Rossi grał w Białymstoku

Transkrypt

Rossi grał w Białymstoku
Nr 25 (168), 3-5 II 1984
Rossi grał w Białymstoku
To nie dziennikarska kaczka. Rossi istotnie grał w Białymstoku, tyle że nie na stadionie piłkarskim, a w
sali Białostockiej Filharmonii i nie sprowadził go Boniek, a dyrektor Chachaj. Grał jednak wspaniale, co
prawda nie w piłkę a na skrzypcach, ale to drugie jest chyba znacznie trudniejsze. Wyjaśniając ostatecznie: to
popularne we Włoszech nazwisko nosi nie tylko znakomity piłkarz Paolo, ale również nie mniej znakomity w
swoim fachu skrzypek — Christiano.
Długo czekaliśmy w Białymstoku na taki właśnie koncert. Monograficzne programy mają szczególną
wartość artystyczną i poznawczą. Grywa się więc w przeciągu kilku wieczorów np. wszystkie sonaty
Beethovena lub wszystkie utwory klawesynowe (fortepianowe) Bacha. Można też inaczej: zaprezentować
słuchaczom jedną formę, jeden gatunek uprawiany przez wielu kompozytorów. Takim uniwersalnym gatunkiem
jest, jak wiadomo, sonata, ciesząca się żywotnością od bez mała czterystu lat. Tak się składa, iż pierwszy zbiór
sonat napisał również Włoch i również Rossi, tyle że Salomone.
Christiano Rossi wspólnie z pianistą polskim Tadeuszem Chmielewskim zaproponowali białostockim
melomanom z wielkim smakiem ułożony program: w części pierwszej dwie sonaty klasyczne — Mozarta Ddur KV 306 i Beethovena c-moll, po przerwie — sonaty klasyków współczesności — Prokofiewa D-dar op.
115 na skrzypce solo i Ravela G-dur.
Każda z tych sonat reprezentuje odrębny styl, wymaga innych środków interpretacyjnych, innej postawy
estetycznej. Obaj artyści wywiązali się z trudnego zadania bez zarzutu. Rossi pełnym, soczystym i nośnym
dźwiękiem kreślił zachwycający delikatnością i elegancją obraz mozartowskiej muzyki. Chmielewski, znany ze
swej wysokiej kultury kameralisty, w sposób niezawodny i całkowicie naturalny obraz ten współtworzył i
dopełniał. Podobnie było w dramatycznej Sonacie Beethovena, a przecież znacznie trudniej jest uzyskać pełną
zgodność tego typu ekspresja niż klarowność i finezyjność mozartowską.
Artyści wykonali wspólnie jeszcze Sonatę Ravela i na bis Scherzo z Sonaty Brahmsa. Znowu zupełnie
odmienne światy, obszary ekspresji, zupełnie inny język. Rossi i Chmielewski rozumieli się doskonale, a
spójność odczuwania przez nich nostalgicznego dynamizmu Brahmsa, motorycznej lekkości finału namiętnego
bluesa ze środkowego Andante Sonaty Ravela, była podstawą ich wspólnego sukcesu.
W niezmiernie rzadko wykonywanej Sonacie solowej Prokofiewa włoski skrzypek zademonstrował z kolei
niezbędną lekkość, wigor i humor, nie do pomyślenia bez wspaniałej, wirtuozowskiej techniki. Rossi jest bez
wątpienia świetnym skrzypkiem, o nienagannej nie wymuszonej sprawności, ale przede wszystkim jest
wspaniałym muzykiem obdarzonym — jak każdy Włoch — intuicją wokalną. Dlatego jego skrzypce zawsze.
śpiewają, choćby poruszały się po karkołomnych serpentynach melodyki i faktury.
STANISŁAW OLĘDZKI