Ludzie (z) gór
Transkrypt
Ludzie (z) gór
Z internetu: „Teraz już nie ma Go między nami, ale za to jak się znowu zobaczymy, to będzie miał najlepsze trasy już obcykane i jak go znam, nie da nam odpocząć ;−) Ludzie (z) gór Brat Nie stójcie nad moim grobem i nie płaczcie; / Nie ma mnie tam. Ja nie śpię / Jestem tysią− cem wiatrów, które wieją; / Jestem diamen− towym blaskiem na śniegu – recytuje Aneta Augustyn wiersz z książki Kena Wilbera nad grobem swojego brata, Artura Filipiaka. Tym wierszem czytanym w pierwszą listopadową zadymkę spełnia jego prośbę. I po raz ostat− ni jest starszą siostrą, opanowaną, choć głos chciałby się załamać, chciałoby się po dziewczyńsku zapłakać. Jest mocna, tak jak wtedy, gdy jako kilkuletnie dzieci w śnież− ną zimę z nudów urwali się z domu. To ona wymyśliła, że przekroczą granicę ich dzie− cięcego świata wyznaczaną przez trzy so− sny rosnące gdzieś hen na horyzoncie; to ona po kilku godzinach podjęła odpowiedzialną decyzję, że trzeba wracać – Artur z drew− nianymi sankami zapadał się w kopnym śnie− gu na Drodze Libuszy, było zimno. Teraz, nad grobem brata, zdradza pu− blicznie ich dziecinną tajemnicę o wyciecz− 8 ce−ucieczce poza granice wyobraźni, a gdzieś na przeciwległym stoku, bo cmen− tarz w Dusznikach−Zdroju przytulony jest do górskiego zbocza, są te ich „graniczne sosny”. A nad cmentarzem linia kolejowa z Kudowy do Wrocławia – tędy co tydzień jeździł do technikum elektronicznego EZN, w pociągu poznał Wiesię, przyszłą żonę. Teraz wymknął im się sam, poza grani− ce... w wieku 33 lat przegrał kilkumiesięcz− ne zmagania z chorobą nowotworową. *** – Pasja „Fisha” rozpoczęła się w 1995 r., kiedy kolega z Dusznik−Zdroju namówił go na kupno roweru górskiego – wspomina Artura Tomek Chudzikiewicz „Chudzik”. – Oczywiście, jeśli nie liczyć wcześniejsze− go jednodniowego wypadu z Gutkiem do jego ciotki w Katowicach. Sił starczyło im wtedy na jazdę w jedną stronę, wrócili po− ciągiem. W Polsce był bardzo mały wybór, a dla maturzysty liczył się każdy grosz, dla− tego po swój pierwszy rower górski Artur pojechał do Czech. Wybrał Olprana. Zde− rzenie technologiczne roweru górskiego na osprzęcie Alivio z Orkanem (jego wcze− śniejszym rowerem) było ogromne. Okazało się, że na nowej maszynie można wjechać na każdy szczyt. „Chudzik” nie dał się dłu− go namawiać, „górala” kupił kilka miesię− cy po Arturze. Na pierwsze wakacje poje− chali razem w Jurę Krakowsko−Często− chowską, gdzie można sobie spokojnie pokonać kilkadziesiąt kilometrów dziennie i każda wycieczka będzie miała cel – ruiny jakiegoś zamku lub inną atrakcję. Po maturze Artur i Tomek rozpoczęli studia na Politechnice Wrocławskiej. Rower górski stał się dla „Fisha” cotygodniową od− skocznią od codzienności. W 1997 r. wyruszyli czteroosobową ekipą ze studenckiej sekcji rowerowej w podróż życia – do Chamonix−Mont Blanc we Francji z miesięcznym budżetem 1000 zł. Niemożliwe? A jakże! Artur zawsze powiadał: „Trzeba tylko chcieć”. Po studiach zamiast długich wakacyj− nych wyjazdów były weekendowe wypa− dy po bezdrożach Kotliny Kłodzkiej, Gó− rach Orlickich i Bystrzyckich. W 2002 r. na jednej z takich tras „Fish” i „Chudzik” spotykają Krzyśka, listonosza z Kłodzka. Imponuje im – starszy niemal o dziesięć lat, a dalej kręci. Myślą sobie – to my też tak będziemy mogli. Krzysiek namawia na start w maratonie w Górzyńcu, tam zaczę− ła się ich nowa przygoda rowerowa. A uwieńczeniem startów w maratonach była Transcarpatia 2006. – Pół tysiąca kilometrów od Ustrzyk do Wisły z kilkunastoma kilometrami przewyż− szeń. To była przygoda, o której od wielu lat marzyliśmy – opowiada „Chudzik”. – Później był jeszcze maraton w Polanicy, gdzie Artur stanął na pudle w swojej kate− gorii wiekowej. Mieliśmy plany na nowy sezon rowerowy. Niestety, to były ostatnie wspólne plany... *** – Wielokrotnie zastanawialiśmy się, dla− czego po studiach my ciągle jeździmy, a nasi koledzy przestali. Doszliśmy w końcu do wniosku, że główną przyczyną jest to, że ro− bimy to we dwóch. W górach trzeba poko− nywać swoje słabości, więc jeżeli nie jesteś wystarczająco skażony cyklozą, przestajesz wyznaczać sobie nowe cele, przekraczać nowe progi wytrzymałości. Łatwiej ci jest w jakimś punkcie, zanim osiągniesz cel, za− trzymać się, zrezygnować, a to z kolei wzmacnia tylko twoje defensywne tenden− Na maratonach wszyscy pytali, co ma w tej kieszon− ce z napisem „Tu motywacja” cje. A we dwóch jest się „skazanym” na part− nera, kiedy jeden wymyśli trasę, drugi to musi zaakceptować. Artur powtarzał, że lubi ze mną jeździć, bo niezależnie od tego, co on wymyśli, ja i tak pojadę, choćbym miał na końcu paść. Strasznie mi się to podobało. Ich rowerowa przyjaźń zacieśniła się, kiedy na sylwestra w Zakopanem Wiesia, żona Artura, zabrała siostrę. Artur i Tomek wkrótce zostali szwagrami. Artur miał więc „metę” w rodzinnych Dusznikach, a To− mek u teściów w Lewinie Kłodzkim. Na niedzielne wyjazdy umawiali się odtąd na Ludowej, jak miejscowi nazywają przełęcz Polskie Wrota, żeby było sprawiedliwie – w połowie drogi między jednym domem a drugim. Artur zaprojektował dla nich koszulkę rowerową. Na wysokości nerek, jak to w koszulce rowerowej, miały być trzy kiesze− nie. Co z nimi zrobić, żeby było jakoś ina− czej, ciekawiej? Tomek zaproponował, żeby napisać na nich, na co są przezna− czone: niech pierwsza będzie na batonik, druga na mapę, a trzecia... co z trzecią? Wtedy Artur rzucił: „na motywację”. Zno− wu ten jego target – „cel” brzmiałby kiep− sko, więc wymyślił „motywację”. – Wszyscy się na maratonach pytali, co ja tam mam – śmieje się dziś Tomek. – Na ogół była pusta, bo motywacja to rzecz nie− materialna, ale często woziłem w tej kie− szonce rodzynki w czekoladzie, Artur – swoje ulubione galaretki. W styczniu 2005 r. Artur uruchomił stro− nę internetową, niekomercyjną platformę porozumienia dla społeczności zarażonej cyklozą. Przygotowywali się do tego dwa lata. Po pół roku funkcjonowania Tomek wzbogacił stronę o wykorzystanie techno− logii GPS. Artur rozbudował to o nowe moż− liwości – mógł tu wykorzystać swoje umie− jętności programistyczne i graficzne. Był bo− wiem rzadkim przypadkiem połączenia tych dwóch specjalności na ogół nieidących ze sobą w parze (Artur dość wcześnie, jako 17−latek, opublikował książkę o animacji komputerowej). Pasjonowała go kwestia przekazu informacji od strony teoretycznej i praktycznej. Ich strona była wymyślona po to, żeby społeczność rowerową zintegrować. Ludzie mają na niej nie tylko zamieszczać spra− wozdania z wypraw, ale wpisywać plano− wane trasy i pozyskiwać ewentualne towa− rzystwo. Jeżeli ktoś nie ma pomysłu na weekend, wchodzi na stronę, sprawdza, czy ktoś w okolicy nie wybiera się na rower. – Nie okłamujmy się – przekonuje To− mek – przecież wygodniej usiąść przed te− lewizorem z miską chipsów i butelką piwa. Ale „trzeba mieć swój target”, jak mawiał Artur – trzeba mieć cel. I w tym ma pomóc nasza strona BikeBrother (www.bikebro− ther.com). Ale zanim to się stanie, trochę czasu jeszcze minie. BikeBrother – a kto tu dla kogo bratem? Rower dla nich obu, oni dla siebie? – Wiele osób to teraz ciekawi. A ja nie wiem, po prostu nie wiem. Nie chciałem Artura pytać, czy chodzi o nasz związek rowerowy, czy o jego związek z rowerem. Tuż przed śmiercią Artur nie chciał już widywać się ze swoim „bratem”. Podob− no wolał, by zapamiętał go takiego, jakim był kiedyś – silnego, tego, który prowadzi, podciąga, nadaje tempo. Wiedział, że z ostatniego spotkania, które zostawia w pamięci niezatarty ślad, mógł pozostać obraz schorowanego, słabego człowieka. Nie chciał tego. – To były już ostatnie dni. Wszyscy: ja, Wiesława – żona Artura i rodzice czuwali− śmy przy łóżku – wspomina Aneta Augu− styn. – I nagle Artur się ożywił. A przecież był już na silnych lekach. I zaczął mówić. Widzieliśmy, że to jest dla niego ważna chwila, że chce nam coś ważnego powie− BikeBrother – a kto tu dla kogo bratem? Rower dla nich obu, oni dla siebie? Na zdjęciu od lewej: Tomek Chudzikiewicz „Chudy” i Artur Filipiak „Fish” dzieć. Mówił bardzo jasno, jakby chciał, abyśmy to zapamiętali. I szczególnie jedno zdanie Artura zostało w mojej pamięci, jak− by nakaz: „Chciałbym, aby ta śmierć nie poszła na marne”. By nie poszła na marne, organizują w Zieleńcu 23 sierpnia memoriał imienia Artura. Dla Tomka to możliwość zmierze− nia się ze stratą Artura, jednocześnie chce ludziom przekazać, by cieszyli się każdym wyjazdem, każdym kilometrem zaliczonym na rowerze. Wystartuje w jedynej już i niepowtarzal− nej koszulce (drugą, wraz z czerwoną tyl− ną lampką od roweru, Aneta włożyła „Fi− showi” do trumny). W jednej kieszonce będzie miał batonik, w drugiej mapę, w trzeciej... w trzeciej miej zawsze najważ− niejsze – motywację. Tekst Maciej Zalewski Zdjęcia archiwum domowe Tomasza Chudzikiewicza Zapraszamy na stronę Memoriału im. Artura Filipiaka www.memorial.bikebrother.pl 9