Pobierz w formacie pdf
Transkrypt
Pobierz w formacie pdf
Inga Moniakowska-Wielbo więcej na: www.inga.wielbo.pl Wybory - Nie wierzę… - Konecki wpatrywał się w monitory z wyrazem jednoczesnego niedowierzania i przerażenia na twarzy. Mechanicznym ruchem podniósł kubek z zimną już zawartością i przytknął go do ust. Fontanna kawy prysnęła z siłą sporego gejzera i poza monitorem ustawionym bezpośrednio przed twarzą Koneckiego, dosięgła dwóch przylegających. Mężczyzna skrzywił się nieznacznie, odruchowo otarł brodę rękawem, a następnie przetarł nim monitor przed sobą. - Mały dawaj tu! – wrzasnął nie odwracając głowy. Rudy chłopak o wzroście około 160 cm wpadł do reżyserki przewracając po drodze krzesło podpierające drzwi. Schylił się, żeby je podnieść, ale wściekły głos szefa skutecznie powstrzymał go przed porządkami. - Gdzie jest Górecka? – wycedził Rafał Konecki przez zaciśnięte zęby – Kawkę popija z makijażystką czy obściskuje się z kierownikiem dekoratorni? - Nnnie wiem szefie – wydukał Mały – powinna być za sceną, przecież dziewczyny… - Wiem gdzie powinna być do cholery – wrzask Koneckiego spowodował, że chłopak skulił się i odruchowo ruszył w stronę drzwi – Pójdę jej poszukać - bąknął i wypadł z pomieszczenia potykając się o przewrócone krzesło. Nie zwracając uwagi na przenikliwy ból w kostce pędził w stronę sceny modląc się w duchu, aby Aniela Górecka była na swoim miejscu. - Pani Anielo! –krzyknął widząc z końca korytarza niewielkiego wzrostu platynową blondynkę wyliczającą za kulisami takt i machającą rękami w stronę i tak nie widzących jej ze sceny dziewcząt. Mały pokonał korytarz z zawrotną prędkością i wpadł na kobietę dokładnie w tym momencie kiedy odwróciła się już twarzą w jego stronę i syknęła ostro: - Cicho bądź, nie widzisz, że się zaczęło? Jedziemy na żywo! - Pani Anielo – Mały już prawie płakał – Pan Konecki, reżyser… - Mały! Skup się. Wiem kim jest Konecki. O co chodzi? Mów i spadaj stąd zanim spieprzysz nam wejście! - Pan Konecki o panią pytał – Mały uświadomił sobie, że wypadł z pokoju, w którym siedział reżyser w takim stresie i pośpiechu, że kompletnie nie miał pojęcia czemu chciał on widzieć kobietę odpowiedzialną za choreografię podczas pokazu. - Pan Konecki gówno mnie teraz obchodzi, mamy wejście na żywo, jak dziewczyny skończą przejście w kostiumach to z nim pogadam, a teraz spadaj, żeby cię kamera z góry nie złapała. Przerażony chłopak popędził z powrotem tą samą drogą błagając bezgłośnie wszystkich świętych, aby wściekły reżyser nie wyrwał mu serca. W takich chwilach zupełnie poważnie zastanawiał się czy dobrze wybrał szkołę i przyszły zawód – był na praktykach w telewizji od miesiąca i nie było dnia, aby ktoś nie wrzeszczał na niego, nie wyładowywał na nim swoich frustracji, nie traktował jak śmiecia, czy przysłowiowego chłopca do bicia. - Panie reżyserze – zaczął potulnie – Pani Aniela… - Znalazłeś Górecką? – warknął Konecki nie pozwalając mu dokończyć. - Jest za sceną, za kulisami, pilnuje dziewczyn – powiedział szybko, chcąc uniknąć kolejnego wybuchu. Konecki wbił w niego spojrzenie, w którym zdziwienie mieszało się z niedowierzaniem. Był przekonany, że Górecka, której szczerze nie znosił od czasu, kiedy grzecznie, aczkolwiek stanowczo odmówiła mu kontynuowania wspólnego wieczoru po udanym wstępie w klubie przy licznych drinkach, siedzi gdzieś spokojnie na plotach i nie wie co się wyprawia na scenie. Gdzieś w głębi duszy miał niejasne poczucie, że jest niesprawiedliwy wobec kobiety, która swoją pracę wykonywała sumiennie i z oddaniem, był jednak dotkliwie zraniony i szukał sposobu, aby odegrać się przynajmniej na gruncie zawodowym. Spojrzał ponownie na monitory i z niedowierzaniem patrzył na piękne dziewczyny kroczące w strojach kąpielowych wzdłuż, a potem w poprzek sceny. Był odpowiedzialny za wybory miss od jedenastu lat – dla bezpieczeństwa zawsze stosowali ten sam układ choreograficzny, zmieniały się tylko dekoracje. W finale, który odbywał się teraz na żywo zawsze pozostawało dwanaście dziewczyn – dawało to możliwość ustawienia wygodnej i bezpiecznej choreografii – dziewczyny wychodziły zza kulis po obu stronach sceny, aby minąć się na środku, odwrócić na kilka sekund przodem w kierunku kamer umieszczonych na widowni i po kilku tanecznych krokach odwracały się tyłem. Szły kilka kroków przed siebie, odwracały znów twarzami do widzów, a następnie naprzemiennie – raz z lewej, raz z prawej strony podchodziły do środka sceny, stawały na ułamek sekundy przed publicznością i tanecznym krokiem wracały za te samą kulisę, z której wyszły na początku prezentacji. Zwykle wybierano utwór trwający około dwóch minut, aby bez pośpiechu zaprezentować wdzięki rozebranych dziewcząt, a jednocześnie stworzyć wrażenie przemyślanego układu ruchów i kroków. Konecki wbił zmęczony wzrok w monitor i po raz kolejny z niedowierzaniem patrzył na dziewczęta. Po prawej stronie układ był idealny, dziewczęta ustawiały się za sceną w odległości wyciągniętej ręki (złośliwi mawiali, że to rodzaj zabezpieczenia, aby nie mogły się szczypać wzajemnie po tyłkach), więc teraz z wdziękiem kroczyły w równych odległościach. Po lewej natomiast… Zamiast sześciu, było tylko pięć dziewczyn, na domiar złego między pierwszymi dwiema była długa przerwa, a całość wyglądała fatalnie. Konecki wykonał na krześle obrót o 180 stopni i spojrzał na dwóch techników, którzy od momentu wejścia na wizję nie odezwali się ani jednym słowem. - Dobra chłopaki, jak tylko zejdą za kulisy dajecie sygnał na scenę, że schodzimy z wizji i puszczacie reklamy. - Ale szefie – jeden z techników ocknął się z odrętwienia, w jakie zawsze wpadali montażyści na widok ciskającego gromy reżysera – było dopiero jedno wejście, teraz powinna być prezentacja indywidualna… - chłopak zamilkł gwałtownie na widok miny Koneckiego i spuścił wzrok. - Dawaj reklamy – wycedził powoli reżyser i skierował wzrok na Małego – A ty dawaj mi tu panią Górecką, ale już. Mały odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi i wybiegł na korytarz, nie zdążył jednak dotrzeć do kulis, gdyż z przeciwnej strony niemal biegła korytarzem pani Aniela. Machnęła ręką na Małego, który chciał ją zatrzymać i z impetem wpadła do reżyserki. - Co wy do cholery wyprawiacie, było jedno wejście, a wy dajecie reklamy? – dolna szczęka drżała pani Anieli w chwilach wielkiego wzburzenia, wyglądało to tak, jakby z trudem powstrzymywała się przed zatopieniem zębów w szyi przeciwnika. Konecki spojrzał na kobietę z wściekłością. - Jaja sobie ze mnie robisz? Kto puścił ten układ na scenę? Gdzie jest szósta dziewczyna? - Nie mam pojęcia, po prostu się nie pojawiła, była rano na próbie, potem Basia robiła jej makijaż, zobaczyłam, że jej nie ma kiedy dziewczyny ustawiały się w strojach do wyjścia za kulisami. - Aniela – Konecki starał się uspokoić i jak najszybciej zapanować nad sytuacją – Robimy ten program od jedenastu lat, chyba wiesz jak powinna wyglądać choreografia. Dlaczego dziewczyny nie ustawiły się jedna za drugą tylko zostawiły między sobą dziurę, przez którą mógłby przejechać traktor? Masz pojęcie jak to wyglądało na ekranie? Aniela Górecka wypuściła powoli powietrze, które do tej pory nieświadomie wstrzymywała w płucach. Kiwnęła głową wskazując reżyserowi korytarz. Oboje wyszli pospiesznie. - Rafał, wiem do cholery jak to wygląda, stoję za kulisami, nic ci na to nie poradzę, czy kiedykolwiek w ciągu tych jedenaście lat zdarzyło się, aby jakaś dziewczyna nie pojawiła się na gali finałowej po wstępnej prezentacji przed widownią? – spytała retorycznie. - Przecież jest plan awaryjny, który przewiduje taką sytuację, dziewczyny powinny wypełnić tę lukę, a nie zostawiacie dziurę… - Rafał – przerwała mu Aniela – tak, masz rację, mamy plan awaryjny, ale nie wprowadzę ci go ot tak w ciągu sekundy, dziewczyna była tu od rana, była ubrana, umalowana i uczesana, w pełnym rynsztunku, z bejcą, jak to wy mówicie na elewacji. Widziałam ją podczas makijażu, kiedy wołałam dziewczyny do ustawiania się za kulisami. To było najwyżej dwie minuty przed wyjściem na scenę, byłam za drugą kotarą. Zobaczyłam, że jej nie ma kiedy dziewczyny weszły na scenę. - Dobra –Konecki za wszelką cenę starał się uspokoić – zmień układ na pokaz sukienek wieczorowych – zażądał. - Nie da rady – Aniela patrzyła na reżysera z przerażeniem – czekaj – podniosła rękę, nie pozwalając mu dojść do słowa – dziewczyny są już ubrane, a suknie są w dwóch kolorach – złote i granatowe, każda musi być w określonym miejscu, bo inaczej, nie wyjdzie na przemian. Nie mogę ich zamienić… - ręce powoli opadły jej wzdłuż ciała, patrzyła na Koneckiego wzrokiem pełnym rezygnacji. - A nie możesz zamienić ich miejscami? Jezu, myśl… - Nie da rady, dziewczyny podczas prezentacji wykonują kilka figur z zawodowymi tancerzami, oni też stoją już w określonej kolejności i nie zdążę ich pozamieniać, poza tym ilość kroków… Konecki już nie słuchał, wsadził głowę do reżyserki przez uchylone drzwi i krzyknął: - Ile mamy czasu? - 46 sekund – odpowiedział montażysta. Konecki przymknął oczy. - Dobra, Aniela, pełne skupienie, leć za kulisy, niech jadą ze starym układem i pilnuj, żeby się nic nie spieprzyło, zawołaj mi Grańczuka po drodze. Aniela pobiegła ze łzami w oczach korytarzem. Po niecałej minucie do reżyserki wpadł Robert Grańczuk – szef ochrony studia nagraniowego numer 3. - Jestem szefie – przywitał się – coś się stało? - Ty mi powiedz – Konecki był już skupiony, ale wściekłość wciąż jeszcze dławiła go za gardło. – Zaginęła dziewczyna, jedna z finalistek wyborów miss. Pani Górecka widziała ją podczas robienia makijażu jakieś dwie minuty przed wyjściem na scenę, dziewczyna zniknęła między pokojem kosmetyczek, a korytarzem za kulisami. Weź chłopaków i szukajcie jej. Okrągłe ze zdumienia oczy szefa ochrony przez chwilę wpatrywały się nieruchomo w reżysera, w końcu mężczyzna wziął się w garść. - Jak wyglądała? – zapytał. - Robert, kurwa, a jak myślisz? – Konecki w końcu nie wytrzymał i mimo, że codziennie obiecywał sobie, że nie będzie przeklinał, złość wzięła górę. – Była finalistką konkursu piękności, była wysoka, zgrabna i zajebiście atrakcyjna – w dodatku kiedy ją ostatni raz widziano miała na sobie tylko kostium kąpielowy i makijaż grubości centymetra więc chyba nietrudno będzie ją zauważyć jak się pojawi na którymś korytarzu, więc powiedz tym swoim przydupasom w czarnych kamizelkach, że nareszcie mogą się do czegoś przydać. Niech zbierają dupy w troki i szukają dziewczyny, może poszła do łazienki i coś łyknęła. Grańczuk zacisnął usta i wściekły wypadł na korytarz. Był zły, że reżyser publicznie na niego nakrzyczał, ale wiedział, że są sprawy ważne i ważniejsze. Kiedy przed przejściem na „ciepłą posadkę”, jak mawiali dawni koledzy, pracował w Policji nauczył się jednego – czas jest istotniejszy niż emocje. Wściekły może sobie być równie dobrze jutro, ale kiedy dzieje się coś złego trzeba jak najsensowniej wykorzystać każdą minutę. Wyjął zza paska krótkofalówkę i kazał zameldować się wszystkim w sali odpraw. Natychmiast. Kiedy biegł korytarzem Rafał Konecki z mieszaniną przerażenia i niedowierzania na twarzy patrzył w ekran, na którym wśród wykonujących wybrane figury taneczne par pozostawało niemal na samym środku ekranu puste miejsce – wielka dziura, która w jego mniemaniu mogła okazać się gwoździem do trumny w czyjejś karierze w telewizji. *** Niecałe dziesięć kilometrów od siedziby telewizji, w piwnicy jednorodzinnego domu, otoczony monitorami mężczyzna stukał w klawisze. Był spokojny i skupiony, jego palce sprawnie wstukiwały komendy, wywołujące ciągi migających słów i cyfr, które nieprzerwanym strumieniem płynęły przez monitor stojący przed nim na długim stole. Od czasu do czasu zerkał na stojące przy ścianie pozostałe monitory wyświetlające program telewizyjny – miał tu podgląd ze wszystkich kamer, które pracowały teraz w studiach nagraniowych nr 3 i 4, a wielki telewizor nad nimi pokazywał program telewizyjny nadawany na żywo. Po jego lewej stronie stała konsoleta z niezliczoną ilością suwaków i lampek. Mężczyzna oparł się wygodnie na krześle i patrzył z niekłamanym zachwytem w telewizor. Delikatny uśmiech błąkał się po jego twarzy. - Wróciłam – zaszczebiotał głos w przedpokoju, pół piętra nad piwnicą pełną sprzętu. – Przynieść ci piwo? - Przynieś colę i coś do jedzenia. – odkrzyknął spokojnie mężczyzna – wykonał kilka szybkich ruchów na konsolecie pełnej suwaków. W końcu ostatni raz rzucił okiem na ekrany i tryumfalnym gestem wcisnął „Enter” na klawiaturze przed sobą. Dziewczyna, która weszła do pokoju starała się za wszelką cenę donieść do stołu dwie butelki coli i kilka paczek z ciastkami i chipsami. Butelki wyślizgnęły się jej z palców. Wchodząc niepotrzebnie rzuciła okiem na ścianę z monitorami i wielki telewizor górujący nad nimi. Przez sekundę zastygła wpół kroku i otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła nie dobył się żaden dźwięk. Torebki z szelestem spadły na podłogę, a mężczyzna w ostatniej chwili złapał osuwającą się na podłogę dziewczynę, chroniąc jej piękną główkę przed nabiciem solidnego guza o betonową podłogę. *** Konecki wiedział, że prędzej czy później telefon w jego kieszeni zacznie brzęczeć. Był nawet zdziwiony, że do tej pory dyrektor programowy jeszcze się nie odezwał. Wiedział wprawdzie, że przebywa na wyjeździe, którego żadnym cudem nie dało się odwołać, ale był przekonany, że w przerwach między poszczególnymi wystąpieniami uczestników spotkania dyrektor wpada do pokoju na zapleczu sali konferencyjnej i ogląda transmisję wyborów miss. Reżyser zapatrzył się w zegar odliczający czas do ponownego wejścia na wizję po reklamach. Kiedy jedynka zamieniła się w zero montażyści wrzucili na główny monitor czołówkę z logo wyborów i zaraz po niej pojawił się obraz z jednej z głównych kamer ustawionych na wprost sceny. Prowadzący galę wyszli wśród oklasków na scenę i zapowiedzieli prezentację kandydatek w ostatnim wejściu przed obradami jury. Na scenę wkroczyło jedenaście uśmiechniętych dziewczyn w przepięknych sukniach ślubnych. Ponieważ każda z kandydatek niewolniczo trzymała się przygotowanego wcześniej układu, gdzie pozycję konkretnej osoby wyznaczały niewielkie kolorowe kropki naklejone na podłodze sceny, dziewczyny ustawiły się na swoich - wyćwiczonych podczas trwających trzy dni prób - miejscach. Konecki zmełł w ustach przekleństwo i zapatrzył się w przerwę jaka powstała pomiędzy kandydatkami stojącymi jakieś dwa metry na prawo od środka sceny. Żeby nie wiem jak chciał to usprawiedliwić, nie wyglądało to pięknie, symetrycznie i tak jak to wyćwiczyli. Dał znać technikom, aby z konsoli po raz kolejny wrzucili na wizję grafiki do głosowania – kolorowe gwiazdki z numerami, pod które widzowie mogą wysyłać SMS-y, aby oddać głos na dziewczynę, która według nich najbardziej zasługuje na tytuł miss. Na dolnym pasku bez przerwy przewijały się informacje o nagrodzie głównej – najnowszym modelu Audi i nagrodach dodatkowych – zawsze sporo nas tym zarabiali, a ponieważ w tym roku wyjątkowo pomogła im też fatalna pogoda fachowcy prognozowali rekordowy dochód z głosowania za pośrednictwem SMS-ów. Telefon zawibrował w kieszeni marynarki reżysera. - Konecki – rzucił w słuchawkę. - Czołem Rafałku, właśnie oglądam – zakomunikował podejrzanie radosnym głosem dyrektor Gawlicki – piękne sztuki się trafiły w tym roku, nie? - Posłuchaj Tadek - reżyser czuł, że dyrektor tym radosnym wstępem chce jedynie sprawić mu większy ból kiedy po pozornie ciepłym pierwszym zdaniu dojdzie już do etapu wytykania wszystkich możliwych błędów i niedociągnięć w transmisji, która leciała na żywo w telewizji – naprawdę… - Wiem, wiem – przerwał mu dyrektor – macie pełne ręce roboty, a to, że panienki są niezłe sami widzicie – zarechotał. – Nie zawracałbym ci głowy, ale oglądamy transmisję z kolegami z konferencji – Gawlicki podkreślił ostatnie słowa, jakby spędzał popołudnie z samym papieżem – i mamy pewien drobny problem. Coś w tym roku zmieniliście z tymi SMS-ami? - Nie rozumiem – Rafał Konecki spodziewał się po tej rozmowie wszystkiego, brał nawet pod uwagę konsekwencje w postaci obcięcia premii, zadowolony ton dyrektora i jego rzeczowe pytanie wytrąciły go z równowagi – nic chyba się nie zmieniało z SMS-ami, musiałbym zapytać Wojtka, to jego działka, a co się dzieje? - Wiesz, mamy tu taką bardziej swobodną atmosferę teraz, oficjalna część wystąpień już się skończyła, siedzimy więc i oglądamy transmisję i wszyscy chcieliby zagłosować na tę piękną Agnieszkę, ale jak wysyłam SMS-a to ciągle przychodzi mi informacja zwrotna, że niestety nie udało się poprawnie zaliczyć mojego głosu i prośba, żeby wysłać wiadomość ponownie. - Może to jakiś problem z twoją siecią, ktoś inny ma telefon u innego operatora? - Rafałku – powiedział dobrodusznie dyrektor – jest nas tu prawie pięćdziesięciu, a zgodzisz się chyba, że ta dziewczynka nie ma konkurencji, te pozostałe to przy niej naprawdę miernota, więc tak – prawie wszyscy próbowali zagłosować i ciągle jest to samo, chyba nie chodzi o sieć. - Dowiem się co się dzieje i zadzwonię – rzucił Konecki do telefonu i rozłączył się. – Pilnujcie wszystkiego – rzucił do techników obsługujących transmisję. - Nie urok to sraczka – wymamrotał sam do siebie biegnąc do działu informatycznego, gdzie rządził niepodzielnie Wojtek Beresz. Rafał Konecki pchnął drzwi i wpadł na wybiegającego właśnie z pokoju chłopaka, który nawet nie zauważył, że omal nie staranował reżysera. Beresz stał nad pochylonym nad klawiaturą głównym informatykiem, który z zawrotną prędkością uderzał palcami w klawiaturę wpisując szeregi zupełnie niezrozumiałych dla laika poleceń, cyfr i liter. Wojtek Beresz pracował w tej branży od piętnastu lat, z reguły był flegmatyczny i niewiele spraw burzyło jego stoicki spokój. Konecki widział go wyprowadzonego z równowagi tylko jeden raz podczas swojej kilkunastoletniej pracy w telewizji – kiedy podczas wieczoru wyborczego koparka usuwająca awarię wodociągu obok budynku przerwała im łącze, które doprowadzało Internet do całego budynku. Beresz stawał wtedy na głowie, aby prośbą i groźbą zmusić kogo trzeba do załatwienia sprawy, ale nawet wówczas nie przeklinał, ani nie krzyczał. Teraz stał za informatykiem ściskając oparcie jego krzesła tak mocno, że zbielały mu kostki i powtarzał bezgłośnie: - To jest kurwa niemożliwe, przecież to jest niemożliwe… - Wojtek, stary dzwonił – zaczął reżyser, ale kiedy Beresz odwrócił się w jego stronę, przerwał w połowie zdania. Twarz informatyka miała sinozielony kolor, w oczach czaiło się szaleństwo i przerażenie. Beresz powrócił do śledzenia ciągów znaków na monitorze wciąż poruszając bezgłośnie ustami. W tym momencie obrazy na wszystkich monitorach na ułamek sekundy zamarły – jakby zatrzymały się na ledwie widoczne mgnienie oka. Gdyby stało się to na jednym ekranie efekt można byłoby przeoczyć, ponieważ jednak w pokoju panował półmrok oświetlany jedynie ścianą monitorów pokazujących efekt pracy każdej z pracujących tu osób, przygaśnięcia na moment kilkunastu monitorów nie można było nie dostrzec. Większość osób wstrzymała oddech, by spojrzeć na szefa działu. - Co jest grane? – nie wytrzymał w końcu Konecki – Co tu się wyprawia, powie mi ktoś wreszcie o co tu chodzi? Wojtek? - Zhakowali nas Rafał – Beresz miał taką minę, jakby nadal nie mógł uwierzyć w to co widzi – zhakowali nas… - Co to znaczy zhakowali? Ukradli nam coś? Mów do mnie Wojtek! - Pracujemy nad tym, właśnie w tym sęk, że nic się nie dzieje, ale ktoś nam grzebie w systemie. Konecki wypuścił powoli powietrze. - Więc w czym problem, skoro nic się nie dzieje to czemu histeryzujesz? - Bo nie wiem co jest grane! – wybuchnął Beresz - wiele rzeczy już w życiu widziałem, nie raz jacyś mądrale próbowali dorwać nam się do transmisji i albo ją przerwać, albo wyciągnąć z systemu algorytmy dotyczące losowań czy pozamieniać… - przerwał gwałtownie wpatrując się w reżysera – Tu chodzi o coś innego Rafał. Nikt nie próbuje dostać się do transmisji, ani jej przerwać, nikt nie próbuje grzebać w danych dotyczących głosowań telewidzów, nic się nie dzieje, a jednak ktoś wlazł nam w system. Nie wierzę w przypadki, tego nie robią nudzący się gówniarze, zresztą nie daliby rady moim chłopakom, takich „specjalistów” od szukania dziury w zabezpieczeniach wykrywamy kilku na tydzień i to z reguły daleko od głównych danych, nikomu nie udało się jeszcze dojść poza pierwsze linie zabezpieczeń, a tu ktoś wlazł nam w sam środek systemu i trzyma nas za gardło. - Ale po co? – Koneckiemu nie mieściło się w głowie, że ktoś mógłby zadać sobie tyle trudu i niczego nie chcieć – sprawdziliście wszystko? Wyniki głosowania, jakość transmisji, może ktoś odcina nas po kawałku? Może jakieś dane wypływają na zewnątrz? - Nie ma takiej opcji, zresztą mówiłem już - sprawdziliśmy to. Tu chodzi o coś innego, tylko za cholerę nie możemy połapać się w czym rzecz. Monitory znów zamrugały, Beresz wciągnął nerwowo powietrze i przysiadł na wolnym krześle. - Zamknijcie się wszyscy, muszę pomyśleć – powiedział. Konecki wyszedł po cichu zamykając za sobą drzwi. *** Dziewczyna powoli dochodziła do siebie. Zdała sobie sprawę, że leży na starej wersalce, która służyła głównie za magazyn ciuchów rzucanych byle jak przez mężczyznę, z którym spotykała się od kilku miesięcy. - Darek… - powiedziała słabym głosem i próbowała wstać. Z ulgą stwierdziła, że nic jej nie boli, ale miała wrażenie jakby pokój lekko wirował wokół niej. Powoli usiadła i postawiła nogi na podłodze. W piwnicy panował mrok, tylko jedna mała lampka paliła się nad długim stołem zastawionym zwykle monitorami. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu – piwnica była niemal zupełnie pusta, paliła się tylko ta jedna lampka nad stołem, na którym została butelka coli, paczka chipsów i kilka ciastek w rozerwanej torebce. Wstała i na chwiejnych nogach podeszła do stołu, aby sprawdzić czy coś zostało w butelce – strasznie chciało jej się pić. Kiedy trąciła paczkę chipsów na podłogę spadła złożona kartka papieru. Dziewczyna podniosła ją ostrożnie od światła i zaczęła czytać. „Agnieszko! Miesiące, które z tobą spędziłem były bardzo przyjemne. Jesteś piękną kobietą o dobrym sercu, którą zawsze będę ciepło wspominał… Bądźmy jednak szczerzy – nie jesteś aż tak piękna, a twoje serce nie jest aż tak dobre, aby wiązać się z tobą na całe życie…” *** Konecki wrócił do domu zmęczony i rozdrażniony. Żona jednak czekała na niego z kolacją i butelką wina, jak zawsze kiedy mieli sytuacje awaryjne w telewizji, a on zmuszony był pracować do późna. - Jak się czujesz kochanie? Wyglądasz na potwornie zmęczonego – powiedziała Alicja patrząc z troską na poszarzałą twarz męża. – Zjesz pieczeń? - Nie mam na nic siły. – poskarżył się Konecki. – Pierwszy raz mieliśmy taką akcje, żeby w trakcie finału dziewczyna zaginęła. W dodatku informatycy oszaleli, ochrona zatrzymała jakąś ważną posłankę myśląc, że to ta zagubiona dziewczyna… Dasz wiarę? Matoły pomyliły posłankę od rolnictwa z kandydatką na miss w kostiumie kąpielowym, no przecież to trzeba mózgu nie mieć – denerwował się. - Może ta posłanka była wyjątkowo atrakcyjna – Alicja puściła do męża oko, ale widząc, że jest naprawdę zmęczony postanowiła mu odpuścić. – Nie przejmuj się, przecież najważniejsze, że dziewczyna się znalazła, widowisko była jak zawsze przepiękne, a z SMS-ów uzbieracie pewnie całkiem sporą kasę. Alicja przytuliła się do męża, próbując dodać mu trochę sił. - Nie rozumiem tylko dlaczego akurat wygrała ta blondynka, moim zdaniem dziewczyna z siódemką była o niebo ładniejsza. Nawet przyznam ci się, że w tym roku wyjątkowo się złamałam i wysłałam SMS-a, żeby na nią zagłosować, pomyślałam sobie po prostu, że jest taka śliczna, słodka, a przy tym taka nieśmiała, że byłoby niesprawiedliwością gdyby ktoś inny otrzymał nagrodę telewidzów. Szkoda że nie podali od razu oficjalnych wyników. Konecki odsunął się od żony, aby spojrzeć jej w twarz. To co mówiła wydawało mu się dość niedorzeczne, kogoś innego posądziłby o złośliwość, a może nawet kopanie leżącego, jednak znał swoją żonę zbyt długo, aby podejrzewać ją o coś takiego. - Przepraszam kochanie muszę wrócić do studia, nie czekaj na mnie, jutro ci wszystko wyjaśnię. - Ale co się stało? – Alicja znała swojego męża naprawdę dobrze, jednak w takim stanie widziała go chyba po raz pierwszy w życiu. Konecki wypadł z domu zostawiając osłupiałą żonę stojąca pośrodku pokoju z rękoma jeszcze uniesionymi, aby pogłaskać uspokajająco męża po plecach. Powoli opuściła ręce i pokręciła z niedowierzaniem głową. *** - Wojtek? Gdzie jesteś? – krzyczał reżyser jedną ręką usiłując wyprowadzić z parkingu samochód, drugą starał się trzymać wyślizgujący się telefon. - Prawie u siebie, nic nie znaleźliśmy, puściłem chłopaków do domu, jutro będziemy w tym grzebać, na razie odcięliśmy całe piętro od sieci informatycznej, żeby cokolwiek to jest nie przedostało się dalej. - Dobrze. Zawróć do studia muszę ci coś pokazać. - Teraz? Chłopie jestem ledwo żywy, cokolwiek to jest może poczekać. - Nie może. Wojtek chyba wiem o co chodzi, błagam cię wróć do studia i znajdź nagranie dzisiejszej gali, ale nie z montowni i nie od was. Poszukaj nagrania z sali projekcyjnej z podglądem. Konecki rozłączył się, aby uniknąć dalszych pytań, znał Beresza od wielu lat i wiedział, że wróci do studia choćby miał się tam słaniać na nogach. Kiedy wpadł do sali informatyk kończył właśnie ładowanie danych z nagrania z sali projekcyjnej numer 2. - Stary nie wiem o co ci chodzi, mieliśmy podgląd wizji na bieżąco, nie wiem co tam chcesz zobaczyć. Konecki machnął ręka, jakby oganiał się od natrętnej muchy. - Szukaliście w złym miejscu – nikt nam niczego nie chciał zabrać, wprost przeciwnie. Puszczaj, zaraz zobaczysz. *** „Potraktuj nasze spotkanie jako przygodę swojego życia, a rolę którą odegrałaś możesz śmiało traktować jako swoje największe aktorskie osiągnięcie. No dobrze, znów muszę być jednak bardziej szczery – stanowiłaś raczej osnowę, podstawę tego, co ja w swym geniuszu zbudowałem i zaprezentowałem milionom osłupiałej z zachwytu publiczności. To prawda - jesteś piękna, ale, umówmy się, do ideału ci daleko. A ideał można wbrew pozorom obliczyć za pomocą komputera i opisać setkami mozolnie wyliczanych miesiącami cyfr. To również fakt, że niczego bym nie osiągnął gdyby nie stary, dobry „złoty podział”, o którym na pewno słyszałaś, ale to dopiero początek. Tygodniami zbierałem dane dotyczące proporcji poszczególnych części ciała – analizowałem zdjęcia kobiet które zdobywały tytuły miss w różnych częściach świata, w Azji nie miałabyś dużych szans, ale w kraju europejskim wystarczyło dokonać kilkuset drobnych korekt w twoim wyglądzie, aby stworzyć kobietę idealną. Trochę większe oczy, nieco dłuższe nogi, uniesione kąciki ust, tak, jakbyś wciąż się uśmiechała. Wreszcie nieco nieśmiały, niewinny wyraz twarzy i stałaś się ideałem, kochanie. Pominę te setki drobnych poprawek, którym poddałem twój wirtualny wizerunek – tu przesunięcie o kilka milimetrów tam o centymetr czy dwa i z godziny na godzinę stawałaś się coraz bliższa ideału. A wiesz czego najbardziej się obawiałem? Ciebie. Zawsze najsłabszym ogniwem jest człowiek. Bałem się, że nie dotrzymasz umowy, że nie wycofasz się w umówionym momencie, że zechcesz zostać do końca imprezy, wtedy cały mój misterny plan rozpadłby się w jednej chwili. Ale wiedziałem, że poza tym, że jesteś piękna i arogancka, jesteś też naiwna, głupia i pazerna. Byłem pewien, że bez problemu dasz się przekupić rzekomemu opiekunowi konkurentki, który zaproponował ci taką wielką forsę – kilkadziesiąt tysięcy złotych. Biedna głupiutka dziewczynko, zostawiam ci na pocieszenie tę zaliczkę, którą musiałem cię przekonać do odpuszczenia sobie finału, reszty oczywiście nigdy nie zobaczysz. Zakładam, że stary, dobry chloroform, którym cię uśpiłem będzie działał przynajmniej do czasu, kiedy ja znajdę się już poza przestrzenią powietrzną Polski. Przy okazji dziękuję, że tak mi ułatwiłaś zadanie mdlejąc, nawet nie musiałem się z tobą szarpać. Możesz oczywiście pójść na Policję i opowiedzieć o mnie – jestem pewien, że, jak to mówią, „urzeknie ich twoja historia” – przy okazji pamiętaj, że zgodziłaś się skorzystać z propozycji korupcyjnej i byłaś bohaterką ogromnego przekrętu – jak sądzisz czy ktoś uwierzy, że miałaś dobre intencje? – oj niegrzeczna dziewczynka! Pewnie zastanawiasz się po co to wszystko zrobiłem, a może już się domyśliłaś? Potrzebowałem cię jako prototypu do stworzenia piękna idealnego. I udało mi się – kiedy obejrzysz nagranie z gali finałowej z pewnością dojdziesz do wniosku, że w życiu taka piękna nie byłaś! No, to fakt – poza moim serwerem i milionem ekranów ludzi w Polsce, faktycznie – nie byłaś. Ale nie chodziło mi o ciebie. Chodziło oczywiście o ludzi i ich niepohamowaną chęć podzielenia się swoją wszechwiedzą na temat tego co jest naprawdę piękne i słuszne. Muszę się przyznać, że trochę im w tym pomogłem, słyszałaś może o takich bardzo starych badaniach amerykańskich magików od reklamy, chyba jeszcze z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku? Otóż wymyślili oni genialny w swej prostocie eksperyment – podczas seansu filmowego puszczano na nieuchwytne dla ludzkiego oka ułamki sekund obrazy z pewnym przekazem. Jak wspomniałem oko ich nie rejestrowało, ale od czego mamy mózg? Otóż okazało się, że po takim „wspomaganym” seansie ludzie wychodzili z sali kinowej i kierowali się wprost do stoiska z pewnym kultowym amerykańskim napojem – nagle spora część widzów „musiała” się go napić. Nie mogłem sobie odmówić oddania hołdu tym genialnym eksperymentatorom, dlatego właśnie poprosiłem cię, abyś w drodze do mnie kupiła colę. Na koniec trochę liczb, jak wiesz kocham wszystko co da się wyrazić liczbami… Poza twoim idealnym wirtualnym wizerunkiem, który pięknie się poruszał, niewinnie i nieśmiało uśmiechał, a nade wszystko patrzył z czułością i oddaniem, starałem się także przekazać ich podświadomości to, że poza urodą potrzebujesz wsparcia, opieki, pomocy i… głosów, które pomogą ci wygrać, bo każdy inny wybór byłby absolutną niesprawiedliwością. Musiało mi się to całkiem nieźle udać, ponieważ SMS-y wysyłane pod specjalny – przygotowany dla ciebie numer – odsyłały informację, że niestety nie można było dostarczyć wiadomości (oczywiście z przyczyn technicznych) i przekazywały prośbę, aby spróbować jeszcze raz. Wprawdzie większość ludzi zniechęcała się w okolicach trzeciej lub czwartej próby, ale rekordziści osiągnęli wynik dwucyfrowy, a każda taka wiadomość to mój zysk… no mniejsza o to, jaki konkretnie. Choć nie - nie byłbym sobą gdybym nie uchylił chociaż rąbka tajemnicy – kiedy firma zajmująca się przeprowadzkami ładowała mój cały sprzęt na ciężarówkę stan specjalnego konta, na który wpływały pieniądze z „naszych” SMS-ów przekroczył siedem cyfr przed przecinkiem, nieźle prawda? À propos przeprowadzek – dziś jest siedemnasty, mieszkanie, w którym się spotykaliśmy wynajęte jest do końca miesiąca, możesz sobie jeszcze trochę w nim pomieszkać. Widzisz? Wcale nie jestem potworem. W ogóle jak już ochłoniesz, spróbuj spojrzeć na to z optymizmem – pozostaje ci tych kilka tysięcy, które dostałaś przed galą finałową, a dodatkowo zostawiam ci nagranie finału – będziesz mogła do woli pokazywać je dzieciom i wnukom, kiedy już się zestarzejesz, nikt nie musi wiedzieć, że byłaś trochę „podrasowana”. P.S. Życzę ci dużo szczęścia – mnie na pewno nasza znajomość wzbogaciła i będę pamiętał cię do końca… tej kasy, którą właśnie zarobiłem. Trzymaj się ciepło. List możesz zachować, tusz rozkłada się pod wpływem promieniowania UVB, widzisz tę fikuśną żarówkę, którą zamontowałem w lampce? Chyba nie uwierzyłaś, że naprawdę nazywam się Dariusz Fotoszop?”