ściągnij - Beezar.pl

Transkrypt

ściągnij - Beezar.pl
2012 I marzec I NEON I
NR
9 2012
MARZEC
OD REDAKCJI
MARTA FORTOWSKA
„Lepiej wydać pieniądze
na bilet do teatru
albo do filharmonii,
niż przeżreć.”
Tyle w temacie marcowego wstępu, refleksje zostawiam nam - bydgoszczanom. Od siebie
dodam jeszcze, żebyśmy wszyscy obudzili się ze snu zimowego i wyszli z domów posmakować kultury!
REDAKCJA
Nakład: 150 egz..
Redaktor naczelna: Marta Fortowska
Skład: Katarzyna Dobucka
Okładka: Szymon Szeliski
Grafiki: Andrzej Bandoch, Anna Robakowska
Korekta: Tomasz Dziamałek
Redaktorzy: Piotr Charchuta, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina
Dzwończak, Hanna Engel, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska,
Szymon Szeliski, Sebastian Walczak , Sonia Jankowska, Joanna Kloska
Kontakt e-mail: [email protected]
Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Tonder, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Bydgoszcz, tel. 514
529 032
www.grupa-neon.blogspot.com
www.facebook.com/grupaneon
www.inkaustus.pl
www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com
2 I NEON I marzec I 2012
PROZA
POZORY MYLĄ
KAROLINA RAKOWSKA
Mój budzik zadzwonił dziś jak zwykle
o 5:45. Standardowo zjadłam lekkie śniadanko (mleko „Muuuu” - Biedronka 1,99 za litr,
płatki do mleka „Mleczne gwiazdeczki” Tesco 2,49 za 500 g) i popiłam to herbatą
(herbata „Fusy ciotki Steni"- Auchan 2,19 za
50 torebek). O godzinie 6:00 opuściłam moje
małe mieszkanko na warszawskiej Pradze i
udałam się do pobliskiego sklepu kosmetycznego „Rossman". Podeszłam do stanowiska z elementami do makijażu, gdzie szukałam, jak zwykle, magicznej naklejki
„Tester" uprawniającej do korzystania z kosmetyku. Z gotowym ryjem wróciłam do
domu, wyłączyłam zbędne oporniki prądu
(gaz odcięli w zeszłym miesiącu) i w ciuchach po matce ruszyłam do starego Nowaka spod 3.
- Witam, panie Adasiu. Jedzie pan dziś
do centrum?
- A tak, oczywiście.
Stary polonez starego Nowaka, co
prawda psuł się na co trzecim zakręcie,
2012 I marzec I NEON I 3
„Fusy ciotki Steni"- Auchan
2,19 za 50 torebek
4 I NEON I marzec I 2012
jednak ciągle był na chodzie. Zresztą odliczyłam sobie jak zwykle 45 minut dojazdu,
jakie zajmuje pokonanie tych 4 kilometrów.
Punktualnie o godzinie 9:00 przekroczyłam
próg przeszklonych drzwi z napisem
„dyrektor generalny". Pracuję w firmie konsultingowej „Nie ufaj nieznajomym", a nasze
biuro mieści się na 10. piętrze Pałacu Kultury. Mam z okna widok na kancelarię prawną
mecenasa Kulasa, który średnio cztery razy
dziennie wdzięczy się do swojej sekretarki.
Też mam faceta. To całkiem opłacalna
instytucja. Zabiera do restauracji, kina, czasem sprezentuje biżuterię. W sumie to kupa
zaoszczędzonej kasy. Wracając jednak do
mojej pracy. Siedzę tu codziennie od 09:00
do 21:00. Wyciągam brutto 8000 miesięcznie, plus koperty. Po pracy zwykle korzystam z miejskiego komputera, w którym jest
internet i spacerkiem wracam do domu.
Zapalam wtedy świece, puszczam wodę do
miski i robię sobie kąpiel. Kiedy jestem już
czyściutka, wodą z miski podlewam roślinki
na parapecie. Pozwalam sobie czasem na
odrobinę szaleństwa i wysłuchuję wieczornej audycji radiowej. Kładę się potem na
mojej starej polóweczce odziedziczonej
jeszcze po babci. Zanim zasnę, pomyślę
jeszcze trochę o zadaniach na dzień jutrzejszy i ... znowu pobudka o 5:45.
Tylko nie myślcie sobie, że w ogóle
nie odpoczywam.
Zbliża się właśnie termin mojego
corocznego, tygodniowego urlopu. Jak zwykle jadę pod namiot – na działkę rodziców.
Docieram tu pociągiem TLK w osobistej
kabinie z kibelkiem i umywalką. Na miejscu
mam wszystko, czego mi potrzeba: jedzonko, słoneczko i rzeczkę nieopodal działeczki, gdzie spacerują ciacha w kąpielówkach.
Żyć, nie umierać. Tylko namiot trzeba jakoś
skombinować. Sąsiedzi-działkowicze, sknery ostatnie, często nie chcą pożyczać.
W mojej rodzinnej miejscowości pod
Bydgoszczą jest pewne miejsce, które odwiedzam każdego roku. W starym budynku
po dawnym PGR-ze mieści się Dom Samotnej Matki i Dziecka. W foliowej torebce zostawiam pod bramą wszystkie pieniądze,
które udało mi się zebrać w ciągu roku, a
także karton z wydzierganymi ubrankami i
maskotkami dla dzieci. Powiesili w tym roku
tabliczkę: „Tylko życie poświęcone innym
warte jest przeżycia."
YOU SAY MY NAME
PAULINA DZWOŃCZAK
“You say my name, but it's not the same.”
Usłyszałam dzisiaj przez przypadek,
jak ktoś o Tobie mówił. Niesamowite, że
nastąpił ten moment, w którym Twoje imię i
nazwisko wywołuje we mnie takie same
uczucia, jak słowa „złamane krzesło” czy
„zimna herbata”. A pamiętam każde drżenie
serca na sam dźwięk Twojego imienia, pa-
miętam, jak powtarzałam je sobie w myślach, dokładnie akcentując każdą literę.
Wczoraj spaliłam Twoją fotografię,
jedyne co mi zostało po tej… po tym, co
między nami było. Tak, dopiero wczoraj.
Mogłam rozszarpać w napadzie szału albo
wydłubać Ci na niej cyrklem oczy, ale to nie
sprawiłoby mi takiej satysfakcji. Gdybym żyła
w Hogwarcie, pewnie przebiłabym ją kłem
2012 I marzec I NEON I 5
bazyliszka i patrzyła, jak sączy się jad. Jad,
w którym kiedyś sam zginiesz. A tak, z nieopisaną rozkoszą patrzyłam, jak płoniesz, jak
płomienie pochłaniają Cię po trochu, zostawiając tylko szary proch. Czasami jestem
pewna, że właśnie taki będzie Twój koniec,
że zginiesz sam, spłoniesz w ogniu własnej
wielkości, nieratowany przez nikogo. Ale tak,
Twoja śmierć będzie równie widowiskowa
jak tryskające na wszystkie strony iskry,
wiem, że nie darowałbyś sobie, gdybyś miał
umrzeć niezauważony.
Tak, uwielbiasz, jak ludzie na Ciebie
patrzą, słuchają, podziwiają. Pozujesz na
wszechwiedzącego, uroczego, inteligentnego księcia, chociaż z trochę odrapaną karetą. Każdą rysę na swoim idealnym wizerunku przekształcasz tak, że wszyscy myślą, że
była ona celowa. Jesteś doskonałym aktorem, ciągle grasz, możesz przekonać do
siebie publikę. Ale ja wiem, że to maska,
zbroja, którą zakładasz, żeby ukryć kompleksy i niedowartościowanie. Twoja pewność
siebie to iluzja, którą karmisz wszystkich
dookoła. Ja wiem, jak jest naprawdę. Wiem,
jak bardzo się boisz praktycznie wszystkiego, a najbardziej samego siebie. Szukasz
sposobu na życie, wybierając utarte wzorce,
przyjmując ogólnie przyjęte ideologie. Nie
chcesz brać za nic odpowiedzialności, świadomość możliwości sterowania swoim życiem zdecydowanie Cię przerasta. Gdybyś
to zaakceptował, nie miałbyś na kogo zrzucić winy, nie umiałbyś tego w żaden sposób
usprawiedliwić. Tchórzysz, jednocześnie
gardząc tymi, którzy się chowają.
Nie mogę uwierzyć, że jeszcze dwa
6 I NEON I marzec I 2012
miesiące temu chodziłam spać z Twoim
uśmiechem przed oczami, wyobrażając
sobie scenę naszego kolejnego spotkania.
Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale kochałam Cię tak, że jedno Twoje słowo wystarczyłoby, żebym poszła za Tobą w ogień. Nie
przeszkadzało mi to, jaki jesteś, akceptowałam nie tylko ten obraz, jaki tworzysz, ale
również tego człowieka, który kryje się wewnątrz Ciebie. Pewnego poranka obudziłam
się wolna, wszystko stało się jasne. Pękły
kajdany, którymi byłam przykuta do fundamentów Twojej próżności. Teraz, gdy przypomnę sobie nasze namiętne pocałunki
tamtego wieczoru, ogarnia mnie wstręt do
samej siebie, minie jeszcze dużo czasu,
zanim bez obrzydzenia i pogardy spojrzę w
lustro. Zabrałeś mi to, co miałam najcenniejszego – szacunek do samej siebie. Zniszczyłeś mnie. Ciekawe, czy jesteś z siebie
dumny?
Wiem, ja też wygrałam. Moje wspomnienie będzie Cię dopadać w najmniej
oczekiwanym momencie. Moje pocałunki
będą palić w myślach Twoją skórę w zimowe
długie noce, a jej oczy, w najmniej spodziewanej chwili, zastąpią moje. Będziesz w
myślach błagał swojego wielkiego Boga,
żeby zamienił jej ręce na moje, będziesz
chciał usłyszeć mój śmiech na swojej szyi.
Ale mnie już nie będzie ani mojego śmiechu,
ani pocałunków.
Wczoraj… Nie liczy się. Bo wczoraj… Nie
było, nie.
WITAMY
NA
ŚWIECIE
KAROLINA RAKOWSKA
Strugi potu spływają z całej powierzchni mojego ciała na nazistowsko
chłodną podłogę, a w powietrzu czuć tylko
świeżą krew. Agonia. Leżę bez ruchu, zupełnie nieświadoma sytuacji. Obok mnie leży
dziecko. Zawinięte w starą szmatę, wydziera
się wniebogłosy. Nie stać mnie na reakcję.
Ania urodziła się 12 grudnia 2001
roku. Odwołali mi lekcje. Matka kończy pracę
o 17, ojciec o 21. Skurcze zaczęły się około
15. Brat mówi: „Jak cię starzy zobaczą z
dzieckiem, to nie darują, spieprzaj stąd”.
Rodzice nie wiedzieli o mojej ciąży. Zawsze
byłam gruba, nikt nie zauważył różnicy. Miejsce porodu wyznaczyłam jakiś miesiąc temu.
Opuszczony wagon. Warszawa-Włochy.
Cicho, pusto i bezpiecznie. Plan był prosty.
Zostawiam dziecko w wagonie, ktoś je znajdzie albo nie. Nie było mowy o usuwaniu
ciąży. Pochodzę z chrześcijańskiej rodziny.
Już nie płacze. Śpi. Ma takie malutkie rączki, całe w zaschniętej mazi. Przestał
mi doskwierać mróz, teraz przeszkadza mi
tylko własny smród. Zdejmuję sweter i owijam nim małą. Wiem, że jej tu nie zostawię.
Wlokę swoje zmęczone ciało przez
szary bruk ulicy. Przy każdym kolejnym kroku robię się cięższa o 10 kilogramów. Gapią
się. Niech się gapią. Prostokątna rama wielkości metr na metr stoi zastawiona tekturową
dyktą. Przed nią wąski parapet. Zawiniątko.
Obok karteczka. „Imię: Ania. Ojciec: nieznany. Dajcie jej tylko odrobinę miłości”. Okno
życia - witamy na świecie.
2012 I marzec I NEON I 7
PRZEZ LUPĘ
TOMASZ DZIAMAŁEK
CZĘŚĆ PIERWSZA
To już nie ma znaczenia. Jak tyle innych rzeczy, musiało dobiec kresu. A w
zanadrzu rozczarowanie, bo się skończyło i
nadzieja, bo zacznie się coś innego. Czy
przyniesie rozczarowanie, czy też będzie
miłym wspomnieniem? Tego się nigdy nie
wie. Może to dobrze, bo inaczej życie byłoby
nie do zniesienia – jednostajne i przewidywalne. Dlaczego żałuje się jednych rzeczy, a
innych nie? Z czego to wynika? Czy żałuje
się niemiłych wspomnień, a miłe chowa do
kieszeni jak papierosa na czarną godzinę?
Gdzie jest granica i czy w ogóle jest? Czy to
nie kolejne mamidło? Dlaczego jednych lubi
się, a innymi pogardza, bądź wręcz nienawidzi? Czy to, że są do mnie podobni, czy też,
że są inni? A może to ich sposób bycia,
słowa, jakie wypowiadają? Dlaczego pewne
rzeczy denerwują, a inne zachwycają? Czy
to zależy od wrażliwości? Ale jak rodzi się
wrażliwość? Co ją determinuje? I czym ona
w końcu jest? Co rozumiem mówiąc
„wrażliwy człowiek”? Czy określam jego
predyspozycje psychiczne, określony, nieszablonowy sposób doświadczania niektórych rzeczy? Czy rozumiem to jako zwracanie uwagi na stany psychiczne innych, ich
współodczuwanie? I kim jestem ja sam –
twór uwikłany w koleje świata, zależny od
tylu rzeczy, na tyle innych niemający wpływu, dążący do wolności, szukający samospełnienia i akceptacji, próbujący zrozumieć
delikatną materię bytu, niestroniący od pytań, na które nie ma zadowalającej odpowiedzi? Ale czy potrzebna jest zadowalająca
odpowiedź? Jednoznaczna? Bezdyskusyjna? I dlaczego jestem tym, kim jestem –
dwudziestokilkuletnim mężczyzną, gejem w
okularach, tworem o szerokich wargach i
krzywych palcach? Co mogę dać z siebie
innym? Czy mogę być użyteczny i czy moje
słowa i czyny nie przebrzmią z ostatnim
oddechem? To tragedia, że tak nieludzko
8 I NEON I marzec I 2012
zmagam się z życiem, próbuję je wycisnąć
jak cytrynę – do ostatka, a potem za kilka
sekund przestaje mieć to jakiekolwiek znaczenie i staje się czymś trywialnym i śmiesznym; ale przecież wiem, że nie mogę postąpić inaczej, bo wtedy nie mógłbym spojrzeć
spokojnie w lustro, miałbym pretensje, że
jednak mogłem spróbować nawet wtedy,
kiedy wydawało mi się to kompletnym idiotyzmem. Sekunda po sekundzie. Minuta po
minucie. Godzina po godzinie. Miesiąc po
miesiącu. Rok po roku. W każdej chwili próbuję nadać sens własnej egzystencji, sprowadzić ją do tu i teraz, do takich, a nie innych porządków społecznych. Ale przecież
chwila jest tak krucha i ulotna. Zatrzymać ją
na mgnienie oka, pozwolić nie przemijać,
rozciągnąć do nieskończoności... Ale tak się
nie da. To tylko pobożne życzenie, by własne bycie tutaj uczynić rajem. To piekło,
nieustanne piekło poszukiwań, zadawania
pytań, szukania po omacku, błądzenia w
ciemności. To próba znalezienia niwelującego czas oświecenia i przeżycia głębi, to
poszukiwanie. Ale czego? Spokoju? Ależ
jest on zaklęty w płatku śniegu, w migotaniu
gwiazd. Zadowolenia? Ależ jest ono zaklęte
w kropli wina spływającej po lampce, w przezroczystości szkła i w zimnie alkoholu.
To nie ja szukam, to rzeczy i zjawiska
mnie szukają, wchodząc natarczywie w moje
życie. To nie ja cierpię, to rzeczy mnie cierpią, narzucając niemożność zdobycia ich,
okiełznania. To nie ja zdobywam, to mnie się
zdobywa. I to nie ja żyję. To przeze mnie
żyją rzeczy i zdarzenia. Jestem więc dziurą,
przez którą prześwieca Kosmos. A dziura
jest istniejącą nicością – najdoskonalszym
tworem, który potrafi istnieć bez niczyjej
ingerencji, niestworzony.
Ośmielam się jednak uważać rzeczy i
zjawiska za własne i próbuję się nimi dzielić
używając języka i wciąż napotykam na niezrozumienie. Czy są słowa, które będą mogły wyrazić mnie samego? I co to znaczy
wyrazić? Opisać moje doświadczenia, mój
wygląd? Czy może poprzez określone użycie
słowa
spowodować
samozadowolenie?
Potrzebne jest jakieś otwarcie, jakieś przejście przez. A napotyka się co rusz na przeszkody, na ograniczenia. Jest się zmuszonym odbierać świat na określonych falach
nastrajanych przez zmysły.
Wrażenia, uczucia, radości i smutki w
nieustannym korowodzie, w dzikim tańcu.
Wczoraj, dziś i jutro. Nieosiągalne. Bez przyczyny, ale z konsekwencjami. I nic się na to
nie poradzi. Ot, trzeba to przyjąć do wiadomości i próbować żyć może mniej metafizycznie, bardziej trywialnie, bez poszukiwania sensu w tym wszystkim, co mnie otacza.
Tak – być może to jest recepta na spokojne i
bezkonfliktowe życie. Tylko, u licha, nie
wiem, czy ja tego chcę; czy chcę trwać bezrefleksyjnie pomiędzy pracą, a innymi zajęciami. Czy chcę być tylko aparatem odbiorczym? I co mi to da? Obawiam się, że mnie
to nie uszczęśliwi.
Louis Armstrong jest wielki! To, co
wyprawia na trąbce przechodzi ludzkie pojęcie. Właśnie go słucham, gdy to piszę i nie
mogę wyjść z podziwu. Też bym tak chciał,
ale nie umiem wydobyć z trąbki ani jednego
dźwięku; kiedyś próbowałem i skończyło się
żałośnie. Pamiętam to wzgórze we wsi,
gdzie siedziałem z moimi kuzynami. Gadało
się dużo, piło piwo i paliło. Śpiewało się też.
Gitara. I nagle pojawia się kuzyn ze złotą
trąbką pod pachą, wyjmuje ją i gra, a dźwięk
niesie się przez całą wieś, zachwyca nas i
reszta jest nieważna... Może dlatego tak
kocham słuchać Armstronga? Bo przypomina mi tamte cudowne chwile?
SYNKOPY. JAZZ TO WOLNOŚĆ!!!
ZBAWIENIE JEST W JAZZIE!!! ŻYCIE TO
NIEUSTANNY SWING. NIESPOKOJNY
RYTM I KOŁYSANIE SERCA. ZA ŻADNE
PIENIĄDZE NIE DA SIĘ KUPIĆ GRAJĄCEJ
TRĄBKI... I GDZIEŚ TAM W TLE ODZYWA
SIĘ FORTEPIAN. ACH, LUDZIE SZUKAJĄ
CUDÓW, A MAJĄ JE NA WYCIĄGNIĘCIE
RĘKI!
Wciąż potykam się o zdanie: „Nie
rozumiem”. Jest tyle rzeczy, które mnie osłabiają, tyle innych daje mi siłę. Nie rozumiem,
bo jestem młody, niedoświadczony, bo nie
2012 I marzec I NEON I 9
umiem przejść nad niektórymi sprawami do
porządku dziennego; zanurzony w entropii
własnego pokoju, gdzie wszystko ma swoje
miejsce: krawat na biurku, czerwony kubek
po mleku i wiersze mojego kolegi. Rozgrzebane łóżko, którego nie chce mi się słać,
zapałki i papierosy na stoliku opodal. Rzeczy.
Kilka wypitych darmowych piw w
„Kredensie” i świat staje się inny, bardziej
znośny, bardziej do zaakceptowania. Zakupy
w „Galerii Pomorskiej” i życie staje się piękne – wtedy nie przeszkadza nawet padający
deszcz. Pieniądze jako źródło szczęścia?
Tak, ale tylko wtedy, gdy ma się świadomość, że są one środkiem, a nie celem.
Maska, którą noszę jest bez ust i bez
nosa. Zastanawia mnie to. Powinienem więcej milczeć. Słowa są źródłem nieporozumień. Moja maska – utrapienie i błogosławieństwo – kryjówka – ucieczka przed sobą
samym – gra pozorów – niemy podziw dla
cudów tego świata. Nie chcę jej zdejmować.
Nie chcę być dla innych łatwą i nudną zagadką.
10 I NEON I marzec I 2012
Czym jest tajemnica? I skąd we mnie
podziw dla niej? Sam jestem zagadką i
„sobą zdumiewam siebie”. Za każdym razem. Nieustannie. Bez przerwy. Ale to błogosławieństwo w tej monotonii – nie robię
ostatnio nic innego, tylko spędzam czas w
pracy. Nie mam za bardzo czasu na nic
innego. Ale czy naprawdę nie mam? A może
sobie to tylko wmawiam, bo tak jest mi wygodniej? Nie wiem.
Mówię „kocham”, ale co przez to wyrażam? Podziw? Co znaczy „kocham cię”?
Czy nie jest tylko wygodną formułką wypowiadaną, aby coś uzyskać? A co konkretnie?
Choćby upojną noc, samozadowolenie i
samospełnienie. Nie ma miłości. Nie ma
nienawiści. To tylko abstrakcje, które nie
mają desygnatu. Język je tworzy i zostawia
na pastwę naszych wyobrażeń, a my uważamy je za takie same konkrety, jak rzeczy
materialne. Czy to nie dziwne?
Siedzę otoczony przez lęki. Boję się
bezdomności, mostów i starości. Pewnego
dnia zostawię Moherland, kaczorów i cały
ten katolicko-zgniły sos i wyjadę. Ale będę
tęsknił do czwartków i Krwawej Mary, do
muzyki i tańca, do tłumu pląsającego na
posadzce, do tej iluzorycznej jedności, do
gadek z moją kumpelą przy barze, do piwa
za 3,50, do siatkarzy, którzy wreszcie grają
cudownie, do marzeń o nich. Ach, sprośnych marzeń, kiedy rozbieram ich w mojej
wyobraźni i wyobrażam sobie, co moglibyśmy robić w szatni po meczu albo i przed
nim. Ale dlaczego chcę wyjechać? A może
wcale nie chcę wyjeżdżać? Ulegam owczemu pędowi tych, którzy wolą wyjechać zmywać gary za granicą, niż próbować coś
zmienić we własnym kraju. Boją się, bo co
powiedzą sąsiedzi, znajomi i inni wredni
konformiści, a tymczasem w Londynie rzucają papierki na ulicę, a potem jakiś Anglik z
wielkim przekonaniem w głosie mówi: Polacy to śmieciarze. A oni się jeszcze o to oburzają. Kreatury – tu nie akceptują związków
homoseksualnych, a gdy są za granicą nie
mają nic przeciwko. Cóż to za dziwna hipokryzja! Z czego wynika taka postawa, że u
siebie na podwórku gnoją gejów ile wlezie, a
tam jest im to zupełnie obojętne? Jak można
nie pogardzać takimi swołoczami? Wyjeżdżają głównie ludzie o postawie: Polska mi
nic nie dała. To, że oni sami nic nie dali
Polsce, nic dla nich nie znaczy, bo traktują
Ją jak Dojną Krowę – sami chcieliby dostawać jak największe pieniądze za nic, za to,
że żyją. To fakt. Słyszałem kiedyś taką rozmowę w autobusie. Facet chwalił komunizm,
a ja już chciałem powiedzieć: To wyjedź do
towarzysza Fidela, do wszechobecnej kubańskiej biedy, gdzie człowiek z trzydziestoma dolarami jest bogiem. To wyjedź do
Korei Północnej, gdzie ludzie jedzą korę z
drzew i żyją w zwierzęcym upodleniu. Jednak w porę ugryzłem się w język, czego
teraz żałuję, bo mogłaby z tego wyniknąć
ciekawa dysputa. Aha, i ten człowiek nie
głosuje. Niewolnik. Nie chce mieć wpływu na
losy państwa i swoje życie, a z drugiej strony ma postawę roszczeniową i jest pewnie
zwolennikiem tego kundla Leppera, mendy o
przemiłej aparycji, jasnym i logicznym w
swoich tyradach. Po prostu go ubóstwia.
Chciałby go widzieć prezydentem, ale przecież nie pójdzie głosować na tę bandę złodziei.
Dlaczego piszę o takich łajzach? Bo
jasny szlag mnie trafia! Na pohybel im!
Niech czyszczą sracze miejskie gdzieś w
Paryżu czy innym Madrycie! A ja śmiał się
będę w głos, pił piwo, palił papierosy, późno
chodził spać i zwiedzał inne kraje jako turysta, a nie polskie popychadło. I będę tu żył,
bo chociaż szczerze pogardzam patriotyzmem w wykonaniu ministra Giertycha, to
jednak chcę coś zrobić dla tego kraju; obudzić się jutro otoczony pięknem, a nie tymi
szkaradzieństwami, chcę głośno krzyczeć, a
nie chować głowę i robić ze strachu pod
siebie.
Ciąg dalszy nastąpi
2012 I marzec I NEON I 11
POEZJA
***
MARTA FORTOWSKA
bądź
psem na baby
ja zostanę budą
i zawsze będziesz wracał
pod wpływem wina.
JOANNA KLOSKA
skoczna muzyka w uszach jej dźwięczy
słów zapomina ulotnych
właśnie dopija ostatni łyk wina
odgoniwszy rój myśli psotnych
jeszcze pełna godzina
nim zniknie chwila błoga
niech nigdy nie ulatuje
prosi z serca Boga
zegarek stając począł się głupio uśmiechać
kolejny łyk wina butelkę z kolei czyni pustą
dziewczęce myśli spowija ucieczka
z obawy przed wichrem okrywa się chustą
chwiejne kroki stawia
nawet biec usiłuje
niedaleko do przystani
a wino już nie smakuje
niepewna gdzie doszła a dokąd chciała
brudzi w błocie sukienkę świeżo wypraną
to co wypiła płynie z wolna strumieniem
a przystań była zaledwie fatamorganą
12 I NEON I marzec I 2012
***
SONIA JANKOWSKA
Być jak śnieg...
jak upadać to za moment znikać
chce się wtopić w powierzchnie chodnika
Być tak wątłym i nic nieznaczącym
by bez wahania skończyć...
Kolejna zima wplątuje się we włosy
patrzę na płatki śniegu wirujące ze wszystkich stron
spadają by pocałunek ziemi zapewnił im zgon...
***
MARTA FORTOWSKA
wychodzę z sześciokątnego
pokoju twojego imienia
na którego ścianach
napisałeś słowo ciało
zdążyłam zostawić w nim
szczoteczkę do zębów
którą teraz będziesz czyścił
szczeliny w podłodze
2012 I marzec I NEON I 13
niewidoczność.
JOANNA KLOSKA
polegam na znikaniu
poleżycie obok siebie
nic nie zobaczycie
będziecie wchłaniać należycie
do gniazd z których się wypada
czasami blask miast
uderza aż bolą zatoki
wkręcasz się i wykręcasz
a wtedy już nie
jest znowu za późno
dlatego wracamy do ciasnych
sukienek z dziurką twórczą
roboty mola bo za długi
zwis w szafie jak nietoperka
wybiórczą ręką szyta
nie będziesz mi opowiadać
dlaczego wolno mi
idzie znajdywanie teraz wypustek
w podłożu bo się zrobiły kałuże
więc nie jeżdżę rowerem
zakładam się że wygrana
opatulę w pościele aż
się ogrzeją kąciki ust
i na czas jakiś
podniosą do pionu
14 I NEON I marzec I 2012
***
SONIA JANKOWSKA
Mrużę oczy czekając na znak
że słodki będzie nawet suchy chleb
posmaruje go nadzieją i zjem.
Gdzieś nade mną słyszę szelest
cichy trzepot białych piór
Powiew koi serca krzyk
Z wysoka spada wiórw chrystusowe dłonie wbiłam gwóźdź
Gdzieś nade mną pośród gwiazd
słyszę pisk, trzepot, wrzask
Spada na mnie z deszczem wiór
Anioł z ciężkich czarnych chmur…
2012 I marzec I NEON I 15
Symbol miłości
PIOTR CHARCHUTA
Spotkali się kiedyś
Ona i On
Wpadli w swe ramiona
Stali tak przez chwilę
Otuleni wiatrem
On głaskał jej skronie
Ona Jemu usta
Zapatrzeni w siebie
Bez chwili wytchnienia
Topili uczucia w swych własnych
spojrzeniach
Głębia ich miłości rozbłysła na niebie
Spadło na nich światło
Byli blisko siebie
Ich uczucie rosło
Szli razem przez życie
Trzymając swe ręce
Szli różaną łąką
Wśród czerwonych kwiatów
On zerwał kwiat piękny
I Jej podarował
Lecz różany kolec
Przekuł jeden z palców
Krew ciurkiem płynęła
Ona kwiat chwyciła
Również dłoń przebiła
Chwycili swe ręce
I biegli przed siebie
Dwie chmury na niebie
16 I NEON I marzec I 2012
W serce ułożone
Tej niezwykłej parze
Wskazywały drogę
Stanęli pod chmurą
Unieśli swe dłonie
Cały czas splecione
Krew płynęła szybciej
Wietrzyk mocniej zawiał
Uniosły się włosy
Tej pięknej dziewczyny
Twarz Jej się skryła
Pod kocem z jej włosów
A jej słodkie usta
Rozwarły się mile
On ją pocałował
Padli tak na ziemię
Na polu różanym
Oddali swe dusza
A serce z chmur białych
Czerwienią się zlało
Znak miłości wiecznej
Więc jemu nadano
I odtąd czerwień serc ludzkich
Gorącą krwią sycone
Miłości symbolem jest pozostawione
Od wieków wiadomo
Że serce i miłość
Jedność stanowiły
I wielką namiętność
Oboje w sobie kryły
ARTYKUŁY
O MODLITWIE
SZYMON SZELISKI
Modlitwa to taka dziwna rzecz, ciężko
mi ją jakoś sensownie i jednoznacznie określić. Pewnie dlatego, że ile modlących się,
tyle modlitw i tyleż ich intencji. To bardzo
osobisty akt, jednak większość ludzi uprawia
go publicznie, często w jednym czasie, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że dużo modlących robi to automatycznie.
Sam pamiętam, gdy, jak byłem mniejszy, tata kazał (tak, kazał) mi i mojej siostrze, codziennie przed snem klękać przed
obrazem z wizerunkiem Jezusa i na głos
odmawiać pacierz. Teraz z perspektywy
czasu, gdy trochę urosłem, wydaje mi się to
takie niewłaściwie. Modlę się do wizerunku,
który w krainie geograficznej, w której żyję
jest najpopularniejszy, bo tata chce mi zaszczepić modlitwę jako coś naturalnego.
Może po prostu bawił go widok dwóch
brzdąców robiących coś, co nie jest dla nich
do końca zrozumiałe? Nie wiem, ale wolę
myśleć, że chciał po prostu, żeby modlitwa
weszła nam w krew. Co najdziwniejsze, cel
tej misji najwyraźniej został osiągnięty.
Odkąd pamiętam, moją ulubioną modlitwą było „Aniele Boży, Stróżu mój”. Dlaczego? Dlatego, że podobno każdy z nas
ma Anioła Stróża o przeciwnej płci. Czasami
czuję, jak za mną stoi jakaś ruda dziewczyna
i przygląda się moim pijackim ekscesom na
terenie Bydgoszczy. Czuję, jak kiwa głową z
niedowierzaniem i w jakiś niewytłumaczalny
sposób czuję, że skutecznie mnie chroni.
Nigdy jej jednak nie widziałem, nie wiem też,
jak ma na imię, i nie jesteśmy znajomymi na
facebooku.
Wraz z procesem dorastania i prze-
2012 I marzec I NEON I 17
chodzenia okresu buntu, odwróciłem się od
modlitwy, zaprzestałem jej praktykowania,
uznałem ją za zbędny element, niepotrzebny
frazes z przeszłości. Jednak z czymś, co jest
otoczone emocjami, ciężko się rozstać. Modlitwa wróciła do mojego życia, nie regularnie i nie do końca w postaci utartych słów,
ale bardziej w formie hiphopowego freestyle’u, tylko bez rymów i palenia marihuany.
Zmieniał się też sposób, w jaki cały proces
się odbywał, na przykład modliłem się na
leżąco, w łóżku, tłumacząc sobie to tym, że
ten, do którego trafiają moje modlitwy (o ile
w ogóle do kogokolwiek trafiają, a nie są
tylko spełnieniem mojej potrzeby modlenia
się) na pewno chciałby, żeby mi było wygodnie, gdy się modlę. Gdy czułem, że adresat
modlitw chciałby, żeby mi było niewygodnie,
kładłem się na zimnych kafelkach w korytarzu. A Anielica patrzyła.
Modlitwa zanikała i pojawiała się,
zmieniała formę i kształt tak często, że ekstrawagancja Lady Gagi to przy moich sposobach na modlitwę nic specjalnego. W okresie licealnym zacząłem modlić się przez
wiersze i czasami nadal to robię. Są to przeważnie mdłe, niezrozumiałe zestawienia
wyrazów, w łagodnych okolicznościach mogące zostać uznanymi za bełkot i bezsens.
To nieważne, bo Anielica podaje mi papier,
żebym je spisywał, więc wiem, że robię dobrze.
Czasami patrzę się w niebo i uznaję to
za modlitwę. Ludzie tak rzadko patrzą w
niebo, że czuję, jak ten sposób modlitwy
staje się coraz bardziej osobisty. Najlepiej
jednak modli mi się na ciężkim kacu, pod
prysznicem. Wtedy jest to tak szczere, tak
potrzebne, jak butelka wody i słuchanie
Comy. Wrażenie, że ktoś słucha jest bardzo
silne, co jest fajną przeciwwagą dla bólu
głowy. Sęk w tym, że nie mam w domu kabiny prysznicowej, dlatego apeluję, abyście
organizowali imprezy, abym rano mógł się
pomodlić u Was pod prysznicem. Z góry
dziękuję.
POEZJA NA BRUKU I WISŁAWA SZYMBORSKA
http://www.youtube.com/user/GrupaLiterackaNeon
Odwiedź nasz kanał i zobacz kolejny odcinek "Poezji na bruku". W ramach tej akcji wychodzimy na miasto i zachęcamy bydgoszczan, by poświęcili chwilę poezji. Tym razem
sięgnęliśmy do twórczości Wisławy Szymborskiej!
18 I NEON I marzec I 2012
Język polska nie być trudne
PÓKI CO ŻYJE
NA RAZIE JEST MARTWE
TOMASZ DZIAMAŁEK
Zastanawia mnie pewna tendencja –
zanikanie używania wyrażenia „na razie” na
rzecz „póki co”. Czym to można tłumaczyć?
Właśnie nie wiem... Jakąś modą? Zrusycyzowaniem społeczeństwa na tyle silnym, że
nie jest w stanie tego nieszczęsnego „póki
co” przestać nadużywać...
Tak jednak jest. Ilekroć słyszę wśród
komentatorów sportowych: „Póki co jeszcze
nie wbił tej bili” albo: „Jest jeszcze póki co
zmęczony”. Nie dość, że niesmaczne, to
jeszcze pretensjonalne. Przodują w tym
zwłaszcza moi ulubieni komentatorzy snookerowi w stacji Eurosport. Lubię ten sport,
dlatego go często oglądam i nigdy jeszcze
nie słyszałem, by którykolwiek z nich powiedział: „na razie”. Jest tylko „póki co”. Ale przy
pożegnaniu też?
Jak mówicie, drodzy komentatorzy:
„To póki co?” Czy: „To na razie?” Jeśli mówicie: „To na razie”, to jesteście niekonsekwentni, a jeśli „póki co”, to śmieszni. Jak
zatem z tego wybrnąć?
Przestać używać „póki co”. To rusycyzm – nieszczęśliwy, ponieważ niepasujący
do naszej składni. U nas używa się konstrukcji z „póki”, po którym następuje rzeczownik:
Tak jest w naszym przysłowiu: „Póty dzban
wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie”. Oba
te spójniki trącą już lekko myszką i tu, moim
zdaniem, leży przyczyna owego nieszczęsnego „póki co”. Dziś „póki” zastępowane
jest konstrukcją „do czasu gdy”, „do momentu gdy”, a samo „póki” odchodzi już powoli
na emeryturę językową. I pozwólmy mu na
to. Nie męczmy za bardzo, gdyż jest ono już
bardzo zmęczone. Odpocząć by chciało,
jednak wciąż za bardzo nie może.
A co z „na razie”? Nie pozwolono mu
rozwinąć skrzydeł, a taki ładny to ptak. Brzmi
o wiele ciekawiej. Są jednak ludzie, którzy
zamiast śpiewu słowika („na razie”), wolą
słuchać krakania wrony („póki co”). Niby „De
gustibus non est disputandum”, ale nie, gdy
chodzi o gusta językowe właśnie. Złe przyzwyczajenia trzeba tępić, a dobre utrwalać,
co niniejszym czynię.
To na razie. Tak i tylko tak.
Do napisania
www.radiog51.pl
Punkt G-51 to internetowe radio,
skupiające w swojej działalności nie
tylko poczynania muzyczne, ale również
szeroko pojętą kulturę.
Jeśli więc wciąż chodzicie zaspani po zimie
- włączcie G-51!
2012 I marzec I NEON I 19
OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
dała i których używała, pisząc, pozbawiona
tych wszystkich anegdotek, którymi zachwycała swoich rozmówców. Kim była? Kim byłaby, gdyby nie uciekała w słowa?
Myślę, że między wierszami jej opowiadań czy tysięcy tekstów piosenek, które napisała, chowa się kobieta przede wszystkim
pragnąca głębokiej miłości, której z jakichś
powodów nie mogła doświadczyć. Kobieta
silna i niezależna, a jednak wciąż uciekająca z
obawy przed zranieniem. Ubrana w swój
ochronny pancerz, którego nikomu nie pozwalała ściągnąć.
AGNIESZKA
OSIECKA
(1936-1997)
oprac. JOANNA KLOSKA
Mawiała, że każdy siwy włos na swojej
głowie wyprodukowała sama. Że nie umiałaby
odprowadzić mrówki do mrowiska. I że nawet
w domu była fujarą, nie umiała wybrać. Może
właśnie ta częściowa nieporadność, ta skłonność do brnięcia ku własnej zgubie, sprawiła,
że Osiecka jawi się jako postać nie do końca
spełniona.
Była poetką, autorką tekstów piosenek,
pisarką, reżyserką teatralną i telewizyjną, a
także dziennikarką. Dwa razy wychodziła za
mąż, z późniejszego związku z Danielem
Passentem miała córkę Agatę. Cierpiała na
chorobę alkoholową, co znajduje odbicie w jej
twórczości i kreowanych przez nią postaciach.
Zafascynowana jej osobą, zastanawiałam się długo nad tym, kim była tak naprawdę.
Bez wszystkich ładnych zdań, które wypowia-
20 I NEON I marzec I 2012
Osiecka nie lubiła zwierzać się ludziom.
Nawet najbliższym. Jak wspomina Magda
Umer w „Gazecie Wyborczej” w 1997 roku:
„Agnieszka miała skłonność do konfabulacji. I
zasłaniała się. Wcale nie była za szczera.”
Nie układały jej się też stosunki z rodziną.
Pewnego dnia odeszła z domu, zostawiając
córkę Agatę z ojcem. Chyba ciągle gdzieś
uciekała.
Stosunek autorki do świata oddaje na
przykład piosenka „Na zakręcie”.
Dobrze się pan czuje?
To świetnie,
właśnie widzę — jasny wzrok, równy krok
jak w marszu.
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Moje prawo to jest pańskie lewo.
Pan widzi: krzesło, ławkę, stół,
a ja — rozdarte drzewo.
Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie.
Ode mnie widać niebo pokrzywione.
Pan dzieli każdą zimę, każdy świt na pół.
Pan kocha swoją żonę.
Pora wracać, bo papieros zgaśnie.
Niedługo, proszę pana, będzie rano.
Żona czeka, pewnie wcale dziś nie zaśnie.
A robotnicy wstaną.
(…)
I to właśnie w swoich tekstach pisarka
wydaje się najprawdziwsza. To właśnie z jej
twórczości możemy dowiedzieć się najwięcej:
kim była, jakie miała spojrzenie na życie, na
ludzi. Warto do nich zajrzeć, by poznać kobietę niezwykłą i świat, który sobie zbudowała.
Zdjęcie: http://www.teatry.art.pl/foto/osiecka_a3.jpeg

Podobne dokumenty