na ŻYCZENIE - Zespół Szkół im. Ziemi Lubelskiej w Niemcach
Transkrypt
na ŻYCZENIE - Zespół Szkół im. Ziemi Lubelskiej w Niemcach
KLEKS na ŻYCZENIE PISMO ZESPOŁU SZKÓŁ IM. ZIEMI LUBELSKIEJ W NIEMCACH KWIECIEN 2013 2(53)/2013 Lepiej stracić 5 złotych, niż ten numer Życzenie czytelnika: Gdybym był redaktorem naczelnym szkolnej gazetki „Kleks”, umieściłbym ładne zdjęcia gołych dziewczyn albo zdjęcia dziewczyn z klasy III C. Odpowiadamy: Zdjęcia gołych dziewczyn nie wchodzą w grę. Jest za zimno!!!! Modelki mogłyby się przeziębić. Na pocieszenie publikujemy zdjęcie najładniejszych dziewczyn z klasy III C, wykonane przez piękną dziewczynę z III D – Michalinę Bijak. Redakcja Na zdjęciu stoją od lewej: Paula Kotyra, Alicja Radko. Rząd środkowy, od lewej: Magdalena Sawka, Natalia Brzozowska, Anna Welc, Aneta Sagan, Justyna Urbaś. Na samym dole, od lewej: Ewelina Porzak, Marlena Walczewska. Od redakcji Drodzy Czytelnicy! N igdzie JEJ nie ma!!!! Ani w Niemcach, ani w Nasutowie. Ani na Kaczych Dołach, ani na Piątce. Szukaliśmy JEJ również na Zalesiu i w Leonowie. Nigdzie nie widać! fot. Natalia Boguta A tak na NIĄ czekamy! Tęsknimy! Wyglądamy! Gdzie ta WIOSNA?! Na razie znaleźliśmy JEJ pierwsze oznaki tylko na kartce z kalendarza pod datą 21 marca, na zdjęciach Natalii Boguty (patrz obok) i w cytatach znalezionych przez Kingę Kozieł (patrz stopka na dole stron parzystych). KLEKS SEMESTRALNY 2(53)/2013 PISMO ZESPOŁU SZKÓŁ IM. ZIEMI LUBELSKIEJ W NIEMCACH Redakcja: Aleksandra Flis, Agata Mroczek, Daria Kostyła, Kinga Kozieł, Magdalena Sawka, Aleksandra Dziuba, Michalina Bijak, Anna Macech, Natalia Brzozowska, Natalia Boguta, Sandra Kądziela. J est za to wytęskniony, wyglądany i wyczekany najnowszy numer KLEKSA. Spełniamy w nim życzenia naszych Czytelników. W odpowiedzi na pytanie Co byś zrobił, gdybyś był redaktorem naczelnym szkolnej gazety otrzymaliśmy wiele odpowiedzi. Niektóre zamieściliśmy w Kleksie Semestralnym 2013. Część życzeń udało nam się spełnić. Zatem zapraszam do lektury Agnieszka Boguta Opiekun redakcji Współpraca: Karol Śliwiński, Dawid Kurant, Alicja Radko, Robert Paradziński, Justyna Urbaś, Andżelika Trąbka, Mateusz Wójcik, Iga Kruczek. fot. Natalia Boguta Opiekunowie: Agnieszka Boguta, Marzena Włodarczyk. Skład komputerowy i oprawa graficzna: Marek Gruda Druk: Drukarnia „Perfekta” Lublin Adres redakcji: Zespół Szkół w Niemcach, ul. Szkolna 23, 21-025 Niemce [email protected] Sprostowanie do numeru 1 (52) 2013 Do poprzedniego numeru Kleksa wkradły się nieścisłości, które prostujemy: Okładka 4: podpis powinien brzmieć: Zdjęcie: Ola Flis. Modelka: Michalina Bijak. Tekst: Ola Flis Strona 10: Autorzy: Aleksandra Dziuba, Ewelina Mroczek, Agnieszka Niećko. Strona 18: Autorzy: Aleksandra Flis ( współpraca S.Kądziela, K.Kozieł) Za pomyłki w podpisach bardzo przepraszam, AB 2 ,,Do wiosny daleko, a narcyze kwitną...’’ opinie Opracowała: Sandra Kądziela kl. III D Fot. Sandra Kądziela kl. III D Życzenie czytelnika: pozwoliłabym uczniom wypowiadać się na temat ich codziennego życia oraz o tym, jak podoba im się szkoła i co chcieliby zmienić. Życzenie czytelnika: Zmieniłbym tytuł gazetki. Moje propozycje to: Ekonomia, Żuczek, Ploteczki Dziesiąteczki, Okiem Ucznia, Ekstra. CO W SZKOLE PISZCZY NASZA SZKOŁA – WADY I ZALETY --- Nie podajemy imion i nazwisk uczniów. Chcieliśmy, aby wypowiedzi były szczere. --- • • • • • • • • • • Co podoba ci się w naszej szkole, a co ci przeszkadza? Podoba mi się to, że można się dogadać z nauczycielami, czasami nawet pośmiać na lekcji. I to, że nigdy nie jest sztywno, zawsze coś się dzieje. I raczej nie mam jakichś dużych zastrzeżeń. Podoba mi się panująca tu atmosfera. To, że nauczyciele nie czepiają się tak bardzo, jak w podstawówce. W naszej szkole podoba mi się szczególnie wygląd i atmosfera, jaka w niej panuje. Zaś czasami nie podoba mi się to, że nauczyciele dużo zadają. Podoba mi się to, że nasza szkoła jest kolorowa. Inne szkoły takie nie są. Podobają mi się niektóre dziewczyny. Przeszkadza mi, że są za krótkie przerwy. Podoba mi się ogólny wygląd szkoły, kanapy na korytarzach i to, że szkoła jest zadbana. Przeszkadza mi to, że ławki w salach bywają pomazane oraz to, że swobodnie nie można korzystać z komputerów w bibliotece, gdy niekoniecznie robi się prace związane z lekcjami. Podoba mi się to, że nauczyciele panują nad uczniami i zawsze służą pomocą. Nie w każdej szkole tak jest. • • • • • • • • • KLEKS 2(53)/2013 Co chcielibyście zmienić i dlaczego? Na pewno wstawiłabym więcej stolików na holu TYLKO DLA 3 GIMNAZJUM! Chciałabym, żeby było więcej nauki poprzez zabawę. Lubię to i myślę, że jakieś wycieczki, czy warsztaty byłyby ciekawym sposobem. Chciałabym zmienić ustawienie szafek przy małej sali gimnastycznej, ponieważ jest tam zdecydowanie za mało miejsca. Wolałbym, żeby nauczyciele bardziej tłumaczyli tematy. Podoba mi się, że jest sklepik, ale mogłyby być jeszcze automaty z napojami. I może, żeby były lepsze piłki do nogi. Myślę, że nasza szkoła to jedna z najlepszych i najładniejszych placówek. Jedyne moje zastrzeżenie odnosi się do wyposażenia toalet. W sumie nic, ta szkoła jest „super” ! W szkole mogłoby być więcej zwykłych ławek na korytarzach. Czy „Kleks” to dobry tytuł dla gazetki szkolnej? Czy warto zmienić na inny? Nie! „Kleks” ma zostać, jest już od 20 lat. Nie warto zmieniać, to już tradycja. Nazwa naszej gazetki "Kleks" jest oryginalna, niepowtarzalna oraz ponadczasowa. Zapewne ma swoją historię. Nie chciałabym jej zmieniać . Moim zdanie nazwa gazetki jest dobra. Jedyne co mogę zaproponować to na przykład „prasa uczniowska” lub „gazeta gimnazjalisty”. Uważam, że ta nazwa jest dobra - oryginalna. Nie da się zmienić nazwy gazetki, bo to nie będzie już ta sama gazeta, a nie oszukujmy się nasz „Kleks” jest rozpoznawany przez starsze pokolenia i to jest świetne. Tak w ogóle „Kleks” tworzy swoją historię i zmieniając nazwę, zaprzepaścimy to, co budowały pokolenia. A tak w ogóle czy nazwa ma aż tak wielkie znaczenie? Wydaje mi się, że większość czytelników będzie przeciwnych zmianie nazwy. 3 Wycieczka Opracowała: Natalia Boguta kl. IC Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym więcej informacji o ciekawych wycieczkach. Fot. redakcja Kleksa Co z tym dachem, czyli wycieczka po Stadionie Narodowym Stadion Wstydu Narodowego, Basen Narodowy, a nawet Stadion Przeklęty - takie nazwy zdążyli już nadać internauci Stadionowi Narodowemu w Warszawie. Mamy jedyny stadion na świecie, który jest zasuwany latem, przy słonecznej pogodzie, a rozsuwany jesienią, przy ulewie – głoszą demotywatory. Uczniowie klas I naszego gimnazjum postanowili sprawdzić na własne oczy, czy nad Stadionem Narodowy jest dach. Otóż………………. BYŁ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I na dodatek zamknięty!!! 14 marca zwiedzałam Stadion Narodowy. Obiekt zachwyca swoim rozmachem. Jest tam wiele miejsc wartych obejrzenia m.in. kaplica wielowyznaniowa, studio komentatorskie. Jest także sala kinowa, w której obejrzałam film o budowie stadionu i relację z imprezy otwarcia. Duże wrażenie zrobiła na mnie szatnia, gdzie wisiały koszulki piłkarzy reprezentacji polskiej. Chciałabym tam jeszcze pojechać z nadzieją, że spotkam, któregoś z naszych piłkarzy. Izabela Paluch kl. ID Skorzystaliśmy z następującej oferty: Trasa Ekskluzywna: Poczuj się wyjątkowo, tak jak czują się nasi wyjątkowi goście. Poznaj trasy, którymi poruszają się fani piłki w czasie meczu, odwiedź również strefę VIP, wejdź do loży VIP i przekonaj się, jaki jest z niej widok. Sprawdź, w jakich warunkach przebierają się piłkarze przed meczem oraz jak pracują dziennikarze w czasie imprez. • • • • • • • • • • • 4 Tego nie możesz nie wiedzieć: Telebimy zawieszone nad murawą mają powierzchnię odpowiadającą wielkości dwupokojowego mieszkania. Do budowy stadionu zużyto tyle stali, ile wystarczyłoby do zbudowania kilku samolotów. Zużyto również tyle żelbetonu, że można by wybudować z niego 5000 domów jednorodzinnych. Stadion Narodowy, tak jak największe stadiony świata, ma kaplicę wielowyznaniową. Dominują w niej biel i czerń. Nie ma tam żadnych symboli religijnych. Na stadionie obecne były największe gwiazdy futbolu, m.in. Cristiano Ronaldo. Krążą nawet pogłoski, że woda w jednej z wanien w szatni „została” właśnie po nim ;). Sprawę badał nasz kolega Wojtek Góźdź. Murawa na boisku nie jest tam zamontowana na stałe. Rozkładana jest na kilka tygodni przed meczem, a na około dwa tygodnie przed spotkaniem urzędnicy z piłkarskich federacji, np. PZPN sprawdzają jej jakość. Płyta boiska nie jest podgrzewana. Dokładnie pod nią znajduje się parking na kilka tysięcy samochodów. Do Strefy VIP-owskiej nie można kupić biletów. Są one przeznaczone dla …??? W czasie meczu przebywają tam ważne osoby, spożywając smaczne (chyba) posiłki. W niedziele na stadionie organizowane są pikniki rodzinne. Ceny wahają się w granicach 120 zł za osobę. Istnieje możliwość wynajęcia loży na mecz. Cena sięga kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Opracowała: Natalia Boguta „Nikt nigdy nie zgłębił zamysłów wiosny.” (Bruno Schulz) wycieczka Opracowała: Iga Kruczek kl. ID Fot. redakcja Kleksa Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym więcej informacji o ciekawych wycieczkach. Iga Kruczek na posła! Pani Danusia na marszałka! Takie postulaty wysunęli gimnazjaliści, po wizycie w Sejmie. Skorzystaliśmy z oferty edukacyjnej i zwiedziliśmy gmach parlamentu. Jako przyszłych wyborców interesowały nas następujące zagadnienia: • Historia polskiego parlamentu • Jak powstaje ustawa • Codzienna praca, prawa i obowiązki parlamentarzystów. • • • • • • • • • • • • • Tego nie możesz nie wiedzieć: zwiedzający mają okazję zasiąść w prawdziwych ławach poselskich. Tak naprawdę są to wygodne, mięciutkie fotele skorzystaliśmy z możliwości uderzenia laską poselską oglądaliśmy m.in. salę obrad posłowie obradują w sejmie od wtorku do piątku (w poniedziałek muszą być obecni w swoich biurach terenowych) obrady odbywają się co 2 tygodnie siedzieliśmy w loży dla publiczności, obok loży dziennikarskiej i prezydenckiej wiedzieliśmy miejsce, gdzie zazwyczaj są filmowani posłowie obejrzeliśmy tablicę z 300 nazwiskami posłów, którzy zginęli podczas II Wojny Światowej w sejmie umieszczona jest tablica upamiętniająca ofiary katastrofy samolotu z dn. 10.04.2010 roku. W specjalnej gablocie umieszczono tkaninę - godło naszego państwa, które znaleziono we wraku Tupolewa mieliśmy okazję zejść po słynnych schodach, przeznaczonych dla ważnych gości i osobistości w sejmie znajduje się specjalna maszyna do czyszczenia butów. O tym, jak dobrze działa przekonała się pani Agnieszka :) zanim weszliśmy do sejmu, przeszliśmy dwie kontrole pirotechniczne w kaplicy sejmowej znajduje się fotel, na którym dwa razy zasiadał Jan Paweł II. Mebel ten jest relikwią drugiego stopnia. KLEKS 2(53)/2013 5 Recenzje Opracowała: Michalina Bijak kl. III B Życzenie czytelnika: Powinna też być strefa nowości np. nowe, ciekawe książki, filmy, taki cykl „Uczniowie polecają”. Uczniowie III D polecają Poleca Anita Złotkiewicz Film „The Lucky One” w reż. Scota Hicksa po raz pierwszy obejrzałam, gdy byłam w Irlandii u siostry Nastki. Oparty jest na motywach bestsellerowej powieści Nichalasa Sparksa "Szczęściarz". Opowiada o chłopaku, który znalazł zdjęcie pięknej dziewczyny. Wkrótce dowiaduje się, jak ta dziewczyna się nazywa i gdzie mieszka. Główny bohater zatrudnia się w schronisku dla zwierząt, które prowadzą rodzice bohaterki filmu. Po jakimś czasie udaje mu się zbliżyć do nieznajomej. Chłopak ma nadzieję, że będzie ona dla niego kimś więcej, niż dziewczyną ze zdjęcia. Warto dodać, ze odtwórcą głównej roli męskiej w tym melodramacie jest Zac Efron. Serdecznie polecam. Poleca Aleksandra Włodarczyk fot. Michalina Bijak Polecam doskonałą książkę Dana Browna pt. „Kod Leonarda da Vinci". Wbrew pozorom, nie jest to książka popularnonaukowa, lecz fascynująca powieść kryminalno-detektywistyczna. Wciągnęła mnie od pierwszej strony, otoczyła aurą tajemnicy i starego, mistycznego sekretu. Tym bardziej wciąga, że zawiera odniesienia do realnej historii. Potrafiłam spędzić wiele wieczorów na analizie intrygujących spisków z przeszłości, które tak wszystkich pasjonują. Jeszcze raz polecam, gdyż jest to ciekawy sposób na oderwanie się od wąskotorowego myślenia i szarej, codziennej rzeczywistości. Poleca Boy Anonim Simcity to gra z gatunku symulatorów ekonomicznych. Zadaniem graczy jest zbudowanie dobrze prosperującego miasta i dbanie o jego mieszkańców. Produkcja daje nam możliwość stworzenia zarówno miasta pełnego dymiących fabryk i elektrowni, jak i eko-miasta pełnego parków, elektrowni słonecznych i wiatraków. Aby twoje miasto zarabiało, masz również dosyć dużo sposobów, aby tego dokonać: np. produkować telewizory, zbudować centrum turystyczne lub zainwestować w muzea, teatry, sklepy i inne budynki użyteczności publicznej. Wszystkim tym należy zajmować się z uwzględnieniem wielu czynników, takich jak ilość mieszkańców (pracowników), ich zadowolenie, dostęp do energii elektrycznej i wody. Gdy zbudujemy swoją małą metropolię, możemy z zadowoleniem patrzeć, jak prosperuje miasto, pracownicy jeżdżą do pracy, śmieciarki zbierają śmieci, mieszkańcy chodzą do sklepów. Gra ponadto oferuje tryb dla wielu osób, gdzie razem z innymi graczami możemy tworzyć wyspecjalizowane miasta, które mogą ze sobą współpracować np. miasto bazujące na dużej ilości mieszkańców, może ich udostępniać miastu, wyspecjalizowanemu w turystyce. Wadami tej produkcji są liczne błędy i mała powierzchnia, na której można budować miasto. Gra do działania wymaga stałego połączenia internetowego. Poleca Sandra Kądziela Muzyka towarzyszy mi każdego dnia, dlatego postanowiłam, że za pieniądze, które dostałam na urodziny, kupię płytę Nirvany "Nevermind". Na okładce widnieje małe, pływające dziecko. Na płycie znajduje się większość najlepszych utworów tego zespołu, np. Smells Like Teen Spirit, In Bloom, Lithium, Stay Away i wiele innych. Każdy z 12 utworów zachwyca ostrzejszym brzmieniem i świetnym wokalem członków zespołu. Polecam kupno płyty, pomimo tego, że każdy potrafi ściągnąć piosenki z Internetu. Warto mieć przyjemność posiadania tego albumu na własność. 6 „Wesoła myśl jest niczym wiosna. Otwiera pąki natury ludzkiej.” (Jean-Paul Sartre) święto Opracowała: Michalina Bijak kl. III D Fot. Michalina Bijak kl. III D 8 Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym informacje o aktualnościach ze szkoły. Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny marca - w naszej szkole od rana panowała dziwna atmosfera. W powietrzu czuć jakieś napięcie, jakby wszyscy na coś czekali. Zza drzwi małej sali gimnastycznej słychać muzykę. Jednak żadna kobieta nie mogła tam zajrzeć, nawet na chwilę. Kilka minut po 13 drzwi zostały otworzone, a na salę z wielkim entuzjazmem weszły uczennice, nauczycielki, pani woźne. Obecna była także męska część naszej szkoły. krótce naszym oczom ukazało się niezastąpione i eleganckie trio panów prowadzących: p. Marek Gromaszek, p. Mirosław Choina oraz p. Tadeusz Nowak. Mężczyźni rozpoczęli występ od próby zrozumienia kobiet. Nie zabrakło ciekawych anegdotek, dowcipów, a także poezji, recytowanej przez p. Choinę. astępnie na scenę wyszli chłopcy z IIIB. Na ich widok zapewne niejednej kobiecie serce zaczęło szybciej bić. Wyglądali świetnie, do twarzy było im we frakach i melonikach. Wykonali utwór Andrzeja Rosiewicza „Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny”, który tak bardzo przypadł do gustu publiczności, że wykonali go jeszcze raz na bis. otem naszym oczom ukazał się niesamowity duet instrumentalno-wokalny. Był to pan Wojciech Waśkowicz, grający na gitarze elektrycznej oraz p. Irek Bachonko, który grał na akordeonie. Były również występy solowe Daniela Cabana, Bartka Gajusia, p. Mirosława Choiny (wzruszający), a także, po raz kolejny, p.Wojciecha Waśkowicza, tym razem z gitarą akustyczną. a zakończenie panowie konferansjerzy stwierdzili, że to dzięki nam, kobietom, świat staje się piękniejszy. Usłyszałyśmy piękne życzenia, poczułyśmy się docenione. Zapewne każda z nas chciała, żeby ten dzień, kiedy uwaga skupia się na nas, trwał jak najdłużej. Panowie podarowali nam dużo uśmiechu i dobrej zabawy. Liczymy na powtórkę w przyszłym roku! W N P N KLEKS 2(53)/2013 7 relacja Opracowała: Agata Mroczek kl. III B Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym wiadomości o osobach, wyróżniających się w szkole. Fot. Agnieszka Boguta Niemce-Turek - rozkład jazdy 4 luty – godzina 11.20 Jeszcze trwa przerwa. Za chwilę zacznie się lekcja historii. Do sali wchodzi pani Agnieszka. Wymachuje jakąś kartką i bardzo się cieszy. Nie bardzo wiem, o co chodzi. Wreszcie udaje mi się przeczytać zaproszenie, przysłane przez Katolickie Stowarzyszenie CIVITAS CHRISTIANA - oddział w Turku. Zaproszenie Z wielką radością witamy Agatę Mroczek w gronie laureatów IV Międzynarodowego Konkursu Artystycznego im. Włodzimierza Pietrzaka pt. „Całej ziemi jednym objąć nie można uściskiem”. Niniejszym zapraszamy na Finał Konkursu połączony z wręczeniem nagród, który odbędzie się 16 lutego 2013 r. o godz.13 w Auli Liceum Ogólnokształcącego w Turku. 4 luty – godzina 15 Dopiero w domu w pełni dociera do mnie ta wiadomość. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo prestiżowy konkurs i moje duże osiągnięcie. 5 luty – od samego rana Wraz z panią Agnieszką zaczynamy planować podróż. „Operacja Turek” zdaje się być trudna i męcząca, ponieważ rozdanie nagród odbywa się w „mało dostępnym miejscu”. Turek to małe miasteczko w Wielkopolsce, połączenie z Lublinem fatalne. Żartujemy, że łatwiej byłoby dojechać do Turcji. W pewnym momencie dopadają nas wątpliwość, czy ta wyprawa się uda. 8 luty – ok. godziny 22 Dzwoni pani Agnieszka z informacją, że zajęłam PIERWSZE miejsce! Jestem bardzo zaskoczona. Już teraz nie ma wyjścia, JEDZIEMY! 15 luty – godzina 12.30 Podróż musimy rozłożyć na 2 dni. Wyruszamy w piątek. Pierwszy etap to Lublin – Łódź. Na miejscu jesteśmy o 17.30. Idziemy do małej blaszanej budki, zwanej barem. Pijemy lurowatą herbatę i czekamy na autobus relacji Łódź – Turek. 15 luty – godzina 22.10 Wreszcie docieramy do Turku. Z dworca PKS do naszego hotelu jest spory kawałek. Szukamy taksówki. Znajdujemy postój TAXI, ale nie ma na nim żadnego samochodu. Dzwonimy do hotelu. Po chwili przyjeżdża po nas ekspresowy pan Zdzisio i wkrótce jesteśmy w „Arkadach ”. 8 „Najpiękniejszą wiosną jest dobroć serca.” (Nikolaus Lenau) 16 luty – godzina 8.00 relacja Dzień zaczynamy od śniadania. Uzgadniamy, co będziemy robiły przed galą rozdania nagród. Postanawiamy zwiedzić miasto. Zaczynamy oczywiście od zdjęć z Józefem Mehofferem, który ‚przypadkowo’ odpoczywał na ławeczce przed hotelem. Okazuje się, że ten wspaniały malarz, uczeń Stanisława Wyspiańskiego, jest bardzo związany z Turkiem. Nasza wędrówka zamienia się w spacer śladami Józefa Mehoffera. Udajemy się do kościoła p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa, gdzie podziwiamy fragmenty wspaniałej polichromii, witraże, meble oraz cykl obrazów, ukazujących drogę krzyżową. Wszystko projektu Józefa Mehoffera. Jesteśmy zaskoczone rozmachem dzieła i wyobraźnią twórcy. Kościół naprawdę robi ogromne wrażenie! 16 luty – godzina 11.00 Idziemy na rynek. Zwracamy uwagę na plakat, reklamujący wystawę zdjęć w „Muzeum Rzemiosła Tkackiego”. Oczywiście wchodzimy i oglądamy wszystko, co się da. Podziwiamy projekty Józefa Mehoffera, maszyny tkackie, wystawę archeologiczną, wazy oraz kości dawnych zwierząt. Robimy sobie zdjęcia z zębem mamuta :). 16 luty – godzina 13.00 Gala rozdania nagród. Uroczystość przygotowana starannie, wszystko dobrze zaplanowane, a rozdanie nagród odbywa się sprawnie. Na sali lokalne władze i wyróżnieni konkursowicze. To wydarzenie rejestrują lokalne media. Dostaję dyplom, album fotograficzny i tablet :). 16 luty – godzina 15.00 Uroczystość rozdania nagród zakończona. Pędzimy na dworzec PKS - znowu podwozi nas pan Zdzisio. Najpierw jedziemy autobusem do Konina, a potem pociągiem do Warszawy. Jeszcze tylko pociąg do Lublina i jesteśmy prawie w domu. Wszystko na czas i zgodnie z rozkładem jazdy. „Operacja Turek” zakończona pomyślnie. Ten wyjazd był dla mnie bardzo ważny, dlatego chciałabym podziękować Panu Dyrektorowi Jerzemu Wójcikowi za umożliwienie mi podróży do Turku oraz pani Agnieszce Bogucie za organizację wycieczki i opiekę nade mną. Dziękuję :) Agata Mroczek Nagrodzone zdjęcie prezentujemy na ostatniej okładce „Kleksa”. fot. Marek Gruda Agata Mroczek – uczennica klasy IIIB gimnazjum Niemcach, laureatka IV Międzynarodowego Konkursu Artystycznego im. W. Pietrzaka „Całej ziemi jednym objąć nie można uściskiem” (edycja: fotografia). Warto dodać, że Agata Mroczek ma już na swoim koncie sukcesy fotograficzne: • V WOJEWÓDZKI KONKURS NA REPORTAŻ „ZAWÓD: REPORTER” 2011 – organizowany przez Powiatowy Młodzieżowy Dom Kultury w Lubartowie – nagroda za zdjęcia z cyklu „Piękno tkwi w szczegółach” • „Roztocze w obiektywie” – konkurs organizowany przez Roztoczański Park Narodowy – I miejsce za zdjęcie „Magia popołudnia” (2012 rok) • Laureatka V Ogólnopolskiego Konkursu Fotograficznego „EMOCJE”, organizowanego przez Gminne Centrum Kultury i Bibliotek w Skrzyszowie KLEKS 2(53)/2013 9 Wreszcie na poważnie Życzenie czytelnika: Chciałbym, żeby były informacje o ciekawych imprezach. Opracowanie: Natalia Boguta kl. IC Fot. Michalina Bijak kl. III D CAŁUJĘ PUPCIĘ PANA REŻYSERA „6 lekcji czyli aktorstwo dla potłuczonych” – tak brzmiał tytuł monodramu, z którym na zaproszenie p. Renaty Staszek, przyjechał p. Przemysław Gąsiorowicz. Aktor na co dzień pracuje w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie, a do nas zawitał tuż przed Międzynarodowym Dniem Teatru (27 marca). Jego autorski monodram dotyczył blasków i cieni zawodu aktora. Pan Gąsiorowicz dał nam 6 lekcji, a oto moja z nich „notatka”. Reżyser Osoba, z którą każdy aktor musi się liczyć. Aby zyskać jego przychylność, aktor zdolny jest do wielu rzeczy. Jednak czasami ani śpiewanie, ani tańczenie nie wystarcza. W ostateczności można stanąć na rękach i ucałować pupcię reżysera. Pan reżyser (w rej roli Piotrek Kostyła) był jednak bardzo surowy i wyczyny pana aktora nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Jedynie próba „pocałowania pupci” wyprowadziła go nieco z równowagi. Aktor roli nie dostał. No cóż, może uda się następnym razem… Bułka Co robisz, jak się denerwujesz? Obgryzasz paznokcie? Drapiesz się po głowie? Zaczynasz się jąkać? Uważasz, że stres może doprowadzić Cię do szaleństwa? Jeśli tak sądzisz, to znaczy, że jeszcze mało wiesz o prawdziwej tremie. Czy dopadło Cię kiedyś „zażeranie” strachu? To właśnie przydarzyło się naszemu aktorowi. Na własne oczy widziałam, jak dwie bułki kajzerki momentalnie zniknęły w jego jamie gębowej (no, trochę wyszło nosem). Jeśli chcesz zostać prawdziwym aktorem, czeka Cię jeszcze ciągłe bieganie do toalety, omdlenia i zapominanie języka w gębie. Ciupaga Służy pomocą podczas pracy nad rolą. Oczywiście tylko wtedy, kiedy jest to rola górala. Wiadomo, że aktor na scenie nie może posługiwać się gwarą. Chyba, że widzowie chcą usłyszeć „bajtel” zamiast dziecko, „cyrhla” zamiast po10 lana i „siuter” zamiast żwir. To dosyć ryzykowne, dlatego pozostańmy przy tym, że aktor musi najpierw uzgodnić to z reżyserem (oczywiście, jeśli uprzednio odpowiednio go przekona). HEJ ! Dres Aktor ma prawo do wszystkiego. W końcu artyście wiele ekstrawagancji uchodzi płazem. Nikogo chyba nie zdziwi, jeśli przyjdzie na spotkanie z reżyserem w rozciągniętym, czerwonym dresie i długim, czarnym fraku. Może nawet wejść i zejść ze sceny, jak tylko mu się podoba. Jeśli jest debiutantem, zrobi to z pewną nieśmiałością. Inaczej się zachowa, gdy jest już gwiazdą. Może nawet wyzywać i krzyczeć na reżysera. W końcu to artysta. Różowa spódniczka Nawet nie zdawałeś sobie sprawy, ile zastosowań ma kawałek różowego materiału. Sukienka dla niemowlaka, spódniczka dla trzylatki, mini dla trzynastolatki i stringi dla trzydziestolatki. Do wyboru, do koloru. Oczywiście różowego. Kurczak Gdy o aktorstwie, aktorach, reżyserach i scenie dowiedzieliśmy się wystarczająco dużo, przyszedł czas na podziękowania. Wyrazem naszej sympatii dla Pana Aktora była kura zrobiona ze słomy. Pan Gąsiorowicz był nią zachwycony, wręcz oczarowany. Kura również była dumna, że jest w związku z panem Przemysławem. Widać, że od razu przypadli sobie do gustu. Życzę panu aktorowi, żeby owa kura znosiła mu złote jaja. „Fantazja to wieczna wiosna.” (Friedrich Schiller) Wywiad Opracowanie: Aleksandra Flis kl. III B Fot. Michalina Bijak kl. III D Życzenie czytelnika: Chciałbym, żeby były informacje o ciekawych imprezach. Przepis na artystę Przepis na artystę: jeden procent talentu, dziewięć procent szczęścia i dziewięćdziesiąt procent pracy. To przepis Ignacego Paderewskiego. A co sądzi na ten temat nasz gość – Przemysław Gąsiorowski? O szkole, życiu, blaskach i cieniach aktorstwa, z aktorem Teatru im. J. Osterwy w Lublinie rozmawia nasza dziennikarka - Ola Flis. Oto jedynie fragment ich rozmowy. Jak wspomina pan swoje szkolne lata? Różnie, zależy jaką szkołę. Najlepiej chyba wspominam studia, bo wtedy jest największa doza wolności. To ode mnie zależy, co czytam, czego się uczę, chodzę swoimi drogami. Pod koniec semestru trzeba zaliczyć jakiś przedmiot. Mam poczucie, że nikt mi niczego nie narzuca. W podstawówce było miło, przyjemnie, tak szczeniacko, ale fajnie. A w liceum doszły inne kwestie, bardziej osobiste. Szkoła szkołą, ale zaczął się ten moment zakochiwania się, pierwsze miłości. Raz to było trafione w dziesiątkę, a innym razem nie. Dziewczyna, która spędza ci sen z oczu, nagle mówi ci po prostu: NIE. Głupio się z tym człowiek później czuje. Przez 4 lata liceum dwa razy byłem ciężko zakochany. Z nauczycielami było bardzo fajnie. Była pani od historii, z którą jeździliśmy w góry. Nauczycieli można było poznać z innej, takiej bardziej luzackiej, ludzkiej strony. Jak to się stało, że został pan aktorem? W szkole nie brałem udziału w żadnych kółkach teatralnych, nie występowałem na akademiach. Byłem strasznie nieśmiałym człowiekiem, zamkniętym w sobie. Mało tego, gdy polonistka zadawała nauczenie się wiersza na pamięć i powiedzenie go przed klasą, robiłem to z wielkim bólem. Wolałem dostać jedynkę. Zjadała mnie trema, lęk, wstyd, strach przed publicznymi występami. Ale w którymś momencie, gdzieś tak bliżej matury stwierdziłem, że muszę coś zrobić z tą nieśmiałością. Poszedłem do domu kultury i tam zgłosiłem się do grupy te- KLEKS 2(53)/2013 atralnej „Od jutra”. Człowiek, który ją prowadził, bardzo się ucieszył, bo mu brakowało chłopaków. Ja jednak wtedy się wystraszyłem i nie przychodziłem. Zdałem maturę, zacząłem studia etnologiczne na uniwersytecie w Poznaniu, wydział historyczny. Ale to nie było to, co chciałem robić. Poza tym w dalszym ciągu miałem problem z kompleksami i nieśmiałością. Postanowiłem, że jednak zwiążę się z ogniskiem teatralnym w centrum kultury „Zamek” w Poznaniu. Dzięki zajęciom teatralnym przekonałem się, że staję się śmielszy i odważniejszy. Po drugie odkryłem się, że występowanie sprawia mi przyjemność. I wtedy postanowiłem, że będę zdawał do szkoły teatralnej. Co uważa pan za swój największy sukces zawodowy? Jestem dumny z monodramu, ale nie z tego, który dzisiaj pokazywałem. Mam jeszcze jeden, oparty o teksty Witolda Gombrowicza. Zrobiłem go zupełnie sam: wybrałem teksty Gombrowicza, ułożyłem scenariusz, napisałem monolog. Ten spektakl zdobył pięć nagród na pięciu różnych festiwalach. Do dzisiaj są to jedyne moje nagrody i dlatego jestem z tego taki dumy. Niewielu aktorów podejmuje się pracy nad monodramem. To trudne skupić na sobie uwagę widza przez godzinę. Mam wtedy ogromną tremę, bo wszystko spoczywa tylko i wyłącznie na mnie. Jak w trakcie spektaklu opadnie napięcie, to bardzo trudno od nowa skupić uwagę publiczności. Mój monodram zdobył uznanie na prestiżowym międzynarodowym festiwalu we Wrocławiu, dlatego jest to mój największy osobisty sukces. Bardzo dziękuję za rozmowę. 11 Relacja Opracowała: Michalina Bijak kl. III Życzenie czytelnika: Chciałbym, żeby były relacje z ciekawych imprez, nie tylko szkolnych. Fot. Michalina Bijak kl. III D, Katarzyna Iwańczuk Teledysk od kuchni Wszystko zaczęło się od zlecenia do „Kleksa”. Niby zwykłe zdjęcia, ale tym razem w terenie. Usłyszałam tylko dwa hasła: „Magda Welc” i „teledysk”. Okazuje się, że zwyciężczyni programu „Mam Talent” sprzed 3 lat, kręci w Lublinie teledysk do swojego najnowszego utworu. Nasza szkolna ekipa ma jej w tym pomóc. „Może być ciekawie” - myślę. Szpile Martyny Wyjeżdżamy chwilę po 15.30. W autobusie panuje przyjemny gwar. Wszyscy dyskotekowo ubrani. Królują mocne makijaże, cekiny, odważne kolory i wystrzałowe sukienki. Sensację budzą 12-centymetrowe szpile Martyny: czarne, eleganckie, z kolcami. To przepustka do najmodniejszego w Lublinie klubu „Cream”. Jesteśmy już na miejscu, drzwi stoją otworem, ale zewsząd otacza nas ciemność. Widać tylko światełka małych lampek przy stopniach schodów. Rozglądam się. Piękne, duże sale z barami, mnóstwo luster i wygodnych miejsc do siedzenia. Rozgaszczamy się w jednej z sal, dziewczyny od razu biegną do łazienki. Przebieranie, malowanie, poprawianie - przygotowaniom nie ma końca. Mamy sporo czasu, gdyż operatorzy dopiero rozstawiają sprzęt. „Kasety Mamy” Na drugim końcu sali dostrzegam małą, niepozorną postać. To jest właśnie Magda. Ma niski i mocny głos, który „nie pasuje” do jej drobnej postaci. Przychodzi czas na przeprowadzenie wywiadu. Wspólnie z Olą, Karoliną i Magdą siadamy przy jednym ze stolików. Zadajemy pytania, odpowiada skromnie i bez chwalenia się. Nie ma w sobie nic z gwiazdy. Okazuje się bardzo sympatyczną i przyjazną dziewczyną. Prowadzimy rozmowę bez żadnych barier, śmiejemy się, Magda opowiada o programie „Mam Talent”, o szkole, rodzinie. Rozmowę musimy przerwać, gdyż ekipa jest już gotowa. Zaczyna się praca nad teledyskiem do piosenki Magdy Welc „Kasety mamy”. Teledysk Magdy Akcja teledysku rozgrywa się w klubie, więc nasza ekipa musi tańczyć. Niby proste, ale jednak przed kamerą pojawia się stres. „Potrzeba tylko kilka ujęć, postarajcie się” – słyszę głos reżysera. Rozbrzmiewa muzyka, atmosfera staje się luźniejsza. „Mamy to!” – cieszy się reżyser. A potem już tylko, próby, powtórki, powtórki, próby …. Żmudna praca Kolejne ujęcia i kolejne niezadowolenie, tym razem operatora. Materiał do powtórki. Po krótkiej przerwie – praca od nowa. I tak do godziny 21. Ja, niestety, muszę wyjść wcześniej. Z niecierpliwością czekam na efekt końcowy. Mam nadzieję, że teledysk do piosenki Magdy Welc „Kasety mamy” już wkrótce ujrzy światło dzienne. 12 Tego nie możesz nie wiedzieć: • Na planie pracowało 3 operatorów kamer i fotograf. • Obecny był również manager artystki, Andrzej Herzberg (prezes zarządu Stowarzyszenia na Rzecz Wspierania Talentów Dziecięcych Art-pro). • Nie zabrakło kompozytora Mariusza Ostańskiego - zdobywcy tegorocznej Polskiej Nagrody Filmowej - Orły 2013 w kategorii najlepsza muzyka (film Komeda, Komeda). „Popatrz jak nam wiosna ubiera przyrodę i rozbiera panny, a zwłaszcza te młode.” (Lech Konopiński) Wywiad Opracowała: Aleksandra Dziuba kl. III B Fot. Michalina Bijak kl. III D, Katarzyna Iwańczuk Życzenie czytelnika: Chciałbym, żeby były informacje o ciekawych ludziach. Chciałabym śpiewać jak Anna German Magda Welc – dziś 14-latka – zwyciężczyni trzeciej edycji "Mam talent". Wokalistka wydała w 2011 roku płytę ze świątecznymi piosenkami, a teraz nagrywa kolejną. Wykorzystałam jej obecność w Lublinie i zadałam kilka pytań. Oto jedynie fragment naszej rozmowy. Magda Welc, czyli kto? Czyli normalna, zwykła osoba. Mam 14 lat, chodzę do gimnazjum i do szkoły muzycznej w Lublinie. Uczę się gry na flecie poprzecznym i na fortepianie. Uwielbiam muzykę, uwielbiam śpiewać, to jest całe moje życie. Jak wygląda Twój dzień? Nic specjalnego, pracuję nad piosenkami, nad muzyką. Od poniedziałku do piątku chodzę do szkoły, a w weekendy nagrywam piosenki w studio. Jestem dopiero w II klasie gimnazjum, więc przede wszystkim szkoła. Oprócz tego szkoła muzyczna, indywidualne lekcje śpiewu. To wszystko muszę jakoś pogodzić. Opowiedz nam o piosence „Kasety mamy”, do której dziś nagrywasz teledysk. Ta piosenka powstała na jubileuszowy festiwal piosenki w Opolu. W ten sposób chciałam złożyć hołd artystom, którzy tam występowali. Dlatego są w niej nawiązania np. do piosenek „Budki Suflera”, czy „Perfectu”. W zasadzie jest to singiel, zapowiadający płytę, która tak naprawdę będzie zupełnie inna, bardzo zróżnicowana stylistycznie. Ciekawa jestem, czy spodoba się słuchaczom. A jak to się wszystko zaczęło? Od zawsze śpiewałam z siostrami. W podstawówce sama zapisałam się do chóru, pani wybrała mnie jako solistkę. Później brałam udział w konkursach: międzyszkolnych, powiatowych, wojewódzkich. Koleżanki śmiały się, że teraz pozostał mi tylko „Mam Talent”. Pomyślałam sobie, czemu nie? Może warto spróbować? Pamiętam dzień, kiedy przyjechałam ze szkoły, nikogo nie było w domu. Wzięłam dowód osobisty mamy, wypełniłam an- kietę, sprawę podpisu rodzica przemilczę i wysłałam. Czekałam. Wreszcie przyszło zaproszenie na pierwsze przesłuchanie. Dopiero wtedy złapałam się za głowę: O jejku, co ja zrobiłam, przecież mama o niczym nie wie. Wsiadłam na rower i pojechałam do niej do pracy. Pamiętam, że to był maj, gorąco, ja gnałam na rowerze jak szalona. Gdy cała zgrzana, przestraszona wpadłam do mamy, ona krzyknęła: Co się stało? A ja na to: Mamo, muszę Ci coś powiedzieć. Mama stoi naprzeciwko, nic nie mówi, tylko patrzy. Zgłosiłam się do „Mam Talent” – powiedziałam cicho. Mama zaczęła się śmiać, nie uwierzyła. Pokazałam jej zgłoszenie. Mama zrobiła wielkie oczy i powiedziała: Co Ty zrobiłaś? Gdy jej powiedziałam, że jutro musi pojechać ze mną do Lublina na precasting, to aż zbladła. Pojechałyśmy. O 5:45 byłyśmy już pod hotelem „Europa”. Mnóstwo ludzi, ja zestresowana. Mamo, boję się – powiedziałam. Przecież ja Cię nie zapisywałam, sama podjęłaś taką decyzję – mówi mama. Tak to się właśnie zaczęło. Pamiętam, że Szymon Majewski, na początku programu zażartował sobie „No i co Magda, opłacało się nie słuchać mamy?” Zaczęłam się śmiać, a mama potem przyznała, że jakbym jej posłuchała, to dzisiaj nikt by o mnie nie słyszał, nikt by o mnie nie wiedział. I ja sama bym nie wiedziała, że mam takie możliwości. Jakie masz plany na przyszłość? Chcę skończyć szkołę muzyczną, wydać płytę. Chciałabym, żeby została dobrze przyjęta. W takim razie życzę Ci spełnienia marzeń i dziękuję za wywiad KLEKS 2(53)/2013 13 Relacja Opracowała: Natalia Boguta kl. IC Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym informacje o aktualnych wydarzeniach w szkole. Zdjęcia: p. Krzysztof Kotyra Niezwykła wizyta niezwykłej Wisławy Połowa marca, ale pogoda typowo zimowa. Jednak kto zakochany, temu zamiecie niestraszne. Chodzi o miłośników poezji, którzy 15 marca zawitali do naszej szkoły. Wieczór zaczął się niezwykle. W sali polonistycznej pojawiła się dostojna noblistka – Wisława Szymborska! Takiej okazji nie mogła przegapić Agnieszka Zdeb, która postanowiła zadać wybitnej poetce kilka pytań. Pani Wisława chyba dobrze się czuła w naszej sali polonistycznej, która tego wieczoru prezentowała się wyjątkowo przytulnie. Białe obrusy, słodkości, imbryki z herbatą – to uczta dla ciała. Stylowe lampki świeciły delikatnym światłem. Pod tablicą, zakrytą zielonym płótnem, stanął okrągły stół i kilka krzeseł. Zasiadły na nich Magdalena Sawka, Agnieszka Szczygieł, Katarzyna Kotiuk, Natalia Boguta, Diana Włodarczyk i Agnieszka Niećko. Zgromadzeni mogli się przysłuchiwać interesującej rozmowie Dziennikarki (Agnieszka Zdeb) z Wisławą Szymborską (Andżelika Trąbka) na temat dzieciństwa, życia i twórczości bohaterki spotkania. Przez około godzinę wspólnie szukaliśmy odpowiedzi na pytanie „Czym jest natchnienie?”. Pomogły nam w tym wiersze, recytowane przez uczennice gimnazjum oraz piosenki, wykonane przez Magdę Sawkę. Poetyckiemu spotkaniu towarzyszyły wiersze, opowiadające o codzienności, życiu, otaczającym nas świecie. Poetka potrafiła dostrzec zwykłe rzeczy i pisać o nich w sposób niezwykły. Może właśnie dlatego cieszą się tak dużą popularnością. Osoby, które 15 marca o godz. 17.15 znalazły czas, by skorzystać z zaproszenia p. Anny Zgierskiej, p. Ireneusza Bachonko i recytatorek, mogą czuć się wyjątkowo. W końcu tylko „niektórzy lubią poezję”. Natalia Boguta, kl. I C 14 „Sztuka jest wieczną wiosną. Sztuka jest ciepłym wiatrem, od którego śniegi topnieją.” (Konstanty Ildefons Gałczyński) Kącik poetycki Opracowała: Andżelika Trąbka kl. III B Zdjęcie: Emilia Domonik kl. III B Życzenie czytelnika: Chciałabym, aby znalazł się w „Kleksie” kącik poetycki. Ona pisze dla mnie Andżelika Trąbka - uczennica klasy IIIB gimnazjum w Niemcach, laureatka IV edycji konkursu poetyckiego „Przyroda jaką znam” (kategoria szkoły gimnazjalne i ponadgimnazjalne), organizowanego przez Roztoczański Park Narodowy. Recytatorka, poetka i miłośniczka horrorów. Oto, co pisze o sobie: Pisać zaczęłam w szkole podstawowej. Były to pamiętniki, opowiadania. Wiersze zaczęłam tworzyć dopiero w gimnazjum Jeśli chodzi o moje upodobania czytelnicze, to pewnie trochę zaskoczę niektórych. Nie są to tomiki poetyckie (chociaż to też się zdarza), ale kryminały medyczne. Książki, w których bohaterom wycinają serca (czasami bez znieczulenia), które mrożą krew w żyłach, które są pisane najczęściej przez prawdziwych lekarzy, a co za tym idzie, zawierają mnóstwo terminów medycznych. Lubię też dramaty i romanse. Jeśli chodzi o pisanie wierszy to muszę powiedzieć, że nie da się niestety tego nauczyć. Czasem mam wolną chwilę i chciałabym coś „stworzyć”, ale jak siadam przed czystą kartką okazuje się, że nic z tego. Czasem natomiast jest tak, że niespodziewanie jakieś myśli przychodzą mi do głowy. Przenoszę je wtedy na papier i w ten sposób powstaje wiersz. Jako ciekawostkę o sobie i swojej działalności piśmienniczej mogę powiedzieć, że bardziej od wierszy lubię pisać prozę, chociaż wiersze mają swój ogromny atut, którego nie ma proza - każdy odbiorca może mieć inną ich interpretację. Egoistka Pamiątka Nieznajoma Wyłączam budziki Nie jestem zbyt dobra dla świata I świat dla mnie nie istnieje Chciałabym, by coś pozostało. Coś tylko mojego. Dla kogoś, kto by to podziwiał. I krytykował. Recytował. I palił. Tak bardzo bym chciała W wieczności, która będzie, By coś pozostało. Gdy ziemia mnie przysypie, Robaki zjedzą, Rodzina zapomni… Bym mogła powrócić. Ile liter złożyła w słowa, W co się wczoraj ubrała, Z kim rozmawiała. Tak dużo o niej wiesz. Normalna, zwyczajna, Mieszka blisko ciebie. Myślisz… Doskonale ją znam. Został już tylko płomień Delikatny jak muśnięcie motyla Spokojny jak przestrzeń bezwietrzna Nic nie wróci I niech nie wraca Wcale was nie chcę Będę najlepsza, bo sama Płomień nie jest konkurencją Życie nie wyzwaniem Nie tęsknię za wami Byliście zbędni Zbyt obecni Nie kochałam Zostałam z płomieniem ? KLEKS 2(53)/2013 Nie widzisz, gdy płacze Płacz to też niemy krzyk duszy. Gdy się śmieje myślisz, że jest szczęśliwa. Nic podobnego, to tylko przykrywka. Jest z tobą teraz: Tu. Nawet patrzysz na nią. Zobacz… Jak słabo mnie znasz. Znamy się na tyle, na ile czas I życie – dadzą nam się poznać. I na ile my sami pozwolimy się odkryć. 15 Oblicza sportu Życzenie czytelnika: Informowałbym o sportowych osiągnięciach uczniów. K Autor: Robert Paradziński kl. III A Adam Kaczmarek kl. 5c Współpraca: Justyna Urbaś kl. III C Raz na wozie… iedy miałem 14 lat, odkryłem swoje nowe hobby. Często bywałem w remizie strażackiej, gdzie na siłowni trenowali moi starsi koledzy. Bardzo mi imponowali tym, że potrafili wycisnąć duże ciężary. Postanowiłem spróbować i ja. Też chciałem osiągać takie rezultaty, jak oni. Pora spróbować. Głównie ćwiczyłem „na atlasie”, codziennie przynajmniej przez godzinę. Uważnie słuchałem porad starszych kolegów. Obrałem sobie cel, do którego zawzięcie dążyłem. Gdy widziałem efekty pracy, motywowało mnie to do większego wysiłku. N fot. Justyna Urbaś a początku października dowiedziałem się, że są szkolne zawody w podnoszeniu ciężarów. Wziąłem w nich udział i ………. okazałem się najlepszy. Udało mi się „wycisnąć” 60 kg. Zdobyłem puchar za I miejsce w wyciskaniu sztangi. Wygrana w zawodach nie sprawiła, że osiadłem na laurach, wręcz przeciwnie. W dalszym ciągu trenuję sporty siłowe i nie zamierzam zaprzestać. Mam nadzieję, że również w szkole średniej uda mi się osiągać dobre wyniki. Robert Paradziński kl. III A …raz pod wozem W ubiegłym roku, podczas wakacji, pojechałem na turniej piłki nożnej do Krasnegostawu. Nasza drużyna „Lewart” Lubartów, grała z drużyną UKS Krasnystaw. Mecz wygraliśmy 2:1. Moi koledzy, Mateusz i Piotrek, strzelili dwa gole. Jednak ja ten mecz zapamiętałem z innego powodu. 10 minut przed końcem był rzut wolny dla Krasnegostawu. Podczas wybijania piłki chciałem się zastawić i kopnąłem niechcący w brzuch zawodnika z przeciwnej drużyny. Od razu zdałem sobie sprawę z tego, że jest to dla niego bardzo bolesne. Zrobiło mi się przykro, chociaż był to wypadek. Nie wszystko można przewidzieć. Chciałem go przeprosić, ale on nie chciał. fot. archiwum domowe Wróciliśmy do miejsca zakwaterowania. Moi koledzy cieszyli się z wygranej, a ja martwiłem się o zawodnika z Krasnegostawu. Cały wieczór zastanawiałem się, jak on się czuje i czy nic poważnego mu się nie stało. Na szczęście następnego dnia zobaczyłem go na boisku. Odetchnąłem z ulgą. Wszystko było w porządku. Adam Kaczmarek kl. 5c Adam na zdjęciu stoi drugi od lewej 16 „Żaden promień słońca nie ginie, lecz zieleń, którą on budzi, potrzebuje czasu, aby wzrosnąć.” (Albert Schweitzer) Opracował: Karol Śliwiński kl. III C wystawa Fot. archiwum rodzinne NIKO medalista Niko to mój pies rasy cane-corso. To rasa włoska, zaliczana do grupy molosów w typie mastifa. Jest to pies stróżujący, obrończy i policyjny. Dawniej używany był do polowań na grubego zwierza, a także do stróżowania. „Corso" - znaczy strażnik, opiekun. Psy tej rasy mają krótką, błyszczącą sierść. Ich charakter zależy od wychowania. Mój pies jest łagodny i bardzo oddany człowiekowi. Jego ojciec Bacco Dei Dauni jest z Mazur, champion na wystawach polskich i zagranicznych. Matka nazywa się Raszi, mieszkała w Leśnym Potoku. Nie żyje, zginęła w lecie w pułapkach, zastawionych przez ludzi. Niko od 4 miesiąca życia chodził do szkoły AS w Lublinie. Uczył się tam poleceń, takich jak siad, waruj (leżeć), podaj łapę, aport i wiele innych. Uczył się również dyscypliny, obrony i posłuszeństwa. Niko jest psem wystawowym. Do tego wydarzenia trzeba go przygotować fizycznie i psychicznie. Robi to mój tata, a ja mu pomagam. Najpierw pies jest solidnie myty i czyszczony. Trzeba zadbać o jego sierść, aby była błyszcząca. W tym celu spryskujemy go sprayem z olejkiem norkowym. Pies wtedy bardzo ładnie pachnie i ślicznie wygląda. Mój Niko był do tej pory na trzech wystawach, otrzymał złote medale i tytuł: doskonały. Na wystawach jest bardzo dużo psów, tych malutkich i tych dużych. Każda rasa ma swój własny box, na którym się prezentuje. Duże psy nie mogą występować z małymi. Najpierw prezentują się najmłodsze psy, a następnie najstarsze. Pies, który otrzymał tytuł doskonałego, złoty medal i dyplom, idzie na box główny. Tam, już po zawodach, każda rasa walczy o złote puchary. Należy pamiętać, że podczas prezentacji, pies nie może siadać, zachowywać się agresywnie, ponieważ to grozi dyskwalifikacją. Musimy go przyzwyczaić do takich rzeczy, jak chodzenie na ringówce przy lewej nodze, stanie w pozycji wystawowej (rozciągnięty, wyprostowany, patrzy przed siebie), pokazywanie zębów. Małe psy muszą się nauczyć stać na stoliku. Każdemu psu trzeba poświęcić dużo czasu, a psu wystawowemu w szczególności. Życzenie czytelnika: Chciałabym, żeby było więcej informacji o nietypowych zainteresowaniach uczniów. KLEKS 2(53)/2013 17 Reportaż Życzenie czytelnika: Chciałabym, żeby były relacje z ciekawych imprez, nie tylko szkolnych. Opracowała: Aleksandra Dziuba kl. III B Fot. Aleksandra Dziuba, archiwum domowe Od 1 do 3 marca 2013 roku Lublin zmienił się w stolicę jeździectwa. Było to wielkie, sportowe (i nie tylko) wydarzenie. Na terenie Targów Lublin odbyły się Międzynarodowe Zawody Jeździeckie w Skokach przez Przeszkody CSI2*. W 11 konkursach, w tym dwóch zaliczanych do rankingu FEI, startowali polscy i zagraniczni zawodnicy, a pula nagród wyniosła 300.000,00 zł. Na tak ważnej imprezie nie mogło zabraknąć reporterki „Kleksa” – OLI DZIUBY z kl. III B Wszystko dopięte na ostatni guzik. Bilet kupiony, bateria w aparacie pełna. Na mnie czas! Kierunek - Targi Lublin. To właśnie tam odbywa się Cavaliada, po raz pierwszy w naszym regionie. Pierwsze kroki kieruję do kasy. Wymieniam bilet na bransoletkę, muszę ją nosić cały czas. Ale gdzie teraz iść? W prawo, w lewo, czy prosto? Postanawiam iść za głosem serca... i wrzasków, dochodzących, jak się domyślam, z widowni. Docieram do drzwi i od razu zostaję w nich zatrzymana. Bardzo niemiła pani, z którą niestety będę miała styczność jeszcze nie raz, każe mi pokazać zawartość torby. Kontrola zakończona pomyślnie, mogę przejść dalej. Kieruję się do miejsca rozgrzewek zawodników. Od razu w oczy rzuca mi się czerwona marynarka mojego kolegi - Dawida. Jednak nie mam możliwości z nim porozmawiania, więc idę na widownię. Nie sądziłam, że będzie aż tyle ludzi. Znajduję jedno wolne miejsce, na pewno nie jest wymarzone, ale ważne że w ogóle jest. Oglądam występ ostatniego zawodnika średniej rundy (135 - 140 cm wysokość przeszkody). Teraz pora zobaczyć targi. Pierwsza myśl: jestem w końskim niebie. Wszystko dla konia i jeźdźca: od stroju jeździeckiego, poprzez siodła i uzdy, kończąc na odżywkach do kopyt i specjalnych przyczepach. Do tej pory myślałam, że nic nie jest w stanie mnie zszokować, ale jak bardzo się mylę! Nigdy wcześniej nie widziałam spodni do jazdy za … 1500 zł, ani siodeł za …. 10 000. Nigdy nie widziałam tylu akcesoriów jeździeckich na raz! Zatrzymuję się przy artystce, która maluje … konia oczywiście. Udaję się w kierunki strefy JNBT (Jeździectwo Naturalne Bez Tajemnic). Postanawiam obejrzeć pokaz. Tym razem zdobywam miejsce w pierwszym rzędzie. Oto pierwszy jeździec. Prezentuje się wspaniale. Przygotowanie konia i jeźdźca do pokazu zapewne trwało wieki. Chodzi o umycie zwierzęcia, wyczyszczenie, czesanie grzywy, podcinanie ogona, mycie i pastowanie kopyt a w wielu przypadkach także golenie sierści poza głową i nogami. To bardzo praco- i czasochłonne zabiegi. Podziwiam białe bryczesy jeźdźca idealnie dobrane do wyprasowanego fraka w czerwono-czarno-zielono-granatowym kolorze oraz doskonale wypastowane oficerki. Błyszczeć musi wszystko, bez wyjątku. Każdy chce się zaprezentować jak najlepiej. 18 „Wróbel: Ile to się trzeba naćwierkać, żeby przyszła wiosna.” Reportaż Zaczynają się skoki. Każda runda podzielona jest na dwie części. W pierwszej chodzi o to, aby przejechać cały parkur, na który składa się 14 przeszkód, od 145 do 150 cm wysokości i nie zrzucić ani jednego drąga. Do kolejnej części przejdą tylko nieliczni. W drugiej części liczy się również czas. Emocje ogromne. Piski, wrzaski, gromkie oklaski i lament towarzyszyły przejazdom. Niektórzy patrzą na konia, inni na jeźdźca. Kibicuję mojemu koledze. Niestety, już na ostatniej stacjonacie strąca drąg. No cóż, każdemu się zdarza. A teraz kolejna atrakcja - część pokazowa Cavaliady. Występują ułani z Zamościa na koniach małopolskich, fryzy w wersji ujeżdżeniowej oraz reprezentant liceum w Pszczelej Woli, który pokaże jazdę konną naturalną oraz wyścigi zaprzęgów. Na pierwszy ogień idą zaprzęgi Dwa zaprzężone konie musza przejechać jak najszybciej dookoła specjalnych płotków. To bardzo trudne zadanie, szczególnie dla powożących. W konkurencji bierze udział 6 zespołów, świetnie dają sobie radę. Kolejny punkt programu - pokaz koni małopolskich. Jest bardzo ciekawy. Czworo ludzi w strojach ułanów pokazuje, jak używało się różnych broni podczas walki. Walczyli na szable, pędzili przed siebie z włóczniami, jeden pan nawet jeździł ‘bez trzymanki’ – po prostu leżał na plecach konia, podczas gdy ten galopował po ujeżdżalni. No cóż... każdy ma jakieś ukryte zdolności :) Następny był pokaz koni fryzyjskich. Dwie dziewczyny prowadziły masywne, zimnokrwiste konie tak, jak mało kto to potrafi. Wykonywały wiele figur ujeżdżeniowych, które wymagają od jeźdźca wysokiego stopnia zaawansowania. Ostatnią częścią tego bloku był pokaz jazdy naturalnej. Po krótkiej przerwie konkurencja, na którą czekam z niecierpliwością. To „Speed&Music”, - polega na jak najszybszym przejechaniu parkuru z wykorzystaniem wszystkich możliwych skrótów. Tutaj nie liczy się nic innego – tylko czas. Największe szanse na zwycięstwo mają ci, którzy przejadą bezbłędnie. Już pierwszy zawodnik bardzo wysoko stawia poprzeczkę. Pokonuje parkur bezbłędnie, z bardzo dobrym wynikiem czasowym. Kolejni zawodnicy radzą sobie gorzej niż on. W końcu wyjeżdża jedna z moich ulubionych par – Grzegorz Psiuk i koń Ares. Bezbłędny przejazd w jego przypadku jest prawie zawsze pewny. Ale I miejsce?! Szok! Nie myślałam, że mój ulubiony zawodnik wygra mój ulubiony konkurs :) Ostatnie gromkie brawa dla wszystkich zawodników, ostatnie gratulacje i powrót do rzeczywistości. Jednego tylko żałuję. A mianowicie tego, że nie wykupiłam karnetu na wszystkie 3 dni. KLEKS 2(53)/2013 19 Reportaż Opracowała: Anna Macech kl. III B Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym aktualności z życia szkoły. Zdjęcia: Agata Mroczek kl. III B Reportaż „Raz na ludowo” powstał w lutym 2013 r. w Muzeum Wsi Lubelskiej. Wtedy to właśnie, pan Ireneusz Bachonko, nasz nauczyciel muzyki, powiedział redakcji „Kleksa”, że uczestniczy w ciekawym przedsięwzięciu. Zespół ludowy „Rokiczanka”, którego jest opiekunem artystycznym, promuje nową płytę i nagrywa w lubelskim skansenie teledysk. Postanowiliśmy upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu: Agata Mroczek zrobiła zdjęcia na konkurs fotograficzny, a Ania Macech napisała reportaż. Raz na ludowo Wybiła godzina siódma piętnaście, nasz „kierowca” (czyt. brat Agaty) odjechał. – Jesteś pewna, że pan Irek mówił siódma dwadzieścia? – zapytałam po dziesięciu minutach. – No … tak, ale mogę zadzwonić. – niepewnie wyjąkała Agata. Już w tym momencie pokazałyśmy nasz brak obycia w temacie show biznesu. Jak się okazało, takie „obsuwy” czasowe to normalne. Cóż, piętnaście minut poczekać nie zaszkodzi. Pomimo niskiej temperatury (-6°C) i opadów śniegu, z ciekawością i lekkim zdenerwowaniem czekałyśmy na rozpoczęcie pracy na planie. Agata zastanawiała się, czy podoła wyzwaniu fotografowania w plenerze, bez pozowania, czasu i odpoczynku. Ja myślałam nad tym, jak zostaniemy przyjęte i czy będzie wolna chwila, aby kogoś złapać na „spowiedź”, czyli wywiad. Jak się potem okazało, nasze obawy były całkiem niesłuszne, ponieważ na planie teledysku zostałyśmy szybko zaakceptowane i zachęcone do (w pewnym sensie) wspólnej pracy, a raczej do wspólnego skupienia. W końcu każdy z nas miał inną rolę. Pan reżyser (prosto z łódzkiej filmówki) najbardziej zajęty, miał na głowie kamerowanie oraz próby tłumaczenia swoich myśli z „reżyserskiego” na nasze. Pan Irek rozgorączkowany przygotowaniami oraz pomaganiem koledze kamerzyście, zdawał się dwoić i troić. Pojawiał w kilku miejscach naraz, czasem dość niespodziewanie. Obecne trzy panie Rokiczanki plus Szlachcic Kamil, dygocąc z zimna, przebierali się w swoje cienkie, aczkolwiek bardzo „reprezentacyjne” stroje. Agata, pełna skupienia, od razu zabrała się do pracy fotograficznej. Ja zaś kręciłam się to tu, to tam, uważnie wszystko obserwując. Jeszcze nie wiedziałam, co mi się może przydać. Szybko się dowiedziałam, że główna bohaterka teledysku, (z racji swojej roli żartobliwie nazywana chłopką), jest w zespole już od dwunastu lat – to znaczy od samego początku. Miała również pewne doświadczenie, w dziedzinie „skansenowej”. 20 „Wiosna ubiera drzewa, szkoda że nas nie przyodziewa.” (Gicgier Tadeusz) Reportaż – Przy poprzednich scenach, w innej chacie, było napalone i ciepło. Tutaj jest zimno, ale czego nie robi się dla sztuki? Zimno motywuje do szybszego zrealizowania celów – powtarzała. Jak się okazało, nie tylko zimno były przeszkodą w kręceniu materiału. – Świecące uszy Szlachcica Kamila wymagają makijażu! – orzekł pan reżyser. Pędzle i podkłady poszły w ruch. Pełna współczucia, oglądałam sceny, kręcone na dworze z wyżej wspomnianym panem Kamilem. Był już chory, a jego lekki strój z wypożyczalni zwiastował dłuższy pobyt na chorobowym. Zresztą, cała ekipa miała świecące nosy, gdyż było naprawdę zimno i nieciekawie, jeżeli chodzi o warunki atmosferyczne. Przemoczone buty, skostniałe stopy i sine ręce, to uroki pracy w terenie. Fakt, że brakowało ciepłego pieca mroził krew w żyłach. Na szczęście rozgrzewała nas ciepła atmosfera na planie. Nie brakowało nagłych napadów śmiechu w trakcie scen, które wymagały powagi. Problemem okazało się też to, że żadna z obecnych osób nie miała zielonego pojęcia o obsłudze sprzętów, takich jak kołowrotek czy krosno, które były wykorzystywane w teledysku. Kiedy panie nauczyły się udawania, że przędą i tkają, pojawił się jeszcze kłopot z dość niestabilnymi ławkami, które groziły nakryciem się spódnicą. Podobnych incydentów było wiele np. wszechobecne kable, o które wszyscy się potykali, duuużo powtórek każdej sceny i ten brak odpowiednich emocji, które oczywiście trzeba było wyszlifować. Już od samego początku towarzyszył nam jeszcze „ktoś”, tzn. kotka Frania, która początkowo przeganiana przez pracownika skansenu, okazała się naszą nową, małą, gwiazdą. Okazało się, że ma wrodzony talent do grania, skakania po suficie, pozowania do zdjęć i… podjadania kanapek. Zapewne każdy słyszał o programie publicystycznym: „Kawa na ławę”. My zmieniliśmy nieco nazwę na „Kawę na podłodze”. Stało się to w wyniku niechcianego kopnięcia w termos. Dość zabawną okolicznością był fakt, że w trakcie scen nie grała w tle muzyka ludowa, lecz… Jezioro łabędzie, do którego w trakcie prób jedna z Rokiczanek tańcowała dla rozgrzewki . Z ciekawością przyglądałam się temu wszystkiemu, zwłaszcza pracującej Agacie, dla której taki sposób robienia zdjęć był czymś nowym. Do tej pory była przyzwyczajona do pozowania, własnego „studia” i dużej ilości czasu. Ale i w skansenie poradziła sobie na 5+. Dzielnie wyginała się jak paragraf, aby uchwycić „to coś”, co potem pokaże na zdjęciach. Niezrażona śniegiem, który już nawet nie topniał z butów oraz zabielonym od ścian płaszczykiem, kontynuowała pracę. Efekty pracy ekipy filmowej zobaczymy już niebawem, być może w lipcu. KLEKS 2(53)/2013 21 Relacja Opracowała: Natalia Boguta kl. IC Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym więcej informacji o sporcie. Fot. Sandra Kądziela kl. III D GLORIA VICTIS GLORIA VICTIS – łac. chwała zwyciężonym Na te zawody czekałam bardzo długo. Szykowałam się na nie już od początku roku szkolnego. Wiedziałam, że mamy bardzo duże szanse na zwycięstwo. I w końcu nadszedł ten dzień – 5 marca 2013. Mecz piłki siatkowej dziewcząt miał zostać rozegramy na hali w Ciecierzynie. Nie byłyśmy z tego powodu zbytnio zadowolone, bo każdy woli grać u siebie. Jednak miałyśmy nadzieję na korzystny rozwój sytuacji. Gdy dojechałyśmy na miejsce, zaczęłyśmy odczuwać lekki stres. Zdałyśmy sobie sprawę, że już za chwilę wejdziemy na boisko i będziemy musiały zagrać, jak najlepiej umiemy. Tam nie będzie już miejsca na błędy, które były dopuszczalne podczas treningów. W szatni było dość cicho. Michalina Bijak, kapitan zespołu, przypominała nam, że najważniejsze to zagrać spokojnie. Z takim też nastawieniem wyszłyśmy na boisko. Moje zdenerwowanie było w pełni uzasadnione. Po raz pierwszy grałam na pozycji libero. Do tego w zespole, wraz z Pauliną Kochanowską byłyśmy najmłodsze. Pozostałe dziewczyny to uczennice klas drugich i trzecich gimnazjum. Rozgrywającymi były: Iwona Włodarczyk i Daria Kostyła. Inne pozycje zajmowały: Karolina Rarak, Marlena Wójtowicz, Kamila Brzozowska, Sandra Kądziela. Rezerwowymi były Paulina Bulanda i Andżelika Stefaniak, wchodzące głównie na zagrywkę. Mecz Niemce - Krasienin. Wygrywamy pierwszego seta i powoli zapominamy o stresie. Jeszcze „tylko” 25 punktów i będziemy cieszyć się zwycięstwem. To przekonanie nas jednak zgubiło. Drugiego seta przegrałyśmy. Bardzo żałowałyśmy straconej szansy. Wiedziałyśmy, że ten mecz można było spokojnie wygrać 2:0. Musiałyśmy zatem zagrać tie breaka. Nieoceniony okazał się spokój Michaliny. Podchodziła do każdej z nas, uspokajała, jak na prawdziwego kapitana przysta22 „Gdzie kwitnie kwiat - musi być wiosna, a gdzie jest wiosna - wszystko wkrótce zakwitnie.” (Fredrich Rückert). Relacja ło. Bardzo pomocne okazały się też „czasy”, brane w najtrudniejszych momentach przez p. Sławomira Topyłę. W ostatnim secie lepsze okazały się jednak zawodniczki z Krasienina. Wśród zawodniczek z Niemiec zdecydowanie najlepiej, bo najspokojniej, zagrała Kamila Brzozowska. Byłyśmy już trochę zmęczone, ale zaraz po ostatnim gwizdku musiałyśmy się stawić na mecz z Ciecierzynem. Tu miałyśmy o wiele więcej obaw, głównie ze względu na dwie zawodniczki, grające w jednym z klubów w Lublinie. I nasze przeczucia sprawdziły się, grały naprawdę bardzo dobrze. Dodatkowo straszyły nas swoją silną zagrywką, zdobyły w ten sposób wiele punktów. Grałyśmy na maximum naszych możliwości, ale to nie pozwoliło na wygraną. W drugim secie postanowiłyśmy grać na pełnym ryzyku, ponieważ nie miałyśmy już nic do stracenia. I na początku udało nam się nawiązać walkę z Ciecierzynem. Przez chwilę obudziła się w nas ponownie nadzieja. Grałyśmy naprawdę dobrze, dopóki na zagrywce, po przeciwnej stronie nie pojawiła bardzo dobra zawodniczka. Bez odpowiedniego przyjęcia nie byłyśmy w stanie przygotować dobrej akcji i niestety, przegrałyśmy tego seta. Po wyjściu z szatni pozostało nam tylko ze smutnymi minami oglądać mecz pomiędzy Krasieninem i Ciecierzynem. Każda z nas z pewnością wyciągnęła wnioski. Naszą mocną stroną jest system zmian. Wiemy już, co trzeba w grze poprawić. Na pewno nie składamy broni. W tym roku czeka nas jeszcze rewanż, tym razem gramy u siebie. Myślę, że tę porażkę można porównać do meczu siatkarskiej PlusLigi, pomiędzy dwoma najlepszymi w ubiegłym roku zespołami: Asseco Resovią Rzeszów i PGE Skrą Bełchatów. Dostrzegł to również pan Topyła. W Skrze obudziła się nadzieja, by później zgasnąć i przerodzić się w smutek. Miejmy nadzieję, że w przyszłym sezonie i nam, i bełchatowskiej drużynie, pójdzie o wiele lepiej. KLEKS 2(53)/2013 23 relacja Opracowała: Michalina Bijak kl. III B Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym więcej informacji o sporcie. Fot. Michalina Bijak Komu zagraża Armando Danger ? Zanim się wszystko zaczęło Właśnie skończyła się lekcja języka polskiego. Ścieram tablicę, gdy słyszę pytanie p. Agnieszki Boguty: – Michalina, dlaczego nie jedziesz z nami na mecz w sobotę? Przecież interesujesz się siatkówką. – Myślałam, że wyjazd jest odwołany – odpowiadam trochę zdziwiona. – Jak to odwołany? Dogadałam się ze szkołą w Niedrzwicy Dużej i jedziemy razem. – mówi pani Agnieszka . – Naprawdę? Ale chyba już za późno, żeby się zapisać? – pytam z nadzieją w głosie – Niestety, nie mam miejsc. – kończy rozmowę nauczycielka. Rozczarowana wychodzę z sali polonistycznej. Jak mogłam to przegapić?! – myślę – nigdy więcej! Dwie godziny lekcyjne później. Spieszę się, prawie zbiegam ze schodów, gdy zatrzymuje mnie p. Marta Stefaniak. Podaje mi karteczkę z numer telefonu i podpisem: A. Boguta. – Pewnie coś nowego do Kleksa – mówię. Jednak pani Marta rozwiewa moje wątpliwości: – To w sprawie jakiegoś meczu. fot. archiwum domowe 31 stycznia – czwartek Ucieszona lecę jak na skrzydłach do domu. Od razu chwytam za telefon, dzwonię i dowiaduję się, że w ostatniej chwili zwolniło się miejsce na sobotni mecz. Niemal skaczę z radości. Jadę do Kielc na mecz siatkarskiej ekstraklasy EFFECTOR KIELCE – SKRA BEŁCHATÓW !!! Emocje sportowe 2 luty – sobota godzina 11.00 Czekamy na autobus. Po chwili przyjeżdża, wsiadamy i zaczyna się ponad 3-godzinna podróż do Kielc. Po około 30 minutach dojeżdżamy do Niedrzwicy Dużej, gdzie wsiadają uczennice i nauczycielka z gimnazjum z tej miejscowości. Podróż szybko mija, gdyż nowe koleżanki umilają nam czas swoim śpiewaniem ;) Około godziny 16.20 dojeżdżamy do Hali Legionów w Kielcach. Po kontroli biletowej udajemy się na swoje miejsca. Świetny wybór – chwalimy Izę z Niedrzwicy, organizatorkę całego wyjazdu. Sala powoli wypełnia się kibicami, a kwadrans później na płytę boiska wychodzą zawodnicy obu drużyn i zaczyna się rozgrzewka. Od razu chwytam za aparat i staram się sfotografować co ciekawszych zawodników. Wśród fotoreporterek rozpoczyna się „fachowa” dyskusja na temat …. urody sportowców. Jednak nie możemy dojść do porozumienia i szybko ją kończymy. Rozpoczyna się mecz. Emocje wciąż rosną. Przywitanie drużyn, w końcu pierwszy gwizdek, pierwsza piłka, pierwszy punkt. Pierwszy set wygrany po wyrównanej walce przez Effectora Kielce. Liczymy na kolejne sety w podobnym stylu. W drugim secie Skra rozgromiła zespół gospodarzy, wykorzystując ich słabe strony, a pokazując wszystkie swoje umiejętności w kilku efektownych akcjach. Zachwyciła nas wszystkich niesamowita obrona libero. W Effectorze gra Armando Danger, który jako jedyny, kończy większość piłek i zdobywa punkty. Jego nazwisko (ang. danger – niebezpieczeństwo) jest adekwatne do zagrożenia, które stanowi dla zawodników z Bełchatowa. Kolejne dwa sety bez zbędnego wysiłku wygrywa – ku naszej uciesze – Skra Bełchatów, w ostateczności pokonując Effector Kielce 3-1. 24 „Wiosna jest rozpuszczaniem zimy.” (Ludwik Jerzy Kern) Polowanie na autografy relacja Po zakończeniu meczu, szybko oceniamy nasze szanse na zdobycie autografów i obieramy dogodne pozycje, tuż przy wejściu do szatni. Pierwszy w nasze szpony wpada Dante Boninfante, który bez emocji przedziera się przez tłum kibiców, rozdając autografy na prawo i lewo. Udało nam się! Wśród tłumu wypatrzyliśmy Konstantina Čupković'a, kontuzjowanego zawodnika Skry. Po zdobyciu autografów i zrobieniu sobie z nim zdjęć, zgodnie stwierdzamy, że jest to jeden z najmilszych siatkarzy. Teraz kolej na zawodników z drużyny gospodarzy: Adriana Staszewskiego oraz rozgrywającego – Grzegorza Pająka, który według relacji koleżanek, prowadził bardzo interesującą pogawędkę z jednym z członków sztabu, na temat….. cen ubrań w Stanach Zjednoczonych. Potem próbujemy zdobyć autografy bardziej znanych graczy – Michała Bąkiewicza oraz Pawła Woickiego. Jednak zbyci przez ochroniarzy, musimy odejść. Na koniec, już przy wyjściu z Hali Legionów spotykamy trenera Skry Bełchatów – Jacka Nawrockiego. Chętnie ustawia się do zdjęć z kibicami. Usatysfakcjonowani wracamy do autobusu i postanawiamy zajechać do pobliskiego McDonalda na późną „kolację”. Następnie rozpoczynamy powrotną podróż. Nie możemy ochłonąć od nadmiaru emocji. Dzielimy się różnymi spostrzeżeniami typu: „Skra powinna wykupić Armanda, wtedy wygraliby bez straty seta” i planujemy wyjazd na kolejny mecz. Chwilę po 23 wracamy do Niemiec. Szybko zdaję rodzicom relację z meczu, chwalę się autografami, które zdobią moją sportową koszulkę. Emocje powoli opadają. Z niecierpliwością czekam na następny wyjazd. Podziękowania dla pani dyrektor gimnazjum w Niedrzwicy Dużej – Justyny Polaczek, pani Edyty Szuster (nauczycielki wychowania fizycznego) i Izy Bieleckiej (uczennicy gimnazjum) za udaną współpracę podczas realizacji wyjazdu. Michalina Bijak kl. IIID KLEKS 2(53)/2013 25 powieść w odcinkach Autor: Raven kl. III Życzenie czytelnika: Co wydanie pisałbym fragment opowieści fabularnej. Fot. Agata Mroczek kl. III D Rys: Raven „Mroczne wcielenie” to tytuł rozdziału, pochodzącego z niewydanej jeszcze książki „Księga Mędrca - Walka z przeznaczeniem”. Jego autorem jest gimnazjalista, ukrywający się pod pseudonimem Raven. Fabuła jego powieści rozgrywa się w świecie fantasy. Z początku istniał jeden świat, ale tajemnicza moc podzieliła go na dwie części: NASZĄ, gdzie jest Ziemia i ŚWIAT, gdzie króluje magia i istoty magiczne. Czwórka nastolatków trafia do drugiego świata. To właśnie oni maja zaprowadzić tam spokój. Oto garść informacji, na temat tajemniczego pisarza: Lubię czytać: głównie powieści fantasy Ulubiona książka: „Hobbit, czyli stąd i z powrotem” Ulubiony pisarz: J.R.R. Tolkien Moja twórczość: na pomysł napisania powieści wpadłem po przeczytaniu wielu dzieł, należących do tego gatunku. Trochę namówiła mnie siostra i przyjaciele. Ich sugestie wziąłem na poważnie i zacząłem pisać. Nie śpieszę się z ukończeniem mojej pierwszej książki, bo nie chcę, by wyszło z tego coś zupełnie innego, niż planowałem. Coś dla miłośników literatury fantastycznej – książki dostępne w bibliotece szkolnej. 1. J. K. Rowling - Harry Potter (7 części) 2. J. R. R. Tolkien - Władca Pierścieni (3 części) - Hobbit czyli tam i z powrotem - Dzieci Hurina - Tolkien dzieciom 3. C. S. Lewis - Opowieści z Narni (7 części) 4. Grzegorz Gortat - Świt Kambriddów 5. Terry Pratchett - Zadziwiający Maurycy i jego uczone szczury - Na glinianych nogach - Wolni ciutludzie - Wiedźmikołaj 6. Christopher Paolini - Eragon (1 z 4 części) 7. Katherine Peterson - Most do Terabithii 8. R. Scott Bakker - Mrok, który nas poprzedza 9. Agnieszka Hałas - Dwie karty 26 10. John Bellairs - Johny Dixon i klątwa błękitnego bożka - Luis Barnavelt i zegar czarnoksiężnika 11. Dorota Terakowska - Córka czarownic 12. Andrzej Sapkowski - Rękopis znaleziony w smoczej jaskini - Miecz przeznaczenia - Maladie i inne opowiadania - Boży bojownicy 13. Anna Brzezińska - Zbójecki gościniec 14. Ewa Białołęcka - Róża Selerbergu 15. Michelle Paver - Wilczy brat 16. Ursula K. Le Guin - Dary 17. David Pringle - Fantasy. Ilustrowany przewodnik Opracowała: Aleksandra Dziuba kl. III B „Kwiat jest uśmiechem rośliny.” (Peter Hille) powieść w odcinkach Mroczne wcielenie Wiele się wydarzyło, ale w końcu Dave dopiął swego. Ostatecznie zmierzał do celu swojej wędrówki. Doświadczył po drodze cierpienia i przebrnął przez wielką falę niebezpieczeństw. Znalazł się w wieży Mrocznego Maga, który od tysiąca lat sprawiał, że ta ziemia obumarła doszczętnie. Świat ciągle doświadczał za jego sprawą bólu. Dave doskonale wiedział, co musi zrobić. W końcu był jednym z czworga bohaterów, którzy według legendy, mieli zaprowadzić wymarzony spokój. Wystarczyło jedynie pozbyć się Mrocznego Maga, czego chłopak od dawna pragnął. Jednak teraz, gdy był już blisko, jego druga połowa bała się konfrontacji z tak złym człowiekiem. zabić dla pokoju?! Jedynie co udało ci się osiągnąć, to ból i cierpienie, za które wszyscy cię nienawidzą! - nie wytrzymał Dave. - Nie poznałeś jeszcze prawdziwego bólu, który ja poczułem wiele lat temu! Nikt nie zaznał cierpienia równego temu, które ja musiałem znieść! Myślisz sobie, że zabicie mnie ulży temu, i tak zepsutemu światu, pełnemu nienawiści, konfliktów i kłamstw! Ludziom wydaje się, że rozumieją innych, a tylko w prawdziwym bólu człowiek zrozumie drugiego! Doskonale wiem, jak zależy ci na przyjaciołach i jak pragniesz ich ochronić. Jednak czy myślisz, że jesteś w stanie mnie zabić? - zapytał mężczyzna, krzyżując ręce na piersiach. - Ochronię ich, choćbym miał przypłacić to życiem! krzyknął Dave Przechodził z pomieszczenia do pomieszczenia i tylko jego wahania stawały mu na drodze. Wiedział, - Znam cię dobrze i znam twoje myśli. Tyle, że ja że wojska Mrocznego toczyły teraz wojnę i wieża pozo- wiem więce,j niż ty! Twoje pragnienie zostania bohatestała kompletnie pusta. Gdy stanął przed największymi rem będzie dla ciebie zgubne. - wyjaśnił Mroczny Mag. drzwiami w budynku, domyślił się, co się za chwilę wy- Jak ktoś o tak podłym sercu, potrafi odczytać moje darzy. Wiedział, że robi to dla przyjaciół i szybkim ruchem otworzył wrota, które wydawały się ważyć tonę. zamierzenia i cele ?! - zadziwił się chłopak. Wkroczył do sali, cały czas patrząc przed siebie. - Wiem o tobie wszystko, ponieważ ja to ty, a ty to ja! Znajdował się teraz w bardzo ciemnym pomiesz- - odpowiedział mężczyzna. czeniu. Rozjaśniały go tylko pochodnie, umieszczone wysoko na kolumnach, podtrzymujących sufit. Na końcu sali znajdowały się schody, których było ze sto, a u szczytu - żelazny tron. Postać, siedząca na nim wstała i ruszyła na spotkanie z chłopcem. - Wiedziałem, że do mnie przyjdziesz! Nie będę pytał po co, bo znam odpowiedź! - zawołał potężnym głosem mężczyzna, kryjący pod czarną, pokrytą znakami runicznymi maską, swoją twarz, którą od dawna wszyscy chcieli zobaczyć. Kiedyś posiadał on także obsydianową zbroję, ale ta została zniszczona podczas ostatniego spotkania z Davem. Sięgnął ręką po swoją maskę, by powoli zdjąć ją i ukazać swoją prawdziwą tożsamość. Kryła się tam twarz pełna blizn, z czarną brodą i czerwonymi oczyma, pełnymi zła i smutku. Była to twarz samego Dave’a! Cdn. - Zapłacisz za to, co wyrządziłeś innym! - warknął chłopak, ledwo powstrzymując się od krzyku. - Spokojnie! Nie musisz mi przypominać tego, czego się dopuściłem! Zrobiłem to dla dobra świata! - odpowiedział Mroczny Mag. - Dla dobra świata zabiłeś tylu niewinnych ludzi?! Wywołałeś wojnę?! Próbowałeś mnie i moich przyjaciół KLEKS 2(53)/2013 27 relacja Opracowanie: Alicja Radko kl. III C, Mateusz Księzki kl. II C Współpraca: Aleksandra Dziuba kl. III B HEMP GRU W LUBLINIE Gdy tylko się dowiedziałam, że 2 marca Hemp Gru zawita do Lublina, od razu wiedziałam, że muszę być na ich koncercie. Polubiłam ich za piosenkę „Droga’’. Na pewno wielu z Was chociaż raz ją słyszało. Jak najszybciej zdobyłam od mamy zgodę na wyjazd. Co prawda nie od razu była za tym, żeby mnie tam puścić, ale miałam mocne argumenty. Przecież to pożegnalna trasa koncertowa (po 15 latach działalności Hemp Gru chcą zawiesić pracę), a poza tym będę pod opieką starszej siostry. Kilka godzin zastanawiałyśmy się, co na siebie włożyć. Chciałyśmy wyglądać ładnie, ale też nie mogłyśmy przesadzić - w końcu to koncert hip-hopowy, więc elegancja tam nie pasuje. Postanowiłyśmy postawić na ubrania codzienne. Na szczęście nie wyróżniałyśmy się spośród kilkusetosobowej grupy fanów. Nareszcie nadeszła godzina 20. Długo nie mogłam uwierzyć, że udało mi się przyjechać na ich koncert. Okazało się, że Hemp Gru wystąpi około 23.30 - niecierpliwie odliczałam minuty. Na koncercie było około 300 osób. Powoli zaczynało robić się gorąco i ciasno. Klub Graffiti nie jest duży. Jednak wcale mi to nie przeszkadzało, bo myślałam tylko o tym, że jestem szczęśliwa, że mogę tu być. Wreszcie nadeszła godzina 23.30. Hemp Gru wraz z przyjaciółmi, z którymi podróżują, weszli na scenę, śpiewając o braterstwie. Wszystkie ręce od razu były w górze. Rozmyślałam o tym, czy będzie moja ulubiona piosenka – w końcu była stara, a mogli skupić się na tych nowszych. Na szczęście się doczekałam, cały klub śpiewał z nimi. Okazało się, że nie tylko dla mnie ta piosenka jest najlepsza. Pod koniec koncertu artyści poprosili o minutę ciszy – dzień przed koncertem obchodziliśmy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Po tym czasie wszyscy zaczęli krzyczeć „Zawsze w pamięci żołnierze wyklęci” – bardzo mnie to zaskoczyło. Następnie usłyszałam piosenkę „63 dni chwały”, której początek brzmiał tak: „Ten dzień nie był zwyczajny, choć z pozoru taki sam jak każdy inny, niepokojąco spokojnie, młodzi ludzie tacy sami jak my, pragnący żyć, duszne sierpniowe popołudnie, siedemnasta minut pięć, swe żniwo bez litości zbiera śmierć, tak po prostu...” Bardzo spodobała mi się ta postawa. U młodzieży zdecydowanie zanika pamięć o wydarzeniach sprzed lat. Myślę, że Hemp Gru wpadli na dobry pomysł, aby rapem oddać hołd żołnierzom, walczącym w Powstaniu Warszawskim. Koncert skończył się kilka minut po godzinie pierwszej. Wracając do domu, rozmawiałyśmy o patriotycznej postawie wszystkich, którzy przyszli na koncert i o tym, że chciałybyśmy, aby Hemp Gru jeszcze kiedyś zawitało do Lublina. Alicja Radko Zdjęcia: facebook fun page’a Hemp Gru Wilku HEMP GRU PO RAZ DRUGI Pierwszą płytą Hemp Gru, jaką przesłuchałem był „Klucz”. Słucham tej muzyki od około 9 lat. Teksty ich piosenek to zapiski rozmów z ulicy. Mówią głównie o życiu i codzienności, o stosunku do świata. O koncercie w "Graffiti" dowiedziałem się z internetu - śledzę stronę tego klubu. Chcę być na bieżąco, bo robią niezłe imprezy. Bilet kosztował 25-30zł, zależy kiedy był kupowany. Na koncert wybrałem się ze znajomymi. Było dużo ludzi. Poza występem HG byli jeszcze Triblant SRG czy SinSen, wykonawcy z lubelskiego „podziemia” . Bardzo podobała mi się ta hip-hopowa impreza. Na pewno chciałbym pójść na taki koncert jeszcze raz. Taka muzyka może stanowić sens życia. Mateusz Księzki Bilon Życzenie czytelnika: Zamieszczałabym dużo artykułów o znanych ludziach, np. piosenkarzach. 28 Takiej wiosny rzetelnej, jaką w swym powiecie widział Jędrek Wysmółek - nikt nie widział w świecie!” (Bolesław Leśmian) relacja Opracowała: Natalia Brzozowska kl. III C Zdjęcia: archiwum domowe Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym wiadomości o osobach wyróżniających się w szkole. Wydaje się, że 5 lat to wcale nie tak dużo. Pamiętam jeszcze XV-lecie zespołu w szkole w Ciecierzynie. Jako 10-letnia dziewczynka nie mogłam się napatrzeć na najstarszą grupę, która wtedy, według mnie, tańczyła na najwyższym poziomie. A dziś? Dziś sama jestem w najstarszej grupie, a te 5 lat minęło jak jeden dzień. Do jubileuszu XX-lecia Rytmixu przygotowywałyśmy się bardzo długo i dokładnie. Musiałyśmy zatańczyć 5 układów, do każdego robić nowe ustawienia, „czyścic”, czyli krok po kroku przetańczyć wszystko od początku. Są to tego typu treningi, gdzie żmudną pracą dochodzi się do pożądanych efektów. Wszystko miało być idealnie. Część taneczna wyreżyserowana była w formie spektaklu. Bez żadnych przerw, bez zapowiedzi kolejnych występów. Całe wydarzenie zaplanowane było na niedzielę 20 stycznia w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Niemcach. Ekscytacja i przerażenie – takie uczucia towarzyszyły tancerzom. Tyle grup, tyle różnych układów, tylu tancerzy i tych starszych, i tych młodszych. Jeden błąd i cały wysiłek na marne. Te wszystkie emocje, a nawet większe, przeżywała nasza trenerka – pani Magda. Widać było, że jest bardzo zdenerwowana. W końcu rozpoczęcie. Pierwszy występ, następny i kolejny. Czas na prezentację multimedialną, przygotowaną przez dziewczyny z mojej grupy. To niesamowite, ile razem przeżyłyśmy. Te zdjęcia i filmy uświadomiły nam, jak wielka więź nas łączy. Wielu osobom popłynęły łzy wzruszenia. Pora na finał, ostatni taniec, kończący część artystyczną. Fala oklasków ogarnęła całą salę. Owacje! Coś niesamowitego! Patrzyłyśmy z niedowierzaniem, jak widzowie wstają z miejsc. Zaczęły się podziękowania, łzy, radość, uściski, tyle pięknych i wzruszających słów. Tak dużo emocji w jeden dzień. Wreszcie przyszedł czas na drugą prezentacje. Tym razem śmieszną, odtworzoną przy piosence Weekendu „Ona tańczy dla mnie”. Kolejny raz oglądałyśmy zdjęcia, ale mniej oficjalne. Bo Rytmix to nie tylko ciężka praca na treningach. To także chwile, w których zwijamy się ze śmiechu. Czujemy się ze sobą swobodnie. Znamy się bardzo długo, a mimo to nigdy się nie nudzimy. Być może ktoś się zastanawia, po co mi to wszystko? Po co chodzę dwa razy w tygodniu na męczące treningi? Co mi to tak naprawdę daje? Otóż, dzięki Rytmixowi mogę zapomnieć o wszystkich problemach. Czuję satysfakcję, że staję się lepsza. Gdy zaczynam tańczyć, trafiam do innej rzeczywistości. Rytmix to radość, że mogę spotkać się z ludźmi, z którymi łączy mnie wspólna pasja. Nie wyobrażam sobie życia bez zespołu i bez tańca. KLEKS 2(53)/2013 20 x RYTMIX 29 Moda Opracowała: Aleksandra Flis kl. III B Życzenie czytelnika: Chciałabym, żeby były poruszane młodzieżowe tematy. Zdjęcia: Agata Mroczek kl. III B Wiosna, moda i uroda Jak Cię widzą, tak Cię piszą mówi znane przysłowie. I chyba coś w tym jest, tym bardziej, że obiegową prawdę potwierdzają badania naukowe. Podobno efekt pierwszego wrażenia kształtuje się błyskawicznie, nawet w ciągu od 0,1 do 30 sekund. Pierwsze wrażenie w kontakcie z nowo poznaną osobą jest chwilą. Jednak konsekwencje tej chwili mogą zaważyć na wielu dalszych relacjach. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, dlatego nasz wygląd jest bardzo istotny. Czy to, w co się ubieramy, jest takie ważne? Problem badała nasza dziennikarka – Ola Flis. Co bierzecie pod uwagę, kupując ubranie? Takie pytanie zadałam swoim koleżankom. Oto wybrane odpowiedzi: • głównie materiał, z którego ubranie jest wykonane, jakość i cenę • na pewno musi być luźne i wygodne. Nie może mnie ograniczać (nienawidzę ograniczeń). Fajnie, jak odzwierciedla mój styl i oczywiście MUSI mi się podobać ;-) • kupując ubranie, biorę pod uwagę, czy dobrze będę w nim wyglądać • biorę pod uwagę jakość, cenę, markę oraz to, czy będę miała do czego je włożyć • kupuję to, co od razu wpada mi w oko • biorę pod uwagę to, czy jest modne • na pewno patrzę na cenę, bo nie kupię bluzki, która mi się bardzo podoba, a warta jest całe moje kieszonkowe Większość dziewczyn zdecydowanie podkreśla, że liczą się przede wszystkim wygląd i cena. Wiele osób zwraca też uwagę na wygodę, komfort noszenia i to, czy odzwierciedla jej styl i osobowość. Tylko jedna z osób podkreśliła, że cena nie zawsze się liczy. wspierać polski przemysł, bo uważam, że polskie produkty są najlepsze Większość ankietowanych nie zwraca uwagi na to, czy ubiera się w firmach polskich czy zagranicznych. Klientowi chodzi o wygląd i jakość, a nie o pochodzenie produktu. Skąd czerpiesz informacje o nowym modnym produkcie (ubraniu)? • nowości są często dodawane na FB, a czasami z nudów przeglądam strony internetowe • często przeglądam strony internetowe sieciówek, takich jak H&M, House itp. • rzadko podążam za najnowszymi trendami. Nie interesuje mnie to. Zresztą wystarczy wyjść z domu, żeby zobaczyć, co jest modne • informacje o nowym produkcie biorę ze stron monument, skateshop • ubieram się tylko sklepach HOUSE i CROOP, więc wchodzę na stronę internetową sklepu i przeglądam, co jest modne • czasem zdarza mi się czytać gazetki typu "Joy" Aż 15 na 19 osób, z którymi rozmawiałam, jako źródło informacji o modzie podaje Internet. Czy wiesz że Reserved, House, Mohito i Cropp to polskie firmy? • oczywiście, że wiem • Nie, nigdy o tym nie słyszałem • Taak? Pierwsze słyszę że Cropp, House i Mohito są polskimi sklepami. Obiło mi się o uszy że Reserved to polski sklep, ale że te pozostałe, to nie wiedziałam Większość ankietowanych jest zaskoczona, że są to polskie marki. Są one lubiane i cenione. Czy ubierasz się w firmach polskich czy zagranicznych? • nie orientuję się, z jakich krajów pochodzą sklepy, w których się ubieram • szczerze? Nie wiem jakie to są firmy • nie ma dla mnie znaczenia, czy to firma polska, czy zagraniczna. Ważne jest to, że ciuch jest ładny • tylko w polskich, bardzo rzadko kupuję zagraniczne ciuchy. Staram się 30 Czy masz ulubiona markę odzieżową? Jeśli tak to jaką i dlaczego właśnie ta, a nie inna? • H&M, Fruit Of The Loom – to przede wszystkim jakość, a H&M ma najwygodniejsze spodnie świata! • nie mam ulubionej marki, zazwyczaj ubieram się w różnych sklepach • najbardziej lubię kupować w H&M, jest tam największy wybór i zawsze jest mój rozmiar • moją ulubiona marką odzieżową jest House. Pasuje mi styl ubrań, jakie się tam znajdują oraz ceny są odpowiednie do jakości ubrań • mam ulubioną markę odzieżową, jest nią Emerica. Proponuje wygodne ubrania. Jest to droga marka, ale bardzo trwała Któż nam powróci te lata stracone bez wiosennego w wiośnie życia nieba. (Kazimierz Przerwa-Tetmajer) Moda • mam kilka ulubionych marek: House, Cropp, H&M, Reserved, Cubus. Dlaczego? Ponieważ zarówno ubrania, jak i dodatki, a także buty są dobrej jakości • często odwiedzam sklep House i Tally Weijl, ponieważ można tam znaleźć ładne i młodzieżowe ubrania • chyba Mohito, mają tam bardzo ładne ubrania z dobrą jakością i ceną. I ładnie w tych sklepach pachnie Żadna z ankietowanych osób nie podała jednaj konkretnej marki. Wybierając ją, bierzemy pod uwagę wygląd, jakość i cenę ubrań, ale też wystrój sklepu do którego się udajemy. Przystępując do analizy pytania „Czy człowiek, ubierający się w markowych sklepach jest postrzegany jako lepszy?” byłam przekonana, że tak nie jest. Ku mojemu zaskoczeniu, zdania były mocno podzielone. Część osób uważa, że ludzie dzielą się, nie na lepszych i gorszych, ale na bardziej i mniej atrakcyjnych. Dla większości ankietowanych, firmowa metka ma jednak znaczenie, choć nie chcą się do tego przyznać. Myślę, że w dzisiejszych czasach niestety tak jest. Chciałabym, żeby się to zmieniło, ale to chyba nierealne marzenie – pisze jedna z dziewczyn. Moim zdaniem człowiek, który markowo się ubiera, ma po prostu wyższą samoocenę, przez co jest bardziej znany i lubiany – twierdzi moja znajoma. No właśnie. A jak jest z tą samooceną? Czy mając na sobie markowe ubranie czujesz sie atrakcyjniejszy(a)? Na tak sformułowane pytanie większość odpowiedziała: „Zdecydowanie NIE”. Nie zwracam uwagi na marki. Mam oryginalną torebkę Louis Vuitton, ale z nią nie chodzę, bo mi nie pasuje do niczego (dostałam ją w prezencie) i prawdę mówiąc, więcej jest dla mnie wart zwykły, sportowy plecak za 90 zł. ;) Hity odzieżowe WIOSNA 2013 koszula z House Lubimy oceniać innych, jednak nie zawsze potrafimy być krytyczni w stosunku do siebie. No i jeszcze pytanie o atrakcyjność. „Atrakcyjność jest w naszej głowie. Jeżeli czujemy się dobrze, to i wyglądamy dobrze. Lubię wyglądać dobrze, ale tej satysfakcji nie dają mi markowe ciuchy, tylko rzeczy unikatowe, oryginalne, których nikt wokół mnie nie ma.” – tłumaczy jedna z koleżanek. Nie trzeba mieć na sobie markowego ubrania, żeby czuć się atrakcyjnie. Badani podkreślają, że metki zazwyczaj nie widać, a ubierać się powinniśmy dla siebie, a nie dla innych. Może warto zastanowić się nad słowami jednej z gimnazjalistek: Atrakcyjniejsza czuję się wtedy, gdy wiem, że rzecz, którą mam na sobie, świetnie podkreśla moje zalety, a ukrywa wady. I tego się trzymajmy. Udanych zakupów życzy Ola Flis torebka River Island okulary Prada apaszka Ungaro Paris spodnie z Croopa ciemne jeansy z Reserved lub H&M czerwono-granatowa koszula w kratę z H&M okulary przeciwsłoneczne z Reserved lub H&M buty - Vans miętowa kurtka M&S sukienka MaxMara buty marki Emerica trampki firmy Converse płaszczyk/skóra Guess skórzana kurtka z RockMetalShop.pl koturny lub botki z Croppa rurki z flagą amerykańską z New Yorker buty Calvin Klein legginsy galaxy z C&A airmaxy Nike KLEKS 2(53)/2013 MARKOWA SANDRA fot. Ola Flis 31 Reportaż Opracowała: Magdalena Sawka kl. III C Zdjęcia: Magdalena Sawka Życzenie czytelnika: Zamieszczałbym relacje z różnych wycieczek i wyjazdów szkolnych. Reportaż powstał po wizycie Magdy w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie, przy ulicy Metalurgicznej: http://www.schronisko-zwierzaki.lublin.pl/ Głodzilla już nie atakuje Dzień spędzony w kompletnym bezruchu. Sięgnięcie po jedzenie jest wysiłkiem ponad siły. Powoli kończą się kryjówki, gdzie można ukryć niespodzianki, zmuszające do ruszenia się z miejsca. Apetyt odwrotnie proporcjonalny do sprawności fizycznej. Wrodzone lenistwo zostało wynagrodzone umiejętnością pozyskiwania ludzkiej sympatii. Rozanielony uśmiech wzbudza we wszystkich instynkty macierzyńskie. Nie tylko u nadwrażliwych matek. No i jeszcze to imię – Głodzilla. Kojarzone z Godżillą? Z głodem? No i jeszcze to miejsce „zamieszkania”. Schronisko dla bezdomnych zwierząt. Bo Głodzilla to legwan zielony. Jeden z ponad setki „osieroconych” gadów, które znalazły swój dom w egzotarium, prowadzonym przez Bartka Gorzkowskiego. Na jednym z portali internetowych tak pisze o sobie: Iluzjonista, tarocista, terapeuta. W wolnych chwilach (a raczej na każde zawołanie) dyżurny "łapacz" egzotycznych i niebezpiecznych zwierząt (…) Pacholęciem będąc nieule- czalnie zainfekowany terrarystyką, która stała się życiową pasją. Od końca 2008 roku kieruję Lubelskim Egzotarium przy Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie – placówką o którą walczyłem cztery lata. To spełnienie życiowych marzeń – łączy funkcje schroniska dla egzotycznych zwierząt, centrum rehabilitacji gadów i płazów oraz ośrodka edukacyjnego. Były redaktor serwisów jadowite.org i terrarium.com. pl – teraz brak na to czasu. Pracuję też z dziećmi i dla dzieci. Zwłaszcza w szpitalach – sam spędziłem tam blisko rok swego życia fortunnie walcząc z nowotworem. Czas dać nadzieję innym :) Z zamiłowania fotograf przyrody ;) Koniec lutego, pierwsze promienie, jeszcze zimowego słońca. Lublin, ul. Mełgiewska. Wysiadam na przystanku, dziesięć minut spaceru i jestem na miejscu. Nad budynkiem napis: Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt. Na ogromnym terenie schroniska przy Metalurgicznej znajduje się wiele obiektów: wybieg dla psów, boksy, budynek administracyjny, miejsce kwarantanny i... gadziarnia. Dom osieroconych gadów. Przeszklone drzwi, a na ścianach mnóstwo plakatów: targi edukacyjne, dni otwarte, wystawa, konkurs... Trzy pomieszczenia przeznaczone dla tych, których największym wrogiem okazał się człowiek. – Ostatni nasz nabytek to żaby szponiaste. Pewna kobieta kupiła je jako karliki szponiaste. Małe żyjątka, które mogą przebywać razem z rybami w jednym akwarium. W przeciągu kilku dni te "karliki" urosły jej do piętnastu centymetrów i zdążyły zjeść połowę ryb. – mówi Bartłomiej Gorzkowski. „ojciec” terrarystycznego zamieszania. Nie tylko ludzka niewiedza prowadzi do przepełnienia schroniska. Często sprzedawcy umyślnie wyrządzają zwierzętom krzywdę. Liczą na wrażliwych ludzi, którzy z tej męki będą chcieli je jak najszybciej uwolnić. Kupując, nawet nie podejrzewają, że napędzają całą machinę bezduszności. 32 Fantazja to wieczna wiosna. (Friedrich Schiller). Reportaż – Misia – kontynuuje Bartek – jest pytonem tygrysim, który miał osiągnąć długość jednego metra. Podążam za wzrokiem mężczyzny. Owa Misia jest czterometrowym wężem, zwiniętym w kłębek. W kłąb! W kłębuch! Zajmuje ponad połowę okazałego, szklanego terrarium. W centralnej części niewielkiego pomieszczenia stoi akwarium. W nim gekon. Głaskany po głowie z lubością przymyka oczy. Jednak jest w tym słodkim obrazku coś niepokojącego. To kręgosłup, a w zasadzie zygzakowata linia, biegnąca wzdłuż grzbietu. – Właścicielka przez kilka lat karmiła go tylko sałatą, w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. Sałata nie dostarcza gekonom odpowiednich związków, odpowiedzialnych za prawidłowy rozwój i budowę ciała. Biedny zwierzak nabawił się krzywicy. Niektórzy ludzie wolą kupić nowe zwierze, niż wydawać pieniądze na leczenie tego, które obecnie posiadają. Tak było w przypadku Malutkiego – legwana zielonego, który trafił do nas z wielkim ropniem, wielkości połowy jego głowy. Teraz jest już po operacji i długiej rehabilitacji. Po ropniu pozostała blizna. – opowiada Gorzkowski. Dla wielu ludzi ptasznik, pyton czy gekon są wygodniejszą formą pitbulla. Nie trzeba go wyprowadzać, tresować i szczepić. A która sąsiadka nie zareaguje histerycznym piskiem, widząc przed sobą kilkumetrowego węża? Jaki kolega nie pozazdrości egzotycznego gadżetu? Tamte miejsca były jednak bardziej oblegane, a ja po prostu chcę pomagać zwierzętom. Próbowałam oswoić warana, ale z powodu nadmiaru obowiązków, nie mogłam być w schronisku codziennie. Te zwierzęta można oswoić jak psy, ale na to potrzeba bardzo dużo czasu, którego ja wtedy nie miałam. Przychodząc tutaj, nie sądziłam, że węże czy jaszczurki mają swoje charaktery. Teraz wiem, że np. taki Henio jest najbardziej leniwym gadem w tym schronisku. Tak leniwym, że nawet nie chce mu się jeść. Musimy chować mu pokarm, żeby w jego poszukiwaniu ruszył się z miejsca. Na internetowym serwisie youtube, aż roi się od amatorskich filmów, gdzie pająk rzuca się na swoją ofiarę (mysz, chomik, szczur). Rzeź godna reżyserii Quentina Tarantino. Każdy ruch pająka nagradzany jest salwą śmiechu i podnieconymi krzykami. – Pewien chłopak przez pół roku trzymał mokasyna miedziogłowca w kartonowym pudle. Jest to wąż szczególnie niebezpieczny, którzy żyje w Ameryce Południowej. Piętnastolatek trzymał go pod łóżkiem. Przez pół roku rodzice o niczym nie wiedzieli. Do czasu... – opowiada Bartek – Do czasu, kiedy do ich drzwi zapukał kurier z kartonowym pudłem w rękach. Oba węże trafiły do nas. Zwierzęta tego gatunku potrzebują specjalistycznego terrarium, którego nie zastąpi im pudełko po nawet najdroższych butach. Lubelska gadziarnia jest największym tego typu obiektem w Polsce. Obecnie przebywa tu 116 egzotycznych stworzeń. – Jestem wolontariuszką od prawie dwóch lat – zaczyna opowieść Aleksandra Pędzierska, drobna dziewczyna o ciemnych oczach. – Do gadziarni trafiłam przez przypadek, ponieważ moim celem była opieka nad psami i kotami. KLEKS 2(53)/2013 Najczęściej młodym ludziom trudno uświadomić sobie fakt, że ich chwilowa zachcianka rani te stworzenia na całe życie, nieraz doprowadzając do okrutnej i bolesnej śmierci. Kiedy w naszej głowie pojawi się myśl o posiadaniu własnego gada, musimy poświęcić kilka miesięcy na czytanie i szukanie informacji. Nie sztuką jest kupić zwierzę, lecz stworzyć dla niego odpowiedni dom. W egzotarium można 33 Reportaż zobaczyć efekty ludzkiej bezmyślności. Ponad sto historii zamkniętych w szklanych pomieszczeniach. Wychodzę z Bartkowego królestwa. Wystawiam twarz ku pierwszym promieniom słońca. Nagle do mych uszu dochodzi szczekanie. Idę za tym głosem, wychodzę na otwarty teren. Widzę młode dziewczyny w ubłoconych spodniach, ciągnięte przez rozochocone zwierzaki. Pierwszy dzisiejszy spacer. Wśród wolontariuszek jest pewna blondynka. W tym przypadku, to ona musi zachęcać czworonoga do spaceru: – Zajmuję się najstarszymi psami. – mówi Ewa Barańska – W ich przypadku bardzo ciężko jest o adopcję. Często są to psy chore i nieporadne. Ten tutaj – wskazuje na popielatego psiaka – tylko szuka okazji, aby przycupnąć, usiąść, odpocząć. Widzisz? Już oparł się o moją nogę. Jest jednak wyjątkowy i strasznie go lubię, bo cały czas walczy. Inne psy dawno by się poddały, a w tym cały czas widzę ogromną wolę życia. No! – klepie psa po grzbiecie – zbieraj się staruszku. Jeszcze długo patrzę w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła dziewczyna. Na jednym z portali terrarystycznych, pod zdjęciami okaleczonego legwana Spaphita123 napisała: Człowiek to zdecydowanie najgorsza bestia, jaką kiedykolwiek nosił świat. I co o tym sądzić? Serdecznie dziękuję panu Bartłomiejowi Gorzkowskiemu, szefowi lubelskiego egzotarium, za pomoc podczas zbierania materiału do reportażu. MS 34 „Wróbel: Ile to się trzeba naćwierkać, żeby przyszła wiosna.” (Čapek Karel) pieskie życie Opracowała: Daria Kostyła, Mateusz Wójcik kl. III D Fot. Magdalena Sawka kl. III C Oddam psiaka w dobre(?) ręce Początek marca 2013 roku. Ruchliwa droga krajowa nr 19. Co dzień przemierzam tę trasę w drodze do szkoły. Mijam przedszkole, dochodzę do ulicy Lubelskiej. Moją uwagę zwraca coś leżącego w rowie. Podchodzę bliżej. Pochylam się. To owczarek niemiecki – poraniony, cały we krwi. Obok przechodzą ludzie, nikt nie zwraca uwagi. – Czy pani wie, jak doszło do tego wypadku? – pytam mieszkającą w pobliżu kobietę. – O Matko Boża! Co za biedactwo, taki piękny piesek. Widziałam ten wypadek na własne oczy. Ten kierowca był chyba jakiś nienormalny. Jechał bardzo szybko w kierunku Lublina i uderzył w to biedne zwierzę. Aby go Bóg pokarał. – nie kryje emocji kobieta. Czy często dochodzi tu do podobnych wypadków? Oto opinia jednego z mieszkańców Niemiec: W tym miejscu na szczęście nie tak często. Niedaleko jest przejście dla pieszych, a to skłania kierowców do zwolnienia. Chociaż, niektórym półgłówkom, to … ech, szkoda gadać. W drodze do szkoły spotykam kolegę z klasy – Mateusza. Opowiadam mu, co widziałam. Nie wiadomo, czy to samochód go potrącił. W Niemcach jest dużo zwierząt, które walczą ze sobą i zagryzają się na śmierć. Jakby nie patrzeć, i za jedną, i za drugą sytuację odpowiedzialny jest człowiek. No właśnie, tylko co z tą odpowiedzialnością? Daria Kostyła kl. III D Życzenie czytelnika: Chciałabym, aby w gazetce poruszane były sprawy ważne, nie tylko dla uczniów nie tylko dla uczniów. Husky – postrach wsi Bezpański (?) pies rasy husky stał się ostatnio postrachem wsi Wola Niemiecka. Na pierwszy rzut oka pies sprawia wrażenie przyjaznego, widać że kiedyś był „czyjś”. Jest jednak ogromny i to budzi strach mieszkańców. Ludzie boją się o bezpieczeństwo swoje i swoich dzieci. Wreszcie do akcji wkroczył pan Jan – mieszkaniec Woli. Udaje mu się złapać bezdomne (?) zwierzę, zamknąć w klatce. Ma nadzieję, że odnajdzie się jego właściciel. Jednak pojawiają się kłopoty. Pies w zamknięciu stał się bardzo agresywny. Nie mogę podejść do niego nawet z jedzeniem. Jak tak dalej pójdzie, to pies umrze z głodu. – opowiada pan Jan. Radziłam mężowi, żeby zadzwonił na policję. Oni wiedzieliby, co z tym fantem zrobić. – wtrąca się do rozmowy żona pana Jana – Ale mąż mnie nie słucha. Boję się, że policja zawiezie go do schroniska. Wtedy zwierzę już na zawsze straci szansę, na odnalezienie swojego właściciela. – tłumaczy mężczyzna. Sprawa zaczęła nabierać rozgłosu, opisała ją nawet lokalna gazeta. Po paru dniach odnalazł się właściciel psa. Dobrze, że tak się to skończyło. – mówi z ulgą pan Jan – Bałem się o życie i zdrowie tego niesfornego zwierzaka. Mam nadzieję, że właściciel będzie go teraz lepiej pilnował. Ja też mam taką nadzieję. Przecież pan Jan nie może być przy każdym zwierzęciu, które potrzebuje pomocy. Mateusz Wójcik kl. III D Ps. Zdjęcia zostały wykonane w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie. KLEKS 2(53)/2013 35 Agato! Jesteśmy z Ciebie dumni ! M oja przygoda z fotografią zaczęła się mniej więcej 2 lata temu. Właśnie wtedy, na święta Bożego Narodzenia dostałam mój pierwszy aparat - Sony a200. Jestem mu wierna do dziś. Na początku fotografowałam wszystko, co popadnie. Szukałam różnych dziedzin fotografii, w których sprawdzę się najlepiej. Najbardziej lubię robić zdjęcia ludziom (najchętniej zajmuję się portretami i stylizowanymi sesjami fashion). Jestem samoukiem, nigdy nie uczęszczałam na zajęcia fotograficzne. Samodzielnie wzbogacam swoją wiedzę na temat fotografii, czytam różne książki oraz poradniki internetowe. Pracuję nad techniką wykonywania zdjęć. Dużo osób mnie pyta, czy wiążę z fotografią plany na przyszłość. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia. Zastanawiam się nad tym cały czas, ale jest to trudna decyzja. Muszę zobaczyć w jakim kierunku potoczy się moja „twórczość”. Wtedy będę mogła ocenić, czy to jest właściwa droga. Agata Mroczek IV MIĘDZYNARODOWY KONKURS ARTYSTYCZNY im. Włodzimierza Pietrzaka pt. „Całej ziemi jednym objąć nie można uściskiem” został zorganizowany przez Katolicie Stowarzyszenie CIVITAS CHRISTIANA oddział w Turku. I miejsce w kategorii gimnazjalnej zajęła Agata Mroczek z gimnazjum w Niemcach. Zwycięskie zdjęcie, przedstawiające ruiny klasztoru w Zagórzu, zostało nagrodzone za „ujęcie architektury i grozę emanującą z pokazanego obiektu”. Zostało ono wykonane podczas wycieczki szkolnej w Bieszczady, zorganizowanej w ramach projektu „Żyj z Pasją”, który był realizowany w Zespole Szkół w Niemcach w ubiegłym roku szkolnym. 36 fot. Marek Gruda „Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty” - Marek Grechuta - „Wiosna ach to Ty’”