Kamčatka - Svoja.org

Transkrypt

Kamčatka - Svoja.org
svoja.org
Viktor Stachvijuk
Kamčatka
Minśk, lipeń 1993
Usio počałosie raniêj. Byv čudny maj 1990 roku. U Biłoviêśkuj Puščy prochodiła perša
vstrêča dijačôv Biłoruśkoho Narodnoho Frontu i joho staršyni Zianona Paźniaka z vidnymi
peredstavnikami svitovoji biłoruśkoji dyjaspory, sered jakich byli Janka Zaprudnik, Vitaut
Kipiel, Vjačka Stankievič i inšy. Organizatorom i hospodarom vstrêčy było Biłoruśkie
Demokratyčne Objednanie (BDA) u Pôlščy. Z našoho boku prysutničali Sokrat Janovič,
Aleh Łatyšonok, braty Mironovičy, Jury Turonak, Vania Maksimjuk, Valik Sielvesiuk,
Pjotr Juščuk, studenćki dijačê i inšy. Bôlšosť organizacijnych obovjazkuv było poručane
mniê jak koordynatorovi Krajovoji Upravy BDA, tomu v mene było mało času spokojno
prysutničati na posidzeniach.
Moskovśki peršy kanał odreagovav na etu vstrêču Biłorusuv Sviêtu informacijeju, što
biłoruśki nacijonalisty zobralisie v Biłoviêśkuj Puščy podiliti Soviêćki Sojuz.
I zbyłosie. Dva roki puzniêj Borys Jelcyn, Stanisłav Šuškievič i Leonid Kravčuk u tôj že
Biłoviêśkuj Puščy, ono z toho boku, u Viskulach, rozvjazali Soviêćki Sojuz. Vynurnuli z
joho postsoviêćki krajiny, ułučno z Biłorusieju, svobôdno objednany v Sojuzi
Niezaležnych Deržav.
I ot, u vôlnuj i nezaležnuj Białorusi tryvav lehalny I Zjiêzd Biłorusuv Sviêtu. Byv
sovnečny lipeń 1993 roku. Było tłumno i radosno. Odčuvavsie nebyvały raniêj podych voli
z uvahi na popuščany uzy demokratyčno nastrojanym Stasiom Šuškievičom, kotory
potajkom snuv plany na uniju z Pôlščoju. Valutoju v objednanuj deržavi byv by pôlśki
złoty. „Kniastvo Stasia” otrymało b dostup do Bałtyki čerez Gdanśk. Veliś zakulisny
perehovory, ale Lech Wałęsa abo čohoś ne doponiav, abo ne tak jomu doradili, i son Stasia
pro recydyvu odinoji Rečpospolitoji ne stav realnostieju. Inačej biłorusy znikli b ostatočno
jak nacija, što nahladno pokazała perša Rečpospolita, u jakôj łacinniki spočatku dokonali
pravosłavje, a nakuneć ruśkośt’ z jiê kiryličnym piśmom i movoju, zaminiajučy jiê
pôlščynoju. U vyniku, znikli nacijonalny elity, popovniajučy pôlśki areopag słavy —
Chodkievičy, Radziviły, Pacy, Tyškievičy, Sapiehi, Čartoryśki i more inšych.
svoja.org
A može to sam Bôh na ety raz zlitovavsie nad mnôhopokutnoju bat’kuvščynoju, tomu dvôr
Lecha ne skapnuvsie, jaki dar oddaje jim prosto „za tak” zakompleksiany Najjaśniêjšoju
Staś!?
1
svoja.org
I słava Hospodu!
Biłorusy Sviêtu pro ety zakołot ničoho ne viêdali i snili mary pro vstavšu z koliên vôlnu i
nezaležnu bôlš od nijakich bratôv ani sestryčok Bat’kuvščynu, kotora, kromi łunavšoho
nad Domom Uradu biêł-čyrvono-biêłoho stiahu i starožytnoho herbu, stała vstydlivo
prypominati rôdnu movu. Naveť ministry Franca Kiebiča staralisie chutko jiê navčytisie,
bo to gvarantovało jim posady. Ale ž ne tôlki vony... Odnak po koliêjci...
*
Mene, jak vse, Lidija Michajłovna, zaviêdujušča administracyjaj haścinicau horada
Minska, diakujučy davniuj rekomendaciji „Bat’kuvščyny”, zakvaterovała na siomum
poversi hotelu „Biełaruś”, po-susiêdśki z izrailśkim posôlstvom. Ochranniki posôlstva
mene viêdali i ne zvertali osoblivoji vvahi i na mojich hostej. Ja tut byvav raz na dva tyžni,
od času, koli spravy mojiê firmy stali na nohi.
U ety večur, na balkončyku bufetu na devjatum poversi hotelu, sidiêli pry šampani štyry
hožeńki prostytutki i spivali „Kasiv Jaś kaniušynu” pud nacijonalno nastrojanych
bohatych amerykanciuv, udiêlnikuv Zjiêzdu. Business is business! Byv z jimi i môj
znajomy siabra z niezaležnych kruhôv, jaki, obačyvšy mene, hołosno poklikav u
kumpaniju. Môj rejtynh u panienok tut že vyrus, koli siabra peredstaviv mene jak
krupnoho biznesmena z Polščy, dyj ščyraha biełarusa. Ja zamoviv šampana i pomiž
strofami piesni počuv proponovu na amal biełaruskaj movie, što z uvahi na nacijonalny
odčuvania panienki, vona hotova što-ne-što požertvovati gratis, ale jak druhi numer.
— Piervyj — stoić sto baksau, spadar! — počuv ja od hožeńkoji zemlački.
— Nažal, — kažu, — ja zakvateravavsia z žonkaj, jakaja ciapier niedzie na sustrečy
Fondu Biełaruskaha Słova. Ale ž moža zaraz viarnucca.
Môj siabra hlanuv na mene i nijak ne môh utiamiti, što ž to za fond, pro kotory von ani
dudu. Poniatno, što takoho fondu i v pryrodi ne było, a moja Lula spokojno sidiêła pered
televizorom u našuj kvatery v Biłostoci. Koli ja rozkazav Sokratovi, na jakôj movi otrymav
učora sex-ofertu, von skomentovav, što koli tak, to Biełarusi nakanavana być niezaležnaj.
Hety biznes pieršy adčuvaje podych času i reahuje na zmieny najchutčej.
Tam že, od mojoho siabry ja počuv, što kamčaćki ščyry biełarus šukaje polskich
biełarusau, kab naładzić supolnuju łoulu achockaj ryby i krabau.
svoja.org
*
Na druhi deń, u hotelovum, kruhłum restoranovi môj učorašni siabra poznajomiv mene z
Mikołajom Mikołajevičom Sanajevym. Vysoki, zvalisty, dovhotvary Mikołaj Mikołajevič
byv zôrkoju kumpaniji, kotoru do obiêdnioji plašečki pudkormluvav oryhinalnym
kamčaćkim krabom.
Vôn zdorovo stisnuv moju ruku i povjôv rozhovôr pro obilije kamčackich moriej v rybu,
łososia i kraby.
2
svoja.org
— My, — kaže, — zabrosajem Polšču i vsiu Evropu ryboj, krasnoj ikroj i krabami. Ty
tolko daj paru sudnov, pogovori s polakami, i oni tiebie addadut vsio, ibo ich s Kamčatki
vybrosiat. Ponimaješ!? A my vsio ot nich eto kupim, no kogda zarabotajem. Ty budieš u
naš admirałom.
— Chorošo, Mikołaj Mikołajevič, ja zhodny, tolki tut jašče patrebna zhoda polskaha
ministra.
— Ja eto uže znaju. Ty jejo połučiš! Ja ludiej chorošo vižu i ty eto sdiełaješ. Poniał!?
— Poniał!
I my v dobrum nastrojovi dovho snovali plany pochodu po zołotoje runo, vypivali potrošku
i prykusuvali kamčaćkimi krabami i łososiom.
Varšava, 1992
Biłoruśka ambasada
Bankiet, na jaki mene, jak koordynatora Krajovoji Upravy BDA, a raniêj sekretara BHKT,
regularno klikali, byv u povnum rozhary. Na ety raz sviato provodiłosie v Korolevśkum
Zamkovi v Varšavi bohato i z šykom. Było mnôho hostej, korpus dyplomatyčny, čyny z
pôlśkoho žondu i znany osobistosti. Jak use, była šyroka reprezentacja biłorusuv Pudlaša.
Ja obačyv Marka Nowakowskoho, jaki stojav zo Stefanom Bratkowskim i pudyšov do jich.
Paru chvilin veli tete-a-tete, i ja, hlanuvšy na Stefana, zhadav raptom Mikołaja
Mikołajeviča, čyj potiahły tvar trošku napominav samoho Stefana. Ja, navjazavšy do
etoho, korotko perekazav kamčaćku ideju Sanajeva i zapytav, čy ne ma prypadkom sered
hostej ministra Transportu i Morśkoji Hospodarki.
— Jest, — kaže Stefan. — Podejdźmy, poznam cię z nim.
I po chvilini vôn peredstaviv mene ministrovi Zbyszkowi Sulatyckomu:
— Zbyszku, oto lider Białorusinóv v Polsce. Ma dla ciebie ciekawą propozycję.
— Tak? No to słucham.
— Panie ministrze, proponuje kwotę na Dalekim Wchodzie.
svoja.org
— Kwotę na co?
— Na przykład na mintaja.
— Gdzie konkretnie?
— Morze Ochockie.
3
svoja.org
— Proszę wobec tego jutro o 9.00 przyjść do mnie do gabinetu, — skazav minister,
podajučy mnie svoju vizytku.
— Dziękuję, panie ministrze. Będę punktualnie.
Ministerstvo Transportu i Morśkoji Hospodarki
Gabinet ministra. 9.00
Uchodžu. Za bjurkom sekretarka, jak z kazki Clintona. Jak cygaru lizati. Ja peredstavivsie,
podav svoju vizytku. Panienka čerez interkom zaanonsovała mene i po chvilini vyšła z-za
bjurka i odkryła dvery gabineta. Vysoki Sulatycki vyjšov naprotiv, po-matrośki stisnuv
ruku, poprosiv siêsti i zamoviv dviê môcny kavy, što posli včorašnioho bankietu było očeń
k stati.
— Zaintrygował mnie pan wczoraj niecodzienną propozycją, — začav minister bez
zbędnych ozdobników. Mužyk byv morakom i, vidno, ministeryjalne krêsło ne nadto
zminiło joho pryvyčki. – To nie ja będę z panem rozmawiać o szczegółach, tylko
Departament Głębokiego Rybołówstwa. To później. Sam chciałbym jednak, zanim pana do
nich zaprowadzą, zapytać, skąd właśnie ten pomysł o kwocie.
— Panie ministrze, pozwolę sobie najpierw w kilku słowach powiedzieć o sobie. Jako
koordynator Krajowego Zarządu Białoruskiego Zjednoczenia Demokratycznego mam
ścisłe kontakty z Białorusią i białoruską diasporą. Po ostatnich przemianach
demokratycznych w Białorusi współpraca diaspor utrwaliła się i właśnie odbył się I
Kongres Białorusinów Świata. Przybyli na ten Kongres równieŜ Białorusini z Kamczatki. I
chcę pana zapewnić, Ŝe mam podstawy, by twierdzić, iŜ duŜo tam znaczą, a zatem mają
przełoŜenie na administrację gubernatora.
Po jakichś deseti minutach minister byv perekonany, što temat maje šansu, i vyzvav šefa
Sea Fisheries Department, Krzysztofa Jaworskoho, kob toj vziav mene do sebe. Koli ja
proščavsie z ministrom, von, krêpko stiskajučy ruku, skazav:
— Niech się pan tym wilkom z departamentu nie da. Będą chcieli pana przeegzaminować.
— Postaram się nie zawieść zaufania, panie ministrze.
U departamenti my konkretno pohovoryli ob možlivosti oformlenia kvoty. Ja povtoryv
toje, što pered vyjizdom vydubiv od M. M. Sanajeva, a pry okaziji prydałosie i
dosviêdčanie z biznesovych perehovoruv. Po puv hodini ja viêdav, što egzamin zdav. A
koli šef departamentu, Krzysztof Jaworski zapytav, z jakoju firmoju maju ochvotu
spuvpraciovati, ščecinśkim „Gryfom” čy gdanśkim „Dalmorom”, ja spytav:
svoja.org
— A w której firmie jest młodszy prezes?
— W „Gryfie”. Piotr Jasnowski.
— No to jadę do Szczecina.
4
svoja.org
Szczecin, „Gryf”
Žovtym mercedesom „bočkoju” jiêchali my z Pietieju Krukom po lohko oblodiêłuj dorozi,
čerez Poznań, Strzelce Krajeńskie (raniêj „Ukraińskie”), Gorzów Wlk., Stargard do
samoho Szczecina. Nas ždali šefy giganćkoji rybołôvnoji firmy „Gryf”. U toj čas po
svitovych morach i okijanach płyvali trydcet’ dva jichni rybołôvny travlery po štyry tyščy
BRT každy. To była odna z bôlšych u sviêti flotyluv.
Szczecin odtajuvav od ranišnich prymorozkuv i oholav rady šêro-koryčniovych
hromôzdkich kameniciuv, uzdovž jakich snovalisie horodžane i pryjiêždžy. Šustro
mitusilisie na prystankach pestry hrupki škôlnoji mołodiožy. Pojavilisie na huliciach liêpšy
limuzyny, ožyvilisie vitryny łavok. I vsio ž taki ety portovy horod zdavavsie pryhašany
peršymi vypleskami bezrobôtnych i jakby zdivlany rostuščym rozryvom miž dostatkom i
bidoju. Serednia klasa, kotora miêła chutko vyrosti z pryvatyzovanych socgigantuv, stała
roztvoratisie v nijakosti, znikati razom zo svojimi marami i planami v čornuj dyrê, pomiž
velikim biznesom kolesiów rodzinki, pud kotorych Lewandowski z Balcerowiczom
prołožyli stežku, a rostuščoju jak na drôščach hołyt’boju. Chutko vychine odtôl šêra strefa,
hrôzna, bo zorganizovana, z armijoju bezlitosnych vovkôv, z bejsbolovymi pałkami v
rukach. Nezadovho vyrostut z jich gangi, povjazany z mafjozami prychvatyzaciji i
baronami polityki.
Mniê taksamo treba było vyrvatisie z marazmu nemožlivosti. Nic to, što ja ostavsie bez
hroša v kišeni posli toho, jak beheketôvśki tovaryšy zhurtovalisie, kob z čužoho
specpudšeptu pozbytisie mene z sekretarśkoji posady, a posli step by step z biłoruśkoho
ruchu. Ja vyperediv jichni ruch i sam skłav i obnaroduvav umotyvovanu rezygnaciju. Od
zasiłku dla bezrobôtnych ja odmovivsie. Uziav spravy w swoje ręce. Kupiv skôranu
„dyplomatku”, luzaćki strôj „businessmena” i nezadovho perez zarehistruvanu na sebe
firmu „Elvimex” sp. z o.o. povjôz ludej do sanatoriuv u Biłorusi. Biznes u Biłorusi byv u
zarôdku. Tohdy i tam narodilisie hospodarčy kontakty. Pojaviliś i inšy možlivosti biznesu,
i ja, ne majučy spočatku poniatija, čym je mižnarodny handel, stav importovati škło,
šklanyje pustaki, gipsokarton, a navet’ šyfer z Krasnosiêlśka. Firma mužniêła. Ofis z
kvatery ja pereniôs na huliciu M.C. Skłodovśkoji, do domu profsojuzuv, u lokal z
balkonom, na jakôm pudčas pochoduv 1-maja stojali peerelovśki tuzy.
Teper jiêdu na rozmovu z samym prezesom „Gryfa”.
Peršy poverch kamenički-bjurôvcia, slidy postnarodnoho interjeru, skôrany foteli, kanapa.
Mołody, vysoki Piotr Jasnowski vstav z-za temnokoryčniovoho stoła, stisnuv ruku i
gestom hospodara zaprosiv siêsti. Zamoviv u sekretarki kavu i v nastroju žyčlivoho luzu
rozpytav pro dorohu. Atmosfera prychilnosti nastrojiła doviêrčyvo, i bez nepotrêbnoji
bołtovniê my perešli do suti diêła.
svoja.org
Šef zaprosiv viceprezesa Franciszka Kurzymskoho i šefa komandy doradciuv Jana Sprusa.
Obhovoryli ideju i formu spôłki. Musim załožyti spôłku joint venture pôlśko-biłoruśku, u
jakôj svojiê udiêły bude miêti „Gryf”, biłoruśki bôk i ja v ramach „Elvimexa”. Firmu
zaregistrujem u Mińsku v Ministerstvi Transportu. Ja miêv pudrychtovati teren na jich
5
svoja.org
pryjiêzd. Pokôlki Pietia Kruk vystupav u roli moho kirovci, ja spokôjno čoknuvsie z
buduščymi spôlnikami.
Voročaliś u nastroji traperuv, jakije trapili na sliêd zołotoji žyły.
Hrodno
Byv styčeń 1994 roku. Razom z Janom Sprusom i Stanisłavom Kacperkom, ekspertami
„Gryfa”, my pojiêchali mojim mercom-bočkoju čerez hraniciu do susiêdnioho Hrodna.
Pohraničniki i mytniki oboch storôn viêdali mene vže dobre, tomu my hładko perejšli
hraniciu, osoblivo z biłoruśkoho boku. Jich uže ne zdivlało toje, što z pôlśkoho boku mežê
prožyvajut kompaktno i masovo biłorusy. Jakoś vony miêli zakodovane, što na
Horodenščyni mohut prožyvati i prožyvajut polaki, a čomuś etničny biłorusy v Polščy —
to nepravdopodôbna historyja.
My zajiêchali na čas, zakvaterovalisie v hostinici „Hrodna” i spotkalisie na miêsti z
Viktorom Sivčykom i Mikołajom Mikołajevičom Sanajevym. U hotelovum pokojovi
Mikołaj Mikołajevič rozmalovav kartinu Kamčatki, horačych rudnikôv Paratunka, krabuv,
ikry, kižuča, nierki i horbušy, nu i što osoblivo interesovało „Gryfa” — obilije mintaja!
Jiêli kraby z banki pud rumki pôlśkoji horêłki i prykusuvali čyrvonoju ikroju. Obhovoryli
organizaciju joint venture, zadačy i chto jich bere na sebe. Obhovoruvali projekt statutu,
registraciju spôłki i kvotu od gubernatora. Ostatnie vziav na sebe Sanajev.
Posli perehovoruv večur na luzi, pry sutym stoliku na podyjum u sali restorana.
Peredstavniki „Gryfa” ne poskupilisie. U nizovi na parkieti tusovalisie horodnianki,
dovhonohi i chorošy. Z každoju rumkoju pudymavsie tonus, vyhibasy pryhožuń radovali
oko.
My dovho pirovali v nastrojovi zavtrašnioho pochodu po zołotoje runo.
Mińsk
Hotel „Białoruś”
Prošło paru miseciôv na dorobôtku projektuv, telefonnych rozmovuv, kob štoś vyjasniti,
doprecyzovati, uzhôdniti. Narešti Viktor Sivčyk domovivsie na spotkanie v Mińsku v
marciovi.
Do Minśka pojiêchali ja i Jan Sprus. Uže raniej my bez lišnich ceregieliji i bez
nepotrêbnych „ą” i „ę” perešli na bezposeredniu formułu, i Jan odkryvsie, rozkazujučy pro
morśkije pryhody i portovy zatiêji. Fantastyčny, čystiêjšoji vody „eskskluzivy” z peršoji
ruki. Jak by peredavav hotovy scenaryji na filmy. Abo bery i zapisuj, i roman hotovy.
Choč by rozkaz pro pochod pôlśkoji rybołovnoji flotyliji, koli amerykanci objavili
dvuchsotmilovu pryberežnu strefu svojeju ekonomičnoju zonoju. Trydcet’ pôlskich
travleruv musili pokinuti vody amedrykanśkoho šelfu Atlantyki i, błukajučysie jakiś čas na
pôvdni Meksykańśkoho Zalivu, uziali kurs na Falklandy (Malviny). Koli dopłyvali do jich
terytoryjalnych vôd, uspychnuła anglo-argentynśka vujna za ety vyspy. Treba było
svoja.org
6
svoja.org
povernuti flotyliju i rušyti na pryafrykańśki šelf. Znoju, trudu, ani koštuv pochodu čerez
nezmiêrany prostory okijanu ne poličyš. Za nôč ne opišeš.
Ja, zrêdka, revanžovavsie pudvodnymi „trylerami” zo svoho žycia, jakije zdaralisie pudčas
pošukuv utoplennikuv abo ekstremalnych akcij.
Čas promknuv nezamiêtno i my neviêdomo koli dobralisie do Minśka. Jakraz zaveršałasie
bezkrovna revolucija, usplesk nacijonalnoji ideji. U deń našoho pryjiêzdu, u parku pry
Vialikim Teatry, pud večur odbyvavsie mityng BNF. Narodu nevidane skopišče, usie
sviatočno rozentuzjazmovany. Na trybuni, na kotoru nas zaprosili, natovp znajomych
opozicijnych deputatuv, z kotorymi ja serdečno pryvitavsie i znakomiv z mojim pôlśkim
kolegoju.
Vystupali dijačê-deputaty, miž inšym Valancin Hołubieu, Mikoła Statkievič i, jak pomniu,
Ludmiła Pietina od žanočych arhanizacyjau, i vrešti sam Zianon Paźniak, jakoho, po
ščêrosti, ja šanuju po diś deń. Hovoryv Zianon pałko, zadiorysto i, majučy tak obšyrnu
audytoryju, ne vytrymav i jak vse siêv na lubimoho konia antyrosijśkosti. Chaj i minčuki
perejmut od joho častku rusofobiji, vikami vščepluvanoji v pudsviadomost’ biłorusamkatolikam vatykańśkimi emisarami na Biłoruś. Systemno, sprytno i nevirohôdno
efektyvno.
To tut, na schodi, peredviêčny komturśki duch Vatykanu šukaje svojich adeptuv, puddaje
vikami dopraciovanym metodam promyvania mozgôv, a posli bušuje v jich umach
vypleskami nenavisti do rasiejskaha pravasłauja i projavuv korênnoji ruščyny.
Uspomniv Zianon Stanisłavavič oršanśku peremohu: Adzin biełarus suprać dziesiaci
rasiejcau!
Jak ne divne, ale polaki, jakim pudlizujutsie mnôhi zakompleksiany najjasniêjšoju
biłoruśki dijačê (Zianon tut, jakraz, vyniatok), u svojich pudručnikach historyji ni słovom
ne vspominajut ob biłorusach v oršanśkuj bitvi. Bo dla polakuv Vôrša – to pôlśki
Blitzkrieg, a biłorusuv tam i tiêniu ne było, nu, može, jakijeś nedookreślany „Litwini”. I ete
ničut’ ne pereškodžaje nekotorym novopomazanym „tyhram” varšavśkich salonuv.
Okazujetsie, odny susiêdy mohut zbonditi umu neobjatnu častku historyji i honoru tvoho
narodu. Abo zamovčati na smert’. I što!? I nic! Bo toj, chto chvoroblivo imknetsie
pryklejitisie do zachodnioji civilizaciji i vyvesti svojiê koreniê z jiê konfesijnych nedruv,
prypluščyt očy i bude slipy i hłuchi na vsio, što čveryłosie jimi. Zatoje pudymaje istny visk
na projavy gvałtu schôdnioji „imperyji zła” koliś i diś. I bude sebe staviti na postument
zmahara za volu narodu. Po časti i spravedlivo, i słušno, a po časti smiêšno, koli za
vyzvolenie pravosłavnoho narodu od joho samoho beretsie biłorus-łacinnik, dla jakoho
jakraz konfesija — peršoradna sprava, a peredviêčny komturśki duch biêsitsie v joho
pudsviêdomosti, ihraje na joho emocijach i eksploduje vypleskami vojujuščoji
neprymirymosti. Až divo bere, u jakich formach zajadłosti eta neprymirymost’ vyražaje
sebe! I ne stichaje ni na mih.
svoja.org
Ja zo schodu, i honorusie etym. I ne znachodžu v sobiê i sliêdu dyskomfortu, što ne naležu
do zachodnioji, łacinśkoji civilizaciji. Civilizaciji, u kotoruj samovpevniany elity majut ne
odin hrêch za pazuchoju. A našy susiêdy, nota bene, do diś ne pereprosili nas za
7
svoja.org
prozelityzm, za gvałt i znuščanie nad našoju viêroju i ruśkostieju našych prodkuv,
prožyvajuščych u „spôlnuj deržavi”. Nadyde čas — pereprosiat. Koli počnem upominatisie
za svoje. A počnem.
Nu što ž, biznes biznesom, a nacijonalny emociji za pazuchu ne schovaješ, ani na biržu ne
vystaviš.
Posli mityngu my opynulisie v hotelovych pokojach „Biłorusi”, uzhôdnili „rehłamient” na
zavtra z prybyvšym Viktorom Sivčykom, pryhubili rumku koniačku i zyšli na večeru. Na
dancingu tusovalisie chutlivy singli obojga płci.
— Viktar, a dzie Mikałaj Mikałajevič? — zapytavsie ja, posli čorhovoji schołodžanoji čarki
smirnovki.
— Jaho nia budzie. Paśla rastłumaču! — odkazav Viktor.
Pudčas večery ja doviêdavsie od Viktora, što „Mikołaj Mikałajevič užo nia u našaj
kampaniji, tak jak na Kamčatcy jon nie tak užo značymy čałaviek, ale za toje jość bolš
važnyja ludzi, z jakimi u nas budzie sustreča. Jany mohuć usio!” Na mojiê pytania Viktor
odkazuvav jak čołoviêk, jaki vsio produmav, znaje rozkład sił, a na mojiê sumniêvy
divitsie jak na perežytok u disiêjšych časach. Zreštoju, u našuj komandi je admirał, z
kotorym zavtra v nas vstrêča.
Na druhi deń my zajšli na vmovlanu vstrêču do respublikanśkoji morśkoji kompaniji,
jakaja nachodiłasie v samum centry Minśka, deś v okolici hulici Revolucijnoji. Jiê šef
pryniav nas u hromôzdkum kabineti, z fantastyčnoju mapoju mirovoho okijanu, pud
kotoroju, jakby na nevysokum podyjumi, vôn siêv za velikim, tiažkim dubovym stołom.
Hodinu my proveli na niby perehovorach, časami ne ponimajučy odin odnoho. Može to ja
na ety raz ne pospivav za krutymi povorotami dumki moho rozmôvci, a može prosto vsio
było ne tak i dohovorane vže na samum počatku, šče pered našym prychodom siudy. Bo
vsio vyhladało tak, jakby my hovoryli na raznych movach. Rozstalisie, na môj pohlad, ni z
čym.
Posli obiêdu ciêłe popołudnie my ždali admirała. Viktor hovoryv po sotovomu telefonovi,
zvjaź rvałasie raz za razom. Štoś u planach admirała pominiałosie i vôn tak i ne zmôh
pryjiêchati na spotkanie. Sam admirał – to čałaviek Kiebiča.
— Z jim my vielmi chutka rašym prablemy łovli i kvoty, — kazav Viktor. — Treba tolki
zacikavić jaho pa sapraudnamu našym prajektam.
svoja.org
Čom niê! Tolko kob čołoviêka zacikaviti i perekonati, spočatku treba z jim spotkatisie
bezposerednio, a ne verbalno. Čas išov, Viktor usio kudyś zvoniv, hovoryv, perekonuvav,
obiciav. Časami odčuvałosie, što vôn, musit, bojitsie tak upłyvovoji osoby, kotora mohła b
stvoryti konkurentny varyjant, cikavy dla „Gryfa”. Ja počav zadumovuvatisie, čy tak
znakomito rozpočata zatiêja ne skônčytsie tam i tohdy, i čy M. M. Sanajev, naš kozyr, to
ne banalno stračana karta.
Tym ne menč, ja staravsie vykonati pryniaty plan i my odviêdali jurysta-notaryjusa, jaki
pryniav do rozhladu naš projekt dohovoru. Vôn obovjazavsie joho vpakovati v ramki
8
svoja.org
biłoruśkoho zakonu i pudrychtovali do pôdpisu. Uzhodnili my i inšy formalnosti, u tôm
statut i sposub registraciji spôłki.
Z Janom Sprusom, uže sam na sam, my vzhôdnili, što ne odpustim tak sobiê Mikołaja
Mikołajeviča. Sam admirał – to cikavy varyjant, ale mało pravdopodôbny. Na treti deń my
rušyli v povorôtnu dorohu.
Deś vnutrê tlivsie osadok dosady z-za neponiatnych podiêj, kotory vyvoročuvali vverch
nohami prozrystu dosiôl ideju.
Minśk
Notaryjus
Jakiś čas dovžyliś formalny spravy. Ja z Viktorom Sivčykom byv na telefonnuj zvjazi,
organizovav odkazy na pytania „Gryfa” i, najvažniêjše, sposoby otrymania kvoty. Narešti
delegacija „Gryfa” v składi Franciszek Kurzymski i Jan Sprus i ja vyrušyli moim
mercedesom-bočkoju u Minśk, po nekiepśkich biłoruśkich dorohach.
My, jak vse, zakvaterovalisie v hostinici „Biłoruś”. Tut usiê mene viêdali, tomu Lidija
Michajłovna, zaviêdujuščaja hostiniciami horoda Minśka, kvaterovała mene na poverchovi
izrailśkoho posolstva. Ja, davno uže zarekomendovany „Bat’kovščynoju” biłoruski dijačzahraničnik, vyklikav jiê povny doviêr. Pudčas vstrêčy z Sivčykom my obhovoryli plany i
skłali rehłamient na zavtra. Uže miêli potverdžane, što kvotu na mintaja otrymajem z
resursuv Biłorusi. Naša firma musit zrevanžovatisie, dofinansovujučy prohramu Ditej
Čarnobyla. Odnym słovom, najvažniejše pytanie było rozvjazane.
— Hałounaje ciapier, heta rabočy vizit u nataryjusa, — referovav Viktor, — a paśla
sustreča z surjoznymi i nie zusim farmalnymi ludźmi. Paśla budzie viačera. Natarialny akt
i statut padpišam paślazautra.
U notaryjusa my proveli zo dviê-try hodiny na čytani aktuv firmy „Biełmora-1”, nanosili
popravki, uzhodniali detali.
Posli była korotka vstrêča pry kavi z dziełavymi ludźmi, jakuju naładiv Viktor. Musit tôlki
tak, na vsiaki słučaj, koli b u nas spravy raptom zatormozili. Vony okazalisie nad vyraz
surjozny, nad vyraz diłovyje i małorozhovôrčyvy. Pryšli vdvoch. Ich partnery majut na
Kamčatci „schvačany sfery”, kontrolujut koje-što, a navet’ i što treba. Hotovy pospryjati
interesam firmy.
svoja.org
Perediahnuvšysie, bez halštukuv, na taksi my šuhonuli do tichoho, schovanoho deś za
Akademijoju Nauk častnovo kafe, a dokładniêj – maleńkoho hustôvnoho restorančyka. Tut
vsio było stonovane i v interjery, i v kolorach, i v hołosnosti. Navet’ oficijanty odzyvalisie
puvšeptom, nenavjazčyvo. Reahovali na najmenčy žest našych hospodarôv. Ticho hrali na
žyvych instrumentach mołodeńki muzykanty z konservatoryji. Skrypač navet’ byv
nekiepśki, na što zvernuv osoblivu uvahu Kurzymski. To była ne takaja sobiê knajpa.
Osobliva i na urovni.
9
svoja.org
Franciszek Kurzymski, viceprezydent „Gryfa”, byv dovoli mołodym, vysokim i ščupłym
mužčynoju. Z každoho tłumu vydilałasie b joho čorna, bujna, pokručana čupryna. Dovoli
cikavy typ čołoviêka, prytym nikoli ne viêdaješ, što na samuj spravi vôn dumaje. Tak i
teper. Pryhlanuvsie i ani pudčas raniêjšych peremovuv, ani pudčas večery, ni słovom, ni
žestom ne pokazav po sobiê ničoho, što možna było b odčytati odnoznačno. Ani za, ani
protiv. Prosto vicešef firmy-giganta, facet na luzi, ale z klasoju. Večera była hustôvna,
prysutnost’ dziełavych ludziej ne navjazčyva.
Jak na môj gust, to potiahnuło od jich zanadto diełovym chołodkom. Sprus, uchilajučysie
od konkretnych zajavok zdavkovymi replikami, rozmovu zvjôv pomału na latynoski
portovy pryhody.
I tak z ohulnoji, rozmova rozsypałasie na oddiêlny tete a tete. Odin z jich, vyznačyvšy, što
ja, pryvatny preredprymalnik, jaki tak napravdu starajetsie vskočyti na korabel, kob razom
płyvsti po zołotoje runo, raptom zapytav mene:
— Viktor, a ty płatiš nałogi?
— Koniečno.
— A skolko, jesli nie siekret.
— Sorok procentov. Vied’ moja firma OOO.
— Da ja nie ob etich nałogach!
— Aaa! Jasna. No etich nałogov ja nie płaču.
— Da ty što!? U nas vsie płatiat!
Ja vže ne spytav, ani komu, ani kôlki. Use ličyv, što neprošany ne povinion pytati. Lišni
viêdy mohut byti zabôjčo škodlivy, a cikavosť ne raz vede čerez trunu v pekło.
Nichto z našoho boku ne skłav nijakich deklaracijuv. Usio nezamiêtno peretvoryłosie v
neznačny poputny epizod.
Druhu večeru toho dnia, bôlš svobôdnu i sympatyčnu, my vže skonsumovali odny v
hostinici „Biłoruś” na dvadcet’ tretium poverchovi, de potusovalisie jakiś čas z drinkami
pry bary, odbivajučysie od nedvuznačnych dovhonohich žestuv.
svoja.org
— Nie v kaŜdym porcie znajdziesz taki kontyngent. Białoruś zaczyna mi się coraz bardziej
podobać, – skomentovav Jaś Sprus, i trudno było ne pohoditisie.
Rano u notaryjusa šče raz pročytali i prerehlanuli statut joint venture „Biełmora-1”,
zatverdili neveličku kosmetyku v tekstach i vrešti pudpisali v prysutnosti notaryjalnoho
vradnika registracyjny papery firmy. Udiêły rozkłalisie nastupnym čynom: „Gryf” – 85%;
biłoruśki bôk reprezentovany čerez Sivčyka 10%; moja „Elvimex” – 5%. I to vsio!
10
svoja.org
U majontok spôłki „Gryf” uniôs travlera 4000 BRT „Hajduka”, na kotorum tôlko sama
fabryka filetovania mintaja koštovała paru desiatkuv milionuv dojčmarok. Ete značyt, što
mojê 5% postavili mene v roli dovoli krupnoho biznesmena na pudlaśki miêrki. Firmu
treba tôlko zaregistrovati v odpoviêdnium ministerialnum viêdomstvi Biłorusi. Zadaču etu
vziav na sebe Viktor Sivčyk. „Gryf” miêv zapłatiti puv milijona dolaruv na fond Ditej
Čarnobyla. My spodivalisie na kvotu siêm tysiač ton mintaja z soroka tysiač pryznanych
resursuv dla Biłorusi, kotora i tak ne mohła b jiê odłoviti, ne majučy karablôv. Naš
korabel, naturalno, naležało zaregistrovati v Biłorusi, označyti materysty port — Seul v
Puvdennuj Koreji, pudniati na jôm biłoruśku biêł-čyrvono-biêłu banderu. Dodatkovy kvoty
budem namahatisie otrymati z resursuv gubernatora Kamčatki.
I tak naša „Biełmora-1” z jiê korablom „Hajduk” była zaregistrovana v Ministerstvi
Transportu v Minśku. Nad korablom u Seuli załunav bieł-čyrvono-biêły stiah nezaležnoji
Biłorusi.
Respublika Biłoruś z dnia vpisania jiê do mižnarodnych rejestruv stała morśkoju
deržavoju. Etoho z historyji Biłorusi nijak ne vyčerkneš, ani ne pereinačyš.
Takim čynom ja, Viktor Stachvijuk, a po rodovomu Viktor Stachijuk, stav u 1994 rokovi
odnym z troch osnovopołožnikuv biłoruśkoho povnomorśkoho fłotu.
Naš travler pud bieł-čyrvono-biêłoju banderoju počav łovlu na Ochoćkum i Beringovum
Morach. Pietropavłovsk Kamčaćki stav joho druhim portom, posli Seulu.
Kamčatka
Serpeń 1995
Uže rôk, jak naš korabel „Hajduk” łapav mintaja perš za vsio na Ochoćkum Mory. To
unutrane more Rosijśkoji Federaciji i ne každy maje pravo probyvati, a tym bôlš łapati ode
rybu. Naša biłoruśka spôłka „Biełmora-1” miêła kvotu 3500 ton mintaja na rôk z
biłoruśkoho resursu. To chvatało, kob utrymati korabel, zapłatiti vypłaty dla komandy
travlera (102 moraki), bihuščy poładki i bôlšy remonty. Dochodit do etoho zakup paliva,
prêsna voda, portovy opłaty. My namahalisie pobôlšati kvotu. To byv varunok sutych
dyvidenduv. Nažal, ne možna było proviêryti možlivosti M. M. Sanajeva, jakoho vže ne
było z nami, z pryčyn dla mene nejasnych.
Kotorohoś dnia pozvoniv mniê Jan Sprus.
— Szykuj się, Wiktor, na wylot na Kamczatkę. Masz na to dwa tygodnie, — skazav Jan.
svoja.org
— No dobrze. A co mam zrobić ze swojej strony? Jak pamiętam, nie ma wsród nas
Sanajewa, a jak wiesz, ja sam nie mam tam Ŝadnego przełoŜenia, – odkazav ja, kob spravu
postaviti jasno.
— Ale jesteś współwłaścielem spółki. No i znasz biegle rosyjski.
— O.K. Na ile czasu lecimy?
11
svoja.org
— Nie mniej niŜ na tydzień. A tam się zobaczy.
Na lotniščy Okęcie zobrałosie vośmoho serpnia sto dva moraki-rybołovy novoji zmiêny
„Hajduka”, troje žurnalistuv, dva fotografy, Czasnojć i joho syn, ja i Jan Sprus.
Lot byv zafrachtovany čarterovym ruśkim samolotom TU-154. Start odbyvsie płavno, i
počavsie spokôjny perelot nad Varšavoju, Mazovijoju, Pudlašom z mojeju rôdnoju
Trystiankoju i Biłoviêśkoju Puščoju, bo jakraz siudyma prolahaje trasa pudnebnych
łajneruv na Moskvu. Posli dvoch hodin polotu dozapravka na lotniščy Domodiedovo, čas
na pokupki v butikach, a navet’ na kufel piva čy drynk. Trochu mene zanepokojiv protiôk
benziny z kryła samolota. Mechanik obačyv ete, vziav vidro i pudstaviv pud ciurki
benziny. Viêtior poryvami rozbryzguvav jiê kruhom vidra, tak što z časom bliskušča plama
rozrosłasie na mnôho metruv. Nikoho z obsłuhi samolotu siête ne nepokojiło, značyt
„normalka”, i ja staravsie bôlš ne zvoročuvati na ete uvahi.
Startonuli popołudniu i jakoś tak chutko, bo letiêli protiv času, zmerkło. Nastupiła dovoli
korotka nôč. Svitanie było nemožlivo choroše sered vyrostajuščych obołočnych hôr, kotory
nezamiêtno svitliêli, nabirajučy intensyvnoji rozovo-biêło-šêroji barvy na foni nezemnoho
chorostva temno-sinioho neba. Čas letiêv nezamiêtno.
Minuło dvanadcet’ hodin od startu, jak my sered biêłoho dnia, probivajučy
parukilometrovoji tovščyniê chmary, nad kotorymi vysivsie monumentany pik Klučevśkoji
Sopki, opynuliś nad lotniščom Jelizovo, što nedaleko Pietropavłovska Kamčaćkoho.
Uzdovž połosy, pered hangarami, stojali vujśkovy samoloty, od stratehičnych TU-22M do
Mihuv-29, šturmovikôv SU-25, vertolotuv i vsiakoji vojenščyny. Nedarom Kamčatku
rosijane nazyvajut nezatoplajemym avijanosciom.
Dvôr viêčno chmiêlnoho Borysa z čubajsovymi oligarchami prychvatizaciji čut’ ne zatopiv
ne tôlko Kamčatku, ale i vsiu neobjatnu krajinu. Gusinśki navet’ miêv nachalnost’
publično zajaviti, što vsiačeskije popytki pieriesmotra častnoj sobstviennośti v novoj
Rossiji, črievaty trietjej mirovoj vojnoj. Chto ž tyje choziajeva „prychvatyzatoruv” i, u
pryvatnosti, Gusinśkoho, jakije natchnuli joho na takuju nachalnost’ i hotovy pohruziti
sviêt u chaosi mirovoji vujny, kob ono ne odrêzali ryła jich protegovanym od koryta
povnoho nevyčerpnych resursuv!? Treba było b spytati tajemnoho indyvida Georga
Sorosa, a može i bratôv Bilderbergu, ne menč zasekrečanych, sered jakich slidy prysutnosti
ostaviv Tolo Čubajs.
Uže šêst’ liêt rozryvała na kuski ekonomiku krajiny voroža jôj zhraja, spuskajučy narod u
t’mu hołodnoho chaosu. Tiêšylisie vorožeńki, bołbotali ob rozvali giganta na hlinianych
nohach. Kozyrali mirovym prochodimciam pazi cara Borysa i dukali navet’ ob
neobchôdnosti zdačy japoškam Kurylśkich Ostrovôv. Na telekanałach ORT Berezôvśkoho
i NTV Gusinśkoho vystupali vsiaki „eksperty”, puddajučy rosijan polittechnologijam,
zrodžanym u laboratoryjach čužych specsłužb i socjotechnikam promyvania mozgôv.
Rychtovali narod ne na takije šče žertvy i zdačy. Odpuskavsie jim najlêpšy efir, a itogi
psychoobrobôtki kodovav v doviêrčyvych umach sam mag Kašpirovski.
svoja.org
I zdali b. Spočatku Kuryły. Kamčatka stałasie b problemom, na prykład, demilitaryzaciji.
Ochoćkie More było b odkrytym, a joho diś unutrany vody — mižnarodnymi. I chłynuli b
tudy brakoniêrśki japono-korejo-kitajśki katery i vsio, što ono može vtrymatisie na vodiê i
12
svoja.org
hłumiti bezpoščadno mintaja i cenny porody, až jich ne stało b zusiêm, jak nezadovho
dorša, na toj prykład, u Bałtyci.
I toj čas, čas vymušanoho na narodi varvarstva, diś stražnikami polityčnoji korektnosti,
ultraliberałami, neokonami, a taksamo vsiakoji masti pestunčykami medyjuv i jich
moralnymi autorytetami nazyvajetsie „zołotym časom” reformy Rosiji.
Nota bene, Aleksandra Sołženičyna, jaki četvertoho serpnia 2008 umer, teper osudžajut za
patryjotyzm, za protesty protiv deržavnoho bezprediêłu. Nazyvajut etu sviêtłu istotu vo
vsiêch liberalnych SMI „zbłudivšym patryjarchom zmaharôv protiv soviêćkoji systemy”.
Odin z pôlśkich publicystuv palnuv navet’: dobrze zaczął, a podle skończył, odwrotnie od
Jelcyna, który zaczął podle, jako soviecki aparatczyk, a skończył pięknie, jako reformator
Rosji. Vot kak! Kolesiovi od medyjalnoji „korektnosti” spočatku odpłyła prystôjnost’, a
posli poplontałosie vsio.
Ale ne ety, certyfikovany dysponentami „standartuv zachodnioji cyvilizaciji”, klakiery
vyznačat miêstie dla Sołženicyna.
Čas smuty odnak ne môh tryvati viêčno. I autory zakołotu ponimali ete jak nichto inšy. I
tak, vykonavšy brudnu robotu i vypovnivšy do ostatnioji bukvy pryznačanu jomu rolu, kob
odchiliti od sebe pohrozu inpichmentu, zdav Jelcyn prezydenturu v ruki Putina, jaki,
virtualno prynamsi, povstrymav rozvał Rosiji. Kilkoch oligarchuv złodiêjśkoji
pryvatyzaciji prohnav na baniciju, a Mišku Chodorkovśkoho posadiv v tiurmu, čym
zaspokojiv žaždu revanžu oškaplanych i odurmanianych rosijan. Nijak ne narušyvšy
interesy „elituv”, zakrepiv etym samym płody bezprediêłu, dajučy jomu pravovuju osnovu
i oboronu. Giganćki, nemyslimy ni v odnôm uhołkovi sviêtu i umu neobsiažny gešeftny
„przekręt” pereobrazivsie v povnokrovny biznes. Teper uže, namaščany i potverdžany
autorytetom samoho Putina, je vôn bez ničyjoho bôlš sumniêvu varty voschiščenija i
uvaženija. I siête, a ne što inše, osnovna „zasłuha” vytiahnutoho z rukava Vładimira
Vładimiroviča. Rešta doždetsie šče jasnoji ocenki.
Ale to jichni problemy disiêjšoho dnia.
Tohdy, u 1995 rokovi, hulav vo vsiu bezprediêł beznakazny i nachalny, na nemyslimo
bôlšu skalu, niž u Pôlščy Balcerowicza i Lewandowskoho. Zrodžane z šemranoho gešeftu
diêtišče Čubajsa žyrêło, stanoviłosie vsio bôlš prožorlivym i, pozbyvajučysie strachu,
vylizło naružu. Bo mohło vže vsio kupiti, zaverbovati, a protivnikuv zdaviti, rozorvati na
kuski. Ułada, kotora ležała na hulici, uže była schvačana, a zony bezprediêłu podiêlany.
Oligarchi, namaščany zakulisnymi kreatorami novoji realnosti, okružylisie kohortami
ochrannikuv z radôv proziabajuščych specnazovciuv i vzialisie dilili na kuski nezmiêrany
resursy Rosiji. U hłubinci krutilisie brutalny mistiovy verziły. To byv čas dobry dla siêvu
ganguv i mafij, kob zvykły čołoviêk, durmaniany pornuchoju, tandetoju i łhunstvami
vôlnych i nezaležnych od sovesti medyjuv, zaniavsie samym soboju, pošukom skibki
chliêba i dumkami, jak zapevniti spokuj simjiê, kob ani joho samoho, ani joho bliźkich
nichto ne napav, ne ohrabiv, ne zarêzav, čy ne obder zo skôry. Kob ety čołoviêk ne
posmiêv podumati, što vładi možna i treba hlidiêti na ruki.
svoja.org
Tohdy, u 1995 rokovi, na Kamčatci chto tôlko môh brakoniêryv i rozkradav łososievy,
krabovy i mintajovy resursy.
13
svoja.org
I same v toj čas naš samolot pryzemlivsie na kamčaćkum lotniščy, pokrytum lišajami
obliêzłoho tynku. Autobusami, bačyvšymi chruščôvśku odlihu, vezli nas po nevirohôdno
zdevastovanych dorohach u Pietropavłovsk Kamčaćki. Na okrajini, radom z rozvalinami
jakohoś cemientno-bietonnovo zavoda, vysivsie na zaržaviêłych rurach postumentu raniêj
dumny, teper obliniêły symbol horoda — blašany profili pakebotuv Sv. Petra i Pavła.
Pietropavłovsk Kamčaćki
Horod byv załožany ne tak davno, pudčas druhoji kamčaćkoji ekspedyciji V. J. Beringa i
A. I. Čirikova (1772-1743). Bot „Sviaty Havriił” pud komandoju šturmana Ivana Jełagina
pryčaliv koło vylivu ryki Avačy v Avačynśkuj Hubiê 10 červenia 1740 roku. Rozviêdčyki
Beringa zbudovali port z tverdiêjšoji za hrab kamčaćkoji berozy i topola, korystajučy z
pomočy mistiovych umiêlciuv. 10 korostenia 1740 roku siudy vujšli pakeboty „Sviaty
apostoł Piotr” Beringa i „Sviaty apostoł Paveł” Čirikova. Budova portu tryvała vsioj čas, a
miž tym była postavlana cerkva vo imia sviatych apostołuv Petra i Pavła.
Nezadovho, 4 červenia 1741 roku, zsiôl do berehôv Ameryki odpravilisie obadva
pakeboty. To była nevirohôdno dramatyčna epopeja, jakaja zakônčyłasie odkrytijem
Alaski. Osvojanu rosijanami Alasku sto dvadcet’ pjat’ liêt posli prodav car amerykanciam
za šapku drôbnych.
Pakebot Čirikova vernuvsie v korosteniovi, a nastupnoho liêta, na gukory, zbudovanum z
obłomkuv pakebota, vernulisie nemnôhi moraki Beringa. Zimovali vony na odnôm z
Komandorśkich Ostrovôv.
Od połoviny XIX viêku, pry gubernatory Vasiliji Zavojko, obostrajetsie mižnarodna
situacija. Angličane rozpočali ekspansiju v Kitaji, amerykanśki kitoboji masovo narušajut
ruśki terytoryjalny vody. Zahraničny korabliê samovôlno zachodiat u Avačynśku Hubu, a
v 1854 rokovi prybyvaje v Japoniju z misijoju, napravlanoju protiv Rosiji, amerykanśki
komandor M. K. Perry.
Port buduje oborônčy rubežê. Tym časom, u serpni 1854 roku, uryvajetsie na vody
Avačyńśkoji Huby anglo-francuśka eskadra i vysadžuje desant siłoju v vusimsot čołoviêk.
Štykovaja ataka trochsot ruśkich opołčenciuv skidaje jich u vody huby. Berehovaja
artyleryja daje odpôr bortovym orudijam eskadry. Słava kamčaćkoji batalii, osoblivo posli
nedavnioho krymśkoho poraženia, obihaje śviêt i pudymaje na duchu narod.
Horod tohdy naličuvav vsioho puvtory tysiačy čołoviêk.
svoja.org
U 1905 rokovi japonci zajmajut Kurylśki Ostrovy i vysadžajut desant na Kamčatci. Kuryły
byli vernuty Rosiji v 1945 rokovi.
To historyja v pigułci. Bez jiê sviêdomośti, moja kamčaćka pryhoda była b płytka i
rozmyta. Bez opory i fundamentu.
14
svoja.org
Na Kamčatci 29 čynnych vulkanuv. Najvyžšy – Klučevśka Sopka, 4750 m. U okolici
samoho Petropavłovska try vulkany: pryhožun Koryjakśki – 3456 m, Avačynśki 2741 m i
Kozelśki – 2118 m.
Na Kamčatci sto dviê tysiačy ozior. Čut’ ne siêm tysiač burych medvediuv, z kotorych
každy zajmaje terytoryju dviêstie hektaruv. Je nezličany rêki, u kotory zapłyvajut łososi:
nierka, kižuč, horbuša, kieta. Ode mnôstvo termalnych zatok-ozerciôv, z najsłavniêjšymi
Paratunkoju i Hołuboju Lagunoju. Horysty landšaft dopovniajut časty vypleski horačych
gejzeruv.
I čorny, jakby oksydovany, vulkaničny plažy Tichoho Okijanu.
Z lotnišča, posli neskładanoji mytnoji odpravy, zabrali nas mistiovy stareńki kruhłoboki
autobusy. Peredstavnik „Gryfa”, upisany dovhoterminovym pobytom u tutejšy koloryt,
štoś nam tłumačyv, ale mało što z joho słôv doišło do našych mozgôv, skołovanych
probytoju prostoroju, rôvnoju treti globu.
Autobusy treslisie na neimoviêrnych vybojach sered zarosłych vysokim po šyju
ščavuchom polach byłych kołchozuv, nepotrêbnych uže nikomu remontnych zavoduv
sielchoztiechniki, rozvalanych fabryk, opustošêłych zavodśkich budynkuv z lišajami
obliêzłych tynkuv. Poražali płody novoji ultraliberalnoji ekonomičnoji polityki v
hłubinnum varyjanti, podług mistiovoji interpretaciji rekomendacij Svitovoho Banku.
Okrajiny Pietropavłovska z postarêłymi pjatietažnymi kubikami chruščôvok, žyłych
mikrorajonuv, hadkich jak epoka, kotora jich zrodiła, sotni japonśkich mašyn, z rulom z
pravoho boku, pronizany soviêtčynoju pensijoniêry i mołodyje adepty zachodnioji
japonśko-korejśkoji kultury, navodniajuščyje trotuary centru — usio składało rabuju
egzotyčnu mozajiku horoda na kunciê sviêtu.
Autobusy zatrymalisie na miniparkingu hotela „Avača”. Sam hotel vyhladav spuvčasno i
byv dovoli cikavo rozvjazany v seredini. Restoran na nizovi, bar čy dva na poverchach,
hožy horničny, hotovy zaparyti čaj sered nočy, prystôjny pokoji davali povud do dobroho
samoodčuvania. Mene i Sprusa zakvaterovali razom. Naš room chutko stav miêstiom
kumpaniejśkich i diłovych vstrêč. Naprotiv byv bazar z neperebranym obilijom ryby i ikry,
a taksamo japonśkoji elektroniki i korejśkich ciuchuv.
Zakvaterovavšysie, my rušyli tudy po ikru, łososi, kamčaćkie pivo i znakomitu vôdku,
varanu na kryničnuj, ničym ne sporčanuj, mineralnuj vodiê. Hodinu posli sidiêli my za
kazočno bohatym stołom, zakusujučy „Biêłoho medvedia” łožkami čyrvonoji ikry i
płastami łososiuv. „Biêły medviêd’” nic a nic ne jšov u hołov, a ikra sołonym pryvkusom
znakomito tonizovała joho sorok pjat’ hradusuv. Z minuty na minutu pudymavsie nastrôj
našoji kumpaniji, rozmova liłasie płavnoju strujoju, mužniêli hołosy, a vypleski smiêchu,
napovnivšy prostoru pokoju, stali vylivalisie na dvôr. Nichto odnak ne stukav u dvery, ne
narykav i ne nasyłav na nas horničnoji.
svoja.org
Byli ekskluzivny rozkazy pro cikavinki z historyji pôlśkoji rybołovnoji floty. Tohdy šče
Pôlšča miêła odnu z bôlšych u śviêti rybołôvnych flotylijuv, pokôl pampersy
Mazowieckoho ne splažyli jiê pud rekomendaciji bratôv Svitovoho Banku i Sorosa, od
15
svoja.org
čyjoho imeni Balcerowiczovi doradžuvav, a chutčêj pilnovav zasekrečanych interesuv,
Jeffrey Sachs. Ety ž Sachs posli doradžuvav i bratvie z dvoru cara Borysa.
Lahli my hłuboko posli pôvnočy.
Ranicioju žurnalisty z komandoju popłyli na korabel, a ja i Sprus z Czasnojciami ostaliś na
miêsti. Nas čekali perehovory z gubernatorom i oficijnymi osobami, a Czasnojci skłali plan
fotografii unikalnoji pryrody Kamčatki.
U vicegubernatora Bołtienko
Płošča Lenina. Dom Soviêtuv.
Eta časť horoda navjazuje do joho historyji. Secesyjno-baročny murovanki i dorevolucijny
dvochpoverchovy domy z kamčaćkoho derva. Ryka Avača, okovana betonnymi berehami
v mežach horoda, bystro kotit svojiê piênlivy vody po kamenistum dnovi. Nad dachami
budynkuv vysitsie porosłe rêdkoju derevinoju peredhôrje okružajuščych Pietropavłovsk
vulkanuv. Dvadcetihradusna pohoda, soncie, što zrêdka pračetsie za biêły obołoki, tichi
nenavjazčyvy huł horoda, usio ete schilaje do nespiêšnoho spaceru. Deś tam, z toho boku
planety, tvojiê najbližšy spjat, okutany v sny serpniovoji nočy.
U obšêrnum gabineti vicegubernatora, nad joho hołovoju, visit velizarna reljefna mapa.
Vidno na jôj kažny osniêžany hôrny chrebet abo zelonu čy buru dolinu. Usio bačane jakby
z pudnebnoho łajnera, u naturalno stonovanych, mastaćkich kolorach. Mapa mimovôlno
prytiahała zrok.
Vicegubernator pryniav nas dobrozyčlivo, sekretarka vnesła horačy čaj. Zahovoryli my pro
łovlu mintaja i pro toje, jak podvojiti kvoru do semi tysiač tonuv, kotoru — na žal, jak my i
spodivalisie — gospodin gubiernator ne chotiêv oddati „za tak”. Za dieńgi, požałujsta.
— K sožaleniju, socłagier zavieršył suščestvovanije, — hovoryv gubernator, — i kromie
tovo, što my dali biełorusskoj storonie, podbrosit bolše nie v sostojaniji. Chotitie —
pokupajtie.
I słušno, i žal, konečno. Ceny stali rynočnymi, a časy składanymi dla firmuv, kotory
opynulisie na hrani vyžyvania. Treba radovatisie tym, što je. Gubernator dobrozyčlivo
odniôssie do planovanych nami zonuv łovli na Beringovum i Ochoćkum Morach i do
obsłuhovuvania korabla, jaki može zachoditi v Avačynśku Hubu i stavati na jakory pry
vchodi do portu, kob zahruziti charčê, prêsnu vodu i mazut. Na vsio ete my otrymali dobro,
a detali majem obhovoryti z Diemientjevym Michaiłom Vładimirovičom, načalnikom
departamentu po rybołôvstvi, a potum u kapitanati portu.
svoja.org
Rozhovôr pry čajovi i rumci koniačku prochodiv u pryjatelśkuj atmosfery. Hlanuvšy na
mapu, ja raptom zapytav:
— Gospodin gubiernator, karta, kotoraja visit nad vami, eto, kažetsia, nie Kamčatka!?
— Niet, koniečno. Eto Ałaska.
16
svoja.org
— No vieď Ałaska amierykanskaja.
— Poka. Eto iskonno russkaja ziemla i my jejo vierniom rodine! — skazav gubernator
upevniano. Pudniav ruku i skazav tost:
— Za russkuju Ałasku! Štoby poskorieje viernułaś k rodinie!
Gubernator, Sprus, peredstavnik „Gryfa” i ja, čoknuvšysie, vypili stojačy.
Paratunka
Čorhovy poranok byv sovnečny i po kamčaćku čudny. Pryhorodśkim autobusom, z
peresadkoju, rušyli my do słavnoho termalnoho kupališča Paratunka. Kilkanadcet’
kilometruv od joho znachoditsie druhie — Hołubaja Łahuna, obudovane tverdym,
netliêjuščym kamčaćkim dervom. Škoda, što z-za nedostatku času my tudy ne dojiêchali.
Prychvativšy z soboju suchi pajok z łososiuv i krabuv, z butlom schołodžanoho
biłostôćkoho absolwenta i, kupivšy po dorozi „na vsiaki požarny” kamčaćkie pivo,
dobralisie my nakuneć, posli dvochkilometrovoho maršu sered čudnoji diêvičoji
kamčaćkoji pryrody do termalnych vôd. Obudovany bezvkusno spuvčasnymi kafelkami,
što nic a nic ne pasuje do etoho unikalnoho miêstia, trochjarusny rodniki bôlš napominali
baseny, čym naturalny krynici žeškoji vulkaničnoji vody. Može v nedalekuj budučyni
chtoś zorve ne pasujuščy ode kaflovy dokument socrealu i obuduje čudny rodniki
vulkaničnymi bazaltami i dervom. Upiše jich u klimat okružajuščych hôr i porosłoho
pokručanoju derevinoju pobliźkoho oziera. Može.
Opłativšy vchôd, my rozłožylisie na derevjannum pomosti, de kajfovali vže mistiovy v
svojich kumpanijach i siêmjach. U dvadcetipjatihradusnum termalnikovi dokazuvali diêti i
mołodiož. Voda była mjahka, pryjemna i tepliêjša za vozduch. Nasyčana hłubinnymi
mineralnymi solami chutko zdymała stomu. Meter-puvtora vyžej, u obšêrnuj skalnuj
vyjamci, rozliêvsie sorokahradusny termalnik, z jakoho siudy spłyvała korytom nahrêta
voda. Nad jim, metry dva vyžej, byv najtepliêjšy rodnik, u jaki z nedruv zemliê napłyvała
voda žeška, šyjisiatihradusna. Tam čuješsie jak u horačuj vanni, koli promerzły zimoju
prychodiš z moroznoho dvoru. Koli perebiraješsie znizu vverch, to v žeškum termalnikovi
čut’ ne vskipaješ, a koli spłyvaješ vniz, to v dvadcetipjatihradusnum robitsie poprostu
zimno.
Po paru hodinach termalnoho šalenstva my zašylisie nad berehom oziera pud kamčaćkimi
berozami, kob posilitisie krabami i łososiom. Ja vyniav z sumki biłostôćkoho absolwenta.
U etuj atmosfery zusiêm k stati! Okolicia była kazočnoji pryhožosti, z nezvyčajno
vysokimi travami, kontrastujuščymi z nizeńkoju, komično pokručanoju, rozłožystoju
derevinoju, na tliê pobliźkich vulkaničnych hôr, jakije jarko odbivalisie v hładkum lustry
oziera, što očarovuvało nas i nastrojuvało na vysoki radosny tonus.
svoja.org
Kajf nad kajfy na etum kunciê śviêtu!
17
svoja.org
Kob tak mohli razom byti najbližšy, kotory deś tam, z toho boku planety, spjat okutany v
sny serpniovoji nočy. Bačane možeš perekazati, ale odčutoho vsiêmi porami tiêła i dušy ne
peredasi.
Tichi Okijan
Od počatku svojê pudvôdnoji pryhody ja maryv nyrnuti choč raz v vodach každoho
okijanu. Byli pudvodny ekspedyciji zo studenckim klubom AKNS „Manta” z VSP v
Częstochowi, de mnôhi liêta ja byv šefom školenia. Miseciami vołočylisie my, šče za
nebôžčyci komuny, po Mižzemnum Mory kruhom Grecji i Italiji. Nurciovali na
dalmatynśkum poberežy Jugosłaviji. Była pryvatna vyprava na nurciovanie do Hišpanii,
koli vže biłostôćkie esbećkie pašportne bjuro ne dało zhody na vyjizd šestiliêtnioho syna
Pavła, kob my ne poprosili polityčnoho azylu. Posli dovhoji perervy, uže za Tretioji
Rêčyposolitoji, nurciovali my dva tyžni pud vodoju koło berehôv italijanśkoho Gargano i
archipelagu Tremiti. Rôk puzniêj rušyli my na Korsyku, de na okrajinach zalivu Porto koło
pudnôža kazačnoho Calanche nurciovali ja i môj syn Paveł, dla jakoho na vyjizd ne
potrêbna była vže zhoda esbeciji, Jacek Warzyszynski, mnôholêtni kumpan pudvodnych
vypravuv, i joho syn Kuba. Našy žunki taplalisie v tepłych chvalach, ne ryzykujučy spusku
vniz. Jiêzdili my siêmjami.
A posli byli ono našy simiêjny vyjizdy do Chorvaciji na ostrov Hvar, z nurciovaniom
kruhom Peklovych Otokuv i na odlehłum samotnum stožkovum ostrovi Stambedar. Byv
tyždeń penetraciji berehôv skalnoho ostrova Pag i nurciê na ostrovi Man z archipelagu
Kornati. Tyždeń na Istryji z nurciovaniom pry ostrovi Krk.
Pohružavsie ja i v Čornum Mory pry berehach Abchaziji, Jałty, Odessy, Burgas i
Primorska. Školiv peredpoborovych płetvonurkuv u Jastarni, na Pućkuj Zatoci Bałtyki.
Školiv, nurciovav i brakoniêryv u desiatkach oziôr Pôlščy.
U majovi 2008 letali my z Pavłom i Luloju na Synaj, na Čyrvone More do Šarm-al-Sheyk.
Tydeń na pudvodnych rafach Ras Mohammad i pry ostrovach Tiran. Super!
I to vsio.
A vody mirovych okijanuv ničut’ ne byli bližej. Manili ono z bôlšoju siłoju. Raz ono,
voročajučysie z Hišpanii u 1986 rokovi, nyrav ja z synom Pjotrom i Warzyszynskimi v
samôm ABC u Biskajśkum Zalivi Atlantyćkoho Okijanu, z plažy horoda Bayonne vo
Franciji. Schoditi my mohli na vdochu povyžej dvadceti pjati metruv. Tam, nažal, tokoji
hłubiny ne było. Vsioho metruv pjatnadcet’. Kromi vysokoji chvali, kotora na protiahu
hodiny našoho probyvania v vodiê pudniałasie pohrozlivo i ratovniki vtiahnuli na maštu
flagu, označajušču nebezpeku, vyhaniajučy z vody ludej, ničoho nezvyčajnoho tam ne
było. Piščanoje łahôdne dno, rakuški-mušelki i kruhły škorłupiny jožovikôv, dobra
prozrystost’ i tepłynia vody. Dla amatoruv plažovania i pluchania v čystych okijanśkich
vodach super. Tomu na rozlehłuj plažy było tłumno i hołosno.
svoja.org
I oto teper ja opynuvsie koło berehôv Tichoho Okijanu. Deś tam na schodi vôn dudniv,
rozbivajučysie piênlivymi chvalami ob skalny berehi Kamčatki. I maniv, i zvav z
mahičnoju siłoju.
18
svoja.org
Jakraz odnoho večera nas odviêdali dva ruśki kapitany rybołovnoho fłotu. Odin z jich miêv
opuchnuvše kułačysko, jakim prygamoliv komuś u svarci v knajpi. Suta večera v
hotelovum pokojovi z hłubokimi rumkami, portovy bajdy i mužčynśki anegdoty stvoryli
nastrôj dobroji kumpaniji i luzu. Čas litiêv nezamiêtno. Ja pudchvativ čyjuś dumku i
nakirovav rozmovu na Tichi Okijan. Chmiêl spryjav každuj avantury, i vsiê zapalilisie do
vypravy. Kapitany rozkazali, jak najlepi dobratisie na plažu. Ja zaznačyv na mapi maršrut.
Do Zaoziornoho, na druhi deń, my jechali autobusom. Uhladalisie v nepovtôrny kamčaćki
pejzažy, zahorodžany na krajach horyzontu hrebeniami hôr. Nepovtôrny koloryt, od
kviêtistych łuhôv i olivkovoji zeleni peredhôrja do sinio-fijoletovych hornych chrebtôv.
U Zaoziornum pohovoryli z mistiovymi, rozpytali, jak dobratisie do okijanu. Potverdiłosie,
što zsiôl treba jti piškom ne menč deseti kilometruv po kamčaćkum bezdorožy. Zaraz za
posiôłkom nas obskočyła zhraja sobak. Čut’ ne do samych nôh pudbihali rozjušany
najmenčy z jich. Veliki trymalisie daliêj, havčali i ščêryli zuby. Pryšłosie kamiêniom
odbivatisie od siêtych nadojiêdlivych atakuv. Kob tak byv odin, mohło b kônčytisie, što ne
daj Bože. A tak kułki i kamiênie zrobili svoje, i sobaki odčepilisie.
Išli my po hruntovuj dorozi sered zapustiêłych, porosłych vysokim ščavuchom urodlivych
kołchoznych polôv. Pierestrojka i zakulisna „rynočna” hospodarka z chmiêlnoji voli cara
Borysa połožyli kuneć kołchoznomu bytovi, nic ne dajučy v zamiên. Teper ničoho nikomu
ne opłačujetsie. Usie šukajut ščastia: chto v brakoniêrstvi, a chto v kontrabandi. Tomu
bazar kipiêv, a torhašê miêli vypasiany košelki. Tym ne menč, ode, na pokołchoznych
polach, môh by byti raj. Urodliva zemla, z domiêškoju vulkaničnych pyłôv, gejzery, z
jakich trubami možna dovesti horaču vodu i obohrêti tepłuški. Rosło b što choč kruhły rôk.
Pravda, rosło i bez tepłušok, pro što z nutkoju žalu rozkazuvali staryje žylciê, jakije i diś na
svojiê potreby sadiat ohorodninu.
Na horyzonti obrysovuvalise nevysoki oryjentalny formy hôr, kotorych zubasty,
vyščerblany chrebty zelenilisie pokručanoju nizeńkoju derevinoju, napominajuščoju
formami bonsai. Za jimi siniêv čub vulkanu, pokrytoho śniêžnoju šapkoju. Paru hodin
posli my opynulisie koło porystych, nahadujuščych kitajśki akvareli, minijaturnych
hornych chrebtôv. Deś ode kunčałasie piščanaja doroha, utrambovana kolosami
armiêjśkich beteeruv. Tut nedavno byv poligon. Na hołych płachtach skał sołdaty ostavili
svojiê grafiti.
Minuvšy zarosły malovničy prud, my vušli na cvituščy łuhi. Czasnojci fotografovali
neviêdomy v nas kolorovy byliny. To było jichnie žnivo. Šče parasot metruv, i za skłonom
zhôrka očam pokazavsie burlivy, šêro-sini Tichi Okijan. Šyroka, čorna, jakby oksydovana,
piščanaja plaža. Bosy nohi ostavlali v jôj nehłuboki vmjatiny metaličnoho blasku. Na
pravo hłucho dudnili fali, rozbivajučysie ob porohi stromoho klifu. Caryv šumlivy huł
piêny.
svoja.org
Bosymi nohami ja vujšov na mokry oksydovany žvir, na jakôm šypieła piêna odbôjnoji
fali. Hłubinnoju vibracijoju rozhoravsie i ščymiêv u hrudiach zov okijanu. I koli čorhova
fala vorvałasie i rozliłasie na plažy, studžanoju vodoju moroziačy nohi, ja prysiêv i,
zamočyvšy dołoni, pryvitavsie z Okijanom. Impuls radosti, jaki proniknuv moje tiêło i
19
svoja.org
rozliêvsiê tepłynioju v hłubiniê dušy, u odnôj chvilini vyšuhnuv naružu, pohružajučysie v
joho nedry.
Odmachujučysie od protestuv koleguv, ja nespiêšno rozdiahnuvsie i ne zvoročujučy uvahi
na poražajušču stužu, pujšov u burlivy fali. Koli voda siahnuła vyžej koliên, ja probiêh
paru metruv i kinuvsie v tichookijanśki fali. Tiêło stisnuło obručom lodovitoho chołodu.
Odbôjna fala schvatiła mene i šuhonuła dva-try desiatki metruv u otkryty okijan. Chołod
stisnuv hrudi i spłytiv vdochi. Ja, napružyvšyś, kravlom vypłyv na chrybet fali. Bereh byv
paru desiatkuv metruv dalej. Ja poniav, što fali odtiahajut mene od berehu i, vziavšy vdoch,
nyrnuv uhłub. Mene stresionuło od pronizlivoho chołodu. Prydonny płav popchnuv mene v
bôk berehu. Šče paru nurciôv i ja, neimoviêrno proziabły, šornuv žyvotom ob žvir plažy.
Okijan, pobavivšysie zo mnoju, odpustiv na sušu.
Fijoletovy od stužy, zatoje rozpalany emocijeju, ja vybravsie na bereh. Probiêhšysie
vzdovž piênlivych płyvuv tudy i nazad, ja odiahnuvsie i dołučyv do kumpaniji. Usiê byli
pudekscytovany, a Sprus mene ofuknuv za ryzakanctvo, bo jak morak, vôn dobre viêdav,
čym je tichokijanśka fala, z jiê lodovitym chołodom. Čołoviêk na protiahu deseti minut u
etuj temperetury stratit prytômnost’, nu a posli!? Posli — vže nema.
Tut že, na plažy, my nespiêšno rozkołoli kamčaćku butyl biêłoji pud kraby v svojôm sosi,
čyrvonu ikru i dušostrôjny podych Okijanu. Što ž tut skažeš!? Čy ž možna ždati bôlšoho od
žycia!?
Oto ž ja, Vitia, prosty chłopeć z pudlaśkoji Trystianki, što na zachodnich biłoruśkich
Kresach, prybyv do berehôv Velikoho Tichoho Okijanu, pokłonitisie joho mohutnomu
dostojinstvu. Ja stojav movčki, uhladajučysie v nezmiêranu prostoru, jakaja deś tam
nerozdiêlno zlivałasie z horyzontom neba, za jakim z mora vyrostali Komandorśki
Ostrovy, a za Alleućkoju Huboju, neimoviêrno hoža hornista Alaska. Bezzvučnym
šopotom ja peredavav jomu pryviêt od bliźkich i druziej sercia.
Czasnojci robili masu zdymkuv, kotory, jak sami kazali, prodadut v encyklopedyčny
vydavnictva. Starêjšy byv profesijonalnym fotografom, a joho dvadcetiliêtni syn, Michał,
pryučuvavsie do profesiji. Sivy bat’ko i joho vysoki syn chodili sered bujnych kviêtistych
łuhôv i zdymali Haserbladom gatunki ziêla i bylinuv, jakich u nas nema.
Na Kamčatci, naprymiêr, nema žab i vorobjôv.
Nazad my vertalisie toju samoju dorohoju. Spotkali divčat z korzinami divnych
kamčaćkich hrybôv. Podôbny vony byli do bočniakôv, jakije byli zaveziany nedavno v
Pôlšču z Korejśkoho Puvostrova. Nakuneć piêšoji dorohi, na autobusnum prystanku, my
pohovoryli z požyłym mužčynoju. Vôn rozkazav pro vybryki medvediuv, jakije i v chatu
ochočo zahlanut zbonditi što-leń z komory. Odnoho z siêni baba vyhnała mitłoju, ne
bačačy v prytemkach, što to medviêd’. Zdałosie jôj, što to naporysty susiêd zahlanuv pud
neprysutnośt’ hospodara. Što ž, musiat jakoś raditi sobiê i vładkovuvati odnosiny v etum
ostrum klimati zvirê i ludi. Medvedi dvuchsothektarovymi pjatnami zajmajut i označujut
terytoryju na puvtora milijonach hektaruv i tôlko jiê ličat svojeju. A čołoviêk ne respektuje
ničyjich hranić.
svoja.org
20
svoja.org
Voročajučysie nazad, u autobusi, my poflirtovali z mistiovymi chorošuchami. Dievuški
byli vpołnie dostojny vnimanija.
Kapitanat portu, perehovory
Deń byv zaplanovany na spravy našoji firmy, „Biełmora-1”, i „Gryfa”, kotory v regijoni
Ochoćkoho i Beringovoho Moruv miêv paru korablôv. Nam treba było zapevniti dla
našoho travlera „Hajduk” prêsnu vodu i charč, mazut i inše. Naturalno, što i zhodu na
vchôd „Hajduka” v port. My obhovoryli detalno domovu v kapitanati, sposoby opłaty
tovaruv i posłuh, a bihuščy robočy kontakty ostavili za peredstavnikom „Gryfa”, jaki
okrum svojich korablôv miêv obsłuhovuvati i našoho „Hajduka”. Po paru hodinach my
vernulisie v centr horoda.
Išli piêšo po naberežnuj, a posli vzdovž ryki Avačy do našoho hotelu. Obkupivšysie ikroju,
krabami i łososiom, pryzapasivšy „Biêłoho medvedia”, my vsio złožyli v chołodilnik, na
večur. Sami poobiêdali v bary, a posli zo znajomym tutejšym kapitanom pojiêchali v
mikrorajon pjatietažnych chruščôvok ohlanuti kvartiru-ofis dla peredstavnika kompaniji.
Na môj gust nadto skromna, bo naveť môj ofis v Biłostoku byv nepomiêrno bôlš
prestyžny, a „Gryf” to ne môj „Elvimex”. Nakuneć kapitan pudkinuv nas svojim
japonśkim busikom z rulom z pravoho boku do supermarketu. Kupili trochu vsiačyny,
odnym słovom barachła, i vernulisie na bazu. Sprus i Czasnojci lahli zdrymnuti, a ja
vybravsie na samotnu prohułku.
Večerêło, i hulici zapovniliś lud’mi. Mnôho mołodiožy, odiahnutoji v modny japonśki i
kitajśki ciuchi, džynsy, firmovy obutok. Divčyniata napopołam oryjentalnoji i słovjanśkoji
vrody. Mołodeńki koryjački čy evenki ničut’ ne vstupajut chorostvom hožeńkim
rosijankam, ni divčatam inšych etnosuv. Kob postaviti koło sebe, trudno było b jich
odrôzniti od mołodych kitajanok čy korejok.
U korejśkuj kafejci, u jakôj ja znajšov vôlny dvuchmiêstny stolik, mnôho mołodeńkich
mistiovych chorošuch i diłovoji bratvy. Koryjački, filigranovy i zhrabneńki, z hožymi
oryjentalnymi tvarykami, homonlivy i žycioradosny, mitusilisie pry bary i napovniali
prostoru kafejki zvônkim hułom rozmôv i divočoho smiêchu. Płyła od jich enerhija
dobrozyčlivosti, a ne povsiudno vdavanoho v našuj prostory zaznajstva. To nastrojuvało na
bezposeredniost’. Reahovali vony usmiêškoju na puščane jim očko.
Paru hodin barovoji atmosfery, svobôdnoji bołbotniê z divčatkami pry bufeti, de ja
vskočyv na zvôlniany stôlčyk, paru drinkuv, kufel schołodžanoho kamčaćkoho piva i
korejśkich zakusok, oko potiêšane pryvablivymi figurkami, instykt samolubstva
pokozytany obitnicioju sukcesu. Nijak ne skažeš, što čas potračany marno na samum
kunciovi sviêtu.
svoja.org
Port
Svitało. Na redi portu v Avačynśkuj Hubiê na katior schodiła perša zmiêna z pałuby
„Hajduka”, jakoho kontur vysivsie v lohkich parach rozovoji mhły z pudniatoju na mašt
bieł-čyrvono-biełoju banderoju nezaležnoji Republiki Biłoruś. Oto peršy v historyji
21
svoja.org
Biłorusi, jiê zaregistrovany v mižnarodnych rejestrach korabel, dumno stojav pud
starožytnym stiahom, na jakôm sviêtłymi blikami jhrali promni sovnyka. Vôn uže druhi
rôk słaviv na neobjatnych okijanśkich prostorach imje dalekoji i neviêdomoji dosiôl na
morach Biłorusi.
Ja počuv pryliv hłubinnoji tichoji radosti i honoru.
Ostatni schodiv z pałuby kapitan Eugeniusz Hnatiuk, rodom z Biêlska Pudlaśkoho. Pudlašbiłorus, z jakim ja hovoryv po-svojomu na etum kunciê śviêtu. Peršy oficer „Hajduka”
Zdzisław Kniaziuk pochodiv z Biêłoji Pudlaśkoji. Nevirohôdne schôdstvo: dva z troch
spuvłasnikuv korabla, Viktor Sivčyk i Viktor Stachviuk — biłorusy, kapitan Eugeniusz
Hnatiuk i I oficer Zdzisław Kniaziuk — taksamo biłorusy. I bandera Biłorusi! I nazva
korabla – „Hajduk”! To jakby sam Demiurh našoho mnôhopokutnoho narodu pisav scenar
vyvodu Bat’kuvščyny na neobjatny prostory Okijanu. I ne važne, što stanetsie posli. Naš
„Hajduk” upisav Biłoruś u rejestry morśkich deržav! I ništo jiê ne vyvede stôl!
Uspomniłoś, jak uže pry komandi A. Łukašenki ja byv zaprošany na bankiet biłoruskoho
konsulstva v Biłostoci. Prysutny byv na jôm i vicepremjer Biłorusi Rusak. Chtoś,
peredstavlajučy jomu mene, skazav:
— Heta saasnavalnik biełaruskaha akijanskaha fłota.
— Znajem, – skazav Rusak i zvernuvsie do mene: — A pod kakim fłagom płavajet vaš
karabl?
— Biełaruskim. Bieł-čyrvona-biełym.
— Značyt, eto nie biełoruskij fłag.
I ja poniał.
Odlôt
Autobusami z portu povezli nas na lotnišče Jelizovo. Było zo try hodiny do startu
samolotu. Moraki-rybołovy rozyšlisie po kramach, barach, oblahli restoran. I poliłosie pivo
vpieremiêšku z „Biêłym medvediom”, „Stoličnoju”, rumom i koniakami.
Ja projšovsie po kramikach, potrativ rubliê na suvenirčyki, kupiv knižku pro
Pietropavłovsk i Kamčatku. Prodavščycia zapytała, skôl ja. Odkazav jôj, što z Biłostoku.
Ja zdorovo byv zdivlany, koli okazałosie, što zsiôl z Kamčatki letała vona v Biłostôk, na
bazar na Kavaleryjśkuj hulici.
svoja.org
Na hodinu pered odlotom moraki stali zbiratisie na płyti lotnišča. Byli chmiêlny,
peresvarany, a kilkoch ochvačanych impulsom ahresiji. Došło do perepychanok, narešti v
ruch pušli kułaki. Usio diêjałosie koło nas i Sprus vystupiv pered mene, u sumi naprasno,
bo ja ž chłopeć ne vłômok.
22
svoja.org
Nezadovho kamčaćki storožy poradku zabrali najbôlš zadiorystych. Vypustili jich, koli my
byli vže v samoloti. Jak ono avanturniki vujšli v samolot, odin z jich tut že nakinuvsie na
protivnika. Kapitan łajnera kliknuv ochranu. Chmiêlnoho „rozbôjnika” zabrali z pałuby, a
na bočnum sidiêni prysiêv specnazoveć bez vsiakoho oružyja. Koli zaraz posli startu
vspychnuła bôjka, specnazoveć za paru sekunduv uspokojiv ochvôtnych. Skutečno.
Nad obołokami Kamčatki, tut že koło samych okon, vysivsie osniêžany pik Koryjakśkoji
Sopki, a daliêj napravo vysočêryzny zub Klučevśkoho Vulkanu — 15 584 ft.
Rozvernuvšysie nad temno-sinim okijanom, na dniê jakoho pry berezi Kamčatki prolahaje
Kurylśki Rôv hłubinoju v 26200 futuv, samolot nezadovho perevaliv ponad hornym
chrebtom, zachoplajuščym svojim chorostvom, z jakoho spłyvajut mnôhimi perepletianymi
rusłami sotni burlivych rêk i ručajôv. Zelono-buro-olivkova kolorystyka z pjatnami siniobiêłych šapok zaniała b lubomu žyvopisciovi duch u hrudiach nebačanym bôlš nihde,
kromi Alaski, neobyčajnym chorostvom, jakoho enerhetyčny fali napovniali sercie i um
radosnym voznesianym błaženstvom. Voźmi i poprobuj zdrymni!
My opynulisie nad Ochoćkim Morom. Była tretia hodina dnia. Rêdki obołoki ničut’ ne
pereškodžali v observaciji hładi mora. Jakiś odinoki korabel ostavlav dovhi kilvater i płyv
u kirunku kontynentu. Joho berehovaja linija z vysokim klifom zajasniêła puvkruhłoju
kosoju. Soncie vsioj čas osvitlało pomiž rêdkimi obołokami Magadanśki Kraj, nepereryvny
kopy nevysokich hôr, sered jakich bliščali očka sotniuv tysiač bezymjannych oziôr i nitki
rêk. Nihde ni odnoji žyvoji dušê. Časami pojavlalisie jakijeś baraki, desiatki kilometruv
dorôh do odkryvkovych kopalniuv i znov nic.
To pravdivy kajf bačyti ety kraj.
To taksamo sumna zaduma nad losami milionuv bolševićkich žertvuv, zahinuvšych u
nečołoviêčych umovach, stvoranych chołodnoju chvoroju nenavistieju kaganovičuv,
trockich, zinovjevych, svierdłovych, jagoduv, beryjuv, canavuv, bermanuv i jichnich
opryčnikuv.
To ode, pryveziana Leninom z Viêdnia v salonkach perez fronty Peršoji mirovoji vujny
kosmopolityčna navołoč nadiêjałaś pochoroniti cviêt Rusi. Koli omamili nevirohôdnymi
łhunstvami stomlany vujnoju narody i, vykonujučy produmany plan zahovoru, schvatili
vładu — krutonuli žorna demoničnoho terroru. Pochoronili desiatki milijonuv rosijan,
ukrajinćiuv i biłorusuv, desiatki tysiač polakuv i synôv inšych naroduv. Znajšli vony i
zorganizovali dla etoho tabuny zvyrodniêłych opryčnikuv i mistiovych pomahajuv. U
nedrach každoho narodu je kanaliji i pravedniki.
Koli prolitajučy divišsie vniz, na bezludny neobsiažny terytoryji, de hinuli milijony
žertvuv terroru bolševićkoji revoluciji, mimovôlno vspominaješ temnoefirny čas, koli
propaganda „čyrvonoho sukcesu” odurmaniła na desiatiliêtija umy synôv doviêrčyvych
naroduv i tôlko diakujučy takim sviêtłym istotam, jak Aleksander Sołženicyn, sviêt poznav
choč obłômki pravdy. Tohdy usvidomlaješ sobiê, što oto vperšyniu svojimi očyma
dotykaješsie ran, kotory ščymiat i v tvojich hrudiach. Rany, kotory ne obyšli storonoju i
tvojoho rodu. U 1940 rokovi NKVD zamordovało moho diêda Michaiła, z poručenia
čyrvonoho opryčnika Firagi.
svoja.org
23
svoja.org
Odnak genuv genialnosti schôdnich słovian ne vdałosie vyterebiti dotła. Vony ostalisie v
narodach. Uže vony odtvorajut jadra svojich etnosuv, vyvodiat jich z kołchoznych
zapoviêdnikuv i nezadovho określat naležne im miêstie v sviêti.
A tymčasom pud nami ryka Lena krutiłasie, by perepletiana kosa, nezličonymi zakosami,
sered diêvičoji, nesprokudžanoji i nesporčanoji lud’mi, pryrody.
Po jakômś oziery płyv katierok. Kôlko ž ode oziôr i hôr zusiêm ne nazvanych!? Kôlko rêk
protikaje sered neprołaznych dubrôv tajhi i zarośluv tundry. Čy zasiêlatsie koli-leń lud’mi
ety neobjatny prostory?
Divota!
Što za krajina! Toje, što na mapach byłoho Sojuza było označane jak bołota, okazałosie
miliojnami raznoji veličyni oziôr, sered hôr. To pôvnoč Rosiji.
Spočatku litiêli my nad tajhoju, posli nad tundroju. Nad puvnočnym chrebtom Urału
pokazaliś płachty chmar. Stali regularno pojavlatisie posiôłki, horodki i horody. Urešti
samolot prolitiêv nad okrajinami Moskvy i płavno pryzemlivsie pud brava pasažyruv.
Dvanadcet’ hodin bezobłočnoho polotu sered biêłoho dnia!
Nezabyvny obrazy tajhi i tundry – divočo čystoji častki našoji planety. Siête i kamčaćka
pryhoda — bôlš dla mene, čym marny dividendy, kotory znikajut bezsliêdno. Ety sliêd,
sliêd bačanoho, ostanetsie vo mniê navse.
Nakuneć dvochhodinny perelôt nad europejśkoju častkoju Rosiji, hołubyje oziora Biłorusi,
Pudlaše, hustonasiêlana nadviślanśka Pôlšča i Okęcie.
A pôznim večerom sered svojich najbližšych. Łososi, kraby, ikra, suvenirčyki.
I radost’ vstrêčy.
svoja.org
24

Podobne dokumenty