwadransie robiło się mdło. Nie żebym poezję miał gdzieś. Po prostu atmosfera takich spotkań potrafi zemdlić. Goście wieczoru – zespół Stearise Tobiasz Majstrenko Wieczór z poezją Tobiasza był wciągającym widowiskiem i paraspektaklem, dodam, że wciągającym. Zaczęło się jazzowo. Motyw Krzysztofa Komedy z filmu Romana Polańskiego Rosemary's Baby zagrał na trąbce Leon Kancerek. Choć to najmłodszy członek Kowarskiej Orkiestry Rozrywkowej, już o nim można mówić Leon Zawodowiec. Potem na scenę wszedł dyrektor MOK-u Dariusz Kaliński, elegancki, jakby szedł na pogrzeb. Nawet długo nie nudził. Wywołał onieśmielonego chwilą Tobiasza Majstrenko. To co nastąpiło po chwili, zaskoczyło mnie tego wieczoru po raz pierwszy. Panowie rozsiedli się wygodnie na scenie i rozpoczęli rozmowę. Był to taki mini talk-show na żywo. Tobiasz Majstrenko odpowiadał na pytania przesłuchu- jącego go dyrektora domu kultury. Autor czytał również wiersze ze swojego tomiku. Kaliński marudził, ale to normalne, ja przywykłem. Zresztą był kiedyś nauczycielem, mnie w szkole zapewne zniechęciłby do aktorstwa, że zła dykcja itp. A tak jeszcze mam nadzieję. Na scenie była również poezja śpiewana i tu kolejne zaskoczenie. Zespół, który to robił nie zagrzałby pewnie miejsca na scenie, gdzie klasycznie śpiewa się poezję. Wiersze Tobiasza wykonywała grupa oscylująca w klimatach ostrego rocka. Było soczyście gitarowo. – To dla mnie nowe doświadczenie – mówi Daniel Kukiełka, wokalista grupy STEARISE – wcześniej nie tylko nie śpiewałem poezji, ale dziś miałem debiut wokalny. Oceniać wierszy Tobiasza się nie odważę. Miejski Ośrodek Kultury wydał tomik, bo autor zapowiada się jako interesujący twórca. MOK chce promować takich ludzi. Można temu przyklasnąć i czekać na następnych. Czytelników zainteresowanych poezją Tobiasza Majstrenki informujemy, że w biurze MOK można jeszcze dostać tomik jego poezji. Jacek Kunikowski REKLAMA Leon Kancerek – solo na trąbce 8 S l Co w moku słychać Występ Kowarskiej Orkiestry Rozrywkowej we Vrchlabi (Czechy) W listopadzie kowarscy teatromani zobaczyć mogli „Zapiski amoralnego moralisty”, spektakl Mariusza Marczyka, zainteresowani fotografią uczestniczyli w wernisażu wystawy „Fotowizje”, prezentujacej prace trzech kowarskich fotografików – Adama Peczeniuka, Mikołaja Trzymalskiego oraz Arkadiusza Szcześniaka. Tych, którzy nie zdążyli odwiedzić „Fotowizji”, zapraszamy na stronie www.miq. freehos.pl/wystawa. Spora grupa dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym bierze udział w zajęciach rytmicznych i artystycznych. Rodzice są zadowoleni, a dzieci nie mogą doczekać się spotkań w MOK. Podobnie jest z zajęciami dla trochę starszych – postępy robią dziewczęta tańczące w grupie cheerleaderek, grupa uzdolnionych muzycznie uczęszcza na kurs nauki gry na gitarze. O efektach można mówić w przypadku zajęć muzycznych – w Kowarskiej Orkiestrze Rozrywkowej przybywa grających na instrumentach dętych i zespół coraz częściej koncertuje. W jesieni odbył się cykl otwartych spotkań dla dj-ów, w warsztatach wzięło udział kilku młodych ludzi, doszło do wy- Moc pończochy, czyli o fetyszach teatralnie „Zapiski amoralnego moralisty” to autorskie dzieło Mariusza Marczyka, aktora i pisarza. Artysta szukę napisał na motywach własnej powieści pt.”Fetysze Izydora Bluma”. Kowarska publiczność już wie, co było fetyszem literackiego i scenicznego bohatera wykreowanego przez Mariusza Marczyka. Wyjaśnienie tajemnicy sugerowanej tytułem powieści, to tylko jeden z powodów, dla którego warto obejrzeć monodram i przeczytać książkę Marczyka. Zwłaszcza, że spektakl w żaden sposób nie odbiera widzowi przyjemności płynacej z późnejszej lektury powieści i odwrotnie – można zacząć od książki, by później zobaczyć szukę teatralną z autorem w roli Izydora. Historia Bluma opowiedziana ze sceny to świetny tekst i rewelacyjna kreacja aktorska. Mariusz Marczyk doskonale radzi sobie z formą monodramu. Mimo oszczednej scenografii i jednego aktora w obsadzie sztuki, widz ma wrażenie, że jest świadkiem bardzo żywego dialogu bohatera z terapeutką. Prosty zabieg mówienia do nieobecnej na scenie postaci, która - dzięki warszatowi aktorskiemu pana Marczyka - niemal materializuje się, sprawia, o łs i ty / K UL T U R A miany doświadczeń, co – miejmy nadzieję – zaowocuje kiedyś oprawą muzyczną imprez kulturalnych. Ponadto dom kultury otwarty jest na potrzeby i sugestie kowarzan – jeśli chcą Państwo rozwijać swoje zainteresowania i realizować się w jakiejś dziedzinie, prosimy o kontakt. Jeśli znajdzie się wystarczająca ilość chętnych, zorganizujemy zajęcia: •kurs rysunku dla młodzieży i dorosłych (50 zł/mies.) •kółko szachowe •zajęcia teatralne (dzieci, młodzież, dorośli) •angielski dla dzieci (50 zł/mies.) •warsztaty hafciarskie (30 zł/mies.) Zapraszamy też na zajęcia, które obecnie odbywają sie w MOK: •grupa cheerleaderek – czwartek godz. 16.00–18.00 (SP i gim.) •rytmika – poniedziałek godz. 16.30–17.30 (przedszkolaki) •warsztaty artystyczne – piątek 16.00– 17.00 (przedszkolaki i SP) •nauka gry na gitarze – wtorek godz. 16.00–17.00 (SP i gim. – 40 zł/mies.) •nauka gry na instrumentach: trąbka, saksofon, puzon (zajęcia indywidualne od wtorku do piątku, terminy do ustalenia z instruktorem, zajęcia nieodpłatne) (mok) że jesteśmy świadkami przykuwającej uwagę sesji terapeutycznej. Okoliczności gabinetu terapeutycznego są idealną sytuacją do snucia opowieści o meandrach życia, zakamarkach duszy i najbardziej intymnych dylematach człowieka. Istotą każdej terapii jest szczerość wobec siebie i terapeuty, więc bohater rozbraja prawdomównością, która chwilami porusza, chwilami bawi, ale powoduje też głęboką refleksję. Zwierzenia Bluma są bardzo osobiste, dotykają intymnych sfer ludzkiego życia, ale granica dobrego smaku nie zostaje przekroczona. Publiczność żywo reaguje na sytuacje o zacięciu – można powiedzieć – kabaretowym, a to jest dowód na to, że teatr niekoniecznie musi kokietować widza wulgarnym dowcipem czy męskim striptizem. Niewątpliwą atrakcją tej teatralnej opowieści jest też to, że kobiety w każdym wieku mogą się wiele dowiedzieć o wyrobach pończoszniczych i mocy, jaką daje im umiejętne i świadome korzystanie z przywileju noszenia rajstop i pończoch. „Zapiski amoralnego moralisty”, spektakl Mariusza Marczyka oparty na motywach jego powieści „Fetysze Izydora Bluma”; sala widowiskowa Miejskiego Ośrodka Kultury w Kowarach; 16 listopada 2012 r. 9 S 10 l o łs i ty / rek l ama REKRUTACJA /// 2012/2013 Nabór lutowy rozpoczęty! Zawody przyszłości na wyciągnięcie ręki Centrum Kształcenia Plejada w Jeleniej Górze zaprasza do zapoznania się z ofertą rekrutacyjną W zawodzie OPIEKUNA MEDYCZNEGO jeszcze długo nie będzie problemów ze znalezieniem pracy. Według planów Ministerstwa Zdrowia w najbliższych latach nawet 50 tysięcy techników ma zastąpić w pracy m.in. pielęgniarki. Aby zdobyć kwalifikacje do opieki medycznej nad pacjentem nie trzeba posiadać wybitnych zdolności. Wystarczy ukończenie szkoły policealnej, gdzie nauka trwa tylko jeden rok. Po tym okresie opiekunowie zyskują uprawnienia do świadczenia usług pielęgniarskich, które będą wykonywać pod nadzorem lekarzy. Mogą pracować w publicznej oraz prywatnej służbie zdrowia, za granicą oraz w domach pomocy społecznej. Opiekun Medyczny to jedyny zawód gdzie preferowane są osoby w średnim wieku, odpowiedzialne z wiedzą i życiowym doświadczeniem. Równie dobre perspektywy zawodowe czekają na TECHNIKÓW MASAŻYSTÓW, ponieważ zapotrzebowanie na ich usługi jest ogromne i stale rośnie. Nieregularny tryb życia i brak ruchu fizycznego sprawiają, że coraz więcej osób cierpi na bóle lub schorzenia kręgosłupa. W wielu wypadkach porady i pomoc masażystów wystarczą, by pacjenci odzyskali komfort pracy a trapiące ich bóle minęły. Nauka zawodu technika masażysty odbywa się w systemie wieczorowym od poniedziałku do środy i trwa 2 lata. Po ukończonej szkole technicy masażu bez problemu znajdują zatrudnienie także w sanatoriach, salonach SPA, odnowy biologicznej w klubach sportowych. Można również otworzyć prywatny gabinet. Na rynku pracy powiększa się luka wśród pracowników z wykształceniem technicznym, dlatego takie osoby są coraz bardziej poszukiwane i doceniane przez pracodawców. Branża BHP zmienia się i rozwija a zapotrzebowanie na fachowców wciąż rośnie. Zaczyna to być przyszłościowy, nowoczesny i dynamiczny zawód. Niezbędne kwalifikacje zdobyć można już w 1,5 roku nauki. Po tym okresie słuchacz zdaje egzamin i otrzymuje państwowy dyplom potwierdzający kwalifikacje zawodowe w zawodzie technik BHP oraz suplement w języku angielskim honorowany w krajach UE. Do dnia 1 lipca 2013 r. wszyscy pra- S l o łs i ty / R E K L A M A cownicy służb BHP mają obowiązek uzupełnić swoje wykształcenie do minimum tytułu TECHNIKA BEZPIECZEŃSTWA I HIGIENY PRACY. Po tym dniu osoby, które nie uzupełniły swoich kwalifikacji nie będą mogły wykonywać dotychczasowych obowiązków. Kolejnym kierunkiem oferowanym przez Centrum Kształcenia Plejada jest TECHNIK ADMINISTRACJI – idealne rozwiązanie jeżeli chcesz podjąć pracę w urzędzie, biurze, administracji sektora publicznego lub prywatnego lub interesuje Cię praktyczne wykorzystanie prawa w życiu codziennym. Absolwent tego kierunku może być zatrudniony w każdej instytucji administracyjnej i gospodarczej m.in. w: urzędach wojewódzkich, urzędach rejonowych, urzędach powiatowych i gmin, sądach, podmiotach gospodarczych, firmach ubezpieczeniowych, bankach, urzędach skarbowych. Słuchacze w 2-letnim cyklu kształcenia poznają tajniki prawa, gospodarki, techniki biurowej, organizacji pracy biurowej, języka obcego, rachunkowości, socjologii i psychologii społecznej. Pilnie poszukiwane są również OPIEKUNKI DZIECIĘCE. Deficyt miejsc w przedszkolach i żłobkach jest bardzo duży, odpowiedzią na taką sytuację stały się przedszkola rodzinne. Liczba tych placówek wzrasta, a wykwalifikowanych opiekunek brakuje. Opiekunka dziecięca to idealny zawód dla osób, które lubią dzieci i mają z nimi dobry kontakt. Podczas zajęć słuchacze poznają zasady właściwej opieki nad dziećmi, ich pielęgnacji, wychowania oraz anatomii i fizjologii dziecka. Zdobywają wiedzę z zakresu podstaw pedagogiki i psychologii, uczą się stymulowania rozwoju i pierwszej pomocy. Obok zajęć teoretycznych, przyszłe opiekunki biorą udział w praktykach, odbywających się najczęściej w żłobkach, domach małego dziecka i szpitalach. Kosmetyka i pielęgnacja ciała to w dzisiejszych czasach podstawa. Nie bez przyczyny mówi się, iż nasze zdrowie zależne jest od stanu zarówno ducha jak i ciała. Uzdrowiska i salony Spa pozwalają na utrzymanie w korzystnym stanie zarówno tego pierwszego jaki drugiego. Może więc warto zainwestować w siebie, znaleźć pracę lub pomyśleć o własnym biznesie w branży kosmetycznej? Zdobyć kwalifikacje do samodzielnego wykonywania zawodu można już po 2 letniej nauce. Zawód stwarza szerokie możliwości pracy. Dyplom TECHNIKA USŁUG KOSMETYCZNYCH uprawnia do prowadzenia własnej działalności w zakresie kosmetyki, pielęgnacji zdrowia i urody. Zawód daje szansę współpracy z wieloma nowoczesnymi firmami kosmetycznymi, salonami odnowy biologicznej, fitness klubami, salonami piękności czy klinikami dermatologicznymi. Nauka na wszystkich kierunkach organizowana jest na poziomie Szkoły Policealnej dla dorosłych, wystarczy ukończenie szkoły średniej, matura nie jest wymagana, nie ma też ograniczeń wiekowych. Zajęcia nie kolidują z pracą i są prowadzone w systemie stacjonarnym wieczorowo lub zaocznym. Szkoła posiada własny budynek z profesjonalnie wyposażonymi pracowniami do praktycznej nauki zawodu. Osoby zainteresowane mogą zgłaszać się do sekretariatu szkoły ul. Waryńskiego 20, 58-500 Jelenia Góra (dojazd autobusami MZK – 2,3,11,20 i 33) tel./fax 75 648 83 85. Wszelkie informacje można uzyskać również na stronie internetowej szkoły www.plejada.edu.pl oraz pisząc na adres e-mail [email protected]. 11 S l o łs i ty / księ g a para Odeszli do wieczności w roku 2012 ia l na JEZUS ZAMIESZKAŁ POŚRÓD NAS! To nie my szukaliśmy Go, ale On przyszedł do nas… Stał się człowiekiem, by przeżywać Franciszka Grygierczyk 31.12.2011 Mieczysław Apoljański 24.06. Leokadia Babula 01.01.2012 Maria Rapacka 25.06. nasze radości i smutki, bóle Zbyszko Brudniak 03.01. Mieczysław Pawlicki 05.07. Helen Kowalczyk 08.01. Józefa Labak 20.07. i cierpienia. W Roku Wiary Robert Hamziuk 16.01. Teresa Zyzek 21.07. uwierzmy w Bożą MIŁOŚĆ Ryszard Dub 19.01. Leszek Gołębski 24.07. i pragnijmy piękniejszego życia, Michalina Drabarek 22.01. Jan Krażewski 25.07. Stanisława Ćwiek 23.01. Jerzy Haderer 25.07. pełnego życzliwości i otwartości Iwona Kurpiel 24.01. Markus Szerszeń 29.07. dla innych. W ten szczególny dzień Antonina Pura 25.01. Maria Klepacka 02.08. życzymy, by Boże Dziecię znalazło Leokadia Łaszczyk 31.01. Antonina Guzik 02.08. Jerzy Fiedorowicz 01.02. Daniel Chendoska 05.08. schronienie w sercach nas Bogdan Szumowski 05.02. Jerzy Siedleczka 03.08. wszystkich, niech wleje w nie Jadwiga Kiser 06.02. Apolonia Róż 08.08. Bogumiła Kozyra 09.02. Jan Plata 12.08. radość i pokój, niech czyni je Janusz Kaczyński 09.02. Czesław Gołębski 13.08. Adam Romano 13.02. Ryszard Drewnicki 16.08. Zygmunt Hobgarski 12.02. Cecylia Nadolska 21.08. Maria Osińska 16.02. Halina Langowska 19.08. Roman Rabczyński 13.02. Marianna Zakrzewska 23.08. Teresa Plata 20.02. Jadwiga Rehlis 23.08. Jerzy Bacławski 28.02. Edward Balawejder 18.08. Iwona Krzyżkowska 06.03. Stanisław Ciszek 25.08. Stefan Hapanowicz 10.03. Tomasz Brach 30.08. Zbigniew Ptaszek 09.03. Maria Gęborska 03.09. Paul Kilka 31.01. Czesława Walenciak 09.09. Anna Andrzejewska 21.03. Paweł Mielniczuk 09.09. Prakseda Wiącek 29.03. Maria Korzeniewicz 03.09. Andrzej Janocha 05.04. Zofia Kania 10.09. Wanda Spryszyńska 06.04. Teresa Ćwiertnia 11.09. Kazimierz Śmieżewski 08.04. Anna Goral 15.09. Romuald Ryntowt 08.04. Bernarda Walentynowicz 16.09. Czesław Arciuch 06.04. Stanisława Liszka 20.09. Stanisława Nowicka 12.04. Marian Miechniacki 24.09. Józefa Brucka 17.04. Marianna Szymańska 23.09. Józef Jasiurkowski 12.04. Janina Czerniakowska 22.09. Janina Łagun 24.04. Maria Majkut 21.09. Ewa Wolak 23.04. Czesław Wasilewski 27.09. Zofia Ćwiertnia 03.05. Henryk Arciuch 27.09. Jadwiga Konefał 11.05. Genowefa Butkiewicz 29.09. Franciszka Szklana 12.05. Mieczysław Szczerbicki 01.10. Engelbert Prokscha 15.05. Anna Bilska 04.10. Maria Dróżdż 16.05. Marianna Estkowska 09.10. Anna Szmel 16.05. Danuta Klich 11.10. Jan Mendaluk 17.05. Werner Kupka 13.10. Daniela Kunikowska 24.05. Czesław Rosiński 15.10. Jacek Kosmalski 25.05. Eugeniusz Rudnicki 19.10. Barbara Zając 25.05. Krystyna Martyka 18.10. Kazimiera Orzechowska 26.05. Dariusz Falkowski 24.10. Zofia Ryncarz 02.06 Anna Staniecka 27.10. Elżbieta Kosendarska 04.06. Sławomir Rokicki 30.10. Marian Strzelecki 03.06. Stanisław Klepacz 04.11. Nadzieja Kolejda 03.06. Józef Książczyk 05.11. Jerzy Pawlicki 08.06. Wioletta Stawiarska 11.11. Piotr Kolinko 10.06. Adam Szatkowski 17.11. Andrzej Sałaciński 12.06. Józef Aleksandrowicz 20.11. Marian Włodarski 17.06. Grzegorz Sobkowiak 20.11. Jan Kulikowski 15.06. Zofia Felkiel 25.11. Helena Dąbrowska 21.06. Daniela Rurarz 25.11. Edmund Pacholczyk 23.06. Feliksa Jankowska 26.11. Z uwagi na małą ilość miejsca, zapisy ślubów i urodzin przedstawimy w następnym numerze Slołsity. 12 f dobrymii niech Wam błogosławi na każdy dzień NOWEGO 2013 ROKU Franciszkanie z Kowar REKLAMA Centrum Nauki Języka Angielskiego El Centre & Mr Jack We wish you a Merry Christmas and a Happy New Year. Eliza Ziemianek i Jacek Ziarkowski www.eljang.pl S l o łs i ty / P R O J E K T Drodzy Kowarzanie i Mili Goście naszego miasta! Pragniemy poinformować o nowym produkcie turystycznym tj. grze przyrodniczej „Zagraj w Zielone Karkonosze”, która powstała w ramach transgranicznej współracy pod nazwą „Zielone Karkonosze – rozwój infrastruktury turystycznej miast pogranicza polsko-czeskiego: Jilemnice, Karpacz, Kowary”. Celem projektu było stworzenie ścieżki dydaktycznej po atrakcjach przyrodniczych 3 miast partnerskich. U nas w Kowarach jest to 5,5 km pętla po ciekawych przryrodniczo zakątkach miasta oraz jego najbliższej okolicy. Proponujemy rozpocząć spacer przy kowarskim ratuszu. Przejście tej całej trasy spacerowej, nawet niewprawnemu turyście zajmie nie więcej niż dwie godziny. Oczywiście trzeba jeszcze doliczyć czas na odpoczynek oraz kontemplację otaczającego nas piękna „matki natury”. Jest to więc ciekawa propozycja na spędzenie czasu zarówno przed, jaki i po obiedzie. Do zdobycia upominki, serdecznie zapraszamy do gry! REGULAMIN GRY ZAGRAJ W „ZIELONE KARKONOSZE” Gra przeznaczona jest dla dzieci i dorosłych, małych i dużych gości Zielonych Karkonoszy. Weź udział w grze, zachęć do udziału swoich bliskich, rodzinę i przyjaciół, a w sposób aktywny poznasz atrakcje przyrodnicze Karkonoszy – spędzicie razem czas, poznacie smak poszukiwań, zdobędziecie ciekawe nagrody. 1. Zgłoś się do Informacji Turystycznej. Tam otrzymasz planszę do gry i wszystkie niezbędne informacje. * IT Karpacz – ul. Kolejowa 1, www.karpacz.eu * IT Kowary – ul. 1 Maja 1a, www.kowary.pl * IT Jilemnice – Masarykovo náměstí 140, www.ic.mestojilemnice.cz 2. Odwiedź w terenie wszystkie punkty zaznaczone na mapie i odwzoruj na niej odciski piktorgamów umieszczone w pobliżu atrakcji przyrodniczych za pomocą ołówka. 3. Z odrysowanymi wszystkimi piktogramami przyjdź do Informacji Turystycznej, a otrzymasz nagrodę. Ilość nagród jest ograniczona. 4. Jeżeli odkryjesz w sobie ducha odkrywcy i zapragniesz dowiedzieć się więcej o Zielonych Karkonoszach odwiedź wszystkie miasta partnerskie: Jilemnice, Karpacz, Kowary. 5. Za odrysowanie wszystkich piktogramów w wymienionych miastach otrzymasz nagrodę specjalną. Ilość nagród jest ograniczona. 6. Uczestnik gry bierze w niej udział na własną odpowiedzialność. Tekst i zdjęcie: M. i A. Weinke Partnerzy projektu: * Miasto Karpacz * Mesto Jilemnice * Nadleśnictwo Śnieżka w Kowarach * Parafia pw. Im. NMP w Kowarach * Szpital MSW w Jeleniej Górze – OW Przedwiośnie w Kowarach Projekt pn. „Zielone Karkonosze – rozwój infrastruktury turystycznej miast pogranicza Polsko-Czeskiego: Jilemnice, Karpacz, Kowary” współfinansowano ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Współpracy Transgranlcznej Republika Czeska – Rzeczpospolita Polska 2007–2013. 13 www . smk - kowar y . p l s t owarz y szenie mi Ł o ś nik ó w kowar KURIER KOWARSKI Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej nr 4 (112), rok xxi KRONIKA SMK soliści opery poznańskiej – Joanna Szabla i Adam Woźniak, którzy zaśpiewali utwory Giacoma Pucciniego oraz Emerricha Kalmana. Podczas uroczystości Zarząd Stowarzyszenia Miłośników Kowar nadał tytuł Honorowego Członka SMK Panu Stanisławowi Kanonowiczowi. Koncertowi towarzyszyła wystawa fotograficzna „Wspomnienie XX wieku”. Na zdjęciach mogliśmy oglądać kowarskie realia z lat 50. 60. 70. Uczestnicy niejednokrotnie odnajdywali na nich siebie lub członków swoich rodzin. Dodatkową atrakcją była prezentacja multimedialna i wspominki Pana Franciszka Gawora. Był to jedynie wstęp do większego przedsięwzięcia, które planuje SMK na 500-lecie nadania praw miejskim Kowarom. Ach, ten wiek XX… fot. G. Schmidt (2) 8 września Ponownie gościli u nas przyjaciele z Schönau-Berzdorf. Tym razem głównym celem ich przyjazdu był występ chóru w Kowarach podczas uroczystości otwarcia zrewitalizowanego parku przy ul Matejki oraz w Łomnicy. Gościom pokazaliśmy kolejne atrakcje naszego regionu – Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska oraz pałac w Łomnicy. 27 października W auli Miejskiego Ośrodka Kultury odbył się koncert jesienny. Głównym organizatorem przedsięwzięcia był Pan Fryderyk Pacak – pracownik szkoły muzycznej w Jeleniej Górze, członek Stowarzyszenia Miłośników Kowar. Koncert został wpisany w kalendarz imprez kulturalnych Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. Stanisława Moniuszki w Jeleniej Górze. Nauczyciele i uczniowie uczelni raczyli nas swoimi zdolnościami. Wśród występujących nie zabrakło kowarzan. Gościnnie wystąpiła Anna Szulia – nauczycielka szkoły muzycznej w Zgorzelcu. Spotkanie uświetnili 24 listopada Pod koniec listopada już po raz drugi w sali Miejskiego Ośrodka Kultury zaśpiewali Joanna Szabla oraz Adam Woźniak. Koncert zatytułowany „Wiolinem i basem – opowieści zza kurtyny” w chłodny wieczór zapewnił słuchającym niezapomniane wrażenia. Prowadzący Eugeniusz Zdański ze swadą opowiadał ploteczki i anegdotki z życia kompozytorów, muzyków i śpiewaków, a Joanna i Adam czarowali głosami. Wzruszyli widownię wspólnym wykonaniem „Usta milczą, dusza śpiewa” oraz słynnym utworem ze „Skrzypka na dachu” – „To świt, to zmrok”. Sopranistka poruszyła wszystkich arią Halki ze „Strasznego Dworu” Stanisława Moniuszki, a jej partner uwodził, głównie damską część widowni, arią torreadora z „Carmen” Bizeta i zachwy- Wspomnienia Pana Franciszka Gawora 14 Nadanie Panu Stanisławowi Kanonowiczowi tytułu Honorowego Członka SMK K U R I E R K O W A R S K I / kronika smk 1 grudnia W Kawiarni „Urszulka” odbyła się „Biesiada Barbórkowa”. Wydarzenie zostało zorganizowane przez Stowarzyszenie Miłośników Kowar, Urząd Miasta Kowary i pana Franciszka Gawora. Otwierając biesiadę, pan F. Gawor stwierdził, że mimo iż do nowego roku został jeszcze miesiąc, uroczystość „Barbórki” można śmiało uznać za początek obchodów jubileuszu 500-lecia otrzymania przez Kowary praw miejskich. Następnie głos zabrał pan Mirosław Górecki, Burmistrz Kowar, który dziękując za nieustanną, wieloletnią współpracę z Gminą Kowary, uroczyście wręczył barbórkowy upominek panu Franciszkowi. „Biesiadę Barbórkową” tradycyjnie poprowadził niezastąpiony mgr inż. Franciszek Gawor – dyrektor ds. technicznych dawnych Zakładów Przemysłowych R-1 w Kowarach. Podczas spotkania nie zabrakło dowcipów oraz śpiewania górniczych pieśni i piosenek. Zaśpiewano m.in. utwory takie jak „Niech żyje nam górniczy stan”, „Hej gwarkowie”, „Cała sala”, „Karolinka” i „Karczmo, karczmo”. Kiedyś gwarkowie kowarscy uczestniczyli w karczmach piwnych i biesiadach z okazji „Barbórki”. Karczma piwna różni się od biesiady tym, że w tej pierwszej uczest- Występ Joanny Szabli i Adama Woźniaka niczą tylko mężczyźni, natomiast w biesiadzie – kobiety i mężczyźni – powiedział pan Franciszek Gawor. Ponadto „Barbórkę” organizuje zakład pracy. Odpowiednikiem karczmy piwnej dla kobiet jest combra babska. Pierwsza biesiada barbórkowa, w której uczestniczyłem, została zorganizowana przez Zakłady Przemysłowe R-1 w Zakładowym Domu Kultury w Kowarach. Uczestników było tylu, że brakowało miejsc. Każdy górnik dostawał wtedy ćwiartkę wódki i 20 dag kiełbasy. Ostatnią „Barbórkę” ZPR-1 zorganizowały w 1972 r. Potem ZPR-1 zostały zlikwidowane. – Tradycję „Barbórek” w Kowarach udało się odtworzyć w 2000 roku z inicjatywy pana Franciszka Gawora, gdy byłem Przewodniczącym Rady Miejskiej Kowar. Zakładem pracy, który je wtedy organizował, były Sztolnie Kowary – Podziemna Trasa Turystyczna. Z kolei ubiegłoroczne obchody „Barbórki”, w których uczestniczyło ok. 125 osób były częścią projektu pn. „Śladami górnictwa kowarskiego – ścieżka edukacyjna i obchody dnia Św. Barbary w Kowarach”. Był on współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz ze środków budżetu państwa za pośrednictwem Euroregionu Nysa – dodaje pan Mirosław Górecki, Burmistrz Miasta Kowary. W „Biesiadzie Barbórkowej” uczestniczył także Jerzy Chitro ze Stowarzyszenia Pro-Kowary. Poinformował zebranych o projekcie upamiętnienia pracy górników, w tym represjonowanych politycznie górników – żołnierzy z Brygad Górniczych. Projekt przewiduje wmurowanie tablicy pamiątkowej na budynku „B” kowarskiego Urzędu Miasta w ramach obchodów 500-lecia nadania praw miejskich Kowarom. Zbigniew Piepiora fot. G. Schmidt cił profesjonalnym wykonaniem „Tańców Połowickich” z opery „Kniaź Igor” Aleksandra Porfirjewicza Borodina. W związku z tym, że towarzyszyła nam już atmosfera przedświąteczna, swój występ artyści zakończyli kolędą „Cicha noc”. Przez półtorej godziny, dzięki wspaniałym muzykom i solistom, mogliśmy przemieszczać się w miejscu i czasie bez konieczności posiadania wehikułu. Anna Szablicka fot. Z. Piepiora Idą święta, idą święta… Niech nikomu nie zabraknie szczerości, ciepła i miłości, blask serc niech rozproszy wszystkie troski. Redakcja KK Redakcja: Katarzyna Borówek-Schmidt, Gabriela Kolaszt, Grzegorz Schmidt, Leszek Pohoski, Stanisław Kanonowicz, Jerzy Sauer. Korekta: Anna Szablicka Współpracują: Wiesława Adamiec, Jarosław Kotliński, Adam Walesiak Kontakt: Stowarzyszenie Miłośników Kowar, ul. Górnicza 1, Kowary; e-mail: [email protected] Skład komputerowy: Wojciech Miatkowski Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, Kowary Barbórka 2012 15 K U R I E R K O W A R S K I / p o d r ó ż e Migawki z Bhutanu podniebnego królestwa, Kraju Grzmiącego Smoka Tekst i fotografie: Leszek Pohoski Bhutan leży we wschodnich Himalajach, graniczy z Indiami i Tybetem. Jest krajem wielkości Szwajcarii. Zaledwie czterodniowy pobyt w tym królestwie, w drodze z Indii do Tybetu dostarczył niezapomnianych wrażeń. Klasztor „Gniazdo Tygrysa”, wrzesień 2007 r. J uż samo lądowanie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Samolot lawirował wśród wysokich gór. Widoczność nie była najlepsza, ale w pewnym momencie dostrzegłem śnieżnobiały masyw Czomo Lhari – największej góry Bhutanu, do tej pory niezdobytej. Król Bhutanu nigdy nie wyda na to pozwolenia, gdyż uważa, że mieszkają tam bogowie. Wylądowaliśmy na krótkim pasie lotniska w Paro. Po ciepłym powitaniu otrzymaliśmy khataki – białe szale, które tradycyjnie wręcza się gościom. Na zwiedzanie miasta wyruszyliśmy mikrobusem bhutańskiego biura podróży. Od samego początku uderzyła nas odmienność kulturowa i obyczajowa tego przepięknego kraju, który w sanskrycie nazywany jest „Końcem Tybetu”. Najdziwniejsze są stroje Bhutańczyków. Mężczyźni noszą gho – kaftany z grubej kolorowej wełny sięgające za kolana, z białymi wykrochmalonymi mankietami i kołnierzami oraz czarne skarpety i czarne pół- 16 buty. Kobiecy strój to kira – kolorowa, sięgająca kostek spódnica zapinana z tyłu na srebrne zatrzaski, a do tego jedwabna bluzka i kusy żakiecik. Uliczki Paro są wąskie, zabudowane niskimi drewnianymi domkami z maleńkimi sklepami i zakładami krawieckimi. Na ulicach nie widać samochodów, królują rowery. Po południu pojechaliśmy na obrzeża Paro, by zobaczyć jeden z ważniejszych klasztorów w Bhutanie. Przeszliśmy przez masywną bramę, przy której uzbrojeni policjanci skrupulatnie nas skontrolowali. Miejscowym wolno tu wejść tylko w stroju narodowym z upiętym białym modlitewnym szalem długości 3 m, turyści muszą mieć długie spodnie lub spódnice, koszule z długimi rękawami i zakryte dekolty. Należy zdjąć nakrycie głowy, a obuwie zostawić przy wejściu. Klasztor zachwycił nas kolorami i drewnianymi ornamentami. Tutaj Bernardo Bertolucci nakręcił „Małego Buddę”. Nazajutrz wybraliśmy się do stolicy Thimpu. Po drodze mijaliśmy kolorowe domki, pasące się jaki, tarasowe poletka uprawne, ruiny twierdz, stupy i ogromne młynki modlitewne. Thimpu liczy 50 tysięcy mieszkańców. W centrum nie ma sygnalizacji świetlnej, a ruchem kieruje policjant w białych rękawiczkach. Odwiedziliśmy stadion sportowy, na którym odbywały się zawody łucznicze (narodowy sport Bhutańczyków). Rywalizujące drużyny stały naprzeciwko siebie i strzelały z bambusowych łuków do małych tarcz ustawionych w odległości 150 metrów. Następnie zwiedziliśmy minizoo, gdzie podziwialiśmy takiny – to zupełnie wyjątkowy endemit występujący tylko w Bhutanie. Zwierzę jest trochę podobne do antylopy, ale głowę ma krowy. W kraju żyje 150 gatunków ssaków, w tym tak rzadkie jak pantera śnieżna irbis i panda czerwona. Trzeciego dnia pojechaliśmy do Punakhi – dawnej stolicy kraju. Tuż za rogatkami Punakhi minęliśmy rezydencję królewską. Pałac ukryty jest w głębi ogromnego parku, widać jedynie pięknie ozdobioną bramę wjazdową. Powszechnie szanowany król otrzymał doskonałe wykształcenie, studiował w Indiach i Londynie. Ożenił się w 1988 roku. Nie mogąc zdecydować się na wybór jednej z czterech zaproponowanych mu panien, które były siostrami, poślubił wszystkie. (Bhutańczycy, jeżeli tylko stać ich na to, mogą mieć kilka żon. Wśród górskich plemion panuje swoiście pojęta poliandria – z oszczędności dwóch braci bierze sobie jedną żonę). Monarcha ponoć żył bardzo skromnie. Często podróżował po kraju i osobiście kontrolował poczynania gospodarcze. W 2004 roku w trosce o zdrowie obywateli wprowadził w ca- K łym kraju zakaz palenia tytoniu (nie wszyscy go przestrzegają). Abdykował, przekazując władzę jednemu z synów. Obecny władca Namgyel Wangchuck zrzekł się władzy absolutnej, przekazując większość swoich uprawnień parlamentowi. Podczas drogi do Punakhi przejechaliśmy przez przełęcz Dochula (3140 m n.p.m.), z której podziwialiśmy himalajskie siedmiotysięczniki. Ostatni dzień przeznaczyliśmy na trekking do klasztoru Taktshang położonego na wysokiej skale zamykającej dolinę Paro. Na wysokość 2003 m n.p.m. dojechaliśmy mikrobusem, a stamtąd rozpoczęliśmy wędrówkę. Szliśmy wśród rododendronów (w Bhutanie jest ich około 50 gatunków. Wiele z nich jest tak okazałych jak nasze rodzime drzewa). Po uciążliwej wędrówce stromymi zboczami wreszcie naszym oczom ukazał się przyczepiony do ogromnej skały Taktshang zwany „Gniazdem Tygrysa”. Obecna budowla jest rekonstrukcją XVIII wiecznego klasztoru, który spłonął doszczętnie w 1988 roku. Żyje tam kilku mnichów, którzy praktykują tzw. medytację trójkową polegającą na tym, że trzech z nich medytuje w odosobnieniu trzy lata, trzy miesiące, trzy tygodnie i trzy dni. Na zwiedzanie tego przybytku potrzebne jest specjalna zgoda wydawana przez bhutańskie biura podróży. Przeciętny turysta nie dostanie takiego pozwolenia. Nasz przewodnik, praktykujący buddysta w oryginalnym narodowym stroju, wprowadził nas do środka. Popołudnie spędziliśmy na wsi nieopodal Paro, oglądaliśmy domy z drewna i gliny z kunsztownymi ozdobami, pomalowane Dom bhutański – Dug-giel na jaskrawe barwy. Parter wiejskiego budynku przeznaczony jest dla zwierząt. Na pierwsze piętro wchodzi się po stromej drabinie. Tam znajdują się kuchnia, izba mieszkalna i salka do modlitwy i medytacji. Strych służy do przechowywania żywności i plonów. Odwiedziliśmy wielopokoleniową rodzinę. Siedząc na glinianej podłodze, piliśmy herbatę z ziarenkami prosa. Taki napój pije się w całych Himalajach, zwłaszcza na dużych wysokościach. Liście herbaciane zalewa się mlekiem z łojem jaka i solą. Nie wszystkim przypada do gustu, ale mnie bardzo smakowała. Wypiliśmy kilka czarek, zyskując tym uznanie w oczach domowników. Za gościnę odwdzięczyliśmy się drobną opłatą. Pora żegnać Bhutan. Pozostała tęsknota za himalajskimi krajobrazami, spokojnymi twarzami mnichów, lampkami migoczącymi w świątyniach i zapachem kadzideł. U R I E R K O W A R S K I PTASI KURIER S Sikory ikory to niewielkie ptaki z rzędu wróblowatych, prowadzące z reguły osiadły tryb życia. W Polsce występuje kilka gatunków, które również możemy spotkać w okolicy Kowar. Pokarmem tych ptaków są w ogromnej większości owady, jednak w okresie zimowym sikory korzystają z ludzkiej pomocy, podjadając kawałki słoniny lub innego tłuszczu wystawione do karmników. Pomysłowość w zdobywaniu pokarmu oraz zdolność przestawienia się w okresie zimowym na dokarmianie sprawiają, że sikory są w naszym kraju częstym i znaczącym elementem awifauny. Właśnie okres jesienno-zimowy jest najlepszym czasem do obserwacji sikor. Ptaki w poszukiwaniu pokarmu trafiają często do domowych siedzib, a głód i niska temperatura sprawiają, że są znacznie mniej płochliwe. Kiedy będziemy na jesiennym spacerze, wystarczy zwrócić uwagę na przydrożne kępy drzew i krzewów. Sikory w tym okresie żerują stadnie w grupach liczących od kilku do kilkunastu osobników. Ptaki nie unikają obecności człowieka, a więc stosunkowo łatwo je zauważyć. Są ruchliwe i przemieszczają się sprawnie między gałązkami, patrolując je w poszukiwaniu pokarmu. W takiej grupce na pewno spotkamy sikorę bogatkę, to najczęściej pojawiający się w pobliżu człowieka gatunek. Jest największą z krajowych sikor o długości ciała 14–17 cm i rozpiętości skrzydeł 23 cm. Ubarwienie bogate (jak nazwa wskazuje), głowa czarna z białymi plamami na policzkach, grzbiet ciemny, a spód ciała żółty z podłużną czarną pręgą. Wraz ze stadem bogatek żeruje często modraszka. To drugi z naszych popularnych gatunków. Jest mniejsza od swojej kuzynki, porusza się jeszcze sprawniej, przemykając między gałązkami, a w jej ubarwieniu ważną rolę odgrywa element „modry”, czyli niebieska główka, część skrzydeł i ogon. Nieco rzadziej spotykane gatunki to sikora uboga i czarnogłówka oraz czubatka. Są mniej efektownie ubarwione niż bogatka i modraszka, jednak jak przystało na kuzynki, wykazują pewne cechy wspólne wszystkim sikorom. Czubatka ma dodatkowo na głowie efektowny czubek z piór. Wszystkie wymienione sikory podlegają ochronie gatunkowej. Ptaki te pełnią ważną rolę w ekosystemach leśnych, gdyż zjadają duże ilości szkodników drzew i krzewów. W okresie najcięższej zimy warto zawiesić kawałek słoniny (koniecznie niesolonej!) w przydomowym ogródku, aby pomóc przetrwać tym niewielkim sympatycznym ptakom trudny dla nich czas. W następnym numerze Kuriera opowiem o prawdziwej ptasiej rzadkości, którą w Kowarach można obserwować bez większych problemów nawet w mieście! Zapraszam serdecznie również na moją stronę www.piotrtrachta.albumio.pl, gdzie można znaleźć sporo zdjęć ptaków i nie tylko. Piotr Trachta 17 MIĘDZY RUDNIKIEM A GÓRĄ WOŁOWĄ WĘDRÓWKI PO DZIEJACH DOLINY JEDLICY Kowary sprzed 67 lat 1 W 1945 roku II wojna światowa chyliła się ku upadkowi. Pod koniec stycznia front wschodni dotarł do Dolnego Śląska. Pancerne zagony Armii Czerwonej miażdżyły kolejne punkty nazistowskiego oporu w kierunku Odry i Nysy Łużyckiej. Ostatecznie linia frontu zatrzymała się na linii Wrocław – Bolesławiec – Lubań. Zawierucha wojenna szczęśliwie ominęła Kotlinę Jeleniogórską. Do samego końca tego kataklizmu Kowary wraz z innymi okolicznymi miejscowościami służyły Wehrmachtowi jako ośrodki wypoczynku dla żołnierzy niemieckich oraz miejsca rekonwalescencji dla lżej i ciężej rannych. Wojskowi po wypoczynku wracali ratować swoją ojcowiznę. Wyjeżdżali pociągami elektrycznymi ze stacji kolejowej. W samych Kowarach mieszkańcy czytali w prasie lub oglądali kroniki o kolejnych sukcesach obronnych armii Hitlera pod Strzegomiem (luty 1945) czy pod Lubaniem (ostatnia wygrana bitwa Tysiącletniej Rzeszy – marzec 1945). O tragicznej sytuacji polityczno-gospodarczej państwa, o sromotnych porażkach na wszystkich innych frontach propaganda Göbbelsa milczała. Życie w małym miasteczku w dolinie Jedlicy na wiosnę ostatniego roku woj- 18 ny toczyło się prawie normalnym trybem. Pozornie wszystko było jak dawniej. Mieszkańcy pracowali w fabrykach, a w kopalni wytwarzali dobra na potrzeby armii (wówczas cały niemiecki przemysł nastawiony był na potrzeby wojny). Często spotykali przymusowych robotników, głównie Polaków, ponieważ synowie tej ziemi służyli w wojsku, jeśli nie zginęli gdzieś daleko na froncie. Czasami widywali również więźniów w pasiastych ubraniach z obozu koncentracyjnego Gross Rosen, którego filia mieściła się w Bukowcu. Sklepy, knajpy, kawiarnie były otwarte. Działała linia kolejowa, poczta, a nawet browar. W tle majaczyły Karkonosze. Mieszkańcy raczej nie narzekali. Właściwie nie mogli, ponieważ za defetyzm groziła kara śmierci przez rozstrzelanie. Na oknach kamienic obowiązkowo wisiała flaga z hakenkreuz jako symbol dozgonnej lojalności führerowi. Z nadejściem wiosny, pomimo tej pseudonormalności, kowarzanie czuli, że coś złego wisi w powietrzu. Wieczorem 8 maja do miasta dotarła hiobowa wiadomość. Niemcy przegrali wojnę! Hitler nie żyje. Hordy ze wschodu zajmują bez walki kolejne miasta. Rabują, gwałcą, mordują. Niedługo dotrą i tutaj. Od rana 9 maja 1945 nagle miasteczko zamarło. Wszystko było poza- mykane. Nikt nie poszedł do pracy i nikt nie wychylił nosa z domu. Nie było dokąd uciec. Flagi zostały zamienione na białe. I tu zaczynamy. Motocyklowy patrol razwietki składający się z kilku brudnozielonych maszyn m-72 z wózkami (patrz zdjęcie) nadjechał od strony Kostrzycy pod rogatki miasta. Żołnierze w hełmach z czerwoną gwiazdą niezbyt trzeźwym okiem spoglądali na malownicze góry. Dowódca dał znak do zatrzymania się przed terenem zabudowanym. Czerwonoarmista, dowódca sierżant, na pierwszym motorze podciągnął rękaw i sprawdził godzinę. Była… to było trudne, ponieważ na spoconą rękę założył trzy zegarki, tak zwane trofiejne czasy. Wskazówki każdego z nich ułożone były nieco inaczej. Po krótkiej konsternacji związanej z określeniem czasu zauważył w rowie przy drodze przewrócony znak z napisem Schmiedeberg im Schlesien. Sięgnął po mapę regionu, którą jakiś czas temu wyniósł z księgarni na rynku w Jeleniej Górze przez wybitą witrynę sklepową, mimo że drzwi były otwarte. Wszystko się zgadzało. Miał rozkaz przyjechać właśnie tu na patrol, sprawdzić, czy nie 1 W 1945 roku rdzenni mieszkańcy Kowar nie byli Polakami, lecz niemieckimi obywatelami III Rzeszy, a nasze miasto nosiło nazwę Schmiedeberg im Schlesien. fot. Wikipedia K Podobnie wyglądał patrol, który „wyzwolił” Kowary ma jakichś hitlerowców i przynieść osadzie wyzwolenie. Wjechali do miasteczka ulicą Hirschberger Strasse brukowaną drogą. Minęli kilka zadbanych domów, uroczy skwerek nad rzeką i wysoki mur po prawej stronie. Przed ich oczami ukazał się pałac. Po chwili żołnierze zauważyli czerwony krzyż. To, co wzięli za pałac, było szpitalem z bardzo zadbanym i czystym parkiem. Dookoła kwitły bzy i różaneczniki. Gdyby nie białe flagi na każdym domu, nie sposób było poznać, że na świecie toczyła się wojna, która pochłonęła kilkadziesiąt milionów ofiar. Motocykliści minęli mały mostek po lewej i drewniany budynek z napisem Conditorei po prawej stronie. Jechali wzdłuż rzeki i gęstej zabudowy. Czerwonoarmiści byli czujni. Mieli przygotowane pepesze w gotowości ogniowej. Bacznie przyglądali się oknom, z których groziło największe niebezpieczeństwo ostrzału. Zbliżyli się do wielkiego kościoła – opium dla mas – jak wyrażał się sam Lenin. Naprzeciwko stała figura jakiegoś świętego tych przeklętych papistów. Wjechali do ścisłego centrum. Ulica lekko zakręcała. Dalej nie widać było znaku życia ani żadnych zniszczeń wojennych. Miasto było oazą spokoju w porównaniu z tym, co widziały oczy sowieckich weteranów. W końcu zobaczyli okazały wolno stojący gmach. To musiał być ratusz – burżuazyjna władza tego goroda. Zajechali na mały rynek za ratusz. Na placu stał dorodny buk, który dawał sporo cienia w ten ciepły, słoneczny dzień. Zaraz za drzewem stał granitowy pomnik leżącego Germańca z datami 1914–1918 i wykutym maltańskim krzyżem. A za rzeką stał kolejny sobor. Centrum było posprzątane, zadbane i spokojne. Nie było śladu punktów oporu. Patrol zatrzymał się. Motocykle ustawiły się sprawnie w szyku. Żołnierze badawczo rozglądali się dookoła, pozostając w gotowości ogniowej. Sierżant zszedł ze swojego stalowego rumaka. Podniósł gazetę, którą zauważył na bruku. Był to Schmiedeberger Stadtblatt. Zaczął ją przeglądać. Niestety nic nie rozumiał, bo nie znał gotyckiej czcionki. Właściwie to słabo umiał czytać i pisać po rosyjsku, nie U R I E R K O W A R S K I / H I S T O R I A mówiąc o niemieckim. W końcu wydarł skrawek, wyciągnął woreczek i nasypał machorki. Zapalił skręta. Po kilku machach zawarczał na swoich podwładnych i wydał rozkazy. Jego oddział podzielił się na małe grupy, które rozjechały się w różne strony miasteczka. Kilku żołnierzy zostało przy motocyklach, a on z dwójką eskorty powoli, lecz pewnie weszli do ratusza. Sprawnymi susami sprawdzili piętro. Nikogo nie było. Weszli schodami na pierwsze piętro, przeszli przez drzwi po prawej stronie, skręcili w lewo i drugi raz w lewo. Pierwszy do sporej sali wszedł sierżant i nagle wystrzelił. Jak się okazało, strzelał do popiersia arcyzbrodniarza – Adolfa Hitlera2. Dym unosił się z pistoletu maszynowego. W sali nie było żywej duszy. Następnie weszli do pokoju naprzeciw sali. Tam spotkali pierwszego człowieka. Starszy pan w eleganckim burżuazyjnym garniturze siedział wystraszony za biurkiem z podniesionymi rękami. Był to Bürgermeister. Zaczął coś mówić po niemiecku. Szeregowy pozdrowił go starym sowieckim antyniemieckim pozdrowieniem, czyli pięścią w nos. Pominę tu opis trudności w porozumiewaniu się radziecko – niemieckim, które nastąpiły. Potem kilka zdań typu: Hitler kaput, Stalin gut oraz butelka schnapsa przełamały lody komunikacyjne na linii niemieckiej administracji publicznej i Armii Czerwonej. Burmistrz oficjalnie poddał miasto. Zadowoleni z faktu, że kolejne miasto bezwarunkowo kapitulowało przed robotniczo-chłopską armią, dodatkowo obdarowali się alkoholem, który stał w kolorowych butelkach w szafie za biurkiem. Na koniec burmistrz podarował dowódcy zegarek na rękę, choć nie był z tego powodu szczęśliwy. Zegar, który stał przy drzwiach, zabrali szeregowcy, oczywiście również nie pytając o zgodę. Na plac powróciły wysłane motocykle wyładowane przeróżnymi suwenirami jak kołdry, ubrania, butelki z nisko- i wysokoprocentowym alkoholem, no i oczywiście z różnej wielkości zegarami. Zadowoleni z dobrze wykonanego zadania ruszyli kolumną w dół rzeki. Polska administracja zawitała do Jeleniej Góry dopiero 22 maja. Grupa inicjatywna przybyła z Kielc ze starostą Wojciechem Tabaką, którego głównym zadaniem było utworzenie polskiej władzy na Ziemi Je- leniogórskiej. Kilka dni później do Kowar wysłano pierwszych Polaków. Ich celem było zabezpieczenie obiektów przemysłowych i jak najszybsze wznowienie produkcji, już dla odbudowującej się po wojnie nowej Polski. A Niemcy? W myśl układów jałtańskich o granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej tubylców zaczęto wywozić z ich małej ojczyzny. Na początku wywieziono niezdatnych do pracy starców i dzieci. Fachowcy zostawali do czasu, kiedy mogli być zastąpieni przez polską wykwalifikowaną siłę roboczą3. Do domów przychodziła Milicja Obywatelska z rozkazem wyjazdu. Wysiedlani mieli niewiele czasu na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Następnie wraz z walizkami ładowani byli na furmanki. Eskorta brała swój haracz, a następnie przewoziła Niemców na dworzec kolejowy Jelenia Góra Zachód. Po drodze byli napadani i grabieni. Na placu przydworcowym w oczekiwaniu na transport w wagonach bydlęcych byli napadani i okradani z resztek dobytku – można by rzec, taka sprawiedliwość dziejowa. Po wielu latach cierpień, upokorzeń i biedy Polacy nie mieli w sobie litości, współczucia czy wyrzutów sumienia. Niemcy nie stawiali oporu, wszystko przyjmowali z pokorą pokonanych. Schmiedeberg stał się Krzyżatką. Nastały nowe rządy. Do miasta zaczęli przybywać Polacy z różnych stron kraju, repatrianci ze wschodu, osadnicy wojskowi, szabrownicy i inni, ale to już temat na inny artykuł. Grzegorz Schmidt 2 Ślad po tym jest widoczny do dnia dzisiejszego. W sali rajców znajduje się mały cokół, na którym nie ma już żadnego popiersia. 3 Na koniec kilka uwag. Z rozmów z czytelnikami wywnioskowałem, że najbardziej podobała się Państwu historia miłosna Elizki i Wilhelma. Osoby, z którymi rozmawiałem, bardzo żywo reagowały i komentowały ten temat. Widać miłość jest bardzo ważna w naszym życiu. Druga uwaga dotyczy Fryderyka II, króla Prus. Okazało się, że w Kowarach ma on swoich fanów. Nie zmienia to faktu, że był postacią niejednoznaczną moralnie, choć wg historiografii niemieckiej zasłużył na przydomek Wielki. Na sam już koniec dziękuję wszystkim Czytelnikom cyklu. Szczególnie dziękuję tym, którzy dzielili się ze mną uwagami na temat mojej zabawy w fabularyzowaną historię. Nie ukrywam, że w moim umyśle zrodziło się kilka nowych pomysłów. Na tyle dużo, że już myślę o drugim sezonie wędrówek po dziejach doliny Jedlicy. Jak to się skończy? Czas pokaże. Ostatni Niemcy wyjechali z Boguszowa-Gorc w 1955 roku. Byli oni górnikami w tamtejszej kopalni. 19 Carita – Żyć ze szpiczakiem Przedstawiamy Państwu relację z wyjazdu członków fundacji na konferencję medyczno-naukową do Lipska. Kowarski Indiana Jones vel. Grzebalski (Robert Andrzejewski) odczytuje napis na pamiątkowym głazie Zagadka pamiątkowego głazu w Parku Miejskim Przechodząc się z żoną i dzieckiem alejami nowo otwartego parku, Grzebalski zwrócił uwagę na pamiątkowy głaz. Po pierwsze rzuciło mu się w oczy to, że kamień stoi już prawidłowo. Został odwrócony pionowo. Zaowocowało to możliwością odczytania napisu, co też Grzebalski uczynił. Przy wykorzystaniu ołówka do zacieniowania liter, udało się odczytać tekst następującej treści: „Die Stadt Schmiedeberg Dem Shönter Den stadlischen Unlagen Dem Bauder ernenten Heinrich Wende Geb. 19.12.1843 gest. 1.5.1919 um G(a)edaemuis”. W wolnym tłumaczeniu na język polski brzmi: „Miasto Kowary Szanowanemu zadość czyniąc miejskiemu Patronowi Heinrichowi Wende Urodzonemu 19.12.1843 zmarłemu 1.5.1919 Na wieczność”. Warto zwrócić uwagę, że Heinrich Wende pojawia się w „Historii Miasta Kowary w Karkonoszach spisanej przez Theodora Eisenmängera onegdaj nauczyciela miejskiej szkoły ewangelickiej wydanej w 1900 roku”. Na stronie 212 można przeczytać historię przyjazdu Tyrolczyków do Kowar w październiku 1837 roku. Opowiadając ją, autor powołuje się, obok Tietze’a, na Wendego. Ów Wende prawdopodobnie kontynuował księgę Tietz’a pt. „Historia miasta Kowary i jego kościołów i należących do parafii ewangelickiej szkół miejskich i wiejskich”. T. Eisenmägner przywołuje ją w przytoczonej książce na stronie 214, opisując życie Tietz’a. Był on duchownym kościoła ewangelickiego w Kowarach w latach 1838–1850. W związku z powyższym nasuwają się trzy dygresje. Po pierwsze, wydaje się, że Wende musiał być wielkim filantropem, skoro poświęcono mu park ku pamięci. Po wtóre, może warto byłoby podziękować pionierom Kowar, którzy przewrócili ówże głaz, dzięki czemu napis nie uległ zniszczeniu i zatarciu. Po trzecie, podziękowania należą się firmie, która rewitalizowała park za to, że nie zniszczyła napisu na głazie. Robert Andrzejewski i Zbigniew Piepiora 20 Do Lipska, na zaproszenie Grupy Szpiczakowej Multiples Myelom-Plasmozytom Selbsthilfegruppe Leipzig, pojechali przedstawiciele kowarskiej Fundacji Carita – Żyć ze szpiczakiem, aby 17.11.2012 r. uczestniczyć w konferencji na temat szpiczaka mnogiego. Moderatorem spotkania był przewodniczący niemieckiej Grupy Szpiczakowej pan Albrecht Reißmann. Wspólnie z Dyrektor Onkologisches Zentrum am Klinikum St. Georg GmbH panią Luisą Mantovani Löffler byli organizatorami tej konferencji. Fundację Carita – Żyć ze szpiczakiem reprezentowali: wiceprezes Pan Ryszard Borczyk, członek fundacji Stanisław Adamiec oraz wolontariusze: Agnieszka Hajduszkiewicz i Anita Owczarek. Pan Albrecht Reißmann przedstawił zebranym naszą Fundację, byliśmy jedyną polską organizacją na tym spotkaniu. Międzynarodową Fundację Szpiczaka Mnogiego (International Myeloma Foundation) reprezentował pochodzący ze Stanów Zjednoczonych Gregor Brozeit, który powitał przybyłych na konferencję gości. Pierwszą prelekcję na temat leczenia bólu i polineuropatii w szpiczaku mnogim wygłosił dr med. Christian Jakob z St. Hedwig Krankenhaus (Szpital św. Jadwigi) w Berlinie. Niezwykle interesujący był wykład dr med. Luisy Mantovani Löffler dotyczący żywienia w szpiczaku mnogim. Pani doktor przyniosła na spotkanie produkty, które kolejno omawiała, a następnie delektowaliśmy się zrobionymi z nich przekąskami. Każdy mógł przekonać się, że zdrowe może być także smaczne. Konferencję zakończył wykład dra med. Christopha Shimmel pfenniga dotyczący najnowszych leków i metod leczenia szpiczaka mnogiego. Po każdej prelekcji uczestnicy spotkania zadawali wiele pytań, na które lekarze wyczerpująco odpowiadali. W kuluarach do dyspozycji uczestników spotkania była duża ilość materiałów typu: ulotki, książeczki, płyty CD z poradami i ćwiczeniami. Przywieźliśmy je do Polski, z pewnością będą pomocne w pracy Fundacji. Spotkanie przebiegło w bardzo przyjaznej atmosferze, a smaczny catering zregenerował nasze siły witalne. Pan Gregor Brozeit zaprosił Fundację Carita – Żyć ze szpiczakiem do bliższej współpracy z International Myeloma Foundation, co niewątpliwe poszerzy wspólne działania na rzecz pacjentów. Następnego dnia, wraz z Panem Albrechtem Reißmannem zwiedzaliśmy Lipsk. Oprowadzał nas po najciekawszych zakątkach miasta, opowiadając o nich niezwykle interesująco. Podziwialiśmy profesjonalizm Anity Owczarek, która pełniąc rolę tłumacza w naszej grupie, wytrwale wszystko przekładała na język ojczysty. Dotyczyło to w szczególności tematów medycznych konferencji. Dziękując za zaproszenie i wspólnie spędzony czas, w imieniu Pani Prezes Wiesławy Adamiec zaprosiliśmy Przewodniczącego Selbsthilfegruppe Leipzig p. Albrechta Reißmanna do Kowar na spotkanie, które Fundacja będzie organizowała w następnym roku. Agnieszka Hajduszkiewicz asystentka K U R I E R K O W A R S K I / L E G E N D A O mądrym laborancie z Kowar, Liczyrzepie i przemądrzałym lekarzu K iedyś w Kowarach żył pewien lekarz, który uważał się za bardzo uczonego i pogardzał medycyną ludową, zbieraczami ziół, a w szczególności laborantami, których uważał za szarlatanów i czarnoksiężników i według jego zdania, natychmiast należałoby ich spalić na stosie. Jako wysoko uczony lekarz, mniemał, że jest w stanie uzdrowić każdego pacjenta. W swoim arsenale posiadał niezliczone ilości tabletek, pigułek i najróżniejszych proszków. Jak wszystkim wiadomo, większość sztucznie otrzymanych medykamentów, choć w wielu chorobach są bardzo pomocne, posiada uboczne działanie. Kiedy przychodził do niego jakiś człowiek z dolegliwościami żołądka, lekarz przepisywał mu czerwone tabletki. Co prawda, po pewnym czasie dolegliwości żołądka ustępowały, ale w ich miejsce pojawiały się bóle głowy. Na bóle głowy lekarz miał w swojej skarbnicy tabletki koloru niebieskiego. Kiedy ustępował ból głowy, pojawiał się ból nerek. Na to, lekarz miał tabletki zielone. Gdy ból nerek ustępował, a w jego miejsce pojawiały się dolegliwości żołądka – oczywiście tabletki czerwone, itd. Tak zamykało się błędne koło. Ile ludzi wyzdrowiało, a ilu ludziom zaszkodził, trudno powiedzieć. Niedaleko domu lekarza mieszkał skromny laborant. Często chodził w góry w poszukiwaniu rzadkich roślin, z których robił soki, maści i przeróżne lekarstwa. Wielokrotnie w górach spotykał Liczyrzepę, z którym bardzo się zaprzyjaźnił. Duch Gór cenił w nim skromność, szczerą chęć pomocy ludziom i to, że nigdy nie korciło go wtargnąć do jego ogrodu, w którym przechowywał rzadko występujące w Karkonoszach rośliny. Często objaśniał mu; na co są pomocne, czy należy je zbierać, kiedy księżyc przybiera na pełni lub odwrotnie, wieczorem, czy wcześnie rano, nim opadnie poranna mgła. Duch Gór pouczał laboranta, aby zalecał swoim pacjentom częste wietrzenie mieszkania, długie spacery, umiarkowanie w jedzeniu, nienadużywanie mocnych trunków i tytoniu, a przede wszystkim, aby wyzbyli się złych cech charakteru. Złość, nienawiść, zazdrość i nieżyczliwość są również powodem wielu chorób. Nie trwało długo, jak aptekę laboranta odwiedzało coraz to więcej schorowa– nych ludzi, którzy odstępowali do uczonego, dumnego lekarza. Któregoś dnia, kiedy jego gabinet świecił pustkami, postanowił przejść się do laboranta, aby dowiedzieć się, co za lekarstwa sprzedaje swoim pacjentom, że tak licznie odwiedzają jego aptekę. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy po drodze spotkał swojego dawnego pacjenta, bogatego handlarza drewnem, któremu przed pół rokiem nie wróżył więcej jak miesiąc życia. Widząc jego zdrową i wesołą twarz, spytał, jak mu idzie. – A dziękuję, panie doktorze, dobrze. Miał pan rację, mówiąc wtedy, że nie przeżyję miesiąca. Oczywiście – tu uśmiechnął się – stałoby się to na pewno, gdybym nie udał się do naszego wspaniałego laboranta. W drzwiach o mały włos nie zderzył się z wychodzącą z apteki żoną burmistrza, której od przeszło trzech miesięcy nie widział w swoim gabinecie. Cierpiała ona na przewlekłe zapalenie gardła. Teraz twarz miała uśmiechniętą, a w głosie nie słychać było chronicznej chrypki. Kiedy znalazł się we wnętrzu apteki, spytał: – Powiedzcie mi, aptekarzu, co to za mikstury sprzedajecie swoim klientom, że lgną do was jak muchy na lep? Stary laborant uśmiechnął się i powiedział: – Jak chcecie, mogę wam pokazać, co oferuję moim klientom. – Chętnie bym zobaczył – odrzekł zadowolony. Laborant udał się na zaplecze swojej apteki i przyniósł kilka buteleczek z naklejonym karteczkami. Na jednej z nich napisane było: ,,Lekarstwo przeciwko zazdrości”, na drugiej ,,Lekarstwo przeciwko nienawiści”, na innej ,,Lekarstwo przeciwko nieżyczliwości”, itd. – Nie powiecie mi – zaśmiał się lekarz – że to wszystko oferujecie waszym pacjentom? – Oczywiście, że nie – powiedział aptekarz. – Mam i inne mikstury i podał lekarzowi inną buteleczkę, na której napisane było: ,,Lekarstwo przeciwko przesadnej dumie i zadzieraniu do nosa do góry”. – Jak chcecie, możecie spróbować – powiedział z tajemniczym uśmiechem laborant. Zadufany w sobie lekarz zorientował się, że niestety nie uda mu się zdobyć upragnionych receptur, według których aptekarz przygotowuje lekarstwa. Kiedy stary laborant przekroczył setkę, zdrowy na umyśle i ciele, zasnął snem wiecznym, lekarz udał się w pośpiechu do jego apteki w poszukiwaniu upragnionych receptur. Pomimo iż przeszukał dokładnie każdy zakamarek, nie znalazł nic oprócz pustej buteleczki z naklejonym napisem: ,,Lekarstwo na głupotę” oraz małej karteczki, na której był cytat z Biblii – wg ewangelii Pierwszego Listu apostoła Piotra, rozdział 3, wiersz 10–11: ,,Albowiem kto chciałby miłować życie i ujrzeć dobre dni, niech powstrzyma język od złego, a wargi jego od mówienia rzeczy zwodniczych, lecz niech się odwróci od złego, a czyni to, co dobre: niech szuka pokoju i do niego dąży”. Janusz Piotr Mędrykiewicz P O E Z J A Zielone drzewko Pachnące zielone drzewko Marzeniami przybrałam A między gałązkami Wspomnienia pochowałam. I stoi sobie bez ozdób Zieloną suknią okryte I tylko ja wiem jedna Co pod igłami jest skryte. powodzenia basia Alicja Pawłowska 21 R I E R K O W A R S K I POTOMKOWIE TKACZA ZE SCHMIEDEBERGU Z darzyło się to ponad trzy lata temu. Był „tłusty czwartek” 2009 r. Poranne oglądanie telewizji przerwał mi dzwonek telefonu. Dzwonił mój kolega i przyjaciel Zdzisław Bartuś. Poinformował mnie, że wśród kupujących pączki u pani Medzi w „Urszulce” jest para gości zainteresowanych moimi akwarelami, których „próbki” zauważyli na ścianach kawiarenki. Chcieliby kupić kilka moich akwareli o tematyce kowarskiej, ale nie wiedzą, jak do mnie trafić. Czy może więc wskazać im adres i drogę? Zgodziłem się. Po pewnym czasie w drzwiach mojego mieszkania witaliśmy (tj. ja z żoną Lucyną) naszych gości: panią Irenę Toporek – jak się przedstawiła – i jej dorosłego syna, pana Patryka. W trakcie dalszej rozmowy dowiedzieliśmy się, że przyjechali z Warszawy do Kowar, by szukać dokumentów dotyczących ich przodków mieszkających niegdyś w Schmiedebergu. Patryk od dawna chciał odnaleźć to miasto, ale nie mógł go zlokalizować. Sądził, że leży gdzieś w Niemczech. Od kiedy dowiedział się, że to Kowary, co roku odwiedza nasze miasto i archiwum w Jeleniej Górze, ciągle poszukując informacji o swojej rodzinie. Spodobało mu się i miasto, i góry, i okolice. Z tego względu chce też mieć na pamiątkę moje obrazy ilustrujące piękno Kowar. Spośród przedstawionych akwareli matka i syn wybrali ponad dziesięć. Zaintrygowany tajemniczymi przodkami Patryka zatrzymałem gości, by dowiedzieć się o nich czegoś więcej i zapytałem, jak to się stało, że znaleźli się w Schmiedebergu. Czy wyjechali „za chlebem”, czy może zostali wywiezieni w czasie okupacji? Okazało się, że ani jedno, ani drugie. Po prostu pradziadek pani Ireny mieszkał w Schmiedebergu i prowadził tu warsztat tkacki. Kiedy nastały trudne lata złej koniunktury, wyjechał do Żyrardowa. A był to rok 1860, trzy lata przed wybuchem powstania styczniowego. Wtedy w Łodzi i okolicznych miejscowościach jak grzyby po deszczu wyrastały wielkie manufaktury włókiennicze. „Ziemia obiecana” wabiła nie tylko miejscowych przedsiębiorców, ale także Niemców, Francuzów i innych wizją szybkiego zdobycia ogromnych fortun, ale nie wszystkim się to udawało. A jak powiodło się tkaczowi ze Schmiedebergu, panu Franzowi Helge – bo tak nazywał się przodek pani Ireny i Patryka – opisze w kolejnych numerach „Kuriera Kowarskiego” sam Patryk. Tak ustaliliśmy w trakcie dalszych, trwających już ponad trzy lata bliskich kontaktów. Na przestrzeni tych lat poznałem bliżej i panią Irenę, i pana Patryka. Pani Irena jest zastępcą dyrektora bardzo dużej – ze względu na liczbę dzieci – Szkoły Podstawowej nr 14 w warszawskiej dzielnicy Ursus. Jest magistrem pedagogiki ze specjalizacją nauczanie początkowe. Patryk pracuje w tej samej szkole głównie jako pedagog – terapeuta. Ukończył Akademię Pedagogiki Specjalnej na kierunku resocjalizacja. Ponadto na studiach podyplomowych poszerzał i pogłębiał swoją wiedzę, studiując terapię pedagogiczną oraz pedagogiczną stymulację polisensoryczną. Jest więc człowiekiem bardzo dobrze wykształconym, ambitnym i świetnie przygotowanym do swojej pracy. Z pewnością więc zdobędzie też te dokumenty o swoich przodkach, o które już od lat zabiega. Tak się złożyło, że w ubiegłym roku ukazała się książka Theo dora Eisenmӓngera „Historia miasta Kowary w Karkonoszach” 22 znana już wielu kowarzanom. Ma też tę książkę i Patryk. To on zwrócił mi uwagę, że na stronie 51. wśród osób, które urzędowały w sądzie kowarskim, wymienione jest nazwisko rodowe jego matki w zdaniu: „Wójtem sądowym był w 1598 Kaspar Helge…”. Kto wie, czy to nie praprzodek Ireny i Patryka Toporków? Tylko jak to udowodnić? Gdyby to udało się Patrykowi, jego poszukiwania nabrałyby wymiaru historycznego, a jeśli się to nie uda, to i tak uważam, że historia rodziny Helgów jest na tyle interesująca, że warto będzie ją poznać z relacji Patryka w czterech kolejnych numerach „Kuriera Kowarskiego” planowanych na rok 2013 – rok pięćsetlecia nadania praw miejskich naszemu miastu. Będzie to też drobny przyczynek do dziejów Kowar a ściślej – do dziejów mieszkańców miasta na przestrzeni obecnego jubileuszu. Stanisław Kanonowicz OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA K O W A R Y 1. Dworzec PKP Kowary. Pociąg osobowy do Kamiennej Góry odjeżdża o godzinie 10.35 (Lokomotywa TK) fot. Marek Knychała U 2. „Jedzie pociąg z daleka...” przez most na drodze do Krzaczyny fot. Marek Knychała K 3. „…na nikogo nie czeka.” K U R I E R K O W A R S K I / L U D Z K A R Z E C Z W CO SIĘ BAWIĆ? Nuda… Nuuuuudaaaaa…. Nu-da… Nuda? Nuda! Nudno, czyli jak? Niby tak jakoś bezczynnie. A może raczej obrzydliwie, bo nudzić to przecież mieć nudności. W każdym razie przyjemnie to raczej nie jest. Tak jakoś leniwie lub goło, bo wszak nudyści. Wszystko to razem jakieś takie nużące. Można nudzić się jak mops lub zanudzać innych, ale wtedy biada, bo nie ma nic gorszego niż ktoś nudny. W każdym razie nuda jest antytezą dla aktywności. Stąd nie nudzić się znaczy działać, tworzyć, kreować. Czyli w ostateczności zmęczenie, czyli znużenie i…znowu NUDA. Tak jak ten artykuł – odrobinę nudny. Ale z drugiej strony nie-krytyczny, taki bierny, ospały, wiernopoddańczy. Nudny, bo ileż razy można powtarzać, a powtarzanie to przecież takie nudne. Że beznadzieja, że dziura, że prowincja, że cietrzew, że słońca mało, że śniegu mało, że wody mało, że pracy mało, że ludzi mało. Bo nudzimy się najczęściej w samotności. Wtedy takie odrętwienie, marazm, bezruch. A u nas o ludzi coraz trudniej, stąd coraz więcej nudy. Wypełnia ona nasze otoczenie po same brzegi, albo raczej po same progi. Bo za drzwiami i owszem – czasem nudno (bo problemy, bo dzieci, bo zmęczenie, bo żonina gadanina), ale z drugiej strony wcale nie nudno. Tylko tak jakoś ciasno, smutno, posprzątane, jednym słowem drętwo, czyli nudno. Bo do ludzi, gdy oni tacy nudni? Bo do miasta, gdy ono takie szare? Bo na koncert, wystawę, bal, zabawę – tak jakoś się nie chce, bo to… nudne przecież. Znani – nuda. Miejscowi – jeszcze jaka nuda. Dzieci – znowu to samo; starsi – zupełnie tak samo. Czyli lepiej w domu. Tu przynajmniej nie tyle nuda, co raczej nudzenie się. Jeden kanał w TV – jakież to nudne; książka – trzy strony i koniec, nuda, bo się już wie, co dalej. Zresztą do biblioteki i czekać na nowość? Nuda do kwadratu. Filmy na święta, te same od lat, czyli znowu nudne. Kryzys – nuda; Smoleńsk – nuda; Doda – nuda; piłka nożna – nuda, chyba że hiszpańska lub niemiecka – reszta raczej nuda. Zresztą święta – taaaka nuda. Bo choinka, bo kolędy od listopada, bo pasterka jakaś, bo koniecznie prezenty z nudnym krawatem w śnieżynki, bo Kevin sam w domu, bo nudne życzenia z opłatkiem. Ziewanie, nie-śpiewanie tylko od-twarzanie, przełączanie, same powtórki – przepotężna nuda. Siedzenie przed stołem – nudności dnia następnego; spacerowanie w kółko – też nuda, bo się przecież było, widziało, doświadczyło. Nuda, ale tam… Tam, czyli bez nas, daleko, bogato – nudzić się nie wypada. Tam jest inaczej. Jak? Inaczej, co się będę powtarzał, przecież nie chcę zanudzić na śmierć. Z drugiej strony nie nudzić się – oto jest zadanie. Nie nudzić się to mieć przygody, doświadczać nowego. Tylko czy to aby nie jest czasami zbyt niebezpieczne? Tyle się przecież słyszy…No właśnie zabijać nudę rozmowami, gadaniem, surfowaniem. Plotkowaniem? A o czym? Przecież to już było, to takie nudne. Przecież wcześniej ten z tamtą, albo ten tamtego… Że dwie godziny na słuchawce? Że od rana na „fejsiku”? To tylko tak – z nudy. Bo zazwyczaj to raczej przeciwnie – zapracowanie. Żyć się nie chce. Rano ciemno, z powrotem też ciemno. Monotonia. Zwyczajność, bez fajerwerków. Nigdzie się nie idzie, bo jutro to samo. Nuda. Zresztą sobota – nudne zakupy, nudne sprzątanie, nudne pranie, nudne prasowanie. A jeszcze z wizytką u cioci, a jeszcze później zmęczone pochrapywanie na kanapie. Nuda przez chwilę przemieniona we wściekłość. Ten sam rytuał od lat. Gdzie nienudne kwiaty, świece i komplementy? Gdzie figura osy, prężność biustu, koronki i tiule? Rytuał, przyzwyczajenie, nuda. Te same dowcipy, te same uwagi, te same dąsy. Takie same, bez finezji, bez emocji. „Miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór…” I tak już do… końca świata? Przecież 21 grudnia już tuż. Ale pewnie i on będzie nudny, bo wcześniej „Armagedon”, „Pojutrze”, „2012”, „Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia”, „Dzień zagłady”. Czy coś może nas jeszcze zaskoczyć? Dla autorów końca świata zła wiadomość – nic nas nie zaskoczy. NUDA! A ten artykuł jest dla mojej żony, aby się ze mną nie nudziła. Jarosław Kotliński Wszystkim kowarskim Górnikom oraz ich Rodzinom składamy najserdeczniejsze życzenia z okazji Barbórki. Umiejętnego czerpania radości z teraźniejszości oraz pozytywnego spoglądania w przyszłość. Redakcja Kuriera Kowarskiego Fryderyk Pacak gra na zabytkowym fortepianie. Historia pewnego fortepianu… Moją pasją jest muzyka poważna, a jej propagowanie traktuję jako jeden z celów mojego życia. K ilka lat temu zupełnie niespodziewanie otrzymałem bardzo nietypowy prezent od mojej rodziny z Wiednia – fortepian. Od razu zrodziła mi się w głowie myśl, aby ofiarować go miastu. Przedstawiłem swoją propozycję na zebraniu członków Stowarzyszenia Miłośników Kowar. Temat trafił na bardzo żyzny grunt. Wiele osób, z Panią Gabrielą Kolaszt na czele, zgłosiło chęć pomocy w tym przedsięwzięciu. Przychylność swą okazał także Burmistrz Kowar, Mirosław Górecki, który ofiarował 2,5 tysiąca na prace remontowe. Zadanie nie było łatwe, gdyż fortepian ma ponad sto lat i odrestaurowanie go wymagało dużego nakładu pracy i pieniędzy. Remont zewnętrzny oraz regeneracja mechanizmu okazały się niewystarczające, aby instrument uzyskał pełne brzmienie. Wciąż pracuję nad jakością dźwięku. Przy czym należy pamiętać, że nie jest to fortepian koncertowy, a przeznaczony do kameralnych występów. Naturalnie w pełni usatysfakcjonowany byłbym, gdyby miasto miało środki na zakup nowego sprzętu. Jednak na razie nie jest to realne, więc pozostaje nam cieszyć się tym, co mamy. Myślę, że co do słuszności posiadania przez Urząd Miasta fortepianu nikogo chyba nie trzeba przekonywać. Fryderyk Pacak 23 K U R I E R K O W A R S K I / bos Lem y m PO EUROPEJSKU W ubiegłym roku Polska po raz pierwszy pełniła obowiązki Prezydencji Rady Unii Europejskiej. Przez pół roku przewodniczyła i organizowała prace Rady. Tę funkcję członkowie UE pełnią rotacyjnie. Oprócz zadań politycznych starają się wykorzystać ten czas na autopromocję własnej kultury. Patrona kowarskiego gimnazjum i liceum (razem z Miłoszem i Szymanowskim) wybrano na ambasadora polskiej twórczości artystycznej. Proza Stanisława Lema była inspiracją do powstania plenerowego spektaklu Planeta Lem przygotowanego przez Teatr Biuro Podróży. Jego premiera miała miejsce w lipcu 2011 roku na festiwalu Watch This Space w National Theatre, w Londynie. Reżyser spektaklu, pan Paweł Szkotak, w listopadzie tego roku spotkał się z uczniami gimnazjum i LO im. S. Lema w Kowarach, aby opowiedzieć o tym przedstawieniu. Towarzyszyła mu pani Marta Strzałko, aktorka, z którą współpracuje od ponad dwudziestu lat. Paweł Szkotak założył Teatr Biuro Podróży w czasie studiów psychologicznych w Poznaniu, w roku 1988. Początkowo grupa naśladowała alternatywne inicjatywy kontrkultury lat 70. (Teatr Provisorium z Lublina, poznański teatr Ósmego Dnia). Grali w klubach studenckich, kontestując rzeczywistość i omijając cenzurę. Potem przenieśli się tam, gdzie jest publiczność – na ulicę. Stając się teatrem ulicznym, stworzyli własny, wyrafinowany sposób komunikacji z widzem. Składa się on z dwóch elementów: z jednej strony Paweł Szkotak w czasie wykładu odwołuje się do starej, średniowiecznej tradycji moralitetów i misteriów, z drugiej – do dorobku Meyerholda, Grotowskiego i Kantora. Pierwsza tradycja to model spektaklu plenerowego, który łączy formę widowiska z moralnym przesłaniem. Przestrzeń spektaklu ma charakter misteryjny. Z drugiej strony teatr jest rytuałem, w którym wykonawcy uczestniczą tak jak widzowie, specyficzne aktorstwo oparte jest na ekspresji ciała. Z tych dwóch tradycji teatr Pawła Szkotaka zbudował nową jakość – jak bardzo niezwykłą i jakiej rangi dla współczesnego teatru, świadczą reakcje krytyki i publiczności oraz liczne prestiżowe nagrody. Spektakle teatru pokazane zostały na sześciu kontynentach, m. in. w Argentynie, Australii, Brazylii, Kolumbii, Kubie, Egipcie, Indiach, Iranie, Izraelu, Jordanii, Korei, Libanie, Meksyku, Palestynie, Singapurze, Tajwanie, USA i w większości krajów europejskich. W cza24 okiem sie spotkania w Kowarach Szkotak opowiadał przede wszystkim o Stanisławie Lemie. Scenariusz Planety Lem opiera się na przygodach jednego z najbardziej ulubionych bohaterów Lema – Ijona Tichego. Ląduje on na planecie zamieszkałej przez roboty, które zajmują się organizacją życia niezdolnych do samodzielnej egzystencji Lepniaków. Lepniaki to zdegenerowana forma homo sapiens, którzy po latach stosowania chemicznych substancji uśmierzających ból i wytwarzających narkotyczne halucynacje, nie potrafią żyć bez tych produktów. Tichy namawia ich do buntu, lecz nie na długo. Kiedy Lepniaki uwalniają się od władzy robotów i mogą wybrać nowe życie, wracają do chemicznej ucieczki od rzeczywistości. Antyutopijną wizję masowego społeczeństwa w Planecie Lem można rozumieć jako ostrzeżenie współczesnego społeczeństwa Marta Strzałko i Paweł Szkotak konsumpcyjnego. Konsumpcja nie dotyczy tylko materii – jesteśmy również „preparowani” do nabywania i „spożywania” olbrzymich ilości niepotrzebnych informacji. I nie jest to historia, w której można spodziewać się szczęśliwego zakończenia. Pan Szkotak i pani Strzałko opowiadali też naszym uczniom o trudnościach technicznych przy realizacji Planety Lem. Oprócz niezwykle skomplikowanych kostiumów robotów, w których trzeba było chodzić na kilkumetrowych, mechanicznych szczudłach, wiele kłopotów sprawiały grube kostiumy Lepniaków. Ważyły po kilkadziesiąt kilogramów, a aktorzy musieli w nich grać często w upale. Montaż całej konstrukcji scenicznej trwał dwa dni. Demontaż 10 godzin. Jej rozmiary wymagają od aktorów przygotowania kaskaderskiego. Spektakl wystawiano w Londynie, Brukseli, Paryżu, Berlinie, Madrycie, Moskwie, Kijowie, Mińsku i Pekinie. Oprócz spotkania z reżyserem, uczniowie mogli tego dnia wziąć również udział w warsztatach teatralnych. Pani Strzałko przeprowadziła je dla szkolnego zespołu teatralnego. Uczniowie trenowali swoje zdolności improwizatorskie, koordynację ruchową, emisję głosu, wyobraźnię i sztukę autoprezentacji. Późnym popołudniem goście wrócili do Poznania. Zdążyli nam pogratulować zainteresowania S. Lemem, talentu aktorskiego uczestników warsztatów, a miastu wspaniałej sali teatralnej. Adam Walesiak
Podobne dokumenty
Sukces możliwy w Kowarach
We wtorek 29 października w „Gościńcu na starówce” otworzono wystawę „Sudety Zachodnie w fotografii Jacka Potockiego”. Autor fotografuje od ponad trzydziestu lat. Prezentowane zdjęcia to plon turys...
Bardziej szczegółowoGazeta Kowarska
Budowa sfinansowana została ze środków gminnych. Inwestycja otrzymała 30% dofinansowanie z Banku Gospodarki Krajowej. (jk)
Bardziej szczegółowo