Bajka o Gębniaku

Transkrypt

Bajka o Gębniaku
O tym, jak rybki w stawie ukarały Gębniaka
(dla dzieci w wieku od 8 do 10 lat)
Słoneczko powoli wspinało się, pośród chmur, do góry.
Mówiło "dzień dobry" lecącym obok ptakom, a one odpowiadały - po swojemu - czyli wesołymi trelami.
Odgłosy budzącego się dnia dochodziły do spokojnego jeziorka.
Było ono otoczone gęstą trzciną i zielonym sitowiem.
Pierwszy obudził się karaś. Podpłynął najpierw do płotek, potem zbudził uklejki, a na koniec potarmosił za
płetwy powolnego lina.
Płaski leszcz sam otworzył oczy, gdy Ŝabka wskoczyła do wody.
Wszyscy kryli się na płytkiej wodzie, schowani między pędami trzciny. Nikt - za Ŝadną cenę - nie odwaŜył
się wypłynąć głębiej, zwłaszcza w pobliŜe zatopionego pnia wierzby.
Tam mieszkał tłusty Gębniak. Jego obłe ciało pokryte było cętkami, plamami i większymi pręgami.
Trudno było go dostrzec w plątaninie korzeni i roślinności wodnej.
Biada było rybce, która - nieostroŜna - zbliŜyła się do niego zbyt blisko. Wypływał wtedy z ukrycia, chwytał
w zęby i połykał.
Smukła płotka, ta która Ŝwawo uwija się zwykle z koleŜankami w toni, pokazywała kiedyś ślady po tych
zębach.
- Są ostre jak szpilki, a ma ich chyba ze sto! - opowiadała często później, jeszcze z lękiem w głosie.
Jej płetwy były podrapane i zgniecione!
Gdyby nie to, Ŝe broniła się mocnym trzepotaniem, nie mogłaby juŜ o tym nikomu powiedzieć...
Na samą myśl o ogromnej paszczy, lękliwe uklejki zaczynały drŜeć i pływały niespokojnie to tu, to tam.
- Tak dalej być nie moŜe! - rybki były zgodne.
- Ale co robić? - pytały bezradnie małe leszczyki, dołączając do chóru narzekań.
Tylko stary karaś nic nie mówił, i - dla zabawy - wypuszczał pyszczkiem bąbelki powietrza.
Znany był z tego, Ŝe jest rozwaŜny i po próŜnicy językiem nie miele.
Mieszkańcy stawu mieli nadzieję, Ŝe coś poradzi.
Pewnego razu ogłosił, by rybki spotkały się rankiem na płytkiej wodzie, przy tataraku.
Tak zaczął przemowę:
- Wszyscy wiemy, Ŝe Gębniak chuligani. Z miesiąca na miesiąc staje się większy i większy. Trudno będzie
się przed nim obronić.
- Trzeba coś zrobić, by przeszkodzić mu w atakowaniu nas - zakończył.
- Ale jak tego dokonać? Staw jest malutki, nie moŜemy daleko odpłynąć - zapiszczały leszczyki.
- Odgrodzimy go - pewnym głosem dopowiedział karaś.
- A skąd weźmiemy kraty lub siatkę? - zastanawiała się błyszcząca płotka, a inna z rybek zaproponowała: A gdyby tak wypleść coś w rodzaju duŜego kosza z witek wierzby?
Rybki rzucały, jedna przez drugą, coraz to nowe pomysły - powstał niemały bałagan.
- Cisza! - nakazał karaś, podnosząc płetwę do góry.
Rybki go powaŜały, bo był mądry i nie rzucał słów na wiatr.
Wszystkie spojrzenia skierowane były teraz na niego - tylko para leszczyków pełniła wartę, obserwując toń
przy pniu wierzby.
- Zrobimy tak: - Posadzimy trzcinę i sitowie przed miejscem, gdzie ukrywa się Gębniak. Odgrodzimy go w
ten sposób od reszty stawu! - zawyrokował karaś.
- Ale tam jest głęboka woda! Za głęboka dla trzciny, nie mówiąc juŜ o sitowiu! - zauwaŜyła krasnopiórka,
znana z pięknych, czerwonych płetw.
- Gębniak przepłynie górą - dodała.
- Pomyślałem i o tym - spokojnym głosem odpowiedział karaś.
- A od czego mamy sumika i lina? - zadał pytanie. Nie czekając na odpowiedź, wyjaśnił:
- Sumik jest silny, to zepchnie muł i piasek, a lin - po swojemu - uŜyje pyszczka. W ten sposób podniesiemy
dno - zakończył.
Rybki ze zrozumieniem i radością pokołysały się na boki, a Ŝwawe uklejki to nawet pomknęły na głębszą
wodę, by kręcić piruety, chyba zadowolone z propozycji.
Gdy juŜ wszyscy obściskiwali się z tego powodu, Ŝe dadzą nauczkę Gębniakowi, piasek w pobliŜu tataraku
poruszył się, a oczom rybek ukazała się muszla małŜa.
Po chwili otworzył lekko swoje połówki i jednocześnie rozległ się głos:
- Ja teŜ mam go dość, bo przepędza małe róŜanki, których ikrą się opiekuję. Chcę wam pomóc. Z łatwością
wykopię dołki w dnie do zasadzenia pędów trzcin.
Karaś podziękował serdecznie tak przypadkiem ujawnionemu sprzymierzeńcowi.
Pozostałe rybki pomachały wdzięcznie płetwami w kierunku małŜa.
- Zaczynamy w nocy, gdy Gębniak będzie spał - wolno cedząc słowa, zarządził karaś.
- Obudzi nas sumik - on i tak nie kładzie się wtedy do łóŜka - dodał.
- A teraz do domów. Tylko ostroŜnie!
Rybki powoli rozpłynęły się po stawie. Omijały tylko toń w pobliŜu zatopionego pnia.
Zapadła noc. W stawie zapanowała cisza, bo wszyscy juŜ spali.
O drugiej w nocy rozległo się ledwo słyszalne cmokanie sumika. Tak dawał on znać kolegom i koleŜankom,
Ŝe nadszedł czas działania.
Karaś pierwszy podpłynął cicho z wiązką trzciny.
Sumik z linem narzucili mułu, a małŜ szybciutko zrobił dołek.
Po chwili juŜ kilka łodyg roślin tkwiło przed kryjówką Gębniaka. Po nich przyszły następne i następne, bo
rybki uwijały się jak w ukropie.
Kiedy nad ranem słoneczko - jak zwykle - zapaliło swoją lampę na niebie, jeziorko wyglądało,
jakby to były dwa oczka wodne - jedno większe, a drugie małe.
Rybki tak gęsto posadziły trzcinę i sitowie, Ŝe nawet szczupłe płotki i uklejki nie mogły się przecisnąć, a cóŜ
dopiero Gębniak!
- Zwołuję zebranie! - zarządził karaś, podkreślając swoje słowa głośnym chlupnięciem.
- Jak widzicie, udało się! - zakomunikował, po chwili, z widocznym zadowoleniem.
- Z czasem trzciny i sitowia będzie jeszcze więcej, bo wyrosną nowe pędy - zauwaŜyły płotki.
- Jesteśmy teraz bezpieczne! MoŜemy sobie śmiało wszędzie pływać - powtarzały zadowolone uklejki.
Tego wieczora rybki po raz pierwszy spały w spokoju.
Śniły o wesołych zabawach we wszystkich zakątkach stawu, bez lęków i obawy.
Autor:
mgr inŜ. Mirosław PapuŜyński

Podobne dokumenty