W sprawie definicji gospodarki wodnej

Transkrypt

W sprawie definicji gospodarki wodnej
Jerzy Iwanicki
W sprawie definicji gospodarki wodnej
Od redakcji
Rubryka „Moim zdaniem” jest swoistym forum prezentacji na naszych łamach często bardzo osobistych i co najmniej kontrowersyjnych poglądów Autorów na problemy nurtujące środowisko wodziarzy. Nie jest zasadą, aby każdą
z tych publikacji opatrywać komentarzem redakcyjnym. Tym razem jednak komentarz taki uważamy za niezbędny.
Jerzy Iwanicki porusza bowiem niezwykle istotny problem filozofii i metod działania w gospodarce wodnej. Na poparcie swoich poglądów rozprawia się z sześcioma spośród – jak pisze – wielu krążących wśród hydrotechników i przez
nich lansowanych mitów. Nie jest celem tego komentarza dyskusja z poglądami Autora w poruszanych kwestiach;
zapewne próbę odbrązowienia tych poglądów podejmą nasi Czytelnicy. Jednak opinie w dwóch sprawach wymagają
takiego komentarza.
Pierwsza z nich, drobniejsza, odnosi się do dyskusji redakcyjnej „Woda na prostej?” prezentowanej w nr. 6/2006
naszego czasopisma. Trudno podzielić formułowany przez Autora pogląd, że jej przebieg wskazuje na dezorientację
środowiska oraz brak zrozumienia istoty mechanizmów nowej polityki wodnej. Uczestnicy dyskusji zapewne odniosą
się do tych kwestii.
Sprawa druga jest poważniejsza, bo dotyczy publikacji w naszym czasopiśmie nieżyjącego już, niestety, wybitnego
uczonego, specjalisty z dziedziny gospodarki wodnej, współtwórcy i gorącego orędownika zlewniowego zarządzania
zasobami wodnymi w Polsce, kolegi i przyjaciela wielu z nas – prof. dr. hab. inż. Henryka Słoty. Profesor nie może,
niestety, odnieść się do opinii Autora. Jerzy Iwanicki, na podstawie artykułu autorstwa prof. Słoty „Administrowanie
i zarządzanie zasobami wodnymi” („GW” nr 10/1995), formułuje tezę, że uczeni objaśniają jako poprawny ówczesny
system zarządzania gospodarką wodną w Polsce. Czyni to na podstawie dwóch wyrwanych z kontekstu fragmentów
artykułu. Każdy, kto zna lub zapozna się z tą publikacją, odniesie zapewne wrażenie, że mówiąc delikatnie wspomniana teza formułowana przez Autora wynika – należy mieć nadzieję – li tylko z niezrozumienia tekstu. Wprowadzony w początku lat 90., dzięki staraniom m.in. prof. dr. hab. inż. Henryka Słoty, system zlewniowego zarządzania zasobami wodnymi, zapewne niedoskonały, bo takich systemów nie ma i nie stworzą go nawet najlepsze definicje pojęcia
gospodarka wodna, zaowocował tym, że to właśnie dzisiaj regionalne zarządy gospodarki wodnej i Krajowy Zarząd
Gospodarki Wodnej, pomimo stwierdzeń Autora o patologii organizacyjnej widocznej w świetle wymagań RDW, z powodzeniem wdrażają postanowienia Ramowej Dyrektywy Wodnej. Świadczą o tym chociażby artykuły, które publikujemy w tym numerze autorstwa Marty Bedryj z RZGW w Poznaniu i Barbary Chammas z RZGW w Krakowie.
Celem artykułu jest wykazanie, że
dotychczasowe cele i metody działa-
nia nie są skuteczne, że niezbędna jest
zmiana filozofii i metod działania w gospodarce wodnej, to znaczy nowego
zdefiniowania pojęcia tego działu gospodarki narodowej. Tylko w ten sposób branża może zyskać należną jej
rangę w społeczeństwie.
Dyskusje specjalistów w różnych
gremiach, które odbyły się w ostatnich
miesiącach na temat przyszłości gospodarki wodnej (np. „GW” nr 6/2006),
wskazują na dezorientację środowiska
oraz obawy o przyszłość branży.
Mimo że jesteśmy od 2004 r. członkiem UE, mimo że od sześciu lat funkGospodarka Wodna nr 12/2007
cjonuje Ramowa Dyrektywa Wodna gospodarka wodna nie może się wyzwolić
z tradycji ukształtowanych przed II Wojną Światową, nieznacznie tylko przekształconych „urzędów technicznych”
oraz coraz bardziej iluzorycznej „władzy
wodnej” – mimo dramatycznej przecież
zmiany warunków działania wywołanej
rozwojem cywilizacyjnym społeczeństwa. Wciąż pokutuje głębokie przywiązanie do idei sformułowanych w latach
20. ubiegłego wieku, kiedy nasi ojcowie uważali, że przez rozwój transportu wodnego, rozwój energetyki wodnej,
budowę zbiorników zaporowych, wałów przeciwpowodziowych i meliorację
użytków rolnych zbuduje się podstawy
rozwoju cywilizacyjnego kraju.
Te kierunki działania były rzecz jasna do pewnego czasu atrakcyjne, dopóki nie okazało się, że są lepsze sposoby transportu, że energetyka wodna
nie jest tak „czysta ekologicznie”, za
jaką ją początkowo uważano, a zasoby tej energii nie są w stanie zaspokoić potrzeb gospodarki, że wały nie
w pełni zabezpieczają przed powodzią, a melioracje (zwłaszcza w wydaniu PRL) przynoszą więcej szkód niż
pożytku.
Hydrotechnicy od dawna zdawali sobie sprawę z potrzeby zmian, jednak
okres „władzy ludowej” nie wymuszał
efektywności działań. Kolejne „reformy” były zmianami strukturalnymi nazywanymi w żargonie organizatorskim
489
Tabela
Nośność statków
I
> 600 t
Stan obecny – km
Po wykonaniu programu – km
85
203
II
400–590
t
621
1407
III
200–390
t
690
2062
IV
< 200 t
Ogółem
4621
2987
6017
6649
Rys. 1. Przewozy towarów w latach 1921–2002
„przestawianiem klocków”. Mimo, wydawałoby się, oczywistej potrzeby dokonania zmian funkcjonalnych, takich
zmian nie przeprowadzono.
Zacznę od przypomnienia zasad,
które ukształtowały funkcjonujące do
dziś pojęcie gospodarka wodna. Pokażę także mity i nieporozumienia, jakie
powstały w wyniku ich stosowania.
W artykule pt. „Gospodarka wodna
w Polsce” zamieszczonym w numerze
1/1937 „Gospodarki Wodnej” Edward
Romański [1] przedstawił następujący
cel: „Celem gospodarki wodnej jest odprowadzenie do morza spadającej na
ziemię wody przy ograniczeniu do minimum jej szkodliwego działania i przy
uzyskaniu do maksimum jej działania
pożytecznego jako środowiska, materii
i masy”. Jak pisze E. Romański – cel
ten został sformułowany na Międzynarodowym Kongresie Żeglugi w Brukseli.
To sformułowanie – jak się wydaje –
było wiernym oddaniem poglądów środowiska inżynierów wodnych, środowiska bardzo silnego i prężnego. Hydrotechnikami byli przecież prof. Gabriel
Narutowicz – prezydent RP, a także
prof. prof. Maksymilian Matakiewicz
i Mieczysław Rybczyński – ministrowie
robót publicznych. Inżynierowie hydro-
490
technicy mieli głębokie poczucie swojej
misji cywilizacyjnej. W cytowanym artykule E. Romański uważał uporządkowanie gospodarki wodnej za podstawę
rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego kraju.
Realizacja tego celu, nieznacznie tylko modyfikowanego z upływem czasu
(np. [2, 3]), spowodowała powstanie
wielu mitów krążących wśród hydrotechników i lansowanych przez hydrotechników.
Wyrządziły one wiele złego idei racjonalnego gospodarowania zasobami
wody. Omówimy niektóre z nich.
1) Program 5-letni – nazywany przez
autorów [4] „kryzysowym” – obejmował
(jak się wydaje – ponieważ autor tego
nie podaje) lata 1936–1941 i opiewał
na kwotę 168,5 mln zł.
2) Program 6-letni z terminem realizacji o rok dłuższym opiewał na kwotę 360,0 mln zł. Realizacja programu
(autor podaje tylko spodziewane efekty realizacji programu 6-letniego) miała zapewnić zmianę klas dróg wodnych
w Polsce (tab.).
W Biurze Dróg Wodnych powstał
także 30-letni program rozbudowy
dróg wodnych w Polsce. Przedstawił go na pierwszym Kongresie Inżynierów we Lwowie w 1937 r. Tadeusz
Tillinger [5]. W tym programie założono, że w 1970 r. drogami wodnymi
– po pełnej ich rozbudowie – będzie
się przewozić 19 100 tys. ton towarów
masowych (węgiel, kamień, nawozy
sztuczne, ropa naftowa i jej przetwory, cement itd.). Miało to stanowić 25%
przewozów kolejowych.
Dzisiaj wiemy, że te prognozy okazały się całkowicie nietrafne.
Według Rocznika Statystycznego
GUS w 1970 r. przewieziono:
□ transportem wodnym – 8,8 mln t,
□ transportem kolejowym – 370 mln t,
□ transportem samochodowym –
862 mln t,
□ rurociągami – 15,4 mln t.
Transport wodny, podobnie jak transport konny, został całkowicie zmarginalizowany. Gwoli ścisłości nie można
pominąć faktu, że granice państwa polskiego zostały przesunięte na zachód,
a w 1970 r. przewozy na Odrze wynosiły 4623 t, tj. 52% ogółu przewozów
transportem wodnym (wg GUS).
Na rys. 1 pokazuję jak zmieniała się
struktura przewozów od odzyskania
przez Polskę niepodległości w 1919 r.
Mit pierwszy. O roli transportu wodnego.
Mit drugi. Zbiorniki retencyjne przedłużą okresy żeglugi na rzekach żeglownych oraz zapewnią ochronę
przed powodzią.
W latach trzydziestych ubiegłego
wieku uważano jeszcze, że transport
wodny może odgrywać znaczącą rolę
w gospodarce. W zasłużonym dla gospodarki wodnej Biurze Dróg Wodnych
Ministerstwa Komunikacji (obejmowało ono zasięgiem swoich zainteresowań także sprawy retencji zbiornikowej
i elektrowni wodnych) tworzono wieloletnie programy modernizacji i rozbudowy dróg wodnych. Są one na tyle interesujące, że warto je pokrótce omówić.
Zilustruję te twierdzenia za pomocą
symulacji stanów, przepływów i zasięgów oddziaływań zbiorników.
A. Kadłubowski, S. Wereski i J. Żelaziński [6] przeprowadzili symulację komputerową przepływów i stanów w Wiśle w przekroju wodowskazowym Kępa Polska, tj. w km 606,5.
Symulowano wykorzystując rzeczywiste dane o przepływach niżówkowych Wisły w okresie od 3.06.2003 do
10.11.2003 r., tj. w okresie, kiedy przepływy rzeczywiste zaczęły spadać tak,
Gospodarka Wodna nr 12/2007
że trzeba było uruchomić zasilanie.
Przyjęto, zgodnie z tym co napisał T.
Tillinger w 1937 r., że:
– działają zbiorniki na Dunajcu (tj.
Rożnów-Czchów i Czorsztyn-Sromowce),
– działają zbiorniki Solina-Myczkowce,
– działa zbiornik Świteź zapisany
w „Programie”.
Te zbiorniki całą pojemność użyteczną, tj.: Czorsztyn-Sromowce – 196 mln
m3, Rożnów-Czchów – 120 mln m3, Solina-Myczkowce – 299 mln m3, hipotetyczny Świteź – 500 mln m3, przeznaczają na alimentację żeglugi, produkując energię podstawową. Pominięto
zbiorniki Goczałkowice, Dobczyce, kaskadę Soły oraz Sulejów, przyjmując,
że są źródłem zaopatrzenia w wodę
Krakowa, aglomeracji śląskiej i łódzkiej. Pominięto także zbiorniki Dębe
i Włocławek, traktując je jako przepływowe. Efekty symulacji pokazano na
rys. 2 i 3.
Z rysunków wynika, że:
– cała pojemność użyteczna zbiorników wystarcza na zasilanie Wisły
przez okres od 3 lipca do 25 sierpnia,
tj. 45–50 dni żeglugowych,
– w wyniku alimentacji uzyskuje
się przyrost przepływu o ok. 200 m3/s
przez okres od 3 lipca do 25 sierpnia
oraz przyrost zwierciadła wody o ok.
50 cm od 8 lipca do 27 sierpnia, tj. ok.
50 dni.
W przeprowadzonej symulacji przeznaczono całość pojemności użytecznych omawianych zbiorników na zasilanie żeglugi. Nasuwa się zatem zasadnicze pytanie: jakim kosztem w wymiarze
finansowym, ekologicznym i społecznym może być prowadzony transport
wodny?
Mit trzeci. O łagodzeniu skutków powodzi i suszy za pomocą zbiorników
retencyjnych i małej retencji.
Susza i powódź są takimi samymi
zjawiskami przyrodniczymi jak burza
czy huragan. Były, są i będą. Ich skutki można co najwyżej łagodzić przez
racjonalne działania zapobiegawcze.
Z całą pewnością nie wyeliminuje się
skutków suszy, budując zbiorniki retencyjne, zbiorniki tzw. małej retencji
czy odtwarzając młynówki zamienione
dzisiaj w niektórych miejscach na małe
elektrownie wodne (MEW).
Wyjaśnijmy na przykładzie suszy w lecie 2006 r. dlaczego jest to
po prostu nierealne. Deficyt opadów
w czerwcu i lipcu br. wyniósł 120 mm.
Gospodarka Wodna nr 12/2007
Rys. 2. Kępa Polska – symulowany przyrost głębokości
Norma dla części nizinnej Polski wynosi ok. 150 mm. W tych miesiącach spadło ok. 30 mm (źródło: biuletyny IMGW). Suszą zostało dotkniętych około 200 tys. km2 naszego kraju. Z prostego rachunku wynika, że
zabrakło ok. 24 miliardów m3 wody.
Największy nasz zbiornik retencyjny
– Solina – ma całkowitą pojemność
472 mln m3. Oznacza to, że dla pokrycia podobnego deficytu trzeba by zbudować co najmniej pięćdziesiąt zbiorników wielkości Soliny. Gdzie je zlokalizować? Ile to by kosztowało?
Przejdźmy do odmitologizowania roli
zbiorników w ochronie przed powodzią.
Niektórzy Czytelnicy pamiętają zapewne opowieści o tym, jak to zbiornik
w Czorsztynie miał się zamortyzować
podczas powodzi lipcowej w 1997 r.
Jest to kolejny mit rozpowszechniony
wśród hydrotechników i przez hydrotechników.
Autorzy programu 6-letniego opracowanego przed II Wojną Światową uważali, że zbiorniki na Dunajcu rozwiążą
problem ochrony przed powodzią w dolinie tej rzeki.
W ekspertyzie opracowanej przez
E. Bobińskiego, A. Kadłubowskiego
J. Żelazińskiego dla Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów
Naturalnych i Leśnictwa [9] pokazano
efekt symulacji wpływu zespołu zbiorników Czorsztyn-Sromowce na obniżenie fali powodziowej w lipcu 1997 r.
Na rys. 4 pokazano wynik tej symulacji.
Z rys. 4 wynika, że redukcja poziomu wody staje się niezauważalna już
w 115 km biegu Dunajca, to znaczy
przed Nowym Sączem. Jest to wymowna ilustracja poglądu prof. Juliana Lam-
bora [8], który mówił, że „wpływ zbiornika maleje w miarę powiększania zlewni”. Autorzy ekspertyzy piszą: „W miarę
przyrostu powierzchni zlewni poniżej
zapory skuteczność ochrony szybko
maleje i praktycznie zanika, gdy przyrost ten przekracza czterokrotnie powierzchnię zlewni zamkniętej zbiornikiem”.
Mit czwarty. O zwalczaniu ekologicznej energetyki wodnej przez lobby
węglowe.
Produkcja energii elektrycznej ogółem wynosi dzisiaj w Polsce ponad
154 tys. GWh/rok, w tym elektrownie
wodne produkują 3,9 tys. GWh/rok.
Nie można nie zauważyć, że na pompowanie wody w elektrowniach szczytowo-pompowych zużywa się 2,3 tys.
GWh/rok. Według danych „Energoprojektu” [9] teoretyczny potencjał
energetyczny polskich rzek wynosi
ok. 23 tys. GWh/rok. Potencjał techniczny, to znaczy taki, który nadaje
się do praktycznego wykorzystania,
wynosi 13,7 tys. GWh/rok. Oznacza
to, że gdyby dzisiaj zabudować elektrowniami wszystkie nasze rzeki, to
zaspokoilibyśmy potrzeby gospodarki
w niespełna 9%, o kosztach ich budowy oraz spustoszeniach w środowisku
nie wspominając. Wspomnę tylko, że
od czasu wybudowania zapory w Rożnowie dno Dunajca w okolicach Tarnowa obniżyło się o ok. sześć metrów.
Odcinek przyujściowy Dunajca staje się terenem lokalnej klęski ekologicznej, ponieważ odsłaniają się progi ujęć wody, a przerwane zwierciadło
wód podziemnych powoduje lokalne
zsuwy zboczy doliny. Dno Wisły poniżej Włocławka i Pilicy poniżej Su-
491
Rys. 3. Kępa Polska – symulowany przyrost przepływu
lejowa obniżyło się o ok. trzy metry,
powodując głębokie przekształcenia
ekosystemów dolinowych.
Na rys. 5 pokazuję jak zmieniała się
wielkość produkcji energii elektrycznej
od odzyskania niepodległości w 1919 r.
do czasów współczesnych.
Warto zauważyć, że na pompowanie
wody w elektrowniach szczytowo-pompowych zużywa się obecnie tyle energii
ile produkowały wszystkie polskie elektrownie w 1937 r.
Nierozwiązanym do dziś problemem
są melioracje. Wykonywane w tzw.
„minionym okresie” na wielką skalę melioracje nie były chciane przez
rolników – były słusznie uważane za
wstęp do kolektywizacji. Były także
wykonywane niechlujnie, a jeszcze
gorzej utrzymywane w sprawności.
Ich niewątpliwą „zasługą” jest obniżenie poziomu wód gruntowych o ok.
1 m i pogłębienie procesów stepowienia zwłaszcza na obszarach Niżu Polskiego: w Wielkopolsce, na Kujawach,
Podlasiu. Straty wody, które wskutek
tego odpływają do Bałtyku, wynoszą
ok. 10 mld m3. Według uproszczonych
obliczeń autora wykonanych na podstawie szczegółowych badań IMUZ
[10], w istniejącej sieci rowów melioracyjnych można by zatrzymać ok.
5–7,5 mld m3 wody. Wymaga to jednak zupełnie innej niż dziś organizacji
służb wodnych, nie mówiąc o aktywizacji spółek wodnych.
Funkcjonowanie gospodarki wodnej w warunkach dyktatu politycznego (w czasach władzy ludowej), który
uniemożliwiał racjonalizację działań,
wykształciło jeszcze dwa groźne mity
pokutujące niestety do dziś.
Pierwszy z nich to działanie, które wieloletni Kierownik Zakładu Użyt-
492
ków Zielonych w IMUZ prof. Stanisław
Grzyb nazywał „nibizmem”.
„Niby” gospodarujemy wodami.
„Niby” zarządzamy zlewniowo.
„Niby” wdrażamy Ramową Dyrektywę Wodną.
„Niby” planujemy osiągnięcie dobrego stanu ekologicznego.
„Niby” wdrażamy zasady zintegrowanego zarządzania zasobami wody.
Każdy z tych „nibizmów” można
rzecz jasna uzasadniać czy szeroko
omawiać, ale wydaje mi się, że każdy uczciwy hydrotechnik czy meliorant
przyzna, że po prostu są one faktem.
Drugi mit to inwestycje. To spadek
po „minionym okresie”. Inwestycje miały zapewnić rozwój branży, dawały okazję do większych dochodów, orderów
i innych korzyści. O skutki inwestowania nikt się nie martwił. A właśnie teraz je obserwujemy. Nie sposób negować konieczności inwestowania. Jedno
wszakże jest pewne – inwestycje hydrotechniczne bardzo mocno ingerują
w środowisko. Powinny być wykonywane tylko wtedy, kiedy innymi metodami
nie można osiągnąć stawianych celów.
Decyzje inwestycyjne powinny być podejmowane wtedy, kiedy naprawdę nie
ma innego sposobu rozwiązania lokalnego problemu. Naprawdę najwyższy
czas przestać wmawiać, że zbiorniki
rozwiążą problem powodzi czy suszy,
że drogi wodne rozwiążą problemy
transportowe itd.
Nie sposób ocenić w jakim stopniu
omówione mity wpływają na opinię
o gospodarce wodnej. Przeciętny nawet obserwator widzi przecież, co płynie rzekami. Widzi zdewastowane zastawki i jazy na rzekach „istotnych dla
regulacji stosunków wodnych na potrzeby rolnictwa”. Widzi wały zarośnięte chwastami i krzakami itd., itd.
Być może tych mitów można znaleźć
więcej. Nie jest moją intencją ich wyszukiwanie. Chciałbym natomiast aby
wszyscy Czytelnicy uświadomili sobie, że ich lansowanie przynosi ogromne straty. Podważa zaufanie do tych,
którzy je głoszą, a przez nich do całej
branży.
Środowisko tzw. gospodarki wodnej
(nie bez powodu piszę tak zwanej) nie
zauważyło i co gorsza nikt go do tego
nie zmuszał, że w ciągu minionych 80–
–90 lat dramatycznie pogorszyła się jakość wody w rzekach. Władze wodne
w czasach PRL, całkowicie uzależnione od decyzji politycznych, nie umiały
sobie z tym problemem poradzić, a po
1989 r. zabrakło woli politycznej aby
problem przynajmniej zacząć rozwiązywać w sposób skuteczny.
Starsi Czytelnicy „Gospodarki Wodnej” zapewne pamiętają powiedzenie
autorstwa bodajże Bolesława Jaszczuka: „niech atrament płynie rzekami,
a my i tak socjalizm zbudujemy”.
Przedwojenna gospodarka wodna
funkcjonowała w warunkach, w których
minister rolnictwa mógł wydać dwa
rozporządzenia: Pierwsze z dnia
27.10.1932 r. – wprowadzało wymiary
ochronne i okresy ochrony m.in. dla jesiotra, łososia i troci w Wiśle i jej dopływach (Dz U RP nr 105, poz. 874).
Drugie z dnia 24.09.1936 r. – o ochronie jesiotrów, łososi i troci w Wiśle i jej
dopływach (Dz U RP nr 74, poz. 530).
Te rozporządzenia świadczą o tym, że
było co chronić, a wiadomo, że szlachetne ryby wymagają czystej wody.
Można je zatem traktować jako bioindykatory. Dziś wydanie takich rozporządzeń trąciłoby surrealizmem.
Mimo optymistycznych komunikatów
o poprawie czystości wód wygłaszanych przy różnych okazjach w naszych
rzekach nie można się kąpać, znikają
szlachetne ryby, co jakiś czas słyszymy
o wyłączaniu ujęć z powodu skażonej
wody w rzekach.
Czy z tego co dotąd powiedziano
wynika, że gospodarka wodna nie jest
potrzebna? Odpowiedź jest następująca: Taka jak dzisiaj jest coraz mniej potrzebna. Dotychczasowa filozofia i metody działania są hamulcem rozwoju
branży gospodarowania wodą. Aby ta
branża mogła się rozwijać, aby stała
się niezwykle ważną częścią gospodarki narodowej, musi dokonać głębokiej rewizji celów i metod działania. Powiedzmy to jasno.
Gospodarka Wodna nr 12/2007
Społeczeństwu nie jest potrzebna
kaskada dolnej Wisły, która może dać
tyle energii ile półtora turbozespołu
w elektrowni Bełchatów. Społeczeństwu nie jest potrzebna droga wodna
górnej Wisły wybudowana za ciężkie
pieniądze, którą wozi się piasek z odkładów poniżej stopni (tak napisano
w prospekcie reklamującym walory tej
drogi). Społeczeństwu nie są potrzebne zbiorniki retencyjne zasilane wodami III klasy (Czorsztyn), które prędzej
czy później tak jak Sulejów czy Siemianówka przestaną pełnić swoją podstawową funkcję, stając się wielkim lokalnym problemem zdrowotnym. Społeczeństwu nie są potrzebne inwestycje
typu kanał Wieprz-Krzna, z którymi nie
bardzo wiadomo co począć.
Przez wiele lat wmawiano nam, że
Polska jest wyjątkowo upośledzona jeśli chodzi o zasoby wodne na jednego
mieszkańca. Publikacje Europejskiej
Agencji Środowiskowej pokazują natomiast, że jest wręcz przeciwnie. Jesteśmy w środku tabeli, lokując się pomiędzy Francją i Niemcami [11].
Presja na budowę zbiorników odwracała uwagę decydentów od prawdziwych problemów gospodarki wodą:
– od jakości wód,
– od retencji obszarowej,
– od degradacji zmeliorowanych bagien,
– od nowoczesnych metod zmniejszania strat powodziowych, które po
wielkich powodziach porównywalne są
z wartością produkcji całego polskiego
rolnictwa [12].
Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest
następująca: ponieważ filozofia, struktura organizacyjna i metody działania
działu nazywającego się gospodarka
wodna są przestarzałe, są kompletnie
nie dostosowane do dzisiejszych potrzeb. Czy to oznacza, że hydrotechnika nie jest potrzebna? Nie. Trzeba ją
tylko stosować tam, gdzie nie można
inaczej rozwiązać rzeczywistych, a nie
naciąganych problemów, przedstawiając rzetelnie udokumentowane argumenty przemawiające za wykorzystaniem rozwiązań technicznych. Przykładem takim jest zbiornik Racibórz, który
rzeczywiście redukuje falę powodziową aż do Brzegu Dolnego. Ale to nie
oznacza, że wszędzie należy budować
zbiorniki dla ochrony przed powodzią.
Jest wiele znacznie tańszych i równie
skutecznych metod redukcji strat wywołanych przez powódź.
Kto w naszym kraju zajął się problemem racjonalizacji zagospodarowania
przestrzennego, ze względu na redukGospodarka Wodna nr 12/2007
Rys. 4. Obniżenie maksymalnych stanów wody (Delta H) w profilu podłużnym Dunajca wywołane działaniem zbiornika Czorsztyn. Fala 1997 r.
cję strat powodziowych? Kto próbuje
zatrzymać wodę w istniejących przecież
systemach melioracyjnych nastawionych wciąż na osuszanie terenu? Czy
tylko wały i zbiorniki rozwiążą problem
strat powodziowych? Chyba w dobrze
pojętym interesie społecznym trzeba
myśleć o redukcji strat w sposób kompleksowy, a nie wydawać społecznych
– czyli naszych – pieniędzy na nieefektywne, ale za to kosztowne inwestycje.
Kolejnym problemem negatywnie
rzutującym na wizerunek gospodarki
wodnej jest jej struktura organizacyjna
i pogmatwane kompetencje. Zgubiono
de facto z pola widzenia podstawowy
dziś problem, niezwykle mocno postawiony w Ramowej Dyrektywie Wodnej – problem jakości wód. Ochrona
wód, a także nadzór nad użytkownikami – zostały zepchnięte na poziom samorządów gminnych, które kompletnie
sobie z nim nie radzą, nie dysponując
kadrami, mając na głowie dziesiątki palących problemów lokalnych.
To, że mamy niezwykle skomplikowaną strukturę instytucji działających
na obszarach gospodarowania wodą,
nie byłoby może problemem nie do pokonania, gdyby nie fakt, że ten układ,
którego w żadnym stopniu nie można
uznać za celowy, a już na pewno nie
nastawiony na realizację celów i zadań
strategicznych zapisanych w RDW, był
przez wiele lat przez niektórych działaczy i co gorsza uczonych objaśniany
jako poprawny.
W numerze 10/1995 „Gospodarki
Wodnej” [13] tak wyjaśniano podział ról
w niezwykle skomplikowanej strukturze
jednostek organizacyjnych, które zajmują się sprawami wody:
„Dyskutując o strukturach organizacyjnych odpowiedzialnych za gospodarkę wodną należy rozróżnić pojęcie
instytucji administrującej (gospodarza)
oraz zarządzającej (zarządcy) zasobami wodnymi. Instytucja administrująca, czyli gospodarująca określonymi
zasobami, jest zobowiązana realizować ustalenia i ograniczenia określone przez organ zarządzający odpowiedzialny za racjonalne wykorzystanie
tych zasobów. Te powiązania są przeciwwskazaniem do łączenia w ramach
jednej instytucji funkcji administracyjnych i zarządzających”.
I dalej:
„Główne role w systemie zarządzania zasobami wodnymi pełnią od dawna wojewódzkie organy władzy (a konkretnie wojewodowie)…”
To znaczy:
Administracja – zarządza.
Gospodaruje – administrator.
W teorii organizacji znany jest termin
PATOLOGIA ZARZĄDZANIA.
Patologia zarządzania to takie mechanizmy i struktury zarządzania,
w których oczywiste nieprawidłowości
są przyjmowane jako coś normalnego.
Wszyscy wiedzą, że jest źle, ale nic nie
można na to poradzić. Zwłaszcza, że
jest to objaśnione tak, jak to przytoczyłem.
Tak więc trzeba powiedzieć jasno:
W obecnych warunkach i przy dzisiejszych potrzebach społeczeństwa i gospodarki, mechanizmy funkcjonowania
i struktury organizacyjne gospodarki
wodnej w Polsce są wyrazistym przykładem patologii organizacyjnej. Jest
to szczególnie widoczne w świetle wymagań Ramowej Dyrektywy Wodnej.
493
Rys. 5. Produkcja energii elektrycznej w latach 1925–1938 i w końcu XX wieku
Dyrektywa żąda jednoznacznej odpowiedzi na pytania:
– Kto ma odpowiadać za uzyskanie dobrego stanu zasobów?
– Kto ma zorganizować działania
zapewniające osiągnięcie tego stanu?
W obecnej strukturze i pogmatwanych kompetencjach udzielenie odpowiedzi na te pytania jest po prostu niemożliwe. A właściwie bardzo proste.
Odpowiedzialni są ci, którzy nie potrafili przekazać zadań i odpowiedzialności
za ich wykonanie na niższe szczeble
zarządzania. Tak więc aby można było
mówić o nowocześnie rozumianej gospodarce wodą, o jej funkcjonowaniu,
o ekonomiczności i skuteczności działania trzeba rozpocząć od zdefiniowania pojęć podstawowych.
Proponuję przeprowadzenie następującego rozumowania:
Całość działań celowych związanych z zasobami wody znajdującymi się
w przyrodzie jest określona terminem
GOSPODARKA WODNA (oczywiście jeśli pominiemy sztuczny i przestarzały podział branżowy na „dużą” i „małą” wodę).
Profesor Tadeusz Pszczołowski –
wieloletni kierownik Zakładu Prakseologii PAN (następca prof. T. Kotarbińskiego) w fundamentalnej „Małej encyklopedii prakseologii i teorii organizacji”
[14] tak definiuje pojęcie GOSPODARKA i GOSPODAROWANIE.
GOSPODARKA – „instytucja złożona z podmiotów działania i ich zasobów, w której zasoby traktuje się zgodnie z zasadą ekonomiczności”.
GOSPODAROWANIE – „działanie,
w którym podmiot działania zdobywa
zasoby i dysponuje nimi”.
494
Ten sam autor następująco definiuje
pojęcia ZARZĄDZANIE i ADMINISTROWANIE, które w gospodarce wodnej są
z niewiadomych powodów przedmiotem dyskusji „specjalistów”. Tak więc:
ZARZĄDZANIE – „działanie polegające na dysponowaniu zasobami”.
ADMINISTROWANIE – „wykonywanie funkcji podstawowych przewidzianych dla administracji państwowej
(publicznej) zajmującej się realizacją
podstawowych zadań państwa jako organizacji, bądź funkcji pomocniczych
w tym regulacyjnych…”.
Z powyższymi definicjami trudno
dyskutować.
Gospodarowanie zasobami wody
składa się ze zbioru określonych procesów, które powinny wykonywać zorganizowane zespoły ludzi realizujących cele
gospodarowania wodą. Te cele są wystarczająco precyzyjnie sformułowane
w Ramowej Dyrektywie Wodnej. Każdy
proces będący działaniem celowym to
ludzie (podmioty) wyposażeni w narzędzia, którymi oddziałują na przedmioty oddziaływania, to znaczy na zasoby
wodne i zasoby środowisk z wodą związanych lub od wody bezpośrednio zależnych oraz użytkowników tych zasobów,
regulując relacje pomiędzy użytkownikami i zasobami. Te zorganizowane zespoły to struktury gospodarujące wodą.
Po tych stwierdzeniach możemy zdefiniować na nowo pojęcie gospodarka
wodna.
Definicja
Gospodarka wodna to instytucja
złożona z podmiotów (ludzi), narzędzi
działania oraz przedmiotu oddziaływania – zasobów wody i środowiska
wodnego, którymi podmioty gospodarują tak, aby realizować następujące
cele i wynikające z nich zadania:
I. OSIĄGNIĘCIE I UTRZYMANIE
DOBREGO STANU WÓD, EKOSYSTEMÓW WODNYCH I OD WODY
ZALEŻNYCH.
II. ZASPOKOJENIE POTRZEB
WODNYCH LUDNOŚCI I GOSPODARKI PRZY POSZANOWANIU ZASAD ZRÓWNOWAŻONEGO UŻYTKOWANIA WÓD.
III. OCHRONA ŻYCIA I MIENIA LUDNOŚCI ORAZ GOSPODARKI PRZED
SKUTKAMI STANÓW NADZWYCZAJNYCH W GOSPODARCE WODNEJ.
Hierarchia celów nie jest przypadkowa. Najpierw trzeba doprowadzić rzeki
do porządku, przywrócić w nich życie.
Dopiero taka woda może być bez szkody dla zdrowia i życia wykorzystywana
przez wszystkie istoty żywe. Zwalczanie skutków stanów nadzwyczajnych
musi siłą rzeczy zajmować pozycję
trzecią.
Te cele są oczywiście zgodne z duchem celów sformułowanych w Ramowej Dyrektywie Wodnej. Narzędziami
w ręku zarządzającego systemem wodnym zlewni są działania nietechniczne,
obiekty techniczne, w tym także hydrotechniczne, uzbrojenie techniczne ludzi,
a także kompetencje będące „uzbrojeniem” informacyjnym – narzędziami oddziaływania na wszelkie formy użytkowania wód. Inaczej mówiąc, gospodarka wodą jest (a na pewno powinna być)
instytucją utrzymującą „dobre” zasoby
wody i środowiska wodnego w tym dobrym stanie lub instytucją przekształcającą „złe” zasoby w „dobre”.
Jest to podstawowe zadanie, które
te służby powinny wykonywać. Oczywiście mówimy o „dobrym” lub „złym” stanie ekologicznym, chemicznym itd. definicjami w rozumieniu definicji RDW.
Te przekształcone (lub przekształcane)
zasoby gospodarka wodą udostępnia
w określonym zakresie użytkownikom,
są nimi oczywiście ci, którzy w jakiś
sposób z wody korzystają. Nie musimy
zatem tworzyć warunków dla żeglugi,
energetyki i innych form użytkowania,
chyba że po przeprowadzeniu rachunku
ekonomicznego, ekologicznego, a także niekiedy społecznego okaże się to
korzystne. Gospodarka wodą jest także instytucją wchodzącą w skład Państwowego Systemu Zwalczania Skutków Stanów Nadzwyczajnych wywołanych przez wodę lub przez zanieczyszczenie czynnikami zewnętrznymi zasoGospodarka Wodna nr 12/2007
bów wody. Jest to jednak inny system,
którego częścią składową powinny być
służby wodne.
Dla każdego, kto zetknął się z problemami zarządzania jest oczywiste,
że ten, kto gospodaruje – podejmuje
decyzje i ponosi za nie odpowiedzialność. W największym uproszczeniu są
to decyzje typu: KOMU DAĆ, KOMU
ZABRAĆ, KOMU WOLNO POPSUĆ
ZASOBY WODY, W JAKIM STOPNIU,
KIEDY itd.
To o czym mówimy oznacza rzecz
jasna całkowicie nowe podejście do
spraw gospodarowania wodą.
Nieżyjący już znany ekspert francuski Bernard Kaczmarek wygłosił na jednym z seminariów w Ministerstwie Środowiska znamienne zdanie:
BYŁ CZAS PRZED DYREKTYWĄ
RAMOWĄ I JEST CZAS
PO DYREKTYWIE RAMOWEJ.
Warto zapamiętać to zdanie. Oznacza ono bowiem całkowitą zmianę polityki gospodarowania wodą. Zmienia
się także w sposób równie zasadniczy
rola służb wodnych. Z administratorów
przyglądających się biernie jak płynie
woda, ułatwiających ten spływ z „wykorzystaniem jej energii i masy”, stają się
gospodarzami zasobów, regulującymi
relacje pomiędzy środowiskiem wodnym a użytkownikami, odpowiedzialnymi przed społeczeństwem za wyniki tych regulacji. To zmienia w sposób
także zasadniczy usytuowanie służb
wodnych w systemie gospodarki narodowej. Stają się bowiem gospodarzem
zasobu naturalnego niezbędnego do
życia wszystkich istot żywych.
Jest to, jak widać, sprawa natury zasadniczej. Pociąga za sobą nie tylko
uporządkowanie terminologii i nadanie
terminowi gospodarka wodą nowego,
właściwego znaczenia. Wskazuje kierunek działania w interesie wszystkich
– i działaczy gospodarki wodnej, i użytkowników wody, i środowiska wodnego.
Truizmem jest twierdzenie, że WODA
TO ŻYCIE. Branża gospodarująca zasobami wody ma w ręku zasoby decydujące o warunkach życia całego społeczeństwa. Nie sprowadzajmy tego
atutu do poziomu kiszki faszynowej,
czy kolejnej zapory. Społeczeństwo
oczekuje od branży wodnej, że dzięki
jej wysiłkom woda w kranach nie będzie cuchnąć, w rzekach będzie się
można kąpać, a ryby złowione w rzece czy jeziorze nie będą trujące. Kiedy
to osiągniemy, pozycja branży będzie
bardzo wysoka.
Gospodarka Wodna nr 12/2007
Powoli są tworzone warunki do konstruowania nowej polityki wodnej.
Od lipca 2006 r. funkcjonuje Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej. Pierwsze deklaracje prezesa, a także niektóre dokumenty (np. poprawiona Strategia Gospodarki Wodnej), wskazują na
to, że KZGW rozumie potrzebę i wagę
zmian polityki wodnej, ale jednocześnie są wygłaszane poglądy (np. dyskusja redakcyjna „GW” nr 6/2006), z których wynika, że ich autorom i niektórym uczestnikom daleko do zrozumienia istoty i mechanizmów nowej polityki
wodnej.
Konieczna jest intensyfikacja prac
wyjaśniających ludziom branży, że im
prędzej zaczną w praktyce stosować
zasady tej polityki, tym szybciej nastąpi przełom w odbiorze społecznym gospodarki wodnej i tym szybciej można
będzie liczyć na poprawę warunków ich
pracy.
LITERATURA
1. E. ROMAŃSKI: Gospodarka Wodna w Polsce.
Gosp. Wodn. 1937 nr 1.
2. R. PACZUSKI: Zadania gospodarki wodnej i
forma ich realizacji w świetle przepisów nowego prawa wodnego. Gosp. Wodn. 1963 nr 12.
3. Generalna koncepcja modelu gospodarki wodnej w Polsce. Gosp. Wodn. 1956 nr 4.
4. T. TILLINGER: Program rozbudowy dróg wodnych w Polsce. Gosp. Wodn. 1936 nr 3 i 4.
5. T. TILLINGER: Przewidywane przewozy wodne po wykonaniu 30-letniego programu rozbudowy dróg wodnych w Polsce. Gosp. Wodn.
1939 nr 2.
6. A. KADŁUBOWSKI, S. WERESKI, J. ŻELAZIŃSKI: Symulacja przepływów i stanów w
Wiśle w przekroju wodowskazowym Kępa Polska. Maszyn. IMGW 2005.
7. E. BOBIŃSKI, A. KADŁUBOWSKI, J. ŻELAZIŃSKI: Ocena roli zbiorników wodnych w
Czorsztynie-Niedzicy w ochronie przeciwpowodziowej w lipcu 1997 – ekspertyza dla Sejmowej KOŚ ZNiL. Maszyn. 1997.
8. J. LAMBOR: Podstawy i zasady gospodarki
wodnej: WKiŁ.
9. A. SOWIŃSKI: Energetyka wodna. Cz. I. Zasoby wodno-energetyczne i ich rozmieszczenie w Polsce. Raport. Energoprojekt Warszawa, marzec 1994.
10. W. MIODUSZEWSKI, Z. KOWALEWSKI, T.
SZYMCZAK: Program małej retencji wodnej
w województwie łomżyńskim do 2015 r. IMUZ
Falenty, czerwiec 1997.
11. www. eea. europa. eu.
12. A. DOBROWOLSKI, J. OSTROWSKI, M. ZANIEWSKA: The analisys of disastrous floods
in Poland after second world war as a base of
a new flood control strategy. W: The 5-th International Conference on Hydrocience and
Engineering (ICHE 2002) 18-20 10 2002 Warsaw.
13. H. SŁOTA: Administrowanie i zarządzanie zasobami wodnymi. Gosp. Wodn. 1995 nr 10.
14. T. PSZCZOŁOWSKI: Mała encyklopedia prakseologii i teorii zarządzania. Z.N. im. Ossolińskich 1978.
15. Woda na prostej? Dyskusja redakcyjna. Gosp.
Wodn. 2006 nr 6.
„Informacje dla Autorów”
Redakcja przyjmuje do publikacji tylko prace oryginalne, nie publikowane wcześniej w innych czasopismach ani materiałach konferencji (kongresów, sympozjów),
chyba że publikacja jest zamawiana przez redakcję. Artykuł przekazany do redakcji nie może być
wcześniej opublikowany w całości
lub części w innym czasopiśmie,
ani równocześnie przekazany do
opublikowania w nim. Fakt nadesłania pracy do redakcji uważa się
za jednoznaczny z oświadczeniem
Autora, że warunek ten jest spełniony.
Przed publikacją Autorzy
otrzymują do podpisania umowę z Wydawnictwem SIGMANOT Sp. z o.o.: o przeniesieniu
praw autorskich na wyłączność
wydawcy, umowę licencyjną
lub umowę o dzieło – do wyboru Autora. Ewentualną rezygnację z honorarium Autor powinien
przesłać w formie oświadczenia
(z numerem NIP, PESEL i adresem).
Autorzy materiałów nadsyłanych
do publikacji w czasopiśmie są odpowiedzialni za przestrzeganie
prawa autorskiego – zarówno treść
pracy, jak i wykorzystywane w niej
ilustracje czy zestawienia powinny stanowić własny dorobek Autora lub muszą być opisane zgodnie
z zasadami cytowania, z powołaniem się na źródło cytatu.
Z chwilą otrzymania artykułu
przez redakcję następuje przeniesienie praw autorskich na
Wydawcę, która ma odtąd prawo
do korzystania z utworu, rozporządzania nim i zwielokrotniania
dowolną techniką, w tym elektroniczną oraz rozpowszechniania dowolnymi kanałami dystrybucyjnymi.
Redakcja nie zwraca materiałów
nie zamówionych oraz zastrzega
sobie prawo redagowania i skracania tekstów i do dokonywania
streszczeń. Redakcja nie odpowiada za treść materiałów reklamowych.
495