Zabielski: zaklęty krąg trenerów młodzieży

Transkrypt

Zabielski: zaklęty krąg trenerów młodzieży
Zabielski: zaklęty krąg trenerów młodzieży
Sztandarowy projekt szkoleniowy PZPN Akademia Młodych Orłów: "Oderwany od
rzeczywistości". Sytuacja w piłce młodzieżowej: "Nie brakuje dzieci, brakuje dobrych
trenerów". O zdolnych szkoleniowcach: "Wielu rzuciło wszystko w diabły, bo nie mieli
warunków do rozwoju". Mówi Tomasz Zabielski.
(fot. TVP)
Tomasz Zabielski to znana postać w środowisku piłkarskich trenerów dzieci i młodzieży.
W 2010 roku "Przegląd Sportowy" i TVP uhonorowały go Superczempionem dla animatora
sportu. Zainicjował doszkalanie trenerów dzieci i młodzieży, a turnieje dla maluchów były pod
hasłem jak to na mundial - "Bo liczy się sport i dobra zabawa". W wakacje na obozy jeździło
1000 małych piłkarek i piłkarzy. Nikt o tym nie pisał, bo PZPN Grzegorza Laty nie miał prasy.
Nowa ekipa szybko pożegnała się więc z „nieznanym” animatorem. Uzasadnienie: inna
wizja. Dziś wśród działaczy związku brakuje ekspertów od piłki dziecięcej i młodzieżowej. A
my pytamy Zabielskiego: jak obecnie wygląda piłkarskie szkolenie?
Tomasz Zabielski z Superczempionem (fot. TVP)
Piotr Michałowski, SPORT.TVP.PL: – Minęły dwa lata od Pana odejścia ze związku. Są
ciekawe inicjatywy związane z futbolem młodzieżowym w PZPN?
TOMASZ ZABIELSKI: – Jest tylko Akademia Młodych Orłów.
– To dobry projekt?
– Oderwany od rzeczywistości. Nie rozumiem koncepcji. Nie wiadomo do kogo propozycja
jest adresowana.
– Na związkowej stronie napisano: do dzieci w wieku 6–11 lat.
– Ale trenujących w klubie, czy nie? Kto będzie prowadził zajęcia? Mówią, że będą tam
pracować najlepsi trenerzy, ale przecież najlepsi nie chcą pracować w takiej akademii. Nie
wybrano i odpowiednio nie przeszkolono ludzi do tego projektu. Dowiaduję się, że w
Krakowie koordynatorem akademii ma być były reprezentant Polski...
– To dobrze. Będzie ktoś z autorytetem.
– ...ale on nie ma żadnego doświadczenia z pracy z dziećmi. Co może dać takiej akademii?
Praca z seniorami i dziećmi to dwie różne bajki.
– Treningi są za darmo.
– OK, ale dopytuję o koncepcję. Przecież ten projekt kosztuje PZPN duże pieniądze, więc
powinien coś przynieść. A proszę mi pokazać, gdzie został sprawdzony. Zasięg jest znikomy,
bo w jednej akademii będzie trenować kilkadziesiąt dzieci na kilka lub kilkanaście tysięcy w
województwie. Nie pomoże to w selekcji najzdolniejszych. To szkolenie w akademii będzie
obok realnego piłkarskiego życia w innych szkółkach i klubach.
Akademia Młodych
Orłów – rewolucyjny projekt PZPN?Stefan Majewski wyjaśnia, na czym polega nowy
program szkolenia młodych piłkarzy.
– Nazwano ten projekt "Akademią".
– To mnie zastanawia. To jakaś plaga – u nas wszystko jest tak nazywane. Prawdziwa
akademia piłkarska ma bursę lub współpracujące rodziny, u których młodzież mieszka.
Akademia dysponuje boiskami, szkołą, w której dzieci się uczą. A PZPN robi Akademię na
Orliku. Adept będzie trenował raz czy dwa w tygodniu i... koniec kontaktu z Akademią. Kiedy
pracowałem w szkolnym klubie to dzień w dzień widziałem jakie dzieci mają problemy, jak
się uczą. Przecież powinno się pracować nie tylko nad tym, żeby lepiej grały w piłkę.
Oderwanie systemu piłkarskiego od szkół – to jest realny problem i paraliżuje rozwój. Na to
powinien zwrócić uwagę PZPN.
– Ale klubowi trenerzy lub ci z akademii też mogą interesować się jak idzie nauka.
– Dzieci do 12. roku życia powinny się rozwijać w swoim domu i środowisku. Wtedy
nabierają pewności siebie, kiedy mają kolegów z jednego osiedla. A dziś mnóstwo maluchów
jest wożonych na drugi koniec miasta albo nawet do innej miejscowości na treningi. W latach
70. i 80. młodzi piłkarze szkolili się sami, bo dzień w dzień grali w piłkę na osiedlu. A dziś
konkurencja telewizora, komputera, smartfonu i innych rozrywek jest tak duża, że trzeba
organizować system pracy nad zawodnikiem w szkole. A wracając do tego, że treningi w
akademii mają być za darmo: to ważne, ale ja bym odwrócił hierarchię. Płaci się za szkolenie
do 12. roku życia, a potem tych najzdolniejszych wybiera się do dalszego szkolenia i wtedy,
to związek inwestuje w tych piłkarzy – przyszłych reprezentantów kraju. Bo obecnie jest tak,
że rodzice łożą na szkolenie swoich dzieci bez końca.
– Przecież wiemy jak w większości szkół traktuje się WF. Taki system nie ma szans...
– Ale to jest rola związku, żeby zaproponować system i dać tym szkołom coś w zamian.
Jesteśmy mistrzami świata w siatkówce. Na czym został oparty system wyłaniania talentów?
Na szkołach! Zaczynając od podstawówek. Do Szkoły Mistrzostwa Sportowego przychodzą
najlepsi i "rzeźbi" się takich młodych ludzi pod kątem gry w reprezentacji Polski. Proszę
sprawdzić ilu siatkarskich kadrowiczów przeszło przez SMS–y.
– Istnieją przecież w każdym województwie piłkarskie Ośrodki Szkolenia Sportowego
Młodzieży.
– Mamy 20 osób w każdym województwie w jednym roczniku. Nawet abstrahując od coraz
niższego poziomu piłkarskiego w tych ośrodkach i tego, że wcale nie trafiają do nich
najzdolniejsi, to po prostu jest tam za mało dzieci. W Niemczech w jednym roczniku jest parę
tysięcy. Pierwszą selekcję robi się w wieku 11–12 lat. Obserwują zawodników w swoim
środowisku, potem testują, badają, aż w końcu najzdolniejsi trafiają do jednego z 366
ośrodków, w którym trenują według ogólnonarodowego programu do 18. roku życia. Jeżeli
do tego czasu nie weźmie ich żaden klub, to będzie grał tylko na poziomie amatorskim. Ale
sito jest takie, że talenty się nie gubią.
– To może Akademia Młodych Orłów to taki zalążek podobnej koncepcji? – Przecież tu
nie ma żadnych punktów stycznych. Ani wiek się nie zgadza, ani założenia, bo tam chodzi o
wyławianie talentów i przygotowanie ich do profesjonalnej piłki, a o co w Akademii Młodych
Orłów? Przecież nie ma problemu z dziećmi, które chcą się ruszać. Wiele szkółek zaczyna
teraz zajęcia z maluchami w wieku 4–6 lat. Po co wkładać kij w te szprychy? Dzieci muszą
mieć swoje miejsce, swój zespół, swoich trenerów... A w Akademii co będą miały? Dwa
treningi w tygodniu? Żadnych turniejów? To nic nie da. Trenerzy w klubach też się będą
denerwowali, że ich zawodnik chodzi na inne treningi, gdzie uczą go czegoś kompletnie
innego, niż w klubie.
(fot. TVP)
KTO TRENUJE DZIECI?
– Jaki jest trener młodzieży?
– Gotowego wzorca nie ma, jest parę kategorii. Pierwsza: młodzi ambitni, mający niezbędne
umiejętności piłkarskie do demonstrowania zagrań dzieciom. To grupa, która chce się uczyć.
Ale często celem staje się piłka seniorska. Nie wiąże się tylko z chęcią pracy z dorosłymi
zawodnikami, ale z możliwością godnego zarabiania. Wielu zdolnych i perspektywicznych po
prostu ucieka do seniorów, bo nie ma za co się utrzymać, a codzienności w klubach
juniorskich mają dość. Oczywiście są tacy, którzy pracują za małe pieniądze z dziećmi. Ale
ich zapał do pracy w trudnych warunkach musi ostygnąć...
– Nie wszyscy uciekają do seniorów.
– Wiele osób nie przebija się do piłki seniorskiej i tworzy akademie. To jest niebezpieczne,
bo uzależnia zarobki trenera od rodziców. Im więcej dzieci będzie w moim klubie trenować,
tym więcej pieniędzy zarobię. A więc liczba, nie jakość. A poza tym, jeżeli rodzice płacą
bezpośrednio trenerowi, to nierzadko mają wpływ na drużynę. Który dzieciak gra, któremu
poświęca się więcej czasu na treningu... Ten system odstrasza biedne, często zdolne dzieci.
One mają swoją godność. Jeżeli widzą, że gra słabszy od nich, bo jego rodzic płaci
regularnie, albo wspomaga drużynę w inny sposób, to się buntują.
– Są też tacy, dla których praca z dziećmi i młodzieżą to całe życie.
– To zapaleńcy. Im obojętnie jest czy są pieniądze czy nie. Zawsze pracowali z młodzieżą,
bo po prostu to kochają. Zazwyczaj to społecznicy, działają w samorządach. W piłce nożnej
po prostu znaleźli pole dla życiowej pasji. Prawdopodobnie, jakby w mieście była piłka
ręczna, czy siatkówka, a nie byłoby nożnej, to mogliby być trenerami innej dyscypliny. Tacy
rzadko wpływają na rozwój dyscypliny.
– Dlaczego?
– Wielu z nich po prostu nie próbuje się rozwijać. Dla nich usprawiedliwieniem jest samo
zaangażowanie. A dziś wiele rzeczy się zmienia – ćwiczenia, które jeszcze parę lat temu
były zalecane, dziś są kategorycznie zabronione. Bez nauki łatwo zrobić dzieciom krzywdę
– Nie ceni Pan tej grupy?
– Cenię, zapaleńcy są potrzebni. Często pomagają np. w organizacji turniejów. Poza tym nie
chcę generalizować. Niektórzy dbają o rozwój. Ci którzy kompletnie mają wszystko gdzieś
zazwyczaj trafili do piłki przez przypadek. Tak potoczyło się ich życie. Są trenerami
młodzieży, ale się do tego nie nadają. Mogli grać w piłkę, ale nie mają elementarnego
przygotowania, czasami nie mają wystarczającej kultury osobistej do pracy z dziećmi, a to
powinno być jedno z podstawowych kryteriów. Do piłki trafili, bo był wolny etat, bo ktoś mu
kazał.
– A co z trenerami, którzy pracują w akademii klubów – w Legii, Lechu? Im chyba nie
jest najgorzej.
– Skoro dostali się do klubu, to mają siłę przebicia. Oni zarabiają po 2–2,5 tysiąca złotych
miesięcznie. A więc jak na duże miasto, to niewielkie pieniądze. A często mają zakaz pracy
w innych miejscach. Mają być dostępni 24 godziny na dobę. Pół biedy, kiedy jeszcze nie ma
rodziny, ale kiedy ona się pojawia – to ciężko za 2,5 tysiąca ją utrzymać. A i relacje w domu
nie mogą być poprawne, jeśli przez cały dzień nie ma Cię w domu. Nawet w akademiach
ekstraklasowych nie ma więc sielanki.
– Jeszcze jakaś grupa?
– Ostatnia. Trenerów już nieaktywnych, którzy już mieli wszystkiego dosyć i uciekli do innej
branży. Znam wielu, którzy świetnie pracowali z młodzieżą, ale rzucili wszystko w diabły, bo
nie mieli warunków do rozwijania – ani dzieci, ani siebie. Powietrze po jakimś czasie uchodzi.
(fot. Getty Images)
KTO TRENUJE TRENERÓW?
– Łatwo jest dziś zrobić papiery i pracować z dziećmi?
– Łatwo. Żeby nie zdać, trzeba po prostu nie przyjść na egzamin. Sądzę, że dziś zdają
prawie wszyscy. Nie ma weryfikacji, że ten się nadaje, a tamten nie. Kiedy w PZPN robiliśmy
kursy wyrównawcze UEFA B z Niemieckim Związkiem Piłki Nożnej, to oblałem kilku za złe
podejście do dzieci, do zajęć. Jeżeli na elitarnym kursie tak się gość zachowuje, to co będzie
później?
– Trener zdaje, zdobywa uprawnienia do pracy. Jak powinna wyglądać jego
przyszłość?
– Powiem coś niepopularnego: powinno być jak na zachodzie i pierwsza twoja praca jest za
darmo. Na zasadzie: pokaż czy potrafisz pracować z dziećmi, zorganizować zajęcia takiej
grupy. To bardziej hobby niż praca. 2–3 razy w tygodniu, po 2 godziny po południu. A jeżeli
się sprawdzisz, to zaczynasz płatną pracę – choć z pewnością powinna być lepiej płatna niż
obecnie. Ja zasuwałem za darmo pięć lat. Dzięki mojemu zaangażowaniu mamy dwóch
mistrzów i wicemistrzów Europy w kategoriach młodzieżowych: Łukasza Nawotczyńskiego i
Łukasza Mierzejewskiego. Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy mają pracować pięć lat.
Może rok, może dwa. Ale jak się sprawdzisz, to musisz mieć motywację do rozwoju, także
finansową.
– Kto powinien oceniać tę pierwszą pracę?
– Po pierwsze zainteresowany musi poczuć, że nie pracuje za karę. Ale powinien być ktoś,
kto obserwuje postępy trenera. Może ktoś z wojewódzkiego związku? Przez 2–3 lata
należałoby śledzić pracę takiego trenera, a jeśli sprawdzi się, zaproponować mu współpracę
z młodzieżową reprezentacją województwa. Przez czas pracy za darmo, lokalne związki
powinny oferować udział w kursach i stażach. Trzeba stworzyć system, który pozwoli
wyłaniać utalentowanych w środowisku trenerów, a przy okazji podnosić ich umiejętności.
– Może trener–koordynator w związku będzie obserwował pracę młodych
szkoleniowców? Przecież w każdym województwie jest ktoś taki.
– Może. On jest jednak zawalony papierkową robotą, więc mogą mu pomóc trenerzy kadr
młodzieżowych. Teraz wszystkim rządzi przypadek. Mój przykład – prowadziłem chłopaków
w Ciechanowie, na turniej do nas przyjechał z drużyną Michał Globisz. Pokonaliśmy jego
zespół, a nieco później powołał dwóch moich zawodników do narodowej kadry młodzieżowej,
a mnie w końcu zaproponował współpracę przy prowadzonej przez niego reprezentacji. Inni
nie mają takiego szczęścia. PZPN i związki lokalne muszą się zastanowić jak zorganizować
siatkę wyławiania trenerskich talentów.
– Czyli nie brak dzieci jest problemem, ale brak dobrych trenerów?
– Oczywiście. A brak dobrych trenerów bierze się z tego, że nie mamy w kraju
wyspecjalizowanej kadry, która będzie uczyła pracy z dziećmi i młodzieżą. Proszę spojrzeć,
kto prowadzi kursy... Poza grupą kompletnie przypadkowych osób, to trenerzy seniorów,
nawet byli selekcjonerzy. Co selekcjoner może powiedzieć o trenowaniu dzieci? To
kompletnie inna praca.
– Wyspecjalizowana kadra, czyli kto?
– To muszą być trenerzy-edukatorzy, którzy przekażą odpowiednią wiedzę. W Polsce ich nie
ma, choć kiedy pracowałem w związku zaczęliśmy projekt, który miał się skończyć
przygotowaniem takiej kadry. Nawet mieliśmy kilku kandydatów. Wtedy też nawiązaliśmy
współpracę z niemieckim związkiem. Przyjeżdżają do nas wyspecjalizowani trenerzy z
Niemiec i prowadzą kursy.
"Zwarcie" – złe szkolenie
powodem kryzysu polskiej piłki?Gośćmi Marka Jóźwika byli Stefan Majewski – dyrektor
sportowy PZPN i Marek Konieczny – trener i współzałożyciel Akademii Piłkarskiej 21 im.
Henryka Reymana w Krakowie.
– Czyli przygotowują trenerów... To nie wystarczy?
– Ale nie przygotowują edukatorów! Ile możemy się opierać na dwóch z Niemiec? Trzeba
mieć swoich.
– A jak ma się do tego Wydział Szkolenia PZPN? Sama nazwa zobowiązuje. To tam
powinni się zająć przygotowaniem kadry do szkolenia trenerów.
– Na początku ludzie z wydziału byli przeciwni nawet naszej współpracy z Niemcami, choć
teraz wszyscy się nią chwalą. Po pierwszym kursie w Niemczech, jechaliśmy samochodem
do kraju i usłyszałem od kogoś z Wydziału Szkolenia, który nadal pracuje w związku, że
przecież to co jest w Niemczech, to my wszystko mamy. Ale mi podniósł mi ciśnienie! O mało
co wypadku nie spowodowałem. Mówię: co macie? Pokaż mi jeden program ramowy,
opracowania jak szkolić trenerów. Do tej pory czegoś takiego nie ma. I nie ma jakości.
– Jakości szkolenia?
– Też. A jakość szkolenia zależy od jakości trenerów. Jeżeli mamy słabych, niedouczonych,
mamy słabych, poza naturalnymi talentami, zawodników. Trenerzy dziś są dobrymi niańkami,
świetnymi organizatorami – umieją zapewnić obóz, transport itp. Ale nie na tym to polega.
Trener musi przede wszystkim systemowo nauczyć techniki piłkarskiej. Nie ma drogi na
skróty – bez podstaw nie nauczy się dziecka trudnych zagrań.
– No dobrze. Ale czy jednak nie jest tak, że trener, któremu naprawdę zależy na pracy z
młodzieżą znajdzie swoją drogę?
– Oczywiście. Są tacy, którzy nie potrzebują pomocy związku. Ale nie wszyscy, którzy
nadają się do tej pracy mają odpowiednią siłę przebicia, umieją sobie załatwić dobrą pracę.
A chodzi też o to, żeby dobrze szkolili i ci obrotni, i ci mniej.
– Ci najzdolniejsi nie potrzebują pomocy związku, ale związek – krajowy czy okręgowy
– powinien potrzebować zdolnych trenerów.
– Dokładnie. Przecież skądś się muszą brać szkoleniowcy drużyn wojewódzkich i
narodowych. Jeżeli chcemy, aby z reprezentacjami pracowali najzdolniejsi, a nie "znajomi
królika", to związki powinny ich wyławiać. Niewiele jest miejsc, gdzie ich się szuka. Często
jest tak, że jak już wejdziesz w to środowisko, to zostajesz. Najpierw prowadzisz jedną
reprezentacją dziecięcą, potem drugą, a w końcu zostajesz trenerem-koordynatorem. Jak
skończysz na tym stanowisku, to albo idziesz na emeryturę, albo... znów prowadzisz którąś
reprezentację. Obojętnie czy dobrze pracujesz, czy źle. Trudno wypaść z obiegu, jak się ma
dobrych znajomych. Zaklęty krąg.