miłosierdzie boga w dziełach jego tom ii

Transkrypt

miłosierdzie boga w dziełach jego tom ii
KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO
MIŁOSIERDZIE BOGA
W DZIEŁACH JEGO
TOM II
MĘKA, ŚMIERĆ, ZMARTWYCHWSTANIE
I WNIEBOWSTĄPIENIE
WYDAWNICTWO PALLOTTI
S. A. I. E.
RZYM – PARYŻ – LONDYN
NIHIL OBSTAT
Parisii, d. 8 m. Decembris a. 1961
ALOISIUS MISIAK, S. Th. Mag.
Superior Regionalis S. A. C.
in Gallia
NIHIL OBSTAT
Londini, d. 21 m. Decembris a. 1961
CASIMIRUS SOŁOWIEJ, S. Th. M.
Censor Deputatus
IMPRIMATUR
Londini, d. 21 m. Decembris a. 1961
Msgr. LADISLAUS STANISZEWSKI
Vicarius Delegatus pro Polonis
in Anglia et Cambria
Wydano staraniem Stowarzyszenia Czcicieli Bożego Miłosierdzia w Paryżu.
2
1. MIŁOSIERDZIE BOŻE W TAJEMNICY ODKUPIENIA
„I odkupił nas od nieprzyjaciół naszych, bo
na wieki Miłosierdzie Jego” (Ps. 135, 24).
Wielkie miłosierdzie okazał Bóg przy stworzeniu, wyprowadzając byty z
nicości i powołując je do istnienia: — większe jeszcze — przez podniesienie
istot rozumnych do godności synów Bożych i dziedziców Królestwa Bożego;
ale największe miłosierdzie Boże okazało się dopiero przy Odkupieniu przez
Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie Boga – Człowieka. Grzech bowiem postawił
rodzaj ludzki niżej nicości. Dlatego podniesienie go z tej największej nędzy i
napełnienie nową świętością wymagało największej mocy i potęgi. Toteż
Kościół w liturgii wychwala tę potęgę miłosierną Boga, i w kolekcie na
niedzielę dziesiątą po Zesłaniu Ducha Świętego tak się modli: „Boże, który
wszechmoc swoją objawiasz najbardziej w okazywaniu miłosierdzia i
przebaczaniu”. Chrystus, odkupując ludzi przez Mękę, stał się Pośrednikiem u
Boga. To pośrednictwo obejmuje trzy urzędy: kapłański, nauczycielski i
królewski.
1. Do obowiązku pośrednika należy złączyć i zjednoczyć powaśnionych
(S. T., III, q. 26, a. 1). Chrystus Pan przez połączenie w jednej Osobie natury
boskiej z ludzką stał się Pośrednikiem między obrażonym Bogiem i grzeszną
ludzkością. Stał się pośrednikiem nie w naturze boskiej, ale w ludzkiej w
połączeniu z boską, albowiem w ludzkiej naturze cierpiał i umarł, dokonując
nieskończonego zadośćuczynienia. „Jeden pośrednik między Bogiem i ludźmi,
człowiek Chrystus Jezus, który wydał samego siebie na okup za wielu” (Tym.1,
2, 5). Do pełnego odkupienia ludzi trzeba było nie tylko zadośćuczynienia, ale i
wysłużenia łaski, co uczynił Chrystus jako Arcykapłan.
Chrystus otrzymał kapłaństwo w chwili Wcielenia, ale wykonał je dopiero
na krzyżu, bo wtedy złożył z siebie ofiarę prawdziwą: „Każdy bowiem
najwyższy kapłan ustanawiany jest dla składania ofiar i darów, potrzeba przeto,
aby i ten (Chrystus) miał co ofiarować” (Żyd. 8, 3). A co ofiarował Zbawiciel?
Krew własną. „Nie przez krew kozłów albo cielców, lecz przez własną Krew
wszedł raz do miejsca świętego, dokonawszy wiecznego odkupienia” (Żyd. 9,
12). Uczynił to jedynie z Miłosierdzia swojego zupełnie dobrowolnie, bez
żadnego przymusu, jak mówi Apostoł: „Wydał samego siebie za nas na dar i na
ofiarę, na wonność wdzięczności” (Ef. 5, 2).
3
Sam Zbawiciel podaje nasze odkupienie jako dzieło miłosierdzia Bożego,
gdy mówi: „To jest bowiem Krew moja Nowego Testamentu, która za wielu
wylana będzie na odpuszczenia grzechów” (Mat. 26, 23). „To jest ciało moje,
które za was jest wydane” (Łuk. 22, 19). Pojmuje tedy Jezus swoją śmierć nie
jako czyn bohatera, który za ideały oddał życie, ani jako dany nam przykład,
byśmy byli gotowi nawet śmierć ponieść dla sprawy Bożej, lecz jako miłosierną
za nas ofiarę, jako miłosierny „okup za wielu” (Mat. 20, 28). Celem tej ofiary
było oddać najwyższą cześć Bogu, zadośćuczynić za zniewagę, przebłagać za
grzech i pojednać ludzi z Ojcem Przedwiecznym.
Zadośćuczynienie zastępcze winno być dobrowolne i przez obrażonego
przyjęte. Chrystus wielokrotnie zaznacza, że dobrowolnie idzie na śmierć: „Nikt
mi życia nie odbiera, ale ja oddaję je z własnej woli: mam moc ofiarować je i
mam moc znowu je odzyskać” (Jan 10, 18). Bóg przyjął zastępczą ofiarę
Chrystusa, a nawet z miłosierdzia swego posłał Go, aby swą męką odkupił ludzi:
„Gdy nastała pełność czasów, zesłał Bóg Syna swego powstałego z niewiasty i
podległego Zakonowi, aby tych, którzy byli pod Zakonem, odkupił, żebyśmy i my
dostąpili synostwa” (Gal. 4, 4 – 5). Posłuszeństwo było tylko motywem ofiary
Chrystusa na krzyżu, ale samą ofiarą nie było. Ofiarą była dobrowolna śmierć z
pobudek nieskończonego miłosierdzia.
Chrystus tedy za cenę swego życia wykupił nas z niewoli: „Wydał
samego siebie na okup za wielu” (I Tym. 2, 6), wykupił z niewoli grzechu i
kary, z niewoli szatana i śmierci. Okup oznacza cenę, za którą ktoś z niewoli
bywa wypuszczony. Apostoł przeciwstawiając cenę krwi Chrystusa, za którą
zostaliśmy wykupieni, zapłacie złota i srebra, za które zwyczajnie wykupują
niewolników, poucza, że męka, i śmierć Chrystusa nie była tylko nauką, dobrym
przykładem i czynem bohaterskim, ale rzeczywiście miłosierną zapłatą Bogu za
zniewagę przez grzech mu wyrządzoną: „Nie skazitelnym złotem albo srebrem
zostaliście wyzwoleni z nędznego sposobu życia waszych ojców, ale cenną krwią
Chrystusa, jako niemazanego i niepokalanego Baranka” (I Piotr 1, 18 – 19).
Odkupienie obejmowało nadto pojednanie nas z Bogiem i zasługę.
Chrystus pojednał nas z Bogiem we krwi swojej, jak mówi Apostoł: „Jeśli
bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć
Syna jego, to tym bardziej będąc pojednani, dostąpimy zbawienia przez życie
jego” (Rzym. 5, 10). Tą samą męką najświętszą na drzewie krzyża wysłużył
nam usprawiedliwienie czyli zdobył przez swe cierpienie nieskończony skarb
zasług. Wprawdzie Chrystus od pierwszej chwili swego poczęcia zaczął
zasługiwać, albowiem miał poznanie, płynące z widzenia Boga czyli wlane, jak
również miał wolną wolę, przepełnioną miłością, a więc miał wszystkie warunki
zasługi. Zasługiwał tedy przez całe życie, a szczególnie przez mękę i śmierć
swoją.
Zadośćuczynienie Chrystusa przewyższało
wysłużona
przewyższała
grzech,
ponieważ
4
obrazę Boga, a
zadośćuczynienie
łaska
było
nieskończone. Jedna kropla krwi Chrystusa wystarczyłaby na odkupienie całego
rodzaju ludzkiego. Tymczasem On wylał ją obficie, jakby rzekę jaką.
Zadośćuczynienie zwiększa się w miarę godności osoby zadośćczyniącej, a
godność Osoby Syna Bożego jest nieskończona. Toteż Chrystus zadośćuczynił
za wszystkich ludzi, jak mówi Pismo św.: „Oto Baranek Boży, oto, który gładzi
grzechy świata” (Jan 1, 29). „On jest przebłaganiem za grzechy nasze, i nie
tylko za nasze, ale nawet całego świata” (I Jan 2, 2). Czyli miłosierdzie
odkupienia obejmuje tak szerokie kręgi ludzi, jak szerokie objął grzech
pierworodny.
2. Do pełnego odkupienia trzeba było jeszcze wyzwolić człowieka z
następstw grzechu — oświecić umysł zaćmiony przez grzech i wzmocnić wolę
osłabioną, skierowując ją ku niebu. Uczynił to Chrystus jako Nauczyciel prawdy
i jako Król, ustanawiający prawa. „Proroka im wzbudzę — zapowiada przez
Mojżesza — spośród braci ich, podobnego tobie, i włożę słowa moje w usta
jego, i będzie mówił do nich wszystko, co mu przykażę” (Powt. 18, 18). Sam
Chrystus nazywa siebie Nauczycielem: „Wy mnie nazywacie Mistrzem i Panem,
i dobrze mówicie, bo jestem nim” (Jan 13, 13). Lud nazywa go prorokiem:
„Prorok wielki powstał wśród nas, a Bóg nawiedził lud swój” (Łuk. 7, 16).
Nauka Chrystusa odznaczała się wzniosłością i głębokością, a
jednocześnie prostotą, jasnością i pięknością. Dzięki temu pociągała ona i
zapalała serca słuchaczy, jak wynika ze słów jego uczniów: „Czy serce nasze
nie pałało w nas, gdy mówił w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łuk. 24, 32).
Wszystkie te nadzwyczajne przymioty nauczania Zbawiciela dowodzą Jego
nieskończonego miłosierdzia i wzbudzają jeszcze dzisiaj podziw czytelników,
jak ongiś słuchaczy: „I zdumiewali się nad nauką jego; nauczał ich bowiem jako
ten, który ma władzę” (Mk. 1, 22).
Nauczali i rządzili inni wysłańcy nieba, jak prorocy i patriarchowie, ale
Chrystus Pan w męce swojej uczy przykładem wszystkich cnót i zdobywa swoje
Królestwo: jednym słowem „Jam jest” obala na ziemię uzbrojonych siepaczy,
przyznaje się do tytułu Króla, odpuszcza grzechy łotrowi na krzyżu i umiera,
jako najwyższy ofiarnik i ofiara, jako Arcykapłan, Nauczyciel i Król królów. Tu
się najlepiej ujawniły wszystkie doskonałości Boże, a pośród nich najbardziej
ujawniło się nieskończone m i ł o s i e r d z i e B o g a .
***
Podniosę myśli swoje ku najwyższemu Arcykapłanowi, Nauczycielowi i
Królowi cierpiącemu i umierającemu na krzyżu, zaciągnę dolegliwości swoje w
5
służbę Jego nieskończonego miłosierdzia i złożę Mu w darze cierpienia swoje w
prześladowaniach, potwarzach, chorobie itp.
2. MIŁOSIERNA MOWA POŻEGNALNA PANA JEZUSA
(Zapowiedź upadku Piotra i nowe przykazanie)
„Piotrze nie zapieje dziś kur, aż się trzykroć
zaprzesz, że mnie znasz” (Łuk. 22, 34).
Odprawiwszy ostatnią Wieczerzę Pan Jezus z Apostołami pozostał
jeszcze czas dłuższy w Wieczerniku, gdzie powiedział mowę pożegnalną i
odmówił Arcykapłańską modlitwę. Mowa pożegnalna dzieli się na trzy części.
W pierwszej części Zbawiciel zapowiada rozproszenie się Apostołów i zaparcie
się Piotra oraz daje nowe przykazanie miłości społecznej.
1. W pewnej chwili po Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zwrócił się ze
smutkiem do Apostołów i rzekł im: „Wy wszyscy zgorszycie się ze mnie tej nocy.
Powiedziane jest bowiem: Uderzę pasterza, a rozproszą się owce trzody (Zach.
13, 7). Lecz gdy zmartwychwstanę, wyprzedzę was do Galilei. Odpowiadając
tedy Piotr rzekł do niego: Choćby się wszyscy zgorszyli z ciebie, ja się nigdy nie
zgorszę. Rzekł mu Jezus: Zaprawdę powiadam ci, że tej nocy, pierwej nim kur
zapieje, trzykroć się mnie zaprzesz. Rzekł mu Piotr: Choćby mi też przyszło
umrzeć z tobą, nie zaprę się ciebie. Podobnie mówili wszyscy uczniowie” (Mt.
26, 31 – 35).
Silne wrażenie słów Pana Jezusa odbiło się na wszystkich twarzach, a
szczególnie na twarzy porywczego Piotra. Ale Pan Jezus nie zmienia tonu głosu
i zwracając się wprost do Piotra mówi: „Szymonie, Szymonie, oto szatan
zapragnął, aby was przesiał jako pszenicę, ale ja prosiłem za tobą, aby nie
ustała wiara twoja; ty zaś nawróciwszy się w przyszłości, utwierdzaj braci
twoich” (Ł. 22, 31 – 32). Dzielnemu Piotrowi słowa te nasunęły różne myśli:
skoro ma się nawracać, chyba będzie odstępcą. Ale on do tego nigdy nie
dopuści. Dlatego zapewnia swego Mistrza: „Choćby mi też przyszło umrzeć z
tobą, nie zaprę się ciebie” (Mrk 14, 31).
Pan Jezus nie miał wielkiego zaufania do tych słów. Dlatego upomina
Apostołów, by ufali mu jak dawniej: „Gdym was posyłał bez trzosa i torby
podróżnej i sandałów, czyż nie dostawało wam czego? A oni rzekli: Niczego.
6
Rzekł im tedy: Ale teraz kto ma trzos, niech weźmie także i torbę podróżną, a kto
nie ma, niech sprzeda tunikę swoją, a kupi miecz. Albowiem powiadam wam, że
potrzeba, aby się spełniło na mnie, co napisane jest: I do złoczyńców zaliczony
był (Iz. 53, 11). Bo to, co mnie dotyczy, spełnia się. A oni rzekli: Panie, oto tu
dwa miecze. On zaś powiedział: Wystarczy” (Łuk. 22, 35 – 38).
Haniebna śmierć Mistrza pociągnie za sobą skutki złe i dla uczniów.
Dlatego teraz mają już sami starać się o wszystko, jak podróżny stara się o
żywność i bezpieczeństwo, dla którego potrzebny będzie miecz. Uczniowie
zrozumieli te słowa dosłownie i dlatego podali mu dwa miecze, które sobie
przygotowali na wypadek niebezpieczeństwa. Pan Jezus ze smutkiem stwierdza,
że jego przenośnia została źle zrozumiana przez uczniów, więc spokojnie
powiedział im tylko „wystarczy”, wspaniałomyślnie znosząc ich lenistwo w
rozumowaniu.
Myśl słów Chrystusa Pana była taka, że nastanie takie prześladowanie, iż
po ludzku zdawać by się mogło, że miecz do obrony jest potrzebniejszy, niż sam
płaszcz do odziania się. Ale nie znaczy to, że Apostołowie mają się posługiwać
mieczem do obrony. Słowo zaś „wystarczy” znaczy, że dostatecznie już
mówiłem z wami na ten temat. Przyszłość was pouczy o prawdziwym znaczeniu
słów moich do was.
2. Pan Jezus po odejściu Judasza mógł swobodnie otworzyć Serce swoje,
widział się bowiem otoczony szczerymi i miłującymi go przyjaciółmi. Dlatego
wyjawia im najgłębsze i największe tajemnice i osiąga szczyt samoobjawienia,
przekazanego nam przez najukochańszego Apostoła: „Synaczkowie! Niedługo
już będę z wami. Będziecie mnie szukać, ale jakom powiedział Żydom: Dokąd ja
zdążam, wy przyjść nie możecie, tak i wam teraz mówię. Przykazanie nowe daję
wam, abyście się wzajemnie miłowali, jakom ja was umiłował, abyście się i wy
wzajemnie miłowali. Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli
miłość mieć będziecie jeden ku drugiemu” (Jan 13, 33 – 35).
W starożytności stowarzyszenia miały często pewien wyróżniający je
znak, który wskazywał na ich zainteresowania, a jednocześnie służył za oznakę,
na podstawie której rozpoznawali się ich członkowie. Czasami posługiwano się
powiedzeniem lub aforyzmem, który charakteryzował tę oznakę. Dla Pana
Jezusa takim znakiem wyróżniającym jego uczniów ma być miłość społeczna,
czynnie praktykowana w życiu. Tę miłość nazywa „przykazaniem nowym”,
albowiem dotychczas żaden z założycieli różnych stowarzyszeń nie wybrał
miłości czynnej jako znaku wyróżniającego i rozpoznawczego. Nikt do tej pory
nie przekazał miłości wzajemnej jako siły społecznej.
Nowość tej zasady zrobiła olbrzymie wrażenie na współczesnych.
„Patrzcie, jak się oni kochają!” mówili poganie, widząc chrześcijan, gotowych
umrzeć jeden za drugiego. Nowością tej miłości jest to, że Chrystus ma być jej
7
wzorem. „Jakom ja was umiłował”, czyli, jak Zbawiciel oddał życie własne za
ludzi, tak jego wyznawcy mają wzajemnie się wspierać aż do poświęcenia
swego życia za bliźnich. Od tej chwili ludzkość będzie się liczyła z tą nową
wprowadzoną przez Pana Jezusa zasadą, a rozwój jej będzie się mierzyć tym, w
jakim stopniu będzie praktykowana ta miłość społeczna, która jest solą w oku
nieprzyjaciołom Chrystusa, starającym się uniemożliwić jej praktykę.
Obok serdeczności cechuje Zbawiciela bolesny nastrój, z powodu
nadchodzącego rozłączenia, zbliżających się cierpień i goryczy śmierci. Boleje
on nad mającymi nastąpić cierpieniami i prześladowaniami uczniów i tych
wszystkich, którzy uwierzą jego słowom. Toteż powiada: „Już nie długo będę z
wami”. Dlatego głos Jego drży i tylko z trudem opanowuje wzruszenie. Słyszy
bowiem krzyk nienawiści i wściekłości świata, widzi w duchu przyszłych
męczenników jego nauki, dlatego mowa jego przepełniona jest momentami
wstrząsającymi serce. Jednak w końcu męstwo odnosi zwycięstwo i Zbawiciel
zdobywa się na słowa pociechy obfitej, która łagodzi cierpienia i zmniejsza je.
***
Jak silnie możemy kochać, jeśli w człowieku kochamy Boga! Przez to nie
czynimy z człowieka Boga, ale obu ogarniamy płomieniem serca. Na tym
polega cała siła i potęga chrześcijańskiej miłości. Spróbuję tedy p o k o c h a ć
B o g a w m o i m b l i ź n i m , a w ten sposób urzeczywistnię ideę Bożą.
Będę go więc szanował i będę wyrozumiały dla jego indywidualności. Takie
było życie Jezusa i takie musi być życie duszy oddanej Jezusowi. Dlaczego by
teraz o nas nie miano mówić: „Oto, jak się oni wzajemnie kochają”. Kochajmy
się tedy silnie w Bogu, a na tym świat na pewno zyska!
3. MIŁOSIERNA MOWA POŻEGNALNA
(Polecenie łączności z Chrystusem)
„Trwajcie we mnie, a ja w was” (Jan 15, 4).
Gdy Pan Jezus miał już odejść i pozbawić Apostołów swojej obecności
cielesnej, chciał pozostać z nimi d u c h o w o , pragnął, by oni zawsze z nim byli
połączeni wewnętrznie, które to p o ł ą c z e n i e uważał za ważniejsze od
f i z y c z n e g o . Dlatego przed chwilą podał im Ciało i Krew swoją pod
8
postacią chleba i wina na pokarm i napój, a teraz żąda w ostatnim swym
poleceniu ustawicznej z sobą łączności: „Trwajcie — powiada — we mnie, a ja
w was”. Poznajmy tedy, na czym polega trwanie ustawiczne w Chrystusie i jak
je urzeczywistnić.
1. Trwanie ustawiczne w Chrystusie, a Chrystusa w nas polega na łasce
uświęcającej. Zbawiciel żąda, ażeby nasze połączenie z nim było bardzo ścisłe i
pełne życia. Dlatego posługuje się przepięknym porównaniem, zaczerpniętym z
krzewu winnego i jego gałązek. „Jam jest prawdziwy krzew winny, a Ojciec mój
jest rolnikiem. Jam winnym krzewem, a wy latoroślami. Kto mieszka we mnie, a
ja w nim, ten wiele owocu przynosi; bo beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan
15, 5). W rzeczywistości Pan Jezus jest duchowym krzewem, podtrzymującym i
ożywiającym każdego wiernego chrześcijanina i cały Kościół.
Aby to połączenie z Chrystusem było trwałe, przytacza on następujące
pobudki. Przede wszystkim niezwykłą troskliwość i miłosierdzie Ojca
Niebieskiego, który gałązki krzewu oczyszcza, a obumarłe odcina, chroniąc
zdrowe od złych wpływów zewnętrznych i wewnętrznych: „Wszelką latorośl,
która we mnie nie przynosi owocu, (Ojciec mój) odetnie, a tę, która przynosi
owoc, oczyści, aby więcej owocu przynosiła” (J. 15, 2). Druga pobudką jest
o w o c o d a j n o ś ć , która całkowicie zależy od istotnego połączenia z
krzewem. Bez takiego połączenia gałązka uschnie i będzie spalona: „Jak
latorośl nie może przynosić owocu sama ze siebie, jeśli nie tkwi w winnym
krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie… Kto nie będzie tkwił
we mnie, odrzucony będzie precz niby latorośl i uschnie; zbiorą ją, do ognia
wrzucą i zgorzeje” (Jan 15, 4 i 6). Trzecią pobudką jest c z e ś ć , c h w a ł a i
r a d o ś ć Ojca Niebieskiego z powodu pełnej urodzajności: „W tym jest chwała
Ojca mego, abyście wiele owocu przynosili i stali się moimi uczniami… Jam was
wybrał i ustanowiłem was, abyście poszli i owoc przynieśli i żeby owoc wasz
trwał” (J. 15, 8 i 16). Czwartą wreszcie pobudką jest to, że Chrystus jest dla nas
d r o g ą , p r a w d ą i ż y w o t e m (Jan 14, 6). Dlatego tylko przez niego
można przyjść do Ojca Niebieskiego. Celem naszym jest Ojciec Niebieski, a
drogą do tego celu jest tylko Chrystus, dlatego, że on tylko jest prawdą i tylko
jego nauka jest prawdziwa. On jest również życiem, bo tylko przez niego spływa
życie nadprzyrodzone na ludzi. Kto tedy chce mieć Boga, winien być zawsze
połączony z Chrystusem, który jest jedyną drogą, prowadzącą do nieba.
Wszyscy więc mamy mieć zawsze Chrystusa i winniśmy łączyć się z nim jak
najściślej, albowiem bez niego nic uczynić sami nie potrafimy „Beze mnie nic
uczynić nie możecie” (Jan 15, 5).
2. W jaki sposób można tę łączność ustawiczną z Chrystusem Panem
urzeczywistnić? Przez wiarę żywą, miłość gorącą i modlitwę ufną w
9
Miłosierdzie Boże. „Wierzycie w Boga i we mnie wierzcie” (J. 14, 1). Chrystus
bowiem i Bóg jest jednej istoty. Dlatego na pytanie Filipa: „Pokaż nam Ojca”
Zbawiciel odpowiada: „Tak długo jestem z wami, a nie poznaliście mnie?
Filipie, kto widzi mnie, widzi i Ojca” (J. 14, 9). „Gdybyście mnie poznali,
poznalibyście zaiste i Ojca, ale już niezadługo go poznacie, a nawet jużeście go
widzieli” (J. 14, 7). Z tej łączności Chrystusa z Ojcem pochodzi prawdziwość
jego nauki, która doprowadza do szczęśliwości wiecznej. Oto najważniejsza
pobudka do wiary. Drugą pobudką są cuda i uczynki, jakie zdziałał Zbawiciel,
łącznie z Ojcem: „Nie wierzycie, że ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie? Słowa
które do was mówię, nie od samego siebie mówię, ale Ojciec, który przebywa we
mnie, on działa. Nie wierzycie, że ja jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie. Choćby
dla samych uczynków wierzcie. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, kto wierzy
we mnie, ten dokaże czynów, które ja spełniam, a nawet większych rzeczy
dokona” (Jan 14, 10 – 12).
Jakie to większe rzeczy mogą uczynić Apostołowie przez wiarę? Według
świętego Augustyna w wyrażeniu „większe” Zbawiciel obiecuje Apostołom
władzę rozgrzeszania, którą udzieli dopiero po Zmartwychwstaniu swoim,
albowiem większej mocy trzeba na podniesienie ze stanu grzechu do stanu łaski,
niż na uczynienie największego cudu (Tract. 71).
Miłość gorąca Boga i bliźniego jest drugim środkiem łączności
ustawicznej z Chrystusem. A ta miłość ma się ujawniać w zachowaniu
przykazań Bożych: „Jako mnie umiłował Ojciec, i ja was umiłowałem. Trwajcie
w miłości mojej. Jeśli przykazania moje zachowacie, wytrwacie w miłości mojej,
jakom i ja zachował przykazania Ojca mego i trwam w jego miłości” (Jan 15, 9
– 10). A więc miłość nie polega na uczuciach lub słowach, ale ukazuje się w
uczynkach z miłości dokonanych, jak tego wzniosły przykład zostawił sam
Zbawiciel. Kto tak będzie miłował Boga, otrzyma najgłębsze, najszczytniejsze i
najsłodsze usprawiedliwienie. „Jeśli mnie kto umiłuje, będzie przestrzegał nauki
mojej i Ojciec mój umiłuje go i przyjedziemy do niego i przebywać u niego
będziemy” (J. 14, 23). Cała Trójca Św. bierze taką duszę w posiadanie i
wprowadza do wewnętrznego życia Bożego.
Miłość Boga nie da się oddzielić od miłości bliźniego. Gałązki bowiem
przez wspólny krzew łączą się między sobą, a uczestnicząc we wspólnym życiu
krzewu, mają się łączyć z sobą w czynnej miłości, bez której nie ma miłości
Boga.
Wreszcie trzecim środkiem łączności z Chrystusem jest ufna w
miłosierdzie Boże modlitwa. Ma ona być zanoszona w imię Pana Jezusa: „A o
cokolwiek prosić będziecie Ojca w imię moje, to spełnię, aby Ojciec był
uwielbiony w Synu” (J. 14, 13). „Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje,
da wam. Dotychczas o nic nie prosiliście w imię moje, proście, a otrzymacie,
aby radość wasza była pełna” (Jan 16, 23 – 24). Modlitwa taka ma być czynem
i środkiem do połączenia się z nim i najsilniejszym środkiem do szerzenia
10
Królestwa Bożego, ma Apostołów pouczać, ochraniać, pocieszać i zaopatrywać
we wszystkie potrzeby. Działanie modlitwy nie ma granic.
***
Nie ma dla mnie innej drogi do Boga, jak tylko przez łączność z
Chrystusem. Nie ma również innego środka na łączność z Chrystusem, jak tylko
przez wiarę mocną, miłość gorącą i modlitwę ufną. Wiara i miłość nie zawsze
ode mnie zależą, ale modlić się zawsze mogę i przez modlitwę pogłębić w sobie
wiarę i miłość Boga i bliźniego. Przez modlitwę ufną i ustawiczną mogę trwać
w Chrystusie i łączyć się z nim. To jest życzenie ostatnie i rozkaz mego
Zbawiciela. Toteż aktami strzelistymi będę łączyć się z Nim ustawicznie.
4. MIŁOSIERNA MOWA POŻEGNALNA
(Testament pociechy)
„Niech się nie trwoży serce wasze” (Jan 14, 1).
Wobec zapowiedzianego odejścia P a n a J e z u s a , Apostołowie
pozostawali bardzo smutni, tym bardziej, że ich samych oczekiwały różne
cierpienia i prześladowania. Dlatego Zbawiciel stara się pocieszyć Apostołów i
dodać im odwagi: „Niech się nie trwoży serce wasze”, mówi nasamprzód
ogólnie, a następnie szczegółowo wymienia pobudki pociechy na czas swej
męki i ich przyszłych cierpień. Przede wszystkim wskazuje na powody odejścia
i obiecuje im Pocieszyciela, Ducha Świętego.
1. Trzy są powody odejścia Pana Jezusa, z których Apostołowie mogą się
cieszyć: przygotowanie dla nich miejsca w Królestwie Niebieskim, chwała
Zbawiciela i krótkość czasu rozłąki. „W domu Ojca mego mieszkań jest wiele.
Gdyby było inaczej, powiedziałbym wam, bo idę przygotować wam miejsce. A
jeżeli odejdę i przygotuję wam miejsce, przybędę znowu i przyjmę was do siebie,
abyście. i wy byli tam, gdzie ja będę. A wiecie dokąd idę i drogę znacie” (Jan 14,
2 – 4). Pociesza tedy zapewniając, że mimo Jego odejścia, Apostołowie nie
pozostaną bez Ojczyzny, do której teraz wprawdzie pójść z nim nie mogą, ale
11
wejdą później w chwili śmierci. Jest to piękna pociecha dla wszystkich w chwili
samotności, opuszczenia, tułactwa i tęsknoty.
Drugim powodem odejścia jest chwała Zbawiciela. „Słyszeliście, żem ja
wam powiedział: Odchodzę i przychodzę do was. Gdybyście mnie miłowali,
zaiste radowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest, niźli ja” (Jan
15, 28). Zbawiciel jako człowiek, przebywając tu na ziemi nie miał tej chwały,
jaką ma Ojciec, był bowiem, ze względu na naturę ludzką, mniejszy od Ojca, co
było dlań uniżeniem, które po śmierci przemieni się w chwałę, jaką się cieszył
od początku u Ojca. Dla tej chwały Jego powinni Apostołowie radować się i w
tej radości znaleźć zapomnienie swojego smutku. Smutek ten bowiem pochodzi
z miłości własnej, a z miłości ku Chrystusowi winni się cieszyć, że wejdzie do
chwały Ojca Niebieskiego. „I teraz powiedziałem wam, zanim to się stanie,
abyście, gdy się stanie, uwierzyli” (Jan 15, 29).
Wreszcie krótkość rozłączenia ma być trzecim powodem pociechy. „Nie
pozostawię was sierotami, przyjdę do was. Jeszcze niedługo, a świat mnie już
nie ujrzy. Ale wy mnie widzicie, bo ja żyję i wy żyć będziecie. W on dzień
poznacie, że ja jestem w Ojcu moim, wy we mnie, a ja w was” (Jan 14, 18 – 20).
„Już niedługo, a nie będziecie mnie oglądać i znowu niedługo, a ujrzycie mnie:
bo idę do Ojca. Mówili tedy niektórzy z uczniów jego między sobą: Cóż to
znaczy, co mówi do nas: Niedługo, a oglądać mnie nie będziecie i znowu
niedługo, a ujrzycie mię, oraz że idę do Ojca” (Jan 16, 16 – 17). Słowa te
oznaczały mękę i śmierć, o której Pan Jezus nie wspomniał jawnie, nie chcąc ich
jeszcze więcej zasmucać, a tylko ubocznie wyjaśnia: „Będziecie płakać i
narzekać, a świat się będzie weselił. A wy smucić się będziecie, ale smutek wasz
w radość się zamieni” (J. 16, 20). Odnoszą się te słowa do tej chwili, kiedy Pan
Jezus zmartwychwstanie.
2. Już wymienione powody odejścia wystarczyły, by pocieszyć
Apostołów. Ale Zbawiciel nie ograniczył się do tego: doda jeszcze obietnicę
zesłania im Ducha Świętego, który pocieszy ich w sposób szczególniejszy. „A
ja prosić będę Ojca, i innego Pocieszyciela da wam, aby pozostał z wami na
zawsze. Ducha prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo go nie widzi, ani go
nie zna. Lecz wy go poznacie, bo u was pozostanie i w was będzie przebywał”
(Jan 14, 16 – 17). Ten Duch „naucza wszystkiego” (J. 14, 26), „od Ojca
pochodzi” (J. 15, 26), „co ma nadejść, oznajmi wam” (J. 16, 13), „z mego
weźmie, a wam oznajmi” (J. 16, 14), pochodzi i od Syna, albowiem „Ojciec
pośle w imię moje” (J. 14, 26), to jest dla zasług Syna i wspólnie z Synem. Imię
Jego jest Duch Święty, albowiem z powodu swego pochodzenia od Ojca i Syna
przez ich wzajemną miłość łączy ich świętością i miłością. Jest więc
równouprawnioną osobą, którą Zbawiciel posyła na swoje miejsce.
12
Działalność ogólną Ducha Świętego określa Pan Jezus słowami, że będzie
on Pocieszycielem, Duchem prawdy i da świadectwo o Chrystusie. Dla
Apostołów on będzie Pocieszycielem i Nauczycielem, a więc przypomni
wszystko, czego ich Zbawiciel nauczał: „Przypomni wam wszystko, cokolwiek
wam powiedziałem” (J. 14, 26), — nauczy wszelkiej prawdy, rozwinie całą jej
głębię i pouczy o tym, czego jeszcze Pan Jezus nie mówił: „Wiele mam wam
powiedzieć, ale teraz znieść nie możecie. Lecz gdy przyjdzie on Duch prawdy,
nauczy was wszelkiej prawdy” (J. 16, 12 – 13), — uzupełni tedy treść
objawienia i zakończy ją w Apostołach, — zabezpieczy Kościołowi
nieomylność, ustawiczny rozwój i wewnętrzny postęp.
Dla świata Duch Święty będzie Sędzią. „I gdy on (Duch Święty)
przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu
mówię, że nie wierzą we mnie, o sprawiedliwości, bo idę do Ojca i już mnie nie
ujrzycie, i o sądzie, bo książę tego świata już został osądzony.” (J. 16, 8 – 11).
Duch Święty wybawi z grzechu, nawracając grzeszników do pokuty, a
niewiernych do wiary, bez której nie można być wolnym od grzechu: „Jeśli nie
uwierzycie, żem ja jest, pomrzecie w grzechach waszych” (J. 8, 24). Ruina
królestwa szatana rozpocznie się z chwilą śmierci Chrystusa. Kościół pod
wpływem Ducha Świętego będzie niszczył królestwo szatana, aż zostanie ono
unicestwione na sądzie ostatecznym.
Dla Chrystusa Pana Duch Święty da świadectwo i uwielbi Go. „On o
mnie świadectwo dawać będzie” (Jan 15, 26) — „On mnie uwielbi, bo z mego
weźmie i wam oznajmi.” (J. 16, 14). Świadectwem Ducha Świętego jest
nauczanie nieomylne, nadanie środków świętości, udzielanie darów łaski,
cudów i proroctw, zwycięstwa Apostołów nad światem pogańskim oraz cała
historia Kościoła. Jeszcze większym świadectwem będzie wewnętrzne
uświęcenie nie tylko już Apostołów, ale wszystkich wiernych, którzy zechcą
korzystać ze środków łaski aż do skończenia świata. To jest najwspanialsza
pociecha dla Apostołów. Dlatego słusznie Zbawiciel powiedział: „Lepiej jest
dla was, żebym odszedł, bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was,
a jeśli odejdę, poślę go do was” (Jan 16, 7).
***
„I wy świadectwo dawać będziecie” (J. 15, 27). Te słowa skierowane do
Apostołów, stosują się i do mnie. Mam dawać świadectwo o Chrystusie życiem i
postępowaniem codziennym, ma być to świadectwo cnoty i świętości,
świadectwo słowa i czynu, a może świadectwo krwi i męczeństwa, a
przynajmniej świadectwo miłosierdzia względem duszy i ciała bliźnich. Wiem,
że tego sam niezdolny jestem uczynić. Toteż Duchu Święty, wesprzyj mnie!
Mam świadomość, że muszę świadczyć, ale bez Twego tchnienia nie potrafię.
13
Stwórz więc we mnie ducha nowego! Promieniem rajskiej chwały oświeć
blednącą twarz moją! Daj mi skrzydła, bym się wzbił na szczyt wesela, bym swą
łódź wywiódł na głębiny, bym nie zatonął u brzegu!
5. MIŁOSIERNA MOWA POŻEGNALNA
(Pociecha w prześladowaniach)
„Jeśli mnie prześladowali, i was
prześladować będą” (Jan 15, 20).
Mowę pożegnalną Chrystusa Pana można przyrównać do wulkanicznego
wybuchu uczuć — do gorącego i potężnego strumienia miłości, który jak lawa
wulkanu spływa skokami raz spokojnie, to znowu bardzo szybko, tu postępuje
naprzód, a tam się cofa, wypełnia doliny, zalewa wzgórza, a porywając
wszystko za sobą, zmienia zalewany obszar w morze ognia (Ricciotti). Od
spokojnej zapowiedzi upadku Piotra przechodzi Pan Jezus do serdecznego tonu
ostatniego polecenia ustawicznej łączności z nim, następnie ta serdeczność
potęguje się w słowach pociechy dla Apostołów, do mężnego wytrwania w
prześladowaniach, wzywając do ufności w miłosierdzie Boże: „Na świecie
doznacie ucisku, ale ufajcie, jam zwyciężył świat!” (J. 16, 33).
1. Już na początku mowy pożegnalnej oświadczył Zbawiciel, że odejdzie
z tego świata, a Apostołowie będą narażeni na próbę i ciężkie doświadczenia.
Dlatego w ciągu całej mowy dźwięczały słowa otuchy i zachęty do wytrwania.
Teraz pod koniec tej mowy, zapowiedź prześladowania i idącego z nim w parze
cierpienia jest coraz wyraźniejsza, ale zarazem słowa pociechy coraz
potężniejsze i skuteczniejsze. Zbawiciel nie ogranicza się do ogólników, ale
przytacza pewne i przekonywujące powody pocieszenia.
Przede wszystkim Pan Jezus jasno i wyraźnie zapowiada prześladowanie
w celu dodania Apostołom otuchy, albowiem spodziewane nieszczęście mniej
ciężko nas dotyka, i udowadnia, że pochodzi z Bożego zrządzenia. „Jeśli was
świat nienawidzi, wiedźcie, że mnie znienawidził pierwej niż was. Gdybyście byli
ze świata, świat miłowałby, co jego jest, ale skoro nie jesteście ze świata, ale ja
was ze świata wybrałem, dlatego znienawidził was świat. Wspomnijcie na słowa
moje, którem ja wam mówił: Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie
prześladowali, i was prześladować będą, a jeśli naukę moją zachowywali, i
14
waszą zachowywać będą. A to wszystko uczynią wam dla imienia mego, bo nie
znają tego, który mię posłał” (J. 15, 18 – 21).
Drugi powód pocieszenia wśród prześladowań to przykład Zbawiciela,
którego Żydzi prześladowali aż do wylania krwi i to ze względów religijnych,
albowiem tylko nieliczni z nich uwierzyli w Chrystusa. Trzeci powód
pocieszenia jest ten, że Apostołowie będą cierpieć dla imienia Chrystusa,
dlatego że opuścili świat i połączyli się ze Zbawicielem. Nienawiść do nich
pochodzi z nienawiści do Chrystusa, jest grzechem i równa się nienawiści do
samego Pana Boga, albowiem Pan Jezus dostatecznie dowiódł, że jest Synem
Bożym, czyli Bogiem. „Gdybym był nie przyszedł i nie mówił do nich, nie
mieliby grzechu, lecz teraz nie mają wymówki z grzechu swego. Kto mnie
nienawidzi, nienawidzi i Ojca mojego. Gdybym był wśród nich nie dokonał
czynów, jakich nie dokonał nikt inny, nie mieliby grzechu, ale teraz widzieli i
znienawidzili i mnie i Ojca mego” (Jan 15, 22 – 24).
Gdy te pobudki jeszcze nie zdołały rozproszyć smutku Apostołów,
Zbawiciel z miłosierdzia swego przytacza im obietnicę niezawodnej pociechy
— zesłanie Ducha Świętego, który jako Pocieszyciel dopomoże im do
zwyciężenia niewiernego i nienawiścią ziejącego świata oraz sprawi, że
wszystkie ich smutki zamienią się w radość trwałą: „Wy smucić się będziecie,
ale smutek wasz w radość się zamieni” (Jan 16, 20).
2. Jasne i dokładne ujawnienie powodów i celu odejścia usunęło
wszystkie wątpliwości Apostołów, którzy wesoło i z uniesieniem wyznawali
jego Bóstwo: „Oto teraz jawnie mówisz i żadnej przypowieści nie powiadasz.
Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie potrzebujesz, żeby cię kto pytał; dlatego
wierzymy, że od Boga wyszedłeś” (Jan 16, 29 – 30). Ale oto zbliża się ciężka
godzina męki Chrystusa i ostatecznej walki z szatanem, dotychczasowym
księciem tego świata. W tej walce nikt mu nie dopomoże: „Oto nadchodzi
godzina, a nawet już nadeszła, że rozpierzchniecie się każdy do swoich, a mnie
zostawicie samego”. (J. 16, 32), Czuje się Zbawiciel osamotniony, ale nie upada
na duchu sam sobie dodaje odwagi: „Wszakże — powiada — nie jestem sam, bo
Ojciec jest ze mną” (J. 16, 32). Śmierć nadchodząca nie jest dziełem
zewnętrznej przemocy, ale ofiarą jego dobrowolnego posłuszeństwa i miłości ku
Ojcu, a zarazem i przejściem do chwały: „Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na
świat, znowu opuszczam świat i idę do Ojca” (Jan 16, 28).
Wspomnienie o Ojcu Niebieskim nie dopuszcza do Pana Jezusa
najmniejszej trwogi ani żadnego wahania i smutku. Pragnie do końca pełnić
wolę tego Ojca, bo wszak po to przyszedł na ten świat, po to stał się
człowiekiem, po to przez trzy lata pracował, nauczał i przepowiedział dokładnie
swą mękę. Dlatego mężnie stawia czoło nadchodzącym wrogom z
przeświadczeniem, że ich zwycięży: „Nadchodzi bowiem książę tego świata,
15
lecz nie ma on nic we mnie. Ale żeby świat poznał, że miłuje Ojca i jak Ojciec
rozkazał, tak czynię”. Toteż woła w uniesieniu i z radością: „Wstańcie, idźmy
stąd!” (J. 14, 30 – 31).
Wezwanie do opuszczenia Wieczernika nie zostało natychmiast
wykonane. Było to tylko przypomnienie, że trzeba opuścić to zaciszne miejsce,
gdzie panowała miłość w czasie wspólnej wieczerzy. Ale jak to często bywa
przy rozstaniu się z ukochanymi, Pan Jezus zatrzymał się jeszcze czas jakiś
zapowiadając Apostołom szczególniejszy dar, o którym śpiewali Aniołowie w
stajence Betlejemskiej: „Pokój mój daję wam, nie jako daje świat, ja wam daję”
(J. 14, 27). „To wam powiedziałem, abyście pokój mieli we mnie. Na świecie
doznacie ucisku, ale ufajcie, jam zwyciężył świat.” (Jan 16, 33).
Ufność jest to spodziewanie się pomocy obiecanej, jest to konieczny
warunek nadziei i część składowa męstwa. Jest to ostatnie słowo Zbawiciela do
Apostołów, to spuścizna po nim, która wystarczy na wszystkie czasy i na
wszystkie bóle ziemskie. Podstawą tej ufności, pobudką ku niej i głównym
motywem są te słowa ostatnie, i zapewnienie Zbawiciela, Jego rozkaz: „Ufajcie,
jam zwyciężył świat!”. Jest to największa pociecha w każdym cierpieniu
zniesionym dla Pana Jezusa i w każdej pracy dla Niego podjętej. Pod wpływem
tego wezwania słodkim będzie każde cierpienie, choćby największe.
***
„JEZU, UFAM TOBIE!” Jest to logiczna i konieczna odpowiedź serca
naszego na ostatnie wezwanie Zbawiciela. Jest to istotna chrześcijańska
pociecha, zamieniająca cierpienia dla Chrystusa w rozkosze niebieskie, — jest
to ukojenie serc udręczonych, nadzieja dusz zrozpaczonych, ochłoda i pokój w
najstraszniejszych uciskach. „Jezu, ufam Tobie”, że mi grzechy przebaczyłeś, że
niebo przygotowałeś, że dostarczysz mi potrzebnych pomocy doczesnych i
wiecznych, że z Tobą zwyciężę wszystkich swych przeciwników, bo któż
przeciwko Tobie!
16
6. MODLITWA ARCYKAPŁAŃSKA
(Prośba za siebie i Apostołów)
„Ojcze, zachowaj w imię Twoje tych, których mi
dałeś, aby byli jedno jako i My” (Jan 17, 11).
Koroną i pieczęcią pożegnalną Pana Jezusa jest modlitwa, jaką odmówił
On publicznie, głośno, otoczony Apostołami. Nazywa się ona modlitwą
arcykapłańską, bo przedmioty i cele modlitwy są arcykapłańskie. Ta modlitwa
obejmuje całą dotychczasową działalność Zbawiciela, stoi w bezpośredniej
łączności z ofiarą krzyża i niekrwawą ofiarą Ostatniej Wieczerzy, jest
dziękczynieniem za pierwszą i wstępem do drugiej, — jest modlitwą pochwalną,
dziękczynną i błagalną.
1. Jak każda modlitwa i ta rozpoczyna się przedmową, a potem następuje
wyliczanie próśb. Przedmową jest proste: „Ojcze!”, które się często powtarza w
ciągu modlitwy i nadaje jej ton dziecięcej miłości, ufności i uznania. Po tym
wezwaniu następuje pierwsza prośba o uwielbienie w czasie nadchodzącej męki:
„Nadeszła godzina moja, wsław Syna twego, aby j Syn twój wsławił ciebie.” (J.
17, 11) Błaga tedy o chwałę niebieską dla człowieczeństwa, które mu było
przeznaczone jako synowi Bożemu. Chwała ta rozpocznie się cudownymi
zdarzeniami przy Jego śmierci, rozszerzy się przy Zmartwychwstaniu i osiągnie
szczyt przy Wniebowstąpieniu. Ponieważ Ojciec jest źródłem i celem
wszystkiego, przeto i Zbawiciel prosząc o chwałę dla swego człowieczeństwa
dąży do chwały Ojca: „Aby i Syn twój wsławił ciebie”. Wywyższenie Syna
wobec ludzkości ujawni większą chwałę Ojca.
W tej prośbie Zbawiciel nazywa siebie pełnym imieniem Boga, prosząc o
chwałę równą Ojcu i podając piękne, wzruszające pobudki. „Jakoś mu dał
władzę nad każdym człowiekiem, aby wszystkich, których mu dałeś, obdarzył
życiem wiecznym. A to jest życie wieczne, aby poznali ciebie, jedynego Boga
prawdziwego i tego, któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (J. 17 ,2 – 3). To jest
pierwsza pobudka wynikająca z życiowego zadania Jezusa, który otrzymał
władzę królewską, sędziowską i kapłańską, aby wyjednać ludziom żywot
wieczny, polegający na poznaniu Boga i oglądaniu Go w życiu przyszłym.
Poznanie dokona się przez łaskę uświęcającą, a oglądanie przez światło chwały,
17
które Zbawiciel wysłużył męką i śmiercią swoją, a ujawni przez wywyższenie
swego człowieczeństwa.
Zadanie swoje Pan Jezus wiernie wypełnił i na to się powołuje jako na
drugą pobudkę do wysłuchania swej prośby: „Jam ciebie wsławił na ziemi,
dokonałem dzieła, któreś mi zlecił, a teraz wsław mnie ty, Ojcze, u siebie
samego tą chwałą, którą miałem u ciebie pierwej, nim powstał świat. Objawiłem
imię twoje ludziom, których mi dałeś ze świata: twoimi byli i mnie ich dałeś, a
zachowali naukę twoją” (Jan 17, 4 – 6). Jest to pobudka słuszności i
sprawiedliwości, oparta na wierności w powołaniu i świętości. Jest to poniekąd
prawo do chwały, którą jako Syn Boży miał od wieków. Cała ta prośba brzmi
bardzo rozrzewniająco po ludzku, a pobudka, na którą się powołuje, może być
odpowiednia i w naszych prośbach, o ile w miarę możności wypełniamy swoje
zadanie. Tu Zbawiciel zbliża się do ludzi, a przede wszystkim do Apostołów, za
którymi szczególnie będzie się wstawiał w dalszym ciągu swojej modlitwy.
2. W prośbie za Apostołów Pan Jezus błaga o zachowanie ich w jedności i
o uświęcenie w prawdzie, czyli o łaskę udzielania świętości innym. Przede
wszystkim prosi o zachowanie swych uczniów pod dwoma względami: przed
zarazą grzechu i przed rozdwojeniem wewnętrznym. „Ja za nimi proszę, nie
proszę za światem, lecz za tymi, których mi dałeś, bo twoimi są. I wszystko moje
twoim jest, a twoje moim; w nich zostałem wsławiony. Ja już nie jestem na
świecie, ale oni są na świecie, a ja do ciebie idę. Ojcze święty, zachowaj w imię
twoje tych, których mi dałeś, aby byli jedno, jako i my” (Jan 17, 9 – 11). W tej
prośbie wysuwa Zbawiciel również jako pobudki to, że Apostołowie są
własnością Ojca Niebieskiego, że przyjęli chętnie objawienie i uwierzyli
słowom Jego oraz zachowali te słowa: „Teraz poznali, że wszystko coś mi dał,
od ciebie pochodzi, bo słowa, któreś mi dał, przekazałem im, a oni je przyjęli i
poznali, żem wyszedł od ciebie i uwierzyli, żeś ty mnie posłał” (Jan 17 ,7 – 8).
Dotychczas sam Pan Jezus strzegł swych uczniów, ale teraz odchodził
pozostawiając ich w świecie zepsutym, przeto usilnie prosi Ojca o zachowanie
ich przed zepsuciem: „Gdy byłem z nim, strzegłem ich w imię twoje. Czuwałem
nad tymi, których mi dałeś, i nikt z nich nie zginął jeno syn zatracenia, aby się
wypełniło Pismo. A teraz idę do ciebie i mówię to na świecie, aby tę radość moją
wypełnioną mieli w sobie. Dałem im naukę twoją, ale świat ich znienawidził, bo
nie są ze świata, jako i ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze
świata, ale abyś ich zachował od złego. Nie są oni ze świata, jak i ja nie jestem
ze świata” (Jan 17, 12 – 16).
Druga prośba za Apostołów jest pozytywna: „Uświęć ich w prawdzie.
Nauka twoja prawdą jest. Jakoś ty mnie posłał na świat i ja ich posyłam na
świat. A za nich ja poświęcam siebie samego, aby i oni byli uświęceni w
prawdzie” (J. 17, 19). To poświęcenie nie oznacza tylko osobistej świętości
18
Apostołów przez zachowanie ich od grzechu, ale także możność udzielania
uświęcenia innym w charakterze kapłanów, nauczycieli i pasterzy. Główną
pobudką jest fakt, że Apostołowie mają głosić słowo Boże, które jest samą
prawdą, i winni być posłami godnymi Syna, który się za nich ofiarowuje, by
wyjednać dla nich Ducha Świętego. Duch bowiem Święty jest samą świętością i
prawdą, zachowa ich i uświęci, i utwierdzi ich w powołaniu, uchroni ich od
szatana i książąt tego świata.
***
Modlitwa Pana Jezusa za Apostołów przypomina mi obowiązek modlitwy
za Kościół — za następców Apostołów, czyli za Ojca Św. i biskupów, aby ich
Bóg zachował od zdrad i sideł świata i od zarazy grzechu. Wszak po to są suche
dni, czyli dni kwartalne, by się modlić o wzbudzenie dobrych kapłanów, którzy
są chlubą wiernych. Gdy świat bezbożny obrzuca ich oszczerstwem i wzgardą, a
nawet w różny sposób ich prześladuje, wierni mają współzawodniczyć między
sobą w ich obronie i wspierać ich w miarę możności w ich ciężkiej pracy. Jeżeli
mam być wdzięczny rodzicom i dobroczyńcom za wszystko co od nich
otrzymałem, to o ileż bardziej mam być wdzięczny ojcom i dobroczyńcom
duszy mojej, którzy przynieśli światłość prawdy Chrystusowej i darzyli mię
nadprzyrodzonym życiem łaski, przygotowując do pierwszej spowiedzi i
Komunii świętej, nauczając zasad wiary w szkole i pociągając dobrym
przykładem.
7. MODLITWA ARCYKAPŁAŃSKA
(Prośba za wszystkich wiernych)
„Proszę i za tymi, którzy dla słowa
ich uwierzą we mnie” (Jan 17, 20).
Apostołowie byli tylko nasieniem Kościoła, który obejmuje wszystkich
wierzących w Chrystusa czyli wiernych. Pan Jezus widzi ich we wszystkich
miejscach i czasach, przeczuwa ich potrzeby i niebezpieczeństwa, na jakie będą
narażeni, obejmuje ich aktem miłości w swojej modlitwie: „A nie tylko za nimi
proszę, ale i za tymi, którzy dla słowa ich uwierzą we mnie”. Zbawiciel o dwie
19
rzeczy prosi dla nich: aby wszyscy byli złączeni z sobą w doskonalej jedności i
by dostąpili szczęścia oglądania chwały Bożej w Królestwie Niebieskim.
1. Na początku prosi Chrystus Pan o doskonałą jedność między wiernymi:
„Aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze, we mnie, a ja w tobie, aby i oni byli
jedno w nas, aby świat uwierzył, żeś ty mnie posłał” (Jan 17, 21). Jak wielka to i
wspaniała rzecz: — jedność! Kościół ma być odtworzeniem życia samego Pana
Boga. W życiu Boga jedność między Ojcem, Synem i Duchem Świętym jest
jednością istoty, jednością poznania i jednością woli. Podobnie i ciało mistyczne
Chrystusa, jakim jest Kościół, ma być żywotnie złączone w jedno jednością
życia, które płynie z sakramentów świętych; jednością wiary i jednością miłości
nadprzyrodzonej. W ten sposób Kościół przez łaskę bierze udział w życiu
samego Boga.
Dalej mówi Zbawiciel: „A chwałę, którą mi dałeś, przekazałem im, aby
byli jedno, jako i my jedno jesteśmy. Jam w nich, a ty we mnie tak, by byli w
jedności doskonałymi i aby świat poznał, żeś ty mnie posłał i umiłowałeś ich,
jakoś i mnie umiłował” (Jan 17, 22 – 23). Przez Pana Jezusa jesteśmy nie tylko
synami Bożymi, ale zarazem braćmi jednorodzonego Syna Bożego,
współdziedzicami jego i żywymi członkami ciała mistycznego, którego on jest
Głową. Zaliczamy się poniekąd do uwielbionego człowieczeństwa jego, bo on
nas nazywa gałązkami krzewu, jakim jest sam. Jego zaś Apostoł powie: „Jedno
ciało i jeden duch, jako wezwani jesteście do jednej nadziei wezwania waszego.
Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który
panuje nad wszystkimi, działa przez wszystkich i jest we wszystkich nas” (Ef. 4,
4 – 6).
Widzimy tedy, jak bardzo Zbawicielowi zależy na zgodzie i jedności w
Kościele, albowiem od tego zależy moc i jego rozwój. Z tego świat pozna, że
założycielem Kościoła jest Syn Boży, że wszyscy wierni mają synostwo Boże,
że ich Bóg miłuje miłością ojcowską. Zbawiciel uczynił wszystko, co do tej
jedności prowadzi: dał chwałę swoją z łaski i miłosierdzia, dał wiarę, o której
mówi Apostoł: „Aby przez wiarę Chrystus zamieszkał w sercach waszych” (Ef.
3, 17), dał wreszcie „moc aby się stali synami Bożymi” (Jan 1, 12).
Bramy piekielne wytężają całą swą złość i siłę, aby jedność w Kościele
zburzyć. Dowodem tego są herezje i odszczepieństwa, jakie rozrywały ciało
mistyczne Chrystusa od początku i poprzez wszystkie wieki. Trwajmy tedy
mocno w wierze i w posłuszeństwie pasterzom Kościoła, którzy są w jedności z
Namiestnikiem Chrystusa. W tym boju świętym nikt nie powinien być
obojętnym widzem. Czyńmy, co można, dla zachowania jedności w Kościele,
umacniajmy słabych, podnośmy upadłych, brońmy prześladowanych,
wspierajmy wygnanych, a z odstępcami unikajmy wspólnoty.
20
2. Dalej prosi Pan Jezus dla wiernych swoich o wieczną szczęśliwość w
niebie: „Ojcze, chcę, aby i ci, których mi dałeś, byli ze mną tam, gdzie ja jestem,
aby oglądali chwałę moją, jaką mi dałeś, boś ty mnie umiłował przed
stworzeniem świata” (Jan 17, 24). W tych słowach Zbawiciel wyraża tęsknotę i
pragnienie, aby nas ujrzeć w niebie. „Chcę” powiada, byśmy oglądali chwałę
jego człowieczeństwa i Przedwiecznego Bóstwa, a szczęśliwość tego oglądania,
by była wieczna. W tej prośbie za wiernymi Pan Jezus obejmuje i Apostołów,
aby i oni byli tam, gdzie on jest. Tę prośbę zanosi z wielką siłą i naciskiem,
powtarza słowo „Ojcze”, powołując się na najbardziej czuły tytuł; — powiada:
„chcę”, wyrażając swoje wielkie pragnienie, które nie może być obojętne Ojcu.
Jak wielkie miłosierdzie swoje ujawnia Zbawiciel w tej prośbie! Któż
potrafi należycie wysłowić to gorące uczucie Najświętszego Serca Jezusowego,
które tak pragnie, byśmy byli uczestnikami jego wiecznej chwały! Jaka to
pociecha była dla Apostołów, którzy słyszeli Mistrza swego modlącego się za
nich i za wszystkich przyszłych ich uczniów i błagającego dla nich o wieczną
szczęśliwość, jakiej nikt tu ani opisać, ani nawet pojąć nie zdoła! Teraz już są
gotowi znosić cierpliwie prześladowania największe, jakie im zapowiedział
Zbawiciel. Teraz winniśmy również przyjąć z radością wszelkie dolegliwości
dla Chrystusa, pocieszając się z Apostołem: „Dzisiejsze utrapienia nasze, lekkie
i przemijające, chwałę wiekuistą wagi niezmiernej sprawuje w nas” (II Kor. 4,
17).
Zakończenie Arcykapłańskiej modlitwy Pana Jezusa stanowi wezwanie
do sprawiedliwości Ojca Niebieskiego, aby uzasadnić prośbę za Apostołami i za
wiernymi: „Ojcze sprawiedliwy, świat cię nie poznał. Ale ja cię poznałem, a i
oni poznali, żeś ty mnie posłał. Objawiłem im imię twoje i objawię, aby miłość,
którą mnie umiłowałeś, w nich była, i ja w nich” (Jan 17, 25 – 26). Uzasadnia
swą prośbę, wskazując na świat, który nie uznał Ojca w Synu, i na wiernych
uczniów, którzy uwierzyli w objawienie o chwale Ojca i o miłości Jego, która
jest miłosierdziem w stosunku do nędznej ludzkości.
Mowa pożegnalna Pana Jezusa i modlitwa arcykapłańska jest najwyższym
punktem objawienia nauki jego, — jest streszczeniem największych tajemnic
wiary. Objawiona jest tutaj cała tajemnica Trójcy Przenajświętszej, tajemnica
Kościoła i jego posłannictwo, jego nieomylność w nauczaniu, jego zwycięska
walka ze światem, jego jedność i stan łaski, jego potęga miłości Boga i
bliźniego, a wszystko jaśnieje w świetle nieskończonego miłosierdzia Bożego,
któremu mają wierni bezgranicznie ufać: „Ufajcie, jam zwyciężył świat!”.
Również wzniośle objawiają się w tej mowie i modlitwie Osoba,
charakter i duch Pana Jezusa. Przede wszystkim Jego świętość niezrównana w
słowach: „wykonałem sprawę, którąś mi zlecił”, — jego potęga w wieczności,
gdy rozporządza niebem jako swoją własnością, wzywając nawet
sprawiedliwość Bożą, — a najbardziej jego najmiłosierniejsze Serce, pełne
prawdziwej ludzkiej miłości i przyjaźni. Któż nie czuje w tych słowach
21
urywanych całej potęgi nieskończonego miłosierdzia Bożego, usiłującego wpoić
nam przy pożegnaniu bezgraniczną ufność w najtrudniejszych okolicznościach
tego życia, zapewniając skuteczną pomoc i zwycięstwo.
***
Wstyd mnie ogarnia, że dotychczas nie dosyć wczuwałem się w treść
modlitwy arcykapłańskiej i dlatego za mało ufałem Panu w trudnościach. Gotów
jestem teraz na największe ofiary i z płomienną miłością będę powtarzał: „Jezu,
u fam Tobie!”.
8. POCHÓD DO OGRODU OLIWNEGO
(Nasze usposobienie w cierpieniu)
„I odmówiwszy hymn, wyszli na
Górę Oliwną” (Mt. 26, 30; Mrk 14, 26).
Uczty kończono u Żydów zwykle śpiewem lub odmawianiem pewnych
Psalmów. Na zakończenie uczty paschalnej przepisane było odmówienie lub
odśpiewanie drugiej części Hallelu (Ps 113 – 117). Po odmówieniu tych
modlitw Zbawiciel z Apostołami udał się za potok Cedron (był to jar
oddzielający Jerozolimę od góry Oliwnej) do ogrodu zwanego Getsemani
znajdującego się pod górą Oliwną. Droga do tego ogrodu prowadziła przez
dzielnicę, w której znajdowała się sadzawka Siloe; z powodu święta Paschy była
ona pusta, co odpowiadało nastrojowi wewnętrznemu idących. Pan Jezus był
podczas tej drogi smutny i uczniowie również pogrążyli się w zamyśleniu.
Zastanówmy się dlaczego Pan Jezus opuścił Wieczernik i nie chciał, aby go tam
pojmano, oraz wczujmy się w nastrój duchowy Zbawiciela w czasie tej drogi.
1. Pan Jezus pragnął iść na mękę zupełnie dobrowolnie, chciał usunąć
najmniejszy cień zaskoczenia lub niespodziewanej napaści. Dlatego postępuje
według z góry ustalonego planu i po uczcie paschalnej udaje się do ogrodu
Getsemani na modlitwę, jak to zawsze zwykł czynić, a o czym Judasz również
wiedział doskonałe: „Jezus z uczniami swoimi wyszedł za potok Cedron, gdzie
był ogród, do którego wszedł sam i uczniowie jego. Ale i Judasz, który go wydał,
22
znał to miejsce, bo Jezus schodził się tam często z uczniami swoimi” (Jan 18, 1 –
2).
W Wieczerniku Pan Jezus był tylko gościem i nie chciał sprawić
przykrości gospodarzowi oraz narażać go na szkody, które przy nagłym i
zbrojnym napadzie byłyby nieuniknione. Kierował się tedy miłosierdziem
względem właściciela tego domu oraz wdzięcznością dla dobroczyńcy za
doznaną przysługę.
Nadto ostatnie godziny jego wolności miały upłynąć spokojnie i
majestatycznie po sprawowaniu Najświętszej Ofiary, kiedy pocieszał
strapionych swych uczniów i udzielał im swego ostatniego zlecenia. Jeżeli
Ostatnia Wieczerza była o zmroku, a więc około godziny szóstej —siódmej,
udanie się do ogrodu Getsemani mogło nastąpić między ósmą a dziewiątą
godziną wieczorem. Teraz dopiero, po spełnieniu wszystkiego co zamierzał, Pan
Jezus opuszcza z uczniami Wieczernik, będący na szczycie góry Syonu, gdzie
leżała wyższa część miasta Jerozolimy.
2. Jaki był nastrój duchowy Zbawiciela w czasie tej drogi? Serce jego —
niewątpliwie — było przepełnione wielką radością i wdzięcznością ku Bogu za
tyle i tak wielkie tajemnice, które spełnił i które dla nas miały mieć tak wielkie i
wspaniałe skutki. Wszak ustanowił niekrwawą i ustawiczną Ofiarę Nowego
Zakonu, wypowiedział swój ostatni testament, a w modlitwie arcykapłańskiej —
odmówionej publicznie — ujawnił swe miłosierdzie względem wszystkich
swych przyszłych wyznawców, którzy odtąd będą świadomi jego ustawicznej
opieki nad nimi i modlitwy, jaką zanosić będzie ich Odkupiciel za nich,
przebywając ustawicznie w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza.
Oprócz radości i wdzięczności, Serce Najświętsze Pana Jezusa w czasie
tej ostatniej drogi było przepełnione również wielką żałością i niewymownym
smutkiem. Męka bowiem zbliżała się coraz bardziej. Jeden z wybranych w tym
samym czasie przygotowuje zbrojne roty, z którymi wkrótce ma przybyć, by
swego Mistrza i dobroczyńcę pojmać. Pogrążone w ciemnościach miasto
symbolizuje znajdującą się w wielkich ciemnościach duchowych ludzkość, za
którą ma On teraz oddać życie — niestety — dla wielu bezskutecznie. Smutny
Zbawiciel odbywał tę drogę mężnie i stanowczo, bez ociągania się, przybliżając
się do przeznaczonego przez Ojca miejsca uwięzienia.
Po drodze rozmawia o przyszłej swej męce, o ucieczce uczniów, o tym, że
wszyscy zgorszą się z niego. Dlatego przytacza proroctwo: „Mieczu, ocknij się
na pasterza mego i na męża złączonego ze mną. Uderz pasterza, a rozproszą się
owce, i obrócę rękę moją na malutkie” (Zach. 13, 7). Ostatnie słowa proroka „a
obrócę rękę moją na malutkie” Zbawiciel wypowiada jaśniej: „Lecz gdy
zmartwychwstanę, wyprzedzę was do Galilei” (Mrk 14, 28). Przeciwko
zarzutowi ucieczki uczniowie protestują i jeszcze raz zapewniają, że go nigdy
23
nie opuszczą (Mt 26, 35). Pan Jezus przyjmuje zapewnienie Apostołów j
chociaż sam potrzebuje pociechy, pociesza ich, wskazując na przytoczone słowa
Pisma Świętego i na obietnice, że zamiary Boże wobec nich nie zginą.
3. Wreszcie zbliżyli się do ogrodu Getsemani, pełnego drzew oliwnych.
Część tej posiadłości istnieje po dziś dzień, a ogrodzenie otacza osiem
odwiecznych drzew oliwnych, według podania jeszcze z czasów Chrystusa.
Biorąc jednak pod uwagę, że w czasie oblężenia Jerozolimy wszystkie drzewa w
okolicy były zniszczone i żołnierze Tytusa jeździli po drzewo niezbędne dla
konstrukcji wojskowych dalej niż 100 stadiów (18,5 km), trudno z tym
podaniem się zgodzić. Można tylko przypuścić, że dzisiejsze drzewa wyrosły z
dawnych ściętych pni, jak to zwykle bywa u drzew oliwnych. W tym cichym
ogrodzie rosną jeszcze nieśmiertelniki czerwone (rozmaryny), zwane inaczej
Krwią Zbawiciela. Do tego więc ogrodu wszedł Zbawiciel z uczniami, aby się
pomodlić.
W ogrodzie rajskim dokonał się upadek naszych prarodziców, a
odkupienie rozpoczęło się w ogrodzie oliwnym. Wołanie Boga, rozlegające się
niegdyś po raju: „Adamie, gdzie jesteś?” (Rozdz. 3, 10) dopiero teraz znajduje
odpowiedź nowego Adama i zadośćuczynienie za grzech pierwszego w słowie:
„Oto idę” (Ps. 39, 8). Z Góry Oliwnej Zbawiciel ma wstąpić do nieba i zająć
tron swej chwały po prawicy Ojca Niebieskiego, by przy końcu świata zstąpić
jako Sędzia na obok leżącą dolinę Jozafata i wydać wyrok ostateczny na
wszystkich. Słuszną jest rzeczą, by u stóp tej góry i obok tej doliny rozpoczął
swą mękę na modlitwie gorącej, która staje się bramą majestatyczną i
przedsionkiem świętości jego cierpień. Chociaż ta modlitwa przyniesie mu
niewypowiedzianą mękę i będzie ofiarą z wolności, jednak jej nie opuszcza i
śmiało wstępuje w straszne koło swych boleści, kończące się haniebnie
śmiercią.
***
Nieraz smutek, pochodzący z oczekiwania nadchodzącego nieszczęścia,
wysysa z nas siły żywotne i odbiera ochotę do życia. Nawet Eliasz, który miał
moc ściągać ogień z nieba, musiał doświadczyć takiego stanu. Upadłszy pod
krzakiem jałowca wołał: „Panie, lepiej mi skonać, niż żyć w takim bagnie!” Pan
Jezus również musi walczyć z takim lękiem i odrazą. Jeżeli ja czasem odczuję
wstręt i lęk na widok moralnego upadku dusz, zniewagi sakramentów lub
urągania cnocie, będę się wtedy jednoczył z cierpiącym Jezusem i prosił o
pociechę. Z tego zlania się uczuć obopólnych będę czerpał siłę do pokonania
choćby największego smutku, zniechęcenia i odrazy.
24
9. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Natura i przyczyna cierpień)
„Ojcze, jeżeli chcesz, oddal ode mnie ten kielich”
(Łuk. 22, 42).
Gdy przyszli do ogrodu, Pan Jezus pozostawił ośmiu Apostołów przy
bramie i kazał im modlić się, aby nie weszli w pokuszenie: „Módlcie się,
abyście nie weszli w pokuszenie” (Łuk. 22 40). Następnie wziął ze sobą trzech
świadków swego przemienienia, a więc ukochanych uczniów: Piotra, Jakuba i
Jana, prowadząc ich w to miejsce, gdzie chciał się modlić. Świadkowie chwały
Pana Jezusa podczas przemienienia stali się świadkami innej sceny, albowiem
wobec nich Zbawiciel „począł się lękać i cierpieć nad miarę” (Mrk 14, 33).
Gdy oni starali się go pocieszyć, westchnął i powiedział: „Smutna jest dusza
moja aż do śmierci, zostańcie tu i czuwajcie” (Mk 14, 34). W bezbrzeżnym
smutku, który go przytłaczał, pragnął pozostać sam. Dlatego „oddalił się i od
tych trzech uczniów, jakoby na rzut kamienia i upadłszy na kolana, modlił się”
(Łuk. 22, 41).
1. Trzej Apostołowie z odległości około czterdziestu kroków z
zaniepokojeniem obserwowali Pana Jezusa, który łkając „padł na ziemię i
modlił się, aby, jeżeli to być może, ominęła go ta godzina. I mówił: Abba, Ojcze!
Wszystko dla ciebie możliwe, oddal ode mnie ten kielich; wszakże nie to, co ja
chcę, ale co ty. I przyszedł i zastał ich śpiących. I rzekł do Piotra: Szymonie,
śpisz? nie mogłeś czuwać jednej godziny? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie
popadli w pokuszenie: duch wprawdzie jest ochoczy, ale ciało omdlałe. I
odszedłszy, znowu modlił się, te same słowa mówiąc. A wróciwszy zastał ich
znowu śpiących (albowiem oczy ich były senne) i nie wiedzieli, co mu
odpowiedzieć. I przyszedł po raz trzeci i rzekł im: śpijcie już i odpoczywajcie.
Dosyć, nadeszła godzina! Oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce
grzeszników” (Mrk 14, 35 – 41).
Z powyższego opowiadania wynika, że Chrystus Pan cierpiał w Ogrójcu
wewnętrznie na duszy, a ból ten duchowy mógł być bardziej dotkliwy, niż
cielesny. Zresztą ten ból duchowy pociąga za sobą nawet ból fizyczny.
Cierpienia te były różne i liczne. Wyliczają trzy główne cierpienia: bojaźń,
odrazę i żałość. Już jedno z tych cierpień może uczynić człowieka
25
nieszczęśliwym, a cóż dopiero wszystkie, jakie uderzyły na biedne serce
Zbawiciela, przechodzące wszystkie stadia wewnętrznego opuszczenia. Pojęcie
o ogromie tych cierpień daje nam niestałość w zachowaniu się Pana Jezusa: to
się oddala, to się zbliża do Apostołów, to się modli, to się uskarża na
opuszczenie, to budzi śpiących swych uczniów, to mówi „śpijcie już i
odpoczywajcie”, — słowem zdradza niezwykłe napięcie wewnętrznego
niepokoju, wzburzenie całej natury i wewnętrzne cierpienie.
Zbawiciel nigdy nie przesadzał; skoro tedy mówi: „smutna jest dusza
moja aż do śmierci”, to na pewno odczuwa taki smutek, opuszczenie i boleść,
jaką się czuje przy konaniu, które już wówczas mogłoby nastąpić, gdyby
Bóstwo nie podtrzymywało natury ludzkiej i nie umacniało jej. Musiała ta
boleść być wielka, jeżeli ten, który za kielichem cierpień tęsknił i prosił o niego,
teraz czuje taką jego gorzkość i nieznośność, że się od niego odwraca, wyprasza
oraz czuje niezwykły wstręt i odrazę: „I stał się pot jego jako krople krwi
spływającej na ziemię” (Łuk. 22, 44). Świadczy to o delikatnym i wrażliwym
układzie ciała Zbawiciela i o wspaniałej potędze jego woli.
2. Trzem głównym cierpieniom odpowiadały trzy ich przyczyny, a
mianowicie: bliskość śmierci, poznanie grzechów i należnych mąk za nie oraz
mały dla wielu pożytek z Jego męki. Bojaźń i trwoga pochodziły z bliskości
utraty życia. Dla każdego człowieka, a nawet dla każdego stworzenia życie jest
słodkie, a utrata jego gorzka. A cóż dopiero dla Pana Jezusa, który, jak nikt
inny, znał cenę swego życia, jego godność i świętość, jego wartość dla nieba i
ziemi, a przede wszystkim dla swojej Matki i przyjaciół. To życie, tak młode ma
teraz stracić, i to w sposób tak okrutny. Pan Jezus widział wszystkie obrazy i
sceny nadchodzącej swojej męki, wszystkie narzędzia, które miały dręczyć jego
ciało, co wywołało w naturze ludzkiej niezwykłą bojaźń i trwogę, powodując
drżenie ciała Zbawiciela, pocenie potem krwawym. „Dla nieprawości ukarałeś
człowieka i uczyniłeś, że uschła jako pajęczyna dusza jego” (Ps. 38, 12).
Odraza i wstręt w duszy Zbawiciela powstały z dokładnego poznania
ohydy grzechów, za które miał ponieść tak okrutne męki i śmierć. Widział on
występki wszystkich ludzi po wszystkie czasy. Widział straszne spustoszenia,
jakie sprawiały one na duszy i ciele poszczególnego człowieka w życiu
doczesnym oraz straszne kary w życiu przyszłym. Widział nieskończoną obrazę
Majestatu Bożego, która domagała się nieskończonego zadośćuczynienia.
Widział i swoją godność i swoją Boską Osobę znieważoną w czasie męki i w
przyszłości przez swych wrogów, a nawet przez niegodnych swoich
wyznawców. Widział naszą okrutność, obojętność, zatwardziałość, nasze
samolubstwo i sobkostwo. Dlatego odczuwał bezgraniczny wstręt i odrazę
naturalną do tych ludzi, którzy mimo jego poświęcenia i nieskończonej ofiary
nie zechcą z niej należycie korzystać.
26
Żałość i smutek były skutkiem poznania, że dla wielu męka jego i śmierć
haniebna będzie bezowocna. Przez Wcielenie Pan Jezus zaślubił ludzkość jako
oblubienicę, którą ma doprowadzić do Ojca Niebieskiego. W tym celu założył
Kościół, ustanowił w nim sakramenty święte a zwłaszcza Sakrament Ołtarza, a
teraz oddaje się dobrowolnie na straszne męki. A czy wszyscy ludzie z tego
skorzystają należycie? Jak zwykle będą od jego nauki odwracać się albo Jego
łask nadużywać. Widział, jak jego nauka będzie wykoślawiona przez heretyków,
jak jedność w Kościele będzie porwana przez schizmatyków, widział jak całe
narody będą oderwane od jego mistycznego ciała i jak wiele dusz zginie dla
życia nadprzyrodzonego, które on pragnie zaszczepić we wszystkich. Widział to
wszystko w nieprzeliczonych obrazach, znakach i dlatego się smucił, skarżył i
wzdychał, modlił się w lęku i trwodze, a nawet krwawo się pocił. Chciał znaleźć
pociechę u wiernych Apostołów, ale zastał ich śpiących.
***
Syn Boży upodobnił się do mnie, by być mi pomocą w moich trudach i
cierpieniach. Jakżebym nie miał z Nim współczuć i Jemu dziękować za to!
Serce Jezusa szuka pociechy i nie znajduje jej ani u ludzi, ani u Ojca! Przyjaźń
jest wielkim skarbem, ale czasem jej zabraknie i to najczęściej w nieszczęściu.
Wówczas wspomnę na opuszczonego Jezusa w Ogrójcu, na jego smutek, żałość,
odrazę i bojaźń. Przytulę się do jego Serca drżącego i na pewno nie odejdę bez
pociechy i pomocy z wysokości.
10. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Sposób i cel cierpień)
„I odszedłszy, znowu się modlił,
te same słowa mówiąc” (Mk 14, 39).
Nigdy w całym życiu Pan Jezus nie okazał się tak prawdziwie
człowiekiem, jak w Ogrójcu na modlitwie. Czyniąc ogromny wysiłek, z
pobladłym obliczem, z drżącymi kolanami, wyciągniętymi rękami — klęczy,
pada na twarz, podnosi się i znowu pada, wije się z boleści i wewnętrznej
udręki, jakiej nikt jeszcze nie odczuwał i odczuwać nie będzie. Patrząc na to, a
nawet tylko wyobrażając sobie tę scenę, każdy może wskazać na Zbawiciela i
27
powiedzieć z Piłatem: „Oto człowiek”. Jeżeli zaś zwrócimy uwagę na
okoliczności tych cierpień i cel, dla którego one zostały podjęte, wówczas
również każdy obserwator może z całą słusznością zawołać głośno za setnikiem:
„Oto prawdziwy Bóg!”.
1. Przede wszystkim Pan Jezus poddał się tym cierpieniom zupełnie
dobrowolnie. Był bowiem nieograniczonym Panem wszystkich swoich
wzruszeń i uczuć. On sam dopuścił na siebie te cierpienia, sam się zanurzył w
strasznych głębinach męki duchowej. I to jest głęboka tajemnica, że mimo
jasnego oglądania Boga, który mu ukazywał mękę w świetle chwały, mógł on
czuć jednocześnie wielki smutek, bojaźń i odrazę w czysto duchowej woli. Te
cierpienia można uważać za cud, dla nas niezrozumiały. Przez tę dobrowolność,
ofiara Pana Jezusa staje się stokroć większa, droższa, dla nas skuteczniejsza, a
dla Ojca niebieskiego milsza. Swoją pierwszą krew wylewa sam, a wylewa tak
obficie i poniekąd publicznie w obecności ulubionych swych uczniów.
Następnie cierpi Pan Jezus z wielką pokorą, jaką okazuje szczególnie w
swojej modlitwie. Modli się w pokornej postawie, z całego serca i najczulszymi
słowami wobec swych Apostołów, zdaje się całkowicie na wolę Ojca, mimo iż
ciężko mu rozstawać się z życiem. Okazuje miłującą troskę o Apostołów, kiedy
się ciągle za nimi ogląda, ostrzega ich, a również zachęca do modlitwy. Ich
opieszałość stara się wytłumaczyć i usprawiedliwić. „Duch wprawdzie jest
ochoczy, ale ciało omdlałe.” (Mrk 14, 38).
Nadto cierpi Zbawiciel wytrwale. Walka była ciężka, smutek ludzkiej
natury niewymowny, a wola musiała przetrwać długi straszliwy atak i oblężenie.
A jednak nie załamuje się, trwa mocno, pozostaje stale przy woli Bożej, by nas
przez swoją mękę wybawić, i zwycięża! Mężnie znosi najbardziej zajadłe ataki,
opiera się zniechęceniu i przeciwstawia bojaźni i trwodze. Według świętego
Bonawentury Pan Jezus przyjął nie tylko naturę ludzką, ale i jej ułomności;
poddał się dolegliwościom ciała — głodowi, pragnieniu, znużeniu; poddał się
również i dolegliwościom duszy, które się ujawniły szczególnie w Ogrójcu w
postaci smutku, bojaźni i wstrętu. Trwożył się więc i smucił dlatego, że był „na
podobieństwo nam we wszystkim prócz grzechu” (Żyd. 4, 15).
Czujemy się szczęśliwi, jeżeli uda się nam wyzwolić z ucisku cierpienia, i
nikt chyba z ludzi dobrowolnie nie przedłuża sobie cierpienia, ani też na siebie
go nie sprowadza. Byłoby to wielką ofiarą ze strony naszej, gdybyśmy dla dobra
innych chcieli cierpieć i cierpienia swoje przedłużać. A tak właśnie uczynił
Zbawiciel już w Ogrójcu. Rzeczywiście, stał się tłocznią dla siebie, jak
przepowiedział Prorok: „Samem tłoczył prasę, a z narodów nie masz męża ze
mną” (Iz. 63, 3).
28
2. Po co cierpiał Pan Jezus w Ogrójcu? By ujawnić, że był prawdziwym
człowiekiem i prawdziwym Bogiem, że miał dwie wole: ludzką i Boską, gdy
mówił: „Ojcze mój, jeśli to być może, niechaj odejdzie ode mnie ten kielich,
wszakże nie jako ja chcę, ale jako ty” (Mat. 26, 39). Miał tedy Zbawiciel
prawdziwą naturę ludzką ze wszystkimi jej pożądliwościami i skłonnościami, z
tą tylko różnicą, że w Nim nawet powstanie wzruszenia zależało od woli
ludzkiej, którą zawsze poddawał woli Bożej. Nadto chciał nas pouczyć, że to
wzruszenie samo przez się nie jest ani dobre ani złe, a staje się takim zależnie od
tego, czy wola pragnie zła czy dobra. Wstręt u Chrystusa nie był
niedoskonałością, bo dobrowolnie go na siebie dopuścił. Chrystus był wzorem
harmonii wewnętrznej.
Nadto przez cierpienia w Ogrójcu chciał Pan Jezus zadośćuczynić za
grzechy niedoskonałości, jakie popełniamy w czasie wewnętrznych
doświadczeń, a więc za niecierpliwość, brak zgadzania się z wolą Bożą, za brak
wspaniałomyślności, za zaniedbanie modlitwy, za niewierność w
postanowieniach, za ustawiczne skargi na los a nawet na Boga, że nas
doświadcza. Chciał nadto Zbawiciel wszystkie wewnętrzne cierpienia
doświadczyć na sobie, i to w najwyższym stopniu, by wysłużyć nam łaski do
znoszenia podobnych w sposób należyty, z pożytkiem dla zbawienia naszych
dusz. Bardzo często bowiem w czasie cierpień załamujemy się i nie znosimy ich
w duchu pokuty za grzechy nasze i innych ludzi, jak to czynił Pan Jezus w
Ogrójcu, cierpiąc za nieprawości całego świata.
Wreszcie chciał Zbawiciel pocieszyć nas swoim przykładem, gdy w
czasie wewnętrznych doświadczeń nigdzie nie znajdziemy pociechy. Często
zdarza się, że w cierpieniach i nieszczęściach jakie spadają na nas, wszyscy nas
opuszczają, nie znajdujemy u nikogo współczucia ani oparcia, wszyscy
przyjaciele odwracają się od nas i czujemy się zupełnie samotni i opuszczeni.
Wówczas należy sobie przypomnieć, że Zbawiciel w Ogrójcu był również
opuszczony przez wszystkich, nikt nie miał dla niego pociechy i cały ciężar
cierpienia musiał dźwigać sam jeden. Sama myśl o tym przyniesie nam wielką
ulgę, która wzmoże się jeszcze, jeżeli wówczas będziemy modlić się do
cierpiącego w Ogrójcu Zbawiciela.
Podobne godziny, jakie miał Pan Jezus w Ogrójcu, z pewnością będziemy
przeżywali. Będzie to przede wszystkim godzina naszego odejścia,
przedśmiertnej walki wyrzutów sumienia, gdy duszę naszą wstrząśnie bojaźń,
smutek, opuszczenie ogólne i żałość czasu straconego i łask zmarnowanych.
Otóż wówczas w Chrystusie Panu znajdziemy Serce, które zrozumie nasze
potrzeby. To Serce nie zawahało się ani na chwilę w czasie konania w Ogrójcu,
aby nam na godzinę naszego konania wysłużyć miłosierdzie Boże. Cel i
znaczenie tej tajemnicy niech będzie zawsze w pamięci naszej, — a przede
wszystkim starajmy się o tym pamiętać w niebezpieczeństwie śmierci, jak
29
również naszym konającym braciom przywódźmy na pamięć konanie Pana
Jezusa w Ogrójcu.
***
Dlaczego, Panie, ja nie miłuję cierpienia? Dlatego, że Ciebie nie miłuję
należycie. Gdybym Ciebie bardziej kochał, na pewno znosiłbym cierpienia moje
z żywszą wiarą, głębszą pokorą, z silniejszą ufnością i miłością. Dlatego byłem
smutny, że nie szukałem pociechy u Ciebie konającego w Ogrójcu. Zmiłuj się
tedy nade mną, okaż Miłosierdzie Swoje przez trwogę śmiertelną, którąś dla
mnie wycierpiał w Ogrójcu.
11. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Pan Jezus zaleca uczniom czuwania i modlitwę)
„Czuwajcie i módlcie się, abyście nie
popadli w pokuszenie” (Mt. 26, 41).
Chrystus w wielkiej rozterce duchowej czuł się zupełnie opuszczony w
Ogrójcu. Dlatego szukał towarzystwa przynajmniej trzech ukochanych uczniów,
pragnąć słyszeć słowa pociechy lub ujrzeć przyjacielski gest, co dałoby mu
odczuć, nie jest sam. Atoli gdy się zbliżył do nich, znalazł wszystkich
pogrążonych w śnie, łącznie z Piotrem, który tak niedawno wylał cały potok
słów na dowód swojej rzekomej wierności. Toteż, zwracając się do niego,
powiedział: „Szymonie, śpisz? nie mogłeś czuwać jednej godziny?” A następnie
do wszystkich: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie:
duch wprawdzie jest ochoczy, ale ciało omdlałe. I odszedłszy znowu modlił się”
(Mk. 14, 38). Ta poważna przestroga Zbawiciela dotyczy nie tylko Apostołów,
ale wszystkich ludzi. Zastanówmy się tedy, na czym ona polega.
1. „Czuwajcie!” Mimo przestrogi Apostołowie nie czuwali, ale spali,
albowiem nie zdawali sobie sprawy z grozy chwili i nie przewidywali
wypadków, które za chwilę miały nastąpić. Pojmanie Chrystusa zastało ich
nieprzygotowanych, dlatego wobec grożącego im samym niebezpieczeństwa
stracili męstwo, ufność w miłosierdzie Boże, oddali się bojaźni i pouciekali. Z
powodu braku czuwania, osłabła nawet ich wiara tak dalece, że Piotr mimo
30
swego przywiązania do Mistrza, czego dal liczne dowody, haniebnie po trzykroć
się Go zaparł, potwierdzając nawet przysięgą, że Go nie zna.
Są ludzie, którzy również nad zbawieniem swej duszy mało lub wcale nie
czuwają; żyją z dnia na dzień, bez zastanowienia, narażają się na bliskie okazje
grzechu, upadają, są pogrążeni w śnie duchowym i nie przygotowują się do
najniebezpieczniejszej chwili w życiu — śmierci, która często ich
nieprzygotowanych zastaje. Wprawdzie są czujni, ale tylko o sprawy doczesne.
Czuwają pilnie nad zdrowiem swoim, nad majątkiem, dbają, by ich żadna
przyjemność, żadna oznaka szacunku i czci nie ominęła. Pilnie śledzą sprawy
polityczne, bystre mają oko na sprawy swych bliźnich i krytykują najmniejsze
ich uchybienia. Ale tylko o własnej duszy niewiele wiedzą: sprawy jej są dla
nich obce. Do takich, jak i do Apostołów, Zbawiciel skierowuje przestrogę:
„Czuwajcie!”.
Czuwanie polega nie tylko na tym, by wystrzegać się niebezpieczeństwa i
okazji do grzechu, ale i na tym, by wszystkie swoje obowiązki we właściwym
czasie dokładnie wypełniać, — zdawać sobie sprawę w jakim porządku je
wykonywać, by ich nie opóźniać ani nie przyspieszyć, — by je wykonywać
rozważnie, bez zbytecznego pośpiechu, by przezornie obmyślać rzeczy przyszłe,
pilnie śledzić pobudki skłaniające nas do takiej lub innej czynności. Wreszcie
należy pamiętać o zleceniu, jakie Zbawiciel dał Apostołom w mowie
pożegnalnej: „Trwajcie we mnie, a ja w was” (Jan 15, 4). Apostołowie
zapomnieli o tym zleceniu i nie używali środków koniecznych do łączności z
Mistrzem, jakimi są: wiara żywa, miłość gorąca i modlitwa ufna w miłosierdzie
Boże. (Patrz rozdział 2).
Będę teraz czuwał, co i jak czynię, by mię nie unosiła namiętność, by pod
pozorem cnoty grzech się nie zakradł do serca mego przez brak odpowiedniej
intencji. Będę często przypominał sobie tę przestrogę Chrystusa: „Czuwajcie!”.
2. „Czuwajcie i módlcie się!” Samo czuwanie nie wystarcza: potrzebna
jest jeszcze modlitwa, która winna iść w parze z czuwaniem. O własnych siłach
nie zdołamy zawsze czuwać, potrzeba ku temu pomocy z góry, którą winniśmy
wyprosić przez modlitwę. Zbyt jawna jest nieudolność nasza, byśmy
zastanawiając się nad nią nie zrozumieli, jak potrzebna jest nam modlitwa.
Apostołowie nie modlili się w Ogrójcu i dlatego nie mogli czuwać i posnęli.
Wprawdzie Bóg mógł dać im łaskę czuwania bez modlitwy, ale wówczas
wpadliby jeszcze w większą nędzę, w pychę, albowiem mogliby sobie przypisać
to, co pochodziłoby od Boga. Dlatego Zbawiciel poleca im modlić się i prosić
Ojca Niebieskiego o pomoc do wytrwania w tak niebezpiecznej chwili. Oni zaś
zaniedbali tego i dlatego czuwać nie mogli, i dlatego też posnęli.
Z dwojakiego powodu modlitwa jest dla nas wszystkich konieczna: jako
prośba jest ona środkiem nieodzownym do otrzymania zbawienia, a po wtóre
31
Bóg osobnym przykazaniem włożył na nas obowiązek modlitwy. Inaczej
mówiąc, modlitwa jest dla nas konieczna koniecznością środka wiodącego do
celu i koniecznością płynącą z przykazania. Konieczność środka jest
koniecznością z natury, która oznacza, że bez odpowiedniego środka nigdy się
nie osiągnie zamierzonego celu. Na przykład spożywanie pokarmów jest z
natury rzeczą konieczną do zachowania życia, natomiast przyjmowanie
lekarstwa jest rzeczą konieczną z nakazu lekarza. Są również rzeczy z natury
swojej konieczne do zachowania życia wiecznego, tak, że nawet niezawinione
ich opuszczenie uniemożliwia zbawienie. Do takich rzeczy należy modlitwa.
Ale nadto modlitwa jest konieczna dla nas, Chrystus zobowiązał nas do
niej osobnym przykazaniom: „Czuwajcie, modląc się w każdym czasie, abyście
ujść godni byli tego wszystkiego, co przyjść ma, i mogli stanąć przed Synem
Człowieczym” (Łuk. 21, 36). „Zawsze należy się modlić, i nie ustawać” (Łuk.
18, 1). „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a
będzie wam otworzone. Każdy bowiem kto prosi, otrzymuje; kto szuka —
znajduje; a kołaczącemu będzie otworzone” (Łuk. 11, 9 – 10). Słowa te mają
moc przykazania Bożego i obowiązują wszystkich w sumieniu. I kto by przez
dłuższy czas, np. przez miesiąc, wcale się nie modlił, nie byłby wolny od
grzechu śmiertelnego. Szczególnie modlić się mamy, gdy się znajdujemy w
stanie grzechu, albo w niebezpieczeństwie grzechu lub śmierci. Apostołowie
wiedzieli o tym przykazaniu, a mimo to nie modlili się i dlatego posnęli, a
następnie uciekli.
Życie nasze na ziemi jest ustawicznym bojowaniem z trojakim
nieprzyjacielem: światem, ciałem i czartem: a każdy z nich, zwłaszcza ostatni,
bardzo groźne sprowadza pokusy. Toteż Apostoł Piotr, wiedząc z doświadczenia
czym jest brak czuwania i modlitwy z czasem w liście napisze: „Bądźcie
wstrzemięźliwi i czuwajcie, bo wróg wasz szatan, krąży jako lew ryczący,
szukając kogo by pożarł” (I.P. 5, 8 – 9).
Wiem, że wszystkie grzechy moje pochodzą z braku czuwania i
modlitwy. Toteż postanawiam czuwać nad wzrokiem, słuchem i innymi
zmysłami oraz nad poruszeniami serca, a każdą pokusę tłumić w zarodku. Panie
Jezu, w imię obietnicy, którąś do modlitwy przywiązał, nie opuszczaj mnie, ale
w nieskończonym swym miłosierdziu rządź, prowadź i użycz mi daru modlitwy,
abym każdego dnia rósł w świętej miłości Twojej i bezgranicznej ufności w Twe
miłosierdzie.
32
12. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Anioł umacnia Pana Jezusa, z którego pot krwawy spływa)
„I ukazał mu się Anioł z nieba,
umacniając go” (Łuk. 22, 43).
Sroga męka wewnętrzna Pana Jezusa, rozdzierająca jego duszę, doszła już
do szczytu. O tej męce sam Zbawiciel powiedział do św. Marii Małgorzaty
Alacoque: „Tam więcej cierpiałem wewnętrznie, niż w całej męce swojej. W
zupełnym opuszczeniu od nieba i ziemi widziałem się obarczonym grzechami
całego rodzaju ludzkiego. Tak ukazałem się przed nieskończoną świętością Ojca
mojego, który mimo niewinności mojej osobistej, przygniótł mię całym
brzemieniem gniewu swego za grzechy, które wziąłem na siebie. Kazał mi wypić
kielich, do którego zlał całą g o r z k o ś ć sprawiedliwości swojej, jak gdyby
zapomniał Ojca, a widział we mnie tylko ofiarę strasznej pomsty swojej. Żadne
stworzenie nie zdoła pojąć jak wielka była męka, którą tam za grzeszny rodzaj
ludzki wycierpiałem”. Te słowa potwierdzają wspomnienia ewangelii o
krwawym pocie Zbawiciela w Ogrójcu i pocieszeniu Anioła.
1. „I stał się pot jego jako krople krwi spływającej na ziemię” (Łuk. 22,
44). Pot krwawy znany jest lekarzom. Już Arystoteles używa tego wyrażenia, że
„niektórzy wydzielali krwawy pot”. Fizjologowie stwierdzają, że pod wpływem
silnej walki wewnętrznej — woli wyższej, opierającej się zachceniem niższej
władzy pożądania — przez delikatne otwory ciała wyciska się nawet krew z
włoskowatych naczyń krwionośnych. Ten fizjologiczny proces nazywa się
„hematidrozą”. Ponieważ Zbawiciel znajdował się w wyjątkowych
okolicznościach, mógł ten proces w nim nastąpić w sposób naturalny, co jest
nowym dowodem rzeczywistości w Panu Jezusie natury ludzkiej. Wiadomość o
pocie krwawym Chrystusa w Ogrójcu znajdujemy tylko w ewangelii świętego
Łukasza, który — jako lekarz — nie zawahał się podać tego świadectwa o jego
śmiertelnych zapasach.
„A będąc w ucisku (agonii), tym dłużej się modlił” (Łuk. 22. 43). Słowo
„agonia” oznaczało u Greków zapasy atletów, walczących o nagrodę. Nieco
później ten wyraz stosowano do wszelkiego strachu i niepokoju, szczególnie
przy ostatnim zmaganiu się człowieka ze śmiercią. Słusznie nazwano agonią
cierpienia Pana Jezusa w Ogrójcu, gdyż było to prawdziwe konanie. Grzechy
33
całego świata i wszystkich czasów przygniotły Zbawiciela takim straszliwym
brzemieniem, że dusza jego najniewinniejsza słusznie czuła ku nim wstręt i
obrzydzenie. Płonąca miłość Najświętszego Serca Jezusowego widziała z całą
jasnością ogrom zniewagi wyrządzonej tymi grzechami nieskończonemu
Majestatowi Bożemu, co spowodowało nieopisane przerażenie i boleść
niewymowną, która wycisnęła krwawy pot.
Modlitwa do Ojca o oddalenie tego kielicha musiała być powtarzana
wielokrotnie z jednostajnością, właściwą temu, kto prosi tylko o jedno, kto
będąc w ostatecznej potrzebie zdobywa się na jeden jedyny okrzyk o pomoc:
„Ojcze, jeżeli chcesz, oddal ode mnie ten kielich, wszakże nie moja, ale twoja
wola niech się stanie” (Łuk. 22,42). Wczuję się głęboko w konające Serce
Zbawiciela i z nim obudzę w sobie wstręt do wszystkiego, co obraża Boga, do
najmniejszego grzechu. Nie odejdę z tego miejsca dopóki nie postanowię
mocno: raczej umrzeć, niż Boga obrazić, niż popełnić grzech, który był
powodem takich cierpień Pana Jezusa, a nawet jego krwawego potu.
2. Zaparciu się, upokorzeniu i niezwykłym cierpieniom Pana Jezusa w
Ogrójcu odpowiedział znak z nieba: „I ukazał mu się Anioł z nieba, umacniając
go”. Znak taki towarzyszył nieraz Zbawicielowi: przy urodzeniu, w czasie postu
na pustyni i teraz. Wprawdzie Zbawiciel nie potrzebował pociechy, ale dla jego
ludzkiej natury zjawienie się Anioła z nieba było wielkim dobrodziejstwem. To
był wysłaniec Ojca Niebieskiego, który w ten sposób chciał naturę ludzką Syna
wzmocnić i pocieszyć. Na czym ta pociecha polegała, nie wiemy. Chyba Anioł
nie mógł nic zaofiarować ani zewnętrznie, ani wewnętrznie, czego by Pan Jezus
nie miał. Mógł chyba tylko wzmocnić go i pocieszyć, jak zwykliśmy wzmacniać
przyjaciół, chwaląc ich za stałość i wskazując na wspaniałe skutki ich
poświęcenia.
Który z Aniołów ukazał się Zbawicielowi cierpiącemu w Ogrójcu,
również nie wiemy. Według jednych był to Archanioł Gabriel, którego imię
oznacza moc Bożą. On objawił Danielowi czas narodzenia Mesjasza, on
zwiastował Najświętszej Maryi Panie narodzenie jego, on też mógł być posłem
Ojca do Pana Jezusa w Ogrójcu. Inni przypuszczają — może z większym
prawdopodobieństwem, że był to Archanioł Michał, któremu jako księciu
Aniołów najwłaściwiej przypadał zaszczyt tak wysokiego poselstwa. Anioł
ukazał się Zbawicielowi w postaci widzialnej i przemawiał do niego głosem
ludzkim zewnętrznym; był bowiem widziany i słyszany przez Apostołów.
Inaczej bowiem Ewangelista nie mógłby napisać: „I ukazał się mu Anioł z nieba
umacniając go” (Łuk. 22, 43).
Słusznie przedstawiają tego Anioła z kielichem w ręku nie jakoby był
posłany dla odjęcia tego kielicha męki, ale żeby Pana Jezusa umocnić do jego
wypicia. Kielich oznacza w pismach rabinistycznych los, przeznaczony
34
każdemu. Los, który Pan Jezus teraz przewiduje, jest ostateczną próbą, przez
którą Mesjasz musi przejść do swego triumfu. Jest to owa godzina, w której
ziarno pszenicy, padłszy na ziemię, rozpada się i obumiera, ale tworzy nowe
życie. Posłaniec niebieski był również dowodem, że Pan Jezus był prawdziwym
człowiekiem potrzebującym pociechy i wzmocnienia przez ducha niebieskiego,
który mógł mówić te słowa: „Modlitwa twoja jest nieskończenie miła Ojcu
niebieskiemu, że się zdajesz na jego wolę mimo naturalnego wstrętu. Przystąp
tedy mężnie do dzieła, które uweseli niebo i zbawi ludzi. Za tobą pójdą Święci i
Męczennicy: daj im przykład samozaparcia się, poświęcenia w najgłębszym
upokorzeniu”.
***
W każdej tajemnicy męki Pana Jezusa napotykamy jego głęboką pokorę,
która jest fundamentem wszystkich cnót. Bez pokory żądna cnota nie zachowa
swojej piękności. Bez niej wiara popada w błędy, nadzieja — w zuchwalstwo, a
miłość będzie tylko czczym dźwiękiem i mamidłem. Toteż Zbawiciel uczy nas
pokory słowem i przykładem, że będąc Bogiem przyjmuje pociechę od
stworzenia w czasie swego konania w Ogrójcu. Pokora jest to ocena siebie na
podstawie dokładnego i prawdziwego poznania. Pan Jezus znał swoją naturę
ludzką, że jest niższa od natury anielskiej. Toteż mimo połączenia z naturą
Boską w jednej Osobie Boskiej, pokornie uznaje wyższość naturalną natury
anielskiej i dlatego przyjmuje pociechę od ducha. Będę się ćwiczył w pokorze,
unikając mówienia o sobie i krytykowania innych, przyjmując chętnie uwagi,
słuszne czy niesłuszne, szczególnie zachowam postawę pokorną na modlitwie,
uznając swoją grzeszność.
13. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Pan Jezus zgadza się z wolą Bożą)
„Ojcze… nie moja, ale twoja wola
niech się stanie” (Łuk. 22. 42).
Wewnętrzna męka Pana Jezusa w Ogrójcu była tak straszna, że — według
zdania Ojców — byłby umarł, gdyby Ojciec Niebieski nie wzmocnił
Najukochańszego Syna do przecierpienia jeszcze czekających Go strasznych
35
m ę c z a r n i fizycznych. Dlatego Z b a w i c i e l powiedział do Apostołów:
Wola Boża „Smutna jest dusza moja aż do śmierci” (Mk 14, 34), co Ojcowie
wyjaśniają, że nie tylko do śmierci, jaka miała nastąpić w dniu jutrzejszym, ale
że smutek pod względem intensywności był tak wielki, iż mógł spowodować
śmierć natychmiastową. Jakaż wielka różnica między stanem duchowym Pana
Jezusa przy uroczystym wjeździe do Jerozolimy, a tym, który ogarnął go tej
nocy! Wówczas natychmiast odrzucił wszelkie wahanie się, a teraz nie tylko się
waha, ale błaga Boga, by oszczędził mu cierpień. Ale modlitwa ta jest
uwarunkowana i Pan Jezus zdaje się całkowicie na wolę Ojca: „Nie moja, ale
twoja wola niech się stanie”. Zastanówmy się nad tymi słowami Zbawiciela.
1. Wola jest to władza, przez którą istota rozumna odnosi się do swojego
dobra. Wolę ma człowiek, anioł i Bóg. Wola nasza dąży do posiadania dobra
zewnętrznego fizycznego lub duchowego. Wola zaś Boża różni się od woli
naszej tym, że się odnosi tylko do dobra wewnętrznego, jakie się w nim samym
znajduje. Wprawdzie i stworzenia są przedmiotem woli Bożej, ale drugorzędnie
i tylko o tyle, o ile w nich jest dobro Boże. Wola Boża w stosunku do stworzeń
rozumnych jest właściwie miłosierdziem, albowiem Bóg przede wszystkim
zmierza ku temu, by wyprowadzić stworzenia rozumne z nędzy i uzupełnić ich
braki. Słowem pragnie tylko ich szczęścia i pełen jest dobrotliwości,
szczodrobliwości, sprawiedliwości i łaskawości. „Miłosierdzie twoje i prawda
twoja zawsze mię broniły” (Ps. 39, 12).
To przeświadczenie, że Bóg pragnie tylko szczęścia dla nas, jest podstawą
do oddania się woli Bożej bez zastrzeżeń. „Wolą Bożą jest uświęcenie wasze”,
mówi Apostoł (I Tess. 4, 3), a zatem wola Boża względem nas jest zawsze pełna
miłosierdzia. Takie oddanie się woli Bożej jest jedną z najczystszych i
najwznioślejszych form miłości ku Bogu, jakiej przykład w stosunku do Ojca
Niebieskiego zostawił nam Pan Jezus w swojej modlitwie w Ogrójcu: „Nie
moja, ale twoja wola niech się stanie”. W tych słowach wola ludzka Pana
Jezusa całkowicie poddaje się i oddaje woli Bożej bez najmniejszych zastrzeżeń.
Dlaczego „nie moja wola”, czyli nie wola ludzka? Dlatego, że wola
ludzka bardzo często w ocenie dóbr zewnętrznych myli się i uważa za dobro to,
co w rzeczywistości nie jest dla niej właściwym dobrem, a nawet często może
być złem. Co by się stało, gdyby Ojciec Niebieski wysłuchał prośby Pana Jezusa
i mękę zagrażającą oddalił? Przede wszystkim ucierpiałaby na tym chwała
Boża, która przez tę mękę osiągnęła najwyższy stopień. Nadto ludzkość cała
pozostałaby bez zasług Pana Jezusa, z których czerpie ustawicznie tak wielkie
miłosierdzie Boże; książę tego świata nie byłby pokonany i nadal trzymałby nas
w swej niewoli; nie mielibyśmy Odkupienia, nie moglibyśmy korzystać z
sakramentów świętych, nie ziściłyby się proroctwa, a może nawet
zmarnowałaby się trzyletnia publiczna działalność Pana Jezusa wraz ze
36
wszystkimi jego naukami, cudami i przepowiedniami, w których między innymi
przepowiedział i mękę swoją.
2. Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu uczy nas, że wolno nam prosić Boga
o odwrócenie od nas grożących nam utrapień i nieszczęść doczesnych, ale pod
warunkiem, że wola nasza całkowicie poddaje się woli Bożej. Wola Boża jest po
części nam znana, a po części ukryta. Pan Jezus oznajmił nam wolę Boga, który
dwakroć — nad rzeką Jordanem i na górze Tabor — nakazał nam go słuchać:
„Ten jest Syn mój miły, w którym upodobałem sobie: jego słuchajcie” (Mt. 17,
5). Syn zaś mówi, że da nam poznać wszystko, co mu Ojciec polecił objawić:
„Wszystko cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam” (J. 15, 15). A więc
Pismo Święte i Tradycja, Kościół z całym swym skarbem praw, głos
prawowitych w nim przełożonych — jest to objawiona wola Boża wyraźna,
którą mamy cenić, jako dar miłosierdzia Bożego, kochać i spełniać. „Oczy moje
zawsze ku Panu” (Ps. 24, 15), mówi Psalmista, by śledzić i czynić wolę Bożą.
Tak postępował Pan Jezus przez całe swe życie: „Ja zawsze czynię to, co się
jemu podoba” (Jan 8, 29).
Wola Boża ukryta obejmuje nasze życie przyrodzone i nadprzyrodzone:
zdrowie, różne zdarzenia, powodzenia i klęski, godzinę i okoliczności śmierci,
stopień świętości i środki ku niej prowadzące — wszystko to są rzeczy nieznane
nam i przed nami zakryte. Wobec tej woli Bożej dusza może zająć dwojaką
postawę: albo będzie kierowała się czysto naturalnym światłem rozumu i wedle
swej woli, — albo zda się całkowicie na wolę Bożą we wszystkim. W
pierwszym wypadku człowiek będzie urządzał życie na swój sposób,
niecierpliwiąc się wszystkim, co staje w poprzek jego zamiarom. Jest to
mądrość świata, o której św. Paweł mówi, że „głupstwem jest u Boga” (I Kor. 3,
19). Ta mądrość chce nawet w rzeczach nadprzyrodzonych nie cierpieć, nie
doznawać pokus żadnych, nie poddawać się kierownictwu, a iść według
własnego uznania, co utwierdza w miłości własnej, a nieraz doprowadza do
nadzwyczajnego rozrostu pychy.
Nie wolno kierować się taką mądrością: „Albowiem myśli moje nie są
myślami waszymi, ani drogi wasze drogami moimi” (Iz. 55, 8), mówi Pan ustami
Proroka. „Błogosławieni ubodzy duchem… cisi… którzy płaczą… cierpią
prześladowanie” — oto są ideały Boże (i wiele innych), których nam dostarcza
każda stronica Ewangelii. Zastosowanie jednak tych ideałów zostaje dla nas
zakryte i wobec tych zamiarów Boga winniśmy zająć postawę oddania się Jemu,
złożenia w Jego ręce naszej osobowości, naszych osobistych poglądów, by z
całą pokorą przyjąć wyroki Boże, jak je przyjął Pan Jezus w Ogrójcu.
Prawdziwą mądrością będzie nie mieć w tych rzeczach swej woli, ale zaufać
odwiecznej mądrości i jego świętej woli, która jest dla nas samym
miłosierdziem. Oto najprostsza i najkrótsza droga do świętości.
37
***
Obecnie wiele rzeczy jest przede mną zakrytych, jak dawniej były zakryte
przeżycia, które mnie już spotkały. Nie wiem, czy będę żył długo, jakim będę
cieszył się zdrowiem, czyli mnie Bóg poprowadzi tą, czy inną drogą, gdzie umrę
i w jakich okolicznościach. Wobec tego wszystkiego muszę zachować
największy spokój. Wiem bowiem, że mnie nic nie spotka, czego Bóg od
wieków nie przewidział i nie postanowił. W najgorszym położeniu rzucę się w
objęcia nieskończonego miłosierdzia Bożego, jak dziecko w objęcia matki, i
pójdę tam, dokąd mnie poprowadzi. „Izali może niewiasta zapomnieć
niemowlęcia swego? A choćby ona zapomniała, ja nie zapomnę o tobie” (Iz. 49,
15), mówi Pan Bóg Zastępów.
14. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Pocałunek Judasza)
„A Jezus rzekł cło niego: Przyjacielu,
po coś przyszedł?” (Mt. 26,50).
Judasz po wyjściu z Wieczernika udał się do członków Sanhedrynu,
którzy poczynili już przygotowania do pojmania Pana Jezusa: przygotowali
s ł u ż b ę świątyni do wyprawy i u z y s k a l i od prokuratora oddział zbrojnych
żołnierzy rzymskich z setnikiem na c z e l e , przedkładając mu, że chodzi o
pojmanie burzyciela politycznego, który gotów jest ze swoimi zwolennikami
wywołać zaburzenia w stolicy (Mrk. 14, 43; Łuk. 22, 52; Jan 18, 3). Do nich
przyłączyli się niektórzy z kapłanów i przywódców świątyni oraz starsi z ludu.
Przy ostatecznym omawianiu sprawy z wyższymi kapłanem Judasz ustalił
specjalny znak, po którym miano poznać pana Jezusa: „Którego pocałuję, ten
jest, chwytajcie go, a prowadźcie ostrożnie” (Mk. 14, 44). Ten tłum na czele z
Judaszem, idącym prawdopodobnie z przodu, w pewnym oddaleniu, aby nie
osądzono, że ma z nim coś wspólnego, skierował się ku Ogrójcowi.
Zastanówmy się nad spotkaniem Pana Jezusa z Judaszem i następstwami tego
spotkania.
38
1. Pan Jezus, umocniony przez Anioła, po raz trzeci przychodzi do
Apostołów i znajduje ich śpiących. Mówi do nich: „Śpijcie już i odpoczywajcie,
oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników.
Wstańcie pójdźmy, oto przybliżył się ten, który mię wyda” (Mt. 26, 45 – 46).
Następnie po przyłączeniu się ośmiu Apostołów, którzy zostali przy bramie
ogrodu, Zbawiciel wyszedł na spotkanie Judasza. Spotkał go prawdopodobnie
naprzeciw drogi obok ogrodu, wiodącej do dzisiejszej tak zwanej groty
krwawego potu.
Jaki to wspaniały widok, gdy Pan Jezus idzie na spotkanie swych
wrogów, zachowując niebiański spokój, pogodę ducha, majestatyczne męstwo i
wolną wolę dobrowolnego oddania się na mękę. Na odwrót, z drugiej strony
widzimy wielki pośpiech, niepewność, podniecenie i wzburzenie. Jest to
doskonały obraz Kościoła, stojącego naprzeciw swych wrogów i prześladowców
przez cały czas od początku swego istnienia. Tu również panuje cichość, spokój
i całkowita pewność siebie, gdy z tamtej strony zieje nienawiść, gorączka i
zamieszanie.
Zachowanie się Judasza jest zagadkowe. Czyż mógł on nie wiedzieć, że
jego zdrada jest dostatecznie znana Mistrzowi? Czyż przed paru zaledwie
godzinami nie zapytał się Jezusa mówiącego o tym, że jeden z Apostołów go
zdradzi: „Czy to ja jestem, Mistrzu?” i czyż nie słyszał na własne uszy
współczujących słów z ust Jego: „Tyś powiedział?” (Mt. 26, 25). Dlaczego więc
udaje jeszcze przyjaciela i wybiera pocałunek na znak, którym wskaże strażom
swego Mistrza? Wszak mógł wprost zawołać: „Oto on, bierzcie go”. Mógłby to
uczynić, gdyby odczuwał do Pana Jezusa nienawiść, jakiej chyba nie miał, a
postanowił zdradzić prawdopodobnie tylko dla owych trzydziestu srebrników,
jakie otrzymał od arcykapłanów i przełożonych świątyni. W duszy jego chyba
jeszcze był ślad dawnego przywiązania do Pana Jezusa, które w tym momencie
przytłumione zostało miłością złota. Ale już za kilka godzin ta miłość złota
zniknie. Jednak przywiązanie do Mistrza nie będzie już dostatecznie silne i ufne,
aby skłonić Judasza do szukania u niego przebaczenia.
Wszystko układało się według ustalonego planu. Judasz zbliża się do
grupy Dwunastu, wpatruje się by rozpoznać w mroku Pana Jezusa. W pewnej
odległości za Judaszem znajduje się przyprowadzona przez niego zbrojna straż.
Po rozpoznaniu Mistrza zdrajca kładzie mu ręce na ramieniu, całuje w twarz i
„rzecze: Bądź pozdrowiony, Mistrzu!” (Marek 14, 45).
2. Jak się zachowuje Zbawiciel wobec tego haniebnego czynu? Nie
wzbrania się od pocałunku, ale go dopuszcza, przyjmuje i wzajemnie całuje, a
oddając pocałunek, mówi z niepojętą łagodnością: „Przyjacielu, po coś
przyszedł?”, a po pewnej chwili dodaje: „Judaszu, pocałunkiem zdradzasz Syna
Człowieczego” (Mt. 26,50; Łuk. 22, 48). Zbawiciel powiedział te słowa do
39
Judasza, aby mu okazać, że wie wszystko i aby go pobudzić do ufności i
miłości. Jakież to wielkie miłosierdzie! Cóż to za przedziwne łaski!
Największego wroga nazywać przyjacielem i okazywać mu gotowość
przebaczenia i przyjęcie do łaski tego, który w tej chwili wydaje go na śmierć.
Oto, dokąd prowadzi pragnienie zbawienia dusz i poświęcenie dla nich swego
życia.
Jak wielką bezczelność okazał Judasz, postępując tak z Mistrzem wobec
Apostołów! Jak wielką ujawnił obłudę, nikczemność, niewdzięczność i
nadużycie przyjaźni ucznia do zdrady! Gdyby to uczynił jawny wróg, nie byłoby
w tym nic dziwnego, ale czyni to obdarzony powołaniem apostoł, powiernik
tajemnic Bożych, który patrzał na tak liczne cuda Mistrza i w jego imieniu sam
może cuda czynił. Po ludzku sądząc należałoby tego nikczemnika, jakim był
Judasz, surowo zgromić, od siebie odepchnąć i zawołać: „Precz, zdrajco!”. Ale
Najmiłosierniejszy Zbawiciel nie może się zdobyć na to, lecz łagodnie i z
miłością nazywa go przyjacielem i darzy pocałunkiem, a gdy to wszystko nie
zmiękczyło tego twardego serca, zamiast pomsty i kary, boleje nad jego ślepotą:
„Wzruszył się w duchu” (J. 13, 21).
Żadne dotknięcie przez człowieka nie było dla Pana Jezusa tak
upokarzające i bolesne, jak ten pocałunek ucznia. Lżej mu było znieść uderzenie
w policzek u Annasza, ciosy żołnierzy przy biczowaniu i ukoronowaniu
cierniem, uderzenia młota przy ukrzyżowaniu, niż ten zdradziecki pocałunek
apostoła. Świat, patrząc na to, mógł z triumfem zawołać: „Patrzcie, jacy jego
uczniowie!”. Nie mniej upokarzające i bolesne dla Pana Jezusa są grzechy sług
ołtarza. Pewna świątobliwa dusza miała wizję biczowania Pana Jezusa. Dopóki
biczowali go łotrzy, Pan Jezus milczał. Ale potem przystąpili wybrani jego
słudzy — rzekomi przyjaciele i pod ich razami Zbawiciel nie mógł powstrzymać
się, by nie wydać głębokiego jęku.
„Przyjacielu, po coś przyszedł?” To pytanie skierowuje i dzisiaj Zbawiciel
do każdego z nas: „Po co jesteś powołany z nicości do bytu? Po co przyjąłeś
takie lub inne obowiązki?” Synowie tego świata taką dają odpowiedź: „Z
niczegośmy się narodzili i potem będziemy, jakoby nas nie było, bo dymem jest
dech w nozdrzach naszych, a mowa iskrą na poruszenie serca naszego. Gdy ona
zgaśnie, popiołem będzie ciało nasze, a duch rozwieje się jak delikatne
powietrze, i przeminie żywot nasz jako ślad obłoku, i rozejdzie się jako mgła,
która rozpędzona jest od promieni słońca… Pójdźcież tedy, a używajmy dóbr
niniejszych i zażywajmy rzeczy stworzonych, prędko jak w młodości” (Mądr. 2, 2
– 6).
***
40
Ja inaczej odpowiem: „Twój jestem, Panie, i do Ciebie jedynie pragnę
należeć. Twoja jest dusza moja, rozum mój, wola moja i tylko Ciebie mam
poznawać i miłować, jako pierwszy początek mój i odpocznienie moje. Cześć Ci
oddaję, Jezu, zhańbiony pocałunkiem Judasza! Wiem, które rany najbardziej
bolą twe Serce. Pochodzą one od twych przyjaciół. Moja cnota niech będzie
dowodem czci i pociechy dla Ciebie.”
15. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Piotr dobywa miecza)
„Wszyscy, którzy za miecz będą chwytali,
od miecza poginą” (Mt. 26, 52).
Skoro umówiony przez Judasza znak został dany, straż gromadnie ruszyła
naprzód. Pan Jezus wysunął się z grupy Apostołów, wyszedł naprzeciw
nadchodzących i zapytał: „Kogo szukacie? Odpowiedzieli mu: Jezusa
Nazareńskiego. Rzecze im: Jam jest. A stał też z nim Judasz, który go wydał.
Skoro im przeto rzekł: Jam jest, cofnęli się wstecz i padli na ziemię. Spytał ich
tedy znowu: Kogo szukacie? A oni powiedzieli: Jezusa Nazareńskiego.
Odpowiedział Jezus: Powiedziałem, że to ja jestem, jeśli tedy mnie szukacie,
pozwólcie tym odejść. A to, aby się wypełniły sława, które był wyrzekł: Nie
utraciłem żadnego z tych których mi dałeś” (J. 18, 4 – 9). Zastanówmy się nieco
nad tą sceną i następującą po niej obroną Piotra.
1. Dlaczego strażnicy upadli na twarz, zamiast od razu pojmać Pana
Jezusa? Oni ulegli osobowości Zbawiciela i zostali wprost przez nią
przytłoczeni. W słowie „Jam jest” przemawia ten sam, który się objawił
Mojżeszowi w postaci krzaku gorejącego i na jego pytanie — kim jesteś,
odpowiedział: „Jam jest, którym jest”. W tych słowach Jezus ujawnił potęgę
Boga, który rzucił na kolana wysłanników Sanhedrynu, jak niegdyś padli
wysłannicy króla samaryskiego, Ochozjasza, przed Prorokiem Eliaszem (4 Kr.
1, 10). Byli to słudzy świątyni, albowiem Malchus, któremu wkrótce Piotr
odetnie ucho, był sługą arcykapłana. Rzymscy żołnierze byli raczej bierni i stali
z tyłu, gotowi do interwencji dopiero wówczas, gdyby doszło do większego
zamieszania i bójki.
Dwukrotnym powiedzeniem: „Jam jest” Pan Jezus wyraźnie dał do
poznania, że jest tym poszukiwanym, a obalając najbliżej stojących na ziemię,
41
dokonał cudu, aby nie było żadnej wątpliwości, że dobrowolnie przyjął mękę, i
aby odstraszyć wrogów od zbrodni, chciał również odwrócić ich uwagę od
Apostołów, których prawdopodobnie zamierzano również zatrzymać, gdyż
zaraz dodał: „Pozwólcie tym odejść” (J. 18, 8). Jezus celowo nie nazwał
Apostołów uczniami, by nie narażać ich na gwałty ze strony straży.
Urzeczywistnia czynem to, co uprzednio powiedział o sobie: „Jam jest pasterz
dobry. Dobry pasterz życie swoje daje za owce swoje” (Jan 10, 11). Po tej
odpowiedzi Pana Jezusa straż „targnęła się nań rękoma i pojmała go” (Mrk 14,
46).
Troskliwość Pana Jezusa, który przede wszystkim pragnie ocalić uczniów,
oraz fakt, że ukochany Mistrz jest tak upokorzony i znajduje się już w ręku
wrogów, rozbudziło i podnieciło Apostołów. Odżyły w nich bojowe zamiary,
które przed kilku godzinami okazywali w Wieczerniku, a które były na pewno
szczere. Dlatego wśród szamotania się, przedzierają się do Zbawiciela i pytają:
„Panie, czy mamy uderzyć mieczem” (Łuk. 22, 49). Ale porywczy — jak
zawsze — Piotr nie czekał na odpowiedz Pana Jezusa i nie tracąc czasu, „mając
miecz, dobył go i uderzył sługę najwyższego kapłana, odcinając mu prawe ucho.
Słudze temu było na imię Malchus” (Jan 18, 10). Atoli Zbawiciel natychmiast
interweniował, zakazując mu tego czynić i upominając, aby miecz schował do
pochwy: „Schowaj miecz twój do pochwy. Czyż mam nie pić kielicha, który mi
dał Ojciec?” (Jan 18, 11). A następnie dodaje: „Wszyscy, którzy za miecz będą
chwytali, od miecza poginą. Czyż mniemasz, żebym nie mógł prosić Ojca mego,
a nie wystawiłby mi zaraz więcej niż dwanaście hufców aniołów.” (Mt. 26, 52 –
53).
2. Piotr miał dobry zamiar, gdy dobył miecza w obronie umiłowanego
Mistrza, ale kierował się w tym nie wiarą, ale naturalną porywczością swoją.
Przez to popełnił dwojaki błąd: uderzył mieczem wbrew woli Pana Jezusa i
uderzył nie tyle w obronie, ile z zemsty. Nadto ta porywczość była bardzo
nierozważna, albowiem sam nie potrafiłby wyzwolić Mistrza z silnych rąk tylu
sług i żołnierzy, narażając przy tym siebie na pewną śmierć. Gdyby Piotr
kierował się wiarą, przypomniałby sobie surową naganę z ust Zbawiciela za to,
że chciał go powstrzymać od męki (Mt. 16, 23), — przypomniałby sobie co
przed tygodniem powiedział Pan Jezus, że wstępuje do Jerozolimy, aby umrzeć
na krzyżu. Ale Piotr o tym wszystkim nie myślał; pod wpływem pierwszego
wzburzenia zapomniał o tym, — i gdyby Pan Jezus w swym nieskończonym
miłosierdziu nie pokierował sprawą inaczej, trudno przewidzieć, jakie
ściągnąłby na siebie następstwa.
Stąd płynie i dla nas nauka, że z wyjątkiem rzadkich wypadków
sprawiedliwej i koniecznej obrony, winniśmy się trzymać zasady
chrześcijańskiej: siłą siły nie odpierać. Tej zasady trzymali się chrześcijanie
pierwszych wieków. Woleli ponieść raczej męczeństwo niż stawiać zbrojny
42
opór, albowiem Królestwo Chrystusa nie pięścią, ale duchem się rządzi. Tej
zasady trzymajmy się i w naszych codziennych stosunkach z ludźmi, postępując
z wrogami łagodnie, cierpliwie i z miłością, jak opowiedział Apostoł: „Nie
brońcie samych siebie, najmilsi, ale pozostawcie to gniewowi (Bożemu),
napisane jest bowiem: Moja pomsta i ja odpłacę, mówi Pan. Ale jeśliby
nieprzyjaciel twój łaknął, nakarm go, a jeśli ma pragnienie, podaj mu napój: tak
czyniąc, węgle ogniste zgromadzisz na głowę jego” (Rzym. 12, 19 – 20).
Pan Jezus dopuścił wybuch porywczości u Piotra, by ten, jako przyszły
kierownik Kościoła, przekonał się z własnego doświadczenia, że porywczy i
niepowściągliwy zapał nie zgadza się z duchem Zbawiciela, że przede
wszystkim nie przystoi on przełożonym. Trudno opisać, jakie zamieszanie i
jakie nieszczęście sprowadzają tacy, którzy nad sobą panować nie umieją, a
jednak chcą rządzić innymi. Prawdziwa gorliwość pochodzi z miłości Boga i
bliźniego, a „miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie działa
obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w gniew,
nie pamięta urazy… Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada
nadzieję, wszystko wytrzyma” (I Kor. 13, 4 – 7).
Zbawiciel nie ograniczył się do upomnienia Piotra, lecz zwrócił się
następnie do wszystkich Apostołów, mówiąc: „Zaniechajcie, dosyć, a
dotknąwszy ucha jego (Malchusa), uzdrowił go” (Łuk. 22, 51). Ujawnił przez to
wielkie miłosierdzie swe względem wrogów, potwierdzając czynem, co
uprzednio polecał słowem: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym,
którzy was nienawidzą” (Ł. 6, 27).
***
Nie w wichrze gwałtownym duch Twój, Panie, ani w nawałnicy, nie w
burzy grzmiącej, ani w szumie fali morskiej i rwącego potoku, ale w słodkim i
rzeźwiącym „głosie wiatru cichego” (Job 4, 16). Słodki i wdzięczny jest duch
Twój, Panie, mocą Boskiej miłości przykułeś do siebie serca Apostołów,
pociągasz do siebie grzeszników, a cnotliwych w dobrym utwierdzasz. Co by się
stało ze mną, gdyby nie miłosierdzie Twoje i nie owa cierpliwość, z jaką dotąd
mnie znosisz. Użycz i mnie tego ducha cichości, abym w nim mówił, żył i
działał!
43
16. CIERPIENIA W OGRÓJCU
(Uwięzienie Pana Jezusa)
„Kohorta tedy i słudzy żydowscy
pojmali Jezusa i związali go” (Jan 18, 12).
Po uzdrowieniu Malchusa Pan Jezus zwrócił się do tłumu, wśród którego
znajdowali się najwyżsi kapłani, zarządzający świątynią i starsi l u d u :
„Wyszliście z mieczami i kijami jak na z ł o c z y ń c ę . Gdym codziennie
przebywał z wami w ś w i ą t y n i , nie podnieśliście na mnie rąk. Ale to wasza
godzina i moc ciemności” (Ł. 22, 52 – 53) Wówczas „kohorta i słudzy
żydowscy pojmali Jezusa i związali go”. Apostołowie zaś z powodu rozespania,
a potem oburzenia nie mogli na razie pojąć co się dzieje. Dopiero teraz pod
wpływem smutnej rzeczywistości, widząc upokorzenie Mistrza, zupełnie
zdezorientowani, wszyscy, bez wyjątku, rzucili się do ucieczki. Pozostał tylko
jakiś młodzieniec (ponoć Marek Ewangelista), który prawdopodobnie był synem
czy krewnym właściciela ogrodu i miał w domu ogrodnika (a może w tłoczni)
swoje posłanie, gdzie miał zwyczaj czasami nocować. Ten chłopiec został
zbudzony ze snu krzykami straży i Apostołów, więc wyszedł owinięty tylko w
prześcieradło, by zobaczyć, co się dzieje. Widząc ucieczkę Apostołów i
związanego Pana Jezusa, dla którego żywił miłość, a wiedziony również
chłopięcą ciekawością, chciał iść za zbrojnym orszakiem. „A młodzieniec
pewien szedł za nim, odziany tylko w prześcieradło. I pojmali go. Lecz on,
porzuciwszy prześcieradło, nagi uciekł od nich” (Mrk 14, 51 – 52).
1. Smutny widok roztacza się przed oczyma w Ogrójcu: miły i cichy
ogród, uświęcony modlitwą Pana Jezusa, w jednej chwili zamienia się w dzikie
zbiorowisko oprawców, którzy napadają na niewinnego człowieka. Na uwagę
zasługuje obecność części załogi rzymskiej, uzbrojonej przeciwko jedenastu
Apostołom zamierzających nawet się bronić. Pora napadu również dostatecznie
znamionuje charakter napadających. Wybrali ciemną noc, jak powiada Pismo
Św.: „Ludzie umiłowali bardziej ciemności, niż światłość, bo były złe ich
uczynki” (Jan 3, 19). Synowie ciemności rzucają się na Światłość prawdziwą, a
choć nieśli latarnie i pochodnie, nie wyszli z nocy niedowiarstwa swego, bo nie
poznali sprawcy światłości (Leon W.). Targnęli się na Tego, który chciał dać się
pojmać, uprowadzili Tego, który sam dał się związać.
44
Prawdopodobnie związanie Pana Jezusa nie obeszło się bez brutalnych
żartów, szyderstw i uderzeń, które Pan Jezus znosił cierpliwie. Związali mu tedy
ręce w tył i prowadzili, trzymając za końce powroza, popychając go i klnąc przy
potknięciach się o kamienie i inne nierówności drogi. Zbawiciel już teraz złożył
ofiarę ze swej wolności, ze czci i należnego Mu szacunku: stał się przedmiotem
srogości swoich wrogów, a przede wszystkim przedmiotem złości naszych
grzechów. Idzie jako baranek na rzeź prowadzony — cichy, milczący, pokorny,
spoglądając miłosiernie na swych oprawców, a w duchu — na nas wszystkich.
Odczuwa wielką boleść, niezwykłe upokorzenie i opuszczenie przez wszystkich
dotychczasowych przyjaciół: — idzie w otoczeniu najpodlejszych ludzi,
pałających wściekłą nienawiścią; — idzie związany jak zwierz i jak złoczyńca,
którym targano, któremu urągano i bluźniono. Gdzież są ci, co go chwalili, co
go królem swym mieć chcieli?! Gdzież są najmilsi uczniowie, gdzie są chorzy
uzdrowieni i umarli wskrzeszeni?! Nie widać tu z nich nikogo…
2. Pojmanie Pana Jezusa jest majestatycznym wstępem do męki Boga –
Człowiek. Już tu ujawniają się w nim doskonałości Boże. Przede wszystkim
jego wszechwiedza. Wiedział on, że Judasz wybrał właśnie to miejsce i tę
godzinę, widział w duchu zbliżające się roty na czele z Judaszem, wiedział o
wszystkim, co miało nastąpić (Jan 18, 2 – 4). Podobnie wspaniale ujawnia się
jego potęga Boska. On nie potrzebuje żadnego obrońcy; wystarczyłoby mu
jedno skinienie, by w Jego obronie stanęły hufce Aniołów, — jedno tchnienie,
by poskromić zuchwalstwo zbirów i obalić ich wszystkich na ziemię. Ale
najbardziej przy pojmaniu Pana Jezusa uderza nas nieskończone miłosierdzie
Boże. Jak się lituje nad Malchusem, gdy ten został zraniony przez Piotra! Jak się
troszczy o Apostołów, by oni wyszli cało i nie zostali uwięzieni! A szczególnie
jak wielką litość okazuje względem Judasza, którego w ostatniej chwili pragnie
ratować i nakłonić do pokuty. Ujawnia się prawdziwy Król Miłosierdzia!
Kościół — jako Oblubienica Pana Jezusa — jest wiernym obrazem Jezusa
pojmanego i podobnie zachowuje się ustawicznie wobec świata, który go wciąż
prześladuje, wyśmiewa, pozbawia wolności lub ją ogranicza. Proste i szczere
zamiary Kościoła są zawsze te same wobec chytrości, przewrotności, podłości i
przemocy świata. Kościół nie chwyta za miecz, bo jego potęga spoczywa w woli
Bożej, w ponoszeniu cierpień, w modlitwie za tych, którzy go prześladują.
Chociaż skrępowany i związany, błogosławi swym oprawcom i czyni dobrze
tym, którzy go szkalują i w różny sposób mu szkodzą. Więzy, zniesione dla
Chrystusa, są najpiękniejszą ozdobą jego dzieci. Krew wylana za prawdę jest dla
niego nasieniem — nasieniem chrześcijaństwa. A więzienia, przepełnione
wiernymi, są zadatkiem ostatecznego zwycięstwa.
Pan Jezus pozwolił nałożyć na ręce swoje pęta, by potargać pęta
grzechów naszych, — pozwolił nałożyć hańbiące więzy, by wysłużyć
męczennikom łaskę mężnego wytrwania w kajdanach, przyjął na siebie twarde
45
okowy, by nas związać pętami miłości, jak to przepowiedział Prorok:
„Tchnienie ust naszych — Chrystus Pan — pojman jest dla grzechów naszych,
on, któremuśmy mówili: w cieniu Twoim żyć będzie między narodami” (Treny 4,
20). Pan Jezus dopuścił to, aby spełniło się wszystko, co przepowiedzieli
prorocy: „Ale wszystko to się stało, aby się wypełniły pisma proroków” (Mat.
26, 56).
***
Przez te pęta i więzy oraz sromotne pojmanie Ciebie, Panie Jezu, w
Ogrójcu — nie dopuść, bym kiedykolwiek potargał więzy miłości Twojej i dał
się spętać więzami grzechu. Uczyń mię więźniem miłości Twojej i w tej miłości
daj mi żyć i umierać! Ufam, że Twoja łaska zachowa mię w opuszczeniu na
wspomnienie opuszczenia Ciebie przez uczniów, że powstrzyma rękę moją i
język mój od obrony, gdy z woli Twojej będę musiał znosić oszczerstwa i
poniżenia dla imienia Twego. Jak słodkie jest wspomnienie Twoje! Nad miód i
nad wszelką słodycz słodsza obecność Twoja. Nic piękniejszego nie można
zaśpiewać, nic milszego usłyszeć, nic rozkoszniejszego pomyśleć nad Ciebie,
Jezu, opuszczony przez uczniów, związany przez oprawców i prowadzony
wśród zniewag i obelg (św. Bernard). Prowadź mię drogą prawdy do życia
wiecznego.
17. PAN JEZUS U ANNASZA
„I przyprowadzili go naprzód do Annasza,
bo był teściem Kajfasza” (Jan 18, 13).
Zbrojny oddział prowadził Pana Jezusa do miasta tą samą d r o g ą , jaką
przed paru godzinami odbył on z uczniami swoimi. Przeszli potok Cedron,
weszli na wzgórze w zachodniej stronie miasta, gdzie się znajdował dom
Annasza. Już było parę godzin po północy, gdy tam przybyli. Pan Jezus pod
strażą pozostał na miejscu, a żołnierze kohorty rzymskiej wrócili do swej
siedziby w fortecy Antonii. Chociaż Annasz tego roku nie sprawował urzędu,
posiadał wielkie wpływy i prawdopodobnie sam opracował plan ujęcia Pana
Jezusa. Jakby w nagrodę za jego staranie, a także dla okazania szacunku,
Kajfasz polecił, by uwięzionego stawić przed Annaszem. Przyjrzyjmy się
cierpieniom Zbawiciela u tego arcykapłana.
46
1. Proces Pana Jezusa przebiega dwie fazy. W pierwszej fazie religijnej
Zbawiciel staje przed trybunałem religijnym. Przesłuchanie u Annasza jeszcze
nie miało charakteru urzędowego, a było jak gdyby badaniem śledczym, Annasz
pytał Pana Jezusa o jego naukę i o jego uczniów. Pan Jezus mu odpowiedział:
„Jam jawnie mówił światu, nauczałem zawsze w synagodze i w świątyni, gdzie
się wszyscy Żydzi gromadzą i nie mówiłem nic potajemnie. Czemu mnie pytasz?
Spytaj tych, którzy słyszeli, co im mówiłem, oto oni wiedzą, com ja mówił” (Jan
18, 20 – 21).
U wszystkich ludów oskarżony nie mógł świadczyć przeciw sobie, a za
ważne świadectwo uznawało się tylko takie, które złożyli wiarogodni ludzie
postronni. Dlatego Pan Jezus słusznie odsyła pytającego do takich świadków,
których można było znaleźć dużo, albowiem Zbawiciel nauczał publicznie.
Celna odpowiedź Pana Jezusa musiała wywołać u Annasza gest niezadowolenia.
Spodziewał się bowiem, że zdobędzie jakieś nowe dowody, które posłużą do
urzędowego oskarżenia. Niezadowolenie Annasza zauważył jeden ze sług, który
chciał dopomóc swemu panu i uderzył Jezusa w twarz, krzycząc: „Tak
odpowiadasz najwyższemu kapłanowi?” (Jan 18, 22).
Uderzenie w policzek było ciężką zbrodnią: było to bowiem pohańbienie i
zarazem sprawienie dotkliwego bólu. Zbrodnia ta staje się jeszcze większa,
jeżeli zważymy, kim był ten, któremu to uczyniono, i ten, kto to uczynił.
Policzek otrzymuje Syn Boży w obecności arcykapłana od pospolitego sługi. Za
co? Za najsprawiedliwszą i najłagodniejszą odpowiedź! Związany Pan Jezus
przy tym policzku silnie zachwiał się, a z ust jego zaczęła sączyć się krew od
wybitego zęba. (Katarzyna Emmerich). Wszyscy obecni, patrząc na gburowate
postępowanie sługi, zaczęli go oklaskiwać i szydzić ze Zbawiciela.
Pan Jezus znieważony z całą dobrocią zwrócił się do tego zbrodniarza i
łagodnie powiedział: „Jeśli źle powiedziałem, daj świadectwo o złem, a jeżeli
dobrze, czemu mnie bijesz?” (Jan 18, 23). Sługa sądowy nie miał prawa przed
wyrokiem sądowym lżyć więźnia, a w odpowiedzi Chrystusa nie było żadnego
nieuszanowania względem Annasza, który pytał o to, o co nie miał prawa pytać.
Ponieważ Annasz nie zareagował na bezprawną obelgę i zniewagę, uczynioną
podsądnemu, który nawet po wyroku potępiającym, według przepisów prawa,
winien być nietykalnym, dlatego Pan Jezus sam zwrócił uwagę owemu słudze w
formie łagodnej, ale zarazem bardzo stanowczej, podkreślając jego wielkie
bezprawie i niegodziwość.
2. Annasz, przed którym stanął Zbawiciel, był osobistością niezwykłą.
Piastował on godność arcykapłana od 6 do 15 roku po Chrystusie, aż wreszcie
poprzednik Piłata — Waleriusz Gratus — złożył go z urzędu na korzyść syna
jego Eleazara, a następnie (od r. 18) zięcia Kajfasza. Był więc Annasz mężem
47
bardzo wpływowym, który swoją wolę umiał narzucać Sanhedrynowi i
Kajfaszowi. Jako były arcykapłan, nosił ten tytuł i po złożeniu z urzędu, należał
do partii saduceuszów, był bogaty, roztropny, energiczny i nienawidził Pana
Jezusa, posądzając go o szerzenie złych i niebezpiecznych nauk.
Mógł Annasz z polecenia Kajfasza poddać badaniu każdą nową naukę, w
celu wykrycia rzeczywistego fałszu. Ale w tym wypadku nie chodziło mu o
prawdę, a tylko o to, by znaleźć jakiś pozór do wydania przez Sanhedryn
wyroku już z góry postanowionego. Dlatego Zbawiciel poprzestał na krótkiej
odpowiedzi, albowiem cokolwiek zeznałby więcej, byłoby to daremne. Srogi
policzek, wymierzony przez sługę, zniósł Pan Jezus spokojnie i z godnością,
albowiem wiedział, że Ojciec Niebieski włożył nań wszystkie katusze za
grzechy ludzkie, jak przepowiedział prorok: „Ciało moje dałem bijącym,
policzki moje szczypiącym: twarzy mojej nie odwróciłem od łających i plujących
na mnie” (Iz. 50, 6).
Zresztą Pan Jezus pragnął zadośćuczynić za liczne i straszne grzechy
ludzkie, jak to powiedział do św. Anieli z Foligno: „Za próżność i zalotność
twarzy twojej ja czyniłem zadość… Za oczy twoje, patrzące przeciwko woli
Bożej na marne i złe rzeczy, ja uczyniłem zadość wtedy, gdy z oczu moich przy
uderzeniu w policzek popłynęły łzy gorzkie. Za uszy twoje, słuchające z
przyjemnością mów próżnych i grzesznych ja czyniłem pokutę, słuchając skarg
fałszywych, potwarzy i naigrawań, złorzeczeń, szyderstw i urągań. Za
łakomstwo ust twoich ja czyniłem zadość, gdy nie otworzyłem ust swoich przed
niesprawiedliwymi sędziami i fałszywymi świadkami… Z głębi serca modliłem
się za złoczyńcami, a ust moich używałem tylko na głoszenie prawdy”.
Przedstawmy sobie, jak Jezus stoi przed Annaszem z podniesioną głową,
ale w postawie pokornej, z namaszczeniem królewskim, jak odpowiada z
godnością na pytanie o nauce i uczniach: Niech świat wam odpowie, nie ja —
wasz więzień. We mnie nic nie było skrytego, a życie moje było sądem nad
światem, sądem zwycięskim, potwierdzającym mnie i moje drogi. — Spokojna
pewność siebie i wolne, niezależne oświadczenie wznieciło burzę w zebraniu
dusz niewolniczych, czołgających się, jak węże po ziemi, i spowodowało
policzek. Jakie straszne światło rzuca ten policzek na poniżenie i hańbę, w jakiej
znajduje się Pan Jezus, który zabiera z godnością głos i protestuje, nie ubliżając
nikomu i przebaczając.
Stanę w duchu ze swymi drobnymi urazami i żalami przed znieważonym
Zbawicielem i będę odtąd wyrozumiały na zniewagi, jakie mi chcący, czy
niechcący bliźni wyrządzają. Zachowam swobodę ducha i będę oszczędzał
drugich, pamiętając, że jak kamyki w łożysku rzeki, tak charaktery ludzkie
ocierają się i wygładzają, gdy się z sobą w życiu zderzają. Odtąd nie będę
narzekał na potwarze, oszczerstwa i niesprawiedliwe sądy, a będę się pocieszał
Twoim, Jezu, przykładem. Użycz mi łaski, bym zawsze miał przed oczami
wzniosły twój przykład i chętnie go naśladował.
48
18. NOCNE PRZESŁUCHANIE U KAJFASZA
„I odesłał go Annasz związanego
do najwyższego kapłana Kajfasza” (Jan 18, 24).
Przejście od Annasza do Kajfasza prowadziło przez podwórze i trwało
kilka chwil… W domu Kajfasza zebrali się członkowie Sanhedrynu (z
wyjątkiem kilku). Zasiedli oni według zwyczaju w półkole, mając przed sobą
Pana Jezusa, a po prawej i lewej stronie po jednym pisarzu do zapisywania mów
za i przeciw oskarżonemu. Według prawa Mojżeszowego nikt nie mógł być
skazany bez świadectwa przynajmniej dwóch świadków, do badania których
niezwłocznie przystąpiono. Wprawdzie tu już z góry postanowiono Pana Jezusa
skazać na śmierć, ale trzeba było zachować pozory prawa. Przychodzili więc
płatni fałszywi świadkowie w wielkiej liczbie, ale zeznania ich nie zgadzały się
ze sobą. Wreszcie wystąpili dwaj świadkowie, którzy mówili, że Zbawiciel z
pogardą wyrażał się o świątyni: „Ten mówił: Mogę zburzyć świątynię Bożą, a po
trzech dniach odbudować ją” (Mt. 26, 61). Wobec tych świadków Pan Jezus nie
bronił się i milczał. Wówczas wstał Kajfasz, by zaprzysiężeniem oskarżonego
pobudzić do osobistego zeznania.
1. W orzeczeniu ostatnich dwóch świadków było potrójne kłamstwo: 1)
Chrystus Pan nie powiedział tych słów o przybytku świątyni jerozolimskiej, ale
o przybytku ciała swojego (J. 2, 21). Co gorsze, tekst sam był sfałszowany:
Chrystus bowiem powiedział do starszyzny żydowskiej: Zburzcie (wy) tę
świątynię; a ja w trzy dni ją odbuduję”. Odbudowanie świątyni jest raczej
tytułem do chwały, a nie przestępstwem. 3) Chrystus nie wyraził się
wzgardliwie o przybytku. Dlatego Zbawiciel milczał, bo każda odpowiedź przy
tych kłamliwych i sprzecznych zeznaniach byłaby zbyteczna, zwłaszcza przy
usposobieniu obecnych członków Sanhedrynu, ziejących ku niemu nienawiścią.
Chciał również dać nam przykład, byśmy zbyt nie myśleli o obronie, a tym
bardziej strzegli się przy niej błędów.
Wysoka Rada wobec sprzecznych i kłamliwych zeznań świadków oraz
milczenia Pana Jezusa znalazła się w przykrym zakłopotaniu. Toteż arcykapłan,
powstawszy ze swego miejsca, chciał usłyszeć z ust Samego oskarżonego coś,
co byłoby usprawiedliwieniem się wobec postawionego zarzutu, ale co zarazem
zmusiłoby go do dyskusji i konkretnych wypowiedzi. Rzecze tedy: „Nic nie
49
odpowiadasz na to, co ci oni zarzucają? On zaś milczał i nic nie odpowiedział”
(Mrk 14, 60 – 61). Wówczas Kajfasz, przybierając pozę urzędową i jakby
natchnioną, zapytał uroczyście: „Poprzysięgam cię przez Boga żywego, abyś
nam powiedział, czy ty jesteś Chrystusem, Synem Bożym?” (Mt 26, 63). W tym
tedy pytaniu chodziło o dwie rzeczy, czy Jezus jest Chrystusem czyli Mesjaszem
i czy jest Synem Bożym.
Chwila była nadzwyczaj uroczysta. Cała działalność i posłannictwo Pana
Jezusa zostanie zawarte w odpowiedzi, jaką on da na poparte przysięgą pytanie
arcykapłana. Ten, który pytał, posiadał najwyższą i urzędową władzę w Izraelu.
Ten, który miał odpowiedzieć, przez całe niemal życie ukrywał swoją godność
Mesjasza i publicznie o tym wyraźnie nie mówił. Tylko niewielu osobom,
zazwyczaj po dłuższym przygotowaniu, prywatnie to wyjawił. Teraz już
nadszedł czas, by otwarcie, jasno i publicznie wobec całego Izraela,
uosobionego w Radzie Najwyższej, obwieścić swoją godność Mesjasza.
2. Na postawione pytanie Kajfasza Chrystus Pan wyraźnie odpowiedział
„Tyś powiedział”, co znaczyło: „Ja jestem tym, o którym mówiłeś”. Do tej
prostej formy, potwierdzającej oskarżenie, Pan Jezus dodał jeszcze wyjaśnienie,
zwracając się już do całego zgromadzenia: „Wszakże powiadam wam, odtąd
ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego na prawicy mocy Bożej i
przychodzącego w obłokach niebieskich” (Mt. 26, 64). Dodatek ten zawiera
przepowiednię mesjańską ze St. Testamentu: „Patrzyłem… a oto z obłokami
niebieskimi jakoby Syn Człowieczy przychodził i aż do Starowiecznego
przyszedł” (Dan. 7, 13). W tej wypowiedzi otrzymali tedy upragnione wyznanie,
a mianowicie, że Pan Jezus uważa się za Mesjasza, przepowiedzianego przez
proroków.
Usłyszawszy te słowa Pana Jezusa członkowie Sanhedrynu powstali z
miejsc, a arcykapłan „rozdarł szaty swoje, mówiąc: Zbluźnił, na cóż więcej
potrzebujemy świadków? Otoście teraz słyszeli bluźnierstwo. Cóż tedy myślicie?
Oni zaś odpowiadając rzekli: Winien jest śmierci” (Mt 26, 65 – 66). W
rzeczywistości w twierdzeniu, że Pan Jezus jest Mesjaszem, żadnego
bluźnierstwa nie było, albowiem on nie wypowiedział imienia Boga, a użył
słowa „Moc Boża”. Aby powstał rzeczywisty przypadek bluźnierstwa, należało
wymówić prawdziwe imię Boga. Przypisanie zaś sobie czy komuś innemu
godności Mesjasza nie mogło być uznane za bluźnierstwo. Gdy w sto lat później
rabin Aquiba obwołał Mesjaszem Bar Kochbę, jego za bluźniercę nie obwołano.
Dlaczego więc przewodniczący Rady wznosi okrzyk zgrozy, a reszta
członków przyłącza się do niego? Dlatego, że przyjęli zarazem twierdzącą
odpowiedź na drugie pytanie, że Pan Jezus jest Synem Bożym. „Mesjasz” nie
jest synonimem „Syn Boży”. Pytający chcieli usłyszeć z ust Jezusa, czy on w
pełnym znaczeniu tego słowa uważa się za Syna Bożego. Gdy Pan Jezus
50
odpowiedział twierdząco, uznano go za bluźniercę i skazano na śmierć. Było to
około godziny trzeciej w nocy. Ponieważ ostateczny wyrok musiał zapaść w
dzień, przeto posiedzenie Rady odłożono.
Publiczne oświadczenie Pana Jezusa, że jest Mesjaszem i Synem Bożym
ma najwyższe znaczenia dla Żydów, dla nas i dla samego Zbawcy. Żydzi teraz
mieli odpowiedź jasną, urzędową i uroczystą. Nie mogą się wymawiać w swej
niewierze, że słowa Pana Jezusa o Bóstwie były niewyraźne. Tą odpowiedzią
Pan Jezus nas oświeca i utwierdza w wierze oraz wyjaśnia istotę proroctw o
Mesjaszu, o stanie swojego poniżenia i swojego wywyższenia, mianowicie na
urzędzie sędziowskim, opisanym przez Daniela. Dla Zbawiciela jest to treść
jego nauki, wyjaśnienie jego cudów, pieczęć jego świętości, prawdziwości,
posłuszeństwa i miłości ku Ojcu, jego stałości i męstwa. Wreszcie całe
stworzenie skorzystało z tego wyznania: cieszyło się niebo, drżało piekło, a
najdalsze krańce ziemi ożywią się tą zbawczą prawd.
***
Pan Jezus ostrzega sędziów Izraela, że przed nimi stoi Sędzia wieczny, że
koniec ich będzie straszny. Przerażające to objawienie. Skrępowany triumfuje,
pohańbiony zwycięża i ostrzega. Słyszy wyrok śmierci — Pan życia. Skłania się
przed wolą Ojca Niebieskiego, że jest śmierci godzien, bo dźwiga na sobie
grzechy całego świata i grzechy moje. Ty za mnie, Jezu, przyjmujesz ten wyrok,
który się mnie należy. Ty umierasz, bym ja żył dla Ciebie. Dzięki Ci, Zbawco
mej duszy.
19. ZAPARCIE SIĘ PIOTRA
„I wspomniał Piotr na słowa, które mu
był powiedział Jezus” (Mk. 14, 72).
Apostołowie po uwięzieniu Chrystusa Pana rozpierzchli się. Skoro jednak
poznali, że im nie grozi los Mistrza, odczuli głęboki wstyd z powodu
niegodnego czynu i ostrożnie z dala szli za grupą straży, która prowadziła
uwięzionego. Piotr i Jan szli na przedzie i gdy spostrzegli, że Pana Jezusa
wprowadzono do domu arcykapłana, odważnie podeszli do bramy domu. Jan był
znany służbie arcykapłana i bez trudności wszedł do wnętrza. Piotr zaś pozostał
51
na zewnątrz i został wpuszczony do środka, gdy Jan poprosił o to odźwierną. Ta
przyglądając się Piotrowi, spytała: „Czy i ty jesteś spośród uczniów tego
człowieka? A on mówi: Nie jestem” (Jan 18, 17). Wówczas zapiał kur. To było
pierwsze zaparcie się Piotra, po którym nastąpiło drugie i trzecie. Nad tym
pokrótce się zastanówmy.
1. Piotr poszedł szybko naprzód, a widząc na dziedzińcu palące się z
powodu zimnej nocy ognisko, wmieszał się w grupę grzejących się wokół niego
ludzi. Wtem nadchodzi inna niewiasta i „rzekła tym, którzy tam byli: I ten był z
Jezusem Nazareńskim. I powtórnie zaparł się z przysięgą, że nie znam tego
człowieka. A wkrótce potem przystąpili ci, którzy stali, i rzekli Piotrowi:
Prawdziwie i tyś z nich jest, bo i mowa twoja ciebie zdradza. Wtedy zaczął
zaklinać się i przysięgać, że nie znał człowieka. A wnet kur zapiał” (Mt. 26, 71 –
74). Pianie koguta wstrząsnęło Piotrem. Pierwsza odpowiedź Piotra była
wymijająca, druga zaprzecza znajomości tego człowieka, a trzecia stwierdza to
zaprzeczenie przysięgą i zaklęciem.
W zaparciu się Piotra było wiele niegodnego postępowania: brak
charakteru, nędzna bojaźń ludzka, kłamstwo potwierdzone przysięgą i
zaklęciem. Piotr wyznaje pod przysięgą, że nie jest uczniem Pana Jezusa i że w
ogóle Go nie zna. Jeszcze przed kilku godzinami chciał iść za Mistrzem swoim
na śmierć, a nawet w obronie jego dobył miecza, teraz zaś nie zna tego
człowieka, którego tak często nazywał Panem, Ojcem, Nauczycielem, którego
Bóstwo pierwszy wyznał. Teraz wstydzi się przyznać do znajomości z nim i to
przed sługami, dziewkami i hałastrą żydowską. I tak czyni ten Apostoł, którego
Pan Jezus wyróżnił spośród innych, zmienił mu imię z Szymona na Piotra –
Opokę, zapowiedział, że da mu klucze Królestwa Bożego i uczyni księciem
Apostołów oraz głową Kościoła.
Jak wielką boleść musiał odczuć Zbawiciel, że miał takich uczniów, z
których jeden go sprzedaje za trzydzieści srebrników, wszyscy go opuszczają; a
ten pierwszy, na którego tak liczył, w haniebny sposób wypiera się go po
trzykroć i to stwierdza przysięgą. Jak boleśnie odczuwa ojciec niewdzięczność
syna, którego wychował i kochał, a który się go wstydzi i nie przychodzi mu z
pomocą w potrzebie! Ale boleść Pana Jezusa stokroć większa, bo widział w tym
postępowaniu Piotra nie tylko niewdzięczność, ale niewierność i pogardę za tyle
wy świadczonych dobrodziejstw, — zaparcie się wówczas, gdy Mistrz był w
takiej potrzebie, gdy szedł na mękę. Kto choć trochę poznał delikatną miłość
Jezusa, ten wprawdzie nie potrafi zmierzyć, ale przynajmniej może przeczuć,
jak gorzkim bólem napełniło się Najświętsze Serce Zbawiciela z powodu tego
haniebnego zaparcia się Piotra.
52
2. Jakie były przyczyny, które wpłynęły na taką zmianę księcia
Apostołów? Zaniedbanie modlitwy, zbytnia ufność we własne siły, brak
umartwienia oraz bliska okazja. Pan Jezus przewidział upadek Piotra i dlatego
tak często przypominał mu — jak zresztą i innym uczniom — konieczność
modlitwy, aby nie ulec pokusie. „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w
pokuszenie” (Mk. 14, 38). Piotr zaś ani nie czuwał w Ogrójcu, ani się nie
modlił, ale spał i dlatego nie miał sił oprzeć się pokusie. Pan Jezus również
przepowiadał przed kilku godzinami: „Wy wszyscy zgorszycie się ze mnie tej
nocy” (Mt. 26, 31). A Piotr zuchwale liczył tylko na siebie i powiedział:
„Choćby się wszyscy zgorszyli z ciebie, ja się nigdy nie zgorszę”. Pan Jezus,
chcąc go poskromić, mówi: „Zaprawdę powiadam ci, że tej nocy, pierwej niż
kur zapieje, trzykroć się mnie zaprzesz”. A Piotr, zamiast się upokorzyć, znowu
zuchwale oświadcza: „Choćby też mi przyszło umrzeć z tobą, nie zaprę się
ciebie” (Mt. 26, 33 – 35). Tymczasem oto tak haniebnie zaparł się Chrystusa.
Trzecią przyczyną upadku Piotra był brak umartwienia. Było wprawdzie
zimno w nocy, ale jednak mógł wytrzymać, nie zbliżając się do ognia.
Tymczasem zbliżając się do ogniska zbliżył się do bliskiej okazji swego upadku,
jaką byli obecni tam słudzy arcykapłana, a między innymi i niewiasty, z którymi
zupełnie niepotrzebnie wdał się w rozmowę. A skoro już spostrzegł
niebezpieczeństwo po pierwszym zaparciu się, powinien był natychmiast to
środowisko opuścić. Piotr jednak tego nie uczynił i dlatego nastąpiło zaparcie
się drugie i trzecie, potwierdzone nawet krzywoprzysięstwem. Oto skutek
zaniedbania przestrogi Zbawiciela: „Jeśli tedy oko twoje prawe gorszy cię,
wyłup je, a odrzuć od siebie” (Mt 5, 29), czyli unikaj okazji bliskiej, czego Piotr
nie uczynił.
Są jednak pewne okoliczności, które zmniejszają nieco haniebny upadek
Apostoła. Przede wszystkim jest to gorąca miłość i płynące stąd pragnienie
dowiedzenia się, co się stanie z najukochańszym Mistrzem. To skłoniło go
razem z Janem do pójścia za uprowadzonym Chrystusem do domu Arcykapłana.
Nadto Piotr, z powodu nieoczekiwanych i prędko następujących po sobie
smutnych wypadków tej nocy był w wielkim rozdrażnieniu i dawał się
powodować wrażeniom chwili i uczuciom. Do tego dołączyły się wzruszające
sceny, osłabiające coraz bardziej jego odporność i potęgując powoli lęk,
osłabiały przytomność umysłu. Wszystko to przy sangwinicznym
temperamencie wpłynęło na załamanie się Piotra i tłumaczy jego upadek. Któż z
nas w tych warunkach byłby silniejszy?
***
Jak słaby płomyk, wystawiony na wicher, gaśnie, tak zgasł popędliwy i
porywczy zapał Piotra. Tak bywa z każdym niewyrobionym charakterem. Jezus
53
znał na wskroś popędliwe i słabe charaktery swych uczniów i dlatego żalił się,
mówiąc: „Dokąd będę was znosić?!”. Jest w tym poważne upomnienie i dla
mnie. Muszę badać siebie i nie ufać zbyt mocno swoim dobrym chęciom.
Winienem przede wszystkim otwierać głębię swej duszy łasce Bożej na gorliwej
modlitwie, muszę przyzwyczajać się do karności, unikać okazji do grzechu, nie
ufać sobie, ale miłosierdziu Bożemu, które w okazjach koniecznych zawsze
dopomoże mi wyjść zwycięsko z próby. W zimnym i obojętnym świecie
potrafią ostać się tylko serca prawdziwie gorące, które wśród burz i posuchy
czerpią moc z ufności w miłosierdzie Boże.
20. NAWRÓCENIE PIOTRA
„I wyszedłszy na zewnątrz,
Piotr gorzko z a p ł a k a ł ” (Łuk. 22, 62).
Skoro się skończyło nocne posiedzenie Sanhedrynu, odprowadzono Pana
Jezusa do podziemnego lochu, gdzie miał oczekiwać rannego zebrania Rady
Najwyższej. Trzeba było przejść przez dziedziniec, na którym znajdował się
Piotr. Przechodząc, Zbawiciel spojrzał na Piotra, który natychmiast poczuł się
wprost unicestwiony. „A Pan, obróciwszy się, spojrzał na Piotra. I wspomniał
Piotr na słowo Jezusowe, jako mu był powiedział: Pierwej nim kur zapieje,
trzykroć się mnie zaprzesz. I wyszedłszy na zewnątrz, Piotr gorzko zapłakał”
(Łuk. 22, 61 – 62). Poznajmy, czego Piotr z upadku się nauczył i jak go potem
naprawił.
1. Miłosierne wejrzenie Pana Jezusa sprawiło w upadłym Apostole wielką
odmianę: na kogo bowiem spojrzała światłość świata, ten nie może pozostawać
w ciemnościach odstępstwa. Przez to wewnętrzne oświecenie Piotr nauczył się z
upadku swego wielu prawd, których przedtem nie rozumiał. Przede wszystkim
poznał, że żadne postanowienie i osobiste przyrzeczenie nie zabezpiecza duszy
przed upadkiem, jeżeli te postanowienia nie będą oparte na ufności w
miłosierdzie Boże. Kto nie ufa Bogu miłosiernemu, ten ufa zuchwale sobie i
podnieca w sobie pychę, której się Bóg sprzeciwia. Tylko pokorni otrzymują
łaskę.
Następnie Piotr przekonał się doświadczalnie, że konieczne jest
ustawiczne czuwanie i modlitwa, do której Zbawiciel tak zachęcał: „Czuwajcie i
módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie: duch wprawdzie jest ochoczy, ale
54
ciało omdlałe” (Mk. 14, 38). Zwłaszcza gdy pokusa nadchodzi, czuwanie i
modlitwa są koniecznym obowiązkiem. Tego obowiązku w chwili
rozpoczynającej się gorzkiej męki mistrza Piotr nie dopełnił i dopiero po upadku
zrozumiał, że nie można bagatelizować przestrogi Mistrza w tak ważnej materii
i w tak wielkim niebezpieczeństwie.
Nadto poznał Piotr podstawową zasadę życia wewnętrznego, że „Kto
miłuje niebezpieczeństwo, w nim zginie” (Ekkl. 2, 27). Piotr zuchwale zbliżył się
do złego towarzystwa i nieopatrznie wdał się w niebezpieczne rozmowy.
Tymczasem Pan Jezus nie obiecał zuchwałym pomocy łaski swojej, ale tym,
którzy uznając nędzę swoją pokornie unikają okazji i ufają miłosierdziu
Bożemu. „Ufających Panu miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10). Nie ma dnia,
który by nie wzbogacał nas w coraz nowe pod tym względem doświadczenie.
Pan Jezus powiedział: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15, 5), a Piotr
zapomniał o tym w Ogrójcu.
W czasie spokoju może się wydawać, że miłość nasza ku Bogu jest
dostatecznie ugruntowana, w czasie próby i to złudzenie niknie i wówczas
okazuje się cała nasza słabość i chwiejność. Tak właśnie było z Piotrem,
któremu się zdawało, że gotów jest pójść z Mistrzem na śmierć, a w
rzeczywistości nie zdołał wytrzymać dla niego nawet wzroku nędznej
służebnicy. I dopiero po upadku poznał, jak bardzo słaba była jego miłość do
Pana Jezusa. Nikt z nas również nie wie, czy w sercu jego panuje prawdziwa
miłość Boga. Dopiero próba, pokusy mogą dać nam na to odpowiedź. Jest to
nauka i przestroga dla każdego chrześcijanina, by nigdy nie dowierzał sobie, a
zawsze opierał się na ufności w nieskończone miłosierdzie Boże.
2. Haniebny był upadek Piotra, ale na szczęście nie trwał długo: pod
wpływem miłosiernego spojrzenia Mistrza nie tylko swój upadek wspaniale
naprawił, ale odtąd Zbawiciela goręcej miłował i wiernie Mu służył. Potwierdził
to sam Pan Jezus, gdy po Zmartwychwstaniu swoim zapytał go: „Szymonie,
synu Jana! miłujesz mnie więcej, niźli ci? Rzecze mu: Tak Panie, ty wiesz, ze cię
miłuję.” Wtedy Zbawiciel oddał mu owczarnię swoją, gdy powiedział: „Paś
owce moje, paś baranki moje” (Jan 21, 15 – 17). Przy trzecim zapytaniu
zasmucił się Piotr, bo przypomniał sobie swoje trzykrotne zaparcie. Odtąd
jednak miłość ku Mistrzowi głęboko się wyryła w jego sercu, czego dowodem
było jego życie pokutnicze i śmierć męczeńska.
Podanie głosi, że pokuta Piotra była ustawiczna. Według ucznia jego,
świętego Klemensa Rzymskiego, Piotr każdej nocy podnosił się z łóżka swego,
padał na kolana i gorzko płakał. Chociaż był pewny, że Zbawiciel mu wszystko
darował, nigdy nie przestał żałować za swoje grzechy i prosić o przebaczenie.
Łzy po twarzy jego spływające wyryły na niej bruzdy. Ciało swe i zmysły
trzymał w twardych ryzach umartwienia. Według świętego Grzegorza z
55
Nazjanzu korzenie, zioła i chleb suchy były całym jego pożywieniem. Uważał
bowiem, że ciało, które zaparciem się chciał ocalić od bólu, musiało
odpokutować przez surowe umartwienie za grzeszne, trzykrotne zaparcie się
Pana Jezusa.
Nadto, w duchu pokuty Piotr gorliwie pracował w winnicy Pańskiej wśród
wielkich trudów, cierpień i prześladowań. W dniu Zesłania Ducha Świętego
skruszył i nawrócił do Pana pełną siły Bożej wymową więcej niż trzy tysiące
osób. Niezadługo po uzdrowieniu chromego pozyskał Zbawicielowi drugie pięć
tysięcy. Przez kilka lat przewodniczył Kościołowi Antiocheńskiemu,
napełniając rozgłosem przepowiadania swego cały Pont, Galację, Kapadocję i
Bitynię, nawracając wiele tysięcy dusz nieśmiertelnych na łono powszechnego
Kościoła. Zjednał przez to sobie u Zbawiciela szczególniejszą miłość i
upodobanie.
Wreszcie Piotr zakończył swoje pracowite życie chwalebną śmiercią
męczeńską. W czasie prześladowania za Nerona został uwięziony, biczowany i
skazany na śmierć męczeńską: został przybity do krzyża głową na dół, jak sam o
to prosił przez pokorę, czując się niegodnym umierać tak, jak Zbawiciel. Umarł
tegoż dnia, co święty Paweł, który został ścięty w Rzymie 29 czerwca 67 r.
Szczątki obu Apostołów pochowane są w Rzymie.
***
Nieskończone miłosierdzie Boże udzieliło Piotrowi w jednym momencie
wielkiej łaski i uczyniło z grzesznika świętego, z zaprzańca — gorliwego
Apostoła. Łaska miłosierdzia trafiła do serca jego i obudziła w nim poznanie i
poczucie winy oraz stałą pokutę za nią. Tak patrzy słońce na śnieg marcowy i na
pączek wiosenny: śnieg topnieje, a pączek otwiera się. Dotknij, Panie mą duszę
promieniem Miłosierdzia swojego! Niech ono stopi we mnie wszelkie
pożądliwości doczesne, i rozpędzi moje depresje duchowe! Niech życie moje
nie będzie bytowaniem kreta czy nietoperza, skoro świat ducha, który nam łaska
Twoja otwiera, jest tak piękny, jasny i płodny. Patrzałeś i na wrogów, syczących
jak gniazdo wężów, ale zatwardziałość grzechu uczyniła ich dusze nieczułymi.
Tak blisko stali, a byli tak dalecy, bo dusze zbliżają się tylko zgodnością myśli.
56
21. PAN JEZUS W WIĘZIENIU KAJFASZA
„A żołnierze pilnujący go, bijąc,
naigrawali się z niego” (Łuk. 22, 63).
Pan Jezus oczekując rannego zebrania się Sanhedrynu, przebył w
podziemnym lochu od godziny trzeciej do piątej. Był on bardzo
w y c z e r p a n y i znużony z powodu wstrząsających przejść całej nocy:
cierpienia w Ogrójcu, zniewagi przy uwięzieniu i przeprowadzeniu do miasta,
przesłuchania u Annasza i Kajfasza — wszystko to musiało go bardzo dręczyć.
Nie dano mu spokoju i w więzieniu, gdzie był wystawiony na ustawiczne
drwiny i zniewagi, nad którymi teraz pokrótce się zastanówmy.
1. Przez parę godzin przecierpiał Pan Jezus w więzieniu tak nieludzką
poniewierkę i katusze, że samo ich wspomnienie przejmuje zgrozą. Żołnierze
strzegący Zbawiciela i słudzy arcykapłana, podszczuwani wściekłą nienawiścią
faryzeuszów i rozpaleni trunkami, dopuszczali się najordynarniejszych zniewag
i okrucieństw. „Żołnierze pilnujący go naigrawali się z niego. I zasłoniwszy go,
policzkowali i pytali się go mówiąc: Prorokuj, kto cię uderzył. I wiele innych
bluźnierstw mówili przeciw niemu” (Łuk. 22, 63 – 65). Spełniło się wtedy
proroctwo Izajasza: „Ciało dałem bijącym, a policzki moje szczypiącym; twarzy
mojej nie odwróciłem od łajających i plujących na mnie” (Iz. 50, 6).
W Ogrójcu Pana Jezusa pocieszał Anioł, miał tam również drogich
uczniów swoich, a w więzieniu nie było nikogo z bliskich — pozostawał sam
jeden wśród rozwścieczonych zbirów. Ci nikczemnicy przywiązali go żelaznym
łańcuchem do niskiego słupa tak, że Zbawiciel nie mógł ani się wyprostować,
ani oprzeć, ani poruszyć, nie mówiąc już o możliwości siedzenia. Tak
związanego bili kijami i kułakami, targali za włosy, kopali nogami, pluli w
twarz i policzkowali, zasłaniali mu płachtą oczy i uderzając w policzek pytali,
kto Go uderzył?
Ciężkość tych zniewag płynie z okoliczności, w jakich się wówczas
znajdował Zbawiciel. Obchodzenie się takie z każdym bezbronnym i
zmęczonym człowiekiem byłoby wielką brutalnością i krzyczącą
niesprawiedliwością. Tu zaś widzimy najniewinniejszego, który przez całe życie
świadczył wszystkim tylko samo miłosierdzie, nauczając, uzdrawiając chorych,
wskrzeszając umarłych. Oskarżony zawsze miał prawo publicznie bronić się, a
57
władza winna była z urzędu postawić mu obrońcę i ochronić oskarżonego przed
każdym samowolnym i niesprawiedliwym postępkiem dozorców. Tu zaś
wszystko rozgrywa się nie tylko pod okiem władzy, ale nawet z jej inicjatywy.
Ciężkość winy znieważających występuje jeszcze bardziej, jeżeli
zważymy, kim był znieważony. Według prawa Mojżeszowego nawet stopnie
świątyni nie mogły być znieważone śliną przy spluwaniu, a i my
powstrzymujemy się od plucia w obecności osób zacnych. Obecnie zaś twarz
Boga – Człowieka obrano sobie za cel takiego grubiańskiego postępowania. Stoi
on teraz pochylony i nieruchomy i dopuszcza na siebie tę gorzką powódź
zniewag i zelżywości dlatego, że wziął na siebie brzemię grzechów naszych.
2. Przypatrzmy się teraz głębokiemu znaczeniu tej tajemnicy, a odkryjemy
w niej bezmierne skarby nieskończonego miłosierdzia Bożego. Chrystus Pan w
więzieniu Kajfasza uczynił z siebie dobrowolną i bardzo upokarzającą ofiarę,
aby nas wyzwolić od niewoli namiętności naszych i grzesznej pychy. Człowiek
oddany grzechowi nie rozumie wolności wewnętrznej, „którą to wolnością
Chrystus nas obdarował” (Gal. 4, 31). Jego wolność polega tylko na wyłamaniu
się spod przykazań Bożych, na nieograniczonej swawoli czynienia tego, co się
jemu podoba. Do takiego grzesznika Bóg mówi ustami proroka: „Od wieku
złamałeś jarzmo moje, rozerwałeś więzy moje i mówiłeś: nie będę służył” (Jer. 2,
20). Taka wolność jest właściwie niewolą w więzieniu Kajfasza.
Przez nieskończone zasługi uwięzienia swego chciał nas Zbawiciel
uchronić od okropności wiecznego więzienia piekielnego. Kara w piekle jest
podwójna — utrata Boga i kara zmysłów. Kara utraty Boga stanowi istotę
potępienia i nieszczęścia wiecznego; ale straszna jest i kara zmysłów, nazwana
tak nie dlatego, że dotyczy zmysłów, jakich dusza nie posiada, ale że sprawia
cierpienia podobne jak elementy materialne, np. jakie ogień sprawia ciału. W
każdym razie, według Pisma Świętego w piekle sroży się przekleństwo, płacz i
zgrzytanie zębów, straszne udręczenie i rozpacz oraz wzajemne pastwienie się i
znęcanie. Wszystko to było jakby w zarysie w owym więzieniu Zbawiciela.
Według zdania niektórych świętych były tam męki najstraszniejsze ze
wszystkich, jakie Pan Jezus przecierpiał.
Szczególnie dotkliwą była męka naigrawania się z prorockiej godności
Pana Jezusa. Żołnierze nie czynili tego z własnego pomysłu, ale podjudzali ich
do tego kapłani i faryzeusze, aby Zbawiciel przez nich wyśmiany i
sponiewierany stracił u ludu sławę Mistrza i Proroka. Przyjmując to naigrawanie
z proroczej godności swojej, Pan Jezus czynił pokutę za wszystkie kłamstwa,
fałsze i obłudy, jakimi faryzeusze skazili czystość Zakonu, — za sprośne
zabobony pogan, oddających cześć szatanowi, — za szatański opór i złość
kacerzy, którzy się sprzeciwiają objawionej prawdzie, — za faryzejską pychę
filozofów bezbożnych i fałszywych proroków, — oraz za wszystkich, którzy
58
k ł a m i ą i rzucają oszczerstwa na swoich bliźnich. „Biada wam, którzy
nazywacie złe dobrem, a dobre złem; zamieniacie ciemność na światłość, a
światłość za ciemność; zamieniacie gorzkie na słodkie, a słodkie na gorzkie”
(Iz. 5, 20). To „biada” Zbawiciel przyjął na siebie.
***
Wszyscy przyczyniamy się do zniewagi Zbawiciela w jego ciele
mistycznym, ilekroć obrzucamy Go brudem swych namiętności. Każdy grzech
zawiera w sobie spotwarzenie obrazu i podobieństwa Bożego w człowieku.
Chciałbym wynagrodzić Panu Jezusowi krzywdy Mu zadawane, przebłagać Go i
sprawić Mu radość. Dlatego wołam ze świętym Pawłem: „Niech na imię Jezus
zgina się wszelkie kolano mieszkańców niebios, ziemi i podziemia” — niech
każdy język głosi Jego chwałę! Na widok męki Jezusa pragnienie św. Pawła
urosło w namiętne pożądanie, a słowa jego — w burzę. Chciał światu
zaślepionemu nadać inny kierunek i oddać cześć zhańbionemu Zbawicielowi. —
Wszędzie chcę pamiętać na obecność Bożą, pragnę, aby duszę moją przenikało
poczucie Jego bliskości, bliskości Tego, który za mnie cierpiał w więzieniu
Kaifasza. Przez te cierpienia przykuj mnie, Panie, do siebie więzami świętej
miłości, aby żadna rzecz na świecie nie zdołała mnie odłączyć od Ciebie!
22. RANNE POSIEDZENIE SANHEDRYNU U KAIFASZA
— OSTATECZNY WYROK
„Tyś więc jest Syn Boży? On zaś odparł:
Sami mówicie, żem ja jest” (Łuk 22, 70).
Rano, w piątek, zwołano Radę Najwyższą, składającą się z trzech stanów:
arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych ludu (Mk 15, 1). Czas zwołania
naznaczono na świtanie, albowiem śpieszono skończyć z Chrystusem przed
rozpoczęciem świąt Wielkanocnych. Celem zwołania Rady było ostateczne
osądzenie i stracenie Pana Jezusa przez namiestnika rzymskiego. Posiedzenie
nocne było tylko przesłuchaniem oskarżonego, a wydanie wyroku winno było
według prawa nastąpić dnia drugiego i to nie w nocnym czasie. Nocne
przesłuchanie u Kajfasza odnosiło się przede wszystkim do mesjańskiej
godności Pana Jezusa, na co Zbawiciel odpowiedział twierdząco. Teraz chodziło
59
jeszcze o powtórzenie tego zeznania wobec całej Rady i wyraźne oświadczenie,
że Pan Jezus jest Synem Bożym.
1. „A gdy nastał dzień, zebrali się starsi ludu i przedniejsi kapłani i
uczeni, i przywiedli go przed Radę swoją, mówiąc: Jeśli ty jesteś Chrystus
powiedz nam. I rzekł im: Jeśli wam powiem, nie uwierzycie mi, a jeśli zapytam,
nie odpowiecie mi, ani też nie wypuścicie. Lecz odtąd będzie Syn Człowieczy
zasiadał na prawicy Bożej” (Łuk. 22, 66 – 69). Wyjaśnienie bardzo jasne co do
mesjańskiej godności Pana Jezusa, który odpowiada łącząc je z cytatem Pisma
Św.: „Rzekł Pan Panu swemu: Siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół
twoich podnóżkiem nóg twoich” (Ps. 109, 1). Mogła jednak u niektórych
powstać wątpliwość, czy Pan Jezus, uważając się za Mesjasza, uważa się
również za Syna Bożego. Dlatego członkowie Sanhedrynu, pragnąc uzyskać
pełną i jasną wypowiedź oskarżonego, zadają mu formalne pytanie: „Tyś więc
jest Syn Boży? On zaś odparł: Sami mówicie, żem ja jest” (Łuk. 22, 70).
Przeprowadzający badanie sędziowie nie mogli być bardziej dokładni i
drobiazgowi, ale nie mogło też być bardziej dokładnej i szczegółowej
odpowiedzi niż ta, która wyszła z ust Zbawiciela padając w milczące i czekające
w napięciu audytorium: — Ja jestem tym, o którym wy mówicie — Synem
Bożym. Przyznanie się, że jest Mesjaszem, było przestępstwem narodowo –
politycznym i podlegało władzy prokuratora rzymskiego, a przyznanie się, że
jest Synem Bożym było przestępstwem ściśle religijnym, które miał prawo
sądzić Sanhedryn. Usłyszawszy więc jasne oświadczenie Pana Jezusa wszyscy
członkowie Rady zawołali: „Na cóż jeszcze potrzeba nam świadectwa? Wszak
słyszeliśmy sami z jego ust” (Łuk, 26, 66).
Pytanie zadane Panu Jezusowi zarówno na przesłuchaniu nocnym, jak i
porannym skierowało proces na tory całkowicie bezprawnej procedury. Starano
się bowiem z braku świadków uczynić samego oskarżonego świadkiem przeciw
sobie, co się sprzeciwiało ustalonej zasadzie prawnej. Nie chodziło tedy już o
przestępstwo popełnione w przeszłości, ale o bluźnierstwo na sadzie, czyli, że
aresztowano niewinnego, by spowodować bluźnierstwo i osądzić. Pan Jezus
tedy został skazany na śmierć jedynie za to, że się nazwał Synem Bożym, że
zbluźnił (według zrozumienia Sanhedrynu) na sądzie. Ujawnia się tu z jednej
strony bezprawne postępowanie Sanhedrynu, a z drugiej — nieustraszone
męstwo Pana Jezusa, który wiedział, że czekają na takie zeznanie i że za nie
zapłaci życiem. Ujawnia się również jego nieskończone miłosierdzie, że tak
wyraźnie objawił swoje Bóstwo.
2. Jak przyjął Zbawiciel wyrok z ust swojego ludu? Nie podobna, by taki
niesprawiedliwy wyrok nie oburzył do gruntu każdego, w kim jest choć iskierka
poczucia sprawiedliwości. Odczuł to głęboko Zbawiciel. Nie ma w mowie
60
ludzkiej słów na wyrażenie jego boleści — nie ma miary ani porównania na
oznaczenie jej gorzkości. Mimo to Pan Jezus wszystko przyjmuje z przedziwną
pokorą i cierpliwością, nie wypowiada żadnej skargi ani słowa gniewnego.
Ziszcza się na nim przepowiednia proroka: „Ofiarowan jest, gdyż sam chciał, i
nie otworzył ust swoich; jako owca na zabicie wiedzion będzie, a jako baranek
przed strzygącym go zamilknie, a nie otworzy ust swoich. Z ucisku i z sądu
porwany jest — rodzaj jego kto wypowie? bo wycięty jest z ziemi żyjących” (Iz.
53, 7 – 8).
Gdy na człowieka spadnie nagle wielkie nieszczęście, w pierwszej chwili
jest jakby gromem rażony, nie może zebrać myśli, ani wymówić słowa, nawet
łza nie zwilży jego oka, tak straszne jest wstrząśnienie wewnętrzne, tak
gwałtowna jest siła lęku i przerażenia. Takiego wstrząśnienia doznaje każdy,
gdy rozważa tajemnicę niewinnego skazania Chrystusa Pana na śmierć, choć ją
od lat dziecinnych znamy. Przy każdym jej rozważaniu przejmuje nas do głębi
okrucieństwo złości ludzkiej, a zarazem cichość i łagodność Baranka Bożego, o
którym już Jeremiasz przepowiedział: „Bijącemu go nadstawi policzek, nasycon
będzie urąganiem” (Jer. Tren. 3, 30). Zadrżyj, ziemio, nad przewrotnością
żydów i cichością Chrystusa Pana!
Tak zostaje skazany sprawiedliwy przez przedstawicieli i wykonawców
prawa, Mesjasz przez swój własny naród, Bóg – Człowiek przez swoje własne
stworzenie. Tak potworna zbrodnia spełniona z tak wielką zatwardziałością,
złośliwością i lekkomyślnością. Mimo wielkiej boleści, Pan Jezus słysząc wyrok
cieszy się, że spełnia się wola Ojca Niebieskiego, któremu z tej śmierci będzie
największa chwała, a dla ludzi największe szczęście. Składa świadectwo o
swym posłannictwie, składa uroczyście przed Radą Najwyższą, a w jej osobie
przed całym narodem i przed całym światem. Za to najprawdziwsze świadectwo
zostaje skazany na śmierć, którą spokojnie przyjmuje z poddaniem się woli
Ojca.
„Baczcie tedy pilnie na tegoż, który ze strony grzeszników zniósł takie
względem siebie sprzeciwy”, mówi Apostoł Narodów, „abyście nie ustawali i
nie słabli na duchu. Wszak nie opieraliście się jeszcze do krwi w walce
przeciwko grzechowi, zapomnieli o pocieszeniu, z jakim zwraca się do was jak
do synów mówiąc: Synu mój, nie odrzucaj karania Pańskiego ani nie upadaj na
duchu, gdy cię strofuje. Bóg bowiem karci tego, kogo miłuje, nie szczędząc
uderzeń temu, którego uznaje za syna.” (Żyd. 12, 3 – 6). Dalej mówi św. Paweł
„Wszelkie karanie na razie nie radość przynosi lecz smutek, później wszakże
doświadczonym przez siebie wyda błogi owoc sprawiedliwości” (11). Dlaczego?
Dlatego, że pod grozą karania Bożego namiętności uśmierzają się, a dusza się
umacnia. Chrystus przyjmuje karanie za nas, aby naszym namiętnościom
nałożyć wędzidło.
61
***
Jaka potęga tkwi w męczeńskiej cierpliwości Chrystusa Pana! Wpatrywać
się będę w ten obraz zwycięskiego cierpienia, który mnie upomina, bym także
cierpiał z niezłomną duszą a więc w nieugiętej stałości. Dotychczas tylko
miłosierdzie Twoje zachowywało mnie, inaczej bym nie wytrwał. Ufam, że i
nadal miłosierdzie Twoje będzie mnie wspierało.
23. POCHÓD DO PIŁATA
„I wszystko ich mnóstwo powstało
i zawiedli go do P i ł a t a ” (Łuk. 23, 1).
Proces religijny zakończył się: na Chrystusa Pana wydano wyrok śmierci
za bluźnierstwo. Ale ten wyrok nie mógł być w y k o n a n y bez wyraźnego
zatwierdzenia przez prokuratora rzymskiego. C z ł o n k o w i e Sanhedrynu
musieli przezwyciężyć jeszcze i tę ostatnią trudność. Mogli to uczynić w
dwojaki sposób: albo po prostu prosić urzędnika rzymskiego — Piłata — o
zatwierdzenie wyroku śmierci albo odesłać oskarżonego do prokuratora, by on
poprowadził osobny proces. Ponieważ wyrok został wydany z pobudek czysto
religijnych, Piłat mógł nie zatwierdzić go bez rewizji, która wykryłaby
bezprawne postępowanie Sanhedrynu i oskarżonego mogła uwolnić. Wobec
tego postanowiono proces przestawić na inne tory natury politycznej,
mianowicie, że Pan Jezus podburza Żydów przeciwko Rzymowi. Wybrawszy
taką drogę, członkowie Rady zaraz po zakończeniu rannego posiedzenia udali
się prawie w komplecie do pretorium Piłata, prowadząc za sobą Jezusa.
1. „Wiodą tedy Jezusa od Kajfasza do pretorium. A było to rankiem.” (J.
18, 28), według naszego czasu o godzinie szóstej. Rzymianie wstawali wcześnie
i o świcie rozpoczynali urzędowanie pracując prawie do południa i
pozostawiając resztę dnia na prywatne zajęcia i rozrywki. Pochód kroczył z
wyżyn górnego miasta po zachodniej stronie świątyni, przez przedmieście, do
pałacu namiestnika Piłata. Pałac ten mieścił się po stronie północnej świątyni
obok zamku Antonia. Pochód składał się z arcykapłanów i innych członków
Rady, uzbrojonych żołnierzy oraz wielu pielgrzymów świątecznych, którzy
przyłączyli się po drodze. Był to pamiętny pochód, przez który Żydzi wydali
poganom na śmierć swego Mesjasza, jak to sam przepowiedział: „I skażą go na
62
śmierć i wydadzą poganom na pośmiewisko, ubiczowanie i ukrzyżowanie.”
(Mat. 20, 19).
Pochód ten musiał wywołać w Panu Jezusie wielką boleść, wielkie
upokorzenie i wielką przykrość, albowiem umyślnie kroczono przez główne
części miasta, by liczni pielgrzymi świąteczni mogli się przyjrzeć poniżeniu i
zbezczeszczeniu Tego, którego dotychczas tak wielbili i uważali za cudotwórcę
i Proroka. Możliwe, wśród ludu byli zwolennicy Pana Jezusa, którzy mogli
wzniecić poruszenie tłumu na korzyść Zbawiciela. Przewidując to arcykapłani
pragnęli ujawnić bezsilność oskarżonego i w ten sposób osłabić dawniejszy
wpływ jego na rzesze oraz poprzeć i umocnić swój wyrok potwierdzeniem
namiestnika, zapobiegając możliwej rewolucji oddanych Zbawicielowi
Galilejczyków.
Z drugiej strony, pochód ten był zaszczytnym świadectwem dla godności
Pana Jezusa jako Króla i Mesjasza. Wszak on powiedział liczne przypowieści o
swoim Królestwie, w których udowadniał nadziemski jego charakter. W
wygłoszonym na górze kazaniu mówił: „Błogosławieni ubodzy w duchu,…
cisi,… którzy płaczą,… którzy łakną i pragną sprawiedliwości,… miłosierni,…
czystego serca,… pokój czyniący,… którzy prześladowanie cierpią dla
sprawiedliwości,…” (Mt 5, 3 – 10) Teraz czynnie potwierdza swą naukę, gdy
idzie ubogi, cichy, miłosierny, płaczący, spragniony i łaknący, gdy cierpi
prześladowanie dla sprawiedliwości, gdy mu złorzeczą i bezpodstawnie skazują
Go na śmierć.
2. „Myśli jego od narodu do narodu… Oto oczy Pańskie nad bojącymi się
go i nad tymi, którzy nadzieję mają w miłosierdziu jego, aby wyrwał od śmierci
duszę ich i żywił w głodzie” (Ps. 32, 11 i 19). W tych słowach Psalmista
przepowiada myśli Pana Jezusa w czasie jego pochodu od Kajfasza do Piłata.
Zbawiciel, patrząc na tłumy pielgrzymów zalegające ulice Jerozolimy,
obejmował wzrokiem duszy wszystkie narody świata, wszystkie czasy aż do
końca wieków. Widział przyszłych wiernych swoich wyznawców, którzy za
wiarę świętą podobnie prowadzeni po sądach, wtrącani do więzień, skazywani
na męki i śmierć, szkalowani i oczerniani lub rzucani na pożarcie dzikim
zwierzętom po cyrkach i amfiteatrach.
Myśląc o nich wysługiwał im łaski męstwa i wytrwałości, samozaparcia
się i poświęcenia dla chwały Ojca Niebieskiego.
„Myśli Serca jego” sięgały również do wrogów, do prześladowców i
katów, którzy go teraz prowadzili na stracenie, do nieprzyjaciół w przyszłości,
którzy będą walczyć z jego Oblubienicą — Kościołem, którzy prześladować
będą jego wyznawców, wtrącać do więzienia niewinnych, skazywać na śmierć
za wiarę tych, którzy porwą szatę jedności w Kościele, wyłamywać się będą
spod posłuszeństwa Jego zastępcy, — do tych, którzy wykoślawią jego naukę,
63
stwarzając obłudnie nowe błędnowierstwa pod wezwaniem Jego imienia.
Myśląc o nich, Zbawiciel odczuwał większy ból niż od pięści żołdaków, jakie
spadały na Jego ciało i przynaglały do szybszego kroku.
„Myśli Serca Jego” — niewątpliwie — objęły wówczas i mnie
grzesznego i niewierności, niewykonane postanowienia i przyrzeczenia,
ponawiające się upadki i niestałości. To wszystko powiększyło ból Serca
Jezusowego i wywołało z ust Jego głębokie westchnienie za mną do Ojca. Prosił
wówczas Zbawiciel o obfite łaski dla mnie, które tak hojnie spływały potem na
mnie w sakramencie chrztu i tylekroć w sakramencie pokuty. Przede wszystkim
wyjednał bojaźń Bożą i ufność w nieskończone miłosierdzie, które obficie
spływało i spływa po dziś dzień na moją grzeszną duszę, aby wyrwać ją od
śmierci i żywić swoim Ciałem i swoją Krwią w Sakramencie Ołtarza.
***
Dzięki Ci, Najmiłosierniejszy Zbawicielu, żeś mię widział w duchu w
czasie tego krwawego pochodu do Piłata, żeś już wówczas przeniknął
najskrytsze tajemnice serca mojego, żeś przewidział moje niewierności i upadki
i przygotował na nie skuteczne środki zaradcze. Kto bez drżenia wspomni na
Boską wszechwiedzę Twoją! Kto bez zdumienia rozważać może nieskończone
miłosierdzie Twoje! Kto potrafi mówić o wszechobecności Twojej, a nie dołoży
starań, aby się podobać Tobie! Przez znieważone oblicze Twoje i wzrok Twój w
czasie pochodu, odwróć oblicze swoje od mnóstwa grzechów moich, a patrz
tylko na zadośćuczynienie, któreś złożył Ojcu na zbawienie duszy mojej!
„Pomnij na słowo Twoje, w którym uczyniłeś mi nadzieję” (Ps. 118, 49), „iż nie
chcesz śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił niezbożny od drogi swojej a
żył” (Ezech. 33, 11). Ufny w Twoje nieskończone miłosierdzie proszę dla siebie
i dla wszystkich grzeszników o wielką łaskę prawdziwej cichości, aby serce
nasze upodobniło się do Twego Serca.
64
24. STRASZNY KONIEC JUDASZA
„Judasz, porzuciwszy srebrniki w świątyni…
poszedł i powiesił się” (Mt. 27, 5).
Skoro tylko skończyło się ranne posiedzenie Sanhedrynu i pochód
wyruszył od Kajfasza do Piłata, na zewnątrz przedostała się wieść, że Pan Jezus
został skazany na śmierć. Judasz Iskariota po wydaniu M i s t r z a bardzo
interesował się jego l o s e m i zbliżył się do domu arcykapłana, oczekując może
jakiegoś cudownego uwolnienia. Tymczasem dowiaduje się, że Pan Jezus został
skazany na śmierć i oto prowadzą go, związanego i sponiewieranego do Piłata
dla zatwierdzenia wyroku. W duszy zdrajcy powstał straszny zamęt, że to on
wydał swego Mistrza na śmierć. Zorientował się, że ostateczny skutek zdrady
będzie inny, niż przewidywał; dlatego wpadł w rozpacz, odniósł arcykapłanom
otrzymane pieniądze i powiesił się.
1. Postawa Judasza, jaką zajął on na drugi dzień po zdradzie, jest bardzo
zagadkowa. Gdyby to był skąpiec z urodzenia, zadowoliłby się otrzymaną
zapłatą i nie interesowałby się losem Jezusa, ani nie myślałby o oddaniu
pieniędzy, czy tym bardziej o odebraniu sobie życia. W duszy Judasza odżyła
dawna silna miłość ku Panu Jezusowi, która wywołała w nim żal, iż sprzedał
krew niewinną. Ale ta miłość nie była wyłączna, szczodra, ufna i otwarta, jak
miłość Piotra czy Jana; w jej płomieniu było coś z dymnego czadu, coś z
ciemności, coś tajemniczego, czego nie potrafimy zrozumieć, — miłość bez
nadziei przebaczenia. Judasz zwątpił w miłosierdzie Boże i to go doprowadziło
do ostatecznej rozpaczy.
„Wtedy Judasz, który go wydał, widząc że był skazany, żalem zdjęty,
odniósł trzydzieści srebrników przedniejszym kapłanom i starszym, mówiąc:
Zgrzeszyłem, wydając krew sprawiedliwego. A oni rzekli: Cóż nam do tego? To
twoja rzecz. I porzuciwszy srebrniki w świątyni, oddalił się, poszedł i powiesił
się. A przedniejsi kapłani, wziąwszy srebrniki, mówili: Nie godzi się ich kłaść do
skarbony, bo są zapłatą krwi. I naradziwszy się, kupili za nie pole garncarzowe
na grzebanie pielgrzymów. Dlatego pole owo nazywa się aż do dnia dzisiejsze
go Haceldama to jest pole krwi. Wtedy wypełniło się, co było powiedziane przez
Jeremiasza proroka mówiącego” I wzięli trzydzieści srebrników, zapłatę
65
oszacowanego, którego oszacowali synowie Izraela i dali je na pole
garncarzowe, jako mi nakazał Pan”. (Jer. 32, 6 – 9) (Mat. 27, 3 – 10).
Dla członków Rady zdrada nie traciła swej ważności i już nie można było
jej odwołać. Cały ciężar spadł na zdrajcę, który winien myśleć sam, jak się z
tego wywikłać. Wówczas zdrajcę ogarnęła straszna złość: wdarł się do wnętrza
świątyni, jak daleko się dało, i całą garścią począł wyrzucać zawartość
woreczka, jak gdyby chciał uwolnić się od kłębowiska żmij, kąsających mu
serce. Monety toczyły się po marmurowych płytach, wydając brzęk
przypominający ciche łkanie. Ale nawet wówczas, gdy umilkł brzęk srebrników,
zdrajca nie poczuł się lepiej. Rozsypane monety leżały po wszystkich kątach
świątyni, jako świadkowie jego zbrodni, domagając się surowej kary na
oprawcę. Już chciwość Judasza stopniała i prawie zupełnie znikła, a jej miejsce
zajęła miłość do Jezusa. Atoli ta miłość nie przedstawiła mu Mistrza, jako Ojca
miłosierdzia, który gotów jest nawet teraz przebaczyć, lecz jako sędziego, który
go sądzić będzie i wymierzy mu surową karę wieczną. Widział wokoło siebie
pustkę straszną i przepaść, co spowodowało jego bezgraniczną rozpacz.
2. Żal Judasza nie był wystarczający do całkowitego nawrócenia. Wyznał
on wprawdzie swoją winę, żałował jej skutków, odrzucił od siebie zapłatę za
dokonaną zbrodnię, ale to wszystko nie pochodziło z tej pobudki, że Boga
obraził, nieskończonej miłości godnego. Miłość ku Panu Jezusowi pochodziła z
pobudek doczesnych i nie była ożywiona nadzieją przebaczenia. Stąd jego
rozpacz po dokonanej zbrodni i haniebne samobójstwo. Żal za grzechy,
powodujący szczere nawrócenie składa się ze smutku i boleści, żeśmy Boga
obrazili i na karę zasłużyli, ale ten smutek winien zawsze łączyć się z ufnością
w nieskończone miłosierdzie Boże, której Judasz nie miał: Judasz stracił ufność,
a z nią i wiarę.
Żal Judasza był żalem bezbożników na sądzie ostatecznym, o którym
mówi księga Mądrości: „Mówić będą sami do siebie, żalem zdjęci i w ucisku
ducha wzdychający: Ci to są, którzy niegdyś byli nam pośmiewiskiem i
uwłaczającym przysłowiem! My głupi mieliśmy życie ich za szaleństwo i za
sromotny ich koniec, a oto jak policzeni są między synami Bożymi, i między
świętymi dział ich jest! Tak więc zbłądziliśmy z drogi prawdziwej i nie świeciła
nam światłość sprawiedliwości, i słońce zrozumienia nie wzeszło nam.
Napracowaliśmy się na drodze nieprawości i zatracenia, i chodziliśmy drogami
trudnymi, a drogi Pańskiej nie znaliśmy. Cóż nam pomogła pycha? albo
chełpienie się bogactwami co nam przyniosło? Przeminęło to wszystko jako
cień… narodziwszy się, wnet przestaliśmy być i cnoty żadnego znaku nie
mogliśmy po sobie pokazać, aleśmy zniszczeli w złości naszej” (Mądr. 5, 3 – 13).
Judasz zniszczył siebie w swej złości. Widząc, że nawet wspólnicy jego
zbrodni odwrócili się od niego z pogardą, nie widział dla siebie żadnego
66
wyjścia. Nie pamiętał już o słodkim powiedzeniu Mistrza: „Przyjacielu, po coś
przyszedł?”, zapomniał o radości Ojca Niebieskiego z nawrócenia grzesznika i o
miłosiernym Samarytaninie. Natomiast może zły duch podsunął mu straszne
klątwy i złorzeczenia, jakie o nim wyrzekł Prorok: „Diabeł niech stoi po
prawicy jego! Gdy go sądzą, niech wyjdzie potępiony, a modlitwa jego niech się
w grzech obróci! Dni jego niechaj będą krótkie, a urząd jego niechaj weźmie
inny. Synowie jego niech będą sierotami, a żona jego wdową!… przeto, że nie
pamiętał czynić miłosierdzie i prześladował człowieka niedostatniego” (Ps. 108,
7 – 17). Czarna chmura objęła umysł Judasza, wybiegł co prędzej ze świątyni,
pobiegł w kierunku doliny „Gehenną” zwanej, tam na drzewie figowym,
pochylonym nad przepaścią, powiesił się, a wskutek konwulsji przedśmiertnych
i załamania się gałęzi spadł do niej, „rozpękł się na dwoje i wypłynęły wszystkie
jego wnętrzności” (Dz. Ap. 1, 18).
***
Apostoł zakończył swe życie jako samobójca, jako oskarżyciel i kat
własnej zbrodni! Oto skutki poddania się złym pożądliwościom! Oto skutki
łakomstwa, zamiłowania pieniędzy, które niby szatan czyni ludzi
nieszczęśliwymi docześnie i wiecznie. Jednak i ta namiętność nie
doprowadziłaby Judasza do takiego końca, gdyby nie stracił ufności w
miłosierdzie Boże, gdyby zamiast do arcykapłanów zwrócił się do Matki
Miłosierdzia i prosił ją o pośrednictwo. Dużo i ciężko obraziłem Cię Panie, ale
mocno ufam miłosierdziu Twemu! Krew Twoja i zasługi męki są mocnym
fundamentem mojej ufności! Pomnóż ją we mnie, pomnóż miłość moją ku
sobie! Pragnę ufać Ci i kochać Cię, jak nikt jeszcze nie ufał i nie kochał! Matko
Miłosierdzia, uproś mi taką ufność i miłość!
67
25. PIERWSZA ROZPRAWA U PIŁATA
(Ustalenie przedmiotu oskarżenia)
„Czy ty jesteś król żydowski?…
Królestwo moje nie jest z tego świata” (J. 18, 33 – 36).
Przybywszy do pretorium, oskarżyciele Pana Jezusa zatrzymali się; nie
mogli wejść do mieszkania poganina bez złamania p r z e p i s ó w o czystości
legalnej, której zachowanie konieczne było, aby uczestniczyć w uroczystościach
paschalnych, jakie według ich o b l i c z e ń przydały tego dnia wieczorem.
P r e t o r i u m było to półkoliste podwyższenie, czyli podium, na którym
znajdowało się krzesło kurulne. Siedząc na takim krześle, pretor urzędowo
wymierzał sprawiedliwość. Przed tym podium winni byli stawić się oskarżeni i
oskarżyciele, świadkowie i obrońcy po wysłuchaniu których i po naradzie z
doradcami, pretor ogłaszał wyrok. Takie pretorium mogło się znajdować w
namiocie, w zamku lub w pałacu pokonanego króla. W Jerozolimie, gdy
prokurator tam się znajdował, mieszkał zwykle w pałacu Heroda i tam miał swe
pretorium; ze względów specjalnych mógł też zamieszkać gdzie indziej i tam
przenieść swoje pretorium. W owym dniu Piłat miał pretorium w fortecy
Antonia, czworobocznej budowli, wzmocnionej czterema potężnymi wieżami z
obszernym (2500 m2) dziedzińcem w środku, wyłożonym kamiennymi płytami
(Lithostrotos). Ta kamienna posadzka została niedawno odkopana i rozpoznana
z okazji budowy klasztoru Pań ze Syjonu. Na tym miejscu ustawiono pretorium.
1. Prokurator rzymski, Piłat, dowiedziawszy się, że przed pretorium stoją
członkowie Sanhedrynu z oskarżonym Jezusem z Nazaretu, wyszedł do nich i
zapytał: „Co za oskarżenie wnosicie przeciw temu człowiekowi? Odpowiedzieli
mu, mówiąc: Gdyby on nie był złoczyńcą, nie wydalibyśmy go tobie” (J. 18, 30).
Piłat zorientował się, że chodzi tu o jakąś sprawę religijną, której nie chciał
rozstrzygać, i dlatego rzekł: „Weźcie wy go i osądźcie go według prawa
waszego”. Na co Żydzi: „Nam nie wolno nikogo zabijać”. Wówczas Piłat
poznał, że nie chodzi tu o ukaranie oskarżonego jakąś karą pieniężną lub
biczowaniem, co mogli wykonać sami, ale o zatwierdzenie wyroku śmierci, co
mógł uczynić tylko prokurator, dlatego zapytał o przedmiot oskarżenia.
Oskarżyciele od razu wysunęli zarzut natury politycznej: „Tegośmy znaleźli
podburzającego nasz naród i zakazującego płacić daniny cesarzowi i
68
mówiącego, że jest Chrystusem — Królem” (Łuk. 23, 2). Chociaż Piłat przeczuł,
że oskarżenie nie opiera się na słusznych podstawach, jednak nie mógł uchylić
się od obowiązku zajęcia się tą sprawą, by nie narazić się na denuncjację w
Rzymie. Toteż wszedł do wnętrza pretorium i kazał wprowadzić tam Pana
Jezusa w celu przesłuchania sądowego.
„Czy ty jesteś król żydowski” spytał Piłat. Król świata idealnego i
niewidzialnego, czy też naszego świata widzialnego i materialnego? Pan Jezus
odpowiedział pytaniem: „Czy sam od siebie to mówisz, czy inni ci o mnie
powiedzieli?” Ta odpowiedź zmierzała do rozróżnienia dwóch znaczeń
królestwa, jakie postawił Piłat w poprzednim pytaniu. Piłat nieco podrażniony
powiedział: „Czy ja jestem Żydem? Naród twój i najwyżsi kapłani wydali mi
ciebie. Cóżeś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego
świata. Gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby
niechybnie, żebym nie był wydany Żydom. Ale teraz Królestwo moje nie jest
stąd” Piłat zadowolony, że nie chodzi tu o królestwo przeciwne rzymskiemu,
chciał usłyszeć wyraźne zaprzeczenie i pyta znowu: „Więc tyś jest król?” (Jan
18, 33 – 37).
2. Piłat sądził, że oskarżony bez wahania odrzuci tytuł króla. Tymczasem
Pan Jezus odpowiedział na pytanie twierdząco: „Sam mówisz, że ja jestem
królem. Jam się na to narodził i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo
prawdzie. Każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego” (J. 18, 37). Sens
odpowiedzi Pana Jezusa był poniekąd przewidziany przez Piłata, że mianowicie
chodzi tu o oderwane królestwo idei, które bynajmniej Piłata nie interesuje.
Dlatego tylko od niechcenia rzucił pytanie: „Cóż to jest prawda?”.
Prawdopodobnie w Rzymie Piłat był świadkiem jałowych dyskusji filozofów na
temat prawdy i teraz nie miał chęci słuchać nowego o tym wykładu. Toteż
rzuciwszy pytanie i nie czekając odpowiedzi wyszedł do Żydów.
Na podstawie krótkiej rozmowy z Panem Jezusem Piłat nabrał
przekonania, że oskarżony jest zupełnie niewinny, a całe oskarżenie jest
wynikiem nienawiści, jaką przywódcy narodu żywią do niego z powodu swoich
przekonań religijnych. Nadto czuł on pogardę dla tych przywódców i chciał im
sprzeciwić się w imię prawa, które wyraźnie było po stronie oskarżonego.
Tymczasem z zewnątrz dochodził gwar i zmieszane okrzyki, a nawet wyraźne
oskarżenie powtarzane przez podżegaczy i resztę tłumu. Dlatego, nim wyszedł
przed pretorium, chciał uzyskać od oskarżonego wskazówkę dla podjęcia jego
obrony. Toteż zawrócił i jeszcze raz spytał: „Nic nie odpowiadasz. Patrz, o jak
wiele rzeczy cię obwiniają. A Jezus nic nad to nie odpowiedział, tak że się Piłat
dziwił” (Mk. 15, 4 – 5).
Piłat wyszedł do tłumu z zamiarem bronienia milczącego więźnia nawet
bez jego pomocy i, stanąwszy przed członkami Rady Najwyższej i motłochem,
69
powiedział: „Ja żadnej winy w nim nie znajduję” (Jan 18, 38). Wobec tak
wyraźnego oświadczenia, proces można było uważać za skończony. Ale
członkowie Sanhedrynu zaczęli mocno przeciwko temu protestować i powtarzać
różne zarzuty, a szczególnie oskarżenie polityczne: „Podburza lud, ucząc po
całej Judei, począwszy od Galilei aż dotąd” (Łuk. 23, 5). Słysząc to, Piłat
zapytał Pana Jezusa, czy rzeczywiście pochodzi z Galilei, a dowiedziawszy się,
że jest podwładnym Heroda Antypasa, postanowił mu go odesłać, by uzyskać
potwierdzenie tetrarchy swego przekonania o niewinności oskarżonego, a w taki
sposób upokorzyć burzliwych oskarżycieli. Była to zarazem okazja zbliżenia się
do Heroda, z którym od pewnego czasu pozostawał w niezbyt przyjaznych
stosunkach.
***
Pan Jezus wyznał wobec Piłata wyraźnie, że jest Królem namaszczonym
mocą i Duchem Świętym. Bądź pozdrowiony, Królu nieba i ziemi! Do tej łaski
królewskiej dopuszczasz każdego, kto kocha prawdę, służy jej i daje o niej
świadectwo w życiu swoim. Służyć Bogu znaczy to samo, co służyć Prawdzie,
znaczy to samo, co królować. Królować zaś znaczy to samo, co panować nad
sobą, co oczyszczać duszę, co doskonalić ją i przebóstwiać. Po to stałeś się,
Zbawicielu, człowiekiem i bratem naszym, by w nas budzić świadomość
godności królewskiej synostwa Bożego, by przede wszystkim nauczyć mnie, jak
żyć po królewsku. Na cóż by się zdało być królem, nie wiedząc o tym, nie
zdając sobie z tego sprawy? Co mi z tego, że ktoś będzie królem, a ja istotą
podupadłą? Chrystus chce mnie uczynić królem pod warunkiem, że będę
pragnął i łaknął światła i prawdy jego, że będę chodził drogami prawdy, choćby
one prowadziły do pretorium Piłata.
26. PIERWSZA ROZPRAWA U PIŁATA
(Osoby i ich zachowanie się)
„Ja żadnej winy w nim nie znajduję” (Jan 18, 38).
Smutny jest proces Pana Jezusa ze względu na nie sprawiedliwie i
kłamliwe oskarżenie, bezprawną procedurę i bezpodstawny wyrok śmierci.
Mógł się on odbyć tylko dzięki specyficznym charakterom i usposobieniom
oskarżycieli i sędziów, nad którymi pokrótce zastanówmy się.
70
1. Oskarżycielami i sędziami Pana Jezusa w pierwszym procesie
religijnym u Kajfasza byli Żydzi. Tam przede wszystkim nie mogli ustalić
przedmiotu oskarżenia. Wobec sprzeczności w zeznaniach świadków
fałszywych, wbrew przepisom prawa spowodowali, by oskarżony sam siebie
oskarżał, wygłaszając, według ich mniemania, bluźnierstwo. Słysząc to wydają
wyrok najsprzeczniejszy z przepisami prawa Mojżeszowego i obyczajowego,
obowiązującego Sanhedryn w sprawach kryminalnych. 1) Posiedzenia nie
wolno było odbywać w nocy, a tylko od godziny siódmej rano do szóstej
wieczorem. 2) Wyroku śmierci nie wolno było wydawać tego samego dnia, w
którym odbywało się przesłuchanie. 3) Przewodniczący musiał być bezstronny i
rozpoczynać od przesłuchania świadków na korzyść oskarżonego, a następnie –
na niekorzyść. 4) Świadków wprowadzano pojedynczo, napominano o
mówieniu prawdy i zaprzysięgano. 5) Do prawomocności wymagano, by
przynajmniej dwaj świadkowie zeznawali zgodnie, a fałszywych surowo karano.
6) Po świadkach zabierał głos oskarżony, jego obrońca i następnie oskarżyciele.
7) Sprawę rozstrzygało głosowanie większością głosów. W procesie Pana Jezusa
nie zachowano żadnego z tych przepisów i dlatego wyrok był nieprawomocny,
choćby oskarżony był winny.
Oskarżycielami w procesie politycznym u Piłata są ci sami Żydzi, którzy
z nienawiści ku Zbawicielowi oskarżają go o zbrodnię stanu, mówiąc, że zwodzi
i buntuje lud, zaprzecza danin cesarzowi, że jest Mesjaszem, a więc w ich
rozumieniu władcą politycznym. Przecież Pan Jezus nigdy nie zakazywał
płacenia podatku cesarzowi, mówiąc: „Oddajcie tedy, co jest cesarskiego,
cesarzowi” (Mt. 22, 21), ani nie podkopywał powagi rzymskiego władcy. Na
oskarżycielach widać wyraźnie władzę strasznej namiętności, która zaciemnia
rozum, pobudza do kłamstwa i oszczerstwa, zniewala do płaszczenia się przed
znienawidzonym starostą, który nimi pogardza i z nich szydzi.
2. Piłat — to osobistość o zupełnie odmiennym temperamencie i
charakterze. To jest typ urzędnika w owych czasach, który jest dumny ze swego
stanowiska i pogardza podbitymi ludami, a w szczególności Żydami. Obchodzi
się z nimi ostro i każe odejść bez załatwienia sprawy. „Czyż ja jestem Żydem?”,
abym miał się zajmować waszymi błahymi sprawami, odpowiada Zbawicielowi
w rozdrażnieniu, gdy ten go zapytał, skąd wie o Królestwie jego? Z drugiej
strony widać w nim pewną uprzejmą uległość, gdy wychodzi do Żydów na taras
i oświadcza, aby oskarżonego sami ukarali. Ma on również poczucie prawa i
zdrowy rozsądek, gdy natychmiast poznaje tkaninę kłamstwa żydowskiego. Nie
polega tylko na oskarżeniu z nienawiści, ale chce sam zbadać sprawę i gdy
nabiera przekonania, że oskarżenie jest bezpodstawne, śmiało oświadcza, że Pan
Jezus jest niewinny.
71
Jednocześnie ujawnia się w Piłacie pewne niezdecydowanie i
lekkomyślność, a nawet nieuczciwość i niesumienność. Stwierdza, że Zbawiciel
jest niewinny, lecz zamiast go uwolnić, odsyła do Heroda, by okazać tetrarsze
grzeczność. Piłat nie jest w porządku i w stosunku do samego siebie. Zapytuje
Pana Jezusa, co to jest prawda i nie czekając odpowiedzi wychodzi: nie chce, by
go Zbawiciel pouczył o drogach prawdy. Prawdopodobnie w swym
sceptycyzmie uważa szukanie prawdy za idealne marzenie, nie mające racji bytu
— a oskarżonego — za fanatycznego marzyciela, wprawdzie nieszkodliwego,
ale nie zasługującego by się z nim wdawać w dyskusje filozoficzne i
otrzymywać od niego pouczenie. Szanuje uczucia religijne Żydów, ale sam
prawdopodobnie tych uczuć nie posiada. Zbawiciel daje mu upomnienie:
„Każdy, który z prawdy jest, słucha głosu mego” (Jan 18, 37), ale Piłat nie
zwraca na nie uwagi i wychodzi.
Piłat tedy jest człowiekiem słabego charakteru, który pod naciskiem
Żydów postępuje wbrew swemu przekonaniu, nie liczy się z własnym
sumieniem i nie ma odwagi stanąć po stronie prawdy. Jest to typ przeciętnego
inteligenta, który idzie po linii najmniejszego oporu i jedno myśli, a drugie
czyni. Posiada wszystkie środki do ujawnienia prawdy, ale z nich nie korzysta;
— ma poczucie prawdy i sprawiedliwości, ale ono łączy się z nierzetelnością i
niesumiennością, właściwą mężom politycznym, dla których prawem
najwyższym nie jest prawda, ani sprawiedliwość, ale tylko chwilowa własna
korzyść. Wobec takiego sędziego i takich oskarżycieli, sprawa Pana Jezusa
została z góry przesądzona i można było od razu oczekiwać wyroku
potępiającego.
3. Pomiędzy przewrotnymi i nienawiścią ziejącymi oskarżycielami, a
chwiejnym, niezdecydowanym i bez charakteru sędzią staje Zbawiciel, jak
baranek między lisem a lwem. Stanął, jako niewinny i święty przed brudnym i
grzechami zmazanym poganinem; jako Bóg przed swoim stworzeniem; jako
ubogi, pokorny i wzgardzony przez swój naród przed obcym obojętnym na
sprawiedliwość i prawdę sędzią. Odpowiada z wielkim spokojem, — pokornie
pyta o podstawę oskarżenia, aby poruszyć sumienie Piłata, daje mu łagodne
upomnienie, a następnie milczy. Mógł się bronić i wszystkie skargi swych
oskarżycieli zwycięsko odeprzeć, ale nie chce, bo to było rzeczą zbyteczną po
objaśnieniu, danym Piłatowi; Żydzi zaś doskonale sami wiedzieli, jak było z ich
oskarżeniem. Zresztą Pan Jezus nie chciał już nic więcej mieć do czynienia z
żydami, a jednocześnie chciał nas ostrzec przed chęcią obrony i uniewinniania
się oraz chciał zadośćuczynić za grzechy wszystkie, jakie często przy obronie
bywają popełniane. Wreszcie chciał pocieszyć tych, którzy się nie mogą bronić i
chciał pouczyć nas na cierpliwości, pokory, nieustraszoności i miłości
bezgranicznej ku Ojcu oraz pouczyć o jego miłosierdziu ku nam.
72
***
Oświadczenie Pana Jezusa wobec rzymskiego starosty odnośnie Jego
Królestwa i jego istoty nadprzyrodzonej jest główną treścią tej tajemnicy.
Starosta nie znajduje w tym Królestwie nic niebezpiecznego dla doczesnego
królestwa rzymskiego, owszem, stwierdza jego nieszkodliwość i niewinność.
Stwierdzić to winien każdy władca świecki. Niestety, Piłat, wbrew swemu
oświadczeniu, połączy się potem z Żydami do walki z tym Królestwem i jego
Królem. Walka Baranka niewinnego z bestią toczy się po dziś dzień: „Będą oni
walczyć z Barankiem, ale Baranek ich zwycięży, bo jest Panem nad pany i
Królem królów, a ci, którzy z nim są, są wezwani, wybrani i wierni” (Obj. 17,
14). Jestem twoim poddanym, Panie, należę do twego Królestwa, bądź moim
Królem! Wzmacniaj mię w walce o twoje Królestwo, o prawdę twoją, bym ją
przede wszystkim w sobie nosił i nią promieniował.
27. PAN JEZUS PRZED HERODEM
„I wzgardził nim, (Jezusem), Herod ze swym
wojskiem i naigrawał się z niego, a przyodziawszy go
w szatę białą, odesłał go do Piłata” (Łuk. 23, 11).
Herod Antypas był w Jerozolimie z racji świąt Paschy, i mieszkał w
pałacu, niedaleko od mieszkania Piłata. Mimo niewielkiego oddalenia, pochód
ten, jak i stawienie się przed Herodem, sprawiły dużo cierpień Panu Jezusowi.
1. Pan Jezus zawsze unikał Heroda, wyrażał się o nim niepochlebnie,
nazywając go „lisem” (Łuk. 13, 32), a nawet był przez niego prześladowany —
obecnie zaś musiał iść do Heroda, by ten wyrokował o jego losie. Żydzi również
byli niezadowoleni z takiego obrotu rzeczy, z powodu zwłoki i straty czasu oraz
niebezpieczeństwa, grożącego im ze strony zwolenników Jezusa i ludu. Swój
gniew wywierali na bezbronnym oskarżonym, którego po drodze strasznie bili,
popychali i lżyli. Wreszcie było rzeczą bolesną być przedmiotem cudzych
interesów i chęci przewrotnych, jakimi kierował się Piłat, skierowując Chrystusa
Pana do Heroda. Było to więc wielkie upokorzenie Zbawiciela, że musiał w
takich okolicznościach iść do pysznego, obłudnego i przewrotnego mordercy
świętego Jana Chrzciciela.
73
Któż to był Herod Antypas? To był syn bezbożnego Heroda Wielkiego,
który kazał wymordować niewiniątka w Betlejem. To był znany lubieżnik,
zniewieściały i bezwstydny rozpustnik, osądzony i napiętnowany jako taki przez
opinię publiczną. To był pyszny i próżny tetrarcha, czyli zarządca Galilei i
Perei, chciwy cudów i widowisk, lekkomyślny i uparty, dbający o świetność
swojej osoby i honor swojego domu. Skoro się dowiedział, że prokurator
rzymski przysyła mu Galilejczyka w łańcuchach, „uradował się bardzo, pragnął
bowiem od dawna ujrzeć go, jako że wiele o nim słyszał i spodziewał się, że
ujrzy cud jaki przez niego uczyniony” (Łuk. 23, 8). W oczach zabobonnego
Heroda, uchodził Pan Jezus za zmartwychwstałego Jana Chrzciciela.
Skoro Pan Jezus stanął przed Herodem, ten zasypał go pytaniami, ale nie
usłyszał w odpowiedzi ani słowa. Natomiast oskarżyciele, przedniejsi kapłani i
uczeni, którzy przybyli za nim przed nowy trybunał, mówili aż za dużo, „usilnie
go oskarżając” (Łuk. 23, 10). W oskarżeniach główny nacisk kładziono
prawdopodobnie na momenty czysto żydowskie, a więc na bluźnierstwa,
gwałcenie szabatu, groźby przeciw świątyni, równanie się z Bogiem itp.
Milczenie Pana Jezusa rozczarowało Heroda, który miał jednak jaśniejsze
spojrzenie na sprawę niż oskarżyciele: Zrozumiał on bardzo prędko, że źródłem
oskarżenia jest nienawiść, a Pan Jezus jest właściwie niewinny. Należało tedy
umorzyć sprawę i oskarżonego puścić wolno. Atoli duma tetrarchy pragnęła
zemsty za rozczarowanie. Toteż „wzgardził nim Herod ze swym wojskiem i
naigrawał się z niego, a przyodziawszy go w szatę białą, odesłał do Piłata”
(Łuk. 23, 11).
Jaka to była szata? Jedna z tych szat wschodnich, które w dni uroczyste
zdobiły możnych tego świata. Prawdopodobnie była to stara, znoszona szata,
aby Pana Jezusa upokorzyć, jako rzekomego króla niespełna rozumu, jako
człowieka raczej śmiesznego, niż niebezpiecznego i tym samym odrzucić tezę
oskarżycieli, że jest rewolucjonistą. Ubrany w ten ubliżający sposób, Pan Jezus
wśród urągliwych okrzyków oskarżycieli został odesłany do Piłata. „Stali się
dnia onego Herod Piłat przyjaciółmi, albowiem przedtem byli sobie wrogami”
(Łuk. 23, 12).
2. Dlaczego Pan Jezus stojąc przed Herodem milczał i żadnym słowem
nie odpowiedział na liczne jego pytania? Były tego poważne przyczyny. Przede
wszystkim dlatego, że słowa Zbawcy u takich ludzi nie znalazłyby przyjęcia, a
użyliby ich tylko do większego jeszcze urągania. Postąpił tu według nauki, jaką
dał Apostołom: „Nie dawajcie psom tego, co święte, ani też nie rzucajcie pereł
waszych przed wieprze, by ich snadź nie podeptały nogami swymi i obróciwszy
się, nie rozszarpały was” (Mat. 7, 6). Nadto chciał dać przykład swym
wyznawcom, jak mają znosić w duchu pokuty wszelką pogardę i szyderstwo w
milczeniu; chciał również wycierpieć naigrawanie z siebie, jakby z szalonego i z
rozumu obranego, aby odpokutować szczególnie za głupotę grzechu.
74
Każdy grzech zawiera w sobie jad złości i jad głupoty. Grzech zawiera
złość ze względu na Boga, bo przez grzech człowiek buntuje się przeciwko
Stwórcy i odłącza się od nieskończonego dobra. Ze względu na człowieka,
grzech jest wielką głupotą, bo dla pozornego dobra i chwilowej przyjemności
wyrzeka się dobra najwyższego, a naraża się na wieczne odrzucenie i karę. Otóż
Pan Jezus stoi w milczeniu ze spuszczonymi oczyma przed nikczemnym
Herodem i bezbożną zgrają dworzan i znosi pokornie niecne szyderstwa i dziką
swawolę, ofiarując Ojcu to poniżenie za głupotę grzechów świata całego. Czuje
w głębi serca całą gorzkość i ból zadanej mu zniewagi, ale z niebieską cichością
wyjednywa łaski tym, którzy w przyszłości będą wyszydzani i wyśmiewani dla
imienia jego.
Milczenie jest konieczne do zachowania skupienia. Pustelnicy udawali się
na puszczę, by w milczeniu świętym lepiej modlić się i rozmyślać nad
marnością wszystkiego na świecie oraz skutecznej pracować nad zbawieniem
swojej duszy. Pitagoras przepisał milczenie swym uczniom, by się mogli lepiej
skupić i zgłębić prawdę. Reguły wszystkich zakonów wymagają milczenia w
pewnych godzinach dnia, a trapiści zobowiązują się do milczenia przez całe
życie. Atoli pamiętać trzeba, że cnota milczenia nie na tym polega, by nic nie
mówić, ale by to mówić, co potrzeba i kiedy potrzeba, z czego może być
zbudowanie i pożytek. „Z każdego słowa próżnego, które by ludzie wyrzekli,
zdadzą sprawę w dzień sądny. Albowiem ze słów twoich będziesz
usprawiedliwiony i ze słów twoich będziesz potępiony” (M. 12, 36 – 37).
Czasami milczenie może być grzechem, np. gdy chodzi o wyznanie swej
wiary, o obronę Kościoła, o upomnienie dzieci i podwładnych, jeżeli tego
zachodzi potrzeba; — o pocieszenie pozostającego w smutku, o wyznanie
swoich grzechów na spowiedzi itp. Dlatego i Zbawiciel nie zawsze milczał, ale
wówczas tylko, gdy to nakazywała roztropność.
***
Milczenie Pana Jezusa niepokoi światowca i popycha go do bezsilnej
zemsty i pogardy. Człowiek niski cieszy się, gdy może uciec od ideałów i
odmówić rozsądku tym, co je głoszą. Lżej mu na sercu, gdy może poczytać za
mrzonki to, co wielkie, piękne i wzniosłe. Ale biada tej duszy, do której Bóg już
nie przemawia, jak do Heroda. To najstraszniejsza kara, jaka może spotkać
grzesznika, gdy już nawet jego sumienie milczy. Racz, Panie, karać mnie, gdy
na to zasłużę, ale nie karz, odejmowaniem mnie łaski natchnienia swego i głosu
sumienia. Dopuść na mnie, jakie chcesz upokorzenie, tylko nie odmawiaj
pomocy łaski, bym je zniósł, jak ty u Heroda — pokornie, cicho i łagodnie oraz
w duchu pokuty.
75
28. DRUGA ROZPRAWA U PIŁATA
(Barabasz)
„Kapłani i starsi namówili tłumy, aby zażądali
Barabasza, a Jezusa zgubili” (Mat. 27, 20).
Pan Jezus znowu wrócił do Piłata, który zrozumiał, że i Herod uznaje
niewinność oskarżonego, tylko nie chce m i e s z a ć się do tej sprawy. Dlatego
prokurator rzymski bardziej utwierdził się w zamiarze uwolnienia go w
następujący sposób. „Na święto zwykł był w y p u s z c z a ć im jednego więźnia,
któregokolwiek zażądali. A był jeden zwany Barabaszem, uwięziony z
buntownikami za popełnienie w rozruchu zabójstwa. I gdy przystąpił tłum,
zaczął domagać się tego, co im czynił zawsze. Piłat tedy odpowiedział im i rzekł:
Chcecie, wypuszczę wam króla żydowskiego?” (Mrk 15, 6 – 9). Jednak to nie
nastąpiło.
1. Piłat chciał znaleźć drogę wyjścia za cenę pewnych ustępstw na rzecz
oskarżających, do których przemówił w następujący sposób: „Wydaliście mi
tego człowieka jakoby uwodzącego lud, a oto ja badając go w waszej obecności,
nie znalazłem w człowieku tym żadnej winy z tego, o co go oskarżacie. Ani też
Herod, bom was odesłał do niego — oto nie dowiedziono mu nic godnego
śmierci. A przeto ukarawszy go, wypuszczę” (Łuk. 23, 14 – 16). Ostatnie zdanie
ujawnia tchórzliwość i niesprawiedliwość Piłata. Jeżeli bowiem ani on, ani
Herod nie znaleźli w oskarżonym „nic godnego śmierci”, dlaczego zapowiada
ukaranie niewinnego? Była to wielka słabość prokuratora i nieuzasadnione
ustępstwo, po którym pójdą następne.
Propozycja Piłata do wypuszczenia Jezusa lub Barabasza, wywarła w
pierwszej chwili pewne w r a ż a n i e na oskarżycielach i motłochu. Dla nich
Barabasz był łotrem, który nie tylko nie zasługiwał na wolność, ale raczej na
najgorszą karę. Toteż nastąpiła krótka chwila wahania i ciszy. Tłum nie wiedział
jak się zachować wobec propozycji Piłata. W tym czasie doręczono Piłatowi
polecenie od żony, która prosiła: „Nic nie czyń temu sprawiedliwemu, bom
dzisiaj we śnie cierpiała z jego powodu” (Mt 27, 19). Piłat jeszcze bardziej
skłonił się do uwolnienia Pana Jezusa. Tymczasem motłoch otrzymał instrukcję
od przywódców i stłumiwszy uczciwy odruch sumienia domagał się uwolnienia
raczej Barabasza: „I odpowiadając namiestnik, rzekł im: Którego z dwóch
76
chcecie, abym wam wypuścił? A oni powiedzieli: Barabasza. Rzecze im Piłat:
„Cóż więc mam czynić z Jezusem, którego zowią Chrystusem? Mówią mu
wszyscy: niech będzie ukrzyżowany” (Mat. 27, 21 – 23).
Wybór Barabasza i żądanie ukrzyżowania Pana Jezusa zdziwiło Piłata,
zdezorientowało go i zarazem oburzyło do głębi. „Cóż tedy złego (on) uczynił?”
(Mt. 27, 23). Ale podniecony motłoch nie przytacza już żadnej winy, a tylko
krzyczy: „Niech będzie ukrzyżowany.” Piłat mimo wszystko pragnął dać do
zrozumienia, że się nie solidaryzuje z morderczymi zamiarami i postanowił
okazać to nie słowem, ale czynem. Kazał przynieść misę pełną wody i „obmył
ręce przed tłumem, mówiąc: „Nie winieniem ja krwi tego sprawiedliwego.
Wasza to rzecz” (Mt 27, 24). Umywanie rąk u ludów starożytnych i u Żydów
miało symboliczne znaczenia, a w danym wypadku oznaczało, że prokurator
zrzeka się całkowicie odpowiedzialności za to, czego żąda tłum, niezależnie od
tego, jaki będzie koniec całej sprawy. Czuł on jakąś tajemniczą bojaźń wobec
Pana Jezusa.
2. Jakie były przyczyny tego, że usiłowania Piłata, by uwolnić Pana
Jezusa, nie odniosły należytego skutku? Pierwszą przyczyną tego był upór
arcykapłanów i starszych ludu w wykonaniu zamierzonego planu: stanowczo
sprzeciwiają się Piłatowi, orzekającemu niewinność oskarżonego, odrzucają
propozycję jego biczowania, domagają się uparcie uwolnienia Barabasza, a
ukrzyżowania Pana Jezusa. W tym celu nie przebierają w środkach: podburzają
lud, namawiają go, aby się domagał uwolnienia Barabasza, a ukrzyżowania
Zbawiciela; to podburzanie doprowadziło motłoch do rozgoryczenia i groźnej
postawy, ujawniającej się w ustawicznym wołaniu: „Strać go”, „Ukrzyżuj go!”
Wszyscy krzyczeli bezmyślnie ze wzrastającą wściekłością, aby Piłat go
ukrzyżował. „Ale oni nalegali donośnie, żądając aby został ukrzyżowany. I
potęgowały się wołania” (Łuk. 23, 23).
Drugą przyczyną było chwiejne i niejasne postępowanie Piłata. On
bowiem nie miał żadnego przygotowanego planu i dlatego chwytał się raz tego,
to znów innego środka obrony: raz ogłasza Chrystusa niewinnym i zamierza go
uwolnić, to znowu proponuje ludowi wybór między Jezusem a Barabaszem,
kiedy indziej zamierza ubiczować bo, i wypuścić itp. Nadto Piłat zdradza brak
konsekwencji: Jednocześnie ogłasza niewinność oskarżonego i proponuje
ubiczowanie. Wszystko to świadczy o wielkiej słabości woli prokuratora, który
co innego mówi, a co innego czyni. Umycie rąk nie pomoże do uspokojenia
rozwścieczonego i podburzanego tłumu, ani też nie uwolni od
odpowiedzialności za czyn dokonany, o którym sumienie wyraźnie głosi, że jest
niesprawiedliwy, jak wyrażają wypowiedziane przez niego słowa.
Wreszcie trzecią przyczyną była nieszczęsna polityka, która dla względów
ubocznych ofiarowuje lekkomyślnie życie niewinnego człowieka, usiłując
77
rozgrzeszyć się tylko czczym protestem. Gdyby Piłat na początku sprawę
postawił jasno, wystawił z całą siłą władcy i nie paktował z ziejącymi
nienawiścią arcykapłanami i starszymi ludu, na pewno by zwyciężył. Skoro
jednak zaczął ustępować krok za krokiem wobec planu z góry powziętego,
powoli się zgodzi, aby Pana Jezusa ukrzyżować.
Słaba jest mowa ludzka, by wyrazić boleść wewnętrzną, jaką odczuwał
Zbawiciel, słysząc tak wielką niesprawiedliwość w wyborze przez lud
Barabasza. Któż nie zadrży wobec takiej krzywdy? Być uznanym za gorszego
od jawnego zbójcy, a tym samym za ostatniego i najgorszego ze zbrodniarzy!
Sprawdzają się słowa Proroka: „Ze złoczyńcami jest policzon” (Iż. 53, 12)
Psalmisty: „Wylanym jest jako wosk topniejący wpośród żywota mego” (Ps. 21,
15).
***
Nie tylko głosy pospólstwa żydowskiego domagały się ukrzyżowana Pana
Jezusa, ale przede wszystkim grzechy moje. Każda pokusa stawia mi to samo
pytanie: Jezus czy Barabasz? Oddajesz, Panie, za mnie w ofierze swoją cześć i
sławę, a ja ofiaruję ci ubogie serce moje. Przyjmij je, poświęć i przeniknij
miłością, aby ci na przyszłość wydawało dobry owoc cnoty i świętości. W
Barabaszu poznaję samego siebie, albowiem śmierć Pana Jezusa uwalnia mnie
od przekleństwa wiecznego. Nie w wodzie z Piłatem, ale w krwi Chrystusa Pana
winienem się umyć, aby być czystym i niewinnym. Niech krew Twoja, Panie,
będzie dla mnie błogosławieństwem, niech będzie ogniem oczyszczającym,
niech będzie źródłem płodności dla mej biednej duszy.
29. DRUGA ROZPRAWA U PIŁATA
(Stanowczy opór Żydów)
„Krew jego na nas i na syny nasze” (Mat. 27, 25).
Piłat użył wszystkich środków, aby Pana Jezusa ocalić: wielokrotnie
stwierdza jego niewinność, odwołuje się do woli ludu, wykorzystuje prawo
amnestii w czasie świąt (Mt 27, 25). Życzenie to, czy zaklęcie, nie zostało
skierowane do prokuratora rzymskiego, ale do Sędziego o wiele wyższego.
Tylko Najwyższy Sędzia mógł sprawić, by owa krew, o którą toczył się spór,
78
spadła również na głowy potomków. Zastanówmy się nad tym strasznym
zaklęciem.
1. Zaklęcie to zostało wygłoszone przez duchowych przywódców całego
narodu żydowskiego. Był to więc prawdziwy „głos ludu”, czyli opinia ogółu, tak
Sanhedrynu, jak i ludu, obecnego przed pretorium Piłata. Skierowana została do
Boga, który sam jeden tylko mógł zmienić głos ludu na głos Boży, przyjmując
owo życzenie i sprawiając wypełnienie się jego w historii. Wołając tak Żydzi
godzą się na wszystko, bez względu na jakiekolwiek następstwa swego czynu;
choćby przyszło na nich przekleństwo Boże, nie chcą mieć nic wspólnego z
nauką i obietnicami Galilejczyka i domagają się stanowczo ukrzyżowania go.
Tak mówili, by uspokoić strwożone sumienie Piłata.
Zuchwalstwo Żydów zawierało w sobie podwójną złość. Było w nim
straszliwe wyzwanie sprawiedliwości Bożej i sądu Bożego oraz chęć skłonienia
Piłata, by wbrew własnemu sumieniu i przekonaniu wydał na śmierć Pana
Jezusa. Trudno zrozumieć taką bezbożność narodu wybranego, którego
przywódcy znali doskonale Pismo Święte i musieli zdawać sobie sprawę z
ogromu odpowiedzialności za takie wołanie. „Mojać jest pomsta i ja oddam na
czas, aby się powinęła noga ich; blisko jest dzień zginienia i czasy się ku
przybyciu kwapię. Będzie sadził Pan lud swój” (Powt. Pr. 32, 35 – 36). „Bóg nie
dozwoli naigrawać się z siebie” (Gal. 6, 7) i potrafi zuchwalców wszędzie
dosięgnąć i surowo ukarać dla przykładu i przestrogi innych.
W czterdzieści trzy lata po bogobójczej zbrodni, której dopuścili się Żydzi
na Panu Jezusie ściągając na siebie pomstę Krwi jego, cała Judea została
całkowicie zniszczona przez Wespazjana i Tytusa, a świątynia jerozolimska
zrównana z ziemią. Tytus dla złamania oporu oblężonych po pięciuset Żydów
przybijał do krzyżów, a gdy drzewa zabrakło, po czterech na jednym drzewie
wieszał. Przy oblężeniu zginęło milion i sto tysięcy. Ostatnie szczątki tego ludu
rozproszyły się po wszystkich krajach i błąkają się po świecie bez ofiary,
kapłanów, bez króla i ojczyzny. Tak straszliwie spełniło się na tym narodzie
wezwanie i zaklęcie: „Krew jego na nas i na syny nasze”.
Kto pojmie boleść Najmiłosierniejszego Zbawiciela, gdy usłyszał to
straszne zaklęcie swoich rodaków. On tak kochał ich, tak płakał nad losem
Jerozolimy i swego narodu, gdy go przepowiadał uczniom, a teraz słyszy, iż ten
naród sam wzywa na siebie sprawiedliwości Bożej, która niebawem się ziści!
2. „Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu”
(Łuk. 2, 34), przepowiedział prorok Symeon przy Ofiarowaniu Pana Jezusa.
Teraz spełnia się ta przepowiednia, albowiem Krew Zbawiciela, wezwana przez
jego nieprzyjaciół dla nich na upadek, spłynie strumieniem miłosierdzia i łaski
79
na jego wyznawców. Jest to Krew święta, boska, nieskończonej wartości, bo jest
to Krew Syna Bożego. „Nie skazitelnym złotem albo srebrem zostaliście
wyzwoleni z nędznego sposobu życia waszych ojców, ale cenną krwią Chrystusa,
jako niezmazanego i niepokalanego Baranka, który choć był przeznaczony przed
stworzeniem świata, w ostatnim dopiero czasie objawił się wam” (I Piotr 1, 18).
Na krwi Pana Jezusa opiera się cała nadzieja naszego zbawienia, jak
powiada św. Jan Apostoł: „Łaska wam i pokój… od Jezusa Chrystusa, będącego
świadkiem wiernym, który obmył nas z grzechów naszych we Krwi swojej i
uczynił nas, królestwem kapłanami” (Obj 1, 4 – 5) Krwawa śmierć przebłagalna
Zbawiciela to najpotężniejsza mowa, jaką miłosierdzie Boże skierowało
kiedykolwiek do ludzi. Nie podobna, by ten kto się głęboko nad tym zastanowi,
nie zapłonął gorącą wdzięcznością ku temu miłosierdziu, ujawniającą się w
bezgranicznej ufności i miłości. „Krew jego na nas”, tak winniśmy wzywać, by
ona spłynęła na nas, strumieniem miłosierdzia Bożego i była nam na odkupienie
i wieczne zbawienie.
Tymczasem Pan Jezus stoi przed Piłatem i słyszy straszliwe wycie
tłumów, wzywających na siebie pomsty Krwi jego. Stoi samotny. Wszyscy
przyjaciele jego są bezsilni, władza nie ochrania go, a wrogowie opanowali
wszystko. Nikomu nie wyrządził najmniejszej krzywdy, przeciwnie, wielu z
tych, którzy teraz domagają się jego śmierci, uleczył, pomógł, pocieszył. Wielu
znowu nawet nie wiedziało o co idzie, a tylko idąc owczym pędem za innymi
domagali się Krwi jego. Można sobie wyobrazić, co odczuwał Zbawiciel w tym
momencie, kiedy lud ukochany, który przed kilku dniami wołał z wielkim
entuzjazmem: „Hosanna”, nazywając go Synem Dawida, teraz domaga się
najhaniebniejszej dla niego śmierci.
Dawid w duchu oglądał Chrystusa w tym stanie, gdy pisał: „Usta ich
pełne są złorzeczenia i gorzkości, prędkie ich nogi na wylanie krwi. Zniszczenie i
nieszczęścia na drogach ich, a drogi pokoju nie poznali” (Ps. 13, 3). Tak
postępują i dzisiaj ci, którzy gardzą drogami nawrócenia i pokuty, dlatego
pogrążeni są w ciemnościach niedowiarstwa i grzechu, bez pokoju w sumieniu,
bez wesela w sercu. Odurzeni pychą i zmysłowością, coraz bardziej staczają się
do przepaści piekła, którego zgrozę zaczynają już odczuwać w tym życiu.
***
„Krew twoja na mnie”, Zbawicielu mój, niech przyjdzie i obmyje mnie z
grzechów moich, niech wybieli zeszpecone oblicze duszy mojej! Na chrzcie
świętym wyraziłeś na mej duszy piękność boskiego podobieństwa twego, ale
teraz to wspaniałe wyobrażenie zostało zaćmione i przekreślone. Biegnę tedy do
Ciebie, Lekarzu duszy mojej, i z ufnością błagam o miłosierdzie i odnowienie
80
we mnie Twojego obrazu i podobieństwa. To odnowienie odbywa się w
Sakramencie pokuty, do którego postanawiam jak najlepiej się przygotowywać
przez żal doskonały za grzechy moje i o tę łaskę żalu najpokorniej proszę.
30. DRUGA ROZPRAWA U PIŁATA
(Biczowanie Pana Jezusa)
„Wówczas Piłat wziął Jezusa i ubiczował” (Jan 19, 1).
Opór oskarżycieli Pana Jezusa coraz bardziej wzrastał i mógł wywołać
z a b u r z e n i e ludowe, a Piłat bał się by nie wysłano na niego skargi do
Rzymu. Ta obawa zaciemniała w nim poczucie sprawiedliwości i prawa, a
wysunęła na pierwszy plan wyrachowanie polityczne. Postanowił tedy użyć
wybiegu; zgodnie z żądaniem motłochu wypuścił Barabasza i dla zjednania
sobie oskarżycieli kazał wykonać uprzednie swoje przyrzeczenie i poddać Pana
Jezusa biczowaniu.
1. Biczowanie u Rzymian łączono z ukrzyżowaniem, a czasem stanowiło
ono karę osobną, wymierzoną zamiast kary śmierci. W jednym i drugim
wypadku było krwawym znęcaniem się nad skazańcem, który często ginął pod
razami biczowników. Można powiedzieć, że śmierć na krzyżu następowała
głównie na skutek biczowania, gdyż samo ukrzyżowanie nie powodowało
takiego organicznego nadwerężenia, które by pociągało za sobą szybką śmierć.
Biczowanie wykonywali żołnierze. Skazaniec, pozbawiony szat, z rękoma
przywiązanymi do niskiej kolumny, przyjmował razy twardych rąk żołnierskich.
Bito nie kijami, które były zarezerwowane dla obywateli rzymskich, skazanych
na śmierć, ale specjalnymi biczami o krótkim kiju, z którego zwisały skórzane
powrózki, zakończone metalowymi kulkami albo żelaznymi haczykami.
U Żydów przy biczowaniu dopuszczano najwyżej trzydzieści dziewięć
uderzeń; u Rzymian nie było takiego ograniczenia i długość chłosty zależała
wyłącznie od widzimisię biczujących albo od odporności skazańca. Skazany na
śmierć uważany był za przedmiot wyjęty spod wszelkiego prawa. Kto przeszedł
rzymskie biczowanie, ten przedstawiał tak straszliwy widok, że nie można było
nad patrzeć bez odrazy. Już po pierwszych uderzeniach na skórze występowały
sińce, wkrótce ciało pokrywało się czarnoniebieskimi pręgami i opuchłymi
guzami, które pękały. Przerywały się krwionośne naczynia, zalewając całe ciało
81
krwią. Biczowany wyglądał jak zniekształcony kawał mięsa, z którego lała się
strumieniem krew.
Na taką karę skazał Piłat Pana Jezusa, przypuszczając, że przez to
spowoduje ustępstwo motłochu i uratuje Chrystusa od śmierci. Rozebrano Go
tedy z szat, ręce przywiązano do niskiej kolumny tak, by stał nad nią nieco
pochylony z wystawionymi plecami do uderzeń. Czterech żołnierzy stanęło
obok z rzemiennymi biczami, które spadając na plecy zbawcy cięły, krajały i
darły na strzępy skórę i mięśnie, obnażały kości raz gniotły je i nawet
miażdżyły. Pan Jezus w cichości przyjmował razy wymierzane przez twarde
ręce żołnierskie. Wkrótce plecy jego przedstawiały jedną krwawiącą ranę: skóra
głęboko pocięta, mięśnie poszarpane, kości odsłonięte. Na piasku utworzyła się
kałuża krwi ściekającej z ran, zadanych strasznymi biczami.
Biczowanie prawdopodobnie odbyło się na placu publicznym przed
pałacem Piłata, który chciał niezwykłą surowością kary i okrucieństwem tortury
zjednać opinię motłochu dla uwolnienia oskarżonego. Łatwo można sobie
wyobrazić, co wycierpiał Pan Jezus fizycznie i moralnie! Najpierw ogólny
przenikliwy ból, następnie ból ostry jak ogień i sól przeniknął wszystkie członki,
wdarł się w głąb duszy, wycisnął łzy z oczu, oraz ciche jęki i westchnienia z ust.
2. Pan Jezus po odwiązaniu go od słupa prawdopodobnie upadł na ziemię
— w kałużę własnej krwi, ogłuszony bólem, zdeptany i zmiażdżony jak robak.
Z największym wysiłkiem musiał zbierać swoje porozrzucane szaty i wdziewać
na poranione barki i biodra. Żadna ręka nie pospieszyła z pomocą. Może
niektórzy z uzdrowionych przez niego stali i patrzyli z daleka, ale lękali się
teraz, czy nawet może wstydzili się zbliżyć, by zatamować płynącą krew i
namaścić rany oliwą czy balsamem. Wypełniły się słowa Proroka: „Na
grzbiecie moim kowali grzesznicy, przedłużali nieprawość swoją” (Ps. 128, 3).
„Od stopy nogi aż do wierzchu głowy nie masz w nim zdrowia: rana i siność i
spuchły raz, nie jest zawiązany ani lekarstwem opatrzony, ani oliwą
zmiękczony” (Iz. 1, 6).
Te straszne cierpienia zewnętrzne, jakie Pan Jezus odczuwał przy
biczowaniu, nie opanowały go tak, by nie mógł wykonywać najszczytniejszych
aktów cnoty. Przede wszystkim znosił on to biczowanie z niebiańską
cierpliwością i poddaniem się woli Ojca Niebieskiego, modląc się za swoich
katów, za Piłata i członków Sanhedrynu, ofiarowując te katusze w duchu
zadośćuczynienia nieskończonemu Majestatowi Bożemu za obrazę. A ponieważ
ta obraza była nieskończona, dlatego czuł w sobie potężny pęd, by wycierpieć
najwyższą miarę wszystkich boleści. Znał bowiem wolę Ojca i wiedział, że to
święte dzieło zadośćuczynienia ma być spełnione przez cierpienie i to bardzo
wielkie.
82
Najmiłosierniejszy Zbawiciel przy biczowaniu myślał również i o nas.
Cierpiąc straszne bóle na swoim najdelikatniejszym ciele, zadośćczynił za nasze
grzechy cielesne, za nasze życie miękkie i leniwe, za nasze zbytki w szukaniu
wygód i wszelkiej rozkoszy zmysłowej. Nadto chciał wyjednać nam łaskę
poskromienia i pokonania wewnętrznych buntów pożądliwości cielesnej i
zmysłowości, — uleczyć ślepotę naszą, abyśmy przejrzeli i poznali, jak
strasznym jest każdy grzech śmiertelny, a szczególnie nieczystość, — chciał,
byśmy poglądowo przekonali się o nieskończonej świętości Majestatu Boskiego,
która nic nieczystego przed obliczem swoim nie ścierpi, o jego nieskończonym
miłosierdziu, które zezwoliło, by Syn Boży w ciele ludzkim tyle wycierpiał za
nas.
Wreszcie Pan Jezus w biczowaniu pragnął dać nam przykład i wyjednać
łaski do mężnego znoszenia wszelkich prób i utrapień doczesnych oraz
wzbudzić w sercach naszych niezachwianą ufność w miłosierdzie Boże. Jakże
bowiem nie spodziewać się odpuszczenia grzechów, gdy patrzymy na
nieskończoną wielkość zadośćuczynienia?! Kto może wątpić jeszcze o
zbawieniu swoim, skoro wspomni na nieskończone miłosierdzie ubiczowanego
Zbawcy, o którym już Prorok mówił: „Policzyli wszystkie kości moje” (Ps. 21,
18).
***
Wstydzę się, Panie, stanąć przed świętym obliczem twoim, bo tak mało
jestem do Ciebie podobny. Tyś za mnie tyle wycierpiał przy biczowaniu, że
sama ta męka zadałaby Ci śmierć, gdyby nie wola i wyrok Ojca Niebieskiego,
że miałeś umrzeć na krzyżu; — a dla mnie rzeczą trudną jest znosić małe
uchybianie i ułomności domowników i bliźnich moich. Ty z miłosierdzia
przelałeś tyle krwi dla mnie, a mnie każda ofiara i poświęcenie dla bliźnich
wydaje się ciężkie. Ty z niewypowiedzianą cierpliwością i w milczeniu znosiłeś
bóle biczowania, a ja narzekam i jęczę, gdy wypadnie znieść dla ciebie jakąś
dolegliwość lub wzgardę ze strony bliźniego. Boże, ku wspomożeniu memu
wejrzyj!
83
31. DRUGA ROZPRAWA U PIŁATA
(Ukoronowanie cierniem Pana Jezusa)
„A żołnierze, uplótłszy koronę z ciernia,
włożyli na głowę jego” (Jan 19, 2).
„Po ubiczowaniu „żołnierze wprowadzili Pana Jezusa do przedsionka
pretorium i z w o ł a l i całą kohortę” (Mk. 15, 16). Tam Zbawiciel miał
oczekiwać ostatecznego wyroku. Tego czasu użyli żołnierze do naigrawania się
z Boskiego Mistrza: narzucili na niego czerwoną chlamidę, jakiej triumfator
używał po odniesionym zwycięstwie, między związane w przegubach ręce
wetknęli trzcinę, która miała imitować władcze berło królewskie, oraz włożyli
na głowę Jego, uplecioną z cierni koronę, na wzór koron królewskich. Następnie
przyklękali przed nim, wstawali, pluli w oblicze, wyrywali trzcinę ze
związanych rąk i uderzali po cierniowej koronie, wołając przy tym: „Witajże,
królu żydowski!” (Mat. 27, 27 – 30; Jan 19, 2 – 3). Zastanówmy się nad tą
tajemnicą.
1. Rozdzierający dramat biczowania i koronowania cierniem, ewangeliści
podają bardzo spokojnie. Ton taki wprawia nas nawet w zdziwienie, mimo że
zachowują oni neutralne stanowisko historyków. Nie ma tu wylewu serca,
bolejącego na widok tak strasznych cierpień; nie ma krzyku oburzenia lub
gniewu na oprawców, a tylko przekazują przyszłym pokoleniom, co widzieli na
własne oczy lub słyszeli z ust naocznych świadków. Na przykład scenę
koronowania cierniem najobszerniej podaje Mateusz w takich słowach:
„Wówczas żołnierze namiestnika zabrali Jezusa do pretorium i zwołali do niego
całą kohortę. A zdjąwszy szaty jego, włożyli nań płaszcz szkarłatny i uplótłszy
koronę z ciernia, włożyli na głowę jego, a trzcinę w prawicę jego. I zginając
przed nim kolana, naigrawali się z niego, mówiąc: Bądź pozdrowiony, królu
żydowski! I plwając nań, brali trzcinę i bili go po głowie. A gdy mieli dość
naigrawań, zdjęli zeń płaszcz i oblekli go w szaty jego” (Mat. 27, 27 – 31).
Toteż opowiadania ewangelistów należy rozszerzyć.
Koronowanie cierniem i naigrawanie z Pana Jezusa było wielkim
bezprawiem, albowiem według prawa rzymskiego oskarżony był rzeczą świętą
— res sacra — i należało go bronić przed wszelką zniewagą. Tymczasem z
własnej inicjatywy (a może za cichym zezwoleniem prokuratora) żołnierze
84
pozwolili sobie na takie straszne wykroczenie, prawdopodobnie dlatego, że
Chrystus miał być skazany na śmierć. Wobec zaś takich wykreślonych już z
księgi żyjących, dopuszczalne były obelgi, kpiny, brutalność i nieludzkie
traktowanie. Żarty po koszarach i strażnicach żołnierskich zwykle bywają grube
i brutalne, ale w tym wypadku były szczególnie nieludzkie, albowiem chodziło
o znieważanie człowieka, który mienił się być królem znienawidzonych Żydów.
Pan Jezus tedy był całkowicie zdany na zbrodnicze pomysły
przyzwyczajonych do rozlewu krwi żołnierzy, gardzących obcymi
narodowościami, i czego jeden nie pomyślał, drugi poddawał już jako nowy
gotowy projekt. Podniecała ich jeszcze i ta okoliczność, że Zbawiciel był ich
kontrastem; cichy, wstydliwy, skromny, łagodny i słodki, mąż szlachetnego
pochodzenia, o delikatnej budowie ciała, o niezwykłej wrażliwości. I ten
właśnie mąż miał zamiar zostać królem Żydów, a Rzymian, władców świata,
wypędzić. Nuż tedy trzeba odzwyczaić go od tych marzeń i za każdą cenę wybić
mu z głowy takie zuchwałe plany. Jakże to wszystko musiało zwiększać
cierpienia ubiczowanego przed chwilą Pana Jezusa.
2. Siedzi tedy Zbawiciel na złamanej kolumnie (której resztki można po
dziś dzień oglądać w kościele Grobu w Jerozolimie), schylony, znużony,
prawdziwy obraz boleści. Piękne czoło zakryte i przytłoczone nieforemną
koroną z cierni. Włosy w nieładzie splotły się i zmieszały z cierniowym
wieńcem. Krew ciecze ze wszystkich stron głowy, płynie małymi strumieniami
po skroniach i karku, zasłania oczy, farbuje barki i piersi oraz zlepia pasma
włosów. Ciernie wpijają się głęboko w skronie i coraz głębiej wciskają się pod
wpływem uderzeń żołdaków, sprawiając nieznośny ból, który przeszywa duszę i
ciało.
Gdy patrzymy w duchu na tak siedzącego Jezusa, przychodzą na myśl
słowa Proroka: „Nie ma krasy ani piękności; i widzieliśmy go, a nie było na co
spojrzeć, i pożądaliśmy go; wzgardzonego i najpodlejszego z mężów, męża
boleści i znającego niemoc, a jakoby zasłoniona twarz jego i wzgardzona; stąd i
za nic go mieliśmy” (Iz. 53, 2 – 3). Siedzi więc Zbawiciel obrzucony obelgami,
przepełniony bólem, jako igraszka nędznej roty rzymskich żołdaków, którzy są
jego stworzeniem. Siedzi Mesjasz, oczekiwany przez tyle wieków, a teraz przez
własny naród ukoronowany wieńcem, złożonym ze wzgardy i cierpień, a przez
przedstawicieli ludu skazany na śmierć haniebną.
W ukoronowaniu cierniem trzeba widzieć tajemnicę wydrwienia
Królestwa Chrystusowego przez świat i panujące na rody. Ale korona cierniowa
Pana Jezusa stanie się wieńcem chwały i wspaniałości Jego; — nędzna trzcina
— będzie symbolem triumfalnego zwycięstwa, gdy z biegiem lat padną trony i
królestwa ziemskie, a Oblubienica Chrystusa — Kościół Święty obejmie całą
85
kulę ziemską. Zuchwali żołdacy ustąpią, a w ich miejscu królowie będą się
prześcigać w składaniu hołdu uwielbienia poniewieranemu dziś Zbawicielowi.
W męce ukoronowania cierniem Pan Jezus jest ofiarą za nasze grzechy
pychy. Jest On ofiarą niesprawiedliwą za pogoń i szukanie czci i potęgi, za
obmowy, oszczerstwa i w ogóle za niesprawiedliwe naruszenie i umniejszenie
cudzej czci i cudzego poważania. Jest On ofiarą za niecierpliwość wśród
naigrawań i wzgardy, okazywanej przez ludzi; — za buntowanie się przeciwko
prawomocnej władzy, a zwłaszcza przeciw władzy kościelnej. Chciał nadto
Zbawiciel pouczyć, jaką boleść wyrządza niesprawiedliwe szyderstwo i jak
mamy zachować się wśród takich szyderstw. Naigrawanie i szyderstwa są
cierniami, które często bardzo dotkliwie odczuwamy. Cierniowa korona Pana
Jezusa wyobraża przekleństwo grzechów całego świata, które ciążą na nim.
***
I ja popełniłem mnóstwo grzechów, których świat nie zna. Gdyby je znał,
zacząłby słusznie mną pogardzać. Niejedno ukrywa się w mym wnętrzu, co nie
przynosi mi zaszczytu. Jednoczę się tedy z cierpiącym Zbawicielem i składam
mu podziękowanie, że za mnie znosi hańbę. Szczególnie wtedy pragnę się z
Tobą, Panie, złączyć, kiedy mię spotka upokorzenie niezasłużone. Gdy kolce
zbyt boleśnie ranić będą głowę moją, złożę ją w ręce Twoje, Zbawicielu,
pamiętając, że na kim ciąży grzech, ten znosić winien wszelką wzgardę,
wszelkie poniżenie i zapomnienie, będę dziękował Bogu, że pozwala mi
odpokutować za grzechy w tym życiu. Wówczas usłyszę głos Twój: „Synu,
podnieś czoło, nie wstydź się, ja więcej wycierpiałem za ciebie w pretorium
Piłata”.
32. DRUGA ROZPRAWA U PIŁATA
(„Ecce homo”)
„Wyszedł Jezus w koronie cierniowej i szkarłatnej szacie.
Piłat rzekł: „Oto człowiek” (Jan 19, 5).
Piłat był dostatecznie przekonany o niewinności Pana Jezusa, ale nie miał
odwagi go wypuścić wobec podniecenia ludu przez p r z y w ó d c ó w . Dlatego
kazał go ubiczować, a oprawcy nadto u k o r o n o w a l i go cierniem i okryli
86
czerwonym łachmanem. Wówczas Piłat wyprowadził go na ganek ratuszowy
przed rozwścieczony tłum i powiedział: „Oto człowiek!”. Piłat przypuszczał, że
na widok tak sponiewieranego oskarżonego lud wzruszy się litością i nie będzie
domagał się śmierci Pana Jezusa. Atoli stało się na odwrót.
1. Zaraz na wstępie oświadcza Piłat, że Pan Jezus jest niewinny: „Oto
wyprowadzam go do was, abyście się przekonali, że nie znajduję w nim żadnej
winy” (Jan 19, 4). Pan Jezus, zaledwie trzymając się na nogach, posunął się
naprzód i wszedł na podium. Piłat wskazał na niego, pragnąc wzbudzić w tłumie
współczucie i zastanowienie, czy warto tak bardzo nastawać na życie człowieka,
który znajduje się w takim stanie. Tłum — niestety — zareagował w sposób
nieludzki, jak to widać z opisu naocznego świadka: „Gdy go tedy ujrzeli
najwyżsi kapłani i słudzy, zawołali, mówi: Ukrzyżuj, ukrzyżuj go! Rzecze im
Piłat: „Weźcie go wy i ukrzyżujcie, bo ja w nim nie znajduję winy.
Odpowiedzieli mu Żydzi: My zakon mamy, a według zakonu powinien umrzeć,
bo się za Syna Bożego podawał” (J. 19, 6 – 7).
Słowa Piłata nie zezwalały na ukrzyżowanie, a raczej wzywały do
zastanowienia się nad tym, że on nie może wydać wyroku śmierci wbrew
sumieniu, a oskarżony nie może być skazany bez jego zgody. Żydzi wówczas
dali do zrozumienia, że jeżeli prokurator nie zatwierdzi wyroku śmierci, będzie
uważany za poplecznika bezbożników. „Gdy Piłat usłyszał te słowa, bardziej
jeszcze się uląkł. I wszedł znowu do pretorium i rzekł do Jezusa: Skąd jesteś?
Lecz Jezus mu nie odpowiedział. Rzecze mu tedy Piłat: Nie mówisz do mnie? nie
wiesz, że mam władzę ukrzyżować ciebie i mam władzę wypuścić cię?
Odpowiedział Jezus: Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci nie było
dane z wysoka. Dlatego ten, który mnie tobie wydał, większego dopuścił się
grzechu. I odtąd Piłat starał się go uwolnić” (Jan 19, 8 – 12).
Żydzi spostrzegli niebezpieczeństwo i postanowili uderzyć w najsłabszy
punkt, by skłonić prokuratora do decyzji. Zaczęli krzyczeć: „Jeśli go wypuścisz,
nie jesteś przyjacielem cesarskim. Każdy bowiem, kto się królem ogłasza,
sprzeciwia się cesarzowi” (Jan 19, 12). Wobec takiego krzyku Piłat, jako
urzędnik rzymski, troszczący się głównie o to, by nie zepsuć swej kariery, nie
mógł już zbyt długo się wahać. Zdenerwowany okrzykami Żydów, a zarazem
zły, że proces przybrał taki obrót, chciał jeszcze ułożyć się z oskarżycielami i
odwołać się do królewskiej godności Pana Jezusa w znaczeniu religijnym.
Przeto siadł na trybunale i rzekł do Żydów: „Oto król wasz. A oni zawołali:
Precz, precz z nim, ukrzyżuj go. Rzecze im Piłat: Króla waszego mam
ukrzyżować? Odpowiedzieli przedniejsi kapłani: Nie mamy króla, jeno cesarza”
(J. 19, 15). Wówczas Piłat zrozumiał, że królewska godność oskarżonego nie
może być traktowana poważnie nawet z punktu religijnego. I tu czuje się w
rozterce wewnętrznej: boi się sumienia własnego, a jeszcze więcej boi się
Rzymu. Poddaje się tchórzostwu i czuje się pokonany.
87
2. Dlaczego Pan Jezus Piłatowi nie odpowiedział? Dlatego, że nie mógł
ani zaprzeczyć, że jest Bogiem, ani w tych okolicznościach twierdzić, ponieważ
Piłat by i tak nie zrozumiał. Zresztą już przy pierwszym przesłuchaniu
prokurator nie chciał prawdy usłyszeć, dlatego może za karę Zbawiciel nie
odpowiedział teraz. I dopiero gdy Piłat odwołał się do władzy swojej i w imię
tej władzy domagał się odpowiedzi. Zbawiciel, nie wspominając o swoim
pochodzeniu, zwrócił uwagę Piłata, skąd ma władzę: nasamprzód uznaje władzę
jego, ale zarazem ostrzega przed nadużyciem jej, wskazując, że tę władzę ma od
kogoś wyższego i że przed tym wyższym musi zdać rachunek z użycia tej
władzy. Każde nadużycie władzy jest grzechem, dlatego Żydzi mają większy
grzech, że niewinnego chcą skazać na śmierć, ale i Piłat od grzechu nie będzie
wolny, jeżeli wyrok śmierci zatwierdzi. Łagodność, spokój i celna odpowiedź
Pana Jezusa napełniły Piłata bojaźnią.
Następnie ujawnia się tu niezwykła przebiegłość, zaciekła nienawiść i
nieuczciwość Żydów, gdy zaatakowali Piłata od strony jego stosunku do cesarza
i spowodowali, że ten, który użył wszystkich środków, aby oskarżonego
uwolnić, był zmuszony ustąpić wbrew swemu wewnętrznemu przekonaniu. Oto
potęga władzy partii panującej, która spowodowała zbrodnię bogobójstwa. Oto,
gdzie jest największe zło narodu, gdy władzę nad nim mają ludzie nieuczciwi i
zaślepieni, ziejący nienawiścią do prawdy. Oto, co przyspieszyło ostateczną
zagładę całego ustroju politycznego Żydów, jak to przepowiedział im Zbawiciel.
Każde prawe i po ludzku czujące serce, musi się wzdrygać na tak wielką
niesprawiedliwość w całym tym procesie i zapytać, jak się to wszystko stać
mogło?
Piłatowi wystarczało powiedzieć: „Oto człowiek”, ale te słowa nie
wystarczą. Któż bowiem znajdzie na ziemi człowieka, który by zechciał
dobrowolnie przyjąć na siebie tak wielkie zelżywości i wycierpieć taką mękę dla
złagodzenia nieprawości naszych? A gdyby się znalazł, jego męka nie zdołałaby
takiego celu osiągnąć, albowiem odkupienia mógł dokonać tylko Ten, kto był
zarazem Bogiem i człowiekiem. Piłat nie znał tej niepojętej tajemnicy
miłosierdzia Bożego, ale my ją teraz znamy. Dlatego patrząc na rany, na
cierniową koronę Pana Jezusa, na szyderczą purpurę, w jaką dla pogardy został
przybrany, obserwując zarazem jego spokój, łagodność i miłosierne wejrzenie
na swych katów i oprawców, — widząc to wszystko, winniśmy z uwielbieniem
paść przed nim na kolana i z wielką wiarą zawołać: „Oto Bóg!” — Oto Król
Miłosierdzia!
***
88
Pójdźmy wszyscy i zobaczymy, jaki to Bóg. Widzimy go w największym
poniżeniu. Oto wielmożność Jego Majestatu jest wyniszczona i pogrzebana pod
postacią sługi! Oto wdzięk jego człowieczeństwa zniekształcony jest w
rozszalałych falach morza niewypowiedzianej boleści! Czy podobna, patrząc na
taki cud Miłosierdzia Bożego, nie stopić się z żalu za grzechy, które
spowodowały takie wyniszczenie Bóstwa i zniekształcenie człowieczeństwa
Boga – Człowieka? Czy ja sam nie odczuję najgłębszej skruchy przede
wszystkim za grzechy moje, za które Zbawiciel tak wielką czyni pokutę? Gdyby
poganie wiedzieli, że Bóg za nich tak dużo cierpiał, gromadami garnęliby się do
środków łaski, jakie on nam zostawił, a nas uważaliby za świętych, bo
posiadamy także środki. Toteż postanawiam wpatrywać się w cierpiące oblicze
Pana Jezusa, ilekroć ogarnie mnie zniechęcenie i wstręt do cierpień, które z woli
Bożej mnie spotykają.
33. OSTATNIA ROZPRAWA U PIŁATA
(Zasądzenie Pana Jezusa)
„Piłat zatem, chce zadość czynić ludowi… ubiczowanego
Jezusa wydał, aby był ukrzyżowany” (Mrk. 51, 15).
Po oświadczeniu uroczystym arcykapłanów: „Nie mamy króla, jeno
cesarza” (J. 19, 15) — P i ł a t zrozumiał, że wszystkie usiłowania jego,
zmierzające do ocalenia Pana Jezusa okazały się daremne. Przecież on, Piłat jest
reprezentantem c e s a r z a i nie może lekceważyć oświadczenia urzędowego
arcykapłanów, wyrzekających się swego króla. I wówczas tego fałszywego
króla „wydał im na śmierć krzyżową” (Jan 19, 16). Żądanie oskarżycieli zostało
spełnione: wzięli oni na siebie zaklęcie, i krew Pana Jezusa zaciąży odtąd na
nich i na ich potomkach. Zastanówmy się nad tą tajemnicą.
1. Arcykapłani musieli znać Pismo Święte i wiedzieć, jak Bóg pragnął być
jedynym królem Izraela i niechętnie tolerował fakt, że na króla wybrano Saula
(I. Kr. 8). Obecnie zaś ci urzędowi reprezentanci Izraela nie tylko nie myślą o
boskim Królu, nie tylko zapomnieli o swych królach i ich żyjących jeszcze
potomkach, ale z entuzjazmem proklamują swym władcą Tyberiusza i innych
cesarzy rzymskich. Ci cesarze w czterdzieści lat później doszczętnie zniszczyli
świątynię, miasto i cały naród żydowski. W ten sposób pragnienie arcykapłanów
żydowskich zostało spełnione: „Nie mamy króla, jeno cesarza”.
89
Namiestnicy rzymscy wydawali wyrok zawsze pod gołym niebem,
siedząc na krześle sędziowskim. Toteż i Piłat, ubrany w oznaki prokuratora, w
otoczeniu swojej świty, uroczyście zasiadł na trybunale sędziowskim, stawiając
przed sobą Zbawiciela jako winowajcę i zawołał głośno: „Oto król wasz!” A
Żydzi wołali: „Precz, precz z nim! Ukrzyżuj go! Rzecze im Piłat: Króla waszego
mam ukrzyżować? Odpowiedzieli przedniejsi kapłani; Nie mamy króla, jeno
cesarza”. Wówczas Piłat zwrócił się do Pana Jezusa i powiedział: „Pójdziesz na
krzyż! Liktorze, przygotuj krzyż!” Była to zwykła formuła, którą zamykał
sędzia wyrok śmierci i najprawdopodobniej wypowiedział ją Piłat nad
Zbawicielem. W ten sposób został ostatecznie proces Pana Jezusa zakończony.
Wyrok ten był najniesprawiedliwszy, jaki kiedykolwiek, wydano: Piłat
pięć razy uroczyście stwierdza, że Pan Jezus jest niewinny, a w końcu skazuje
go na śmierć i to na śmierć krzyżową — najokrutniejszą, bo nadzwyczaj bolesną
i długotrwałą. U Rzymian tylko niewolnicy i pospolici zbrodniarze ponosili
śmierć krzyżową, a u Żydów dopiero po straceniu wieszano zwłoki na krzyżu
dla odstraszenia od podobnych czynów ludzi żyjących. Toteż w Piśmie Świętym
powiedziano: „Przeklęty każdy, który zawisł na drzewie” (Past. Pr. 21, 23; Gal.
3, 13). Dlatego Pana Jezusa musiała głęboko dotknąć ohyda śmierci krzyżowej
zarówno fizycznie, jak i moralnie. Przepowiedział on ten rodzaj śmierci dla
siebie w rozmowie z Nikodemem, Apostołami i Żydami, a w Starym
Testamencie była ta śmierć wyobrażona przez drzewo arki, łaskę Mojżesza i
miedzianego węża.
Pan Jezus wybrał ten rodzaj śmierci sam, a to dlatego, że ona była
najstosowniejsza dla niego. Wisząc na krzyżu mógł wykonać swoją ostatnią
wolę, dać pociechę pozostającej Matce, objawić swoją świętość w całej
wielkości i wspaniałości, najwyraźniej ujawnić swoje Bóstwo i umrzeć
majestatycznie z własnej woli i potęgi. Śmierć krzyżowa miała publicznie
okazać światu sprawiedliwość Boga, karzącego grzech, a zarazem i jego
nieskończone miłosierdzie, które przewyższyło sprawiedliwość” (Jak. 2, 13).
2. Skazanie Pana Jezusa na śmierć krzyżową było cudem i szczytem
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Miłosierdzie Boga jest to przymiot
działalności Jego wewnętrznej w celu wyprowadzenia niższych bytów z nędzy i
uzupełnienia ich braków. Jest to więc Jego wola czynienia dobrze wszystkim.
Pojedynczy akt miłosierdzia jest litością, a stan niezmienny zlitowania —
miłosierdziem. Ponieważ w Bogu akt utożsamia się z istnieniem, dlatego
Psalmista utożsamia w nim miłosierdzie ze zmiłowaniem i litością: „Wspomnij
na miłosierdzie twoje, Panie, i na zmiłowanie twoje, które są od wieków” (Ps.
24, 6).
Tam tedy, gdzie jest nędza, potrzebne jest Miłosierdzie. A czyż może być
większa nędza, jak stan grzechu, przez który staliśmy się szpetni, nierozumni,
90
niezmiernie ubodzy i nędzni? Grzesznik w obliczu Boga stoi niżej nicości,
albowiem jest przedmiotem obrzydzenia, nienawiści i wzgardy. A właśnie nad
tymi grzesznikami zlitował się Syn Boży i chciał przez śmierć swoją krzyżową
wrogów swych uczynić przyjaciółmi, braćmi swymi, przybranymi synami
bożymi. Mógł wprawdzie, będąc Bogiem, odkupić ich bez męki i bez śmierci
krzyżowej, ale wówczas może ucierpiałaby sprawiedliwość i byłaby
nienależycie uwypuklona straszna ohyda grzechu. W śmierci zaś krzyżowej
łączy się sprawiedliwość z miłosierdziem Bożym, a cierpiący Zbawiciel mówi
do grzeszników: „Ze mnie się uczcie, czym jest każdy wasz grzech śmiertelny”.
Pan Jezus doskonale rozumiał niesprawiedliwość, hańbę i okrucieństwo
tego wyroku, ale nie okazuje tego na zewnątrz. Stoi pokorny, cichy ze skłonioną
głową i przyjmuje wyrok bez najmniejszego protestu i stwierdzenia jego
nienawiści. Wie bowiem, że ma dać zadośćuczynienie za grzechy całego świata,
że z jego męki jak ze źródła ma spływać Miłosierdzie Boże tak na całą ludzkość,
jak i na każdego pojedynczego człowieka, byleby tylko zechciał z tego
Miłosierdzia korzystać. W tym wyroku widzi wolę Ojca Niebieskiego i z
największą uległością tej woli się podaje, a jeżeli apeluje, to tylko do
Miłosierdzia tegoż Ojca, by przebaczył katom, oprawcom i niesprawiedliwemu
Piłatowi, który ulegając żądaniu arcykapłanów i motłochu, podpisał ten wyrok
wbrew swemu sumieniu.
„A był to dzień przygotowania Paschy, godzina prawie szósta” (Jan 19,
14), pisze naoczny świadek skazania, czyli według naszej rachuby czasu, była
godzina prawie dwunasta. Dolegał silny upał. Pan Jezus, osłabiony upływem
krwi, odczuwał silne pragnienie, którego nikt nie pospieszył zaspokoić. W ten
sposób chciał Zbawiciel odpokutować za grzechy obżarstwa i pijaństwa, jak to
uprzednio powiedział: „Strzeżcie się, abyście przypadkiem serc swoich nie
obciążali obżarstwem i opilstwem i troskami tego życia” (Łuk. 21, 34).
***
Grzechy moje skazały na śmierć Zbawiciela. Słuszną tedy i sprawiedliwą
będzie rzeczą, bym teraz siebie skazał na śmierć, czyli bezgranicznie ofiarował
się Zbawicielowi, bym nie miał swego pragnienia, ale pragnął tylko tego, czego
jego najmiłosierniejsze Serce pragnie. Dopuścił on ten wyrok z miłosierdzia
swego ku mnie, przeto mam się Jemu odpłacić uczynkami miłosierdzia
względem moich bliźnich, by wyjednać przychylny wyrok dla siebie, gdy stanę
przed Jego trybunałem po śmierci. Teraz jest On dla mnie królem miłosierdzia,
którym tak hojnie obdarza, ale wówczas będzie Sędzią sprawiedliwym. „Sędzio,
Boże sprawiedliwy, nim przyjdzie twój sąd straszliwy, bądź mi teraz
miłościwy”.
91
34. PAN JEZUS BIERZE KRZYŻ NA SWE RAMIONA
„Oblekli (Jezusa) w szaty jego i wyprowadzili,
aby go ukrzyżować” (Mat. 27, 31).
Według zwyczaju wschodniego wyrok na skazanym wykonano
natychmiast. Toteż po słowach Piłata: „Liktorze, przygotuj krzyż!” żołnierze
zdjęli z Pana Jezusa szkarłatną płachtę i przyodziali Go w jego własną szatę;
przyniesiono zawczasu przygotowany krzyż, który Zbawiciel wziął na ramiona.
Skazańców bowiem tracono w tym samym dniu publicznie. Dla większego
wstydu i boleści skazańcy sami musieli wlec krzyże na miejsce stracenia. Nie
zrobiono wyjątku i dla Pana Jezusa, a obchodzono się z nim jak ze zwykłym
zbrodniarzem. Zastanówmy się nieco nad tą, tak bolesną dla nas tajemnicą.
1. Za czasów Pana Jezusa zwyczaj krzyżowania rozpowszechniony był w
Palestynie od Pompejusza W. (63 r. a. Chr.), który po zdobyciu Jerozolimy
nadał krajowi nową strukturę polityczną. Ten rodzaj kary był znany w okolicach
Morza Śródziemnego od kilku wieków, a rozpowszechnili go Fenicjanie.
Posługiwano się krzyżami trzech kształtów: krzyżem o czterech ramionach, o
trzech ramionach i krzyżem ukośnym (św. Andrzeja). Dla Pana Jezusa
prawdopodobnie został przygotowany krzyż o czterech ramionach. Krzyż taki
składał się z dwóch pali — pionowego i poziomego. W połowie pala pionowego
wystawał sęk lub kołek, na którym opierał się ukrzyżowany. Miejsce do
ukrzyżowania wybierano bardziej uczęszczane, gdyż kara ta miała służyć jako
odstraszający przykład dla innych ludzi.
Pan Jezus tęsknił do krzyża, jak to widać z jego licznych wyrażeń: „Jeśli
kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i
naśladuje mnie” (Mat. 16, 24); — mówił o krzyżu: „A jako Mojżesz podwyższył
węża na pustyni, tak musi być podwyższony Syn Człowieczy” (Jan 3, 14), a
nawet na górze Tabor w czasie Przemienienia rozmawiał o nim z Mojżeszem i
Eliaszem. Krzyż tedy był — rzec można — ustawicznym przedmiotem jego
myśli, był jego herbem i sztandarem. Toteż ujrzawszy krzyż, Zbawiciel
uradował się, pocałował go i przycisnął do Serca swego. W nim bowiem widział
spełnienie się wszystkich proroctw, tyczących się jego Osoby, wszystkich
obietnic w sprawie zbawienia ludzkości. Ujrzał w nim godło miłosierdzia
Bożego, w którym każdy zaufać może.
92
Krzyż ten miał być ołtarzem całopalenia, na którym Syn Boży złoży Ojcu
Niebieskiemu ofiarę całopalenia, — ofiarę uwielbienia, przebłagania,
dziękczynienia i prośby. Nie dziw tedy, że Zbawiciel, mimo oczekujących go na
krzyżu cierpień, nie wzdrygał się teraz przed jego przyjęciem, lecz z radością
ujął to drzewo święte jako znak woli Ojca i łaski dla nas. Chciał również
pouczyć nas swym przykładem, iż mamy pragnąć krzyża jako
najskuteczniejszego środka zbawienia i jako najpewniejszej zasługi na żywot
wieczny. Nasze krzyże są tylko odłamkiem krzyża Zbawiciela, tylko słabym
odbiciem cierpień, które on podjął za nas z nieskończonego miłosierdzia
swojego. Był świadom tego, że nie Judasz, Piłat ani Kajfasz przygotowali mu to
drzewo, bo ci byli tylko narzędziem wielkiego planu Bożego, któremu Pan Jezus
poddaje się pokornie. Toteż z miłością przyjmuje ten krzyż, oblewa go krwią,
potem i łzami, zdobi pięciu różami ran swoich i zasługami bohaterskiej swej
duszy. Wiedział, że odtąd krzyż stanie się drzewem rajskim żywota, kluczem do
Królestwa Bożego, tronem i berłem królewskim, mieczem i lemieszem sług
jego, streszczeniem całej jego nauki.
2. Patrząc na Pana Jezusa oczami wiary, z radością krzyż swój
przyjmującego, zdaje się, że widzimy Mojżesza, który, uderzając laską
drewnianą po wodzie, otwiera ścieżkę do swobodnego przejścia Żydom przez
Morze Czerwone na górę Synaj. Tak nam Zbawiciel drzewem krzyża wskazuje
drogę do przejścia przez morze tego świata grzesznego do obiecanej krainy, do
szczęścia w królestwie Bożym. W chwili tej patrząc na Pana Jezusa oczami
wiary, zdaje się, że widzimy Samsona, wstrząsającego słup w gmachu
królewskim Filistynów, który runął pod siłą wstrząsu, grzebiąc wszystkich
biesiadujących. Tak Chrystus wstrząśnie swym krzyżem królestwo szatana na
świecie, by na jego ruinach wznieść niebotyczny gmach swego Kościoła. Zdaje
się, że widzimy Dawida, który z drewnianą procą uderza na Goliata, by go
zwyciężyć, obalić i odebrać mu łupy. Tak Zbawiciel swym krzyżem zwycięży
Goliata piekła, obali go i skrępuje, odbierając mu odkupione krwią własną
dusze.
Ale nadto w Panu Jezusie, przyjmującym krzyż na barki swoje, widzimy
Króla i Pana ponad wszystkimi panami, który rozproszy ciemności ducha,
oświeci nas swoją wiarą, uświęci nas swoją łaską i pociągnie wszystkich ku
sobie, szczególnie tych, którzy za przykładem Mistrza dzielnie i mężnie
dźwigają krzyże w swym życiu. A któż z nas nie dźwiga krzyża? Całe nasze
życie jest pełne cierpień i nędzy: choroby i smutki, ubóstwo i wzgarda,
niepowodzenie i zapomnienie, wojny i głód, klęski, pokusy i wreszcie śmierć —
oto nasze codzienne krzyże, a szczególnie w dobie obecnej. Musimy dźwigać te
krzyże czy chcemy, czy nie chcemy. Ale zamiast dźwigać z narzekaniem,
przyjmijmy je jak nasz Zbawiciel z radością, patrzmy na nie jako na środek do
93
odpokutowania za grzechy nasze, do zadośćuczynienia za grzechy dusz w
czyśćcu cierpiących, do nawrócenia grzeszników.
Przez krzyże życia naszego stajemy się towarzyszami Chrystusa,
podobnymi do niego w cierpieniach. A święty Paweł powiada, że tylko ci będą
usprawiedliwieni, „których przewidział i przeznaczył, aby się stali na
podobieństwo Syna Jego” (Rzym 8, 29). Tylko wówczas będziemy szczęśliwi,
ciesząc się wieczną radością w niebie, według słów świętego Pawła: „jeśliśmy
(z Chrystusem) współumarli, razem też żyć będziemy, jeśli (z nim) wytrwamy,
razem z nim też królować będziemy” (II Tym. 2, 11 – 12). Dźwigajmy więc swój
krzyż cierpliwie i mężnie, z poddaniem się woli Bożej i z ufnością bezgraniczną
w nieskończone miłosierdzie Boże. Krzyże te trzeba nieść, a nie ciągnąć i trzeba
z tych krzyży należycie korzystać, jak zachęca Apostoł Narodów: „Proszę was
tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała wasze na ofiarę
żywą, świętą, miłą Bogu, na duchową służbę waszą” (Rzym. 12, 1).
***
Milknę z przerażenia, gdy słyszę w duchu, jak Piłat mówi: „Liktorze,
przygotuj krzyż!” Więc Pan Jezus pójdzie na śmierć! pójdzie z miłosierdzia ku
mnie! O, Jezu, miłosierdzia! Daj, bym mógł skorzystać z krzyża, który tak
radośnie przyjmujesz dla mnie i za mnie! Daj mi ponieść śmierć według
upodobania Twego. Ale odwróć sprawiedliwy wyrok śmierci wiecznej za liczne
grzechy i niewierności moje. Spójrz na mnie okiem nieskończonego
miłosierdzia Twego, bym Cię miłował miłością nigdy nieustającą w tym życiu i
w wieczności! Przyjmij na zadośćuczynienie za grzechy moje i całego świata, to
najgorętsze pragnienie moje, bym mógł niegodną krwią własną okazać miłość
ku Tobie!
35. PAN JEZUS NIESIE KRZYŻ NA GOLGOTĘ
„I dźwigając krzyż dla siebie, wyszedł na one miejsce,
które się nazywa Kalwaria” (J. 19, 17).
W Jerozolimie miejscem na ukrzyżowanie skazanych był pagórek,
znajdujący się na północ od miasta, zaraz za murami. Z powodu swego
ukształtowania nazywał się on „Czaszką” (po łacinie — Calvaria, a po
94
aramejsku Golgota). Miejsce to było bardzo dogodne, albowiem położone obok
bramy miasta, kędy przechodziło wielu ludzi, wystawiało skazane go na widok
publiczny. Obok znajdowały się grobowce, co zgadzało się z zasadą, że
krzyżować należy w miejscu, gdzie grzebano umarłych. Od Golgoty do
pretorium Piłata było na przełaj około kilometra drogi. Chociaż z racji świąt
ulice były zatłoczone, Pana Jezusa umyślnie prowadzono nieco dłuższą i
bardziej uczęszczaną drogą, by nadać wyrokowi większy rozgłos. Najbardziej
zainteresowani w tym byli arcykapłani i członkowie Sanhedrynu, którzy nie
chcieli stracić okazji, by wobec ludu jak najdłużej okazać się zwycięzcami, a
jednocześnie wystawić skazanego na upokorzenie.
1. Żołnierze uformowali pochód, aby udać się na miejsce wykonania
wyroku. Na czele jechał rzymski setnik, następnie szedł Pan Jezus jako główny
skazaniec a za Nim postępowało jeszcze dwóch pospolitych zbrodniarzy, którzy
również mieli być ukrzyżowani. Skazańcy nieśli sami swoje krzyże (albo może
tylko poprzeczne belki). Za nimi postępowali kaci i ich pomocnicy z
narzędziami kar i napisami zbrodni na tablicach, a tuż za nimi tłumy ludu,
wreszcie członkowie Sanhedrynu oraz Faryzeusze miejscowi i zamiejscowi. W
pochodzie tym postępowała postać schylona, chwiejąca się, zaledwie
dostrzegalna pod drzewem ciężkiego krzyża (ważącego o koło 40 funtów, który
bardzo przygniatał osłabionego obfitym wylewem krwi skazańca. Jest to nasz
Pan, upadający z wycieńczenia Zbawiciel.
Podczas drogi skazańców biczowano. Pana Jezusa strasznie już przedtem
ubiczowano, a teraz był on narażony na wszelkiego rodzaju szykany ze strony
zaciekawionej gawiedzi i rozwścieczonego motłochu. Nie był już właściwie
człowiekiem, ale tylko przedmiotem, wyjętym spod prawa, nędznym, zaledwie
poruszającym się stworzeniem. Każdy mógł go lżyć, łajać, popychać i pastwić
się, jak się komu podobało. Pan Jezus był bardzo wyczerpany zdarzeniami
ostatniego dnia i nocy. Wszystkie członki były jedną raną; barki poszarpane, a
znużenie z powodu upływu krwi, niewysłowione. Było to akurat w południe,
kiedy słońce najbardziej praży, tak, że nawet zdrowi kryją się w cieniu swoich
turbanów. A Pan Jezus z obnażoną głową zalewał się potem od gorąca i
zmęczenia.
Jest to pochód najnędzniejszego grzesznika. Jest On głównym winowajcą,
potępiony od wszystkich i wszędzie jako fałszywy prorok i bluźnierca, jako
podburzający lud przeciwko władzy. Niezliczone tłumy spoglądają nań
wyczekująco, patrzą na niego z pogardą z bram i okien, z dachów i drzew.
Spełniły się słowa Proroka: „Mówili przeciwko mnie, którzy siedzieli w bramie, i
śpiewali przeciw mnie, którzy pili wino” (Ps. 68, 13). Kroczy tymi ulicami,
którymi przechodził niegdyś poważany i szukany przez wszystkich. Droga była
dosyć nierówna, toteż Zbawiciel często potykał się i upadał.
95
2. Jerozolimo miasto święte, kto przekracza twoje bramy?… Kogo
żegnasz po raz ostatni? Toć to najlepszy twój Obywatel, Patriota, Pan i Władca.
To jest Król twój, który płakał nad sobą, nad strasznym losem cię oczekującym.
Ileż dobrodziejstw on ci wyświadczył! Ile nauk wypowiedział! Ile cudów
uczynił dla niewdzięcznych synów grodu Dawida! Dziś jest zapoznany przez
wszystkich i jako złoczyńca skazany na śmierć haniebną, na śmierć straszną, na
śmierć krzyżową… Boże mocny, jaka zmiana! Gdzież są rzesze, co go wielbiły?
Gdzież są uleczeni chorzy? Gdzie się znajdują nawróceni jego łaską? Gdzie są
ci, co tak niedawno w triumfie wprowadzali go do miasta, co go królem swym
mieć chcieli? Gdzież są najwierniejsi uczniowie?…
Tak prędko się wszystko zmieniło! Nie widać tu z nich nikogo! Może i są
tu niektórzy, lecz ze strachu nie przyznają się do Jezusa, a może już nawet mu
nie współczują, a przynajmniej publicznie Go nie wielbią. Serca ich już się nie
skłaniają do Niego. Oczy ich już go nie poznają. Usta już go nie błogosławią,
lecz rzucają na niego przekleństwa. Zamiast triumfalnego „Hosanna!” słychać
wściekłe okrzyki: „Na krzyż z nim! na śmierć!” Idą wszyscy z nim razem, jak i
w ubiegłą niedzielę, ale teraz w innym nastroju i z innymi zamiarami. Idą teraz,
by go stracić, wykreślić z liczby żyjących, by podeptać jak robaka, by wśród
złoczyńców ukrzyżować. Co za boleść w duszy Zbawcy! Jakiż smutek go
ogarnął! Jak ściska się jego Serce z powodu niewdzięczności ludzi i zmienności
ich nastroju.
Ten smutek i ta boleść wewnętrzna bardziej niż ciężar krzyża przygniata
Pana Jezusa. Siły jego wyczerpuje do reszty. Przecież od Ostatniej Wieczerzy
nie miał w ustach żadnego pokarmu ani napoju. Prawie całą noc musiał znosić
szereg ciężkich prób moralnych i fizycznych, które niezwykle go wyczerpały:
pożegnanie z Apostołami, pocenie się krwawym potem na modlitwie w Ogrójcu,
drwiny w domu Annasza i srogi policzek sługi, poniżenie w domu Kajfasza i
zaparcie się Piotra, następnie proces przed Piłatem, biczowanie, koronowanie
cierniem — wszystko to pozbawiło sił Zbawiciela do najwyższego stopnia. Nic
dziwnego więc, że pod ciężarem krzyża Pan Jezus chwiał się i potykał co krok i
mógł w każdej chwili osunąć się na ziemię, by już z niej nigdy nie powstać.
Mimo to resztkami sił idzie Zbawiciel naprzód. „O przedziwne zjawisko! woła
św. Augustyn — Syn Boży obarcza się takim ciężarem! Pan świata dźwiga
hańbiące drzewo — brzemię niewolników i zbrodniarzy!” Prowadzą go jak Kain
Abla, aby go w polu zabić, — postępuje jak Izaak z drzewem na górę, na której
ma być złożony w ofierze, — jak zwierzę ofiarne, które w święto pojednania
było palone za miastem, a krew jego arcykapłani wnosili do świątyni.
***
96
Z głębokim współczuciem pójdę za Jezusem! Zniosę cierpliwie tę
przykrość, która mnie dziś spotka, jakże małą dla uczczenia Jego drogi na
Golgotę. Wszak za mnie idzie na śmierć! Za moje grzechy cierpi! Jakże mogę
być obojętny na to? Nie żądasz ode mnie, Panie, bym niósł z tobą Twój ciężki
krzyż, lecz bym swoje małe krzyże codzienne cierpliwie znosił. Tymczasem
dotąd tego nie czyniłem. Wstyd mi i żal tej małoduszności i niewdzięczności
mojej. Postanawiam wszystko, co z miłosierdzia swego na mnie włożysz, z
ufnością przyjąć i z miłością znosić.
36. PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM
„I wyprowadzili, aby go ukrzyżować” (Mat. 27, 31).
W tych słowach ewangelista przedstawia nam najstraszniejszą scenę na
świecie. Boso, z koroną cierniową na głowie, z krzyżem na ramionach odbywa
Pan Jezus ostatnią swą drogę, którą nazywamy „Drogą Krzyżową”. Zrosił ją
krwią swoją i łzami, naznaczył krwawymi śladami, upadając pod ciężarem
krzyża trzykrotnie, jak głosi starodawne podanie kościelne. Zastanówmy się
pokrótce nad jego pierwszym upadkiem.
1. Po przejściu około stu kroków od pretorium Piłata Pan Jezus, osłabiony
wielkim upływem krwi i strasznymi cierpieniami, przygnieciony ciężarem
krzyża, upadł po raz pierwszy. Jakiż to okropny widok! Bóg – Człowiek leży na
ziemi w błocie, w prochu, w kurzu i krwi własnej. Jakież to wielkie poniżenie,
upokarzające wyniszczenie! Jakiż to wstyd i boleść! Jaka była tego przyczyna?
Niewątpliwie przyczyną upadku było wielkie osłabienie, straszne wyniszczenie
organizmu. Ale według Ojców Kościoła, główną przyczyną upadku Zbawiciela
były nasze grzechy śmiertelne, czyli grzechy popełnione ze świadomością i
zupełnie dobrowolnie. Możemy się łatwo o tym przekonać, jeśli sobie
uprzytomnimy, czym jest grzech wobec Boga i dla człowieka.
Grzech śmiertelny jest to zdeptanie woli Bożej. Jest to bunt przeciwko
Stwórcy, — obalenie jego panowania w duszy człowieka i unicestwienie jego
łaski. Bóg jest tak wysoki w nieprzystępnej światłości swej chwały, że żadna
myśl stworzona nigdy go nie przeniknie, — a człowiek pełen nędzy i zepsucia
ośmiela się sprzeciwiać woli Bożej. Bóg wiekuisty i nieodmienny widzi bieg
wieków w stosunku do swej wieczności, jak krople wód wobec spokojnego
oceanu, — a człowiek, który nie istniał wczoraj, a jutro żyć przestanie, korzysta
97
z lotnych chwil życia, by lżyć Majestatowi Bożemu. Trzeba by nazwać
szaleńcem człowieka, który zawieszony nad przepaścią, śmiałby urągać temu,
który trzyma go nad przepaścią. A jeszcze większym szaleńcem jest grzesznik,
którego Bóg trzyma nad straszliwą przepaścią, a on drwi i urąga
Wszechmocnemu.
Bóg nie byłby Bogiem, gdyby pozostawił grzech śmiertelny bez kary
należnej, która się ujawnia w strasznych skutkach: wieczne odrzucenie i kara
piekła, utrata łaski poświęcającej, pozbawienie wszystkich zasług przed
upadkiem zebranych i możliwości zasługiwania na przyszłość, straszne kary
doczesne, dotkliwe wyrzuty sumienia, choroby, wojny i inne dolegliwości
doczesne, a wreszcie śmierć. Niechaj już nikt nie mówi, że grzech to tylko
słabość, ułomność, a Bóg jest zbyt wielki, by miał zniżać Majestat swój do
czynów ludzkich. Dlatego właśnie, że jest wielki, większe mu należą się hołdy.
Dlatego zniewaga wyrządzona przybiera większe rozmiary. Jest to zniewaga
nieskończona ze względu na nieskończoność doskonałości Bożych.
Grzech więc jest odwróceniem się od Boga, a zwróceniem się do
stworzeń, które grzesznik obiera za główny cel życia swojego. Jest to wzgarda
Boga i jego mądrości, z której grzesznik jak gdyby urąga, — wzgarda
wszechmocy Bożej, której się człowiek nie lęka, — wzgarda sprawiedliwości
Bożej, którą grzesznik wyzywa, — wzgarda świętości, którą grzesznik
znieważa, — wreszcie wzgarda miłości Bożej, którą grzesznik depcze i
udaremnia.
2. Gdybyśmy na jednej szali położyli krzywdę, jaką tylko jeden grzech
śmiertelny Panu Bogu wyrządza, a na drugiej wszystkie dobra sworzeń, na
pewno szala grzechu przeważyłaby znacznie, gdyż dobra te są skończone, a
grzech jest zniewagą Boga nieskończoną. Gdyby miliony dusz tak świętych, jak
Najświętsza Maryja Panna przez miliony lat najsroższą czyniły pokutę, jeszcze
nie odpokutowały same przez się za jeden tylko grzech śmiertelny. Cała groza
piekła, jakkolwiek jest straszna, jednak nie jest wystarczająca do ukarania
jednego grzechu śmiertelnego. Dlatego kara za grzech taki winna być wieczna.
Toteż słusznie można powiedzieć, że grzech śmiertelny jest to największe zło na
świecie, największa niedorzeczność, największe szaleństwo, podłość i
niewdzięczność, straszne świętokradztwo i obrzydliwość.
„Otwórz, duszo, oczy swoje — woła św. Ambroży — i patrz, czym byłaś
w stanie łaski, a czym jesteś w stanie grzechu. Byłaś oblubienicą Najwyższego,
świątynią Boga, stolicą Króla Niebieskiego, siostrą Aniołów i dziedziczką nieba,
a po grzechu stałaś się towarzyszką czartów i obywatelka piekła”. „Wolę raczej
widzieć piekło z całą jego grozą niż cień grzechu śmiertelnego”, pisze św.
Katarzyna Genueńska. A Pismo Św. powiada: „Nie masz pokoju niezbożnym”
(Iz. 48, 22). To znaczy, jakkolwiek by grzesznik usiłował uprzyjemnić sobie
98
życie, zawsze będzie niespokojny, gdyż sumienie będzie mu robiło wyrzuty, bo
przez grzech starty został z duszy obraz i podobieństwo Boże, a powstała w niej
obrzydliwość, której nie zmyją wody potopu ani krew męczenników.
Kto zamienił niezliczone zastępy Aniołów w czartów? Kto wypędził z
raju pierwszych naszych rodziców? Kto zbudował piekło, to więzienie płaczu i
zgrzytania zębów, „gdzie robak ich nie umiera, a ogień nie gaśnie” (Mk 9, 43)?
Jeden tylko grzech śmiertelny. Dlaczego ziemia ta nazywa się padołem płaczu?
Skąd się wzięły na niej ciernie i głogi? Kto ją na pełnił ubóstwem, nędzą,
smutkiem i nieszczęściami? Kto sprowadził na ludzi choroby i cierpienia? Kto
im odbiera spokój, a dzieci Boże czyni synami gniewu? Kto sprowadza na
ziemię wojny ze wszystkimi ich strasznymi skutkami? Tylko grzech śmiertelny.
A jeśli to wszystko nie wystarcza, jeśli to nie przekonuje o ciężkości,
potworności i złości grzechu śmiertelnego, spójrzmy na Chrystusa, leżącego w
prochu pod krzyżem. Kto był przyczyną tego wielkiego poniżenia? Odpowiada
Prorok natchniony: „Prawdziwie choroby nasze on nosił i boleści nasze on wziął
na siebie; a myśmy go poczytali za trędowatego i od Boga ubitego, i uniżonego.
Lecz on zranion jest za nieprawości nasze, starty jest za złości nasze; kaźń
pokoju naszego na nim, a sinością jego jesteśmy uzdrowieni. Wszyscy my jako
owce pobłądziliśmy, każdy na swoją drogę zeszedł; a Pan położył nań
nieprawość wszystkich nas” (Iz. 53, 4 – 6).
***
Wziąłeś, Panie, straszliwe brzemię — grzechy całego świata wszystkich
czasów na siebie. A wśród tej przerażającej masy grzechów wszystkich ludzi,
same niezliczone grzechy moje zaciążyły na Tobie brzemieniem
przygniatającym i obaliły na ziemię. Dlatego ustają Twe siły. Dalej tego ciężaru
unieść nie możesz i upadasz pod nim na ziemię. Baranku Boży, który z
miłosierdzia swego gładzisz grzechy świata przez brzemię krzyża Twego,
zdejmij ze mnie ciężkie brzemię grzechów moich i zapal ogień miłości Twojej,
aby jej płomień nigdy nie ustał.
99
37. PAN JEZUS SPOTYKA MATKĘ SWOJĄ
„Przypatrzcie się, czy jest boleść
jako boleść moja?” (Treny 1, 12).
Pisarze duchowni zgodnie ze starodawnym podaniem, rzewnie opisują
spotkanie Najświętszej Maryi z Panem Jezusem — jej Synem, wstępującym na
górę Kalwarii. Święty Bonawentura podaje, że Maryja po otrzymaniu informacji
o skazaniu jej Syna na śmierć, wybiegła na spotkanie pochodu skazańców i tu
ujrzała rozdzierający jej serce pierwszy upadek Chrystusa pod krzyżem.
Przypatrzmy się bliżej temu bolesnemu spotkaniu, zastanawiając się pokrótce
nad tym, co wycierpiał Pan Jezus i co wycierpiała jego Bolesna Matka.
1. Podźwignąwszy się z upadku, idzie Pan Jezus z krzyżem dalej;
popychany przez siepaczy, postępuje resztkami sił ku miejscu ukrzyżowania.
Nagle zabiega mu drogę jego najmilsza Matka. Jakie to było spotkanie!
Zbawiciel widzi ją całą drżącą z bólu. Widzi w rysach jej świętego oblicza
wyraz niewypowiedzianego smutku i głęboko dojmującej boleści. Boleść każdej
matki odbija się żywym echem w sercu kochającego syna. A cóż dopiero mówić
o boleści Pana Jezusa, gdy ujrzał swą Niepokalaną Matkę, pogrążoną w takim
smutku z powodu jego cierpień. Żadne słowo nie potrafi tego wyrazić. Można
tylko wyobrazić sobie tę boleść, o której mówi Prorok: „O wy wszyscy, którzy
idziecie przez drogę, obaczcie i przypatrzcie się, czy jest boleść jako boleść
moja?” (Treny 1, 12).
Boskie oczy Pana Jezusa sięgają dalej i głębiej poza to, co dostępne jest
oczom ludzkim. Widzi on nie tylko oblicze i zewnętrzną postawę swej Matki,
ale swoją wszechwiedzą przenika najgłębsze tajniki jej Niepokalanego Serca. I
tam spostrzega źródło, z którego płynie gorzka jej boleść. Tym źródłem jest
miłość nadprzyrodzona, jaką Maryja miłuje swego Syna, który jest Bogiem –
Człowiekiem. Boskie Serce Pana Jezusa cieszy się miłością swej Matki,
miłością tak czystą i tak wielką, jakiej nie zdołają dorównać nawet Serafini.
Widzi, że Maryja mimo strasznego smutku nie poddaje się rozpaczy, lecz
zgadza się z wolą Bożą i nie narzeka na swój smutny los, ale zawsze powtarza:
„Oto ja służebnica Pana mojego, niechże mi się stanie według słowa twojego”.
W ten sposób Matka Najświętsza pociesza Syna i pomaga mu w dźwiganiu
krzyża. Pan Jezus boleje nad tym, że swoją męką sprawia cierpienie Matce, ale
100
widzi w niej Współodkupicielkę naszą, która współcierpiąc z Synem przyczynia
się do naszego zbawienia.
Aby pojąć wielkość boleści, jaką Pan Jezus odczuł na widok swej Matki
żałosnej, należałoby zmierzyć świętość jego i tę niewymowną miłość, jaką on
kochał swą Matkę, oraz cierpienie, w jakim widział ją pogrążoną. Nie było i nie
będzie nigdzie i nigdy takiego Serca litościwego i kochającego, jakim było
Najświętsze Serce Pana Jezusa. Nie było również i nigdy nie będzie drugiego
stworzenia, które by posiadało taką pełnię łaski i zasługiwało na taką miłość jak
Najświętsza Maryja Panna. Ale nadto Maryja była nie tylko stworzeniem
najbardziej przez Boga uposażonym i dlatego najgodniejszym miłości, lecz była
także najświętsza, wyższą nad wszystkie matki, i najgodniejszą Matką Jezusa
Chrystusa — Boga Człowieka. Jeżeli do tego dodamy jeszcze morze boleści, w
jakiej była pogrążona Najświętsza Matka na widok cierpień Syna, będziemy
mogli w przybliżeniu wyrobić sobie pojęcie o współczuciu Pana Jezusa
względem jego Najmilszej Matki.
2. Przypatrzmy się teraz Matce Bolesnej. Już samo wspomnienie o
cierpieniach dzieci napełnia serce matki niewymowną boleścią. A cóż dopiero,
gdy matka widzi swe dziecko chore, bolejące, a tym bardziej konające.
Wówczas boleść przechodzi wszelkie możliwości wysłowienia. Tu zaś nie
chodzi o zwykłą Matkę, lecz o Matkę Boską, o Matkę Pana Jezusa, która miała
najdelikatniejsze uczucia, najwrażliwsze serce. Toteż według objawienia św.
Brygidy już w czasie zbliżającej się męki jej Syna, oczy Najświętszej Panny
zalewały się łzami, a na wspomnienie o niej — ogarniał ją dreszcz śmiertelny.
Jeśli tak przerażała ją sama myśl o męce Syna, cóż więc cierpieć musiała, gdy
ujrzała swego Syna jedynego w takim poniżeniu i udręczeniu.
Zaledwie już poznać można tę piękną niegdyś i pełną wdzięku postać
najmilszego Syna: tak strasznie ją skaziły i oszpeciły plwociny, policzki i bicze
bezbożnych oprawców. Całe ciało od stóp do głowy okryte jest ranami; na
barkach poszarpanych ciąży krzyż; w głowę wpiła się korona cierniowa
najeżona ostrymi kolcami, które nielitościwie kaleczą skronie; spod każdego
kolca spływają strumienie krwi po świętym obliczu, zalewając oczy, które
Zbawiciel musi przetrzeć, by spojrzeć na najświętszą swą Matkę. Na domiar
boleści nielitościwa zgraja oprawców nie daje Matce przystępu do Syna,
szorstko ją odpychając. Nie pozwala wziąć go w objęcia, by łzami swymi mogła
obmyć straszne rany jego. „Widzieliśmy go, a nie było na co spojrzeć, i
pożądaliśmy go wzgardzonego i najpodlejszego z mężów, męża boleści” (Iz. 53,
2 – 3).
Któż mógłby zgłębić boleść Matki Najświętszej na straszny widok
cierpiącego Zbawiciela i sam z boleści nie umrzeć! Boleść jej przechodziła
wszelką możliwość nie tylko wysłowienia, ale nawet wyobrażenia. „Wielkie jest
101
jako morze skruszenie twoje” mówi o niej Prorok, a Maryja nie zniosłaby sama
takiego morza boleści, gdyby Bóg miłosierny nie umocnił jej szczególniejszą
pomocą swej łaski. Jak nie można wzrokiem objąć całego obszaru morza, stojąc
na jego brzegu, tak nie sposób jest zrozumieć i odczuć głębokości i natężenia
cierpień Niepokalanej Dziewicy, gdy ujrzała pochyloną i zniekształconą postać
Pana Jezusa, niosącego ciężki krzyż na Golgotę. Jak na piasku skrzydło jaskółki
nawet przy lekkim muśnięciu pozostawia dokładne odbicie, tak w
Niepokalanym Sercu Maryi odbiły się wszystkie rany i boleści najukochańszego
jej Syna pozostawiając głęboki ślad każdego uderzenia bicza, każdego
westchnienia jego.
Maryja najlepiej ze wszystkich ludzi rozumiała znaczenie i doniosłość
cierpień Pana Jezusa. Jej jasny i niepokalany umysł dokładnie rozeznawał
wszystkie szczegóły i okoliczno nadające każdej z tych boleści szczególną
ostrość i gorzkość. Widziała nienawiść, miotającą się w duszy bezbożnych
katów, a widok tej powszechnej nienawiści i pogardy dla jej Serca, płonącego
miłością, sprawiał Matce Boskiej boleść, której nikt nie zdoła opisać.
***
Matko Najświętsza, Matko Dziewico, niech żałość Twej duszy i mnie się
udzieli! Kocham cię, Matko Boleściwa, która idziesz tą drogą, jaką kroczył Syn
Twój najmilszy, — drogą hańby i poniżenia, drogą wzgardy i przekleństwa,
wyryj mnie na swym Niepokalanym Sercu i, jako Matka Miłosierdzia, wyjednaj
mi łaskę, bym idąc za Jezusem i Tobą nie załamał się na tej ciernistej drodze
kalwaryjskiej, jaką i mnie miłosierdzie Boże wyznaczyło.
38. SZYMON Z CYRENY POMAGA PANU JEZUSOWI
DŹWIGAĆ KRZYŻ
„A wychodząc spotkali… Szymona z Cyreny,
tego przymusili, aby niósł krzyż jego” (Mt. 27, 32).
Gdy setnik, który dowodził żołnierzami zauważył, że Pan Jezus się
chwieje, potyka, a raz nawet upadł, przejął się stanem skazańca i bał się, że on
nie dojdzie do celu albo przynajmniej pochód bardzo się przedłuży. Toteż
zatrzymuje niejakiego Szymona z Cyreny, wracającego z pracy na polu i
102
nakazuje mu nieść za Jezusem jego krzyż. Zastanówmy się bliżej nad tym
zdarzeniem.
1. Cyrena było to miasto w Północnej Afryce, w którym istniała stara
gmina żydowska, utrzymująca żywe stosunki z Jerozolimą. Nie wiemy, czy
Szymon był Żydem z tej gminy, czy może poganinem z tego miasta. Pracował
na roli w pobliżu Jerozolimy i szedł właśnie do miasta. Przypadkowo spotyka
pochód, w którym prowadzono na stracenie Pana Jezusa. Jako człowiek obcy
prawdopodobnie nie znał Pana Jezusa, a może nawet o nim nie słyszał. Szedł
sobie drogą, zajęty swymi myślami i sprawami. Wtem zatrzymują go i żądają,
by niósł za skazańcem krzyż. Szymon nie wie, o co chodzi, wzdryga się przed
hańbiącym drzewem krzyża i nie chce przyjąć proponowanej za to zapłaty.
Wówczas setnik poleca włożyć krzyż Pana Jezusa na ramiona Szymona i każe
mu nieść go za skazańcem na Golgotę.
Droga na górę wśród skwarnego południa była uciążliwa i bolesna. Toteż
Szymon z trudem postępuje z krzyżem naprzód, czując w sercu smutek i gorycz,
że mu zabrali drogi czas, że się niepotrzebnie męczy i czuje się poniżonym,
dźwigając krzyż jakiegoś może zbrodniarza. Każdy chyba z nas przeżywałby
podobne uczucia w tych warunkach, dlatego niechęć Szymona można
usprawiedliwić. On bowiem nie wiedział na razie komu pomaga dźwigać krzyż,
ani kim jest ów skazaniec, który idzie przed nim okryty ranami i z
wdzięcznością spogląda na niego. Wzrok Chrystusa Pana przeniknął tajniki
serca Szymona, a miłosierna łaska dosięgła głębi jego duszy. Szymon nagle
czuje lekkość drzewa niesionego i radość wielką duszy. Niewypowiedziana
błogość spływa na niego, więc jest już gotów iść z krzyżem w towarzystwie
Chrystusa przez całe życie.
Była to rzeczywiście wielka łaska dla Szymona, że mógł on wyświadczyć
usługę Zbawicielowi przy Odkupieniu świata, że mógł pomóc w tym
wspaniałym dziele zbawienia, że mógł stać się wzorem dla wszystkich
wybranych i własne uzyskać zbawienie. Ten dobry i prosty człowiek stał się
sławnym bohaterem, uwiecznionym przez opis ewangelistów: „A gdy go
prowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona Cyrenejczyka, idącego ze wsi i
włożyli nań k r z y ż , aby niósł za Jezusem” (Łuk. 23, 26). Wszystkie pokolenia i
wszystkie czasy przeszły koło niego, budując się jego przykładem. Według
wiarygodnego podania Szymon Cyrenejczyk, przyjąwszy chrzest, pomagał
Apostołom w głoszeniu ewangelii. Miał udać się do Hiszpanii z dwoma swymi
synami — Rufusem i Aleksandrem, by tam opowiadać o Chrystusie. Synowie
Cyrenejczyka stali się również Apostołami. O jednym z nich wspomina św.
Paweł: „Pozdrówcie Rufusa wybranego w Panu i matkę jego i moją” (Rzym.
16,13). Pamięć jego obchodzi Kościół 21 listopada. Drugi syn Aleksander,
uzyskał koronę męczeńską (Korn. a Lapide). Matkę ich św. Paweł tak szanuje,
103
że nie waha się nazywać jej swoją matką. Za pomoc w dźwiganiu krzyża,
otrzymał Cyrenejczyk taką nagrodę, że cała jego rodzina została świętą.
2. Bóg z miłosierdzia swego tak układa okoliczności życia naszego, że
„kochającym go wszystko się obraca na dobro”, jak na dobro obróciło się
przymusowe dźwiganie krzyża przez Szymona Cyrenejczyka. Winniśmy tedy
bezgranicznie zaufać miłosiernej Opatrzności Bożej, choćby się zdawało
pozornie, że Bóg o nas zapomniał, gdy spadają na nas różne nieprzewidziane
trudności, a nawet nieszczęścia doczesne. My często — jak Szymon —
wzdrygamy się przed krzyżem nam zagrażającym i chcielibyśmy się go pozbyć.
Wprawdzie pamiętamy o słowach P. Jezusa: „Kto nie dźwiga krzyża swego i nie
idzie za mną nie może być uczniem moim” (Łuk. 14, 27), ale przed krzyżem
uciekamy, a nieraz nawet wstydzimy się go, jak gdybyśmy się wstydzili samego
Ukrzyżowanego.
Tu należą ci wszyscy, którzy nie mają wiary mocnej, dla których
„Ukrzyżowany jest zgorszeniem lub głupstwem” (I Kor. 1, 23). Również ci,
którzy są oddani zmysłowości, żądzy używania, dla których „bogiem jest
brzuch, a chwałą — ubieganie się o rzeczy ziemskie w sromocie” (Fil. 3,19). Są
to ludzie zniewieściali, oddani pijaństwu i obżarstwu, nie chcący i nie umiejący
nigdy i w niczym się umartwiać. Podobnie — miłośnicy mamony, którzy
zapominają o przestrodze Zbawiciela: „Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi”
(Mt 6, 19). Wreszcie wzbraniają się dźwigać krzyż z Chrystusem obojętni i
leniwi w służbie Bożej. Mają oni czas na zabawy i wywczasy, tylko nie mają
czasu na słuchanie w niedzielę i święta mszy św., na modlitwę, na
przystępowanie do sakramentów świętych i na służbę Bożą.
Ponieważ tylko przez krzyż można trafić do nieba, przeto Bóg w
nieskończonym swym miłosierdziu zsyła im krzyże mniejsze i większe, jak
Szymonowi: upokorzenia, choroby, smutki, zawody, nieszczęścia, utratę osób
drogich i inne klęski, by przez nie oderwać ich od rzeczy doczesnych, a
skierować ku wiecznym. Iluż świętych zawdzięcza swe szczęście krzyżom,
które miłosierdzie Boże zesłało im do dźwigania. Przyjęli je jako łaskę, dźwigali
je mężnie i cierpliwie, a nawet dodawali sami sobie krzyże ciężkie, a w braku
ich prosili o nie pana Boga, wołając: „Albo cierpieć, albo umrzeć”, aby nigdy
nie żyć bez cierpienia, jak to mówiła święta Teresa z Avilla.
W jaki sposób odbyła się przemiana w sercu Szymona Cyrenejczyka?
Prawdopodobnie przez wpatrywanie się w niebiańską cierpliwość i słodycz
Zbawiciela. Uczuł on litość dla Zbawcy, a z tą litością połączyły się wielkie
łaski, które doprowadziły go do wiary i do łaski uświęcającej, a następnie i do
świętości całej jego rodziny. Często krzyż niedobrowolnie przyjęty jest
początkiem wielkich łask, które doprowadzają do bardzo wielkich rezultatów.
Wzorem dla wszystkich pod tym względem jest Szymon. Kto wbrew woli
104
swojej znosi spadłe nieszczęścia z poddaniem się woli Bożej, ten może się
uświęcić.
***
Jak dla Szymona, tak i dla mnie krzyż jest rzeczą przykrą. Z natury
wzdrygam się przed nim, wszelako okoliczności zmuszają mnie do oswojenia
się z nim. Będę się starał odtąd nieść krzyż swój z usposobieniem Chrystusa
Pana. Będę dźwigał krzyż za swe grzechy, za grzechy innych ludzi, za dusze w
czyśćcu cierpiące, naśladując najmiłosierniejszego Zbawiciela. Wówczas
odbywać będę drogę królewską Chrystusa, a pójdę nią nawet wtedy, kiedy
otoczy mnie tłum ludzi wrogich i szydzących.
39. WERONIKA OCIERA TWARZ PANU JEZUSOWI
„i szła za nim wielka rzesza ludu i niewiast” (Łuk. 23, 27).
Szymon Cyrenejczyk nie był jedynym, który udzielił pomocy Panu
Jezusowi w jego pochodzie na Górę Kalwaryjską. Tym razem dobrowolna
pomoc przyszła według starodawnego podania ze strony niewiasty.
Wprawdzie ewangeliści o tym nie wspominają, ale fakt ten zdaje się nie
ulegać wątpliwości. Po dziś dzień w Bazylice św. Piotra w Wielki Piątek
pokazują z balkonu chustę z wyrażonym na niej obliczem Pana Jezusa, które ma
być odbiciem twarzy Zbawiciela w czasie jego drogi krzyżowej.
1. Wówczas gdy zdjęto krzyż z ramion Pana Jezusa i oddano go
Szymonowi, on się wyprostował i nieco przyszedł do siebie, a jednocześnie
spostrzegli wśród tłumu wrogich ludzi pewną niewiastę, która szła za nim i
płakała ze współczucia. Była to według podania Weronika, prawdopodobnie
uczennica Mistrza, która pragnęła w tej ciężkiej chwili opuszczenia, wzgardy i
nędzy dać mu dowód swego przywiązania, wdzięczności i litości. Z trudem
przeciska się ona przez tłumy, zbliża się do niego i podaje mu swój welon do
otarcia potu i krwi, spływającej po twarzy. Była to malutka przysługa, ale była
ona równocześnie mężnym wyznaniem, że jest jego uczennicą, że nie podziela
nastroju szalejącego z nienawiści tłumu, i że potępia niesprawiedliwy wyrok
105
Sanhedrynu. Jest to wszystko, co mogła w tej chwili uczynić, a czyni to ze
szlachetnym, czystym uczuciem i sercem przepełnionym mężną miłością.
Zbawiciel uczynił zadość życzeniu Weroniki, wziął welon, otarł nim krew
i pot swego oblicza, a potem oddał go z powrotem mężnej niewieście. Oprawcy
zdumieli się i stanęli jak skamieniali, lecz nie przeszkadzali Weronice w
spełnieniu tego uczynku miłosiernego względem biednego skazańca. Ale jakież
było zdumienie Weroniki, gdy ujrzała na swoim welonie dokładnie odbite
Najświętsze Oblicze Chrystusa. Takiego obrazu, wizerunku Syna Bożego, nie
otrzymał jeszcze nikt w podarunku. Jak wspaniale wynagrodził Zbawiciel tę
przysługę płynącą z czystej miłości, współczucia i wdzięczności. Była to
przysługa malutka, ale pochodziła ze szczerego i pokornego serca, którą
Zbawiciel należycie ocenił i tak hojnie wynagrodził. Weronika wizerunek
Boskiego Zbawcy troskliwie przechowywała i często długo go adorowała.
(Weronika, znaczy po grecku — prawdziwy obraz.)
Widome odbicie Oblicza Pana Jezusa na welonie Weroniki było tylko
obrazem i znakiem wspanialszego jeszcze niewidomego odbicia podobieństwa
Bożego w jej duszy. A dokonało się to w podwójny sposób: przez łaskę
uświęcającą, czyniącą duszę jej świętą, oraz przez udział jej w cierpieniach
Zbawiciela. Czym była Weronika przedtem? Stworzeniem zrodzonym w
grzechu pierworodnym i może obarczonym grzechami osobistymi. A czym stała
się po otarciu twarzy Zbawiciela? Przybranym dzieckiem Bożym, obywatelką
Królestwa Bożego, dziedziczką dóbr nadprzyrodzonych oraz uczestniczką
szczęścia wiecznego, jakim napawa się sam Stwórca. Stała się taką przez łaskę
uświęcającą, która ją wewnętrznie przemieniła, przebóstwiła, i nie tylko
oczyściła jej duszę z grzechów, ale i uczyniła świętą. Pamięć jej Kościół
obchodzi czwartego lutego.
2. „Bóg podnosi z ziemi nędznego i z gnoju wywyższa ubogiego, aby go
posadził z książętami ludu swego” (Ps. 112, 7 – 8). W tych słowach Psalmista
przepowiada skutki łaski uświęcającej w duszy człowieka. Prawdziwie podnosi
ona człowieka z ziemi ułomności jego i oczyszcza z brudu jego grzechu. Wlewa
ona do duszy nowe życie boskie i daje nadzieję, że posadzi ją Bóg z książętami
ludu swego, czyli Aniołami, na stolicy chwały swojej. Jakie to wspaniałe skutki
męki Pana Jezusa, przez którą on nam wysłużył tę łaskę. Przez niego bowiem
„otrzymaliśmy największe i najcenniejsze obietnice, abyśmy się stali
uczestnikami Bożej natury, wystrzegając się nawet skazy pożądliwości, która jest
na świecie” (II Piotr 1, 4). Chrystus Pan w sposób niewypowiedziany przez
łaskę wyciska w nas swe odbicie nie jako stworzenie w stworzeniu, ale jako Bóg
w naturze stworzonej, gdy nas przez Ducha Świętego przemienia w
wyobrażenie swoje (św. Cyryl Aleks.)
106
Przez łaskę poświęcającą stajemy się świątynią Ducha Świętego jak mówi
Apostoł: „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego,
który nam jest dany” (Rzym. 5, 5). Otrzymujemy bowiem dobro niestworzone,
samego Ducha Świętego, który zamieszkuje w nas w sposób niewidoczny. Toteż
sami Aniołowie z podziwem spoglądają na taką duszę, tak wysoko przez Boga
uczczoną i umiłowaną, przybraną za dziecko Boże: „Przeznaczył nas dla siebie
na synów przybranych przez Jezusa Chrystusa z postanowienia swej woli dla
uwielbienia chwały łaski swojej, którą nas obdarzył w umiłowanym Synu
swoim” (Ef. 1, 5 – 6). Cóż może być wyższego i piękniejszego nad tę
niezrównaną godność synów bożych i zarazem dziedziców Królestwa Bożego:
„A jeśli synami, to i dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa; jeśli z
nim cierpimy” (Rzym. 8, 17).
Cierpienie z Chrystusem Panem jest drugim środkiem odbicia
podobieństwa Bożego w duszy, albowiem przez nie wyciska się w duszy jakby
w zwierciadle i jakby pieczęcią wyobrażenie umęczonego Zbawiciela.
Błogosławiona więc dusza, która pilnie i pobożnie rozważa gorzką mękę i
śmierć Pana Jezusa, albowiem wzbogaca się przez to w mnóstwo wielkich i
szczególniejszych łask, które inną drogą zdobyć trudno. Tym bardziej to
podobieństwo zwiększa się, jeżeli rozważanie łączy się z naśladowaniem
cierpiącego Zbawiciela, jak to on sam powiedział: „Jeśli kto chce iść za mną,
niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój na każdy dzień i naśladuje
mnie” (Łuk. 9, 23). Tak postępowała święta Weronika, która krok w krok szła
za cierpiącym Panem Jezusem, przyglądała się i rozważała jego mękę, a
wreszcie czynem miłosiernym ujawniła swoje współczucie.
***
Pan Jezus nie cierpi już więcej, dlatego nie mogę podać mu chusty do
otarcia potu i krwi. Ale cierpiący Zbawiciel żyje ciągle w swoim ciele
mistycznym, w swoich współbraciach, obciążonych krzyżem, a więc w chorych,
konających, ubogich i potrzebujących, którzy potrzebują chustki do otarcia potu.
Wszak on powiedział: „Coście uczynili jednemu z tych moich braci
najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Stanę tedy u boku chorego i
umierającego z prawdziwą miłością i cierpliwością, aby mu otrzeć pot, aby go
wzmocnić i pocieszyć. Wówczas Zbawiciel odbije swój wizerunek już nie na
welonie, ale w sercu moim przez łaskę uświęcającą i łaskę uczynkową.
107
40. PAN JEZUS PO RAZ DRUGI UPADA POD KRZYŻEM
„Nawróćcie się do Pana Boga waszego,…
bo jest mnogiego miłosierdzia” (Joel 2, 13).
Prorok Joel, widząc straszne zepsucie współczesnych sobie Izraelitów,
nawołuje ich do pokuty, wskazując na nieskończone miłosierdzie Boże, jako na
pobudkę do niej. To nieskończone miłosierdzie Boże ujawniło się w gorzkiej
męce Pana Jezusa, który przyobleka się w ból i cierpienie oraz stawia krzyż
swój przed oczy całego świata i upada pod nim, aby wyjednać u Ojca
Niebieskiego miłosierdzie, a ludzi zachęcić do pokuty. Dźwigając teraz ciężki
nasz krzyż podnieśmy wzrok swój na Zbawiciela i przyjrzyjmy się jego
drugiemu upadkowi.
1. Krzyż Chrystusowy, był ciężki, więc wyniszczone i osłabione męką
ciało uginało się pod nim. Ciężar ten zwiększał się nieskończenie ze względu na
ciężar moralny. Wziął on bowiem na swoje barki nasze grzechy, moje grzechy,
twoje grzechy, występki wszystkich miejsc i czasów, aby za nie zadośćuczynić
Ojcu: „A Pan położył nań nieprawość wszystkich nas… start jest za złości
nasze” (Iz. 53, 5 – 6). To, czego lękał się w Ogrójcu, co zeń wycisnęło krwawy
pot, spadło teraz całym ciężarem. Wszystkie grzechy od Adama aż do ostatniego
grzesznika przed końcem świata, grzechy wszystkich narodów i wieków,
popełnione myślą, mową i uczynkiem, opuszczeniem i pragnieniem, wszystkie
zniewagi ukryte, wszystkie jawne świętokradztwa z całym ciężarem swych
skutków, wszystko się zawarło w tym ciężkim krzyżu, który Zbawiciel dźwigał
na swych osłabionych barkach.
Kiedy znowu wziął Pan Jezus krzyż z ramion Szymona na swe barki z
całym jego moralnym ciężarem, zaczął chwiać się i potykać. Jednak krzyża nie
porzuca, tylko mężnie kroczy w towarzystwie dwóch łotrów, wśród szczęku
broni, wśród zgiełku i wrzawy idących, wśród triumfujących nieprzyjaciół. Idzie
z największym spokojem, jako cichy Baranek Boży, nie otwiera ust, gdy go biją,
z miłością spogląda, gdy go kopią i przynaglają, by szedł prędzej. Już
przekracza bramę północną miasta, by zawrócić na Golgotę. Liktorowie
dźwiękiem trąb zapowiadają karę śmierci, obok zastęp zbrojnych żołnierzy, a za
nimi kapłani i doktorowie oraz rozbestwiony motłoch, wściekły i bluźniący,
108
żądny krwawego widowiska. „I wyprowadzili go, aby go ukrzyżować” (Mt 27,
31).
Wtem znowu siły opuszczają Jezusa całkowicie: zachwiał się silnie,
potknął i wreszcie upadł na ziemię. Uderzenie głową o przydrożne skały
powoduje odnowienie się ran na skroniach przez cierniową koronę. Powstaje
gwar, wrzawa; słychać przekleństwa i bluźnierstwa nieprzyjaciół, wzmaga się
pomruk wściekłego ludu. Nikt w tej chwili nie okazał litości leżącemu na ziemi
Jezusowi. Przeciwnie, kaci z tym większą zajadłością ciągną go powrozami, biją
i zmuszają do powstania, by co prędzej szedł do miejsca przeznaczonego na
ukrzyżowanie. „Kto uwierzy słuchowi naszemu? a ramię Pańskie komu jest
odkryte? — woła Prorok, widząc w duchu cierpienia Mesjasza przy upadku — I
wzniesie się jako latorośl przed Nim i jako korzeń z ziemi spragnionej” (Iz. 53, 1
– 2). To znaczy: Kto z nas uwierzyłby wówczas, gdyśmy słyszeli o cierpieniach
Mesjasza, i kto pojąłby wielkość miłosierdzia Bożego, które się w tym objawiło,
ten powstanie z poniżenia i spośród strasznych warunków życia, gdyż moc
miłosierdzia Bożego w nim się objawi.
2. Jak przy pierwszym upadku Pana Jezusa poznaliśmy złość i straszne
skutki grzechu śmiertelnego, tak teraz przy drugim, zastanówmy się nad
obmierzłością grzechu powszedniego, który według Ojców Kościoła był
również przyczyną cierpień Zbawiciela. Grzech powszedni nazywa się tak nie
dlatego, jakoby był w sobie małym złem, ale dlatego, że w porównaniu z
grzechem śmiertelnym jest złem mniejszym i dlatego łatwiej może być
odpuszczony. Grzech ten nie pociąga za sobą pozbawienia przyjaźni Bożej, łaski
uświęcaj i nie sprowadza wiecznego odrzucenia. Zmniejsza jednak działanie
środków prowadzących do naszego celu ostatecznego, osłabia przyjaźń Bożą,
rani duszę i utrudnia jej zbawienie. Grzech śmiertelny i powszedni płyną z
jednego źródła — z nieposłuszeństwa woli Bożej. Jeden i drugi są więc obrazą
Stwórcy i wzgardą jego świętości.
Rozróżniamy dwie kategorie grzechów powszednich: jedne z nich
popełniamy z prędkości i słabości naszej zepsutej natury ludzkiej, a inne z
całkowitym zastanowieniem i zezwoleniem, mimo protestu sumienia, zatem
całkiem rozmyślnie. Te ostatnie są straszne w swoich skutkach, albowiem
tamują dążność do doskonałości, obniżają polot duszy do Boga i usposabiają do
grzechu śmiertelnego, a więc zawierają w sobie tak wielkie zło, że za nic w
świecie nie powinniśmy się ich dopuścić. Popełniamy je, gdy dajemy się porwać
gniewowi, skrytej zazdrości, niewstrzemięźliwości w małych rzeczach, gdy
dopuszczamy się obmowy, kłamstw nieszkodliwych, próżności, opieszałości,
próżnej ciekawości, gdy poddajemy dobrowolnemu rozproszeniu w ćwiczeniach
duchownych, z którego płynie nieuszanowanie względem Majestatu Bożego.
109
Najmniejszy grzech dobrowolny jest nieskończoną obrazą Majestatu
Bożego ze względu na nieskończoną świętość Boga i nie da się pogodzić z
prawdziwą miłością Boga. Toteż Święci drżeli na samo wspomnienie o takim
grzechu „Wolałbym rzucić się w ogień, niż dopuścić się świadomie najmniejszej
obrazy nieskończonego Majestatu Bożego”, mówił św. Edmund, — a św. Teresa
modliła się zwykle: „Od grzechu rozmyślnego, choćby najmniejszego, zachowaj
mnie, Panie”.
Za grzechy powszednie czeka nas kara doczesna w tym życiu albo w
przyszłym życiu. Oto niedźwiedź rozszarpał czterdzieści dwoje dzieci za
naśmiewanie się z Proroka Elizeusza; — inny Prorok został rozszarpany przez
lwa za nieposłuszeństwo, — a Mojżesz nie wszedł do ziemi obiecanej tylko za
lekką wątpliwość w miłosierdzie Boże dla grzesznych Izraelitów; — Oza zaś
umiera nagłą śmiercią, chociaż w dobrym celu dotknął się Arki Pańskiej; —
siedemdziesiąt tysięcy Izraelitów umiera za to, że król Dawid dokonał spisu
ludzi z próżności.
***
A więc przez grzechy powszednie wyrządzam Tobie, Panie, istotnie
wielką zelżywość. Rozumiem teraz, że za najmniejszą zamierzoną potworność
wolałbyś zniszczyć wszechświat niż ją pochwalić. I nie byłbyś Bogiem, gdybyś
postępował inaczej. Wobec tego jak możesz tolerować jeszcze mnie grzesznego,
który obrażam Cię grzechami codziennymi po niezliczone razy? Mogę to
wytłumaczyć tylko wielkością miłosierdzia Twojego, że czekasz jeszcze mej
poprawy. Oświeć mnie Panie, światłością łaski swojej, bym mógł poznać
wszelkie zdrożności i złe skłonności moje, które spowodowały Twój powtórny
upadek pod krzyżem i bym odtąd systematycznie je tępił. Bez łaski Twojej nie
potrafię ich się wyzbyć. Przeto proszę i ufam, że miłosierdzie Twoje mnie
wspomoże.
110
41. PAN JEZUS POCIESZA PŁACZĄCE NIEWIASTY
„Córki Jerozolimskie,… same nad sobą
płaczcie i nad synami waszymi”(Ł. 23, 28).
Wśród tłumu ludzi wrogich Panu Jezusowi szła za nim na Golgotę grupa
niewiast bardzo mu współczujących. Były to „córki jerozolimskie”, czyli
mieszkanki tego miasta, a może przyłączyły się do nich i niektóre z niewiast
galilejskich, jakie zazwyczaj towarzyszyły Jezusowi. Może nawet było
stowarzyszenie szlachetnych niewiast, których zadaniem było pomaganie
skazanym na śmierć we wszelki możliwy sposób, a które teraz serdecznie
ujawniały swoje współczucie. „I szła za nim wielka rzesza ludu i niewiast, które
płakały i narzekały” (Łuk. 23, 27). Zastanówmy się nad tym, jak te ich uczucia
zostały przez Pana Jezusa odwzajemnione i nagrodzone.
1. Wzruszony serdecznym współczuciem niewiast płaczących nad jego
niewinną męką, Pan Jezus zwrócił się do nich i wyrzekł kilka łaskawych słów,
pełnych Miłosierdzia i zbawiennej przestrogi: „Córki jerozolimskie, nie płaczcie
nade mną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi. Bo oto nadchodzą
dni, kiedy mówić będą: Błogosławione niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi,
które nie karmiły. Wtedy zaczną mówić do gór: Padnijcie na nas; i do
pagórków. Przykryjcie nas. Albowiem, jeśli to się dzieje z drzewem zielonym,
cóż się z uschłym stanie?” (Łuk. 23, 28 – 31).
Płacz głośny niewiast nad męką Pana Jezusa ujawnia ich szlachetne
współczucie i mężną odwagę. One bowiem płaczem swym i narzekaniem
uniewinniały Zbawiciela cierpiącego i poniekąd potępiały jego wrogów, którzy
musieli tego słuchać. Płacz ich był również wyrazem współczucia dla
Najświętszej Maryi Panny, która postępowała za swym synem, cała pogrążona
w niewymownej boleści. Niewątpliwie ich współczucie było pociechą dla Pana
Jezusa, albowiem pochodziło ze szczerego serca, i przyniosło również ulgę
sercu Niepokalanej Dziewicy. Atoli mniej doskonałym w tym łkaniu było to, że
one uważały cierpienia Pana Jezusa za wielkie nieszczęście i opłakiwały je po
ludzku.
Wprawdzie i Pan Jezus płakał nad śmiercią Łazarza i wylewał łzy na
widok miasta Jerozolimy, widząc grożącą mu zagładę. Dlatego i łzy niewiast
przyjął z wdzięcznością i jak żadnego dobrego uczynku nie pozostawiał bez
111
nagrody, tak i niewiastom za dobre serce odpłacił słowami miłosiernymi,
budującymi i pouczającymi, by się więcej troszczyły o dusze własne i dusze
swoich najbliższych. „Nie płaczcie, powiedział, nade mną”: męka moja bowiem
niedługo się skończy i śmierć moja przemieni się w zmartwychwstanie a potem
prędko wstąpię do nieba. Nie płaczcie nade mną, który dziś umieram dla
odkupienia świata, a którego ujrzycie w chwale u Ojca, gdy przyjdzie sądzić
świat. Z własnej woli idę na ukrzyżowanie i z własnej woli umieram, abym
śmiercią moją zburzył królestwo śmierci (Leon W.).
Owe niewiasty płakały jedynie z naturalny pobudek współczucia. Łzy te
nie były złe, ale Zbawiciel chciał je uczynić zasługującymi na żywot wieczny i
dlatego wskazał na pobudki wyższe, nadprzyrodzone i święte: — na bojaźń
sądów Bożych i tęskne pożądanie nieba. „Płaczcie nad sobą i nad synami
swoimi”.
2. Co się działo w sercu niewiast litościwych, gdy w chwili tak poważnej
usłyszały przestrogę z ust Pana Jezusa? Usłyszały, że trzeba raczej płakać nad
sobą, albowiem w tych słowach Zbawiciel oznajmia sąd i karanie, jakie przyjdą
na Jerozolimę: „Nadchodzą dni, kiedy mówić będą: Błogosławione niepłodne i
łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”. Słowa te brzmią twardo i
groźnie, a przecież to są słowa łaski Bożej, słowa miłosierdzia Bożego. Kto
bowiem ostrzega o grożącym niebezpieczeństwie, ten prawdziwie wyświadcza
miłosierdzie, albowiem pobudza skutecznie, by myśleć o ocaleniu.
Ciężki jest ten krzyż, — mówi Zbawiciel — który niosę, ale wy,
mieszkańcy Jerozolimy, gorsze brzemię poniesiecie, tym gorsze, że okropności
nędzy waszej nie widzicie, ani żałować za grzechy swoje nie chcecie.
Wzgardziliście miłosierdziem Boga, nie chcieliście korzystać z czasu łaski,
przeto będziecie musieli przejść bramę sprawiedliwości zarówno w tym życiu,
jak i w przyszłym. Dożyjecie czasu, w którym zaczną w Jerozolimie mówić do
gór: Padnijcie na nas! i do pagórków: Przykryjcie nas! Płaczcie tedy nad
grzechami waszymi, aby mogły być wam odpuszczone. Wprawdzie doczesnego
karania od miasta nie zdołacie odwrócić, ale jeszcze możecie ujść zatracenia
wiecznego.
Dalej Pan Jezus przyrównuje siebie do drzewa zielonego i powiada: „Jeśli
to się dzieje z drzewem zielonym, cóż się z uschłym stanie?”. Co znaczy: Jeżeli
ze mną — skazanym niewinnie — dzieją się dziś rzeczy tak gorzko opłakiwane
przez was, cóż będzie za lat czterdzieści, gdy katastrofa obejmie „naród
grzeszny, lud nieprawością obciążony, nasienie złe, synów złośliwych?” (Iz. 1,
4).
Takie było znaczenie owych słów Zbawiciela, a powaga i groza ich,
łącząca się z miłosiernym tonem wypowiedzenia, musiała wywrzeć na owych
niewiastach płaczących niezatarte wrażenie.
112
Słowa przestrogi Pana Jezusa do niewiast stosują się do każdego z nas:
„Sami nad sobą płaczcie i nad synami waszymi”. Są to słowa nieskończonego
miłosierdzia Bożego. Ale miłosierdzie — to nie bezkarność i ma ono swój czas
ograniczony, po upływie którego, w razie nieskorzystania z łaski miłosierdzia,
następuje wymiar sprawiedliwości Bożej. Był czas miłosierdzia dla Niniwitów
przez czterdzieści dni, jak głosił Jonasz. Oni skorzystali z tego czasu i dlatego
uniknęli zagłady. Żydzi mają jeszcze czterdzieści lat miłosierdzia, ale nie
skorzystają z niego mimo ostatniego ostrzeżenia skierowanego do córek
jerozolimskich. Jeżeli Jezus Chrystus pod brzemieniem karzącej
sprawiedliwości starty jest za grzechy nasze, jakiż los w wieczności będzie tych,
którzy są gałązkami suchymi, czyli wyzutymi z łaski grzesznikami?
***
I dla mnie jest czas miłosierdzia Bożego, ale ograniczony. Po upływie
tego czasu nastąpi wymiar sprawiedliwości, której Pan Jezus groźnie wspomina.
Z Króla Miłosierdzia, jakim jest teraz Zbawiciel, przemieni się w Sędziego, ale
Sędziego najsprawiedliwszego. Na mnie ciążą liczne winy, toteż więdnę i
usycham z bojaźni, ale pójdę śladami Chrystusa, przejmę się skruchą i będę tu
czynił zadość sprawiedliwości przez szczerą pokutę. Do tej pokuty pobudza
mnie potęga Boga i powinność służenia Mu. Do tej pokuty pobudza mnie
nieskończone miłosierdzie Jezusa, który koronę chwały zamienił na cierniową i
wyszedł mnie poszukiwać, a odnalazłszy przytulił do serca swego.
42. PAN JEZUS UPADA POD KRZYŻEM PO RAZ TRZECI
„I dźwigając krzyż dla siebie,
wyszedł na ono miejsce” (Jan 19, 17).
Zdyszany i do cna wyczerpany, kroczy Pan Jezus wobec tłumu na
wzgórze Kalwarii. Przybył na ziemię wśród nocnej ciszy; spotkali go tylko
pasterze z polecenia Aniołów. Obecnie zaś hańbę swoją łączy z religijną i
narodową uroczystością. Ongiś przyszedł o północy i skrył się w jaskini, teraz
przychodzi w samo południe i ukazuje się na szczycie wzgórza. W Betlejem
Aniołowie śpiewali „chwałę” nad jego żłóbkiem, a teraz, gdy opuszcza świat,
wyje za nim rozwścieczona tłuszcza. Nie żądał od świata niczego, przyszedł, by
go obdarować tylko — a przy odejściu przeprowadzają go tłumy wrogów.
113
Wszakże nie słabość to, ale siła, — nie brak poczucia godności, lecz wielkość i
wzniosłość. Dźwigając ciężkie brzemię idzie z wielką trudnością. Potyka się
coraz częściej i pada znowu pod ciężarem krzyża — po raz trzeci.
1. Było to już na wzgórzu, blisko miejsca ukrzyżowania. Żar
południowego słońca budził niewymowne pragnienie, a boleść od korony
cierniowej i ran na całym ciele od biczowania oraz uciążliwa droga skalista
spowodowały zupełne wyczerpanie sił. Nadto gwar, wrzawa i przekleństwa
nieprzyjaciół tak zwiększyły boleść wewnętrzną Pana Jezusa, że wyczerpany
runął na kamienie po raz trzeci. Był to upadek ostatni, ale najcięższy i
najboleśniejszy, powodujący obfity wylew krwi ze wszystkich ran. „Wylanym
jest jako woda i rozsypały się wszystkie kości moje; stało się serce moje jako
wosk topniejąc wpośród żywota mego. Wyschła jako skorupa siła moja, a język
mól przysechł do podniebienia mego i doprowadziłeś mnie do prochu ziemi”
(Ps. 21, 15 – 16).
Dlaczego Pan Jezus wkłada tyle bólu w swą mękę? Bo pragnie żarem
swego Serca rozpłomienić naszą miłość, bo chce we krwi własnej poślubić
nasze dusze i zmusić je dotkliwego przywiązania się do niego, do zupełnego
oddania mu naszej istoty i całego naszego życia. W tym celu w przededniu męki
odsłania całą świętość duszy przy pożegnaniu z uczniami oraz w czasie agonii w
Ogrójcu. — Znosi dlatego straszne poniżenie u Annasza i Kajfasza, dopuszcza
wzgardę Heroda, biczowanie i ukoronowanie cierniem u Piłata i dlatego właśnie
dźwiga ciężki krzyż, pod którym upada po raz trzeci. „Zranion jest za
nieprawości nasze, start jest za złości nasze” (Iz. 53, 5). O przedziwna i straszna
tajemnico upadku Pana Jezusa pod krzyżem po raz trzeci! „Patrząc na ciebie,
Jezu, upadającego pod ciężarem krzyża trzykrotnie, zaczynam rozumieć, jak
wielką obrazą Boga jest powrót do grzechów już uprzednio zgładzonych” woła
św. Katarzyna Genueńska.
2. Ojcowie Kościoła właśnie nauczają, że powrót do grzechów i
zatwardziałość w nich były przyczyną trzeciego upadku Zbawiciela. Powrót do
grzechu jest wielką lekkomyślnością i karygodnym zuchwalstwem: w ten
sposób grzesznik niszczy całe dzieło swej pokuty, obala swe nawrócenie i
postępuje jak marnotrawca, co całotygodniowy zarobek przepija lub przegrywa
w karty. Tyle pracy włożył w swą poprawę, stoczył z sobą ciężką walkę nim się
zdobył na krok stanowczy. Aż nagle przez nowy grzech okrada sam siebie ze
zbawiennych owoców pokuty, traci łaskę i staje się znowu niewolnikiem czarta.
Uprzednio człowiek mógł grzeszyć z powodu zawinionej niewiedzy,
nieostrożności lub lekkomyślności, ale przy powrocie do grzechu już nie może
się wymówić przyczynami tymi. Teraz już grzeszy świadomie i zupełnie
dobrowolnie, czuje całą swą nędzę moralną i bez skrupułów w niej się zanurza.
114
Ileż to Bóg dokonał nim uwolnił grzesznika od nieznośnego ciężaru! Ile okazał
miłosierdzia swego, którym teraz grzesznik pogardza i które depcze! „Któż się
zmiłuje nad tobą, Jeruzalem, woła Prorok — albo kto się o ciebie zafrasuje?
albo kto pójdzie prosić o twój pokój? Tyś mię opuściło, mówi Pan, poszłoś
wstecz; i wyciągnę rękę moją na ciebie i zabiję cię: upracowałem się prosząc”
(Jer 15, 5 – 6) Bóg tedy grozi odrzuceniem i zgubą wieczną tym, którzy
lekkomyślnie wracają do grzechów swoich.
Jeszcze gorszą jest zatwardziałość w grzechach, jakiej się dopuszczają ci,
którzy świadomie sprzeciwiają się działaniu łaski i pokutę odkładają aż do
śmierci. Nie skłaniają ich do nawrócenia ani kary Boże, ani upomnienia, ani
inne dowody Miłosierdzia Bożego. Zatwardziały był faraon, którego nie
skruszyły ani cuda Mojżesza, ani kary. Natrząsał się i urągał ze wszystkiego aż
wreszcie zginął w nurtach Morza Czerwonego. Zatwardziały był Saul, który
mimo upomnienia i przestrogi Samuela trwał w swej złości aż wreszcie kazał
siebie zabić. Zatwardziały był Judasz, którego nie doprowadziły do opamiętania
najwyższe dowody miłosierdzia Bożego; staje się powoli złodziejem,
świętokradcą i samobójcą. Zatwardziali są niedowiarkowie i błędnowiercy,
którzy nie zważają na sądy Boże i pozostają w nienawiści do Kościoła.
Zatwardziali są rzekomi wierzący, którzy nie uczęszczają do sakramentów, nie
słuchają w niedziele i święta Mszy św. ani słowa Bożego, nie wynagradzają
krzywd wyrządzonych i odkładają pokutę.
Jakże są nieszczęśliwi tacy ludzie! Jak bolał nad nimi Zbawiciel, gdy
płakał nad zatwardziałością Jerozolimy, przepowiadając straszną karę: „Gdybyś
ty poznało i właśnie w ten dzień twój to, co jest ku pokojowi twemu… Albowiem
przyjdą na ciebie dni i otoczą cię nieprzyjaciele twoi wałem, i oblegną cię i
ścisną cię zewsząd i na ziemię powalą ciebie i dzieci twe, które w tobie są i nie
zostawią w tobie kamienia na kamieniu dlatego, żeś nie poznało czasu
nawiedzenia twego” (Łuk. 19, 42 – 44). A teraz przy trzecim upadku swoim Pan
Jezus leży w prochu i blaga Ojca Niebieskiego o miłosierdzie dla
zatwardziałych grzeszników, by wyjednać im łaskę skuteczną do szczerego i
trwałego nawrócenia. Rany, ciernie, bicze i krzyż ciężki — oto wymowne znaki
strasznych cierpień Pana Jezu za grzeszników zatwardziałych, ale trzeci upadek
jego pot krzyżem zjednywa im łaski potrzebne do ocalenia.
***
Za mnie cierpi Jezus i za mnie upada pod krzyżem! Gdzie byłbym dziś
bez tych cierpień Zbawiciela? W grzechu się urodziłem, a jeśli mowa o prawie,
to nie mam większego prawa do łaski od ludożercy. Z otchłani piekielnej
wyrywa nas tylko Zbawiciel. Gdyby się nie ulitował nad nami, bylibyśmy jako
Sodoma i stalibyśmy się podobni Gomorze (Iz. 1, 9). Dlatego wszystko, co dziś
115
mamy i czym jesteśmy w znaczeniu nadprzyrodzonym, zawdzięczamy tylko
męce Pana Jezusa. Nawet niesienie naszego krzyża nic nie znaczy bez łaski.
Dopiero męka Zbawiciela czyni skruchę naszą zasługującą, a pokutę skuteczną.
Dopiero miłosierdzie jego, ujawnione w potrójnym upadku, jest rekojmią
mojego zbawienia.
43. PRZYGOTOWANIE DO UKRZYŻOWANIA
(Pan Jezus obnażony i żółcią napojony)
„I przyszli na miejsce, które zowią Golgota,
to jest miejsce trupiej głowy” (Mt. 27, 33).
Zdyszany, wyczerpany, po trzykroć upadający w oczach licznej rzeszy
przybyłej na święto Paschy, wchodzi Pan Jezus na G o l g o t ę , aby tam na
ołtarzu krzyża złożyć z siebie krwawą ofiarę dla zbawienia świata. Golgota był
to występ skalny o wysokości kilku metrów. Z racji swego ukształtowania
nazwany był „trupią głową”, czyli po aramejsku Golgota. Według starożytnego
podania w jaskini pod tym występem był grób prarodzica Adama, a na nim
Melchizedech — król Salemu — błogosławiąc Abrahamowi składał ofiarę z
chleba i wina, która miała być figurą ofiary Pana Jezusa.
1. Góra była miejscem przedziwnie splecionym z życiem Chrystusa. Na
górze był on kuszony, gdy czterdzieści dni pościł. Z góry wygłosił pierwszą
swoją naukę, w której podał światu osiem błogosławieństw. Na górze nastąpiło
Przemienienie. I teraz wstępuje na górę, aby złożyć ofiarę, w której sam będzie
kapłanem i żertwą. Przy tej uroczystości chciał być widziany przez wszystkich
na ziemi i na niebie. Stanął na górze, by przebłagać sprawiedliwy gniew Ojca,
by złożyć mu hołd czci należnej, by dla całego świata wyjednać łaskę
miłosierdzia i przebaczenia.
Zaledwie Pan Jezus zatrzymał się na miejscu stracenia, przystępują do
niego żołnierze, zdejmują krzyż z jego ramion, zdzierają szaty i wystawiają
nagiego na widok publiczny. W ciągu drogi krzyżowej szaty przylgnęły do ran,
które nieco skrzepły i stężały. Gdy zaś szaty przemocą zdarto, wszystkie rany
się odnowiły i polała się krew strumieniem, a piekący ból w stawach i kościach
jeszcze bardziej powiększał męczarnię Zbawcy, czyniąc ją nie do zniesienia.
Ileż to nowych boleści doznał Zbawiciel przy tym obnażeniu!
116
Do boleści fizycznych doszły jeszcze i moralne. Im kto czystszy, świętszy
i lepszy, tym jest wrażliwszy na uczucie wstydu. Stąd męczennice – dziewice
wolały raczej umrzeć niż wystawić na szwank wstydliwość. W tym uczuciu
objawia się godność człowieka, jego cnotliwość i czystość. Otóż trudno pojąć i
opisać słowami, jakiego upokorzenia i wstydu doznał Zbawiciel, który był ze
wszystkich synów ludzkich najczystszy, najświętszy i najcnotliwszy: zrodzony z
Niepokalanej Dziewicy, kochający dusze czyste i otaczający się nimi za życia
stoi teraz obnażony przed niezliczoną rzeszą. Według zwyczaju żydowskiego
wąską opaską zakryto tylko biodra.
„O przedziwna tajemnico miłosierdzia, — woła św. Augustyn —
niegodziwiec zgrzeszył, a niewinny pokutuje; — co zły zasłużył, to ponosi i
cierpi dobry. Ludzkość cała zawiniła, a Jezus pokutuje i cierpi”. Istotnie w
tajemnicy obnażenia, myśmy stali się przyczyną wstydu i boleści Zbawiciela. A
więc rodzice, którzy pozwalają dzieciom na bezwstydne stroje; niewiasty
ubierające się nieskromnie, — księgarze, co na wystawach umieszczają
bezwstydne obrazy i książki; — aptekarze i handlarze, co zalecają bezwstydne
środki; artyści w kabaretach i baletach; — producenci i widzowie
pornograficznych obrazów w kinach, teatrach i na afiszach reklam. Miejmy
litość nad Chrystusem obnażonym! Ulitujmy się nad współbliźnimi naszymi,
narażonymi na bliską okazję do grzechu! Pielęgnujmy czystość świętą w
myślach, słowach i uczynkach, a we łzach pokuty obmywajmy obraz Boży
zbrukany w naszej duszy.
2. „I dali mu do picia wino zmieszane z mirrą, ale nie przyjął” (Mk. 15,
23). Był zwyczaj, że przed ukrzyżowaniem podawano biednemu skazańcowi
mocne wino, zmieszane z mirrą, aloesem i tatarskim zielem, aby
nieszczęśliwego wprawić w stan oszołomienia i znieczulenia przy straceniu,
stosownie do polecenia Pisma Św.: „Dawajcie napój smutnym i wino tym,
których serce jest w gorzkości: niech piją i zapomną o nędzy swojej, a boleści
swojej więcej niech nie wspominają” (Przyp. 31, 6 – 7). A że do tego wina
dodawano i inne gorzkie przymieszki, dlatego u św. Mateusza czytamy: „I dali
mu do picia wino zmieszane z żółcią. A gdy go skosztował, nie chciał pić” (Mt
27, 34).
Co uczynił Pan Jezus z tym napojem? Nie odrzucił go zupełnie, tylko
skosztował tego napoju. Jednak go nie wypił, albowiem nie chciał zmniejszać
swych boleści. Pragnął złożyć ofiarę z całą świadomością i przebłagać Ojca
Niebieskiego za grzechy, pijaństwa i innego rodzaju wykroczenia, jakich się
ludzie dopuszczają zmysłem smaku. „Nie dawaj królom wina, bo tam nie masz
żadnej tajemnicy, gdzie panuje opilstwo; by snadź nie pili i nie zapomnieli
sądów, a nie odmienili sprawy synów ubogiego” (Przyp. 31, 4 – 5).
117
Podczas przygotowań do ukrzyżowania, kiedy dwóch łotrów,
przyprowadzonych z Panem Jezusem na stracenie, biczowano, łączono ramiona
krzyżów i wydrążano w skale dla nich otwory, Pan Jezus według starej tradycji
przebywał w jaskini, którą można jeszcze i dzisiaj oglądać. Znajduje się ona po
północnej stronie Golgoty w skale, gdzie Zbawiciel prawdopodobnie się modlił
do Ojca Niebieskiego, odprawiając w ten sposób „Introitu” do swej krwawej
ofiary za grzechy całego świata. Treści tej modlitwy nie znamy, ale możemy
przypuszczać, że prosił Ojca o miłosierdzie dla tych, którzy spowodowali jego
mękę, a teraz ją wykonują. Prawdopodobnie miał również na myśli wszystkich
w przyszłości kapłanów, którzy w jego imieniu będą składać ofiarę niekrwawą
jako odtworzenie i uprzytomnienie obecnej krwawej ofiary.
***
Przy tej strasznej tajemnicy obecna była Matka Najświętsza, która
wszystko widziała, słyszała i wszystkiemu się przypatrywała. Można sobie
wyobrazić jakie przeżywała boleści wewnętrzne, widząc Syna swego głęboko
zawstydzonego w pokrwawionej nagości, kosztującego gorzki napój, do którego
i ja dolewałem gorycze przez grzech nieumiarkowania w jedzeniu i piciu.
Pragnę odtąd i postanawiam przy pomocy łaski Bożej praktykować rozumne
umartwienie w tej materii, by nagość mej duszy nie obrażała oka Pana Jezusa
ani jego Niepokalanej Matki. — Im dalej zagłębię się w rozważanie męki
Twojej, najmiłosierniejszy Zbawicielu, tym lepiej poznaję miłość i
nieskończone miłosierdzie Twoje, jakie okazałeś mi w czasie tych strasznych
cierpień. Przez te rany Twoje, odnowione przy obnażeniu z szat, i przez gorycz
napoju, przygotowanego — niestety — moimi niewiernościami, nie dopuszczaj,
by ta wielka ofiara Boskiego miłosierdzia była dla mnie daremna. Sprawuj we
mnie z dnia na dzień pomnożenie Twojej łaski uświęcającej, by się ona we mnie
coraz szerzej rozpościerała i wyniszczyła wszelkie zdrożne pożądliwości.
118
44. PAN JEZUS PRZYBITY DO KRZYŻA
„A gdy przybyli na miejsce, które się zowie
Kalwaria, tam ukrzyżowali go” (Ł. 23, 33).
W tajemnicy ukrzyżowania Pana Jezusa ewangeliści mówią bardzo krótko
„U k r z y ż o w a l i
g o ”, jak gdyby chcieli rzucić zasłonę na
n a j s t r a s z n i e j s z ą scenę w męce. Natomiast niektórzy ś w i ę c i
P a ń s c y w o b j a w i e n i a c h widzieli szczegóły u k r z y ż o w a n i a ,
które nie zawsze całkowicie zgadzają się z podaniem starożytnych pisarzy o
krzyżowaniu złoczyńców. Na przykład według tych ostatnich, skazańcy nieśli
na miejsce egzekucji tylko belkę poprzeczną, do której na ziemi przybijano im
ręce, a potem przy pomocy liny, owiniętej dokoła piersi i przerzuconej przez
górny koniec wkopanego uprzednio w ziemię pala pionowego — unoszono
skazańców w górę tak, by osiedli na kołku, wbitym pośrodku tego pala.
Następnie belkę poprzeczną łączono za pomocą gwoździ lub liny z wbitym w
ziemię palem, a w końcu przybijano nogi skazańca dwoma gwoździami. Inni
jednak mówią, że skazańcy nieśli na sobie cały krzyż, do którego na miejscu
egzekucji przybijano na ziemi ręce i nogi (jednym gwoździem) i następnie
podnoszono, by zatknąć w otworze, wykopanym w ziemi lub wykutym w skale.
Nie wiemy na pewno, w jaki sposób ukrzyżowano Chrystusa Pana. W
rozważaniu naszym trzymamy się raczej ostatniego, który potwierdza
starodawna tradycja i objawienia prywatne.
1. Po tym przygotowaniu kaci wyprowadzają Pana Jezusa z jaskini i
rzucają obnażonego na krzyż, jeżeli się sam dobrowolnie na nim nie położył
jako bezsilna i bezbronna ofiara. Jakże wzruszający obraz Zbawiciela na krzyżu.
Czyż nie zadrżało w tej chwili Najświętsze Serce Jezusa i cała jego natura przed
tą straszną egzekucją, która się teraz właśnie rozpoczyna? Kaci przywiązują
powrozami jego przenajświętsze ciało do krzyża; jeden z nich klęka na jego
piersiach, drugi na prawym ramieniu, trzeci pochwycił prawą rękę i przyłożył
trójgraniasty gwóźdź do dłoni, wbijając go wściekłymi uderzeniami przez dłoń i
mięśnie ręki do otworu w drzewie krzyża. Krew tryska z dłoni do góry i
naokoło, palce zaciskają się kurczowo koło gwoździa, a niewysłowiony ból
powoduje drżenie wszystkich członków.
Następnie kaci zabierają się do przybicia lewej ręki. Okrutnie wyciągają
ramiona, pierś się podnosi, muskuły się kurczą, usilnie naciągają lewą rękę, by
119
dłoń jej dosięgła przygotowanego otworu w belce, do której przygważdżają rękę
w sposób podobny jak prawą, powodując jeszcze straszniejsze cierpienia. Potem
zabierają się do nóg, które skurczyły się mimo woli. Wyprostowano je
przemocą, potem przebito je gwoźdźmi, szarpiąc straszliwie mięśnie. Leży więc
Zbawiciel przybity do krzyża z oczami zwróconymi ku niebu, błagając Ojca
Niebieskiego o miłosierdzie dla katów. Całe ciało jego jest wyprężone, a napięte
ścięgna i mięśnie drżą konwulsyjnie. Oblicze pokryła trupia bladość
niewypowiedzianego bólu; z oczu spływają potoki łez; z piersi wyrywa się
mimowolny głuchy jęk, który miesza się z odgłosami okrutnych uderzeń. Któż
zdoła opisać przestrach i boleść Matki Najświętszej, św. Jana Apostoła, Marii
Magdaleny i innych niewiast pobożnych, które stały w pobliżu i patrzyły na tę
straszną scenę?!
2. Koło łoża drogiego chorego zwykle chodzimy na palcach, czuwamy, by
drzwi nie skrzypiały, raz po raz poprawiamy ostrożnie poduszkę i kołdrę,
nasłuchujemy jak chory oddycha i odgadujemy jego wszystkie życzenia. Pan
Jezus teraz jest ciężko chory i cierpi więcej niż wszyscy. Trawi go silna
gorączka, przejmują zimne dreszcze, a tymczasem leży on nagi na twardej belce
krzyża. Przedtem uzdrawiał chorych, a teraz przypadło mu w udziale twarde
łoże krzyża. Zamiast miękkiego opatrunku traktują go tępymi gwoździami,
zamiast balsamu na rany kopią go, zamiast orzeźwiających napojów podają mu
gorzką mirrę. Gdzież służba szpitalna, która zniosłaby go do lecznicy? Zamiast
niej otoczony jest ziejącym nienawiścią tłumem i okrutnymi katami.
Biedny Pan Jezus! Ptak żywy, przygwożdżony do ściany gwoźdźmi przez
niesfornych łobuzów, większą wzbudza litość u widzów niż Zbawiciel, przybity
do krzyża, który swoją nagością chce okryć naszą duszę i zasłonić całą ludzkość
przed zasłużonymi karami, a wyciągając ręce pragnie powstrzymać gromy
zasłużonej pomsty Bożej za grzechy. Kiedy opiera o drzewo krzyża
ukoronowaną cierniem głowę i zalanymi krwią oczami spogląda na błękit nieba,
— zanosi modlitwę do Ojca o zadośćuczynienie za grzechy. Łzy spływające na
jego policzki są to wody lecznicze na rany wędrowca, który wpadł między
zbójników i został pobity i odarty. To miłosierny Samarytanin, który balsamem
łez swoich leczy po dziś dzień grzechowe rany nasze, prostuje krzywizny,
obniża pagórki, a podnosi doliny, jakieśmy poczynili występami w swej duszy.
Jakie ma znaczenie dla nas tajemnica ukrzyżowania Pana Jezusa?
Odpowiada sam Zbawiciel ustami Proroka: „Cóż to za rany są w pośrodku rąk
twoich? I rzecze: Tymi jestem zranion w domu tych, którzy mię miłowali” (Zach.
13, 6). Czyli Pan Jezus otrzymał te rany od swoich przyjaciół i otrzymuje je
nadal od swoich wyznawców, którzy może wierzą w niego, ale nie żyją według
przepisów tej wiary. Przybijają do krzyża ciało mistyczne Chrystusa, a w tej
liczbie i siebie. Przybijają potrójną pożądliwością: pychy, oczu i ciała swego
grzesznego, od której może ich uwolnić tylko najmiłosierniejszy Zbawiciel, o
120
którego męce mówi Prorok: „Obstąpiły mię psy mnogie; zbór złośników oblekł
mię. Przebodli ręce moje i nogi moje, policzyli wszystkie kości. A oni
przypatrywali się i patrzyli na mnie” (Ps. 21, 17 – 18).
***
Stanę w duchu na pagórku trupich głów i przyjrzę się memu
Zbawicielowi, przybitemu do krzyża. Przedziurawili jego ręce i jego stopy i
utworzyli cztery zdroje, skąd płyną wody łaski. Krew jego spływa wzdłuż
drzewa, wnika w jego szpary, dostaje się na ziemię i zrasza kępki mchu i trawy.
To pokuta za grzechy prarodziców, którzy wyciągnęli ręce po zakazany przez
Boga owoc, a dzieci ich odtąd wciąż wyciągają je po cudzą własność — którzy
skierowali swe nogi na drogi nieprawości i zbrodni. Syn Boży wybrał drzewo
krzyża za narzędzie swej męki, ponieważ prarodzice nasi, a w nich i my
wszyscy zerwaliśmy owoc z drzewa zakazanego. „Chwalimy cię, Panie Jezu
Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż raczył zgładzić winy
prarodziców naszych i całego świata.”
45. PODNIESIENIE KRZYŻA
„Tam go ukrzyżowali” (Ł.23, 33).
Gdy Panu Jezusowi przybito ręce i nogi do leżącego krzyża, trzeba było
go podnieść i ustawić w wykutym w skale otworze. Cierpienia Zbawiciela były
okropne. Zastanówmy się nad tymi cierpieniami Zbawiciela.
1. Po przybiciu Zbawiciela do krzyża oprawcy zabiera ją się do jego
podniesienia: nawołują jeden drugiego, podnoszą drzewo z drogim ciężarem
ciała Chrystusa, podpierają krzyż klocami i drabinami krzycząc przy tym i
klnąc, wreszcie stawiają go we właściwym kierunku, podważając go wspólnymi
siłami i jednym pchnięciem spuszczają go do przygotowanego dlań otworu w
skale, który po dziś dzień można oglądać. Rany rąk i nóg bardzo się rozszerzają,
a krew z nich znowu płynie obfitym strumieniem. Podczas tych czynności Pan
Jezus zdaje się zachował całkowite milczenie. Jego zniekształcone ciało,
osłabione ranami, zdawało się już nie posiadać żadnej siły fizycznej. Myśl jego
była pochłonięta Ojcem Niebieskim, któremu składał ofiarę z samego siebie.
121
Cierpienia Pana Jezusa przechodziły wszelkie pojęcie. Okrutny wstrząs
jakiego doznał przy wypuszczeniu drzewa krzyża do otworu wydrążonego w
skale, spowodował straszliwy ból w naprężonych ramionach. Był to pamiętny, a
zarazem straszny i przejmujący widok, kiedy krzyż wznosił się i wreszcie stanął
przewyższając wszystko wokoło siebie. Zatriumfowało piekło, podnosząc
okrzyk wściekłego zwycięstwa przez usta katów, faryzeuszów i innych wrogów
Pana Jezusa, którzy wówczas przyglądali się tej strasznej scenie. Ale były tam
dusze współcierpiące z Mistrzem — była tam Matka Najświętsza, która mdlała z
przerażenia, były tam pobożne niewiasty i uczeń umiłowany — Jan Apostoł:
płakali oni i stali jakby skamieniali z boleści i zgrozy.
Omdlałym wzrokiem spogląda Pan Jezus na huczące morze nienawiści i
zaślepienia, a oczy jego zachodzą łzami bólu. Krew powoli spływa po krzyżu z
jego świeżych ran rąk i nóg, przenika głęboką szparę w skale i sięga aż do
jaskini, gdzie według starożytnego podania pogrzebany był Adam — prarodzic,
obmywając jego prochy, a w nim wszystkich jego potomków. Zbawiciel
zwrócony był do starego miasta Jerozolimy plecami, miał oblicze i wzrok
zwrócony ku zachodowi, gdzie jego zastępca, Piotr, ufunduje stolicę, z której
rządzić będzie Kościołem aż do skończenia wieków. Głowa schyliła się pod
ciężką koroną cierniową, piersi wyprężyły się i wzniosły, ramiona zaś zapadły i
niemal zniknęły.
„Kto uwierzył słuchowi naszemu? — woła Prorok — a ramię Pańskie
komu jest odkryte? I wzniesie się jako latorośl przed Nim i jako korzeń z ziemi
spragnionej. Nie ma krasy ani piękności; i widzieliśmy go, a nie było na co
spojrzeć, i pożądaliśmy go wzgardzonego i najpodlejszego z mężów, męża
boleści i znającego niemoc… i za nic go mieliśmy. Prawdziwie choroby nasze on
nosił i boleści nasze on wziął na siebie, a myśmy go poczytali za trędowatego i
od Boga ubitego i uniżonego. Lecz on zranion jest za nieprawości nasze, starty
jest za złości nasze” (Iz. 53, 1 – 5).
2. Obnażenie z szat, przybicie Pana Jezusa do krzyża i podniesienie go
odbyło się na samym szczycie Golgoty. Dziś znajduje się tam kaplica
Ukrzyżowania, stanowiąca część wielkiej bazyliki Grobu. Znajdują się tam trzy
ołtarze: Matki Boskiej Bolesnej, Przybicia Chrystusa Pana do krzyża i
Podniesienia krzyża. Dwa pierwsze należą do katolików, a trzeci do
schizmatyków (Greków). Autentyczność miejsca nie ulega żadnej wątpliwości.
Skała, na której stały trzy krzyże, widoczna była jeszcze w siódmym wieku.
Później wzniesiono kaplicę i skałę zakryto dla widzów od zewnątrz. Dzisiejsza
kaplica pochodzi z czasów późniejszych, prawdopodobnie z czasów
frankońskich. Pod skałą kalwaryjską pochowani zostali czterej królowie
jerozolimscy z czasów wojen krzyżowych.
122
Stańmy w myślach naszych na Golgocie pod krzyżem Pana Jezusa i
rozważajmy straszną scenę. Pomiędzy niebem i ziemią wisi Zbawiciel za
miastem, odtrącony od swego ludu, wisi jak zbrodniarz między dwoma
zbrodniarzami, jako obraz najstraszliwszej nędzy, opuszczenia i boleści. Ale jest
on podobny do wodza, który podbija narody — nie mieczem i orężem, ale
krzyżem, — nie w celu ich zniszczenia, ale w celu ocalenia. Bo też krzyż
Zbawiciela stanie się odtąd narzędziem chwały Bożej, sprawiedliwości i
nieskończonego miłosierdzia. Ze wszystkich prac i ofiar Pana Jezusa krzyż
najwięcej uwielbił Ojca, jako szczyt ofiary i posłuszeństwa Syna. Stał się
narzędziem sprawiedliwości Boga, jako należna kara za grzechy. Nawet swemu
Synowi jednorodzonemu Ojciec kazał przejść przez takie straszne cierpienie
krzyża, gdy ten Syn wziął na siebie brzemię grzechów całej ludzkości.
Przede wszystkim zaś krzyż stał się narzędziem nieskończonego
miłosierdzia Bożego, stał się znakiem zewnętrznym łaski Bożej. Wszystkie
bowiem sakramenta św. administrują się znakiem krzyża. Tym znakiem
rozpoczynamy i kończymy każdą modlitwę, każdą ważniejszą sprawę. Tym
znakiem chrześcijanin rozpoczyna dzień i udaje się na spoczynek. Toteż mówi
Prorok: „Jeśli położy za grzech duszę swoją, ujrzy nasienie długowieczne, a
wola Pańska przezeń wypełni się. Za to, że pracowała dusza jego, ujrzy i nasyci
się. Umiejętnością swoją usprawiedliwi, on sprawiedliwy, sługa mój, wielu, a
nieprawość ich on poniesie. Przeto oddzielę mu bardzo wielu i łupy mocarzów
dzielić będzie, ponieważ wydał na śmierć duszę swoją i ze złoczyńcami jest
policzon; a on grzechy wielu poniósł i za przestępców się modlił” (Iz. 53, 10 –
12).
***
Z radością triumfują nieprzyjaciele Twoi Panie, że cię do krzyża przybili,
a nie wiedzą, że w tym momencie odnosisz największe zwycięstwo. „Samego
siebie uniżył, stawszy się po słusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa.
Dlatego i Bóg wywyższył go, i nadał mu imię przewyższające wszelkie imię, aby
na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano mieszkańców nieba, ziemi,
podziemia, i żeby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem w
chwale Boga Ojca” (Fil. 2, 8 – 11). Mamy tedy wielbić Chrystusa
ukrzyżowanego i czcić krzyż święty z tymi uczuciami, z jakimi stali pod
krzyżem wszyscy wierni słudzy jego, a przede wszystkim Najświętsza Maryja
Panna, gdy po raz pierwszy ujrzała przy podniesieniu tego narzędzia śmierci
swego najukochańszego Syna. Postanawiam uważnie kłaść na siebie to znamię i
uprzytamniać sobie wówczas podniesienie krzyża z Jezusem.
123
46. NAPIS NA KRZYŻU
„Był też tytuł winy jego napisany:
Król żydowski” (Mrk. 15, 26).
Według ówczesnego zwyczaju każdy ze skazańców miał swoją tabliczkę,
która podawała wszystkim do wiadomości jaką zbrodnię popełnił dany
człowiek. Tabliczka Pana Jezusa nosiła napis w trzech językach, będących
wówczas w tej okolicy w powszechnym użyciu, a więc w aramejskim, greckim i
łacińskim. Treść jego była następująca: „Jezus Nazareński, król żydowski” (Jan
19, 19). Tekst ten podyktował sam Piłat. Czujni członkowie Sanhedrynu jeszcze
po drodze odczytali pobieżnie te słowa, a lepiej i dokładniej zapoznali się z nimi
dopiero wtedy, gdy tabliczka została przybita do krzyża nad głową Pana Jezusa.
Wówczas spostrzegli w tym n a p i s i e błąd. Według nich Pan Jezus nie szedł
na śmierć za to, że był królem żydowskim, jak to wynikało z napisu, ale dlatego,
że się nim sam ogłosił. Dotknięci do żywego, udają się spiesznie do Piłata i
bardzo wymownie przedstawiają mu omyłkę, którą chcieliby koniecznie
naprawić. Lud bowiem, czytając ten urzędowy napis, może być bardzo
dotknięty, że ukrzyżowano ich króla, gdy przed chwilą uroczyście oświadczył,
że jedynym ich władcą jest cesarz rzymski. Piłat jednak nadpisu nie zmienił.
1. „Mówili tedy do Piłata przedniejsi kapłani żydowscy: Nie pisz: król
żydowski, ale że on sam mówił: Jestem królem żydowskim. Odpowiedział Piłat:
com napisał, napisałem” (Jan 19, 21 – 22). Piłat obecnie nie lęka się już
denuncjacji w Rzymie i mści się na Żydach za doznaną porażkę, odpowiadając z
właściwą sobie przekorą członkom Sanhedrynu, którzy starali się
zademonstrować swoją polityczną lojalność. Treść tego napisu była
opatrznościowa. Piłat chciał wprawdzie przez to dokuczyć Żydom do żywego,
ale Bóg posłuży się tym, aby wobec żydostwa i pogaństwa stwierdzić tę prawdę,
że Jezus z Nazaretu jest obiecanym Królem – Mesjaszem Izraela i że jako Król –
Mesjasz — na żądanie Żydów — skazany został na śmierć krzyżową. Przez cały
dzień odczytując urzędową tabliczkę, Żydzi nie mogli się pozbyć natrętnej
myśli, że Pan Jezus umiera rzeczywiście jako Król Żydowski.
Dlaczego Piłat obrał taki napis? Dlatego, że on zawierał prawdziwą treść
oskarżenia: „Tegośmy znaleźli podburzając nasz naród i zakazującego płacić
daniny cesarzowi i mówiącego, że jest Chrystusem – Królem” (Łuk. 23, 2).
124
Nadto Piłat chciał odwrócić od siebie oskarżenie z powodu udziału w zbrodni,
by nie denuncjowano go przed cesarzem, jak to grozili mu arcykapłani w czasie
procesu. Wreszcie prokurator rzymski chciał podrażnić Żydów za to, że go
zmusili wbrew woli i wbrew jego lepszemu przekonaniu do wydania im Pana
Jezusa na haniebne ukrzyżowanie. Tak to najmiłosierniejsza Opatrzność
powoduje lub przynajmniej dopuszcza pewne usposobienie i nastroje ludzi dla
wykonania odwiecznych swoich wyroków. Piłat był tu tylko narzędziem w ręku
Boga, spełnia on jedynie myśl Bożą, ogłasza bowiem Królestwo Jezusowe we
wszystkich językach i urzędowo ogłasza Pana Jezusa Królem wszystkich
narodów. Prokurator rzymski w imieniu cesarza przepowiada zarazem, że
Zbawiciel będzie dziedzicem i spadkobiercą całego państwa rzymskiego oraz
zwycięzcą całego świata. Tak to umie Bóg naigrawania i złe zamiary ludzi
obrócić na swoją chwałę. Odwiecznej bowiem woli Bożej nic i nikt skutecznie
oprzeć się nie zdoła.
2. Gdy Zbawiciel umiera, każe ogłosić się Królem, albowiem napis na
krzyżu jest ogłoszeniem Królestwa Chrystusa Pana. Ten napis jest zarazem
wyrokiem i potępieniem Żydów. Chociaż oni go nie chcą i mu się opierają,
chociaż go odrzucają i na śmierć krzyżową skazują, jednak jest on ich królem.
Czytają ten napis i buntują się przeciwko niemu, ale to nic nie pomoże: Pan
Jezus ogłoszony został królem i rozpoczyna swe panowanie na ziemi z krzyża.
Jest królem nieba i ziemi. Aniołów, ludzi i całego stworzenia.
Pan Jezus był królem od chwili poczęcia. Już wówczas poseł niebieski
powiadomił Maryję, że syn jej „będzie wielkim i Synem Najwyższego nazwany
będzie. I da mu Pan Bóg stolicę Dawida, ojca jego, będzie królował nad domem
Jakubowym na wieki, a Królestwu jego nie będzie końca” (Ł. 1, 32 – 33). Teraz
Maryja patrzy na ten nadpis, przypomina sobie słowa Archanioła i mimo
strasznego smutku wita z radością spełnienie się przepowiedni. W jej sercu
Jezus już od dawna jest Królem, a teraz pragnie, by stał się nim we wszystkich
sercach.
Patrzy na ten nadpis i ukochany uczeń Pana Jezusa — Jan Apostoł, który
słyszał tyle przepowiednie Mistrza o jego Królestwie. Teraz poznaje istotę tego
Królestwa i przypomina sobie swoją prośbę, by w tym Królestwie zasiąść po
prawicy Króla. Teraz zrozumiał, że Pan Jezus chce być Królem dusz ludzkich,
że chce panować nad wolą naszą. Z czasem, w zachwyceniu, ujrzy on Mistrza w
całej potędze swego Królewskiego Majestatu, gdy w Apokalipsie napisze: „A z
ust jego wychodzi miecz obosieczny, aby nim raził narody. Będzie panował nad
nimi berłem z żelaza i sam zdepcze prasę wina zapalczywości gniewu Boga
wszechmogącego. A na szacie i na biodrze swoim ma wypisane: Król Królów i
Pan panujących” (Obj. 19, 15 – 16).
125
Mogli i Żydzi w tym napisie poznać ukrzyżowanego przez nich Pana
Jezusa jako swego Króla i Mesjasza. Znali bowiem Pismo Święte, które
zapowiadało Mesjasza jako króla. „A jam jest ustanowion królem od niego nad
Syjonem, górą świętą jego, opowiadając przykazanie jego” (Ps. 2, 6). Podobnie
przepowiadał Jeremiasz: „Oto dni przychodzą, mówi Pan, i wzbudzę Dawidowi
latorośl sprawiedliwą, i będzie królował jako król i mądrym będzie, i będzie
czynił sąd i sprawiedliwość na ziemi” (Jer. 23, 5). Podobnie przepowiadali i inni
prorocy. Jednak Żydzi w swym zaślepieniu i nienawiści ku niemu woleli
ściągnąć na siebie krew niewinną Pana Jezusa, niż uznać w nim władzę
królewską. Za przykładem żydów współczesny laicyzm XX wieku nie uznaje
najwyższej władzy Boga i Jezusa i tak organizuje życie indywidualne i socjalne,
jak gdyby ich nie było. Dlatego Pius XI Encykliką z dn. 11.07.1925 r. „Quas
primas” ustanawia Święto Chrystusa – Króla w ostatnią niedzielę października,
aby tą doroczną uroczystością pobudzić świat do uznania w nim władzy
królewskiej nad życiem indywidualnym i społecznym wszystkich ludzi.
***
Łączę się w duchu ze św. Janem Apostołem i widzę „Wielu Aniołów
wokół tronu i zwierząt, i starszych, a liczba ich była tysiące tysięcy. I mówili
głosem donośnym: Godzien jest Baranek, który był zabity, otrzymać władzę i
Bóstwo, mądrość i męstwo, cześć, chwałę i błogosławieństwo… Siedzącemu na
tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, chwała i potęga na wieki wieków”
(Obj. 5, 11 – 13). Tyś jest Panem i Królem moim, Królem królestwa „prawdy i
życia, królestwa świętości i łaski, królestwa sprawiedliwości, miłości i pokoju”
(Prefacja). Z Archaniołami i Aniołami wołam: Święty, Święty, Święty…
47. ROZDZIELENIE SZAT
„A dzieląc się szatami jego,
rzucili losy” (Łuk. 23, 34).
Według prawa i zwyczaju szaty skazańców stawały się własnością
żołnierzy, którzy brali udział w egzekucji. Tak się też stało z szatami Pana
Jezusa. Naoczny świadek opowiada, jak dokonano tego podziału: „Żołnierze
tedy, gdy go ukrzyżowali, wzięli szaty jego (i podzielili na cztery części dla
każdego po jednej) i tunikę. A tunika nie była szyta, ale od góry całodziana.
126
Mówili tedy jeden do drugiego: Nie krajmy jej, ale rzućmy o nią los, czyją ma
być: — aby się wypełniło Pismo, które mówi: Podzielili między siebie szaty
moje, a o suknię moją rzucili los (Ps. 21, 19). To właśnie uczynili żołnierze” (Jan
19, 23 – 25).
1. Zwykłym ubiorem ówczesnego Żyda były dwie osobne części:
zewnętrzna, czyli płaszcz, i spodnia, czyli tunika. Płaszcz składał się z kilku
kawałków sukna zszytych razem. Tunika często nie miała szwów, a tkano ją
całą. Taka była zwykle tunika arcykapłana i taką tunikę miał Pan Jezus, utkaną
rękami Najświętszej swej Matki. Płaszcz można było bez większej szkody
podzielić, przecinając go w szwach. Tunika zaś straciłaby na wartości, gdyby ją
pociąć na części. Dlatego żołnierze oddali ją temu, komu przypadnie losem i
dlatego rzucali o nią kości. Mieli je ze sobą, by zabić długie chwile oczekiwania
na śmierć ukrzyżowanych. Ewangelista dostrzega tu wypełnienie się proroctwa
mesjańskiego.
Pan Jezus spoglądał z wysokości krzyża zamglonymi oczami na to
wszystko, co się działo na dole, i musiał głęboko odczuć, że nie uczczono
ostatniej jego własności. Teraz już nic posiadał — nawet koszuli śmiertelnej ani
okrycia do grobu. Sam jednak dopuścił to, bo w tych podzielonych sukniach
Zbawiciela było wyobrażenie jego zasług, które będą rozdzielane w
sakramentach świętych. Jak te części ubrania przypadały w udziale grzesznym
żołnierzom, tak cały skarb jego zasług przypadnie w udziale całej ludzkości —
ludziom godnym i niegodnym. Jak Jakub ubrany w szaty Ezawa uzyskał
błogosławieństwo ojca Izaaka, tak cała ludzkość w szatach Zbawiciela ma
otrzymać błogosławieństwo Ojca Niebieskiego. W nieszytej zaś tunice Pan
Jezus widział jedność swojego Kościoła, którą — niestety — rozedrą
schizmatycy i błędnowiercy.
A jak spoglądała na to rozdzielenie szat Maryja i inni obecni przyjaciele
Pana Jezusa? Niewątpliwie z wielkim smutkiem. Były to bowiem dla nich cenne
relikwie, których z Sobą nie mogli zabrać. Matka Najświętsza własnymi rękami
te szaty sporządzała, może przy pomocy innych niewiast, które z wielkim
uszanowaniem złożyły je Mistrzowi w darze. Szaty te były uświęcone
dotknięciem najświętszego ciała Pana Jezusa, przesycone najdroższą krwią jego,
z której spłynęły łaski na całą ludzkość. Może nawet zazdrościły żołnierzom
owych szat i pałały gorącym pragnieniem za wszelką cenę kupić je i przekazać
potomności.
2. Tajemnica rozdzielenia szat uczy nas zamiłowania ubóstwa. Całym
majątkiem Pana Jezusa były owe ubogie szaty, a i tych pozbył się, by pójść
nagim do Ojca, jak nagim na rodził się w Betlejem. Nie różnił się od
najuboższych w owych czasach, którzy zwykle posiadali płaszcz i tunikę jako
127
najzwyklejsze i najpotrzebniejsze ubranie. Zapewne nie były to szaty
kosztowne, ale jeszcze w stanie takim, że żołnierze mogli z nich korzystać.
„Jamci jest ubogi i w pracach od młodości mojej” (Ps. 87, 16),
prorokował o nim Psalmista. I rzeczywiście Pan Jezus ubóstwo za oblubienicę
swoją i dozgonną towarzyszkę. Pierwszym przytułkiem jego była jaskinia, a
pierwszym łożem żłób. Trzydzieści lat życia spędził w niedostatku pod ubogą
strzechą w Nazarecie, a ostatnie trzy lata na publicznym nauczaniu. Prawdziwie
mógł powiedzieć o sobie: „Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, a Syn
Człowieczy nie ma, gdzieby głowę skłonił” (Ł. 9, 58). Nie dziw tedy, że teraz,
mając zakończyć na krzyżu błogosławiony swój żywot, pogrąża się w samą
przepaść ubóstwa, a nawet szaty swoje oddaje na pastwę żołnierzom.
Dlaczego Pan Jezus tak bardzo umiłował ubóstwo? Albowiem ono —
mówi św. Tomasz z Akwinu — jest siostrą pokory w tym znaczeniu, że kto
dobrowolnie stanie się ubogi, ujawni w tym głęboką pokorę. Nadto Pan Jezus
chciał dać przykład Apostołom i wszystkim w przyszłości głosicielom słowa
Bożego, że skuteczność ich pracy zależy głównie od ich bezinteresowności i
ubóstwa. Powiedział bowiem do nich: „Nie miejcie złota, ani srebra, ani
pieniędzy w trzosach swoich. Ani torby podróżnej, ani dwu sukien, ani
sandałów, ani laski” (Mat. 10, 9). W tej myśli i Apostołowie mówili do
wiernych: „Nie jest słusznym, abyśmy opuszczali słowo Boże, a obsługiwali
stoły” (Dz. Ap. 6, 2).
Gdyby Chrystus Pan był bogaty i piastował w świecie poważne
stanowisko, jego boskie sprawy ludzie przypisaliby raczej doczesnej potędze niż
mocy jego Bóstwa. To właśnie ubóstwo było dowodem niezaprzeczonym jego
Boskiego posłannictwa i wszechmocy, że bez pomocy zewnętrznej przemienił
świat wewnętrznie. Dlatego Apostoł powiada: „Znacie łaskę Pana naszego
Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście wy
ubóstwem jego bogatymi się stali” (II Kor. 8, 9).
Rozdzielenie szat Pana Jezusa uczy nas, jak mamy korzystać z łask
Bożych i ze sposobności zasługi dla nieba. Jeżeli nawet szaty swoje oddał do
użytku ubogich żołnierzy, jakże winniśmy się starać, by nie marnować żadnego
dnia, żadnej chwili, żadnej okazji, albowiem wszystko to może nas uświęcić i
przy czystej intencji najmniejszy czyn uczynić zasługującym na żywot wieczny.
Wreszcie ta tajemnica przypomina nam doniosłość starań o zjednoczenie z
Kościołem odpadłych odszczepieńców i błędnowierców, którzy rozerwali szatę
Zbawiciela. Jedność Kościoła była ostatnim życzeniem Pana Jezusa wyrażonym
w modlitwie w wieczerniku (J. 17, 21) i ta jedność winna być przedmiotem
naszych usilnych starań.
***
128
Stanę pod krzyżem Chrystusa, pod urokiem jego wielkiego ubóstwa.
Wstydzę się, że szczególnie pod tym względem pozostaję tak daleko od niego.
Użycz mi łaski, Panie, bym z tego, co mi wyznawcy Twoi składają jakby dla
Ciebie, taki czynił użytek, jaki się Tobie podoba, i nigdy do dóbr doczesnych
sercem się nie przywiązywał. Bym wszystko wolał utracić, aniżeli łaskę Twoją.
A jeżeli mi zechcesz zesłać prawdziwe ubóstwo, bym się nigdy tego nie
wstydził i nie narzekał. Mocno pragnę naśladować Cię w tej cnocie dla
upodobania Twego jak i dlatego, aby stać się uczestnikiem tych łask, jakie
obiecałeś ubogim.
48. SZYDZENIE Z PANA JEZUSA UKRZYŻOWANEGO
„A lud stał, przypatrując się. Wraz z nim
naśmiewali się z niego i przełożeni” (Ł. 23, 35).
Oprócz strasznych mąk fizycznych, jakie ponosił Pan Jezus na krzyżu,
cierpiał On jeszcze większe męki moralne z powodu naigrawania i szyderstw:
„A przechodzący mimo bluźnili mu potrząsając głowami i mówiąc: Hej, ty, co
burzysz świątynię Bożą i odbudowujesz ją w ciągu trzech dni, wybawże samego
siebie. Jeśliś Synem Bożym, zstąp z krzyża. Podobnie i przedniejsi kapłani z
uczonymi w Piśmie i starszymi naigrawając się mówili: Innych ocalił, a sam
siebie ocalić nie może. Jeśli jest królem Izraelskim, niechże teraz zstąpi z krzyża,
a uwierzymy mu. Ufał w Bogu, niechże go teraz, jeśli chce, wybawi; powiedział
przecież, że jest Synem Bożym” (Mat. 27, 39 – 43). Ze wszystkich tedy stron
dolatywały do Zbawiciela kamienie drwin i szyderstw. Przypatrzmy się bliżej tej
tajemnicy.
1. „Chrystus stawszy się Najwyższym kapłanem dóbr przyszłych… przez
własną krew wszedł raz do miejsca Świętego dokonawszy wiecznego
odkupienia” (Żyd. 9, 11 – 12), mówi Apostoł. Kapłański charakter Pana Jezusa
polegał na posłuszeństwie woli Ojca Niebieskiego i na złożeniu ofiary w
imieniu ludzkości: „Każdy bowiem najwyższy kapłan ustanawiany jest dla
składania ofiary i darów” (Żyd. 8, 3). Otóż Chrystus ofiarował siebie samego na
krzyżu jako ofiarę niepokalaną Bogu: „przez Ducha Św. samego siebie bez
skazy ofiarował Bogu” (Żyd. 9, 14); ofiarował całego siebie nie tylko z ciałem,
129
ale i duszą. Dlatego — cierpiał nie tylko fizycznie, ale i tym bardziej duchowo
— na honorze i sławie.
Przedniejsi kapłani i członkowie Sanhedrynu stojąc pod krzyżem Pana
Jezusa rozmawiali między sobą z minami triumfatorów. Byłoby raczej
wskazane, by powrócili do domów swoich i czuwali nad przygotowaniem do
uczty paschalnej. Oni jednak woleli opóźnić swój powrót, by nacieszyć się do
syta zwycięstwem. Przechadzali się tedy obok trzech krzyżów, od czasu do
czasu rzucali pogardliwe spojrzenie na środkowy, to znów wskazywali nań,
kiedy przechodził ktoś z ich znajomych, lub stanąwszy przed nim z rękoma
założonymi do tyłu wołali do Pana Jezusa: „Hej, ty, co burzysz świątynię Bożą i
odbudowujesz ją w ciągu trzech dni, ratuj siebie samego, zstępując z krzyża”
(Mk 15, 29 – 30). Przechodnie ulegając powadze tych, co ich zatrzymywali,
powtarzali za najwyższymi kapłanami słowa naigrawania i szyderstwa.
Inni członkowie Sanhedrynu woleli stosować naigrawania z
usprawiedliwianiem siebie: „Innych ocalił, niechże ocali i siebie, jeśli jest
Chrystusem, wybrańcem Bożym. Także i żołnierze naigrawali się z niego,
przystępując i ocet mu podając ze słowami: Jeśliś ty jest królem żydowskim,
wybawże samego siebie” (Łuk. 23, 35 – 37). Żołnierze podawali mu gąbkę
umaczaną w wodzie z octem, co bardziej skutecznie tamuje pragnienie. W tym
atoli wypadku podawali oni tę gąbkę nie dając spragnionemu napić się, ale
bawili się nim tylko, podając i zaraz odejmując. Nie było więc niczego, czego
by nie wydrwiono. I nie było z otoczenia nikogo z nieprzyjaciół, kto by nie
wyszydzał. Drwiono z Pana Jezusa, jako z Proroka, jako z Króla i jako z
Arcykapłana. Szydzono tedy ze wszystkich jego godności.
2. Drwiny i szyderstwa zawsze bolą, ale szczególnie bolały one Pana
Jezusa, albowiem pochodziły od tych, dla których przez całe swoje życie był
dobroczyńcą i którym wyświadczył tyle miłosierdzia. Szyderstwa te były
dowodem braku wszelkich uczuć ludzkich, a były tym straszniejsze i
brutalniejsze, że popełnione wśród tak smutnych okoliczności. Nie
pozostawiono Chrystusa Pana ani na chwilę w spokoju i nie pozwolono mu
nawet cicho umrzeć. Naśmiewali się i szydzili uczeni w Piśmie, które mówi:
„Nie naśmiewaj się z człowieka w gorzkości duszy, bo jest, który uniża i
podwyższa, Bóg wszystko widzący” (Ekl. 7, 12). Ale ci uczeni pod wpływem
nienawiści nie mieli nawet możności słów Pisma Świętego należycie zrozumieć
i zastosować do siebie.
Szyderstwa te były czarną niewdzięcznością. Żydzi bowiem drwili z Pana
Jezusa za to, za co należało dziękować, a więc za to, że objawił im swoje
Bóstwo, że ujawnił w cudach moc swoją i potęgę Bożą, że karmił zgłodniałych,
przywracał wzrok ślepym, słuch głuchym, mowę niemym i uzdrawiał złożonych
niemocą. Wszystko to posłużyło teraz za powód, aby się z niego naśmiewać i go
130
dręczyć. Drwili nawet z niego za to, że pokładał tak wielką ufność w Bogu, a
tym samym dopuszczali się bluźnierstwa, usiłując doprowadzić skazanego do
rozpaczy, by zwątpił w nieskończone miłosierdzie Boże. Drwiny te były więc
nie tylko obrazą osoby Pana Jezusa jako człowieka, ale były skierowane wprost
przeciwko Bogu. I to sprawiało największą boleść moralną Panu Jezusowi.
W chwili największej męki fizycznej Pan Jezus znosić musi jeszcze
ogromne cierpienia moralne. Żydzi nie mogąc już sięgnąć rękami ranią strasznie
Serce Jezusa strzałami szyderstw, jak to przepowiedział Prorok: „I gwałt czynili
ci, którzy szukali duszy mojej, a którzy mi życzyli zła, mówili marności i zdrady
cały dzień obmyślali. A ja jak głuchy nie słyszałem, i jak niemy, nie otwierający
ust swoich. I stałem się jako człowiek niesłyszący i nie mający odprawy w ustach
moich” (Ps. 37, 13 – 15). Do Zbawiciela w tym momencie odnoszą się i inne
słowa prorocze: „A jam jest robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i
wzgarda pospólstwa. Wszyscy, którzy mię widzieli, naśmiewali się ze mnie,
mówiąc ustami i kiwali głową: Nadzieję miał w Panu, niechaj go wyrwie;
niechaj go zbawi, ponieważ go miłuje” (Ps. 21, 7 – 9).
***
Najwyższy Arcykapłanie, wydrwiony i wyśmiany przez tych, za których
ofiarowujesz swe życie, swoją cześć i swój honor, zalicz mnie do liczby tych
wiernych sług swoich, którzy za Twoim przykładem znoszą cierpliwie podobne
szyderstwa i drwiny dla imienia Twego, dla szerzenia kultu nieskończonego
miłosierdzia Twojego. Kto przeżywał podobne boleści moralne, ten tylko może
zrozumieć, jak bardzo te szyderstwa i drwiny ranią duszę i sprawiają
niewypowiedziane udręczenia moralne. Gdyby nie pomoc Twej świętej łaski i
nie wzór, jaki zostawiłeś nam, o własnych siłach trudno by było to wszystko
znosić. Z wielkich cierpień Twoich lepiej poznajemy wielkość miłosierdzia
Twojego, zstępującego na świat, szczególnie w czasie wyszydzania Ciebie na
krzyżu. „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13), powiedział
Apostoł, przeto umacniaj mnie na każdy dzień łaską Twoją, bym na drwiny
odpowiadał milczeniem.
131
49. ZAĆMIENIE SŁOŃCA
„A od godziny szóstej całą ziemię zaległy
ciemności aż do godziny dziewiątej” (Mt. 27, 45).
Niedługo po ukrzyżowaniu Pana Jezusa — około południa — zaczęło się
niebo zaciemniać, a w końcu, jak podają ewangeliści, nastąpiło całkowite
zaćmienie słońca. Trwało ono aż do trzeciej godziny po południu, (dziewiątej
według rachuby ówczesnej), to jest do śmierci Zbawiciela. Na pewno nie było to
zaćmienie normalne, spowodowane znalezieniem się księżyca na prostej linii
między ziemią a słońcem, albowiem było to w czasie pełni księżyca, który we
dnie między ziemią a słońcem być nie mógł. Nadto normalne zaćmienie nigdy
nie trwa tak długo. Było to zjawisko cudowne, którego przyczyny w przyrodzie
znaleźć nie możemy. Wspomina o nim wyzwoleniec Hadriana Flegon i
Orygenes (Contra Celsum 11, 33).
1. Jak przy narodzeniu Pana Jezusa niezwykłe wydarzenie na niebie
pobudziło pasterzy i trzech mędrców z dalekiego Wschodu do udania się do
Betlejem, tak — niewątpliwie — i trzygodzinne ciemności, towarzyszące jego
agonii, musiały zwrócić uwagę ówczesnych mieszkańców Palestyny. Czy te
ciemności były widziane gdzie indziej, nie wiemy. W każdym razie według
ewangelistów było to zjawisko cudowne, towarzyszące śmierci Zbawiciela.
Wobec pogrążonej w ciemnościach natury Pan Jezus gasł powoli w
agonii, która trwała trzy godziny. Ciało z każdą chwilą traciło życie, krew z ran
rąk, nóg i innych spowodowanych biczowaniem sączyła się coraz wolniej,
głowa skłuta cierniem zwisała coraz niżej, żaden muskuł nie znajdował na
krzyżu spoczynku i oparcia, wywołując w całym organizmie straszny ból,
potęgujący się z potworną siłą. Ani chwili ulgi, ani na moment spoczynku! O
tych strasznych przeżyciach Zbawiciela ewangeliści nie wspominają, zaciągając
na ten czas zasłonę pełną największej czci i tajemnicy. W tym oceanie boleści
dusza Pana Jezusa była spokojna, pogrążona w kontemplacji Ojca Niebieskiego,
— a usta jego od czasu do czasu wypowiadały słowa modlitwy z Psalmu 21.
Zaćmienie słońca ma zawsze w sobie coś przygnębiającego. Szczególne
jednak przygnębienie musiało wywołać to, które nastąpiło tak nagle i trwało tak
długo. Niewątpliwie przerażone zwierzęta błądziły dokoła szukając jakiegoś
schronienia i wydając przeraźliwe głosy; ptaki w ogrodach i lasach zamilkły; a
132
nawet ryby w rzekach, stawach i morzu ujawniały na swój sposób
zaniepokojenie, jak to można było oglądać na jeziorze w r. 1914, gdy w
okolicach Wilna było kilkuminutowe całkowite zaćmienie słońca. W
Jerozolimie strach opanował wszystkich ludzi, którzy z trwogą patrzyli ku
niebu, a przede wszystkim tych, którzy przed chwilą chlubili się ze zwycięstwa
nad Nazarejczykiem i z niego drwili i szydzili. Teraz prawdopodobnie stanęli w
osłupieniu, pełni trwogi i przerażenia. Być może w niejednym z widzów
zabłysły wówczas promienie łaski Bożej, ale czy z niej skorzystał?… Wielu
starało się usilnie ten przestrach w sobie stłumić i wytłumaczyć w sposób
naturalny, jak to zwykle bywa u ludzi opornych i zatwardziałych.
2. Zaćmienie słońca w czasie agonii było wyraźnym znakiem niewinności
umierającego Pana Jezusa i Jego Boskiej godności. Wszak on był głową
ludzkości, tym, „przez którego wszystko się stało, a bez którego nic się nie stało,
co się stało”, (Jan 1, 3). Słusznie tedy sama natura zwiastowała jego śmierć
całemu stworzeniu i to w takiej chwili, w której on dla jego ocalenia tak bardzo
się upokorzył. Ojciec Niebieski już nieraz znakami z góry zaznaczył obecność
swojego Syna na ziemi: przy narodzeniu przez gwiazdę i chóry duchów
niebieskich, przy chrzcie w Jordanie przez gołębicę i głos z nieba, a teraz przy
agonii przez trzygodzinne ciemności.
W szczególności to zaćmienie słońca miało wielkie znaczenie dla Żydów.
Oni wielokrotnie żądali znaku z nieba. „Wtedy odpowiedzieli mu niektórzy z
uczonych w Piśmie i faryzeuszów mówiąc: Nauczycielu, chcielibyśmy widzieć od
ciebie znak jaki” (Mat. 12, 38). „A inni, kusząc, domagali się od niego znaku z
nieba” (Łuk. 11, 16). Teraz otrzymują ten znak tak potężny i tak dużo mówiący.
Ten znak uświadamiał im ich okrucieństwo i zbrodnię, zapowiadał kary straszne
i nakłaniał do nawrócenia i pokuty. Był to znak nieskończonego miłosierdzia
Bożego, które tą drogą usiłowało jeszcze ratować nieszczęśliwych. Atoli Żydzi
w swym zaślepieniu i strasznej zatwardziałości nie skorzystali i z tego znaku.
Te ciemności przepowiadali Prorocy: „Spojrzysz na ziemię, a oto
ciemności ucisku, i światłość zaćmiła się we mgle jego” (Iz. 5, 30). „I będzie
dnia onego, mówi Pan Bóg, zajdzie słońce w południe, i uczynię, że się zaćmi
ziemia w dzień jasności” (Am. 8, 9). „I dam cuda na niebie i na ziemi… słońce
obróci się w ciemność, a księżyc w krew” (Joel 2, 31). „Oblokę niebiosa
ciemnościami, wór uczynię przykryciem ich” (Iz. 50, 3). Gdyby Żydzi te
proroctwa zastosowali do chwili obecnej, zrozumieliby, iż spełnia się na nich
owa przepowiednia Pańska. Ale ciemności wewnętrzne, zalegające ich dusze,
były straszniejsze od tych zewnętrznych, jakie ich otaczały.
„Jam jest światłość świata, mówił Pan Jezus, kto idzie za mną, nie chodzi
w ciemnościach, ale będzie miał światłość żywota” (Jan 8, 12). Zbawiciel tedy
jest duchowym światłem ziemi. Wypadało więc, by słońce — jako źródło
133
światła materialnego ziemi — smuciło się przy śmierci jego: — by pokazało
światu, jaka zmiana zachodzi w duszy człowieka, gdy się dopuszcza grzechu
ciężkiego, przez który pozbawia się łaski uświęcającej — tego światła
nadprzyrodzonego, oświecającego rozum nasz i wzmacniającego wolę.
Wówczas duszę zalegają straszne ciemności.
***
Najczarniejsza noc panuje w duszy odwróconej od Boga. Taka noc
panowała w duszach arcykapłanów żydowskich, stojących na Golgocie pod
krzyżem. Tak blisko byli Pana Jezusa — światłości świata — a duchowo tak
dalecy i w takich pogrążeni ciemnościach wewnętrznych. Bliskość ołtarza nie
zawsze idzie w parze z bliskością Boga w duszy. O słońce Boskiego
miłosierdzia, oświecaj mnie i ogrzewaj na każdy dzień życia mego, by światłość
łaski Twojej nigdy nie znikła z mej duszy! Zachowaj mnie od wszelkich dróg i
spraw ciemności. A gdy nadejdzie chwila mojej agonii, bądź mi Sędzią
miłosiernym i wprowadź do światłości wiekuistej!
50. PAN JEZUS MODLI SIĘ ZA WROGÓW
„Jezus mówił: Ojcze, odpuść im, bo
nie wiedzą, co czynią” (Łuk 23, 34).
Im większa była złość nieprzyjaciół Pana Jezusa, im bardziej z niego
szydzili i drwili, tym większe im okazywał miłosierdzie. Zamiast zasłużonej
pomsty chce sprowadzić na nich szczególniejsze łaski, prosi więc Ojca
Niebieskiego o przebaczenie wołając: „Ojcze, odpuść im bo nie wiedzą, co
czynią”. Tłum rozwścieczony kotłuje się jak gniazdo os czy wężów, porusza się
jak rój robactwa, wyje jak zgłodniałe szakale i zieje nienawiścią ku wiszącemu
między łotrami Zbawicielowi, a on im nie tylko przebacza, ale się modli za nich
do Ojca Niebieskiego i w pokornych słowach prosi o przebaczenie; nie zsyła
srogiego Anioła m ś c i c i e l a , nie dobywa miecza swej pomsty, nie zsyła ognia
jak ongiś na Sodomę i Gomorę, ale zapowiada im miłosierdzie. Jest to jedna z
największych tajemnic gorzkiej męki Pan Jezusa, nad którą pokrótce się
zastanowimy.
134
1. Zwraca się Zbawiciel do Boga nazywając go Ojcem. Przypomina
miłość Ojca do Syna — odwieczną miłość niestworzoną i w imię tej miłości
błaga o miłosierdzie dla przybranych swych braci — biednych grzeszników,
których pragnie przywrócić do synostwa Bożego. Jakby mówił: Nie patrz na
wielką winę ludzi, ale patrz na wielką miłość, jaką od wieków masz dla mnie
jako do Syna, a ja dla ciebie jako do Ojca. Wielkie są ich grzechy, ale miłość
moja ku tobie, Ojcze, jest większa. Twój Duch mówi ze mnie, nie zaś ślepy głos
krwi Abla, wołający o pomstę. Ojcze, odpuść im! Spraw, by wielkość mej
duszy, jej boskie usposobienie odniosły zwycięstwo nad stworzeniami i
podniosły ich ku tobie. Odpuść im!
„Boć nie wiedzą, co czynią.” W tych słowach Pan Jezus uzasadnia swą
prośbę tym, że jego nieprzyjaciele nie mają dostatecznego poznania swych
czynów, że namiętności zaciemniły im rozum, że są kuszeni przez odwiecznego
wroga ludzkości, który doprowadził do upadku pierwszych rodziców, a teraz
kusi obecnych. Nie tylko oni nie wiedzą co czynią, ale i wolę mają tak słabą, że
nie mogą oprzeć się podnietom zdrożnym, a wielu z nich ulega nastrojowi tłumu
i idzie owczym pędem na oślep za innymi. Przeto odpuść im w imię zapłaty,
jaką ci teraz składam ze swojej krwi i swego życia. Wszak oni nie wiedzą, w
jakich są pogrążeni ciemnościach. A choć z własnej winy odwrócili się od
słońca zanurzając się w nienawiści, daruj im i wzbudź w nich uczucia czyste,
szlachetne, które przywrócą światło ich rozumowi, pobudzą do żalu i ufności w
miłosierdzie twoje.
W modlitwie za nieprzyjaciół Pan Jezus czynem potwierdza swoją naukę
o obowiązku miłowania ich, gdy mówił: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych,
dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za
prześladujących i spotwarzających was. Abyście byli synami Ojca waszego,
który jest w niebiesiech, który sprawia, że słońce jego wschodzi nad dobrymi i
złymi, a deszczem zrasza sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Gdybyście
bowiem miłowali tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie?”
(Mat. 5, 44 – 46). Przykazanie tedy miłości Pan Jezus rozciąga nie tylko na
rodziny, dobroczyńców i przyjaciół, lecz żąda, aby jego wyznawcy kochali
nieprzyjaciół, aby zapominali o zniewagach i krzywdach sobie wyrządzonych i
odpłacali modlitwą za obelgi i zniewagi.
2. Chrześcijanin winien nie tylko pamiętać o obowiązku przebaczania, ale
istotnie musi przebaczać, albowiem inaczej potępia sam siebie wymawiając
słowa modlitwy: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym
winowajcom”. Inaczej mówiąc: Ojcze, nie miej litości nade mną, ponieważ ja
nie odpuszczam bliźniemu. Jakież to straszne zaklęcie! Bóg sam nam
ustawicznie przebacza i na widok łzy pokutnej zapomina wyrządzone sobie
największe zniewagi, tuląc czule syna marnotrawnego. A nie tylko przebacza,
lecz obdarza nowymi dobrodziejstwami.
135
Przebaczenie uraz jest największą ozdobą człowieczeństwa, najwyższym
podniesieniem naszej ludzkiej godności. Niestety, natura ludzka uważa za
obowiązek i honor żywić nienawiść w sercu albo nawet mścić się wedle
możności za wyrządzone zniewagi. Ale jeżeli ulegamy tym popędom, czym
różnimy się od istot bezrozumnych? Jakież to poniżenie moralne! Jaka ciężka
zniewaga naszej ludzkiej godności! Przeciwnie, kto przebacza urazy, kto za
krzywdę odpłaca się dobrodziejstwem, jakże się szlachetnie wywyższa! Wznosi
się on wyżej ponad słabość człowieka, ponad krew i ciało, ponad pychę i
popędy zwierzęce. Staje się jakby duchem niebieskim, gdy nie czuje poruszeń
skażonych namiętności albo przynajmniej im nie ulega.
Myli się tedy bardzo, kto w przebaczeniu uraz chce widzieć
małoduszność, brak poczucia osobistej godności, honoru i męstwa. Przeciwnie,
to dowód wielkiej duszy, posiadającej heroiczną cierpliwość chrześcijańską, co
za kamień odpłaca chlebem. Przebaczenie takie nieznane było w świecie
pogańskim, gdzie panowało prawo odwetu i zemsty. Dopiero Syn Boży nauczył
nas tej cnoty słowem i przykładem, gdy wisząc na krzyżu przekazał ją
wszystkim swoim wyznawcom w testamencie swego konającego Serca.
Słuchajmy tylko, jak mąż boleści pomści swe niewymowne cierpienie, jak
ukarze czarną niewdzięczność. Oto konające jego usta zanoszą ostatnią
modlitwę… Za kogo? Czy za ukochaną Matką Bolesną, przeszytą siedmioma
mieczami? Czy za niewiasty współczujące w jego męce? Czy za Apostołów,
których czekają niewymowne udręki? Czy za przyszłych swoich wyznawców?
Nie, te wszystkie najdroższe osoby zdają się go nie obchodzić. Modli się za
nieprzyjaciół, za swoich katów, za grzeszników. Jego ostatnie spojrzenie pada
na zgraję drapieżców otaczających krzyż jego, a usta ścinające się śmiercią
szepcą słowa: „Ojcze, odpuść mi, bo nie wiedzą, co czynią!”
***
Jako grzesznik i ja brałem udział w naigrawaniu się z Pana Jezusa pod
krzyżem, a więc Zbawiciel i za mnie się modlił do Ojca: „Odpuść mu, bo nie
wie, co czyni”. Doznaję tedy ustawicznej litości Serca Jezusa konającego, bo tę
modlitwę powtarza on za mną zawsze, ilekroć popełniam grzech większy czy
mniejszy, ilekroć potem się z niego spowiadam. Ale doznawać od Pana
ustawicznej litości, a nie mieć jej dla brata czy siostry, odbierać przebaczenie, a
nie świadczyć go bliźnim, mieć odpuszczenie, a nie chcieć odpuścić, byłoby to
złością wołającą o pomstę do nieba! Toteż będę się starał nie tylko przebaczać
urazy, nie tylko zapominać krzywdy, ale odwdzięczać się dobrem, płacąc
chlebem za kamień.
136
51. MATKA I KREWNI PANA JEZUSA U STÓP KRZYŻA
„Tymczasem wszyscy znajomi jego stali z daleka,
przypatrując się wraz z niewiastami…” (Łuk 23, 49).
Pomiędzy widzami na górze Kalwaryjskiej w czasie ukrzyżowania Pana
Jezusa znajdowali się znajomi i krewni jego oraz święte niewiasty, które
przybyły z Galilei: „I wiele innych (niewiast), które razem z nim przyszły były
do Jerozolimy” (Mk. 15, 41). Św. Jan wymienia Matkę Pana Jezusa, „siostrę
Matki jego — Marię Kleofasową oraz Marię Magdalenę” (Jan 19, 24).
Prawdopodobnie stali oni w różnych grupach — jedni bliżej krzyża, a inni dalej:
odsunęli ich żołnierze i Żydzi, którzy dla urągania Zbawicielowi cisnęli się
tłumnie w pobliżu krzyża. Niektórym tylko, jak Matce Najświętszej, Marii
Kleofasowej, Marii Magdalenie i Janowi pozwolono stanąć bliżej. Dlatego św.
Jan tylko tych wymienia, gdy św. Marek mówi o „wielu”.
1. Dlaczego krewni i znajomi znaleźli się pod krzyżem Pana Jezusa?
Dlatego, że chcieli być obecni przy męce i śmierci swego Mistrza. Osoby te szły
za Panem Jezusem z Galilei, towarzyszyły mu w dniach szczęśliwych, służyły
mu pracą rąk swoich i jałmużnami; chciały również iść za nim na miejsce
ukrzyżowania, by i tu służyć swoimi łzami i współczuciem, a gdyby nawet
potrzeba było, przelać za niego krew. Dlatego słysząc parokrotnie jego
zapowiedź śmierci, razem z nim pospieszyły na święta Paschy do Jerozolimy,
gdzie stały się świadkami strasznej tragedii: ich najukochańszego Mistrza
pojmano, osądzono na śmierć i wreszcie ukrzyżowano. Były one tym wszystkim
co widziały tak zaskoczone i przerażone, że stały w niewymownym bólu,
płacząc i łkając.
Maria Kleofasowa nie była rodzoną siostrą Matki Boskiej, ale jej bliską
krewną (według niektórych — siostrą cioteczną, a według innych powinowatą).
Kleofas zaś był bratem Józefa. Maria Kleofasowa była dalszą ciotką Pana Jezusa
oraz matką Szymona, Jakuba (młodszego) i Judy Tadeusza. Maria Magdalena
pochodziła prawdopodobnie z Magdali, miasteczka nad jeziorem Genezaret —
najprawdopodobniej nie była krewną ani Marii, ani siostry Łazarza, ani Marty z
Betanii. Ona to wraz z innymi niewiastami przybyła równocześnie z Panem
Jezusem z Galilei do Jerozolimy i teraz znalazła się pod krzyżem. Spośród
Apostołów na Golgocie w czasie ukrzyżowania był tylko Jan. Gdzie byli inni,
137
nie wiemy. Prawdopodobnie po pojmaniu Mistrza w Ogrójcu rozpierzchli się i
jeszcze nie mogli po tych przeżyciach przyjść do siebie.
Prawo rzymskie pozwalało przy egzekucji asystować krewnym i
znajomym, byleby tylko nie podchodzili zbyt blisko i nie usiłowali ulżyć w
jakikolwiek sposób skazańcowi. Tylko najbliżsi z rodziny mogli nieco się
zbliżyć. Dopiero po śmierci mogli podchodzić inni. Św. Jan wymienia te osoby,
które stały pod krzyżem przed śmiercią Zbawiciela, a synoptycy po opisaniu
śmierci mówią i o drugiej jeszcze grupie, do której przyłączyła się i matka
synów Zabedeusza — Salome. Między nimi była pod krzyżem Najświętsza
Maryja Panna, która towarzyszyła swemu Synowi na drodze krzyżowej. Była
obecna przy ukrzyżowaniu i teraz stoi w niewymownym bólu patrząc na agonię
ukochanego Syna.
2. Czy widok Matki i przyjaciół był dla Pana Jezusa pociechą? Poniekąd
tak. Ale wielkie i nie dające się opisać współcierpienia ich, a szczególnie Matki,
prawdopodobnie jeszcze bardziej powiększały jego boleść moralną. Wbite
gwoździe do rąk uniemożliwiały Panu Jezusowi wszelki gest w kierunku Matki,
a i ona od płaczu i żałości nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Mogli
porozumiewać się tylko wzrokiem. Kto zdoła pojąć, co Matka Najświętsza
wówczas wycierpiała?
Każda matka przy śmiertelnym łożu swego ukochanego dziecka przeżywa
straszne cierpienia moralne. A cóż dopiero Maryja, która miała serce najczulsze
i zmysły najwrażliwsze! I czy może być drugie łoże śmiertelne tak haniebne i
równie bezmierne w swym bólu, jak łoże krzyża Chrystusa Pana?
Nigdy nie było na świecie i nie będzie bardziej kochającego syna, który
by więcej czcił i bardziej uszczęśliwiał matkę niż Pan Jezus. Nigdy również nie
było i nie będzie matki, której by serce odczuwało większą i głębszą miłość, a
zarazem i większą boleść niż serce Najświętszej Panienki. Całe życie Syna
przesunęło się w jej pamięci od Zwiastowania aż do chwili obecnej,
przedstawiającej okrutne widowisko: gwoździe, rany, uderzenie młotów,
bluźnierstwa i przekleństwa motłochu. Słyszy jego słowa i westchnienia, —
podchodzi bliżej: by spojrzeć w umierające oblicze, ale żołdak odpycha ją
brutalnie. W niczym nie może pomóc, w niczym choć trochę ulżyć swemu
umierającemu, najukochańszemu dziecku.
A to wszystko cierpi Maryja dobrowolnie. Nikt nie mógł jej narzucić tej
ofiary, by osobiście była obecna przy śmierci Pana Jezusa. Tę ofiarę złożyła
odważnie i nieustraszenie, mimo gróźb i szyderstw wrogów Zbawiciela. Stoi
mężnie i wytrwale, dopóki nie zakończy się ten straszny dzień, jako Matka
najukochańszego Syna i jako Współodkupicielka nasza. Znała ona najlepiej cel
tych strasznych cierpień i tej haniebnej śmierci, — wiedziała, że to jest wielka
ofiara Odkupienia, w której trzeba uczestniczyć i współdziałać czynnie, jak
138
ongiś uczestniczyła i współdziałała Ewa przy upadku rodzaju ludzkiego w raju.
Wiara tedy żywa pociągała i trzymała Maryję j pod krzyżem. Jej niezachwiana
ufność w moc i potęgę miłosierdzia Bożego przykuwała ją do tego miejsca, ale
przede wszystkim miłość Boga i całego rodzaju ludzkiego. Miłość potężniejsza
od śmierci złączyła ją z jej Synem i Synem Bożym tak ściśle, że żadna moc
ludzka tych węzłów rozerwać nie zdołała.
***
Cierpienia Twoje, Matko Najświętsza, pod krzyżem nie ujawniały się w
omdleniach, nie był to ból obezwładniający i łamiący nieszczęśliwą Matkę, lecz
ból wewnętrzny, pełen silnej reakcji duchowej. Wiara, ufność i miłość
porządkowały wybuchy tego bólu i sprawiały, że był on przeniknięty duchem
Bożym i cnotą. Ty wiedziałaś, że męka Pana Jezusa była postanowiona przez
Boga i dlatego chciałaś wziąć w niej czynny udział, uważając to za powołanie
swoje, za wysokie odznaczenie dla siebie. Ja również pragnę pójść za Twoim
przykładem, wstępować w Twoje ślady, nie tylko rozważając cierpienia Twoje i
Pana Jezusa, ale razem tę mękę przeżywać. Jak słodko postępować za Tobą,
Matko Zwycięska, coś zdeptała głowę węża piekielnego. Wspieraj mnie swym
wstawiennictwem u Syna, bym również zwyciężał pokusy tego węża.
53. MARYJA MATKĄ MIŁOSIERDZIA
„Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł
uczniowi: Oto Matka twoja” (Jan 19, 26).
Pan Jezus z krzyża patrzał na swoją Matkę, znał jej myśli, widział jej
cierpienia i poświęcenie, kochał ją jako Syn najlepszy, oceniał jej współudział w
dziele Odkupienia i troszczył się o nią. W pewnej chwili zebrawszy siły i
skinąwszy lekko w kierunku Jana Apostoła powiedział: Niewiasto, oto syn
twój!” Syn twój — Jezus — obecnie umiera i nie może już więcej starać się
tutaj o ciebie. Jan zatem zastąpi mnie przy tobie i będzie to czynił nadal. Dlatego
ciebie jemu oddaję. Następnie zwracając się do ukochanego ucznia powiedział:
„Oto Matka twoja”, to jest: Janie, zajmij odtąd moje miejsce, czcij, miłuj, otocz
ją staraniem, jak ja dotychczas to czyniłem. „I od onej godziny wziął ją uczeń
pod swoją opiekę” (Jan 19, 27).
139
1. Jakaż to wzruszająca troska Serca Jezusowego! W ostatniej chwili
swego życia pamięta o tej, która mu to życie dała. Oddaje Maryję na Matkę
temu, którego najbardziej umiłował, bo ten łatwiej ją zrozumie, gdy będzie
opowiadać o swoim prawdziwym Synu. Jako najmłodszy z Apostołów Jan
otoczy ją uczuciem zarówno najgłębszego szacunku, jak i czułością. Będzie ją
uważał naprawdę za swoją Matkę, bo wie, iż Maryja więcej uczyni dla niego,
aniżeli on dla niej. Trudno sobie wyobrazić, jak wielką jedność serc stworzyły te
słowa i te ostatnie spojrzenia Chrystusa: wyraziły one nie tylko troskliwość syna
o los doczesny swej Matki, ale zarazem nadały Maryi nadprzyrodzone
macierzyństwo i nadprzyrodzone synostwo odkupionej od grzechu ludzkości.
Dlaczego Pan Jezus nie nazwał Maryi Matką, ale niewiastą? Dlatego, aby
zaznaczyć, że spełnia się teraz dana w raju obietnica, iż przyjdzie Niewiasta,
która stawszy się Matką Miłosierdzia wszystkich odkupionych zetrze głowę
węża, czyli zwycięży szatana. W porządku bowiem nadprzyrodzonym ludzkość
ma nie tylko Odkupiciela, ale i najlepszą Matkę, którą Chrystus dał jej wraz ze
swoją krwią i życiem. Wszyscy chrześcijanie stawszy się przez łaskę chrztu
braćmi Pana Jezusa, są także dziećmi Maryi. Wyobrażeniem ich wszystkich jest
Jan Apostoł. Każdy chrześcijanin patrząc na krzyż słyszy słowa ukrzyżowanego:
„Oto Matka twoja! i wie, że Maryja naprawdę traktuje go jako syna; ona czuwa
nad dziećmi i odpędza pokusy szatana, który „krąży jako lew ryczący szukając,
kogo by pożarł” (I P. 5, 8).
W cichej nazaretańskiej pracowni i podczas publicznego nauczania
wtajemniczył Pan Jezus swoją Matkę we wspaniały plan Odkupienia, który
zresztą był jej objawiony przez Ducha Świętego. Dlatego teraz wystarczyło
tylko w kilku słowach napomknąć, że już nadeszła chwila, w której Maryja ma
rozpocząć swój urząd Matki miłosierdzia. Wprawdzie już w Kanie Galilejskiej
występuje jako Orędowniczka, ale na Kalwarii zostaje wprowadzona w swój
urząd w sposób uroczysty, gdy Zbawiciel publicznie nadaje jej równie wzniosłą,
jak i słodką godność Matki ludzkości. Jan Apostoł stoi jako godny świadek tego
testamentu i jako przedstawiciel tych wszystkich, w których imieniu obejmuje to
szczęśliwe dziedzictwo. Godną była Maryja tego wyróżnienia, bo przez swą
zgodę przy Zwiastowaniu poczęła duchowo nas wszystkich w swym łonie
dziewiczym. Słysząc zaś słowa Symeona proroka, że urodzonego Syna Swojego
będzie tylko wychowywała jako Baranka na ofiarę, nosiła nas wszystkich pod
Swoim sercem, aby wreszcie pod krzyżem dać nam życie w łasce.
2. Słowa Pana Jezusa do Matki „Oto syn twój” spowodowały w niej nowy
niewysłowiony ból. Były one bowiem formalnym pożegnaniem się z nią,
formalnym zrzeczeniem się jej. Po tych słowach wszystko znikało z jej oczu i z
jej serca, cale życie i wszystko czym była dla niej obecność jej najukochańszego
140
Syna. Jan, co prawda, zastępuje jego miejsce, a jest to przecież najukochańszy
uczeń Jezusa, ale wszak to syn Zebedeusza, a nie Syn Boży. Była to zamiana
bardzo dla Maryja bolesna. Ale w Janie Maryja ujrzała w duchu całą ludzkość,
wszystkich o d k u p i o n y c h przez jej Syna ludzi, którzy będą przybranymi
dziećmi Ojca Niebieskiego, braćmi Jezusa, a tym samym jej dziećmi. Przeto z
dziecięcą pokorą, jak ongiś przy Zwiastowaniu, godzi się na tę zamianę i
powtarza: „Otom ja służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa
twego” (Ł. 1, 38).
Przez Maryję tedy rodzimy się duchowo jako dzieci Boże, a pierwszym
jej synem przybranym był Jan. Stał się on godnym tego zaszczytu, ponieważ nie
opuścił Jezusa i Maryi w czasie męki jak inni Apostołowie, ale szedł krok w
krok za Mistrzem współbolejąc i współcierpiąc z Matką Najświętszą aż na
szczyt Golgoty. Był również godnym przedstawicielem ludzkości jako
młodzieniec niewinny i pałający gorącą miłością do Pana Jezusa i jego Matki.
Maryja widziała w nim obraz i podobieństwo swego Syna przez łaskę
uświęcającą, którą posiadał w wysokim stopniu. Maryja otoczy odtąd wszystkie
takie dusze szczególniejszą opieką, będzie im wypraszać łaskę wytrwania,
wspierać w nawałnościach pokus, kierować na drogi cnoty — słowem będzie im
Matką Miłosierdzia w życiu i przy śmierci.
A czy Maryja stała się również Matką grzeszników? Tak, ale pod innym
względem. Jak Syn jej „przyszedł szukać i zbawiać, co było zginęło” (Ł. 19, 10),
tak i ona usiłuje ginących i zbłąkanych sprowadzić z drogi zatracenia i
skierować na drogę pokuty i ufności w miłosierdzie Boże. Ona jest po
Chrystusie najlitościwszą dla nieszczęśliwych grzeszników — jest Matką
Miłosierdzia przede wszystkim dla nich. Z jakąż gorliwością wyjednywa im
łaski wzbudzając po upadkach wyrzuty sumienia! A jeżeli upadki powtarzają się
często, grzesznik staje się przedmiotem jej szczególniejszych zabiegów. W
niebie dowiemy się o liczbie dusz wyrwanych przez Maryję z rąk
sprawiedliwości, a wieczność powie nam, czy wyrok nie był wydany może i na
nas.
***
Słowa „Oto syn twój”, wyrzeczone przez Pana Jezusa z wysokości
Krzyża, uzupełniają rozmowę Twoją, Matko Miłosierdzia, z Bogiem przy
Zwiastowaniu. Tam zgodziłaś się być Matką Syna Bożego, a tu Syn Boży czyni
Cię Matką grzeszników, a więc i Matką moją. Tam poczęłaś mię w swym
macierzyńskim łonie, a tu dajesz mi życie nadprzyrodzone. Zaczęłaś spełniać
posłannictwo Matki Miłosierdzia od łotra Dyzmasa, którego razem z Janem
przyjmujesz za Syna przybranego. Święty Jan Damasceński nazywa Ciebie
słusznie nadzieją rozpaczających, św. Wawrzyniec Justyniani — orędowniczką
141
przestępców, św. Augustyn — ucieczką grzeszników, św. Efrem —
bezpiecznym portem rozbitków, obronicielką skazańców, a św. Bernard —
schronieniem i ratunkiem zaginionych. Tylko zatwardziali bezbożnicy sami się
wykluczają spod Twej opieki, ale ufam, że za nimi wstawiasz się również
Kocham Cię, Matko Miłosierdzia! Matko moja, bo przecież Jezus i mnie przez
mękę swoją wpisał do serca Twojego.
54. DOBRY ŁOTR POKUTUJE I CZCI PANA JEZUSA
„Panie, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz
do k r ó l e s t w a twego” (Łuk. 23, 42).
Z dwóch stron Pana Jezusa wisieli na krzyżach dwaj łotrowie. „A jeden z
powieszonych łotrów bluźnił mu, mówiąc: Jeśliś ty jest Chrystus, wybawże
samego siebie i nas. A odpowiadając drugi zgromił go, mówiąc. Ani ty się Boga
nie boisz, choć tę samą ponosisz karę. My co prawda sprawiedliwie, słuszną
bowiem zapłatę za uczynki odbieramy, ten wszakże nic złego nie uczynił. I mówił
do Jezusa: Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do królestwa twego”
(Łuk. 23, 39 – 42).
1. Marek i Mateusz mówią w liczbie mnogiej, że łotrowie lżyli go, a
Łukasz wyjaśnia, że tylko jeden lżył Pana Jezusa, drugi zaś polecał się jego
miłosierdziu. W tym wypadku pierwsi dwaj ewangeliści mówią tylko, że obelgi
pochodziły od kategorii złoczyńców bez wyszczególnienia, czy dopuszczała się
tego całość owej kategorii, czy też tylko część jej: „Także i łotrzy, którzy z nim
ukrzyżowani byli, lżyli go” (Mat. 27, 44; Mrk 15, 32). Niewątpliwie łotr, o
którym mówi Łukasz, nie bluźnił.
Dlaczego ten jeden łotr bluźnił? Może dlatego, aby pomścić w
jakikolwiek sposób swój nieszczęsny los. A może dlatego, że stracił nadzieję, by
Pan Jezus mógł siebie i ich uratować, — powtarzał: „Jeśliś jest Chrystus
(Mesjasz), wybawże samego siebie i nas”. Najprawdopodobniej dlatego, że w
duszy jego panowała ciemna noc. Wszak przed oczyma jego stoją przykłady
Boskiej i ludzkiej świętości: słyszy głos Pana Jezusa, jak się modli za wrogów,
widzi w nim niezrównaną cierpliwość, pod krzyżem stoi Matka Miłosierdzia,
która się za nim wstawia. Ale zły człowiek opiera się działaniu łaski, umiera,
bluźniąc Zbawicielowi, który za chwilę będzie jego Sędzią. Czy może być coś
okropniejszego i boleśniejszego dla Najmiłosierniejszego Zbawiciela? Pasterz
patrzy na zgubę swej owcy, rzucającej się dobrowolnie w paszczę piekła! Łaski
142
miłosierdzia napotykają na nieprzeniknioną tamę ostatecznej zatwardziałości.
Czułe spojrzenie Maryi nie znajduje żadnego oddźwięku w lodowatym sercu
wijącego się z bólu skazańca! Żaden język nie jest zdolny wypowiedzieć tej
boleści, jaką odczuwa przy tym Pan Jezus i jego Matka.
Podczas gdy ów łotr bluźnił, drugi zaczął zastanawiać się nad sobą i
czynić pokutę. Nasamprzód czyni ostre wyrzuty złemu łotrowi z powodu jego
bluźnierstwa i bezbożnego zachowania się względem Zbawiciela,
przypominając mu tę karę, jaką obaj już teraz ponoszą, jako należną po
sprawiedliwości, oraz karę przyszłą, którą Bóg wymierzy, a która będzie o wiele
surowsza, jeżeli się teraz nie nawrócą. Mówi tedy: „Ani się ty Boga nie boisz”,
to jest: cierpiąc tak wiele już tutaj, nie boisz się z takimi grzechami stanąć przed
sądem. Dobry łotr począł bać się Boga i to był początek jego pokuty, którą
szczególnie ujawnił, gdy publicznie wyznał swoją winę i chęć poniesienia kary:
„My słuszną zapłatę za uczynki odbieramy”. Następnie łotr uniewinnia Pana
Jezusa: „Ten nic złego nie uczynił”, a tym samym potępia Żydów, przekreśla ich
wyrok, potępia Piłata i jego niesprawiedliwe wbrew sumieniu skazanie Pana
Jezusa. Występuje jako pierwszy apologeta, a czyni to publicznie wobec
stojących członków Sanhedrynu i setnika, zastępcy Piłata. Z tego względu
zachowanie się łotra zasługuje na szczególniejsze podkreślenie jako czyn
bohaterski.
2. Co sprawiło, że ten wielki grzesznik wszedł na drogę zbawienia?
Nieskończone miłosierdzie Boże, z którym współpracował. Prawdopodobnie ten
dobry łotr znał ze słyszenia Pana Jezusa, wiedział o jego dobroci i cudach, o
królestwie bożym przez niego głoszonym. Przed śmiercią chwyta się tej
ostatniej nadziei, jaka mu pozostała, i zwraca się ku niesłusznie
ukrzyżowanemu. „Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do Królestwa
twego”. Jednak bez łaski Bożej nie zdołałby tego uczynić. Od spotkania
Chrystusa na drodze krzyżowej pilnie mu się przyglądał, nie spuszczał wzroku
przy ukrzyżowaniu i podniesieniu krzyża oraz słyszał, jak Zbawiciel modlił się
za krzyżujących. To rozważanie i wczuwanie się w mękę towarzysza cierpień
spowodowało pierwsze poruszenie łaski, a dokonało — spojrzenie Pana Jezusa
na niego. Zbawiciel zwrócił do niego swą cierniem ukoronowaną głowę i
spowodował spojrzeniem, że w duszy łotra nastąpiła przemiana: aż do głębi
wzruszyło się serce jego, powstał żal za grzechy i współbolejąca miłość. W
ciemnej duszy jego błysnął promień ufności w miłosierdzie Boże, które jak i u
Piotra dokonało reszty.
Następnie wielką rolę odegrała Matka Boska, która stała pod krzyżem po
stronie Dyzmasa. Przed chwilą została podniesiona do godności Matki
Miłosierdzia, więc korzysta z pierwszej okazji i ofiarowuje Bogu swoje łzy i
boleści za ocalenie tej duszy, jak nauczają Ojcowie. Umierający Syn nie
odrzucił prośby najlepszej swej Matki i — jak w Kanie — nie pozwolił, by
143
zlecony jej urząd Pośredniczki nie osiągnął swego skutku: natychmiast udzielił
mu szczególniejszej skruchy, która doprowadziła do publicznego
samooskarżenia się i bohaterskiej obrony Zbawiciela przed bluźnierstwami ze
strony otaczających, jak również wyznanie jego Bóstwa. O, jak zaszczytne było
to wyznanie! Uczniowie uciekli, a łotr mężnie broni Pana Jezusa. Piotr się
zaparł, a on mocno wierzy, ufa, kocha i wyznaje.
Jakże bliski był Dyzmas wiecznego potępienia! Jako mężobójca i
złodziej, całe życie spędził w grzechu i zbrodni. Aż oto nagle do tej ciemnej
duszy zawitał promień łaski i ze złoczyńcy staje się pokutnikiem. Cudów
Zbawiciela nie widział, nauki jego nie słyszał, a mimo to w towarzyszu cierpień
zaczyna poznawać Mesjasza i Króla. Łaska miłosierdzia Bożego tak go oświeca,
że w wiszącym obok siebie skazańcu wyznaje Władcę Królestwa Bożego, gdy
mówi: „Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do Królestwa Twego”.
Głęboko czując niegodność swoją nie śmie prosić, aby Pan Jezus zaraz przyjął
go do swego Królestwa, ale tylko, by kiedykolwiek wspomniał. On gotów jest
wycierpieć najsroższe wymagania sprawiedliwości Bożej, byle tylko Boski
Zbawiciel o nim nie zapomniał.
***
Nawrócenie łotra jest cudowniejsze od nawrócenia Marii Magdaleny, czy
nawet Pawła Apostoła. Magdalena widziała cuda Pana Jezusa i słyszała jego
naukę. Paweł usłyszał głos z nieba. Łotr zaś tylko rozważał mękę Zbawiciela.
Tu istotnie występuje bohaterstwo cnoty jego i cudowne działanie miłosierdzia
Bożego. Łotr nie miał nic, żadnych zasług, i dlatego nie dał z siebie nic. Miał
tylko trochę dobrej woli, by współcierpieć z tobą, Jezu, by pójść za głosem łaski
i współpracować z nią, a ty go obsypałeś takim miłosierdziem. „Okaż mi, Panie,
Miłosierdzie swoje”, abym pilnie rozważał mękę Twoją, która w duszy łotra
dokonała takiej przemiany, bym się uciekał do pośrednictwa Matki
Miłosierdzia, która wyjednała nieproszona dla łotra nawrócenie i przyjęła go za
dziecko swoje.
144
54. PAN JEZUS OBIECUJE ŁOTROWI RAJ
„Zaprawdę powiadam tobie, dziś ze
mną będziesz w raju” (Łuk. 23, 43).
Pan Jezus przyjmuje pokutę dobrego łotra z pełną miłością i
miłosierdziem mimo, iż sam był pogrążony w przepaści cierpień i bólu.
Wspaniałomyślnie odpowiada, zapewniając go, że jeszcze dziś przyjmie go do
raju.
1. Jaka radość, jakie rozkoszne wesele, jaki zapał miłości musiał napełnić
duszę skruszonego łotra, gdy Pan Jezus wypowiedział te słowa: „Dziś ze mną
będziesz w raju!” Jaki spokój wewnętrzny i słodki, święty i niebieski rozszerzył
ciasne dotychczas serce Dyzmasa i przemienił w prawdziwe Królestwo Boże.
Jego dusza wypogodzona i przez bohaterskie akty cnót dojrzała do nieba w tym
boskim pokoju, czuła jakby przedsmak przyszłej szczęśliwości. Wprawdzie miał
on jeszcze wiele cierpieć, — czekał go jeszcze srogi ból łamania goleni, ale
teraz najsroższe męki będą dla niego radością, że może odpokutować tutaj na
ziemi za swoje liczne grzechy.
To już nie nadzieja, ale pewność wstępuje w serce łotra, gdy słyszy słowa
w formie absolutnie twierdzącej, bez żadnego warunku i zastrzeżenia: „Dziś ze
mną będziesz w raju”. Z tą pewnością wstępuje do duszy łotra męstwo, że już
nie dba o nic, nawet o najsroższe męczarnie. Wszystko zniesie dla Jezusa, który
umierający obok niego jest mu światłością i mocą, otuchą, wzorem i podporą. O
jak szczęśliwa, godna pozazdroszczenia godzina śmierci po tylu latach występku
i zbrodni! O jak wielkie i niepojęte, nieskończone i bezmierne miłosierdzie Boże
ogarnia duszę łotra w ostatnim momencie jego ziemskiego życia ! Spełniają się
tu słowa Zbawiciela: „A ja, gdy nad ziemię podwyższony będę, wszystko do
siebie przyciągnę” (Jan 12, 32).
Dla lepszego zrozumienia wielkości miłosierdzia Bożego przypatrzmy się
jeszcze okolicznościom, w jakich ono zostało udzielone. Pan Jezus wskutek
ciągłego i obfitego upływu krwi był już prawie zupełnie wyczerpany. Dusza
jego była całkowicie znękana przez liczne bluźnierstwa i szyderstwa. Tliła w
nim zaledwie słaba iskierka życia. A jednak Zbawiciel zbiera ostatnie swe siły,
by je oddać na usługę miłosierdzia i skruszonemu grzesznikowi zapewnić
przebaczenie i wiekuiste szczęście. Usta milczące pokornie na urąganie,
145
otwierają się, gdy chodzi o pocieszenie duszy, wzywającej miłosierdzia Bożego.
Jak przedtem Piotrowi, Magdalenie i jawnogrzesznicy, tak teraz skruszonemu
łotrowi nie tylko już głosi przebaczenie, ale i zapewnienie szczęścia w raju.
Co oznaczało w czasach owych słowo „raj”? Było to wyrażenie obrazowe
na określenie szczęścia pozagrobowego. Pan Jezus w nagrodę za odważne i
publiczne wyznanie łotra nie tylko obiecuje, ale daje mu z całą pewnością
więcej, aniżeli on prosił; prosił bowiem tylko, by Pan Jezus o nim kiedykolwiek
wspomniał, a Zbawiciel go zapewnia, że jeszcze dzisiaj weźmie go do
szczęśliwości wiecznej. Dzień u Żydów kończył się o zachodzie słońca. Te zaś
słowa do łotra mogły być wypowiedziane około godziny dziewiątej (według
naszej rachuby około godziny piętnastej). Ponieważ po śmierci Zbawiciela
łotrzy jeszcze czas jakiś żyli, albowiem dopiero po zdruzgotaniu goleni umarli,
przeto śmierć ich mogła nastąpić nieco przed zachodem słońca. A więc dusza
Dyzmasa nawet do czyśćca nie poszła, a od razu połączyła się z duszami
błogosławionych Starego Testamentu.
2. Słowa Pana Jezusa, skierowane do dobrego łotra na krzyżu musiały
zrobić na nim nadzwyczajne wrażenie. Prawdopodobnie na razie nie wierzył czy
dobrze słyszy, czy się nie myli, czy należycie te słowa rozumie. Ale Pan Jezus
mówi bardzo wyraźnie, twierdząco, bez żadnego warunku i zastrzeżenia. Nie
mówi o jakimś cierpieniu w czyśćcu, ale o raju. Dzień kłoni się ku wieczorowi:
jeszcze parę godzin, a słońce zajdzie, zamkną się oczy łotra na wieki, ale dusza
jego pójdzie do raju. Zastępcy Aniołów otoczą ją i będzie większa radość z tego
jednego nawróconego grzesznika, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu
sprawiedliwych. Wystąpi wówczas Król chwały i wielkodusznie powita:
„Pójdź, błogosławiony Ojca mego, i posiąść królestwo zgotowane ci od
założenia świata” (Mat. 25, 34).
Biedny łotr stał się prawdziwym świętym. Kanonizował go sam
Zbawiciel, a Kościół obchodzi jego uroczystość 26 marca. Jest on patronem
pokutujących i umierających, również współpatronem diecezji przemyskiej.
Mamy tedy w tym świętym orędowniku przewodnika do nieba dla wszystkich
grzeszników. Naśladujmy go w rozważaniu Męki Pańskiej, która dała mu łaskę
skruchy, pokuty i nawrócenia. Naśladujmy go w jego bezgranicznej ufności w
miłosierdzie Boże, a doznamy — jak on — przeobfitych łask nawet większych
niż się spodziewamy. Nadto naśladujmy jego żywą i bohaterską wiarę połączoną
z niezwykłą odwagą i męstwem, — jego gorącą miłość i cierpliwość w
znoszeniu w duchu pokuty wszystkich dolegliwości i prześladowań, jakich
doznajemy od nieprzyjaciół.
W jednej tylko rzeczy nie wolno nam go naśladować, a mianowicie nie
wolno nam odkładać pokuty aż do śmierci, nie wolno odkładać naszego
nawrócenia na później. Trzeba korzystać z chwili obecnej — z łaski, która
146
działa na nas w danym momencie. Łotra mogą tłumaczyć warunki, w których
spędził całe swoje życie, środowisko, w jakim się cały czas obracał, ale my się
tym wymawiać nie możemy. Ojcowie Kościoła czynią tutaj uwagę, że jednego
łotra Pan Jezus zbawił nawet w ostatniej godzinie, aby grzesznicy nie zwątpili w
miłosierdzie Boże i choć pod koniec życia czynili pokutę i odmienili swoje
występne życie. Ale zarazem podkreślają, że tylko jednego łotra zbawił, aby
ludzie nie nadużywali tegoż miłosierdzia, nie grzeszyli zuchwale w nadziei
odpuszczenia grzechów i nie odkładali swej poprawy i pojednania się z Bogiem.
***
Widowisko na Golgocie jest wstępem do sądu ostatecznego. Jak tu Pan
Jezus, potępiony przez ludzką sprawiedliwość wydaje sąd na jednego i drugiego
towarzysza cierpienia, wyraźnie okazując miłosierdzie Dyzmasowi
pokutującemu, tak i na sądzie ostatecznym pokutujących usprawiedliwi, a
niepokutujących odrzuci. Jak cudowna łaska nawrócenia kołatała do obu łotrów,
ale skorzystał z niej tylko jeden o dobrej woli, — tak i dzisiaj Bóg zsyła łaski
dla wszystkich, ale nikogo do przyjęcia ich nie przymusza, a uzależnia
skuteczność ich od wolnej woli każdego. Potępienie i odrzucenie wieczne jest
dziełem człowieka, a nie Boga, który pragnie zbawienia wszystkich ludzi, bez
wyjątku. I jeżeli kto zechce sam dobrowolnie się zaślepić, będzie sam sprawcą
swego nieszczęścia jak ów zatwardziały łotr. — Toteż czyńmy niezwłocznie to,
czego wymaga zbawienie naszej duszy: naprawmy krzywdy wyrządzone
bliźnim na majątku czy sławie, usuńmy natychmiast grzeszne okazje,
przebaczajmy zniewagi i naprawiajmy zgorszenie, ufając miłosierdziu Bożemu.
55. OPUSZCZENIE PANA JEZUSA NA KRZYŻU
„Boże mój, Boże mój, czemuś
mię opuścił?” (Mat. 27, 46).
Około godziny trzeciej (czyli dziewiątej według rachuby Żydów) daje się
słyszeć spośród ciemności czwarte słowo Pana Jezusa, wypowiedziane wielkim
głosem jakby dla wskazania, że tu umiera ktoś wielki: „I około dziewiątej
godziny zawołał Pan Jezus głosem wielkim, mówiąc: Eli, Eli, lamma
sabakthani? to jest: Boże mój, Boże mój, czemuś mię opuścił? A niektórzy ze
stojących tam, słysząc to mówili: Eliasza wzywa. I natychmiast pobiegł jeden z
147
nich, a wziąwszy gąbkę, napełnił octem, włożył na trzcinę i dał mu pić. Inni zaś
mówili : zaniechaj, patrzmyż, czy przybędzie Eliasz, aby go wybawić” (Mat. 27,
46 – 49).
1. Co oznacza to wołanie Zbawiciela? Jest to skarga natury ludzkiej Pana
Jezusa, wydanej przez Ojca na śmierć w ręce oprawców. Bóg opuścił Jezusa nie
w tym znaczeniu, że odjął mu wszelką pomoc i opiekę, lecz w tym, że wydał na
mękę i śmierć i nie użyczył mu pociech, jakie zazwyczaj daje męczennikom dla
złagodzenia ich cierpień. W Getsemani smutek i opuszczenie były mniej
dotkliwe, albowiem tam pocieszał go Anioł z nieba, a tu Pan Jezus nie miał już
tej pociechy. Wprawdzie natura ludzka nie przestała być złączona z Boską w
jednej Osobie Słowa Przedwiecznego i Pan Jezus nie był pozbawiony wizji
uszczęśliwiającej nawet i teraz, — dlatego w wyższych częściach władz
umysłowych posiadał nadal radość i pokój, — ale w niższych częściach władz
było przeogromne cierpienie, nie dające się porównać z męką żadnego
człowieka.
Wisi on rozpięty na twardym, surowym drzewie. Plecy i barki ma
skatowane. Wisi zbroczony krwią, jak gdyby miał jedną czerwoną ranę od
głowy do stóp. W jego skronie wciskają się liczne ostre ciernie i pieką jak
płomienie. W jego rękach i stopach tkwią czarne gwoździe i palą jak ogień.
Nienaturalne ułożenie ciała przy okrutnym wygięciu skręconych ramion i
goleni, powoduje zwolna martwotę członków i wstrzymuje w całym ciele
krążenie krwi. Płuca w ściśniętych piersiach poruszają się z trudem i boleścią,
serce bije coraz wolniej zbliżając godzinę zgonu. Wskutek ściśnięcia i
rozerwania żył krew nie odchodzi z głowy i powoduje dokuczliwy ból, kłujący
w karku i skroniach. Dlatego czoło i mózg są jakby w ogniu, a niezliczone rany
przechodzą w gangrenę. Całe ciało Zbawiciela jest jednym bólem i jedną męką,
bez nadziei najmniejszej ulgi. Pozostaje tylko Ojciec, który teraz jak gdyby o
nim zapomniał.
Jeżeli nas ludzie opuszczą, pozostaje jeszcze Bóg, który swą Opatrznością
czuwa i opiekuje się nami. Gdyby jednak zabrakło opieki Bożej, popadlibyśmy
w największe nieszczęście, a życie stałoby się piekłem. Nie było nikogo, żadnej
duszy ludzkiej, którą by Bóg więcej miłował i z którą bardziej byłby złączony
niż z duszą ludzką Pana Jezusa. Z tego ścisłego złączenia jej z naturą Boską w
jednej Osobie Słowa spływała niewypowiedziana radość i niebieski pokój
wewnętrzny. Otóż uczestnictwo w tym pokoju i radości było teraz całkowicie
zaćmione przez mękę, co spowodowało najstraszniejsze osamotnienie.
Cierpienia te pozostaną dla nas niezgłębioną tajemnicą jak i cierpienia w
Ogrójcu, ale tam Jezus modlił się do Ojca, a tu woła głośno do Boga, co
świadczy, jak wielką była boleść Jego.
148
2. Dlaczego tak woła Zbawiciel? Pan Jezus nie dlatego wypowiada te
słowa, żeby się sprzeciwiał Bogu i nie mógł znieść nadmiaru męki, ale dlatego,
by okazać, że cierpienia te przyjął zupełnie dobrowolnie i że mękę tę znosi bez
jakiejkolwiek pociechy. Następnie chciał również okazać, że obecnie spełniają
się wszystkie przepowiednie, jakie Prorocy wygłosili o jego śmierci i męce.
Dlatego modli się słowami Psalmu dwudziestego pierwszego, który się
rozpoczyna od tych słów, jakie Zbawiciel wypowiedział: „Boże, Boże mój,
wejrzyj na mnie, czemuś mię opuścił?” (Ps. 21, 1).
W tajemnicy swego opuszczenia Pan Jezus wyświadczył nam wszystkim
nieskończone miłosierdzie, które nikogo nie opuszcza, nawet największego
grzesznika, dopóki jeszcze żyje. Chociażby on stracił łaskę poświęcającą,
choćby uczynki jego były martwe i nie zasługujące na żywot wieczny, a dawne
zasługi nie były mu poczytane, — miłosierdzie Boże nie przestanie używać
wszelkich sposobów, aby pamiętać grzesznika: nasamprzód oszczędza go przed
karami obsypując nowymi darami, potem niepokoi zgryzotą sumienia, która sen
grzesznikowi przerywa i wlewa gorycz w jego zgubne rozkosze, następnie woła
groźbą i widokiem kary na innych, wreszcie, gdy te sposoby łagodne nie trafiają
do jego duszy, chwyta się środków surowości i kary doczesnej, aby uchronić od
kary wiecznej.
W tej tajemnicy Zbawiciel sam przeżywa w najwyższym stopniu to, co
przeznacza duszom na drodze zjednoczenia w tak zwanej nocy ciemności. Takie
dusze bywają przekonane, że Bóg je odrzucił, lękają się i drżą, że są zgubione,
że postradały na wieki wszelkie dobro. Przenika je wówczas taki ból i wstyd, że
ustawicznie jęczą i wzdychają. Przywalone bywają brzemieniem ciemności tak
dalece, że jako ulgi życzą sobie tylko śmierci. Daremnie szukają pociechy w
modlitwie, która im nie daje żadnej pociechy, i sądzą, że jest bezskuteczna, że
już Bóg ich nie wysłuchuje: „Ogarnęły mię boleści śmierci i strumienie
nieprawości zatrwożyły mię. Boleści piekielne otoczyły mię, pochwyciły mię
sidła śmierci” (Ps. 17, 5). „Widzę, mówi św. Aniela z Foligno, że czeka mnie
potępienie, ale nie ono mnie boli, lecz raczej to, że obraziłam Stwórcę, którego
za wszelką cenę nie chcę obrażać.” Atoli cierpienia tych dusz są niczym w
porównaniu z opuszczeniem, jakie wycierpiał Zbawiciel na krzyżu, gdyż nie są
one zdolne do tak ścisłego zjednoczenia z Bogiem, jakie posiadał Chrystus i
niezupełnie są pozbawione pociech.
***
Skarżysz się, Panie, na swe opuszczenie przez Boga, bo doznajesz
największego bólu, iż mimo krzyża i mąk Twoich dusze giną. To Twoja ostatnia
boleść. Chciałbym Cię pocieszyć w pracy apostolskiej i te dusze ratować, ale
bez Twej łaski tego nie dokonam. Daj im tedy łaskę prawdziwego nawrócenia.
149
Chcesz nadto przeprowadzać dusze wybrane przez to opuszczenie, by się
oczyściły i należały bez zastrzeżeń do Ciebie. Przez tę ciemnię wyniszczasz
wszelką miłość własną, odrywasz je od wszystkiego, co mają najdroższego i
pragniesz, by wówczas przychodziły do Ciebie i wołały jak Ty na krzyżu: „Boże
mój, Boże mój, czemuś mię opuścił?” I ja w tych chwilach przyjdę do Ciebie, a
Ty — wierzę — zrozumiesz każde drgnienie serca i usuniesz ciemności z
umysłu mojego, a ześlesz swe światło, z którym pójdę przez życie aż do śmierci.
56. MĘKA PRAGNIENIA PANA JEZUSA NA KRZYŻU
„Jezus świadom, że wszystko już się
wykonało, rzekł: Pragnę” (Jan 19, 28).
Z powodu upływu krwi i całkowitego wyczerpania, w jakim się
znajdował, Pan Jezus odczuwał silne pragnienie: wszak pocił się krwią w
Ogrójcu, całą noc spędził bezsennie, biczowanie i ukoronowanie cierniem
spowodowało wielki upływ krwi, której resztki wyciekały na krzyżu, wreszcie
obnażone ciało wystawione było na działanie dotkliwego w południe upału.
Wszystko to razem budziło w Chrystusie ogromne pragnienie. Główną jednak
przyczyną była silna gorączka wskutek ran gangrenujących. Silne pragnienie
może każdego człowieka doprowadzić do szaleństwa, ale pragnienie Pana
Jezusa, ze względu na jego najdelikatniejsze ciało, sprawiało o wiele większe
boleści.
1. Dlaczego Pan Jezus dopuścił na siebie to bolesne i cierpienie?
Ewangelista wskazuje nam na powód: „Aby się wypełniło pismo” (Jan 19, 28).
Prorocy bowiem zapowiedzieli, że Zbawiciel wycierpi srogą mękę pragnienia
dla spełnienia przedwiecznych wyroków Bożych. „Wyschła jako skorupa siła
moja, a język mój przysechł do podniebienia mego, i złożyłeś mię w prochu
śmierci” (Ps. 21, 16). „I dali żółć na pokarm mój, a w pragnieniu moim
napawali mię octem” (Ps. 68, 22). Toteż Ojcowie Kościoła pouczają, że Pan
Jezus cierpiał pragnienie przez posłuszeństwo Ojcu, by odpokutować za grzechy
smakoszów i pijaków przez najsroższe upalenie języka i podniebienia. W ten
sposób zadośćczyni za tyle ciężkich i sromotnych grzechów, jakie ludzie
popełniają niewstrzemięźliwością w jedzeniu, piciu i w ogóle w dogadzaniu
swej zmysłowości.
150
Straszne było fizyczne cierpienie Pana Jezusa spowodowane pragnieniem,
ale o wiele większa była jego boleść wskutek pragnienia duchowego. Z
niewypowiedzianą boleścią widział Zbawiciel, jak żar grzesznych pożądliwości
nęka ludzi i prowadzi ich na wieczną zgubę, jak gasi w nich źródło życia
nadprzyrodzonego, zabija tęsknotę i pragnienie Boga. Dlatego nieskończoną
zasługą swego duchowego pragnienia zadośćczyni za występki pożądliwości i
pragnień grzesznych ludzi, ofiaruje Ojcu swemu to niezwykłe cierpienie,
wypływające z pragnienia, jakim ludzie winni pałać ku Bogu, a które stłumili
przez grzeszne życie.
Pan Jezus na krzyżu pragnął chwały Ojca, pragnął, by wszyscy ludzie
poznali niewysłowione jego miłosierdzie i z niego obficie korzystali, by
miłowali Boga największą miłością, by dążyli do niego z silnym pragnieniem,
jak powiada Psalmista: „Jako pragnie jeleń do źródeł wodnych, tak pragnie
dusza moja do ciebie, Boże. Pragnęła dusza moja do Boga mocnego, żywego;
kiedyż przyjdę i okażę się przed obliczem Bożym?” (Ps. 41, 1 – 3). Pragnął
usilnie zbawienia i uświęcenia dusz, nawrócenia wszystkich grzeszników,
postępu i udoskonalenia sprawiedliwych. Jego święta dusza tęskniła za tym, by
wszyscy ludzie utworzyli jedną wspólną rodzinę i mogli zwracać się do Boga
jako do Ojca wszystkich, jak to przepięknie wypowiedział w swojej
arcykapłańskiej modlitwie przed męką: „Aby wszyscy byli jedno, jako ty, Ojcze,
we mnie, a ja w tobie, aby i oni byli jedno w nas” (Jan 17, 21). Pan Jezus
widział w duchu wszystkich ludzi i trawiło go pragnienie wielkie ocalenia ich, a
pragnienie to było nieskończenie większe i dokuczliwsze od pragnienia
fizycznego.
2. Jak zaspokojono pragnienie Zbawiciela? Stało się zadość prośbie Pana
Jezusa, lecz w sposób nadzwyczaj skąpy i dotkliwy. Nie dano mu bowiem do
picia wody, ale ocet i to w małej ilości. „A było tam postawione naczynie
napełnione octem. A oni włożywszy na trzcinę gąbkę nasiąkniętą octem podali
mu do ust. Jezus zaś skosztował octu.” (Jan 19, 29). Ocet był zwykłym napojem
orzeźwiającym na Wschodzie zarówno u żołnierzy rzymskich, jak i u
zwyczajnego ludu, dlatego teologowie przyjmują ten gest raczej jako wyraz
współczucia ze strony żołnierza, który w ten sposób zamierzał złagodzić
przedśmiertne pragnienie skazańca. Jest to ostatni odruch ludzkiego współczucia
wobec Zbawiciela, który wypija w tej chwili do dna swój kielich goryczy.
Inni Żydzi chcieli przeszkodzić żołnierzowi wspomnieniu tego dzieła
miłosierdzia i mówili: „Zaniechaj, patrzmyż, czy przybędzie Eliasz, aby go
wybawić” (Mt. 27, 49). W ich przekonaniu Eliasz, jako wybawca, postarałby się
również o ugaszenie pragnienia człowieka, którego by ratował. Prawdopodobnie
ten sam okrzyk powtórzył żołnierz odpowiadając tym, którzy odradzali mu jego
postępek: „Poczekajcie, zobaczymy, czy przybędzie Eliasz, aby go zdjąć” (Mrk
151
15, 36), — jakby chciał powiedzieć, że należy pokrzepić skazańca w
oczekiwaniu na przybycie Proroka Eliasza.
Tajemnica napojenia octem zawiera w sobie głęboką myśl. Gorzkość
napoju podanego Zbawicielowi oznacza gorzkość grzechu, który Zbawiciel
świata przyjął na siebie. Grzech bowiem jest goryczą dla Boga, który się brzydzi
grzechem, a zarazem jest goryczą i dla człowieka, który przezeń traci miłość i
łaskę Stwórcy, a zasługuje na wieczną karę. Chrystus Pan z miłosierdzia
swojego przyjął ocet, aby go przemienić w męce swojej w słodki napój, czyli
wysłużyć nam drogocenny dar łaski Bożej, jaka nas z grzechów oczyści. Nadto
Pan Jezus przez picie octu zadośćczynił za grzeszną rozkosz, jakiej się dopuścili
pierwsi rodzice w raju spożywając owoc zakazany, — odpokutował również za
tych wszystkich, którzy grzeszą niewstrzemięźliwością w jedzeniu i piciu.
O jakże niewypowiedzianą była boleść Matki Najświętszej, która patrzyła
na blade, umierające oblicze swego syna, słyszała jego prośbę o napój, a nie
mogła przynieść mu i podać świeżej wody lub innego orzeźwiającego napoju,
ani też ofiarować mu nic więcej prócz wielkiego współczucia i gotowości, prócz
niezrównanej boleści i miłości.
***
Gdy pragnienie fizyczne Pana Jezusa żołnierz częściowo zaspokoił,
pragnienia duchowego nikt nie zagasił. Słowo „pragnę” pada nadal z ust
Chrystusa, ale nie odbija się żywym echem w sercach ludzkich. Pragnie on i
teraz, by do niego przyszły dusze niewinne i piękne, by piły ze zdroju
ożywczego, by kielichy ich serc nie zwiędły, by były skąpane w krwi codziennej
Mszy św. Pragnie on, by do niego przyszły Samarytanki, Zacheusze i Synowie
marnotrawni, którzy piją grzech z głębokich studzien własnego upodlenia, nie
słysząc i nie widząc tego, który pragnie ich napoić łaską uświęcającą i krwią
własną. „Rozkoszą moją jest być z synami człowieczymi”, mówisz do mnie,
Zbawicielu. Jakie to wielkie miłosierdzie Twoje, że pragniesz przebywać z
nicością, dajesz mi siebie, przemieniasz mnie w siebie i czynisz mnie świętym.
To jest bezmiar miłosierdzia Twego.
152
57. SZÓSTE SŁOWO PANA JEZUSA NA KRZYŻU
„Jezus zaś, gdy skosztował octu, rzekł:
Wykonało się” (Jan 19, 30).
Ponad gorycz, mękę, krzyż, — ponad boleść, smutek i hańbę wznosi się
Zbawiciel świata, pełen miłosierdzia dla wszystkich. Wylał je na swych
wrogów, przebaczając im i modląc się za nich, — na swego ukochanego ucznia
i na nas wszystkich, oddając nam swoją Matkę na Matkę Miłosierdzia, — na
łotra konającego, zapewniając go o szczęściu wiecznym, — pragnął zlać to
Miłosierdzie na wszystkich ludzi dobrej woli w przyszłości, i w tym celu
wycierpiał straszne opuszczenie od Ojca. Spełnił tedy wszystko, czego miał na
tym świecie dokonać i w poczuciu wypełnienia swego zadania, jakie na niego
włożył Ojciec Niebieski, dla wyrażenia, iż wszystkie swe obowiązki wykonał
jak najsumienniej, zawołał głośno: „Wykonało się!”.
1. Jak przy stworzeniu słowem „Stań się” stał się świat, tak i teraz przy
Odkupieniu w słowie „Wykonało się” odrodził się świat z nieskończonego
miłosierdzia Bożego. To potężny głos triumfu, który napełnił niebo radością, a
na ziemię zlał pokój, zapowiedziany przez Aniołów nad żłóbkiem betlejemskim.
To wspaniała wieść o ostatecznym zwycięstwie prawdy nad kłamstwem i
złością piekła.
„Wykonała się” obietnica, dana prarodzicom w raju! Oto nasienie — Syn
niewiasty, wraca ludziom dobrej woli utracone przez Ewę synostwo Boże! Oto
ziszcza się oczekiwanie narodów i tęsknota Patriarchów — Abrahama, Izaaka,
Jakuba. Oto spełniają się figury zapowiadające Zbawiciela w starym
Testamencie: Oto nowy Izaak, ofiarowany przez Ojca umiera na górze za
grzechy całego świata. Oto Baranek Boży ofiaruje siebie jako całopalną ofiarę
za zbrodnie i występki całego świata! Oto drabina Jakuba, po której spływać
będzie ustawicznie miłosierdzie Boże z nieba, by się podnieśli grzesznicy z
upadku! Oto nowy Józef, sprzedany przez braci, wybawia ich od śmierci
wiecznej! Oto drugi Melchizedech — nowy najwyższy Arcykapłan, będący
zarazem ofiarnikiem i ofiarą!
„Wykonały się” najdokładniej wszystkie proroctwa, zapowiadające
przyjście Mesjasza! Już zostało odjęte berło od pokolenia Judy, jak
zapowiedział Jakub, bo na tronie Dawida zasiada obcy, Idumejczyk Herod. Już
153
minęło siedemdziesiąt tygodni lat, jak przepowiedział Prorok Daniel. Zgodnie z
proroctwem Micheasza Pan Jezus narodził się w Betlejem, — z Dziewicy, jak
głosił Izajasz, — został sprzedany przez ucznia za trzydzieści srebrników,
ubiczowany, ukoronowany cierniem, ukrzyżowany, napojony octem i żółcią,
znieważony i wyśmiany, zniesławiony i wyszydzony, jak przepowiedział
Psalmista: „Jam jest robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgarda
pospólstwa. Wszyscy, którzy mię widzieli, naśmiewali się ze mnie” (Ps. 21, 7 – 8
nn).
„Wykonało się” — to słowo rozległo się milionowym echem w niebie,
gdzie zawołali wszyscy: „Teraz stało się zbawienie i potęga i Królowanie Boga
naszego i władza (Jezusa) Chrystusa jego, gdyż zrzucony jest oskarżyciel
naszych braci, który ich oskarżał przed obliczem Boga naszego we dnie i w
nocy. A oni go zwyciężyli przez krew Baranka i przez słowa świadectwa swego”
(Ob. 12, 10). A Ojciec Niebieski mówi: „Ten jest Syn mój najmilszy!”, wykonał
wszystko, co zleciłem mu dla odkupienia świata: przywrócił cześć moją i
pojednał mię z ludem grzesznym.
2. Słowo „wykonało się” wzbudzało, wzbudza i zawsze wzbudzać będzie
wielką radość na ziemi. Wykonało się zbawienie, dlatego cieszą się wszyscy
odkupieni, a przede wszystkim uczniowie Chrystusa Pana wszystkich wieków i
czasów, iż się dokonała ofiara krwawa, w której Pan Jezus złożył godne
zadośćuczynienie za grzechy, przebłagał zagniewaną sprawiedliwość Bożą i
wyjednał przebaczenie za grzechy ludzkie. Radują się biedne dzieci Adama, że
grzech pierworodny zgładzony, że przywrócone synostwo Boże, że otwierają się
bramy nieba, że krew Chrystusa, „wołająca głośniej niż krew Abla” (Żyd. 12,
24), błagać będzie za nami w nieustającej ofierze Mszy św. oraz w
Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza.
To słowo sprawiło niewymowną radość duszom sprawiedliwych w
otchłani, które wierząc w obiecanego Mesjasza przykładnie spędziły swe życie
na ziemi. Za chwilę nawiedzi je Zbawiciel, by wprowadzić do obiecanego
Królestwa swego. Cieszą się Patriarchowie i Prorocy, że spełniły się ich
przepowiednie, wykonały się tajemnice Odkupienia, że Król Miłosierdzia
Bożego przyniesie prawdziwy pokój wszystkim: srogość sprawiedliwości Bożej
zamienia się w słodkość miłosierdzia Bożego, — ciemności śmierci wiecznej
ustępują przed wiekuistą światłością, — zamiast potępiającego sądu czeka
pokutujących zmiłowanie i szczęśliwość bez końca, — ziszcza się nadzieja tylu
pokoleń i oczekiwanie narodów całego świata.
Tylko piekło drży w swych posadach wobec tego słowa Pana Jezusa,
rozlegającego się w jego ponurych otchłaniach. Zżyma się książę ciemności
przed tym miażdżącym go gromem i miota się w bezsilnym gniewie i wściekłej
rozpaczy, bo zbliża się kres panowania jego. Wyją duchy potępione, bezbożnicy
154
i bluźniercy, których kłamstwa i oszustwa Pan Jezus umierający ujawnia światu
całemu. Zbawiciel tym jednym słowem pokonał moce piekielne, wysłańcom
piekła nałożył nierozerwalne pęta, wydarł im łupy, a ludziom dobrej woli
pozwolił wejść w posiadanie wszystkiego, co prawdziwe, dobre i piękne. Toteż
słusznie można powiedzieć, że to szóste słowo Pana Jezusa na krzyżu jest
najpiękniejszą pieśnią triumfu prawdy nad zakłamaniem, dobra nad złem i
piękna nad brzydotą.
Jak wieże gotyckich świątyń wybiegają strzeliście u góry w krzyże, tak
moc Króla Miłosierdzia rozkwitła na drzewie krzyża, i uwieńczona została tym
szóstym słowem. Pan Jezus przyszedł dla założenia Królestwa i tę myśl zawsze
nosił w swym Sercu, jak matka niemowlę swoje. O tym Królestwie nauczał,
wyjaśniał treść jego w przypowieściach, siebie nazwał Królem tego Królestwa i
za to został skazany na śmierć. Teraz umiera na krzyżu, a nad głową jego
widnieje napis: „Jezus Nazareński, Król Żydowski”. Król Miłosierdzia obejmuje
władztwo nad światem, nad wszystkimi narodami. „Wykonało się” tedy, co się
miało wykonać w odwiecznych planach Bożych.
***
Obym i ja mógł kiedyś powtórzyć te słowa Zbawiciela: „Wykonało się”.
Gdzie, kiedy i wśród jakich okoliczności, to zostawiam Panu Bogu, który
dopomoże mi wykonać swe posłannictwo, odpowiedzieć powołaniu i zakończyć
swe życie, choćby na palu krzyżowym z Chrystusem, byle w jedności z
Kościołem i w łasce uświęcającej, z ufnością w nieskończone miłosierdzie
Boże.
58. PAN JEZUS UMIERA NA KRZYŻU
„A Jezus wołając głosem wielkim, rzekł:
Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego” (Łuk. 23, 46).
Przeszło już trzy godziny wisi Pan Jezus na krzyżu. Męka jego coraz się
potęguje. Ciało zwiesza się z krzyża, coraz bardziej bezwładnie. Oblicze staje
się coraz bledsze, a bruzdy, którymi krew spływała, coraz ciemniejsze i
wyrazistsze.
155
Twarz się wydłużyła, rysy stały się delikatniejsze i ostrzejsze, policzki
zapadły, a przez otwarte sine usta można było widzieć język. Oczy nabiegłe
krwią patrzyły w bezkresną dal. Chrystus rozmawiał duchem z Ojcem
Niebieskim. Nagle drgnął, skierował wzrok ku niebu i z uczuciem rozczulającej
dziecięcej ufności i miłości, z poddaniem się woli Ojca, potężnym głosem
zawołał: „Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego”. Potem skłonił głowę i
skonał.
1. Pan Jezus jako Bóg – Człowiek nawet na krzyżu jest panem swej
śmierci: umiera, kiedy chce, nie z wyczerpania fizycznego (inaczej musiałby już
przedtem umrzeć), ale zupełnie dobrowolnie. Tego dowodem według zdania
wielu Ojców jest ów silny donośny głos, który wydał bezpośrednio przed
skonaniem. Konający z wyczerpania głośno wołać nie mogą. To jest szczegół
nadzwyczajny, że po tak silnym zawołaniu skonał. Ukrzyżowani kończyli życie
zwykle po 12, a czasem po 24 godzinach, silne zaś organizmy wytrzymywały tę
mękę nawet do dnia trzeciego. Tutaj zaś nastąpiła śmierć prawie po trzech i pół
godzinach męki krzyżowej. Pan Jezus umarł wtedy, kiedy sam chciał.
Bliższe przyczyny fizjologiczne śmierci Pana Jezusa nie są nam znane. Ze
stanowiska lekarskiego śmierć następuje w sposób naturalny bez uprzedniego
stanu chorobowego. Choroby zaś według teologów nie miały przystępu do Pana
Jezusa, albowiem on przyjął na siebie tylko te słabości fizyczne, które są
nieodłączne od natury naszej i występują u wszystkich ludzi, jak zmęczenie,
pragnienie, śmierć itp. Ciało jego, ukształtowane za sprawą Ducha Św., nie
odziedziczyło żadnych skłonności chorobowych. Ponieważ jednak przyjął
śmierć, zgodził się przyjąć bezpośrednie jej przyczyny. Biczowanie, upał,
przebicie gwoźdźmi itd. mogły spowodować wysoką gorączkę, zakażenie krwi
lub inny podobny stan chorobowy, który sprowadził śmierć. Według teorii
doktora Hynka bezpośrednią przyczyną śmierci Pana Jezusa było uduszenie,
gdyż ciężar zwisającego ciała, osłabionego męką i upływem krwi, nie pozwolił
płucom oddychać. Taka śmierć nie sprzeciwia się nauczaniu teologów o
fizycznych doskonałościach Zbawiciela, które nie dopuszczały choroby (O. Fic).
Pan Jezus „skłonił głowę i skonał” (Jan 19, 30; Łk. 23, 46). W zwykłych
warunkach człowiek pierwiej umiera, a potem głowę skłania. Pan Jezus zaś
najpierw skłonił głowę, aby udzielić przyzwolenia i zgodzić się na śmierć
nadchodzącą, powiada św. Anzelm, a oddaje ducha w ręce Ojca zawoławszy
głosem wielkim, aby okazać, że jak miał dosyć mocy i siły, by nie umrzeć w
czasie strasznych mąk, tak znów tyle okazał miłosierdzia, by przez śmierć swoją
ożywić wszystkich skazanych za grzechy na śmierć wieczną. Boski pośrednik
— mówi św. Wawrzyniec Justiniani — schyla głowę swoją ku miłosierdziu,
skłania ku łasce, a opuszcza ku przebaczeniu. Przyszedł szukać, co było zginęło,
— uzdrowić, co było chorego, — podźwignąć, co było upadłego. Spełnił to
wielkie zadanie życiem pełnym niezwykłego trudu i straszną męką Pozostawało
156
mu tylko dać wyraz Swego nieskończonego Miłosierdzia skłonieniem głowy
przed śmiercią.
2. „Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego.” To są ostatnie słowa Pana
Jezusa, którymi poucza nas, że winniśmy umierać z modlitwą na ustach i
miłością Boga w sercu, z poddaniem się woli Bożej i z ufnością w jego
nieskończone miłosierdzie… W tych słowach uznaje Ojca za źródło
wszechrzeczy, a więc i swego bytu ziemskiego, skoro zwraca mu to, co
otrzymał. „Albowiem tyś jest, któryś mię wyciągnął z żywota i powierzył
piersiom matki mojej! Na cię porzucony jestem z żywota, od łona matki mojej tyś
jest Bogiem moim” (Ps. 21, 10 – 11). Oddaje zatem duszę swoją w ręce Ojca, od
którego wszystko otrzymał.
Przed chwilą Zbawiciel skarżył się Bogu, że go opuścił, a teraz zwraca się
do Ojca, któremu bezgranicznie ufa i oddaje to, co ma najdroższego — duszę
własną. Nie zraża się tym, że Ojciec w nieubłaganej sprawiedliwości kazał mu
przejść przez cierpienie, krzyż i trud, przez udręczenie wewnętrzne i
najstraszniejsze w okrutnej męce opuszczenie, że mu odmówił teraz wszelkiej
pociechy i pozbawił wszelkiej opieki. Nieubłagana sprawiedliwość nie zamąciła
w nim dziecięcej miłości i ufności, jak mówił patriarcha Hiob sprawiedliwy:
„By mię też zabił, w nim ufać będę; a wszakoż dróg moich przed obliczem jego
bronić będę” (Job 13, 15).
Jak wielkie tu przeciwieństwo między Golgotą, a stanem Chrystusa po
śmierci! Z męki przenosi się do szczęśliwości, z poniżenia do wiecznej chwały,
z ciemności tego świata do światła wiekuistego, z krainy śmierci do raju
wiecznie kwitnącej wiosny. Zbawiciel oddaje swą duszę w ręce Ojca, aby przez
to dokonać ofiary Odkupienia, — potem weźmie tę duszę z powrotem, a z nią
dusze wszystkich odkupionych śmiercią swoją. Ze wszech miar tedy była to
śmierć chwalebna, bo nawet nie umiera zwyczajnie ulegając śmierci z musu, ale
„oddaje życie z własnej woli, ma moc ofiarować je i ma moc znowu je
odzyskać” (Jan 10, 18). „Ofiarowan jest, gdyż sam chciał” (Iz. 53, 7), — chciał
być posłuszny woli Ojca Niebieskiego i na znak tego posłuszeństwa skłonił
głowę, co Kościół podkreśla w liturgicznych modlitwach: „Stał się posłuszny aż
do śmierci, a śmierci krzyżowej”.
Po chwalebnym zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią, której się poddał
dobrowolnie, przestała ona być dla wiernych jego wyznawców tak straszna. Ci,
co pobożnie, według zasad Chrystusa żyją, w Panu umierają z wiarą żywą,
ufnością w miłosierdzie Boże i miłością gorącą, spokojnie zasypiają w Panu,
powtarzając słowo ostatnie Pana Jezusa na krzyżu: „Ojcze, w ręce Twoje
polecam ducha mego”. Śmierć stała się odtąd chwalebnym przejściem od tego
życia doczesnego do wiecznego i prawdziwego na łonie Ojca Niebieskiego.
Każdy człowiek jakiegobądź narodu, stanu i zawodu posiada przez Chrystusa
157
uzasadnioną nadzieję i prawo skorzystać z łaski miłosierdzia Bożego i po
śmierci otrzymać zbawienie wieczne, o ile zachowa warunki ustanowione przez
Zbawiciela.
***
I dla mnie nadejdzie kiedyś chwila opuszczenia tego świata i
przeniesienia się do wieczności. Nie rozumiem po co bym żył, gdybym nie żył
wiecznie. Życie moje byłoby bezcelowe, bezsensowne! Będę tak żył, bym w
chwili śmierci z mocną wiarą w nieśmiertelność mógł powiedzieć: „Ojcze mój,
który mię broniłeś od złego i zbawiasz od największego zła — śmierci wiecznej,
w ręce Twoje oddaję ducha mego”. Wielki ból przy rozstaniu się z tym światem
nie prowadzi wierzącego do niewiary, lecz raczej rozwija w nim świadomość, że
należymy do wyższego porządku.
59. SKUTKI ŚMIERCI PANA JEZUSA
„I rozdarła się zasłona świątyni na dwoje,
od góry aż do dołu” (Mk 15, 38).
Śmierć Pana Jezusa jest nie tylko droga w oczach Bożych, ale jest ona
źródłem, wzorem, koroną, i wykończeniem każdego nadprzyrodzonego bytu i
życia. Dowodem tego było poruszenie sił natury, które towarzyszyło śmierci
Zbawiciela „Rozdarła się na dwie części zasłona świątyni od góry aż do dołu i
ziemia zadrżała, a skały popękały i groby się otworzyły, i wiele ciał świętych,
którzy byli posnęli, powstało. I wyszedłszy z grobów, po zmartwychwstaniu jego
przyszli do miasta świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i ci, którzy z nim byli,
strzegąc Jezusa, ujrzawszy trzęsienie ziemi i wszystko, co się działo, przerazili
się wielce mówiąc: Zaiste, ten był Synem Bożym” (Mt. 27, 51 – 54).
1. W świątyni jerozolimskiej wisiały dwie zasłony: jedna, zewnętrzna,
oddzielała przedsionek od miejsca świętego, a druga, bardziej w głębi,
oddzielała miejsce święte od „Świętego Świętych”. Były one jakby
przypomnieniem niedostępności i niewidzialności Boga, który mieszkał w
„Świętym Świętych”. Około godziny dziewiątej (według naszej rachuby
piętnastej), kiedy Pan Jezus konał, jedna z tych zasłon pękła (prawdopodobnie
158
bliższa „Świętego Świętych”) od góry do dołu, jakby dając przez to znak, że jej
zadanie skończyło się, ponieważ Bóg przestał być niedostępny. W literaturze
talmudycznej przechowała się tradycja o dziwnych zjawiskach, które zaszły w
świątyni czterdzieści lat przed jej zburzeniem, a mianowicie, że zamkniętą
wieczorem bramę znaleziono nazajutrz rano otwartą. O podobnym zjawisku
wspomina Józef Flawiusz.
Drugie zjawisko, również w tej chwili nadzwyczajne, trzęsienie ziemi —
uzmysławiało gniew Boży z powodu zbrodni bogobójstwa. Jako następstwo
tego trzęsienia pokazywano już od IV wieku rysę, dobrze widoczną i dzisiaj. Ma
ona 1,7 m. długości i 0,25 m. szerokości i wygląda inaczej, niż normalne
rozpadliny po trzęsieniu ziemi, gdyż przebiega w poprzek skały, a nie jak
zwykle wzdłuż i sięga aż do jaskini, w której według podania był pogrzebany
prarodzic — Adam, zaczynając od otworu, w jakim był umieszczony krzyż
Zbawiciela. Krew Pana Jezusa spływając po krzyżu mogła w ten sposób
przeniknąć aż do jaskini.
Otwarcie się grobów mogło powstać na skutek trzęsienia ziemi. Groby
bowiem u Żydów zamykano wielkimi kamieniami okrągłymi, podobnymi do
młyńskich. Pod wpływem podziemnych wstrząsów mogły one odsunąć się na
bok, tworząc wolne przejście do wnętrza. Co się tyczy zmartwychwstania
umarłych, to nastąpiło ono chyba dopiero po zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Z
wyrażenia ewangelisty można wnioskować, że umarli rzeczywiście zostali
przywróceni do życia na czas krótki.
Setnik, poganin, który przedtem słyszał szyderstwo żydowskie z Bóstwa
Pana Jezusa, patrząc na cierpliwość i spokój umierającego oraz widząc cuda,
które się działy po śmierci jego, uwierzył i uznał za prawdziwe jego twierdzenie
o boskości. Toteż wyznaje niewinność jego, a nawet wiarę, że jest Synem
Bożym. Podobnie żołnierze i wielu z tłumu, przejęci trwogą, biją się w piersi na
znak skruchy i wracają do miasta.
2. Cała tedy natura poruszona została przy śmierci Chrystusa Pana
oznajmiając Żydom, że Stare Przymierze ze swymi ofiarami, które wyobrażały
przyszłą ofiarę Chrystusa, ustało, że Pan Jezus umierający na krzyżu jest
„ostatecznym sprawcą” Nowego Przymierza (Żyd. 12, 2), że jest prawdziwym
Arcykapłanem, który przez przelanie krwi wszedł do świątyni nieba, „aby
wstawiać się za nami przed obliczem Boga” (Żyd. 9, 24), — że przegroda
między Bogiem a ludźmi, między ludem żydowskim a pogańskim została już
zburzona, — że wstęp do przybytku niebieskiego został otwarty dla wszystkich.
Rozdarta zasłona oznaczała również ciało Chrystusa, które ukrywając w sobie
Bóstwo, wisiało teraz martwe, rozdarte niezliczonymi ranami. Stanie się ono
wkrótce wiecznie żywe, podane nam na pokarm pod postacią chleba, do którego
159
Apostoł wezwie wszystkich, jako do źródła miłosierdzia Bożego: „Zbliżmy się z
ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali zmiłowanie” (Żyd. 4, 16).
Otworzenie się grobów i zmartwychwstanie ciał oznacza według św.
Ambrożego zwycięstwo Chrystusa Pana nad śmiercią oraz nowe życie,
darowane ludziom — życie nadprzyrodzone. Powstający z tych grobów święci
byli to sprawiedliwi, którzy wierzyli w przyjście Mesjasza i ufali jego
miłosierdziu. Wszakże dopiero po zmartwychwstaniu Zbawiciela „przyszli do
miasta świętego i ukazali się wielu”. Wypadało bowiem, by pierwszy powstał z
martwych ten, który umarł za wszystkich i śmierć zwyciężył, aby się okazało,
jak wielka jest zbawcza moc gorzkiej męki i śmierci Pana Jezusa.
Spomiędzy ludzi skutki śmierci Pana Jezusa ujawniły się tylko w setniku,
żołnierzach i niektórych z tłumu. Ogół zaś Żydów z Sanhedrynem na czele,
pozostał niewzruszony w swej zatwardziałości. Oni zaślepili się dobrowolnie i
najoczywistsze dowody Bóstwa Pana Jezusa, które zdołały przekonać pogan, nie
zrobiły na nich żadnego wrażenia. Łaska Boża, tak obficie działająca na nich,
napotkała tamę nieprzezwyciężoną w złej woli, która stała się ciemną chmurą,
tamującą dostęp obfitych promieni słońca miłosierdzia Bożego.
Jakie wrażenie wywołać musiały te cudowne zjawiska w Niepokalanym
Sercu Maryi Dziewicy i przyjaciół Pana Jezusa? Jan — mimo niewymownego
bólu — nie zapomniał ani na chwilę o swym szczytnym powołaniu i baczną
uwagę zwracał chyba na wszystko, skoro potem zanotował to w swej ewangelii.
Maryja zaś, zdrętwiała z bólu, z niewysłowionym spokojem spoglądała na
znaki, towarzyszące śmierci Syna, składając ofiarę jako Współodkupicielka
nasza.
***
Najświętsza Maryja Panna uczy nas, jak mamy rozważać mękę i śmierć
Pana Jezusa. Jej Niepokalane Serce było żywym ołtarzem, na którym ofiarował
się Baranek za grzechy świata. Nikt nie towarzyszył tej czynności ofiarnej z tak
cudownymi i odpowiednimi uczuciami i myślami jak Matka Miłosierdzia. Jak
przy poczęciu i narodzeniu zastępowała ona całą ludzkość, adorując i miłując
gorąco Pana Zastępów, tak i przy śmierci swego Syna adoruje martwe ciało
wiszące na Krzyżu, boleje niewypowiedzianie nad nim, ale zarazem pamięta i o
swych dzieciach przybranych. Przedstawicielem ich jest Jan Apostoł i
nowonawrócony łotr umierający, za którym wstawiła się do Syna. Wstaw się i
za mną, Matko Miłosierdzia, pomnij i na mnie, gdy w mej agonii będę polecał
Ojcu swego ducha.
160
60. ZNACZENIE ŚMIERCI PANA JEZUSA
„I skłoniwszy głowę oddał ducha” (Jan 19, 30).
Znane są trzy rodzaje śmierci, godne uwielbienia i podziwu: śmierć
sprawiedliwego, śmierć bohatera — obrońcy ojczyzny i śmierć męczennika
wiary św. Te trzy rodzaje śmierci są najpłodniejsze w następstwa i pozostawiają
po sobie przykłady do naśladowania. Atoli w każdym rodzaju takiej lub innej
śmierci zawsze widać słabą naturę ludzką. Jedna tylko śmierć Pana Jezusa na
krzyżu ujawnia wyraźnie moc, mądrość i miłosierdzie Boga.
1. Moc Boga ujawnia się w jego śmierci w tym, że sam się dobrowolnie
oddaje na męki, które kilkakrotnie przepowiada, a idąc na święto Paschy
wyraźnie mówi: „Oto idziemy do Jerozolimy i wypełni się wszystko, co napisane
jest przez proroków o Synu Człowieczym. Będzie bowiem wydany poganom,
będzie wyśmiany, ubiczowany i oplwany. A po ubiczowaniu zabiją go” (Łuk. 18,
31 – 33). W konaniu Pana Jezusa jest coś nadzwyczaj wzniosłego, wolnego,
silnego i królewskiego, — chciał umrzeć śmiercią człowieka w oczach całego
świata, — na mocy własnego postanowienia, świadomie i z mocą, z własnej
woli, w swojej godzinie, a nie w godzinie zwykłej śmierci. Krzyż stał się tronem
Króla, ołtarzem i kazalnicą Arcykapłana, trybunałem i krzesłem sędziowskim
najwyższego Sędziego, — spodem sięga do ziemi, wierzchołkiem przenika
niebiosa, a ramiona wyciąga do objęcia świata. — Wyobraża on wywyższenie
ludzkości i wszechmoc Boga w powszechnym Odkupieniu.
Jakaż to głęboka tajemnica mądrości Boga w wyborze cierpień na krzyżu.
Śmierć ta jest przede wszystkim poświadczeniem i wyjaśnieniem podstawowych
dogmatów wiary naszej, tajemnicy Wcielenia i Odkupienia. Jeżeli Pan Jezus
rzeczywiście umarł, to umarł jako człowiek, co podkreśla tajemnica Wcielenia.
A za co umarł? Za to, że siebie nazywał Bogiem. To, za co ktoś umiera, musi
być rzeczywistą prawdą. A Zbawiciel, świadcząc o swoim Bóstwie, stwierdzał
to świadectwo cudami. Śmierć jego jest pieczęcią wszystkich proroctw i
pierwowzorów znanych ze Starego Testamentu o wzgardzie i uwielbieniu
Mesjasza, które nawzajem się objaśniają i uzupełniają. Gdyby Pan Jezus był
tylko człowiekiem, wybrałby sobie śmierć albo cichą albo bohaterską, którą
upiększają trofea zwycięstwa. Tymczasem wybiera sobie śmierć
161
najhaniebniejszą — krzyżową, właściwą niewolnikom. Taka śmierć mąci nasze
wyobrażenia, razi i oburza pychę, ale zarazem leczy naszą naturę.
Chodźmy i przypatrzmy się bliżej temu niesłychanemu widowisku na
Golgocie. Pohańbienie Pana Jezusa doszło do ostatecznego stopnia, że „ze
złoczyńcami jest policzon” (Iz. 53, 12), lecz właśnie w tym pohańbieniu jest
szczyt i pełnia mądrości Bożej. Ten ukrzyżowany, z którego świat się gorszy,
jest ową tęczą, co zwiastuje światu koniec potopu, — jest to ów Izaak na stosie
ofiarnym, — jest to Mojżesz z wyciągniętymi błagalnie rękami na Górze Synaj
do Boga Ojca Przedwiecznego, — jest to ów wąż śpiżowy na puszczy
wywieszony i uzdrawiający wszystkich, co nań z wiarą spoglądają. Ze
wszystkich rodzajów śmierci sam tylko krzyż był narzędziem
najstosowniejszym dla Zbawiciela i najwłaściwszym dla zadośćuczynienia
sprawiedliwości Bożej za złość ludzką. Jako Kapłan Najwyższy zachowuje on
na krzyżu swoją kapłańską postać jakoby stojąc, z rękami wyciągniętymi do
nieba, a oczami skierowanymi na własną ofiarę.
2. W haniebnej śmierci krzyżowej ujawnia się szczególnie nieskończone
miłosierdzie Boże. Aby grzech zgładzić, aby wynagrodzić Bogu za zbrodnie
obrazy jego Majestatu, aby nas uwolnić od wiecznego potępienia, Zbawiciel
obiera śmierć krzyżową, — a czyni to dobrowolnie z uczuciem posłuszeństwa, z
pragnieniem, by ludzie wszystkich wieków i czasów mieli w tej męce i śmierci
wzniosły przykład wszystkich cnót w porządku natury i łaski. Przez tę śmierć
ustanawia Pan Jezus skarb niewyczerpany swoich zasług, który ożywia
wszystkie sakramenta święte, zawierające łaski potrzebne do usprawiedliwienia
i prowadzenia chrześcijańskiego życia. Treść naszej najświętszej ofiary
niekrwawej nabiera wartości dopiero przez krwawą ofiarę Pana Jezusa na
krzyżu.
Śmierć Chrystusa na krzyżu jest wzorem naszego nowego życia
nadprzyrodzonego: mamy umrzeć grzechowi, a żyć życiem Bożym (Rzym 6,
10), odnawiającym się w sakramencie Miłosierdzia Bożego, w sakramencie
pokuty, z nadzieją chwały i zmartwychwstania ciał naszych. Śmierć ta jest
zatwierdzeniem i treścią całej naszej religii, albowiem uczy nas, jak mamy żyć i
umierać dla Chrystusa, jak powiada Apostoł: „A za wszystkich umarł Chrystus,
aby i ci, którzy żyją, już nie dla siebie żyli, ale dla tego, który za nich umarł” (II
Kor. 5, 15). Krzyż Zbawiciela jest fundamentem tronu jego i zarazem podwaliną
naszej doskonałości, jest podstawą Królestwa Bożego i najdroższym berłem
jego potęgi. „Bo czy żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana
umieramy. Bo czy żyjemy, czy też umieramy, Pańscy jesteśmy. Na to bowiem
Chrystus umarł i zmartwychwstał, aby nad umarłymi i żyjącymi panował”
(Rzym 14, 8 – 9).
162
Wreszcie Pan Jezus swoją śmiercią krzyżową zwyciężył naszą śmierć,
która odtąd już nie jest dla nas straszna. Śmierć chrześcijan z wiarą, miłością i
ufnością w nieskończone miłosierdzie Boże jest niczym innym, jak tylko
odbiciem i poniekąd powtórzeniem śmierci Zbawiciela oraz koroną życia
chrześcijańskiego. Gdyby to od nas zależało, należałoby wybrać raczej śmierć
krzyżową z Chrystusem, a przynajmniej zawsze zgadzać się z wolą Bożą i
krzyżować siebie w życiu swoim rozumnym umartwieniem, jak powiada
Apostoł: „A ci, którzy są Chrystusowi, ciało swe ukrzyżowali wraz z
namiętnościami i pożądliwościami. Jeśli żyjemy duchem, według ducha też i
postępujmy” (Gal. 5, 24 – 25).
***
„Ojcze, w ręce twoje oddaję ducha mego!” Jest to ostatnie westchnienie
umierającego Zbawiciela, a dla nas jest to modlitwa ochronna w godzinę śmierci
przeciwko potęgom ciemności. Dlatego słowa te stały się hasłem umierających
chrześcijan, którzy wierzą, iż Pan Jezus złożył nas wszystkich w dłonie Ojca
Niebieskiego jako drogą spuściznę. Tej ciemnej bramy teraz się nie lękamy, bo
Jezus jest przy nas, bo Najświętsza Maryja Panna również jest obecna, tak jak
stała pod krzyżem umierającego Pana Jezusa. Te katolickie uczucia wyraża
zakończenie Pozdrowienia Anielskiego: „Módl się za nami grzesznymi, teraz i
w godzinę śmierci naszej!” Będę uważniej je odmawiał, pamiętając o słowach
św. Bernarda, że „od wieków nie słyszano, aby został opuszczony ten, co się
pod jej opiekę oddaje”.
61. PRZEBICIE BOKU PANA JEZUSA
„Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok jego,
a natychmiast wypłynęła krew i woda” (J. 19, 34).
Po śmierci Pana Jezusa ciemności zwolna ustąpiły, a smutne i mgliste
słońce znowu oświeciło pagórki, miasto, wzgórze Golgotę z trzema na niej
krzyżami i wiszącymi na nich skazańcami. U stóp krzyży stali jeszcze żołnierze
na straży, a dokoła nich przyjaciele Pana Jezusa, pogrążeni w głębokim smutku.
Członkowie Sanhedrynu w drodze do domu przypomnieli sobie przepis Prawa,
według którego ciała skazańców nie mogły na noc zostawać na krzyżu, tym
bardziej że tego dnia nastawał o zachodzie słońca szabat wraz ze świętem
163
Paschy. Należało tedy przed nocą usunąć skazańców z miejsca egzekucji.
Ponieważ ukrzyżowani zwykle konali powoli, trzeba było przyspieszyć ich
zgon, jeżeli jeszcze byli przy życiu. Wstąpili tedy do Piłata prosząc o
zachowanie tego przepisu przez wysłanie żołnierzy dla dobicia skazańców, a
następnie przez ich pogrzebanie.
1. „Żydzi tedy (ponieważ był to dzień Przygotowania), aby przez szabat
ciała nie zostały na krzyżu (albowiem on dzień szabatu był uroczystym), prosili
Piłata, aby im połamano nogi i zdjęto ich. Przyszli przeto żołnierze i połamali
nogi pierwszemu i drugiemu, którzy z nim byli ukrzyżowani. A skoro podeszli do
Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali nóg jego, ale jeden z żołnierzy
włócznią otworzył bok jego, a natychmiast wypłynęła krew i woda. A ten, który
widział, dał świadectwo i prawdziwe jest świadectwo jego. I wie on, że prawdę
mówi, abyście i wy uwierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo:
Kości jego łamać nie będziecie” (Wyjś. 12, 46). A na innym miejscu mówi
Pismo: „Zobaczą, kogo przebodli” (Zach. 12, 10) — (Jan 19, 31, 37).
Dwaj łotrzy żyli dłużej niż Pan Jezus i dlatego dokonano na nich łamania
maczugami kości. W stosunku do Pan Jezusa nie było to rzeczą potrzebną, gdyż
można było stwierdzić, że już nie żył. Dlatego też żołnierze zaoszczędzili sobie
tego wysiłku. Ponieważ ci żołnierze byli obecni przy śmierci Zbawiciela,
dlatego jeden z nich uderzył Pana Jezusa włócznią w bok, kierując ją w serce,
aby nie było już żadnej wątpliwości co do jego śmierci. Przez łamanie goleni
skazańcy tracili opór dla nóg, skutkiem czego następowało nagłe zawiśnięcie
całego ciężaru ciała na mięśniach ramion i klatki piersiowej, powodując
natychmiastowe powstanie tężcowych kurczów tych mięśni i nieodłączne w
takich wypadkach uduszenie. Według tradycji imię żołnierza przeszywającego
bok Pana Jezusa, było Longinus, od greckiego słowa „lonche”, które oznacza
lancę.
Z boku przebitego wypłynęła krew i woda. Że wypłynęła krew, był to fakt
naturalny, albowiem Pan Jezus dopiero skonał, a krew krzepnie po upływie
przynajmniej czterech godzin po śmierci. Ale że się pokazała woda, to wydaje
się rzeczą niezwykłą, co wynika ze słów ewangelisty, naocznego świadka tego
zdarzenia: „A ten, który widział, dał świadectwo i prawdziwe jest świadectwo
jego. I wie on, że prawdę mówi, abyście i wy wierzyli”. Do tego więc faktu
Apostoł przywiązuje wielką wagę i żąda bezwzględnie weń wiary. Ojcowie
Kościoła również mówią o tym fakcie jako o zjawisku osobliwym — niemal
cudownym.
2. Zdaniem niektórych lekarzy można by to zjawisko wytłumaczyć w
sposób naturalny. W osierdziu, czyli woreczku otaczającym serce, mieści się
zwykle około pół uncji (15 gramów) cieczy w stanie na pół lotnym, która przy
164
otwarciu osierdzia ścina się i przemienia w wodę. Gdy więc włócznia Longina
przebiła Serce Pana Jezusa przed upływem godziny po jego skonaniu, to z Serca
musiała wypłynąć prawdziwa — jeszcze nie ścięta — krew, a z osierdzia —
woda. Takie tłumaczenie nie wyklucza zupełnie cudowności. W ciele ludzkim
Pana Jezusa były bez wątpienia składniki owej krwi i wody, ale wypłynięcie
natychmiastowe i oddzielne krwi, a potem wody w sposób naturalny
wytłumaczyć się nie da.
Inni fizjologowie usiłują wytłumaczyć wypływ krwi i wody w ten sposób,
że przez silny cios lancy została zadana rana w przednim sercu. W wypadku
takiej rany powstaje wewnętrzny krwotok do osierdzia, gdzie następuje rozkład
krwi, której czerwone ciałka opadają na dół, podczas gdy osocze pozostaje na
powierzchni. Stąd gdy osierdzie zostaje otwarte niedługo po śmierci, elementy
krwiste i wodniste wychodzą z niego osobno. Szybką śmierć Pana Jezusa
tłumaczą ci fizjologowie tym, że Serce jego pękło od silnego bólu. Pan Jezus
według nich umarłby na skutek pęknięcia Serca. Zdaniem ich, przebity został
prawy bok Chrystusa, albowiem przebicie lewego nie spowodowałoby żadnego
krwawienia na zewnątrz.
Chirurdzy znowu dają inne wyjaśnienie. Czynili oni doświadczenie na
świeżych zwłokach (Dr. P. Barbet), przebijając skalpelem bok i serce, a
następnie przeprowadzając sekcję. Otóż stwierdzili oni, że przy przebiciu boku,
zwłaszcza, jeżeli zgon poprzedziła długa i ciężka agonia, wypływa ciecz
surowiczna, gromadząca się w worku osierdnym dokoła serca. Jeżeli przebicie
jest powolne, wycieka najpierw woda, albowiem skalpel, zanim dosięgnie serca,
przebija osierdzie. Jeżeli zaś następuje uderzenie gwałtowne, wówczas
równocześnie występuje krew i woda. Niezależnie od tego, jaką wartość
rzeczową mają te wyjaśnienia, Ewangelista widzi w tym wydarzeniu daleko
głębszą myśl, gdy mówi: „Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo”.
Pismo Święte poleca Żydom spożywać baranka w czasie uczty paschalnej
bez łamania jego kości: „I nie wyniesiecie nic z domu z mięsa jego, ani
połamiecie jego kości” (Wyjś. 12, 46). Baranek ten był figurą Pana Jezusa, który
umarł około godziny 15, akurat w tym czasie, kiedy w świątyni zabijano owego
baranka na ofiarę, a kapłan wylewał krew jego u stóp ołtarza. Pan Jezus tedy jest
prawdziwą ofiarą Odkupienia, której symbolem jest jagnię paschalne. Dlatego
Ewangelista widzi wypełnienie się proroctwa w tym, że Panu Jezusowi nie
łamano goleni. Pismo Święte również przepowiada przebicie boku Mesjasza: „I
wyleję na dom Dawidów i na mieszkańców Jeruzalem ducha łaski i modlitw, i
patrzeć będą na mnie, którego przebodli, i płakać go będą płaczem jako nad
jednorodzonym” (Zach. 12, 10), co Apostoł odnosi również do Pana Jezusa.
***
165
Serce Jezusa zostało włócznią otwarte, aby nam dać możność wejścia
doń. Tu jest początek kultu Najświętszego Serca Jezusowego. Rozpoczęła go
Matka Najświętsza, gdy je ujrzała otwarte, zanurzyła się w nim myślą i
wynagradzała mu za zniewagi. Z Tobą, Matko Miłosierdzia, łączę się w adoracji
tego Serca i w wynagrodzeniu.
62. ZNACZENIE PRZEBICIA BOKU PANA JEZUSA
„Stało się to bowiem, aby się
wypełniło Pismo” (Jan 19, 36).
Święty Jan Ewangelista przywiązuje wielką wagę do przebicia boku
lancą: uważa za rzecz konieczną zaświadczyć o tym fakcie uroczyście, a
prawdziwość swego świadectwa oprzeć na powadze samego Pana Jezusa: „A
ten, który widział, dał świadectwo i prawdziwe jest świadectwo jego. I wie on (to
jest Chrystus), że prawdę mówi, abyście i wy wierzyli” (Jan 19, 35). Na czym
polega tak wielka ważność tego zdarzenia, jaką nadaje mu Ewangelista? Na
typicznym i mistycznym znaczeniu tej tajemnicy, która stała się aktualna przede
wszystkim w czasach ostatnich przez kult Serca Jezusowego i miłosierdzia
Bożego.
1. Przebicie boku Pana Jezusa jest to ostatni akt brutalności katów,
znęcających się nad ciałem jego nawet po śmierci. Był on w zamiarach
odwiecznych Boga postanowiony jako dowód prawdziwej i rzeczywistej śmierci
Zbawiciela. Przynajmniej teraz musiała ona nastąpić z powodu przeszycia
włócznią samego Serca. W ten sposób Ewangelista stwierdza prawdziwość tej
śmierci, by utrącić z góry zarzuty bezbożników, że Chrystus był tylko w letargu,
a potem się przebudził. W rzeczywistości Pan Jezus prawdziwie umarł, a potem
prawdziwie zmartwychwstał.
Nadto w tej tajemnicy spełniły się liczne proroctwa i pierwowzory
Starego Testamentu wypełniły się dziwne przepisy o Baranku wielkanocnym, że
według nakazu Mojżeszowego jego kości nie łamano, że całego nietkniętego
pieczono, a potem stawiano na stole przed rodziną, którego ona całego
spożywała (Ks. Liczb. 9, 12). Oznacza to nie tylko łączność pomiędzy
uczestnikami w pożywaniu tego Baranka, ale i łączność z całym nietkniętym
Barankiem. Uczestniczymy podobnie w całym ciele Chrystusowym, gdy
przystępujemy do Sakramentu Ołtarza.
166
Ale przede wszystkim przez przebicie boku otwarte zostało dla nas
Najświętsze Serce Pana Jezusa, jako siedlisko miłości jego ku rodzajowi
ludzkiemu. „Ewangelista — mówi św. Augustyn (Tr. 130, 2) — użył jednego
głęboko pomyślanego słowa. Nie mówi, że żołnierz zranił bok naszego Pana,
lecz że go otworzył, przez co nam oznajmił, że rana boku ma być bramą do
Najświętszego Serca Jezusowego”. Istotnie rana boku stała się złotą bramą do
prawdziwej świątyni Pana, gdzie wszyscy chorzy i biedni, wszyscy potrzebujący
pomocy otrzymują zdrowie, łaskę i miłosierdzie. Jest ona bramą do
prawdziwego raju, gdzie jedynie można znaleźć radość i ukojenie. Zaledwie
święty Tomasz Apostoł dotknął ręką tej rany, a natychmiast uwierzył w
zmartwychwstanie Pana Jezusa, wołając: „Pan mój i Bóg mój”.
Serce Jezusa jest ucieczką we wszystkich naszych biedach i potrzebach.
Nabożeństwo to wzeszło w Kościele jak gwiazda lśniąca na niebie. Cześć
Najświętszego Serca wprowadza nas w świat wewnętrzny Pana Jezusa, z
którego wykwitło życie najpiękniejsze: pomaga nam szczególniej przyswajać i
ożywiać ducha wiary, pobudza nadzieję, ale przede wszystkim rozpala miłość w
sercach naszych: miłość Boga i ludzi. Dlatego Kościół katolicki w czasach
ostatnich usilnie poleca swym dzieciom nabożeństwo do tego Serca i wynajduje
sposoby, aby je pogłębić i jak najbardziej rozszerzyć po całym świecie przez
uroczyste obchodzenie pierwszych piątków, poświęcenie rodzin temuż Sercu
itp.
2. Przedmiotem formalnym w kulcie Serca Jezusowego, czyli motywem
tego kultu jest miłość Zbawiciela ku rodzajowi ludzkiemu, nie wykluczając
miłości Jego ku Ojcu i Duchowi Św. w łonie Trójcy Przenajświętszej. Miłość
Pana Jezusa ku nam jest boska i ludzka, jako że posiada On boską i ludzką
naturę i wolę. Stąd Najświętsze Serce Zbawiciela można uważać za symbol
potrójnej Jego miłości ku nam: boskiej, ludzkiej duchowej i ludzkiej
uczuciowej. Jednak to Serce nie jest obrazem formalnym czyli znakiem, a tylko
jak gdyby jego śladem — „quasi vestigium”. Żaden bowiem obraz stworzony
nie jest w stanie przedstawić istoty tej nieskończonej miłości miłosiernej, jak się
wyraża Pius XII w encyklice „Haurietis aquas” z dnia 15. V. 1956 r. W kulcie
tedy Najświętszego Serca Jezusowego czcimy przede wszystkim miłość ludzką
Pana Jezusa ku rodzajowi ludzkiemu obok Jego miłości boskiej ku nam, która
jako miłość ku nędzy jest miłosierdziem Bożym. A więc w kulcie tym czcimy
tylko ślad miłosierdzia Bożego: znajduje się ono w nim zaledwie w zawiązku.
W kulcie miłosierdzia Bożego bliższym przedmiotem materialnym jest
krew i woda, które wypłynęły z otwartego boku Zbawiciela na krzyżu. Są one
symbolem Kościoła, rodzącego się z boku umarłego na krzyżu Zbawiciela, jak
Ewa z boku śpiącego Adama, z sakramentami oczyszczającymi duszę (chrzest i
pokuta), a oznaczonymi przez wodę, i życiodajnymi (Sakrament Ołtarza i inne),
oznaczonymi przez krew. Ta krew i woda płyną ustawicznie w Kościele w
167
postaci łask oczyszczających duszę (w sakramencie chrztu i pokuty) i
życiodajnych (w Sakramencie Ołtarza), a sprawcą ich jest Duch Święty, którego
Zbawiciel udziela Apostołom, gdy się ukazał im w dniu Zmartwychwstania
wieczorem, jak czytamy w ewangelii na Niedzielę Białą: „Weźmijcie Ducha
Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie,
są im zatrzymane” (J. 20, 23).
Przedmiotem dalszym w kulcie Miłosierdzia Bożego jest Pan Jezus
zmartwychwstały w wyżej wspomnianym momencie ustanowienia sakramentu
pokuty.
Przedmiotem formalnym w tym kulcie, czyli motywem jego jest
nieskończone Miłosierdzie Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego do upadłego
człowieka. Jest to miłość Boga ku rodzajowi ludzkiemu, ale tylko w
obszerniejszym znaczeniu, albowiem nie jest to miłość upodobania w
doskonałościach, ale litosna miłość ku nędzy, jak się wyraża Pius XII w
Encyklice „HaurietIs aquas” (AAS, 48, 333), w jakiej się ludzkość znalazła po
grzechu, jak mówi Pismo Św.: „Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego
przyciągnąłem cię, litując się” (Jer. 31, 3).
Celem kultu Serca Jezusowego jest wezwanie do współczucia,
wynagrodzenia, przeproszenia i zadośćuczynienia. Celem zaś kultu Miłosierdzia
Bożego jest obudzenie ufności ku Bogu przez Pośrednika Pana Jezusa, jak to
wyraża akt strzelisty: „Jezu, ufam Tobie!”. Jest to odpowiedź ze strony naszej na
wezwanie Zbawiciela w ostatnich słowach mowy pożegnalnej w wieczerniku:
„Ufajcie, jam zwyciężył świat!” (Jan 16, 33). Dziś ludzie przesadnie ufają sobie,
swemu rozumowi, sile i wynalazkom, dlatego znaleźli się nad brzegiem
przepaści, jak przepowiedział Prorok: „Przeklęty człowiek, który ufa w
człowieku i kładzie ciało za ramię swoje… Błogosławiony mąż, który ufa w Panu
i będzie Pan ufaniem jego” (Jer. 17, 5 – 7). Przez ufność w Miłosierdzie Boże
sprowadzamy błogosławieństwo na siebie.
***
Z powyższego wynika, że kult Miłosierdzia Bożego jest logiczną
konsekwencją kultu Serca Jezusowego, w którym był w zawiązku, a teraz
występuje osobno i z nim się nie utożsamia, albowiem posiada inny przedmiot
materialny i formalny oraz zupełnie inny cel: odnosi się do wszystkich Trzech
Osób Trójcy Świętej, a nie do Drugiej tylko jak w tamtym, i bardziej odpowiada
stanowi psychicznemu dzisiejszego człowieka, który potrzebuje ufności w
Bogu. „Jezu, ufam Tobie!”, a przez Ciebie ufam Ojcu i Duchowi Świętemu.
168
63. ZDJĘCIE Z KRZYŻA CIAŁA PANA JEZUSA
„Wzięli tedy ciało Jezusowe i obwiązali
je w prześcieradła” (Jan 19, 40).
Koło krzyża Pana Jezusa robiło się coraz ciszej. Żołnierze po dobiciu
łotrów byli zajęci złożeniem ich ciał do wspólnego grobu. Ciało zaś Pana Jezusa
białe, zbroczone ciemną skrzepłą krwią, wisiało nadal na krzyżu, nakazując
szacunek. Maryja z niewypowiedzianą boleścią przypatrywała się świętemu
ciału swego Syna i opadła na kolana przy krzyżu: już ono do niej nie należało,
nie mogła zdjąć go i uczciwie pogrzebać, a zresztą nie miała gdzie, albowiem
grobu nie miała. Obawiała się może, by żołnierze nie porwali Ciała
Najświętszego i nie wrzucili do grobu dla przestępców. Niewątpliwie były to
chwile pełne męki. Aż oto nadchodzą dwaj zacni mężowie, którzy ze sługami i
wszystkimi przyborami przystąpili do zdjęcia z krzyża najświętszego ciała Pana
Jezusa. Byli to Józef i Nikodem.
1. Józef z Arymatei, zamożny i wpływowy członek Sanhedrynu,
potajemny uczeń Pana Jezusa, który na posiedzeniu Rady nie przyłączył się do
zdania potępiającego Zbawiciela, postanowił sprawić Mistrzowi uczciwy
pogrzeb. Udał się on do Piłata i poprosił o zwłoki Jezusa. Piłat zgodził się, ale
był zdziwiony, że śmierć skazańca nastąpiła tak szybko. Wezwał więc setnika, a
gdy i ten potwierdził fakt zgonu, wydał ciało Józefowi (Jan 19, 38; Łuk. 23, 50 –
52). Uzyskawszy zezwolenie na zabranie zwłok Józef pospiesznie przybył na
Golgotę, by jeszcze przed zachodem słońca zakończyć czynności pogrzebowe.
Drugim mężem był Nikodem, również uczeń Pana Jezusa, człowiek
wielce uczony w Piśmie, wpływowy i przełożony bożnicy, znany z rozmowy z
Panem Jezusem podczas pierwszego święta Paschy. On też chciał osobiście
wziąć udział w pogrzebie Mistrza. Toteż kupił „sto funtów przyprawy mirry i
aloesu” oraz drogich kadzideł (Jan 19, 39) i pospieszył na miejsce kaźni. W tej
zbożnej czynności niewątpliwie pomagały dwom uczniom również niewiasty
obecne przy śmierci Jezusa, a w pierwszym rzędzie Najświętsza Dziewica, która
z radością powitała nadchodzących mężów.
Ze względu na brak czasu niezwłocznie przystąpili do czynu. Po
drabinach przystawionych dostali się aż do szczytu krzyża i rozpoczęli smutną a
pełną miłości pracę. Z największą czcią powyjmowali gwoździe i zdjęli koronę
169
cierniową, podając je z rąk do rąk aż doszły do Matki Boskiej. Owinęli w
przyniesione prześcieradło ciało i powoli, z największą czcią i ostrożnością,
zsunęli w ręce św. Jana, który złożył je na łono klęczącej u stóp krzyża
Najświętszej Dziewicy. Wszystko to spełnili ci szlachetni mężowie z największą
miłością, troskliwością i niewypowiedzianym współczuciem.
Jakże miłymi winni być dla nas ci mężowie za ich miłość do Zbawiciela i
jego Najświętszej Matki, za ich wspaniałomyślność i hojność, gdy oddają swe
skarby, jak Nikodem, i grób własny, jak Józef, ponadto ofiarują swój trud i
odwagę. Trzeba było bowiem wielkiej odwagi, aby taki czyn spełnić wobec
fanatycznej nienawiści arcykapłanów do Pana Jezusa i wobec zwycięstwa, jakie
nad nim odnieśli. Nie bez powodu Pismo Święte wspomina, że Józef „odważnie
wszedł do Piłata i prosił o ciało Jezusowe” (Mk 15, 43). Zdjęcie z krzyża ciała
Pana Jezusa i następnie pogrzebanie w grobie Józefa było wyraźną demonstracją
przeciwko Sanhedrynowi.
2. Ciało Pana Jezusa po zdjęciu z krzyża spoczęło na łonie jego Bolesnej
Matki. Z niezmierną boleścią patrzy ona na okrutnie zbezczeszczone i
storturowane ciało, na rany głębokie od biczowania i korony cierniowej, a w
sercu swoim przeżywa całą mękę Syna. Porządkuje rozrzucone włosy, dotyka i
całuje ran rąk i nóg, odczuwając dotkliwie „miecz Symeona” żywy i z każdą
raną powiększony w jej Niepokalanym Sercu. Na widok boku przebitego
wzmaga się jej boleść w dwójnasób i obfitszym potokiem płyną łzy z jej oczu.
Ta głównie rana, jak mniemają niektórzy Ojcowie, była onym mieczem boleści,
który według przepowiedni Symeona najgłębiej zranił jej Serce. Wpatruje się w
pokryte śmiertelną bladością oblicze Jezusa i łzami własnymi zmywa z niego
zaschnie łzy i zapiekłą krew.
O czym myśli Niepokalana Dziewica opłakując śmierć swego Syna?
Może porównywa Betlejem i Golgotę? I tam w betlejemskiej jaskini trzymała na
ręku Boskiego Syna, jak tutaj, ale jakże w odmiennych okolicznościach! Tam
widziała nowonarodzone Dziecię, pełne nadziemskiego wdzięku i piękności. A
tu znikła wszystka piękność jego, nie ma w nim żadnej krasy: od stóp do głowy
prawie jedna rana. Może również wspomina pobyt w Egipcie i Nazarecie, gdzie
mu oddawała niezliczone usługi, — jego pracę misyjną w Galilei, jego naukę i
cuda, uznanie wśród tłumów, gdy go chciały królem ogłosić, uroczysty wjazd do
miasta świętego i śpiew pacholąt „Hosanna Synowi Dawida”. Wszystko to
przeminęło i przyjęło wręcz odmienny kierunek wskutek knowań arcykapłanów
i faryzeuszów.
Jednak Maryja zgadza się z wolą Bożą i nie żywi do nikogo gniewu.
Przeciwnie, nie tylko przebacza wszystkim, co się przyczynili do śmierci Syna,
ale za jego przykładem modli się za nich i prosi Boga o miłosierdzie dla nich.
Jakkolwiek odczuwa wielką miłość ku Panu Jezusowi i ból niezmierny z
170
powodu jego śmierci, jednak ofiarowała za grzechy ludzi i oddała dla ich
zbawienia tego najpiękniejszego i najmilszego ze wszystkich synów ludzkich. A
jakim go teraz otrzymuje? On przyszedł, aby odrodzić nas, — a my oddajemy
go jej zniszczonego bardziej niż był syn marnotrawny. Dzieciątko betlejemskie
wróciło na łono swej Matki, ale jakże inaczej podnosi swoje ramiona! —
Zdrętwiałe w chwili skonania, pozostały skrzepe martwą sztywnością! W
postawie ukrzyżowanej spoczywa on na łonie swej Matki! Boleści jej nikt nie
zdoła opisać.
***
Najmiłosierniejszy Zbawicielu, czyje serce zdoła się oprzeć porywającej i
kruszącej wymowie, z jaką przemawiasz do nas przez niezliczone rany
martwego ciała Twego, spoczywającego na łonie Twojej Bolesnej Matki?
Oznajmiasz przede wszystkim niewypowiedzianą wielkość miłosierdzia
Twojego nad nami grzesznymi. Taki zbytek i nadmiar cierpień dla zbawienia
naszego nie był koniecznie potrzebny, bo każdy czyn Twój wystarczyłby dla
przebłagania sprawiedliwości i zadośćuczynienia za zniewagi. Ale obrałeś ten
rodzaj Odkupienia, aby pokazać wielką cenę duszy naszej i swoje bezgraniczne
miłosierdzie, by nawet największy grzesznik mógł z ufnością i skruchą
przystąpić do Ciebie i otrzymać odpuszczenie, jak otrzymał je łotr konający.
Matko Najboleśniejsza i Matko Miłosierdzia, co złożyłaś największą ofiarę, a
teraz martwe ciało Syna swego i oznajmiasz nam wielkość poświęcenia swojego
i boleści swojej, wyryj w sercu moim pamięć tej boleści, abym nigdy nie
ustawał w dziękczynieniu Tobie i Jezusowi.
64. CZEŚĆ I ZNACZENIE KRZYŻA
"Oto drzewo krzyża, na którym zawisło
zbawienie świata, pójdźcie, p o k ł o ń m y się mu!”
Krzyż po zdjęciu ciała Pana Jezusa został wrzucony do rowu, czy
szczeliny skalnej, poniżej Golgoty. Cesarz Hadrian (118 – 138), nienawidzący
Chrystusa, założył na gruzach Jerozolimy kolonię rzymską (Aelia Capitolina), a
ów rów zasypał gruzami i wzniósł budowle na miejscu ukrzyżowania. Święta
Helena, matka Konstantyna Wielkiego († 330), odnalazła drzewo krzyża
Świętego, które odtąd zaczęto czcić, jako relikwię po Chrystusie. W r. 614
171
Chosroes, król perski, po zdobyciu Jerozolimy zabrał krzyż święty, który cesarz
Herakliusz w r. 628 odzyskał i na ramionach własnych przyniósł do kościoła,
wzniesionego na górze Kalwarii. Z obawy przed zbliżającymi się Saracenami
tenże cesarz w r. 633 zabrał krzyż św. do Konstantynopola, ale potem
prawdopodobnie odesłał go do Jerozolimy, albowiem Krzyżowcy zdobyli w tym
mieście duży jego fragment. W XVI wieku OO. Franciszkanie znaleźli święte
relikwie w kościele Grobu Chrystusowego i odtąd cząstkami zostały one
rozprowadzone po całym świecie. Polska miała otrzymać część prawdziwego
krzyża świętego od Św. Stefana, króla węgierskiego, którego syn miał złożyć tę
relikwię na górze Kalwarii koło Sandomierza (1006 r.). Znaczna jej część
znajduje się od XV w. w kościele OO. Dominikanów w Lublinie. Autentyczność
innych, czczonych dziś relikwii św. krzyża w Polsce trudno pozytywnie
udowodnić.
1. Chrześcijanie pierwszych trzech wieków chcąc uniknąć wyszydzania
religii, posługiwali się tajemnymi znakami i symbolami: trójzębem, kotwicą,
wężem miedzianym, literą „T” i monogramem Chrystusa (znak Konstantyna).
Dopiero po zupełnym triumfie chrześcijaństwa i zniesieniu kary krzyżowej za
Teodozjusza I (379 – 395), krzyż Chrystusa zaczyna widnieć jako godło naszej
religii. W V wieku spotykamy pomniki przedstawiające właściwe
ukrzyżowanie. Zwyczaj przedstawiania Chrystusa Pana na krzyżu, przybitego
trzema gwoździami, przeważa dopiero w XII wieku. Ku upamiętnieniu
znalezienia krzyża świętego i rocznicy poświęcenia bazyliki kalwaryjskiej (335
r.) w Jerozolimie zostało ustanowione święto 14 września. Od VI wieku zaczęto
je nazywać Podwyższeniem św. krzyża (z powodu obrzędu podnoszenia przez
biskupa tego drzewa).
W nabożeństwie Wielkiego Piątku odbywa się publiczna adoracja krzyża.
Jakkolwiek prawdziwego drzewa krzyża nie mamy we wszystkich kościołach
(najwyżej w niektórych małe kawałki tej bezcennej relikwii), nie zmienia to
istoty rzeczy, albowiem nie do samego drzewa, lecz do Boskiej Osoby
Chrystusa, który na nim umarł, odnoszą się hołdy i uwielbienie nasze. Dla
uwidocznienia głębokiej pokory, należnej temu znakowi, celebrans zdejmuje
ornat, bierze z ołtarza krzyż, osłonięty kirem i stojąc po stronie lekcji odsłania
jego wierzchołek, i niskim tonem śpiewa: „Oto drzewo krzyża” lekko go
podnosząc. Ma to oznaczać nieśmiałość Apostołów w głoszeniu nauki krzyża
przed Zesłaniem Ducha Świętego. Następnie wstępuje na wyższy stopień,
odkrywa prawą rękę Ukrzyżowanego, podnosi krzyż nieco wyżej i mocniej
intonuje: „Oto drzewo krzyża”. Ma to wyobrażać Apostołów po Zesłaniu Ducha
Św. śmielej głoszących naukę krzyża wśród Żydów. — Wreszcie celebrans staje
w pośrodku ołtarza, odsłania krzyż całkowicie, podnosi wysoko i to samo
śpiewa jeszcze mocniej. Przypomina to głoszenie ewangelii wśród pogan i ma
na celu także zadośćuczynienie Zbawicielowi za zniewagi.
172
2. Dlaczego krzyż jest godłem religii chrześcijańskiej i cieszy się taką
czcią, że umieszczają go na świątyniach, ołtarzach, po domach i zdobią nim
osoby zasłużone? Dlatego, że na nim umarł Zbawicieli i przez to znak ten stał
się tronem Syna Bożego, mównicą mądrości Bożej, ołtarzem krwawej ofiary
Jezusa, kluczem do nieba i trybunałem sędziowskim świata.
Przede wszystkim krzyż jest tronem Pana Jezusa, z którego on zburzył
potęgę grzechu i piekła, a rozpoczął panowanie w Królestwie miłosierdzia
Bożego. „Przez krzyż — mówi św. Jan Złotousty — Pan Jezus zbawił świat
cały, prawdę ustanowił, a kłamstwo zburzył, przemienił ziemię na niebo, a ludzi
w aniołów. Dzięki temu znakowi czart już nie wzbudza obawy, ale tylko
wzgardę, a śmierć nie jest śmiercią właściwą, a tylko snem i przejściem do życia
nowego. Dzięki krzyżowi są obaleni i zdeptani wszyscy nieprzyjaciele nasi. Z
wysokości tego tronu Pan Jezus kieruje Kościołem, a jego członków czyni
dziedzicami Królestwa Bożego”.
Krzyż jest mównicą, z której Zbawiciel ustawicznie do nas przemawia
ucząc cnót chrześcijańskich metodą dostępną dla wszystkich, bo metodą
poglądową. Tu widzimy wzniosły przykład pokory na zawstydzenie pychy i
wyniosłości, — posłuszeństwa na ujarzmienie samowoli grzesznej, —
umartwienia na ujarzmienie pożądliwości zmysłowych, — ubóstwa na
przeciwstawienie światowemu łakomstwu i pogoni za dobrami tego świata, a
przede wszystkim krzyż uczy nas bezgranicznej miłości Boga i bliźniego. Kto
pragnie znaleźć drogę doskonałości, ten już nie potrzebuje innego mistrza jak
tylko Chrystusa ukrzyżowanego.
Krzyż jest ołtarzem krwawej ofiary Pana Jezusa, który na nim ofiarował
siebie Ojcu Niebieskiemu jako całopalną ofiarę za grzechy całego świata. On
był prawdziwym Barankiem, który gładzi grzechy świata, jak go nazwał Jan
Chrzciciel, a przez to otworzył bramę do nieba. Żaden człowiek nie miałby tam
wstępu, gdyby Zbawiciel nie otworzył tej bramy gorzką śmiercią swoją na
krzyżu. Tylko przez krzyż możemy trafić do nieba, jak to powiedział Zbawiciel:
„Kto nie bierze krzyża swego i nie naśladuje mnie, nie jest mnie godzien” (Mt
10, 38). Chrystus żąda tu od nas ofiary z siebie i nawet z życia.
Wreszcie krzyż jest trybunałem Chrystusa. Ukaże się znak ten przed
końcem świata, z nim przyjdzie Zbawiciel sądzić żywych i umarłych,
wymierzyć sprawiedliwość tym, którzy za życia nie chcieli korzystać z jego
miłosierdzia. Wprawdzie „kto nie wierzy, już jest osadzony, że nie uwierzył w
imię jednorodzonego Syna Bożego” (Jan 3, 18), ale wówczas nastąpi osądzenie
publiczne z trybunału krzyża, gdy teraz spełnia się ono nieprzerwanie na każdy
dzień.
173
***
O krzyżu święty, droższy mi nad wszelki blask i cenę najświetniejszych i
najdroższych kamieni! Tyś był kresem prac i trudów Pana Jezusa, końcem
cierpień i początkiem chwały jego oraz wstępem do wielmożności Królestwa
Bożego. Obejmuję cię, całuję cię, do serca swego tulę jako najdroższy mój
klejnot. Z ciebie weseli się niebo, przed tobą drży piekło. Tyś jest jarzmem
wdzięcznym i zadatkiem wiecznej szczęśliwości, odpocznieniem i siłą każdego
chrześcijanina. Niech przez ciebie przyjmie mię ten, który przez ciebie mię
odkupił i z miłosierdzia swego na tobie za mnie umarł!
65. ZŁOŻENIE DO GROBU CIAŁA PANA JEZUSA
„Tam tedy… bo grobowiec był blisko,
złożyli Jezusa” (Jan 19, 42).
Na wschodnim zboczu kalwaryjskiego pagórka, blisko murów miasta,
naprzeciwko bramy Efraima znajdował się ogród Józefa z Arymatei, a w nim
cmentarz żydowski, gdzie właściciel ogrodu miał swój nowy grobowiec, wykuty
— podobnie jak i inne groby — w skale. Grobowiec składał się z przedsionka i
komory grobowej, w której po prawej stronie była kamienna ława. Wejście do
komory grobowej zamykał okrągły Ciężki kamień młyński. Do poruszenia tego
kamienia trzeba było przynajmniej dwóch ludzi, i to przy pomocy dźwigni w
wyżłobionej dlań wnęce skalnej. Ten grób Józef z Arymatei oddał na złożenia
ciała Pana.
1. Dzień zbliżał się ku końcowi i trzeba było pośpieszać z pogrzebem
Pana Jezusa. Józef z Nikodemem wzięli ciało Zbawiciela z łona Matki i zanieśli
na kamień namaszczenia, który do dnia dzisiejszego znajduje się w kościele
Grobu Chrystusa i gdzie czczą go wszyscy wierni pielgrzymi. Na tym kamieniu
przygotowano ciało Zbawiciela do pogrzebu. Zwyczaj żydowski wymagał
obmycia ciała, namaszczenia go olejkami, zawinięcia, głowy w chustkę, a
następnie całego ciała w prześcieradło i złożenia tak zawiniętego w
przygotowanym grobowcu. Naoczny świadek, święty Jan Apostoł, mówi krótko:
„Wzięli tedy ciało Jezusowe i obwiązali je w prześcieradło z wonnościami, jak
jest zwyczajem grzebać u Żydów” (Jan 19, 40). Być może, że ze względu na
brak czasu i pośpiech ciało Zbawiciela nie zostało obmyte z krwi, a tylko
174
zawinięte w prześcieradło, przesiąknięte aloesem i wonnościami. Resztę
ceremonii miały dokonać niewiasty dopiero po szabacie. To przypuszczenie
umożliwia wytłumaczenie odbicia ciała na prześcieradle (jak na płycie
fotograficznej), przechowywanym po dziś dzień jako całun w Turynie.
Niektórzy egzegeci mają zastrzeżenie przeciwko takiemu wyjaśnieniu.
Kiedy już wszystko przygotowano do pogrzebu, przystąpiono do złożenia
ciała Zbawiciela do grobu. Miejsce, gdzie miano go pochować, leżało w
odległości około pięćdziesięciu kroków – w ogrodzie zarosłym drzewami,
krzewami i kwiatami. „A na miejscu, gdzie go ukrzyżowano, był ogród, w
ogrodzie zaś grobowiec nowy, w którym nikt jeszcze nie był złożony. Tam tedy, z
powodu żydowskiego dnia Przygotowania, bo grobowiec był blisko, złożyli
Jezusa” (Jan 19, 41 – 42). Ciało tedy Zbawiciela spoczęło w nowym i obcym
grobie. W nowym, albowiem nie godziło się mu spoczywać inaczej jak tylko w
czystym miejscu. W obcym grobie, by stwierdzić nadzwyczajne ubóstwo Pana
Jezusa, który już przy urodzeniu nie miał własnej kolebki, lecz spoczywał w
żłobie bydlęcym.
Możemy sobie wyobrażać jak zdążają z Góry Kalwaryjskiej do grobu:
Józef i Nikodem przy pomocy Jana Apostoła niosą ciało Zbawiciela, owinięte w
prześcieradło, a za nimi postępuje strapiona Matka Bolesna i święte niewiasty
oraz kilka służących Józefa. Jak niegdyś święty Józef pomagał Maryi w złożeniu
Dzieciątka Bożego do kolebki w betlejemskiej jaskini, tak i teraz Józef
dopomaga jej złożyć martwe ciało do grobu. Leżące obok święte miasto, okryte
dłuższymi cieniami drzew przy zachodzącym słońcu, nie przeszkadzano już w
tej ostatniej drodze Pana Jezusa.
2. Jakże bolesny to był pochód dla Serca Niepokalanej Dziewicy!
Prowadził on bowiem do grobu i do rozłąki. W celi grobowej zaświecono
pochodnie, bo było ciemno. Lekko spuszczono najświętsze ciało na płytę
kamienną, poprawiono prześcieradło i nakryto nim najukochańszego zmarłego.
Może złożono obok narzędzia męki i chustę na głowę do czasu, aż niewiasty po
szabacie przybędą z olejkami i dopełnią właściwego namaszczenia. Jeszcze raz
obecni spojrzeli na leżące c i a ł o Zbawiciela, z wielkim rozrzewnieniem i
uwielbieniem westchnęli i wyszli, zasuwając kamień u wejścia do groty.
Wiele grobów było zamkniętych ze zwłokami umarłych i dużo łez wylali
po nich krewni i znajomi, jednak po nikim nie płakano tak rzewnie, jak
opłakiwano śmierć Pana Jezusa. Tę niewysłowioną boleść Matki Najświętszej,
niewiast pobożnych i uczniów Zbawiciela przepięknie opisuje Prorok: „I płakać
go będą płaczem jako nad jednorodzonym; i będą nad nim żałować, jako żałują
przy śmierci pierworodnego. Onego dnia wielki będzie płacz w Jeruzalem, jako
płacz Adadremmon na polu Mageddon. I będzie płakać ziemia, każda rodzina
osobno,… a niewiasty też osobno” (Zach. 12, 10 – 12).
175
Z powodu braku miejsca w celi grobowej święte niewiasty przy pogrzebie
nie mogły wejść do wnętrza, a tylko przypatrywały się z zewnątrz, jak to wynika
ze słów Ewangelisty: „Przybyły też i niewiasty, które przyszły za nim z Galilei, i
widziały grób i jak złożono ciało jego. A wróciwszy, przygotowały wonności i
maści, nic wszakże nie czyniąc w szabat według przykazania” (Łuk 23, 55 – 56).
Ciało Pana Jezusa znalazło więc spokój po prawie dwudziestu godzinach
strasznej męczarni. Ale odpoczynku nie miała Matka Najświętsza. Teraz
bowiem rozpoczęła się dla niej droga wygnania, sieroctwa i opuszczenia.
Wprawdzie zabrał ją Jan Apostoł, ale to już był syn przybrany, który Jezusa nie
zastąpi.
Przez pogrzebanie ciała Pana Jezusa spełniła się przepowiednia jego:
„Jako był Jonasz w żywocie wielkiej ryby trzy dni i trzy noce, tak i Syn
Człowieczy będzie w sercu ziemi trzy dni i trzy noce” (Mat. 12, 40). Spełniło się
również proroctwo, że ze złoczyńcami umrze, a w grobie bogatego będzie
pochowany: „Dla złości ludu mego ubiłem go. I dla niezbożnych za pogrzeb, a
bogatego za śmierć swoją, przeto iż nieprawości nie uczynił, ani zdrady nie było
w ustach jego” (Iz. 53, 9). W ten sposób Zbawiciel sam przestąpił ostatnią stację
ludzkiego życia, uświęcił ją i pobłogosławił swoją obecnością, napełnił ją
zasługą i pociechą, albowiem w grobie jego znajduje się nasienie żywota, z
którego wyrasta drzewo nieśmiertelności, jak powiada Apostoł: „We chrzcie
zostaliście razem z nim pogrzebani, w nim też powstaliście przez wiarę w potęgę
Boga, który go wskrzesił” (Kol. 2, 12).
***
Święty Paweł chce tedy, byśmy z Chrystusem byli pogrzebani dla świata,
a grobem tym dla nas będzie najmiłosierniejsze Serce Pana Jezusa. Z naszych
uczuć niech będzie utkany całun, a wonnościami niech będzie zaparcie się siebie
i szukanie we wszystkim chwały Bożej. Wówczas życie nasze będzie ukryte w
Chrystusie i zabezpieczone przez Aniołów, którzy niby straż przy grobie – będą
nas strzegli od próżności świata i ataków piekła. Na chrzcie zostałem i ja
pogrzebany światu. A czy serce moje jest teraz na tyle czyste, by w nim
pogrzebać Pana Jezusa w miłości czułej, mocnej, trwałej i wspaniałomyślnej?!
176
66. STRAŻ PRZY GROBIE
„A oni… obwarowali grób, zapieczętowali
kamień i postawili straże” (Mt. 27, 66).
Członkowie Sanhedrynu i faryzeusze po powrocie z Golgoty obchodzili
ucztę paschalną nie tylko z wielką radością, ale z niezwykłą satysfakcją, że się
pozbyli nienawistnego Galilejczyka. Na lśniącym krysztale ich triumfu była
jednak mała rysa. Oto przypomnieli sobie, że Jezus za życia przepowiadał, że w
trzy dni po swej śmierci zmartwychwstanie (Mt. 12, 39 – 40). Uważali oni to
powiedzenie za samochwalstwo, ale mogło ono dać okazję do oszustwa:
uczniowie Jezusa mogli wykraść jego ciało i ogłosić, że on zmartwychwstał.
Dlatego niektórzy z nich dnia następnego, chociaż był to dzień Paschy, odbyli
krótki i dozwolony spacer do Piłata i rzekli: „Panie, przypomnieliśmy sobie, że
zwodziciel ten jeszcze za życia powiedział: Po trzech dniach zmartwychwstanę.
Rozkaż przeto, aby strzeżono grób aż do dnia trzeciego, aby snadź nie przyszli
uczniowie jego, a nie wykradli go i nie powiedzieli ludowi: Powstał z martwych.
I będzie błąd ostatni gorszy od pierwszego. Rzekł im Piłat: Macie straż, idźcie i
strzeżcie, jak umiecie. A oni odszedłszy obwarowali grób, zapieczętowali kamień
i postawili straże” (Mat. 27, 63 – 66).
1. Stanowisko Piłata pozornie było obojętne. Jednak maskował sam przed
sobą niezadowolenie, że musi ustępować Żydom. Ustąpił jeszcze i tym razem i
dał Żydom straż, złożoną z żołnierzy rzymskich. Chociaż tedy prokurator
przemawiał ze zmarszczonym czołem, to jednak zawsze się zgadzał na żądanie
członków Sanhedrynu, o co im głównie chodziło. Toteż tejże jeszcze soboty
zaprowadzili żołnierzy do grobowca. Zabezpieczyli się tedy i na taką
ewentualność, o której kto inny wcale by nie pomyślał. Obawiali się, by kto nie
przekupił żołnierzy, jak oni przekupili Judasza, i w ten sposób ciała Zbawiciela
nie ukradł ogłaszając, że zmartwychwstał. Zresztą mieli podstawy ku temu,
skoro w ich gronie nawet znalazło się dwóch zwolenników Jezusa, którzy
urządzili mu tak wspaniały pogrzeb. Dlatego Żydzi nie ograniczyli się do
postawienia straży, ale nadto na okrągłym głazie położyli swoje pieczęcie,
przytwierdzając w ten sposób ruchomy kamień do skały.
Po zastosowaniu tych środków ostrożności nikt już nie mógł dostać się do
wnętrza bez zerwania pieczęci, za całość których znowu odpowiadali żołnierze,
177
pełniący straż przy grobie. Przemyślność Żydów jest cennym przyczynkiem do
stwierdzenia faktu prawdziwej śmierci Pana Jezusa i późniejszego
Zmartwychwstania, o którym Chrystus nieraz mówił do Apostołów i rzesz
żydowskich, że po trzech dniach zmartwychwstanie. Jak rozumieć „po trzech
dniach?” U Żydów każdy dzień zaczęty uważano za cały. Stąd powiedzenie po
trzech dniach jest to samo, co dnia trzeciego. Pan Jezus spędził w grobie około
trzech godzin w piątek — (do zachodu słońca), — cały dzień sobotni (od
zachodu słońca w piątek do zachodu w sobotę), a z niedzieli przynajmniej 6 do
8 godzin (od zachodu do wczesnego poranka).
Grób tedy Pana Jezusa nie został bez opieki. Jeszcze w piątek, gdy Józef
„zatoczył wielki kamień i odszedł” (Mt. 27, 60), przy grobie zostały „Maria
Magdalena i druga Maria” (Mat. 27, 61), matka Jakuba i Józefa, a teraz
przybyła jeszcze straż.
2. „I będzie grób jego sławny” (Iz. 11, 10). Przepowiednia Proroka ziściła
się, albowiem miejsce pogrzebania Zbawiciela stało się sławne już od samego
początku przez postawienie straży rzymskiej przy nim. Ciało Zbawiciela leży
pełne ran, nieruchomo. Bóstwo, które nigdy nie opuści tego ciała, rozpościera
naokoło niego cichą promienną jasność. Ten spokój jest wyobrażeniem
Przenajświętszego Sakramentu oraz przedziwnej łączności z Bogiem,
tajemniczości śmierci i wspaniałości życia pozagrobowego.
Grób ten stał się sławny przede wszystkim dla Apostołów, którzy
odczuwali do niego wiele miłości i uwielbienia, — dla niewiast, które na razie
przy nim czuwały, a potem „wróciwszy, przygotowały wonności i maści, nic
wszakże nie czyniąc w szabat według przykazania” (Łuk. 23, 56), — szczególnie
zaś stał się drogi dla Najświętszej Matki, która prawdopodobnie nawiedzała go
w sobotę, rozważała mękę Syna swego, ubolewała nad nią niewymownie i
modliła się, wspominając w sobie wszystkie przebyte cierpienia.
Przedziwne wyroki Boże pozwoliły, by za cesarza Hadriana († 138)
miejsce to było całkowicie sprofanowane przez postawienie na nim posągu
Wenery tak, że pielgrzymi od r. 138 do 325 zaledwie wiedzą, w której części
miasta znajduje się grób Chrystusa. Ale Konstantyn Wielki wznosi na tym
grobie wspaniałą bazylikę, konsekrowaną uroczyście w 335 r. W VII wieku
Persowie, a potem Arabowie niszczą ją, a w XI wieku muzułmanie usuwają
nawet część skały tak, że biskup Orleanu, Odolryk, i tłumy pielgrzymów
przybyłych w 1033 r. celem uczczenia 1000 – lecia śmierci Zbawiciela znajdują
święte miejsce w bardzo żałosnym stanie. W r. 1042 cesarz Monomach
Konstanty częściowo odbudowuje świątynię, ale w r. 1070 opanowują miasto
Turcy Seldżuccy, przeciwko którym Grzegorz VII zwołuje krucjatę. W r. 1099
krzyżowcy opanowują Jerozolimę i na fundamentach bazyliki Konstantyna
wznoszą kościół w stylu romańskim, który uroczyście poświęcono 1149 r. W
178
1187 roku Seladyn zdobywa miasto Jerozolimę, bazylikę oszczędza, a w wieku
XIII Turcy zamurowują do niej wejście z wyjątkiem jednego i każą sobie płacić
„bakszysz” za wstęp do niej. W r. 1219 za sprawą św. Franciszka osiedli przy
Grobie OO. Franiszkanie, którzy mimo strasznego prześladowania ze strony
niewiernych i schizmatyckich Greków przetrwali tam do dziś dnia. W 1808 roku
pożar niszczy bazylikę, a w 1809 r. Grecy, poparci przez Aleksandra I (cesarza
Rosji), uzyskują pozwolenie na odbudowę (niedołeżną), która dzisiaj wymaga
gruntownego remontu. Ponieważ bazylika obecnie jest wspólną własnością
kilku wyznań, a OO. Franciszkanie posiadają tam tylko kaplicę, nie można
przeprowadzić remontu bez zgody i pomocy innych wyznań, które o to nie
bardzo dbają.
***
Mimo poniżenia i opuszczenia zewnętrznego, Grób Pana Jezusa jest
rzeczywiście chwalebny i sławny a nawet w poniżeniu odbierał ustawiczną
cześć od licznych pielgrzymów, którzy nieraz z narażeniem życia spieszyli do
tego świętego miejsca. Bo czyż może być na ziemi czcigodniejszy i świętszy
zabytek? Tu dusza nie zna granic: szlocha z Magdaleną, pokutuje z Piotrem,
boleje z Matką Najświętszą, całuje święty kamień, albo milknie w trwodze
przed mocą tego, który siebie wzbudził z martwych. Każdy grób sam przez się
budzi melancholię i smutek, ale ten, przywodząc na pamięć chwalebne
zmartwychwstanie rzuca tyle światła, blasku i chwały, że przejmuje
pielgrzymów nawet radością i słodką nadzieją.
67. „ZSTĄPIŁ DO PIEKIEŁ”
Przez śmierć dusza Pana Jezusa rozłączyła się z ciałem, ale Bóstwo jego
nie rozłączyło się z człowieczeństwem. Przez Wcielenie bowiem Słowo
Przedwieczne połączyło się z naturą ludzką w jednej osobie Boskiej na wieki.
Gdy więc ciało Pana Jezusa po śmierci martwe, ale z Bóstwem nierozdzielnie
złączone, zostało zdjęte z krzyża i złożone do grobu, dusza jego z tymże
Bóstwem złączona zstąpiła do piekieł i tam przebywała jak długo ciało leżało w
grobie, czyli do czasu chwalebnego Zmartwychwstania Przypatrzmy się tej
tajemnicy i poznajmy, jakie to były piekła, do których zstąpiła dusza Zbawiciela
i jaki był cel tego zstąpienia.
179
1. Rozróżniamy trzy miejsca, do których stosuje się nazwa piekła:
Otchłań, czyściec i piekło w ścisłym tego znaczeniu, jako miejsce kary wiecznej
potępionych. Do tego ostatniego miejsca dusza Pana Jezusa nie mogła zstąpić,
bo dusza jego jest „światłością świata”, a tam panuje wieczna ciemność:
ciemność zaś ze światłością nigdy i nigdzie ostać się nie mogą. Atoli mógł Pan
Jezus dać odczuć potępionym Boską moc swoją. „Jak żyjącym na ziemi
Chrystus Pan oznajmił Ewangelię swoją — mówi św. Jan Damasceński — tak
mógł oznajmić ją i potępionym wszakże nie na to, aby niewiernych do wiary
nawrócić, lecz by niedowiarstwo ich zawstydzić i ostatecznie pohańbić”. Gdy
bowiem nie chcieli dobrowolnie, musieli mimowolnie wyznać, „że Jezus
Chrystus jest Panem w chwale Boga Ojca” (Fil. 2,11).
Inne tedy były piekła, do których — jak uczy Kościół w Składzie
Apostolskim — zstąpiła dusza ukrzyżowanego Chrystusa nie tylko przez
objawienie mocy swojej, ale prawdziwą swoją obecnością. Było to przede
wszystkim piekło, które nazywamy otchłanią. Jest to miejsce, w którym
zostawały dusze świętych Patriarchów, Proroków i wszystkich wiernych sług
Bożych, jacy zeszli z tego świata przed przyjściem Chrystusa Pana i z pełnym
nadziei utęsknieniem oczekiwali swego wyzwolenia. Nie było tam kar
specjalnych, ale dusze te cierpiały boleść rozłączenia ze Stwórcą, do połączenia
z którym były przeznaczone, a czego wskutek grzechu pierworodnego osiągnąć
nie mogły dopóki Pan Jezus krwią swoją ich do tego powszechnego prawa nie
wykupił. Do tego więc mieszkania świętych zstąpiła dusza Pana Jezusa,
oznajmiając im dokonanie dzieła Odkupienia.
Między tymi świętymi była także dusza dobrego łotra, ciesząca się
spełnieniem tej obietnicy, jaką Pan Jezus dał na krzyżu: „Dziś ze mną będziesz
w raju”. Przez te słowa Zbawiciel nie rozumiał raju ziemskiego, w którym przed
upadkiem przebywali nasi prarodzice, — ani też nieba, do którego sam wstąpi
za czterdzieści dni i dopiero wprowadzi świętych. Miał na myśli tę właśnie
otchłań, zamienioną w raj przez oglądanie jego Bóstwa i Człowieczeństwa.
„Nawet do tych duchów, które przebywały w więzieniu, udał się przepowiadać.
Niegdyś były te duchy niewierne, gdy za czasów Noego, przy budowie Arki, w
której tylko niewiele, bo zaledwie osiem dusz ocalało przez wodę, nadużywały
cierpliwości Bożej” (I Piotr 3, 19 – 20). Z tych słów Doktor Anielski wnioskuje,
że Chrystus Pan wyprowadził wówczas niektóre dusze i z czyśćca, a mianowicie
te, które żywą wiarą w przyszłą mękę i śmierć Mesjasza zasłużyły sobie za życia
na to, by Pan Jezus zstępując do piekieł darował im należne kary doczesne.
2. W jakim celu dusza Pana Jezusa zstąpiła do piekieł? Czy nie byłoby
rzeczą stosowniejszą, by do czasu Zmartwychwstania przebywała raczej w
niebie? Zstąpienie do piekieł ze wszech miar odpowiada charakterowi
Zbawiciela świata, powiada św. Tomasz z Akwinu (III, q. 52, a 1 i 4 ). Skoro
bowiem Chrystus Pan przyszedł dla Odkupienia świata i wziął na siebie karanie
180
należne ludziom za ich grzechy, zgodził się nie tylko umrzeć za nas, ale nawet
zstąpić do piekieł. Nie tylko bowiem śmierć jest karą za grzechy ludzkie, ale
również kary doczesne, które winniśmy ponosić w tym życiu albo w przyszłym,
w czyśćcu. Zstąpienie tedy do piekieł duszy Pana Jezusa było aktem
nieskończonego miłosierdzia Bożego w celu pocieszenia dusz pozostających w
otchłani i wybawienia niektórych z czyśćca, jak również w celu wzięcia na
siebie całkowitego karania, należnego nam z wyroków sprawiedliwości Bożej.
O zstąpieniu duszy Pana Jezusa do piekieł przepowiadał Prorok: „Z ręki
śmierci wybawię ich, od śmierci wykupię ich. Będę śmiercią twoją, o śmierci,
ukąszeniem twoim będę, o piekło” (Oz. 13, 14). Jak pokonał nieprzyjaciela
piekielnego swoją gorzką męką, tak trzeba było, aby wyprowadził z niewoli
tych, którzy byli w niewoli u tegoż nieprzyjaciela. Podobnie mówi inny Prorok:
„Ty też we krwi przymierza twego wypuściłeś więźniów twoich z dołu, w którym
nie masz wody. Wróćcie się do miejsca obronnego, więźniowie nadziei!” (Zach.
9, 11). Jako życiem i śmiercią swoją objawił Zbawiciel moc swoją na ziemi, tak
również trzeba było, by i w piekle ją ujawnił, „aby na imię Jezus zginało się
wszelkie kolano mieszkańców niebios, ziemi i podziemia” (Fil. 2, 10).
Chrystus Pan umarł za żywych i umarłych. Żywym udziela się
skuteczność męki jego przez sakramenta święte, które się sprawują w imię
Ukrzyżowanego. Wypadało, by umarli też doznali tej skuteczności przez
zstąpienie duszy jego do piekieł, jak powiada Apostoł: „Zmazał tekst
skierowane go przeciwko nam dekretu, i zniszczył go przybiwszy do krzyża,
przez co rozbroił księstwa i władze, śmiało czyniąc z nich widowisko i jawnie
sam triumfując nad nimi” (Kol. 2, 14 – 15). A więc przez zstąpienie do piekieł
Pan Jezus dopełnił dzieła Odkupienia naszego, dopełnił dzieła nieskończonego
miłosierdzia swojego.
***
„We wszystkich sprawach twoich pamiętaj na ostatnie rzeczy twoje, a na
wieki nie zgrzeszysz” (Ekli. 7, 40). A ostateczne rzeczy są to: śmierć, sąd i
piekło. Dlatego winniśmy za przykładem Chrystusa Pana zstępować często
myślą do piekieł, zastanawiając się nad jego okropnością. „Pamięć na tę prawdę
— mówi św. Augustyn — ugina pychę, wytępia zazdrość, odgania rozkosz
zmysłową, leczy złość, wniwecz obraca próżność i chełpliwość, — otwiera drogę
karności chrześcijańskiej, dopełnia uświęcenia i gotuje zbawienie.” Św.
Franciszek Borgiasz codziennie zastanawiał się nad tą prawdą, aby „innych
nauczając sam nie był odrzucony” (I K. 9, 27). Podobnie postępowali i inni
świątobliwi mężowie. W chwili jakiejkolwiek pokusy przypominać sobie będę
to straszne miejsce i wyrok ostateczny: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w
ogień wieczny” (Mat. 25, 41). Jest to ogień straszny, przewyższający żarem
181
swoim siłę niszczącą ognia ziemskiego, a zarazem nigdy nie gasnący, bo
wieczny. Uchylam czoło przed wymaganiami, jakie Bóg mi stawia. Poddaję się
próbom, jakie na mnie zsyła. Przytulę się do niego w cierpieniu, by tylko
uchronił mnie od śmierci wiecznej.
68. WIELKA SOBOTA MATKI BOSKIEJ
„A duszę twoją własną przeniknie miecz,
by wyszły na jaw zamysły serc wielu” (Ł. 2, 35).
Nadszedł dzień szabatu wielkanocnego, dzień radości dla Żydów, a
największego smutku i boleści dla Najświętszej Dziewicy. Dom na wyżynach
Syonu, w którego bocznym skrzydle prawdopodobnie przebywała Matka Boska,
był w tę sobotę świadkiem niezwykłych a cichych łez, westchnień, boleści i
głębokich rozważań Maryi, w otoczeniu pobożnych niewiast. Prawdopodobnie
Apostołowie, rozproszeni w czasie męki Zbawiciela, przyszli teraz pokorni i
zawstydzeni do Matki Boskiej jako do jedynej Pocieszycielki w tak wielkim
utrapieniu. Maryja mimo całego smutku i bólu, jaki przejmował jej serce, była
cicha i spokojna; zrównoważona i opanowana, pocieszyła wszystkich, bo już
wówczas była Matką, życiem, słodyczą i nadzieją całego Kościoła, — była
bowiem już Matką Miłosierdzia. Na tę pamiątkę Kościół przeznaczył ku jej czci
sobotę każdego tygodnia, a przede wszystkim pierwszą sobotę w miesiącu, jako
dzień do rozważania głębokości cierpień i tajemnicy siły, z jaką znosiła te
cierpienia Niepokalana Dziewica.
1. „Stała Matka Boleściwa” przez cały Wielki Piątek, ale w Wielką
Sobotę boleść jej silniej jeszcze wdarła się w głąb duszy, a stało się to pod
wpływem wspomnień i rozważań życia Pana Jezusa i jego bolesnej męki. Boleść
i smutek są to uczucia ujemne, powstające w nas z powodu utraty dobra.
Paraliżują one wszystkie władze człowieka i czynią go niezdolnym do
jakiegokolwiek działania. Im większe było dobro utracone, tym potężniej boleść
i smutek działa na duszę. A czyż mogła Maryja posiadać jakieś dobro większe
od swego Boskiego Syna? Czy ktokolwiek mógł go w jej życiu zastąpić? Boleść
każdej matki po utracie dzieci jest wielka, prawie niezrównana, tym bardziej
jeżeli utraci jedyne dziecko. A tu Maryja utraciła nie zwykłego jedynaka, ale
Boga – Człowieka. Toteż możemy sobie tylko wyobrazić w przybliżeniu, jak
bardzo odczuwała tę stratę.
182
Boleść zawsze była na świecie, ale nie zawsze była ona połączona z
miłością, która tamtą pogłębia i potęguje. Im bardziej kochamy osobę utraconą,
tym bardziej odczuwamy boleść i smutek po niej. Nikt zaś nie miał i mieć nie
będzie takiej miłości w swym sercu, jaką miała Niepokalana Dziewica do swego
jednorodzonego Syna, którego kochała nie tylko jak matka kocha swe dziecko,
ale jako Syna Bożego, zwiastowanego i poczętego za sprawą Ducha Świętego.
Otóż ta miłość niezrównana Maryi do Pana Jezusa jeszcze bardziej potęgowała
jej smutek i boleść. U nas rzadko kiedy łączy się miłość z boleścią: cierpimy bez
miłości, a kochamy zwykle bez boleści. Ale odkąd te dwa uczucia w Sercu
Niepokalanym Maryi stopiły się z sobą w jedno, boleść spotęgowała się w takim
stopniu, ze normalnie stała się nie do zniesienia Była to bowiem boleść
przewyższająca wszystkie boleści, jakie kiedykolwiek ludzie przeżywali i będą
przeżywali.
W żadnym sercu ludzkim nie było tyle miłości, ile w Sercu Niepokalanej
Dziewicy — i w żadnym sercu ludzkim nie było i nie będzie tyle boleści i
smutku, ile było w Sercu Matki Boskiej. Ta boleść u niej była zawsze złączona z
miłością: powstała w chwili, gdy Maryja zgodziła się być Matką Boga, —
spotęgowała się, gdy usłyszała straszną przepowiednię Symeona, a po utracie
Syna doszła do najwyższego napięcia
2. Jak Maryja mogła przeżyć tak ogromny ból? Jaka jest tajemnica siły jej
duszy? Tajemnicą siły duszy Maryi Najświętszej były dwie pewności, łączące
się z ufnością w miłosierdzie Boże. Przede wszystkim Maryja miała pewność,
ze śmierć jej Syna jest konieczna do zbawienia ludzkości Ona wiedziała, że
słowo Przedwieczne nie w innym celu przyjmuje ciało w jej niepokalanym
łonie, jak tylko po to, by w tym ciele cierpieć i umrzeć straszną śmiercią
krzyżową za grzechy całej ludzkości. A więc boleść Maryi łączyła się nie tylko
z miłością ku jej Synowi, ale również i z miłością Matki Miłosierdzia ku
ludziom, ku całemu rodzajowi ludzkiemu, a więc i ku mnie i ku tobie. Pan Jezus
z miłości ku nam cierpi i umiera, a Maryja z miłości ku nam zgadza się na tę
mękę Syna i na straszną śmierć krzyżową, a tym samym zgadza się cierpieć z
Synem razem — cierpieć dla naszego zbawienia. A miłość jest silniejsza od
śmierci.
Drugą tajemnicą siły duszy Maryi była pewność, że Pan Jezus nie tylko
umrze, jak umierają wszyscy ludzie, ale że śmiercią swoją pokona śmierć i po
trzech dniach zmartwychwstanie. Ona słyszała, jak Zbawiciel zapowiadał swoją
śmierć, ale zarazem zapowiadał i zmartwychwstanie. „Oto wstępujemy do
Jerozolimy, a Syn Człowieczy będzie wydany przedniejszym kapłanom i uczonym
w Piśmie i starszym, a skażą go na śmierć i wydadzą poganom. I będą się z
niego naigrawać i plwać na niego. I ubiczują go i zabiją, a dnia trzeciego
zmartwychwstanie” (Mk 10, 33 – 34). Podczas gdy tragedia męki Chrystusa
Pana się rozwijała i dosłownie spełniały się wszystkie przepowiednie dotyczące
183
najmniejszych szczegółów, Maryja rozważała i porównywała je z faktami, a
teraz po dokonaniu się wszystkiego, mimo niewymownej boleści i smutku,
poddawała się woli Bożej, oczekując spełnienia się obietnicy
zmartwychwstania.
Cierpienia Maryi rozpoczęły się z cierpieniami Pana Jezusa. Wprawdzie
cierpiała ona od lat dziecinnych z tęsknoty za obiecanym Mesjaszem i niewiastą,
która ma być matką obiecanego Odkupiciela, nie wiedząc jeszcze, że właśnie
ona jest tą wybraną. Dowiedziała się o tym przy Zwiastowaniu, a przy
Ofiarowaniu Syna swego w świątyni poznała, że jej Syn ma być mężem boleści,
zapowiedzianym przez Izajasza, a ona — Matką Bolesną. Odtąd miała wciąż
przed oczami krzyż z cierpiącym na nim swym Synem i słyszała urągania i
szyderstwa przeciwko niemu. Gdy pastuszkowie dary mu składali, ona słyszała
lud wołający: „Ukrzyżuj go!”. Patrząc na mędrców u kolebki jego klęczących,
widziała Pana Jezusa w cierniowej koronie i w purpurowym łachmanie, z trzciną
w ręku, a przed nim szydzących z niego żołnierzy rzymskich. Obraz tej męki
stał ciągle przed jej oczyma, a teraz po dokonaniu wszystkiego spotęgował się
jeszcze bardziej.
***
Matko Miłosierdzia, coś wybrała mię za dziecko swoje bym się stał
bratem Jezusa, którego opłakujesz po złożeniu do grobu! Wczuwam się w twoje
niezmierzone i niewypowiedziane boleści, chciałbym w czymkolwiek im ulżyć i
ciebie w tym smutku pocieszyć. Otóż wspomnij, że jestem drugim Jezusem,
synem twoim, chociaż tylko przybranym. Nie zważaj na moją słabość,
niestałość i niedbalstwo, które opłakuję bez przerwy i wyrzekam się ich
ustawicznie. Ale wspomnij na wolę Pana Jezusa, który mię oddał pod Twoją
opiekę. Spełnij tedy względem mnie niegodnego swe posłannictwo, dostosuj
łaski Zbawiciela do mojej słabości i bądź dla mnie zawsze Matką Miłosierdzia!
184
69. CHWALEBNE ZMARTWYCHWSTANIE PANA JEZUSA
„Nie masz go tu, albowiem zmartwychwstał
(Jezus), jako zapowiedział” (Mt. 28, 6).
„Uroczystość nad wszystkie uroczystości — to jest Zmartwychwstanie
Pana naszego i Odkupiciela Jezusa Chrystusa.” Tak czytamy w Martyrologium
rzymskim. Istotnie, jest to uroczystość najwspanialsza, przynosząca największą
radość i głosząca światu całkowite uwielbienie Pana Jezusa, uwielbienie całej
jego natury ludzkiej — zarówno ciała jak i duszy. Jest to największy dowód jego
Bóstwa, albowiem zmartwychwstał własną mocą, „jako był zapowiedział”. Jest
to cała istota i treść chrześcijaństwa, które stoi albo upada z tą prawdą: „A jeśli
Chrystus nie zmartwychwstał, daremnym jest tedy przepowiadanie nasze,
daremną jest i wiara wasza”, mówi słusznie Apostoł Narodów (I Kor. 15, 14).
Toteż zastanówmy się nad rzeczywistością i prawdziwością Zmartwychwstania.
1. Chrystus Pan rzeczywiście zmartwychwstał. Zapewnia nas o tym
przede wszystkim Pismo Święte, które stwierdza z całą pewnością śmierć jego,
a następnie mówi o ukazaniu się Chrystusa Magdalenie (Mk 16, 9 nn),
niewiastom innym (Mt 28, 9), Piotrowi (Łuk. 24, 34), dwom uczniom w drodze
do Emmaus (Mk 16, 12), Apostołom zebranym w Wieczerniku bez Tomasza
(Jan 20, 19 nn), Apostołom i Tomaszowi (Jan 20, 26), Apostołom przy jeziorze
Genezaret (Jan 21, 1 – 23), Apostołom na górze w drodze do Galilei (Mat. 28,
16 – 20) a „potem widziało go jednocześnie więcej niż pięciuset braci” (I Kor.
15, 6). Ukazując się Pan Jezus rozmawia z Apostołami, pozwala siebie dotykać,
a nawet wkładać rękę do rany boku swego, jak to uczynił z Tomaszem, oraz
spożywa z nimi pokarmy i ustanawia sakramenty święte.
O Zmartwychwstaniu Pana Jezusa świadczą Aniołowie, którzy do
niewiast mówią: „Nie bójcie się wy… Szukacie Jezusa, który był ukrzyżowany.
Nie masz go tu, albowiem zmartwychwstał, jako zapowiedział. Pójdźcie, a
oglądajcie miejsce, gdzie był złożony” (Mat. 28, 5 – 6). „Czemu szukacie
żyjącego między umarłymi? Nie masz go tu, ale powstał. Wspomnijcie jako wam
mówił, gdy był w Galilei, powiadając, że potrzeba, aby Syn Człowieczy wydany
był w ręce grzeszników i ukrzyżowany był, a dnia trzeciego zmartwychwstał”
(Łuk. 24, 5 – 7). O tym fakcie świadczą również niewiasty: „Przyszła więc
Maria Magdalena, oznajmiając uczniom: Widziałam Pana i to mi powiedział”
(Jan 20, 18), świadczą i wszyscy Apostołowie, którzy przedtem wątpili, a potem
185
ogłaszali Zmartwychwstanie całemu światu: „Apostołowie zaś z wielką mocą
świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa” (Dz. Ap. 4, 33). Dzisiaj to
powstanie z martwych Chrystusa stwierdza cały świat chrześcijański.
Żaden z ewangelistów nie mówi, w jaki sposób Pan Jezus wyszedł z
grobu, bo nikt w momencie zmartwychwstania go nie widział. Mateusz
zaznacza, iż wyjście dokonało się w ten sposób, że okrągły kamień, którym
zagrodzone było wejście do grobowca, nie został poruszony, a samemu
Zmartwychwstaniu towarzyszyły niezwykłe zjawiska: „A oto stało się wielkie
trzęsienie ziemi. Anioł bowiem Pański zstąpił z nieba i przystąpiwszy odsunął
kamień i usiadł na nim. I było wejrzenie jego jako błyskawica, a szata jego jako
śnieg. A z bojaźni przed nim przerazili się strażnicy i stali się jakoby umarli”
(Mat. 28, 2 – 4). Kamień więc został odsunięty przez Anioła, ale grobowiec był
już pusty i właśnie dlatego kamień, jako zupełnie niepotrzebny usunięto.
2. Ubocznie świadczą o Zmartwychwstaniu Pana Jezusa i Żydzi. Oni
bowiem niczego nie zaniedbali, aby Zmartwychwstaniu przeszkodzić, a po
fakcie, nie ulegającym żadnej wątpliwości, zamiast s p r a w ę zbadać,
przekupują żołnierzy, aby twierdzili, że ciało Zbawiciela zostało podczas ich snu
wykradzione, jak gdyby takie opowiadanie nie obwiniało żołnierzy, iż nie
czuwali na straży. Nie badają oni również uczniów Pana Jezusa, rozgłaszających
wszędzie zmartwychwstanie jego, nawet ich nie zaczepiają, by w ten sposób nie
przyczynić się do oficjalnego wykrycia prawdy zmartwychwstania. Synagoga
tedy znalazła się w ostatecznym, a niezmiernym kłopocie i nie żałowała
pieniędzy na milczenie i na kłamstwa żołnierzy rzymskich.
Chrystus jednak musiał zmartwychwstać, bo „tak jest napisane i tak było
potrzeba, aby Chrystus cierpiał i zmartwychwstał dnia trzeciego” (Łuk. 24, 46),
— bo tak przepowiedzieli Prorocy: „Nie zostawisz duszy mojej w piekle, ani
dasz świętemu twemu oglądać skażenia” (Ps. 15, 10), — bo tak głosiły jego
pierwotypy, jakim przede wszystkim był Izaak i Jonasz. Sam Chrystus
przepowiadał swe zmartwychwstanie Apostołom i Żydom najpierw
niewyraźnie, a potem całkowicie i dobitnie. Cud Jonasza często przytaczał jako
znak swego posłannictwa i mesjańskiej godności. Żydzi pamiętali to
przepowiadanie. Oczy wszystkich były skierowane na grób, a po fakcie nikt z
zainteresowanych nie zaprzeczył zmartwychwstaniu, a przeto samo milczenie
ten fakt potwierdza.
Gdyby Zbawiciel nie zmartwychwstał, straciłaby na godności jego osoba,
przekreślone byłyby jego plany, zmarniałoby całe jego dzieło, tak misternie
przygotowane przez trzy lata, — słowem, wszystko by przepadło. Byłby to błąd,
gorszy od wszystkich innych, byłby to zawód dla wszystkich jego wyznawców.
Chrystus tedy musiał zmartwychwstać i rzeczywiście zmartwychwstał. Dlatego
Kościół tę tajemnicę obchodzi najuroczyściej jako największe ujawnienie
186
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Dlatego we Mszy świętej zachęca
wiernych do największej radości w Graduale: „Ten jest dzień, który uczynił Pan:
radujmy się i weselmy się zeń”, wskazując następnie, że powodem tej radości
jest ujawniające się nam miłosierdzie Boże: „Wysławiajcie Pana, bo dobry, bo
na wieki Miłosierdzie jego” (Ps. 117, 24,1).
***
Co Zbawiciel zapoczątkował na górze Tabor, stało się teraz pełną
rzeczywistością: przyodział swe ciało w blask i piękność, uduchowił je
całkowicie, uczynił je subtelne i przenikliwe, zupełnie zależne od swej woli.
Rozjaśniona dusza złączona z Bóstwem przenika ciało, budzi w nim nowe
energie, czyni je zdolnym do przechodzenia przez drzwi i mury, przez skały i
kamienie, zdolnym do przenoszenia się wedle woli, do ukrywania się i czynienia
niepoznawalnym wedle życzenia. Najmiłosierniejszy Zbawicielu, ideale
najwznioślejszej piękności, a zarazem najdoskonalszy wzorze naszej istoty! Ty
pierwszy odczułeś w swym ciele rozkosz wiecznej szczęśliwości. Bądź
pozdrowiony, zmartwychwstały Bracie nasz pierworodny! My również
tęsknimy do życia uwielbionego, do uduchowienia ciała, do uduchowienia form
zewnętrznych. Pragniemy przeżywać Wielkanoc, chcemy wywalczyć dla duszy
zwycięstwo nad niższymi popędami naszego ciała i osiągnąć nieśmiertelność
szczęśliwą.
70. ISTOTA I OKOLICZNOŚCI ZMARTWYCHWSTANIA
PANA JEZUSA
„Czemu szukacie żyjącego między umarłymi?
Nie masz go tu, ale powstał” (Ł. 24).
Przerażeni wstrząsem ziemi i widokiem Anioła żołnierze uciekli. Ale
grobowiec nie pozostał opuszczony zbyt długo. Po chwili zbliżyła się do niego
grupa niewiast, które w piątek wieczorem przygotowały wonności, by lepiej
namaścić zwłoki Pana Jezusa. Były to Maria Magdalena, Maria – matka Jakuba,
Salome, Joanna i inne. Niewiasty te po drodze zatrzymały się, by zakupić więcej
wonności. Maria Magdalena — jako bardziej impulsywna — wyprzedziła je i
idąc za głosem serca, sama przybiegła do grobu i tu ze zdumieniem spostrzegła,
187
że okrągły kamień został odsunięty, a wejście do grobu stoi otworem. Wróciła
tedy pospiesznie i powiadomiła Piotra i Jana, mówiąc: „Zabrano Pana z grobu,
a nie wiemy, gdzie go położono” (Jan 20, 2). Magdalena mówi tu w imieniu
opóźniających się towarzyszek w liczbie mnogiej „nie wiemy”. Ona tedy
pierwsza stwierdza nieobecność ciała Zbawiciela w grobie i powiadamia
Apostołów, staje się przez to niejako apostołką Zmartwychwstania, nad którego
istotą i okolicznościami pokrótce się zastanówmy.
1. Istota zmartwychwstania polega na ponownym połączeniu ciała z duszą
do uwielbionego życia. Wynikiem tego połączenia jest nadal życie ziemskie, ale
zupełnie nowe i przedziwne. Ciało całkowicie podlega duszy, nie stawia jej
żadnego oporu w działaniu i przybiera nowe zalety duchowe, jak
nieśmiertelność, młodzieńczość, niezależność od zewnętrznych warunków i
wpływów, pokarmów, snu itp. Nadto ciało staje się jasne, promieniujące
pięknością i wspaniałością, wyklucza wszystko to, co jest ciężkie i
nieszlachetne. Odznacza się szybkością w ruchach zależnie od woli,
przenikliwością i siłą nie znającą zapory stawianej przez materię, czas i
oddalenie. Zmartwychwstały Pan Jezus przechodzi przez kamień, przez drzwi
zamknięte, przenosi się momentalnie z miejsca na miejsce tam, gdzie wola
zechce. Ciało tedy zmartwychwstałe jest przedziwną istotą, jak mówi Apostoł:
„Nie każde ciało jest tymże samym ciałem… są też ciała niebieskie i ciała
ziemskie, lecz inna jest jasność niebieskich, a inna ziemskich” (I Kor. 15, 39 –
40).
„Chrystus powstawszy z martwych więcej nie umiera i śmierć więcej już
nad nim nie zapanuje” (Rzym. 6, 9) pisze Apostoł i zaznacza, że po
zmartwychwstaniu następuje zupełnie „nowe życie” (Rzym 6, 4) w
uwielbionym ciele, w którym „ujawniła się cała pełnia i wspaniałość chwały”
(Fil. 3, 21). Pan Jezus pierwszy powstał z martwych i jest wzorem i sprawcą
zmartwychwstania wszystkich, którzy weń uwierzą: „On jest też głową ciała
Kościoła, początkiem i pierworodnym z umarłych, aby sam we wszystkim
zachował pierwszeństwo” (Kol. 1, 18). Jest on prawdziwym Synem Bożym,
który sobie wysłużył przez mękę koronę, cześć i chwałę (Żyd. 2, 9). Z ciała
Pana Jezusa uwielbionego po Zmartwychwstaniu jaśnieje Majestat Boży. Toteż
Bóg Ojciec może do niego powiedzieć to samo, co wyrzekł przed wiekami,
rodząc go: „Tyś jest Synem moim, jam ciebie dziś zrodził. Żądaj ode mnie, a
dam ci narody w dziedzictwo twoje, a jako posiadłość twą — krańce ziemi.
Będziesz nimi rządzić laską żelazną, a jako naczynie garncarskie pokruszysz
ich” (Ps. 2, 7 – 9).
2. Zmartwychwstanie Pana Jezusa dokonało się własną jego mocą Boską.
Wprawdzie Pismo Święte powiada: „Ten który z martwych wzbudził Jezusa,
188
ożywi i wasze śmiertelne ciała duchem swym w was przebywającym” (Rzym. 8,
11), czyli że Ojciec go wskrzesił i że on żyje mocą i chwałą Ojca: „A Bóg i
Pana wskrzesił, i nas też wskrzesi przez moc swoją” (I Kor. 6, 14). Jednak
wskutek wspólności natury i wiecznego pochodzenia od Ojca wszechmoc Boża
jest właściwa i Synowi. Toteż zmartwychwstanie jego dokonało się także
własną mocą Chrystusa. Jest ono dziełem potęgi Boskiej, niezależnej od czasu i
środków, a nastąpiło w jednej chwili, jak i nasze zmartwychwstanie przy końcu
świata będzie nagłe: „Nagle, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej,
albowiem zabrzmi trąba i umarli powstaną nieskażeni, a my przemienieni
będziemy” (I Kor. 15, 52). To powstanie o własnej mocy z grobu jest właściwą
chwałą zmartwychwstałego Pana Jezusa. Jak dobrowolnie umarł, tak zupełnie
dobrowolnie o własnej mocy zmartwychwstał.
Zmartwychwstanie nastąpiło zupełnie niepostrzeżenie. Jak niegdyś wśród
nocnej ciszy Pan Jezus przyszedł na świat, opuszczając niepostrzeżenie łono
Przeczystej swej Matki, tak i teraz nie postrzeżony przez nikogo — bez
naruszenia pieczęci grobu — opuścił ciemne miejsce trzydniowego swego
przybywania i żyje życiem zupełnie nowym, nadziemskim, życiem, które już nie
należy do tego świata. Żadne oko ludzkie nie widziało tego faktu, którego
świadkami mogły być tylko chóry Aniołów i duchy Świętych Starego Zakonu,
które patrzały na ten cud, jaki przy końcu świata będzie udziałem wszystkich
ludzi w zmartwychwstaniu ciał.
Zmartwychwstanie Pana Jezusa napawa wszystkich wielką niezrównaną
radością! „Cieszy się niebo i ziemia”, jak się wyraża Brewiarz Rzymski. Cieszy
się Oblubienica Chrystusa, ujawniając swoją radość w obrzędach liturgicznych,
w śpiewach wesołych „Alleluja!”. Cieszą się wszyscy wierni, pozdrawiając
siebie uściskiem, ze słowami: „Chrystus zmartwychwstał!” i przesyłając
wzajemnie powinszowanie z życzeniami przeobfitych łask Bożych. Radość jest
to uczucie przyjemne, powstające w nas z powodu posiadania dobra. A czyż
może być większe dobro, jak to, które przynosi nam zmartwychwstały Pan
Jezus? Zwycięstwo nad piekłem, grzechem i śmiercią, zapewnienie nam
zmartwychwstania przy końcu świata i wieczne miłowanie w Królestwie
miłosierdzia Bożego.
***
Czy zmartwychwstaniemy? Aby nabrać pewności tej prawdy,
przypominajmy sobie, że to jest dogmat naszej wiary: „Ciała
zmartwychwstanie”. Przede wszystkim winniśmy już w tym życiu
zmartwychwstać duchowo, do czego wzywa nas Apostoł: „Jeśliście tedy
powstali razem z Chrystusem, zdążajcie do tego, co jest wzniosłe, gdzie i
Chrystus zasiadł na prawicy Bożej” (Kol. 3, 1). Są umarli duchowo, których
189
można nazwać żywymi trupami. Pismo Św. o nich mówi: „Masz imię, że żyjesz,
ale jesteś umarły…, bo nie znajduję uczynków twych doskonałymi wobec Boga
mojego” (Obj. 3, 1 – 2). Umarłym jest każdy, kto tylko dla świata żyje, pracuje,
tworzy i szuka ziemskiej chwały. Jest to tragedia życia ziemskiego, życia
światowego, życia niedowiarków. Biedny jest świat, podobny do wielkiej
trupiarni! Pełno suchych kości, pozbawionych imienia Bożego. Ześlij swego
Ducha, Ojcze miłosierdzia, i stwórz nowe życie, ożywione wiarą i łaską Twoją!
71. ZNACZENIE ZMARTWYCHWSTANIA PANA JEZUSA
„Szukacie Jezusa Nazareńskiego, ukrzyżowanego:
powstał, nie masz go tu” (Mk. 16, 6).
Niewiasty w niedzielę rano nakupiły wonności i skierowały się ku
grobowi. Podczas drogi przypominały sobie, że grób jest zamknięty wielkim
kamieniem i dlatego „mówiły do siebie: któż nam odsunie kamień od drzwi
grobowca?” (Mk 16, 3). Ale gdy przybyły już blisko, ujrzały odsunięty kamień
i „wszedłszy do grobowca ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie,
ubranego w szatę białą i zdumiały się” (5). Ten młodzieniec widząc ich
przestrach powiedział: „Nie lękajcie się, szukacie Jezusa Nazareńskiego,
ukrzyżowanego: powstał, nie masz go tu, oto miejsce, gdzie go złożono. Ale
idźcie, powiedzcie uczniom jego i Piotrowi, że was uprzedza do Galilei: tam go
ujrzycie, jako wam powiedział” (Mat. 28, 6 – 7). Łukasz mówi o dwóch mężach,
którzy podobne zdanie wypowiedzieli do niewiast w grobowcu. Może niektóre
niewiasty widziały jednego, a inne dwóch mężów i stąd powstała ta mało
znacząca różnica. Skoro Aniołowie polecają niewiastom powiadomić uczniów o
zmartwychwstaniu Pana Jezusa, nadają mu wielkie znaczenie, nad którym
pokrótce się zastanówmy.
1. Zmartwychwstanie Pana Jezusa jest koroną życia i działalności
Zbawiciela świata, uzupełnieniem dzieła Odkupienia i ostatecznym ujawnieniem
nieskończonego miłosierdzia Bożego.
Głównym celem działalności Pana Jezusa było ujawnienie jego Bóstwa.
Do tego zmierzały jego nauczanie i cuda. Temu jednak dowodowi brakowało
zmartwychwstania,
jako momentu najwyraźniejszego i najbardziej
przekonywującego. Sam Zbawiciel wskazywał na zmartwychwstanie, jako na
główny cud i najważniejszy dowód swego Bóstwa, jako na znak wyraźny z
190
nieba, jakiego domagali się faryzeusze. Teraz ten cud został spełniony z jego
ciałem, które było martwe, a ożyło swoją mocą, ożyło do życia uwielbionego.
Zmartwychwstały Jezus stanął na kamieniu jak na piedestale, stanął i patrzy
triumfująco na wszystkich swoich wrogów, którzy, w swej bezsilności albo
muszą w niego uwierzyć, uznając go za Boga, albo sromotnie zginąć.
Drugim celem działalności Chrystusa Pana było uwolnienie nas od
władzy szatana, który pożądliwościami, grzechem i śmiercią podbił całą
ludzkość pod swoje jarzmo i obrabował ją ze spokoju, łaski i nieśmiertelności.
Pan Jezus pomaga nam zniszczyć pożądliwość i grzech swoim wzniosłym
przykładem wszystkich cnót w stopniu najwyższym, a łaskę życia
nadprzyrodzonego wysłużył nam przez gorzką swoją mękę i śmierć krzyżową.
Pozostawała jeszcze śmierć, którą trzeba było pokonać. Tu rozegrała się walka
ostateczna i decydująca. Piekło wytężyło wszystkie siły, zmobilizowało
wszystkie swe sługi i środki, by Dawcę życia uśmiercić i to nie byle jaką
śmiercią, lecz najstraszniejszą — krzyżową. Zbawiciel bez protestu poddał się
takiej śmierci przez swoje chwalebne zmartwychwstanie. „A ostatnim wrogiem,
który zniszczony będzie, jest śmierć: wszystko bowiem rzucił pod stopy jego” (I
Kor. 15, 26). Tego ostatniego wroga Pan Jezus zwyciężył w Zmartwychwstaniu
i dlatego może zawołać: „Gdzież jest zwycięstwo twe, o śmierci? Gdzie jest, o
śmierci, oścień twój!” (I Kor. 15, 55).
2. Wreszcie zmartwychwstanie Pana Jezusa jest koroną i uzupełnieniem
całej działalności Boga – Człowieka, objęciem w posiadanie Królestwa
Niebieskiego, rozpoczęciem życia uwielbionego, którym się Słowo
Przedwiecznie cieszyło od początku oraz ostatecznym ujawnieniem
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Życie uwielbione było celem Boga –
Człowieka, a męka była tylko punktem przejściowym i przygotowaniem do tego
życia. Teraz Pan Jezus rozpoczął je i nie wróci więcej do dawnego życia
cierpień, — to jest całkiem nowe życie, wspaniałe, nieśmiertelne i prawdziwie
Boskie, — życie poniekąd społeczne, albowiem do niego powołuje i przeznacza
wszystkich swoich wyznawców — nie dla ich zasług, ale jedynie z
nieskończonego miłosierdzia swego.
Uwielbione życie Pana Jezusa jest wzorem, zadatkiem i przyczyną
naszego życia uwielbionego, jakie oczekuje i nas w przyszłości.
Zmartwychwstanie tedy Chrystusa jest dopełnieniem Odkupienia, które
ostatecznie urzeczywistnia się w życiu uwielbionym. Dla tego życia Zbawiciel
wszystko uczynił: największych wrogów pokonał, utracone przez grzech dobra
nadprzyrodzone odzyskał, wszystkie plany odwieczne Boga, wszystkie zamiary
Trójcy Przenajświętszej co do Odkupienia ludzkości wykonał, spełnił z całą
dokładnością wolę Ojca Niebieskiego i teraz wsławiony jest chwałą, jaką miał
od początku. Teraz już nic nie zostaje, jak tylko zapewnić pokój na ziemi
ludziom dobrej woli, o jakim śpiewali Aniołowie nad betlejemską stajenką.
191
„Jam jest Zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł,
żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki” (Jan 11, 25 –
26), powiedział Pan Jezus do Marty przy wskrzeszeniu Łazarza. Teraz
urzeczywistnia to przez swoje zmartwychwstanie i zapewnienie tegoż dla nas.
Jego bowiem zwycięstwo jest naszym zwycięstwem! Jego chwała jest naszą
chwałą, bo jego zmartwychwstanie jest zarazem i naszym zmartwychwstaniem!
Nie może o nas zapomnieć: wszystko bowiem podjął dla nas, wszystko uzyskał
dla nas, wszystkim podzielił się z nami. Widzimy, jakiego mamy w nim Pana
wspaniałego, nieśmiertelnego, potężnego, a przede wszystkim niezmiernie
miłosiernego, który oddaje nam wszystko, co ma, nawet siebie samego.
To rozważanie napełnia nas wielkim męstwem i ufnością. Czegoż
bowiem mamy się obawiać, jeżeli już i śmierć została pokonana? Wszak nas,
chrześcijan, nie można uśmiercić! Chrystus jest potężny i miłosierny,
nieśmiertelny i zwycięski, a więc i wszystko, co z nim jest złączone, jest
nieśmiertelne: jego nauka, jego Kościół, jego wybrani, ich czyny, cierpienia i
śmierć sama. Niech się lękają ci, którzy nie wierzą w Chrystusa, i niech wątpią
bezbożnicy! A my mamy tylko się cieszyć, radować i wysławiać nieskończone
miłosierdzie Boże, okazane nam w tej tajemnicy Zmartwychwstania,
największej tajemnicy Miłosierdzia Bożego.
***
Z próżnego, czczego i pozbawionego ducha życia nie rozwinie się żywot
wieczny, jak z pustej żołędzi nie wyrasta dąb. Dlatego już teraz na ziemi
winienem wieść życie zakrojone na wieczność, czyli życie nadprzyrodzone.
Muszę tedy myśleć, chcieć, cierpieć, walczyć, cieszyć się i kochać według zasad
wiary. Będę dziś częściej myślał o nieśmiertelności, będę się z niej cieszył i
pokonywał swój smutek i niepokój serca.
72. CEL I ZNACZENIE UWIELBIONEGO ŻYCIA PANA JEZUSA
„Który wydany został za grzechy nasze i zmartwychwstał
dla usprawiedliwienia naszego” (Rzym. 4, 25).
Wiadomość przyniesiona przez Marię Magdalenę uczyniła na Piotrze i
Janie duże wrażenie. Po wysłuchaniu jej relacji o nieobecności ciała Pana Jezusa
w grobie „Piotr i ów drugi uczeń przyszli do grobu. I biegli obaj razem, a ów
192
drugi uczeń wyprzedził Piotra i pierwszy przybył do grobu. A nachyliwszy się,
ujrzał leżące prześcieradła, wszelako nie wszedł. Przyszedł tedy Szymon Piotr
idąc za nim, wszedł do grobowca i ujrzał leżące prześcieradła oraz chustę, która
była na głowie jego, leżącą nie razem z prześcieradłem, ale zwiniętą osobno na
jednym miejscu. Wtedy więc i ów uczeń, który pierwszy przybył do grobu —
zobaczył i uwierzył. Nie rozumieli bowiem jeszcze Pisma, że trzeba było, aby on
powstał z martwych. Odeszli tedy uczniowie znowu do siebie” (Jan 20, 3 – 10).
Tymczasem niewiasty „wróciwszy od grobu, oznajmiły to wszystko owym
jedenastu i wszystkim innym… A słowa te zdały się im niedorzecznością i nie
uwierzyli im” (Łuk 24, 9 – 11). Nie znali bowiem oni celu i znaczenia
uwielbionego życia Pana Jezusa, nad czym pokrótce się zastanówmy.
1. Dlaczego Pan Jezus po Zmartwychwstaniu swoim nie od razu wstąpił
do nieba, ale jeszcze przebywał na ziemi przez dni czterdzieści? Przede
wszystkim dlatego, by przekonać swych uczniów, iż rzeczywiście
zmartwychwstał i to do życia uwielbionego. Fakt bowiem Zmartwychwstania
miał pierwszorzędne znaczenie dla całego Kościoła i dla całego świata. Jest on
potwierdzeniem wiary, pobudką do ufności w miłosierdzie Boże i podstawą
główną miłości ku Bogu. Te zaś trzy cnoty są istotą naszego stosunku do Boga,
a więc i istotą religii chrześcijańskiej Dzięki tym cnotom stajemy się
usprawiedliwieni i otrzymujemy synostwo Boże, jak pisze Apostoł: „Nam
poczytana będzie wiara w tego, który wzbudził Jezusa Chrystusa Pana naszego z
martwych: który wydany został za grzechy nasze i zmartwychwstał dla
usprawiedliwienia naszego” (Rzym. 4, 24 – 25). Zmartwychwstanie tedy
musiało być objawione w taki lub inny sposób, albowiem inaczej dzieło
Odkupienia nie byłoby dopełnione.
Również Zbawiciel mógł mieć jeszcze i ten zamiar, by nam okazać, co
nas czeka po tym życiu doczesnym, odnośnie do ciała, że mianowicie kiedyś
zmartwychwstajemy i otrzymamy takie ciała, jakie miał Pan Jezus po
Zmartwychwstaniu: subtelne, niecierpiętliwe, lekkie, nie sprzeciwiające się
duchowi, ale posłuszne i całkowicie zależne od woli, słowem ciała uwielbione,
w których ujawni się cała pełnia i wspaniałość życia i chwały.
Innym celem życia uwielbionego Zbawiciela na ziemi było ostateczne
urządzenie dopiero co założonego Kościoła, któremu jeszcze brakowało wiele
ważnych rzeczy jak Sakramentów św. i hierarchii. Jeszcze nie było sakramentu
Miłosierdzia, czyli sakramentu pokuty, — nie było konstytucji dla tak wielkiej
społeczności, jakim jest Kościół powszechny, a prawdopodobnie jeszcze nawet
nie było sakramentu chrztu i innych, które Zbawiciel ustanowił dopiero po
swoim zmartwychwstaniu. Dlatego słusznie Apostoł nazywa Zmartwychwstanie
„usprawiedliwieniem naszym”, które nastąpiło ostatecznie w czasie
uwielbionego życia Pana Jezusa w ciągu dni czterdziestu na ziemi.
193
2. Co do sposobu objawienia Zmartwychwstania to nie spełniło się ono
tak, by wszyscy widzieli Chrystusa, ale za pośrednictwem takich środków i
takimi drogami, jakie sam Bóg wybrał i oznaczył. Pośrednikami w objawieniu
Zmartwychwstania byli przede wszystkim Aniołowie, którzy zwykle łączą świat
nadprzyrodzony z doczesnym. Bóg posługiwał się tymi duchami niebieskimi
przy objawieniu swoich odwiecznych zamiarów, jak to miało miejsce przy
tajemnicy Wcielenia i Narodzenia Pana Jezusa. Teraz również użył ich dla
ogłoszenia Zmartwychwstania. Ta posługa ze strony Aniołów przyczyniła się
bardzo do okazania wielkości i boskiej potęgi Pana Jezusa.
Prawdopodobnie Zmartwychwstanie Chrystusa mieli ogłaszać i ci święci,
których on z martwych wskrzesił, jak podaje ewangelista: „I groby się
otworzyły, i wiele ciał świętych, którzy byli posnęli, powstało. I wyszedłszy z
grobów, po zmartwychwstaniu jego przyszli do miasta świętego i ukazali się
wielu” (Mat. 27, 52 – 53). Opis powstania zmarłych z grobu podany jest przy
śmierci Pana Jezusa, ale w rzeczywistości wydarzenia te dokonały się dopiero
po Zmartwychwstaniu i w związku z nim, bo gdzieżby oni przebywali od
śmierci do Zmartwychwstania, po którym dopiero „przyszli do miasta”.
Uczestnikami objawienia o Zmartwychwstaniu mieli być tylko wybrani:
„Bóg wskrzesił go dnia trzeciego i dozwolił mu ukazać się nie całemu ludowi,
ale upatrzonym przez Boga świadkom, to jest nam, którzyśmy z nim jedli i pili po
jego zmartwychwstaniu” (Dz. Ap. 10, 40 – 42). Chrystus Pan po swoim
zmartwychwstaniu już nie obcuje z całym ludem, tylko Apostołowie doznają
tego szczęścia oraz niektóre dusze wybrane. „Chrystus zmartwychwstał
trzeciego dnia według Pisma, ukazał się Kefasowi, a potem jedenastu. Potem
widziało go jednocześnie więcej niż pięciuset braci, z których wielu żyje
dotychczas, a niektórzy pomarli” (I Kor. 15, 5 – 6).
Całe życie Chrystusa było ciągłym zwycięstwem nad szatanem, ale
najbardziej to zwycięstwo ujawniło się w zmartwychwstaniu. Ono stało się
kluczem do zrozumienia tajemnic mesjańskich jest pieczęcią całego Odkupienia
oraz przyczyną i zaczątkiem naszego zmartwychwstania jako przyczyna
sprawcza i nadrzędna, która się rozciąga na wskrzeszenie tak dobrych jak i
złych. Jako przyczyna wzorcza, Zmartwychwstanie odnosi się tylko do dobrych,
którzy się stali „na podobieństwo Syna jego” (Rzym 8, 29). Nadto
zmartwychwstanie Pana Jezusa ma znaczenie duchowe, które się w nas
urzeczywistnia przez chrzest; w chrzcie bowiem człowiek zanurza się w wodę i
jest symbolicznie pogrzebany, aby wyjść z niej oczyszczonym (Rzym 6, 3; Kol.
2, 12) jako „nowe stworzenie” (11 Cor. 5, 17).
***
194
Wiara w Zmartwychwstanie, połączona z pragnieniem wiekuistego życia,
zelektryzowała ludzkość. Na szlaku tej wiary łaska spadła na duszę jak deszcz
ognisty i wychowała męczenników. Każdy męczennik umierał za wiarę ze
słowami: „a jednak zmartwychwstaniemy!”. Przekonanie to zrodziło się z grobu
Chrystusa Pana, a nie z jakichś starych mitów. Święty grobie, z ciebie dopiero
wychodzi tchnienie nieśmiertelnego życia i tryska pewność naszych nadziei!
73. OBJAWIENIE ZMARTWYCHWSTANIA PANA JEZUSA WROGOM
„Niektórzy ze strażników przyszli do miasta
i oznajmili… wszystko, co się stało” (Mt 28 – 11).
Pan Jezus najpierw objawił swe zmartwychwstanie wrogom przez
żołnierzy, którzy strzegli grobu. Wstrząs ziemi, a następnie widok Anioła oraz
odwalony kamień tak dalece przestraszył ich, że rzucili się do ucieczki, szukając
schronienia w znajdującej się niedaleko bramie miasta. Nieco ochłonąwszy
zrozumieli, że ich ucieczka jest zwykłą dezercją, za którą mogą ponieść surową
karę. Toteż zamiast do swego dowódcy, udali się niektórzy do członków
Sanhedrynu, którzy „po naradzie dali żołnierzom wiele pieniędzy, mówiąc:
powiadajcie, że uczniowie jego przybyli w nocy i w czasie waszego snu wykradli
go. A jeśliby się o tym dowiedział namiestnik, my go przekonamy i nic się wam
nie stanie. Oni tedy wziąwszy pieniądze uczynili, jak ich nauczono. I rozniosła
się ta wieść wśród Żydów aż po dzień dzisiejszy” (Mt 28, 11 – 15).
1. Dlaczego i jak objawia Pan Jezus wrogom swoim zmartwychwstanie?
Przede wszystkim czyni to z nieskończonego miłosierdzia swojego. Ten wielki
cud odbiera arcykapłanom i faryzeuszom ostatnią wymówkę, którą popierali
swoją zatwardziałość i niewiarę. Mają tu wyraźny dowód Boskiej mocy
Zbawiciela, że w tym dniu, kiedy zapowiedział, zmartwychwstał. Nie wierząc w
jego przepowiednię, przedsięwzięli jednak wszelkie środki ostrożności w celu
uniemożliwienia jakiegokolwiek nadużycia. Pan Jezus uczynił jednak, jak
zapowiedział. Środki zaś te stały się najwspanialszym świadectwem
prawdziwości tego faktu: świętości Pana Jezusa, a zatwardziałości i złości
Żydów. Wrogowie Pana Jezusa najpierw dowiedzieli się o jego chwalebnym
zmartwychwstaniu i mogli pierwsi skorzystać z jego Miłosierdzia, ale —
niestety — pozostali nadal w zaślepieniu i „w grzechach swoich pomarli”.
195
Wśród znaków strasznej potęgi, Anioł objawia Zmartwychwstanie
żołnierzom: jak błyskawica zstępuje z nieba, kiedy ziemia drży w posadach,
odwala kamień i sadowi się na nim tuż przy przestraszonych żołnierzach — w
przedsionku grobu, skąd widoczna jest ława kamienna, na której spoczywało
ciało Pana Jezusa. Żołnierze mogli się naocznie przekonać, że grób jest pusty.
Aniołowie występują tu z ogromną powagą przeciwko tym, którzy używali
przemocy przeciwko Chrystusowi. Atoli powaga ta jest miłosierdziem dla
żołnierzy, mogli oni bowiem przekonać się o najwyższej mocy Chrystusa i
uwierzyć w niego, a przez to się zbawić.
Żołnierze są to całkiem wiarogodni świadkowie, którzy spełniali tylko
rozkaz swych przełożonych. W zdarzeniach dnia wczorajszego żadnego udziału
nie brali i może nawet nie wiedzieli, kim był ten, którego ciała pilnowali.
Opowiadają o wydarzeniu przy grobie z całą prostotą, jak widzieli, opowiadają
wszyscy zgodnie tak, że Żydzi mieli urzędową wiadomość o Zmartwychwstaniu
i to od tych, których sami postawili, aby się ustrzec nadużycia. Biorąc to
wszystko pod uwagę, trudno jest usprawiedliwić stanowisko arcykapłanów,
tłumaczące ich upór i niewiarę. To była zatwardziałość i przewrotność w
najwyższym stopniu, jakiej już nic przełamać nie mogło. To był grzech
przeciwko Duchowi Świętemu, o którym Zbawiciel powiedział, że nie będzie
odpuszczony ani w tym ani w przyszłym życiu.
2. Jeżeli kto zechce dobrowolnie zaślepić się, wówczas z góry odrzuca
wszelkie argumenty, choćby najbardziej przekonywujące: barwy białe będzie
nazywać czarnymi i na odwrót. Jest to już pozytywna przewrotność, która
wbrew logice pobudza do uznawania fałszu za prawdę, ciemności za światłość,
zła za dobro, rzeczy zgubnych za zbawienne. I na odwrót, pod wpływem takiej
pozytywnej przewrotności ludzie pogardzają rzeczami zbawiennymi jako
szkodliwymi i fałszywymi, a światłem niebieskim jako ciemnością. O takich
mówił Prorok: „Biada wam, którzy nazywacie złe dobrem, a dobre złem;
zamieniacie ciemność na światłość, a światłość na ciemność; zamieniacie
gorzkie na słodkie, a słodkie na gorzkie! — Biada wam, którzyście mądrymi w
oczach waszych i sami przed sobą roztropnymi! — Biada wam, którzyście
mocnymi w piciu wina, i mężami dzielnymi w mieszaniu opilstwa; którzy
usprawiedliwiacie niezbożnego za podarki, a sprawiedliwość uczciwego
odejmujecie od niego!” (Iz. 5, 20 – 23).
Takimi właśnie byli kapłani i faryzeusze wobec faktu zmartwychwstania
Pana Jezusa. Słysząc świadectwa wiarogodnych świadków, uznają fakt
dokonany, a jednak nie chcą poddać się i uwierzyć w boskie posłannictwo
Chrystusa. Co więcej, namawiają żołnierzy do kłamstwa, przekupują ich
pieniędzmi i obiecują obronę przed Piłatem, zapewniając, że o tej sprawie
wszystko ujdzie im bezkarnie. Mają żołnierze głosić, że uczniowie ukradli ciało
Pana Jezusa, podczas gdy oni spali. Takie postępowanie kapłanów żydowskich
196
było już nie tylko prostą niewiarą, ale najoczywistszą nieuczciwością i
przewrotnością. Wyraźnie okłamują sami siebie, usiłując wprowadzić w błąd
innych, co się im nawet częściowo udało, albowiem — jak powiada Ewangelista
— „rozniosła się ta wieść wśród Żydów aż po dzień dzisiejszy” (Mt. 28, 15).
Jakże wspaniale uwydatnia się tutaj miłosierdzie Boże nawet wobec
takich zbrodniarzy, gdy w swojej wielkoduszności posyła Aniołów do żołnierzy,
a tych znowu do swoich wrogów, aby ich przekonać i nawrócić. Gdy ich
zatwardziałość i upór posunęły się do ostatecznych granic i niczym się nie dały
przełamać za życia, Pan Jezus po śmierci swojej i zmartwychwstaniu
prześladuje ich swoją niezmierzoną dobrocią, nie szczędzi im litości i używa
wszystkich środków, by zmiękczyć ich zatwardziałe serca, by zamiast pomsty i
kary należnej obsypać nowymi dowodami swego nieskończonego Miłosierdzia.
Niech się jeszcze „uczą, kędy jest mądrość, gdzie jest moc, kędy jest rozum, aby
zarazem wiedzieli, gdzie jest przedłużenie żywota i życie, gdzie jest światłość
oczu i pokój” (Bar. 3, 14).
***
Nad bramą śmierci Pan Jezus zatknął diadem zwycięski i śmiało spogląda
na wrogów, głosząc im miłosierdzie. „Na próżno szalejecie, — woła — gniew
wasz jest zupełnie bezsilny. Oto posiadam tron swój i z jego wysokości mogę
jeszcze wam wyświadczyć łaski. Wieniec swój wawrzynowy zerwałem na
niwach wiekuistego żywota, którym pragnę obdarzyć wszystkich, nawet was,
wrogowie, jeżeli się jeszcze nawrócicie”. Atoli głosu tego nie zrozumieją ci, co
nie kochają. Lecz ci, co miłością są zjednoczeni z Chrystusem, z zachwytem
wołają: „Jak szczęśliwi jesteśmy, żeś przyszedł do nas w takiej mocy i chwale!
Czujemy się teraz bezpieczni wobec tak chwalebnego zwycięstwa Twego!”.
74. PAN JEZUS UKAZUJE SIĘ MATCE NAJŚWIĘTSZEJ
„Błogosławione łono, które cię nosiło
i piersi, któreś ssał” (Łuk, 11, 27).
Pismo Święte nic nam nie mówi o ukazaniu się Pana Jezusa Matce, ale
Pisarze Kościelni i Ojcowie święci są tego zdania, że Zbawiciel nie mógł
zostawić Najświętszej Dziewicy bez pociechy po takich strasznych dniach
197
smutku i że musiał się ukazać nasamprzód swej Matce. Pisze o tym — między
innymi — św. Bonawentura w „Życiu Chrystusa Pana”, — Suarez, — św.
Ignacy w swoich „Ćwiczeniach” i inni. Ponieważ wszystko w życiu Pan Jezus z
miłością spełniał, trudno odmówić słuszności temu twierdzeniu, a przeciwnie
można utrzymywać, że ono jest całkiem naturalne i zrozumiale. Toteż możemy
między wierszami Pisma Św. czytać o ukazaniu się Pana Jezusa swej
Najświętszej Matce, chociaż to nie jest tam wyraźnie podane.
1. Niepokalana Dziewica po złożeniu swego Syna do grobu oczekiwała
jego zmartwychwstania. Słyszała o tym bezpośrednio od niego, gdy
wielokrotnie zapowiadał swe zmartwychwstanie, oraz czytała o tym
zmartwychwstaniu u Proroków Starego Testamentu. Ponieważ była „łaski
pełna” musiała mieć i łaskę zrozumienia Pisma Świętego, a przede wszystkim
zrozumienie zapowiedzi Zbawiciela, którego jeszcze Apostołowie nie mieli, i
dlatego na razie w zmartwychwstanie Pana Jezusa wątpili. Maryja w to nie
wątpiła, a była pewna, że Pan Jezus ożyje i z tą mocną wiarą przygotowywała
się do tak uroczystego momentu.
Maryja nie poddawała się żadnej chwiejności i bezradności, jaką
dostrzegamy u świętych niewiast i Apostołów. Ona jasno poznała słowa swego
Syna i oczekiwała zmartwychwstania dnia trzeciego z wielką tęsknotą i gorącym
pragnieniem. Wyobraźmy sobie zwykłą matkę, która po ciężkiej chorobie
dziecka oczekuje jego uzdrowienia. Ile w niej będzie tęsknoty i oczekiwania
radości! A Maryja nie jest zwykłą niewiastą. Ona miała serce czulsze od
wszystkich innych matek. Oczekuje ona nie uzdrowienia swego syna, ale
wskrzeszenia z martwych i to nie Syna zwykłego, ale Mesjasza i Zbawiciela,
który przez Zmartwychwstanie pokona ostatecznie wszystkich swych wrogów i
największego wroga ludzkości — szatana.
Niewymownie tęsknił Jakub za synem swoim Józefem, gdy się
dowiedział, że on żyje, że kłamstwem było, co mu niegdyś powiedziano, iż
zwierz dziki go rozszarpał. „Dosyć mi na tym, jeśli jeszcze syn mój Józef żyje;
pójdę, a oglądam go pierwej, niźli umrę” (Rodz. 45, 28). Jeszcze w wyższym
stopniu tęskniła za synem matka młodego Tobiasza: „na każdy dzień wybiegając
wyglądała i obchodziła wszystkie drogi, przez które nadzieja być mogła, że się
wróci, aby go, jeśli możliwa rzecz, z daleka przychodzącego ujrzała” (Tob. 10,
7). Jednak ich tęsknoty są tylko cieniem tej, jaką czuła Najświętsza Maryja
Panna, oczekująca zmartwychwstania Pana Jezusa. Tę wiarę i tęsknotę
ofiarowała ona Panu Bogu w długiej i gorącej modlitwie, podobnie jak to
niegdyś czyniła przed Wcieleniem. „Wstań, wietrze północny, i przyjdź, wietrze
z południa, przewiej ogród mój, a niech płyną wonności jego! Niech przyjdzie
miły mój do ogrodu swego i niech je owoce jabłek jego” (Pieśń 4, 16 i 5, 1). Te
słowa Pieśni nad pieśniami mogła powtarzać Maryja w najwyższym napięciu
uczucia niewypowiedzianej miłości i tęsknoty.
198
2. Jak się ukazał Pan Jezus Matce swojej Najświętszej i jak ją pocieszał?
Tak jak można pocieszyć i uszczęśliwić matkę, a mianowicie, że syn jej żyje,
jest szczęśliwy i kocha swoją matkę. Prawdopodobnie nikomu Zbawiciel nie
objawił w takiej pełni chwały swego chwalebnego Zmartwychwstania, jak
właśnie Matce swojej, którą z miłosierdzia swego wyniósł ponad wszystkie
stworzenia i kochał jak najlepszy Syn najmilszą Matkę. Mógł jej objawić,
dlaczego jeszcze przez dni czterdzieści będzie przebywał na ziemi, co zamierza
uczynić ze swoim Kościołem zanim wstąpi do nieba, jaką rolę wyznacza Matce
Miłosierdzia w całym Kościele, a w szczególności w duszy każdego człowieka.
Wszystko to musiało napełnić Niepokalane Serce Maryi przewspaniałą
świadomością jego chwały.
Maryja była najbliższą Pana Jezusa według natury i łaski. Wszak ona dała
mu życie ludzkie, które teraz stało się już chwalebne. Ona była uczestniczką we
wszystkich jego smutkach i radościach przy spełnianiu tajemnicy Odkupienia.
Szczególnie uczestniczyła w jego strasznej męce, kiedy tak mężnie i
niewymownie cierpiała. Słuszną tedy rzeczą jest, by również uczestniczyła w
jego chwale i radościach, a radościach tak wielkich i tak głębokich, jakie tylko
mogła odczuwać istota tak szczodrze obdarzona darami przyrodzonymi i
nadprzyrodzonymi jak Maryja. Nie mogła ona napatrzyć się i nacieszyć
widokiem Syna, jego chwałą Boską, jego szczęściem nadziemskim, jego czcią,
jaką otrzymywał teraz od wszystkich duchów niebieskich i od wszystkich
stworzeń.
Wszakże radość Maryi była cicha, wewnętrzna i skromna. Nawet o tym
momencie ukazania się jej Pana Jezusa po zmartwychwstaniu nie powiedziała
Ewangelistom, którzy dlatego o tym nic nie wspominają. Wolała zawsze stać na
uboczu zachowując wszystkie słowa w swym Niepokalanym Sercu i tylko
głęboko rozważając wszystko, co się odnosiło do jej Syna. Ona nigdy nie
wysuwała się naprzód, chyba tylko tam, gdzie oczekiwała ją boleść i wzgarda.
Dlatego i radości swej nie ujawniała, a tylko wewnętrznie uczestniczyła w
radościach Zbawiciela i w jego miłosierdziu, okazywanym innym.
Prawdopodobnie modliła się za Apostołów i tych wszystkich, którzy
potrzebowali pocieszenia, mając na myśli nie tylko ówczesne swe dzieci, ale i
wszystkich przyszłych chrześcijan.
***
„Królowo Niebieska, wesel się, Alleluja!” Tak pozdrawia Kościół Maryję
w okresie wielkanocnym, albowiem cała radość Zmartwychwstania do niej
przede wszystkim należy. Ona nosiła Zbawiciela w swym łonie, ona od chwili
199
Ofiarowania miała ustawicznie przed oczami jego mękę, jego krzyż i haniebną
śmierć na nim. Teraz oto zmartwychwstał i potwierdził swoją naukę, nauczanie i
swoje Bóstwo. Dlatego raduje się ona, a z nią mamy radować się wszyscy. Nie
radością tego świata — zewnętrzną i huczną, ale radością cichą, wewnętrzną i
duchową, na modlitwie i skupieniu, radością miłosierną, by umożliwić cieszenie
się innym i nikogo od tej radości nie wykluczać.
Niektórzy egzegeci (np. A. Nicolas) utrzymują, że „milczenie Ewangelii o
ukazaniu się Pana Jezusa swej Matce jest pełne wymowy, bo wynika z niego
chyba niedwuznacznie, że Chrystus Zmartwychwstały był nieustannie obecny
przy swej Matce Najświętszej i dlatego tak, jak ukazywał się innym, jej nie
ukazał się nigdy”. W tym wypadku radość Niepokalanej Dziewicy musiała być
jeszcze większą, bo nieustanna, a nasza z tego powodu tym silniejsza.
75. PAN JEZUS UKAZUJE SIĘ MARII MAGDALENIE
„Widziałam Pana i to mi powiedział” (Jan 20, 18).
Maria Magdalena z Piotrem i Janem, (a może wkrótce po nich), powróciła
do grobu, ale z nimi nie weszła, lecz „stała na zewnątrz i płakała”. Po pewnym
czasie „nachyliła się i zajrzała do grobu. I spostrzegła dwóch Aniołów w bieli
siedzących, jednego u głowy, a drugiego u nóg, gdzie było złożone ciało
Jezusowe. Mówią jej oni: Niewiasto, czemu płaczesz? Rzecze im: Wzięto Pana
mego, a nie wiem, gdzie go położono. To powiedziawszy obróciła się za siebie i
ujrzała Jezusa stojącego, a nie wiedziała, że był to Jezus. Rzecze jej Jezus:
Niewiasto, czemu płaczesz? kogo szukasz? A ona mniemając, że był to ogrodnik,
rzecze mu: Panie, jeśliś ty go zabrał, powiedz mi, gdzieś go złożył, a ja go
wezmę. Rzecze jej Jezus: Mario! O zaś obróciwszy się rzecze mu: Rabboni! (co
znaczy: Mistrzu!). Rzecze jej Jezus: Nie dotykaj mnie, jeszcze bowiem nie
wstąpiłem do Ojca mego, ale idź do braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca
mego i Ojca waszego, Boga mego i Boga waszego. Przyszła więc Maria
Magdalena oznajmiając uczniom: Widziałam Pana i to mi powiedział” (Jan. 20,
11 – 18).
1. Grób Pana Jezusa by jedynym skarbem dla Magdaleny, która pozostała
przy nim gorzko płacząc nad śmiercią Mistrza i zabraniem nawet jego ciała.
Chciałaby oddać jemu ostatnią posługę, odpowiednio namaścić, czego nie
zdążyła uczynić w piątek z powodu braku czasu. Tymczasem teraz ciała w
200
grobie nie znajduje. Któżby mógł je zabrał? Najprawdopodobniej ogrodnik, bez
którego wiedzy nikt z grobu nic wynosić nie może. Spostrzega w grobie dwóch
Aniołów, ale nie interesuje się nimi, bo oto spostrzega ogrodnika, który musi
wiedzieć; gdzie się znajduje ciało Jezusa.
Zbawiciel albo zmienił swój wygląd albo wskutek troski i boleści
Magdalena nie przyjrzała mu się. Sądziła więc, że nikt inny nie może być tak
wcześnie w ogrodzie jak tylko ogrodnik. Przeto na pytanie, czemu płacze, nie
odpowiada wprost i nie wymienia po imieniu, kogo szuka, bo sądzi, że cały
świat musi znać Pana Jezusa i o nim myśleć. Toteż w podnieceniu tylko mówi:
„Jeśliś ty go zabrał, powiedz mi, gdzieś go złożył”. Ona go weźmie za wszelką
cenę, byleby tylko wiedziała, gdzie leży, zbuduje grób dla niego taki, jakiego
jest godzien, urządzi mu wspanialszy pogrzeb, niż to było w piątek.
Jaka wielka i szczytna była miłość tej uczennicy Zbawiciela. Myśli tylko
o nim, szuka jedynie jego, albowiem on dla niej jest wszystkim. Inne rzeczy i
sprawy nie mają w jej oczach żadnej wartości, a jeżeli mają to tylko o tyle, o ile
prowadzą do niego. Ta wielka i szlachetna miłość ogarnęła jej rozum, uczucie i
serce, jej słowa i całą potęgę jej woli — słowem, całą jej istotę.
Zbawiciel nie mógł się oprzeć tak wiernej miłości i objawił się jej, a
objawił jednym tylko słowem, ukazując się jej w chwalebnej postaci: „Mario!”.
Ten jeden wyraz wywołał w jej sercu więcej pociechy i radości, aniżeli by to
mogło uczynić stu wymownych kaznodziei. Maria natychmiast go poznała i
napełniona została niewymowną pociechą i radością, którą wyraża również
tylko jednym słowem „Rabboni!”. Ale ten wyraz obejmuje wszystko, co jest
najpiękniejszego, najczulszego, najszlachetniejszego w stosunku dziecka do
Ojca i uczennicy do wychowawcy i Mistrza.
2. Pan Jezus „ukazał się naprzód Marii Magdalenie, z której wyrzucił był
siedmiu czartów” (Mrk 16, 9), pisze Ewangelista. Mimo woli powstaje pytanie,
dlaczego jej naprzód, a nie Piotrowi, Księciu Apostołów, czy Janowi,
najukochańszemu Uczniowi? Jest to tajemnica nieskończonego miłosierdzia
Bożego, że Pan Jezus wyróżnił tu niewiastę, „z której wyrzucił był siedmiu
czartów”. Potwierdza to słowa Zbawiciela, „że taka będzie w niebiesiech radość
z jednego grzesznika, czyniącego pokutę, jak z dziewięćdziesięciu dziewięciu
sprawiedliwych, którzy pokuty nie potrzebują” (Łuk. 15, 7) Pan Jezus odnalazł
owcę zgubioną i dlatego cieszy się i pragnie ją pocieszyć i wyróżnić.
Poznawszy Mistrza Maria rzuca się mu do stóp, ale Pan Jezus mówi jej:
„Nie dotykaj mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca mego, ale idź do
braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, Boga mego i
Boga waszego”. W tym nakazie zawiera się wskazówka, że jego pobyt nie
będzie trwał wiecznie tu na ziemi, że go zakończy wkrótce Wniebowstąpienie.
Słowa: „Nie dotykaj mnie” oznaczają, że Zbawiciel już nie prowadzi życia
201
ziemskiego, ale całkiem inne, wyjątkowe i przemijające. Są to słowa
przygotowujące na przyszłe rozstanie i na rozłąkę, na przejście w stan chwały
niebieskiej, której życie uwielbione było tylko przemijającym początkiem.
Pan Jezus nakazuje Magdalenie poselstwo do Apostołów nazywając ich
braćmi, albowiem mają wspólnego Ojca z Jezusem. Zbawiciel posiądzie niebo
nie tylko dla siebie, ale i dla swych braci. Jest to wspaniałe rozszerzenie
tajemnicy Zmartwychwstania, które uzupełnia Odkupienie i ostatecznie ujawnia
nieskończone miłosierdzie Boże. Magdalena, przedtem jawnogrzesznica, staje
się teraz apostołką apostołów i głosicielką miłosierdzia Bożego. Za żarliwą i
wytrwałą miłość swoją dostąpiła tej wysokiej łaski, że zmartwychwstały Pan
Jezus ukazał się jej pierwej, niż Apostołom i innym pobożnym niewiastom. O,
jak błogosławiony okazał się jej zapał, że takiej dostąpiła nagrody!
Nie na próżno Magdalena szukała Pana Jezusa, albowiem żarliwe jej
szukanie zakończyło się szczęściem. Sprawdziły się tu słowa Proroka: „Dobry
jest Pan dla mając nadzieję w nim, dla duszy szukającej go” (Tren. 3,25). Z
niewymownym miłosierdziem spełnia to, co obiecał: „Będziecie mię szukać i
znajdziecie, gdy mnie szukać będziecie wszystkim sercem waszym” (Jer. 29, 13).
Każdemu grzesznikowi skruszonemu, który przez grzech utracił Jezusa, a potem
pokutował, Pan Jezus daje się chętnie odnaleźć, a nawet wyróżnia go swymi
łaskami. Tym bardziej zawierza się sprawiedliwemu, a choć ten czasem utraci
uczucie obecności Jezusa, już wkrótce krzepi się słodkością jego nadziemskich
pociech.
***
Doświadczenie poucza, że praca nad udoskonaleniem naszym trudniej
idzie, gdy nadmiar refleksji hamuje nasz postęp, a znacznie łatwiej, gdy więcej
się modlimy, albowiem są zadania, którym jedynie serce może sprostać. W tym
wyrażeniu Ewangelisty „ukazał się naprzód Marii Magdalenie” (Mk. 16, 9) drga
patos Ewangelii oraz wielkość i potęga miłosierdzia Bożego. Tylko
krótkowidząca dusza może się gorszyć z tego. Kochajmy Zbawiciela bez
zazdrości. Radujmy się, jeśliśmy nie upadli, ale cieszmy się jeżeli ci, co upadli
powstają i zasługują u Zbawiciela na wyróżnienie. Niech tylko ci co upadli,
będą tak gorliwi jak Magdalena, a Jezus nigdy nimi nie wzgardzi i jednym
słowem dokona cudów. Przemów, Mistrzu, i do mnie, by dusza moja ożyła!
202
76. PAN JEZUS UKAZUJE SIĘ ŚWIĘTYM NIEWIASTOM
„Jezus zastąpił im drogę, mówiąc: Witajcie!
One zaś… złożyły mu hołd” (Mt 28, 9).
Miłość świętych niewiast do Pana Jezusa nie zadowoliła się w piątek
prowizorycznym pogrzebem jego ciała, lecz wzbudziła w nich zamiar
namaszczenia ciała w niedzielę rano. W tym celu „bardzo rano w pierwszy
dzień tygodnia” poszły do miasta nakupić wonności i „przyszły do grobu, gdy
już wzeszło słońce” (Mk 16, 2). Podczas drogi niepokoiły się, kto im odsunie
kamień przy wejściu do grobu. Ale gdy przybyły blisko, ujrzały odsunięty już
kamień. Zdziwione nie mniej niż Maria Magdalena, weszły do grobowca i
ujrzały tam młodzieńca siedzącego po prawej stronie w białej szacie, który rzekł
do nich: „Nie lękajcie się, szukacie Jezusa Nazareńskiego, ukrzyżowanego;
powstał, nie masz go tu, oto miejsce, gdzie go złożono. Ale idźcie, powiedzcie
uczniom jego i Piotrowi, że was uprzedza do Galilei: tam go ujrzycie, jako wam
powiedział” (Mk 16, 6 – 7). Pod pierwszym wrażeniem niewiasty w przerażeniu
uciekły, ale otrząsnąwszy się skierowały swe kroki do Apostołów, by spełnić
zlecenie Anioła. „A oto Jezus zastąpił im drogę, mówiąc: Witajcie! One zaś
zbliżyły się, przypadły do stóp jego i złożyły mu hołd. Tedy rzekł im Jezus: Nie
lękajcie się! Idźcie, donieście braciom moim, aby poszli do Galilei tam mię
ujrzą” (Mat. 28, 9 – 10).
1. Jakie to były niewiasty? Ewangeliści przytaczają ich imiona: Maria
Magdalena, Maria Kleofasowa, Salome, Joanna i inne. Maria Magdalena
uprzedziła towarzyszki, gdy one zatrzymały się w mieście, by zakupić
wonności, i wcześniej przybyła do grobu, a następnie pobiegła do Apostołów.
Inne zaś niewiasty przyszły później (może nawet po ukazaniu się Pana Jezusa
Magdalenie), by namaścić ciało Jezusa i okazać mu cześć i miłość.
Prawdopodobnie nie wiedziały o tym, że grób jest zapieczętowany i strażą
obstawiony, spodziewały się natomiast, że pozyskają sobie do pomocy
ogrodnika i odwalą kamień. W każdym razie chcą widzieć grób i uczynić
wszystko, co jest możliwe.
Można podziwiać wielką gorliwość tych uczennic Pana Jezusa, ich
niezwykłą ofiarność, męstwo i nieustraszoność wobec wrogów Zbawiciela,
którzy mogli je za ten czyn prześladować, a może nawet i karać. Jak służyły
203
Mistrzowi za życia, tak i po śmierci pragną mu oddać ostatnią posługę i ujawnić
wdzięczność i miłość. Pieniądze na zakup wonności, spokój i bezpieczeństwo —
wszystko ofiarują Panu Bogu i nic nie może im przeszkodzić w spełnieniu tego
miłosiernego, uczynku: ani ciemność nocy, ani na się na niebezpieczeństwo, ani
jakiekolwiek inne trudności. Chciały one za wszelką cenę być na miejscu i
zobaczyć, jaką jeszcze przysługę mogą wyświadczyć Mistrzowi. Oto wzór
dobrej woli.
Mamy tu doskonały wzór powołania, jakie niewiasty mają w Kościele po
wszystkie czasy. Mają one służyć Królestwu Chrystusowemu, spełniając
uczynki miłosierne co do ciała, oznajmiając prywatnie (nie publicznie)
towarzyszom wiary tajemnice miłosierdzia Bożego. Do takich posług
najbardziej nadają się niewiasty, które gorliwością przewyższają mężczyzn i są
poniekąd niezastąpione. Owe święte niewiasty odznaczały się tymi cnotami w
wysokim stopniu i są wzorem wszystkie czasy.
2. Gorliwość, ofiarność i miłość świętych niewiast została sowicie
wynagrodzona: ujrzały one bowiem grób otwarty, w nim Anioła, i wreszcie
samego Mistrza. Anioł siedział po prawej stronie grobu i nawiązał z nimi
łagodnie rozmowę. Łukasz wspomina nawet o dwóch Aniołach (Łk. 24, 4),
którzy niewiastom okazali wielką cześć i przychylność, przemawiając do nich
łagodnie i uspakajając słowami: „Nie lękajcie się” (Mk. 16, 5). Byli oni w
postaci młodzieńców w białych jaśniejących szatach, z twarzą radosną, pełni
świeżości i młodości, która w wieczności zawsze jest ta sama — niezmienna.
Słowa Aniołów są największą pochwałą dla niewiast, bo okazują ich wielką
gotowość i ofiarność, by: służyć Jezusowi ukrzyżowanemu, — ogłaszają im
zmartwychwstanie i polecają powiadomić o tym wydarzeniu przede wszystkim
Piotra i innych uczniów.
Niewiasty przypominają sobie słowa Zbawiciela o zmartwychwstaniu, ale
pełne bojaźni i radości wychodzą spiesznie z grobu, na razie nie mają odwagi
mówić Apostołom, co widziały i słyszały, i dopiero po ochłonięciu z pierwszego
wrażenia spełniają polecenie Aniołów. Apostołowie jednak nie chcą im wierzyć
i uważają ich opowiadanie za bezpodstawne. „A słowa te zdały się im
niedorzecznością i nie uwierzyli im. Piotr zaś wstając, pobiegł do grobu i
nachyliwszy się, ujrzał tylko prześcieradła leżące i odszedł zdumiony tym, co się
stało” (Łuk. 24, 11 – 12). Świadectwo tedy, niewiast jako świadków
Zmartwychwstania nie zostało dobrze przyjęte przez uczniów Jezusowych.
Trzeba było, aby Pan Jezus objawił się im samym.
Właściwą nagrodą dla niewiast za ich wierność było ukazanie się im
samego Zbawiciela, które nastąpiło prawdopodobnie na drodze do Apostołów,
niedaleko grobu. Pan Jezus pozdrawia je bardzo serdecznie, łaskawie i
litościwie, uspokaja, mówiąc: „Nie bójcie się” (Mt. 28, 5), dopuszcza je do
204
ucałowania nóg, potwierdza słowa Aniołów i powtarza polecenie, aby oznajmiły
o zmartwychwstaniu Apostołom, których nazywa braćmi swoimi. Niewątpliwie
niewiasty te dzisiaj napawają się ustawicznie widokiem Pana Jezusa i otrzymują
cześć, radość i nieprzemijającą chwałę za swoją wierność i ofiarność. Kościół
również wyróżnia je spośród innych świętych, gdy poleca wszystkim
dostojnikom, aby na Wielkanoc słuchali ewangelii dnia stojąco. Ewangelia
bowiem tego dnia opowiada, jak owe niewiasty wczas wstały, jak rozmawiały z
sobą i co chciały uczynić ku czci Zbawiciela. Jest to wyróżnienie, jakiego nie
doznają najwięksi synowie tego świata.
***
Zwróćmy uwagę na to, że ci sami Aniołowie rozmawiają z niewiastami z
wielką czcią i miłością, a żołnierzy, strzegących grobu Pana Jezusa, napełniają
wielką bojaźnią i zmuszają ich do ucieczki. Ta sama przyczyna u różnych ludzi
powoduje różne skutki. Dobrzy nigdy nie będą pokrzywdzeni, chociaż nieraz
bywają przez pewien czas doświadczani. Niewiasty przeszły wielkie
doświadczenie w czasie męki Pana Jezusa, ale się nie załamały w wierności i
dlatego zostały tak hojnie nagrodzone, że stały się pierwszymi głosicielkami
Zmartwychwstania. Nasza wiara polega również na ich świadectwie. Niewiasta
ściągnęła klątwę w raju, niewiasty muszą być i współpracownicami Chrystusa.
— Jakże miłosierny jest Zbawiciel, że każdego bez różnicy wynagradza według
jego gorliwości i miłości.
77. PAN JEZUS UKAZUJE SIĘ PIOTROWI
„Wstał Pan prawdziwie
i ukazał się Szymonowi” (Łuk. 24, 34).
Świadectwo niewiast o zmartwychwstaniu Pana Jezusa dla Apostołów
było niewystarczające i dlatego im nie wierzyli. Musieli w jakiś sposób sami
przekonać się o rzeczywistości tego faktu. Dlatego Piotr i Jan pobiegli
natychmiast do grobu, by się przekonać o nieobecności ciała Mistrza. Święty
Jan wymownie okazuje miłość ku Zbawicielowi, gdy pierwszy przybiega, lecz
przez szacunek dla Piotra nie wchodzi do grobu, ale czeka, aż przybędzie Książę
Apostołów i dopiero za nim sprawdza, że grób rzeczywiście jest pusty. Piotr
ufając w miłosierdzie Pana, już nie lęka się go spotkać pomimo zaparcia się. Z
205
prostotą dziecięcą zupełnie zapomina o sobie; ożywiony jedynie pragnieniem
dowiedzenia się czegoś o Mistrzu, wchodzi do grobu i znajduje go pustym.
Jednak jeszcze nie uwierzył w zmartwychwstanie, — jak mówi Ewangelista —
a tylko „odszedł zdumiony tym, co się stało” (Łuk. 24, 12). Uwierzył
niezachwianie dopiero wtedy, gdy Zbawiciel ukazał mu się osobiście.
1. „Zmartwychwstał trzeciego dnia według Pisma i ukazał się Kefasowi”
(I K. 15, 5) pisze Apostoł Paweł, a Łukasz podaje, że dwaj uczniowie z Emmaus
wrócili do Jerozolimy i „znaleźli zgromadzonych jedenastu i tych, którzy z nim
byli, mówiących: iż wstał Pan prawdziwie i ukazał się Szymonowi” (Łuk. 24, 33
– 34). Stąd wynika, że ukazanie się Pana Jezusa Piotrowi musiało nastąpić w
niedzielę po ukazaniu się niewiastom, a przed ukazaniem się Łukaszowi i
Kleofasowi po drodze do Emmaus.
Dlaczego Piotr odszedł od grobu Zbawiciela tylko „zdumiony”? Dlatego,
że przepowiednia o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, podana przez Pismo Święte
i zapowiedziana przez samego Pana Jezusa, nie doszła jeszcze do jego
zrozumienia. W każdym razie opuszcza grób w całkowicie innym usposobieniu,
niż przybył, opuszcza w zdumieniu, chociaż wiara jego jest jeszcze
nieutwierdzona. Jest bowiem różnica między tym, o czym słyszymy tylko z
opowiadania, a tym, na co patrzymy własnymi oczami i stwierdzamy przez
doświadczenie, a jeszcze inaczej jaśnieje prawda, jeżeli ją Bóg oświeci swoim
blaskiem.
W każdym razie Piotr i Jan odeszli od grobu pocieszeni. Jan natychmiast
uwierzył, a Piotr „zdumiony” jeszcze przez czas jakiś rozmyślał, zastanawiał się
nad faktami, porównywał je i prawdopodobnie doszedł do wiary, zanim ukazał
się mu Zbawiciel, który wszak modlił się o wiarę dla Piotra: „Szymonie, oto
szatan zapragnął, aby was przesiał jako pszenicę, ale ja prosiłem za tobą, aby
nie ustała wiara twoja; ty zaś nawróciwszy się w przyszłości utwierdzaj braci
twoich” (Łuk. 22, 31 – 32).
Ostatecznie Piotr i Jan uwierzyli, a do wiary w Zmartwychwstanie
doprowadza ich miłość gorąca ku Panu Jezusowi, która pobudziła ich do udania
się spiesznie do grobu, rozpatrzenia faktu i rozmyślania nad nim oraz czynnego
obudzenia aktu wiary. Aniołowie się im nie ukazali; gdyż było to dla nich
niekonieczne. Jest to wzór dla wszystkich, jak się mają przygotowywać do
wiary i następnie zachowywać ją w sercu. Sama wiara jest łaską Bożą, jest cnotą
wlaną przez Boga do duszy naszej, ale z tą łaską trzeba współpracować.
2. Czemu Pan Jezus ukazał się osobno Piotrowi? Prawdopodobnie
dlatego, że był on głową Kościoła, księciem Apostołów, i jeżeli kto, to on
przede wszystkim winien był nie tylko wierzyć, ale mieć najoczywistsze
206
dowody zmartwychwstania swego Mistrza, by innych w wierze utwierdzać.
Ukazanie się Zbawiciela temu, kogo on uczynił opoką wiary, mogło dodać mu
znaczenia u innych Apostołów i powiększyć w nich wiarę w zmartwychwstanie
Mistrza. Powodem tego ukazania się Pana Jezusa mogło być i to, że Piotr
potrzebował jeszcze szczególniejszego zapewnienia, iż Zbawiciel przebaczył mu
chwilowe załamanie się, ujawnione przed paru dniami na podwórku Kajfasza,
gdy trzykrotnie zaparł swego Mistrza. Należało go teraz pocieszyć i utwierdzić
w wierze i ufności w miłosierdzie Boże.
Ewangelia nam nic nie mówi, jaki był przebieg ukazania się Pana Jezusa
Piotrowi, ale możemy przypuszczać, że było ono bardzo piękne, pełne dobroci,
miłości i miłosierdzia. Prawdopodobnie oświadczył mu Pan Jezus, że już
wszystko przebaczył i nawet zapomniał o zaparciu się jego, następnie pocieszał
go i zachęcał, by był wyrozumiały na upadki ludzi, chętnie im przebaczał i
utwierdzał innych braci swoich w wierze. Mógł powiedzieć do niego: „Pokój
niech będzie z tobą, nie smuć się bardzo: grzech twój jest ci odpuszczony, bądź
tylko nadal ostrożny, nie ufaj sobie, umacniaj braci w wierze, wyrzeczeniu się i
ufności”.
A jak się zachował Piotr? Niewątpliwie— z największą pokorą, żalem,
zawstydzeniem i ufnością w nieskończone miłosierdzie Boże. Może powiedział:
„Panie, nie jestem godzien być twym Apostołem, tym bardziej kierownikiem
twego Kościoła. Przebacz mi i pozwól być ostatnim wśród twoich uczniów, być
sługą sług twoich, a dosyć mi na tym będzie. Daj mi tylko łaskę prawdziwej
twojej miłości i wytrwałości, bym już nigdy cię nie obraził najmniejszym
grzechem”. Skutek tego ukazania się był ten, że Piotr natychmiast opowiedział
innym Apostołom o tym radosnym zdarzeniu i w ten sposób utwierdził ich w
wierze, skoro mówili między sobą: „Iż wstał Pan prawdziwie i ukazał się
Szymonowi”.
„Potem ukazał się (Pan Jezus) Jakubowi” (I Kor. 15, 7), o czym
nadmienia tylko Paweł. Natomiast nie czytamy w Piśmie Świętym, by się ukazał
osobno Janowi, którego Zbawiciel najbardziej kochał. Może ulubiony uczeń
Pana Jezusa o tym fakcie dyskretnie zamilczał, powodowany uczuciem
głębokiej pokory, a może rzeczywiście nie ukazał mu się wcale osobno, a to
dlatego, że był on w wierze utwierdzony dostatecznie i osobnego objawienia nie
potrzebował. Zresztą wiara jest większą potęgą niż doświadczenie zmysłowe i
daje większą pewność.
***
Ukazanie się Pana Jezusa Marii Magdalenie jako pierwszej z niewiast i
Piotrowi jako pierwszemu z mężczyzn dowodzi nieskończonego miłosierdzia
207
Bożego, które w ten sposób wyróżnia, nawróconych grzeszników i zapewnia im
szczególniejsze łaski zewnętrzne jak również pomoc wewnętrzną do pokonania
pokus. Prawda, że pochodnię wiary trzymał Piotr, który pierwszy wyznał: „Tyś
jest Chrystus, Syn Boga żywego” (Mat. 16, 16). Jednak w Wielki Piątek i ta
pochodnia zgasła, a gałązka palmowa ufności uschła w ręku Apostołów.
Należało na nowo zapalić pochodnię, ale nie od ziemskiego ognia, lecz od
światłości wiekuistej. Sam Bóg tu zapala światło i ukazuje je Piotrowi a przez
niego innym. „Lumen Christi … Deo gratias”.
78. UKAZANIE SIĘ PANA JEZUSA ŁUKASZOWI I KLEOFASOWI
„Gdy wziął chleb, błogosławił, łamał i podawał
im, otworzyły się ich oczy” (Łuk. 24, 30).
Uroczystość paschalna nie zmuszała Izraelitów do przebywania w mieście
przez oktawę święta, dlatego wielu przybyszów już dnia następnego po szabacie
udawało się w podróż powrotną do domu. Tak postąpili dwaj uczniowie Pana
Jezusa— Łukasz i Kleofas, którzy zwątpiwszy we wszystko z powodu ostatnich
wypadków wybrali się do Emmaus, gdzie mieszkali. Było to około godziny
dziewiątej. Idąc drogą „rozmawiali o wszystkim, co się wydarzyło. I stało się,
podczas gdy rozmawiali i wzajemnie się pytali, że sam Jezus, przybliżywszy się,
szedł z nimi. A oczy ich były przesłonięte, aby go nie poznali. I rzekł do nich:
Cóż to są za rozmowy, które idąc prowadzicie między sobą, i jesteście smutni. A
odpowiadając jeden z nich, imieniem Kleofas, rzekł do niego: Czyżeś ty sam
przechodniem w Jerozolimie, że nie wiesz, co się w niej w tych dniach stało? A
on im rzekł: Co? I powiedzieli mu o Jezusie Nazareńskim, który był Prorokiem
potężnym w czynie i mowie wobec Boga i całego ludu. I jak go przedniejsi
kapłani i przełożeni nasi wydali na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się
spodziewali, że on miał odkupić Izraela. I teraz po tym wszystkim jest już dzisiaj
trzeci dzień od czasu, jak się to stało. Ale i niektóre z naszych niewiast przeraziły
nas, były bowiem przed świtaniem u grobu i nie znalazły jego ciała, przyszły
mówiąc, że nawet miały widzenie Aniołów, którzy powiadają, że on żyje. I poszli
niektórzy z naszych do grobu i tak znaleźli, jako im powiadały niewiasty, ale
jego samego nie znaleźli” (Ł. 24, 14 – 24). Zbawiciel przez pouczające i
pocieszające rozmowy wyrwał ciernie ich smutku i wreszcie przy łamaniu
chleba dał się im poznać, i zniknął.
208
1. Jaka była przyczyna smutku Łukasza i Kleofas? Żałosny koniec Pana
Jezusa i domniemane zniszczenie jego dzieła, w którym chcieli wziąć czynny
udział. Ci uczniowie oczekiwali, że Pan Jezus uwolni Izraela od ciemiężców.
Może nawet spodziewali się, że trzeciego dnia — jak zapowiedział —
zmartwychwstanie z całą wspaniałością zewnętrzną i dokona wreszcie swego
dzieła. Tymczasem otrzymali wiadomość o opróżnieniu grobu, ale nie wierzą
niewiastom, że zmartwychwstał. Oni nie mogli pogodzić śmierci krzyżowej z
ideą Mesjasza i dlatego tajemnica krzyża ich niepokoiła. Własne ich położenie
również było powodem smutku, albowiem zostali zawiedzeni w swoich
nadziejach i nie mogli bez wstydu i niebezpieczeństwa pokazać się wobec ludu.
Uczniowie ci nie znali jeszcze tajemnicy krzyża w życiu Pana Jezusa, w
życiu Kościoła i w życiu każdego pojedynczego chrześcijanina, który chce trafić
do nieba. Zapomnieli, a może nawet nie słyszeli nauki Zbawiciela o krzyżu, jaką
wygłosił w przededniu swej śmierci: „Jam jest prawdziwy krzew winny, a
Ojciec mój jest rolnikiem. Wszelką latorośl, która we mnie nie przynosi owocu,
odetnie, a tę, która przynosi owoc, oczyści, aby więcej owocu przynosiła” (Jan
15, 2). To oczyszczenie odbywa się przez krzyż i cierpienie, które jest czymś
istotnym w nauce Chrystusa. On sam musiał cierpieć i tak wejść do Królestwa
Bożego. A ponieważ nie jest uczeń nad Mistrza, przeto i każdy jego wierny
wyznawca winien być przygotowany na cierpienie, bez którego nie można ani
się grzechów wyzbyć, ani żadnej cnoty nabyć. Dlatego Pan Jezus powiedział:
„Jeśli kto chce za mną iść,… niech weźmie krzyż swój i naśladuje mię” (Mt. 16,
24). „Kto zaś nie bierze krzyża swego i nie naśladuje mnie, nie jest mnie
godzien” (Mt. 10, 38).
2. Gdy Kleofas skończył swoje narzekanie, nieznajomy podróżny
niespodziewanie zmienia ton i z człowieka nieświadomego rzeczy, jak się
zdawało dotychczas, okazuje się doskonale poinformowanym o wszystkim. „A
on rzekł do nich: O głupi i serca leniwego ku wierzeniu temu wszystkiemu, co
mówili prorocy. Czyż nie potrzeba było, aby Chrystus cierpiał i tak wszedł do
chwały swojej? I począwszy od Mojżesza i wszystkich proroków wykładał im,
co było o nim we wszystkich pismach” (Ł. 24, 25 – 27). Wykład ten był tak
długi, jak długa była droga. Ale dla dwóch uczniów i jedno i drugie zdawało się
być zbyt krótkie, gdy podróż się skończyła. „I przybliżyli się do miasteczka, do
którego szli, a on okazywał, jakoby dalej iść miał. I przymusili go mówiąc:
Zostań z nami, bo ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. I wszedł z nimi”
(Ł. 24, 28 – 29). Wyrażenie „ku wieczorowi” oznacza, że było już po południu,
może około godziny trzeciej.
W tym wykładzie Pan Jezus udowadnia uczniom, że męka i śmierć jego
nie jest czymś nieoczekiwanym i niespodzianym, że była przepowiedziana od
wieków, że ten ukrzyżowany jest rzeczywiście Mesjaszem i Odkupicielem
rodzaju ludzkiego. Następnie przytoczył dowody, iż ten ukrzyżowany
209
rzeczywiście zmartwychwstał: oto idzie z nimi, mówi z nimi i poucza ich. Mogą
tedy uczniowie być zupełnie bezpieczni, że nie spotkał ich żaden zawód i z tego
powodu nie doznają żadnego zawstydzenia. Wszystko to mówi Pan Jezus z
nadzwyczajną łaskawością, dobrocią i miłosierdziem. Wprawdzie nazwał ich
głupimi, ale w znaczeniu, że nie rozumieją Pisma, w którym Prorocy tak
wyraźnie przepowiedzieli wszystko, co się spełniło na ukrzyżowanym i
zmartwychwstałym Jezusie.
„I stało się, gdy zasiadł z nimi przy stole, że wziął chleb, błogosławił,
łamał i podawał im. I otworzyły się oczy ich i poznali go, ale on zniknął sprzed
oczu ich. I mówili między sobą: Czyż serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił w
drodze i Pisma nam wyjaśniał? I powstawszy tejże godziny, wrócili do
Jeruzalem. I znaleźli zgromadzonych jedenastu i tych, którzy z nim byli,
mówiących: Iż wstał Pan prawdziwie i ukazał się Szymonowi. A oni opowiadali,
co się stało w drodze i jak go poznali przy łamaniu chleba” (Ł. 24, 30 – 35).
Oświadczenie tych uczniów zostało przez niektórych przyjęte dość chłodno,
albowiem znaleźli się tacy, którzy i „tym nie uwierzyli” (Mk. 16, 13).
***
W tej tajemnicy ujawnia się niezwykle wielkie miłosierdzie Pana Jezusa
względem jego uczniów: zna on wszystkich, idzie za wszystkimi, pociesza
wszystkich, a jego litość jest niewyczerpana w różnych dowodach. Udziela
Zbawiciel tym uczniom, a w ich osobie wszystkim wiernym, wzniosłej nauki o
krzyżu i cierpieniu, a tych, którzy nie chcą jej zrozumieć, nazywa po prostu
„głupimi”. To się odnosi do każdego z nas, albowiem i dzisiaj wielu nie rozumie
znaczenia krzyża. Pan Jezus usiłuje to zgorszenie z krzyża, które leży w naturze
naszej, zniweczyć. Jest to nieskończone miłosierdzie Boże, że się dowiadujemy
z uczniami o konieczności cierpienia jako o należnej za grzechy pokucie.
Czy i ja nie wpadałem w błąd sądząc, że Ewangelia zapowiada jedynie
pociechy, a nie żąda ofiar. Jeśli Pan Jezus drogą cierpień wszedł do swej
chwały, czyż i mnie nie wypada iść tą drogą? Pozbędę się raz wreszcie tych
błędnych mniemań. Pójdę mężnie drogą krzyża, bo ten krzyż do Boga zbliża.
Pozostań, Jezu, z nami cierpiącymi, bo się ma ku wieczorowi życia naszego.
210
79. UKAZANIE SIĘ PANA JEZUSA APOSTOŁOM W WIECZERNIKU
„Pokój wam. Jam jest, nie trwóżcie się.
Oglądajcie ręce moje i nogi” (Łuk. 24, 36 – 33).
Między Łukaszem i Kleofasem, którzy twierdzili, że widzieli Pana Jezusa,
a innymi, którzy temu nie wierzyli, powstała ożywiona dyskusja. Trzeba było
nabrać pewności, że zmartwychwstanie Pana Jezusa jest faktem rzeczywistym.
Toteż Pan Jezus jeszcze raz tegoż dnia ukazuje się uczniom w Wieczerniku i
daje niezbite dowody swego zmartwychwstania, pozwalając siebie dotykać,
oglądać swe rany i razem z uczniami pożywa nawet pokarmy. Było to w
niedzielę wieczorem.
1. „A gdy to mówią, stanął Jezus pośrodku nich i rzekł im: Pokój wam.
Jam jest, nie trwóżcie się. A oni strwożeni i przestraszeni sądzili, że ducha
oglądają. I rzekł im: Czemuście się przerazili, a myśli różne wstępują do serc
waszych? Oglądajcie ręce moje i nogi, że to ja sam jestem… jako widzicie, że ja
mam. A gdy to mówił pokazał im ręce i nogi. A gdy oni jeszcze nie wierzyli i
zdumiewali się z radości, rzekł: Macie tu co do jedzenia? A oni dali część ryby
pieczonej i plaster miodu. A gdy zjadł wobec nich, wziąwszy resztę oddał im. I
rzekł do nich: Te są słowa, które do was mówiłem, gdym jeszcze był z wami, że
musiało się spełnić wszystko, co napisane jest w Prawie Mojżeszowym, w
Prorokach i w Psalmach o mnie. Wtedy otworzył im umysł, aby rozumieli Pisma
i rzekł im: Tak jest napisane i trzeba było, aby Chrystus cierpiał i
zmartwychwstał dnia trzeciego. I aby w jego imieniu wszystkim narodom była
głoszona pokuta i odpuszczenie grzechów, poczynając od Jerozolimy” (Łuk. 24,
36 – 47).
Świadectwo Magdaleny, niewiast, Piotra i dwóch uczniów z Emmaus nie
wystarczyły Apostołom i innym uczniom, by uwierzyć w zmartwychwstanie
Pana Jezusa. Zebrali się do Wieczernika, pozamykali drzwi i czuli się jak trzoda
opuszczona, oglądająca się za swoim pasterzem. Niepewność, bojaźń przed
Żydami i trwoga całkowicie nimi owładnęła. Pan Jezus zjawia się wśród nich,
dodaje im otuchy i zachęca, by poniechali wszelkiego niepokoju i wszelkiej
bojaźni, bo on znowu jest między nimi. W tych słowach było tyle przyjacielskiej
dobroci i miłosierdzia, że one musiały napełnić Apostołów wielką ufnością i
211
męstwem nawet wobec wrogo nastawionych Żydów. Jakie to wyrozumienie
słabości ludzkich i umiejętność zaradzenia im.
Zrazu przerażeni i zaniepokojeni Apostołowie cofają się przed Panem
Jezusem myśląc, że widzą ducha. Jednak Zbawiciel daje im pewne i
wystarczające dowody swego Zmartwychwstania; jest między nimi ten sam,
który był przybity do krzyża, bo oto mogą oglądać rany po gwoździach, jakie
pozostały na jego rękach i nogach; wzywa ich, aby dotknęli ich i przekonali się
o jego Zmartwychwstaniu; a gdy jeszcze nie wierzyli, a przynajmniej wahali się,
Zbawiciel każe im przynieść rybę i miodu, które spożywa rozmawiając z nimi
poufale, jak niegdyś za swego ziemskiego życia.
Można sobie wyobrazić, jak powoli lęk, smutek i niepewność Apostołów,
zamieniały się w radość i ufność. Z jaką miłością przyglądali się oni swemu
Mistrzowi zmartwychwstałemu i triumfującemu nad wszystkimi swymi
wrogami. Jak się teraz czuli mężnymi wobec tak potężnego wodza! Już się nie
boją zasadzek żydowskich ani kohorty rzymskich żołnierzy, przed którą uciekli
w Ogrójcu. Są teraz pocieszeni, mężni i gotowi na wszystko.
2. Dotąd ukazywał się Pan Jezus tylko pojedynczym osobom, a o swoim
zmartwychwstaniu kazał tylko zawiadomić kolegium apostolskie. Teraz zaś
objawia się całemu kolegium z wyjątkiem Tomasza. Jest to pierwsze ukazanie
się publiczne, bo poprzednie miały tylko charakter prywatny i były
przygotowaniem Apostołów na jego przyjęcie. Zresztą Apostołowie w ciągu
dnia byli rozproszeni i zgromadzili się dopiero wieczorem. Pan Jezus spełnia tu
obietnicę, daną im za życia, że przyjdzie i że radość ich będzie zupełna: „Nie
pozostawię was sierotami, przyjdę do was” (Jan 14, 18). „Niedługo, a oglądać
mnie nie będziecie, i znowu niedługo, a ujrzycie mnie. Zaprawdę, zaprawdę,
powiadam wam, że będziecie płakać i narzekać a świat się będzie weselił. A wy
smucić się będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni.” (16, 19 – 20).
„Wtedy otworzył im umysł, aby rozumieli Pisma”, czyli treść Pisma
objawioną przez Boga. Pan Jezus — jako Syn Boży — był najbardziej
kompetentny w jego tłumaczeniu i Apostołom udzielił daru nadprzyrodzonego,
by rozumieli głębiej znaczenie słów Pisma Świętego, szczególnie zaś tych, które
odnosiły się do osoby Mesjasza. „Tak jest napisane i potrzeba było, aby
Chrystus cierpiał i zmartwychwstał dnia trzeciego. I aby w jego imieniu
wszystkim narodom była głoszona pokuta i odpuszczenie grzechów”. W osobie
Apostołów Chrystus Pan udzielił daru rozumienia Pisma Świętego Kościołowi,
który dziś jest jedynie kompetentny w przekazywaniu i tłumaczeniu treści
Objawienia, a tym samym i Pisma Świętego.
Błędnowierstwa i odszczepieństwa w Kościele powstały na skutek
nienależytego rozumienia Pisma Świętego przez herezjarchów, którzy nie
uznają Ojca św. jako zastępcy Chrystusa, przekręcając naukę Mistrza. Kościół w
212
siódmej modlitwie za stany w Wielki Piątek modli się za błędnowierców i
odszczepieńców, aby wrócili do jedności z Oblubienicą Chrystusa, uwypuklając
główną przyczynę ich błędów w „zdradzie szatana” — odwiecznego
nieprzyjaciela ludzkości: „Wejrzyj na dusze, zdradą szatana uwikłane, aby
wyrzekłszy się wszystkich błędów, sercem powrócili do jedynej przystani
prawdy i wiary twojej”. Stąd wynika, że w tej sprawie, jak i w innych, trzeba się
zwrócić do miłosierdzia Bożego o pomoc w gorącej modlitwie we Wtorek
Wielkanocny, kiedy we Mszy świętej czytamy ewangelię o otwarciu umysłu
Apostołów do rozumienia Pisma Świętego.
***
Przyczyną błędnowierstwa i odszczepieństwa jest jeszcze pycha,
nieopanowanie żądz cielesnych, niekiedy przykre osobiste przeżycia w
stosunkach z przedstawicielami Kościoła, brak religijnego wychowania, zły
przykład rodziny i tym podobne czynniki, które podkopują wiarę i moralność.
Dlatego nie można innowierców traktować fanatycznie, okazując im gniew i
zdenerwowanie. Przeciwnie — uprzejmość, łagodność, grzeczność i miłość
chrześcijańska, okazana w uczynkach miłosiernych — mogą zdziałać najwięcej,
nie posuwając się — oczywiście — do ustępstw w dziedzinie wiary. Toteż w
stosunku do tego rodzaju ludzi postanawiam być cierpliwym, wyrozumiałym i
taktownym, a przede wszystkim nawrócenie ich będzie przedmiotem moich
codziennych modlitw, które mogą zdziałać najwięcej. Dnia 15. IX. 1933 r.
Nuncjusz Apostolski w Warszawie arcybiskup Marmaggi ochrzcił posła
japońskiego Hiruki Kawai, o co jego żona i trzy córki katoliczki modliły się
usilnie przez czas dłuższy. Znakomity pisarz czeski Dr Ernest Dworak powrócił
do Kościoła na łożu śmierci dzięki modlitwom dusz apostolskich. Módlmy się
tedy o nawrócenie błędnowierców, by powrócili do Kościoła.
80. USTANOWIENIE SAKRAMENTU POKUTY
„Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie
grzechy, są im odpuszczone” (J. 20, 22).
Po obejrzeniu i dotknięciu ran Pana Jezusa oraz przyjrzeniu się, jak
spożywa podane pokarmy, — wszystkie wątpliwości Apostołów rozproszyły się
wobec fizycznej rzeczywistości: Zbawiciel w swym nowym życiu ma to samo
213
ciało, co przedtem, nie jest jakimś mglistym cieniem, czy zjawą, — jest
człowiekiem prawdziwym, o zmartwychwstałym ciele, które złączyło się z
duszą. Upewniając Apostołów co do swej obecnej postaci, Chrystus pomyślał
również o przyszłości i objawiając się zebranym w Wieczerniku Apostołom w
niedzielę wieczorem, ustanowił sakrament pokuty urzeczywistniając zarazem
obietnicę przyszłych rządów w Kościele.
1. „A wieczorem dnia owego, pierwszego po szabacie, gdy drzwi były
zamknięte tam, gdzie z bojaźni przed Żydami zgromadzili się uczniowie,
przyszedł Jezus, stanął między nimi i rzekł im: Pokój wam. A to powiedziawszy,
ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie ujrzawszy Pana. Rzekł im
przeto znowu: Pokój wam. Jako mnie posłał Ojciec i ja was posyłam. To
powiedziawszy, tchnął na nich i rzekł im: Weźmijcie Ducha Świętego, którym
odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”
(Jan 20, 19 – 23).
Władza odpuszczania grzechów jest częścią władzy kapłańskiej.
Udzielenia tej władzy Pan Jezus dokonał w sposób urzędowy i uroczysty,
tchnąwszy na Apostołów swego Ducha. A więc Duch Święty jest tym, który
udziela tej władzy Kościołowi, który po dziś dzień sprawuje tę władzę w
sakramencie pokuty. Tchnienie jest obrazem Ducha Świętego i oznacza jego
istotę, jego początek i pochodzenia z miłości Ojca i Syna. Władza odpuszczania
grzechów jest to prawdziwie Boska władza w swoim początku, albowiem
pochodzi od Boga, jak to wynika ze słów Chrystusa Pana: „Jako mię posłał
Ojciec i ja was posyłam”. Jest ona Boską również dlatego, że jest tak wielka jak
wielka jest złość ludzka i miłosierdzie Boże, które grzechowi pragnie zaradzić.
Jest wreszcie ona Boska w skutkach dobroczynnych, albowiem wszystkie
grzechy gładzi, ratuje dusze, usuwa zwątpienie i rozpacz, przynosi radość i
gotuje prawdziwy pokój wewnętrzny.
Żaden inny sakrament nie został ustanowiony wśród tak szczególnych
okoliczności jak sakrament pokuty: oto w wieczór wielkanocny przy pierwszym
ukazaniu się Zbawiciela zebranym Apostołom, którym pokazał swe święte rany
i życzył pokoju prawdziwego, na których tchnął Duchem nieśmiertelności i
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Wśród ciszy i niezwykłego nastroju
padają słowa nadludzkiej potęgi, władzy i litości: „Którym odpuścicie grzechy,
są im odpuszczone”. Słusznie można nazwać je prawdziwym pozdrowieniem
wielkanocnym, które z krajów wieczności przynosi Odkupienie i otwiera
wszystkim zdrój do obmywania wszystkich grzechów ludzkich.
Co by się stało z nami wszystkimi bez tego sakramentu! Na co by się
przydał chrzest, gdyby nie było środka na zgładzenie grzechów po chrzcie
popełnionych! Jaki byłby pożytek z Sakramentu Ołtarza, do którego nie byłoby
można przystępować bez obmycia swej duszy w sakramencie pokuty!
214
Korzystanie z łask innych sakramentów żywych byłoby również niemożliwe bez
sakramentu miłosierdzia Bożego, z którego teraz każdy chrześcijanin może
czerpać tylekroć, ilekroć tylko tego zapragnie!
2. Władza odpuszczania grzechów, jaką Pan Jezus dał Apostołom i ich
następcom, jest źródłem niezliczonych łask i pokoju dla upadłej ludzkości. Nie
wystarczyło ją odkupić jednorazowo, lecz wobec powtarzających się wciąż
upadków poszczególnych ludzi trzeba było jeszcze ustanowić środek, w którym
by człowiek grzeszny mógł ustawicznie obmywać siebie z nowych i coraz to
nowych występków, leczyć odnawiające się wciąż rany duchowe i wychowywać
siebie na przybrane dziecko Boże. Praca nad udoskonaleniem wewnętrznym jest
uciążliwa i długotrwała i byłaby niemożliwa bez sakramentu pokuty, który nie
tylko gładzi grzechy, ale zabezpiecza duszę przed nowymi upadkami przez łaskę
sakramentalną, właściwą temu tylko sakramentowi. Jest to prawo do łaski
aktualnej, potrzebnej nam w przyszłości do walki z pokusami, jakie bez tej łaski
łatwo doprowadzają ludzi do ponownych upadków.
Można powiedzieć z całą pewnością, że Kościół wojujący na ziemi nie
mógłby całkowicie sprostać swemu powołaniu i spełnić należycie swego
zadania zbawienia i uświęcania swych dzieci, gdyby nie było sakramentu
pokuty, sakramentu nieskończonego miłosierdzia Bożego: tu rozpaczający
znajduje ukojenie, — człowiek grzeszny otrzymuje przebaczenie, —
sprawiedliwy staje się jeszcze sprawiedliwszym, a święty — jeszcze świętszym.
Jeżeli istnieje środek prawdziwego postępu duchowego ludzkości, to jest nim
przede wszystkim sakrament pokuty, bez którego nie byłoby życia
wewnętrznego ani postępu w doskonałości chrześcijańskiej. Radosna ufność w
Bogu, usposobienie dziecięce, prostota i pokora — oto istotne składniki
chrześcijaństwa, którym darzy nas i utrzymuje w naszych duszach przede
wszystkim sakrament pokuty.
Bezcenne dobrodziejstwa tego sakramentu domagają się ze strony naszej
wdzięczności wyrażanej nie tylko w sposób prywatny, ale i publiczny. Ta
wdzięczność najlepiej ujawni się w osobnej uroczystości, na którą Niedziela
Przewodnia wydaje się być najodpowiedniejsza. Jakkolwiek sakrament ten
został ustanowiony w dniu Zmartwychwstania wieczorem, ewangelię o tym
zdarzeniu czytamy dopiero w niedzielę następną, jako w oktawę
Zmartwychwstania. Cała liturgia tej niedzieli mówi o miłosierdziu Bożym, jakie
spływa na ludzkość w tym właśnie sakramencie, jak i w sakramencie chrztu
świętego. Toteż bez żadnych zmian w liturgii możemy i powinniśmy w tym
dniu wielbić Boga w jego miłosierdziu.
***
215
Nabożeństwo do miłosierdzia Bożego, — miłosierdzia, którym darzy nas
Bóg w sakramencie pokuty, należy do takich, które odpowiada wszystkim
duszom. Zmierza ono bowiem do uwielbienia Najmiłosierniejszego Zbawiciela
nie w jakimś jego szczególnym stanie czy tajemnicy, ale w jego powszechnym
miłosierdziu, w którym wszystkie tajemnice znajdują najgłębsze swe
wyjaśnienie. I chociaż to nabożeństwo jest wyraźnie wyodrębnione, znajduje w
sobie coś powszechnego. Nasze hołdy bowiem zwracają się do uwielbionej
Osoby Boga – Człowieka. Wyraża to akt strzelisty: „Jezu, ufam Tobie!”, który
obudza w duszy człowieka poczucie nędzy i grzeszności oraz cnotę ufności,
która jest podstawą naszego usprawiedliwienia. We wszystkich trudnych
okolicznościach życia będę z wiarą i ufnością powtarzał: „Jezu, ufam Tobie!”.
81. UKAZANIE SIĘ PANA JEZUSA TOMASZOWI
„Błogosławieni, którzy nie widzieli,
a uwierzyli” (J. 20, 29).
Wśród Apostołów, gdy im Pan Jezus ukazał się w dniu
Zmartwychwstania wieczorem, brakowało Tomasza. Gdy wkrótce potem
znalazł się on wśród nich, a oni mówili mu: „Widzieliśmy Pana”, Tomasz,
jakby zgorszony ich łatwowiernością energicznie powiedział: „Jeśli nie ujrzę na
rękach jego przebicia gwoźdźmi i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie
włożę ręki mojej w bok jego, nie uwierzę” (Jan 20, 25). Pozostał on nieugięty
przez osiem dni i żadne argumenty nie były zdolne zmienić jego stanowiska. „A
po ośmiu dniach byli znowu uczniowie jego w domu i Tomasz z nim. Wszedł
Jezus, a drzwi były zamknięte, stanął między nimi i rzekł: Pokój wam. Potem
rzekł do Tomasza: Włóż tu palec twój i oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją
i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, ale wierzącym. A odpowiadając
Tomasz rzekł mu: Pan mój Bóg mój. Rzecze mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, żeś
mię ujrzał, Tomaszu; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (Jan 20, 26
– 29).
1. Dlaczego Tomasz nie chciał uwierzyć, że Pan Jezus zmartwychwstał?
Miał on z dopuszczenia Bożego takie usposobienie, że nie był łatwowierny.
Opowiadanie Magdaleny i innych niewiast przyjął może za halucynację, a
Apostołów również posądzał pewnie o nadwrażliwość po ciężkich próbach,
216
jakie ostatnio przeszli. Zresztą sam mimo oddania się Mistrzowi całym sercem i
chęci trwania przy nim (Jan 11, 16), pod wpływem wielkiego smutku i trwogi w
dniach ostatnich stał się bardzo bojaźliwym i zdenerwowanym, co doprowadziło
go do tego, że powiedział, iż nie uwierzy, dopóki nie włoży ręki w bok
Zbawiciela.
W tych słowach Tomasza mieści się również dużo samolubstwa i uporu.
Swój sąd w tej sprawie stawia ponad sąd reszty Apostołów, dla których nie ma
należytego szacunku, nie mówiąc już nic o świadectwie niewiast. Okazuje
również nieuszanowanie względem Zbawiciela, któremu stawia warunek, że
uwierzy wówczas tylko, gdy własnym palcem dotknie jego ran. Takie
postawienie sprawy wprost uniemożliwia wiarę. A gdyby poganie, którym
Apostoł będzie opowiadał zmartwychwstanie Pana Jezusa, postawili taki
warunek, jaką skutecznością cieszyłyby się jego kazania? Tomasz nie zdawał
sobie sprawy ze swego nastroju, uważając siebie tylko za człowieka
opanowanego, spokojnego i zrównoważonego, a innych towarzyszy — za
zapalone głowy, które widzą to, co by widzieć pragnęły.
Jakże wielkie miłosierdzie okazuje Pan Jezus względem tego niewiernego
Tomasza, że nie odrzuca go z powodu jego samolubstwa i uporu. Widział w nim
mimo usterek wiele cech dodatnich, a przede wszystkim jego bezwzględne
oddanie się Mistrzowi, gdy wobec grożącego niebezpieczeństwa Panu Jezusowi,
udającemu się do Jerozolimy na ostatnie święto Paschy, powiedział do
Apostołów: „Chodźmy i my umrzeć razem z nim” (Jan 11, 16). Zbawiciel w ten
sposób czyni obrachunek z ludźmi, w których sercach kryje się obok dobra
niejedna usterka. Kto uczciwie, szczerze i rzetelnie postępuje z Panem Jezusem,
temu on — Król Miłosierdzia — odpuszcza wiele błędów, poprawia je i
zapomina o nich.
2. Po upływie ośmiu dni Pan Jezus znowu ukazuje się wszystkim
Apostołom, zebranym w Wieczerniku razem z Tomaszem: wchodzi przez drzwi
zamknięte, skłania się do wszystkich warunków Tomasza, jakie postawił, i teraz
zwraca się do niego, by uwierzył. A czyni to z taką łaskawością i miłosierdziem,
że od razu rozbraja, usuwa wszelkie uprzedzenia i poniekąd zniewala do uznania
prawdziwości swego Zmartwychwstania. Przede wszystkim powtarza jego
własne słowa na znak, że wszystko wie, gdy mówi: „Włóż tu palec twój i
oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją i włóż w bok mój, a nie bądź
niewiernym, lecz wierzącym”. Następnie przyjmuje jego wyznanie wiary: „Pan
mój i Bóg mój” oraz zaznacza, że lepiej czynią ci, którzy nie widzieli, a
uwierzyli.
Co byśmy uczynili w takim wypadku! Może wypowiedzielibyśmy
przynajmniej swoje oburzenie słowami i wymierzylibyśmy jakąś karę
Tomaszowi! A co uczynił Pan Jezus? Kazał tylko za karę uczynić Tomaszowi
217
według słów jego, czyli dotknąć się pięciu ran swoich. Czy Tomasz dotrzymał
swego postanowienia, że dotknie ciała Zmartwychwstałego? Wszystko wskazuje
raczej na to, że nie. Nieufność jego i hyperkrytycyzm ustąpiły zupełnie, co
dzieje się często nie tyle na skutek dociekań rozumowych, ile w wyniku
wewnętrznej duchowej przemiany, która dokonuje się pod wpływem łaski
Bożej. Widzimy tedy, że Pan Jezus po męce swojej, w stanie uwielbionym jest
jeszcze bardziej dobry, łagodny i miłosierny. Toteż do niego stosują się słowa
Mędrca: „Rozumiejcie o Panu w dobroci i w prostocie serca szukajcie go”
(Mądr. 1, 1).
Co musiał odczuwać Tomasz wobec tak wielkiej dobroci i miłosierdzia
Pana Jezusa? Został gruntownie uleczony ze swego błędu, odczuł wstyd,
upokorzenie i skruchę, utwierdził się w wierze i ufności w miłosierdzie Boże, a
przede wszystkim pogłębił swą miłość ku Mistrzowi. Inni Apostołowie doznali
podobnych skutków, dlatego Zbawiciel ukazał się nie samemu Tomaszowi, ale
wobec całego kolegium. „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. W
tych słowach Zbawiciel robi lekki wyrzut Tomaszowi, a zarazem pociesza tych
wszystkich chrześcijan, którzy nie mieli szczęścia oglądać go cielesnymi
oczyma za jego życia, i obiecuje im w nagrodę za ich wiarę szczególne
błogosławieństwo i większą zasługę. Okrzyk Tomasza: „Pan mój i Bóg mój”
wskazuje, że jest najzupełniej przekonany o prawdzie Zmartwychwstania i
wyznaje w Chrystusie Bóstwo i Człowieczeństwo.
***
Niedowiarstwo Tomasza było dość uporczywe, lekkomyślne i
nieroztropne, a ze strony Pana Jezusa nie zasługiwało wcale na uwzględnienie.
Człowiek bowiem nie czyni Bogu łaski dając wiarę jego objawieniu i nie może
stawiać Bogu warunków. Otóż Chrystus Pan okazał zbłąkanemu Apostołowi
wielkie miłosierdzie ukazując się mu i proponując dotknięcie ran swoich. To
miłosierdzie swoje okazał nie tylko Tomaszowi, ale przez jego niedowiarstwo
— nam wszystkim, by nas ustrzec od nieuzasadnionych wątpliwości, jeśliby
kiedyś one w nas powstawały. Niewiarą Tomasza leczy się nasza niewiara. Oto
dlaczego Pan Jezus po Zmartwychwstaniu swoim zatrzymał pięć ran na swym
ciele: na wieczną pamiątkę swego zwycięstwa nad śmiercią, dla ozdoby swego
ciała uwielbionego, na dowód swego nieskończonego miłosierdzia ku nam i na
dowód prawdziwości swego Zmartwychwstania. Zatrzyma je na dzień sądu
ostatecznego, by zawstydzić i potępić swych wrogów. Czcijmy tedy te rany i
powołujmy się na nie w czasie pokuty, aby one zasłaniały nas przed karzącą
sprawiedliwością za grzechy nasze.
218
82. UKAZANIE SIĘ PANA JEZUSA NAD JEZIOREM GENEZARET
„Rzekł im Jezus: Dzieci, a macie co jeść” (Jan 21, 5).
Po zakończeniu uroczystości paschalnych Apostołowie, stosownie do
polecenia zmartwychwstałego Pana Jezusa, udali się do Galilei, gdzie mogli bez
obawy Sanhedrynu oczekiwać na nowe objawienie Mistrza. Być może, że
wyjście z Jerozolimy odbyło się w kilka godzin po objawieniu się Tomaszowi,
które zresztą mogło nastąpić wówczas, gdy Apostołowie zbierali się wyruszyć
do Galilei. W kilka dni później stali nad brzegami jeziora Genezaret: Szymon —
Piotr, Tomasz, Natanael (Bartłomiej), Jakub i Jan oraz dwóch innych
Apostołów, niewymienionych imiennie. Może byli to Andrzej i Filip. Było to po
Zmartwychwstaniu pierwsze objawienie się Pana Jezusa całemu gronu
Apostołów w Galilei, a trzecie w ogóle, gdyż już przedtem objawił się im
dwukrotnie w wieczerniku (Jan 21, 14).
1. Rybacy nie mogli pozostać bezczynnymi znajdując się nad jeziorem
tym bardziej, że musieli pracować na życie. Przeto pewnego wieczoru Szymon –
Piotr rzekł do towarzyszy: „Idę łowić ryby”. Inni odpowiedzieli: „Pójdziemy i
my z tobą”. Wsiedli więc do łódek i zapuścili sieci, łowiąc ryby siecią. Minęła
noc i nic nie złowili. O świcie tedy zaczęli wiosłować ku brzegowi chcąc
wysiąść na ląd. Zbliżając się do brzegu, dostrzegli w porannej mgle jakąś
postać, której nie mogli dokładnie rozpoznać. Postać ta zdawała się ich
oczekiwać. Gdy podjechali bliżej, człowiek ów zapytał: „Dzieci, a macie co
jeść?”. Odpowiedź z łódki brzmiała krótko i sucho: „Nie” — ucinając dalsze
zapytania. Ale nieznany człowiek, wcale tym niestropiony, począł wołać
poprzez ranną mgłę: „Zapuśćcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie” (J.
21, 6).
Apostołowie nie wiedzieli, kto im daje taką radę. Może to kupiec na ryby,
a może doświadczony rybak, który zauważył z brzegu jakieś dobre oznaki na
wodzie. Przeto bez wahania, po tylu wysiłkach, zdobyli się jeszcze na jedno
zarzucenie sieci. Gdy sieć spadła w wodę, już „nie mogli jej uciągnąć z powodu
mnóstwa ryb”. Połów ten przypomniał im dawne wydarzenie sprzed paru lat,
gdy na rozkaz Pana Jezusa Piotr z Andrzejem zagarnęli tyle ryb, że sieci zaczęły
się rwać od ciężaru i musieli wezwać na pomoc towarzyszy z innej łodzi (Łuk.
219
5, 4 – 11). Po krótkiej tedy chwili, „uczeń, którego miłował Jezus, rzekł do
Piotra: Pan to jest”. I wszystko dla nich stało się jasne i zrozumiałe.
Porywczy charakter Piotra nie pozwala mu długo czekać. Rybak rzuca się
w wodę, chcąc prędzej znaleźć się na brzegu. By móc łatwiej pływać, obcisnął
dokoła siebie szeroką bluzę, którą przywdział na połów zamiast zwykłej tuniki, i
kilkoma uderzeniami mocnych ramion pokonał odległość, dzielącą go od
brzegu. Po wyjściu na ląd był już wkrótce u nóg Zmartwychwstałego. „Inni zaś
uczniowie przypłynęli w łodzi (byli bowiem niedaleko od brzegu, jakoby na
dwieście łokci) ciągnąc sieć z rybami. I gdy wyszli na ląd, ujrzeli węgle
nałożone, rybę na nich leżącą i chleb. Rzecze im Jezus: „Przynieście z ryb,
któreście teraz złowili. Poszedł Szymon – Piotr i wyciągnął na ląd sieć
napełnioną wielkimi rybami, których było sto pięćdziesiąt trzy. A chociaż było
ich tyle, nie porwała się sieć. Mówi im Jezus: Pójdźcie, jedzcie. I nikt z
siedzących nie śmiał go zapytać: Ktoś ty jest? Bo wiedzieli, że to Pan jest. A
Jezus zbliża się, bierze chleb i daje im, a podobnie i rybę” (Jan 21, 8 – 13).
2. W ukazaniu się na brzegu jeziora Genezaret Pan Jezus zachęca
Apostołów, a szczególnie Piotra, który urządził ten połów, do gorliwości w
pracy nad łowieniem dusz. Zachętę stanowiło przede wszystkim zjawienie się
Zbawiciela przy łowieniu ryb; połów na razie się nie udawał, ale gdy na rozkaz
Pana Jezusa i zgodnie z jego poleceniem zarzucono sieć z prawej strony,
dopiero złowili wielkie ich mnóstwo. Następnie zachętą do pracy jest także
troskliwość Pana Jezusa o pokarm dla Apostołów. Wzywa ich, aby jedli ryby z
chlebem, które sam przygotowuje na roznieconym przez siebie ognisku.
Zbawiciel pragnie, by Apostołowie zjednywali dusze dla Chrystusa przy jego
pomocy, albowiem tylko on łaską swoją może rozpalić ich serca i skłonić do
przyjęcia przepowiadanej wiary świętej. Jest to wielkie miłosierdzie Boże
zarówno dla Apostołów, którzy w takiej pracy wysługują sobie niebo, jak i tym
bardziej dla tych, których do nieba przyprowadzą.
Zachęta do pracy apostolskiej mieściła się również w pomocy przy
połowie ryb, podobnie jak przy pierwszym cudownym połowie. Teraz ryb
złowiono znacznie więcej niż dawniej, a przecież sieci się nie rwały, albowiem
Zbawiciel zmartwychwstały wysłużył Kościołowi dostateczną ilość łask do
zwycięstwa nad duszami. Dawniej Piotr chciał się usunąć z bojaźni, nakazującej
cześć dla Mistrza, a teraz z miłości spieszy przez morze do Zbawiciela, którego
po Zmartwychwstaniu ogląda już po raz czwarty. Jak i teraz Pan Jezus przez ten
cudowny połów pozyskuje Piotra ostatecznie dla sprawy powołania
apostolskiego i umacnia go w nim na zawsze.
Za posłuszeństwo spotkała Piotra i innych jego towarzyszy nagroda, i to
nie tylko w złowieniu wielu ryb, ale przede wszystkim w uczcie, jaką
przygotował im Zbawiciel i sam do niej posługiwał. Taka nagroda czeka
220
pracowników apostolskich w Królestwie Niebieskim, gdzie uczestnikiem,
sprawcą i cząstką radości będzie ten sam Pan Jezus w swoim nieskończonym
miłosierdziu. Będzie to uczta przedziwna, przepełniona niebiańską radością z
powodu niewysłowionej dobroci Najmiłosierniejszego Zbawiciela. Wszyscy go
poznają, będą się napawać jego widokiem, kochać go i wyśpiewywać hymn
wdzięczności wiekuistej, jak to przepowiada Psalmista: „Zmiłowania Pańskie
na wieki wyśpiewywać będę, od pokolenia do pokolenia prawdę twoją ustami
mymi opowiadać będę” (Ps. 88,2).
***
Piotr nie poznał Pana, ale skoro usłyszał, że to on, natychmiast rzuca się
do wody i płynie ku brzegowi. Dla niego łódź posuwała się zbyt wolno. Mamy
tu przykład miłości ziemskiej i życia czynnego. Jan natomiast, choć pierwszy
poznaje Pana Jezusa, pozostaje w łodzi, nie śpieszy się, bo czuje Pana zawsze
przy sobie. Taką jest miłość niebieska i wzór życia kontemplacyjnego.
Potrzebne jest dzisiaj życie czynne, ale potrzebne i kontemplacyjne. Będę
pracował na zbliżeniem się do Pana, żeby ze zwykłej pracy codziennej, czy
zmaganiu się z trudnościami, mieć zawsze wzrok zwrócony ku Chrystusowi i na
wszystko patrzeć oczami Pana Jezusa. Ujrzę wtedy radość i nadzieję tam, gdzie
inni widzą świat rozstrojony, i żyjący złudą. — Jak mile Zbawiciel zwraca się
do Apostołów, nazywając ich „dziećmi”. Przez łaskę, wysłużoną męką
Zbawiciela wszyscy stajemy się przybranymi dziećmi Chrystusa, który dziecko
postawił nam za wzór doskonałości. Wypadałoby we Środę Wielkanocną
urządzać „Dzień dzieci”, gdy się czyta ewangelię o tym zdarzeniu.
83. PAN JEZUS NADAJE PIOTROWI PRYMAT
„Rzecze Jezus do Szymona Piotra: Paś baranki
moje,… paś owce moje” (Jan 21, 15 – 17).
Gdy się Apostołowie nasycili, trzeba było przejść do spraw ważniejszych
— do urzeczywistnienia obietnicy, danej ongiś Piotrowi w Cezarei Filipowej.
Wówczas bowiem po wyznaniu przez Piotra Bóstwa Pana Jezusa, Szymon
usłyszał z ust jego „i Tobie dam klucze Królestwa Niebieskiego” (Mt. 16, 19), a
teraz trzeba było je wręczyć. Uczynił to Pan Jezus uroczyście w obecności
221
innych Apostołów, nadał Kościołowi Konstytucję, czyniąc Piotra fundamentem
widzialnego Królestwa Bożego, swoim na ziemi Zastępcą.
1. „Gdy się tedy posilili, rzecze Jezus do Szymona Piotra: Szymonie, synu
Jana! miłujesz mię więcej niźli ci? Rzecze mu: Tak, Panie, ty wiesz, że cię
miłuję. Rzecze mu: Paś baranki moje. Rzecze mu powtórnie: Szymonie, synu
Jana, miłujesz mnie? Mówi mu: Tak, Panie, ty wiesz, że cię miłuję. Rzecze mu:
Paś baranki moje. Rzecze mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie?
Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci rzekł: Miłujesz mnie? i powiedział do
niego: Panie, ty wszystko wiesz, ty wiesz, że cię miłuję. Rzecze mu: Paś owce
moje” (Jan 21, 15 – 17). Trzy razy Piotr zaparł się swego Mistrza w godzinie
ciemności, obecnie po trzykroć wyznawał mu swoją miłość w godzinie
światłości. Wprawdzie delikatność Zbawiciela nie pozwoliła na czynienie
wyraźnej aluzji do przeszłości, ale pytania były silnie związanie z tym bolesnym
wspomnieniem.
W słowach powyższych Pan Jezus nadaje Piotrowi pełną władzę naczelną
w Kościele. Jest to prawdziwie Boska władza zarówno w jej początku, jak i w
istocie, obejmuje bowiem zarówno Kościół słuchający — baranki jak i
nauczający — owce, które Piotr ma „paść”, czyli nimi rządzić i kierować. Jest to
Boska władza ze względu na jej znaczenie i skuteczność dla całego Kościoła,
jest ona bowiem fundamentem jedności i prawowierności i wzrostu, jest
podstawą trwałości i prawdziwego postępu w udoskonaleniu tak poszczególnych
jednostek, jak i całego chrześcijaństwa. Życie nadprzyrodzone, jego pogłębienie
i nieomylność Kościoła jest tam, gdzie się znajduje Piotr w swoim Następcy.
Przez potrójne pytanie Piotra, czy on kocha Pana Jezusa więcej niż inni
Apostołowie, Zbawiciel zaznacza warunki, pod którymi nadaje władzę prymatu.
Tymi warunkami są miłość i ofiarność. Skromna odpowiedź Piotra okazuje, że
jego miłość była rzeczywiście bardzo pokorna, polegająca raczej na ufności w
miłosierdzie Mistrza: „Ty wszystko wiesz, ty wiesz, że cię miłuję”. Dopiero po
trzykrotnym zapewnieniu o takiej miłości Pan Jezus powierza mu najwyższą
władzę i godność. Tylko bowiem w pokorze i miłości można sprawować urząd
w Kościele po chrześcijańsku i z pożytkiem dla wiernych. Gdzie nie ma
pokornej miłości, tam władza i potęga rodzi tylko zniweczenie. „Kto jest
większy pośród was, niech będzie jako mniejszy, a przełożony jako usługujący”
(Łuk. 22, 26). Pan Jezus wychowywał Piotra przez trzy lata ku temu i dopiero
teraz nadał mu prymat. Dla utwierdzenia go w pokorze dopuścił na niego aż
trzykrotny upadek, by był wyrozumiały dla innych i ufał nie tyle swojej miłości,
ile nieskończonemu miłosierdziu Bożemu, któremu tylko zawdzięcza, że nie
podzielił losu Judasza, nawrócił się, pokutował i teraz został wyróżniony wśród
innych.
222
2. Jednocześnie z nadaniem władzy Pan Jezus przepowiedział Piotrowi
chwalebną śmierć męczeńską. „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, gdy byłeś
młodym, przepasywałeś się i chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz,
wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi tam, dokąd ty nie
chcesz. A to powiedział zapowiadając, jaką śmiercią miał uwielbić Boga. I to
powiedziawszy, rzekł mu: Pójdź za mną” (Jan 21, 18 – 19). Wyciąganie rąk
oznaczało przybicie do krzyża, na którym w przyszłości skona Piotr za czasów
Nerona, przypieczętowując swoją miłość zwycięską wytrwałością w
męczeństwie. Zwykle w latach młodzieńczych odczuwamy męstwo i
niezawisłość, a w starości bojaźń i zależność. W życiu Piotra stało się
odwrotnie. Na tym polega doskonałe naśladowanie Pana Jezusa, do którego
Zbawiciel zachęca Piotra jak żadnego z Apostołów.
Piotr z gorliwości zapytał Pana Jezusa o los św. Jana, czy może on nie
umrze śmiercią męczeńską: „Panie, a z tym co będzie? Powiedział mu Jezus:
chcę, aby on został aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za mną. Rozeszła się
tedy ta wieść między braćmi, że uczeń ów nie umrze. Ale Jezus nie powiedział:
Nie umrze jeno: chcę, aby on został aż przyjdę, co tobie do tego” (Jan 21, 21 –
23). Jan nie miał umrzeć śmiercią gwałtowną, ale naturalną; Zbawiciel miał sam
przyjść po niego. Zresztą Pan Jezus mówi do św. Piotra, by się nie troszczył o
los Jana i innych Apostołów, ale starał się być wiernym w postępowaniu za
Mistrzem; Janowi zaś powierzył swoją Matkę.
„Bóg nie żałuje darów i wezwania” (Rzym. 11, 29). I rzeczywiście — nie
poskąpił z miłosierdzia swego wezwania dla Piotra i wielkich darów swoich dla
tego, który się go był zaparł trzykrotnie, a teraz tak został wyróżniony. Wyznana
trzykrotnie miłość jego dla Mistrza była niczym w porównaniu z tym, co
otrzymał: klucze Królestwa Bożego, przewodnictwo w Kolegium apostolskim,
nieomylność w nauczaniu, a przede wszystkim obietnicę śmierci męczeńskiej –
takiej, jaką miał sam Jezus Chrystus. Prawdziwie dostąpił niezrównanego
miłosierdzia Bożego w wyższym stopniu niż wszyscy inni Apostołowie. Jako
najwyższy zwierzchnik Kościoła będzie odtąd głosił Miłosierdzie Boże światu
całemu i w swoim pierwszym liście powszechnym napisze: „Błogosławiony
Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z wielkiego miłosierdzia
swego odrodził nas przez zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa ku nadziei żywej,
ku trwałemu, nieskalanemu i wiecznemu dziedzictwu” (I P. 1, 3 – 4). Przypisuje
tedy odrodzenie nasze przez Zmartwychwstanie nieskończonemu miłosierdziu
Bożemu.
***
„Pójdź za mną!” Słowa te wypowiedział Zbawiciel przed trzema laty, gdy
Andrzej przyprowadził swego brata Szymona do Pana Jezusa, który zmienił mu
223
imię i nazwał go Piotrem — skałą. Teraz Piotr słyszy je po raz drugi. Piotr
zapewne nie zupełnie zrozumiał, o co chodzi: nie znał Rzymu ani miejsca, gdzie
krzyż jego miał stanąć. Gdyby tajemnicze to wezwanie nie znalazło silnego
odgłosu w sercu Piotra, byłby zakończył swój żywot z dala od gwaru świata, na
łonie przyrody, w zacisznej chatce rybaka. Lecz wezwanie Jezusa wyrwało go z
kraju rodzinnego i popchnęło na drogę bojów, u której końca czekała go
straszna śmierć. Będę się trzymał gorliwie i wiernie Pana Jezusa gdziekolwiek
mnie poprowadzi, a choćbym nie czuł pociechy w jego służbie, będę mu wierny
do śmierci.
84. UKAZANIE SIĘ PANA JEZUSA APOSTOŁOM NA GÓRZE
W GALILEI
„Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je
w imię Ojca i Syna, i Ducha Św.” (Mat. 28, 19).
Według przepowiedni (Iz. 9, 1) głównym miejscem działalności Pana
Jezusa miała być Galileja. Tam rozpoczął Zbawiciel budowę swego Kościoła,
tam ją zakończył ustanawiając prymat, stamtąd miał również rozesłać
Apostołów na cały świat, by szerzyli Królestwo Boże wśród wszystkich
narodów. W tym celu po Zmartwychwstaniu polecił Apostołom udać się do
Galilei na pewną górę, na której miał się im uroczyście ukazać. Była to
przypuszczalnie góra Tabor, albo góra Ośmiu Błogosławieństw.
Prawdopodobnie objawienie to było długie i może na początku lub na końcu
jego byli obecni nie tylko Apostołowie, lecz i inni uczniowie. Jeżeli to ukazanie
się Zbawiciela było to samo, o którym wspomina św. Paweł: „potem widziało
go jednocześnie więcej niż pięciuset braci” (I Kor. 15, 6), to było tam oprócz
Apostołów mnóstwo wiernych. Zatem ukazanie się to było nadzwyczaj
wspaniałe i uroczyste.
1. „A jedenastu uczniów poszło do Galilei, na górę, gdzie im był nakazał
Jezus. A ujrzawszy go, oddali mu pokłon; niektórzy jednak powątpiewali. A
Jezus przystąpiwszy odezwał się do nich, mówiąc: Dana mi jest wszelka władza
na niebie i na ziemi. Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię
Ojca i Syna, i Ducha Świętego, nauczając zachowywać wszystko, cokolwiek
wam przykazałem. A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia
świata” (Mt. 28, 16 – 20). Szczegółów, dotyczących tego ukazania się, nie
224
znamy i nie wiemy, do jakich odnosi się uwaga: „niektórzy jednak
powątpiewali”; zapewne powątpiewali nie Apostołowie, ale ci, którym Pan
Jezus dotąd się jeszcze nie ukazał po zmartwychwstaniu w swym uwielbionym
ciele. A może te wątpliwości nie dotyczyły samego faktu zmartwychwstania,
lecz tylko pewnych okoliczności, które winny były zagwarantować identyczność
Zmartwychwstałego.
Mając wysłać Apostołów na cały świat i dać im władzę nad wiernymi Pan
Jezus wpierw zapewnia ich, że sam tę władzę posiada. Zyskał tę władzę jako
człowiek, odkupiwszy ludzkość przez śmierć swoją, zyskał ją nad całym
światem — nad niebem, ziemią i piekłem, jak powiada Apostoł Narodów:
„Dlatego i Bóg wywyższył go i nadał mu imię, aby na imię Jezus zginało się
wszelkie kolano mieszkańców niebios, ziemi i podziemia, i żeby wszelki język
wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem w chwale Boga i Ojca” (Fil. 2, 9 – 11).
Już proroctwa Starego Testamentu przepowiadały powszechność
mesjańskiego Królestwa Chrystusa: „Onego dnia korzeń Jesse stanie się
znakiem dla narodów; do niego narody uciekać się będą…” (Iz. 11, 10). „I będą
mu się kłaniać wszyscy królowie, wszyscy poganie będą mu służyć” (Ps. 71, 11).
Obecnie zaś ma się to stać rzeczywistością, ą Kościół katolicki będzie tej
rzeczywistości najwymowniejszym dowodem. Właśnie teraz Kościół
Chrystusowy wchodzi w nową erę, która będzie trwała aż do końca świata. Na
miejsce Pasterza – Jezusa stanął Pasterz – Zastępca. Owczarnią będą wszystkie
narody ze wszystkich krajów i krańców ziemi, a nie tylko z narodu Izraela.
Wszyscy ci nowi, którzy wejdą do owczarni, będą uczniami Pana Jezusa, jak
byli dotąd uczniami ci, którzy znali go osobiście i bezpośrednio.
2. Znaczenie tego ósmego z kolei ukazania się Pana Jezusa na górze w
Galilei jest bardzo wielkie. Przede wszystkim polega ono na tym, że Pan Jezus
po ustanowieniu Kościoła i nadaniu mu konstytucji, przekazuje obecnie godność
władzy kościelnej i nakazuje Apostołom wykonywać tę władzę wszędzie po
całym świecie. Pan Jezus sam posiada pełnię tej władzy, a zatem ma on władzę
nauczycielską, kapłańską, królewską i sędziowską w całym Królestwie Bożym,
a posiada tę władzę nie tylko dla siebie, ale może ją i innym nadawać. Władzę tę
posiada jako Syn Boży i jako Stworzyciel świata, a otrzymał ją jako Bóg –
Człowiek w posiadanie za cenę swej śmierci, jak powiada Apostoł: „Nie
skazitelnym złotem albo srebrem zostaliście wyzwoleni z nędznego sposobu
życia waszych ojców, ale cenną krwią Chrystusa, jako niezmazanego
niepokalanego baranka” (I Piotr 1, 18 – 19). Całą tę władzę Zbawiciel teraz
przekazuje Apostołom.
Zbawiciel określa przedmiot i zakres władzy apostolskiej: „chrzcząc…
nauczajcie zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem”. Zatem
przekazuje Apostołom i ich następcom władzę nauczycielską, kapłańską i
225
pasterską, do której również należy władza sędziowska. A więc przekazuje całą
władzę do wzniesienia, utrzymania i rządzenia Królestwem Bożym, —
przekazuje wszystkim Apostołom i każdemu pojedynczo pod kierunkiem św.
Piotra, — przekazuje władzę nie nad jednym jakimś narodem, ale nad całym
światem, — nie na jakiś czas określony, ale na zawsze, czyli tak długo, jak
długo trwać będzie obecny porządek zbawienia — „aż do skończenia świata”.
Pan Jezus tedy zrywa ścianę, dzielącą narody od siebie, a nawet dzielącą niebo
od ziemi.
Z nadaniem władzy Apostołom Pan Jezus wkłada obowiązek jej
wykonywania i zarazem obowiązek jej ulegania. Nie wyłącza on tu nikogo od
tego obowiązku i nikogo nie uznaje za niezdolnego do swego Królestwa.
Zapowiada również skutki usłuchania lub poniechania jego nakazu: „Kto
uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępiony. A
tym, którzy uwierzą, takie cuda towarzyszyć będą: w imię moje będą czarty
wyrzucać, nowymi językami mówić będą, węże będą brać, i choćby coś
śmiertelnego pili, szkodzić im nie będzie; na chorych ręce kłaść będą, a
wyzdrowieją” (Mrk 16, 16 – 18). Apostołowie i ich następcy będą tylko
narzędziem w ręku Pana Jezusa, który opuści ich fizycznie, ale duchowo będzie
z nimi i przez nich działać nie przestanie: „A oto ja jestem z wami po wszystkie
dni aż do skończenia świata” (Mat. 28, 20).
***
Jakie to szczęście i jaki to zaszczyt, że możemy brać udział w cząstce
władzy apostolskiej, jaką Pan Jezus przekazał wszystkim, albowiem każdy
człowiek otrzymał władzę udzielenia najpotrzebniejszego sakramentu chrztu
świętego. Jaki szacunek mamy okazywać dla hierarchii kościelnej, w ręku której
spoczywa pełnia tej władzy (zależnie od stopnia) nauczycielskiej, kapłańskiej i
pasterskiej. Jak usilnie wszyscy mamy się troszczyć i modlić, aby ta władza
zawsze spoczywała w odpowiednich rękach, aby ci, którzy stali się jej godni,
byli zawsze ożywieni duchem prawdziwie apostolskim, ujawniającym się w
nieustraszonym męstwie wśród największych niebezpieczeństw, — w
gorliwości mimo najrozmaitszych przeszkód, — w zamiłowaniu pokory i
krzyża, z którego spływa ta władza, a przede wszystkim — w bezgranicznej
ufności w nieskończone miłosierdzie Boże, któremu tylko zawdzięczają jej
posiadanie.
226
85. OSTATECZNE USTANOWIENIE I OBWIESZCZENIE
SAKRAMENTU CHRZTU ŚWIĘTEGO
„Nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je
w imię Ojca i Syna i Ducha Św.” (Mt. 28, 19).
Pan Jezus w rozmowie z Nikodemem wskazał na dwa konieczne środki
prowadzące do udziału w jego Królestwie, a nimi są: chrzest i wiara.
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam tobie, jeśli się kto nie odrodzi z wody i z
Ducha Świętego, nie może wnijść do królestwa Bożego” (Jan 3, 5). Niektórzy
teologowie sądzą, że wówczas Pan Jezus ustanowił chrzest, atoli trudno się na to
zgodzić, albowiem była to rozmowa prywatna, która nie zdaje się być
odpowiednia do ustanowienia sakramentu. Toteż inni teologowie utrzymują, że
Chrystus ustanowił chrzest, gdy sam był w Jordanie ochrzczony. Być może, ale
wówczas jeszcze chrzest nie obowiązywał wszystkich. Według św. Tomasza
chrzest ustanowił Pan Jezus w czasie chrztu swego w Jordanie, a przynajmniej
wskazał na wodę, jako na materię tego sakramentu i dał jej moc udzielenia łaski.
Dlatego chrzest, którym chrzcili Apostołowie przed męką Pana Jezusa był
chrztem prawdziwym, ale jeszcze nie obowiązywał wszystkich. Obwieszczenie
chrztu jako środka koniecznego do zbawienia nastąpiło dopiero po
zmartwychwstaniu Pana Jezusa, do którego upodabnia się chrzczony, gdy
umiera grzechowi, a zaczyna nowe zupełnie życie nadprzyrodzone. Według
innych znowu teologów Pan Jezus ustanowił chrzest przy ukazaniu się
Apostołom na górze w Galilei, a przynajmniej uczynił go koniecznym
warunkiem obywatelstwa w swoim Królestwie.
1. Istotę chrztu stanowi materia i forma. Na materię chrztu — wodę —
wskazał Pan Jezus, gdy przyjął chrzest w Jordanie i w rozmowie z Nikodemem.
Formę zaś dokładną podał przy ukazaniu się na górze w Galilei, gdy powiedział:
„Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha
Św.”. W tych słowach jasno i uroczyście objawił tajemnicę Trójcy
Przenajświętszej, będącej jakby kamieniem węgielnym wszystkich innych
tajemnic i koroną całego objawienia oraz podstawą całej wiary chrześcijańskiej.
Chrzest jest narodzeniem się człowieka do życia nadprzyrodzonego. To
pojęcie duchowego odrodzenia tłumaczy nam jasno całą istotę chrztu świętego,
a zwłaszcza dlaczego woda została obrana w nim jako znak widzialny. Woda
227
bowiem uchodzi za ożywczy pierwiastek wszelakiego życia, bez niej wszystko
jest martwe. Czynność, która polega na polaniu wodą z jednoczesnym
wymówieniem słów sakramentalnych, jest obmyciem duszy ze wszelkiej zmazy
grzechowej, a przede wszystkim z grzechu pierworodnego.
Grzech pierworodny, w którym każdy człowiek przychodzi na świat, jest
nie tylko brakiem życia nadprzyrodzonego, ale prawdziwym grzechem natury
— stanem odrzucenia i niewoli szatańskiej. Chrzest przede wszystkim gładzi
grzech pierworodny (i wszystkie grzechy uczynkowe przed chrztem popełnione,
o ile przyjmujący chrzest za nie żałuje), obala panowanie szatana i użycza
wyższej natury, wyposażonej we wszystkie zdolności do życia
nadprzyrodzonego, którego udziela przez łaskę uświęcającą: „Czyńcie pokutę i
niechaj każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie
grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Świętego” (Dz. 2, 38). Przez ten
sakrament stajemy się obywatelami Królestwa Chrystusowego i członkami jego
Oblubienicy — Kościoła powszechnego.
2. Chrzest nie tylko gładzi grzechy, ale odpuszcza kary należne za nie,
albowiem wciela nas w mękę i śmierć Zbawiciela i przydziela nam Jego zasługi.
„Przez chrzest zostaliśmy razem z nim pogrzebani w śmierć” (Rzym. 6, 4).
Dolegliwości tego życia przez chrzest nie bywają usunięte, aby upodobnić
chrześcijanina do cierpiącego Chrystusa, dać mu sposobność do zasług i
zabezpieczyć bezinteresowność tego sakramentu. Dolegliwości te nie mają racji
kary, lecz są właściwościami ułomnej natury ludzkiej.
Chrzest nadto daje łaskę sakramentalną odrodzenia, czyli razem z łaską
uświęcającą daje prawo do specjalnych łask aktualnych, jakimi są oświecenia
dotyczące prawd wiary, by je coraz lepiej rozumieć, utrzymać i według nich
postępować. Stąd chrzest inaczej nazywa się sakramentem wiary. Wreszcie
chrzest wyciska na duszy charakter sakramentalny niby pieczęć niezgładzalną
lub znak wypalony żelazem na ramieniu. Znak ten tkwi w duszy stale; przed nim
— jak mówią święci ojcowie — drżą szatani i uciekają: „Który nas namaścił,
jest Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć” (II Kor. 21 – 22).
Z powyższego wynika, że chrzest z wody dla wszystkich tak dorosłych
jak i dzieci, jest koniecznym środkiem do zbawienia i że jego pominięcie nawet
niezawinione czyni zbawienie niemożliwym. Dla dorosłych nadto chrzest jest
konieczny na mocy przykazania, jak to wynika ze słów Pana Jezusa do
Nikodema, przytoczonych powyżej. Jest tedy konieczny dla wszystkich ludzi z
wyjątkiem tych, którzy za Chrystusa męczeństwo ponoszą, albo którzy nie
mogąc faktycznie przyjąć chrztu wody, przyjmują go pragnieniem.
Jakże tedy wielkie łaski miłosierdzia Bożego spływają na duszę w czasie
chrztu świętego, w którym stajemy się członkami mistycznego ciała
Chrystusowego i żywą świątynią Ducha Świętego z jego łaskami i darami. W
228
chrzcie świętym rodzi się dziecię nie według praw natury, lecz z
nieskończonego miłosierdzia Bożego rodzi się dziecko Boga. Należy do tych,
„którzy z Boga narodzili” (Jan 1, 13) na dziedziców Królestwa Bożego.
Należałoby w dniu chrztu uderzać w dzwony kościoła, a rocznicę tego zdarzenia
obchodzić uroczyście z wielką wdzięcznością i radością, należałoby przechować
szatę otrzymaną na chrzcie i świecę, by one zawsze przypominały obowiązki
chrześcijanina.
***
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzest dorosłych odbywał się w
nocy Zmartwychwstania, czego po dziś dzień mamy ślady w liturgii Wielkiej
Soboty, kiedy poświęca się wodę do chrztu. Nowoochrzczeni otrzymywali białe
szaty — symbol niewinności, w których chodzili przez cały tydzień,
przygotowując się do I – szej Komunii Świętej. W niedzielę następną
odprowadzano ich (ubranych w te szaty po raz ostatni) do kościoła, gdzie
przystępowali uroczyście do Sakramentu Ołtarza. Stąd nazwa Niedzieli
Przewodniej — Białej. Dziś ogół ludzi nie ceni chrztu, bo nie rozumie
miłosierdzia Bożego spływającego z tego sakramentu. Trzeba tedy Niedzielę
Przewodnią obchodzić uroczyście, pouczając wiernych o dobrodziejstwach
sakramentu chrztu i pokuty, by w sposób szczególniejszy wielbić Boga w
miłosierdziu, jakim obdarza nas w tych sakramentach. Ku temu pobudza liturgia
tej niedzieli, gdy w Introicie przyrównywa nowoochrzczonych do
nowonarodzonych dzieci, a w lekcji dnia tego, jak i w śpiewie przy pokropieniu,
mówi o wodzie i krwi, będących symbolem chrztu oraz pokuty.
86. WNIEBOWSTĄPIENIE PANA JEZUSA
„Gdy im błogosławił, rozstał się z nimi
i wzniósł się do nieba” (Łuk. 24, 51).
Zmartwychwstanie Pana Jezusa nie było jedynie cudem (jak wskrzeszenie
Łazarza), ale nadto wejściem do chwały i zapoczątkowaniem nowego życia
chwalebnego, — było to największe i ostateczne wywyższenie człowieczeństwa
jego na ziemi. W uwielbionym ciele Chrystus już nie mógł umrzeć, a ponieważ
ziemia nie była odpowiednim miejscem dla jego chwalebnego życia, przeto
musiał przed powtórnym przyjściem na sąd ostateczny (Paruzją) wstąpić żywy
229
do nieba i przebywać tam aż do czasu odnowienia wszechrzeczy.
Wniebowstąpienie tedy jest koniecznym następstwem Zmartwychwstania oraz
największym i ostatecznym wywyższeniem człowieczeństwa Pana Jezusa w
niebie: to korona uwielbienia jego.
1. Pobyt Apostołów w Galilei trwał około miesiąca. W tym czasie
nastąpiły liczne objawienia Pana Jezusa, o których ogólnikowo wspomina św.
Paweł (I Kor. 15, 4 – 8) i św. Łukasz: „Im też po swojej męce ukazał się jako
żyjący, dając im tego liczne dowody i zjawiając się wobec nich przez dni
czterdzieści, aby pouczyć o królestwie Bożym” (Dz. Ap. 1, 3). Potem
Apostołowie z rozkazu Pana Jezusa powrócili do Jerozolimy, gdzie odbyło się
ostatnie spotkanie. Chrystus przypomniał uczniom wszystkie nauki, które głosił
do nich będąc jeszcze z nimi w ciele nieuwielbionym. Pouczył ich wówczas, że
musiał cierpieć, by wejść do chwały, przypomniał im, że to wszystko, co się
stało w ostatnim czasie (męka, śmierć, zmartwychwstanie), stało się tak, jak
przepowiedział.
Ostatnie swe napomnienie kończy Zbawiciel słowami: „A wy jesteście
tego świadkami. A ja zsyłam na was obietnicę Ojca mego. Wy przeto
pozostańcie w mieście, dopóki nie będziecie przyobleczeni mocą z wysokości”
(Łuk. 24, 49). To są ostatnie słowa Chrystusa Pana, zapisane w Ewangelii. W
nich Zbawiciel żąda, by Apostołowie jako naoczni świadkowie zdarzeń, o
których przepowiadały Pisma, byli świadkami najpierw w Jerozolimie, gdzie się
dokonało Odkupienie rodzaju ludzkiego, a następnie w całej Judei, to jest w
ziemiach zamieszkałych przez Izraelitów, wreszcie w Samarii i aż po krańce
ziemi. (Dz. 1, 8).
Gdy Pan Jezus skończył mówić, wyszedł z nimi z Jerozolimy i szedł
razem znaną i ulubioną drogą dochodzącą do Betanii. Skoro wszyscy przyszli na
szczyt Góry Oliwnej, Zbawiciel wzniósł swe dłonie, by uczniów pobłogosławić.
„I stało się, gdy im błogosławił, że rozstał się z nimi i wzniósł się do nieba”
(Łuk. 24, 51), „w ich oczach uniósł się w górę i obłok skrył go przed oczyma
ich. I gdy oni pilnie patrzyli za nim do nieba idącym, oto stanęli przy nich dwaj
mężowie w białych szatach, którzy rzekli: Mężowie galilejscy, czemu stoicie
zapatrzeni w niebo? Ten Jezus, który spośród was wzięty jest do nieba, przyjdzie
tak, jakoście go widzieli idącego do nieba” (Dz. Ap. 1, 9 – 11).
Pobożność chrześcijańska umiejscowiła wniebowstąpienie na Górze
Oliwnej, w miejscu, gdzie bogata matrona Poemenia (Pomnia) wzniosła w IV w.
(przed r. 378) kościół zwany „Imbomon” czyli ołtarz. Dziś na tym miejscu
znajduje się meczet muzułmański ze śladami — jak głosi podanie — lewej stopy
Chrystusa. W meczecie tym obecnie raz na rok we Wniebowstąpienie Pańskie,
wolno chrześcijanom odprawiać Mszę Świętą. Naokoło meczetu widać
podstawy filarów kościoła ośmiokątnego, który wznieśli krzyżowcy.
230
2. Wniebowstąpienie dokonało się mocą Boga – Człowieka i odbyło się z
wielką mocą i wspaniałością, czego dowodem jest „obłok, jaki skrył go przed
oczyma uczniów”. W Piśmie Świętym obłok występuje jako widzialny znak
obecności Bożej i jego mocy oraz jako przenośny jego tron. Święty Tomasz z
Akwinu zaznacza, że obłok ukazał się przy wniebowstąpieniu jako znak Bóstwa,
podobnie jak chwała Boga Izraelowego ukazała się nad przybytkiem w postaci
obłoku. Apostołowie nie mogli się smucić takim odejściem Zbawiciela;
przeciwnie, „złożywszy pokłon, wrócili do Jerozolimy z radością wielką” (Łuk.
24, 52). Dowodzi to, że Pan Jezus w chwili wniebowstąpienia miał chwałę
prawdziwie Boską, właściwą Osobie Boskiej.
W sercach Apostołów Wniebowstąpienie wywołało wielki podziw,
niewymowną radość i uwielbienie, skoro „oddali głęboki pokłon”. Byli
zachwyceni wspaniałością tego co widzieli, i nie mogli się dość napatrzeć na
niebo, pełni radości i apostolskiej odwagi. Wtem zjawiają się Aniołowie
pocieszając ich i zapowiadając przyjście Pana Jezusa na sąd ostateczny. Jakby
mówili: Rozstanie się wasze z Jezusem nie jest wieczne: ten sam Chrystus
przyjdzie jeszcze raz na ziemię i w ten sposób ukaże się wam, jak widzieliście
go idącego do nieba, to jest wśród obłoków, w postaci widzialnej, wspaniałej, w
ciele uwielbionym i może w tym samym miejscu. Kiedy to nastąpi, Aniołowie
nie mówią. Wpierw jednak Apostołowie muszą być świadkami „aż do krańców
ziemi”, to znaczy — muszą opowiadać ewangelię wszędzie, wszystkiemu
stworzeniu.
Chrystus Pan wstąpił do nieba nie jako Bóg, lecz jako człowiek, natura
bowiem Boska nigdy nieba nie opuściła. Jeśli się mówi o zstąpieniu Boga z
nieba, to nie w tym znaczeniu, że opuścił on niebieski przybytek, lecz że przyjął
naturę ziemską do jedności osoby. Natura Boska nie podlega ruchowi ani nie
jest objęta miejscem, nie można więc o niej mówić, że zstąpiła na ziemię lub
wstąpiła do nieba. Chrystus wstąpił do nieba nie tylko dla własnego dobra, ale i
dla dobra swoich wybranych, aby przygotować im drogę i miejsce, jak sam
powiedział: „Idę przygotować wam miejsce. A jeżeli odejdę i przygotuję wam
miejsce, przybędę znowu i przyjmę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie ja
będę” (Jan 14, 2 – 3). Wniebowstąpienie tedy jest końcowym dziełem
miłosierdzia Bożego.
Chrystus wstąpił do nieba, by wstawiać się za ludźmi u Ojca, by nam dać
nadzieję dojścia do chwały oraz dla obudzenia miłości ku rzeczom niebieskim,
jak mówi Apostoł: „Miłujcie, co na szczytach jest, a nie co na ziemi” (Kol. 3,
2). Toteż Wniebowstąpienie jest naszym wywyższeniem i zapoczątkowaniem
życia niebieskiego: jesteśmy bowiem członkami mistycznego ciała Chrystusa,
skoro tedy głowa jest w niebie, jest nadzieja wezwania i członków. Dlatego
Kościół w dniu Wniebowstąpienia wzywa chrześcijan do radości, wesela i
wdzięczności.
231
***
Nie ma nic piękniejszego, o czym mógłbym myśleć, — i nie ma nic
innego, co by mi większą mogło przynieść korzyść, niż myśl o niebie, która
odrywa serce od ziemi, daje radość i męstwo do pracy, pobudza do ofiarności i
zaparcia siebie. Kto wierzy w niebo, ten na pewno nie ma na ziemi żadnych
chwil smutnych. Trwać będę przy Chrystusie, który będzie mi drogą i mocą w
utrapieniach tego życia. Jestem jego własnością, a jego moc z wysokości wlewa
mi siły i podnosi mię na duchu.
87. PAN JEZUS ZAJĄŁ MIEJSCE PO PRAWICY BOGA OJCA
„A Pan Jezus wzięty był do nieba i zasiadł
na p r a w i c y B o ż e j ” (Marek 16, 19).
Natchnieni pisarze nie wybiegają poza ziemię kończąc swe opisy na
Wniebowstąpieniu lub nawet nieco przedtem. Jedynie u św. Marka zawiera się
przelotne spojrzenie w niebiosa, gdy mówi: „A Pan Jezus potem, gdy do nich
przemówił, wzięty był do nieba i zasiadł na prawicy Bożej” (16, 19). Te ostatnie
słowa, podyktowane Ewangeliście przez Ducha Św., nie odtwarzają choćby
szkicu życia niebieskiego Jezusa, ale pozwalają uchylić pewien rąbek
właściwości tego życia, które jest dogmatem naszej wiary: „Siedzi na prawicy
Boga Ojca wszechmogącego”.
1. Jakie są właściwości tego życia? Najważniejszą właściwością życia
Pana Jezusa na prawicy Ojca w niebie jest uczestnictwo w potędze i chwale jego
oraz w całej czci mu oddawanej. Chrystus siedzi na prawicy Bożej — mówi św.
Tomasz — najpierw jako Bóg, dlatego że ma naturę Boską i jest równy Ojcu; po
wtóre jako człowiek z ludzką naturą wywyższoną ponad wszystkie inne
stworzenie, obdarzoną najhojniej łaską, szczęśliwością i władzą królewsko –
sądowniczą (S. T. 3, q. 58, a. 2.). „Ten zaś (Jezus) będąc jasnością chwały i
odbiciem istoty jego, a podtrzymując wszystko słowem swej potęgi, dokonał
oczyszczenia z grzechów i zasiadł na prawicy majestatu na wysokości. Tym
wyższym stał się od Aniołów, im osobliwsze nad nich odziedziczył imię” (Żyd. 1,
3 – 4).
232
Św. Jan Apostoł widział chwalę Pana Jezusa jako Baranka, którego tron
otaczali Aniołowie i Święci, a padając przed nim wołali: „Siedzącemu na tronie
i Barankowi błogosławieństwo i cześć, chwała i potęga na wieki wieków”…
albowiem „godzien jest Baranek, który był zabity, otrzymać władzę i bóstwo,
mądrość i męstwo, cześć, chwałę i błogosławieństwo” (Obj. 5, 12, 13). Stąd
wynika, że Bóg – Człowiek po prawicy Boga Ojca odbiera razem z nim
najwyższą cześć Boską, szacunek, uwielbienie i chwalę od wszystkich duchów
błogosławionych, a ta chwała jest ustawiczna i nieskończona. Dlatego to życie
w chwale nazywa się „siedzeniem” i oznacza niezmienność i wieczną trwałość
Królestwa chwały, potęgi i ustawicznej radości.
Czym się zajmuje Pan Jezus w niebie? Zajęcie jego polega na rządzeniu
swoim Kościołem, czyli Królestwem na ziemi i w niebie. Będąc głową całego
stworzenia jest zarazem wykonawcą wszelkich sądów. Wciąż obsypuje Kościół
triumfujący radością i szczęściem, wciąż pociesza i wzmacnia Kościół
cierpiący, wciąż zlewa obfitość światła, mocy i świętości na Kościół wojujący, a
na pogan błędnowierców i odszczepieńców — światło słońca wiary. Jako nasz
Pośrednik przed Ojcem, ustawicznie modli się za nas i ofiaruje cenę krwi swojej
i ran swoich, a zarazem przedkłada modły nasze, prace i trudy Ojcu
Niebieskiemu. W każdym momencie sądzi dusze zmarłych i rozstrzyga o ich
wiecznym losie. Ustawicznie kieruje losem swojego Kościoła miotanego
burzami stuleci.
Potęga i miłosierdzie Chrystusa nie kończy się u granic nieba, albowiem
w jego ręku wszystko jest złożone: rzeczy doczesne i wieczne, a więc kieruje
losami tak pojedynczych ludzi jak i całych narodów, trzyma w swym ręku rządy
tego i przyszłego świata, podnosi i poniża, powołuje i odtrąca, nagradza i
wymierza kary. Jest on panem życia i śmierci zarówno bogatych jak i ubogich,
jego mocy podlega każdy śmiertelnik, a najstraszniejszy jest dla władców ziemi:
„Sądzi świat w sprawiedliwości” (Ps. 95, 13).
2. Siedzenie po prawicy Ojca jest życiem najwspanialszego zwycięstwa:
on rządzi wszechświatem niewidzialnie; jego potęga jest ponad wszystko, choć
nie czujemy jej; on rozkazuje wszystkim, choć nie wywiera nacisku; pozostawia
wolność wszystkim, a nawet zbrodnicze wysiłki wrogów służą mu do jego
planów: on — niewidzialny — prowadzi stworzenia tam, gdzie je mieć zechce.
Jego życie i jego rządy nie zna ją niewczesnych żalów ani błędów: z iście
Boskim spokojem patrzy on ze swego tronu na bieg i niepomyślny wynik
wysiłków swych przeciwników, którzy bynajmniej nie umniejszają jego chwały,
a przyczyniają się do zbawienia jego wybranych przez cały ciąg wieków aż do
końca świata. Wtedy on przyjdzie na sąd całego świata, dokona oddzielenia
dobrych od złych i podda wszystko pod stopy swego Ojca Niebieskiego (I. Kor.
15, 28).
233
Apokalipsa bardzo wyraźnie kreśli nam to życie uwielbione Pana Jezusa
na łonie Ojca Niebieskiego. Pieczęć losów świata i całego rodzaju ludzkiego
znajduje się w ręku jego: „Oto zwyciężył lew z pokolenia Judy, potomek
Dawida, aby otworzyć księgę i rozerwać jej siedem pieczęci” (Obj. 5, 5). On jest
wykonawcą ich z woli Ojca: „I ujrzałem niebo otwarte, a oto zjawił się koń
biały, a siedzący na nim jeździec, walczący i sądzący sprawiedliwie, zwany był
Wiernym i Prawdziwym… A na szacie i na biodrze swoim ma wypisane: Król
królów i Pan panujących” (Obj. 19. 11 – 16). On jest źródłem uświęcenia
wybranych: „Kto zwycięży, dozwolę mu z sobą zasiąść na tronie moim, jakom i
ja zwyciężył i zasiadł z Ojcem moim na tronie jego” (Obj. 3, 21). On jest
również przedmiotem królewskiej i Boskiej chwały: „Stojąc przed tronem i
przed obliczem Baranka, przyodziani w szaty białe i z palmami w ręku, wołali
głosem donośnym: Zbawienie Bogu naszemu, który zasiadł na tronie i
Barankowi” (Obj. 7, 9 – 10).
Pan Jezus „siedzi na prawicy Ojca” w niebie, ale za razem pozostaje z
nami na ziemi w Sakramencie Ołtarza pod postacią chleba, by nam świadczyć
ustawicznie swe miłosierdzie. Arcydziełem mądrości jest fakt, że Chrystus
powrócił do Ojca, nie opuszczając nas, — że przez miłosierny wzgląd na nas
złagodził blask swego uwielbionego ciała, okrywszy się zasłoną eucharystyczną,
— że nam daje nie tylko swe miłosierne łaski, ale nawet siebie samego dla
zjednoczenia nas z sobą i przemienienia nas w siebie. O cudzie niepojętego
miłosierdzia, z którym nic porównać nie można, chyba tylko naszą
niewdzięczność, tak niegodnie odpowiadającą dobroci i litości, z jaką nas znosi.
„Chociaż jesteś wszechmocny, nie mogłeś nic więcej uczynić” (św. Augustyn).
***
Dusza moja jest czymś tajemniczym, jak ziarnko nasienia w czasie snu
zimowego. Jest ona skarbem zakopanym, perłą nieznaną. Dziś czerpie ona
wrażenia ze zmysłów, a pojęcia przez nią wytworzone są zabarwione uczuciami,
popędami i nastrojami. Dopiero, gdy się wyzwolę z kategorii zmysłowego
poznania, gdy drganie eteru nie będzie więcej barwą, a drganie powietrza nie
uderzy w nasze ucho, gdy rzeczywistość ukaże się w pełnym blasku, wtedy
poznam ów drugi świat. Jak w dziecku rozwija się cudny świat wewnętrzny, tak
i w duszy po wyjściu z ciała odsłoni się głęboki świat żywota wiekuistego.
Kiedyż przyjdę, Jezu Najmiłosierniejszy, kiedy stanę przed Tobą? Kiedy
dokonasz we mnie tej cudownej przemiany? Niedługo! A teraz czuwaj, módl się
i pracuj, by ziemia nie zburzyła w tobie tęsknoty za niebem.
234
88. WYBÓR MACIEJA NA APOSTOŁA
„Los padł na Macieja i przyłączony
był do jedenastu Apostołów” (Dz. 1, 26).
Po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa „Apostołowie wrócili do Jeruzalem z
radością wielką” (Ł. 24, 52). „A gdy przybyli, poszli do Wieczernika, gdzie też
pozostali: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz,
Jakub Alfeuszów i Szymon Zelota, i Juda Jakubów. Ci wszyscy trwa li
jednomyślnie na modlitwie wraz z niewiastami, z Maryją — Matką Jezusa, i z
braćmi jego. A w one dni powstał Piotr wpośród braci (a był poczet osób
zebranych około stu dwudziestu) i rzekł: Mężowie bracia! Musiało się wypełnić
Pismo, które Duch Święty zapowiedział przez usta Dawida o Judaszu,
przywódcy tych, co pojmali Jezusa. Należał on do naszego grona i miał
współuczestnictwo w tym posługiwaniu. Ten tedy nabył pole z zapłaty
niegodziwości, a powiesiwszy się rozpękł się na dwoje i wypłynęły wszystkie jego
wnętrzności. I stało się to wiadomym wszystkim mieszkańcom Jerozolimy, tak że
i pole owo nazwano w ich języku Haceldama, to jest pole krwi… Potrzeba tedy,
aby jeden z tych mężów, którzy się z nami zbierali przez cały czas, kiedy Pan
Jezus przebywał między nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia
wniebowstąpienia, stał się wraz z nami świadkiem jego Zmartwychwstania. I
stawiono dwóch: Józefa, zwanego Barnabą, który miał przydomek Justus, i
Macieja. A modląc się mówili: Ty, Panie, który znasz serca wszystkich, okaż,
kogoś z tych dwóch wybrał, aby zajął miejsce tego posługiwania i apostolstwa,
któremu sprzeniewierzył się Judasz, aby odejść na miejsce swoje. I rozdano im
losy. A los padł na Macieja i przyłączony był do jedenastu Apostołów” (Dz. 1,
13 – 26).
1. Wybór z wyroku Bożego był już praktykowany w Starym Testamencie.
Tak został wybrany Aaron na arcykapłana (Liczb 17, 2), Saul na króla (I Kr. 10,
20) itp. Tu był wybór niezwykły, ale usprawiedliwiony okolicznością, że
chodziło o wybór Apostoła, który z natury jest czymś niezwykłym, a powołanie
do niego u innych Apostołów wychodziło bezpośrednio od Chrystusa. Jako
warunek do wyboru postawiono, aby wybrany był naocznym świadkiem nauki i
czynów Chrystusa Pana od początku aż do końca jego publicznego nauczania.
Apostolstwo bowiem jest niczym innym jak tylko świadectwem przeżytych
czynów naocznych. Apostołowie znaleźli takich dwóch — Józefa – Barnabę i
235
Macieja. Ściślejszy zaś wybór po modlitwie gorącej miał rozstrzygnąć losem
sam Bóg. Los padł na Macieja i on został Apostołem na miejsce Judasza.
Przy wyborze Macieja widzimy już cały Kościół z jego rozmaitymi
stopniami hierarchicznymi. Oto występuje św. Piotr jako głowa kierująca i
rządząca Kościołem. Jemu udzielił Bóg szczególniejszych darów do
zrozumienia Pisma Św., które wyjaśnia innym Apostołom, on zarządza wybory i
im przewodniczy, on występuje czynnie, gdy inni zachowują się biernie.
Wskazawszy w swym przemówieniu na proroctwa, w których była
przepowiedziana zbrodnia Judasza i jego koniec, Piotr nie chce korzystać z
przysługującego mu prawa zamianowania nowego Apostoła, lecz wszyscy
wspólnie obierają dwóch mężów, pozostawiając ostatnie słowo Bogu, który tak
pokieruje sprawą, że los padnie nie na innego, a tylko na Bożego wybrańca.
Wciela on tu naukę, jaką otrzymał od Mistrza. „Oto ja posyłam was jako owce
między wilki: bądźcie więc przezorni jako węże, a prości jako gołębice” (Mt. 10,
16).
2. Wybór Macieja na Apostoła był ujawnieniem nieskończonego
miłosierdzia Bożego dla niego. Pan Jezus mógł sam przed wniebowstąpieniem
swoim naznaczyć go na Apostoła, wszakże tego nie uczynił, bo chciał, aby to
nastąpiło przez losowanie. Mógł mieć ku temu następujące powody: chciał dać
poznać, że on z nieba rządzi tym, co się dzieje na ziemi, — pragnął nadać
powagę nadprzyrodzonej władzy Kościołom i pokazać, że on przewodniczy jej
swoją wyłączną Opatrznością miłosierną, — chciał również utrzymać w pokorze
wybierających i wybranego, przełożonych i podwładnych. Przełożeni mają
pamiętać, że nie w swoim imieniu rządzą, ale w imieniu Chrystusa, — a
podwładni, że słuchając swych prawowitych przełożonych słuchają samego
Boga. Jedni i drudzy mają w postępowaniu kierować się miłością i naśladować
tego, który będąc największym ze wszystkich stał się najniższym i sługą
wszystkich.
W taki sposób objawia się miłosierdzie Boże w wyborze Macieja, by
okazać, że we wszystkim, co Bóg czyni, kieruje się głównie litością i dobrocią,
dając nam tyle łask wpierw, nim na nie zasłużymy, a wynagradzając
nieskończenie więcej, niż tego jesteśmy godni. „Zlituję się nad kim będę chciał,
i będę miłościw, komu mi się podobać będzie” (Wyjścia 33, 19). Józefa zwanego
sprawiedliwym, otaczał blask sławy świętości, gdy o Macieju tego nie
mówiono. Tymczasem Bóg pokierował losowaniem tak, że został wybrany
Maciej. Jest to wyraźny dowód, że Bóg nie sądzi, jak ludzie sądzą, i daje
pierwszeństwo komu chce, nie zważając nawet na cnoty i zasługi. On jest
Panem swych darów miłosierdzia i rozporządza nimi według swej woli, a my
nie mamy prawa pytać go, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej: „Nie należy to
przeto ani od tego, kto chce, ani też, kto się ubiega, ale od litującego się Boga”
(Rzym. 9, 16).
236
Maciej, po wyborze na Apostoła, odpowiedział swemu powołaniu,
okazując wielką gorliwość apostolską w przepowiadaniu ewangelii.
Nasamprzód głosił Chrystusa Pana w Judei, gdzie zdobył dla Mistrza wielką
ilość rodaków. Stamtąd, uniesiony gorliwością, udał się do Etiopii, gdzie usilnie
walczył z błędami i ciemnotą ludów ten kraj zamieszkujących, — tam zjednał
wielu dla religii chrześcijańskiej, ale zarazem rozbudził silny gniew swoich
nieprzyjaciół, którzy go zamordowali: został ścięty w Kolchidzie około roku 50
po Chrystusie. Relikwie jego znajdują się w Trewirze, Rzymie i Padwie. Kościół
obchodzi jego uroczystość 24 lutego (W roku przestępnym 25). Dał on godne
świadectwo o Chrystusie nauką gorliwą i własnym życiem.
***
Apostołowie modlili się przy wyborze Macieja, czuli bowiem własną
niewystarczalność, która zwykle pobudza do modlitwy. Wprawdzie i bez
modlitwy Bóg znał potrzeby Kościoła, ale jednocześnie chciał, by Apostołowie
te potrzeby sprecyzowali, usilnie ich zapragnęli i przedłożyli. „Proście, a będzie
wam dane”… I ja mam prosić usilnie o potrzeby Kościoła i moje własne,
pragnąc tak jego rozwoju jak i postępu swej duszy. Daj mi, Panie, pierś, która
pragnie być napełnioną, daj serce, by zapłonęło ogniem, daj skrzydła, by się
rozwinęły. Ideały ogarniają moją duszę, — cóż więc mogę innego czynić jak
prosić o ich ziszczenie, jak walczyć za nie. Tak, mam Boga, lecz ja nim nie
jestem. To, co posiadam, jest niczym. Pragnę większych darów i pragnę tego, co
lepsze. O to muszę prosić. A zatem o to cię błagam, Panie.
89. KRÓTKIE ROZWAŻENIE CHWALEBNEGO ŻYCIA
PANA JEZUSA NA ZIEMI
„Pan Jezus po swojej męce ukazał się jako żyjący…
zjawiając się przez dni czterdzieści” (Dz. 1, 3).
Pismo Święte wspomina o jedenastu objawieniach Pana Jezusa po
Zmartwychwstaniu: pierwsze Marii Magdalenie, drugie niewiastom w drodze od
grobu, trzecie Piotrowi, czwarte uczniom w drodze do Emmaus, piąte
Apostołom w Wieczerniku (wszystkie powyższe objawienia miały miejsce w
niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego), szóste Apostołom z Tomaszem,
237
siódme w Galilei nad morzem Tyberiadzkim, ósme w Galilei na górze,
dziewiąte pięciuset braciom, dziesiąte Jakubowi, jedenaste w Jerozolimie w dniu
Wniebowstąpienia. Najprawdopodobniej były i inne jeszcze objawienia w
Galilei. Ukazuje się Pan Jezus w rozmaitych godzinach dnia, na różnych
miejscach, — ludziom różnego stanu, wieku, umysłu, różnych zajęć i pragnień,
— ludziom niełatwowiernym i niewierzącym, aby dać światu całemu liczne,
niezbite i nie ulegające najmniejszej wątpliwości dowody swego
zmartwychwstania.
1. Pod wpływem Zmartwychwstania Pana Jezusa zmartwychwstali
Apostołowie z otchłani ciemnoty i stali się nauczycielami rodu ludzkiego. Byli
to bowiem prostaczkowie o umyśle prymitywnym, bez żadnej nauki,
przepełnieni przesądami ludu, zaledwie trochę znający prawo Mojżeszowe,
lękliwi, nieświadomi życia i pogardzani. I oto tacy wyruszają na podbój świata i
pod wodzą Piotra zwyciężają. Zamiast Apostołów milczących mamy teraz
Apostołów mówiących głośno i wszędzie, — zamiast ukrywających się mamy
mężów pokazujących się wszędzie publicznie i napełniających świat nową
nauką, wymagającą poświęcenia się i zaparcia. Nie trzeba dowodzić, jak wielce
ten cud ich odwagi mówi sam za siebie.
Przemienieni przez Pana Jezusa Apostołowie stali się świadkami jego
Zmartwychwstania na całym świecie i dokonali niejako wskrzeszenia tego
świata. Przede wszystkim wskrzesili rodzinę. Odtąd już ojciec nie będzie
despotą starodawnym, w którym barbarzyńskie obyczaje wygasiły
najnaturalniejsze uczucia przywiązania do swych dzieci, do żony, do sióstr, do
braci. Odtąd matka nie będzie już sponiewieraną, upodloną niewolnicą, którą
wystawiono na sprzedaż i kupno lub zamieniano na co innego i wyganiano.
Nowonarodzone dziecię nie będzie już odtąd zwierzątkiem, którego życie i
śmierć zależały od prawidłowości lub wad w budowie jego organizmu, a Solon,
Likurg, Seneka czy Plutarch i inni nie będą ciskać ułomnych dzieci na pożarcie
zwierzętom. Z tym zmartwychwstaniem rodzin następuje zmartwychwstanie
grodów i miast, zmartwychwstanie całych ludów i narodów, zmartwychwstanie
całej ludzkości. Bez zmartwychwstania Pana Jezusa nie wytłumaczymy, skąd
się wzięło zmartwychwstanie świata.
Oto powody, dlaczego Chrystus Pan zmartwychwstał i przez czterdzieści
dni przebywał na ziemi, „ukazując się jako żyjący, dając im tego liczne dowody
i zjawiając się wobec nich, aby pouczać o Królestwie Bożym” (Dz. 1, 3). W
całej historii rodzaju ludzkiego ta niezmierna przemiana postaci świata jest
jedynym zjawiskiem. To tylko sam Bóg zmartwychwstały mógł natchnąć ludzi
każdego stulecia tak ogromnymi przedsięwzięciami, takim męstwem, takim
bohaterstwem wielkodusznym, jakie widzimy u męczenników i wyznawców, u
słabych dziewic i niewiast, co roznieśli i roznoszą naukę Chrystusa do
najdalszych krajów w warunkach najokropniejszych, na każdym kroku
238
narażając swoje życie. Sokrates, Platon, Numa, Likurg czy Solon nie mieli
uczniów z takim poświęceniem heroicznym jak Chrystus, który po
zmartwychwstaniu swoim żyje, panuje, króluje i rozkazuje, zjednywując sobie
coraz to więcej i więcej wyznawców.
2. Pan Jezus po zmartwychwstaniu w chwalebnym ciele prowadzi życie
czynne, przeto Zbawiciel stara się ugruntować swych uczniów w dziele
a p o s t o l s k i m . Dlatego objawiając się im, przytacza dowody z Pisma
Świętego, otwiera im umysł, aby je należycie rozumieli, powołuje się na
dowody wewnętrzne i zewnętrzne, ukazywane na samym sobie, iż rzeczywiście
zmartwychwstał w prawdziwym namacalnym ciele, w tym samym ciele,
ożywionym ludzką duszą, w jakim przebywał przed męką, i podczas niej. Przez
swoje chwalebne życie potwierdza on wiarę w naszą przyszłą nieśmiertelność i
zmartwychwstanie oraz we wszystkie swoje cuda i nadprzyrodzone
posłannictwo.
Do istoty Kościoła należą sakramenty święte, w których otrzymujemy i
pomnażamy w sobie życie nadprzyrodzone, życie łaski. Otóż Pan Jezus po
Zmartwychwstaniu ustanawia dwa najpotrzebniejsze sakramenty, które
obdarzają nas życiem nadprzyrodzonym, a są nimi chrzest i pokuta. W nich
przedłuża się i przedłużać będzie aż do skończenia świata Odkupienie
poszczególnych ludzi, czyli zastosowanie zasług męki i śmierci Pana Jezusa do
poszczególnych dusz. Są to tak zwane sakramenty umarłych na duszy, albowiem
one wlewa ją do duszy nowe zupełnie życie nadprzyrodzone, życie Boże, dające
prawo do szczęścia, jakim się napawa sam Stwórca. Pomiędzy zaś darami łask
daje Pan Jezus dar rozumienia Pisma Świętego (Łuk. 24, 45) i dar czynienia
cudów (Mk 16, 17). Prócz tego do istoty Kościoła należy hierarchia, którą
Zbawiciel po Zmartwychwstaniu swoim ugruntowuje przez ustanowienie
władzy prymatu, jaką obdarza św. Piotra, a innym Apostołom przekazuje
również ogromną władzę nakazując, by ją spełniali wszędzie i zapewniając im
swoją Boską pomoc, a nawet obecność po wszystkie dni aż do skończenia
świata: „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt
28, 20). Jakaż to wszechmoc wielka Zbawiciela, że posiada władzę nad czasem i
przestrzenią! Jak wielka ujawnia się jego wspaniałość, że jest wszędzie i zawsze
obecny, a przede wszystkim, że jest obecny pod widzialną postacią chleba w
Sakramencie Ołtarza. Jak wielkie jego miłosierdzie, że nadaje Apostołom
władzę darowania nie tylko win, ale i kary za nie w odpustach.
Podsumowując działalność Pana Jezusa po Zmartwychwstaniu można
nazwać ją jednym słowem: — miłosierdzie. Całemu światu świadczy on
dobrodziejstwa. Wspomnijmy jego objawienie się Magdalenie i niewiastom,
Piotrowi i uczniom z Emmaus, Apostołom w Wieczerniku i Tomaszowi. Marii
ukazuje się jako ogrodnik, który — jak ona sądziła — przyszedł ratować krzewy
i rośliny dotknięte trzęsieniem ziemi, jakie miało miejsce w czasie
239
Ukrzyżowania. Uczniowie z Emmaus widzą w nim pielgrzyma, który rozmawia
z nimi, starając się skrócić trud i smutek wśród drogi, a potem umocnić ich
przez łamanie chleba. Jako najwyższy Pasterz ukazuje się nad brzegami jeziora,
zwołując swoje owieczki i nie odchodzi od nich dopóki nie ustanowi dla nich
swego zastępcy.
***
Z Wniebowstąpieniem kończy się życie ziemskie Pana Jezusa, a
rozpoczyna się życie Kościoła. Kończy się historia „Chrystusa według ciała”, a
rozpoczyna się historia „Chrystusa mistycznego”, jak powiada Apostoł: „On jest
głową ciała Kościoła, początkiem pierworodnym z umarłych, aby sam we
wszystkim zachował pierwszeństwo” (Kol. 1, 18). Chrystus żyje nadal w swych
członkach, żyje we mnie, działa we mnie, cierpi we mnie i zatriumfuje we mnie.
Uświadomię sobie tę prawdę w radości i w smutku, w powodzeniu i w
cierpieniu, a szczególnie w czasie pokusy.
KONIEC TOMU DRUGIEGO
240
SPIS TREŚCI
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
Miłosierdzie Boże w tajemnicy Odkupienia
Miłosierna mowa pożegnalna Pana Jezusa (Zapowiedź upadku Piotra i nowe
przykazanie)
Miłosierna mowa pożegnalna (Polecenie łączności z Chrystusem)
Miłosierna mowa pożegnalna (Testament pociechy)
Miłosierna mowa pożegnalna (Pociecha w prześladowaniach)
Modlitwa Arcykapłańska (Prośba za siebie i za Apostołów)
Modlitwa Arcykapłańska (Prośba za wszystkich wiernych)
Pochód do Ogrodu Oliwnego (Nasze usposobienie w cierpieniu)
Cierpienia w Ogrójcu (Natura i przyczyna cierpień)
Cierpienia w Ogrójcu (Sposób i cel cierpień)
Cierpienia w Ogrójcu (Pan Jezus zaleca uczniom czuwania i modlitwę)
Cierpienia w Ogrójcu (Anioł umacnia Pana Jezusa, z którego pot krwawy
spływa)
Cierpienia w Ogrójcu (Pan Jezus zgadza się z wolą Bożą)
Cierpienia w Ogrójcu (Pocałunek Judasza)
Cierpienia w Ogrójcu (Piotr dobywa miecza)
Cierpienia w Ogrójcu (Uwięzienie Pana Jezusa)
Pan Jezus u Annasza
Nocne przesłuchanie u Kajfasza
Zaparcie się Piotra
Nawrócenie Piotra
Pan Jezus w więzieniu Kajfasza
Ranne posiedzenie Sanhedrynu u Kajfasza — Ostateczny wyrok
Pochód do Piłata
Straszny koniec Judasza
Pierwsza rozprawa u Piłata (Ustalenie przedmiotu oskarżenia)
Pierwsza rozprawa u Piłata (Osoby i ich zachowanie się)
Pan Jezus przed Herodem
Druga rozprawa u Piłata (Barabasz)
Druga rozprawa u Piłata (Stanowczy opór Żydów)
Druga rozprawa u Piłata (Biczowanie Pana Jezusa)
Druga rozprawa u Piłata (Ukoronowanie cierniem Pana Jezusa)
Druga rozprawa u Piłata („Ecce homo”)
Ostatnia rozprawa u Piłata (Zasądzenie Pana Jezusa)
Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona
Pan Jezus niesie krzyż na Golgotę
Pan Jezus upada pod krzyżem
Pan Jezus spotyka Matkę swoją
Szymon z Cyreny pomaga Panu Jezusowi dźwigać krzyż
Weronika ociera twarz Panu Jezusowi
Pan Jezus po raz drugi upada pod krzyżem
Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty
Pan Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci
Przygotowanie do ukrzyżowania (Pan Jezus obnażony i żółcią napojony)
Pan Jezus przybity do krzyża
Podniesienie krzyża
241
3
6
8
11
14
17
19
22
25
27
30
33
35
38
41
44
46
49
51
54
57
59
62
65
68
70
73
76
78
81
84
86
89
92
94
97
100
102
105
108
111
113
116
119
121
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
57.
58.
59.
60.
61.
62.
63.
64.
65.
66.
67.
68.
69.
70.
71.
72.
73.
74.
75.
76.
77.
78.
79.
80.
81.
82.
83.
84.
85.
86.
87.
88.
89.
Napis na krzyżu
Rozdzielenie szat
Szydzenie z Pana Jezusa ukrzyżowanego
Zaćmienie słońca
Pan Jezus modli się za wrogów
Matka i krewni Pana Jezusa u stóp krzyża
Maryja Matką Miłosierdzia
Dobry łotr pokutuje i czci Pana Jezusa
Pan Jezus obiecuje pokutującemu łotrowi raj
Opuszczenie Pana Jezusa na krzyżu
Męka pragnienia Pana Jezusa na krzyżu
Szóste słowo Pana Jezusa na krzyżu
Pan Jezus umiera na krzyżu
Skutki śmierci Pana Jezusa
Znaczenie śmierci Pana Jezusa
Przebicie boku Pana Jezusa
Znaczenie przebicia boku Pana Jezusa
Zdjęcie z krzyża ciała Pana Jezusa
Cześć i znaczenie krzyża
Złożenie do grobu ciała Pana Jezusa
Straż przy grobie
„Zstąpił do piekieł”
Wielka Sobota Matki Boskiej
Chwalebne Zmartwychwstanie Pana Jezusa
Istota i okoliczności Zmartwychwstania Pana Jezusa
Znaczenie Zmartwychwstania Pana Jezusa
Cel i znaczenie uwielbionego życia Pana Jezusa
Objawienie Zmartwychwstania Pana Jezusa wrogom
Pan Jezus ukazuje się Matce Najświętszej
Pan Jezus ukazuje się Marii Magdalenie
Pan Jezus ukazuje się świętym niewiastom
Pan Jezus ukazuje się Piotrowi
Ukazanie się Pana Jezusa Łukaszowi i Kleofasowi
Ukazanie się Pana Jezusa Apostołom w Wieczerniku
Ustanowienie sakramentu pokuty
Ukazanie się Pana Jezusa Tomaszowi
Ukazanie się Pana Jezusa nad Jeziorem Genezaret
Pan Jezus nadaje Piotrowi prymat
Ukazanie się Pana Jezusa Apostołom na górze w Galilei
Ostateczne ustanowienie i obwieszczenie sakramentu chrztu świętego
Wniebowstąpienie Pana Jezusa
Pan Jezus zajął miejsce po prawicy Boga Ojca
Wybór Macieja na Apostoła
Krótkie rozważenie chwalebnego życia Pana Jezusa na ziemi
242
124
126
129
132
134
137
139
142
145
147
150
153
155
158
161
163
166
169
171
174
177
179
182
185
187
190
192
195
197
200
203
205
208
211
213
216
219
221
224
227
229
232
235
237
Redaktor techniczny: Ks. Stefan TREUCHEL, S.A.C.
IMPRIMERIE „NOTRE FAMILLE” — 25, rue Surcouf — PARIS VII
Dépôt légal — Ier Trimestre 1962
243

Podobne dokumenty