Medalista z Kataru: na tym nie przestanę!
Transkrypt
Medalista z Kataru: na tym nie przestanę!
bezpłatny tygodnik www.tygodnikilustrowany.pl www.facebook.com/tygodnikilustrowanypl TYGODNIK ILUSTROWANY NR 5/2015. 10 LUTEGO 2015 R. NAKŁAD: 10.000 EGZ. REDAKTOR PROWADZĄCY: MAREK SZYPERSKI. TEMAT NUMERU: Jak Sarmata z Tatarem wojował i co z tego wynikło Medalista z Kataru: na tym nie przestanę! Marek Szyperski Złotówka wicepremiera Ile jest warty jeden złoty według wicepremiera polskiego rządu? Bagatela, prawie 4,5 mln zł. Gdyby po takim kursie przeliczano nasze płace – Wyspy Brytyjskie opustoszałyby w ciągu kilku tygodni. Wicepremier i minister obrony Tomasz Siemoniak zjawił się w Ciechanowie w bardzo gorącym okresie, tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich, by wesprzeć urzędującego gospodarza – tak się złożyło – z tej samej partii. Obiecał, że jeśli miasto przedstawi dobry program zagospodarowania byłych koszar, to dostanie je za symboliczną złotówkę. Gospodarzowi to nie pomogło, przegrał z młodych rywalem, który po wyborach powiedział „sprawdzam” i złożył stosowny wniosek w Agencji Mienia Wojskowego. Teraz nowy prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński, bo o nim mowa, otrzymał odpowiedź z Agencji – bierzcie obiekt, ale za bardzo już nie symboliczne ok. 4,5 mln zł. Prezes AMW jest i tak łaskawa, bo twierdzi, że daje miasto bardzo duży 80 proc. upust. Co dalej? Prezydent Kosiński ma pytać się m.in. radnych. Zobaczymy co z tego wyniknie. Dyrektorska zmiana warty w „Studio” Jolanta Grudzińska (z prawej)– nowym dyrektorem Ciechanowskiego Ośrodka Edukacji Kulturalnej „Studio”. Magdalena Jabłońska – animatorem kultury w tymże Ośrodku – w ostatni poniedziałek poinformował o tym prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński. - To dziennikarka, ekonomistka, coach, specjalista z zakresu public relations – przedstawił prezydent nową dyrektor. – Dodatkowe wsparcie otrzyma ze strony pani Jabłońskiej – animatora kultury z zadaniem ożywienia sfery kultury w „Studio”. To kulturoznawca, aktorka, artystka. Jolanta Grudzińska zastąpiła Ninę Rykowską odwołaną przez prezydenta za jak to określił „szereg nieprawidłowości” w funkcjonowaniu COEK „Studio”. Fot. BRJ TV Red Przemysław Krajewski i jego pierwszy trener Jacek Warda. Ludzie stracą pracę? Nie będzie wykupu przez płoński Zarząd Dróg i Mostów majątku upadłej spółki Przedsiębiorstwo Robót Drogowo - Mostowych w Płońsku. Radni Płońska nie poparli inicjatywy przejęcia upadającej spółki PRD-M przez płoński Zarząd Dróg i Mostów. Nie pomogły zapewnienia jej prezesa, Janusza Chłopika. Nie pomogły też zapewnienia burmistrza Płońska, Andrzeja Pietrasika. STR. 4 • Podziękował prezydentowi Krzysztofowi Kosińskiemu za zaproszenie go do Ciechanowa. – Chciałbym też podziękować wszystkim, którzy od początku we mnie wierzyli i zawsze są ze mną – powiedział Przemysław Krajewski, zawodnik brązowej drużyny polskich szczypiornistów z ostatnich Mistrzostw Świata w Katarze, który w ostatni poniedziałek odwiedził Ciechanów. – Nie będę ukrywał, że łatwiej jest grać na boisku, niż tutaj stać i mówić – żartował. Pochodzący z Klic w gminie Regimin zawodnik podziękował swoim pierwszym trenerom – Jackowi Wardzie z „Czarnych” Regimin i Zbigniewowi Czajkowskiemu z „Juranda” Ciechanów. – Z każdym dniem szedłem do przodu i starałem się nie myśleć o tym co będzie następnego dnia – powiedział. – Cóż, doszedłem tu, gdzie jestem i mam nadzieję, że na tym nie poprzestanę. Z rąk prezydenta Kosińskiego i przedstawicielki PBS Grażyny Lubeckiej Krajewski otrzymał symboliczny, wielki czek na 5 tys. zł. • MSz relacja filmowa na brjtv.pl Wiesława Krawczyk NIE DAJ SIĘ GRYPIE! Jesień, zima oraz wczesna wiosna to pory roku szczególnie obfitujące w przeziębienia, niebezpieczne infekcje dróg oddechowych a także zachorowania na grypę. Grypa jest wysoce zakaźną chorobą wirusową układu oddechowego, rozprzestrzeniającą się drogą kropelkową. Powraca w każdym sezonie epidemicznym z różnym nasileniem. Powiatowa Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna w Ciechanowie zbiera informacje dotyczące zachorowalności na choroby zakaźne, między innymi na grypę w danym miesiącu, sezonie, roku, by na bieżąco monitorować sytuację epidemiologiczną w naszym powiecie. STR. 11 • 2 | TEMAT NUMERU 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY Jak Sarmata z Tatarem wojował i co z tego wynikło „Pobijemy cara Temura Kutłuka, odbierzemy mu carstwo i posadzimy na tronie Tochtamysza, on zaś posadzi mnie na całej Rusi” - powiedział ponoć Wielki Książę Litewski Witold ogłaszając swoje zamiary bycia spadkobiercą osiągnięć terytorialnych Złotej Ordy - wielkiego państwa powstałego po rozpadzie Imperium Czyngis-chana. Planował osiągnąć to za pomocą połączonych armii litewskiej, krzyżackiej i oddziałów wiernych Tochtamyszowi - chanowi Złotej Ordy, który na skutek klęsk militarnych, na jakiś czas, razem ze swoim dworem skrył się pod opieką litewskiego księcia. To właśnie z tych elit, które wtedy przybyły ze swoim przywódcą wywodzili się późniejsi Lipkowie - Tatarzy Rzeczypospolitej. Szanowny Czytelniku, nieważne czy czytasz ten artykuł z powodu zaciekawienia moim poprzednim felietonem czy może po prostu przez przypadek zatrzymałeś wzrok na tym tekście albo zainteresował Cię obrazek do niego dołączony to chcę Cię zapewnić, że jest mi niezwykle przyjemnie, że wyruszysz ze mną na wyprawę, w której postaram Ci się, w sposób niezwykle pobieżny przedstawić początki relacji polsko-krymskotatarskich. Celem przypomnienia napiszę tylko, że niewielkim cyklem, który rozpocząłem 20 stycznia na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” chciałbym przybliżyć Państwu kulturę i historię nielicznego narodu Europy jakim są Tatarzy Krymscy. Narodu, który był w naszej narracji historycznej traktowany po macoszemu i skojarzony przez dzieła Sienkiewicza z dzikimi stepowymi okrutnikami na małych konikach. Narodu, który z polską kulturą i historią ma powiązania niezwykle głębokie, skomplikowane i bardzo długie. Po ostatnim przybliżeniu pochodzenia Tatarów Krymskich, dzisiaj chciałbym przybliżyć, niestety w sposób mocno powierzchowny, historię wzajem- nych relacji, fascynacji i kilku wybranych tatarskich zapożyczeń w kulturze polskiej. O polsko-krymskotatarskich relacjach dwustronnych możemy mówić od roku 1411, w którym to Wielki Książę Litewski Witold wykorzystując zamęt panujący w tym czasie w Złotej Ordzie osadził na tronie Chana Krymskiego Dżelala ed-Dina, uczestnika bitwy pod Grunwaldem, który u boku wojsk litewskich i polskich stawił czoła wojskom krzyżackim. Od tego momentu możemy mówić o dwustronnych relacjach międzypaństwowych, które połączyły Tatarów Krymskich z Rzeczpospolitą. Relacje te na samym początku były wręcz znakomite, gdyż rok po opisywanych wydarzeniach do króla polskiego przybyło poselstwo chana krymskiego, które zapewniło w jego imieniu wsparcie militarne w każdej potrzebie. Krym tymczasem dostał się pod wpływy Osmanów. Tatarzy dość szybko nauczyli się lawirować politycznie pomiędzy Rzeczpospolitą, Wysoką Portą, a jeszcze później Moskwą. Chanowie wiedzieli, że stanowiąc dużą siłę militarną jako sojusznik, lecz niewielką jako pojedyncze państwo będące dodatkowo wasalem jednej z potęg (Turcji). Sami Tatarzy zbyt wiele na stole polityki międzynarodowej ugrać nie mogli, a będąc języczkiem uwagi zapewniali sobie zainteresowanie każdej ze stron. Niemalże od początku na poziomie militarnym pomiędzy Rzeczpospolitą a Chanatem trwały wzajemne „przepychanki”, najazdy i bitwy jednakże na poziomie dyplomatycznym relacje zawsze pełne były szacunku dla drugiej strony. Na poziomie najbardziej przyziemnym i codziennym jakim jest handel to dzięki pośrednictwu Tatarów, zwłaszcza w tym początkowym okresie uzyskaliśmy bardzo wiele. Kupcy z Krymu przywozili jedwab, korzenie, przyprawy, pachnidła. Zaopatrywali Bliski Wschód i stepy Eurazji w litewskie futra, broń, drewno itd. W 1577 roku podpisano odnowiony akt przymierza między Polską a Turcją. Sułtan nakazał chanowi tatarskiemu rozpoczęcie działań przeciwko Moskwie, jako pomoc Rzeczpospolitej, podczas wojny północnej. Pamiętać jednak należy, że później w latach 1605-1644 nastąpiło aż 75 najazdów tatarskich na tereny należące do Rzeczpospolitej. Najazdy te miały podwójny charakter. Oprócz tego, że były one najazdami, które dzisiaj moglibyśmy nazwać prewencyjnymi (chęć wpływania na decyzje polityczne królów polskich), były to także najazdy związane z półkoczowniczym modelem gospodarki państwa, w którym łupy wojenne stanowiły nie tylko ważny zastrzyk kruszców ale także żywności czy rąk do pracy. Gdy wybuchło powstanie Chmielnickiego, w dalszej perspektywie cieszące się silnym poparciem Moskwy, to chan także stanął po stronie Kozaków. Gdy jednakże w 1654 roku doszło do ugody perejasławskiej, na mocy której część Ukrainy miała zostać włączona do Rosji, władca Krymu zrozumiał, że wykrwawiając się na ciągłych utarczkach z Rzecz- pospolitą stworzył sobie silnego wroga - odstawioną na jakiś czas w polityczne zapomnienie Rosję. Najważniejszą zasadą polityki Krymu, do tej pory, było popieranie słabszego przeciwnika przeciw silniejszemu. Okazało się jednak, że osłabienie Rzeczpospolitej jest zbyt duże i może mieć to także negatywny wpływ na politykę chanów. Od tego czasu, przez kolejne 10 lat Tatarzy Krymscy stali się sojusznikami Polski. Stan dobrych relacji trwał do 1664 roku. Układy chana z królem były dla obu stron bardzo korzystne. W owym roku, Polacy rozpoczęli negocjacje z Rosją, co spowodowało ogromne załamanie zaufania do króla polskiego na dworze chana. Oprócz tego, na Krymie silna była grupa pragnąca włączyć Ukrainę pod opiekę Chanatu oraz sułtana osmańskiego. Do zerwania układów jednak nie doszło, gdyż ówczesny chan Mehmed IV, pragnący uniezależnienia się od Porty, pozostał wiernym sojusznikiem Jana Kazimierza. Pokoju nie udało się utrzymać zbyt długo, walki wybuchły ponownie. Mierząc jednakże te stepowe wojny tatarsko-polskie miarą współczesnego, doświadczonego dramatem dwóch wojen światowych umysłu, porzucamy część dawnego rozumienia wojny. Ciekawym obrazkiem w tym kontekście może być oblężenie Żurawna, warownego obozu w którym zamknął się polski król Jan III Sobieski i jego nieliczne wojsko. Przez bitność polskich żołnierzy armia dowodzona przez samego chana Selima Gireja i przez serdara ottomańskiego Ibrahima Szejtana zrezygnowała z walki Dominik Jakub Napiwodzki Urodził się w Ciechanowie. Tutaj też ukończył Liceum Ogólnokształcące nr 2 im. Adama Mickiewicza. Absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. Stanisława Moniuszki w Ciechanowie oraz Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Adama Krzanowskiego w Mławie z filią w Ciechanowie. Z wykształcenia antropolog kulturowy. Pasjonat poznawania kultury, historii i społeczeństwa rdzennego narodu Krymu - Tatarów Krymskich. W związku z zainteresowaniami już od kilku lat współpracuje z różnymi instytucjami oraz organizacjami Tatarów polskich oraz krymskotatarskich, w tym z ciechanowską „Fundacją Krym”. ska jak i Rzeczpospolita przypłaciła wspólne spory i waśnie utratą niepodległości. Pomimo prób pomocy konfederatom barskim i traktatowi na mocy którego Chanat Krymski i Imperium Osmańskie decydowały się na niezawieranie pokoju z Rosją, do czasu przywrócenia w Polsce dawnego ustroju, nie udało się zachować starego układu sił. W trakcie rozbiorów Polski upadł także Chanat krymski, który w 1783 został przez Rosję zaanektowany. Ważną instyJak już wcześniej wspotucją, w której mniałem Tatarzy ze Złotej widać było sil- Ordy zaczęli osiedlać się ne wzorowanie się na modzie na Litwie i w Koronie jesztatarskiej stało się wojsko. cze przed stworzeniem Krymskiego. Istniały przecież chorągwie Chanatu lekkiej jazdy, później nazwa- Także potem, przez wene ułanami, od nazwiska wnętrzne walki o władzę jednego z tatarskich rodów w ordzie a także poprzez branie jeńców podczas a to tylko jeden z licznych licznych bitew i potyczek przykładów. rozwijało się osadnictwo tatarskie w Rzeczpospolii podpisała traktat rozejmowy. Po tej. Tatarzy litewscy, nawet kiedy zawarciu układu tłumy Turków i Ta- powstało już niezależne państwo tarów podjechały do obozu polskie- tatarskie wiernie trwali jednak go, by nawiązać kontakty handlowe przy królu polskim i wielkim księz żołnierzami i zadeklarować im swą ciu litewskim. W XV i XVI wieku, przyjaźń. Wszyscy byli też bardzo na tereny Litwy i Korony nadal ciekawi wyglądu króla, który zdobył licznie napływali osadnicy tatarsobie wśród muzułmanów najwyższy scy. Przybywali oni z podbijanych szacunek1. kolejno przez Moskwę Chanatów Stopniowy upadek obydwu kazańskiego i astrachańskiego lub państw i wzrost potęgi Rosji z samego Krymu, cierpiącego klęsprawił, że zarówno Orda krym- ski nieurodzaju. W XVI wieku na skutek powolnej asymilacji w Pol1 Podhorodecki Leszek (1987) – Chanat krymski i jego stosunki z Polską sce i na Litwie, Tatarzy utracili w XV-XVIII w., Książka i Wiedza, Warszaswój ojczysty język. cd. str. 13 wa., s. 221. • Z REGIONU | 3 TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 Powiat mławski Płońsk Dwie kobiety okradły starszego mężczyznę Mławska policja poszukuje dwóch kobiet, które okradły 83- letniego mężczyznę. Stracił przechowywane w domu oszczędności i dwie złote obrączki. Policjanci apelują o ostrożność i nie wpuszczanie do domu obcych osób. Do przestępstwa doszło w czwartek, 5 lutego ok. 14.30 w Krośnicach (gm. Stupsk). - Jak wynika ze wstępnych ustaleń, do domu 83- letniego mężczyzny, w czasie gdy był sam, weszła kobieta w wieku ok. 50 lat, prawdopodobnie narodowości romskiej, która oświadczyła że jest pracownikiem fundacji charytatywnej i zajmuje się zbiórką odzieży – informuje rzeczniczka mławskiej Komendy Powiatowej Policji Anna Gorczewska. - Drzwi wejściowe do domu były otwarte. Podczas gdy jedna z kobiet zajmowała seniora rozmową, druga w tym czasie weszła do pokoju obok i przeszukała pomieszczenie. Gdy wyszły – mężczyzna zorientował się że zginęły pieniądze oraz dwie złote obrączki. Kobiety odjechały oczekującym przed posesją samochodem. - Okradziony senior powiadomił policję dwie godziny po zdarzeniu. Trwają czynności policji – relacjonuje rzecznik. Policja apeluje do osób starszych o przestrzeganie podstawowych zasad bezpieczeństwa: Miasta nasze, a w nich... Bohater w polu Na ostatniej sesji Rady Miasta Ciechanów stoczono bój o nazwy nowych ulic. Doceniając starania grupy radnych, którzy chcieli uhonorować zacne, zasłużone dla historii Ciechanowa i Polski osoby, nie wypada nie zapytać czy zanim zgłosili swe pomysły – dokonali może wizji lokalnej? Fot. Marek Szyperski Czy zobaczyli jak wygląda miejsce, w którym te nowe ulice powstają? Czy byłoby miło zabrać tam np. ambasadora Węgier, by oddał hołd Henrykowi Sławikowi? Przed kilku laty mocno skrytykowałem decyzję ówczesnych radnych o nadaniu jednej z uliczek w tym rejonie miasta nazwy Polskiej Organizacji Wojskowej. Pisałem, że Peowiacy pewnie się w grobach przewracają na wieść o takim ich uhonorowaniu. Pamiętam, że ktoś wtedy argumentował, że to dobra lokalizacja bo blisko jednostki wojskowej. Jednostkę zlikwidowano i co.....? Warto by uporządkować w mieście nazewniczą politykę. Przejrzeć tzw. bank nazw, po- Bardzo ciekawa sobota Ciekawie zapowiada się sobota 21 lutego w Płońsku. Będzie coś dla seniorów i miłośników historii. - Gdy jesteś sam NIGDY nie wpuszczaj do domu obcej osoby - ZAWSZE zamykaj na klucz drzwi wejściowe TAKŻE W CIĄGU DNIA - Zanim otworzysz komuś drzwi UPEWNIJ SIĘ kto za nimi stoi - Gdy zostałeś okradziony NATYCHMIAST POWIADOM POLICJĘ Policja apeluje także do rodzin osób starszych o objęcie ich troską oraz systematyczne przypominanie podczas rozmów o podstawowych zasad bezpieczeństwa. MSz patrzeć na plan miasta, na powstające nowe ulice, na pętlę z jej rondami, nie zaniedbywać wizji lokalnych. Nadawać nowe nazwy z rozwagą, uwzględniając opinie mieszkańców. Bo będą takie „kwiatki” jak ulica Piękna, która przypomina mi jeden z wierszy Broniewskiego: „Ulica Miła nie jest wcale miła, Ulicą Miłą nie chodź moja miła...” Płoński Uniwersytet Trzeciego Wieku zaprasza słuchaczy o godz. 11. do „Marketu z kulturą” na wykład: ,,Rola owocowej witaminy C w organizmie człowieka”. Prelegentem będzie dietetyk Małgorzata Szczurowska. Natomiast o godz. 17 w Galerii MSz Przasnysz Młodzieżowa koszykówka Drużyna „Bad Boys” wygrała zorganizowany przez Młodzieżową Radę Miasta Przasnysza Turniej Piłki Koszykowej, któremu patronował przewodniczącego Rady Miejskiej Piotra Jeronim. Marek Szyperski Ps. I drodzy radni pamiętajcie o ulicach Gwardii Ludowej (dzięki tekstowi w jednym z tygodników dowiedziałem się, że w PRL-u nadając tej ulicy imię uczczono też zamęczonego przez komunistów w więzieniu w Rawiczu Kazimierza Pużaka, tak tak....), 17. Stycznia i osiedlu Świerczewskiego. „P” (ul. Płocka 19) rozpocznie się pierwszy wykład z cyklu „Płońskie Spotkania z Historią” pt. ,,Początki – gród płoński we wczesnym średniowieczu’’. Wykład wygłosi archeolog Marek Gierlach. Spotkanie organizują Klub Inteligencji Katolickiej Ziemi Płońskiej oraz Miejskie Centrum Kultury w Płońsku. reklama Rozgrywki odbyły się na hali przy Szkole Podstawowej nr 1. W turnieju wzięły udział cztery drużyny - łącznie 29 osób. I miejsce - „Bad Boys”, II miejsce - „Batman, III miejsce – „Above the Rim”. Red 4 | Z REGIONU 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY Nie będzie wykupu przez płoński Zarząd Dróg i Mostów majątku upadłej spółki Przedsiębiorstwo Robót Drogowo-Mostowych w Płońsku. Płońsk Radni Płońska nie poparli inicjatywy przejęcia upadającej spółki PRD-M przez płoński Zarząd Dróg i Mostów. Nie pomogły zapewnienia jej prezesa, Janusza Chłopika. Nie pomogły też zapewnienia burmistrza Płońska, Andrzeja Pietrasika. bec innych podmiotów. Nie będzie mógł korzystać z trybu preferencyjnego przy zamówieniach publicznych. Nawet w tych ogłaszanych w samym Płońsku. Zatem nie będzie mógł liczyć „na fory” nawet przy zleceniach od organu samorządowego, który jest właścicielem podmiotu. Czy przez taką decyzję radnych miejska spółka ZDiM straciła szansę na rozwój a ludzie pracę? Ludzie stracą pracę? Ryzyko tej inwestycji dla wielu radnych okazało się zbyt duże. Nie pomogła deklaracja prezesa PGK, że opłaty komunalne nie wzrosną w związku z ewentualnym poręczeniem majątkowym przez PGK. Ocena zakładowych komisji NSZZ „Solidarność” dla radnych byłą bardziej wiarygodna niż oświadczenia prezesów miejskich spółek PGK i PEC, którzy zapewniali Radę, że wysokość za- Fot. www.plonsk.pl Radni zmienili decyzję poprzedniej rady, która dokapitalizowała ZDiM kwotą 1,2 mln zł z przeznaczeniem na zakup PRD-M. Te pieniądze teraz „przepadną”. Nie wróci także wadium, które miejska spółka wpłaciła w ubiegłym roku, gdy zgłosiła ofertę zakupu PRD-M. W sumie wydatkowano już około 2 mln złotych. Te pieniądze nie wrócą. Ale w całej sprawie jest jeszcze drugie dno. To szansa na rozwój ZDiM. Bez zaplecza, bez własnej wytwórni mas bitumicznych ZDiM nie jest konkurencyjny wo- Krzysztof Tucholski, przewodniczący Rady, twierdzi, że decyzja negatywna odnośnie przejęcia PRD-M nie oznacza konieczności redukcji zatrudnienia w ZDiM. Zatrudnienie w ZDiM w chwili obecnej to ponad 40 osób. Nie bez znaczenia jest jednak fakt, że wynosiło ono mniej niż połowę obecnego składu przed wydzierżawieniem PRD-M. Czy uda się utrzymać je na dzisiejszym poziomie? Janusz Chłopik, prezes ZDiM, twierdzi, że nie. bezpieczenia w żaden sposób nie wpłynie na kondycję tych firm, nie będzie oznaczać zwolnień ani obniżki wynagrodzeń oraz wzrostu opłat dla mieszkańców Płońska. Za wykupem majątku po PRD-M głosowało 5 (a w drugim głosowaniu 6) osób a 1 osoba sie wstrzymała. Pozostali radni byli przeciwni. Taka decyzja rady, to rozwiązanie umowy z syndykiem na dzierżawie majątku ZDiM. To utrata około 2 mln zł, które trafiły do ZDiM, by mógł działać w nowej formie. ZDiM nie będzie też mógł startować w przetargach na preferencyjnych warunkach, z pominięciem procedury przetargowej. Nawet na terenie Płońska. ZDiM bez pewnych zamówień może zwracać sie w przyszłości znacznie częściej o pomoc i wsparcie finansowe do Rady Miasta. O ile w ogóle będzie w stanie utrzymać się na rynku. NO • Więcej na www.tygodnikilustrowany.pl „Tropem Wilczym - Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych” największym biegiem pamięci w Polsce Ponad 20 tysięcy biegaczy w 71 miejscowościach, w tym w Ciechanowie weźmie udział 1 marca 2015 r. w III edycji „Tropem Wilczym - Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych” organizowanym przez Fundację Wolność i Demokracja. Tym samym Bieg, którego celem jest upamiętnienie ostatnich Z APR O SZ E N I E obrońców wolności, walczących na ziemiach polskich jeszcze po zakończeniu II Wojny Światowej, jest największym biegiem pamięci w Polsce. „Tropem Wilczym - Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych” jest też największą imprezą masową towarzyszącą obchodom „Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych”. Najwięcej biegaczy wystartuje w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Szczecinie i Lublinie. Symboliczny dystans biegu we wszystkich miastach wynosi 1963 metry. Liczba ta jest nawiązaniem do daty śmierci ostatniego Żołnierza Wyklętego - Józefa Franczaka „Lalka”, który został zamordowany w 1963 roku. W niektórych miastach odbędą się także biegi na 5 i 10 km. Każdy z uczestników biegu otrzyma koszulkę z wizerunkiem jednego z Żołnierzy Wyklętych: Danuty Siedzikówny Z APROSZ ENIE „Inki”, Antoniego Radziwonika „Olecha”, Władysława Łukasiuka „Młota”, Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” i Józefa Franczaka „Lalka” oraz medal pamiątkowy. W każdym mieście organizatorzy przygotowali dodatkowe atrakcje, takie jak gry miejskie i rekonstrukcje historyczne. Organizator „Tropem Wilczym - Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych”, czyli Fundacja Wolność i Demokracja została założona w 2006 roku. To niezależna organizacja pozarządowa wspierająca Polaków na Wschodzie, propagująca wiedzę o historii Polski ze szczególnym uwzględnieniem Kresów oraz zajmująca się problematyką praw człowieka i demokracji na terenach byłego ZSRR. Fundacja jest znana z takich inicjatyw jak akcja „Ratujmy Polaków Donbasu”, „Biało-Czerwone ABC”, czy poświęconego Żołnierzom Wyklętym festiwalu „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci”. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej: www.tropemwilczym.pl. Tygodnik Ilustrowany i BRJ TV są wśród patronów medialnych Biegu. Z REGIONU | 5 TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 Musical w pułtuskim gimnazjum Wojsko zapomniało o kombatancie 29 stycznia, w wieku 96 lat, odszedł porucznik w stanie spoczynku Zygmunt Blankiewicz. Zasłużony ciechanowianin, wieloletni prezes ciechanowskiego obwodu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Ś.p. por. Blankiewicz konspiracyjną walkę z okupantem podjął jeszcze w 1939 r. Podobnie jak i wielu jego kolegów z konspiracji, do końca swoich dni był wierny żołnierskiej przysiędze, której fragment warto przypomnieć: „Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia”. Porucznikowi Blankiewiczowi sprzyjało żołnierskie szczęście przeżył wojnę, doczekał się wolnej Polski. Jednak nigdy nie zapomniał o tych, co wypełnili żołnierski obowiązek i zginęli w walce. To między innymi dzięki jego staraniom na terenie Ciechanowa i okolic mamy pomniki i tablice upamiętniające żołnierzy Armii Krajowej. Dożył sędziwego wieku 96 lat, ale miał jeszcze wiele planów na przyszłość. Między innymi chciał upamiętnić ofiary obozu NKWD, zlokalizowanego w Ciechanowie przy ulicy Jesionowej. Zmarłego pożegnała rodzina, koledzy z konspiracji, znajomi, liczOG ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY nie zgromadzeni ciechanowianie. Żegnali go przedstawiciele władz miejskich i powiatowych. Kogoś jednak zabrakło. Zgodnie z odwiecznym zwyczajem w drodze na wieczną wartę żołnierza odprowadzają … żołnierze. Na pogrzebie śp. Fot. ciechtivi.pl Oni odchodzą, a Ojczyzna, której wiernie służyli, walczyli o jej wolność, nie potrafi ich nawet godnie pożegnać. por. Blankiewicza nie było jednak wojskowej asysty honorowej. Nie było salwy nad grobem. Nie było sztandaru wojskowego. Przykre to i bolesne. Mi osobiście było wstyd. Mogę jedynie przypuszczać, dlaczego tak się stało. W zeszłym roku minister obrony narodowej (ten sam, co przyjechał do Ciechanowa, by prowadzić agitację wyborczą na rzecz byłego już prezydenta miasta) wprowadził zmiany w zasadach przyznawania wojskowej asysty honorowej. Teraz to rodzina zmarłego, lub organizacja społeczna ma napisać wniosek do dowódcy garnizonu, przedstawić zasługi, a ten może, ale nie musi, przyznać taką asystę. Takie ostatnie upokorzenie. A co z tymi, co nie mają rodzin i końca swoich dni doczekali w domach pomocy społecznej? Nie ma wniosku – nie ma wojskowej asysty honorowej. Wojsko nie wie bowiem komu przysługuje wojskowa asysta honorowa. Nie ma żadnego systemu ewidencjonowania osób uprawnionych. We wprowadzonym decyzją ministra ceremoniale wojskowym mówi się jedynie o kilku kategoriach osób, którym można przyznać taką asystę. Można, ale nie trzeba! Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy - wyjątkowo odrażający. Dowódca garnizonu, po otrzymaniu od rodziny wniosku ma w ciągu kilku godzin przeprowadzić proces lustracyjny zmarłego i lepiej, żeby się nie pomylił. IPN nie dał rady, sądy nie dały, a żołnierz musi. Bo jak nie, to go minister zwolni i jeszcze publicznie napiętnuje. Takie przysłowiowe: „kowal zawinił, a cygana powiesili”. Polityk nie może w Polsce ponieść odpowiedzialności za swoje brakoróbstwo. Nie musi mieć jakichkolwiek kwalifikacji. Ministrem Obrony Narodowej może być nawet psychiatra i pacyfista. Minister za to może skierować wojskową asystę honorową na pogrzeb jakiegoś aktora, reżysera czy polityka. To przecież tak ładnie wygląda. A to, że kombatant nie będzie godnie pożegnany nie ma znaczenia. Liczą się przecież tylko słupki poparcia przy wyborach. Powiedziałbym hańba, ale żeby to zrozumieć trzeba mieć choćby odrobinę poczucia honoru, a to jest już towar deficytowy. Coraz mniej jest tych, co jeszcze rozumieją znaczenie tego słowa. Oni odchodzą, a Ojczyzna, której wiernie służyli, walczyli o jej wolność, nie potrafi ich nawet godnie pożegnać. 06-400.pl Ucztę teatralną zgotowali licznie zgromadzonym gościom uczniowie pułtuskiego Gimnazjum nr 1. Musical „Dwa światy”, o nierówności społecznej, o niesprawiedliwościach, o niepewności dziś i jutra, w scenerii XIX - wiecznej Francji, w reżyserii Małgorzaty Archackiej, został nagrodzony owacjami na stojąco. • NO relacja filmowa na brjtv.pl Fot. brjtv.pl Ciechanów Ciechanów Kupmy policji psa O bezpieczeństwie w mieście rozmawiali prezydent Krzysztof Kosiński oraz komendanci: policji Grzegorz Grabowski, straży pożarnej - Arkadiusz Muszyński i straży miejskiej - Krzysztof Matuszewski. Efekty:- będą wspólne patrole strażników i policjantów, miasto kupi policji psa, dofinansuje też zakup radiowozu. Z propozycją uchwały w tej sprawie zwróci się do Rady Miasta już na najbliższej sesji prezydent Ciechanowa Krzysztof Kosiński. Przeznaczone na ten cel ma zostać 5 tys. zł. Nie o sam zakup psa tu jednak chodzi. Bynajmniej też nie o „zwykłym” psie mowa. Do policji ma trafić pies specjalistyczny – do wykrywania narkotyków. Sądząc po wzroście tego typu zagrożenia niewątpliwie potrzebny policji jest taki „wykrywacz”. Czy jednak ciechanowscy radni wyrażą zgodę na wsparcie finansowe Powiatowej Komendy Policji w poszerzeniu składu o czworonoga? Przekonamy się na planowanej na koniec lutego sesji Rady Miasta. Pracami ciechanowskiej Rady Miasta kieruje bowiem emerytowany funkcjonariusz, były rzecznik ciechanowskiej komendy. W Radzie zasiada też jeden czynny jeszcze policjant. Zabrakło ich przy omawianiu problemów związanych z bezpieczeństwem w mieście. Nie dostali na nie zaproszenia. Oby zatem nie byli mocno pamiętliwi. NO 6 | SPOŁECZEŃSTWO 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY Janusz Zalewski Powroty – ulica Nadrzeczna (5) Wojtkowi Przyłuskiemu Każdy z nas przeżywał w dzieciństwie fascynację jakimś zawodem. Jedni chcieli być sportowcami, inni – zaintrygowani pojazdami – chcieli zostać kierowcami lub mechanikami samochodowymi lub taksówkarzami, jeszcze inni – listonoszami albo strażakami albo żołnierzami albo milicjantami, bo ci wszyscy nosili mundury, niektórzy księżmi lub nauczycielami, żeby nauczać innych, a jeszcze inni po prostu księgarzami lub inżynierami, albo – w przypadku dziewczyn – chciały za przedstawicieli tych zawodów wyjść za mąż, jak moje siostry. Mnie najbardziej fascynowały dwa zawody: piekarze i kominiarze. Wprost nie mogłem oderwać od nich oczu. Prawie doskonała biel i zaraz obok niej jeszcze doskonalsza czerń. Nie różnorodne kolory czy barwy tęczy, ale właśnie najmniej kolorowe, właściwie kompletnie bezbarwne, dokładające się do codziennej szarzyzny: kolor perfekcyjnie biały i takiż kolor czarny. Co mną kierowało w tym pomijaniu rzeczywistych kolorów, nie wiem do dziś, nie byłem przecież daltonistą. Piekarze z pobliskiej piekarni, biali od stóp do głów, nosili fikuśne czapki, które mieli albo bardzo nasunięte na oczy albo wyraźnie odsunięte do tyłu, z odkrytym czołem. Czapki nie miały daszków, ale miały wysokie podstawy wokół głowy i luźne pokrycie nad głową, które wszyscy piekarze ściągali na jedną stronę na lewy lub prawy bok, jak wojskowe berety, wyglądając w nich jak kaprale lub sierżanci i jako całość sprawiając wrażenie jakiegoś zamkniętego klanu, do którego wstęp miało się dopiero po złożeniu jakiejś nadzwyczaj tajemniczej przysięgi, gdzieś na podwórcu krzyżackiego zamku. Zadziwiające, że jeden z młodszych piekarzy miał zawsze na głowie białą furażerkę, którą umiałem zidentyfikować i nazwać, bo analogiczną pokazał mi kiedyś wujek Benek, gdy wrócił z angielskiego wojska. Wszyscy byli niemiłosiernie utytłani w mące pokrywającej im dokładnie twarze i ręce, bo tylko to mieli odkryte, resztę mając dokładnie osłoniętą rękawami, nogawkami i połami ich piekarskich koszul wypuszczonych na spodnie. Dziwiłem się, że niektórzy dodatkowo chodzili w fartuchach, krótkich od pasa w dół do kolan, albo dłuższych, zakładanych przez szyję i przykrywających pierś, co uważałem za haniebne, bo do tej pory sądziłem, że fartuch to część babskiej garderoby, jak nasze matki, ciotki i siostry krzątały się w nich po kuchni przed świętami. Co ciekawe, wszyscy piekarze bez wyjątku mieli na nogach wyłącznie pepegi. Tak nazywaliśmy tenisówki produkowane przed wojną przez firmę PPG. Zresztą, zobaczyć piekarza nie było wcale łatwo, bo nie chodzili po ulicach, ani nie odwiedzali nikogo w domu, jak robili to kominiarze, a dostępu do środka piekarni nie mieliśmy w ogóle, bo po pierwsze, pieczenie chleba odbywało się zawsze nocą, a po drugie, byliśmy zgrają umorusanych szczeniaków, których wpuszczenie w jakiekolwiek cywilizowane lub jako tako zorganizowane miejsce oznaczało przeżycie czegoś w rodzaju przejazdu tatarskiego wojska. Ale wygląd piekarza nie był w tym wszystkim najważniejszy. O wiele ważniejsze i ciekawsze było przyglądanie się samemu wypiekowi chleba. Było to coś nie mniej fascynującego, niż obserwowanie podkuwania koni u kowala, i sprawiało wrażenie jakiegoś niezwykłego misterium. W środku piekarni siedziało się jak w kinie, wodząc oczami za sylwetkami piekarzy, którzy poruszali się szybko i zręcznie wyrabiając ciasto, formując bochenki chleba, wkładając je do pieca i wyjmując upieczone, jak według dokładnie zaplanowanego scenariusza. Nie każdemu, jednak, dane było dostąpić zaszczytu znalezienia się wewnątrz piekarni, a ci szczęściarze, którzy jakimiś sposobami tego honoru doznawali, opowiadali nam potem całymi godzinami o przeżyciach w środku i o tym co się tam działo, zmyślając przy tym niemożebnie, żeby zaimponować tym szczawiom, co nigdy tam nie byli. Dostać się do środka piekarni było łatwo tylko w okresie przedświątecznym. Wtedy matki wysyłały nas tam z blachą pełną placków świątecznych, przykrytych specjalną ścierką, ręcznikiem lub obrusem, i piekarze wsadzali je na jakiś czas do pieca, żeby się upiekły, inkasując złotówkę od blachy po wyjęciu. W normalnych okresach, nieświątecznych, piekarnia była otwarta tylko nocą, więc nie miałem sposobu, żeby do niej się dostać, bo nie mogłem wracać do domu jak się ściemniło. Więc zostawało łażenie w dzień po podwórzu obok piekarni i obadywanie zawartości różnych zakamarków i rejonów niewidocznych nocą. Piekarnia przylegała do kamienicy Kalfusa i zawsze miała na podwórzu parę ciekawych urządzeń mechanicznych, jak na przykład, młoc- karnia albo betoniarka, choć nigdy nie widziałem ich w użyciu właśnie tam, ale często przyjeżdżali po nie końmi jacyś obcy faceci, zaprzęgali konie do dyszla i orczyków i zabierali te maszyny w nieznane. Poza tym, jako że piece w piekarni były opalane węglem, zawsze leżały na podwórzu zwały węgla i stosy drewna opałowego, którego W środku piekarni siedziało się jak w kinie, wodząc oczami za sylwetkami piekarzy, którzy poruszali się szybko i zręcznie wyrabiając ciasto, formując bochenki chleba, wkładając je do pieca i wyjmując upieczone, jak według dokładnie zaplanowanego scenariusza. piekarze używali na specjalne okazje. Ale co było dla nas ciekawsze, przy samej ścianie budynku piekarni leżała też potężnych rozmiarów sterta piachu, na którą można było skakać z pokrytego papą dachu, po uprzednim wdrapaniu się nań. Ci co opanowali wchodzenie na dach piekarni, podsadzając jedni drugich, po występach w murze i po cegłach wyjętych ze ściany przystającej do piekarni kamienicy Kalfusa, mieli nieziemską frajdę z wykonywania skoków. Udawało się przy tym naśladować przeróżne sporty, jak skakanie ze spadochronem, loty narciarskie, skoki do wody z trampoliny lub nawet zwykły skok o tyczce. I to był powód, dla którego piekarze, zaraz po przyjściu na nocną zmianę, gonili nas bez litości po całym podwórzu. Uciekaliśmy przed nimi jak robactwo spryskiwane jakimś DDT, żeby wrócić następnego dnia i znowu bezkarnie zamienić dach z papy na igielitową skocznię. Co jest jednak o wiele ważniejsze, zawsze szukało się sposobu na to, żeby dostać się do środka piekarni nocą. Mnie udawało się to tylko w wyjątkowych wypadkach. Przede wszystkim, chodziłem do tej samej klasy z Myślunem, którego dom stał sporo cofnięty od ulicy, ale niedaleko piekarni i w rzeczywistości jego podwórze graniczyło z podwórzem piekarni, tak że w zasadzie nie wiadomo było, gdzie jest ścisła granica, a zresztą nikt o to wtedy nie pytał. Na dodatek, wujek Myśluna czasem zastępował piekarza, który akurat nie przyszedł do roboty, i wtedy pozwalał nam obu wchodzić do piekarni i za frajer obserwować pieczenie chleba. Mój problem polegał jednak na tym, że nie mogłem przebywać poza domem po zmierzchu, więc trzeba było obmyślić precyzyjny plan na umożliwienie mi wymknięcia się z domu po ciemku. Rozwiązanie znalazło się samo, gdy wychowawczyni naszej klasy przesadziła Myśluna do jednej ławki ze mną. Wtedy nasze matki uzgodniły, że mogliśmy razem odrabiać lekcje, co polegało na tym, że ja szedłem do niego z książkami, jak było jeszcze widno, ale zamiast się uczyć odkładaliśmy je na bok i szliśmy do piekarni, gdy akurat był tam jego wujek, żeby przyglądać się pieczeniu chleba. Potem matka Myśluna odprowadzała mnie do domu. Ten zmyślny plan działał tylko przez kilka dni, do czasu, gdy moja matka sama przyszła mnie odebrać i nie zastała nas wcale na odrabianiu lekcji. Odtąd mogłem tylko wysłuchiwać opowieści kolegów, którym dane było zaznać przyjemności obcowania z procesem wypieku chleba i uruchamiać moją wyobraźnię, jak bym sam w tym uczestniczył. Takim niesamowitym źródłem informacji o piekarni od środka i o pieczeniu był Malec. Malec był od nas dużo młodszy i, ponieważ jeszcze nie chodził do szkoły, pałętał się samopas po ulicy, a co ważniejsze, mieszkając po jej drugiej stronie, dokładnie na przeciwko piekarni, całymi dniami wyglądał na nią przez okno lub przesiadywał na schodkach wpatrując się w to, co się wokół niej działo. Nie będąc ani natrętny ani psotny, tak jak my, szybko zaprzyjaźnił się z piekarzami, którzy wysyłali go czasem po różne drobiazgi, jak oranżadę lub papierosy, i pozwalali mu myszkować po całym zakładzie, przez co poznawał dokładnie cały proces pieczenia. Malec miał niezwykły talent do zapamiętywania szczegółów i opowiadał nam drobiazgowo o czynnościach, których sami nie mogliśmy do końca poznać, mając bardzo ograniczony dostęp do wewnątrz. Mąkę i inne składniki wrzucało się, dolewając wody, do wielkiego kotła, zwanego też dzieżą lub kadzią, która poruszana silnikiem elektrycznym kręciła się mieszając mechanicznie mąkę z tymi składnikami, czyli wyrabiając ciasto. Kadź z zawartością obracała się w jedną stronę, a wielkie mieszadło, jak łapa o rozmiarach pokaźnej gałęzi, w drugą. Po dokładnym wymieszaniu, piekarze wybierali ciasto i ugniatali je rękoma, formując je w bochenki, które wkładało się do koszyków żeby urosło. Jak zabrakło koszyków, to ciasto kładło się na deski do wyrośnięcia, a potem znikało ono gdzieś w głębi piekarni, dokąd już nie pozwalano wchodzić obcym. Do pieca wkładało się szuflami już wyrośnięte ciasto. Najprzyjemniejszy moment zdarzał się wtedy, jak już upieczony chleb wyjmowało się z pieca. Ten zapach i ten smak gorącego chleba posmarowanego masłem, aż się rozpuściło, był wprost niezapomniany. Wreszcie, po wypieku, miotłą wymiatano z pieca okruchy przygotowując wnętrze do następnej tury, a większe odpadki i nieforemne bochenki wrzucano do specjalnego kosza przy wyjściu, z którego piekarze wybierali je na koniec roboty. Chwilowe niepowodzenia polegające na utracie sposobności do wizyt w piekarni, nie były powodem do wpadnięcia w depresję, czy – jak się kiedyś mówiło – do załamywania rąk, więc nadal usilnie przemyśliwałem, jak jeszcze można by się tam leganie lub nielegalnie dostać. Z niespodziewaną pomocą pośpieszyło mi kino. Uczęszczałem z ojcem regularnie w niedziele na mecze piłkarskie Ciechanowianki, gdzie pierwsze skrzypce w pomocy grał jedyny piłkarz na Nadrzecznej, o ksywie Szafa, mieszkaniec kamienicy u Kalfusa, ale kiedyś chyba wskutek powodzi, bo boisko piłkarskie było położone zaraz nad Łydynią, mecz odwołano, i nie bardzo wiedząc co robić, ojciec zabrał mnie na popołudniowy seans w kinie Nysa. Nie wydaje mi się, że był to film dla dzieci lub nawet dla młodzieży, ale w każdym razie był zdecydowanie o młodzieży, i z późniejszych doświadczeń kinowych przypominam sobie jak przez mgłę, że mógł to być albo film pt. „Złodzieje rowerów” włoskiego reżysera Vittorio De Sica albo „Los Olvidados” Luisa Buñuela. Tak czy inaczej, właśnie podczas tego filmu, na ekranie, horda przegłodzonych dzieciaków szturmowała okna do piekarni zapamiętale krzycząc coś w rodzaju: – „Vogliamo mangiare! Vogliamo mangiare!” – czyli „My chcemy jeść! My chcemy jeść!!” – co wzbudzało salwy śmiechu na widowni kina Nysa. Tak mi się to spodobało, że zaraz po kinie skrzyknąłem chłopaków, aby identycznym sposobem zwrócić na nas uwagę piekarzy, z perspektywą na dostanie się do środka, ale okazało się, że w warunkach polskich – poza pajdą chleba – nie przyniosło to zamierzonego skutku i była to moja ostatnia próba dostania się do tego zakładu. PS. Podobieństwo osób i zdarzeń do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe. Copyright 2015 by Janusz Zalewski Kontakt z autorem: [email protected] EXTRA WYDARZENIA | 7 TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 EXTRA CIECHANÓW | Tygodnik nr 506 | rok XII | 10 lutego 2015 | nakład 10 000 egz. | ISSN: 1733-5124 Ważna konferencja w Gimnazjum TWP Ciechanów Najstarsza mieszkanka miasta Też mają prawo żyć Fot. Marek Szyperski Uczennice drugiej klasy Gimnazjum TWP - autorki projektu edukacyjnego. Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego dr Krzysztof Zając i dr Piotr Smoter omówili sytuację transplantologii w Polsce, jej aspekty etyczne i prawne, w tym zasady udzielania zgody na przeszczep narządów. W trakcie konferencji i po jej zakończeniu można było zarejestrować się w bazie danych potencjalnych dawców szpiku kostnego. Uczyniło to 14 osób. - W Ciechanowie takie akcje stały się już tradycją. Działamy tu już od pięciu lat i myślę, że liczba zarejestrowanych potencjalnych dawców szpiku zamyka się już w liczbie tysiąca – powiedziała nam Ewa Wiśniewska. - Ciągle jest jeszcze wiele stereotypów na temat pobierania szpiku kostnego. Jest to wprawdzie zabieg wykonywany w warunkach septycznych, w sali operacyjnej, ale nie jest to traumatyzująca procedu- Dzięki jednej z takich decyzji żyje ciechanowianka – pani Karolina. - Miałam to szczęście, że po dwóch nawrotach choroby mój bliźniak genetyczny się odnalazł i do przeszczepu doszło w najodpowiedniejszym momencie mojej choroby. Przeszczep się powiódł. Oczywiście występują jakieś powikłania po tej transplantacji, ale najważniejsze – szpik jest zdrowy, choroby nie ma – powiedziała „Tygodnikowi Ilustrowanemu”. - Bardzo doceniam to, że ktoś bezinteresownie oddał mi tą cząstkę siebie i teraz ja zachęcam do oddawania szpiku, bo gdyby nie taki gest ze strony obcej osoby mnie na świecie już by nie było. Osoby, które zmagają się z nowotworami krwi też chcą żyć, też mają prawo żyć i powinniśmy robić wszystko, żeby podarować im szansę na nowe życie. Honorowym gościem konferencji był przewodniczący ciechanowskiej Rady Miasta Leszek Goździewski. - Przy każdej okazji, kiedy w grę wchodzi rejestrowanie dawców szpiku mam przed oczami wielkiego człowieka, którego miałem przyjemność poznać, Mariusz do ostatnich godzin swojego życia zachęcał, zapraszał, uczestniczył w akcjach rejestracji dawców szpiku. Tak się zdarzyło, że sobie nie mógł pomóc, ale zrobił rzecz niesamowitą, dzięki niemu wiele osób postanowiło oddać krew, postanowiło zarejestrować się w banku potencjalnych dawców szpiku. A nie każdy z nas jest przygotowany na podjęcie takiej decyzji, bo to decyzja poważna, tak jak zostało to tu powiedziane: jeśli rejestrujemy się w bazie, to nie ma możliwości wycofania się, dlatego każdy powinien poważnie się zastanowić, a wiadomo, że także każdy z nas może tej pomocy potrzebować – oznajmił nam przewodniczący Goździewski. Konferencja była projektem edukacyjnym przygotowanym przez uczennice drugiej klasy Gimnazjum TWP: Julię Goryszewską, Dominikę Bartołd, Helenę Komar, Natalię Dzitko i Karolinę Kwiatkowską, podopieczne Krystyny Mosakowskiej i Teresy Stryjewskiej. Przeżyła dwie wojny światowe, wojnę polsko-bolszewicką, II RP i PRL. Kilka dni temu obchodziła swoje 105. urodziny – pani Petronela Omiecińska, najstarsza mieszkanka Ciechanowa. Jubilatka ze swoją rodziną Urodziła się w 1910 r. Nie miała łatwego życia – gdy miała pięć lat – zmarła jej mama. Jaka jest recepta na tak długie życie? Pani Petronela nie stosowała żadnych specjalnych diet. Odpowiedź ma krótką: - To zasługa u Boga, a nie nasza sprawa – mówi. - Trzeba mieć dużo cierpliwości, bo to nie zawsze się układa w życiu dobrze. Trzeba wszystko przyjmować za dobre. Pani Petronela doczekała się pięciorga dzieci, 20 wnuków i 25 prawnuków. - Rozmawia normal- MSz Pożar na Sońskiej Przez prawie 2 godziny 14 strażaków gasiło pożar, który wybuchł w zakładzie produkcyjnym przy ul. Sońskiej w Ciechanowie. Paliła się ściana z płyty warstwowej: blacha, styropian, blacha. Ogień przenosił się na płyty znajdujące się na dachu budynku. Próbowali go gasić pracownicy firmy, ale bezskutecznie. - Specyfika tego typu pożarów polega na tym, że palący się styropian znajduje się wewnątrz płyty nie widać ognia a dym wydobywa się w różnych miejscach. Nie można gasić podając środki gaśnicze bezpośrednio na źródło ognia ponie- nie, poznaje wszystkich, wszystko pamięta, tylko, że jest mniej rozmowna, bo trochę słabiej słyszy – mówi córka Jubilatki Jadwiga Mikiewicz. - Mi się podoba, że babcia ma takie dobre maniery – dodaje wnucz- Fot. Monika Szyperska O rejestracji potencjalnych dawców szpiku i działalności zajmującej się tym Fundacji DKMS opowiedziała Ewa Wiśniewska z ciechanowskiej PWSZ. Jak cenny to jest dar mówiła pani Karolina, która żyje dzięki przeszczepowi szpiku kostnego. Goście z Kliniki Chirurgii Ogólnej ra i na pewno nie wiąże się z jakimiś dużymi dolegliwościami ani przed, ani w trakcie, ani po zabiegu. Zostając dawcą można naprawdę zrobić wiele dobrego. Myślę, że dla wielu osób to może być najlepsza rzecz jaką zrobią w życiu dla kogoś innego. Ewa Wiśniewska podkreśla, że rejestracja w bazie dawców musi być świadomą decyzję. - Bo nie można zawieść na tym ostatnim etapie kiedy jest osoba potrzebująca. Trzeba decyzję przemyśleć, ale sądzę, że dla wielu osób będzie to takim jasnym punktem w życiu, że pomogło się komuś w sposób bezinteresowny, że po prostu uratowało się komuś życie – mówi. waż styropian jest osłonięty z obu stron blachą. Jedyną i skuteczną metodą jest demontaż płyt by przerwać Fot. archiwum KP PSP Ciechanów W Gimnazjum Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Ciechanowie odbyła się konferencja „Transplantacje - dar życia. Jestem na tak”, której głównymi organizatorami było Gimnazjum TWP oraz Mazowieckie Samorządowe Centrum Doskonalenia Nauczycieli Wydział w Ciechanowie. ka Agnieszka Klejn. - Babcia jest osobą bardzo dobrze wychowaną, o wysokiej kulturze. Na przykład dzisiaj idąc z babcią ulicą nie można by było jeść loda, czy pić oranżady, bo to nie wypada. A prawnuczka Zuzanna Klejn podkreśla, że prababcia jest bardzo miła i uczynna. - Najpierw myśli o innych, a dopiero potem o sobie. Pani Petroneli życzymy dwustu lat. MSz przerzucanie się pożaru na kolejne elementy – relacjonują strażacy. Tylko dzięki szybkiej interwencji straty ograniczyły się do zniszczenia około 40 m kw ściany oraz spalenia pokrycia dachu na około 4 mkw. MSz 8 | REKLAMA EXTRA FIRMA 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY REKLAMA | 9 TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 EXTRA USŁUGI OGŁOSZENIA DROBNE BUDOWLANE Kierownik budowy, świadectwa energetyczne, kosztorysy, inwentaryzacje. Tel. 504 544 024 Kierownik budowy, projekty, kosztorysy. Tel. 606 399 121 Usługi dekarskie, remonty, docieplenia. Tel. 516 041 155 NIERUCHOMOŚCI KOMOROWSKI Biuro Pośrednictwa i Zarządzania Nieruchomościami Ciechanów Pl. T. Kościuszki 13 (I piętro) www.komorowskinieruchomosci.pl tel. 790 258 011, 23 672 72 71 POLECAMY USŁUGI ZARZĄDZANIA I ADMINISTROWANIA WSPÓLNOT MIESZKANIOWYCH Na sprzedaż: - Dom z lokalem usługowym przy ul. Kolbego. 325 tys. zł, - Dom przy Płońskiej 690 tys. zł, - Nowy dom k/Gąsocina 290 tys. zł, - KAMIENICA w Pułtusku, - Dom w środku Ciechanowa 525 tys. zł, - LUKSUSOWY NOWY DOM k/ Ciechanowa, - Dom z lokalami handlowymi, Gąsocin, - Dwurodzinny dom - 235 tys. zł, - Dom z lokalem na Kargoszynie - 650 tys. zł, - Dom na działce 2042 m2 - 85 tys. zł, - Dom + 3,5 ha Śródborze gm. Glinojeck - 230 tyś, zł, - Dom 250 m2 w Ciechanowie świetna lokalizacja - Dom w Konopkach, - Dom stan surowy otwarty 16 km od Ciechanowa, 169 tyś., - Dom piętrowy z budynkiem mag-prod. i garażem w Mławie - 255 tys. zł, - Mały dom + 0,84 ha na wsi 250 tys. zł, - Dom w stanie deweloperskim Gąsocin, - PRZYCHODNIA Z APTEKĄ W KONOPKACH, - NOWY dom na działce 0,87 ha, ładny staw, gm. Krasne, - Dom, stan surowy, Chruszczewo - 175 tys. zł, - Dom w stanie surowym zamkniętym 2 km od Ciechanowa, - Dom drewniany, 13 km od C-nowa - 40 tys. zł, - Dom wypoczynkowy na Mazurach - 225 tys. zł, - Dom w Sinogórze - 195 tyś. zł, - Pawilon handlowy C-nów Centrum 110 tys. zł, - M-5, 73,1 mkw. II p. z windą 210 tys. zł, - M-3 przy ulicy Warszawskiej, - M-4 65,0 m2 – Jeziorko, 169 tys. zł, - M-5 68,7 m2, Okrzei, parter 180 tys. zł, - M-5 73,8 m2 oraz garaż, os. 40-lecia - 175 tys. zł, - M-5, 134,5 m2, ul. Sienkiewicza - 187 tys. zł, - Kawalerka w Toruniu - 165 tyś. zł, - NOWE mieszkania w CENTRUM C-nowa, - Działki budowlane od 27 tys. zł, - Działka pod bud. wielorodzinne, - Działka we Władysławowie 69 tyś. zł, - Działka Lekowo - 33,5 tys. zł, - Działka 0,8 ha, Pniewo-Czeruchy - 70 tyś. zł, - Działka z rozpoczętą budową domu, 9 km od Ciechanowa 145 tys. zł, - Działka C-ów ul. Wesoła 1,75 ha - 395 tys. zł, - Działka C-ów ul. Kosynierów 822m2 - 79 tyś. zł, - Działka budowlana 760 m2, okolice Warszawy - 160 tys. zł, - Działka 1,38 ha (z podziałem na 7 działek) ze stajnią i stawem, 5 km od Ciechanowa, - Działka 900 m2. Gąsocin Centrum - 45 tyś. zł, - Działka 5 km od Ciechanowa 1000m2 - 40 tyś. zł, - Działka w Gołotczyźnie, budowlana 3323 m2, - Działka rolno-leśna 1,58 ha gm. Glinojeck - 35 tys. zł, - Działka pod budownictwo wielorodzinne 1,5 ha, - Grunty rolnicze 4,4 ha - 139 tys. zł, - Grunty rolnicze 3,7 ha, Rydzewo, 125 tys. zł - DUŻE siedlisko 12 km od C-nowa - 395 tys. zł - Siedlisko nad Wkrą - 159 tys. zł, - Baza magazynowo - produkcyjna -240 tys. zł, - Zakład produkcyjny - 600 tys. zł, - Zakład produkcyjno-magazynowy - 195 tys. zł - Działka z dwoma budynkami w Unierzyżu - 198 tyś. zł, - Lokal handlowo-usług, Działdowo - 465 tys. zł. Do wynajęcia: - Mieszkanie czteropokojowe 1480 zł/m-c - Magazyn 143 m2, Centrum, 2440 zł + VAT/m-c, - Lokal 400 m2 przy drodze krajowej - 6600 + VAT - Mieszkania o pow. od 40 do 90 m2, - Pomieszczenia handlowe i biurowe w Centrum Ciechanowa od 20 do 250 m2, cena: 15-50 zł/m2 netto - Działdowo, lokal usługowobiurowy 150 m2. 2500 zł. Pokoje - noclegi. 30 zł doba. Możliwość wystawienia faktury VAT. Tel. 694 240 945 Sprzedam M-4 tel. 664 714 570 SPRZEDAM Sprzedam drewno kominkowe, więźbę dachowa, łaty, kontrłaty. Tel. 516 041 155 USŁUGI Usługi BHP i PPOŻ. Szkolenia, doradztwo, ocena ryzyka zawodowego. Tel. 696 659 423 Usługi koparką JCB 4 CX, kruszywa, żwir, czarnoziem. Ciechanów. Tel. 602 711 443 ZYBKA POŻYCZKA OD ZARAZ. Bez zbędnych formalności, pieniądze w 15 minut. Nie zwlekaj - zadzwoń: 324207389 Biuro Rachunkowe. Dotacje Unijne. Tel. 600 311 786 EKSPRES gotówkowy! Pożyczymy do 25.000 zł! Tel. 668 319 288 Wynajmę lokal 64 m2, tel. 602 270 497 Sprzedam dom w Ciechanowie, osiedle Śmiecin. Tel. 502 262 224 Sprzedam M-2 TANIO. Tel. 731 226 875 ZDROWIE Medycyna naturalna, masaże, świecowanie uszu, wróżbiarstwo. Tel. 602 842 374 UWAGA! do 31 marca 2015 r. ogłoszenia drobne na portalu www.tygodnikilustrowany.pl ZAMIEŚCISZ ZA DARMO 10 | EXTRA WYDARZENIA 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY Ferment scjentystyczny w „Jedynce” na Orylskiej Ewoluująca od kilku lat inicjatywa przedwiosennej promocji Gimnazjum Nr 1 im. Komisji Edukacji Narodowej w Ciechanowie za pomocą bliskich spotkań uczniów klas szóstych szkół podstawowych z zakamarkami wiedzy przedmiotów na oko trudnych i smutnych, tego lutego przybrała postać dwudniowych warsztatów na przyjemnie i wesoło – gwarantujących żywy kontakt młodzieży ze sprawami biologii, chemii i fizyki oraz matematyki. przez nauczycielkę fizyki Kamilę Pszczółkowską – na starcie obejmujący tylko przygodę z fizyką, który po dołączeniu od drugiej edycji „ML” spotkań z chemią i biologią, w zakresie przedmiotów przyrodniczych rozwinął się do dzisiejszej postaci istnego triwium nauk o świecie materialnym nieożywionym i ożywionym. A od tego roku ważnym wzbogaceniem edukacyjnego pomysłu stało się uruchomienie „Salonu Gier Matematycznych” rozszerzającego ofertę poznawczą o miłe rendez vous z matematyką, w sposób zupełnie bezstresowy i niefrustrujący. W „Małym Laboratorium” uczniowie podstawówek dla eksperymentowania mieli do dyspozycji dwadzieścia stanowisk fizycznych, pięć chemicznych i trzy biologiczne. Na zajęciach pokazywano wul- Kontynuując cykl promocyjny kilka dni temu po raz trzeci zorganizowano w „Jedynce” warsztaty „Małe Laboratorium” czyli żywe lekcje fizyki, chemii i biologii, wpisujące się w projekt zainicjowany Z Archiwum Gimnazjum Nr 1 im. KEN w Ciechanowie. Vivat nauki empiryczne, vivat przedmioty ścisłe! rakiety z butelki, a także empirycznie ustalano skład powietrza określając zawartość azotu, tlenu, itd. W doświadczeniach po raz pierwszy w tym roku wykorzystywano wydajną pompę próżniową wysysającą powietrze lub inne gazy prawie do zera. Pośrodku: wiceprezydent Ciechanowa dr Krzysztof Kacprzak w „Salonie Gier Matematycznych” w „Jedynce” na Orylskiej. kan sodowy, elektryczny ogórek i eksperymentowano z ciekłym azotem, itp. Poznawano praktyczne tajniki wytwarzania płynu nienewtonowskiego oraz budowania Natomiast w „Salonie Gier Matematycznych” układano puzzle przestrzenne i zapałki oraz tangram, a także m.in. domino matematyczne aktywujące wiedzę o dzia- łaniach na ułamkach. A ze wstęgi Möbiusa tworzono przedziwne kształty i figury, także rozwiązywano matematyczne łamigłówki oraz zadania z treścią, a osiągnięcia były premiowane słodkimi nagrodami. W lutowych spotkaniach scjentystycznych w Gimnazjum Nr 1 na Orylskiej, ogółem uczestniczyło kilkuset przyszłych tegorocznych absolwentów szkół podstawowych z całej okolicy. Wagę gimnazjalnej inicjatywy podkreśliła wizytacja w drugim dniu warsztatów nadzorującego miejską oświatę wiceprezydenta Ciechanowa dra Krzysztofa Kacprzaka, który nie krył zainteresowania wydarzeniem, podkreślając jego unikatowe walory edukacyjno-motywacyjne. Dyrekcja i grono pedagogiczne „Jedynki” zapowiadają kontunuowanie i rozwój w następnych latach cieszącego się z roku na rok coraz większym zaciekawieniem projektu, który wpisany już został na stałe do gimnazjalnego całorocznego kalendarza wydarzeń dydaktycznych. Karol Podgórny • zobacz na www.brjtv.pl Nie tylko pożary... kłopotu, tyle zejście z niego bywa już nieco problematyczne. A to dlatego, iż kocie pazury odgięte są ku tyłowi a jego nadgarstki nie obracają się, niestety, o sto osiemdziesiąt stopni. Dlatego przy schodzeniu głową w dół po pionowym pniu zwierzę nie może uczepić się pazurami kory. W takiej sytuacji kot zmuszony jest schodzić tyłem. Zdarza się, że kot schodzi w dół obejmując przednimi łapami pień, a tylnymi wykonując ruchy przypominające pedałowanie. Jest to w pewnym sensie czynność dla kota poniżająca. Dzięki ludzkiej wrażliwości oraz prawidłowej reakcji zostało uratowane życie zwierzęcia, które jest odwiecznym przyjacielem człowieka. Rasowy, roczny zwierzak od dwóch dni siedział drzewie. Wejść, wszedł, ale z zejściem z 10 m wysokości był już problem. Zakleszczonego kota musieli ratować strażacy. - Kot nie był agresywny i dał się łatwo uwolnić i ewakuować. W akcji ratowniczej trwającej 44 minuty udział brało 3 strażaków oraz samochód specjalistyczny z podnośnikiem hydraulicznym – poinformowano w Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Ciechanowie. - Stereotypem jest rozumowanie, że każdy kot, jeśli potrafi wejść na drzewo, poradzi sobie zawsze, wracając tą samą drogą. Te koty, które to potrafią ( metoda schodzenia po pniu tyłem), są szczęśliwcami, ale niektóre osobniki panicznie boją się tego zrobić i z konieczności trwają na konarze, aż znajdzie się litościwy człowiek rozumiejący zwierzę choćby na tyle, by starać się mu pomóc – piszą strażacy na swej stronie internetowej. - Ciekawe jest jednak to, że o ile wejście na drzewo nie stanowi dla kota żadnego Fot. archiwum KP PSP Ciechanów Choć przede wszystkim wyjeżdżają do pożarów i samochodowych wypadków, to zdarzają im się także inne wezwania. Takie jak to sprzed kilka dni, gdy pojechali do Kownat Borowych w gminie Ojrzeń ratować kota. Podobną akcję ratowniczą przeprowadzono w gminie Ojrzeń. MSz Fot. archiwum Organizatorów Strażacy ratowali koty Już po raz trzeci w sobotę i niedzielę (7 i 8 lutego) w gościnnych progach Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Ciechanowie się turniej szachowy o Puchar Dyrektora, Mariusza Romanowskiego Organizatorem turnieju byłą sekcja szachowa TKKF PROMYK w Ciechanowie. W turnieju wystartowały dzieci i młodzież w wieku od lat 7 do 13, w czterech kategoriach wiekowych: chłopcy do lat 9, 11, 13 oraz dziewczęta. Turniej ten przeznaczony jest dla zaawansowanych zawodników gdyż są to szachy klasyczne. Oznacza to, że czas na partię wynosi 60 min. na jednego zawodnika. Zawody rozgrywane były na dystansie 7 rund. Faworyci nie zawiedli i tak w kategorii dziewcząt pierwsze miejsce zajęła Wiktoria Reinhardt z 5 punktami, jednocześnie zdobywając II Szachy w ZDZ kategorię szachową, miejsce drugie przypadło w udziale Magdalenie Przytarskiej, która od tego turnieju będzie mogła poszczycić się swoją świeżo zdobytą III kategorią. Kategorię udało się również podwyższyć zajmującej III miejsce Ninie Rembowskiej. W kategorii najmłodszych do lat 9 na pierwszym miejscu znalazł się Jakub Mossakowski, który wyprzedził Dominikę Kowalczyk i Artura Ostromeckiego. Wielki bój toczył się w kategorii do lat 11 gdzie faworyt nie zawiódł Michał Maliszewski zajął pierwsze miejsce, wyprzedzając Szymona Borkowskiego i Rafała Płoskiego. W najstarszej kategorii zwyciężył Filip Grodecki kończąc zawody z kompletem siedmiu pkt. Drugi Szymon Czaplicki uzyskał tak samo jak trzeci Kamil Osiecki 5 pkt. W turnieju sześć osób poniosło swoje kategorie szachowe, w tym Wiktoria Reinhardt - II i Magdalena Przytarska - III. Wszyscy uczestnicy turnieju otrzymali od firmy ZDZ bluzy dresowe, w których będą reprezentowali nasze miasto na różnych turniejach w Polsce. Dla zwycięzców były wspaniałe wielkie puchary. MR Adres Redakcji Tygodnika Extra Ciechanów: 06-400 Ciechanów, ul. Kilińskiego 8, tel. 23 672 55 88 Redaktor naczelny Marek Szyperski Wydawca Gambrynus Sp. z o.o. ul. Kilińskiego 5, 06-400 Ciechanów Druk Age of color , Warszawa, ul. Republikańska 15 ZDROWIE | 11 TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 NIE DAJ SIĘ GRYPIE! Jesień, zima oraz wczesna wiosna to pory roku szczególnie obfitujące w przeziębienia, niebezpieczne infekcje dróg oddechowych a także zachorowania na grypę. Grypa jest wysoce zakaźną chorobą wirusową układu oddechowego, rozprzestrzeniającą się drogą kropelkową. Powraca w każdym sezonie epidemicznym z różnym nasileniem. Powiatowa Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna w Ciechanowie zbiera informacje dotyczące zachorowalności na choroby zakaźne, między innymi na grypę w danym miesiącu, sezonie, roku, by na bieżąco monitorować sytuację epidemiologiczną w naszym powiecie. Meldunki za 2014 rok, zebrane z województwa mazowieckiego ukazują wzrost zapadalności na choroby grypopodobne aż o 20% w porównaniu do roku 2013. W powiecie ciechanowskim w ciągu ostatnich dwóch lat na grypę i choroby grypopodobne chorowało rocznie około 31000 osób, co stanowi blisko 33% naszej lokalnej społeczności i podobnie jak w całym województwie w ostatnich latach notowaliśmy istotny wzrost. Na grypę może zachorować każdy, nie ma żadnej granicy wiekowej. Wywołują ją wirusy posiadające umiejętność zmian antygenowych, co umożliwia im przełamywanie barier międzygatunkowych. Wydalane są wraz z wydzieliną z nosa i gardła. Poza organizmem żywym mogą przetrwać nawet do 24 godzin. Utrzymują się na powierzchniach gładkich, typu stoły, blaty kuchenne, klamki drzwi, powierzchnie metalowe lub plastikowe średnio od 8 do 14 godzin, ale również na poreklama wierzchniach porowatych średnio od 4 do 6 godzin. Musimy pamiętać, że co prawda krótko, bo 15 minut, ale wirusa grypy często przenosimy na ubraniach, czy chusteczkach wielokrotnego użycia, a także na swoich dłoniach. Ważne jest zatem, aby zwracać szczególną uwagę na higienę oso- bistą, często i dokładnie myć ręce w ciepłej wodzie z mydłem. Wirusy grypy preferują niskie temperatury, żyją w nich najdłużej, a w lodzie potrafią przeżyć wiele lat. Pamiętajmy, że grypa to nie jest zwykłe przeziębienie! Choroba rozpoczyna się najczęściej gwałtownie (około 24 – 48 godzin od zakażenia) i natychmiast daje ostre objawy w postaci wysokiej gorączki powyżej 38°C, utrzymującej się 3-4 dni, dreszcze, bóle mięśni, stawów, kości, uczucie wyczerpania i ogólnego rozbicia, silne bóle głowy. Badania wskazują, że w Europie statystycznie jedna chora osoba zakaża ok. 2 osoby. Chory jest źródłem zakażenia („zaraża”) przez okres maksymalnie 7 dni od pojawienia się objawów (średnio od 2 – 5dni). Zdarza się jednak tak, że możemy zarażać już 24 godziny przed pojawieniem się pierwszych objawów. Jak się zatem ustrzec przed grypą? Najlepszą i najskuteczniejszą ochroną przed zachorowaniami na grypę i związanymi z nią powikłaniami są szczepienia ochronne. Badania wskazują, że obecnie szczepionki przeciw grypie zapobiegają zachorowaniu u około 75- 95% zaszczepionych zdrowych dorosłych i dzieci. Dlatego szczepienie przeciw grypie jest pożądanym działaniem profi- laktycznym. Poziom odporności zabezpieczający przed zachorowaniem osiąga się dopiero po upływie ok. 2 tygodni od dnia szczepienia. Najskuteczniejsze jest poddanie się szczepieniu przed rozpoczęciem sezonowego wzrostu zachorowań na grypę, tj. we wrześniu/ październiku. Jednakże również osoby, które zaszczepią się obecnie znacząco zmniejszą ryzyko zachorowania na grypę lub zarażenia nią innych osób, które należą lub mogą należeć do grup ryzyka. Do grupy ryzyka zaliczamy osoby przewlekle chore, głównie na choroby układu krążenia i oddechowego, ale również osoby z obniżoną odpornością, dzieci w wieku szkolnym i osoby po 50 roku życia oraz kobiety w ciąży. Poza szczepieniami, które uchronią nas przed grypą jak i niebezpiecznymi powikłaniami, zadbajmy o odpowiedni ubiór, dostosowany do pogody, urozmaiconą dietę bogatą w składniki odżywcze, witaminy EKSPERT PODPOWIADA MITY O GRYPIE FAKTY O GRYPIE GRYPA JEST RODZAJEM CIĘŻKIEGO PRZEZIĘBIENIA GRYPA NIE JEST PRZEZIĘBIENIEM! CZĘSTO JEST PRZYCZYNĄ WIELU POWIKŁAŃ, A NAWET ZGONÓW! NIE WOLNO JEJ LEKCEWAŻYĆ. MYDŁA ANTYBAKTERYJNE SKUTECZNIE ZAPOBIEGAJĄ GRYPIE MYDŁA ANTYBAKTERYJNE W TYM PRZYPADKU SĄ BEZUŻYTECZNE, BO ZWYKLE NIE DZIAŁAJĄ PRZECIWWIRUSOWO, A PRZECIWBAKTERYJNIE. KAŻDE JAKIEKOLWIEK MYDŁO TO PROSTY I SKUTECZNY SPOSÓB NA ZMNIEJSZENIE PRZENOSZENIA CHORÓB ZAKAŹNYCH, W TYM GRYPY. GRYPĘ WYWOŁUJE WYCHŁODZENIE ORGANIZMU I PRZEBYWANIE W NISKICH TEMPERATURACH ZIMNO I WYCHŁODZENIE OD LAT NIE CIESZĄ SIĘ DOBRĄ REPUTACJĄ. NALEŻY PAMIĘTAĆ, ŻE GRYPĘ WYWOŁUJE WIRUS GRYPY A NIE SAMO WYCHŁODZENIE ORGANIZMU ORAZ ŻE GRYPA JEST CHOROBĄ CAŁOROCZNĄ, ZE WZMOŻONĄ AKTYWNOŚCIĄ W OKRESIE JESIENNO-ZIMOWYM. ANTYBIOTYKI POMAGAJĄ W WALCE Z GRYPĄ ANTYBIOTYK DZIAŁA TYLKO NA BAKTERIE, A ZAŻYWANIE LEKU W NIEODPOWIEDNICH SYTUACJACH PRZYCZYNIA SIĘ DO POWSTAWANIA SZCZEPÓW ANTYBIOTYKO-OPORNYCH BAKTERII, CO MOŻE SPOWODOWAĆ, ŻE ANTYBIOTYK NIE ZADZIAŁA, KIEDY BĘDZIE NAPRAWDĘ POTRZEBNY. SZCZEPIONKA PRZECIW GRYPIE MOŻE WYWOŁAĆ GRYPĘ SZCZEPIONKA TO MARTWE, ROZBITE NA FRAGMENTY WIRUSY GRYPY, KTÓRE NIE MOGĄ WYWOŁAĆ INFEKCJI. NAJCZĘSTSZE OBJAWY POSZCZEPIENNE MOGĄ IMITOWAĆ OBJAWY GRYPY I SUGEROWAĆ ZACHOROWANIE. NIGDY NIE MIAŁEM GRYPY, WIEC NIE MA SENSU BYM SZCZEPIŁ SIĘ PRZECIWKO NIEJ. WIRUS GRYPY CZĘSTO MUTUJE (ZMIENIA SIĘ). WIĘKSZOŚĆ LUDZI CHORUJE NA GRYPĘ MINIMUM KILKA RAZY W CIĄGU SWOJEGO ŻYCIA. PRAWDOPODOBNIE ZATEM CHOROWAŁEŚ NA GRYPĘ Z ŁAGODNYM JEJ PRZEBIEGIEM. NIE ZAWSZE JEDNAK TAK BYWA. SZACUJE SIĘ, ŻE NA ŚWIECIE CO SEZON ODNOTOWUJE SIĘ 1 MLD PRZYPADKÓW ZACHOROWAŃ, Z CZEGO POWIKŁANIA STWIERDZA SIĘ U 3-5 MLN PRZYPADKÓW A OKOŁO 400 TYS. LUDZI UMIERA Z POWODU GRYPY LUB JEJ POWIKŁAŃ i minerały; spożywajmy pokarmy zawierające białko: drób, ryby, jaja, mleko, sery oraz warzywa i owoce. Aktywnie spędzajmy czas- przynajmniej 1 godz. dziennie przeznaczmy na spacer niezależnie od pogody, ograniczmy przebywanie dzieci przed komputerem i telewizorem, wysypiajmy się i w miarę możliwości odpoczywajmy, a przede wszystkim dbajmy o hi- gienę osobistą i otoczenia. Serdecznie zachęcamy do odwiedzania strony internetowej PSSE: www.ciechanow.psse.waw.pl, na której udostępniamy do pobrania wiele materiałów, w tym także o tematyce grypy. Wiesława Krawczyk, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Ciechanowie O G ŁO SZE N I E WŁA SN E WY DA WCY 12 | REKLAMA / OGŁOSZENIA O G ŁOSZ E N I E 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY OGŁOSZ ENIE O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY OGŁOSZ ENIE W ŁASNE W Y DAW CY TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 OGŁOSZ ENIE cd. ze str. 2 Jak Sarmata z Tatarem wojował i co z tego wynikło Lipkowie nawet swoje księgi zapisywali pismem arabskim, układając litery w słowa języka polskiego. Często zdarzało się także, że biorąc Polki za żony przechodzili na chrześcijaństwo, a swoje dzieci wychowywali w kulturze polskiej. Tatarzy zamieszkujący ziemie Rzeczypospolitej byli także ważnym łącznikiem między Chanatem, a Rzeczpospolitą. Muslimowie (tj. muzułmanie polsko-litewscy) oddali znaczne usługi Rzeczypospolitej. Jak wiemy, byli bardzo przydatni jako posłowie, tłumacze i gońcy, wysyłani do państw muzułmańskiego Wschodu2. Oprócz tego, że sami Lipkowie byli wspaniałymi rzemieślnikami wyrabiającymi dywany, zręcznymi szewcami i garbarzami, cieszącymi się powodzeniem szlachty, rozmiłowanej w Oriencie, to dodatkowo właśnie oni obok Żydów i Ormian utrzymywali relacje handlowe z Chanatem Krymskim i Wielką Portą. Tatarzy Rzeczypospolitej zajmowali się sprowadzaniem poprzez Krym bakalii, tytoniu, ryb, wosku, kawy, bawełny, wina, owoców cytrusowych, kunsztownych rzędów końskich, pięknej broni czy tureckich strojów. Lipkowie przynosząc z Chanatu Krymskiego elementy kultury materialnej stworzyli w jakieś mierze także kulturę sarmacką, tak wyrazistą dla dziejów Rzeczpospolitej. Leszek Podhorodecki w swojej książce Chanat Krymski i jego stosunki z Polską w XV – XVIII wieku, okres saski opisuje następująco: Kultura materialna i duchowa Tatarów krymskich nadal wywierała znaczny wpływ na życie szlachty i mieszczan Rzeczypospolitej, podobnie zresztą jak cały Orient. Czasy saskie były przecież szczytowym okresem w dziejach polskiego sarmatyzmu, a moda wschodnia wtedy – dość powszechna. Szlachta nosiła masowo kontusze, żupany, delie, kiereje, opończe, szuby, kaftany, ferezje – pojawiły się szlafroki. W dość powszechnym użyciu były czapki barankowe zwane krymkami3. Jednak w okresie saskim zainteresowanie Orientem było już tylko powierzchowne i ograniczało się tylko do naśladowania mody, gdyż zaprzestano tworzenie opisów krajów Wschodu i zanikła znajomość języków tureckich, tak popularna wśród polskiej szlachty w po2 3 Podhorodecki, s. 283-284. Ibidem, s. 257. przednich okresach. Ważną instytucją, w której widać było silne wzorowanie się na modzie tatarskiej stało się wojsko. Istniały przecież chorągwie lekkiej jazdy, później nazwane ułanami, od nazwiska jednego z tatarskich rodów a to tylko jeden z licznych przykładów. Warto wspomnieć na koniec, że ta wymiana była raczej jednostronna i w kulturze krymskotatarskiej nie było tak wiele wpływów polskich. Wymiana handlowa ze strony polskiej również wyglądała mniej korzystnie niż ze strony mieszkańców Chanatu. Także po utracie niepodległości, w ramach Cesarstwa Rosyjskiego Tatarzy Rzeczypospolitej zostali powiązani religijnie z Krymem w ramach muftiatu, który swoją siedzibę miał właśnie na półwyspie. Właśnie na utracie niepodległości przez obydwa państwa, spowodowanej przez tę samą siłę jaką było Imperium Rosyjskie chciałbym zakończyć dzisiejszy wstęp do relacji polsko-krymskotatarskich. Szanowny Czytelniku, mam nadzieję, że po dzisiejszej lekturze znowu zechcesz wyruszyć ze mną w świat relacji polsko-krymskotatarskich do czego Cię serdecznie zapraszam. DJN OGŁ OSZE N I E TEMAT NUMERU | 13 14 | KULTURA PCKiSz zaprosiło bowiem Marcina Wolskiego z Warszawy – znanego radiowca, twórcę legendarnych audycji satyrycznych „60 minut na godzinę” (w Trójce PR, w latach 1974-1981, a potem w „Powtórce z Rozrywki”), czy programu „Zsyp” (PR I, lata 1989-2009). Marcin Wolski, to także poeta, prozaik, współtwórca i autor licznych tekstów wielu lubianych programów telewizyjnych, jak „Polskie Zoo” (1991-1993), czy „Szopki Noworoczne” przedstawiających w krzywym zwierciadle polską scenę polityczną. I właśnie ciechanowianie, którzy Galerię im. B. Biegasa wypełnili tego wieczoru co do ostatniego miejsca, wspominali tamte programy Wolskiego z największym sentymentem - a było wśród nich wielu wychowanych na „Sześćdziesiątce”. Jednocześnie ubolewali, że Marcin Wolski – rocznik 1947, ale wciąż zachwycający witalnością, pomysłami, lekko- Teresa Kaczorowska CZWARTY ROK SPOTKAŃ Z KSIĄŻKĄ W GALERII ścią pióra – jest dziś przez publiczne media pomijany, „zamilczany” i prawie w nich nieobecny. Sam artysta był jednak w dobrym nastroju: - Jestem optymistą. Globalnym. Jako historyk z wykształcenia wiem, że historia jest sprawiedliwa. Kto jest poniżony, będzie wywyż- w Ciechanowie - zapraszał na łamy „Gazety Polskiej Codziennej”, tygodników „Do Rzeczy” i „wSieci”, gdzie pisze swoje felietony oraz przychodzące mu z niezwykłą łatwością „rymowanki”. Jedną z nich - prowadząc XV Spotkanie z Książką w Galerii - zarecytowałam w Galerii B. Biegasa. Był to utwór „Życzenia i marzenia”, opublikowany w „Gazecie Polskiej Codziennej”, 3-4 stycznia 2015 roku. Sądzę, że życzenia Marcina Wolskiego nie są w naszym kraju nad Wisłą odosobnione…: królewie, bez władzy mądrej i dbającej o polskie interesy. Wykrwawiająca się każdego roku o setki tysięcy młodych ludzi opuszczających kraj, z rządem, który nie troszczy się ani losy narodu, ani o polską rację stanu. Według Wolskiego nawet w „Polskim Zoo” trudno byłoby Fot. Kazimierz Kosmala Pragnę dziś wspomnieć o XV Spotkaniu z Książką w Galerii, które odbyło się w czwartek, 5 lutego 2015 r., w Powiatowym Centrum Kultury i Sztuki im. M. Konopnickiej. O jubileuszowym spotkaniu, które rozpoczęło czwarty rok tego coraz bardziej popularnego cyklu - i to mocnym akcentem. 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY Teresa Kaczorowska i Marcn Wolski szony – żartował. I sypał jak z rękawa swoje utwory - zarówno satyryczne, jak teksty poważne i poetyckie. Zawsze zmuszające do myślenia, dotykające troski o ziemię ojczystą, o przyszłość Polski, której niepodległy byt jest znowu zagrożony. Jego zdaniem obecna Polska to bez- dziś znaleźć tak podłe i bezmyślne zwierzęta, które odegrałyby role obecnych włodarzy polskiej sceny politycznej. Marcin Wolski, obecnie występujący głównie jako pisarz, autor ponad 80 książek, członek SPP i SDP - gość XV Spotkań z Książką w Galerii PCKiSz „Życzenia i marzenia”, Czas składania życzeń upływa dość szybko, więc pozwólcie przez chwilę – będę złotą rybką, która w powadze chwili i dużym skupieniu pożyczy sobie w waszym i swoim imieniu. Niechaj spełnią się nowe nadwiślańskie cuda, wujo Bronek przepadnie i zwycięży Duda. Awansują rozsądni, a przegrają głupki, niech rozwija się Polska, zbawiają nas łupki. Sądy wreszcie przestaną działać ślamazarnie NATO zamiast kompanii przyśle tutaj armię. Niech Kaczyński na premiera znów zjawi się krześle, Wieczór poezji z Renatą Buczyńską reklama Bartołd (także zagrał na saksofonie). Gdyby spróbować podzielić się wrażeniami z wysłuchanej poezji, to na pierwszy plan wysuwa się jej dynamizm zawarty w treściach i rytmach, bardzo odległy od ślimaczenia wierszowanych lanych kluchów oblanych sosem jękliwości, które nieraz dane jest nam tuBohaterka XV „Czwartkowego wieczoru z poezją” taj słuchać albo czytać, mazurska poetka Renata Buczyńska tomik swych wierszy a może nie? dedykuje stałej bywalczyni spotkań literackich Jolancie Często poezja Renaty Przybyłowskiej – dyrektor Domu Pomocy Społecznej Buczyńskiej jawi swe obw Ciechanowie. licze ofensywne, też dydaktyczne, pouczające ale słusznie, to na to, tykając na „ty” na tamto… z pozycji przemyślanych stwier- Rzuca się również, że choć poezja dzeń, i co rusz jest pełna metafor to bardzo często osobista, nawet z przyrodą za pan brat, bo przyroda intymna, to zawsze jest słownie jest obecna w jakże wielu figurach. i logicznie uporządkowana, usysteOstro też wnika w powszechne zja- matyzowana, w wyraźnym związwiska smutne i radosne. Przemawia ku z komentowanymi sprawami do Adresata/Słuchacza/Czytelnika – jakie by one skomplikowane nie nawet w sposób zaczepliwy, nieraz były. Bez uciekania myśli Bóg wie zwracając się do Czytelnika/Słu- gdzie, i tracenia kontroli nad włachacza/Adresata jakby mu wprost sną mózgownicą (co w wielu śropatrząc w oczy, tykając go na „ty” dowiskach w dawnej Kongresów- Autor foto: Karol Podgórny Z Mławy przybyli poeci – panowie Jarosław Trześniewski-Kwiecień, Krzysztof Kowalski i Artur Dębski oraz pani Halina Gamdzyk-Kalińska. Z Działdowa z Warmii i Mazur przyjechały poetki – literacka bohaterka jubileuszowego spotkania Renata Buczyńska oraz panie Magdalena Pawelska, Krystyna Sztramska, Halina Wylot i pan Bernard Żóralski, a także animator i mecenas kultury regionalnej Witold Ostrowski – wieloletni wicestarosta działdowski. Od razu wszystkich powitała prezes OC SAP Janina Janakakos-Szymańska i zaraz przedstawiła sylwetkę gościa XV Spotkania Autorskiego zatytułowanego „Wiersze emocjonalne”. Tło nastrojowe już z początku śpiewem naznaczyła mazowiecka wokalistka Joanna Kiszkurno, potem w kilku aktach swoją twórczość prezentowała gość wieczoru Renata Buczyńska. Wiersze leciały do ucha sprawnie i szybko jeden po drugim. Prezentacja była uporządkowana, z namysłem podzielona na należycie zaplanowane akty, a w ich antraktach śpiewali przeważnie osobno ale i razem Joanna Kiszkurno oraz Robert Dziennikarka, prozaik i poetka, dr nauk humanistycznych. Autorka kilkunastu książek, wielu artykułów prasowych i publikacji naukowych. Redaktor rocznika „Ciechanowskie Zeszyty Literackie”, wydawanych od 1999 r. przez Związek Literatów na Mazowszu (jest jego prezesem). Animatorka kultury. Dyrektor Powiatowego Centrum Kultury i Sztuki im. M. Konopnickiej w Ciechanowie (od 5.X.2011). Uhonorowana licznymi nagrodami w Polsce i zagranicą, ostatnio Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski „Polonia Restituta” (2010), Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2014). A Donalda Bruksela ze wstydem odeśle. 15-sty „Czwartek” w SAP-ie „Czwartkowym wieczorom z poezją” organizowanym z wdziękiem przez Oddział Ciechanowski Stowarzyszenia Autorów Polskich, strzeliło właśnie w lutym piętnasty raz, i z tego powodu zrobiono specjalny wieczór jubileuszowy z udziałem poetów z Mławy, Działdowa i Ciechanowa oraz studentów naszego Uniwersytetu Trzeciego Wieku i fotografików z Ciechanowskiego Klubu Fotograficznego, a także licznego grona stałych bywalców poetycko-muzycznego salonu – przy jak zwykle nabuzowanym chłodną porą kominku z migotkami w środku piecyka. Teresa Kaczorowska Powstanie wreszcie władza, co zło w dobro zmienia Wszyscy wielcy złoczyńcy trafia do więzienia. Niech odzyska stracone ziemie Ukraina, Niech Rosjanie pogonią precz z Kremla Putina… Powiadacie nie może się to wszystko zdarzyć? Nie święci garnki lepią. Zawsze warto marzyć! ce, w tym na ziemi ciechanowskiej, ujawnia się bez przerwy bo u nas niestety to uchodzi nie za wadę, a jakby przeciwnie za rodzaj daru bożego). Widać też, że twórczość mazurskiej poetki Renaty Buczyńskiej ewoluuje. Wcześniejsze i późniejsze utwory pokazują, że im dalej od początku nieco zmienia się język i sposób analizy coraz bardziej z upływem lat uściślonych, skonkretyzowanych przedmiotów poetyckiej refleksji, w tym wyróżników współczesności i nowoczesności. Zapewne w poezji tej jest także duch i echo kulturowego genu strefy przez stulecia pogranicza cywilizacji (bardzo wzbogaconego z tamtej strony), tej przestrzeni gdzie twórczość się dokonuje. Po poetyckim show na koniec razem zaśpiewano jubileuszową stosownie przerobioną piosenkę harcerską, którą na gitarze akompaniując zaintonował Roman Tolsdorf, następnie jeszcze długo koncertujący w towarzystwie pań. Tradycyjnie Autorka podpisywała dedykacje, było też po kielichu gratis dla wszystkich. Tak się SAP-owskie wieczory rozkręcają, że aż miło pomyśleć jakie atrakcje będą na 50-te jubileuszowe spotkanie. Ahoj! Pa, pa… Karol Podgórny HISTORIA | 15 TYGODNIK ILUSTROWANY | www.tygodnikilustrowany.pl | 10 lutego 2015 To właśnie on miał ten wyjątkowy zaszczyt dowodzić Szwoleżerami Gwardii, elitarnym oddziałem lekkiej kawalerii powołanym do życia przez cesarza Napoleona I Bonaparte 6 kwietnia 1807 roku w Finkenstein (obecnie Kamieniec Suski). Nazwa szwoleżer wywodzi się bezpośrednio z języka francuskiego i oznacza: koń i lekki (cheval – koń oraz léger – lekki). Pomysł powołania mającej polski rodowód formacji kawaleryjskiej zrodził się w głowie Napoleona już dawniej. Dopiero jednak wydarzenia kampanii 1806 – 1807 przeciwko Prusom, skłoniły go bezpośrednio do utworzenia pułku składającego się z Polaków, pochodzących z arystokracji. Takich, którzy sami za swój majątek byliby zdolni nabyć przyuczone do służby wojskowej wierzchowce, a także ekwipunek oraz, o ile byłoby to możliwe, zdobyć dzięki zasobności portfela odpowiedni patent oficerski. Plan ten jednak nie do końca się cesarzowi udał, gdyż ochotników zgłaszających się do pułku, na którego czele stanął pułkownik Wincenty Krasiński nie było zbyt wielu. Nie każdy ze szlachty chciał służyć w tym oddziale, dodatkowo postać dowódcy nowopowstającej formacji kawaleryjskiej budziła wiele kontrowersji. W końcu ustalono i zapisano w De- Szwoleżerowie Napoleona krecie Napoleona, że: „(…) żeby być przyjętym do korpusu szwoleżerów, trzeba być właścicielem lub synem właściciela, nie mieć mniej niż 18tu, a nie więcej nad 40-stu lat wieku i opatrzyć się własnym kosztem w konia, mundur, w rzęd i rynsztunek kompletny, stosownie do wydanego wzoru; co się zaś tyczy osób, któreby nie były w stanie sprawić sobie zaraz konia, munduru, rzędu i rynsztunku, tym dana będzie zaliczka. (…)”. Na takiej zasadzie w „korpusie szwoleżerów” odnajdziemy przedstawicieŻadna inna formacja kawaleryjska nie miała chyba tak udanego rozpoczęcia służby bojowej jak lekkokonni. Każdy z Polaków zna nazwę Somosierra. Tak, owa Somosierra, o której pisał Adam Mickiewicz czy śpiewał Jacek Kaczmarski jest polem bitwy, na którym nieśmiertelną chwałą okryli się Polscy gwardziści Napoleona. li magnaterii, bogatej szlachty, szlachty oraz mieszczaństwa. Jednym z tych ostatnich był Franciszek, syn znanego warszawskiego szewca Jana Kilińskiego. Ze zrozumiałych względów przedstawicieli chłopstwa do pułku nie przyjmowano. Status majątkowy, zadecydował też o tym, że wyższe szarże oficerskie zarezerwowane zostały dla bogatych młokosów. Natomiast biedniejsi wiarusi, pochodzący z innych polskich jednostek kawaleryjskich, mający już na swoich barkach nie jedną kampanię, zostali zwykłymi, szeregowymi szwoleżerami. Służba w pułku, dowodzonym przez Kra- że czterech dowódców szwadronów. Pułk dodatkowo posiadał własnego: medyka, krawca, szewca oraz ośmiu kowali. fot: Archiwum Autora Zasadniczo każdy z przybywających do opinogórskiego Muzeum Romantyzmu doskonale wie kim był Zygmunt Krasiński oraz w jakiej epoce literackiej tworzył. Nie każdy jednak wie, kim był jego ojciec i czym się zajmował. Wincenty Krasiński, o którym tu mowa, był twórcą oraz pierwszym dowódcą jednej z najbardziej znanych polskich formacji kawaleryjskich w historii wojskowości. sińskiego, była służbą „u Francuzów”, gdyż formacja ta została bezpośrednio wcielona do elitarnej napoleońskiej gwardii (w starszeństwie ustępował słynnym strzelcom konnym, a wyprzedzał arabskich mameluków). Takie rozwiązanie było również na rękę pułkownikowi Krasińskiemu. Nie podlegał on w żadnym stopniu polskiemu dowództwu, a bezpośrednio francuskiemu generałowi dowodzącemu gwardią cesarską. Dzięki temu był on wciąż w pobliżu Napoleona. W późniejszym czasie, młody pułkownik potrafił to w bardzo sprytny sposób wykorzystywać. Elementem, który w sposób bezpośredni miał nawiązywać do polskiego rodowodu tej formacji był jej mundur. Wzorował się on na strojach kawalerii narodowej, powstałych przed rokiem 1794. Kolory granatowy, amarantowy, a także srebrny dominujące w barwie mundurów szwoleżerów, były bardzo „pstrokate”, jak na standardy francuskiej armii, w której dominowała zieleń, biel, wszelkie odcienie granatu oraz kolor czarny. Do- datkowo wysokie czaka, przyozdobione słońcem z literą „N” na jego środku były również bardzo zjawiskowe. Polacy zostali od razu bardzo ciepło przyjęci przez swoich nowych gwardyjskich kolegów z innych formacji, a także zdobyli serca cywilów. Podczas ich pierwszej prezentacji w Warszawie, przed wymarszem do miejsca ich docelowego stacjonowania, czyli koszarów gwardii w Château de Chantilly, lekkokonni wzbudzili zachwyt warszawiaków. Pułk (na papierze) składał się z czterech szwadronów etatowych po dwie kompanie. Jednak ze względu na bardzo częste oddelegowywanie szwoleżerów do służby pomocniczej w innych jednostkach armii francuskiej, naczelne dowództwo zmniejszyło standardową liczbę 250 koni na szwadron do 120 (nazywając taką formację szwadronem bojowym). W ten sposób każdy z szwadronów etatowych, według nowego przelicznika, składał się z dwóch szwadronów bojowych. Na czele pułku stał dowódca oraz dwóch oddelegowanych z gwardii francuskich gross-majorów, a tak- OG ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY Adres Redakcji 06-400 Ciechanów, ul. Kilińskiego 8 (Browar Ciechan) e-mail: [email protected] tel. 23 672 55 88 Dyrektor BRJ Media Jolanta Grudzińska Redaktor naczelny Marek Szyperski Redaktor graficzny Dorota Pogorzelska Biuro reklamy Anna Dąbrowska tel. 509 820 919 e-mail: [email protected] Wydawca Gambrynus Sp. z o.o. ul. Kilińskiego 5, 06-400 Ciechanów Druk Age of color Warszawa, ul. Republikańska 15 Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść zamieszczanych ogłoszeń i zastrzega sobie prawo do skracania nadesłanych tekstów. Poglądy wyrażane w publikowanych materiałach są osobistymi opiniami ich autorów i niekoniecznie muszą odzwierciedlać poglądy Redakcji i Wydawcy. Na podstawie art 25. ust. 1 pkt 1b prawa autorskiego Wydawca wyraźnie zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w „Tygodniku Ilustrowanym” bez uzyskania zgody Wydawcy jest zabronione. Bardzo charakterystycznym dla rodzaju służby szwoleżerów w Wielkiej Armii jest fakt, że dopiero do kampanii roku 1812, pułk przystępował w pełnym składzie osobowym. Przysłowiowe „pożyczanie” szwoleżerów przez innych dowódców oraz pułki było notoryczne, a owi „użyczeni” kawalerzyści znakomicie sprawdzali się w roli zwiadowców, kurierów, a także tłumaczy w najprzeróżniejszych sytuacjach. Żadna inna formacja kawaleryjska nie miała chyba tak udanego rozpoczęcia służby bojowej jak lekkokonni. Każdy z Polaków zna nazwę Somosierra. Tak, owa Somosierra, o której pisał Adam Mickiewicz czy śpiewał Jacek Kaczmarski jest polem bitwy, na którym nieśmiertelną chwałą okryli się Polscy gwardziści Napoleona. 30 listopada 1808 r. drugi szwadron pułku dowodzony (tymczasowo) przez Jana Hipolita Kozietulskiego otrzymał rozkaz do rozpoczęcia szarży na baterie hiszpańskich artylerzystów, wspomaganych przez liczną piechotę. Blokowali oni w górzystym terenie drogę, która była najkrótszą z dróg prowadzących do Madrytu. Cesarzowi, zależało na jak najszybszym dotarciu do stolicy Hiszpanii, gdyż wybuchła tam antyfrancuska rewolucja. Rozkaz wodza został wykonany i po niespełna dziesięciu minutach droga była odblokowana. Polacy ze swojego zadania wywiązali się perfekcyjnie i na stałe już zasłużyli sobie na szacunek i bezpośrednie miejsce u boku cesarza Francuzów. W późniejszym czasie szwoleżerowie wsławiali się doskonałą sztuką żołnierki w kampanii austriackiej 1809 roku w potyczkach i bitwach pod Aspern, Wagram czy też Neustad. Po tej kampanii, doposażono poszczególnych kawalerzystów w lance, o których przydział od dłuższego czasu upominał się sztab pułku. Szwoleżerowie w posługiwaniu się nimi poprzez wielogodzinne ćwiczenia dochodzili do perfekcji, lanca stała się dzięki temu ich znakiem rozpoznawczym i siała postrach w szeregach wroga. W związku z tym wydarzeniem od roku 1810 pułk, zaczęto nazywać, Szwoleżerami – Lansjerami Gwardii. c.d.n Rafał Wróblewski historyk, Muzeum Romantyzmu w Opinogórze 16 | REKLAMA O G ŁOSZ E N I E W Ł A SN E WYDA WCY reklama 10 lutego 2015 | www.tygodnikilustrowany.pl | TYGODNIK ILUSTROWANY
Podobne dokumenty
ciechanowianka nominowana do oscara!
istotna, że także Tatarzy Krymscy wchłonęli część gockiego dziedzictwa kulturowego – być
Bardziej szczegółowo