Jak smakuje serial nadrobiony w jedną noc

Transkrypt

Jak smakuje serial nadrobiony w jedną noc
Jak smakuje serial nadrobiony w
jedną noc
Rozmowa z byłą redaktor naczelną „Paranoi" - Anią Kapustką
Ania Kapustka, absolwentka naszego liceum znalazła się w gronie 25 maturzystów z całej
Polski, którzy osiągnęli na egzaminie maturalnym najwyższe wyniki. Z racji tego, że Ania
była ściśle związana z naszą gazetką - dwa lata temu piastowała stanowisko redaktor
naczelnej „Paranoi" - postanowiliśmy zadać jej kilka pytań dotyczących jej sukcesów.
Jak czułaś się wśród tych wszystkich młodych, zdolnych ludzi przy odbieraniu nagród?
Sam moment otrzymania zaproszenia na galę rozdania nagród, organizowaną przez fundację
„Zawsze Warto” był już dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Zapewne nie zdziwi cię fakt, że
wszystko to zdawało się być jakoś dziwnie odrealnione. Po pierwsze, stres maturalny zdołał
już na tyle wywietrzeć, że wspomnienia nerwowych chwil z egzaminów przewijały się tylko
w okazjonalnych rozmowach z rówieśnikami. Po drugie, wszyscy byliśmy już pochłonięci
skrupulatnym planowaniem swojego „nowego”, dorosłego życia. Gdy otwierałam kopertę,
zajęło mi dobrą chwilę skojarzenie wszystkich faktów i zdanie sobie sprawy z tego, że
faktycznie chodzi o moje wyniki maturalne. No i cóż, radość, na pewno wielka radość.
Wielka, bo naprawdę niespodziewana, a tego typu niespodzianki chyba cieszą najbardziej.
Po dotarciu do wrocławskiego ratusza, bo tam miała miejsca gala, właściwie po raz pierwszy
poczułam, że to wszystko rzeczywiście się dzieje. Było to z pewnością niesamowite
wyróżnienie znaleźć się w gronie najlepszych tegorocznych maturzystów. Oprócz większości
tych „skromnych”, w tym mnie (śmiech), wybierających polskie uczelnie, znaleźli się w tej
grupie i tacy, którzy postanowili kontynuować naukę na studiach zagranicznych, między
innymi na osławionym Cambridge, Oxfordzie czy Uniwersytecie w Munster. Szczerze
mówiąc, przygotowywałam się na zobaczenie całkowicie wyalienowanych intelektualistów, z
którymi ciężko będzie nawiązać jakikolwiek kontakt. Jak się okazało, bardzo się myliłam.
Byli to zwyczajni uczniowie, którzy w bardzo podobnym stopniu przeżywali zarówno stres
maturalny, jak i kwestie związane z rozstaniem się z przyjaciółmi i rodzinnym miastem na
okres rozpoczynających się studiów.
Jakiej rady udzieliłabyś tegorocznym maturzystom?
Prawdopodobnie nie zadowolę cię odpowiedzią, że nie mam żadnej recepty na sukces. Sądzę,
że sedno tkwi w wypracowaniu sobie własnej, najbardziej efektywnej metody nauki. Grunt to
dobra organizacja i właściwe zarządzanie czasem! No dobra, z tą organizacją w maturalnej
klasie bywało bardzo różnie. A to osiemnastki znajomych, przygotowania do studniówki,
poprawiny tejże imprezy (przecież tyle jedzenia nie może się zmarnować!), potem Święta –
jedne, drugie, i tak dalej... Łatwo w tym wszystkim stracić głowę i szybko zapomnieć, że czas
upływa nieubłaganie i nagle z napawającej optymizmem wizji ośmiu miesięcy został już tylko
jeden… Mimo wszystko, nie należy się poddawać i z determinacją iść po swoje. W moim
przypadku bardzo pomógł jasno wyznaczony cel. Miałam co prawda przygotowane
alternatywne plany B i C, a nawet D, ale żaden z nich nie był nawet w połowie tak
satysfakcjonujący jak ten początkowy. W tym ciężkim okresie trzeba wykrzesać z siebie
niewyczerpywane zasoby energii i samodyscypliny. Ulubiony serial może poczekać do
czerwca, a, uwierzcie mi, nic nie smakuje tak dobrze, jak nadrobienie całego sezonu w jedną
noc.
Opowiedz trochę o swoich planach: gdzie studiujesz, na jakim kierunku, jak wygląda
teraz twoja nauka, co zamierzasz robić po studiach?
Ostatecznie wylądowałam na prawie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Już sama siatka zajęć
znacząco odbiega od licealnego planu lekcji. Przyzwyczajona do luksusów w postaci
kończenia dnia w szkole o pierwszej, zostałam brutalnie zderzona z rzeczywistością
dwugodzinnych ćwiczeń z prawa konstytucyjnego na drugim końcu miasta, trwających do
godziny dwudziestej. Ma to jednak swoje zalety. Nocne wędrówki sprzyjają poznawaniu
miasta, a także zawieraniu bardzo ciekawych znajomości. Z dwutygodniowego doświadczenia
wnoszę, że z najbardziej interesującymi ludzi można porozmawiać w drodze na przystanek
tramwajowy. Nauka? Płacz i zgrzytanie zębów! Szczególnie nad sześciuset-stronnicowym
podręcznikiem, z którego zrozumiała jest jedynie przedmowa (śmiech).
Co do drugiej części twojego pytania, odpowiadam szczerze: nie wiem! Nie wiem, co będę
robić za te 10 czy 15 lat. Na pewno będzie to coś związanego z prawem, o ile nie stracę
nadziei i zapału w trakcie kolejnych wielu lat nauki.
Czy tęsknisz za liceum i dlaczego nie możesz bez niego żyć?
(śmiech) Ciężko żyć bez „Jedynki”, to prawda. Najbardziej chyba brakuje mi tej unikalnej
atmosfery „Długoszowej Rodziny”. Tutaj już czegoś takiego nie ma. Nie potrafię się
przyzwyczaić się do faktu, że każdy wykładowca zwraca się do nas per „państwo”, podczas
gdy w szkole nauczyciele znali nie tylko nasze imiona, ale i imiona naszych rodziców,
rodzeństwa, a nawet zwierząt domowych. Studentów traktuje się zdecydowanie bardziej
bezosobowo, zgodnie z zasadą: „radźcie sobie sami!”. Może tego na co dzień nie
zauważaliśmy, ale nawet w tak dużej szkole jak nasza, z łatwością można było nawiązać
bardzo bliskie kontakty ze sporym gronem swoich rówieśników. Na studiach ciężko by było
coś takiego uskutecznić, chociażby ze względów czysto logistycznych - na roku jest ok. 550
studentów, więc prawdopodobieństwo powtórzenie się tej samej twarzy na ćwiczeniach w 20osobowych grupach wynosi tyle, co…jest bardzo małe, w każdym razie.
Co, w kontekście matury, dała ci praca redaktor naczelnej "Paranoi" i dlaczego
zawdzięczasz jej wszystko?
(śmiech) Praca w gazetce z pewnością przełożyła się na moją wytrzymałość psychiczną i
zwiększoną odporność na stres. Nic tak nie podnosiło ciśnienia, jak goniący nas deadline i
wciąż niewybrane zdjęcie na okładkę następnego numeru. W oblizu takich i dużo większych
kryzysów matura ustna z polskiego to bułka z masłem! (śmiech) Tak na poważnie, praca w
„Paranoi” pod czujnym okiem pani prof. Wąsowicz przede wszystkim nauczyła mnie, obcego
mi dotąd, pojęcia organizacji. Każde wydanie stanowiło naszą reklamówkę, więc nie było
miejsca na jakiekolwiek niedociągnięcia. Proces samego składania numeru wymagał także
ogromnych zasobów cierpliwości, by móc pracować z najbardziej wymagającym redaktorem
technicznym, jakiego było mi dane poznać (przesyłam całusy, Miłosz!). Olbrzymią radość
sprawia mi fakt, że miałam możliwość objęcia tego zaszczytnego stanowiska po Kindze
Dumieńskiej i przekazania pałeczki właśnie tobie. Na koniec niewinne lokowanie produktu
skierowane do wszystkich pierwszaków: spróbujcie swoich sił w pisaniu, bo oprócz unikalnej
możliwości rozwoju swojej pasji, otrzymujecie w gratisie szansę na współtworzenie
najlepszego magazynu szkolnego na Sądecczyźnie, o ile nie w całej Polsce!
Rozmawiała Sylwia Siwulska 3c