Kocham to, co robię

Transkrypt

Kocham to, co robię
4
(34)
April/kwiecieñ 2009
ISSN 1756-3542
14
Kocham to, co robię
Wiara i emigracja | 802% normy | Homopoliticus
czy mogę wysłać
pieniądze do Polski za
*
?
Poza prowizją należną za transakcję zastosowany zostanie kurs wymiany ustalony przez Western Union.
* Opłata za przekaz do £100. Serwis „Next Day” dostępny jest na życzenie klienta i dotyczy przekazów z UK do Polski. Pieniądze można odebrać w ciągu 24h po ich wysłaniu,
niekiedy może to być uzależnione od godzin otwarcia placówki, stref czasowych lub innych warunków usługi.
www.przekazypieniezne.pl
przekazy pieniężne
kwiecień 2009
April 2009
Kilka słów
na początek
„Chciałam malować odkąd miałam piętnaście lat. Było to dobre zajęcie dla panny, która nie radziła sobie z matematyką, łaciną i greką” – opowiada Romie Piotrowskiej pani Jones, jedna z bohaterek reportażu „Kocham to, co robię”.
„Po ślubie studiowałam, ale gdy urodziły się dzieci, większość czasu poświęcałam właśnie im. Cały nasz dom wypełniają obrazy. Wiosną i latem maluję z natury. Chciałabym móc nadal tworzyć, śpiewać i słuchać muzyki”.
Rozczarowali się ci, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii nie z prawdziwej ciekawości, lecz z chęci zysku i ci, którzy nie oddają się pasji, a raczej liczą na szybkie wzbogacenie. Czasy, w których żyjemy, weryfikują nasze przekonania, a słowa „kocham to, co robię” nie są już tylko romantycznym frazesem. Bo pasji nic nam nie odbierze i to dzięki niej możemy być szczęśliwi.
Jakub Świderek
Zobacz: Pani Jones, bohaterka reportażu „Kocham to, co robię”. Fot. Michał Andrysiak
www.linkpolska.com
April 2009 | kwiecień 2009 | 3
LINKw numerze
Świat - Demony wojny
8
Kultura - III Tydzień Kultury Polskiej
24
Reportaż - Emigracja pod wiatr 30
4
POLSKA
Wysokość przyszłych emerytur
zależy głównie od naszych decyzji
i zmian na giełdach papierów
wartościowych. Kto na tym zarabia?
Paweł Bruger
8
ŚWIAT
W Belfaście nie ma spokoju. Czy
po ostatnich zamachach odżyją
nacjonalistyczne przekonania
Irlandczyków z północy?
Tomek Kurkowski
14
FOTOGALERIA
Pierwsze lata Nowej Huty.
Kolektyw Fotografów Visavis.pl
20
PUBLICYSTYKA
Rodzimy się w jednym z najbardziej
katolickich krajów Europy, ale na
emigracji okazuje się, jak silna jest
nasza słynna polska wiara.
Szymon Kiżuk
(34)
6
11
18
23
KULTURA
Rozmowy aktorów w garderobie.
Anna Kozłowska
24
KULTURA
III Tydzień Kultury Polskiej powraca w
ramach Roku Polskiego na Wyspach.
Jakub Świderek
27
HISTORIA
Bronisław Malinowski - przygody
naukowca.
Piotr Miś
29
FELIETON
Nie róbmy ze zwierząt idiotów.
Maciek Przybycień
PERYSKOP
TEMAT NUMERU
Opowieść o ludziach, którzy z codziennych zajęć czerpią życiową
siłę, a pasja do pracy pozwala im
zapomnieć o trudnych czasach.
Roma Piotrowska,
Michał Andrysiak
Adres/Address:
1a Market Place
Carrickfergus
BT38 7AW
Tel.: +44 28 9336 4400
www.linkpolska.com
[email protected]
Sekretarz redakcji/Deputy Editor
Sylwia Stankiewicz
[email protected]
Reklama/Advertising
Aneta Patriak-Kurkowska
+44 7787588140
[email protected]
Zespół redakcyjny/
Magazine team
Paweł Bruger,
Piotr Miś,
Tomasz Kurkowski
Współpraca/
Contributors
Piotr Adamczyk,
Tomasz Karolak,
Aleksandra Kaniewska,
Dorota Mazur,
Helena Kubajczyk,
Maciej Przybycień,
Anna Kozłowska,
Szymon Kiżuk,
Jolanta Reisch,
Dorota Suchy,
Barbara Pięta
4 | kwiecień 2009 | April 2009
Dział foto/Photo Editor
Jakub Świderek
[email protected]
Dział graficzny & skład/
Art Room
Irka Laskowska
[email protected]
Wydawca/Publisher
Link Polska Limited
Dyrektor/Director
Ewa Grosman
REPORTAŻ
Polacy emigrują od lat. Czego
szukają na Wschodzie?
Dorota Suchy
32
TURYSTYKA
20 mil od Londynu można obejrzeć
relikt epoki wyścigu zbrojeń – tajny
bunkier przeciwatomowy.
Jolanta Reisch
35
SPORT
Wczesnym rankiem 5 września
1972 roku Igrzyska Olimpijskie w
Monachium stały się mimowolnym
świadkiem wstrząsającego aktu
terroru.
Tomek Kurkowski
37
LINK CAFÉ
Poppolityczna papka – im bardziej
soczysta, tym lepsza. Bo my, Polacy,
należymy do gatunku homopoliticus.
Aleksandra Kaniewska
38
LINK CAFÉ
Wieniec drożdżowy.
Helena Kubajczyk
Redakcja i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za
treść ogłoszeń, reklam i informacji. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo
do skracania i redagowania
tekstów. Nadesłane materiały
przechodzą na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska”
praw autorskich z prawem
do publikacji w każdym ob-
Druk/Print
GPS Colour Graphics Ltd.
Alexander Road
Belfast, BT6 9HP
30
Kuchnia Heleny 38
szarze. Przedruk materiałów
publikowanych w magazynie
„Link Polska” możliwy tylko
za zgodą redakcji.
* na okładce: Kocham to, co robię.
Fot. Michał Andrysiak
971
971 8
800 8 am.com
0
0
:
r
zywać.
folinia
neyg
bowią
tna in www.myotransakcji mmolużeb ojego agentówne.
a
ł
p
z
ra
e
żo
prz
B
strze
nymi ez MoneyG
wa za
obiera
rz
lkie pra
ekaz p ustalony p
y
za prz
. Wsze
łatami rs walutow
yGram
p
e
o
n
o
za
ku
M
*Po
©2009
Wyślij z
CS0903 Poland
Odbierz z
Oraz w każdym miejscu, gdzie zobaczysz znak MoneyGram
LCC International świadczy tanie
usługi transferu pieniędzy dla klientów
na całym świecie.
LCC na świecie
LCC posiada ponad 45000 zarejestrowanych klientów, którymi są w większości
osoby długotrwale pozostające w podróży oraz firmy posyłające pracowników
na międzynarodowe delegacje. To właśnie na ich zlecenie przez systemy
komputerowe jest obecnie realizowanych kilka tysięcy transakcji każdego dnia.
Gwarancją bezpiecznych i szybkich transferów gotówkowych jest całodobowa
łączność wszystkich światowych placówek.
Prestiż i zaufanie ogromnej liczby osób LCC International zyskało nie tylko
dzięki nowoczesnym systemom komputerowym. Dodatkowym podkreśleniem
wiarygodności firmy jest także jej zaangażowanie w walkę z praniem brudnych
pieniędzy – powstał specjalny departament zajmujący się dostosowywaniem
działań LCC do lokalnego ustawodawstwa w tym zakresie.
W centrum swojej działalności firma stawia na równouprawnienie wszystkich
narodowości. Pracownicy LCC International tworzą prawdziwy zlepek języków
i kultur. Przykładem na to jest londyńska placówka, gdzie pracują Polacy,
Brazylijczycy, Filipińczycy, Anglicy, Australijczycy, osoby pochodzące
z Ameryki oraz Afryki. Znacznie ułatwia to komunikację z klientami, zwłaszcza
niemówiącymi po angielsku. Łatwy i tani dostęp do usług sprawia, że może
z nich skorzystać dosłownie każdy i kiedykolwiek zechce.
LCC w Szkocji
Dzięki szybkiej ekspansji firmy z dumą można oświadczyć, iż rynek polski w
Szkocji jest niezwykle chłonny na propozycje tanich, szybkich i korzystnych
przekazów w odniesieniu do dziennego kursu walut u konkurencji. Posiadamy
3 polskie agentury w Edynburgu: 2 sklepy Polskie Delikatesy oraz Wyższą
Szkołę Humanistyczno-Ekonomiczną w Łodzi - oddział w Edynburgu. Dlatego,
dzięki agenturom LCC, Polacy mogą skorzystać z transferów pieniędzy do
Polski, gdzie niezależnie od kwoty każdy transfer wynosi jedyne £3.
LINKpolska
Kto i ile zarabia na
naszych emeryturach?
Paweł Bruger
Od 10 lat obowiązuje w Polsce nowy system ubezpieczeń społecznych oparty na
dwóch filarach. Przynależność do niego jest obowiązkowa, a wysokość naszych
przyszłych emerytur zależy głównie od naszych decyzji i zmian na giełdach papierów wartościowych. Ostatnie spadki pokazały, że nasze emerytury mogą się
kurczyć zamiast rosnąć. Pewny jest tylko zysk obsługujących je Powszechnych
Towarzystw Emerytalnych, które na tym interesie zarabiają. I to dużo...
Od 1999 roku wysokość otrzymanej przez nas
w przyszłości emerytury zależy przede wszystkim od tego, ile wcześniej zapłacimy składek.
Zamysłem twórców ustawy o nowym systemie emerytalnym było, aby każdy mógł nie tylko odkładać pieniądze, odprowadzając je do
ZUS-u, ale żeby również mógł na odkładanym
kapitale zarobić. Mówiąc w skrócie – już jako
emeryci dostaniemy z systemu to, co podczas
życia zawodowego do niego wpłaciliśmy plus
zarobiony procent. Dlatego w nowym systemie
mamy dwa konta: jednym zarządza za nas ZUS
(I filar), który pomnaża nasze pieniądze w sposób bezpieczny, nie wykorzystując do tego rynków finansowych (przez co również oprocentowanie jest znikome), drugim kontem zarządza
wybrane przez nas Powszechne Towarzystwo
Emerytalne, które obraca naszymi pieniędzmi,
inwestując w papiery wartościowe (w zależności od sposobu inwestowania zysk, ale i ryzyko
straty, mogą być większe). Towarzystwa działają na rynku na zasadach komercyjnych i zarządzają Otwartymi Funduszami Emerytalnymi (II filar). Każdego miesiąca obowiązkowo
oddajemy z naszych wypłat 7,3 proc. na konto
OFE oraz 12,22 proc. na konto w ZUS-ie.
Nie psuć rynku!
Zarządzające naszymi pieniędzmi Powszechne Towarzystwa Emerytalne to zazwyczaj oddziały dużych międzynarodowych towarzystw
ubezpieczeniowych i ich działalność opiera się
m.in. na prowizji pobieranej od każdej wpłaconej przez nas na naszą przyszłą emeryturę złotówki. W Polsce te prowizje są jednymi z najwyższych w Europie. Ustawodawca określił
górny pułap ich pobierania na wysokości 7 proc.
w nadziei, że Towarzystwa, chcąc być konkurencyjnymi, będą prześcigać się w obniżaniu
prowizji. Życie pokazało jednak coś innego. Ponieważ przystąpienie do II filaru jest obowiązkiem (przyszły emeryt ma wolny wybór jedynie
danego funduszu, jeśli nie zdecyduje sam – zostanie losowo przydzielony do któregoś z nich),
więc Towarzystwom Emerytalnym łatwiej było
na zasadzie cichej zmowy utrzymać prowizje na
maksymalnej wysokości, wiedząc, że ten, kto je
obniży będzie „psuł rynek” – co nie służy żadnej z firm. Utrzymywanie jednak tak wysokich
6 | kwiecień 2009 | April 2009
prowizji nie sprzyja przede wszystkim tym, dla
których reforma została przeprowadzona, czyli
przyszłym emerytom...
Dla porównania analogiczne opłaty od odprowadzanych składek w Bułgarii wynoszą 5
proc., w Rumunii – 2,5 proc., a na Słowacji –
nie więcej niż 1 proc. Najmniej płacą Chorwaci, bo zaledwie 0,8 proc. od wpłacanej składki. Dlaczego więc w Polsce jest tak drogo? Dr
Filip Chybalski, ekspert od funduszy emerytalnych z Uniwersytetu Łódzkiego, uważa, że byłoby inaczej, gdyby Otwarte Fundusze Emerytalne ze sobą konkurowały, ale tak nie jest również z naszej winy, ponieważ wybierając OFE
nie kierujemy się racjonalnymi przesłankami.
„Nie patrzymy ani na opłaty, jakie zapłacimy,
ani na wyniki inwestycyjne, od których zależy
wysokość naszych przyszłych emerytur” – mówi Chybalski. A przecież nadal wielu z nas nawet nie interesuje się funduszami emerytalnymi, zdajemy się na ślepy los, pozwalając, aby
przydzielono nas do przypadkowych funduszy
(ZUS zarządza takie losowanie dwa razy w roku – pod koniec stycznia i pod koniec lipca).
Bo to dobry biznes
Aż 14 z 15 działających na polskim rynku towarzystw ubezpieczeniowych pobiera najwyższą stawkę procentową od wpłat na OFE i firmy
te nie są zainteresowane konkurencyjnością.
Tymczasem z opublikowanych ostatnio przez
Komisję Nadzoru Finansowego danych wynika, że towarzystwa na obsłudze przyszłych
emerytur tylko w ubiegłym roku zarobiły ponad
730 mln złotych, to ponad 5 proc. więcej niż w
2007 roku. Opublikowane złe wyniki finansowe za rok 2008 ujawniły również, że z powodu
fatalnej koniunktury na warszawskiej giełdzie
towarzystwa straciły prawie 32 mld złotych zysków, jakie OFE wypracowały dla przyszłych
emerytów (to od 11 do 20 proc. naszych składek). Po publikacji tych danych w Polsce rozgorzała publiczna dyskusja nad zasadnością tak
drogiego i ryzykownego systemu emerytalnego. Fundusze bronią się, tłumacząc, że nie są
organizacjami charytatywnymi i też muszą zarabiać. „Spodziewacie się, że towarzystwa będą
pracować za darmo?” – denerwuje się w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Ewa Lewicka, dzisiaj
szefowa Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, niegdyś jedna z twórców obecnej reformy emerytalnej.
Bat rządowy – nie za krótki?
Złe wyniki na giełdzie oraz nie do końca
uczciwe praktyki towarzystw emerytalnych pobierających maksymalne prowizje skłoniły polski rząd do zastanowienia się nad zmianą przepisów w ustawie emerytalnej. W Ministerstwie
Pracy nadawany jest właśnie kształt nowemu
projektowi ustawy reformującej fundusze emerytalne. Jednym z jego głównych założeń jest
obniżenie pułapu pobieranych prowizji od składek z 7 proc. do 3,5 proc. Przeciwstawia się temu, co oczywiste, silne lobby towarzystw ubezpieczeniowych. Rząd deklaruje, że chciałby,
aby nowe przepisy weszły w życie od początku
2010 roku. Będzie to więc egzamin dla tej ekipy
rządzącej, która jak do tej pory ma ciekawe pomysły, ale z ich realizacją bywa już różnie. To,
na ile nowa ustawa będzie kompromisem na korzyść obywatela, a na ile na korzyść bogatych
towarzystw emerytalnych określi stopień niezależności i skuteczności rządzącej w Polsce,
niełatwej koalicji PO-PSL.
Obowiązujące obecnie średnie opłaty pobierane
przez towarzystwa ubezpieczeniowe za
zarządzanie pieniędzmi przyszłych emerytów:
Prowizja od składki – 7 proc.;
Opłata za zarządzanie – 0,54 proc. rocznie od
wszystkich posiadanych oszczędności w OFE;
Opłaty dystrybucyjne (od przyszłych wypłat emerytur) – 3,8 proc.
LINKpolska
Warto inwestować w Polsce
Polska jest jednym z najatrakcyjniejszych
krajów do inwestowania. Taki wniosek wynika
z najnowszego badania Polsko-Niemieckiej
Izby Przemysłowo-Handlowej (PNIPH).
Warsaw Financial Center. Fot. Jarosław Pocztarski
Izba prowadzi analizy wśród inwestorów
już od czterech lat. W tegorocznym badaniu
udział wzięły 163 zagraniczne firmy. „Polska
przesunęła się w tym roku na pierwsze miejsce w regionie pod względem atrakcyjności,
82 proc. inwestorów jest zadowolonych z zainwestowania w Polsce” – mówił na konferencji prasowej Lars Bosse, dyrektor PNIPH.
Drugie w kolejności są Słowacja i Czechy.
„Firmy wskazywały, że najważniejsze dla nich
jest członkostwo Polski w Unii Europejskiej,
wysokie kwalifikacje i zaangażowanie pracowników oraz wydajność pracy” – tłumaczył
Bosse. Ale zagraniczni inwestorzy podkreślają, że w prowadzeniu biznesu w Polsce nadal
najbardziej przeszkadzają im: niestabilne prawo, niska efektywność administracji publicznej i słaba infrastruktura. (Bru)
Imponujące zarobki szefów
banków
6 mln złotych rocznie sięgają zarobki prezesów banków w Polsce. 5,7 mln dostał
Józef Wancer z BPH. Prezes Pekao SA Jan
Krzysztof Bielecki zarobił 4,5 mln złotych.
Kwoty budzą kontrowersje, bo zarobki
szefów banków wzrosły przez rok o 40 proc.
Skokowy wzrost dochodów nastąpił tuż przed
wybuchem kryzysu finansowego. Ale nie tylko
ten fakt budzi wątpliwości. Wzrost pensji o 40
proc. ma się bowiem nijak do wzrostu zyskowności całej bankowej branży na przełomie lat
2007-2008. Zeszły rok, choć z trudnym zakończeniem, przyniósł wzrost zysku tych instytucji
o 7,3 proc.
Autorem raportu, z którego wynika, że szefowie banków zarabiają coraz lepiej, jest firma
Sedlak & Sedlak. Listę najlepiej opłacanych
prezesów banków giełdowych otwiera Józef
Wancer z BPH, ale więcej od niego zarobił
wiceprezes Pekao SA Luigi Lovaglio. Na jego
koncie pojawiło się w 2008 roku ok. 6 mln zł.
Do czołówki najwyżej opłacanych menedżerów wdarł się Jarosław Augustyniak, prezes
należącego do Leszka Czarneckiego Noble
Banku – najmniejszego pod względem wartości
rynkowej banku na warszawskiej giełdzie. W
ubiegłym roku jego łączne zarobki były bliskie 3,5 mln zł. Przed rokiem jego poprzednik
Henryk Pietraszkiewicz zarobił zaledwie 417
tys. zł. Pozostali członkowie zarządu Maurycy
Kuhn i Krzysztof Spyra zainkasowali po 3,1
mln zł. (SzK)
Jesteśmy ciekawi Twojej opinii. Podziel się
z nami swoim zdaniem! Najciekawsze listy
opublikujemy. Nasz adres:
[email protected]
Uchylający się od wojska będą ścigani
Mimo że od ubiegłego roku nie ma w Polsce przymusowego poboru do wojska, pozostał problem około 15 tys. osób ściganych przez wymiar sprawiedliwości za uchylanie się od obowiązku służby wojskowej.
Minister obrony Bogdan Klich
wystąpił do ministra sprawiedliwości
o umorzenie wszystkich wszczętych
do tej pory postępowań prokuratury
wojskowej wobec osób unikających
obowiązku służby wojskowej. Jednak
Andrzej Czuma nie wprowadzi takiej
abolicji - wynika z pisma, jakie otrzymał minister obrony. Osoby te będą
nadal ścigane.
9 stycznia 2009 roku znowelizowano ustawę o powszechnym obowiązku
obrony i dzięki temu około miliona
osób z urzędu zostało przeniesionych
do rezerwy. Według założeń rządu,
polskie siły zbrojne mają być w pełni
zawodowe od 1 stycznia 2010 roku.
Będą liczyć do 120 tys. żołnierzy
służby czynnej oraz Narodowych Sił
Rezerwowych. (Bru)
Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com
prasówka
Wysokie ceny za metr kwadratowy
i coraz mniejszy dostęp do kredytów
sprawiają, że Polacy muszą wynajmować
mieszkania – podaje „Gazeta Prawna”.
Przewiduje się, że w czasach, gdy niewielu może sobie pozwolić na zakup
własnych czterech kątów, firmy będą inwestować w budownictwo pod wynajem.
Użytkownicy portalu Nasza-klasa
masowo podszywają się pod polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i
tworząc jego fikcyjne profile, publicznie go znieważają – pisze „Dziennik”.
Prokuratura mówi, że wszczęłaby śledztwo, ale… ma zablokowaną tę stronę.
Wszystko więc w rękach administratorów portalu, którzy zamierzają walczyć
ze złośliwymi internautami.
Sprzedaż leków antydepresyjnych w Polsce rośnie – czytamy w
„Rzeczpospolitej”. Środki te stosuje
ponad milion osób (dla porównania na
cukrzycę cierpi 2 miliony Polaków).
Uwagę lekarzy zwraca rosnący popyt na
leki tego rodzaju. W 2001 roku sprzedało
się ponad 10 mln opakowań, cztery lata
później 2 miliony więcej.
Coraz więcej banków domaga
się od posiadaczy kredytów hipotecznych dodatkowych zabezpieczeń do
udzielonych im kredytów oraz namawia do zmiany umowy na niekorzyść
klienta – donosi dziennik „Polska”.
Zakwestionował to Urząd Ochrony
Konkurencji i Konsumentów, który zamierza skierować pozew do sądu o uznanie zmian za zakazaną klauzulę umowną.
Ministerstwo Rozwoju
Regionalnego chce namówić zwolnionych w kryzysie Polaków do szukania
zajęcia poza miejscem zamieszkania.
Każdy, kto znajdzie etat ponad 100
km od domu, dostanie 5 tys. zł – pisze
„Gazeta Wyborcza”. Dodatek przeznaczony będzie głównie dla osób z małych
miejscowości, w których działał tylko
jeden duży pracodawca.
Część radnych Warszawy chce, aby
w ich mieście powstało rondo Wolnego
Tybetu – donosi „Życie Warszawy”. W
sprawę zaangażowała się grupa młodych
ludzi z organizacji Ratuj Tybet. Jednak
duża grupa rajców jest temu przeciwna.
Jak do tej pory rozstrzygali oni dylematy, czy w Warszawie powinna powstać
ul. Sabotażu Niemieckich Okrętów
Podwodnych, Słonecznego Poranka,
Borówki i Ekwadorska.
April 2009 | kwiecień 2009 | 7
LINKświat
Demony wojny
Tomek Kurkowski
W jedenastą rocznicę podpisania Porozumienia Wielkopiątkowego proces pokojowy w Irlandii Północnej przechodzi poważny sprawdzian. Wystarczyły dwa głośne zamachy z udziałem dysydentów z Real i Continuity IRA, by mieszkańcy
Ulsteru zaczęli wracać pamięcią do krwawych wydarzeń z okresu The Troubles. 7 marca w zamachu, w którym zginęło
dwóch brytyjskich żołnierzy, ucierpiał także Polak. Tym sposobem zostaliśmy siłą wciągnięci w lokalny konflikt.
Rozłamowa IRA
Ostatnie krwawe wydarzenia w Irlandii Północnej wstrząsnęły nie tylko prowincją Ulsteru. Echa brutalnych zamachów terrorystycznych
dotarły również za ocean. W geście solidarności
z przywódcami lokalnego rządu spotkał się nowo mianowany amerykański prezydent Barack
Obama. Na moment uwaga światowej opinii publicznej zwróciła się w stronę Irlandii Północnej. Z pewnością nie o takim rozgłosie marzyli
jej mieszkańcy. Na ustach prominentnych polityków natychmiast pojawili się winowajcy całego zajścia, dysydenci z IRA, którzy ponoszą odpowiedzialność za marcowe zamachy. Dzisiejsza Real i Continuity IRA mają jednak niewiele
wspólnego z Provisional IRA, która prowadziła
kampanię zbrojną w czasach The Troubles. Tak
samo, jak Provisional IRA niewiele miała wspólnego z ideałami pierwotnej IRA, której początki sięgają 1919 roku. Wszystkie te ugrupowania,
mimo że łączył wspólny cel (zjednoczenie Irlandii), to głęboko dzielił pomysł na realizację tego założenia, siła społecznego poparcia, a przede
wszystkim uwarunkowania polityczno-prawne,
w których przyszło im działać.
„Zdrajcami Irlandii” nazwał zamachowców
z Real i Continuity IRA były lider Provisional
IRA, a obecnie zastępca szefa północnoirlandzkiego rządu, Martin McGuinness. To wydarzenie bez precedensu w historii tej republikańskiej
organizacji. McGuinness to uczestnik pierwszego rozłamu w IRA. W sierpniu 1969 roku, po serii krwawych ataków na mniejszość katolicką,
miejscowa komórka IRA w Belfaście, rozczarowana brakiem odpowiedniego wsparcia z Dublina (tzw. Official IRA), postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. W rezultacie powstała Provisional IRA, tzw. Provos. Musiało minąć kolejnych 17 lat, by we wrześniu 1986 roku nastąpiło
kolejne tąpnięcie w szeregach IRA (Provisional
IRA) po tym, jak Gerry Adams postanowił złagodzić stanowisko Sinn Féin (polityczne skrzydło IRA) wobec tzw. abstentionismu (Adams złamał jedną z fundamentalnych zasad nacjonalistów dotyczącą udziału kandydatów republikańskich w wyborach do parlamentu i konsekwentnej odmowy przyjęcia zwycięskich mandatów).
To było kołem zamachowym dla narodzin Continuity IRA (CIRA), winnej śmierci katolickiego policjanta w Craigavon. Czy można było jej
uniknąć? Wydaje się, że troszkę zaspały lokalne służby bezpieczeństwa. Jeszcze w zeszłym
roku brytyjski „The Guardian” donosił o dużej
aktywności dysydentów z IRA. To ostrzeżenie
8 | kwiecień 2009 | April 2009
3,3 mln funtów przeznaczył rząd na program, który ma zatrzeć widoczne ślady dyskryminacji na tle poglądów politycznych i religijnych w Irlandii
Północnej. Murale o rasistowskim charakterze są zamalowywane w całym kraju, a w ich miejscach powstają nowe obrazy. Jak twierdzi rząd, ma
to stworzyć lepszą atmosferę i zachęcić skłócone społeczności do dialogu. Fot. JŚ
dotyczyło m.in. jeszcze innej mutacji IRA, tzw.
Real IRA (RIRA), która przyznała się do marcowego zamachu na dwóch brytyjskich żołnierzy
(odpowiada też za zamach bombowy w Omagh
w 1998 roku). RIRA, która powstała w 1997 roku, w proteście wobec udziału Sinn Féin w procesie pokojowym dokładnie zaplanowała swoje
ostatnie działania, które zgodnie z jej intencjami
zyskały światowy rozgłos.
Walka bez mandatu
Dziś nie ma społecznej akceptacji ani powszechnego poparcia dla działań zbrojnych w Irlandii Północnej. Obie społeczności mają świadomość, że żyją w zupełnie innej rzeczywistości. Nikt nie chce już rozdrapywać starych ran.
Większość pragnie zamknąć ten krwawy rozdział. Temu, rzecz jasna, towarzyszą silne emocje, jak choćby te z końca stycznia, kiedy w hotelu „Europa” spotkały się rodziny ofiar The Troubles, zarówno katolicy, jak i protestanci, żeby
przedyskutować propozycję zadośćuczynienia
finansowego za utratę bliskich (tzw. Eamon-Bradley report). Spotkanie ze spokojnej debaty przerodziło się w burzliwą kłótnię. Obecni dysydenci z RIRA i CIRA zapowiadają nową kampanię terroru. Wbrew założeniom
protoplastów IRA, walkę zbrojną traktują jako
drogę do celu, a nie jako ostateczne rozwiązanie. Oba ugrupowania zdecydowały się uderzyć
znienacka, w wyjątkowo trudnym gospodarczo
okresie. Liczą, że lokalny ekstremizm rozwinie
się na fali niezadowolenia społecznego. Nic jednak nie wskazuje na to, że zyskają mandat społeczności katolickiej. Jej poparciem cieszyli się
natomiast tzw. Provos. Provisional IRA była republikańskim bastionem podczas niechlubnych
The Troubles. Wówczas rozgoryczenie i głębokie poczucie niesprawiedliwości było podatnym
gruntem dla wojującej IRA. W latach 60. i 70. republikanie traktowani byli jak obywatele drugiej
kategorii i często padali ofiarami dyskryminacji
na tle religijnym. „Dyskryminacja w pracy była
bardzo szeroko rozpowszechniona. Do odrzucenia podania o pracę wystarczyło katolickie imię
lub niewłaściwy adres zamieszkania” – wspomina Peter Taylor w swojej książce „Provos. The
IRA and Sinn Féin”. Po przeciwnej stronie rosła, uwarunkowana historycznie, nienawiść protestantów do katolickiej mniejszości. Protestanci silnie związani z brytyjską Koroną z wściekłością patrzyli na zjednoczeniowe zakusy republikanów (tak jest zresztą do dziś). To błędne koło musi się jednak kiedyś skończyć. Może rację
ma Sam Aughey, który na łamach „The Belfast
Telegraph” napisał: „Nie będzie końca irlandzkiego problemu, dopóki republikanie nie skończą ze swoją obsesją ofiary. My wszyscy, lojaliści, protestanci, katolicy i republikanie, mamy
ręce umoczone we krwi”.
LINKświat
Szwecja legalizuje małżeństwa
homoseksualne
Od 1 maja w Szwecji pary jednej płci będą
mogły brać śluby cywilne lub kościelne.
Po długiej dyskusji szwedzki parlament
przyjął prawo zezwalające na małżeństwa
homoseksualne.
W 1995 roku wprowadzono w Szwecji
rozwiązania prawne dla gejów i lesbijek, nazywając ich związki „związkami cywilnymi”.
Miały one jednak identyczny status prawny
jak małżeństwa heteroseksualne, w tym prawo
do adopcji. Nowa ustawa mówi, że pary żyjące w zarejestrowanych związkach będą mogły
wziąć oficjalny ślub, cywilny bądź kościelny.
Szwecja będzie więc jednym z pierwszych
krajów na świecie zezwalających na śluby
homoseksualistów w Kościele.
W Szwecji dominuje Kościół luterański –
należy do niego ponad 71 procent obywateli
tego państwa. (Bru)
Plakat na frontowych drzwiach kościoła w szwedzkim Göteborgu. Napis brzmi: „Pozwólmy gejom na małżeństwa, niech cierpią
jak inni”. Fot. 2muchloof
To Saakaszwili zaczął wojnę?
Międzynarodowa komisja prowadząca
śledztwo w sprawie konfliktu w Gruzji
dysponuje wskazówkami, że to prezydent
Michaił Saakaszwili mógł rozpocząć wojnę.
Kluczową rolę odgrywa udokumentowana
przez telewizję wypowiedź gruzińskiego
generała Kuraszwilego
z 7 sierpnia. Oświadczył
on, że jego kraj postanowił „przywrócić w całym regionie
konstytucyjny porządek”. Sformułowanie tej
samej treści znalazło się w gruzińskim rozkazie dziennym nr 2 z tego samego dnia. Do
rozkazu wydanego na piśmie dotrzeć miały
rosyjskie służby specjalne, które przekazały
go komisji międzynarodowej. Tbilisi odmawia
wydania oryginału dokumentu, gdyż jest on
objęty tajemnicą państwową.
W nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku gruzińska ofensywa doprowadziła do eskalacji
sytuacji w Osetii Południowej i Abchazji.
Saakaszwili twierdzi, że ofensywa miała na
celu powstrzymanie rosyjskiej agresji. Jeśli
jednak potwierdzona zostanie autentyczność
rozkazu dziennego nr 2, Saakaszwili zostanie
oskarżony o kłamstwo. (Bru)
Jesteśmy ciekawi Twojej opinii. Podziel się
z nami swoim zdaniem! Najciekawsze listy
opublikujemy. Nasz adres:
[email protected]
Czechy krytykują USA i Wielką Brytanię
„Drogą do piekła” nazwał premier Czech Mirek Topolanek plany finansowej stymulacji sektora
prywatnego, jakie wdrażają w USA i Wielkiej Brytanii prezydent Obama i premier Brown.
premierem mniejszościowego rządu do czasu,
Wspieranie państwowymi pieniędzmi
kiedy przewodnictwo w Unii obejmie Szwecja.
przedsiębiorstw „będzie podkopywaniem
Komentatorzy zwracają uwagę, że w ciągu
stabilności światowego rynku finansowego” –
ostatnich kilku tygodni w Europie Środkowej i
ostrzegł Parlament Europejski premier Czech.
Wschodniej rozpadły się aż trzy gabinety rząTymczasem amerykański prezydent Barack
dzące – dotyczy to Łotwy, Węgier i teraz Czech.
Obama oraz premier Wielkiej Brytanii Gordon
Nie wróży to dobrze także Polsce, która ma obBrown zaapelowali niedawno do świata o podjąć prezydencję w Unii za dwa lata. (Bru)
jęcie wspólnych działań w walce z szalejącym
kryzysem gospodarczym. Przestrzegali oni
Spotkanie prezydenta USA Baracka Obamy i premiera Wielkiej Brytanii
również przed objawami protekcjoniGordona Browna podczas szczytu G20 w Londynie. Fot. The British Foreign
zmu, który wielu krajom wydaje się
and Commonwealth Office
być najlepszym sposobem na wyjście
z recesji. Obama i Brown uważają, że
kupowanie tylko krajowych produktów nie prowadzi do poprawy globalnej sytuacji gospodarczej, a zmierza
jedynie do izolacji.
Sam Topolanek ma ostatnio kłopoty.
Jego kraj do czerwca przewodniczy
Unii Europejskiej, ale rząd czeski
otrzymał w marcu wotum nieufności.
Oznacza to, że Czechy powinny być
przedwcześnie pozbawione przywództwa. Topolanek jednak pozostanie
Codzienna porcja newsów na www.linkpolska.com
prasówka
450 nowych miejsc pracy w sektorze spożywczym będzie oferować
agencja pracy Diamond Recruitment –
donosi „The Belfast Telegraph”. Firma ta
wygrała przetarg na kontrakt o wartości
30 milionów funtów, dzięki któremu
przez kolejne trzy lata będzie dostarczać
pracowników tymczasowych do rozwijającego się sektora spożywczego.
Między innymi ponad dwudziestu
Polaków zatrzymała hiszpańska policja
– donosi Agencja Reutera. Zatrzymani
obiecywali legalne zatrudnienie za granicą kobietom znajdującym się w trudnej
sytuacji w Polsce i w Czechach, a następnie wywozili je do różnych krajów, gdzie
zmuszali do prostytucji.
W ostatnich dziesięciu latach w
Czechach zezwolono na chirurgiczną
kastrację około 100 więźniów – pisze
„The New York Times”. To jedyny kraj
w Europie, który stwarza taką możliwość przestępcom na tle seksualnym.
Psychiatrzy nadzorujący ten zabieg
twierdzą, że jest to najbardziej niezawodny sposób okiełznania popędów seksualnych u niebezpiecznych osobników.
Mimo ogólnoświatowej złej sytuacji gospodarczej niektórzy optymiści
uważają, że Rosja szybko otrząśnie się z
kryzysu – pisze „The Daily Telegraph”.
Obecnie Chiny odbudowują swoje zapasy i coraz więcej kupują od tego państwa.
Rosyjska gospodarka uzależniona jest od
eksportu, a ceny sprzedawanych przez
nią surowców szybko idą do góry.
Legalne specyfiki sprzedawane
w Internecie, stanowiące alternatywę
dla kokainy, ekstazy i amfetaminy, to
nowa generacja środków pobudzających,
która może zmienić rynek narkotykowy
w Wielkiej Brytanii – alarmuje „The
Guardian”. Produkowane w chińskich
laboratoriach narkotyki są legalnie importowane i sprzedawane na brytyjskich i
austriackich stronach internetowych.
Rosja i USA winny odbudować
więzi i współpracować w rozwiązywaniu
globalnych zagadnień – zadeklarował
Dmitrij Miedwiediew w artykule dla
„Washington Post”. Komentując artykuł,
Agencja Reutera akcentuje, iż główne
przeszkody w tym procesie to stanowisko
Rosji w kwestii amerykańskich planów
budowy elementów tarczy antyrakietowej w Czechach i Polsce oraz różnice
stanowisk obu państw w kwestii irańskiego programu nuklearnego.
April 2009 | kwiecień 2009 | 9
www.linkpolska.com
LINKperyskop
Szkocja
Festiwal wart zobaczenia
W dniach 20-26 kwietnia mieszkańcy Szkocji będą mieli szansę uczestniczyć w blisko 20 wydarzeniach kulturalnych, podczas których organizatorzy Festiwalu Kultury Polskiej w Edynburgu
spróbują pokazać to, co najlepsze we współczesnej polskiej kulturze i sztuce.
Program festiwalu został przygotowany
zarówno z myślą o polskiej, jak i szkockiej
publiczności. Oprócz koncertów i pokazów
filmów odbędzie się również seria wykładów,
kilka wystaw artystycznych, festyn i turniej
średniowieczny. Gośćmi festiwalu będą m.in.
profesor socjologii Zygmunt Bauman, reżyser
Krzysztof Zanussi, podróżnik Piotr Pustelnik
oraz jazzman Jarek Śmietana, którego koncert
szczególnie poleca dyrektorka festiwalu Lidia
Krzynówek. „Seria wydarzeń, jakie przygotowaliśmy, to przekrój tradycji i nowoczesności
oraz tego, co najlepiej współcześnie charakteryzuje naszą kulturę” – mówi Lidia. „Obok światowej sławy gwiazd swoją twórczość będzie
miało szansę zaprezentować wielu młodych
polskich artystów żyjących na emigracji”.
Jak mówi dyrektorka festiwalu, organizacja
podobnych imprez to ciężka praca. Trudno jest
zdobyć fundusze, zebrać odpowiedni zespół ludzi, brakuje też czasu, aby wcielić w życie wiele ciekawych pomysłów. „Ktoś nie odpisuje na
maila, ktoś zrezygnował, sponsor się wycofał”
– mówi Lidia – „i nie jest pewne, czy wysiłek
zostanie nagrodzony, czy wszystko się uda”.
Inauguracja festiwalowego stowarzyszenia odbyła sie w listopadzie 2008 r. w Traverse Theatre. Fot. polishculturalfestival.org.uk
Festiwal Kultury Polskiej w Edynburgu organizowany jest przez Polish Cultural Festival
Association i obywa się w ramach wydarzeń
Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii. (JŚ)
Więcej informacji na stronie internetowej
www.polishculturalfestival.org.uk
Irlandia Północna
Stwórz własną animację
Ulidia Integrated College w Carrickfergus w
Irlandii Północnej rozpoczyna nowy projekt
integracyjny. Wspólny kurs animacji komputerowej dla Polaków i Irlandczyków ma pomóc
w nawiązaniu dialogu i zrozumieniu kultur.
„Uczymy katolików, protestantów oraz osoby
innych wyznań w atmosferze zrozumienia i tolerancji” – brzmi motto szkoły w Carrickfergus.
Zgodnie ze swoimi ideami Ulidia Integrated
College rozpoczyna sześciotygodniowy, nieodpłatny kurs animacji. Do udziału w zajęciach
zaproszeni są również Polacy, zarówno dzieci,
jak i dorośli. „Stwarzamy okazję do zapoznania
się z techniką animacji komputerowej, z wykorzystaniem doświadczeń i wspomnień uczestników kursu, które mogą stać się inspiracją do
opowiedzenia ich własnych historii” - mówi
Jenny Simon, nauczycielka, która poprowadzi
zajęcia. „Podczas kursu planujemy poruszyć
wszystkie aspekty dotyczące animacji komputerowej, aby ostatecznie stworzyć krótki film
autorstwa całej grupy”. (JŚ)
Zajęcia rozpoczną się po Wielkanocy.
Wszyscy zainteresowani udziałem w kursie proszeni są o kontakt - tel.: 02893358500, e-mail:
[email protected] (j. angielski) lub
e-mail: [email protected] (j. polski).
Anglia
Topolski Century
Nie co dzień ma się okazję obejrzeć ekspresyjną wersję historii świata zamkniętą
na 200-metrowym obrazie – a to on właśnie, rozpostarty w kilku salach o konstrukcji labiryntu, stanowi główną atrakcję
galerii „Topolski Century”. Pracownia, w
której przez ponad ćwierć wieku pracował
i tworzył polski artysta Feliks Topolski,
wraca wreszcie na artystyczną scenę
Londynu.
Rekonstrukcja ogromnego obrazu, a także
przestrzeni artystycznej Topolskiego – malarza,
rysownika i obieżyświata – zajęła prawie
trzy lata. Była to inwestycja kosztowna, na
którą wydano prawie trzy miliony funtów. Na
uroczystym otwarciu nie mogło więc zabraknąć
londyńskiej śmietanki towarzyskiej – pojawili
się artyści, lordowie, wielbiciele sztuki, a nawet
sam burmistrz Londynu Boris Johnson.
Feliks Topolski to postać nietuzinkowa –
Polak, który określał się mianem „obywatela
świata”, uznany na świecie malarz, prawie
nieznany w swojej ojczyźnie. Urodził się
w 1907 roku w Warszawie i tam skończył
Akademię Sztuk Pięknych. Przed II wojną
światową wyemigrował do Anglii, gdzie
stworzył swoje dzieła. „Dzieło Topolskiego
to jednocześnie wizerunek naszej epoki, jak i
www.linkpolska.com
Wejście do galerii Topolskiego. Fot. zimpenfish
prywatna historia życia niezwykłego człowieka.
Idealnie pasuje do klimatu Londynu, bo
zostało stworzone przez emigranta, Polaka.
Pokazuje więc, jak różnorodna kulturowo
jest stolica Anglii” – zachwalał malarską
kronikę Topolskiego burmistrz Londynu, który
uroczyście otworzył pracownię artysty dla
publiczności.
Honorowymi gośćmi galerii „Topolski
Century” byli też: ambasador RP Barbara Tuge-Erecińska, lord Tim Razzall oraz syn artysty
Daniel Topolski. (AK)
April 2009 | kwiecień 2009 | 11
LINKperyskop
Szkocja
Pokaz sztuk walki
Mirosław Pawlicki, założyciel szkoły sztuk
walki „Tiger Dojo” w Edynburgu, potwierdził
swoje umiejętności. Podczas seminarium
szkoleniowego w Japonii uzyskał kolejny
stopień mistrzowski – czwarty dan.
Mirosław Pawlicki podczas treningu
„Tiger Dojo” powstało na początku 2006 roku
w Edynburgu. Jego założyciel, sensei Mirosław
Pawlicki, jest doświadczonym animatorem i
nauczycielem karate. W 2000 roku w Zduńskiej
Woli stworzył największe dojo w Polsce, w
sztuce walki szkolił policjantów i służby mundurowe. W Szkocji zaczął od Świetlicy, gdzie
prowadził zajęcia ogólnorozwojowe dla dzieci.
W 2006 roku reprezentacja „Tiger Dojo” wzięła
udział w Mistrzostwach Europy w Kijowie.
Podczas zawodów sensei Pawlicki otrzymał
certyfikat Branch Chief przyznany przez Światową Organizację Kyokushin-Kan International
Hombu. W lutym br. w Japonii uzyskał kolejny
stopień mistrzowski. (MP)
26 kwietnia o godz. 16:00 na Calton Hill, w ramach Festiwalu Kultury Polskiej w Edynburgu,
odbędzie się zorganizowany przez „Tiger Dojo”
pokaz sztuk walki oraz techniki tamashiwari
(rozbijanie przedmiotów ręką). Więcej informacji: www.kyokushinkan.co.uk
Wielka Brytania
Brytyjskie partie już walczą
o polski elektorat
W marcu dwie kolejne partie, laburzyści i liberałowie, otworzyli uroczyście polskie stowarzyszenia. Wszyscy chcą przekonać polskich emigrantów, że najlepiej zadbają o ich interesy.
Na londyńskiej scenie politycznej da się już
zauważyć drobne poruszenie. Partia Pracy i
Liberalni Demokraci poszli w ślady Torysów,
którzy jako pierwsi, już w ubiegłym roku, uhonorowali wkład Polaków w brytyjskie życie
polityczne założeniem polskiego klubu.
U laburzystów było dostojnie i z pompą –
polski klub zainaugurowano na początku marca w pięknej sali Pałacu Westminsterskiego.
„Polacy wzbogacają Wielką Brytanię społecznie, kulturowo i ekonomicznie, dlatego powinni
włączać się też w brytyjskie życie polityczne”
– podkreślał brytyjski szef dyplomacji David
Miliband, który chętnie opowiadał też o swoich
polskich korzeniach i panieńskim nazwisku
matki pochodzącej z domu „Kozaków”. Wiktor
Moszczyński, który objął w klubie funkcję
sekretarza, podkreślał, że Partia Pracy zawsze była przyjacielem Polaków. „To właśnie
laburzyści wspierali wejście Polski do Unii
Europejskiej oraz NATO. Oni też pierwsi zdecydowali się otworzyć rynek dla polskich pracowników” – wyliczał.
Dwa tygodnie później w polonijnym
POSK-u o sympatii do Polaków zapewniali z
kolei przedstawiciele Liberalnych Demokratów,
na czele z polskim burmistrzem Islington
Stefanem Kasprzykiem i szefem partii Nickiem
Cleggiem. „Pokażmy, że Polacy rozumieją, co
to znaczy budowa zjednoczonej Europy” – zachęcał Kasprzyk.
Młodzi Polacy do inicjatyw Brytyjczyków
podchodzą pozytywnie, ale i z dużą dozą
pragmatyzmu. „Cieszymy się z zainteresowania polskimi emigrantami, ale pamiętaj-
Polski klub laburzystów zainaugurowano na początku
marca w Pałacu Westminsterskim. Fot. Oliver Mallich
my, że interes leży tu po obu stronach” – podkreśla Adam Komarnicki ze stowarzyszenia
Polish Professionals. „Politykom zależy, żeby
Polacy głosowali na ich partię w wyborach lokalnych oraz do Parlamentu Europejskiego. A
dla emigrantów działanie w strukturach partii to
możliwość uczestniczenia w życiu publicznym.
Możemy wtedy łatwiej szukać poparcia dla inicjatyw, które dotyczą Polaków, a także sprawniej protestować, gdy media godzą w nasze
dobre imię” – mówi Komarnicki, mając na myśli protest przeciwko antypolskim felietonom z
dziennika „The Times” czy nagonkę „brytyjska
praca dla Brytyjczyków”, którą ostatnio rozpętały tabloidy. (AK)
Irlandia Północna
Robią to bezinteresownie
Polska społeczność skupiona wokół
Kościoła katolickiego w Belfaście utworzyła
Fundusz Pomocy im. św. Antoniego. Środki
zebrane na rzecz Funduszu przeznaczone
są dla Polaków mieszkających na terenie
Irlandii Północnej, którzy znaleźli się w
potrzebie.
„Pewnego dnia otrzymałem informację o kobiecie potrzebującej pomocy – brak pracy i poważna depresja” – opowiada Sylwester Ślesicki
działający w Funduszu. „Została opuszczona
przez irlandzkiego partnera i znalazła się praktycznie na ulicy. Pomogłem jej w znalezieniu
jakiegoś lokum i przekazałem 50 funtów na
podstawowe potrzeby”.
Podobnych przypadków Sylwester mógłby
12 | kwiecień 2009 | April 2009
przytoczyć więcej. Polacy na emigracji często
popadają w kłopoty i stąd pomysł utworzenia
Funduszu. Dotychczas na jego wsparcie mogło
liczyć 14 osób. Część z nich to ci, którzy stracili
pracę. Są tacy, którzy potrzebowali pomocy w
związku z powrotem do Polski po długotrwałym leczeniu w szpitalu. „Dzisiaj mamy pod
opieką trzy osoby, które otrzymują systematyczną pomoc” – mówi Sylwester. „Jednemu
koledze, u którego wykryto nowotwór i który
poddawany jest różnym zabiegom medycznym,
opłacamy mieszkanie”.
Pierwsza zbiórka pieniędzy wśród Polaków
w Belfaście odbyła się w styczniu 2007 roku w
kościele St. Mary’s. „Zebraliśmy wtedy około
54 funtów, ale znaczące wsparcie otrzymaliśmy też z kościoła St. Anthony’s, w którym
gromadzi się co niedziela spora grupa naszych
rodaków” – mówi Sylwester. Fundusz Pomocy
im. Św. Antoniego organizuje także kiermasze,
wyprzedaże rzeczy używanych i różnego rodzaju spotkania społeczne, z których dochód w
całości przeznaczany jest na pomoc Polakom.
„Nie są to jakieś duże sumy pieniędzy” – mówi
Sylwester – „daje nam to jednak szansę na
wsparcie najbardziej potrzebujących, ponieważ
wszyscy zaangażowani w działalność Funduszu
robią to bezinteresownie”. (JŚ)
Jeśli chcesz skontaktować się z Sylwestrem,
zadzwoń: 07988492006.
Aby przekazać darowiznę na konto Funduszu:
THE CO-OPERATIVE BANK p.l.c.
089299 65247617 00
„Saint Anthony’s Community Fund”
www.linkpolska.com
LINKperyskop
ZDJĘCIE MIESIĄCA
Chwila. Fot. Beata Borkowska. White Park Bay, Irlandia Północna
Magazyn „Link Polska” zaprasza wszystkich do nadsyłania propozycji swoich prac wraz z krótkim komentarzem autora pod adres:
[email protected]. Na autorów prac wybranych do publikacji czekają nagrody! Nadesłane prace (zdjęcia, rysunki, grafiki) przechodzą
na własność redakcji, co jednocześnie oznacza przeniesienie na redakcję magazynu „Link Polska” praw autorskich z prawem do publikacji.
Irlandia Północna
Bądź jak kameleon
„Nasz program skierowany jest do młodych osób, które wraz z wyjazdem z
Polski zamknęły pewien rozdział w swoim życiu i rozpoczęły nowy w Irlandii
Północnej” - mówi Alicja Matwiejczuk, założycielka młodzieżowego klubu
„Kameleon” z Newtownabbey.
Młodzi Polacy przebywający na emigracji
często borykają się z samotnością. Działalność
klubu „Kameleon” wychodzi im naprzeciw.
Przez wspólne spotkania i wycieczki tematyczne wykwalifikowani polscy opiekunowie starają
się zapewnić swoim podopiecznym właściwe
warunki rozwoju. „Naszym zamierzeniem jest
podniesienie samooceny młodych ludzi, poprawa kontaktów z rówieśnikami, a także pomoc
w rozwiązywaniu problemów dorastającej młodzieży” – mówi Alicja Matwiejczuk. „Jak ważna i trudna, jest praca z młodymi ludźmi wiedzą
najlepiej wszyscy rodzice i opiekunowie działający w naszym klubie”. Od utworzenia klubu
w marcu 2008 r. z jego usług skorzystało już
około 100 nie tylko polskich dzieci. „Jesteśmy
otwarci na dzieci i młodzież innych mniejszości
narodowych. W naszym klubie odnajdują swoje
miejsce także dzieciaki z Bułgarii czy Słowacji”
– dodaje Alicja.
www.linkpolska.com
Oprócz cotygodniowych
spotkań w klubie dzieci mogą
wziąć udział w zajęciach
sportowych, turniejach tematycznych i wielu innych aktywnościach. „Poszukujemy ludzi
pełnych pasji, którzy chcą
poświęcić część swojego wolnego czasu na pracę i zabawę
z młodzieżą” – mówi Alicja.
„Zapraszamy wszystkich chętnych, aby przyłączyli się do
naszego grona”. (JŚ)
Jeśli chcesz skontaktować
się z klubem „Kameleon”,
zadzwoń: 07516151962
lub napisz:
[email protected]
Dzieci z klubu „Kameleon” podczas wycieczki na zamku w Carrickfergus
April 2009 | kwiecień 2009 | 13
LINKtemat numeru
Kocham to, co robię
Ilu z nas nie chciałoby się budzić rano i z uśmiechem iść do pracy? Czy
tacy ludzie jeszcze istnieją? Postanowiliśmy to sprawdzić. Bohaterów
naszego reportażu nie szukaliśmy daleko. Spotykaliśmy ich w drodze
do pracy, na spacerze, próbując coś załatwić. Łączy ich jedno: wszyscy wykonują rzadkie zawody. W dobie korporacji, strategii sprzedaży
i krachu kredytowego pomyśleliśmy, że osoby prowadzące własne sklepy i zakłady mogą jeszcze czuć spokój ducha i żyć w miarę bezstresowo.
Nie pomyliliśmy się. Rzemieślnicy, drobni handlarze, ludzie prowadzący zakłady usługowe zawsze byli bardzo ważnym elementem krajobrazu miejskiego i miejmy nadzieję, że tak pozostanie.
Kristin, twórczyni lalek, 74 lata
Kocham lalki i wszystko, co jest z nimi związane. Wychowałam się w
rodzinie artystycznej, moim ojcem był malarz, rytownik i rysownik Blair Hughes-Stanton, więc robienie lalek mam poniekąd we krwi. Zaczęłam wcześnie, bo w wieku 15 lat. Gdy miałam 22 lata, podjęłam pracę jako sprzedawczyni w sklepie Heala na Tottenham Court Road w Londynie. I tam właśnie, bez grosza przy duszy, sprzedałam pierwszą wykonaną przez siebie lalkę, i to w pół godziny! Moje życie to układanka szczęśliwych przypadków i mimo że tego nie planowałam, poświęciłam je lalkom. Wszystko ułożyło się tak pomyślnie, że opiekuję się moim sklepem
z zabawkami już od trzydziestu pięciu lat. Jest on nieco ukryty, bo nie
chcę mieć tu niepożądanych gości. Z tego także powodu trzeba głośno
zapukać, aby zostać wpuszczonym. Istnieje powiedzenie, że jeśli masz
coś wyjątkowego, to ludzie sami do Ciebie przyjdą. Ja przez lata tworzyłam ten wyjątkowy sklep i nie muszę go teraz nigdzie reklamować. Przychodzą tu niesamowite osoby! Mam grupę zaprzyjaźnionych Szwedów,
14 | kwiecień 2009 | April 2009
Tekst: Roma Piotrowska,
Zdjęcia: Michał Andrysiak
Roma Piotrowska
absolwentka historii
sztuki UG. Od 2005
roku współpracuje z
Instytutem Sztuki Wyspa.
Publikowała w magazynach artystycznych i
katalogach wystaw. Interesuje się sztuką zaangażowaną i aktywizmem.
Obecnie odbywa staż
w The Showroom Gallery
w Londynie.
Michał Andrysiak
fotografuje od niespełna
trzech lat, ale ma na
swoim koncie asystowanie Michałowi Szladze
oraz kilka publikacji,
m.in. w „Gazecie Wyborczej”. Fascynuje go
fotografia dokumentalna
i kreacyjna. W Londynie
od pół roku codziennie
szuka nowych tematów
do swoich projektów.
którzy przylatują porannym samolotem, spędzają u mnie cały dzień i odlatują wieczorem. Ludzie w każdym wieku kochają ten sklep. Dorośli częściowo dlatego, że przypomina im dzieciństwo. Niektóre lalki pochodzą
jeszcze z lat pięćdziesiątych. Nie muszę daleko wyjeżdżać, bo to miejsce
przyciąga do mnie świat. Nagromadziłam tu tysiące cennych skarbów i ludzie po prostu chcą je oglądać, co sprawia mi wielką radość. Jestem wówczas szczęśliwa. Kupują je z różnych przyczyn. Z miłości do pięknych
rzeczy, jubilerskiej roboty. Czasem z tak prozaicznych powodów jak ten,
że uwielbiają bezy i chcą mieć bezę w skali 1:12. Inni mają domki dla lalek, które wyposażają przez całe życie. Ja sama wydaję ostatnie pieniądze
na miniaturki. Gdybym miała 2 funty, kupiłabym za nie cebulę, a resztę
przeznaczyłabym na moją pasję. Żyję w bardzo prosty sposób. Nauczyła
mnie tego moja matka, która prowadziła otwarty dom. Nigdy nie wiedzieliśmy, ile osób będziemy gościć na kolacji. Potrafiła z garści ryżu, warzyw
i orzechów ugotować treściwe danie. Ja sama nigdy nie kupiłam nic nowego, oprócz kuchenki gazowej, na którą niepotrzebnie namówił mnie mąż.
www.linkpolska.com
LINKtemat numeru
Bruno, tatuażysta, 30 lat
Spojrzał na moje ręce i tak zaczęła się nasza przyjaźń. Dziś razem prowadzimy studio. Na początku rankami pracowałem w hotelu, kończyłem o
15:00 i biegłem do studia. Później przeprowadziłem się na rok do Hiszpanii, gdzie także pracowałem przy piercingu. Po powrocie do Londynu poznałem Megane, moją polską dziewczynę, z którą dużo podróżowaliśmy.
Nie zamieniłbym tego, co robię na nic innego. Piercing i tatuaż to sposób
na życie. Kiedy już się na nie zdecydujesz – ciężko się wycofać. Moje największe marzenie nie ma nic wspólnego z pracą. Chciałbym się po prostu ożenić i ustatkować. Teraz nie mieszkam we Włoszech. Do Londynu
przyjeżdżam tylko na 4 dni w miesiącu, bo Megane nie chce żyć w Wielkiej Brytanii. Tam pracuję w podobnym miejscu, co tutaj. Moje życie jest
przyjemne, dużo podróżuję. Wstaję rano i z uśmiechem idę do pracy. Jestem szczęśliwy, bo kocham to, co robię.
Tim, reperator instrumentów muzycznych, 51 lat
wykorzystywałem każdą okazję, aby sobie pograć. Czasy mojej młodości
to były przecież początki muzyki rockowej! W końcu, pewnego dnia wygrzebałem starą gitarę u wujka. Pan od muzyki pomógł mi ją naprawić, do
tego stopnia, że wyglądała i grała jak nowa. Później naprawianie sprzętu
stało się moją pasją, a koledzy przychodzili do mnie, gdy trzeba było coś
nastroić czy zreperować. Po szkole, jako dwudziestolatek, przeprowadziłem się do Londynu i właśnie w tym sklepie upłynęło mi 30 lat...
Pochodzę z Włoch i tam, jeszcze jako nastolatek, zacząłem moją przygodę z piercingiem. Wówczas był to wyraz buntu, a także sposób na ekspresję siebie. Moi rodzice nie akceptowali tego, co robiłem, dlatego przed
powrotem do domu musiałem wyjmować kolczyki z twarzy. Zaczynałem
przekuwać w domu, bez żadnego specjalistycznego sprzętu ani środków
higienicznych, przez co dwa razy wylądowałem w szpitalu. Później moi
przyjaciele otworzyli studio tatuażu i poprosili mnie, abym z nimi pracował. Od razu się zgodziłem. Do Londynu przyjechałem z powodów osobistych. Zerwałem z dziewczyną i czułem, że muszę gdzieś wyjechać.
Przez półtora roku pracowałem w jednym z londyńskich hoteli. W tym
czasie pewien mój znajomy chciał sobie zrobić tatuaż. Ja już wówczas byłem wytatuowany. Poszliśmy więc do studia, w którym pracował Alex.
Pracuję w tym sklepie odkąd pamiętam. Sprzedajemy i naprawiamy
sprzęt muzyczny. Zaczynałem jako pomocnik, aż w końcu zakład stał
się moją własnością. Już jako dzieciak interesowałem się gitarami hobbystycznie. Tę pasję zaszczepił mi nauczyciel muzyki, który uczył nas
gry na gitarze. W czasach, w których się wychowałem, w południowej Anglii, nie każdy mógł sobie pozwolić na gitarę. Ja nie mogłem, ale
April 2009 | kwiecień 2009 | 15
LINKtemat numeru
George, szewc, 54 lata
fach. Jeśli cofniemy się o 40-50 lat, przed erę seryjnej produkcji, to okaże
się, że buty były reperowane na każdym rogu. Buty są teraz tak tanie, że
bardziej opłaca się wyrzucić stare i kupić nowe. Moim największym marzeniem jest zobaczyć, jak moje dzieci radzą sobie w życiu. Nie mam wielkich ambicji, bo wszystkie zostały stłamszone. Póki co, żyjemy w Anglii i
czekamy na wolny Cypr. Jestem szczęśliwy. Ożeniłem się z Angielką, nasze dzieci są wykształcone, a ja zaadaptowałem się w nowym państwie.
Ale byłbym szczęśliwszy, gdybym mógł odzyskać rodzinny dom i gdybyśmy mogli żyć tam w pokoju.
K. T., fryzjer, 35 lat
z nimi dużo czasu, bo robienie dreadów to długotrwały proces. W rezultacie staję się pewnego rodzaju terapeutą. Dready, nawet w wielokulturowym Londynie, nie są powszechnie akceptowane. Istnieje stereotyp, według którego człowiek z dreadami jest brudasem, bierze narkotyki i nie
przejmuje się normami społecznymi. Próbuję ten stereotyp przełamywać.
Ja sam się w nim nie mieszczę. Jestem anglikaninem, nie biorę narkotyków, mam żonę i dwójkę dzieci. Myślę, że aby zachować otwartość umysłu, powinno się poznawać ludzi z innych krajów. Dlatego też zdecydowałem się na wyjazd, ale do Trinidadu mam nadzieję jeszcze kiedyś wrócić.
Jestem greckim Cypryjczykiem, przybyłym do Londynu jako uchodźca. Byłem jednym z tych, którzy stracili swoje domy, musieli przyjechać
do Anglii i zacząć nowe życie. Aby przetrwać, wykonywałem wiele różnych prac. Ciężko się tu żyje, jeśli nie zna się języka ani kultury. Na szczęście nie byłem sam. Powstała tu cypryjska społeczność, więc pomagaliśmy sobie wzajemnie. Mój kuzyn prowadził już taki biznes i to on nauczył
mnie, jak naprawiać buty. Z czasem otworzyłem swój własny zakład. Lubię to, co robię, ale nie jest to łatwa praca. Masowa produkcja zabiła ten
Zacząłem robić dready po przyjeździe do Londynu, 15 lat temu. Był to
wynik zrządzenia losu, bo nigdy tego nie planowałem. Po tym, jak zrobiłem swoje dready, inni zaczęli prosić mnie, abym zajął się także ich
włosami. W końcu otworzyłem profesjonalny salon. Pomagam ludziom
utrzymać ich dready w higienie. Sprawiam, że czują się pewniej w swoim
uczesaniu. Włosy są bardzo ważną częścią człowieka, wyrażają jego osobowość. Ludzie, którzy decydują się na dready, są zazwyczaj ciekawymi
osobowościami i chcą wyglądem zaznaczyć swoją odrębność. Spędzam
16 | kwiecień 2009 | April 2009
www.linkpolska.com
LINKfotogaleria
NOWA HUTA,
dawny symbol nowoczesności i postępu, sztandarowe przedsięwzięcie
pierwszych lat wprowadzania nowego ustroju w Polsce po 1945 roku.
Budowa „miasta marzeń polskiego socjalizmu” rozpoczęła się latem 1949 roku. To robotnicze miasto, skupiające ludność napływową z całej Polski miało być kontrą dla „reakcyjnego”, inteligenckiego Krakowa. Specyficzny nowohucki tygiel społeczny miał ukształtować „człowieka idealnego”, wpisanego w socrealistyczną architekturę z mnóstwem zieleni i osiedlami z pełną infrastrukturą (szkołami, sklepami, urzędami). Nowa Huta miała być
miastem w pełni samowystarczalnym, opartym na kombinacie metalurgicznym – Hucie
im. Lenina. Miała też być miastem bez Boga. Zamiast życia religijnego miało tu kwitnąć,
podobnie jak w całej ówczesnej Polsce, życie partyjne. Stało się jednak inaczej. Jednym z
głównych czynników jednoczących ludzi w nowej przestrzeni okazała się wiara.
W kwietniu 1960 roku w Nowej Hucie-Bieńczycach doszło do walk o krzyż postawiony
w miejscu przeznaczonym pod budowę pierwszego w tym mieście kościoła. Starcia trwały
kilka dni. Ostatecznie władza uległa, a „Arka Pana” stała się w latach 80. jednym z głównych ośrodków działalności opozycyjnej.
Nowa Huta, już nie osobne miasto, ale dzielnica Krakowa, po masowych zwolnieniach z
kombinatu wraca dziś do stabilności. Minęły już lata najtrudniejsze dla mieszkańców przyzwyczajonych do sytuacji, w której państwo organizowało niemal każdą sferę życia: obowiązkową pracę, pewne mieszkanie, opiekę zdrowotną, a nawet czas wolny.
Równolegle do starań wpisania Nowej Huty na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, dzielnica wytycza nowe szlaki turystyczne, przyciągając urokiem niespełnionego „miasta – ideału”.
Wystawa i album fotografii „802% normy” to wspólne przedsięwzięcie Fundacji Imago Mundi
i Kolektywu Fotografów Visavis.pl.
Katarzyna Mirczak „802% normy. Pierwsze lata Nowej Huty”.
Wyd. Fundacja Imago Mundi, vis-a-vis/etiuda
18 | kwiecień 2009 | April 2009
Autorzy zdjęć:
Henryk Makarewicz (1917 – 1984) – od
1950 roku członek ZPAF, operator Polskiej Kroniki Filmowej. Prowadził dokumentację Nowej Huty od początku jej
istnienia. Jego elegancki styl przyrównać można do fotografii Henriego Cartier-Bressona: zawsze w sercu wydarzeń, w
oczekiwaniu na decydujący moment, kiedy wszystkie elementy kadru złożą się w
idealną całość. W dziełach Makarewicza
uderza właśnie perfekcja formalna. W jego
archiwum znajdują się także materiały robocze tworzone w latach 50. i 60. dla Wytwórni Filmów Dokumentalnych. Był operatorem filmów opowiadających o środowisku i specyfice Nowej Huty, m.in. „Ten
trzeci” Jana Łomnickiego, „Stal” i „Narodziny miasta”. Reprezentowany przez Kolektyw Fotografów Visavis.pl
Wiktor Pental (ur. 1920) – fotograf, budowniczy Nowej Huty. Wywodzący się z
tradycji humanistycznej, w swoich fotografiach bliski człowiekowi. Tak jak Robert Doisneau, do którego zdjęć można
przyrównać jego fotografie, skupia się na
jednym temacie: całe jego dzieło fotograficzne dotyczy Nowej Huty, a w centrum
zainteresowań pozostaje nieodmiennie
człowiek. Pental traktuje go z czułym humorem, ale nigdy z dystansem. Fotograf
reprezentowany jest przez Kolektyw Fotografów Visavis.pl.
Zobacz wystawę „802% normy. Pierwsze
lata Nowej Huty” w Red Barn Gallery,
43b Rosemary Street, Belfast BT1 1QB.
Wernisaż wystawy: 2 maja 2009 r.
Więcej: www.polishculturalweek.com
April 2009 | kwiecień 2009 | 19
Wiara, nadzieja
i emigracja
tekst: Szymon Kiżuk
zdjęcie: Jakub Świderek
Rodzimy się w jednym
z najbardziej katolickich
krajów Europy, przynajmniej
według bezdusznych
statystyk. Potem często los
rzuca nas po świecie.
I wtedy okazuje się, jak silna
jest nasza słynna polska wiara.
LINKpublicystyka
Szymon Kiżuk,
dziennikarz, czasem
bloger, czasem
fotograf. Dumny ze
swych krzyżackich
korzeni (pochodzi z
Torunia). Obserwuje
i pisze – ostatnio
przeważnie o Irlandii
Północnej, ale nie
tylko.
Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, słychać
było głosy o tym, że już za kilkanaście lat polskie kościoły, na podobieństwo tych w zachodniej Europie,
świecić będą pustkami. Kiedy zmarł Jan Paweł II i
cała Polska stanęła zjednoczona w modlitwie, niektórzy twierdzili, że to wydarzenie umocni polską duchowość. Okazuje się, że prawda, jak zwykle, leży gdzieś
pośrodku.
Polak katolik, ale w diabła nie wierzy
Zanim jednak zobaczymy, jak nasza wiara ma się na
emigracji, spojrzyjmy na nasze domowe podwórko. Z
raportu opracowanego przez socjologa CBOS Rafała
Boguszewskiego wynika, że przez dwie dekady – mimo
że Polska stała się w zasadzie innym krajem – deklarowana przez Polaków religijność nie zmieniła się. Blisko 95 procent polskiego społeczeństwa uznaje się za katolików, a do tego przeciętny Polak jest
zdania, że nasz naród jest jednym z bardziej religijnych w Europie – dla
porównania tylko co czwarty ankietowany przez CBOS uznawał religijność
za cechę „typowego Europejczyka”.
Skoro Polak to katolik, to oczywiście wierzy w Boga (co dziesiąty nawet
głęboko), uczestniczy w mszach i nabożeństwach, trudno jest mu wyobrazić sobie pogrzeb bez księdza czy nieochrzczone dziecko. Zdeklarowani
niewierzący to wciąż mały odsetek polskiego społeczeństwa – przynajmniej według badań socjologicznych. Jednak nawet tak silna nadwiślańska
wiara ma swoje zaskakujące paradoksy. Na religię jako jeden z pięciu najważniejszych elementów codziennego życia wskazuje jedynie nieco ponad
jedna czwarta badanych – większe znaczenie przypisywane jest takim wartościom, jak spokój, szacunek innych ludzi, praca zawodowa czy życiowa
uczciwość, zaś zupełnie bezkonkurencyjne w tym rankingu są zdrowie i
szczęście rodzinne. Przy prawie stuprocentowym deklarowanym katolicyzmie to zastanawiająca kwestia.
Jeszcze ciekawszy jest fakt, że sami jesteśmy świadomi, że nasza wiara
dość często trąci powierzchownością. Gdy żył Jan Paweł II, wszyscy Polacy darzyli go wielkim uwielbieniem, ale jednocześnie z całą świadomością
blisko 85 procent ankietowanych wówczas przez CBOS twierdziło, że zaleceń papieża często nie słucha. Interesujące jest również to, że prawie jedna
czwarta spośród ankietowanych nie wierzy w istnienie nieba, zaś prawie
jedna trzecia w ogóle nie jest przekonana o istnieniu życia po śmierci. Połowa nie wierzy w istnienia diabła.
Rysuje się nam więc obraz przez złośliwych nazywany „słowiańskim katolicyzmem” – wiary ujawniającej się przy wydarzeniach nadzwyczajnych
(pamiętamy dobrze, jak kibice „jednali się dla papieża”), pełnej odpustowej
obyczajowości (jak choćby będący ewenementem na skalę Europy „polski
przemysł pielgrzymkowy”), nieprzekładającej się jednocześnie zbyt często
na biblijne dobre uczynki w życiu codziennym.
Laicka Europa? Nie do końca...
Spojrzenie na polskie podwórko przy podróży przez emigranckie stany
wiary nie jest przypadkowe. To, gdzie zamieszkamy, jest naszym wyborem.
To, skąd się wywodzimy, z jaką „czapką” wychowania ruszamy w świat
– już nie do końca. „Szansa, że ktoś urodzony w Dreźnie będzie osobą wierzącą wynosi jak jeden do czterech, ale jeżeli ktoś urodził się w Krakowie,
to będzie osobą wierzącą z prawdopodobieństwem ponad 90 procent. W
tym właśnie sensie wiara, choć dziwnie może to brzmieć, nie jest kwestią
osobistych preferencji” – uważa dr Tadeusz Szawiel, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, który zajmował się m.in. porównywaniem religijności Polski i Europy. Jego zdaniem, o ile nikt poważny nie kwestionuje
roli chrześcijaństwa i Kościołów w historycznym i kulturowym ukształtowaniu Europy, o tyle najbardziej rozpowszechniony obecnie stereotyp to
zlaicyzowana Europa „pustych kościołów”. Chrześcijaństwo miałoby być
przeszłością zamkniętą w muzeum. Jednak ani jedno, ani drugie nie jest
prawdziwe.
Od kilku dekad społeczeństwa Europy Zachodniej stopniowo się laicyzują. W Hiszpanii, niegdyś podobnej pod względem religijności do Polski,
dzisiaj do kościoła chodzi co piąty mieszkaniec, jeszcze bardziej spektakularną laicyzację zobaczyć można w Irlandii. W 1990 roku praktykowało
tam regularnie ponad 80 procent dorosłych, obecnie – nawet nie połowa.
Jednak mimo pozornej niereligijności, w wielu krajach ludzie modlą się
sami dla siebie i wiara, zupełnie inna niż polska, istnieje w ich życiu.
Pokolenie JPII na walizkach
Pokolenie emigrantów XXI wieku to przede wszystkim ludzie młodzi. W
Polsce często nazywani pokoleniem JPII. Jednak metka, którą tak naprawdę
bardziej utkały polskie media niż wynikała z rzeczywistości, na emigracji
okazuje się nie pasować do zagranicznych ciuchów, w które często bardzo
szybko przebierają się Polacy. „W Polsce rzadko chodziłem do kościoła,
a tutaj musiałbym szukać polskich mszy” – Karol (od trzech lat w UK)
wzrusza ramionami. „Nie chce mi się, nie mam czasu. Jak będę w Polsce,
to zajrzę porozmawiać z Panem Bogiem do naszego kościoła”.
Problem leży też gdzie indziej – nie wszyscy duszpasterze, którzy pracują
na Wyspach, są świadomi, że nowa Polonia jest zupełnie inna od tej zasie-
Większość emigrantów pochłonięta pracą
w ogóle nie zaprząta sobie głowy Kościołem.
Ale z czasem wielu zaczyna szukać polskich
parafii, polskich mszy. Myślę, że to w dużej
mierze efekt tęsknoty za krajem. Ot, jakaś
namiastka rodzinnego domu w niedzielę.
działej tu od lat i trzeba stosować odmienne metody, by przyciągnąć ludzi
do Kościoła. „Prawdę mówiąc, to te niedzielne msze są raczej spotkaniami
towarzyskimi niż jakimiś duchowymi przeżyciami” – opowiada Alek, który
mieszkając od ponad trzech lat w Londynie czasem zagląda do polskich
parafii. „Nie wiem, ale chyba nie zawsze księża zdają sobie sprawę z prawdziwych problemów życia na emigracji. Za dużo jest napominania, za mało
chęci zrozumienia”.
Przykładów na brak zrozumienia jest niestety dużo. Maria i Mateusz
mieszkają w Irlandii Północnej. Chcieli wziąć ślub kościelny w Polsce, ale
dużo formalności musieli też załatwiać w swojej „emigracyjnej” parafii.
„Potrzebny nam był protokół przedmałżeński, zadzwoniliśmy więc do księdza, Polaka z katolickiej parafii, by umówić się na spotkanie” – opowiadają.
„Ale usłyszeliśmy, że zawracamy mu głowę, że mamy to załatwić inaczej,
bo on będzie miał na to czas dopiero za pół roku”. Skończyło się na tym,
że przyszli małżonkowie dopełnili formalności na poczekaniu w innej katolickiej parafii, u irlandzkiego księdza. Do polskiego duszpasterza już się
na pewno nie wybiorą.
„Myślę, że to polskie chodzenie do kościoła to przede wszystkim kwestia tradycji” – uważa Tomek, który na Wyspy wyjechał jeszcze przed
otwarciem unijnych granic i obserwował, najpierw z londyńskiej, a potem
szkockiej perspektywy, jak polska emigracyjna fala zachowuje się również
w kwestiach wiary. „Większość emigrantów pochłonięta pracą w ogóle nie
zaprząta sobie głowy Kościołem. Ale z czasem wielu zaczyna szukać polskich parafii, polskich mszy. Myślę, że to w dużej mierze efekt tęsknoty za
krajem. Ot, jakaś namiastka rodzinnego domu w niedzielę”. Innym, dość
często spotykanym zjawiskiem wśród polskiej emigracji jest nie tyle odchodzenie od wiary, co próby poszukiwań. „Od pewnego czasu z żoną chodzimy na nabożeństwa w kościołach protestanckich” – przyznaje Marcin,
trzydziestokilkulatek mieszkający na południu Anglii. „Od razu zaskoczyła
nas moc wspólnoty, zupełnie niespotykana w parafii z dużego miasta, z którego pochodzimy. Tutaj na początku zostaliśmy serdecznie powitani, pytano się nas, czy nie potrzebujemy pomocy w codziennych sprawach. A do
tego jeszcze nabożeństwo prowadził pastor, który sam ma rodzinę i dobrze
wie, o jakich problemach należy mówić”.
Właśnie minęła kolejna rocznica śmierci papieża Polaka, za kilka dni
Wielkanoc – najważniejsze święto w liturgii chrześcijańskiej. Czy na polskich mszach, wszędzie tam, gdzie rzucił rodaków emigracyjny los, ławki
wypełnią się z potrzeby serca czy tylko dlatego, bo tak wypada?
April 2009 | kwiecień 2009 | 21
Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy
Fotokasty dostępne na:
Rozmowy aktorów w garderobie
ROZMAWIAJĄ:
Wspólny punkt odniesienia
TOMASZ KAROLAK:
Piotr Adamczyk
Pogadajmy o lekturach.
PIOTR ADAMCZYK:
Nigdy nie czytałem. Choć
czytywałem rzeczy nudniejsze, to lektur nie. Od
samej nazwy mnie skręcało. Wolałem w ostatniej
chwili wysłuchać na dużej
przerwie streszczenia
jednej z kujonek. Na podstawie takiego opowiaTomasz Karolak
dania czasami udawało
PODSŁUCHUJE:
mi się przetrwać na lekcji
Anna Kozłowska
polskiego.
TOMASZ: Pamiętam,
że nie przeczytałem „Awantury o Basię”, bo
ta książka doprowadziła mnie do szału już po
dwóch kartkach. Ale polonistka ją uwielbiała i
pytała na stopnie. Dostałem banię.
PIOTR: Bo polonistki czasem pytają z treści,
serwując tak wymyślne pytania, jak te najdroższe z „Milionerów”.
TOMASZ: Ale z drugiej strony, jak wziąłem do
ręki „Quo vadis”, to przeczytałem w jedną noc.
PIOTR: Ja „Quo vadis” przeczytałem ostatnio.
W szkole, nie.
TOMASZ: Rzeczywiście kanon lektur szkolnych
to coś, co odstrasza. Ze zgrozą wspominam akcje Giertycha i innych ultraprawicowców, żeby
wycofać Gombrowicza z lektur. A Gombrowicz
to ktoś, kto patrzy na Polaków z dystansem,
kto obśmiewa nasze niby-narodowe cnoty. To
podstawa, żeby uczyć ludzi dystansu do wszystkiego. Jednak mam refleksję, żeby młodym
ludziom na początek dawać cienkie utwory
wierszowane, a nie od razu „Pana Tadeusza”.
PIOTR: Oprócz pikantnej trzynastej księgi, bo
pewnie od niej chcieliby zaczynać.
TOMASZ: Można by również wprowadzić
„Kamasutrę” do lektur.
PIOTR: Ale na serio, co zrobić, żeby ludzie
czytali? Świetnym przykładem był sukces serii
o Harrym Potterze. Kupiłem dla siostrzenicy
i sam zacząłem czytać. Natychmiast wróciło
mi dziecięce poczucie wciągnięcia w bajkę. Te
książki były modą, ale im więcej tego typu mód,
tym bardziej dzieci wciągną się w czytanie.
Jestem przekonany, że wówczas, w kolejkach po
następny tom, narodziło się mnóstwo czytelników. Dziś, sporo starsi, szukają innych tytułów.
TOMASZ: W dobie wszechobecnych w
Internecie skryptów i bryków oraz ekranizacji
wszystkich ważnych lektur trudno zmusić do
czytania.
PIOTR: Chyba że ktoś w dzieciństwie czerpał
z czytania mnóstwo przyjemności, podróżując
w krainę wyobraźni. To była największa frajda.
TOMASZ: Wchodzenie w świat wyobraźni to
główna zaleta czytania. I tak będę wychowywał
swoją córkę.
www.linkpolska.com
LINKkultura
PIOTR: A czytasz
jej?
Trzeba się wychować na tych samych
TOMASZ: Tak, ale
też często opowiadam tworzone
naprędce bajki.
PIOTR: Od dzieciństwa czułem, że
jest coś pięknego
w tajemnicy czytania. Pamiętam,
że bardzo chciałem umieć czytać.
Beznadziejnie
się czułem, gdy
nie wiedziałem, co
tam było napisane
i mama musiała mi
pomagać.
TOMASZ: Wszystko
od początku tak bardzo ambicjonalnie
traktowałeś.
PIOTR: I dzięki
temu się nauczyłem.
Gdybym nie potraktował tego ambicjonalnie, to byłbym
analfabetą, jak większość ludzi na świecie, co
zresztą jest niesamowite!
TOMASZ: Co jest w lekturach wartościowego?
PIOTR: Kiedyś był jeden program w telewizji i
następnego dnia w szkole można było opowiadać i jeszcze raz przeżywać najlepsze kawałki,
bo wszyscy oglądali to samo. Podobnie jest
z lekturami. Powinniśmy znać klasykę, żeby
mieć wspólny punkt odniesienia. Trzeba się
wychować na tych samych bajkach, żeby potem
publiczność w teatrze albo kinie rozumiała podstawowe symbole i znaki. Żeby wiedzieć, o co
chodzi z tymi mrówkami.
TOMASZ: Lekturom jednak źle zrobiło nadmierne ich wpychanie przez polonistki pod
hasłem „wielkim poetą był”. Wpajano mi, że
„Pan Tadeusz” został napisany z tęsknoty. A
tymczasem jest dowcipnym wspomnieniem!
PIOTR: I komedią romantyczną!
TOMASZ: Wkurzał mnie ten piedestał narodowy. Nie przeczytałem w szkole „Chłopów”, bo
pani cały czas gadała, że tam jest pejzaż wsi.
A guzik mnie to interesuje! Tam jest zapisana
historia miłosna!
PIOTR: O pejzażu wsi też można by ciekawie
poprowadzić lekcję.
TOMASZ: Ale wówczas byłem w wieku, gdy
interesowały mnie samochody, a pejzaż wsi
miałem za oknem. Gdyby mi powiedziała, że on
ją kochał, to by mnie zainteresowało. A historia
Janka Muzykanta? Zabili go, bo skrzypce wziął?!
A siostrę Antka wsadzili do pieca na trzy zdrowaśki! Same makabry. Do dziś mi się to śni!
bajkach, żeby potem publiczność
w teatrze albo kinie rozumiała podstawowe symbole i znaki.
PIOTR: Dziś dzieciaki oglądają mangę i tam
wszyscy się tną różnymi ostrymi rzeczami i
głowy się urywają. A co dobrego jest w polskiej
literaturze?
TOMASZ: Oprócz Gombrowicza, Miłosza i
Szymborskiej niewiele mógłbym wymienić.
„Wesele” jest arcydziełem absolutnym, najlepszym utworem, jaki powstał w Polsce. Tylko
jest tak bardzo tożsamy z ówczesną sytuacją
w Krakowie, że nikt nie ma szansy tego zrozumieć. A Sienkiewicz zrobił tyleż dobrego,
co złego. To, co napisał, wszyscy wzięli za
prawdę historyczną i teraz staramy się wykaraskać z sienkiewiczowskiego pojmowania
polskości. Wieczna mordęga i poczucie bycia
narodem wybranym. A to, co dotyczy potopu u Sienkiewicza, to wielka bzdura i fikcja
literacka.
PIOTR: Do której Sienkiewicz miał prawo.
TOMASZ: Ależ oczywiście. Byłem ostatnio
we Włoszech w miejscowości, gdzie tworzył
Henryk Sienkiewicz, gdy w kurorcie leczył
chory kręgosłup i gruźlicę. Co ciekawsze, wielu
naszych autorów oprócz pisania miało zupełnie
inny zawód.
PIOTR: Słowacki stempelki w urzędzie
przybijał.
TOMASZ: A Konopnicka pracowała na poczcie.
PIOTR: Może to tam napisała „Nie rzucim ziemi…”? Dlatego należałoby łaskawszym okiem
spojrzeć na panie w okienkach na poczcie lub
na listonosza, bo kto wie, czy to nie jest nasz
przyszły noblista.
April 2009 | kwiecień 2009 | 23
LINKkultura
III Tydzień Kultury Polskiej w Belfaście
Sztuki trzeba się uczyć
Jakub Świderek
Tydzień Kultury Polskiej organizowany przez stowarzyszenie Artlinks już po raz trzeci zagości
w Belfaście. Tym razem w ramach Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii, podczas którego odbędzie się ponad 200 wydarzeń kulturalnych na Wyspach.
Poprzez wystawy artystyczne, projekcje polskich filmów, muzykę i różnego rodzaju happeningi z udziałem specjalnych gości z Polski organizatorzy pragną nawiązać dialog na poziomie kulturowym oraz poruszyć problem złożoności zjawiska emigracji w dobie globalnego kryzysu. Polska
zostanie zaprezentowana jako nowoczesny kraj o dużych możliwościach
kreatywnych. Organizatorzy nie zapominają również o ważnych rocznicach historycznych i symbolach przemian odbywających się na przestrzeni ostatnich lat w Polsce.
„Polska kultura jest w Belfaście towarem cenionym i znanym. Jest dobrą marką!” – mówi Aneta Prasał-Wiśniewska z Instytutu Adama Mickiewicza, koordynatorka wydarzeń kulturalnych, które odbędą się na Wyspach w ramach Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii. „Przekonałam się
o tym podczas mojej wizyty w Belfaście w lipcu 2007 roku i później,
kiedy gościliśmy w Polsce w ramach wizyt studyjnych zorganizowanych
przez Instytut Adama Mickiewicza przedstawicieli instytucji i organizacji kulturalnych z Belfastu”. Aneta Prasał-Wiśniewska nie ma wątpliwości, przynajmniej jeśli chodzi o specjalistów w poszczególnych dziedzinach, że Londyńczycy znają polską sztukę znacznie lepiej niż ich koledzy
z mniejszych ośrodków miejskich na Wyspach. Belfast wydaje się być jednak wyjątkiem.
Peter Richards z galerii Golden Thread był jedną z osób z Belfastu, która w ramach wizyt studyjnych odwiedziła Polskę. „Pobyt w tym kraju
miał pomóc mi w decyzji, co z polskiej sztuki warto pokazać teraz w Belfaście” – mówi Peter. „Odbyłem bardzo ciekawą rozmowę z polskimi artystami i po niej zdecydowałem, że chciałbym pokazać wystawę dotyczącą upadku systemów politycznych i transformacji”. Peter już wie, że jego wybór budzi duże zainteresowanie wśród artystycznej społeczności
Belfastu.
Z kolei w galerii PS2 będzie można zobaczyć rekonstrukcję drukarni
podziemnej. „To pomysł na połączenie przeszłości z przyszłością” – mówi Peter Mutschler. „W przeciągu ostatnich 10 lat Belfast bardzo się zmienił. Powstały organizacje kulturalne, otwarto nowe galerie. Teraz trzeba zaoferować odbiorcy ekscytujący i ambitny program. Ubiegłoroczna wystawa projektów książek w PS2, która odbyła się w ramach Tygodnia Kultury Polskiej, wzbudziła duże zainteresowanie. Wierzę, że będzie tak też w tym roku. A w artystyczną przyszłość Belfastu spoglądam
z optymizmem”.
Nie tylko Peter Mutschler wspomina zeszłoroczny Tydzień Kultury Polskiej w Belfaście. Kelly-Ann Collins z Linen Hall Library mówi, że jej biblioteka nie pamięta tak burzliwej dyskusji, jaka towarzyszyła wystawie
fotograficznej „Urodziny” Marcina Łobaczewskiego. „Zazwyczaj padają
grzeczne pytania, ale tym razem ludzie rozmawiali jednocześnie między
sobą i z artystą. Rozmowa była inteligentna i fascynująca” – mówi KellyAnn. „Mam nadzieję, że podobnie będzie w tym roku. Pokażemy plakaty
»Solidarności«, a ponieważ w archiwach Linen Hall Library mamy plakaty dotyczące przemian w Irlandii Północnej wierzę, że znajdziemy podobieństwa i sprowokujemy do dyskusji”.
Rozmowy o zjawisku emigracji w dobie globalnego kryzysu chce rozpocząć galeria The Place, gdzie będzie można zobaczyć projekt fotograficzny Julii Atkinson, Australijki polskiego pochodzenia, która sfotografowała polskich architektów pracujących w Belfaście. „Zaangażowaliśmy się w Tydzień Kultury Polskiej, bo jesteśmy zainteresowani wspieraniem nowych kultur miasta” – mówi Amberlea Trainor z galerii The Place.
„Podczas takiego festiwalu możemy się od siebie wiele nauczyć”.
24 | kwiecień 2009 | April 2009
www.linkpolska.com
LINKkultura
Inna propozycja fotograficzna tegorocznego Tygodnia Kultury Polskiej
to wystawa dużego projektu „802% normy. Pierwsze lata Nowej Huty”
Kolektywu Fotografów Visavis.pl z Karkowa. Frankie Quinn, który gości
wystawę w galerii Red Barn, jest pod dużym wrażeniem projektu. „Widziałem wstępny wybór zdjęć” – mówi Frankie. „Są zadziwiające. Bardzo się cieszę, że mogę zaprezentować tak imponujący projekt w swojej
galerii”. Jak mówi inicjator projektu Łukasz Trzciński z Kolektywu Fotografów Visavis.pl, te zdjęcia są warte pokazywania poza Polską. „To kawał dobrej fotografii, a cała akcja wystawiennicza, która służyła ich popularyzacji, jest jednocześnie symboliczna dla dzisiejszych działań kuratorskich” – mówi Łukasz. „Archiwa trafiają w ręce młodego pokolenia fotografów i ulegają ponownemu przetworzeniu, dzięki czemu zyskują dodatkowy kontekst przez sposób ich ekspozycji”.
Organizacja podobnych festiwali to ciężka praca. Jak mówi Ewa Grosman, koordynatorka Tygodnia Kultury Polskiej w Belfaście, najwięcej problemu stwarza biurokracja związana z pozyskiwaniem funduszy oraz koordynacja osób i instytucji.
„Każdy ma inne cele, oczekiwania i wymogi. Zadowolić trzeba wszystkich, ale
przede wszystkim odbiorcę! W ciągu ostatnich trzech lat przy organizacji festiwalu
nauczyłam się wiele pokory i cierpliwości”
– mówi Ewa Grosman.
Belfast to jednak miasto inne od pozostałych miejsc w Wielkiej Brytanii i warto się angażować, aby przywrócić witalność miejscu nękanemu przez duchy przeszłości miejscowego konfliktu. „Być może
w tym właśnie tkwi siła artystycznego życia w Belfaście” – mówi Aneta Prasał-Wiśniewska z Instytutu Adama Mickiewicza.
„Może nie jest to zwykła rozrywka i sposób spędzania wolnego czasu. Być może
bierze się to z autentycznej potrzeby – potrzeby ucieczki od trudnej przeszłości i potrzeby budowania nowej przyszłości, z poszukiwania odpowiedzi na ważne pytania,
szukania własnej tożsamości i własnego
miejsca we współczesnym świecie”. Fergal O’Malley z Ormeau Baths Gallery, który do współpracy zaprosił 8 współczesnych
polskich artystów, podkreśla, jak istotne
jest pokazywanie ludziom sztuki w Belfaście tego, co dzieje się w innych częściach
Europy i świata. „Czasami ktoś wchodzi do
galerii i zaskoczony wyglądem ekspozycji
pyta, czy wystawa jest już otwarta” – mówi
Fergal. „Sztuka jest czasami jak obcy język. Trzeba się jej ciągle uczyć. I dlatego
międzynarodowe wystawy w Belfaście są
takie ważne”.
III Tydzień Kultury Polskiej, który odbędzie się w ramach
Roku Polskiego w Wielkiej Brytanii, zagości w Belfaście
w maju. Podczas Tygodnia w galeriach i instytucjach artystycznych całego miasta odbędą się wystawy, koncerty, projekcje filmów i spotkania z polskimi artystami. Zaproszenie na otwarcie Tygodnia Kultury Polskiej w Ormeau Bath Gallery przyjęli m.in. ambasador Polski Barbara
Tuge-Erecińska, mer Belfastu Tom Hartley, przedstawiciele parlamentu Irlandii Północnej, kuratorzy oraz animatorzy kultury i sztuki, a także wielu innych gości. Dyskusje o
polskiej kulturze odbywały się przy muzyce harfistki Ursuli Burns oraz w towarzystwie Miss Belfastu Megan McConnel i modelki Edyty Twardowskiej.
Więcej informacji o III Tygodniu Kultury Polskiej oraz lista
wszystkich imprez na stronie www.polishculturalweek.com
www.linkpolska.com
PROJEKCJA FILMÓW „PRL: KRAINA ABSURDU”
8-14 maja, Queen’s Film Theatre
WYSTAWA PLAKATÓW „SOLIDARNOŚCI”,
7 maja - 3 czerwca, Linen Hall Library
PROJEKCJA FILMU „EMILKA PŁACZE”
ORAZ SPOTKANIE Z REŻYSEREM FILMU,
9 maja, Linen Hall Library, godz. 14:00
OTWARCIE WYSTAWY „ENERGY CLASS B”
Z UDZIAŁEM ARTYSTY OSKARA DAWICKIEGO,
7 maja, Ormeau Baths Gallery, godz. 19:00
PROGRAM III TYGODNIA KULTURY POLSKIEJ W BELFAŚCIE
2 maja, Red Barn Gallery, godz. 19:00
INAUGURACJA TYGODNIA KULTURY POLSKIEJ I OTWARCIE
WYSTAWY FOTOGRAFICZNEJ „802% NORMY. PIERWSZE LATA NOWEJ HUTY” KOLEKTYWU FOTOGRAFÓW VISAVIS.PL
1 maja - 7 czerwca, Golden Thread Gallery
WYSTAWA POLSKIEJ SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ „AGENT
ABSURD”
1-30 maja, Common Grounds Café
WYSTAWA FOTOGRAFICZNA „IMMIGRANTS AND THE CITY”
MARCINA WILKOWSKIEGO
6-16 maja, PS2 Gallery
WYSTAWA „PRINTED POLITICS” - REKONSTRUKCJA DRUKARNI PODZIEMNEJ
7 maja - 6 czerwca, Ormeau Baths Gallery
WYSTAWA „ENERGY CLASS B”. SPOTKANIA Z ARTYSTAMI,
WARSZTATY
7-16 maja, The Place
WYSTAWA FOTOGRAFICZNA „BLUEPRINTS” JULII ATKINSON
7-21 maja, Queen’s Film Theatre
WYSTAWA POLSKICH PLAKATÓW TEATRALNYCH I FILMOWYCH Z KOLEKCJI KRZYSZTOFA DYDO
8 maja, St Anne’s Cathedral, godz. 19:00
KONCERT MUZYKI POWAŻNEJ - VARSOVIA PIANO TRIO
8-14 maja, Queen’s Film Theatre
PROJEKCJA FILMÓW ANDRZEJA WAJDY („CZŁOWIEK Z ŻELAZA” I „CZŁOWIEK Z MARMURU”) ORAZ FILMÓW POD ZBIOROWYM TYTUŁEM „PRL: KRAINA ABSURDU”
7 maja - 3 czerwca, Linen Hall Library
WYSTAWA PLAKATÓW „‹‹SOLIDARNOŚĆ›› I POLSKA DROGA
DO WOLNOŚCI”
9 maja, Linen Hall Library, godz. 14:00
PROJEKCJA FILMU „EMILKA PŁACZE” ORAZ SPOTKANIE Z
REŻYSEREM FILMU RAFAŁEM KAPELIŃSKIM
April 2009 | kwiecień 2009 | 25
Masz pomysł na
!
własny interes?
Program Points of Presence
oferuje darmowe porady
osobom, które chcą rozpocząć
własną działalność lub rozszerzyć
już istniejącą.
☎ 9027 0229
✉ 14 Wellington Place Belfast, BT1 6GE
Chcesz otworzyć firmę? To nie takie trudne!
Belfast City Council oferuje darmowe porady biznesowe
dla osób, które myślą o założeniu własnej działalności
gospodarczej lub rozszerzeniu działalności już istniejącej.
Jeśli chciałbyś otworzyć firmę, ale nie wiesz jak to zrobić,
zgłoś się do nas:
 Pomożemy Ci wybrać najlepszą formę
działalności gospodarczej
 Powiemy, co trzeba zrobić, aby założyć firmę
 Udzielimy niezbędnych informacji
o prowadzeniu spółki
Belfast City Council oferuje również warsztaty z planowania
biznesowego, na których zapoznasz się m.in. z tematami
zarządzania strategicznego, planowania marketingowego,
zakładania działalności gospodarczej czy prowadzenia handlu
elektronicznego.
Jeśli chciałbyś zdobyć więcej informacji i umówić się na
spotkanie, zadzwoń lub napisz:
www.belfastcity.gov.uk/enterprise
Rhonda Lynn
Tel.: 028 9027 0229
E-mail: [email protected]
Po poufne informacje, radę i wsparcie
w sprawie HIV/AIDS oraz wszystkich
aspektów życia seksualnego dzwoń:
Przygoda w przystępnych cenach!
Chciałbyś zwiedzić Irlandię Północną, ale masz ograniczone fundusze?
Nie martw się! Hostelling International Northern Ireland oferuje
nowoczesne, wygodne zakwaterowanie w bardzo atrakcyjnych cenach!
Możesz wybrać spośród sześciu malowniczych lokalizacji:
Belfast, Armagh, Enniskillen, Newcastle, Whitepark Bay i Bushmills.
Zajrzyj na: http://www.hini.org.uk/specialoffers.cfm
i sprawdź nasze oferty specjalne!
Dzięki naszej ofercie już teraz możesz zwiedzić znane na całym świecie
północnoirlandzkie atrakcje turystyczne, takie jak Giant’s Causeway
czy destylarnia whiskey w Bushmills.
W naszych hostelach zapewniamy
wygodne sypialnie z łazienkami,
pokoje telewizyjne, dobrze
wyposażone kuchnie oraz
dodatkowy sprzęt niezbędny
w podróżach z małymi dziećmi.
Dzięki temu możesz przeżyć
wspaniałe wakacje
za mniejsze pieniądze.
:
dresem
nd
ji pod a
rn Irela
formac
e
in
th
j
r
e
c
o
N
l
a
Wię
JN
n
5
o
2
ti
1
rna
ast, BT
ing Inte
ad, Belf
Hostell
gall Ro
3
e
3
n
7
o
4
D
2
22-32
8 90 3
Tel.: 02
5 889
8 90 31 g.uk
2
0
:
x
a
F
i.or
in
h
fo@
Email: in
rg.uk
o
i.
in
.h
www
The HIV Support Centre zajmuje się
kompleksową opieką nad osobami
zarażonymi HIV, która obejmuje
pomoc psychologiczną,
terapie niekonwencjonalne
i szeroko rozumianą pomoc
dla ich rodzin, partnerów i przyjaciół.
028 9024 9268
The Warehouse, 3rd Floor,
7 James Street South
Belfast BT2 8DN
www.thehivsupportcentre.org.uk
Reg Charity No XR54104
LINKhistoria
Przygody naukowca
Piotr Miś,
dziennikarz, prawnik.
Wielbiciel historii,
pieniędzy oraz płci
przeciwnej. Z redakcją
związany od początku
powstania magazynu.
Obecnie mieszka w
rodzinnej Łodzi.
Pod koniec XIX wieku mijało czterysta lat od kiedy Krzysztof Kolumb dopłynął do Nowego
Świata. Rozpoczął w ten sposób epokę wielkich odkryć geograficznych, która otwierała zaściankowego człowieka doby średniowiecznej na nowe kultury, języki i obyczaje. U schyłku wieku
pary i rewolucji przemysłowej wszystkie niemal białe plamy na mapach globu zostały zapełnione.
Przyszedł czas na szczegółowe badania naukowe nad tym, co przyniosły zdobycze poprzednich
stuleci. W tej materii jak ryba w wodzie czuł się jeden z pierwszych i czołowych antropologów
w dziejach ludzkości, Polak, Bronisław Malinowski.
Rodzina, w której przyszedł na świat, stwarzała nie najgorsze widoki na
przyszłość dla młodego naukowca. Jego ojcem był profesor Uniwersytetu
Jagiellońskiego Lucjan Feliks Malinowski. Znakomity językoznawca, podróżnik i badacz dialektów śląskich. Zainteresowania kulturowe ojca miał
później rozwinąć syn, w skali już nie tylko polskiej, ale światowej miary. W rodzącej się dziedzinie wiedzy – antropologii. Nie zdarza się często, że syn dorównuje ojcu talentem. Kiepsko bowiem żyje się w cieniu
sławnego rodziciela i potrzeba człowieka jeszcze większego formatu, by
z tego cienia udało się wyjść. Takim okazał się bez wątpienia Bronisław
Malinowski. Następstwo umiejętności, co przedziwne, wiązało się także
z ludźmi, którymi się otaczali. Oboje przyjaźnili się z męskimi przedstawicielami rodziny Witkiewiczów. Lucjan z malarzem, architektem i pisarzem Stanisławem Witkiewiczem, a Bronisław z jego synem Stanisławem
Ignacym Witkiewiczem (Witkacym), znakomitym pisarzem, fotografem i filozofem oraz towarzyszem zamorskich wypraw młodszego z Malinowskich.
Niedługo przyszło się cieszyć harmonią rodzinnego życia. W
1898 roku, gdy mały Bronek miał zaledwie 14 lat, Lucjan Malinowski zmarł. Od tego czasu ciężar wychowania syna spoczął
całkowicie na matce Józefie z Łąckich. To ona właśnie ukształtowała dla światowej nauki przyszłego antropologa. Jak wspominał
sam Bronisław: „Była pierwszą osobą mającą na mnie wpływ w
dzieciństwie i młodości, położyła podstawy wszystkiego, co posiadam w sensie umysłowym”. To dzięki staraniom i opiece matki
ukończył w 1902 roku elitarne liceum im. Króla Jana Sobieskiego w Krakowie i zaraz potem rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tamże, już w 4 lata później, obronił doktorat „O zasadzie ekonomii myślenia”. To istotne, bo jeśli prześledzimy życiorysy wielu naukowców czy pisarzy
polskich z okresu sprzed II wojny światowej okazuje się, że gros
stopni naukowych, tytułów i laurów zdobywali w błyskawicznym
tempie w młodym wieku. Zdawało się niekiedy, że wówczas profesorami zostawały niemalże dzieci. Współczesnym koryfeuszom
nadwiślańskim daleko częstokroć do tego ideału.
Eldorado ówczesnego świata dla badań antropologicznych nie
leżało jednak nad Wisłą, ale w kraju, który dzięki posiadanym koloniom rozsianym po całym globie stwarzał najlepsze perspektywy – Wielkiej Brytanii. W 1910 roku Malinowski przybywa do
Londynu. Wkrótce powstaje jego pierwsza anglojęzyczna książka
„The Family among the Australian Aborigines” z 1913 roku. Ale
już drugą pozycję wydaje w języku ojczystym – „Wierzenia pierwotne i
formy ustroju społecznego”. Jako wyraźne zaznaczenie kraju pochodzenia
badacza, o którym nie zamierzał zapomnieć, mimo międzynarodowej kariery. Przywiązanie do kraju nad Wisłą towarzyszyło mu przez całe życie.
Po latach, już w okresie II wojny światowej, podkreślał, że jej doświadczenia „rozbudziły na nowo poczucie przynależności narodowej i pełnej solidarności z narodem polskim”.
Największą sławę przyniosły Malinowskiemu dwie książki spisane na
podstawie badań przeprowadzonych osobiście w latach 1914-1918 na Wyspach Trobrianda: „Argonauci zachodniego Pacyfiku” i, przede wszystkim, „Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji”. Wcześniej badania prowadzono jedynie w zaciszu bibliotek. Dopiero Polak
wprowadził obowiązującą do dzisiaj w świecie antropologów zasadę obserwacji bezpośredniej, dokonywanej w środowisku danej społeczności.
www.linkpolska.com
W „Życiu seksualnym dzikich…” Malinowski zwraca uwagę na rytuały
familijne. Na odpowiedzialność ojca za rodzinę i szczególne uznanie, jakim cieszą się matki. Czytelnik poszukujący w lekturze wrażeń erotycznych znajdzie ich niewiele, ale jednak. Tyle że są to obyczaje specyficzne. Opisy ciekawych pozycji seksualnych poprzedzone są charakterystyką gry wstępnej, a ta jest nieco bolesna. Polega między innymi na wyszarpywaniu sobie przez partnerów rzęs przy użyciu zębów czy zjadaniu wyszukanych wcześniej na głowie kochanka wszy. Sprawia to, że miejscowi amatorzy rozrywek cielesnych chadzają z łysymi oczami... ale za to
najedzeni.
Anglicy nie omieszkali docenić naszego rodaka za nowatorskie odkrycia oraz zainicjowanie powstania tzw. szkoły funkcjonalnej w badaniach
antropologicznych. W 1927 roku Malinowski objął pierwszą w historii
Portret Bronisława Malinowskiego (po lewej);
antropolog wśród „dzikich” (po prawej)
Uniwersytetu Londyńskiego Katedrę Antropologii. Nominacja była
też zwieńczeniem wieloletniej pracy na tej uczelni oraz na funkcjonującej przy niej London School
of Economics and Political Science. Od 1959 roku ta ostatnia placówka organizuje coroczne wykłady pod nazwą „Malinowski Memorial Lecture”. W późniejszym okreStrona tytułowa książki Bronisława Malinowsie polski badacz wykładał rówskiego, „Życie seksualne dzikich”
nież na amerykańskich uniwersytetach Cornella, Yale i Harvardzie. W USA został jeszcze prezesem Polskiego Instytutu Naukowego, ale w dzień po zainaugurowaniu jego działalności w 1942 roku zmarł.
Podstawą metody naukowej Malinowskiego było całkowite oderwanie się badacza od kultury swego pochodzenia, aby nie spoglądać przez
jej pryzmat na odmienną społeczność, której obyczaje podlegają analizie. W żadnym wypadku nie dopuszczał jakiejkolwiek wyższości człowieka „cywilizowanego” nad tubylcami. W tej materii okazał się nieodrodnym dzieckiem Rzeczypospolitej, która przez wieki koegzystencji różnych nacji, obyczajów i religii nauczyła mieszkańców wzajemnego szacunku i zrozumienia. Czyli tego właśnie, co zawarł Bronisław Malinowski
w swych genialnych pracach.
Źródła: Michael W. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884-1920, Wyd. Twój
Styl 2008; Edyta Góral, Encyklopedia Epistema; Wikipedia.
April 2009 | kwiecień 2009 | 27
Z nami kryzys Cię nie dotknie!
Zapewniamy najniższe ceny w Belfaście!
£0,79
10%
Chleb staropolski za
Świeży towar co tydzień!
Konkurencyjne ceny plus
rabatu!
Rabat obowiązuje przy zakupach na £10 i więcej
Adresy sklepów:
POLITA, Unit 1, 156 North Street, Belfast, BT1 1LF
POLITA, 366 Newtownards Road, Belfast,
BT 4 1HG (blisko Connswater Shopping Centre)
EUROPEAN DELICATESSEN,
5 Central Avenue, Bangor, BT20 3AF
Nasi specjaliści:
¸ Ginekolog
¸ Pediatra
¸ Lekarz Rodzinny
Rejestracja:
078 38 76 77 27
www.polmed.ie
142 Malone Road, Belfast BT9 5LH
E-mail: [email protected]
udane zakupy!
LINKfelieton
Nie róbmy ze zwierząt idiotów
Maciej Przybycień,
dziennikarz, redaktor,
publicysta, absolwent
polonistyki krakowskiej
Akademii Pedagogicznej. Współpracował z
telewizją BBC podczas
tworzenia programu
dokumentalnego dotyczącego środowisk
polonijnych w Hull.
Bobby był skye terrierem. Jego pan, John Gray – policjantem. Mieszkali
w Edynburgu w połowie XIX wieku. Przez dwa lata pies nie odstępował
na krok swojego pana. Towarzyszył mu nawet podczas służby. W lutym
1858 roku Gray zmarł i został pochowany na przykościelnym cmentarzu.
Bobby przez kolejne 14 lat pilnował jego grobu.
Zwierzę chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. WyZabijamy zwierzęta, by je jeść i robić z nich ubrania. Czasami służą nam
gląda na lekko oszołomione i kilka razy próbuje prysnąć. Skutecznie uniedo rozrywki, czasem w celach naukowych. Robiliśmy tak od początku ludzmożliwia mu to pracownik zoo. Najdramatyczniejsza jest scena samego
kości i to zwykle gwarantowało nam przetrwanie. Nic nie wskazuje rówmianowania. Ptak, widząc postawnego mężczyznę, który mierzy do niego
nież na to, że ludzkość z zabijania zrezygnuje, choć ogrom okrucieństw,
szablą, podejmuje ostatnią desperacką próbę. Nie udaje się – zostaje miajaki temu zjawisku towarzyszy, jest niewyobrażalny. Oszukujemy się, sunowany. Jako arystokrata zachowuje się
gerujemy, że zwierzęta nie cierpią (pewnie
znacznie spokojniej. Z uprzejmą życzliwotak, skoro nie mają duszy). Z opakowań
ścią i zainteresowaniem wysłuchuje utwoz wędlinami patrzą na nas uśmiechnięte i
ru w wykonaniu szkockiej tradycyjnej orszczęśliwe kurki, świnki i krówki, a myślikiestry. Później niezwykle godnie (pingwiwi strzelają do zwierząt wyłącznie z miłony inaczej nie potrafią) udaje się na spości do nich. Z jatki uchodzą te, których nie
czynek do klatki z pingwinami. Przyjacieopłaca się zabijać lub nie zabija się ich z
le i znajomi (i to zarówno wśród sirów, jak
innych powodów (np. kulturowych czy nai w pingwinarium) twierdzą jednak, że po
ukowych), a także nasi domowi ulubieńcy.
nominacji w ogóle się nie zmienił.
Istnieje również kategoria, której przedBobby był skye terrierem. Jego pan, John
stawiciele stanowią śladowy promil całej
Gray – policjantem. Mieszkali w Edynburgrupy – to swoiste zwierzęce celebrities:
gu w połowie XIX wieku. Przez dwa lata
osobniki robiące karierę polityczną czy topies nie odstępował na krok swojego pana.
warzyską, zwierzęta-bohaterowie, którym
Towarzyszył mu nawet podczas służby. W
stawiane są pomniki, czy też takie, o któlutym 1858 roku Gray zmarł i został porych popularności mogłaby pomarzyć niechowany na przykościelnym cmentarzu
jedna Doda. W niektórych przypadkach na
Greyfriars’ Churchyard. Bobby przez kopamięć i uwielbienie zwierzęta w pełni solejne 14 lat pilnował grobu Johna Graya.
bie zasłużyły.
Jego wierność została wynagrodzona.
„Ach”, „Och” i „Ech” – krzyczał staroMieszkańcy miasta karmili go, burmistrz
żytny senat, gdy Kaligula wprowadził noEdynburga opłacił za niego podatek (bezwego senatora. „Iiihaa” – wydał odgłos
domne zwierzęta były usypiane), a zarządpaszczą senator Incitatus i („patataj, pataca cmentarza postawił mu budę. Gdy Bobtaj”) dostojnym truchtem udał się do swoby zdechł, ufundowano mu pomnik.
jej loży. „Koń nie może być senatorem”,
Wojtek był niedźwiedziem. Na świat
„To skandal” – krzyczeli wzburzeni senaprzyszedł w Iranie w 1943 roku. Jego mattorowie. Koń milczał. Nie odpowiadał na
kę zabili kłusownicy. Niedźwiadka przytego typu zaczepki. Mimo, że był koniem,
garnęli polscy żołnierze. Razem z 22.
uważał się za lwa (salonowego) i świetnie
Kompanią Transportową przeszedł szlak
wyczuwał, jak się ma zachować. Wiedział,
bojowy z Iranu do Iraku, później Palestyże ma przed sobą świetlaną przyszłość –
ny, Egiptu i Włoch. Brał udział w walKaligula chciał go awansować do rangi
kach o Monte Cassino, gdzie ponoć odznakonsula. Tak przynajmniej twierdzi Swetoczył się noszeniem amunicji pod ostrzaniusz. Karierę Incitatusa złamało odsunięłem wroga. W wojsku nauczył się palić i
cie Kaliguli od władzy, tzn. zamordowanie Wizerunek Bobby’ego utrwalony ok. 1865 roku. Fotograpić piwo. Do Edynburga dotarł już jako dogo wraz z (prawie) całą rodziną. Jego na- fia znajduje się obecnie w National Gallery of Scotland
rosły niedźwiedź. Zdechł w edynburskim
stępca, Klaudiusz, rozwiał wszelkie mazoo w 1963 roku w wieku 22 lat. Podobno do końca życia reagował jedynie
rzenia snujące się jeszcze pod grzywą – zdymisjonował Incitatusa z powona polecenia w języku polskim. Doczekał kilku tablic pamiątkowych, rzeźdu braku majątku i stałego dochodu. Nie trzeba chyba dodawać, że dymisja
by. Jest też oficjalnym emblematem 22. Kompanii oraz bohaterem kilku pumiała wyraźne podłoże polityczne.
blikacji. Planowane jest postawienie Wojtkowi pomnika.
Przed zoo w Edynburgu zbiera się spora grupa gapiów. Jest też orkiestra,
Kijem Wisły nie zawrócisz. Jeśli musimy zabijać zwierzęta, żeby zaspodzieci z kwiatami, dziennikarze, miejscowi notable. Bohaterem dnia jest
koić podstawowe potrzeby – róbmy to. Jeśli uchroni to nasze dzieci przed
pan Nils. Pan Nils jest pingwinem i mieszka w edynburskim pingwinarium.
głodem i chorobami – to róbmy to. Zabijajmy je, możliwie ograniczając ich
Jest również maskotką norweskiej straży przybrzeżnej. Podczas dzisiejszej
ból (precz z foie gras), a przede wszystkim – miejmy do nich szacunek. Jeuroczystości pan Nils pingwin zmieni się w sir Nilsa Olava III. Stanie dumśli któreś zasługuje na pomnik – postawmy mu, pilnujmy jednak, żeby nie
nie w szeregu obok sir Eltona Johna, sir Micka Jaggera, a przede wszystkim
robić ze zwierząt idiotów.
obok innego edynburskiego sira – sir Seana Connery’ego.
www.linkpolska.com
April 2009 | kwiecień 2009 | 29
LINKreportaż
Emigracja pod wiatr
Dorota Suchy
Niektórzy polscy specjaliści wybierają, trochę pod prąd, pod wiatr, emigrację
w nietypowym kierunku – na Wschód. Nie spotkamy jednak Polaka za barem
w moskiewskiej knajpie, Polacy nie remontują mieszkań w Sankt Petersburgu,
ani nie parają się pracą w rosyjskich fabrykach. Kim są emigranci na Wschód?
Dorota Suchy,
absolwentka filologii
polskiej. Obecnie
pracuje jako lektor
języka polskiego
na uniwersytecie w
Jekaterynburgu (Ural),
gdzie uczy studentów
dziennikarstwa
i stosunków
międzynarodowych.
Jej przygoda ze
Wschodem zaczęła
się od udziału w
pomarańczowej
rewolucji na Ukrainie.
W grę najczęściej wchodzi Moskwa. A jak mawiają sami Rosjanie – Moskwa to nie Rosja. To 10-milionowe, najdroższe i jedno z najmodniejszych
miast świata, to mieszanka narodowości, religii i kultur, a także wielkie
korporacje, wielki biznes, wielkie pieniądze. Stolica Rosji jest zaprzeczeniem wciąż funkcjonujących stereotypów o rosyjskiej biedzie i zaściankowości, chociaż nadal obudowana jest potężnym murem biurokracji, pełna
niedostępnych urzędników i korupcji. Paradoksalnie – rzeczywistość ta
przeistacza się w kolejny atut Polaków, którzy wysłani do Rosji, łatwiej od
Amerykanów czy obywateli krajów Europy Zachodniej, odnajdują się w
tamtejszych realiach, będąc jednocześnie znawcami przepisów unijnych.
Doświadczenie PRL-u, choćby pozostawało już jedynie mglistym wspomnieniem kolejek w sklepach oraz opowiadań rodziców, a także słowiańska dusza sprawiają, że mimo wielu różnic Polak bardzo szybko rozszyfrowuje kody zachowań i odnajduje się bez większych problemów w zagmatwanym świecie pisanych i niepisanych reguł rosyjskiej gry.
Specjalista pilnie poszukiwany
Polacy pracujący w Rosji to najczęściej wysoko wykwalifikowani specjaliści, zajmujący kierownicze stanowiska
w polskich lub zachodnich firmach. Wyjazd do Rosji jest
dla nich kolejnym etapem kariery na bardzo szybko rozwijającym się rynku. Decyzja wysłania ludzi do pracy na
Wschód wiąże się często z rozbudową nowego działu czy
rozszerzeniem działalności danej firmy, przy jednoczesnym
wprowadzeniu nowoczesnych standardów, czego gwarancją
ma być sprowadzona z Zachodu kadra nadzorująca. Wyjazdy takie najczęściej łączą się z podpisaniem kontraktu na
Jeden z licznych „Pałaców Kultury i Nauki”
w Moskwie. Fot. Vladimir Fofanov
LINKreportaż
kilka lat.„To była wielka przygoda, 15 lat temu zatrudniłem się jako zwykły
przedstawiciel handlowy, potem zostałem kierownikiem regionalnym, a 10
lat temu skierowano mnie do Sankt Petersburga, bym poznał język i mentalność Rosjan. Później miałem trafić do Nowosybirska” – mówi Robert
Kołodziej, dzisiaj dyrektor uralskiego oddziału popularnej w Rosji polskiej
firmy Bella. 10 lat pracy na Wschodzie sprawia, że pan Robert jest prawdziwym jego znawcą. Pracował nie tylko w Rosji, ale też w Litwie, Łotwie,
Estonii. Analizując możliwości rosyjskiego rynku, odwiedził swego czasu
wszystkie milionowe miasta Rosji (jest ich 16).
Native speaker z polskiego
Ciekawą ofertę wyjazdu na Wschód, skierowaną do humanistów, a ściśle
mówiąc do filologów (choć nie tylko polonistów), stanowią ministerialne
programy, kierujące lektorów języka polskiego na rosyjskie uczelnie wyższe
lub nauczycieli, mających podjąć pracę z Polonią. „Na ogłoszenie z ofertą pracy na Wschodzie natknęłam się przypadkiem, w Internecie” – mówi
Małgorzata Śmigierzewska, pracująca od dwóch lat w Szkole Polskiej w Jekaterynburgu. „Miałam oczywiście pozytywną, romantyczną wizję Rosji i
całego Wschodu, wyjechałam dla wielkiej przygody, dla awantury, po nowe
doświadczenia”. Praca przy Polonii wiąże się nie tylko z nauką języka, lecz
także, a może nawet szczególnie, z kultywowaniem polskich tradycji wśród
rodaków na Wschodzie, szerzeniem kultury, pielęgnowaniem żywego kontaktu z Polską. „Polska jest chyba jedynym krajem europejskim, który tak
intensywnie wspiera swoich rodaków poza krajem” – mówi pani Małgorzata. „Prawda jednak jest taka, że Polonia z naturalnych przyczyn wykrusza
się, zmieniają się pokolenia i obecnie większość moich uczniów to Rosjanie, którzy decydują się na naukę polskiego, choćby z tej racji, że jest ona
bezpłatna”. Część młodych wybiera również lektorat języka polskiego na
rosyjskich uczelniach, widząc w nim nietrudny w opanowaniu język kraju
Unii Europejskiej, co może kiedyś zwiększyć możliwości na rynku pracy.
Na własną rękę
Pracy w Rosji można poszukać również samodzielnie. Wystarczy wejść
na rosyjskie strony z ofertami zatrudnienia (np. www.rabota.ru, www.hh.ru)
i wpisać jako słowa kluczowe: język polski. Okazuje się, że sama znajomość języka polskiego bywa sporym atutem w ręku szukającego pracy.
Dotyczy to zwłaszcza firm spedycyjnych, związanych z polskimi producentami. Nawet brak doświadczenia w branży, przy biegłej znajomości języka rosyjskiego i polskiego, pozwala niejednokrotnie znaleźć pracodawcę
gwarantującego atrakcyjne zarobki. A i na polskich stronach nie brakuje
ofert skierowanych do pracowników chcących zasmakować przygody na
wschodnim rynku pracy. Dyrektor do spraw handlowych, kierownik zakładu produkcyjnego, inżynier sprzedaży, specjalista do działu transportu itd.
– nierzadko spotyka się tego typu oferty.
Formalności
Czynnikiem odstraszającym poszukujących pracy na Wschodzie są na
pewno formalności. Nie da się ukryć, że Rosja wciąż stanowi kraj, w którym
panuje biurokracja, o jakiej nie śniło się filozofom i którą niejednokrotnie
przełamać są w stanie tylko znajomości. Skoro procedury paszportowe dla
Rosjan przeciągają się miesiącami, a oddanie spodni do pralni wymaga
złożenia sześciu podpisów, jakie mogą być wymagania dla cudzoziemca,
chcącego podjąć pracę? Każdemu Polakowi, wybierającemu się do Rosji,
niezależnie od celu podróży, potrzebna jest wiza. Potrzebuje jej więc tym
bardziej osoba chcąca podjąć pracę. Aby ją uzyskać, wymagane jest pozwolenie na pracę, o które z kolei zwraca się do odpowiedniego urzędu przyszły
pracodawca i to on dopełnia większości wymaganych formalności. Ponadto
nie jest problemem zakupienie pozwolenia na pracę u pośrednika (jak i wielu innych dokumentów, chociażby voucherów pozwalających na uzyskanie
wizy turystycznej).
Rosyjska codzienność
Należy jednak pamiętać, że to, co może nas spotkać za wschodnią granicą, niejednokrotnie jest zaskoczeniem. „Wyjeżdżając do pracy na Wschodzie warto go znać, ja miałam własną jego wizję, ale nie znałam” – mówi
pani Małgorzata. Rosja to kraj ekstremalnych różnic, w którym najbogatsi
pławią się w dobrobycie i żyją ponad prawem, a biedni ludzie częstokroć
egzystują zapomniani przez państwo w warunkach urągających standardom przyzwoitego życia. Mimo przysłowiowej wschodniej serdeczności,
panującej w prywatnych układach między ludźmi, kontakty z urzędami
potrafią być czynnikiem mocno zniechęcającym. Trzeba pamiętać też, że
codzienność często odbiega tu od europejskich standardów i to, co dla nas
bywa oczywiste, nie zawsze musi być oczywiste na Wschodzie. Chociażby
oszczędzanie wody czy gaszenie za sobą światła wciąż jest tu oznaką biedy,
a nie ekologii…
A jednak Rosja
Co jest trudne nawet po kilku latach? „Brud na ulicach, niski standard
mieszkań, kiepska obsługa, ciągłe spóźnialstwo” – zgodnie wymieniają moi
rozmówcy. „Do tego chaos, lekkomyślność, wręcz nieodpowiedzialność –
na zasadzie: nie mam mieszkania, ale kupuję samochód za 2 miliony rubli,
żeby się pokazać” – dodaje pan Robert. „Mnie na początku najbardziej uderzyła urbanistyczna brzydota, ciężki sowiet, najpierw musiałam przyzwyczaić się do tego, potem dopiero zaczęłam przyzwyczajać się do ludzi. A
ludzie są zupełnie inni, myślałam, że łączy nas większa więź słowiańska”
– wspomina pani Małgorzata. „Tutaj trudno oddzielić swoją prywatność
od pracy. Rosjanie bardzo ingerują w życie prywatne, zadają osobiste pytania, trzeba nauczyć się przed tym bronić”. Z drugiej strony świadczy to
o ich serdeczności i niekłamanym zainteresowaniu człowiekiem. Rosjanie
to ludzie, których z jednej strony życie nauczyło nieufności wobec obcych,
z drugiej – zachowali jednak w sobie szczerość i ciepło, na które często
nie stać obciążonych balastem konwenansów i tzw. „dobrego wychowania” ludzi Zachodu. „Serdeczność i prawdomówność – to chyba najbardziej
podoba mi się w Rosjanach” – mówi pan Robert. „Jeśli są na ciebie źli,
powiedzą ci to, niezależnie, czy jesteś ich dyrektorem, czy nie”. A po chwili
dodaje: „Szkoda tylko, że nie dbają o tak piękny kraj, jaki mają. Bo Rosja
jest naprawdę piękna”.
LINKturystyka
Przeciwatomowa
dziura w ziemi
Jolanta Reisch
20 mil od Londynu, w środku szczerego pola, dziś jeszcze można oglądać relikt
epoki wyścigu zbrojeń. Tajny nuklearny bunkier w Kelvedon Hatch w Essex miał
uratować przed sowieckim „atomem” brytyjskiego premiera, rząd i najważniejszych ludzi w państwie. To z myślą o nich urządzono trzy podziemne kondygnacje, do wybudowania których użyto 40 tysięcy ton betonu.
Dawno, dawno temu…
Fot. Jolanta Reisch
Jolanta Reisch,
dziennikarka,
związana z Polskim
Radiem i prasą.
Swój czas dzieli
między pisanie a
wychowanie 3-letniej
Zuzi. Właścicielka
kolekcji książek
Agathy Christie (w
oryginale), feministka
uprawiająca tai-chi. Do
Londynu przyjechała
z Opolszczyzny,
gdzie aktywnie
działała na rzecz
równouprawnienia.
Ten dzień rozpoczął się dla rodziny Parrishów jak każdy
inny. Ci farmerzy z dziada pradziada gospodarowali na kilkuset
akrach w okolicy Brentwood i Ongar. Na ich farmę często zaglądali goście. Czasami sąsiedzi, czasami przygodni podróżni.
Jednakże dżentelmeni, którzy odwiedzili Jima Parrisha w kwietniowy poranek 1952 roku, nie chcieli kupić jabłek ani nawet
kobiałki jajek. Przedstawiciele brytyjskiego rządu przedstawili
farmerowi propozycję nie do odrzucenia. Pod groźbą przymusowej sprzedaży zażądali 25 akrów ziemi, usytuowanej niemal
w samym środku rodzinnej farmy. 100 funtów za akr – to była
cena, jaką zaproponowała strona rządowa. Cała transakcja opiewała na 2410 funtów.
Wielka dziura w ziemi
Prace nad budową bunkra rozpoczęto w październiku 1952
roku, a już zaledwie 7 miesięcy później, w maju 1953 roku, był
on w pełni przygotowany do pełnienia swoich funkcji obronnych. „Przyjechały buldożery i niewielki wzgórek na środku
pola najpierw zrównały z ziemią” – opowiada Mike Parrish.
„Gospodarstwem zajmował się wtedy mój tato. Oczywiście był
ciekaw, co tam się dzieje? Pewnego dnia wspiął się niepostrzeżenie na usypaną przez koparki ziemię i w dole zobaczył ol-
32 | kwiecień 2009 | April 2009
brzymią dziurę. A w niej, jak mrówki, uwijało się tysiące ludzi.
Trwało to tylko chwilę, bo zaraz dostrzegł go wartownik. Ojciec
musiał stamtąd prędko uciekać i udawać, że go tam nigdy nie
było”.
Dzisiaj szczegóły dotyczące budowy bunkra nie są już tajne.
Najpierw wykopano dół głęboki na 40 metrów. Jego dno wyłożono 6-metrową warstwą żwiru. Żwir miał absorbować wilgoć.
Potem zaczęto stawiać ściany bunkra, grube na 3 metry. Betoniarki pracowały nieprzerwanie dzień i noc, 24 godziny na
dobę, by przerobić tę ogromną ilość surowca. Gdy już wlano
w ściany 40 tysięcy ton betonu, bunkier obudowano jeszcze
warstwą cegieł i opleciono pajęczyną kabli, tworząc Klatkę
Faradaya, czyli przestrzeń pozbawioną pola elektromagnetycznego. Wzmocniono dach metalem, a całość zamaskowano ziemią, którą można było, jak gdyby nigdy nic, uprawiać. Pagórek
był może trochę wyższy niż pół roku wcześniej, ale wśród postronnych osób nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Patrząc na to
wzgórze nawet nie można się było domyślić, że pod 6-metrową
warstwą ziemi kryje się 3-kondygnacyjny, liczący 2500 metrów kwadratowych bunkier. Jedyne, co mogło budzić militarne
skojarzenia, to wystrzelający w niebo na kilkadziesiąt metrów
maszt radiowo-telegraficzny.
www.linkpolska.com
Trzy życia bunkra
Gdy bunkier wybudowano, zimna wojna już trwała, ale Sowieci pracowali dopiero nad bombą jądrową. Blisko Londynu, ale też całkiem niedaleko od wybrzeża umieszczono olbrzymią stację radarową zapewniającą
system wczesnego ostrzegania, którą obsługiwali żołnierze stacjonujący
w pobliskim North Weald. Monitorowano samoloty zbliżające się do wybrzeży Anglii. Jak dziś wspominają ówcześni strażnicy, kilka alarmów, na
szczęście fałszywych, wywołali nie piloci radzieccy a sojusznicy, lotnicy
z armii USA, stacjonującej w Berlinie Zachodnim, którzy latali na weekendowe szaleństwa do Londynu, nikomu oczywiście tych lotów nie zgłaszając.
Po piętnastu latach stację radarów zamieniono
w centrum obrony cywilnej. Zaś pod koniec lat
60., kiedy wyścig zbrojeń, również atomowych,
wydawał się nie do zatrzymania, a zimna wojna
mroziła wszelkie pokojowe inicjatywy, postanowiono przekształcić podziemną betonową fortecę
w bunkier przeciwatomowy. Zakładano, że w tym
„bezpiecznym” miejscu przez 3 miesiące będzie
mogło przeżyć 600 osób.
Dzisiaj do bunkra trafić całkiem łatwo, a niektórych może dziwić drogowskaz z napisem „Tajny
bunkier nuklearny”. Krętą drogą wjeżdża się w
szczere pole. Na jej końcu, z jednej strony rozpościera się zielony pagórek, a z drugiej, niezbyt gęsto rosnące drzewa. Trzeba między nie wejść, by
wąską ścieżką, po kilku minutach marszu, dojść
do celu. Ale co to? Nie bunkier przecież, a zwykły domek, jak wiele innych w okolicy. Jednak
nic bardziej mylącego, bo ten farmerski „domek”,
będący w rzeczywistości swoistą wartownią, ma
ściany grube prawie na metr, okna wzmacniane
stalą i ciężkie, odporne na wybuchy drzwi.
we wszelki sprzęt do ratowania życia, ale także w sporą ilość trumien, bo
przecież byłby to czas wojny.
Życie czwarte – zabytkowe
Po tym, jak w 1989 roku odbyły się w Polsce pierwsze demokratyczne
wybory, a kilka miesięcy później runął symbol zimniej wojny, czyli mur
berliński, brytyjskie władze uznały, że atomowy bunkier to zbędny wydatek. Utrzymywano go jeszcze do 1992 roku, ale była to dość kosztowna
inwestycja, szło na nią bowiem z kieszeni podatnika 6 milionów funtów
Namiastka normalności
Zdaniem budowniczych bunkra, najniższy jego
poziom powinien być najbezpieczniejszy, najbarTo stąd miały biec na cały kraj kryzysowe rozpodziej odporny. Dlatego tutaj właśnie mieszczą się
rządzenia. Fot. Gordon Joly
„serce” i „mózg” całego systemu. Serce to olbrzyrocznie. Wreszcie w 1994 roku rząd uznał, że
mie generatory, mające zapewnić energię, zaopazagrożenie atomową wojną odeszło w przetrzone w taką ilość paliwa, by wystarczyła co najszłość i na zamkniętej licytacji odsprzedał
mniej na 3 miesiące. Mózg mieści się kilkanaście
bunkier właścicielom ziemi, w którą go wbumetrów dalej. To pokoje, z których dowództwo
dowano, czyli rodzinie Parrishów.
armii miało prowadzić wojnę. Wymyślne urząW kantynie, zaledwie kilka kroków do wyjdzenia miały zapewnić kontakt pomiędzy innymi
ścia z bunkra, uwijają się, przygotowując góry
bunkrami usytuowanymi w różnych miejscach
kanapek, Mike Parrish i jego prawie 90-letni
Wielkiej Brytanii. Przewidywano też komunikaojciec Jim. Parrishowie postanowili udostępcję ze światem zewnętrznym, dlatego w bunkrze
nić bunkier zwiedzającym, bo jak kultywuje
do dziś można oglądać całkowicie wyposażone
się w farmerskich rodzinach, nic, co daje ziestudio radiowe BBC.
mia, nie może się zmarnować.
Na pierwszy poziom prowadzi ponad 100-meAgendy rządowe, wyprowadzając się z buntrowy tunel, zabezpieczony z dwóch stron anty- Ten farmerski „domek”, będący w rzeczywistości swoistą
wybuchowymi, ważącymi półtorej tony drzwiami wartownią, ma ściany grube prawie na metr, okna wzmac- kra, zabrały ze sobą większość wyposażenia,
niane stalą i odporne na wybuchy drzwi. Fot. Tim Herrick
ale Parrishom z czasem udało się jego znaczą
z blachy pancernej. A że w bunkrze miało zacześć odzyskać, na licytacjach, lub dzięki życzliwości zaprzyjaźnionych
mieszkać około 600 osób, to w tunelu tym zawieszono na ścianach rząd
militarnych i paramilitarnych organizacji. Pewnego roku wydano uroczysty
trzypiętrowych pryczy, by dla każdego ocalałego znalazło się miejsce do
lunch dla wszystkich, którzy kiedykolwiek pełnili w bunkrze jakiekolwiek
spania, nawet jeżeli musiałby je dzielić z innymi.
funkcje. To ci weterani pomogli odtworzyć klimat tego miejsca.
Pierwsze piętro miało stanowić główną kwaterę rządu. Zadbano o odTajemnicza i złowieszcza aura przyciąga. Ku zdziwieniu aktualnych władzielne pomieszczenie dla premiera i stanowiska dla poszczególnych miścicieli, dawny tajny nuklearny bunkier odwiedza prawie 65 tysięcy turynisterstw. To stąd, z wielkiej hali pełnej maszyn do pisania i dalekopisów,
stów rocznie. Czasami w świetlicy obok kantyny spotykają się członkowie
miały biec na cały kraj kryzysowe rozporządzenia.
okolicznych klubów i stowarzyszeń. Co jakiś czas też dzwonią przedstawiPodczas gdy dwa dolne piętra przystosowano do pracy w ekstremalnych
ciele wytwórni filmowych, telewizji czy agencji fotograficznych z prośbą o
warunkach, najwyższe piętro miało być namiastką normalnego, choć nie
udostępnienie obiektu na ich potrzeby.
do końca rodzinnego życia. Tam mieściły się sypialnie, z ciasno upchaMike Parrish chętnie opowiada o bunkrze, ale bardziej o historii jego bunymi piętrowymi łóżkami. Oczywiście premier miał swój własny pokój, z
dowy i przeznaczeniu. Bo tak naprawdę przez wiele lat był to obiekt tajny,
łóżkiem, fotelem i czerwonym telefonem na nocnej szafce. Dzisiaj w tym
a poza tym, na szczęście, nigdy nie musiał pełnić swojej przeciwatomowej
pokoju pomieszkuje kukła byłego premiera Johna Majora. Na tym samym
funkcji. I oby tak już zostało.
piętrze urządzono nowoczesny gabinet medyczny. Zaopatrzono go nie tylko
www.linkpolska.com
April 2009 | kwiecień 2009 | 33
Natychmiastowe, łatwe w obsłudze
ROZMOWY KONFERENCYJNE
, dostawca tanich rozwiązań telekomunikacyjnych dla klientów indywidualnych i biznesowych, oferuje nowoczesny, łatwy w obsłudze serwis rozmów konferencyjnych, umożliwiający prowadzenie rozmowy telefonicznej dla kilkudziesięciu osób w jednym czasie.
Pierwszy z produktów – Konferencja PODSTAWOWA – ze względu na
niskie ceny i wysoką jakość połączeń zaspokaja potrzeby nawet najbardziej wymagających klientów. Koszt połączenia z telefonu stacjonarnego dla każdego z uczestników ogranicza się do opłaty za rozmowę telefoniczną w cenie 5 p za minutę. Na przykład, godzinna telekonferencja z pięcioma osobami kosztować będzie tylko £3, w porównaniu do
£4,62 z PowWowNow* i £14 z BTMeetMe**.
Jako dodatkowy bonus, użytkownicy korzystający z konferencji poprzez
numer 0871 (10 p za minutę) mają możliwość zaproszenia dwóch dodatkowych osób korzystających z telefonów stacjonarnych w UK. Zaproszeni goście nie ponoszą żadnych dodatkowych kosztów za rozmowę!
Usługa ta może być wykorzystana w codziennej komunikacji z dostawcami czy klientami.
AuraConference to tanie i łatwe w obsłudze połączenia konferencyjne.
BEZ UMÓW, FAKTUR I DODATKOWYCH OPŁAT! Każdy z uczestników pokrywa koszt własnego połączenia do konferencji, płacąc tylko 5
lub 10 p za minutę. Koszt rozmowy widnieje na rachunku telefonicznym,
podobnie jak w przypadku każdej innej rozmowy. Telekonferencja jest
przyjazna dla środowiska. Pozwala również zaoszczędzić czas i zmniejszyć koszty podróży na spotkania biznesowe.
Rzecznik Auracall potwierdza: „Firmy mogą zaoszczędzić cenny czas
i pieniądze wydane na niepotrzebne koszty podróży i zakwaterowania.
Wystarczy wybrać numer i dołączyć do wirtualnej sali konferencyjnej”.
POLECAMY WCZASY NAD POLSKIM MORZEM
Szukasz komfortowego
noclegu nad polskim morzem?
(Międzyzdroje i okolice)
Trafiłeś we właściwe miejsce.
Nasze oferty są sprawdzone - zadowolą
nawet najbardziej wymagających
klientów!
www.albatros-mje.pl
[email protected]
Aby dowiedzieć się więcej o firmie Auracall i oferowanych przez nią
serwisach odwiedź www.auracall.com. Aby skorzystać z Telekonferencji, już teraz zadzwoń na 084 4545 0070 lub 087 1919 0070 a następnie wybierz 6 cyfrowy PIN i #.
Tel.: +48 91 32 82 228
+48 510 646 454
+48 691 602 561
* Źródło: www.powwownow.com, 12 Marca 2009
** Źródło: Obsługa Klienta BT, Rozmowy konferencyjne przy użyciu 0870 kosztują dodatkowo 16p za każdą minutę.
Ciekawe porady na temat życia
na Wyspach znajdziesz na
www.linkpolska.com
30 | lipiec 2008 | July 2008
Lis
bu
rn
Bel
Pierwszy wars
ztat
samochodow
y w Belfaście
prowadzony w
yłącznie
przez Polaków
!
3
Wykonujemy wszystkie prace mechaniczne.
przygotowanie do M.O.T i P.S.V.
diagnostyka komputerowa
sprzedaż opon, naprawa, wyważanie
myjnia samochodowa, mycie M.O.T.
czyszczenie wnętrz
nowo otwarta lakiernia samochodowa
z profesjonalnym doradztwem
elektryka samochodowa
recovery – pomoc drogowa, holowanie
profesjonalne doradztwo przy zakupie samochodu
sprzedaż aut
złomowanie aut, holowanie na nasz koszt
fast
4
Praca | Dom | Dzieci | Edukacja | Zdrowie | Żyj lepiej | Motoryzacja | Policja | Ważne adresy
NASZ NOWY ADRES:
Tel.: 02890613300, 07789642189,
Unit 1, The Cutts, Dunmurry, BT17 9HN
LINKsport
The games must go on
Tomek Kurkowski
Tomek Kurkowski,
absolwent nauk
politycznych, zapalony kibic sportowy
i miłośnik dalekich
wypraw. Interesuje się
kulturą Indian amerykańskich, w wolnym
czasie szusuje na
nartach.
Wczesnym rankiem 5 września 1972 roku Igrzyska Olimpijskie w Monachium stały się mimowolnym
świadkiem wstrząsającego aktu terroru. Zamachowcy z palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny
Wrzesień wtargnęli na teren wioski olimpijskiej, pojmali, a następnie zamordowali 11 sportowców i trenerów
ekipy Izraela. Po 27 latach od zakończenia II wojny światowej na terytorium Niemiec ponownie rozlała się
krew narodu żydowskiego. Kolejny raz wielka impreza sportowa posłużyła za arenę walki o cele polityczne.
Republika Federalna Niemiec przystąpiła do organizacji
igrzysk z wielkim rozmachem. Uwieńczeniem żmudnego procesu przygotowań było otwarcie gigantycznego, supernowoczesnego stadionu olimpijskiego w Monachium, który mógł
pomieścić 80 tysięcy widzów. Nasi zachodni sąsiedzi dołożyli
wszelkich starań, by rekordowo wysoka liczba uczestników – w
195 konkurencjach w 21 dyscyplinach miało wystartować 7121
sportowców – czuła się w stolicy Bawarii komfortowo. Niemcy znani ze swej solidności zaniedbali jednak jeden kluczowy
element – kwestię bezpieczeństwa sportowców. Po części była
to ich świadoma decyzja. Gospodarzom zależało na tym, by zatrzeć wrogi wizerunek kraju, jaki zostawiła po sobie hitlerowska
propaganda i olimpiada w Berlinie w 1936 roku. Nonszalancja organizatorów miała ich wkrótce słono kosztować. Igrzyska zapisały się bowiem czarną kartą w historii nowożytnych
olimpiad i stały się synonimem tragicznego w skutkach zamachu terrorystycznego. Zamachu, którego można było uniknąć.
Jeszcze przed zawodami dr Georg Sieber, ekspert policyjny do
spraw zabezpieczeń imprez masowych, dokonał analizy różnego rodzaju sytuacji kryzysowych, które mogłyby się wydarzyć
w czasie igrzysk. Jego hipoteza o ataku grupy terrorystycznej
biorącej zakładników nosiła numer 21. Niestety, uznano ją za
niedorzeczną i została odrzucona.
Czarny Wrzesień
5 września 1972 roku, dokładnie w drugą rocznicę brutalnej
pacyfikacji obozu uchodźców palestyńskich w Jordanii przez
wojska podległe królowi Husajnowi I (wydarzenie znane jako
„czarny wrzesień”), około 4:30 rano, uzbrojona grupa pięciu komandosów palestyńskich przebranych w stroje sportowe zaczęła pokonywać niestrzeżone, niespełna dwumetrowe ogrodzenie wioski olimpijskiej.
Intruzi nie wzbudzali żadnych podejrzeń. Nawet podpita grupka amerykańskich sportowców wracających z nocnej zabawy, która była świadkiem
całego zdarzenia, nie zaalarmowała służb porządkowych. Mało tego, nieświadomi niebezpieczeństwa Amerykanie pomogli terrorystom dostać się
do środka. Tym sposobem członkowie palestyńskiej organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień, wyjątkowo groźnej jednostki, silnie powiązanej
z Palestyńskim Narodowym Ruchem Wyzwolenia Al-Fatah, kierowanym
przez Jasira Arafata, bez trudu udali się w miejsce swojego przeznaczenia
– na Connollystrasse 31. To tam, w kilku pokojach rezydowało 21 członków izraelskiej drużyny olimpijskiej. W drodze do celu, do pięcioosobowej
grupki zamachowców dołączyło jeszcze trzech kolejnych, którzy od kilku
miesięcy pracowali legalnie na terenie wioski. Wśród nich byli bossowie
całej operacji, Luttif Afif oraz Yasuf Nazzal. To wprowadziło w błąd niemiecką policję, która niemal do tragicznego finału akcji nie znała rzeczywistej liczby zamachowców. Palestyńczycy dzięki skradzionej wcześniej
karcie magnetycznej bez trudu wdarli się do kompleksu mieszkaniowego i
zaczęli penetrację budynku. Szczęśliwym trafem kilku członkom drużyny
olimpijskiej Izraela udało się w porę zareagować i uciec przed napastnikami. Śmiertelne kule dosięgły jednak trenera zapaśników Moshe Weinberga
oraz ciężarowca Yossefa Romano. Ciało tego pierwszego terroryści wyrzucili przed drzwi frontowe budynku. Pozostałych dziewięcioro sportowców
zostało pojmanych.
www.linkpolska.com
Zdjęcia archwialne. U góry po lewej, jeden z terrorystów. Zdjęcie to stało się
pewnego rodzaju symbolem „monachijskiej masakry”. Po prawej - zakładnik
izraelski rozmawia z przedstawicielami rządu niemieckiego. Na dole - grupowe
zdjęcie reprezentacji izraelskiej
Delikatna sprawa
Niemieckie władze państwowe znalazły się w wyjątkowo niezręcznej sytuacji. Nie dość, że narażały na szwank własną reputację, to na dodatek w
grę wchodziło życie obywateli Izraela. Działania operacyjne niemieckich
służb bezpieczeństwa komplikowała żywa pamięć o ofiarach Holokaustu
(niecałe 20 km na północny zachód od Monachium leży obóz koncentracyjny w Dachau). Terroryści zażądali uwolnienia 234 więźniów znajdujących się na terenie Izraela. Niemcy, znając nieugiętą postawę rządu Izraela,
próbowali sami wynegocjować warunki uwolnienia sportowców. Ostatecznie, w wyniku nieskutecznej akcji odwetowej (służby niemieckie popełniły masę rażących błędów taktycznych i operacyjnych), na lotnisku wojskowym koło Fürstenfeldbruck, skąd porywacze mieli odlecieć do Kairu,
zginęli wszyscy zakładnicy, pięciu terrorystów i jeden niemiecki policjant.
Trzech terrorystów, którzy przeżyli zajście, zostało wkrótce uwolnionych,
pod naciskiem żądań porywaczy samolotu pasażerskiego niemieckich linii
lotniczych Lufthansa, lecącego z Bejrutu do Ankary (istnieje teoria mówiąca o tym, że Niemcy sami zaplanowali to porwanie, żeby pozbyć się
niewygodnych więźniów). Igrzyska po jednym dniu żałoby ruszyły ponownie. MKOI uznał, że przedwczesne zakończenie igrzysk byłoby moralnym
zwycięstwem terrorystów. Dlatego jej przewodniczący, Amerykanin Avery
Brundage, zarządził: „The games must go on”.
April 2009 | kwiecień 2009 | 35
2000
produktów!
Atrakcyjne ceny!
Serdecznie zapraszamy!
NOWOŚĆ:
PACZKI DO POLSKI
- w 9 dni roboczych
- £1,20 za 1 kg + £3 ubezpieczenie
- od 1 do 10 kg ta sama cena
- paczki do 31,5 kg
Paczki prosimy przynosić do
wtorku każdego tygodnia.
USŁUGI PIENIĘŻNE:
Przeprowadzki
do Polski i z Polski !
POLSKIE SKLEPY ZALL:
Sklepy Zall uruchomiły nową usługę
płatności rachunków w Polsce z Wielkiej
Brytanii. Koszt takiej usługi tylko £5
-opłata za Polsat Cyfrowy i Cyfrę Plus
-kredyty i różne inne opłaty w Polsce
140 VICTORIA ROAD
DD1 2QW DUNDEE
TEL.: 01382228964
187 SOUTH STREET
PH2 8NY PERTH
TEL.: 01738444885
SKLEPY ZALL
są oficjalnym sponsorem
F.C. Polonia Dundee
Wszystkie informacje
można znaleźć na stronie
lub
w
sklepach
www.polskisklepzall.com.pl
LINKcafé
Skandal poppolityczny
Aleksandra Kaniewska
Mój ulubiony felietonista turystyczny (rzadki gatunek dziennikarski), Frank Barrett, uwielbia śmiać się
z Brytyjczyków. Jest tym bardziej wiarygodny, że sam Brytyjczykiem będąc, śmieje się także i z siebie. Test na przynależność narodową według Barretta wygląda tak: „Zamknijcie w jednym pokoju kilkoro Włochów, a po dwunastu godzinach
dostaniecie kilka rozwodów, morderstwo
i co najmniej trzy poczęcia. Zróbcie to samo z Brytyjczykami, a po dwóch dniach
okaże się, że większość nie nawiązała nawet ze sobą kontaktu wzrokowego”.
A gdyby tak Polaków zamknąć, myślę. Co by z tego wyszło?
„Wróżę ze cztery partie, dwa sojusze, spiskową teorię dziejów
i zamach stanu” – twierdzi mój znajomy, politolog z wykształcenia, emigrant z wyboru. Bo my, Polacy, należymy podobno
do gatunku homopoliticus.
Sushi-maki alla Marcinkiewicz
Sobota. Siedzę przy kuflu piwa w pewnej japońskiej restauracji w centrum Londynu i zamiast oddawać się przyjemnościom kulinarnym z uniesieniem biorę udział w zażartej
dyskusji politycznej. „Czy ktoś z szanownych bankierów nie
lanczował ostatnio z Isabelką? No, w City, oczywiście”, „A
czytaliście, co mają na Pawlaka?”, „Granda z tymi brytyjskimi narodowcami i Dywizjonem 303!”, „Będziemy raz jeszcze odkopywać
Sikorskiego?!”. Kiedy z szybkością karabinu maszynowego tłumaczę meandry dyskusji towarzyszącemu nam Japończykowi, podsumowuje krótko:
„P-olska i p-olityka nie bez kozery zaczynają się na tę samą literę alfabetu. Jesteście strasznymi zwierzętami politycznymi!” (przy czym w ustach
orientalnego kolegi stwierdzenie to graniczy niemal z obelgą).
Po krótkiej sondzie wśród międzynarodowych znajomych dochodzę do
wniosku, że coś jest na rzeczy. W Europie nie ma większych politykierów
od Polaków, tak jak w Internecie nie ma większej ilości blogów niż tych
pisanych przez polityków. A jako że na emigracji pewne emocje ulegają
zjawisku hiperboli i dewiacji, a w stronę ukochanej ojczyzny patrzy się
okiem tyle zatroskanym, co wyostrzonym, najzacieklejszym typem homopoliticusa jest właśnie emigrant.
Plotki i pudelki
„Przyjechałam do Anglii, żeby uciec od paskudnej polskiej polityki, która
wylewała się z każdego kanału telewizyjnego, audycji radiowej i gazety. I
po kilku miesiącach za granicą widzę, że dzień zaczynam od czytania poppolitycznych portali i gazet z Polski. Dopiero kiedy z premedytacją odcięłam się od Internetu, złapałam oddech!” – opowiada Agnieszka, koleżanka
po medialnym fachu, która na Wyspach spokojnie oddaje się apolitycznemu
hobby – fotografii i ogrodnictwu.
Znajomi emigranci przyznają się, że dzień zaczynają od poppolitycznej
papki. Im bardziej soczysta, tym lepsza. Polityczne pudelki i inne portale
służą od rana jak prawdziwy zastrzyk kofeiny. Dla mnie też, przyznaję się
bez bicia. Im dalej od ojczyzny, tym bardziej „à propos” jesteśmy najświeższych wydarzeń – czy to kolejny PR-owski akt Palikota, lapsus jednego z
Kaczyńskich lub polityczne seppuku Marcinkiewicza.
Hitler to był klawy gość
Jak czytam w jednym z esejów na temat „brytyjskości”, prawdziwi
Brytyjczycy o polityce nie rozmawiają. A na pewno nie przy kawie, herbacie i innych trunkach. Także nie w windzie, pociągu, ani tym bardziej
www.linkpolska.com
Fot. Logofag
w metrze. Dlaczego? Podobno polityka budzi zażenowanie, bo Brytyjczyk-dyplomata: a) może nie mieć na dany temat nic do powiedzenia,
b) nie chce innych nacji obrazić (np. żartami z ich zagranicznych wersji
polskich Bliźniaków), c) boi się, że rozmowa zejdzie na temat II wojny
światowej, Churchilla czy lady Thatcher.
O polityce niechętnie dyskutuje się nawet w Pałacu Westminsterskim,
przynajmniej podczas przerw w obradach i w kuluarach, o czym miałam
się okazję ostatnio przekonać podczas uroczystego otwarcia Laburzystowskiego Klubu Przyjaciół Polski (z anglosaska: Labour Friends of Poland).
Okazja wydawała się przednia, by uciąć polityczną pogawędkę „na poziomie”. Niestety, moi brytyjscy rozmówcy unikali schodzenia na tory politykierstwa jak kot kąpieli. Jeden z nich, dostojny starszy pan, przy każdym
pytaniu o zbliżające się wybory z uporem maniaka udawał głuchy pień.
Drugi, dowcipnie wmanewrował mnie w dyskusję o wyższości cream tea
nad zwyczajną popołudniową herbatą. I tyle. Nie miesza się polityki do
brytyjskich salonów. A szkoda, bo miałam laburzystom do opowiedzenia
ciekawą anegdotkę, wyczytaną na arcyciekawym blogu internauty o nicku Panbond. Według niego, Hitler, zakała historii, mógł być całkiem klawym gościem. Miał podobno stwierdzić pod koniec 1944 roku, że Polacy
są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się
Niemcy podczas wojny w Europie – jedynym, który łączy wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem.
Ale nic nie powiedziałam. Zatrzymam tę popinformację na kolejne spotkanie towarzyskie w swojskim emigracyjnym gronie. Bo tylko rodak zrozumie, dlaczego Isabel dzwoni do Marcinkiewicza za 25 groszy z Plusa. A
Kononowicz wraca z tekstem: „By pieniążki z UE wpływali”. A świstak
siedzi i zawija… Bo to są kwestie nieprzetłumaczalne na brytyjski.
Najgorętsze skandale polityczne ostatnich tygodni:
Kazimierz Marcinkiewicz i Isabel – romans polityczny stulecia
„To dobrze, że mnie słuchasz, Rurku” – afera bluźniercza Kamila Durczoka
Towarzyskie biznesy Waldemara Pawlaka
Darmowe loty narzeczonej Tomasza Misiaka – czyli PO i nepotyzm
Michał Figurski z Radia ESKA i obraza prezydenta RP
April 2009 | kwiecień 2009 | 37
LINKcafé
Wieniec
drożdżowy
Helena Kubajczyk
jest absolwentką
Akademii Sztuk
Pięknych w Poznaniu.
Wielbicielka sztuki
wszelakiej, również
kulinarnej. Obecnie
mieszka w Międzyzdrojach.
Wiosna już śmiało zagląda do
okien, coraz więcej dzieje się
w naturze, a także w nas samych
- podejmujemy nowe wyzwania i
mamy chęci do działania. Jak zawsze, wiosna wiąże się ze świętami Wielkiej Nocy, a te z kolei
są symbolem odradzającego się
życia. Stąd na naszych stołach w
te dni barwne pisanki, baranki
i zające. W nawiązaniu do tradycji tym razem upieczmy ciasto
drożdżowe, po staropolsku,
w postaci wieńca.
SKŁADNIKI:
Na ciasto:
750 g mąki pszennej
60 g świeżych drożdży
375 ml letniego mleka
2 łyżeczki startej skórki z cytryny
120 g cukru
120 g miękkiego masła
1 jajko
szczypta soli
100 g rodzynek
Do dekoracji:
20 g migdałów w słupkach
1 żółtko
1 łyżka śmietany
Złota zasada tycząca się ciasta
drożdżowego mówi, że aby ciasto
było najlepsze, musi rosnąć po trzykroć, jako zaczyn, jako ciasto i jako
gotowy wyrób przed upieczeniem.
Zaczynamy od rozpuszczenia
drożdży w mleku, dodając odrobinę mąki i łyżeczkę cukru. Po przykryciu odstawiamy w ciepłe (nie gorące) miejsce. 15-20 minut później
drożdże powinny urosnąć już wystarczająco. W przesianą i usypaną
w kopczyk mąkę wlewamy zaczyn
drożdżowy, dodajemy skórkę z cytryny, cukier, masło, jajko i sól. Ciasto zagniatamy, wcześniej można
je posiekać nożem. Zarobione cia-
Fot. H. Kubajczyk
sto odstawiamy pod przykryciem na
ok. 30 minut. Powinno w tym czasie
zwiększyć swoją objętość.
Ponownie zagniatamy ciasto, tym
razem delikatniej i krócej, dodając rodzynki. Jeśli zacznie lepić się
nam do rąk, podsypujemy je mąką. Po ostatnim zagnieceniu dzielimy ciasto na trzy równe części, formujemy z nich trzy długie wałeczki, szerokie na ok. 2-3 cm. Zaplatamy warkocz, układając całość w
wieniec. Końce wieńca staramy się
ukryć pod spodem. Ciasto ponownie
przykrywamy i odstawiamy na około 20-30 minut do ostatniego wyrośnięcia. Piekarnik przed pieczeniem
Uwaga! BRYTYJSKI KODEKS DROGOWY może być Twój!
Rozdajemy kodeksy!
Emano Limited, wydawca BRYTYJSKIEGO KODEKSU DROGOWEGO w języku polskim
oraz testów przygotowujących do egzaminów na prawo jazdy w Wielkiej Brytanii podarował naszym czytelnikom dwa kodeksy drogowe!
Jeśli chciałbyś zostać szczęśliwym posiadaczem kodeksu drogowego, po prostu prześlij do nas zdjęcie przedstawiające Ciebie lub Twoich najbliższych w samochodzie, na motocyklu, w ciężarówce, taksówce lub jakimkolwiek innym
dwu- lub czterośladzie! Najciekawsze lub najzabawniejsze zdjęcia zostaną opublikowane, a osoby, które je nadeślą,
otrzymają kodeksy drogowe.
Na zdjęcia wraz z imieniem i nazwiskiem oraz numerem telefonu, które należy przesyłać na adres
[email protected], czekamy do 15 maja.
Najzabawniejsze zdjęcia zostaną opublikowane, a ich autorzy otrzymają w nagrodę BRYTYJSKI KODEKS DROGOWY.
Więcej informacji na temat materiałów przygotowujących do egzaminów na prawo jazdy w Wielkiej Brytanii w języku polskim można znaleźć w serwisie www.emano.co.uk.
nagrzewamy do temperatury 170
stopni Celsjusza. Wieniec smarujemy po wierzchu żółtkiem roztrzepanym z dodatkiem śmietany i posypujemy migdałami. Pieczemy około 40 minut. Z wyciąganiem wieńca z piekarnika należy się nieco
wstrzymać, by nie opadł. Najlepiej
wyłączyć piekarnik 5 minut wcześniej i pozostawić w nim ciasto do
ostygnięcia.
UWAGA: Trzeba pamiętać, że pie-
karnik piekarnikowi nierówny, więc
zawsze należy pilnować, czy ciasto
za mocno się nie przypieka, zarówno z dołu, jak i z góry.
LINKcafé
5
9 8
2
Hasło oraz imię i numer telefonu
prosimy przesyłać pod adres:
Rozrywka,
Link Polska Magazine,
1a Market Place,
Carrickfergus BT38 7AW
lub [email protected]
7 3
2 5
Arystokrata
widelec
Zakładasz firmę...?
Nie wiesz od czego zacząć?
Gratulujemy!
Cytat miesiąca
Pojawił się jako ostatni – dopiero w XV w.
Pierwsza była łyżka.
Potem nóż, który jest
jego praojcem. Czy wynaleźli go Włosi, trudno
stwierdzić, ale na pewno najwcześniej zaczęli
go używać. Drugie zaszczytne miejsce, jeszcze przed Francją i Niemcami, przypada nam,
Polakom. Może przywiozła je do naszego kraju księżniczka Bona Sforza, gdy w 1518 roku
przyjechała do Krakowa, by zostać żoną króla?
W każdym razie dobrze się stało, gdyż wcześniej na polskim dworze znane były tylko grabki do mięsa. Widelec, jako arystokrata, bywał
bogato zdobiony. Jego rękojeść wykańczano
elementami z masy perłowej lub kości słoniowej. Dopiero w XVII wieku zaczął być znany
wśród szlachty i mieszczaństwa. Początkowo
miewał tylko dwa kły.
Zwycięzcą losowania marcowej
krzyżówki (myśl Napoleona
Bonaparte, Entuzjazm to delirium
rozumu) została Pani Żaneta
Cieślik z Belfastu.
Peter Hille
5 7 9 2
1
6 9
1 3
7 4 2
6
1
7
4
3
6 1 8 9 2
3 7
5
1
6 8
Rozwiąż krzyżówkę i wygraj
nagrodę niespodziankę!
Kwiat jest uśmiechem rośliny
Sudoku
Należy wypełnić diagram w taki sposób, aby w
każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym
dziewięciopolowym kwadracie 3x3 znalazły się
cyfry od 1 do 9. Cyfry w kwadracie oraz kolumnie i wierszu nie mogą się powtarzać.
RYSUNEK: DOROTA MAZUR
Podpowiem Ci,
najważniejsza jest promocja!
Dobrze wiemy, że nowe przedsięwzięcia kosztują sporo energii oraz nakładu finansowego.
Oferujemy korzystne pakiety promocyjne, które skutecznie zareklamują Państwa firmę.
W naszej ofercie znajdują się między innymi
mini strony internetowe, z funkcjonalnym formularzem kontaktowym oraz galerią oferowanych produktów/usług.
Wykonujemy również wszelkie projekty przeznaczone do druku, czyli ulotki, banery, naklejki, plakaty, nadruki na szyby wystawowe.
Dorota Mazur,
absolwentka liceum
plastycznego w
Szczecinie i komunikacji wizualnej Politechniki Koszalińskiej.
Pasjonatka rysunku
i tańca. Mieszkanka
Poznania.
Kontakt:
[email protected]
www.sunnu-design.co.uk
www.linkpolska.com
Apriil 2009 | kwiecień 2009 | 39
Nowo otwarty polski sklep w Belfaście!
Szeroki wybór produktów różnych firm
Atrakcyjne ceny!
nabiał, soki, słodycze i wiele innych
W naszej kawiarni możesz
artykułów spożywczych, gazety,
odżywki dla sportowców
wypić polską kawę, zjeść polskie ciasto!
Ponadto oferujemy
przelewy pieniężne
od £4.90! Union
Western
od £4.90!
U nas skorzystasz z Internetu
za jedyne £1.50/godzina
i zadzwonisz do Polski
przez Skype za darmo!
Adres:
Chcesz wiedzieć więcej?
Przyjdź do nas
lub skontaktuj się
z Mariuszem
(informacje w języku polskim)
120 Lisburn Road
Belfast BT9 6AH
Tel.: 02890681913
E-mail: [email protected]
Godziny otwarcia:
pon. - śr. 9:00 - 21:00
czw. - sob. 9:00 - 21:00
niedziela 11.00-21.00
LINK
POLSKA
Zamieść reklamę
w magazynie LinkPolska!
Aneta Patriak
Tel.: +44 7787588140
E-mail: [email protected]
Sklepy Polonia to
jedyne polskie sklepy
na terenie Newry
i Dungannon!
sklepy
POLONIA
Zapewniamy:
* najtańszą na rynku usługę przekazu pieniędzy
na konta w Polsce, dzięki współpracy z firmą Easy Send
* miłą i fachową obsługę, korzystne ceny
* częste dostawy świeżych produktów
Adresy sklepów: Newry: 28 Water Street / Dungannon: Market Square
Jeśli miałeś wypadek w Irlandii Płn.,
Anglii lub Szkocji - nie z Twojej winy
1 6.5
p
on
elef
Na t onarny
j
stac lski
o
do P
on
elef
Na t órkowy
kom lski
o
do P
p
Z Twojej komórki
wyślij sms o treści
HALO
na numer 80556, by otrzymać 5 funtów na rozmowy
na numer 84459, by otrzymać 3 funty na rozmowy
text-n-talk.com
Full instructions and access numbers will be sent to you by text. Ask bill
payer’s permission. Calls charged per minute. Reverse billing service. Calls to
020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of
inclusive mobile minutes. Calls to mobiles may cost more. A connection
charge equal to the rate per minute for the relevant destination is charged on
each call. This is an Auto credit service. To stop auto credit text STOP to
number you initially text to. Credit lasts 90 days from first use.
Ireland
1p
Slovakia
1.8p
Czech Republic 2p
Lithuania
5p
SZKOŁA JĘZYKA ANGIELSKIEGO
“EFECT”
Angielski 4 razy szybciej!
CENISZ SWÓJ CZAS?
PRZYJDŹ DO NAS
•
•
•
•
•
Metoda
Metoda
CallanaCallana
SZYBKIE EFEKTY
GWARANCJA
SUKCESU
MAŁE GRUPY (DO 10
OSÓB)
LEKCJE PRÓBNE
BRAK ZADAŃ
DOMOWYCH
WWW.EFECT.CO.UK
email:[email protected]
tel: 07521988954
Ravenhill Business Park
Ravenhill Road, Belfast
ogłoszenia społeczne
I
K
Ł
Y
S
E
PRZ
POSZUKIWANI:
ROBERT PIOTR BANASZYŃSKI
Wiek w momencie zaginięcia: 38 lat
Ostatnie miejsce pobytu:
Northampton,
Wielka Brytania
Data zaginięcia:
17 stycznia 2007 r.
Kolor oczu: piwne
Wzrost: 156 cm
Znaki szczególne:
myszka-pieprzyk na łydce,
blizna na lewym policzku
Przesyłki
Polska-Irlandia Północna-Szkocja-Anglia i z powrotem
Przeprowadzki
Transport samochodów
Zakupy w Polsce, tanio
PACK-MAN
07840478134
tel.:
design & beauty clinique
lub hair
07873145750
Pan Robert 12. 03.2006 roku wyjechał do
Wielkiej Brytanii. Pracował w hipermarkecie.
[email protected]
Godziny otwarcia:
wtorek - sobota 9.30 - 18.00
czwartek 9:30 - 21:00 Zapraszamy!
Regularny transport przesyłek
Polska-Irlandia Północna-Polska
promocja poznawcza
(tylko do 14.02.2009)
hair 078 2176 0488
oferujemy:
beauty
077 2343
bardzo
atrakcyjne
ceny2428
48a
york
street
ubezpieczone przesyłki
belfast, bt15
1as
kompleksową
obsługę
£ 2.99 regulacja brwi
£ 19.99 wszystkie zabiegi na twarz
£ 9.99 panie - mycie,
strzyzenie i stylizacja
From DOOR TO DOOR
obsługę klientów
indywidualnych
usługę
„zamów kuriera on-line”
Kontakt: ITAKA - Centrum Poszukiwań
Ludzi Zaginionych, tel.: 0801247070,
226547070 (całodobowo) lub z najbliższą
jednostką policji. Więcej: www.zaginieni.pl.
ZAMÓW PRENUMERATĘ!
Aby zamówić prenumeratę na dowolny
adres na terenie Wielkiej Brytanii, Irlandii
oraz innych krajów Unii Europejskiej
należy wypełnić formularz zgłoszeniowy i odesłać go wraz z załączonym
czekiem lub przekazem pocztowym
(wystawionym na Link Polska) pod
adres redakcji: Link Polska, 1a Market
Place, Carrickfergus, BT38 7AW lub
zadzwonić pod nr.: 028 9336 4400,
aby dokonać płatności kartą.

www.islandexpress.eu
IslandExpress s.c.
tel.kom. +48 515 280 526 tel.kom. +48 515 280 527 tel.
+48 76 856 50 54
Wielka Brytania
i Irlandia
£15
£25
Liczba Kraje UE
wydań
£25
6
£35
12
Formularz zgłoszeniowy:
Poczuj się pewnie na brytyjskich drogach!
Testy na prawo jazdy na wszystkie kategorie oraz brytyjski
kodeks drogowy w języku polskim. Profesjonalne i kompletne.
Profesjonalne t³umaczenia i doradztwo jêzykowe w zakresie:
4Wype³nianie dokumentów 4Kancelarii Prawnych
4Dokumentów notarialnych 4Urzêdu Skarbowego
4Zasi³ków 4S¹du 4Policji 4Opieki medycznej
Wspó³pracujemy ze zwi¹zkami zawodowymi, ksiêgowymi,
a tak¿e z najlepszymi kancelariami prawnymi, notariuszami:
PATTERSON TAYLOR & Co.
JOHN G.H. WILSON & Co.
Bezpłatne doradztwo odnośnie uzyskania prawa jazdy w Wielkiej Brytanii!
www.emano.co.uk
[email protected]
07871 410 164
Doradzamy, jak postêpowaæ w ró¿nych sytuacjach, pomagamy w wype³nianiu
formularzy, zapewniamy asystê profesjonalnych t³umaczy w spotkaniach
czy trudnych sytuacjach, tak¿e w terenie.
Imię i nazwisko: ....................................
.............................................................
Prenumerata na okres: .........................
Adres: ..................................................
.............................................................
Kod pocztowy: .....................................
Telefon: ................................................
Załączam czek na kwotę: .....................
Nauczanie jêzyka angielskiego:
4Lekcje indywidualne/grupowe 4Oferty dla firm
4Specjalne kursy dla pracowników
Kursy dla dzieci i m³odzie¿y przygotowuj¹ce do egzaminów brytyjskich GCSE, FCE,
CAE, CPE. Przyjdź do nas, jeśli Twoje dziecko ma problemy z przygotowaniem
do egzaminów!
Telefon kontaktowy
czynny 24 godziny na dobê:
075 140 717 48
077 845 99 378
e-mail:
[email protected]
TATUAŻ ARTYSTYCZNY!
Stuprocentowy profesjonalizm
gwarantowany 17-letnim
doświadczeniem. Oferuję
szeroki wybór wzorów oraz
realizację własnych projektów.
Poprawki tatuaży i wykonywanie
portretów na skórze.
Atrakcyjne ceny!
Robert, tel.: 07842670086,
Belfast i okolice
Nowe mieszkania do wynajęcia
w samym centrum Carrickfergus
2 sypialnie + salon połączony z kuchnią
Ogrzewanie gazowe
Czynsz: £450 za miesiąc
Tel.: 07895625562
TRANSPORT Przesyłki kurierskie, transport
samochodów, motorów i quadów
Irlandia Północna
i Republika Irlandii
POLSKA
Tel.: 07599706767
07599706766
Easter_210x148_TTV_LINK POLSKA_3Page 1 17/03/2009 18:28:52
ZáÛĪ Īyczenia na
Wielkanoc juĪ dziĞ
C
M
Y
CM
MY
CY
Z komórki wybierz:
020 8497 3897
*
& 1 po £5 kredytu T-Talk. Nastêpnie wybierz
numer docelowy i #. Poczekaj na po³¹czenie.
CMY
K
Do 27% extra kredytu ZA DARMO jeĤli do³adujesz konto przez INTERNET
Polska Obsáuga Klienta: 0208 497 4622
www.auracall.com/glosik
CALLING THE WORLD
*T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls charged per minute. Charges apply from the moment of connection. Calls to the 020 number cost mobile standard rate to a landline or may be used as part of bundled minutes. Calls made to mobiles may cost more. Connection fee varies between
1.5p & 20p. Text AUTOOFF to 81616 (std SMS rate) to stop auto-top-up when credit is low. Rates are subject to change without prior notice. Please see website for up-to-date pricing. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
Easter_148x210_STD_LINK_POLSKA_3Page 1 18/03/2009 13:49:33
ZáÛĪ Īyczenia na
Wielkanoc juĪ dziĞ
C
M
Y
CM
Wybierz poniĪszy numer dostĊpowy
a nastĊpnie numer docelowy np.
0048xxxx
MY
CY
CMY
K
3ROVND
7p/min - 087 1412 3897
3ROVND
2p/min - 084 4831 3897
6RZDFMD
3p/min - 084 4988 3897
,UODQGLD
3p/min - 084 4988 3897
Polska Obsáuga Klienta: 084 4545 3555
www.auracall.com/glosik
CALLING THE WORLD
T&Cs: Ask bill payer’s permission. Calls billed per minute & include VAT. Charges apply from the moment of connection. Calls made to mobiles may cost more. Minimum call charge 8p by BT. Cost of calls from non BT operators & mobiles may vary. Check with
your operator. Rates are subject to change without prior notice. This service is provided by Auracall Ltd. Agents required, please call 084 4545 3788.
Fotokasty - krótkie formy multimedialne łączące reportaż fotograficzny i dźwiękowy

Podobne dokumenty