Fabuła_2

Transkrypt

Fabuła_2
Fabuła 2
Czerwone, obrzmiałe słońce powoli tonęło w morzu piasków otaczającym Alexandrię.
Wieczorna pora oczyściła ulice z przechodniów - kupcy pozamykali już swoje interesy, a
ulicznice, złodzieje i naganiacze jeszcze nie zdążyli otworzyć swoich. Taki stan rzeczy cieszył
Hendrika Albrechtszoona van Leeuwen, który właśnie zmierzał powolnym krokiem do portu.
Interes się udał - osmański urzędnik przyjął "podarunek" i zgodził się przymknąć oko na
transakcję, a oferta złożona lokalnym kupcom przeszła bez większych problemów. Ładownie
były pełne drogich, orientalnych przypraw, a załoga - zmęczona długimi tygodniami pod
słońcem pustyni - bardziej niż chętna, aby wrócić do domu. Statki stały już gotowe na redzie Frans, prawa ręka Hendrika, od rana wyciskał siódme poty z robotników aby cały fracht
znalazł się w ładowniach. "Dwadzieścia pięć guldenów od funta cynamonu" - mruczał do
siebie van Leeuwen, pogrążony w myślach...
"Effendi?" - usłyszał dobiegający z dołu chrapliwy głos, i jednocześnie poczuł jak jakaś ręka
chwyta go za połę płaszcza
"A poszedł ty, żebraku! Nie dostaniesz żadnej jałmużny" - żachnął się tylko Hendrik
"Jamułżny?" - nieznajomy wydawał się wręcz oburzony tą sugestią - "myślałem, że mam tu
coś co cię zainteresuje"
Dopiero teraz Hendrik spojrzał w dół. Stary, przygarbiony arab o twarzy poznaczonej
zmarszczkami uśmiechał się do niego szyderczo Jego wychudzone kości przebijały spod
dziurawej, brudnej narzuty kiedy wodził rękoma nad swoim "straganem". Niestety, prócz
potłuczonych mis, dziurawych garnków i stert starych szmat van Leeuwen nie widział nic, co
mogło by wzbudzić jego zainteresowanie
"Chyba jesteś niespełna rozumu, jeśli myślisz że kupię coś od ciebie"
"Jesteś pewny?" - w głosie starego araba znów zabrzmiał szyderczy rechot - "spójrz tutaj"
Na te słowa arab wyjął spod szaty niewielkie zawiniątko, po czym - powoli, z nabożną niemal
czcią - zaczął je rozwijać. Po krótkiej chwili oczom Hendrika - teraz otwartym równie szeroko
jak gasnące za horyzontem słońce - ukazał się biały, lśniący klejnot.
"To musi być warte małą fortunę" - pomyślał Hendrik, po czym łamiącym się głosem spytał
"ile... ile za niego chcesz?
"Och, dwadzieścia sztuk tej... waluty... którą nosisz przy pasie w zupełności wystarczy" - z
twarzy araba nie schodził szyderczy uśmiech
"On naprawdę postradał rozum" - pomyślał van Leeuwen - "ale niech mnie, jeśli nie poznam
dobrej okazji kiedy ją zobaczę". "Dobrze więc, dwadzieścia guldenów" - rzucił Hendrik, po
czym ochoczo ujął prawicę kupca.
"Ale jest jeszcze jedna rzecz, effendi" - kontynuował nieznajomy, nadal ściskając dłoń van
Leeuwena - "na tym klejnocie ciąży stara klątwa. Każdemu, kto będzie trzymał go za długo
odbierze żywot. Uważaj na siebie"
"Teraz, mój przyjacielu, jestem pewne żeś zupełnie zwariował. Dziękuję za udaną transakcję,
lecz wybacz że nie spotkamy się znowu" - mruknął tylko do siebie Hendrik - "klątwa! Ha,
dobre sobie. Szkoda, że dziadyga nie obiecał mi jeszcze arabskiej księżniczki i tronu sułtana.
Nic to, czas wracać do portu"
Podróż powrotna - jak dotąd - mijała bez większych niespodzianek. Ani złe wiatry, ani piraci
na morzu śródziemnym nie zakłócili spokojnego rytmu podróży. Do domu brakowało im
niecałego tygodnia - opłynęli właśnie Bretanię, i teraz czekał ich tylko spokojny rejs wzdłuż
francuskich wybrzeży.
"W Breście pozwoliłem sobie odebrać listy od Nicholasa" - rzucił Frans znad pokładowej
mapy - "radzi, abyśmy nie płynęli do Rotterdamu, tylko zacumowali od razu w Delfshaven.
Rada miejska znów podniosła cła, a on mówi że w Delftach ma dobrego kupca na nasz towar"
"Kocham swoje miasto, ale nie na tyle żeby tracić pięć guldenów na funcie" - odpowiedział
Hendrik - "przekaż wiadomość załodze i uprzedź sternika... albo, wiesz co? Zostań w Delftach
i dopilnuj interesu. Ja muszę pojechać do Rotterdamu załatwić parę spraw"
"Niech zgadnę, ma to związek z tą skrzynką której tak zazdrośnie strzeżesz" - w głosie Franza
dało się wyczuć wyraźną drwinę
"Niech to, jest bardziej spostrzegawczy niż sądziłem" - pomyślał Hendrik. "Tak, tak,mam...
widzisz... prezent dla Kaatje. Muszę go dostarczyć szybko" - van Leeuwen starał się, aby
zabrzmiało to jak najbardziej swobodnie.
"Jak wam wygodnie" - rzucił tylko Frans - "po wszystkim wracam do kantoru i rozliczamy się
z zysków?"
"Tak, tak. oczywiście" - mruknął tylko Hendrik, niknąc w czeluściach statku.
"Przyznam, Hendriku, że zaniepokoiła mnie twoja wiadomość" - Jacob van Leeuwen, mistrz
cechu jubilerów w Rotterdamie, podniósł się właśnie znad długiego stołu w swoim gabinecie "wiem, że jako mój brat cieszysz się specjalnym względami, ale spotkanie na osobności,
szczególnie w tak pracowitym okresie..."
"Wybacz, bracie, że cię niepokoiłem" - zaczął Hendrik - "ale mam sprawę, w której twoja
opinia jest dla mnie szczególnie ważna. Z mojej zamorskiej wyprawy przywiozłem to..."
Tu Hendik otworzył szkatułkę. Mistrz złotników na chwilę zaniemówił, przeszedł dwa razy
wzdłuż gabinetu, po czym - wreszcie - zaniepokojonym głosem zaczął
"Niech mnie sam diabeł do piekła zaciągnie... Hendriku, skąd to masz?"
"Kupiłem to od tajemniczego kupca w dniu powrotu" - odpowiedział krótko Hendrik
"Nie, nie pytam się jaką wersję będziesz opowiadał potem w karczmie. Chcę wiedzieć skąd go
masz" - w głosie Jacoba dało się słyszeć nutkę zniecierpliwienia - "jako brat proszę cię,
powiedz mi prawdę"
"Kiedy tak naprawdę było" - rzucił z lekka urażony Hendrik - "przysięgam, nie zmyśliłem
tego"
"Hendriku, znam cię" - westchnął tylko Jacob - "i wiem, że rzeczywiście twój umysł zbyt
bardzo zaprząta złoto, abyś był zdolny do wymyślania takich historii. Powiedzmy więc, że ci
wierzę. Jednak - na tą chwilę - obawiam się, że nie będzie z niego większego użytku. Nie.
kiedy Hiszpan coraz bardziej łupi nasz kraj." - tu, jak na komendę, odezwał się pod oknem
odgłos ciężkich butów - "Tylko czekać, aż wieść się poniesie, i żołdacy odbiorą ci go pod
lufami muszkietów. Oto co zrobimy: ja przechowam go na razie w skarbcu, a kiedy nastanie
odpowiednia pora wrócisz po niego. Możesz mi ufać" - tu Jacob spojrzał na twarz Hendrika,
którą perspektywa oddania klejnotu wykrzywiła na chwilę w bolesny grymas - "jestem
przecież twoim bratem"
"Dobrze więc" - stwierdził krótko Hendrik - "kiedy Niderlandy odzyskają wolność, ja
odzyskam swój klejnot"
"Cały Hendrik" - mruknął tylko do siebie Jacob - "bogactwa zaprzątają jego umysł bardziej
niż sprawy kraju. Czy jest coś jeszcze, co chciałeś mi powiedzieć?"
"Nie, nic takiego" - odpowiedział tylko Hendrik, czując że z lekka poci się pod atłasowym
wamsem.
"Po co mam mącić mu głowę bajdurzeniem starego araba" - zaczął pod nosem, kiedy już
opuścił gabinet - "przecież pewne jest jak gwiazdy na niebie, że żadnej klątwy na klejnocie nie
było i nie będzie".