ściągnij - Beezar.pl
Transkrypt
ściągnij - Beezar.pl
2012 I marzec I NEON I NR 9 2012 MARZEC OD REDAKCJI MARTA FORTOWSKA „Lepiej wydać pieniądze na bilet do teatru albo do filharmonii, niż przeżreć.” Tyle w temacie marcowego wstępu, refleksje zostawiam nam - bydgoszczanom. Od siebie dodam jeszcze, żebyśmy wszyscy obudzili się ze snu zimowego i wyszli z domów posmakować kultury! REDAKCJA Nakład: 150 egz.. Redaktor naczelna: Marta Fortowska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Szymon Szeliski Grafiki: Andrzej Bandoch, Anna Robakowska Korekta: Tomasz Dziamałek Redaktorzy: Piotr Charchuta, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski, Sebastian Walczak , Sonia Jankowska, Joanna Kloska Kontakt e-mail: [email protected] Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Tonder, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Bydgoszcz, tel. 514 529 032 www.grupa-neon.blogspot.com www.facebook.com/grupaneon www.inkaustus.pl www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com 2 I NEON I marzec I 2012 PROZA POZORY MYLĄ KAROLINA RAKOWSKA Mój budzik zadzwonił dziś jak zwykle o 5:45. Standardowo zjadłam lekkie śniadanko (mleko „Muuuu” - Biedronka 1,99 za litr, płatki do mleka „Mleczne gwiazdeczki” Tesco 2,49 za 500 g) i popiłam to herbatą (herbata „Fusy ciotki Steni"- Auchan 2,19 za 50 torebek). O godzinie 6:00 opuściłam moje małe mieszkanko na warszawskiej Pradze i udałam się do pobliskiego sklepu kosmetycznego „Rossman". Podeszłam do stanowiska z elementami do makijażu, gdzie szukałam, jak zwykle, magicznej naklejki „Tester" uprawniającej do korzystania z kosmetyku. Z gotowym ryjem wróciłam do domu, wyłączyłam zbędne oporniki prądu (gaz odcięli w zeszłym miesiącu) i w ciuchach po matce ruszyłam do starego Nowaka spod 3. - Witam, panie Adasiu. Jedzie pan dziś do centrum? - A tak, oczywiście. Stary polonez starego Nowaka, co prawda psuł się na co trzecim zakręcie, 2012 I marzec I NEON I 3 „Fusy ciotki Steni"- Auchan 2,19 za 50 torebek 4 I NEON I marzec I 2012 jednak ciągle był na chodzie. Zresztą odliczyłam sobie jak zwykle 45 minut dojazdu, jakie zajmuje pokonanie tych 4 kilometrów. Punktualnie o godzinie 9:00 przekroczyłam próg przeszklonych drzwi z napisem „dyrektor generalny". Pracuję w firmie konsultingowej „Nie ufaj nieznajomym", a nasze biuro mieści się na 10. piętrze Pałacu Kultury. Mam z okna widok na kancelarię prawną mecenasa Kulasa, który średnio cztery razy dziennie wdzięczy się do swojej sekretarki. Też mam faceta. To całkiem opłacalna instytucja. Zabiera do restauracji, kina, czasem sprezentuje biżuterię. W sumie to kupa zaoszczędzonej kasy. Wracając jednak do mojej pracy. Siedzę tu codziennie od 09:00 do 21:00. Wyciągam brutto 8000 miesięcznie, plus koperty. Po pracy zwykle korzystam z miejskiego komputera, w którym jest internet i spacerkiem wracam do domu. Zapalam wtedy świece, puszczam wodę do miski i robię sobie kąpiel. Kiedy jestem już czyściutka, wodą z miski podlewam roślinki na parapecie. Pozwalam sobie czasem na odrobinę szaleństwa i wysłuchuję wieczornej audycji radiowej. Kładę się potem na mojej starej polóweczce odziedziczonej jeszcze po babci. Zanim zasnę, pomyślę jeszcze trochę o zadaniach na dzień jutrzejszy i ... znowu pobudka o 5:45. Tylko nie myślcie sobie, że w ogóle nie odpoczywam. Zbliża się właśnie termin mojego corocznego, tygodniowego urlopu. Jak zwykle jadę pod namiot – na działkę rodziców. Docieram tu pociągiem TLK w osobistej kabinie z kibelkiem i umywalką. Na miejscu mam wszystko, czego mi potrzeba: jedzonko, słoneczko i rzeczkę nieopodal działeczki, gdzie spacerują ciacha w kąpielówkach. Żyć, nie umierać. Tylko namiot trzeba jakoś skombinować. Sąsiedzi-działkowicze, sknery ostatnie, często nie chcą pożyczać. W mojej rodzinnej miejscowości pod Bydgoszczą jest pewne miejsce, które odwiedzam każdego roku. W starym budynku po dawnym PGR-ze mieści się Dom Samotnej Matki i Dziecka. W foliowej torebce zostawiam pod bramą wszystkie pieniądze, które udało mi się zebrać w ciągu roku, a także karton z wydzierganymi ubrankami i maskotkami dla dzieci. Powiesili w tym roku tabliczkę: „Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia." YOU SAY MY NAME PAULINA DZWOŃCZAK “You say my name, but it's not the same.” Usłyszałam dzisiaj przez przypadek, jak ktoś o Tobie mówił. Niesamowite, że nastąpił ten moment, w którym Twoje imię i nazwisko wywołuje we mnie takie same uczucia, jak słowa „złamane krzesło” czy „zimna herbata”. A pamiętam każde drżenie serca na sam dźwięk Twojego imienia, pa- miętam, jak powtarzałam je sobie w myślach, dokładnie akcentując każdą literę. Wczoraj spaliłam Twoją fotografię, jedyne co mi zostało po tej… po tym, co między nami było. Tak, dopiero wczoraj. Mogłam rozszarpać w napadzie szału albo wydłubać Ci na niej cyrklem oczy, ale to nie sprawiłoby mi takiej satysfakcji. Gdybym żyła w Hogwarcie, pewnie przebiłabym ją kłem 2012 I marzec I NEON I 5 bazyliszka i patrzyła, jak sączy się jad. Jad, w którym kiedyś sam zginiesz. A tak, z nieopisaną rozkoszą patrzyłam, jak płoniesz, jak płomienie pochłaniają Cię po trochu, zostawiając tylko szary proch. Czasami jestem pewna, że właśnie taki będzie Twój koniec, że zginiesz sam, spłoniesz w ogniu własnej wielkości, nieratowany przez nikogo. Ale tak, Twoja śmierć będzie równie widowiskowa jak tryskające na wszystkie strony iskry, wiem, że nie darowałbyś sobie, gdybyś miał umrzeć niezauważony. Tak, uwielbiasz, jak ludzie na Ciebie patrzą, słuchają, podziwiają. Pozujesz na wszechwiedzącego, uroczego, inteligentnego księcia, chociaż z trochę odrapaną karetą. Każdą rysę na swoim idealnym wizerunku przekształcasz tak, że wszyscy myślą, że była ona celowa. Jesteś doskonałym aktorem, ciągle grasz, możesz przekonać do siebie publikę. Ale ja wiem, że to maska, zbroja, którą zakładasz, żeby ukryć kompleksy i niedowartościowanie. Twoja pewność siebie to iluzja, którą karmisz wszystkich dookoła. Ja wiem, jak jest naprawdę. Wiem, jak bardzo się boisz praktycznie wszystkiego, a najbardziej samego siebie. Szukasz sposobu na życie, wybierając utarte wzorce, przyjmując ogólnie przyjęte ideologie. Nie chcesz brać za nic odpowiedzialności, świadomość możliwości sterowania swoim życiem zdecydowanie Cię przerasta. Gdybyś to zaakceptował, nie miałbyś na kogo zrzucić winy, nie umiałbyś tego w żaden sposób usprawiedliwić. Tchórzysz, jednocześnie gardząc tymi, którzy się chowają. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze dwa 6 I NEON I marzec I 2012 miesiące temu chodziłam spać z Twoim uśmiechem przed oczami, wyobrażając sobie scenę naszego kolejnego spotkania. Nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale kochałam Cię tak, że jedno Twoje słowo wystarczyłoby, żebym poszła za Tobą w ogień. Nie przeszkadzało mi to, jaki jesteś, akceptowałam nie tylko ten obraz, jaki tworzysz, ale również tego człowieka, który kryje się wewnątrz Ciebie. Pewnego poranka obudziłam się wolna, wszystko stało się jasne. Pękły kajdany, którymi byłam przykuta do fundamentów Twojej próżności. Teraz, gdy przypomnę sobie nasze namiętne pocałunki tamtego wieczoru, ogarnia mnie wstręt do samej siebie, minie jeszcze dużo czasu, zanim bez obrzydzenia i pogardy spojrzę w lustro. Zabrałeś mi to, co miałam najcenniejszego – szacunek do samej siebie. Zniszczyłeś mnie. Ciekawe, czy jesteś z siebie dumny? Wiem, ja też wygrałam. Moje wspomnienie będzie Cię dopadać w najmniej oczekiwanym momencie. Moje pocałunki będą palić w myślach Twoją skórę w zimowe długie noce, a jej oczy, w najmniej spodziewanej chwili, zastąpią moje. Będziesz w myślach błagał swojego wielkiego Boga, żeby zamienił jej ręce na moje, będziesz chciał usłyszeć mój śmiech na swojej szyi. Ale mnie już nie będzie ani mojego śmiechu, ani pocałunków. Wczoraj… Nie liczy się. Bo wczoraj… Nie było, nie. WITAMY NA ŚWIECIE KAROLINA RAKOWSKA Strugi potu spływają z całej powierzchni mojego ciała na nazistowsko chłodną podłogę, a w powietrzu czuć tylko świeżą krew. Agonia. Leżę bez ruchu, zupełnie nieświadoma sytuacji. Obok mnie leży dziecko. Zawinięte w starą szmatę, wydziera się wniebogłosy. Nie stać mnie na reakcję. Ania urodziła się 12 grudnia 2001 roku. Odwołali mi lekcje. Matka kończy pracę o 17, ojciec o 21. Skurcze zaczęły się około 15. Brat mówi: „Jak cię starzy zobaczą z dzieckiem, to nie darują, spieprzaj stąd”. Rodzice nie wiedzieli o mojej ciąży. Zawsze byłam gruba, nikt nie zauważył różnicy. Miejsce porodu wyznaczyłam jakiś miesiąc temu. Opuszczony wagon. Warszawa-Włochy. Cicho, pusto i bezpiecznie. Plan był prosty. Zostawiam dziecko w wagonie, ktoś je znajdzie albo nie. Nie było mowy o usuwaniu ciąży. Pochodzę z chrześcijańskiej rodziny. Już nie płacze. Śpi. Ma takie malutkie rączki, całe w zaschniętej mazi. Przestał mi doskwierać mróz, teraz przeszkadza mi tylko własny smród. Zdejmuję sweter i owijam nim małą. Wiem, że jej tu nie zostawię. Wlokę swoje zmęczone ciało przez szary bruk ulicy. Przy każdym kolejnym kroku robię się cięższa o 10 kilogramów. Gapią się. Niech się gapią. Prostokątna rama wielkości metr na metr stoi zastawiona tekturową dyktą. Przed nią wąski parapet. Zawiniątko. Obok karteczka. „Imię: Ania. Ojciec: nieznany. Dajcie jej tylko odrobinę miłości”. Okno życia - witamy na świecie. 2012 I marzec I NEON I 7 PRZEZ LUPĘ TOMASZ DZIAMAŁEK CZĘŚĆ PIERWSZA To już nie ma znaczenia. Jak tyle innych rzeczy, musiało dobiec kresu. A w zanadrzu rozczarowanie, bo się skończyło i nadzieja, bo zacznie się coś innego. Czy przyniesie rozczarowanie, czy też będzie miłym wspomnieniem? Tego się nigdy nie wie. Może to dobrze, bo inaczej życie byłoby nie do zniesienia – jednostajne i przewidywalne. Dlaczego żałuje się jednych rzeczy, a innych nie? Z czego to wynika? Czy żałuje się niemiłych wspomnień, a miłe chowa do kieszeni jak papierosa na czarną godzinę? Gdzie jest granica i czy w ogóle jest? Czy to nie kolejne mamidło? Dlaczego jednych lubi się, a innymi pogardza, bądź wręcz nienawidzi? Czy to, że są do mnie podobni, czy też, że są inni? A może to ich sposób bycia, słowa, jakie wypowiadają? Dlaczego pewne rzeczy denerwują, a inne zachwycają? Czy to zależy od wrażliwości? Ale jak rodzi się wrażliwość? Co ją determinuje? I czym ona w końcu jest? Co rozumiem mówiąc „wrażliwy człowiek”? Czy określam jego predyspozycje psychiczne, określony, nieszablonowy sposób doświadczania niektórych rzeczy? Czy rozumiem to jako zwracanie uwagi na stany psychiczne innych, ich współodczuwanie? I kim jestem ja sam – twór uwikłany w koleje świata, zależny od tylu rzeczy, na tyle innych niemający wpływu, dążący do wolności, szukający samospełnienia i akceptacji, próbujący zrozumieć delikatną materię bytu, niestroniący od pytań, na które nie ma zadowalającej odpowiedzi? Ale czy potrzebna jest zadowalająca odpowiedź? Jednoznaczna? Bezdyskusyjna? I dlaczego jestem tym, kim jestem – dwudziestokilkuletnim mężczyzną, gejem w okularach, tworem o szerokich wargach i krzywych palcach? Co mogę dać z siebie innym? Czy mogę być użyteczny i czy moje słowa i czyny nie przebrzmią z ostatnim oddechem? To tragedia, że tak nieludzko 8 I NEON I marzec I 2012 zmagam się z życiem, próbuję je wycisnąć jak cytrynę – do ostatka, a potem za kilka sekund przestaje mieć to jakiekolwiek znaczenie i staje się czymś trywialnym i śmiesznym; ale przecież wiem, że nie mogę postąpić inaczej, bo wtedy nie mógłbym spojrzeć spokojnie w lustro, miałbym pretensje, że jednak mogłem spróbować nawet wtedy, kiedy wydawało mi się to kompletnym idiotyzmem. Sekunda po sekundzie. Minuta po minucie. Godzina po godzinie. Miesiąc po miesiącu. Rok po roku. W każdej chwili próbuję nadać sens własnej egzystencji, sprowadzić ją do tu i teraz, do takich, a nie innych porządków społecznych. Ale przecież chwila jest tak krucha i ulotna. Zatrzymać ją na mgnienie oka, pozwolić nie przemijać, rozciągnąć do nieskończoności... Ale tak się nie da. To tylko pobożne życzenie, by własne bycie tutaj uczynić rajem. To piekło, nieustanne piekło poszukiwań, zadawania pytań, szukania po omacku, błądzenia w ciemności. To próba znalezienia niwelującego czas oświecenia i przeżycia głębi, to poszukiwanie. Ale czego? Spokoju? Ależ jest on zaklęty w płatku śniegu, w migotaniu gwiazd. Zadowolenia? Ależ jest ono zaklęte w kropli wina spływającej po lampce, w przezroczystości szkła i w zimnie alkoholu. To nie ja szukam, to rzeczy i zjawiska mnie szukają, wchodząc natarczywie w moje życie. To nie ja cierpię, to rzeczy mnie cierpią, narzucając niemożność zdobycia ich, okiełznania. To nie ja zdobywam, to mnie się zdobywa. I to nie ja żyję. To przeze mnie żyją rzeczy i zdarzenia. Jestem więc dziurą, przez którą prześwieca Kosmos. A dziura jest istniejącą nicością – najdoskonalszym tworem, który potrafi istnieć bez niczyjej ingerencji, niestworzony. Ośmielam się jednak uważać rzeczy i zjawiska za własne i próbuję się nimi dzielić używając języka i wciąż napotykam na niezrozumienie. Czy są słowa, które będą mogły wyrazić mnie samego? I co to znaczy wyrazić? Opisać moje doświadczenia, mój wygląd? Czy może poprzez określone użycie słowa spowodować samozadowolenie? Potrzebne jest jakieś otwarcie, jakieś przejście przez. A napotyka się co rusz na przeszkody, na ograniczenia. Jest się zmuszonym odbierać świat na określonych falach nastrajanych przez zmysły. Wrażenia, uczucia, radości i smutki w nieustannym korowodzie, w dzikim tańcu. Wczoraj, dziś i jutro. Nieosiągalne. Bez przyczyny, ale z konsekwencjami. I nic się na to nie poradzi. Ot, trzeba to przyjąć do wiadomości i próbować żyć może mniej metafizycznie, bardziej trywialnie, bez poszukiwania sensu w tym wszystkim, co mnie otacza. Tak – być może to jest recepta na spokojne i bezkonfliktowe życie. Tylko, u licha, nie wiem, czy ja tego chcę; czy chcę trwać bezrefleksyjnie pomiędzy pracą, a innymi zajęciami. Czy chcę być tylko aparatem odbiorczym? I co mi to da? Obawiam się, że mnie to nie uszczęśliwi. Louis Armstrong jest wielki! To, co wyprawia na trąbce przechodzi ludzkie pojęcie. Właśnie go słucham, gdy to piszę i nie mogę wyjść z podziwu. Też bym tak chciał, ale nie umiem wydobyć z trąbki ani jednego dźwięku; kiedyś próbowałem i skończyło się żałośnie. Pamiętam to wzgórze we wsi, gdzie siedziałem z moimi kuzynami. Gadało się dużo, piło piwo i paliło. Śpiewało się też. Gitara. I nagle pojawia się kuzyn ze złotą trąbką pod pachą, wyjmuje ją i gra, a dźwięk niesie się przez całą wieś, zachwyca nas i reszta jest nieważna... Może dlatego tak kocham słuchać Armstronga? Bo przypomina mi tamte cudowne chwile? SYNKOPY. JAZZ TO WOLNOŚĆ!!! ZBAWIENIE JEST W JAZZIE!!! ŻYCIE TO NIEUSTANNY SWING. NIESPOKOJNY RYTM I KOŁYSANIE SERCA. ZA ŻADNE PIENIĄDZE NIE DA SIĘ KUPIĆ GRAJĄCEJ TRĄBKI... I GDZIEŚ TAM W TLE ODZYWA SIĘ FORTEPIAN. ACH, LUDZIE SZUKAJĄ CUDÓW, A MAJĄ JE NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI! Wciąż potykam się o zdanie: „Nie rozumiem”. Jest tyle rzeczy, które mnie osłabiają, tyle innych daje mi siłę. Nie rozumiem, bo jestem młody, niedoświadczony, bo nie 2012 I marzec I NEON I 9 umiem przejść nad niektórymi sprawami do porządku dziennego; zanurzony w entropii własnego pokoju, gdzie wszystko ma swoje miejsce: krawat na biurku, czerwony kubek po mleku i wiersze mojego kolegi. Rozgrzebane łóżko, którego nie chce mi się słać, zapałki i papierosy na stoliku opodal. Rzeczy. Kilka wypitych darmowych piw w „Kredensie” i świat staje się inny, bardziej znośny, bardziej do zaakceptowania. Zakupy w „Galerii Pomorskiej” i życie staje się piękne – wtedy nie przeszkadza nawet padający deszcz. Pieniądze jako źródło szczęścia? Tak, ale tylko wtedy, gdy ma się świadomość, że są one środkiem, a nie celem. Maska, którą noszę jest bez ust i bez nosa. Zastanawia mnie to. Powinienem więcej milczeć. Słowa są źródłem nieporozumień. Moja maska – utrapienie i błogosławieństwo – kryjówka – ucieczka przed sobą samym – gra pozorów – niemy podziw dla cudów tego świata. Nie chcę jej zdejmować. Nie chcę być dla innych łatwą i nudną zagadką. 10 I NEON I marzec I 2012 Czym jest tajemnica? I skąd we mnie podziw dla niej? Sam jestem zagadką i „sobą zdumiewam siebie”. Za każdym razem. Nieustannie. Bez przerwy. Ale to błogosławieństwo w tej monotonii – nie robię ostatnio nic innego, tylko spędzam czas w pracy. Nie mam za bardzo czasu na nic innego. Ale czy naprawdę nie mam? A może sobie to tylko wmawiam, bo tak jest mi wygodniej? Nie wiem. Mówię „kocham”, ale co przez to wyrażam? Podziw? Co znaczy „kocham cię”? Czy nie jest tylko wygodną formułką wypowiadaną, aby coś uzyskać? A co konkretnie? Choćby upojną noc, samozadowolenie i samospełnienie. Nie ma miłości. Nie ma nienawiści. To tylko abstrakcje, które nie mają desygnatu. Język je tworzy i zostawia na pastwę naszych wyobrażeń, a my uważamy je za takie same konkrety, jak rzeczy materialne. Czy to nie dziwne? Siedzę otoczony przez lęki. Boję się bezdomności, mostów i starości. Pewnego dnia zostawię Moherland, kaczorów i cały ten katolicko-zgniły sos i wyjadę. Ale będę tęsknił do czwartków i Krwawej Mary, do muzyki i tańca, do tłumu pląsającego na posadzce, do tej iluzorycznej jedności, do gadek z moją kumpelą przy barze, do piwa za 3,50, do siatkarzy, którzy wreszcie grają cudownie, do marzeń o nich. Ach, sprośnych marzeń, kiedy rozbieram ich w mojej wyobraźni i wyobrażam sobie, co moglibyśmy robić w szatni po meczu albo i przed nim. Ale dlaczego chcę wyjechać? A może wcale nie chcę wyjeżdżać? Ulegam owczemu pędowi tych, którzy wolą wyjechać zmywać gary za granicą, niż próbować coś zmienić we własnym kraju. Boją się, bo co powiedzą sąsiedzi, znajomi i inni wredni konformiści, a tymczasem w Londynie rzucają papierki na ulicę, a potem jakiś Anglik z wielkim przekonaniem w głosie mówi: Polacy to śmieciarze. A oni się jeszcze o to oburzają. Kreatury – tu nie akceptują związków homoseksualnych, a gdy są za granicą nie mają nic przeciwko. Cóż to za dziwna hipokryzja! Z czego wynika taka postawa, że u siebie na podwórku gnoją gejów ile wlezie, a tam jest im to zupełnie obojętne? Jak można nie pogardzać takimi swołoczami? Wyjeżdżają głównie ludzie o postawie: Polska mi nic nie dała. To, że oni sami nic nie dali Polsce, nic dla nich nie znaczy, bo traktują Ją jak Dojną Krowę – sami chcieliby dostawać jak największe pieniądze za nic, za to, że żyją. To fakt. Słyszałem kiedyś taką rozmowę w autobusie. Facet chwalił komunizm, a ja już chciałem powiedzieć: To wyjedź do towarzysza Fidela, do wszechobecnej kubańskiej biedy, gdzie człowiek z trzydziestoma dolarami jest bogiem. To wyjedź do Korei Północnej, gdzie ludzie jedzą korę z drzew i żyją w zwierzęcym upodleniu. Jednak w porę ugryzłem się w język, czego teraz żałuję, bo mogłaby z tego wyniknąć ciekawa dysputa. Aha, i ten człowiek nie głosuje. Niewolnik. Nie chce mieć wpływu na losy państwa i swoje życie, a z drugiej strony ma postawę roszczeniową i jest pewnie zwolennikiem tego kundla Leppera, mendy o przemiłej aparycji, jasnym i logicznym w swoich tyradach. Po prostu go ubóstwia. Chciałby go widzieć prezydentem, ale przecież nie pójdzie głosować na tę bandę złodziei. Dlaczego piszę o takich łajzach? Bo jasny szlag mnie trafia! Na pohybel im! Niech czyszczą sracze miejskie gdzieś w Paryżu czy innym Madrycie! A ja śmiał się będę w głos, pił piwo, palił papierosy, późno chodził spać i zwiedzał inne kraje jako turysta, a nie polskie popychadło. I będę tu żył, bo chociaż szczerze pogardzam patriotyzmem w wykonaniu ministra Giertycha, to jednak chcę coś zrobić dla tego kraju; obudzić się jutro otoczony pięknem, a nie tymi szkaradzieństwami, chcę głośno krzyczeć, a nie chować głowę i robić ze strachu pod siebie. Ciąg dalszy nastąpi 2012 I marzec I NEON I 11 POEZJA *** MARTA FORTOWSKA bądź psem na baby ja zostanę budą i zawsze będziesz wracał pod wpływem wina. JOANNA KLOSKA skoczna muzyka w uszach jej dźwięczy słów zapomina ulotnych właśnie dopija ostatni łyk wina odgoniwszy rój myśli psotnych jeszcze pełna godzina nim zniknie chwila błoga niech nigdy nie ulatuje prosi z serca Boga zegarek stając począł się głupio uśmiechać kolejny łyk wina butelkę z kolei czyni pustą dziewczęce myśli spowija ucieczka z obawy przed wichrem okrywa się chustą chwiejne kroki stawia nawet biec usiłuje niedaleko do przystani a wino już nie smakuje niepewna gdzie doszła a dokąd chciała brudzi w błocie sukienkę świeżo wypraną to co wypiła płynie z wolna strumieniem a przystań była zaledwie fatamorganą 12 I NEON I marzec I 2012 *** SONIA JANKOWSKA Być jak śnieg... jak upadać to za moment znikać chce się wtopić w powierzchnie chodnika Być tak wątłym i nic nieznaczącym by bez wahania skończyć... Kolejna zima wplątuje się we włosy patrzę na płatki śniegu wirujące ze wszystkich stron spadają by pocałunek ziemi zapewnił im zgon... *** MARTA FORTOWSKA wychodzę z sześciokątnego pokoju twojego imienia na którego ścianach napisałeś słowo ciało zdążyłam zostawić w nim szczoteczkę do zębów którą teraz będziesz czyścił szczeliny w podłodze 2012 I marzec I NEON I 13 niewidoczność. JOANNA KLOSKA polegam na znikaniu poleżycie obok siebie nic nie zobaczycie będziecie wchłaniać należycie do gniazd z których się wypada czasami blask miast uderza aż bolą zatoki wkręcasz się i wykręcasz a wtedy już nie jest znowu za późno dlatego wracamy do ciasnych sukienek z dziurką twórczą roboty mola bo za długi zwis w szafie jak nietoperka wybiórczą ręką szyta nie będziesz mi opowiadać dlaczego wolno mi idzie znajdywanie teraz wypustek w podłożu bo się zrobiły kałuże więc nie jeżdżę rowerem zakładam się że wygrana opatulę w pościele aż się ogrzeją kąciki ust i na czas jakiś podniosą do pionu 14 I NEON I marzec I 2012 *** SONIA JANKOWSKA Mrużę oczy czekając na znak że słodki będzie nawet suchy chleb posmaruje go nadzieją i zjem. Gdzieś nade mną słyszę szelest cichy trzepot białych piór Powiew koi serca krzyk Z wysoka spada wiórw chrystusowe dłonie wbiłam gwóźdź Gdzieś nade mną pośród gwiazd słyszę pisk, trzepot, wrzask Spada na mnie z deszczem wiór Anioł z ciężkich czarnych chmur… 2012 I marzec I NEON I 15 Symbol miłości PIOTR CHARCHUTA Spotkali się kiedyś Ona i On Wpadli w swe ramiona Stali tak przez chwilę Otuleni wiatrem On głaskał jej skronie Ona Jemu usta Zapatrzeni w siebie Bez chwili wytchnienia Topili uczucia w swych własnych spojrzeniach Głębia ich miłości rozbłysła na niebie Spadło na nich światło Byli blisko siebie Ich uczucie rosło Szli razem przez życie Trzymając swe ręce Szli różaną łąką Wśród czerwonych kwiatów On zerwał kwiat piękny I Jej podarował Lecz różany kolec Przekuł jeden z palców Krew ciurkiem płynęła Ona kwiat chwyciła Również dłoń przebiła Chwycili swe ręce I biegli przed siebie Dwie chmury na niebie 16 I NEON I marzec I 2012 W serce ułożone Tej niezwykłej parze Wskazywały drogę Stanęli pod chmurą Unieśli swe dłonie Cały czas splecione Krew płynęła szybciej Wietrzyk mocniej zawiał Uniosły się włosy Tej pięknej dziewczyny Twarz Jej się skryła Pod kocem z jej włosów A jej słodkie usta Rozwarły się mile On ją pocałował Padli tak na ziemię Na polu różanym Oddali swe dusza A serce z chmur białych Czerwienią się zlało Znak miłości wiecznej Więc jemu nadano I odtąd czerwień serc ludzkich Gorącą krwią sycone Miłości symbolem jest pozostawione Od wieków wiadomo Że serce i miłość Jedność stanowiły I wielką namiętność Oboje w sobie kryły ARTYKUŁY O MODLITWIE SZYMON SZELISKI Modlitwa to taka dziwna rzecz, ciężko mi ją jakoś sensownie i jednoznacznie określić. Pewnie dlatego, że ile modlących się, tyle modlitw i tyleż ich intencji. To bardzo osobisty akt, jednak większość ludzi uprawia go publicznie, często w jednym czasie, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że dużo modlących robi to automatycznie. Sam pamiętam, gdy, jak byłem mniejszy, tata kazał (tak, kazał) mi i mojej siostrze, codziennie przed snem klękać przed obrazem z wizerunkiem Jezusa i na głos odmawiać pacierz. Teraz z perspektywy czasu, gdy trochę urosłem, wydaje mi się to takie niewłaściwie. Modlę się do wizerunku, który w krainie geograficznej, w której żyję jest najpopularniejszy, bo tata chce mi zaszczepić modlitwę jako coś naturalnego. Może po prostu bawił go widok dwóch brzdąców robiących coś, co nie jest dla nich do końca zrozumiałe? Nie wiem, ale wolę myśleć, że chciał po prostu, żeby modlitwa weszła nam w krew. Co najdziwniejsze, cel tej misji najwyraźniej został osiągnięty. Odkąd pamiętam, moją ulubioną modlitwą było „Aniele Boży, Stróżu mój”. Dlaczego? Dlatego, że podobno każdy z nas ma Anioła Stróża o przeciwnej płci. Czasami czuję, jak za mną stoi jakaś ruda dziewczyna i przygląda się moim pijackim ekscesom na terenie Bydgoszczy. Czuję, jak kiwa głową z niedowierzaniem i w jakiś niewytłumaczalny sposób czuję, że skutecznie mnie chroni. Nigdy jej jednak nie widziałem, nie wiem też, jak ma na imię, i nie jesteśmy znajomymi na facebooku. Wraz z procesem dorastania i prze- 2012 I marzec I NEON I 17 chodzenia okresu buntu, odwróciłem się od modlitwy, zaprzestałem jej praktykowania, uznałem ją za zbędny element, niepotrzebny frazes z przeszłości. Jednak z czymś, co jest otoczone emocjami, ciężko się rozstać. Modlitwa wróciła do mojego życia, nie regularnie i nie do końca w postaci utartych słów, ale bardziej w formie hiphopowego freestyle’u, tylko bez rymów i palenia marihuany. Zmieniał się też sposób, w jaki cały proces się odbywał, na przykład modliłem się na leżąco, w łóżku, tłumacząc sobie to tym, że ten, do którego trafiają moje modlitwy (o ile w ogóle do kogokolwiek trafiają, a nie są tylko spełnieniem mojej potrzeby modlenia się) na pewno chciałby, żeby mi było wygodnie, gdy się modlę. Gdy czułem, że adresat modlitw chciałby, żeby mi było niewygodnie, kładłem się na zimnych kafelkach w korytarzu. A Anielica patrzyła. Modlitwa zanikała i pojawiała się, zmieniała formę i kształt tak często, że ekstrawagancja Lady Gagi to przy moich sposobach na modlitwę nic specjalnego. W okresie licealnym zacząłem modlić się przez wiersze i czasami nadal to robię. Są to przeważnie mdłe, niezrozumiałe zestawienia wyrazów, w łagodnych okolicznościach mogące zostać uznanymi za bełkot i bezsens. To nieważne, bo Anielica podaje mi papier, żebym je spisywał, więc wiem, że robię dobrze. Czasami patrzę się w niebo i uznaję to za modlitwę. Ludzie tak rzadko patrzą w niebo, że czuję, jak ten sposób modlitwy staje się coraz bardziej osobisty. Najlepiej jednak modli mi się na ciężkim kacu, pod prysznicem. Wtedy jest to tak szczere, tak potrzebne, jak butelka wody i słuchanie Comy. Wrażenie, że ktoś słucha jest bardzo silne, co jest fajną przeciwwagą dla bólu głowy. Sęk w tym, że nie mam w domu kabiny prysznicowej, dlatego apeluję, abyście organizowali imprezy, abym rano mógł się pomodlić u Was pod prysznicem. Z góry dziękuję. POEZJA NA BRUKU I WISŁAWA SZYMBORSKA http://www.youtube.com/user/GrupaLiterackaNeon Odwiedź nasz kanał i zobacz kolejny odcinek "Poezji na bruku". W ramach tej akcji wychodzimy na miasto i zachęcamy bydgoszczan, by poświęcili chwilę poezji. Tym razem sięgnęliśmy do twórczości Wisławy Szymborskiej! 18 I NEON I marzec I 2012 Język polska nie być trudne PÓKI CO ŻYJE NA RAZIE JEST MARTWE TOMASZ DZIAMAŁEK Zastanawia mnie pewna tendencja – zanikanie używania wyrażenia „na razie” na rzecz „póki co”. Czym to można tłumaczyć? Właśnie nie wiem... Jakąś modą? Zrusycyzowaniem społeczeństwa na tyle silnym, że nie jest w stanie tego nieszczęsnego „póki co” przestać nadużywać... Tak jednak jest. Ilekroć słyszę wśród komentatorów sportowych: „Póki co jeszcze nie wbił tej bili” albo: „Jest jeszcze póki co zmęczony”. Nie dość, że niesmaczne, to jeszcze pretensjonalne. Przodują w tym zwłaszcza moi ulubieni komentatorzy snookerowi w stacji Eurosport. Lubię ten sport, dlatego go często oglądam i nigdy jeszcze nie słyszałem, by którykolwiek z nich powiedział: „na razie”. Jest tylko „póki co”. Ale przy pożegnaniu też? Jak mówicie, drodzy komentatorzy: „To póki co?” Czy: „To na razie?” Jeśli mówicie: „To na razie”, to jesteście niekonsekwentni, a jeśli „póki co”, to śmieszni. Jak zatem z tego wybrnąć? Przestać używać „póki co”. To rusycyzm – nieszczęśliwy, ponieważ niepasujący do naszej składni. U nas używa się konstrukcji z „póki”, po którym następuje rzeczownik: Tak jest w naszym przysłowiu: „Póty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie”. Oba te spójniki trącą już lekko myszką i tu, moim zdaniem, leży przyczyna owego nieszczęsnego „póki co”. Dziś „póki” zastępowane jest konstrukcją „do czasu gdy”, „do momentu gdy”, a samo „póki” odchodzi już powoli na emeryturę językową. I pozwólmy mu na to. Nie męczmy za bardzo, gdyż jest ono już bardzo zmęczone. Odpocząć by chciało, jednak wciąż za bardzo nie może. A co z „na razie”? Nie pozwolono mu rozwinąć skrzydeł, a taki ładny to ptak. Brzmi o wiele ciekawiej. Są jednak ludzie, którzy zamiast śpiewu słowika („na razie”), wolą słuchać krakania wrony („póki co”). Niby „De gustibus non est disputandum”, ale nie, gdy chodzi o gusta językowe właśnie. Złe przyzwyczajenia trzeba tępić, a dobre utrwalać, co niniejszym czynię. To na razie. Tak i tylko tak. Do napisania www.radiog51.pl Punkt G-51 to internetowe radio, skupiające w swojej działalności nie tylko poczynania muzyczne, ale również szeroko pojętą kulturę. Jeśli więc wciąż chodzicie zaspani po zimie - włączcie G-51! 2012 I marzec I NEON I 19 OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA dała i których używała, pisząc, pozbawiona tych wszystkich anegdotek, którymi zachwycała swoich rozmówców. Kim była? Kim byłaby, gdyby nie uciekała w słowa? Myślę, że między wierszami jej opowiadań czy tysięcy tekstów piosenek, które napisała, chowa się kobieta przede wszystkim pragnąca głębokiej miłości, której z jakichś powodów nie mogła doświadczyć. Kobieta silna i niezależna, a jednak wciąż uciekająca z obawy przed zranieniem. Ubrana w swój ochronny pancerz, którego nikomu nie pozwalała ściągnąć. AGNIESZKA OSIECKA (1936-1997) oprac. JOANNA KLOSKA Mawiała, że każdy siwy włos na swojej głowie wyprodukowała sama. Że nie umiałaby odprowadzić mrówki do mrowiska. I że nawet w domu była fujarą, nie umiała wybrać. Może właśnie ta częściowa nieporadność, ta skłonność do brnięcia ku własnej zgubie, sprawiła, że Osiecka jawi się jako postać nie do końca spełniona. Była poetką, autorką tekstów piosenek, pisarką, reżyserką teatralną i telewizyjną, a także dziennikarką. Dwa razy wychodziła za mąż, z późniejszego związku z Danielem Passentem miała córkę Agatę. Cierpiała na chorobę alkoholową, co znajduje odbicie w jej twórczości i kreowanych przez nią postaciach. Zafascynowana jej osobą, zastanawiałam się długo nad tym, kim była tak naprawdę. Bez wszystkich ładnych zdań, które wypowia- 20 I NEON I marzec I 2012 Osiecka nie lubiła zwierzać się ludziom. Nawet najbliższym. Jak wspomina Magda Umer w „Gazecie Wyborczej” w 1997 roku: „Agnieszka miała skłonność do konfabulacji. I zasłaniała się. Wcale nie była za szczera.” Nie układały jej się też stosunki z rodziną. Pewnego dnia odeszła z domu, zostawiając córkę Agatę z ojcem. Chyba ciągle gdzieś uciekała. Stosunek autorki do świata oddaje na przykład piosenka „Na zakręcie”. Dobrze się pan czuje? To świetnie, właśnie widzę — jasny wzrok, równy krok jak w marszu. A ja jestem, proszę pana, na zakręcie. Moje prawo to jest pańskie lewo. Pan widzi: krzesło, ławkę, stół, a ja — rozdarte drzewo. Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie. Ode mnie widać niebo pokrzywione. Pan dzieli każdą zimę, każdy świt na pół. Pan kocha swoją żonę. Pora wracać, bo papieros zgaśnie. Niedługo, proszę pana, będzie rano. Żona czeka, pewnie wcale dziś nie zaśnie. A robotnicy wstaną. (…) I to właśnie w swoich tekstach pisarka wydaje się najprawdziwsza. To właśnie z jej twórczości możemy dowiedzieć się najwięcej: kim była, jakie miała spojrzenie na życie, na ludzi. Warto do nich zajrzeć, by poznać kobietę niezwykłą i świat, który sobie zbudowała. Zdjęcie: http://www.teatry.art.pl/foto/osiecka_a3.jpeg