Głód Łazarza - strefy wiary
Transkrypt
Głód Łazarza - strefy wiary
teksty Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza... (Łk 16,19-21). T To prawda, historia jest taka jak ją Mistrz opowiedział. Bogacz ubrany w purpurę i bisior, siedzący za stołem, Łazarz pokryty ranami i wygłodzony, trzymany za drzwiami. To się nazywa umieć postawić problem! Wasza interpretacja jednak jest błędna. W przypowieści Mistrza bogacz kończy karierę w piekle, pożądając bezskutecznie kropli wody; i mogę was zapewnić że tak właśnie było. Ale to wcale nie uprawnia was do stwierdzenia że został potępiony za swój egoizm czy za okrucieństwo wobec Łazarza! Słowo egoizm w przypowieści nie występuje i wyzywam was byście znaleźli choć cień takiej koncepcji w całym opowiadaniu. Problem wcale nie jest banalny i należy mu stawić czoła zanim się wypowie sądy! Załóżmy, że tym bogaczem jestem ja. Posiadam bogactwo, pewne stałe źródła dochodów, natomiast Łazarz nie ma absolutnie nic. To wszystko, co ja i moich pięciu braci posiadamy w najróżniejszej postaci, jemu zostało odjęte. Nie gardzę nim ani go nie lekceważę, ale chcę aby pozostał na swoim miejscu. To jego szare oblicze... Wam nic ono nie mówi, moglibyście je pomylić z tysiącem innych. A ja je mam zawsze przed tekst: Giorgio Calcagno, Il Vangelo secondo gli altri, Milano 1984. Tłumaczenie własne. Głód Łazarza sobą. Łazarz jest tam, przy mojej bramie, odkąd pamiętam. A ja jestem tutaj, spędzając cały czas na bankietach, odkąd on pamięta. Tak więc sprawa jest jasna: jesteśmy na dwóch pozycjach przeciwstawnych i musi być między nami walka. Tylko wy uważacie, że pewnego dnia zdołamy dojść do porozumienia w sposób pokojowy. Że uda nam się wyznaczyć linię w połowie mego stołu, która określi zasięg praw jednego i drugiego. Żaden z nas nie jest za taką linią. Każdy chce cały stół, z tym wszystkim co jest na nim, i to jest całkiem słuszne. Jeżeli chcę, aby Łazarz pozostawał na zewnątrz, nie czynię tego dla siebie, ale dla niego. I jeśli on jest świadomy swojej roli oraz odpowiedzialności, jaka z tą rolą jest związana, powinien pragnąć abym pozostał tu gdzie jestem bez ustępowania mu czegokolwiek. Nie wystarczy aby był biedny, sam, głodny i pokryty ranami. Muszę doprowadzić Łazarza do rozpaczy i sprowokować go do buntu. Łazarz to nie jeden z psów, które biegają wokół mojego stołu, którym mogę rzucić resztki posiłku. Łazarz jest człowiekiem i nie powinien się zadowalać okruchami, które mnie nic nie kosztują. I ja mu ich nie dam. Obydwaj odczuwamy głód sprawiedliwości. Ale żeby ten głód rozprzestrzenił się w świecie i doprowadził do radykalnych zmian w społeczeństwach, ja muszę się oprzeć pokusie wyciągnięcia ręki w kierunku Łazarza. Ludzie z klasy Łazarza powinni mieć okazję aby nienawidzić mnie i domagać się wszystkiego na swój stół. Jeżeli im rzucę tylko resztki, ich powstanie przycichnie, straci na impecie. Najsłabsi, najgłodniejsi zadowolą się okruchami i zrezygnują z walki, odstąpią od swych praw za coś marniejszego niż miska soczewicy. Ich prawdziwym ratunkiem nie jest pokój, lecz wojna. Moim zadaniem jest doprowadzić do tej wojny. Konieczny jest otwarty konflikt: ja i moi bracia wewnątrz pałacu przeciwko zgrai zdesperowanych łachmaniarzy oczekujących momentu kiedy Łazarz wstanie, wyprostuje się i z całą siłą swego upokorzenia zastuka do bramy. Jestem tutaj właśnie po to, aby każdego dnia bawić się i czekać na tę chwilę. Może was rozczaruję, ale nie boję się. Czekam na to co się ma zdarzyć. Staranują drzwi, wbiegną po chodach i zaczną plądrować moje szafy i skrzynie. Złupią cały dom, pokój za pokojem, wyczyszczą stoły nie pozostawiając na nich nawet naczyń. Nie będę się sprzeciwiał, przecież tego chcę. A potem? Potem staną przed pustką, tą samą którą nosili w sobie wcześniej. Gdybym sam otworzył im drzwi i zaprosił do środka, nigdy by mi nie darowali że ośmieliłem się dzielić z nimi posiłek który potem okazał się zbyt skromny dla wszystkich. Bo chleba będzie zawsze za mało i nie wystarczy go by zaspokoić głód wszystkich choćby przez jeden dzień. Gdybym zaprosił ich aby usiedli jak równy z równym przy moim stole, jak może chcieliście mi poradzić, odebrałbym im jedyną siłę zdolną zapewnić im przeżycie – ich gniew. Wyczytałem go w ich oczach od pierwszego dnia, zrozumiałem go, starałem się go podsycać. To jedyny sposób by doprowadzić ich do uświadomienia im ich własnej godności. Muszę ich zmusić do nienawiści, aby mogli nauczyć się podstawowej formy miłości – miłości samych siebie. Tymi skromnymi środkami jakie mam do dyspozycji nie jestem w stanie nauczyć ich jedynego słowa, które mogłoby uratować nas obydwu, nadzieja na wspólną rozmowę nigdy się nie zrealizuje. I to jest właśnie moje piekło.