pełny tekst
Transkrypt
pełny tekst
28 TEMAT NUMERU Piotr Sroka Wczasy z kaowcem „Referent kulturalno-oświatowy powinien walczyć o nowe, socjalistyczne formy wypoczynku, o umiejętność życia w zespole, o pogłębienie świadomości wczasowiczów, z którymi pracuje, powinien walczyć o nowego człowieka” – pisano w 1953 r. na łamach jednego z dolnośląskich dzienników. Na obrazie kaowca w zbiorowej świadomości silne piętno odcisnęła postać stworzona przez Stanisława Tyma w kultowym „Rejsie”. Tymczasem w okresie stalinowskim referent kulturalno-oświatowy, przynajmniej w założeniach, niewiele miał wspólnego z przypadkowym cwaniaczkiem. Socjalistyczne państwo powierzało mu bowiem niezwykle odpowiedzialne zadania. Fundusz Wczasów Pracowniczych (FWP) przy Centralnej Radzie Związków Zawodowych był jednym z fundamentów ideologicznej obudowy komunistycznej dyktatury w Polsce. Propaganda natarczywie podkreślała zasługi państwa socjalistycznego w stworzeniu obywatelom możliwości taniego wypoczynku poza miejscem zamieszkania. W niezliczonych artykułach prasowych i broszurach poświęconych wczasom, przeciwstawiano realia przedwojenne, gdy w kurortach brylowali przedstawiciele wąskiej elity, z okresem powojennym, kiedy każdy miał uzyskać dostęp do nadmorskich kąpielisk i górskich letnisk. Czas największej potęgi FWP przypadł na lata 1949-1958, kiedy niemal cała baza wczasowa w Polsce została skoncentrowana w ramach tej instytucji. Najważniejszym regionem dla FWP był Dolny Śląsk, a właściwie kilka południowych, podgórskich powiatów województwa wrocławskiego, gdzie zlokalizowano ponad połowę ogólnopolskiej bazy wczasowej. W sezonie letnim 1950 r. Fundusz dysponował w całej Polsce ponad 38 tys. miejsc, z czego 23 tys. przypadało na Dyrekcję Dolnośląską FWP. Poniemieckie sudeckie wille, pensjonaty i schroniska, pomimo powojennej plagi szabru, stanowiły trzon bazy wy- poczynkowej i miały decydujące znaczenie dla powodzenia tzw. „akcji wczasów”. Artykuł 59 konstytucji PRL z 22 lipca 1952 r. gwarantował każdemu obywatelowi prawo do wypoczynku, którego organizację powierzał państwu. Funkcja wczasów nie ograniczała się jednak do prostej realizacji tego konstytucyjnego zapisu. Owszem, wczasy dawały robotnikowi okazję do regeneracji sił (które nota bene były mu niezbędne do wytężonej pracy na rzecz realizacji planu sześcioletniego). Jednak, jak przekonywał autor jednego prasowych artykułów, na organizatorach wczasów ciążył też „obowiązek stworzenia odpowiednich warunków w domach wczasowych, w których robotnicy otrzymaliby rozrywkę i naukę; warunków, które chroniłyby ich przed nudą bezmyślnego wegetowania, lub jeszcze gorszą ewentualnością szukania rozrywek w knajpach”. Słuszność tych haseł trudno byłoby kwestionować, gdyby nie dalszy ciąg tego wywodu: „Okres wypoczynku powinien być […] umiejętnie wykorzystywany dla podniesienia świadomości politycznej wśród wczasowiczów”. Instruktor kulturalno-oświatowy jednego z dolnośląskich ośrodków FWP wśród najważniejszych celów swojej pracy wymieniał: „wychowanie społeczne i polityczne wczasowiczów”, „wykazanie troski 29 Państwa Ludowego o człowieka pracy” oraz „dostarczenie wczasowiczom godziwej zabawy i rozrywki”. Do realizacji tych celów miały prowadzić rozmaite środki. Najbardziej rozpowszechnionymi formami pracy referatów kulturalno-oświatowych były różnego rodzaju zajęcia świetlicowe, prasówki, odczyty, referaty i pogadanki na tematy ideologiczne. Spektrum poruszanych zagadnień było bardzo szerokie. Ponieważ swoistą osią dziejów stalinowskiej Polski był plan sześcioletni, kaowcy bardzo dużo czasu mieli poświęcać na prezen towanie najważniejszych budowli sześciolatki, przekonywanie o jej wadze i doniosłości, ale Propaganda natarczywie podkreślała zasługi państwa socjalistycznego w stworzeniu obywatelom możliwości taniego wypoczynku poza miejscem zamieszkania. także promowanie idei współzawodnictwa pracy i racjonalizatorstwa. Równie często pracownicy referatów kulturalno-oświatowych zajmowali się komentowaniem bieżących wydarzeń na arenie międzynarodowej, rzecz jasna z punktu widzenia obozu „państw miłujących pokój”. Piętnowano więc „amerykański imperializm”, rzekomo odpowiedzialny za straszliwą w skutkach wojnę w Korei. Wśród wczasowiczów przebywających w dolnośląskich domach FWP zbierano podpisy pod „Apelem Pokoju”. Na masówkach w świetlicach FWP odpowiednio zachęcani przez kaowca wczasowicze potępiali remilitaryzację Niemiec zachodnich czy politykę Watykanu, przez machinę propagandową przedstawianą jako jawnie antypolską. Uroczystymi akademiami świętowano każdą rocznicę manifestu lipcowego, która przypadała na sam środek letniego sezonu wczasowego. Do regionalnej dolnośląskiej specyfiki pracy kulturalno-oświatowej na wczasach należały wszelkiego rodzaju odczyty poświęcone ziemiom zachodnim, czasem połączone z pokazem slajdów (jeśli tylko ośrodek FWP dysponował epidiaskopem). Referenci kulturalno-oświatowi (bądź działacze PTTK, która to organizacja od momentu swojego powstania w grudniu 1950 r. 30 miała za zadanie ściśle współpracować przy organizacji wczasów) prezentowali walory okolicy, w której przyszło wczasowiczom spędzić urlop. Ale i taka tematyka nie była wolna od ideologii. Przede wszystkim bowiem koncentrowano się na wyszukiwaniu, mniej lub bardziej wydumanych, dowodów odwiecznej polskości ziem zachodnich, często w bardzo swobodny czy wręcz kłamliwy sposób interpretując skomplikowane dzieje Dolnego Śląska. A fakt, że po polanickim deptaku czy na karkonoskim szlaku zamiast niemieckich kapitalistów spacerowali teraz polscy robotnicy, miał być wymownym dowodem osiągnięć władzy ludowej i potwierdzeniem konieczności utrzymania „braterskiego sojuszu polsko-radzieckiego”. Istotnym utrudnieniem dla kaowców w pracy świetlicowej był brak odpowiednich pomieszczeń oraz permanentne niedobry sprzętu, jak wyświetlacze, gramofony czy aparaty radiowe. Ośrodek FWP w Lądku Zdroju dysponował na początku lat 50. zaledwie dwiema świetlicami: jedną przy domu wczasowym „Ludwik” oraz świetlicą centralną. Pojemność tej drugiej, obliczonej na 300 osób, uznawano jednak za dalece niewystarczającą dla lądeckiego wczasowiska, które mogło przyjąć między 1,4 a 1,7 tys. wypoczywających. Tylko Jednym z najważniejszych zadań, jakie stawiała sobie władza totalitarna, było bowiem wypełnienie czasu wolnego obywatela tak, aby ani przez moment nie pozostawał osobą prywatną. nieliczne ośrodki zostały wyposażone w radiowęzeł, szczególnie potrzebny w ośrodkach górskich, gdzie poszczególne domy dzieliła duża odległość. Do ważnych zadań pracy kulturalno-oświatowej na wczasach należało prowadzenie akcji likwidacji analfabetyzmu i popularyzacji czytelnictwa. W każdym ośrodku wczasowym FWP urządzano bibliotekę; księgozbiory powstawały także przy niektórych większych administracjach. W 1951 r. przy ośrodku FWP w Kudowie Zdroju istniała jedna biblioteka centralna, dysponująca 1152 książkami i jedenaście bibliotek przy administracjach domów wczasowych, w których znajdowało się łącznie 1746 książek. Z centralnej biblioteki korzystać miało około 500 czytelników miesięcznie. Ponieważ przez cały miesiąc tamtejszy ośrodek FWP mógł przyjąć maksymalnie 4 tys. wczasowiczów, rezultat uznać można za całkiem niezły. Pracownik tamtejszego ośrodka FWP uskarżał się jednak na zły stan księgozbioru i przypadkowy zestaw tytułów. Podkreślał jednocześnie, że księgozbiór „przejrzano i wyeliminowano z niego tytuły nie nadające się do rozpowszechniania”. Pod tym sformułowaniem kryły się rzecz jasna książki nie pasujące ideologicznie do nowej rzeczywistości. W ten sposób słuszna i szczytna idea popularyzacji czytelnictwa sprowadzona została do roli jeszcze jednego narzędzia, za pomocą którego próbowano dotrzeć do umysłów obywateli. W świetlicach domów FWP czytano nie tylko książki, ale także – a może przede wszystkim – prasę. O ile jednak w dużych i znanych miejscowościach, jak np. Szklarska Poręba (największy wówczas ośrodek wczasowy w kraju dysponujący 4 tys. miejsc) czy Kudowa Zdrój, wczasowicz mógł znaleźć cały zestaw różnotematycznej prasy polskiej, a nawet pojedyncze tytuły zagraniczne, to już do małych i położonych na uboczu wczasowisk, jak Sokolec czy Sosnówka, świeża prasa nie zawsze docierała na czas (jeśli docierała w ogóle). W wytycznych dla FWP podkreślano, że „każda forma samoobsługi kulturalnej wczasowiczów wymaga dyskretnej, ale fachowej ingerencji instruktora kulturalno-oświatowego” Niewątpliwą atrakcją były gościnne występy w domach FWP chórów, zespołów teatralnych czy tanecznych. Na takie tourne często wysyłano artystów z przedsiębiorstwa „Artos” czy jeleniogórskiego teatru. Rola kaowca sprowadzała się w tym wypadku do zorganizowania wizyty gości, podobnie jak przy okazji wyjścia wczasowiczów do kina (którymi dysponowały tylko większe miejscowości wypoczynkowe). Bywało jednak i tak, że referat kulturalno-oświatowy próbował samodzielnie dostarczyć wczasowiczom wysokich rozrywek kulturalnych. W 1953 r. w Kudowie powstał zespół artystyczny, złożony z pracowników FWP. Wymowne dla tamtych czasów były tytuły pierwszych spektakli, które przygotowano dla (nie tylko kudowskich) wczasowiczów: obok klasycznych, ale nieprzypadkowo dobranych utworów, jak „Moralność pani Dulskiej” czy „Skąpiec”, w repertuarze znalazła się także sztuka „Zdobyłem rekord”. W rozrzuconych w regionie sudeckim domach wczasowych FWP działalność kaowca najczęściej sprowadzała się do organizowania i prowadzenia wycieczek turystycznych. W nie jednym przypadku stanowiło to jedyne pole aktywności referenta kulturalno-oświatowego. Najczęściej były to wycieczki piesze, przygotowanie których nie wymagało wielu skomplikowanych działań. Wczasowicze z Karpacza wędrowali przeważnie Na masówkach w świetlicach FWP zachęcani przez kaowca wczasowicze potępiali remilitaryzację Niemiec zachodnich czy politykę Watykanu, uroczystymi akademiami świętowano każdą rocznicę manifestu lipcowego. na Śnieżkę; wypoczywający w Szklarskiej Porębie za cel wędrówek obierali Śnieżne Kotły lub Szrenicę. Wczasowicze z Polanicy, Dusznik czy Kudowy zwiedzali Góry Stołowe, a mieszkańcy domów wypoczynkowych w Sokolcu wędrowali na Wielką Sowę itd. Gdziekolwiek jednak prowadzeni przez kaowca wczasowicze – często niosący proporczyk swojego domu wypoczynkowego – by się nie pojawili, w obliczu restrykcyjnych przepisów granicznych, które w okresie stalinowskim skutecznie ograniczyły turystykę indywidualną w Sudetach, wnosili znaczny wkład w rozmiar i zasięg ówczesnego ruchu turystycznego. Nie zmieniała tego okoliczność, że wielu zmęczonych całoroczną pracą robotników nie odczuwało najmniejszej potrzeby ani ochoty na górską wędrówkę. Aby zachęcić takich wczasowiczów do czynnego uprawiania turystyki, starano się rozpropagować za pośrednictwem referatów kulturalno-oświatowych FWP akcję zdobywania Górskiej Odznaki Turystycznej. Idea zgodna była przy tym z „duchem czasów”, przepełnionych wszechobecnym współzawodnictwem. Oprócz wycieczek pieszych, dolnośląskie referaty kulturalno-oświatowe FWP organizowały także dla wczasowiczów wycieczki samochodowe. W tym wypadku powodzenie przedsięwzię- 31 cia uzależnione było do możliwości zdobycia środka transportu. Nawet jeśli to się powiodło, nie zawsze wczasowicze jechali oglądać okoliczne atrakcje autobusem z prawdziwego zdarzenia. Często wystarczyć musiał samochód ciężarowy, na którego części towarowej mocowano prowizorycznie drewniane ławy. A co zwiedzano? Przykładowo FWP w Karpaczu latem 1952 r. proponowało wczasowiczom jednodniową wycieczkę „Szlakiem Sudetów” do Cieplic, dalej do Szklarskiej Poręby, skąd przez „zakręt śmierci” jechano do Świeradowa, aby przez Pilichowice powrócić do Karpacza. Z kolei wczasowicze spędzający urlop w którymś z kłodzkich zdrojów, często za pomocą tamtejszego oddziału PTTK, który dysponował własnym pojazdem, odwiedzali sąsiednie miejscowości uzdrowiskowe. Zimą referenci kulturalno-oświatowi w wysokogórskich ośrodkach FWP, po przejściu odpowiednich kursów, wcielali się w role instruktorów narciarskich. Jeśli wczasy w sezonie letnim miały być okazją do umasowienia turystyki, to zimą wśród wypoczywających w domach FWP starano się popularyzować narciarstwo. W Karpaczu, Szklarskiej Porębie czy Sokolcu wczasowicz mógł spędzić urlop wolny od letniego tłoku, przy okazji ucząc się jazdy na nartach, które teoretycznie zapewniał mu ośrodek FWP. Kursy takie cieszyły 32 się dużym powodzeniem, ale poważne utrudnienie stanowił niedostatek nart, a zwłaszcza butów narciarskich. Aktywność kaowca przejawiała się także w przygotowywaniu dla wczasowiczów wszelkiego rodzaju imprez towarzyskich. Przede wszystkim wieczorków zapoznawczych na rozpoczęcie turnusu i pożegnalnych na zakończenie. Referent kulturalno-oświatowy odpowiadał także za wybór rady turnusowej, z którą miał współpracować przy planowaniu zajęć dla wczasowiczów. W jaki sposób dochodziło do jej powstania, zdradził jeden z dolWielu zmęczonych całoroczną pracą robotników nie odczuwało najmniejszej potrzeby ani ochoty na górską wędrówkę. nośląskich kaowców: „[...] przy zachowaniu jak najdalej idącej dowolności w wyznaczaniu kandydatów wśród wczasowiczów, przechodzą na ogół wytypowane osoby, co do których ma się pewność, że ze względu na działalność polityczną, zawodową i związkową, przyczynią się do utrzymania linii nakreślonych przez Państwo Ludowe odnośnie wczasów, ukrócą ew[entualne] wyskoki i przyczynią się do wniesienia [w] pracę KO właściwego kośćca”. Kaowiec brał także udział w organizowaniu ulubionej rozrywki wczasowiczów – zabaw i potańcówek. Problem w tym, że taki sposób spędzania wolnego czasu nie bardzo odpowiadał pojmowaniu roli wypoczynku przez ówczesnych decydentów. Prasa często piętnowała skłonności wczasowiczów do hulaszczego spędzania urlopu, nadużywania alkoholu i prowadzenia nocnego trybu życia, w czym kaowcy nie tylko nie przeszkadzali, ale chętnie służyli organizacyjną pomocą i sami czynnie brali udział. Przyzwyczajeń tych nie udało się wykorzenić. Przecież do dzisiaj wczasy z niczym nie kojarzą się tak bardzo, jak właśnie z wieczornymi zabawami na parkiecie, których specyficzny koloryt oddał Wojciech Młynarski w – napisanej zresztą w Karpaczu – piosence „Jesteśmy na wczasach”. W myśl oficjalnych wytycznych zadaniem kaowców było czuwanie nad „prawidłowością procesu relaksacji klasy robotniczej w aspekcie odnowy psychofizycznej w celu późniejszej dalszej wytężonej pracy dla dobra socjalistycznej ojczyzny” Kim zatem byli ludzie, od których oczekiwano tak wszechstronnych talentów, by potrafili wygłosić wykład o aktualnej sytuacji międzynarodowej, zorganizować akademię ku czci Wodza Rewolucji czy też prowadzić grupę wczasowiczów w góry? Przykład Dyrekcji Dolnośląskiej FWP w pierwszej połowie lat 50. pokazuje, że w praktyce, ówcześni kaowcy mieli wiele wspólnego z postacią stworzona przez Tyma w „Rejsie”. Pierwszym i zasadniczym problemem funkcjonowania referatów kulturalno-oświatowych były trudności ze znalezieniem odpowiednich ludzi, gwarantujących potrzebne do tej pracy umiejętności, połączone z właściwym wyrobieniem ideologicznym. Specyfika zawodu kaowca przyciągała przede wszystkim osobników, określanych mianem „błękitnych ptaków”. Często w tej roli zatrudniano sezonowo studentów czy nawet – jak w Karpaczu w 1954 r. – maturzystów z miejscowego liceum. Rekrutowani w ten sposób referenci kulturalnooświatowi nie byli w stanie sprostać odpowiedzialnym zadaniom, które zostały im wyznaczone. Ich działalność oceniana była, zarówno przez władze FWP, jak i ówczesną prasę, jako najsłabszy punkt w całym systemie wczasów pracowniczych. Wiele etatów w referatach kulturalno-oświatowych pozostawało nieobsadzonych, a ich funkcjonowanie cechowała ogromna fluktuacja pracowników. W ośrodku FWP w Kudowie w środku sezonu wczasowego, na 13 administracji domów wypoczynkowych przypadało zaledwie trzech kaowców i dwie praktykantki. Na początku 1953 r. wielki ośrodek FWP w Karpaczu dysponował zaledwie siedmioma referentami kulturalno-oświatowymi, którzy musieli obsłużyć ponad 2 tysiące wczasowiczów. W tym samym czasie w nieodległej Szklarskiej Porębie kaowców wprawdzie nie brakowało, ale wykazywali bardzo słabe przygotowanie do pełnienia tej funkcji, a w ciągu poprzedniego roku przez stanowisko kierownika referatu kulturalno-oświatowego przewinęło się 9 osób! Sytuacji znacząco nie poprawiały kursy dla pracowników kulturalno-oświatowych, organizowane tak na szczeblu dyrekcji regionalnych, jak i centralnie. Spośród dziewięciu kaowców zatrudnionych w 1951 r. w ośrodku FWP w Lądku Zdroju, ani jeden nie przeszedł odpowiedniego przeszkolenia. Instruktor kulturalno-oświatowy z Kudowy ubolewał: „Płynność kadr pracowników KO nie jest spotykana w innych zawodach. Trudność w skompletowaniu zespołu wyrobionych, uświadomionych politycznie [ludzi], o wysokiej wartości moralnej i umiejętności pracy społecznej w specjalnym skupisku, jakie tworzą wczasowicze, jest ogromna”. Zdarzało się nawet, że W Polanicy Zdroju przez pewien czas funkcję kierownika referatu kulturalno-oświatowego pełnił weteran wojny polsko-bolszewickiej i były akowiec. W Karpaczu jeden z kaowców został zwolniony, kiedy przyłapano go na słuchaniu radia BBC, inny zaś stracił pracę, bo zorganizował huczną zabawę dla wczasowiczów w czasie… żałoby po śmierci Stalina! na te odpowiedzialne z punktu widzenia władzy stanowiska przenikały osoby nieprzychylnie ustosunkowane do ustroju. W Polanicy Zdroju przez pewien czas funkcję kierownika referatu kulturalno-oświatowego pełnił weteran wojny polskobolszewickiej i były akowiec. Z kolei w Karpaczu 33 jeden z kaowców został zwolniony ze stanowiska, kiedy przyłapano go na słuchaniu radia BBC, inny zaś stracił pracę, bo zorganizował huczną zabawę dla wczasowiczów w czasie… żałoby po śmierci Stalina! Prasa często piętnowała skłonności wczasowiczów do hulaszczego spędzania urlopu, nadużywania alkoholu i prowadzenia nocnego trybu życia, w czym kaowcy nie tylko nie przeszkadzali, ale chętnie służyli organizacyjną pomocą i sami czynnie brali udział. Kaowiec w okresie stalinowskim miał przede wszystkim być wychowawcą, który w duchu kolektywizmu i walki z dotychczasowymi przyzwyczajeniami zorganizuje wczasowiczom wypoczynek. Jednym z najważniejszych zadań, jakie stawiała sobie władza totalitarna, było bowiem wypełnienie czasu wolnego obywatela tak, aby ani przez moment nie pozostawał osobą prywatną. W stalinowskiej Polsce i innych państwach satelickich ZSRR, gdzie do urzeczywistnienia totalitaryzmu intensywnie zmierzano pod hasłem budowy socjalizmu, wczasy nie mogły stanowić wyłomu w procesie przebudowy człowieka. Próba tak mocnego zideologizowania wczasów 34 pracowniczych zakończyła się jednak fiaskiem. Problemy kadrowe, brak odpowiednich funduszy i niedomagania organizacyjne sprawiały, że działalność kulturalno-oświatowa na wczasach FWP nie spełniała wyznaczonych jej przez ideologów zadań. Podczas jednej z licznych konferencji, organizowanych w pierwszej połowie lat 50. przez Dyrekcję Dolnośląską FWP, podczas których szukano przyczyn tak słabych efektów pracy referatów kulturalno oświatowych i zastanawiano się nad możliwościami poprawy, stwierdzono, że istotnym powodem słabych efektów pracy kulturalno-oświatowej miało być „niezrozumienie roli instruktora kulturalno-oświatowego na wczasach przez większość wczasowiczów, pielęgnujących drobnomieszczańskie bądź burżuazyjne tradycje wypoczynku”. Bo nie bez „winy” była tu też niepo-