Rodzina katolicka - Pielgrzymka w minirozmiarze

Transkrypt

Rodzina katolicka - Pielgrzymka w minirozmiarze
Rodzina katolicka - Pielgrzymka w minirozmiarze
poniedziałek, 06 lipca 2009 14:36
Dzieci na pielgrzymkach biegają, tańczą, względnie chodzą, ale… na rzęsach. I podobno
pielgrzymkowy trud znoszą lepiej niż dorośli. Ale pielgrzymowanie kilkulatków wzbudza
kontrowersje. Słusznie?
Na kilku „dzieciowych” forach internetowych wrze: zabierać dziecko na pielgrzymkę? Mamy
„pro” argumentują, że wokół są ludzie do pomocy, lekarze, a w najgorszym wypadku można
wrócić. Mamy „przeciw” piszą o skrajnym zmęczeniu, upale, deszczu i kiepskim jedzeniu,
salmonelli po pierwszym dniu.
Również w realu zagadnęła mnie koleżanka: iść na pielgrzymkę z czwórką małych dzieci?
Odradziłam, mimo że sama wiele lat chodziłam do Częstochowy. Bo pielgrzymowanie z
dzieckiem jest podwójnie (u koleżanki – poczwórnie) trudne. Jednocześnie jest wspaniałe.
Pielgrzymować więc z dzieckiem, czy nie?
Grupowa maskotka
Renata Legucka 26 lat temu wzięła na pielgrzymkę synka Rafała. Mały miał wtedy rok. Szli z
Praską Pielgrzymką Rodzin. Jeden rok szli, drugi, trzeci. Aż Rafał zszedł z wózka i
pielgrzymował na własnych nogach. – Czułem się uprzywilejowany i świetnie to
wykorzystywałem. Byłem taką grupową maskotką: chodziłem od grupy do grupy, wszyscy mnie
znali – śmieje się, dziś już ks. Rafał, wikary w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w
Duczkach pod Wołominem. Rafał z mamą chodzili jeszcze wiele lat. Czasem dołączał do nich
starszy brat Rafała, Zbigniew. A gdy Zbigniew się ożenił – również i jego żona. A potem także
ich dzieci. Najtwardszym małym pielgrzymem wśród Leguckich jest syn Zbigniewa – Jaś. Ma
dziesięć lat, pielgrzymował już kilka razy. I w maju pytał już babcię Renatę: „Idziesz babciu w
tym roku, to ja idę z tobą”.
– Mam już swoje lata i troszkę się boję. Ale chociażby ze względu na Jasia, postaram się –
mówi pani Renata. Jest ekspertką w pielgrzymowaniu z dziećmi. Ale „jedynie słusznych”
pielgrzymkowych rad nie daje: – To trzeba po prostu lubić i chcieć, wtedy będzie dobrze –
mówi. – Nasza pielgrzymka jest świetnie zorganizowana: jest smaczny obiad, nocujemy po
domach, jest się gdzie umyć i wysuszyć. A dzieci – mogę śmiało powiedzieć – są wytrzymalsze
od dorosłych. Jak byliśmy już bardzo zmęczeni na postojach, to Jasiek przynosił nam zupę! –
dodaje. Pani Renata twierdzi, że Jasiek nawet pielgrzymkowego kryzysu nie miał (dla
1/3
Rodzina katolicka - Pielgrzymka w minirozmiarze
poniedziałek, 06 lipca 2009 14:36
niewtajemniczonych: pojawia się po kilku dniach marszu i objawia słowami: „dalej nie idę”. W
większości przypadków kończy się w Częstochowie). – Raz Jaśkowi noga spuchła. Mówię mu:
„tata zabierze cię do domu”, a on w płacz, że nie chce. Wymoczyłam mu tę nogę w wodzie z
solą. I następnego dnia pobiegł dalej.
Maluchy dają rady
„Pobiegł” to właściwe określenie, bo pielgrzymkowe dzieci najczęściej biegiem docierają na
postój. – Ile się naskaczą, nahasają, nadrobią kilometrów – opowiada ks. prałat Zenon Majcher,
współorganizator Praskiej Pielgrzymki Rodzin. – I nie narzekają tak jak dorośli. – Musimy
stopować dzieci i nie pozwalamy na eksploatowanie sił – dopowiada ks. Rafał Legucki, który
przez ostatnich kilka lat pielgrzymował już jako opiekun grupy Białej w Praskiej Pielgrzymce
Rodzin. To chyba jedyna pielgrzymkowa grupa w Polsce, w której idą same dzieci. – Po
pierwszym dniu marszu proponujemy dzieciom przejście do ich grupy – mówi ks. Majcher. –
Dzieci idą pod opieką księży i kleryków z tzw. podejściem, mają własny program katechetyczny,
dużo śpiewają. – To dobry pomysł: gdy szedłem jako dziecko, jeszcze nie było grupy Białej i
dzieci szły razem z rodzicami. Teraz rodzice mają własne modlitwy, rozważania i konferencje,
dzieci własne. Dostosowane do wieku i potrzeb – mówi ks. Rafał.
Grupa Biała jest niewielka: to około 40 dzieci w wieku 6–14 lat. Zdarzają się i przedszkolaki.
Gdy grupę obserwują przechodnie, nie mogą wyjść z podziwu: jak takie maluchy dają radę? Co
zrobić, żeby dziecięca gromada, w miarę równo i spokojnie, przeszła kilkaset kilometrów? – My,
opiekunowie, musimy iść tyłem, żeby mieć z dzieciakami kontakt wzrokowy. Dużo się bawimy,
na przykład w grę w rodzaju poloneza: robimy szpaler z rąk i ostatnie dziecko przebiega pod
nim do przodu. Bezpieczeństwo musi być! Gdy Boguś Kowalski szedł na swoją drugą
pielgrzymkę, miał osiem lat. Szli z ojcem, szli, aż się mały zgubił. Gdy się odnalazł, ojciec – na
osuszenie łez – dał mu 10 zł. – No i wykombinowałem, że jeśli znów się pogubię i dozbieram
kilkadziesiąt złotych, to piłkę sobie kupię – wspomina ze śmiechem dorosły już ks. Bogusław,
proboszcz parafii pw. św. Wincentego à Paulo w Otwocku. – Po trzecim, „kontrolowanym”
zgubieniu, ojciec gubić mi się zakazał. Tyle sympatyczna anegdota. Ale żeby nie dopuścić do
naprawdę trudnych i niebezpiecznych sytuacji, pielgrzymkowe służby porządkowe mają uszy i
oczy szeroko otwarte. W grupach na bezpieczeństwo dzieci zwraca się szczególną uwagę:
pilnują ich rodzice i inni pielgrzymi.
– Nasza grupa jest specyficzna, bo dzieci idą samodzielnie, a z rodzicami spotykają się na
postojach i podczas noclegu. Dbamy więc o nie wyjątkowo: musimy iść równo, zabezpieczamy
lewą stronę kolumny, żeby żadnemu dziecku nie przyszło do głowy przejść na drugą stronę –
mówi ks. Rafał Legucki.
2/3
Rodzina katolicka - Pielgrzymka w minirozmiarze
poniedziałek, 06 lipca 2009 14:36
– Zawsze się nas pytali, jak to robimy, że idziemy z trójką dzieci i idziemy pierwsi. A dzieci nie
wariują i nie stwarzają problemów – wspomina Jacek Niechoda, który z żoną Urszulą oraz
dziećmi – Luizą, Blanką i Miłoszem chodzili 10 razy z Pieszą Pielgrzymką Drohiczyńską. – Na
przedzie jest łatwiej iść i można mieć dzieci pod kontrolą. Dzieci zabieraliśmy od małego:
wyrosły na pielgrzymce i w naturalny sposób nauczyły się zasad bezpieczeństwa.
„Uczłowieczają” i rozśmieszają
Ks. Jan Perszon, kierownik najdłuższej pielgrzymki w Polsce, kaszubskiej, która wychodzi z
Helu, a dociera na Jasną Górę po 19 dniach marszu, również w swoich grupach ma
pielgrzymujące rodziny: – Według mnie, dziecko na pielgrzymce rozwija się emocjonalnie i
społecznie – jest wśród wielu nowych ludzi, poznaje świat. A i świat się „uczłowiecza” dzięki
dzieciom: ludzie bezinteresownie pomagają maluchom. – Z dziećmi na pielgrzymce jest wesoło
– mówi ks. Bogusław z Otwocka, który wiele lat chodził z warszawską pielgrzymką akademicką
jako przewodnik grupy. – Kiedyś jeden chłopczyk pomodlił się przez mikrofon „za Kościół
święty, żeby nie zbankrutował jak inne firmy”. A dziewczyna żarliwie pomodliła się „o szczęśliwe
rozwiązanie dla babci”. Reakcji grupy opisywać nie trzeba. Dopiero po chwili, dodała: „o
szczęśliwe rozwiązanie trudnych spraw”.
Agata Puścikowska
Źródło: Gość Niedzielny
3/3