Prawda o lekach refundowanych

Transkrypt

Prawda o lekach refundowanych
TOWARZYSTWO FARMACEUTYCZNO - EKONOMICZNE
00-845 Warszawa, ul Łucka 2/4/6
Warszawa, styczeń 2012 r.
Prawda o lekach refundowanych
Czy Wałęsa z tysiącami ludzi pragnącymi reformować PRL o taką III RP walczyli? Można
mieć poważne wątpliwości. Reakcje towarzyszące usiłowaniom lepszego udostępniania leków
ludziom chorym i przeważnie niezamożnym wręcz porażają.
O co chodziło rządowi przy inspirowaniu ustawy o refundacji, która w wielkich bólach
urodziła się 12 maja 2011 r.? (Dz.U. Nr 122 poz.696). O większą transparentność norm prawnych
rządzących gospodarką lekami, o dostosowanie ich do norm obowiązujących w Unii Europejskiej
i - przede wszystkim - o poprawienie dostępności leków nie kosztem budżetu państwa, który na
razie jest deficytowy, a poprzez pohamowanie marnotrawstwa.
Marnotrawstwo jest monstrualne wskutek zyskofilnych apetytów producentów leków
i ignorancji ekonomiczno-farmaceutycznej pacjentów. Ba, nawet lekarzy, mających leczyć, a nie
liczyć. Od liczenia ma być Narodowy Fundusz Zdrowia. Rząd ma wiedzieć o nieprawidłowościach
ekonomicznych w farmacji i zapobiegać im stosownymi przepisami prawa.
Rząd dużo wie, my mu trochę pomagamy (patrz: memoriał „Miliardowe szkody. Jak długo
jeszcze?” z października 2010 r., „Memoriał w trosce o dobro państwa i obywateli” z sierpnia
2011r. i ostatnie opracowanie „Gospodarka lekami w Polsce” z października i grudnia 2011r.).
Prawda jest przykra. Rząd chciał hołubić wolny rynek kapitalistyczny i zezwalać na wolne
pobieranie cen, jak to jest w wiktuałach i tekstyliach. Licząc na to, że popyt skieruje się na produkty
tańsze. I przy lekach zawiódł się. Np. do obniżania poziomu cholesterolu u nas lekiem Nr 1 jest
simvastatina. Mamy jej 23 oferty z różnymi cenami. Powodzeniem cieszy się najdroższy Zocor
ordynowany za 73 mln złotych. Gdybyśmy nie ordynowali drogich „zocorów” i stosowali
synonimy tańsze, korzyść pacjentów i NFZ wyniosłaby 300 mln złotych!!! Np. lek do obniżania
nadciśnienia nr 1, ramipril, jest dostępny z 12 źródeł tańszych i droższych.
Nasz rynek faworyzuje najdroższe Tritace, przepłacając różnicą ceny 110 mln złotych!!! (dane z
2010 roku, bo ich za 2011 rok jeszcze nie mamy).
Prile są bardzo pomocne i dobrze się sprzedają. Przemysł oferuje różne. Świat wybiera
najlepsze i w miarę najtańsze. Takimi obecnie są ramipril, enalapril, lisinopril. U nas producent
przekonał lekarzy, że najlepszy jest perindopril (Prestarium). Mało pożądany za granicą, a więc na
pewno nie lepszy. A kosztuje 5 razy drożej. Używamy go za 150 mln zł, tracąc 120 mln zł. rocznie!
Przecież na studiach liczni lekarze w ogóle nie słyszeli o Tritace, Prestarium, Zocorze itp.
Oni wiedzę o nich otrzymują z firm farmaceutycznych, nierzadko wspomaganą duserami. Teraz
firmy rządzą terapią, a nie uniwersytety. Świetną ilustracją potęgi duserów był handel insuliną.
Pacjent powinien płacić za nią 3,20. Drodzy producenci dawali chorym insuliny za darmo. Tańszy
producent nie dawał im podarku 3,20. Pacjenci antyszambrowali u lekarzy, by wyłudzić recepty na
insulinę drogą. Tania im nie pomagała.
Pomysły szwindli w farmacji nie mieszczą się w głowie. Legalne łapówkarsto kwitnie. Aby
mu postawić tamę, trzeba uczynić nielegalnym. Ustawą. Skopiować system krajów
cywilizowanych, gdzie jakiekolwiek machinacje rabatowo-upustowo-podarkowe są nie do
pomyślenia. Ceny leków wyznaczone przez producenta są cenami fix obowiązującymi jednako we
wszystkich aptekach. Kto chce więcej sprzedać może obniżyć cenę, a nie może nią spekulować,
zawyżać i rabatem stwarzać pozór taniości.
Wszystkie nasze rządy to po trosze rozumiały, ale nareszcie Rząd ostatni wniósł do Sejmu
projekt ustawy hamującej dzicz cenową w gospodarce lekami. Ustawa w wielkich bólach przeszła.
Niech pacjenci na kolanach dziękują reformatorom.
Niestety, autorzy przesadzili z pobożnością, za dużo dobrego chcieli zrobić. Wiedząc, że lekarze
czasem popełniają błędy, już nie mówiąc o niechlujnym pisaniu recept, zredagowali w ustawie
ogromny rozdział recept (aptek), by uzbroić NFZ w oręż dyscyplinowania lekarzy i farmaceutów.
Kazali aptekarzom zawierać kilkanaście tysięcy zbędnych umów (zatrudniać niepotrzebnie tysiące
prawników), kazali lekarzom identyfikować chorych pod kątem ich uprawnień do leków
refundowanych, co niby wydaje się logiczne, ale w Polsce nierealne. Później jeszcze autorzy
wykazu leków refundowanych namnożyli kategorii odpłatności i chcieli wymóc, by lekarze pisali je
na receptach. Teoretycznie jest to słuszne, ale w praktyce niemądre. Lekarze mogą więcej zrobić,
jeśli nie będziemy im w leczeniu przeszkadzać rachunkowością i grozić karami. Przecież przy
zamyśle ustawy chodziło o pozyskanie kilku miliardów z przemysłu, utrudnieniem mu sprzedaży
nazbyt drogich leków, a nie o pozyskanie kilku milionów przez maltretowanie Bogu ducha winnych
lekarzy i aptekarzy lub oskubywanie pacjentów przez pobieranie od nich przy chorobie mniej
przewlekłej za lek 30% ceny, zamiast ryczałtu 3,20.
Lekarze i aptekarze powinni być wolni od kar za receptę. Jeśli lekarz pisze złe recepty, może
być proszony do NFZ na rozmowę. Jeśli uparcie trwa w złej pracy, można go pozbawić prawa
ordynowania leków refundowanych. Nie ma i nie będzie takiej konstytucji, która by zniewalała
kogokolwiek do zatrudniania kogoś niechcianego.
Aptekarz nigdy nie powinien być karany za złe recepty wystawione przez lekarza. Lekarz
jest dorosły i ponosi za nie odpowiedzialność.
Natomiast w ustawie zamieszczono cały rozdział o aptekach, służący głównie do
terroryzowania lekarzy i aptekarzy systemem kar. Kiedy oni sobie to teraz uświadomili, powstała
kosmiczna awantura. Na szczęście Minister Zdrowia jest mądry i szybko reaguje na protesty
lekarzy. Niestety, protesty aptekarzy pozostają na razie nieuwzględnione. Jesteśmy dobrej myśli.
Ufamy, że Rząd i Sejm przyznają rację i lekarzom i aptekarzom.
W ramach konfliktu lekarzy z Rządem Porozumienie Zielonogórskie zgłosiło postulat,
życzliwie przyjęty przez Izbę Lekarską, by leki były ordynowane nie z nazwami handlowymi, a
międzynarodowymi. Idea jest z chłopska przednia. Zamienia rynek leków na rynek kapusty. Każdy
może łatwo widzieć ceny. My prosimy, by Rząd usunął wszystkie błędy w ustawie już, a pomysł
Porozumienia Zielonogórskiego odłożył na jutro. Temat gospodarki lekami i ich nazw jest
gigantycznym tematem, który spędzał sen z powiek tysięcy mądrych ludzi przez wiele lat.
Przesądzono pozostawić system nazw firmowych, nawet zastrzeżonych w urzędzie patentowym.
Tak jest w całej Europie i nie tylko. Skoro weszliśmy do Unii Europejskiej, nie występujmy z niej
na z chłopska słuszny wniosek PZ.
Ustawa, nawet poprawiona, będzie miała niebezpiecznych wrogów. Wręcz katastrofą jest
rozhuśtanie w mediach nagonki antyustawowej, robionej przez ludzi często może nawet
inspirowanych przez zwolenników totalnie wolnego, nieskrępowanego kapitalizmu. Zacne nauki
Balcerowiczów wyprodukowały, niestety, aż kult wolności gospodarczej. Tymczasem narodowi
trzeba dać maksimum wolności, ale nie bezmyślnej. Np. tam gdzie wolność koncernów jest
nadużywana, państwo musi wkraczać. Otóż ma trudności. Kult kapitalizmu (zamiast rozumu)
powoduje w mediach dezinformację na temat leków. Słyszy się zewsząd, że zmiany dokonane
ustawą są zgubne dla pacjentów, że utracili dostęp do wielu leków, a za te dostępne muszą więcej
płacić.
Lud nie może tym bzdurom nie wierzyć, bo głosy antyrządowe są masowo podnoszone w
mediach i do zła agitują. Np. wybitna adwokatka koncernów farmaceutycznych Paulina
Kierzkowska-Knapik na dwóch stronach poczytnej Rzeczpospolitej, w artykule „Farmaceuta nie ma
prawa zmniejszyć ceny medykamentu” (9 stycznia 2012r.) edukuje naród, ile traci przez system
jawnych, czytelnych, jednolitych cen, przez zaniechanie rabatowych szwindli. Np. IMS Health
podaje informacje o wielomilionowych stratach pacjentów. Rozsiewa panikę, że pacjenci będą
dopłacać 302 mln złotych. Dziennikarz w telewizji pyta uczonego, byłego Ministra Zdrowia
Mariusza Łapińskiego, czy to prawda. Ten, na szczęście już nie minister, odpowiada, że IMS to
renomowana światowa firma, zasługująca na zaufanie, nie wzmiankując, że ona bardzo dostatnio
żyje niemal wyłącznie z firm farmaceutycznych. Przy największej uczciwości nie jest jej łatwo
pochwalać ustawę wymierzoną w koncerny farmaceutyczne. Np. Rzeczpospolita z 11 stycznia br.
publikuje artykuł profesora prawa, adwokata, prezydenta Centrum im. Adama Smitha
Gwiazdowskiego: „Ceny leków od 1 stycznia są sztywne. Jakim cudem cena sztywna, której nie
można obniżyć, ma być dla pacjenta lepsza od ceny maksymalnej, którą można obniżyć? (...) Jak w
coś jest zaangażowany rząd, to prawdopodobieństwo, że pójdzie źle, rośnie w postępie
geometrycznym”. Profesor od koncernów nie wie, że każda firma może każdej chwili każdą cenę
obniżyć? Jeśli nie wie, to niech zrezygnuje z zabierania głosu. (Cena nie jest sztywna, a jednolita
i przestaje być obowiązująca w każdej chwili, gdy firma zechce ją zmienić, ale jawnie, a nie
podstępnie, spekulacyjnie).
Podane przykłady ilustrują ślepy kult kapitalizmu w całej krasie. Media, ufając wyznawcom
tego kultu, burzą ład zdrowotny setkami publikacji fałszywych. Nie można ich za to winić, bo
media nie są od studiów naukowych, a od informowania o poglądach poważnych ludzi. Nie mogą
wiedzieć, który poważny człowiek jest niepoważny.
Rządowi, który zachowuje się bardzo dzielnie można zarzucić, że jego referat prasowy jest
za mało aktywny. Każda bzdura w gazecie powinna być prostowana. Jednak tych bzdur jest tyle, że
ręce opadają.
Nasze Towarzystwo nie ma statutowego, ale moralny obowiązek zabrania głosu na nękający
społeczeństwo temat. Dokonaliśmy drobiazgowej analizy wykazu leków refundowanych,
opublikowanego 29 grudnia 2011r. (Dziennik Urzędowy MZ Nr 11 poz. 78). Obejmuje on 2684
pozycje leków + 31 diet + 207 wyrobów medycznych (plastrów, opatrunków, testów). Jako, że
niektóre leki występują na liście wielokrotnie (w różnych postaciach, dawkach, opakowaniach)
wystarczało objąć analizą niecałe 900 pozycji. Stwierdzamy z całą odpowiedzialnością, że 2/3
preparatów ma ceny nominalne prawie identyczne lub identyczne z tymi ważnymi uprzednio,
niemal 1/3 ma cenę obniżoną, 1,5% ma cenę podwyższoną (13 pozycji). Nieliczne podwyżki cen są
niebolesne dla pacjentów: Np. popularny Majamil (diclofenac) drożeje od 5,80 do 7,93 / 20 tabl.100
mg, pacjent płaci 3,97. Np. cena Grofibratu (fenofibratu) rośnie z 11,50 do 14,31 / 50 cps 100 mg,
ale pacjent płaci mniej niż uprzednio - 4,29 zamiast 6,44. Np. Arechin (chloroquina) drożeje
zawrotnie, z 5,89 do 20,23 / 30 tabl.250 mg lecz w Polsce jest prawie nikomu niepotrzebna (lek na
malarię). A jeśli potrzebna, to płaci się tylko 6,07.
Zmiany cen wchodzące w życie 1 stycznia 2012r. spowodują poważną redukcję wydatków
na leki objęte wykazem obwieszczonym 23 grudnia 2011 r. Pokażmy to na przykładach niewielu,
ale efektownych:
lek
Atoris (atorvastatina)
Controloc (pantoprazol)
Rispolept (risperidon)
Amaryl (glimepirid)
Arimidex (anastrozol)
Valsacor (valsartan)
Alvesco (ciclosamid)
Neupogen (filgrastim)
Atrox (atorvastatina)
Sumamed (azitromycina)
wielkość obrotu
153 mln
103 „
60 „
66 „
48 „
65 „
85 „
78 „
69 „
65 „
zmiana ceny
z 68,33 do 38,50
z 28,64 do 13,67
z 103,39 do 22,48
z 23,16 do 11,38
z 376,24 do 153,96
z 37,28 do 22,65
z 102,37 do 71,32
z 1135,89do 802,72
z 16,49 do 12,17
z 46,90 do 34,23
oszczędność
66 mln
54 „
47 „
34 „
28 „
25,5 „
25,5 „
23 „
18 „
18 „
Producenci tylko tych 10 leków dali pacjentom bezpośrednio lub via NFZ 339 mln złotych.
Mamy podobny rachunek dla kilkudziesięciu leków z oszczędnością rzędu 700 mln. Nie robimy
podobnego rachunku dla 200 leków, które potaniały, bo nie warto. Przecież redukcja wydatków jest
funkcją nie tylko obniżenia ceny lecz także liczby recept. A ile ich będzie w 2012 r. nie wiemy. Na
pewno Czytelnik nie popełni dużego błędu, jeśli nam zaufa, że koszt wszystkich leków objętych
wykazem leków refundowanych z 23 grudnia 2011r. zmniejszy się co najmniej o 1 miliard złotych.
Powstaje pytanie, dlaczego media głoszą, że nowa ustawa i nowa lista leków utrudniła
dostęp do lecznictwa. I lud daje temu wiarę. Prosimy serdecznie dziennikarzy o cierpliwe
wysłuchanie odpowiedzi. Nie można jej udzielić w kilku słowach.
A/ Lek refundowany oprócz ceny nominalnej płaconej dostawcy, ma cenę płaconą w aptece
przez pacjenta. Jego zupełnie nie interesuje cena nominalna, a wyłącznie ta będąca efektem
refundacji. Przy tym prosta logika podpowiada, że jeśli ceny nominalne nie wzrosły, ceny
refundowane płacone w aptece nie powinny być wyższe. Niestety, nasza analiza wykazuje, że
niemal wszystkie leki refundowane nie drożeją lub nawet tanieją, to jednak są nieliczne przypadki
opłat wyższych dla pacjenta. Ten paradoks jest efektem życzliwości Rządu (nie tylko dzisiejszego, a
każdego) dla producentów. Jeśli na rynku jest 10 identycznych leków – synonimów (z różnymi
nazwami handlowymi) z różnymi cenami: 10,00 – 20,00 – 30,00, Rząd wpisuje do wykazu leków
refundowanych wszystkie synonimy. Ale mając deficyt w kasie, refunduje tylko do 10,00 zł. Kto
przychodzi do apteki z receptą na lek droższy, musi płacić różnicę ceny z własnej kieszeni. Tak
było, jest i chyba będzie. Dokonano w systemie drobnych zmian, tu je pomińmy.
Bodaj autorzy nowej listy, poprawni formalnie, popełnili błąd psychologiczny. Przecież
wiedzą, że w gąszczu leków danej grupy terapeutycznej obniżanie cen nominalnych, aptecznych,
nie jest jednoznaczne z obniżeniem cen refundowanych (dla pacjentów). Skomplikowany system
limitów cen może sprawiać, że lek tanieje, a opłata pacjenta rośnie. Ma to miejsce wtedy, gdy
w danej grupie leki tanie, stanowiące limit ceny, tanieją. Wówczas opłata pacjenta przy lekach
droższych rośnie. Nawet przy lekach, które też potaniały. Tym razem ten sprytny system zabolał.
Popatrzmy: Np. Activelle staniał, a pacjent ma płacić 21,69 zamiast 18,59. Alzdon (potaniał o 15,78
zł) jest droższy dla pacjenta o 6,28 zł. Alzepezil - o 24,39. Ampril - o 3,20. I tak dalej. Takie
korekty płatności były robione wielekroć w przeszłości. Bez słowa krytyki. Zrobione teraz są
argumentem dla buntu przeciw ustawie mającej dać ludziom 2-3 miliardy na leki. A argument trafia
do serc, bo bywają z rzadka wzrosty znaczne. Może dobrze służyć walce z ustawą i nową listą
rażący przykład zwiększenia opłaty pacjenta z demencją za Exelon TTS (rivastigminę) 30 plastrów
4,6 mg z 92,64 do 270,92. Pacjent nie wie i nikt mu nie mówi, że tę samę ilość tego samego leku,
pod nazwą Nivastid tabl.4,5 mg zapłaci 74,19 tylko a nie 270,92. Ale pretekst do buntu i walki z
ustawą jest.
B/ Lek pochodzący od różnych producentów może mieć różne ceny. Tak jak konstytucja nie
zabrania kobiecinie na bazarze pobierania za kapustę 10 zł zamiast 5 zł, tak i producent leku może
żądać zań 100 zł zamiast 10 zł. Różnica polega na tym, że za kapustę nikt nie zapłaci 10 zł, a za lek
płaci 100 zł nieświadom wyzysku. Dlatego konstytucja dbała o zdrowie narodu wręcz nakazuje
aparatowi państwowemu strzec nas przed wyzyskiem. Konsekwentnie mamy ustawę o lekach
refundowanych z 12 maja 2011r. i obwieszczenie z wykazem leków z 23 grudnia 2011r. Przed
obwieszczeniem państwo rozmawiało z producentami o cenach, prosiło ich o rozsądek i uzyskało
w/w miliard złotych. Ale niektórzy producenci nie chcieli iść w stronę pacjentów. Chcieli nadal
pobierać za wysokie ceny w porównaniu z konkurentami. Wskutek tego te drogie leki na razie na
listę refundowaną nie trafiły.
Jest ich nie mało. Choć kilku przyjrzyjmy się po imieniu: Atorvastatina marki Sortis z ceną
153,78 zł/30 tabl.40 mg; mamy wiele kopii 2-3 razy tańszych. Clopidogrel marki Plavix, po 105,25
zł/28 tabl.75 mg; jest 14 synonimów o 50-65 % tańszych. Donepezil marki Aricept z ceną 311,14
zł/28 tabl.10 mg; pacjent płacił zań 246,22 zł i teraz za to samo pod inną nazwą płaci tylko 24,23 zł.
Montelukast z marką Singulair, 28 tabletek; pacjent musiał płacić 115,29 zł za opakowanie. Teraz
za to samo innych firm płaci tylko od 16,39 do 36,03 zł. Kraj zarobi na eliminacji Singulairu 100
mln złotych. Etoposid marki Lastet zniknął z listy nie z powodu ceny. Powinien być stosowany
tylko w lecznictwie zamkniętym, jak w Anglii, Francji, Niemczech itd.
Możemy tak długo pokazywać, że Rząd pisząc listę 23 grudnia nie działał wbrew chorym.
Kto chce, może sam policzyć, ile zarabiamy na wstrzymaniu się od refundacji pochłaniającego 165
mln zł Singulairu, Sortisu kosztującego 95 mln, Plavixu - 60 mln, Ariceptu - 29 mln itd. Takich
rujnujących budżet lekowy pozycji jest więcej: Accolate (zafirlukast), Accuzide (quinapril +
hydrochlorothiazid), Aprovel (irbesartan), Aredia (pamidronian), Inhibace (cilazapril), Irpax
(perindopril), Isoptin (verapamil), Seroquel (quetiapina), Ticlid (ticlopidina). Zastępując te drogie
leki tańszymi synonimami, możemy zarobić drugi miliard złotych. Twierdzimy, że niesłusznie
pacjenci opowiadają dziennikarzom ze łzami w oczach jakie ich nieszczęście spotkało, bo ich
recepta na Sortis lub Plavix już nie jest refundowana. Muszą płacić 100 % ceny. Niech proszą
swoich mężów zaufania, aptekarzy i lekarzy, by im wytłumaczyli, że niczego nie stracili. Mogą
mieć to samo z inną nazwą handlową znacznie taniej. Za widzianą przez nich pozorną stratą jest w
istocie zysk rzędu drugiego miliarda złotych, który pozwoli na ratowanie innych chorych.
Pacjentom można niezadowolenie z utraty Plavixu darować. Bardziej niepokoi
niezadowolenie lekarzy. Ich niechęć do rządowych zmian świadczy o pragnieniu „złotej wolności”.
Żądza złotej wolności odbiera rozum. Pokażmy to na przykładzie, który przy korekcie listy przelał
najwięcej krwi, na paskach-testach do badania poziomu cukru we krwi.
Polska jest krajem idealnie troszczącym się o diabetyków. Każdy chory ma lekarza za
darmo, jest starannie kontrolowany, ma bezpłatnie robione testy, otrzymuje lekarstwa za znikomą
opłatą. Odchylenie od najstaranniejszych krajów polega na tym, że testy nie laboratoryjne, a
„prywatne”, do kontroli poziomu cukru we krwi, są też wydawane niemal za darmo (3,20 za 50
testów). Ta darmowość powoduje swawolę i biedę. Wydajemy na te paseczki 200 mln złotych !!! To
jest ewidentny skandal, bo cukrzycy są standardowo badani i ich większość nie potrzebuje żadnych
pasków. Są one nieodzowne niektórym cukrzykom typu I , może 50 tysiącom pośród 1,5 miliona
ogółem. Co robi Rząd? Świadom psychologii „wolnościowej”, postanawia nie likwidować raju
„paskowego”, tylko go trochę utemperować. Każe płacić za paski nie 100% tylko 30%, to jest
zaledwie 30 groszy za pasek. I co? Lekarze otumanieni złotą wolnością sprzeciwili się
kategorycznie. Argumentowali, że ludzi nie stać na 30 groszy i będą umierać. Minister Zdrowia
ustąpił im i przywrócił ryczałt (3,20) na większość pasków dla wszystkich cukrzyków typu I.
Ścierpimy to finansowo bez trudu. Ale niech dziennikarze wiedzą jak warcholska jest
Polska. Znaczną pociechę daje niezła praca Rządu, np. kiedy stwierdzono ewidentne błędy w nowej
liście (pominięto kilka potrzebnych leków - Valcyte, CellCept, Abilify, Mestinon,
Mercaptopurinum, Neulasta i Sandostatin, zostały one natychmiast naprawione.
Niniejszy tekst będzie kolportowany do mediów z wielką prośbą, by powstrzymały się od
niepokojenia ludności. Można zgodzić się z tym, że politycy opozycyjni aspirujący do władzy źle
mówią o politykach aktualnie rządzących. To jest norma. Jaskrawą jej ilustracją była przy okazji
awantury refundacyjnej telewizyjna wypowiedź kandydata na premiera, Jarosława Kaczyńskiego,
że postępowanie obecnego Premiera Tuska (jego Rządu) jest „podłe”. Na pewno nie jest podłe, ale
wszyscy politycy mają prawo krytykować swych przeciwników. Natomiast dziennikarze mają
obowiązek troski o prawdę obiektywną.
Oby ten tekst im pomógł poprawnie oceniać aktualne farmaceutyczno-ekonomiczne
wydarzenia. Prosimy wszystkie media bardzo gorąco o odpolitycznienie leków, a Rząd i Sejm o
natychmiastowe dokonanie korekt ustawy postulowanych przez lekarzy i farmaceutów.
Dr Tadeusz J. Szuba
Prezes Zarządu