Poeci do piór! W sprawie poezji smoleńskiej

Transkrypt

Poeci do piór! W sprawie poezji smoleńskiej
Poeci do piór!
W sprawie
poezji smoleńskiej
Piotr Stankiewicz
W
mesjanistycznych „Pressjach” Adam
Leszkiewicz omawiał porażkę, jaką
poniosła polska poezja w starciu
z katastrofą smoleńską. Sprawa ta wydaje mi
się dobrym pretekstem dla pokazania pewnych wyzwań, przed którymi stoi dzisiejsza
poezja jako taka, stąd też moje małe uzupełnienie.
Leszkiewicz opisuje sytuację następująco: część polskich poetów Smoleńsk
przemilczała, a ci, którzy nie milczeli –
powinni byli milczeć. Te bowiem wiersze,
które wokół Smoleńska powstały, okazały
się – poza kilkoma szlachetnymi wyjątkami – bardzo słabe. Jakie są przyczyny
tego stanu rzeczy? Leszkiewicz wskazuje
trzy: po pierwsze, grożącą grafomanią łatwość sięgania po gotowe wzorce, głównie
romantyczne, po drugie, dokonane w XX
wieku „zawłaszczenie” epiki przez prozę,
i – po trzecie – podział wewnątrz samej
poezji na wartościową, ale „eskapistyczną” lirykę i słabą literacko publicystykę.
Trudno się z tym nie zgodzić. Wydaje się
jednak, że listę tę można uzupełnić co najmniej o jeszcze dwa powody. Jeden z nich
wiąże się ściśle z tematem Smoleńska, drugi ma ogólniejszą naturę.
308 Pressje 2013, teka 32/33
Lęk przed zawłaszczeniem
Istotną przyczyną, dla której Smoleńsk
tak słabo odbił się w polskiej poezji, jest
przypuszczalnie mniej lub bardziej uświadomiony lęk przed zawłaszczeniem, który
powstrzymał wielu poetów przed próbą
zmierzenia się z tym tematem. Na czym on
polega?
Smoleńsk stał się w tematem bardzo
upolitycznionym. Upolitycznionym w sensie
bynajmniej nie pozytywnym, ale pejoratywnym: obserwujemy w Polsce przepychanki
nad trumnami, widzimy rozszarpywanie
politycznej schedy po ofiarach katastrofy,
mamy do czynienia z jej umniejszaniem lub
wyolbrzymianiem jej znaczenia. Jedni twierdzą, że Smoleńska nie wolno i nie należy
używać w grze politycznej, drudzy – że właśnie można i trzeba. Dla jednych Smoleńsk
jest dowodem na to, że p, dla drugich, że
nie-p. Szczątki tupolewa nie zdążyły jeszcze
ostygnąć, a już stały się symbolem politycznych podziałów. Stosunek do Smoleńska
stał się etykietą, która wyznacza przynależność do któregoś z obozów politycznych,
a obozy te są tylko dwa. Nie ma trzeciego
obozu i trzeciej drogi, nie mówiąc już o dro-
dze indywidualnej. Pożyczając metaforę od
tych, którzy katastrofę smoleńską widzą
jako zdarzenie natury religijnej, można powiedzieć tak: jeżeli Smoleńsk jest religią, to
jesteśmy na etapie wojny trzydziestoletniej.
Czas tolerancyjnych ideałów Oświecenia
jeszcze nie nadszedł. Ci więc, dla których
religia jest sprawą prywatną i indywidualną,
wciąż muszą się kryć w katakumbach.
Jeżeli Smoleńsk jest religią, to
jesteśmy na etapie wojny trzydziestoletniej
Mówiąc wprost: temat Smoleńska jest
nader ideologiczny i nader polityczny.
Trudno w tej sprawie otworzyć usta – nie
mówiąc już o sięgnięciu po pióro – by nie
zostać gdzieś zaszufladkowanym i pomiędzy kogoś zaliczonym, często tam, gdzie by
się wcale być nie chciało. Wielu zjadaczy
chleba woli więc raczej o Smoleńsku milczeć, niż powiedzieć coś, co zostanie wykorzystane przeciw nim i co umieści ich po
którejś z walczących ze sobą stron. Skoro
zaś boją się tego szeregowi obywatele, to
– paradoksalnie – poeci boją się jeszcze
bardziej, mają bowiem więcej do stracenia.
Poeta (tak jak jego rolę dzisiaj rozumiemy,
czy przynajmniej tak jak ja ją rozumiem)
cierpi w końcu na większą niż przeciętny człowiek alergię na sztandary, kładzie
bowiem na szali o wiele więcej niż zwykły
człowiek: swoją indywidualną wrażliwość,
swoją osobistą prawdę o świecie, swój
wreszcie, last not least, proces twórczy
i jego owoce. Kiedyś zaś wiele się daje,
wówczas szczególnie bolesna i przykra
jest perspektywa, w której produkt naszej
wrażliwości zostaje obrócony w pałkę, którą jedni okładają drugich po głowach. Oto
właśnie lęk przed zawłaszczeniem, który
– jak się zdaje – kazał milczeć niejednemu
poecie.
Oczywiście, jest w tym pewien paradoks.
Tematy palące i aktualne powinny być dla
literatury pożywką i naturalnym tematem,
a jest odwrotnie – ich aktualność blokuje
ich poetycką nośność. Jest to niewątpliwie
porażka poezji: Smoleńsk był zdarzeniem
o wysokim – by tak rzec – potencjale symbolicznym, którego jednak poezja w wartościowe czy ciekawe symbole nie przekuła.
Czy raczej nie przekuła jeszcze. I ja, i Leszkiewicz programowo zostawiamy tutaj na
boku perspektywę czasową:
Wieleże lat czekać trzeba, nim się przedmiot
świeży
Jak figa ucukruje, jak tytuń uleży?
(Mickiewicz 1955 III: 208).
Jest to więc porażka, ale też kolejny
dowód na wewnętrzną słabość dzisiejszej
poezji: bo czym jest poezja, która nie potrafi
mówić o tym, co jest dla ludzi ważne?
Poezja i nowe media
Przechodzę tym samym do ogólnej słabości poezji na początku XXI wieku. Pisał już
o niej Leszkiewicz: wszak dwa wskazane
przez niego powody nie dotyczą tylko Smoleńska, ale ogólniejszych problemów poezji.
Zanik epiki w poezji i jej rozpad na rozłączne
nurty „liryki” i „publicystyki” sprawiają, że
trudno jest jej mówić o tym, co ma wymiar
zbiorowy. Poezja traci głos i siłę wyrazu w
tym, co dotyczy państwa czy społeczeństwa.
Dlaczego?
Istotne są tu zjawiska, które leżą poza poezją i poza literaturą w ogóle. Otóż, poezja dlatego ma problem z mówieniem na pewne tematy, że dzięki nowym technologiom i nowym
mediom pojawiła się dla niej potężna konkurencja. Nowe sposoby twórczości i wyrazu
w znacznej mierze przejęły funkcję nośnika
społecznych odczuć i przeżyć. W 1830 roku
Poeci do piór!
309
można było co najwyżej podyskutować ze
znajomymi o powstaniu, przeczytać o nim
u Mickiewicza, albo samemu coś napisać.
Kiedy coś się ważnego dzieje w roku 2010,
mamy nieporównanie więcej możliwości
komunikacji i twórczego wyrażenia swych
emocji. Brzmi to może banalnie, ale kiedyś
nie było tak łatwo dostępnych rejestratorów
obrazu i dźwięku, grafiki komputerowej, Facebooka czy Demotywatorów. Kiedyś poezja
była jednym z kilku zaledwie sposobów, na
jakie można było tworzyć coś nowego – dziś
jest jednym z kilku tysięcy.
Takie postawienie sprawy budzić może
kontrowersje. Gdzie Rzym, a gdzie Krym
– gdzie Demotywatory, a gdzie poematy?
Niektórzy zaoponowaliby tutaj, twierdząc,
że szum Facebooka wcale nie jest zagrożeniem dla poezji, a jeśli jest, to źle, że jest
– bo świadczy to tylko o degrengoladzie naszych czasów i upadku wartości.
Po pierwsze, przestrzegałbym przed
niedocenianiem roli nowych technologii
i mediów, a także zmian w kulturze, które
niosą. Jeśli chcemy bronić poezji, nie mo-
Wystukać [‘] jest zawsze łatwiej niż napisać elegię
żemy być jak generałowie, którzy przygotowują się na poprzednią wojnę. Owszem, Facebook należy do zupełnie innego rejestru
niż poezja i może się wydawać, że z tego
powodu w żaden sposób nie może jej zagrozić. Ale historia uczy przecież, że wszystkie
istotne nowości i wszystkie odmiany przychodzą zawsze stamtąd, skąd nikt się ich
nie spodziewa.
Pod drugie, nie twierdzę, że komentarz
na Facebooku czy obrazek na Demotywatorach warte są tyle co wiersz (choć bywają i takie, które są równie wartościowe
jak dobre wiersze). Stoją niżej – choćby
dlatego, że są czymś łatwiejszym do stwo-
310 Piotr Stankiewicz
rzenia. Jednak dlatego właśnie, że są czymś
łatwiejszym, są dla poezji groźną konkurencją. Nie jest bowiem tak, że coraz mniej jest
w naszych czasach wrażliwych i wzruszonych ludzi, skłonnych do szczerej rozmowy
z bliźnimi. Jak pisał Herbert, „Poezja nie
jest w ogóle żadną funkcją trygonometryczną. Jest funkcją ludzką, arcyludzką [...] rozmową wzruszonego człowieka z bliźnim”
(2001: 368). Takich ludzi jest mniej więcej
tyle samo w każdych czasach, zmieniają się
tylko sposoby wyrazu. Kiedyś można było
napisać atramentem wiersz na pergaminie lub namalować obraz na płótnie, a dziś
można zrobić również tysiąc innych rzeczy –
choćby zamieścić komentarz na Facebooku.
Wystukać [‘] jest zawsze łatwiej niż napisać
elegię, a natura ludzka jest jak rzeka: zawsze płynie tam, gdzie najniżej i najłatwiej.
Skoro więc można napisać coś na Facebooku zamiast wierszem – ludzie to właśnie
będą robić. Dlatego po prostu, że jest to
możliwe i że jest to łatwiejsze.
Można zaryzykować twierdzenie, że jeśli
nasza kultura będzie dalej zmierzać w tym
kierunku, w którym zmierza obecnie, sytuacja poezji będzie się tylko pogarszać. Dzisiaj korzysta ona jeszcze z rangi nadanej jej
przez tradycję – poezja jest emblematyczną
„sztuką wysoką”, a profesja poety nobilituje.
Z twórczością i sposobami wyrazu otworzonymi przez nowe media jest dokładnie odwrotnie: lubimy patrzeć na nie z wyższością
i lekceważeniem. Będzie się to oczywiście
zmieniać: z biegiem lat coraz mniej będą się
nam one wydawać „nieprestiżowe”, poezja
zaś będzie stopniowo tracić swój tradycyjny,
uprzywilejowany status. Pozostaje stare pytanie: co robić? Znamy diagnozę, przyczyny
i rokowania – pozostaje zastanowić się nad
możliwym leczeniem.
Adam Leszkiewicz kończy swój esej
pytaniem, czy rzeczone problemy poezji
powinniśmy potraktować jako wyzwanie.
Odpowiadam: tak właśnie! Są one niczym innym jak wyzwaniem, któremu poeci muszą
sprostać. Przede wszystkim: każdy powinien rozważyć w swoim sercu, czy na pewno właśnie sztuką słowa chce się zajmować,
skoro tyle jest dzisiaj dróg do wyboru. A ten,
kto sobie na to pytanie odpowie twierdząco,
musi dzielnie stawić pióra temu wyzwaniu.
Poezja – jak powiada Leszkiewicz – „karleje” (2012: 221), traci swój głos, przestaje
umieć mówić o sprawach dla nas ważnych.
Jak temu zaradzić? Przede wszystkim nie
wolno zaprzeczać albo złorzeczyć diagnozie. Nie ma sensu negować, że wyrosła poezji konkurencja, nie ma sensu zaprzeczać,
że pojawiły się nowe, atrakcyjne sposoby
mówienia o tym, co istotne. Naszą rzeczą
nie jest zawracać Wisłę kijem i narzekać, że
łatwiej jest ludziom napisać na Facebooku,
co myślą o świecie, niż próbować ubrać to
w szaty wiersza. Naszą rzeczą jest zaproponować w poetyckiej materii coś, co będzie
świeże, ciekawe i wartościowe. Nie ma innej
drogi, niż zdwoić wysiłki: jeśli wierzymy, że
poezja nadal może być rozmową wzruszonego człowieka z bliźnim, to trzeba to po
prostu udowodnić – na papierze. A więc
owszem, stoimy przed wyzwaniem. I nie ma
na nie innej odpowiedzi niż: „Koledzy poeci
– do piór!”.
Co dalej?
Polecamy nie tylko komentowany tu esej
Adama Leszkiewicza (2012), lecz także jego
opublikowany w poprzedniej tece wiersz
smoleński, będący – jak się zdaje – próbą
realizacji postulatu Piotra Stankiewicza.
Powrót mesjanizmu, „Pressje” 2012, teka 28, s. 344,
oprawa
miękka,
cena
20,00 zł, przesyłka za darmo.
311