Akademia Świętokrzyska Polish Studies Vol. 17

Transkrypt

Akademia Świętokrzyska Polish Studies Vol. 17
Akademia Świętokrzyska
Polish Studies
Vol. 17
Edited by Zdzisław Jerzy Adamczyk
STUDIA
FILOLOGICZNE
AKADEMII
ŚWIĘTOKRZYSKIE;J
TOM
17
Pod redakcją Zdzisława Jerzego Adamczyka
.
.
•„
•
Wydawnictwo
Akademii Świętokrzyskiej
KIELCE 2002·
Recenzent
prof. zw. dr hab. Piotr Obrączka
Opracowanie redakcyjne
Małgorzata Marchlewicz
Formatowanie komputerowe
Jarosław Dobrolowicz
Korekta
Elżbieta Postoł.a
Copyńght © by Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej
im. Jana Kochanowskiego, Kielce 2002
Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej
25-369 Kielce, ul Żeromskiego 5
te). (0-41) 344-99-57
teł. centr. (0-41) 344-20-11, w. 296
fax (0-41) 344-20--11, w. 298
http:/fwww.pu.kielce.pl/wyd
e-mail: [email protected]
"""' f!ł
i
.-.
:ZU2GDdc•,uLKoibnp4
ll:l{t-41) J.łS.01-11. J.45.-14-!t
GLOWAccrl 1d.'l'.u(0-41)J61-A1-111
Spis treści
STUDIA
Agata Chrobot, Postać króla Zygmunta Starego i Barbary Zapolyi
w epithalamiach Pawła z Krosna, Jana Dantyszka i Andrzeja
Krzyckiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
9
Marian Płachecki, Dekadentyzm południa wieku. Rekonesans . . . . . . . . . .
27
Ida Sadowska, Inna Syberia Wacława Sieroszewskiego
·(na przykładzie opowiadania „Chajlach ) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
47
"
„Aryman mści się" . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
59
Grażyna Legutko, Józefa Sulkow sk iego marzenia o czynie
(rzecz o „Sułkowskim" Stefana Żeromskiego) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
73
Dorota
Szwajcer,
Krzysztof Jaworski, Przestrzeń fabularna i ukszta1owanie języka
narracji a idea polityczna. Na przykładzie powieści Brunona
Jasieńskiego „Pal( Paryt". . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
97
Agata Krzychylkiewicz, Grotesk a i satyra w „Balu Manekin6w"
Brunona Ja sieńskiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
113
Beata Klimer, Popularne widowiska rozrywkowe w Kielcach
u schyłku XIX wieku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
137
[wona Fabiszewska, Literatura p i ę kna i publicystyka
krytycznoliteracka na łamach „Gazety Radomskiej" (1884-1905)
167
ARCHIWUM LITERACKIE
Grażyna Legutko, Dramaturgia Stanisława Wyspiańskiego w Paryżu
(teatralia z lat 1902-1913) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Krzy sztof Jaworski, Bruno Jasieński we Francji (1925-1929).
Zestawienie chronologi czne z uwzględnieniem nieznanych
dokumentów z archiwów francuskich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
189
215
Studia Filologiczne Akademii Świętokn.yskiej
tom 17
Kielce 2002
Marian
Kielce
Płachecki
DEKADENTYZM POŁUDNIA "1EKU
REKONESANS1
Tytuł powyższy, nieco szokujący może, nawiązuje do jednego z Baudelai­
rowskich
Kwiatów zła (1861). Wiersz XXIX cykJu nosi nagłówek ściśle odpo­
Une Charogne. Padlina. Jak się stało, że wiersz ten
wiadający zawartości:
porusza tyle toposów cienmej strony polskiej myśli i wyobraźni zbiorowej cza­
su zaborów
-
są tu trucizny i zgnilizna, i błoto, i kości bratnie, i wreszcie
z włoki poniechane2 - wyjaśnić doprawdy nie umiem. Na obecną
potrzebę ogra­
niczę się do jednego, za to centralnego obrazu tego utworu: do widoku m ięs a
rozkładającego się lubieżnie pod ostrym słońcem połu dnia czy nawet, ściśle
biorąc, poranka. Nie zmierzchu bynajmniej.
Warto przy tym zazn aczyć, że ()1Uł polski, sugestywny i brutalny, daje
przecież lekcję .oryginału obyczajowo złagodzoną, by nie r zec ocenzurowaną.
Francuskie
une charogne bowiem
zawiera sugestię. że owo mięso w rozkładzie
1 Tekst niniejszy przynosi ni e co poszerzony wobec wersji magnetofonowej z apis referatu
wygłoszonego przez autora podczas sesji na temat przełomu pozytywistycznego w literaturze
polskiej. Konferencja zorganizowana przez Pracownic: Literatury Polskiej II połowy XIX wie ku
Instytutu Badań Literackic h PAN odbyła się w roku 1984. Jej materiały - bez niniejszego
referatu uzna nego przez autora za weTSj4; nazbyt jeszcze prowizoryczną i szkicową, lecz
udostępnianą kol egom na tyczenie w postaci maszynopisu - ukazały się w roku 1992 pod
redakcją Janusza Maciejewskiego. Za zgodą autora w tytule książki znalazło się odniesienie do
rzeczy niniejs zej : Literatura południa wieku. Tw6rczoić lat szeićdziesiątych XIX stulecia wobec
romantyzmll i pozytywizmu. Odnoszące sic: do poezji postyczniowej te zy referatu powtórzyli,
nie podając źródła, A. Mazur i J. Tomkow s ki w artykule Zabijanie poet6w („Ruch Literacki"
1991,
z.
4).
2Pośredniczył
tu
ważny i częsty w literaturze polskiej XIX w i eku motyw Wergiliański: Exo­
riare oliquis nostris ex ossibu:r ultor (,,A kiedyś niech powstanie mściciel z naszych kości" Publiusz Wergiliusz Maro, Eneida, przeł. T. Karylowski, opr. S. Stabryła, W rocław 1980,
ks. IV, w. 625).
Marian Plachecki
28
należy b ądź należeć
by
mo g ło do ludzkich zwłok nie pog rzebanych
lub pogrzebanych niedbale; co najmniej zaś,
iż
rzecz ta
w
w porę
danym razie roz­
strzygnąć się nie daje. Jakieś ścierwo - i tyle. Może ludzkie. Nie padlinę zatem,
jednoznaczną w swej cuchnącej
ludzkie zwło ki , p rzy r ów nuj e
zwierzęcości,
poeta
lecz ścierwo, może zaniechane
do kobiety rozłożonej. Pod obnie kwiat roz­
kwi tający � wie rszu kojarzyć trzeba - zapewne
rzyną miąs rozpłatanych, ile
-
-
nie
tyle z prostoduszną ja­
z kwiatem płci.
Wstrętne? Dosyć wstrętne. Czegóż jednak mielibyśmy się spodziewać po
Kwiatach 'zła?
Mimo wszyst ko zajrzyjmy do tekstu:
Przypomnij
W te n
U
sobie, cośmy
widzieli,
jedyna,
letni, tak piękny p oranek:
leżała plugawa padlina
ścieżce żwirem zasiane j.
zakrętu
Na
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując
i siejąc trucizny,
Niedbala i
cyniczna otwarła
sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwia t rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak moc no uderzał do głowy
Żeś om a l nie padła na tcawy.
Brzęcz ał a na tym
zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne
Wypełz ły ści ek a j ąc
zastępy
zwolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy3.
W tym, co nastąpi, zamierzam bronić tezy, iż
w
Warszaw i e późnyc h lat
sześćdziesiątych i wczesnych zwłaszcza siedemdziesiątych sączył się pewien
nurt liter acki; który można by nazwać dekadenty z m em
wi e k u
.
Nurt
był
p o ł u dn i a
to raczej trudny do wykrycia, gdyż zdecydowanie źle wi­
dziany, nie tylko zresztą przez jego opone ntów czy konkurentów, le cz również
3 Ch. Baudelaire, Padlina,
Kraków 1990, s. 8 1 .
przeł. M. Jastrun, w: Kwiaty zJa, opr
.
M. Leśniewska i J. B rwzowski ,
29
Dekadentyzm poludnia wieku
przez
sem,
s am ych
tych twórców, którzy na ogół niechętnie, pod cudzym p rzymu ­
ku niemu się skłaniali. Z tego względu dziś dekadentyzm
południa wieku
stać się musi przedmiotem rozmaitych zabiegów interpretacyjnych, aby jawnie
wystąp ił w polu widzenia. Czy zatem rze cz jest godna wysiłku? Owszem Nie ­
.
zbyt ważny sam z siebie, ubogi w trwałe wartości artystyczne, podejmowany
przez osobowości źle zharmonizowane, podame na wódk ę i napady szału, nurt
ów, dostrzeżony i opisany, odmi eniłby znacznie nasze widzenie tzw. pozyty­
wizmu warszawskiego
i
warszawskiego
dekadentyzmu zwłaszcza zaś
,
żącyc h je odniesień wzajemnych4• Nadto zaś,
raz
-
wią­
od słonięty i przywrócony do
wido czności, obrasta łacno w paralele i echa sięgające poz a wspomniane gra­
nice czasu i
miejsca ,
nas uwa jąc historykowi litera tury pytanie, czy nie nale ­
ż ałoby w polskim dekadentyzmie widzieć nie tyle okres wstępny modernizmu,
i le czarną wstęgę, prze w ijającą się
-
w
rozmaitych odmianach i mutacjach -
poprzez całe niemal postyczniowe półwiec ze.
P rzy tej okazji jed nak mowa będzie o poetach i dekadentyzm ie połud nia
nie zaś zmierzchu XIX czy też krwawego poranl::a
XX
,
wieku. Prawd ę p owie ­
dziawsz y, wspomnę o kilku zaledwie autorach spośród podejrzanej ple ja dy, do
ja kie j liczyć by można Bogumiła Aspisa (1842-1898)s, Aleksandra Michaux
(pseud. Miron; 1839-1895), Ludwika Norwida (1818-1881; zmarł również
w przytułku - warszawsk im - na dwa lata przed śmiercią swego młodszego
brata
w
paryskim
Domu św. Kazimierza),
Karola Pieńkowskiego (1836-1877),
\\/ładysława Szancera (pseud. Ordon; ok. 1847-1914), Leonarda Sowińskiego
(1831-1887) i Teodora Sęczkowskiego (1848-1914). Wspomnieć by też nale­
żało o paru poetach luźn iej, później bąd ź wcale nie związanych z wa rszawski m
genius loci,
a przecież także zarażonych wirusem depresj i: o późnym Fe licja­
nie Faleńskim (1825-1910), o Ludwiku Brzozowsk im (1833-1873)
o raz
o Włodzim ierzu Stebelskim (1848-1891).
·
Czy mieli poczucie grupowej odmie nności? Zapewne nie. Lecz podobnie
jak wcześniejsza cyganeria pijana Warszawy nosili między sobą sw oją czarną
legendę. Leonard Sowiński na przykład lubił występować po knajpach ze S'>Vym
własnym epitafium:
4Por. R. Zimand, Dekadentyzm warszawski, Warszawa 1964; G. Borkowska, Pozyrywiici
i inni, Warszawa 1996.
s
Zob. Z. Mrozek, Bogumił Aspis. Si}(ic do portretu, ,Zeszyty N aukowe WSP w Bydgoszczy:
Studia Filologiane" 1986 (19); I. Kamińska, Bogumił Aspis (1842-1898), w: Zasłużeni dla
Włocławka (XIII-XX wiek), red. M. Wojciechowski, Włocławek 199 1 (biogram wzbogacony
o przekazy rodzinne). Za wskazanie tej ostatniej pozycji dziękuję Pani prof. Marcie Meduckiej.
Marian Plachecki
30
Poeta Bubo
z cza rk ą i lubą
pr a cowa ł z chlubą
nad swoją zgubą6•
Wiktor Gomulicki tak otwiera opowieść o ostatnim spotkaniu z Mironem,
pogrążonym już wówczas w głębokim delirium:
O tak iej porze jak dzisiejsza, elektryzującej przyrodę nowym życ iem, i łudzącej
nie ziszczanymi nigdy obietnicami, spotkałem trupa poety w okolicach Banku
i s tarej wprost niego winiami7.
Sam Mir on pisał kilka lat wcześniej:
Mówicie: "Skarżyć się nam nie wypada
Poeci! bo tak dobrze na tym świecie"
Słusznie ! - żyjemy w pośród Eldorado
Zadow oleni mając teraz, przecie,
Miliardy, annie, okręty, koleje,
Machina orze, z b ie ra i znów sieje ...
-
,
***
Spojrzyjcie się jednak na chwilę przed siebie;
Midas po uszy brn ie w błyszczącym złocie,
Plato [m)rze z głodu lub chleb z błota grzebie,
Zbrodnia się śmieje w same oczy cnocie,
I by grom nie spadł na jej podłą głowę,
Ma konduktory i b anki ogniowe.
***
S poj rzyj cie tam! błagam, ja do próśb zbyt hardy,
Dziecko na laskę, a l bo na niedolę,
Spod serca rzuca m atka na bruk twardy;
Tam znów! dziewica z promieniem na czol e
Dla braku chleba lub ze zbytku wiary
Spada bez skrzydel w grób lub lupanary.
***
6Cytuję za broszurą J. W. Gomulickiego Pegaz w jarzmie cz}ti klucze do „Ciurów", wydaną
w małym nakładzie w Krakowie w roku 1986 (s. 34) oraz jako wstęp do Ciurów Wiktora
Gomulickie go. Stamtąd również czerpię wiele istotnych wiadomości bio- i bibliograficznych
o bohaterach tego szkicu.
7 Tamże, s.
36.
31
Dekadentyzm południa wieku
Na polu zwyc ięstw m orderstwo z as ługą,
L udzie si ę wzajem tępią jak szakale,
Pan się wyręczyć m oże kupnym sługą,
Tryumfy krwawe k ończą h uczn e bale.
Cnota - czcze s lowo. Gdzież jest krzyż Golgoty?
Jest Bóg na świecie? o jest! Cielec złoty8.
Legendę nadwrażliwców zamotanych w mrokach knajp p oeci przywoły wa
­
ni tu do pamięci z biegiem czas u utracili. Nawet wz nowien ie w roku 1986
hołubią c ej ją po wi eści
Wiktora Gomulickiego (1904)9
nie skłoniło historyków
literatury do przej rzenia z apomni an ych fiszek na nowo. Nie dziwota; Ciury,
ty t uł raczej zniechęcający...
krzywdzący. Ciury to na pewno nie były. Jeśl i już,
nocy p og ubio ne w oślepi ający ch promieniach dnia
A też
c z ujki
to cz ujki . Pijane
Tytuły, o jakich będę mówił, nie tworzą żadnego spójnego kanonu. Są
l uźn ym zestawem utworów poręcznych w próbkowaniu. Pierwszym z nich jest
poemat Teodora Sęczkows kiego, występującego pod pseudo nimem Sęk, zaty­
t u łowa ny Bitwa, wydany w Warszawie w roku 1871 (Równie dobrze posłu­
mi inny jego poemat: Zwierzyniec, 1868). Dru gim - poemat Bogumi ła
Asp isa Sen odrodzenia (Warszawa 1869). Tekstem trzecim - tego samego au­
tora Sulamita. Pieśni wschodu, poemat dramaty cz ny wydany w Warszawie
żyłby
1874 rok u. Myślę, że można również włączyć
w
ten nurt częściowo Felicjana
Faleńskiego jako autora wierszy o Tatrach. Wspomnę wreszcie o e s ejach po­
staci najciek a w s zej i najjaskrawszej z nich wszystkich - Juliana Kalisz e wskie­
go, p se udon im Klin (w Ciurach - Kleszcz).
To jeg o szokująca osobowość była
pie rwszym impu l sem, dla którego całą sprawą się zająłe m .
Poemat Sęc z k owski ego przynosi oddaloną w nieokreśloną przeszłość opo­
·
wieść o bitwie. N asycona batalistycznym turpizmem w sto pniu prz ekraczają ­
cym
kry teria
d obrego smaku, narracja poety ocieka krwią i mateńą. Krew przy
tym n iczego tu nie oczyszcza, n iczego utraconego nie przywraca. Na pn.ekór
wszelkim martyrologgiom, krew jest krwią, zwyczajnie: krwią.
Nic... i od Boga nic! - Ni ebo z amk ni ęte,
)10•
Gwiaz dy za chmurą skryły się i zbladł y [ ...
8Miron [A. Michaux], Na dzjś, w: tegoż Poajt:, Warszawa 1884, s. 92-93. Por. znamienną
dla losu poety omyłką druku w wydaniu cytowanym "Plato wrze z głodu" (s. 92).
9W. Gomulicki, Ciury. Wstęp I. W. Gomulicki Tekst ustali! i objaśnił Z. Wasilewski, Kra­
ków 1986.
10T.
Sęk [Sęczkowskii Bitwa. P0t:mat, Warszawa 187 1 , s. 7.
Marian Płachecki
32
Że ów turpizm spod twardego nieba został opatrzony pacyfistyczną osłoną,
niewiele 4I11ienia. Być może jednak rzecz udało się
dzięki deklaracjom takim, jak ta:
przepchnąć przez cenzurę
[ . ..] z l iściem
w ręku n ie chcę stanąć w ciumie
potem wpleść go do wieńca na skronie
Od warg g orąc e zroszone od potu
Tych co tratują krwi i jęków błonie
11•
I śmierć ziejące ślą grot obok grotu
.
A
,
Z niewielką przesadą powiedzieć by można, że podstawowym chwytem
narracyjnym poematu jest tasowanie licznych obrazów tratowania i rozbicia,
rozbicia w proch: ciała, mózgu, ale także całych grup ludzkich. Równie łatwo
rozbiciu ulega sama składnia tego, zaiste, wiersza bitewnego:
Rzeź! Bo nie dosyć słać przestrach, pożogę,
Rzeź!! ... Mama wioska ś m iała zmylić drogę
Kędy się wojsko w ałe m piersi zrosł9
Niby ogromny, jeden mur z kamienia [ .. )12
.
W zgiełku i popłochu nie wiedzieć już, czy to wojsko tłumne przez wieś
kroczy w ordynku - myląc drogę - czy to wioska przed zbrojnymi, zastygłymi
groźnym murem, spłoszona umyka, gdzie popadnie. Podczas walk dzieci p o­
rzucone p rzez rodziców umierają z głodu. Oto jedno tuli drugie, już martwe:
Ujęła trupka i zasnęła biedna,
I spała twardo. Gwar i łoskot w chacie
Tego jasnego nie zbudził anioła ...
Na śpiącą rzucił ktoś giownię; - po szacie
Spięły się iskry do ust - włosów - czoła . .
Krągła jej główka płÓmieniem zaj ęta
Zrywa się, szarpie, z ogniem chce m ocować
Jarzący węgiel już pali oczęta
I gdy wbiegł ojciec, aby ją ratować,
Oddech w jej piersi z krwią zagotowany,
Na j as nym ciałku powypalał rany
I w fali ognia skowycząc litości
Wybuchał wrzący już nie z ust, a z kości13.
.
11
-
Tamże, s. 12.
12Tamże, s.
20.
13Tamże, s. 23. W stosowniejszej chwili gotów bym poprowadzić od cytowanych wyimków
z Sęczkowskiego linie prowadzącą pop.rzez modernistyczny (zwłaszcza eschatologiczny) eks­
presjonizm i jego wczesne powojenne przedłużenia - a nawet Pe i perow ski „poemat rozkwita-
Dekadentyzm poludnia wieku
33
To oczywiście w żadnym razie nie jest dobra poezja. To z całą pewnością
nie jest nadwiślański Charles Baudelaire. Jednakże główna w poemacie figura
stylu, mianowicie udosłownienie metonimii rozczłonkowania, rozczłonkowania
ludzkiego ciała, zostaje w pamięci. Daje - jak
w
p rzytoczonym obrazie dziew­
częcej· g ł ó w k i, która zajmuje się ogniem - fi zjo logizację cierpienia na długo
W}trącającą czytelnika z równowagi. Sęk akurat, na co dzień skory do sztu­
backich brewerii, cieszył się względną aprobatą młodych z ,,Przeglądu Tygo­
dniowego". Ale i o nim prz.ecież
móg łby
Piotr Chmielowski pomyśleć, pisząc
o Aleksandrze Michaux w ?.arysie literatury polskiej z ostatnich lat szesnastu
(1881): „[... } stał się wyobrazicielem prawdziwie szpitalnej liryki"14•
Teodora Sęczkowskiego weryzm krwi nadaje rozmachu całemu tokowi
•
fa-
bularnemu poematu. Ojciec nieszczęsnych dz i at e k Jakub, czas jakiś temu wy­
,
wiedziony w pole przez podstępnego szperacza strony przeciwnej, teraz bierze
odwet, sprowadzając wojska wroga do zapomnianych kamieniołomów, a na­
stępnie grzebiąc je pod umiejętnie zwalonymi blokami skalnymi, co nastręcza
autorowi licznych okazji ku wstrząsającym metonimiom miaidżenia i zgnia­
tania. Wojujący, zbrojny pacyfizm u kresu święci swój
rozpasany
triumf krwi.
W batalistyce Sęczkowskiego zwraca uwagę ambiwalencja postaw walki.
Wojna demoralizuje. Ustanawia n ormę wzajemności, ta zaś jest w sposób
oczywisty - niemoralna. Na polu bitwy zdrada staje się czymś naturalnym.
Okazuje się zv.rykłym, nie obciążonym moralnie posunięciem taktycznym.
Poemat Bogumiła Aspisa Sen odrodzenia także opowiada o chwili próby
i klęski. Tutaj wszakże czas próby nastaje po w alce i ulega alegorycznej fabu­
laryzacji. Ta zaś ujawnia daleko posuniętą odwracalność wartości. Odrodzenie,
odzyskanie wartości poprzez sztukę jest możliwe. Możliwe
-
tak, tylko czy
prawdziwe, skoro w chwili stanowczej okazuje się, że jest to dopiero i zale­
dwie sen odrodzenia? Ja liryczne poematu poddaje się przymusowi nieustają­
cego oceniania świata. T ymczasem w punkcie kulminacyjnym narracji alego­
rycznie przedstawiona Sztuka tłumaczy
mu,
że dane są nam jedynie oceny
jący"
- do wczesnego Wladyslawa Broniewskiego z Wiatraków (1925). W Pochodzie na przy­
klad czytamy: „Trotuarów wyscWe gardziele pożerały kapiące gorąco, I[ ... ] /Tłum nadchodził.
Tłum w niebo urastał. Parł. Łokciami ulice roztrącał. I Uciekały, dzwoniły tramwaje. Sztywno,
rzędem, za gmachem si.edl gmach. I[ ...]/W czaszkach rosły kopuły bazylik, [.. . ]/Piersi nagie
- ryczące bateńe,
rozpalone wybuchów obłędem. I Piefai w krew owinięte jak w s ztandar.
Sztandar w płomień zatknięty i w dym. I [ . .. ] Pęczniał wulka n serc dygocących, głów płoną­
cych, pięści i nóg" rył. Br on iew ski, Wiersze i poematy, Warszawa 1966, s. 16-17). Por. też
T. Peiper, Komivn, dowcip, metafora, w: tegoż Pisma:. Tędy (1930), opr. S. Jaworski, T. Pod­
oska, Kraków 1972, s. 302-306. Takie: J. Sławiński, Koncepcjaj(zyka poetyckiego Awangardy
Krakowskiej, Wrocław 1965, s. 76-80.
14P. Chmielowski, 'Zarys literatury polskiej z ostatnich lat .szesnastu, Wilno
1881,
s.
179.
Marian Płachecki
34
podmiotowe, nieuchronnie skażone partykularyzmem podmiotowego i n telektu .
W skali ·globu obj�tego harmonią miłości, a nie rozumu, oceny te uległyby
odwróceniu. Ku niejakiemu zaskoczeniu czytelnika, w poemacie Aspisa akty­
został przedstawiony jako chorobliwe uroszczenie rozumu. Przeciwsta­
wia się aktywizmowi - miłość. Ta, miast szukać dobra, poprzestaje na osła­
nianiu od zła. Darzy: pieszczotą, bliskością fizyczną, zmysłową współobecnością.
wizm
I obróc iwszy się cu moja Pani
Ku
mni e raz pierwszy dopi ero, - s tan ęła.
Potem s kroń moję nagle przygarnęła
Do s wojej, jasną twarz z łożył a na niej
I rzekła wr esz cie: „Teraz w ręce moje,
Śmi ał y żeglarz u! - na pierś ! - pod pieszcz oty!
-
15
Nie całkiem bez racji Aspis bywał oskarżany o pornografię !
Inną ciekawą własnością Aspiso we go świata jest bardzo dekadencki skąd­
inąd sensualizm samowiedzy. Myślenie ujmuje się tu jako proces mó z g 0 wy,
na swój sposób materialny, a nie po prostu świadomościowy. ,)a - syn materii,
skuty jej łańcuchem, I Płód wyrobiony na zmysłów warsztacie!"16 Tak pr ez.en
tuje siebie bohater liryczny Aspisa.
Myślenie daje się swemu podmiotowi fizjologicznie odczuwać. Ono samo
podlega sądom sprawozdawczym na równi z wrażeniami czysto z mysłowymi
W Śnie Odrodzenia - będącym również Boską Komedią, a po trosze i Faustem
Bogumila Aspisa - praca umysłu, doświadczenie wewnętrz ne, także doświad­
czania siebie samego, ulega z miejsca odruchowej narratywizacji, rozwijając
się w rozrz u tni e bogatą sensualnie scenerię i w dramatycznie spiętrzone zda­
­
.
rzenie:
Tak mar om d any na pas twę i nudzie,
Suc hem zi ewan iem wykr z y w iając usta,
Po m orzu c ieni płynąc jak łódź
pusta,
Zagrzązłein w końc u cał y w błocie - w br udzie
Aż pełznąc, gd zie mnie dalej zmor a wlekł a
[ ... )
Stanąłem nagłe u jas nych
Następuje
wrót
-
Piekła!
17
scena, o której nie sposób powiedzieć, czy dzieje się w ś wiecie
w wewn ętrz nym czy też w jakimś trudnym do nazwania
zewnętrz nym, czy
,
15 B. Aspis, Sen Odrodunia, Warszawa 1869,
16Tamże,
s. 13.
17Tamże, s. 11.
s.
25.
35
Dekadentyzm południa wieku
mentalnym świecie wyobrażonym, rozpostartym gdzieś pomiędzy tam ty mi
dwoma:
Tam widma jakie ś, marzeń Fau s ta godne,
W dziwnych podskokach biegając dokoła,
Blade o głazy rozbijały czoła,
Gryząc się wzajem jak hieny głodne.
Trujące miazrny, co rudemi plamkami
W m głach tych się rojąc, niby osy krwawe,
Szczypały mózg mi, -·sprawiając w nim wrzawę,
Żem, zda się, brzęk ich rozróżniał uszami18.
W roku 1869 wiedzieć to, czy choćby widzieć, było nie sposób. Lecz dziś
we fragmentach takich pobrzmiewają odległe przedwczesne pogłosy fascynacji
o poko lenie późniejszych. Bo przecież ,,rozróżnić uszami" można tu echa za­
powiadawcze i dekadenckiego satanizmu
i
,
heretyckich pokus ku g nozie,
i modernistycznego estetyzmu podszytego adoracją zła, błędu i cierpienia.
mroków nocy protosata­
protoestetyzmu. Nie wspominając już o dotkliwym
Echa zapowiadawcze jakiegoś wykluwającego się z
nizmu, jakiej ś protognozy i
i mającym się nasilać w idącym d wud zieste
-
czy dwudziestopięcioleciu do­
mowy potocznej, tej używanej przez innych i s łużącej, z da­
łoby się, do po rozumiewania się z innymi. Odwaga wyobraźni prócz innych
zadań karkołomny ch ma również ów deficyt mowy przełamać.
znaniu ułomności
,
,
Uwierzcie tylko, że są wśród was bogi,
Którym wy nieraz darmo się kłaniacie,
[ ...)
Że nie
to wielkie, co przez was wzniesione,
I nie to małe,
co
prze z was wyklęte;
Choć nawet głosem Proroków stwie r dzo ne !
Że często
[ .. J
błąd was wart wła śni e - ołtarza,
.
Racx.ćj, że wszystko co jest w tym tu §wiecie:
Lachman i
-
tiara, występki i - cnoty,
By być, czem wasze je zowią szwargoty,
Muszą poczekać na co_. wy nie wiecie! ...
I że to pi e k I o,
co
mi się wyśniJo,
S łyszycie'! piekło! - tego piekła nie ma. .
.
Bo Bóg rząd nad światem trzyma,
I co jest tutaj, on chce sam, by było.
18Tamże,
s.
18.
Marian Płachecki
36
Śmiejcie się! rzućcie na mnie ka m i enie m !
Ba! - ja wam jeszcze po wiem spod kamieni,
[.. . ]
I, że choć duch mój darmo wśród was szuka
B rata dla s iebie ; - kocham was jednako...
Ot! bo miłością natchnęła mnie taką
Pani
s n u mego
odrodzenia
-
Sztukall19
Tak skończył się Sen Odrodzenia. Poem at Sulamita Aspisa, w metafo1yce
swej - bo nie w fabule - stylizowany n a Pieśń nad pieśniami, otwiera scena
ucieczki poety z krainy nocy w góry Libanu20• Tam też poznajemy historię
pięknej i wiernej Sulamity. Kwestią dla historii tej centralną jest przeciwsta­
wienie władzy i wierności. Gdy wymagania władzy popadają w sprzeczność
z nakazem międzyludzkiej wierności, także m iło snej, jedynym efektem być
może wzajemny paraliż w ykluczających się powinności. Salomon daremnie
próbuje pozyskać uczucie Sulainity. Ubolewa: człowiek tyle m oże czuć, a tak
mało z tego, co czuj e , może mieć. Tak. mało może pod d a ć swej władzy. Ani
on, ani autor, ani wreszcie czytelnik poematu oprzeć się nie mogą przeświad­
czeniu o tymczasowości uczestnictwa społecznego, o warunkowości wszelkiej
społecznej afiliacji. Postawa otwarcia n a In nego, odczuwania jego czy jej od­
mienności, niweczy szansę posiadania drugiej osoby, zarówno w sensie fizy­
cznym, jak i w sensie trwałości więzi, zatem wierności. Albo nim/nią (ale
zwłaszcza nią, zapewne) władasz, albo ją tracisz.
Poemat Bogumiła Aspisa o walce płci ma przy tym wysoce parnasistowski
charakter. Regularna r)".tmika i klasycystyczna stylizacja na swój własny bez­
silny sposób obrazują przewagę władzy n ad szałem.
W Odgłosach z gór (1871) Fel icja na Faleńskiego mamy tę samą negację
sytuacji zastanej , tę samą reakcję ucieczki po dmiotu w świat inny; tym razem
w świat gór. Pełne uroku trwanie gór w hannonii ukazuje się tu jako „niemą
rozmowę", potencjalnie przeciwstawianą zgiełkowi mowy publicznej. Milcze­
nie, nie słowo, poświadcza rzeczywistość więzi. Więzi, dodać trzeba koniecz­
nie, pod n i e ob e c n ość łudzi; będącej zatem nie tyle akceptacją innych, ile
ostateczną zgodą na świat zastygły w swej niewzruszonej to żsamości.
A
góry
W
swych śniegów
w niemej rozmowie,
Niby milczący świadkowie,
biel.i,
19Tamże, s. 34-36.
208. Aspis,
Sulamita. Pieśni wschodnie,
Warszawa IS74.
Dekadentyzm południa
Stoją
37
wieku
u doli n kobierca!
Bo nawet z niebios anieli
Czemu by świadczyć nie mieli
Tej zgodzie serca?21
Świat zastygły, nie - statyc zny. Świat zastygły w ostatniej niemej chwili
ist nienia
.
Stosami kości tych olbrzymów na dnie
Spisan e krwawe ich dzieje.
Od zgrozy
rosa co się tam przekradnie,
,
W zdrętwi al e Izy kamienieje22•
w
Faleński
sposób prekursorski wobec znacznie późniejszych wierszy Ka­
zi mierza Tetmajera poddaje es tetyzacji stany lękowe23. Ta skała, tam oto„ !
Ona przecież lada moment runie! Nie bacząc na to tuż pod nią spokoj nie za­
siada hoża góralka
czy raczej zasadza ją t am wyobraźnia poety i groza
-
-
...
się nie spełnia.
To znowu raz wbiegłaś na łące
Między dziewczęta tańczące.
Niby ob loc zki tęczowe
Wstążki ci wieją n ad głowę,
A wlosy światłem oplyną
Białe ramiona.
I pod twą stopą w tej chwili
Trawka się nawet się schyli .
Czyś ty góralka, dziewczyno?
..
Czy dziwożona?
24
Estetyzacji lęku towar zyszą w cyklu Faleńsk.iego intensywne doman ia za­
chwytu, aprobaty, i dentyfi kacji z
mi ej scem
- z naturą. Tym sposobem estety­
zacja przechodzi niepostrzeżenie w postawę, którą naz wać by można ekstazą
doznawania25• Wszelkie doznanie, przekonuje poeta w swym górskim cyklu,
jest czymś wartościowym. Bo jest doznawaniem właśnie; życ i em
21
tegoż, Wyb6r utworów, opr. M. Grzędzie Iska, Wrocław
tamże, s. 8 1.
Kalatówka; U 7.awratu, tami.e , s. 79-80, 85-86.
F. Faleń ski, Z rana,
22Tegoż,
23 Zob.
w:
Na Mag11ru,
tegoż,
24Tegoż, W Zakopanem(/), tamże, s. 76-77.
llZob. t eg oż Na Gubałówce; Na łące, tami.e,
,
s. 7 7-79 , 84-85.
bezprzed1971, s. 75.
Marian Płachecki
38
mioto wym, ży c ie m
uwoln iony m
już - od nagłych porywów.
Jeśli
od pra ktyc zny c h zobowiązań26• A zw łaszcza
więc tylko
uda sil( we właściwym kontekście
rozpoznać oczy wi ste skądinąd nawiązania poety do percepcjonistycznego, sku­
p i o nego na zmy s łow ej ag resji świata, estetyzmu Juliusza Słow ac kieg o , przyj ­
dzie docenić rację Piotra Chmielowskiego recenzującego inną rzecz Felicyana.
P is z ąc o „sercu p.
Faleń s kiego",
poety, stwierdzał:
Dziś natomiast pozostały tylko żużle - szare, bezdźwięczne, sypiące się
w proch, którym oddychać piersiom młodzieńczym - niepodobna27 •
Chmielo \'.'Sk i tym
razem
okazał n i emałą czułość ucha. Bo też trzeba jej
by ło n iemało, a by w Fal e ńs kiego „wód kryszta ł ac h rozsrebrzonych" dostrzec
zalegaj ące
u
dna
„szare, bezdźwięczne,
sypiąc e
się w proch"
wypal one
żużle.
Przypomną datę metryk al n ą cytowanych słów: rok 1 870.
.
Pora wreszcie zająć się postacią najciekawszą w s z ki c o w.anej tu
wie. Julian Kaliszewski równoleg le z ka mpa n i ą
tłumaczył
w naj lepsze (i z kompe ten cj ą w
g ors zą
perspekty­
stołecznych progresywistów
kwestiach me tru m , młodym raczej
od tej Felicjana Fa leński ego ) pieśni
mił osne Horacego
w łasny koszt Szkice,
zebrane n a s tęp n ie w dwa tomy, opublikowane w Wars za w ie w latach 1 8681870 i 1882-1885. Jeden z tych szkiców, Niedoszły literat. Fotografia z tycia
antypodów, okre śl any jako paszkwil na Adama Wiślickiego i stosunki
w „Przeglądzie Tygodn iowym", był współcześn i e bardzo g łośny. Wszystkie
kolejne z decydo wan i e p rzekra czały hi s toryczn e granice rozumiejącej a kcepta ­
cji tekstu dla ówc zesnej p ubl icznośc i. Jak można mniemać, za sprawą osiąga­
nego przez autora i będącego znakiem firmowym jego p i óra, idea lnego amal­
ga mat u dyskursu refleksyjnego z narracj ą. Był Kaliszewski zaiste po st ac i ą28 .
obcych, nie
( 1 8 7 1 ). W yd aw ał
też
seryj nie w małych
poszyt ac h
i na
26
Por. tegoż, W lesie, tamże, s. 87: „Nad potokiem siedzę sobie. I W strony obie I Drzew
szumiąca ze omą rzesza. I W wód kryształy rozsrebrwne I Wzrokiem tonę I I świat w oczach
mi się mięsza". Ów izol acjoni zm wyobraźni wobec �wi ata bieżącego przybierać mógł posiać
nie ty l ko pietystyczną, lecz również motoryczną - przywodzącą na my�I balladę Leśmianowską.
Bliższe omówienie tej kwestii zostawiając na inną okazję, wspomnę tylko, że o „dzi wożonie",
i to w wysokogórskich realiach, pisał także A leksande r Michaux w w ierszu Dziwoio11a. Poda­
nie karpackie. (w: tegoż, Poelje, Warszawa 1884).
[rec.:] F . Faleński, Pod Kannami, „Przegląd Tygodniowy" 1 870, nr 19.
28 Infonnacje biograficzne przynosi artykuł Dobrosławy Świerczyńskiej Julian Kaliszewski pisarz zapomniany, „Pamiętnik Literacki" 1 986 z. 4. Podczas wspomnianej se sji IBL PAN w r.
21 P. Chmielowski,
1984 Dobrosława Świerczyńska po wygłoszeniu przez autora tekst u niniejszego uzupełniła kilka
podanych w nim szczegółów o ubiorze i pog l ądach Kaliszewskiego obszerniejszą informacją
na temat biografliyisarza. W r. 1 986 ni e był już K li n ,pisarzem zapomnianym", skoro - o czym
Swie rczyń ska w swoim tekście (s. 1 74) - zostal przez Płacheckiego i przez
nią zre sztą publicznie przypomniany i w zasługach swych uhonorowany, a przedtem pisali
o nim m. i n . J. W. Gomulicki (Z galerii warsz.awskich oryginałów. Klin, „Stolica" 1960, nr 13)
wspomina sama
39
Dekadentyzm południa wieku
Wywierał „ n a nas młodszych"
- Walery Przyborowski,
- pisał do m n iema ny autor Starej
i
młodej prasy
[ . .. ) pewne wrażenie swymi mowami
1 posępnym pesymi zmem , z jakim się
ogóle na ludzi, a w szczególności na swój kraj i swych rodaków.
Całe społeczeństwo polskie było dlań gromadą głupców zatęchłych w przeko­
naniach średniowiec zn ych , kraj pustynią i barbarzyństwem29 •
patrzył w
Julian Kaliszewski naprawdę wywierał na ludziach silne wraże n ie, powta­
rzał Eksdz ie nnikarz :
Ponieważ był już człowiekiem starszym nieco, po n ieważ zdradzał niezwykły
rozum i wyksz.talcenie, ponieważ znal wybornie ł ac inę i zwiedził trochę Euro­
pę, a nade wszystko był w stosunku do nas bogatym, więc słowa jego, powt a­
rzam wywierały silne wrażenie. Chętnie doń chodziliśmy na ulicę Bednarską,
gdz i e mia! dom, a właściwie dzierżawił go od swej rodziny. W dwóch pokoi­
kach mieszkał, z kt ó ry ch jeden, dość elegancko umeblowany, miał na ścianach
zawieszone obrazy n agich kobiet, a w kącie bielał posąg Wenery Kal li p i gi .
Tutaj to, przy papierosach, ubrany w pantofle tureckie i fez, Klin roztaczał
przed nami swe poglądy pesymistyczne i melancholijne. Nie znając go, sądzić
by można było, że to człowiek wyziębiony, sybaryta i rozpustnik. Tymczasem
była to najpoczciwsza dusza, ale zatruta jadem zwątpienia, jadem, którego mia­
zmaty w tej_ smutnej dobie unosiły się niejako w powietrzu i truły wszystkie
serca lepsze, umysły podnio§lejsze. Był to zresztą naturalny wynik wielkiego
n atężenia muskułów i nerwów [domyślnie: w dobie powstaniowej - M. P.), po
której koniecznie musiało nastąpić omdlenie. Trzeba było niemałego hartu du­
cha, by wśród niezdrowej drzemki samemu nie zasnąć30•
Przytoczony frag ment jest świadectwem niezwykle istotnym. Pokazuje, że
postawy obycz ajowe, które byśmy radzi przesuwali o dwadz ieśc ia lat później
.
- i do Krakowa, doda m - z najdowały po świadczenie w pozytywistycznej Wari A. Mari anow icz (Zapomniany satyryk polski, Julian Kalisuwski 1845-1909, ,,Szpilki" 1 983,
nr 1 5).
29 [Walery Przyborowski], Stara i młoda prasa. Przyczynek do historii literatury ojczystej I 866
1872. Kartki u wspomnień Eksdziennilcaroz, Petersburg 1 897, s. 35. Ksi ążkę tę, wydaną po
-
pierwszy bezimiennie w roku 1 897 i tradycyjnie przypisywaną Waleremu Przyborowskie·
przygotowała do reedycji i opatrzyła Posłowiem Dobrosława Świerczy ńska w roku 1998·
(w Wydawnictwie IBL PAN), uznając za autora. .. Juliana Kaliszewskiego. Zdaniem piszącego,
atrybucja ta nie wytrzymuje krytyki. Nawiasem: w przypi sie do Posłowia (s. 189) autorka,
wymieniając tekst niniejszy, datuje go już na rok 1992, kiedy ukazala się praca zbiorowa Li­
teratura południa wieku, nie zaś na rok 1984, kiedy odbyla się sama konferencja. Zdezorientowany czyteląij. reedycji może więc odnieść wrażenie , iż Kli o istoroie pozostawał „pisarzem
z.apomnianym'J;' tj . daty publikacji w „Pamię tniku Literackim" artykułu Dobrosławy Świerczyń- Y �o
raz
mu,
.r1
s kiej Julian Kaliszewski - pisarz mpomniany.
30[W. Przyborowski ], Stara i młoda prasa... , s. 38-39.
�
C
'J "8
JO
Marian Plachecki
40
szawie roku
1868 czy 1869. Wyjaśn ia też źród ło tych postaw: postyczniową
światów trzecich,
zapaść i próby wyjścia z niej do świata trzeciego czy też
radykalnie innych i od tamtego, zdruzgotanego, i
od
tego, ratowanego po ka­
wałku, z dnia na dzień, sprowadzonego do wypranej z wszelkich wartości bie­
ganiny wokół najprostszych żądań ciała i dzieci.
Lektura szkiców Kaliszewskiego
wy
sta wia nas co chwila na sztych coraz
to nowych zaskoczeń. Relacje pomiędzy wartośc iami takimi, jak wiedza, spo­
łeczeńmvo, działanie, tutaj przybierają rozkład zupełnie inny, aniżeli w świa­
topoglądach pozytywi stycznym czy konserwatywnym.
Mały przykład. Gdy Kaliszewski
mówi
w szkicu U drogowskazu o a pat i i 31
- a jest to jeden z u l u bionych wątków fi l ipik arywi stycmej prasy pozytywi­
stów - nie tłumaczy j ej cielTUlotą tłumu czy ogół u . Przeciwnie, wiąże społeczną
bierność z pewną zasadniczą niemożnością poznawczą, wspólną ogółowi i e l i ­
cie, a wobec tego będącą n iezbywalnym komponentem współistnienia s połecz­
nego.
to typ rzeczywiście uderzający; ale dla tych, którzy mając oczy, chcą wi­
w spokoju fl egmą i po­
słuszeństwem, a podrażniona, jak każde inne bydlę, krwiożerczą wściekłością
i zaciętym, piekielnym uporem. Ogół ten typ wyrażający w spokoju podobny
do grząskiego, szarego, smrodliwego biota, wzruszony, do piachów Sahary ni­
1
welujących i niszczących wszystko > . I co pow iesz ? my wiedząc o tych roz­
szalałyc h za sy pac h, które za lada podmuchem (jak tego mieliśmy już parę pró­
bek u siebie) przyjaznym, u kry ty m w jego wnętrzu n a m iętnośc i om , gotowe się
wzruszyć i podnieść, obojętnie jedn ak zn osimy istnienie tej cuchnącej w spokoju kaluży ...
Jest
dzieć. Jednostka go przedstawiająca charakteryzuje s ię
·
n Piszący te słowa nie przypuszczał, że już w d . 25-27 Xll 1 8 8 1
zajś cia motłochu
r. ohydne
warszawskiego z Żydami sprawdzą te wyrazy. 1 8 8 1 r.32
Inny przykład. Wiadomo, jak ważna dla pozytywisty byla weryfikowalność
wiedzy, jej kontak t - poprzez doświadczenie - z rzeczywistością. Tymczasem,
zdaniem Klina, w iedza daje tylko tymczasowy (i skonwencjonalizowany !) ob­
raz świata33• Jest pożyteczna,
bo owszem, zapobiega, jak pisze, „gorszemu
3 1 Klin [J. Kaliszewski ], Szkice. Część Il, Warszawa 1 884,
32
s.
28.
Tegoż, Sz:kice. Część Il.„ . s. I l-12. Zob. też tegoż, Na lrosw. Z notatek bałamuta, w: S;,kice.
Cv:ść I, War szawa 1 868, s. 24-26. Do agresyw'llej metaforyki zwierzęcej mia! wrócić w swych
filipikach antymieszczańskich o ćwierćwiecze ;>óźniejszych - i z gorszym, raczej żenującym
dziS skutkiem - Wacław Nałkowski. Por. W. Nalkowski, Forpoczty ewolucji psychicmej i tro­
glodyci, w: W. Nałkowski, M. Komornicka. Forpoczty, Lwów 1 895.
33
Por. tegoż Z trylogii iycia , Sz:kice. Czę!ć /... , s. 202-203.
Dekadentyzm południa wieku
złu"34. Jest colerowalna
orga.n izacji społecznej.
i
41
o tyle potrzebna. Daje pewne n iezbędne minimum
Jeśli Kaliszewski skłonny jest mówić o pozytywizmie aprobatywnie, to ma­
jąc na myśli dosyć osobliwy pozytywizm bez indukcji35• Protagonista
Svaców,
Eksliterat, wyznaje:
[„.) indukcja bow ie m
dla
ogółu to prawdzi wa klapa bezpieczeństwa, kaganiec
na zbyt porywcze i płoche jego sądy; ja przeciwnie, z żalem
ci
się przyznam,
iż zapadam czasem na dedukcj ą i mam do niej jakowąś słabość. Cóż chcesz?
Ciągle mi się roi po głowie, że sama i ciągła tylko indukcja, tak programowana
dzisiaj,
to jejmość
znosząca cegłę i z wysiłkiem klepiąca nędzną
chałupę, a de­
dukcja choćby i nieco n ieci erpl i wa i niezbyt oglądająca się na ilość materiału,
to niby
artystyczny rzut oka mistrza i twórczy pogląd
na calość36•
Pozytywizm, któryby wszystkie zdania sprawozdawcze traktował równo­
rzędnie, a każdą hipotezę rozważał równie bezstronnie, bo poza łańcuc hem
i n dukcji - s pełniony pozytywizm ów - obróciłby się
e ksperymentującego, gotowego stawiać świat
świadczeniem37.
w
rodzaj krytycyzmu
od nowa z każdym kolejnym do­
Taka wizja rzeczy społecznych i spraw u mysłu musi oczywiście rzutować
na widzenie relacj i między jednostką a działaniem zbiorowym. Działanie owo
przedstawia się Klinowi również, trochę podobnie do wiedzy, jako całość sko­
ord y n owana
w
stopniu zaledwie wystarczającym Trzeba podejmować działal­
ność, i to byle jaką działalność, a potem ciągnąć ją, bowiem każda postać
aktywności lepsza jest, a niżeli bezczynność - i to jest jedyna formuła moty ­
wacyjna, jaką nakaz aktywności można opatrzyć.
Autorytet społeczny? Ma go Kaliszewski za prosty skutek przypadkowej
koincydencji opinii wygłoszonej publicznie przez jednostkę także dość przy­
padkową - z pewną prze lotną modą zbiorową. Jeśli zgodność taka zachodzi,
jednostkę tę darzy
34
się odtąd autorytetem38.
Tegoż, SV.ice. Część Il... , s. 148.
35 Tamże,
s.
36TlllllU , s.
152.
4-5.
37 Nie chcę l}'Zykować - choć kusi - przypuszczenia, iż tak w polszczytnie rodzi się ttadycja
fenomenologii, mająca kiedyś poprzez Avenariusa i Husserla, doprowadzić„ zaskoczonego wę­
drowca do pism Romana Ingardena. W każdym razie problematyka Lebenswelt, �ata prze­
tywanego", zatem międzyludzkiej rzeczywistości znaczącej, z pewno.kią nie byłaby Kalisze­
wskiemu obca Gdyby, rzecz jasna, o lat kilkanaście lub więcej nie wyprzedzał w swych szki­
cach jej pierwszych zawiązków. Por. z. K rasnodęb ski , K. Nellcn, Świat pnetywany. Feoome­
nologia i nauki spolecvie, Warszawa 1993.
38 Klin [J. Kaliszewski], Si.kice. CZ(ść / , s. 169, 1 83.
...
Marian Płachecki
42
·
z
Kiedy
Kal iszews k i
mówi
o samowiedzy, będącej
skąd in ąd i jednym
głównych haseł epoki, i terminem kl uczowym dla samego Klina, to okazuje
się ona w yłączn ie c iągłością czucia. Jeśli odczuwanie tr w a , w ówc zas wrażen ia
kolej ne stają się wzaj emn ie i z w ro tnie swoimi bodźc a mi , umożliwiając zaist­
nienie samowiedzy, przez ni ą zaś i samej podmiotowośc i.
Jeżel i teraz samowiedza jest s tał ym
,
ciągle funkcjonującym uczuciem. to wie­
dza, czyli pamięć człowiecza (przypuśćmy, że ty l ko człowiecza), będzie niejako
zsiadłą, skrystalizowaną i już nie zmieniającą się samowiedzą powstałą, jak
mówiłem z pierwotnych poczuć c h w i lowyc h . Inaczej : czucie, uczuci e, samo­
wiedza i pamięć, czyli wiedza, jest to jedna i taż sama sila w ni ejedny m mo­
39
.
m encie czasu i miejscu
Różn ica między z wątpien ie m
w
ład ś wi a ta , jakie zazn ac za się w twórczości
p oetów tu w spomi nan ych a sceptycyzmem Kaliszewskiego pol ega na tym, że
,
dla n ieg o sceptycy zm nie staj e się bynaj mn iej prz es łan k ą desperacj i. Tym, co
wątp iące mu pozos taje i Bogu d zię ki, jest zwierzęcość spontaniczności. Zwie­
,
rzę nie je st dobre ani złe. Jest sobą.
W sposób równie spontaniczny człowiek
winien odda ć się - życ i u Powiedzieć by można: aha, naturalizm. Jeśli nawet,
.
to nat ura l izm uwolni ony od determinizmu, na tural izm s pon tan icznośc i egzy
,
­
stencj i n i e u s tan n ie zawiązującej się na nowo w rzeczy w i stości radykalni e nie­
c iągłej . Zasa dniej można by mówić o dzi wacznyc h upl ątanych w residua ra­
,
cj ona lizm u krytycznego, i przedwc zesnych wersjach protonietzscheanizmu, tu­
dzież protobergsonizmu. Gdyby trwać przy kwalifikowaniu postawy Kalisze­
w skiego jako „dekadentyz1pu połowy wieku'', to dodać by trzeba, że jes t to
-
zagubi ona p óźn iej - wersja wy soce eklektyczna, tyleż ka rtezja ńs ka i ł ac iń sk a
czy frankofońska, i l e ge rmańs ka północna, n a ogół przew ażaj ąca w dekaden­
,
tyzmie zmierzchu.
Kal iszew s k i nie wahałby się, po której stronie stanąć w sporach modern i­
stów o d y fu zję w rzeczach literatury: zamykać się czy otw ierać na E u ropę na
,
literaturę eu ropejską? W sporze tym, jak we ws zyst kich , Kal iszewski stan ąłby
po stronie - trzeciej . Wiktor Gomulicki w poświęconej Klinowi humoresce
Pan Nulski na przechadzce ( 1893) tak odtwarzał jedną z rozmów:
- Jakże tam pańskie studia nad n aszym i pisarzami? Pogodziły pana z literaturą
po l sk ą ?
- Przekonaly mnie, że literatury polskiej wcale nie ma.
39 Tarnże, s. 1 9. Sądów podobnych nie umiem pogodzić z etykietą ,.racjonalisty" przypisaną
Kaliszewskiemu przez G. Borkowską. SV<ice. Cz(ŚĆ /... , s. 1 � 1 9 1 .
43
Dekadentyzm południa wieku
- Jak to? ... żartuj e pan chyba . . . L iteratury polskiej nie ma? A gdzież by s ię
podziała?
- Nigdy jej nie było. Była tylko i
jest
literatura obca. powtarzana, a często
koszławiona wyrazami polskimi. Było tylko i jest pap uz ie powtarzanie sło w i­
czego śpiewu, zastępować mające śpiew prawdziwego słow i ka ...
- Nie rozumiem, dalibóg, nie rozumiem!
- Gdybyś pan sięgał do źródła, czytał wszystko i porówna ł. . . zrozumiałbyś.
- Wszakże mamy Kochanowskiego?
- Który p rzerabi ał i parafrazował Biblię, Horacego, Petrarkę i Ronsarda .
- A n a wskroś polski Wizerunek Reja?
- Przetłumaczony z Pali ngeni usza40.
W esejach
Kaliszewskiego natknąć się można nie tylko na
dialog z Profe­
sorem Pimką. Również - na hipotezę Sapira-Whorfa: współrzędne porządku­
i tę wyznawaną przez Hotentotów mającą
w parametrach odpowiednich języków - i mózgów:
jące wizję świata hrur.anuela Kanta
swój substrat
[.„]
każdy język jest proporcjonalny do szerokości i głębokości mózgów nim
się posługujących i można
w
nim to wszystko wypowiedzieć, co właśnie te
mózgi pojąć są zdolne; a ni ko m u przecie nie przy jdzi e do głowy Krytykę np.
41
czystego rozumu wykładać po hotentocku .
Ten rodzaj antypopulistycznego relatywizmu był wówczas również dość
niezwykły.
Kaliszewski poglądów swoich nie wypowiadał sposobem czysto dysk;ur­
sywnym. Jego szkice niewiele mają wspólnego z tokiem wykładu. Przeciwnie,
jak wspomniałem, przybieraj ą postać l iteracką stapiającą całkowicie narrację
z formą esei styczną. Efekt najmocniejszy może uzyskał autor w te kśc ie zaty­
t ułowanym Nu/42• Otwierający szkic ów obraz robaczka absurdalnie w<;drują­
Ćego po rozłożonej książce j ako żywo przypomina słynny fragment Dziennika
Gombrowicza. Bo też w polskiej prozie analogii do poetyki Klina próżno by
szukać przed Gombrowiczem czy Miesiącami Kazimierza Brandysa.
Tego rodzaju nagłych zbieżności z autorami znacznie późniejszymi spotkać
można u Kaliszewskiego całkiem sporo. Tym łacniej zapewne, iż nieciągłość
staje się wręcz manierą rozwijania własnego tekstu. Całkiem świadomie Klin
dąży do narracji posłusznej potokowi myślenia.. ,,asocjacji idei", jak pisze.
Cóż zatem począć z tak wytyczanym nurtem dekadentyzmu południa wieku?
Nurtem oczywiście zasługującym na ogląd bliższy. aniżeli tu sygnalizowany.
4° Cyt
41
42
z.a: J. W. Go m ulicki , Ciury, s. 70.
Klin [J. Kaliszewski], Szl<ice. C�fć li... , s. 24.
Tegoi., Szkice. Cześć L. , s. 1 1 1-1 12.
Marian Płachecki
44
Nie śmiem twierdzić, jakoby była
to tendencj a
w
jakimkol wiek serio se nsie
prekursorska wobec dekadentyzmu Młodej Polski Wartość wskazanych zja­
j a k iej pol­
- bo nie tylko L iterac i czy dzienn ikarze - wówczas pozostawała
Wspólne wszystkim wymien io nym au torom jest to, że jak jeden odmawiają
.
sfomośc i Wycofują si ę z ła d u ponadjednostkowego. Przechodzą na trwanie
n iec i ągłe, nie bez reszty p rzyto mne i w tradycyj n ym sensie uważnego, ak tyw ­
nego uczestnictwa w świecie bieżącym, i we współczesnym sensie n ieza k łó­
conej poczyta l noś ci Cz ują się skazani na ryzyko egzystencji nieciągłej, prze­
rzucanej resztką sił bądź kaprysem wyobraźn i od momentu do chwili, spełnia­
nej w ekscesach ś wiadomośc i .
Można by sądz ić, że jest im w takim razie b l i ska fascynacja teraźniejszoś­
cią, której tak wiele w pismach pozytywistycznego „obozu młodych Boć
przecie cały spór młodych ze s tary mi , całą tę zażartą i n ieelegancką walkę
pokoleń trzeba by opisywać j ako walkę o rynek - rynek kon s ume nta - pomię­
dzy dwoma modela mi c za so p is ma reprezentowanymi przez „Kurier Warsza­
wski" i ,,Przegląd Tygodniowy". Ten ostatni był tyg od n ikiem który chci ał stać
się dziennikiem. Uprawi an a w nim egzaltacja teraźn iej szo ści posuwała się tak
daleko, że tygodnik starał się imitować strategie redakcyjne gazety codz ien nej .
wisk polega zwłaszcza na tym, że oświetlają wyraźn iej sytuację, w
ska i n te l igencj a
.
.
.
.
'.
,
,
Zawsze
przecież
była
to
teraźniejszość
zawczasu
teraźniej szość mobilizowania społeczeńst w a, teraźn iejszość
-
organizowana,
kre owan ia
środo­
teraźn iejszości opierał się na utożsami an i u
posiadania ( k a p i t a ł u , w ł a s n o ś c i ) z pos iad a nie m ( w i e d z y } i po si a
daniem ( k s z t a ł t u j ą c e g o w p ł y w u n a r z e c z y w i s t o ś ć ; pa n o w a ­
n i a n a d s k u t k a m i s w y c h d z i a ł a ń ) . M i e ć dla ludzi tego pokole n i a
znaczyło w ist�ie ty le, ile w iedzieć, a wiedzieć t y l e ile s p r a w i a ć. Ich am­
bicją było Comte ' a, Buckle' a S pence ra .. krótk o : zac hodni scj entyzm pozytyw­
ny - obrócić w walor rynkowy na giełdzie prasy w arszaw s k iej . Stąd brał się
nawyk mierzenia sytuacj i zega rkie m. Stąd przeżywanie braku swobód obywa­
tel skich jako wyciekania kapitału, jako utraty czasu, który w innej sytuacji,
w szczęśliwszym kraju, można by przeznac zyć na mnożen ie dostatków.
Dlatego to tak boleśnie dotknął ich Leonard Sowiński swym sonetem ( !)
Dział pieśni, opublikowanym w brzem ienn ym roku 1 872. „Wiek rozum u daje
poznać Sowiński, jest interesowną kreacją mierzwy umy słowej której jedyn ym
tytułem do lauru jest to, że przetrwała gdy tytanów wyrżnięto. Racjonal izm
zaś to nic więcej jak uty li tarna kalkulacja ludzi spófuionych wobec swego
wi ska. Młodych
i gołych - kult
­
·
,
.
",
,
,
,
czasu.
Dekadentyzm południa wieku
45
przypłac ił całą resztą kariery. Kari ery, której mu
dozwolono.
Pamiętając Leonarda S owiń s ki ego Dział pieśni, warto cofn ąć się do pro­
gramow ej diatryby Chm ielowskieg o który w tym samym roku 1 872 radzil
Sowiński wiersz ten
przez
zajadły
-
resentyment - nie
,
poetom:
Porzućcie, panowie, podni ebn e stropy i z ejdźci e na ziemię pomiędzy pracuj ą­
cych i cierpiących, wesołych i smutnych, zadowolonych i zrozpacronych; stań­
cie się wieszczami tego, co w idzicie i co słyszyci e, a głos wasz umi l i nam
godziny biedy, o prom ieni ciemności... B ądźcie ludźmi takimi, jak my j est eśmy;
nie żądajcie dla siebie przywil ejów; bośc ie przecież ucyw il izowani. Życie spo­
ł eczn e to ni e zaścianek; znajdą się w nim materia.Jy do . szeroki ego po ematu,
j eżeli go ktoś wyśpiewać jeszcze zdoła , znajdz ie się prz edmiot d o satyry, J..1:óra
da wam sposobność wskazać i s t o t n e zło ogólne, a nie niezadowol eni e ind y­
widualne. Praca
na
znajomości,
na dokladnej z najomośc i st osunków oparta ,
będzie prawdziw ie u ż y t ee z n ą43•
Eg zaltacja teraźniejszością w praktykach dziennikarskich ,,Przeglądu Tygo­
dniowego" służyła socjotechnice podtrzymywania opi n ii ożywiania uwagi spo­
,
łecznej .
Animow anie
c zy r eanimowa nie opin i i było dla młodych odpow iedni
­
k iem kultywow3Jl i a tradycji we wrog i m im obozie starych. Bo tamci chcieli
wszystkim, którzy drukowali w „Tygodniku Ilustrowanym" czy w ,,Kłosach",
podtrzymywać pamięć przeszłości, wyzwalać identyfikacj ę z narodowym dzie­
dzictwem. Młodzi
bieżącej;
na
przeciwnie konce ntrowali s ię na św iadomości społecznej
przem ija
,
świadomości chwili, tej co właśnie, tracona
,
.
Wspólna obu pos tawom by ła stawka na życie publ iczne
,
w
życ ie j awne
ś wiecie zniewolonym. Poza wi ado mymi zapaści ami popowstani owy mi poza
,
zniechęceniem do konsp iracji, działał tu również wzgląd inny. Życie publ iczne
,
przy wszystkich ogranic zeniach dawało szanse integracj i społecznej zbierania
,
,
ludzi wokół wspól nych tematów, obrazów, przedmiotów rozmowy. Integracja
owa miała się spełniać praktycznie również poprzez mówienie o tekstac h prze­
w prasie. Niebagatelnym pożyt­
iż owa wy miana pub liczna dawała chwilę ulgi od
c zytanych, litografiach przejrzanych ostatni o
k i em ubocznym było to,
psychomachii prywatnych Zajmowała czas, przesłaniając podmiotowy instynkt
.
śmierci, który
w
mrokach nocy postyczniowej nawiedzał z pewnością umysły
polskiej inteligencji.
43 P. Chmielowski, Utylitaryzm w literaturze (,,Niwa" 1 872,
literackie, opr. H. Markiewicz, Warszawa 1961, t. I , s. 77.
nr
18), w : tegoż Pisma krytycuw·
46
Marian Płachecki
Natomiast we wszystkich tekstach włączających się w nurt dekadentyzmu
południa wieku to właśnie życie publiczne, jeśli w ogóle istnieje, jest piekłem
albo nocą. od których się ucieka; „całkowicie tłumowi obcy, zamknął się w do­
mu, otoczył książkami, chwilą obecną żyć przestal"44• Tak w Ciurach pisze
się o Mironie. Przeciwstawienie to, myślę, rozjaśnia oba skrzydła horyzontu
wyboru, jaki wówczas stanął przed inteligencją45•
44 W. Gomulicki, Ciltry. . . • s. 193.
45 Za
wskiej.
pomocną dłoń w doprowadzeniu tekstu do obecnej postaci dziękuję Magdalenie Rudko­

Podobne dokumenty