Problemy rozwoju Polkowic w „dekadzie Gierka”

Transkrypt

Problemy rozwoju Polkowic w „dekadzie Gierka”
TEMAT NUMERU
Jakub Tyszkiewicz
Problemy rozwoju Polkowic w „dekadzie Gierka”
Od kiedy rozpoczęły się demokratyczne zmiany w Polsce po 1989 r., Polkowice na
Dolnym Śląsku przeżywają okres prosperity, pretendując do bycia jednym z najważniejszych małych ośrodków miejskich w skali całego kraju. Warto przypomnieć, jak
wyglądały początki rozbudowy tego miasta od końca lat sześćdziesiątych i w „dekadzie Gierka”. W tym czasie powstał nowy krajobraz urbanistyczny Polkowic, który istnieje do dzisiaj. Ich rozwój terytorialny i demograficzny był nierozerwalnie związany
z decyzją władz centralnych o eksploatacji złóż miedzi, odkrytych przez Jana Wyżykowskiego, i budowie Legnicko-Głogowskiego Okręgu Miedziowego, dzisiaj lepiej
znanego pod nazwą KGHM. W 1967 r. Polkowice odzyskały utracone dwie dekady
wcześniej prawa miejskie.
Polkowice znowu miastem
Przypomnijmy, że to poniemieckie miasteczko stało
się wsią na skutek niekorzystnego splotu wydarzeń
w 1947 r., wynikającego przede wszystkim ze słabości lokalnych władz i niewystarczającej liczby nowej,
polskiej ludności. Przez długie lata oznaczało to
degradację społeczno-polityczną i gospodarczą Polkowic. We wspomnieniach mieszkańców zachował
się niezbyt przyjemny obraz miasta z tego okresu,
dobrze oddający jednak ówczesną rzeczywistość:
To była zwyczajna, ponura wioska. Nieopodal rynku
były chlewy, ludzie mieli po kawałku ziemi. Ogólnie
było brudno, w powietrzu unosił się zapach obory.
Budowa kombinatu miedziowego oznaczała równocześnie początek istotnych przekształceń w Polkowicach. W 1964 r., nawet jeszcze przed powrotem
do statusu miasta, rozpoczęła się ich rozbudowa.
Wypowiedź jednego z ostatnich naczelników miasta dobrze oddaje ówczesny entuzjazm planistów.
Pierwotnie planowano, że... będą [Polkowice] miastem sześćdziesięciotysięcznym, potem były plany, że
będzie miało 40 tys. mieszkańców, a poprzestano na
22-tysięcznej sypialni. Bez żadnej prawie infrastruktury.
Dopiero w 1970 r., podczas przygotowań do
obchodów XXV rocznicy przejęcia byłych ziem
niemieckich przez Polskę, po raz pierwszy po wojnie
przeprowadzono większe prace porządkowe. Zaczęto
rozbiórkę niektórych niszczejących poniemieckich
budynków przy głównych ulicach, wybrukowano
również Rynek i główne ulice. O skali dotychczasowych zaniedbań świadczyć może fakt, że tylko
z jednej ulicy wywieziono ponad 200 m³ gruzów
i różnych nieczystości stałych, likwidując wieloletnie wysypisko śmieci. W ramach porządkowania
miasta zlikwidowano także poniemiecki, niszczejący
cmentarz ewangelicki.
Rozwój demograficzny
Rozwój miasta oznaczał też skokowy przyrost jego
ludności. Jeszcze w połowie lat sześćdziesiątych
mieszkało w nim około 1,5 tys. osób, ale już pięć
lat później było ich ponad 7,6 tys. W następnej
dekadzie corocznie przybywało w mieście średnio
ok. 2 tys. mieszkańców. Według danych zawartych
w dokumentach partyjnych, już w listopadzie 1977 r.
zamieszkiwało je 20 300 osób, chociaż liczba ta
jest prawdopodobnie nieco zawyżona. Ze względu na przemysłowy charakter rozbudowującego
się KGHM w mieście zdecydowanie przeważali
mężczyźni, najpierw budowniczowie, a potem
pracownicy kopalni. Na przykład w 1970 r. na 100
mężczyzn przypadało tylko 67 kobiet. Dziesięć
lat później wskaźnik ten nieco się poprawił. Pod
względem wieku zbiorowość Polkowic była jedną
35
z najmłodszych w regionie, liczba narodzin bowiem
kilkakrotnie przewyższała liczbę zgonów, a przyrost
naturalny wahał się między 200 a 330 osób rocznie.
Nowe blokowiska – stare problemy
Rozbudowa Polkowic oznaczała przede wszystkim
powstanie betonowych bloków, charakterystycznych
dla architektonicznego krajobrazu peerelowskiej
Polski. W pierwszej kolejności powstało 6 hoteli
robotniczych przy ul. Legnickiej. W 1968 r. podjęto
fatalną architektonicznie decyzję o wzniesieniu
w centrum Starego Miasta dwóch wielorodzinnych
domów mieszkalnych, uzupełnionych kolejnym
„klockiem” z wielkiej płyty w 1976 r.
W pierwszej połowie tej dekady krajobraz Polkowic wzbogacił się o pierwsze duże osiedle 15
bloków mieszkalnych, nazwane imieniem Henryka
Sienkiewicza. Podobnie jak wszystkie inne budynki
wznoszone w tym mieście w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, mają one charakterystyczną
cechę – prawdopodobnie z oszczędności – pozbawione są balkonów. Budowa nowego osiedla zmniejszyła problemy lokalowe związane z rosnącą liczbą
mieszkańców. Chociaż średni czas oczekiwania
na mieszkanie w Polkowicach w 1972 r. wynosił 18
miesięcy, to i tak był najkrótszy na Dolnym Śląsku.
Od połowy lat siedemdziesiątych wznoszono drugie osiedle, tzw. osiedle Krupińskiego (od
nazwiska prof. Bolesława Krupińskiego, szefa Rady
Naukowej CUPRUM). Jego budowę przerwała
katastrofa w końcu dekady. Nie zapomnę nigdy też
przerażającego widoku, jaki ujrzałam – wspomina
jedna z mieszkanek – idąc spokojnie ulicą. Było to
pewnego styczniowego poranka w 1979 r. Z niedowierzaniem obserwowałam, jak po kolei – segmentami od
góry do dołu zawalał się, niezaludniony jeszcze – na
szczęście – nowo wybudowany wieżowiec. Widziałam,
jak powoli część budynku zamieniała się w gruzowisko,
które otaczał tuman kurzu. W pewnym momencie
ustało i nastąpiła wielka cisza. Katastrofa ta spowodowała duże opóźnienia w realizacji budownictwa
wielkopłytowego. Oba nowe osiedla dotykały również charakterystyczne dla tej epoki kłopoty – wady
technologiczne i słabe zagospodarowanie terenów
osiedlowych oraz brak dbałości o tereny rekreacyjne.
Rozbudowie miasta nie towarzyszyły inwestycje,
które pozwoliłyby na zachowanie odpowiedniego
36
porządku i czystości w mieście. Chociaż już na
początku lat siedemdziesiątych powstał zakład
odpowiedzialny za sprawy komunalne, to jego
działaniu nie sprzyjały ciągłe zmiany organizacyjne.
Wpływało to niekorzystnie na wygląd Polkowic.
Jak stwierdzano eufemistycznie w jednym z dokumentów partyjnych, miasto nie zawsze jest wzorem
czystości. Problemem pozostawały także dostawy
wody do wieżowców, bo eksploatacja nowego ujęcia
Retków-Stara Rzeka stale się opóźniała.
Trzeba jednak podkreślić, że mieszkańcy nowych
osiedli byli w stosunkowo dobrej sytuacji: budynki
miały względnie nową sieć kanalizacyjną, odprowadzającą nieczystości do mechaniczno-biologicznej
oczyszczalni, obsługującej również kopalnie. Niewiele zmieniło się natomiast w starej części miasta.
Warunki życia w poniemieckich kamieniczkach
były dużo gorsze, przede wszystkim pod względem
sanitarnym. Ubikacje były w podwórzu. Wody – nie
było bieżącej, wodę doprowadzili w latach siedemdziesiątych, ale krany były na ulicy. Kto był zamożniejszy,
to doprowadzał sobie wodę do domu, a kto nie, ten
chodził po wodę do kranu na ulicę. Piece były kaflowe
do ogrzewania – wspomina jedna z mieszkanek.
Niedostatki w handlu i aprowizacji
Pomimo znaczącego rozwoju i inwestycji Polkowice
trapiły słabości charakterystyczne dla całej epoki
komunistycznej w Polsce. W latach siedemdziesiątych wciąż brakowało infrastruktury zaspokajającej
podstawowe potrzeby mieszkańców. Była biblioteka, była jakaś restauracja, ale nie było na przykład
potrzebnych punktów usługowych – chociażby naprawy
sprzętu RTV, AGD. Trzeba było z nim jechać do Lubina albo do Głogowa. Wywojowanie miejsca pod takie
usługi nie było wcale takie proste – wspomina ostatni
naczelnik miasta z okresu PRL-u. Niewłaściwe były
także struktura sieci handlowej i jej rozmieszczenie.
Placówki skupiały się przede wszystkich w małych,
niedostosowanych do potrzeb i niefunkcjonalnych
lokalach w starej części miasta. Pewien postęp nastąpił w połowie lat siedemdziesiątych, gdy otwarto
duży dom handlowy.
W tym czasie, podobnie jak w całym kraju, stopniowo pogarszała się sytuacja aprowizacyjna miasta.
Nie była ona jednak tak mocno odczuwalna, ponieważ
duża część mieszkańców była w różny sposób związana
Rynek Polkowic, lata sześćdziesiąte, fot. Archiwum ZG Polkowice (za Zakłady Górnicze „Polkowice” 1962–1972).
z KGHM. Górnicy zaopatrywali się zaś w specjalnych
sklepach. My mieliśmy w Polkowicach inne zaopatrzenie
niż w sąsiednich miastach. […] Kto pracował w niedzielę
i w sobotę, to jego pieniądze szły na osobną działkę i mógł
je wykorzystać w ramach tzw. Karty Górnika. […] był
specjalny sklep w domu handlowym Danusia w Polkowicach, a drugi na Polkowicach Dolnych, przeznaczony
wyłącznie dla górników. Tam nie płaciło się pieniędzmi.
Każdy dostał rozpiskę, jaką sumą dysponuje za te wolne
przepracowane dni. Były słodycze, cukierki, czekolady.
W stanie wojennym dopiero zaczęło się psuć – wspomina
jeden z polkowiczan. Ponadto otrzymywane na zakup
różnych urządzeń bony górnicy często wymieniali na
mięso u okolicznych chłopów.
Gierka” gigantomanii wznoszono nigdy nieukończoną cechownię KGHM (rozebrana w 1995 r.).
na ponad 2 tys. widzów. Planowano, że znajdą się
w niej m.in. pomieszczenia lokalnego Ośrodka
Kultury, borykającego się nieustannie z niedoborem miejsca, ale nigdy do tego, oczywiście, nie
doszło. Za pozytywny element w rozwoju miasta
w latach siedemdziesiątych można natomiast uznać
budowę obwodnicy Polkowic, co spowodowało
natychmiastowe odciążenie ruchu tranzytowego.
W mieście kilkaset razy wzrosła również liczba
telefonów w związku z uruchomieniem nowych
centrali telefonicznych, ale potrzeby były dużo
większe niż możliwości urządzeń.
Zmiany w infrastrukturze
Należy zaznaczyć, że budowa kombinatu miedziowego przyniosła pozytywne zmiany, przede
wszystkim rozwój komunikacji autobusowej, dowożącej pracowników do kopalni. Nierozwiązanym
problemem, prawie do końca lat osiemdziesiątych,
pozostawała natomiast budowa dworca autobusowego. Mieszkańcy przez dwie dekady, niezależnie
od pogody i pory roku, musieli zatem czekać pod
gołym niebem w Rynku na przybycie autobusu.
Za to w ramach charakterystycznej dla „dekady
Pogorszenie bezpieczeństwa
mieszkańców
Powstanie kombinatu miedziowego, a przede
wszystkim napływ przypadkowych osób budujących
kopalnie miały negatywny wpływ na bezpieczeństwo
dotąd spokojnego miasta, w którym ludzie znali […]
na wylot jeden drugiego. Szczególnie złą sławą cieszyli
się pracownicy sezonowi mieszkający w hotelach
robotniczych. Niestety, do Polkowic ściągały także
osoby karane. Częściej niż wcześniej dochodziło
do aktów chuligaństwa, wandalizmu, nagminne
37
Fot. ze zbiorów G. Kardysia.
były kradzieże i włamania, zarówno do obiektów
publicznych, jak i prywatnych. Na przykład w 1975 r.
odnotowano 150 przestępstw, ale trzy lata później
komisariat Milicji Obywatelskiej interweniował
już w ponad 1260 przypadkach. Do szczególnie
drastycznego wydarzenia doszło w połowie lat sześćdziesiątych, gdy tuż przed Wielkanocą została zabita
młoda kobieta.
Problemy z oświatą i służbą zdrowia
Naturalną konsekwencją wzrostu liczby mieszkańców Polkowic było skokowe zwiększenie się liczby
dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym. Chociaż
do połowy lat siedemdziesiątych wybudowano trzy
nowe szkoły podstawowe, to nie poprawiło to sytuacji
lokalowej, gdyż w jednym z budynków zlokalizowano szkołę zbiorczą, do której uczęszczały także
dzieci z okolicznych wiosek, a w kolejnym także
liceum dla pracujących, a potem szkołę zawodową.
Wprowadzono zatem pracę na dwie, a nawet trzy
zmiany, a niektóre klasy, zwłaszcza sześciolatków,
uczęszczających do „zerówek”, liczyły po 40 dzieci.
W jednej z nowych szkół nie wybudowano nawet
sali gimnastycznej, nie mówiąc już o planowanym
basenie. W połowie dekady w polkowickich szkołach
podstawowych i w średniej uczyło się ok. 2,4 tys.
uczniów.
38
Działające na terenie miasta dwie małe przychodnie rejonowe nie były w stanie sprostać
rosnącym potrzebom. Problemy wynikały także
z niedostatecznej liczby lekarzy specjalistów. Obie
przychodnie były też słabo wyposażone w sprzęt,
np. stomatologiczny.
Patrząc z perspektywy czterdziestu lat, w rozwoju
miasta można dostrzec jak w soczewce wszystkie
charakterystyczne elementy peerelowskiej rzeczywistości. Rozbudowie infrastruktury mieszkalnej i skokowemu wzrostowi liczby mieszkańców, głównie
pracowników KGHM i ich rodzin, nie towarzyszyła
bowiem troska włodarzy o równomierny wzrost sieci
placówek handlowych, rekreacyjnych, oświatowych
i służby zdrowia. Sprawujące „rząd dusz” w mieście
władze partyjne, realizujące odgórnie założone
cele komunistycznego rządu w Warszawie, nie
były zainteresowane zapewnieniem mieszkańcom
odpowiednich warunków życia i rekreacji po pracy,
sprowadzając rozbudowywane miasto jedynie do
roli wielkiej sypialni dla KGHM-u.