Krwawa bitwa o skrawek lądu na Wiśle
Transkrypt
Krwawa bitwa o skrawek lądu na Wiśle
Krwawa bitwa o skrawek lądu na Wiśle 12 sierpnia '12r. W sierpniu 1944 roku polskie wojsko próbowało zdobyć bronioną przez dobrze przygotowanych Niemców bezimienną wyspę na Wiśle w pobliżu Czerska. Mimo morderczej walki, pozostała ona w rękach nieprzyjaciela. „Gdy ponton wiozący mnie z resztkami dziewiątej kompanii dobił do prawego brzegu Wisły, gdy poczułem pod nogami stały grunt (…) brzemię odpowiedzialności spadło mi z ramion. Spojrzałem na swoich żołnierzy. Niektórzy z nich klękali i całowali ziemię” – wspominał powrót z niezdobytej wyspy uczestnik bitwy Leon Małek. Atak Niemców Kiedy 22 sierpnia 1944 r. pierwsza armia Wojska Polskiego zasadziła się na prawym, wschodnim brzegu Wisły, pomiędzy ujściami Świdra i Wilgi, drugi pułk piechoty otrzymał rozkaz zdobycia dość dużej, gęsto porośniętej krzakami wyspy na Wiśle. Na drugim brzegu rzeki nadal panowali Niemcy, dlatego wyspa była w centrum zainteresowania obu walczących stron. Umożliwiała dogodne rozlokowanie punktów obserwacyjnych i kontrolę ruchu na Wiśle. Mogła też być wykorzystana w czasie ewentualnego forsowania rzeki. Po zachodniej stronie wyspy, na którą można było dostać się przez 300-metrowy bród, znajdował się potrójny pas zasieków, pole minowe i system okopów przygotowanych przez Niemców. Tuż po dotarciu pierwszej armii w pobliże Kępy Radwankowskiej na prawym brzegu Wisły, na wyspę zostało przerzuconych około 80 polskich żołnierzy – siódma kompania piechoty dowodzona przez ppor. Mieczysława Janiszewskiego – wraz z cekaemami. Weszli ponad 100 metrów w głąb wyspy i okopali się. Około godziny 9 rano, 22 sierpnia, Niemcy (w bitwie wzięły udział 9 batalion szturmowy oraz kompania Landwehry „Wiener”) rozpoczęli silny ostrzał polskich stanowisk na wyspie. Wspierani artylerią z rejonu Czerska oraz karabinami maszynowymi z zachodniego brzegu wyspy, hitlerowcy zaatakowali przerzuconymi nocą siłami. Zaciekła walka trwała do wieczora. Siódma kompania, zdana tylko na siebie, nie oddała bronionego skrawka lądu. Podczas próby wzmocnienia polskiej załogi na wyspie, kilku żołnierzy zatonęło wraz z rozbitą łodzią i cekaemem. Niewielkie posiłki dla kompanii nadeszły nocą. Trudna przeprawa Następnego dnia drugi pułk piechoty dostał rozkaz powiększenia zajmowanego obszaru wyspy. Wieczorem nasza artyleria silnie ostrzelała niemieckie stanowiska. Ale na tyle nieprecyzyjnie, że jeden pocisk trafił w polskie okopy przynosząc straty. Nie powiódł się także szturm kompanii ppor. Janiszewskiego na oddaloną o 60-80 metrów linię nieprzyjaciela. Nocą trzeba było ponownie wzmocnić polskie siły na wyspie. Przeprawiło się na nią 36 żołnierzy. Aby szala zwycięstwa w końcu miała szanse przeważyć się na polską stronę, rankiem 24 sierpnia dowódca dywizji zdecydował o wysłaniu na wyspę całego trzeciego batalionu majora Jana Rembezy. Przeprawa rozpoczęła się w środku nocy z 25 na 26 sierpnia. Jednak nie udało się zachować ciszy. Niemcy, którzy prawdopodobnie usłyszeli uderzenia pontonów spuszczanych na wodę, otworzyli ogień z rejonu Góry Kalwarii i Czerska. W ciągu krótkiego czasu na miejsce przeprawy spadło ponad sto pocisków artyleryjskich. Pokonanie rzeki utrudniał silny prąd. Trzeci batalion poniósł ogromne straty – poległo, utonęło lub zaginęło bez wieści 52 żołnierzy. Ponad 30 zostało rannych. Ostatecznie na wyspie udało się zebrać 224 polskich żołnierzy. Batalion dostał jedno zadanie: zniszczyć nieprzyjaciela zasadzonego w zaroślach. W krzyżowym ogniu Do południa na wyspie nie padł ani jeden strzał. Około godziny 14, w pełnym słońcu, dwanaście samolotów pierwszej polskiej dywizji lotniczej zaatakowało niemieckie pozycje w rejonie Czerska i Góry Kalwarii. Atak, ze względu na słabe rozpoznanie, powiódł się tylko częściowo. W tym samym czasie artyleria rozpoczęła ogień skierowany na część wyspy zajętą przez Niemców. Skrawek lądu silnie drżał. Nerwowego napięcia nie wytrzymał dowódca kompanii rozlokowanej na lewym skrzydle polskiej obrony – chor. Marian Dworzyński. Poderwał do ataku swoich żołnierzy wprowadzając ich wprost pod ogień własnej artylerii. Słysząc okrzyk „hurra” z lewej strony, z okopu wyskoczył także mjr Rembeza. Za nim ruszyła reszta batalionu. Po pokonaniu 60 metrów, żołnierze dostali się w silny krzyżowy ogień z niemieckich karabinów maszynowych. Atak załamał się 20 metrów przed czołem dobrze przygotowanej obrony wroga. Zdziesiątkowani żołnierze byli zmuszeni się okopać. Po trzygodzinnej, morderczej walce nie udało się zmienić sytuacji na wyspie. Okazało się, że źle rozpoznane siły niemieckie były liczebnie co najmniej równe oddziałowi mjr Rembezy. Trzeci batalion został niemal rozbity. Łącznie z rannymi stracił połowę – 121 żołnierzy (różne źródła podają, że na wyspie zginęło lub zostało rannych od 78 do nawet 185 żołnierzy). Zginął mjr Jan Rembeza oraz czterech dowódców kompanii. Przez następne cztery noce nasze wojsko próbowało przeprawić na stronę wroga po 2-3 grupy zwiadowcze. Wszystkie jednak zostały dostrzeżone i silnie ostrzelane przez Niemców. Ocalali żołnierze z trzeciego batalionu z niekłamaną ulgą opuścili wyspę 1 września. Pas obrony na prawym brzegu Wisły przejęli od polskiego wojska radzieccy kawalerzyści. Po wojnie miejscowa ludność nadała wyspie imię Jana Rembezy. Piotr Chmielewski Korzystałem z: „Drugi berliński” Andrzeja Krajewskiego oraz „Nad Wisłą 1944” Kazimierza Korkozowicza.