Pobierz wydanie - wiadomosciwysokomazowieckie.pl
Transkrypt
Pobierz wydanie - wiadomosciwysokomazowieckie.pl
Wydanie specjalne Dwumiesięcznik ISSN 2353-6934 Nr 5/2015 (wrzesień/październik) Egzemplarz bezpłatny Nakład 1500 egzemplarzy - Tata zatrzymaj! – energicznie przerwał mi synek – Olo tes chce pomagać... Bo będę ryczał! – reportaż Aleksander w domowej galerii samochodowej Macierzyństwo to cudowne przeżycie dla każdej kobiety. To dar – błogosławieństwo. Codzienne przeżywanie „bycia mamą” dostarcza różnych doświadczeń. Czasem bardzo zaskakujących... Zupełnie zwyczajnie zapowiadał się jeden z pięknych wrześniowych dni, kiedy całą rodziną – ja z mężem i dwoma synami – wybraliśmy się na zakupy. Droga upływała na radosnym przekomarzaniu się i rozmowach. Niewątpliwą atrakcją okazał się przejazd karetki na sygnale. Olo, nasz ukochany trzylatek nie mógł tego faktu pozostawić bez typowego dla swego wieku zainteresowania. Usłyszeliśmy: – Czemu tak wyje? Gdzie jedzie? – Spieszy się do chorego – cierpliwie odpowiedziałam. – Widocznie ktoś potrzebuje pomocy... – dodałam z powagą adekwatną do tematu rozmowy. Na szczęście udało się nam odwieść malucha od tego zamiaru, snując przed nim wizję zakupów w galerii, choć w duchu byłam dumna, że rośnie nam taki ochotnik do pomagania ludziom. Niebawem byliśmy u celu wprawy. Nasze oczy i umysły pracowały na wysokich obrotach. Tu promocja, tam wyprzedaż. „Łapaliśmy okazje” – bezwiednie poddając się hasłom reklamowym i z wielkim zaaferowaniem przeglądając asortyment stoisk. SPIS TREŚCI: Bo będę ryczał! – reportaż...........................................................1 Szkoła inna niż wszystkie............................................................2 Wybory parlamentarne 2015......................................................3 Nasza świadomość społeczna i polityczna................................6 Uśmiecham się do pereł okolicy – reportaż............................6 Zakopane... w pamięci zapisane – reportaż..............................6 Patrzeć i podziwiać – reportaż..................................................8 Krótka historia słowa pisanego.................................................. 9 Marzycielka.................................................................................. 9 Wiara, czy złudzenie? – reportaż........................................... 10 Szkoło, szkoło, gdy cię wspominam....................................... 10 Prawie robi różnicę....................................................................11 Różne oblicza sukcesu............................................................... 11 Podłośc ludzka nie zna.............................................................. 11 Nie tylko traktor.........................................................................12 Radnym do sztambucha............................................................12 Posesyjne reperkusje..................................................................13 Krecik dokumentalista .............................................................14 Z wizytą w drukarni – reportaż................................................14 Kobieto, puchu marny................................................................15 Serce rośnie ................................................................................16 Wielka sztuka...?.........................................................................16 Jak płonie nasz kaganek oświaty..............................................17 Młodzież to skarb narodu! ......................................................17 Energia społeczna z wiatraka ...................................................17 Delenda est Carthago! (Kartagina musi zginąć)....................17 Odsiecz Wiedeńska 12 wrzesień 1683 r. ................................18 76. rocznica napadu Niemiec na Polskę...................................19 Pamiętam, żeby nie zapomnieć................................................20 Z historii walczącej Warszawy..................................................21 Memento Mori............................................................................21 Mieszkańcy piszą........................................................................22 Zasłyszane...................................................................................22 Półka z książkami.......................................................................23 Wejście dla artystów lokalnych................................................24 Zapraszamy do odwiedzania naszej strony internetowej www.wiadomosciwysokomazowieckie.pl Aleksander był spokojny, dopóki jego oczom nie ukazał się sklep z zabawkami... Znałam aż za dobrze ten błysk oczu i uśmiech, więc nie zdziwiła mnie prośba syna: glądało w konfrontacji z pokaźną i – co tu ukrywać – przesadnie bogatą kolekcją naszego synka. Ja się cieszyłam swoimi zabawkami, a Olo chciał więcej i więcej, choć zupełnie nie wynikało to z potrzeby, a raczej zachcianki, kaprysu. – Mamo, kup mi ten samochodzik! Po drugie, wcale nie miałam o to do niego pretensji, tylko do siebie, do nas. Jego dziecięcy „akt terrorystyczny” w sklepie wynikał z przekonania, że mu się należy nowa zabawka. Przecież zawsze dostawał, co chciał! To my go do tego przyzwyczailiśmy. – Nie ma mowy. W twoim pokoju masz całe pudełko takich samochodzików! – miałam nadzieję, że mój głos brzmiał zdecydowanie, bo to, co powiedziałam było najprawdziwszą prawdą. W dziecięcym pokoju naszego synka już nie było ani jednego wolnego „miejsca parkingowego”. Jego samochodziki były różnego rozmiaru, koloru, marki i uznałam, że niczego do tej kolekcji już nie brakuje. Po trzecie, nie ukrywam ulżyło mi trochę na tę myśl, wyjazd uświadomił mi, że żeby Olo wciąż chciał biec za karetką i pomagać ludziom, czas zmienić sposób wychowania i liczyć, że nie usłyszę po raz kolejny: – Bo będę ryczał! Katarzyna Roszkowska Szkoła inna niż wszystkie 1. września 2015 roku rozpoczął się nowy rok szkolny. Niestety nie wszystkie dzieci mogły uczestniczyć w tej uroczystości w swoich szkołach macierzystych. Część z nich z powodu złego stanu zdrowia musiała pozostać w szpitalu. Jednakże dzieci przebywające w zakładach opieki zdrowotnej mają takie samo prawo do nauki jak dzieci zdrowe. Na terenie trzech białostockich szpitali: Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego im. L. Zamenhofa, Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. J. Śniadeckiego oraz Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego funkcjonuje Zespół Szkół Nr 15, który tworzą Szkoła Podstawowa Nr 40, Publiczne Gimnazjum Nr 28 oraz XVIII Liceum Ogólnokształcące. Aleksander z młodszym braciszkiem w trakcie zabawy samochodami Szkoła szpitalna to miejsce wyjątkowe. Nie ma tu sali gimnastycznej, dzwonków, boiska, a nauczyciele, podobnie jak inni pracownicy szpitala, chodzą w białych fartuchach. Muszą oni jednak pamiętać o tym, że w miejscu, gdzie uczeń jest jednocześnie pacjentem, powinni łączyć rolę pedagoga, wychowawcy, terapeuty i przyjaciela. Nauczyciele Zespołu Szkół Nr 15 starają się wnosić w świat chorego dziecka zasób energii i motywacji do walki z chorobą. Oluś wyraźnie „przetrawiał” komunikat i zapewne szacował szanse na zmianę mojej decyzji, ale w pewnym momencie wydawało mi się, że dał za wygraną. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam: – Kup mi samochodzik, bo będę ryczał i to tu, na samym środku sklepu! Żeby wszyscy beksę słyszeli! Zabrzmiało, jak groźba i zwróciło uwagę każdego, kto znajdował się w sklepie. Ale ja pomyślałam: Zaraz, zaraz, znajome słowa, gdzie ja to słyszałam? Nauka w szkole szpitalnej dostosowana jest do leczenia szpitalnego, a także zróżnicowana ze względu na specyfikę konkretnego oddziału pediatrycznego. Zajęcia z uczniami – pacjentami realizowane są zarówno indywidualnie przy łóżku chorego, jak też zespołowo w oddziałach i grupach międzyoddziałowych. Szkoła szpitalna zapobiega powstawaniu braków wiedzy programowej wynikających z długiej nieobecności w szkole macierzystej. Każdemu dziecku z osobna nauczyciele udzielają pomocy, doradzają, nadają właściwe tempo pracy i dostosowują odpowiedni stopień trudności wykonywanych zadań. We wszystkich zajęciach szkolnych, uwzględniane są działania z zakresu pedagogiki terapeutycznej, stwarzające uczniom warunki do rozwoju oraz skuteczniejszego pokonywania choroby, wzmocnienia zdrowia i oderwania się od trudnej sytuacji, która występuje w procesie leczenia. Podczas pobytu w szpitalu uczniowie mają możliwość przystąpienia do sprawdzianu po klasie VI, egzaminu gimnazjalnego, poprawkowego i klasyfikacyjnego. Po zakończeniu okresu hospitalizacji, uczniowie szkoły szpitalnej otrzymują zaświadczenie zawierające oceny, które uzyskali oni podczas pobytu w naszej placówce. W przypadku, gdy pobyt w szpitalu trwa kilka miesięcy, uczniowie – pacjenci mają możliwość uzyskania promocji do następnej klasy. Odpowiedź była błyskawiczna. Tak, to moje słowa. Moje własne!!! Gdy w domu Olo dawał upust swoim krokodylim łzom, nieraz mówiłam: – Oluniu, czegóż tak ryczysz?! Żeby wszyscy słyszeli jaka jesteś beksa? No cóż... Cytował swoją matkę! Wzór i autorytet widocznie... Ale, że wiedział gdzie i kiedy? Przecież to dopiero trzyletnie dziecko! Z moich rozważań wyrwało mnie kolejne ostrzeżenie Aleksandra i ciekawskie spojrzenia ludzi. Matczynym sprytem i – cóż, trzeba się przyznać – wyrachowaniem, które wolę nazywać zdrowym rozsądkiem udało mi się wyperswadować Olowi pragnienie posiadania kolejnej zabawki. Stanęło na kupnie dwóch lizaków, które były zapewne nie tylko smaczne, ale – może przede wszystkim o to chodziło – zajmowały obie ręce naszego synka i ograniczały do zera możliwość sięgania na sklepowe półki. Swoją drogą, zamiana godna mistrza! Czy ktoś zamienił kiedyś auto na dwa lizaki? Poczułam dumę ze swej „głowy do interesów”. Szkoła szpitalna niewątpliwie wspomaga proces leczenia chorych dzieci i czyni starania, by wróciły one do domu w pełni sprawne i bez zaległości edukacyjnych. W drodze powrotnej nie mogłam pozbyć się jednak natrętnych myśli. Po pierwsze przypomniało mi się moje dzieciństwo i radość z posiadania kilku ulubionych zabawek. Jakoś mizernie to wy- Anna Pogorzelska 2 Wybory parlamentarne 2015 oraz większa swoboda budowania i podłączania wszelkiego rodzaju instalacji wykorzystujących energię z odnawialnych źródeł. Niewiele czasu zostało do zerwania kartek w kalendarzu, abyśmy zobaczyli tę z datą 25 października 2015 r. W tym terminie wybierzemy 460. posłów i 100. senatorów. Obie izby parlamentu reprezentować będą nowi wybrańcy narodu przez 4-letnią kadencję. Aby móc się ubiegać o mandat poselski do sejmu, trzeba najpóźniej w dniu wyborów mieć ukończone 21 lat, a do senatu 30. Całkowicie zaniedbanym tematem są Polacy mieszkający za granicą. Szczególnie ważni dla nas są zwłaszcza ci mieszkający za granicą wschodnią, którzy mogą i powinni stać się czynnikiem poprawiającym kulejącą demografię naszego kraju. W momencie kiedy zaczynamy przyjmować uchodźców z całego świata należałoby pomyśleć o potomkach polskich zesłańców, którzy od lat bezskutecznie pukają do naszych drzwi. Niezwykle ważnym zagadnieniem jest kształt i siła naszych samorządów, które po 25 latach istnienia wymagają istotnego wzmocnienia. W tej dziedzinie moje doświadczenie jest najbogatsze. Czeka nas ważne zadanie do spełnienia – udział w głosowaniu. Powierzmy mandat posła i senatora ludziom mającym predyspozycje, doświadczenie w pracy samorządowej różnych szczebli, wiedzę w konkretnej dziedzinie i nie tylko, chęć do pracy i takim, którzy gwarantują utrzymywanie kontaktu z wyborcami. – Jeśli, (czego gorąco Panu życzymy) zostanie Pan wybrany do Sejmu, to jakie będą Pana działania i czego będzie dotyczyła pierwsza interpelacja poselska? Przedstawiamy Państwu pana Mirosława Reczko (aktualnie burmistrz Ciechanowca), kandydata PO do sejmu RP. Prezentujemy również pana Eugeniusza Czykwina (obecnie sprawuje mandat posła), kandydata niezależnego do senatu. M.R.: Na pewno pierwsza do poprawy pójść powinna ustawa o ochronie przyrody i jej element dotyczący wycinki drzew, który wobec nawiedzających nas ostatnio wichur powinien być zasadniczo zmieniony. Ta ustawa służy w tej chwili wyłącznie eskalowaniu konfliktów sąsiedzkich i doprowadzaniu ich do absurdu. Obu Panów poznajemy z Państwem za pomocą wywiadu, którego udzielili redakcji „Wiadomości Wysokomazowieckich”. – Na jakie działania z Pana strony może liczyć nasz region i cała tzw. ściana wschodnia? Mirosław Reczko Kandydat na posła do Sejmu RP M.R.: Najważniejsza dla naszego, mimo że peryferyjnego, to jednak najmniej oddalonego od stolicy regionu jest dobra komunikacja zarówno drogowa jak i kolejowa. Trwają prace na drodze ekspresowej S 8, ale nie mniej ważne dla regionu są Via Baltica i droga nr 19 łącząca północ z południem. W naszej części województwa najważniejsze jest dokończenie drogi nr 690 z Siemiatycz do Ciechanowca i remont drogi nr 678 z Wysokiego do Białegostoku. Trzeba tu wspólnego lobbowania za tym, żeby te inwestycje nie odkładane były w czasie bo tylko dobra infrastruktura drogowa pozwoli ściągnąć na nasz teren inwestorów z zewnątrz, których bardzo potrzebujemy. Z lokalnego punktu widzenia stan dróg wojewódzkich jest równie istotny jak krajowych. Drogi ważne są również dla firm miejscowych, dużych, średnich i małych, których rozwój jest absolutnym priorytetem, bo tylko lokalni przedsiębiorcy są gwarancją trwałego rozwoju. Rozmowa z p. Mirosławem Reczko – Pana zdanie w kwestii JOW-ów, i wieku emerytalnego Polaków. M.R.: JOW-y niewątpliwie umożliwiłyby lepszą reprezentację środowisk mniejszych, powiatowych, co prawdopodobnie przełożyłoby się na skuteczniejsze eksponowanie problemów Polaków żyjących poza wielkimi centrami. Jest tylko obawa, czy nie ograniczyło by to skuteczności parlamentu. Natomiast wiek emerytalny powinien być zróżnicowany. Dla ludzi wykonujących ciężkie prace fizyczne już 65 lat to bardzo dużo i tu przedłużanie tego okresu jest działaniem nieludzkim. Natomiast w przypadku pracowników umysłowych bardzo często widzimy chęć przedłużania okresu zatrudnienia i tu powinien pozostać wybór. – Proszę przedstawić się naszym czytelnikom. Mirosław Reczko: Mam 51 lat. Z wykształcenia i pasji jestem historykiem. Zawodowo pracowałem jako anglista, ponieważ studia kończyłem w Stanach Zjednoczonych i angielski stał się moim drugim językiem. Mieszkam na wsi. Jestem żonaty i mam dwójkę nastoletnich dzieci. Pasjonuje mnie historia, historia lokalna, natura, kajakowanie, robienie przetworów i nalewek. – Jest Pan kandydatem niezależnym. ale popiera Pana Platforma Obywatelska, z której listy Pan kandyduje. Dlaczego będąc dziewięć lat dobrym, skutecznym i popularnym samorządowcem zdecydował się Pan kandydować na posła RP? – Co by Pan zmienił w polskiej polityce? M.R.: Nie do zaakceptowania dla mnie jest zajadłość tzw. wojny polsko-polskiej. Należy przywrócić wzajemny szacunek polityków niezależnie od tego jaką partię reprezentują. M.R.: W swojej praktyce samorządowej od kilkunastu lat (zanim zostałem burmistrzem byłem radnym gminy) stale napotykam na fragmenty różnych ustaw, które utrudniają ludziom życie i powinny zostać poprawione. Pora żeby ktoś się tym zajął. – Wystartował Pan do polityki pracując w organizacjach pozarządowych. „Zaraził” Pan ideą tworzenia stowarzyszeń i fundacji społeczeństwo ciechanowieckie. Na terenie zarządzanej przez Pana gminy działa ogromna ilość organizacji pozarządowych. Jakie dziedziny życia obejmują i jak wspomaga je samorząd gminy? Czy wśród zatrudnianych urzędników ma Pan specjalistę od współpracy z trzecim sektorem? – Wokół jakich sfer będzie się koncentrował Pana program wyborczy, proszę pokrótce przedstawić swoje zamierzenia w dziedzinie gospodarki i innych. M.R.: Jeśli chodzi o gospodarkę to najważniejsze, z powodów strategicznych, jest umożliwienie wydobycia gazu łupkowego 3 – Gdyby miał Pan nieograniczoną ilość pieniędzy, czasu i wolny wybór, dokąd chciałby Pan pojechać, jaki film obejrzeć i jaką książkę i płytę wziąłby Pan ze sobą? M.R.: W gminie Ciechanowiec aktywnie działa 46 organizacji pozarządowych mających siedzibę na miejscu i spora liczba organizacji o szerszym zasięgu, których siedziby znajdują się w innych ośrodkach. Wśród organizacji lokalnych aż 5 ma status organizacji pożytku publicznego, gdy w całej reszcie powiatu jest ich tylko 4. Nasze organizacje działają na wielu obszarach. Są wśród nich organizacje sportowe, charytatywne, strażackie, kulturalne, edukacyjne, obywatelskie, naukowe, abstynenckie, stypendialne a nawet grantodawcze, które wspomagają inne organizacje w ich działaniach. Urząd miejski wspomaga ich działalność poprzez ogólnodostępną świetlicę organizacji pozarządowych, która jest jednocześnie oficjalną siedzibą kilku z nich. Co roku organizowane są przez urząd konkursy grantowe w dziedzinach kultury, sportu, rozwoju obywatelskiego oraz profilaktyki uzależnień. Nasi pracownicy pomagają radą w zakładaniu nowych stowarzyszeń i działalności już istniejących. Na naszej stronie internetowej mamy specjalną zakładkę z informacjami o i dla organizacji pozarządowych. W urzędzie mamy kilkoro specjalistów od organizacji, natomiast dwie osoby zajmują się nimi w ramach swoich stałych obowiązków. M.R.: Zawsze marzyłem o wycieczce do Nowej Zelandii. Filmem, który zrobił na mnie największe wrażenie jest „Nostalgia” Tarkowskiego, książką do której ciągle wracam jest Biblia i „Twierdza” Exupery’ego, zaś muzyka to Czesław Niemen i Miles Davies. – Dziękuję za rozmowę. Rozmawiała: Halina Roszkowska Mirosław Reczko o sobie: Co jest dla mnie najwazniejsze? Dobre relacje międzyludzkie. Jest to fundament bez którego nie da się tworzyć normalnie funkcjonującego życia. W takiej atmosferze można dobrze wychowywać dzieci i twórczo wpływać na rozwój. Co mnie wyróżnia? Wieloletnie doświadczenie samorządowe, gdzie każdego dnia borykać się trzeba z nieżyciowymi zapisami ustawowymi. Moim drugim atutem jest płyna znajomość angielskiego. Jestem bezpartyjny. – Jakie sukcesy przypisałby Pan sobie na płaszczyźnie pracy samorządowej? M.R.: O sukcesach zwykle mówi się najtrudniej. Myślę, że największym osiągnięciem jest uspokojenie atmosfery w Ciechanowcu. Dzieje się tak również z pomocą miejscowych parafii, których obecni proboszczowie wykazują wielką wrażliwość społeczną i wielki takt. Kolejnym, bardzo ważnym i trudnym osiągnięciem było podpisanie ostatecznego porozumienia z gminą wyznaniową żydowską w Warszawie zgodnie z którym miasto Ciechanowiec uzyskało wszystkie kilkanaście wspólnotowych nieruchomości dawnej gminy żydowskiej, włącznie z dawną synagogą, w zamian za stałą opiekę nad cmentarzem żydowskim. Kolejne osiągnięcie to budowa nowej oczyszczalni ścieków i skanalizowanie prawie całego już miasta. Oprócz tego udały się inwestycje w odnawialne źródła energii, orliki, kilkanaście świetlic wiejskich i remiz strażackich, wiele samochodów strażackich i sprzętu potrzebnego przy powodziach i wichurach, dziesiątki kilometrów dróg gminnych, powiatowych i wojewódzkich, trzy nowe mosty w mieście i gminie i wiele innych. Gmina Ciechanowiec pięknieje z roku na rok, co stwierdzają wszyscy ją odwiedzający. W czym się sprawdzam? Doprowadzam sprawy do końca. Nie sukcesy sa motorem zycia a sprawy trudne, które wymagają dużego zaangażowania i nowych rozwiązań. Rozwikłanie nabrzmiałego problemu daje prawdziwą satysfakcję. – Słynie Pan w powiecie z ekologicznych inwestycji grzewczych. Proszę powiedzieć jakiego rodzaju działania Pan podjął i dlaczego Ciechanowcowi pompy grzewcze przynoszą spore oszczędności, podczas gdy w Wysokiem tak się nie dzieje? M.R.: Pompy ciepła zainstalowane są już u nas w większości budynków publicznych w mieście i w kilku na wsi i wszędzie tam gdzie grzejniki są nowoczesne przynoszą one duże oszczędności. Ciechanowiec nie ma gazu sieciowego więc pompy ciepła są dobrą alternatywą dla węgla i oleju. W przypadku gazu oszczędności mogą być niewielkie. Zakończyliśmy także niedawno montaż kolektorów słonecznych na ponad 230 domach prywatnych przy wielkim wsparciu funduszy unijnych z RPO WP. Mieszkańcy są bardzo zadowoleni z tych instalacji i przygotowujemy się do kolejnych naborów wniosków już z nowej puli funduszy unijnych. Eugeniusz Czykwin Kandydat na Senatora RP Wywiad z p. Eugeniuszem Czykwinem – Teraz bardziej prywatnie: jak Pan spędza wolny czas (jeśli go ma) i co najbardziej lubi Pan robić? – Spotykamy się w Wysokiem Mazowieckiem. Nie często Pan tu bywa. M.R.: Ponieważ urodziłem się, wychowałem i nadal mieszkam nad Nurcem, jestem miłośnikiem natury a moim ulubionym zajęciem jest kajakowanie. Moją szczerą pasją, wynikającą z wyuczonego zawodu, jest badanie historii lokalnej oraz czytanie książek, najczęściej historycznych. Sporo jeżdżę rowerem. Eugeniusz Czykwin: – Mama mnie uczyła: nie idź tam, gdzie cię nie proszą. Choć w Wysokiem nie bywam często, to nie znaczy, że nie interesuję się problemami waszego miasta i powiatu. 4 W mojej poselskiej działalności zawsze zabiegałem o poprawę sytuacji materialnej, o godne warunki życia dla wszystkich mieszkańców naszego województwa. ki i wysokomazowiecki. Dlaczego zrezygnował Pan z ubiegania się o mandat poselski, na którego zdobycie, mając znaczący stale głosujący na Pana elektorat, miałby Pan większe szanse? – Każdy poseł specjalizuje się w jakiejś sferze życia. A jakimi problemami zajmuje się Pan w pierwszej kolejności? E.Cz.: Ważnych dla naszego regionu i kraju problemów, choćby w sprawie polityki wschodniej, nie da się rozwiązać bez szerokiego, ponad podziałami politycznymi, porozumienia. W Senacie, w odróżnieniu od Sejmu, który stał się areną nieustannej międzypartyjnej walki, o takie porozumienie jest łatwiej. Startuję z niezależnego, utworzonego przez przedstawicieli środowisk politycznych, samorządowych i obywatelskich komitetu. Moją kandydaturę popierają PO, PSL i Zjednoczona Lewica. Liczę także, o ile wyborcy obdarzą mnie zaufaniem, na współpracę z politykami PiS-u. Działając wspólnie możemy dla naszej małej ojczyzny i kraju zrobić więcej. E.Cz.: W pierwszym okresie, a jestem posłem z dużym stażem, zależało mi na stworzeniu prawnych gwarancji swobodnego działania organizacji pozarządowych, w szczególności Kościołów i związków wyznaniowych. Pierwszą ustawą, nad którą pracowałem, była ustawa o „Stosunku państwa do Kościoła Katolickiego”. Jej uchwalenie umożliwiło przyjęcie analogicznych rozwiązań w odniesieniu do innych istniejących w Polsce Kościołów. W naszym województwie, gdzie od wieków zgodnie żyją ludzie różnych wyznań i narodowości, uchwalenie tych ustaw było szczególnie oczekiwane. Zawsze zależało mi także na budowaniu dobrosąsiedzkich, wzajemnie korzystnych stosunków z naszymi wschodnimi sąsiadami: Białorusią, Rosją, Ukrainą. – Dziękuję za rozmowę. Wywiad prowadziła: Halina Roszkowska O Eugeniuszu Czykwinie mówią... – W publicznych wystąpieniach twierdzi Pan, że szansą Podlasia jest jego przygraniczne położenie. Wykorzystujemy tę szansę? Eugeniusz Czykwin to doświadczony i skuteczny polityk. Popieram jego kandydaturę do Senatu RP E.Cz.: W niewielkim stopniu. Białoruś izolujemy, a stosunki z Rosją po kijowskim majdanie weszły w epokę lodowcową. .Bogdan Borusewicz Marszałek Senatu RP – Po tym jak na Białorusi uwolniono więźniów politycznych, mamy pewne ożywienie kontaktów. Co Pana zdaniem powinniśmy w naszych stosunkach z Białorusią czynić? Eugeniusz Czykwin z zaangażowaniem i skutecznie zabiegał w Sejmie o ważne dla mieszkańców województwa podlaskiego sprawy. Popieram jego kandydaturę do Senatu RP. E.Cz.: Znamy ludową mądrość, że z sąsiadem trzeba żyć w zgodzie. Zresetowałbym więc realizowaną dziś politykę Partnerstwa Wschodniego i zamieniałbym ją na Politykę Dobrego Sąsiedztwa. W ubiegłym roku przyjeżdżający do nas Białorusini zakupili w sklepach naszego województwa towary za ponad 300 milionów dolarów. Podobną sumę wydali w rejonie Terespola i Białej Podlaskiej. W naszym interesie jest, by ta bezpośrednia współpraca trwała i rozwijała się. Janusz Piechociński Wicepremier Rządu Prezes PSL Od lat współpracuję z Eugeniuszem Czykwinem. Podejmowaliśmy wspólnie wiele inicjatyw, służących mieszkańcom naszego województwa. Dlatego popieram kandydaturę Eugeniusza do Senatu RP. – Co więc powinniśmy zrobić? E.Cz.: Bardzo ważnym krokiem byłoby wprowadzenie bezwizowego ruchu w strefie przygranicznej. Potrzebne jest otwarcie nowych przejść granicznych i usprawnienie procesu wydawania polskich wiz. Włodzimierz Cimoszewicz Senator RP – Reprezentując województwo, w którym od wieków zgodnie żyją ludzie różnych narodowości i religii, podejmował inicjatywy służące zagwarantowaniu wszystkim ludziom prawa do swobodnego wyznawania swojej wiary, zachowania ojczystego języka i kultury. – Polska zgodę na bezwizowy ruch wyraziła. Białoruś jak dotychczas nie. E.Cz.: Utrzymuję kontakty z białoruskimi politykami. W ramach parlamentarnego zespołu do Współpracy z Republiką Białoruś, którego jestem przewodniczącym, nawiązaliśmy z przedstawicielami Białorusi dialog. Gdy zapytaliśmy Ambasadora Białorusi o ruch bezwizowy, odpowiedział, że będą normalne stosunki między naszymi krajami, będzie ruch bezwizowy. Ta normalizacja powoli postępuje. Ostatnio wicepremier Janusz Piechociński spotkał się ze swoim odpowiednikiem z Białorusi. – Stale zabiegał o dobre stosunki między Polską a Białorusią, Rosją i Ukrainą. – Jako współprzewodniczący polsko-białoruskiej grupy parlamentarnej doprowadził do otwarcia dwóch przejść granicznych – w Białowieży i na Kanale Augustowskim. – Zainicjował w bieżącej kadencji utworzenie Zespołu Współpracy z Republiką Białoruś, w ramach którego zabiegał o uruchomienie bezwizowego ruchu w strefie przygranicznej. – A czy stosunki z Rosją mogą ulec poprawie? – W ramach międzynarodowych organizacji utrzymywał kontakty ze środowiskami chrześcijan na Białorusi, w Rosji i na Ukrainie oraz w państwach bałkańskich i Bliskiego Wschodu. Kontakty te były i mogą być pomocne przy nawiązywaniu gospodarczej i handlowej współpracy z naszymi wschodnimi sąsiadami. E.Cz.: To nie zależy tylko od nas. Działając wspólnie z krajami Unii Europejskiej musimy być gotowi do powrotu na rynki rosyjskie, gdy sankcje zostaną cofnięte. Obawiam się, że w odzyskiwaniu rosyjskich rynków mogą nas wyprzedzić kraje Europy Zachodniej, co byłoby ze szkodą choćby dla tak rozwiniętego w powiecie wysokomazowieckim przemysłu przetwórstwa mlecznego. W odbudowywaniu kontaktów handlowych z Rosją ważną rolę mogą odegrać organizacje pozarządowe i środowiska chrześcijan w naszych krajach. Wspierałem i będę to czynił nadal w odniesieniu do tych środowisk. – Skutecznie sprzeciwiał się odebraniu samorządom prawa do współdecydowania o tworzonych na ich terenie parkach narodowych. – Organizował pomoc ofiarom wojny w byłej Jugosławii i stawał w obronie prześladowanych chrześcijan. Zwracał uwagę międzynarodowej opinii na barbarzyńskie niszczenie chrześcijańskiego dziedzictwa w Kosowie i na okupowanej części Cypru. Pan Eugeniusz Czykwin kandyduje do senatu z okręgu nr 61 obejmującego powiaty: bielski, hajnowski, siemiatycki i wysokomazowiecki. – W zbliżających się wyborach startuje Pan do Senatu z okręgu obejmującego powiaty bielski, hajnowski, siemiatyc- 5 cach informacyjnych poznać historię tego miejsca. Wizytę dobrze jest zakończyć spacerkiem wśród bagien rzeki Narwi. Nasza świadomość społeczna i polityczna Kurowo jest piękne także zimą, gdy dech zapiera widok dostojnych 100-letnich świerków, wiązów czy lip w śnieżnej otulinie. Po takiej dawce wrażeń, naładowani pozytywną energią możemy wracać do domu i planować kolejną wyprawę, bo pereł w okolicy jest wiele. Do zobaczenia na szlaku! 06. 09. 2015 r. odbyło się referendum, podczas którego Polacy mogli wypowiedzieć się w sprawie JOW-ów, zasad finansowania partii politycznych i w kwestii rozstrzygania spraw spornych przez Urzędy Skarbowe. Barbara Murawska Zakopane .... w pamięci zapisane Zainteresowanie referendum było niewielkie, na przykład w szpitalu, gdzie byłam członkiem komisji, udział w nim wzięło aż… 2 osoby. W innych komisjach było niewiele lepiej. – reportaż Czy słusznie zbojkotowano referendum? Na to pytanie każdy powinien sam sobie odpowiedzieć. Żyjemy w wolnym kraju i tego typu decyzje każdy ma prawo sam podejmować. Mnie jednak niepokoi coś innego – niechęć podjęcia chociażby próby współdecydowania o istotnych dla nas sprawach. Abstrahuję od słuszności decyzji o referendum, ale skoro je rozpisano, skoro wydano na nie olbrzymie pieniądze, to może warto było wziąć w nim udział. A tak – miliony poszły w błoto! Nie wiem, co w ten sposób udowodniliśmy. 25 października będziemy wybierać posłów i senatorów. Czeka nas nowa lekcja demokracji. Ciekawe, czy tym razem weźmiemy w niej aktywny udział, tzn. spełnimy obywatelski obowiązek. Ełżbieta Stelmaszczyk Uśmiecham się do pereł okolicy - reportaż Nie mogłam już dłużej czekać. Koniecznie chciałam zobaczyć po raz drugi w życiu te przepiękne widoki, jak w wierszu Teresy Harsdorf – Bromowiczowa (ur. 1912), Twój powrót . Wróć. Tatry przyzwały cię tęsknotą. (…) A czas nam serca szarpie i żłobi jak potok. Zanurz się w naszych mgłach jak w dniach skąpanych chmurą, Naprzeciw nieba stań i pij nasz urok. Czas wakacyjnych wojaży już co prawda za nami, ale żeby przeżyć niezwykłe wrażenia wystarczy niejednokrotnie krótki sobotni czy niedzielny wypad za miasto. A jeśli tym miastem ma być Wysokie Mazowieckie, to nie trzeba daleko szukać. Mam wrażenie, że mieszkańcy często zapominają, że tuż nieopodal mamy Narwiański Park Narodowy, a w nim dwie perełki okolicy – Waniewo i Kurowo. Początki Waniewa datuje się na XIV-XV wiek. Pierwsza wzmianka w dokumentach pochodzi z 1447 roku, a w 1510 roku tej osadzie nadano nawet prawa miejskie oraz prawo pobierania myta przy przeprawie przez most na rzece. Przed wyjazdem Początkowo planowałam jechać z mężem, małą Olą, Stasiem i Michałem. Mąż zaczął jednak narzekać, że on nie wytrzyma z chłopakami 10 godzin w samochodzie. Szczerze mówiąc, ja też miałam wątpliwości. Poszukałam więc w Internecie rozkładu jazdy pociągów i przestałam nalegać, aby „robił” za kierowcę. Zdenerwowało minie nie na żarty, kiedy powiedział, że nie zamierza chodzić po górach. I to właśnie, dzięki Narwi warto do Waniewa pojechać Od 6 lat można przeżyć niezwykłe chwile wędrując kładką edukacyjno – przyrodniczą, zbudowaną w poprzek rzeki, łączącą Waniewo i sąsiednią wioskę – Śliwno (myto nie jest wygórowane – bez ulgi 5 zł). Przejście ponad kilometra w otoczeniu wspaniałej natury uspokaja, nastraja optymistycznie i pozostawia niezapomniane wrażenia. Atrakcją jest poruszanie się po ruchomych pomostach, umocowanych na linach i obserwowanie okolicy z wież widokowych. Dla dociekliwych, lubiących wiedzieć ustawiono kilka tablic edukacyjnych. – To ja zamierzam wlec małą Olę przez pół Polski, żeby co?, żeby siedzieć w hotelu. O nie!, takie poświęcenie i jeszcze okazałoby się, że wcale gór nie zobaczę – powiedziałam spokojnie. Mąż oczywiście śledził pogodę i próbował mnie jak najbardziej zniechęcić do wyjazdu. Z Waniewa całkiem blisko jest do Kurowa, o którym pierwsze wzmianki o pojawiły się już w 1425 r. Często zmieniali się jego właściciele, by w końcu stało się ośrodkiem samodzielnych dóbr. W 1936 r. majątek znalazł się w rękach Marii Zakrzewskiej, która wraz z mężem Bolesławem zainwestowała niemałe fundusze w remont budynku. Majątkiem zarządzała Armia Czerwona, przez pewien okres administrowali nim Niemcy, potem przez 40 lat znajdował się tam PGR. Na szczęście to już historia. Niedługo minie 20 lat od chwili, gdy dworek stał się siedzibą Narwiańskiego Parku Narodowego. W paku znów można przechadzać się ścieżkami przyrodniczo-edukacyjnymi, a dzięki zapisom na tabli- – Kochanie cały czas zapowiadają deszcze, a do tego zimno! – komunikował. Wkurzało mnie to jego gadanie, w końcu przestałam z nim w ogóle rozmawiać. Hotel był zamówiony, ja zdecydowana na wyjazd i przygotowana do podróży. Początkowo planowałam zamiast męża wziąć niańkę. Sympatyczna pani była starszą kobietą i po prostu nie mogłam jej tam sobie wyobrazić. Postanowiłam odwiedzić koleżankę i wybadać jej możliwości. Zapytałam w trakcie picia kawy, 6 Drugi dzień czy nie chciałaby ze mną pojechać do Zakopanego. Wyraziła zgodę, obiecując mi nawet pomóc przy Oli. Mąż był tak zadowolony z niekoniecznie leżącego mu na sercu wyjazdu, że chętnie postanowił zostać z Olą i nianią, która wyręczała go we wszystkim – z uśmiechem na ustach robiła to, o co prosił. Pojechaliśmy nad Morskie Oko. To około 25 kilometrów od Zakopanego. Do Palenicy Białczańskiej podwiózł nas przemiły gospodarz hotelu. Na szczęście, jako swojak, nie musiał stać w korku, ani przejmować się obowiązującymi znakami. Prosił tylko, aby dzieciaki nie robiły min w kierunku mijanych samochodów, bo to może wkurzać kierowców. Chłopcy nie posłuchali, ale robili swoje dyskretniej. Asia wzięła ze sobą czteroletniego synka, Przemka, a ja swoich chłopaków. W ostatniej chwili dołączyła do nas moja siostra Alicja i pojechaliśmy w góry, oczywiście pociągiem. To były bardzo intensywne cztery dni Kierowca wysadził nas przed samymi wrotami do jednej z najładniejszych dolin w Tatrach. I tak zaczęła się nasza wędrówka. Najpierw mieliśmy w planie wejść na Gubałówkę. Koniecznie chciałam, aby chłopcy poczuli trud wędrowania, więc wspinaliśmy się pieszo. Mój Michałek powiedział, że nie będzie nigdzie wychodził bez ciupagi. Morskie Oko – Michasiu, ale do czego ci będzie potrzebna ta ciupaga? – zapytałam. Wiedziałam po co tu idę, i jaki widok nagrodzi moje oczy. Dzieciom udzielił się chyba nasz entuzjazm, bo nie szemrały, nie narzekały, tylko szły i to doszły do samego Morskiego Oka. Po drodze zrobiliśmy przystanek przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Chłopcy usiedli na wielkich głazach i ze smakiem zajadali kanapki. Asia powiedziała im, że to wielkie trolle zrzucały te głazy na drogę, aby nikt nie mógł dostać się do jeziora. Przemek ze Stasiem bardzo to przeżywali, a Michał patrzył „spod byka”, więc mu wyjaśniłam . – Jak to do czego? do opędzania się od wilków i niedźwiedzi! – powiedział z przekonaniem. Tak więc zaopatrzeni w ciupagi ruszyliśmy pod górę. Podejście nie było strome, ale jak doszliśmy do małej polanki, to zobaczyliśmy przepiękny widok roztaczający się na Zakopane, które dosłownie przed chwilą kusiło przechodniów swymi straganami i tanimi urokami. Krok dalej mieliśmy prawdziwe atrakcje – góry pokryte lasami i mgłą powoli otulającą zbocza ciepłą pierzynką. – Tak naprawdę to pamiątka po lodowcu. – Mamo! Nie martw się, na pewno cię obronię – zapewniał Michał. – Trzymaj się blisko mnie – polecił, kiedy weszliśmy między drzewa. Przypomniał mi się niespodziewanie wiersz Józefa Przerwy-Tetmajera (1804-1880). „Morskie Oko”, który wyraża małą cząstkę rzeczywistości. Wyrecytowałam w pamięci i jak się później okazało bezbłędnie. Niestety!, w trakcie naszej wędrówki zaczęło kropić, a potem już tylko lało bez umiaru. Ominął nas więc ten niesamowity krajobraz, roztaczający się z samej góry na Tatry. Myślałam, że dzieci będą zawiedzione, bo nie działała ani zjeżdżalnia saneczkowa, ani wesołe miasteczko, ani nawet wyciąg krzesełkowy. Z tego akurat nie byłam zadowolona, ale chłopakom wystarczyła sama satysfakcja z wejścia na górę. Pobiegali w strugach deszczu po szczycie i strasznie się ucieszyli, że będziemy wracać kolejką. Wagonik był całkiem przestronny, z dużymi szybami i dość przerażającym torem jazdy stromo w dół. Skądże to wielkie i ciche zwierciadło Na Karpaty spadło? Któż nad nim te nagie skały Ustawił w ołtarz wspaniały? (…) Michał tymczasem rozmyślał nad potęgą gór. Staś z Przemkiem dopytywali się o trolle, czarownice, rusałki i wielkie wichury, które powaliły wiele drzew na naszej trasie. Jednym słowem – bajki opowiadane na dobranoc stały się tutaj bardziej rzeczywiste i bardziej przerażające. Potem postanowiliśmy pójść na termy pod Szymoszkową. Niestety!, pocałowaliśmy klamkę, ponieważ z powodu deszczu i braku chętnych było zamknięte. Jednak zauważyliśmy, że 50 metrów wyżej jeżdżą krzesełkowe gondole. Ruszyliśmy w tamtym kierunku i już za chwilę wjeżdżaliśmy na Szymoszkową. Tylko Michałek nie chciał wsiadać. Bał się. Michał protestuje skutecznie – To za wysoko. Mogę wchodzić, ale nie wjeżdżać – upierał się. O wchodzeniu nie mogło być nawet mowy, bo chociaż teraz nie padał deszcz, to było ślisko, a wartkie strumienie wody nadal spływały różnymi korytami w dół stoku, łącząc się w większe formacje. Przekupiłam Michałka obietnicą, że zdejmę mu blokadę z komputera. Ala strasznie się oburzyła, słysząc o mojej uległości. Wytłumaczyłam jej po cichu: – do końca wakacji i tak pozostało niewiele czasu, a we wrześniu założę blokadę z powrotem. Tak więc pojechaliśmy wszyscy. Było mało ludzi. Głośno śpiewaliśmy „Gdy strumyk płynie z wolna”, „Hej Sokoły” i wiele innych znanych pieśni. Po drodze pozdrawialiśmy wszystkich ludzi, których mijaliśmy. Tylko Michał po raz pierwszy w życiu nie krzyczał i nie „darł się”, tylko siedział cichutko zgarbiony mocno, trzymając drążek asekuracyjny. 7 Powrót Niestety, już nie był tak miły. Stasia zaczęły obcierać buty, więc zaczął trochę grymasić. – Mamo, ale ja tu mam tylko jednego kolegę – marudził . – A Michał? – zagadnęłam. – To brat! – wykrzyknął! Nie wiesz? – Acha! Już wiem – dobrze, że pamiętasz. Kiedy szliśmy przez Krupówki, Stasiu nadal milczał i popiskiwał. Pusty brzuch – Mamo, ale ty mi wcale nie dajesz żadnego jedzenia – mówił bardzo głośno mój syneczek. – Burczy mi w brzuchu, mamo…, mamo…,– powtarzał. Wierzcie mi, parę osób się na nas obejrzało. Ciekawe, co pomyślało. czyzną są Niemcy. To właśnie tam 20 stycznia 1984 przyszedł na świat pierwszy szczeniak, który kolorystycznie różnił się od pozostałych yorków o imieniu Schneeflockchen (Śnieżynka) von Friedheck. Oboje rodzice: Darling von Friedheck oraz Fru Fru von Friedheck byli utytuowani, a mianowicie Zwycięzcy Świata Młodzieży Dortmund 1991. Właścicielami tej wspaniałej pary byli państwo Gertruda i Werner Biewer. Kolorowy szczeniak to zaskakująca mutacja genetyczna. Zafascynowani kolorem włosa jaki posiadała Śnieżynka, postanowili zrobić wszystko by podtrzymać taką właśnie kolorystykę w dalszych pokoleniach swoich piesków. Niestety, w 1997 roku pan Werner Biewer zmarł, a jego żona Gertruda zaprzestała hodowli. – Jestem taki głodny, a ty w ogóle nic….. – oczekiwał na moją reakcję. – Jasiu, a co chciałbyś jeść – zapytałam zdziwiona, bo dokładnie dwie godziny wcześniej jedliśmy pyszny obiad nad samym Morskim Okiem. – Lody mamo, lody! – Ach, rozumiem twój głód – uspokoiłam syna. O tym, że jest ich mało i nie są jeszcze zbyt popularne świadczy brak tej rasy na wystawie. Białystok jest miejscem organizowanej międzynarodowej galerii psów po raz dziewiąty. Związek Kynologiczny organizuje 120 wystaw rocznie. Zasięg międzynarodowy ma tylko 15 z nich. Polski Kennel Klub – powstał w 1938 roku, a następnie reaktywował swoją działalność w 1948 roku. Jest organizacją skupiającą hodowców, właścicieli i miłośników psów rasowych. Związek posiada 46 oddziałów terenowych. Jest członkiem Międzynarodowej Federacji Kynologicznej (FCI). Zakupy na Krupówkach Wieczorem Asia z Alą postanowiły zrobić zakupy na Krupówkach. Poszły na pasaż Bahledy-Curuś. Mówiły, że wszystko było fajne, tylko ceny niekoniecznie. Jednak świetnie się bawiły, oglądając i przymierzając ciuchy. Marta powiedziała iż przy Ali zaczęły jej się podobać buty młodzieżowe, min. konserwy (conversy) trapery. Najbardziej się jednak podekscytowały, kiedy usłyszały o obniżce cen butów z 1650 do 99 zł. Po chwili osłupienia zaczęły je sobie wyrywać z rąk. Każda z nich chciała stać się posiadaczką takich butów, tym bardziej, że obie do nich podeszły. Ala zaczęła głośno przeliczać pieniądze. – Mam! Tak całe 99zł. – Ja też, no prawie – może się podzielimy – zaproponowała Asia. – Ja jeden but, ty drugi – powiedziała z przekąsem. – Proszę pani, ale te buty kosztują 999 zł, a nie 99 zł. – Och!, wierzcie mi. To było dla nich wielkie rozczarowanie. Wycieczka, bez wątpienia, udana. Wrażeń co niemiara, jest co wspominać, a Zakopane nie pozwala o sobie zapominać. Ewa Walczyk Patrzeć i podziwiać - reportaż Jako „Miłośniczka Braci Mniejszych” oprócz obowiązków oddaję się również czasem przyjemnościom. Dlatego nie mogłam sobie odmówić wyjazdu na IX Międzynarodową Wystawę Psów Rasowych w Białymstoku. Dwudniowa wystawa miała miejsce w ostatni weekend sierpnia na stadionie MOSIR-u Uczestniczący w białostockiej wystawie hodowcy i właściciele rasowych psów przyjechali z Rosji, Litwy, Czech Łotwy i Niemiec. Przez dwa dni można było podziwiać psie wzorce i piękności, a w niedzielę poznaliśmy championów. Ale najciekawsze było zaglądanie do boksów i oglądanie przygotowań do konkursu. Obejrzałam oczywiście najdokładniej Yorki. Trymowanie włosów, obcinanie i opiłowywanie pazurków, czesanie Nie sposób było obejrzeć wszystkich psów i wszystkich kategorii konkursowych. Mnie osobiście interesowały te, które najbardziej lubię, czyli Yorkshire Terriery i Biewery. Yorkshire Terrier Biewer a la pom pon, bo tak właśnie brzmi pełna nazwa tych przepięknych Yorków, to rasa stosunkowo młoda, a ich oj- 8 ogonków, spineczki, gumeczki, nawet papiloty na mordkach. Cudowne! Pieski znudzone i cierpliwie znoszące zabiegi pielęgnacyjne. Nawet prostowanie (ups! nieładnie, bo zabronione) prostownicą nie było dla nich czymś nadzwyczajnym. Wiadomo, championy! Mój, chociaż piękny i wszystko ma jak trzeba, daje się tylko wysuszyć suszarką po kąpieli, czesać już niekoniecznie. komunikacyjnej naszego miasteczka, bez psujących widok pozostawionych wszędzie gdzie się dało wściubić aut, bez dodatkowych wjazdów dla „pana starosty” i innych, którym się już nawet sto metrów (z góry uprzedzam, że jest to literacka metafora, nie mierzyłam i odległość może być zapisana nieściśle, gdyby ów chciał kolejnej sprawy sądowej) nie chce przejść do MOK-u, a jadą samochodem. Marzenia nierealne! Zieleni na Kamiennej będzie tyle, co kot napłakał (chyba, że postawią jak w całym mieście te wątpliwej urody zawalidrogi – donice betonowe dla przechodniów żeby wrzucali tam śmieci) ale miejsc do harców samochodowych za to będzie bez liku! Wysepki, zatoczki, paski szare, czerwone, grafitowe, granitowe „ozdoby”– oczopląs! Mam prośbę! Proszę przed oddaniem tej drogi do użytku postawić jak w parku przy tych kilku drągach (podobno do ćwiczeń, a nie do podziwiania), które jakoś pasjonatów siłowni nie przyciągnęły, regulamin korzystania z dobrodziejstwa wydanych z miejskiego budżetu na zniszczenie drzew i spokoju mieszkańców 600 tysięcy (znów informacja nieścisła, podana ustnie na sesji RM, ale z braku udzielania informacji publicznej mam prawo tak dywagować o kosztach). Jak sobie mieszkańcy i potencjalni uczestnicy nieustających wyścigów samochodowych na tejże trasie poczytają taki regulamin, to może zrozumieją, o co „władzy” chodziło, gdy zmieniała miejsce przejść dla pieszych, albo zwężała jezdnię i stawiała kamienne zapory krawężników. Pamiętam taką scenę z jakiejś polskiej komedii; zagubiony człowiek, pytający „Panie, to gdzie ja tera mieszkam?”. „Tera” to my mieszkamy w baaaaardzo dziwnym mieście, a jak jeszcze się może go udać przez prawie trzy lata udziwnić? Brr! Strach pomyśleć! Chociażby taki miejski park, zaraz po urządzeniu go w latach sześćdziesiątych straszył ciemnymi krzakami. Obecnie też straszy ciemnością! A z pustego MOK-u świeci kilkusetlumenowy reflektor. Czyżby komuś się pomylił z „kagankiem światy”? A może to niezrozumiana przez „niekulturalnych” forma „odchamiania”? Po co wam rozrywki, wydarzenia kulturalne, kino czy teatralne przedstawienia? Wystarczy rozświetlone puste gmaszysko i wspomnienia po czasach kiedy coś się w nim działo! No i znowu chcę się rozmarzyć… O filmie, ledwo zapowiedzianym w reklamie telewizyjnej i już (tak jak w Zambrowie) wyświetlanym w naszym kinie, o kawiarni, która oprócz kawy i ciastek proponuje muzykę i potańcówki, o zajęciach plastycznych dzieci, które dają materiał na wystawę dla dumnych rodziców, albo o koncertach (nie próbach, gdzie przepitym głosem wokalista do znudzenia „dusi kota” w tym samym utworze, który zaprezentuje na weselu albo festynie i nieważne jak, ważne, że głośno), np. orkiestry dętej, (która przecież jest finansowana z budżetu miasta) w parku, gdzie zamiast kolejnych rur do „ćwiczeń” (różnych), dobry gospodarz miasta wybuduje ławeczki i mały podest, zamiast muszli koncertowej, którą rozebrał. Rozumiem, że niektórzy uważają sport za najważniejszy. Gazetę też można wtedy tylko przeczytać „od dechy do dechy” jak coś w niej o nas piszą, a zamiast teatralnych przedstawień obejrzeć raz w roku jasełka. Można zamiast kilku małych form rozrywki zrobić festyn i przez pół roku do następnego mówić o tym, czy tamtej co się „świetnie bawili” pod sceną discopolowej gwiazdki. Można wystawić piwne ogródki i patrzeć kto się zbytnio uraczył ich „kulturalnym menu”, a na koniec wystrzelić w powietrze fontannę pychy i pustoty, patrzcie, stać mnie! A można też urządzać pokaz, wystawę czy koncercik i przyzwyczajać ludzi do normalności kulturalnej i okazywać ją samemu. Marzycielka Zwycięzcami były Lakeland Terier – suczka z Rosji, Australian Shepherd z Polski, Nowofundland z Łotwy i długowłosy Daschhund z Rosji. Ja zrobiłam trochę zdjęć, jeśli interesują Was psy, to też oczy ucieszcie. Joanna Brzósko Krótka historia słowa pisanego Gazeta – co to jest za słowo? Nazwa wywodzi się przypuszczalnie z włoskiego – (gazzetta), określenie drobnej monety, za którą nabywano dzienniki w XVII wiecznej Wenecji. Słowo gazza oznacza również srokę, której podobiznę często umieszczano w dziennikach włoskich jako symbol gadatliwości i plotkarstwa. Być może źródłosłów gazety to izgard, tłumaczone jako herold, goniec, zwiastun. Gazety zaczęły się ukazywać w 1609 roku. Do pierwszych zaliczyć należy Relation – gazetę drukowaną w Strasburgu i Avisodrukowaną w Wolfenbuttel. Pierwsza gazeta codzienna pojawiła się w Lipsku w 1650 roku. Pierwszą zachowaną periodyczną gazetą ukazującą się w Polsce i wydawaną w języku polskim był „Merkuriusz Polski Ordynaryjny”. Wydano ją w styczniu 1661 r. Na pomysł wydania tej gazety wpadł król Jan Kazimierz. Opiekę nad nią powierzył ówczesnemu marszałkowi, pisarzowi i erudycie Łukaszowi Opalińskiemu. Wstępniak w pierwszym wydaniu Merkuriusza zaczynał się od słów: „Ten jest, że tak rzekę jedyny pokarm dowcipu ludzkiego umieć i widzieć jak najwięcej, tym się karmi, tym się cieszy, tym się kontentuje”.Merkuriusz był wydawany krótko. Ostatni numer pojawił się 22 lipca 1661 roku. Potem były Nowiny polskie/ 1729 r/, Kurier polski / 1729 r/ i Gazety z Cudzych Krajów/ 1730 r/ W XVIII w zaczyna się rozwijać drukowana prasa polska. A tak dla przypomnienia. Wynalazcą druku na przemysłową skalę był Johanes Gutenberg / XV w / Skonstruował on aparat do do odlewania matryc. Zaprojektował własną wersję prasy drukarskiej. W 1448 r założył drukarnię i własnym nakładem wydał „Biblię Gutenberga”. Jest ona przechowywana w muzeum w Pelplinie.w ramach warsztatów dziennikarskich. Elżbieta Bednarz Marzycielka... Zacznę tradycyjnie. To znowu ja, Marzycielka. Dalej niepoprawna, marzę o… O tym, że zdarzy się cud i ulica Ludowa, zwana wcześniej Plażową, a obecnie Kamienną, rozkwitnie zielenią, zachęci cieniem pięknych drzew, da radość podziwiania nowoczesnych rozwiązań drogowych z bezpiecznymi przejściami dla pieszych i urokiem najważniejszej arterii 9 Wiara czy złudzenie? - reportaż Szkoło, szkoło, gdy cię wspominam… W dzisiejszym świecie wiele jest osób, rzeczy i zjawisk, które zaskakują, nawet szokują. Niejednokrotnie jednak, a może nawet ostatnio coraz częściej, słyszy się słowa: nic już nie dziwi. Pewnie tak jest, ale jakoś nie mogę się z tym pogodzić. Początek września zawsze i pewnie każdemu kojarzy się ze szkołą, bo przecież przez kilkanaście lat człowiek musiał do niej chodzić. Teraz wspomnienia tego okresu przeważnie generują uśmiech, a nawet wzruszenia. Dziś większość ludzi żyje, jakby nie obowiązywały żadne normy. Albo tak, że wyznaczają je na swój użytek i według własnego uznania. Wiele i przy różnych okazjach mówi się o wierze w Boga. Większość naszego społeczeństwa – podobno ponad 90% – deklaruje, że chodzi do kościoła, że czyta Pismo święte, że przestrzega przykazań Bożych i kościelnych. U mnie wywołują jeszcze radość, że to już przeszłość. Nie żebym miała jakieś traumatyczne doświadczenia, bo miałam dobrych nauczycieli i fajne koleżanki. Taki wniosek wyciągam już jednak jako dorosła osoba, a wynika on z obserwacji rzeczywistości. A jak ona wygląda? Nieciekawie, odkąd szkoły są pod kuratelą samorządów. Mam wrażenie, że tam, często o ich losie decydują osoby nie mające tzw. zielonego pojęcia, ale uważające się za znawców wszelkich tematów. Słyszałam taką opinię, że pojawiają się nowe typy ludzi – tzw. niewierzący a praktykujący. Absurd? Wydaje się, że zaistnienie takiego określenia nie jest bezsensowne, bo codzienne życie dostarcza aż nadto przykładów. Wniosek taki nasuwa mi się po obserwacji, jak szybko i lekką ręką zostały podpisane decyzje o likwidacji szkół wiejskich. W Starej Rusi szkoła istniała od 1922 roku, aż do 2002. Dziś budynek jest częściowo zagospodarowany, ale nie przez tych, co likwidowali szkołę. Obserwuje się coraz większą zawiść między ludźmi. Wyrzuca się człowieka z pracy, ze względu na osobiste animozje. Nic nie znaczy wówczas prawo i człowieczeństwo. Górę bierze ambicja (często chora) i chęć pokazania siły. Nagminne jest karygodne, poniżające traktowanie podwładnych, którzy odważą się mieć własne zdanie, odmienne od przekonań zwierzchnika. Nie chodzi oczywiście o jakąś poważną niesubordynację. Nawet niewielki sygnał samodzielnego myślenia powoduje, że wszyscy odwracają się od takiego kogoś, w obawie, by ich też nie poraził gniew dyrektora, prezesa, kierownika… etc. Człowiek przestaje się liczyć, można się go pozbyć, jak zbędnego balastu, jak niepasującego do reszty mebla. Gdzie jest wówczas przykazanie miłości? W Kalinowie Czosnowie i pewnie nie tylko tam, szkoła powstała dzięki pracy i ofiarności mieszkańców. W tej chwili wspaniały budynek niszczeje, aż żal patrzeć. W Dąbrowie Dzięcieli w niewielkim, ale zawsze czystym i przytulnym szkolnym lokum wychowało się wiele pokoleń. Dziś na głucho pozamykane okna i drzwi… Podobnie pewnie rzecz się będzie miała ze szkołami w Gołaszach i Święcku… Najłatwiej się likwiduje, ale najtrudniej zbudować. Jaki mają pomysł na te budynki i całą sytuację państwo radni i wójt? Cisza… Ci, którym się powodzi, bo zdobyli stanowiska czy zbili fortuny, zapominają o człowieczeństwie. To przeżytek! Nie ma czasu roztkliwiać się nad jakimś marnym Kowalskim czy Nowakiem. Nie poradzili sobie niedojdy! Nie wygrali wyborów? – nie przydadzą się! Nie zbili kasy? – nie przydadzą się! Nie mają rodziny czy choć znajomego na urzędzie? – nie przydadzą się! Myślenie zamyka się na przekonaniu – wszystko można kupić! A może nawet: Jestem Bogiem! A gdzie przykazanie nie będziesz miał cudzych bogów…? Kolejna sprawa dotyczy naszej miejskiej szkoły podstawowej. Szczególna rzecz ma co roku miejsce z przydziałem dzieci do klas I. Podobno są dokonywane losowania. Do sierpnia jakieś tajemnice, przetasowania, przesunięcia… Istny cyrk! No, ale co się tłumaczyć? Jest jedna podstawówka i tak muszą do niej przyjść, więc można pokazać, kto tu rządzi i rozdaje karty. Godne pożałowania, jak całe te „losowania”. To za małe miasto, żeby pewne rzeczy nie ujrzały wcześniej czy później światła dziennego. Podobnie jest z gimnazjum. Jest jedno, i ani rodzic, ani absolwent podstawówki nie mają wyboru. Na tym etapie nie panuje jeszcze moda na Białystok czy Łomżę! Większość głosi szacunek dla sakramentów. Okazuje się jednak, że dochodzi do dziwnej sytuacji. Społeczeństwo coraz częściej traktuje np. małżeństwo w dość – nazwijmy to – swobodny sposób. Słyszy się o rozwodach, separacjach, zdradach i co? Nic, zupełnie normalna sytuacja – chciałoby się powiedzieć. Oczywiście, nikt nie każe palić na stosie rozwiedzionych czy zdradzających, ale udawanie, że nic się nie stało, to chyba lekka przesada, pomimo tego, że nawet ostatnio papież sprawę upraszcza. Okazuje się, że osoby stanu duchownego wolą niejednokrotnie ominąć temat. To co, udać, że nie widzi się życia na tzw. „kocią łapę” czy uznać za niebyłe publiczne zwierzenia o zdradzie? To łatwe, ale gdzie przykazania „nie cudzołóż, nie pożądaj”? Dochodzę do wniosku, że stanowiska dyrektorów w obecnej sytuacji to farsa. Ci ludzie nie mogą podjąć żadnej decyzji samodzielnie, o wszystkim decyduje starosta, burmistrz lub wójt. Po co więc płacić tak duże dodatki funkcyjne? I za co? Tylko za tabliczkę na drzwiach? W niejednej klasie w naszym mieście uczniów jest powyżej 30. Taka sytuacja nie ma miejsca w innych placówkach, gdzie klasy liczą 25-26 osób. Można? Zaraz padną słowa o oszczędnościach, ale każdy z samorządowców głosi, gdy przychodzi na uroczystości do szkół, jak bardzo mu leży na sercu dobro dzieci i wysoki poziom nauczania. Rzeczywiście, leży i – chciałoby się dodać grubiańsko – kwiczy! Pustosłowie… Bywa, że ogarnięci nienawiścią nie potrafią wybaczać. Owszem, przekonują, że oni mają w sobie taki ładunek miłosierdzia, że obdzieliliby nim tysiące. Może nawet sami w końcu uwierzą, że tak naprawdę jest. Jednak codzienność odkrywa ich prawdziwą twarz. Z ust płyną słowa pełne jadu, życzenia wszystkiego, co najgorsze, rzucanie oszczerstw bez pokrycia i oskarżeń o bezbożność. A gdzie „nie mów fałszywego świadectwa”? A przecież jest jeszcze coś takiego jak subwencja, idąca za każdym dzieckiem, więc nie jest już ono chyba takim obciążeniem finansowym dla powiatu, miasta czy gminy, które są w niezłej przecież kondycji! Obserwując rzeczywistość można dojść do przekonania, że rzeczywiście jest wśród nas wielu niewierzących a praktykujących. Obecność w kościele i głoszone deklaracje jeszcze o niczym nie świadczą. Potrzeba czynów, a one często świadczą inaczej… Uczestnik warsztatów dziennikarskich Uczestniczka warsztatów dziennikarskich 10 Różne oblicza sukcesu Prawie robi różnicę! Od pewnego czasu ze wszystkich stron bombardują nas wieści o wielkich dokonaniach burmistrza i jego straży przybocznej. Sukces goni sukces. Dziw nad dziwy! Lubawa to miasteczko, które wg oficjalnie podawanych danych zajmuje obszar 16,84 km2 i ma 10.092 mieszkańców. Wysokie Mazowieckie jest zadbanym miastem. Ma urocze krawężniki i gazony, ma fontannę i staw, ma piękną elewację na Miejskim Ośrodku Kultury (wnętrze pominę milczeniem), ma też basen, straż miejską i plażę na głównej ulicy miasta (szkoda, że bez parasoli!). Prawie jak Wysokie, ale – w myśl reklamowego hasła – prawie robi wielką różnicę! Dostrzegłem ją na tegorocznym Ogólnopolskim Święcie Mleka. Nie mam w Lubawie nikogo bliskiego, nawet dotychczas nie bardzo orientowałem się, gdzie to miasteczko się znajduje. Ja do tych sukcesów dodam jeszcze kilka. Jednak wystarczył mi gościnny występ tamtejszej Miejskiej Orkiestry Dętej, zaproszonej przez prezesa Dariusza Sapińskiego. Pomimo upału, chciało się stać i słuchać, a nogi same wystukiwały rytm. Prawdziwa uczta dla ducha! Wspaniałe wykonanie, a jaka prezencja! Zapewne włodarz miasta zapisze się w pamięci potomnych, jako niezwykle waleczny. Żenujące jest tylko, że jak nie mógł poradzić sobie z przeciwnikiem, sięgnął po obrzydliwe anonimy, a raczej paszkwile! Odniósł sukces? Kolejnym polem do odniesienia sukcesu dla burmistrza miasta jest obsesyjne wręcz zwalczanie opozycji. Tu z kolei bronią najchętniej stosowaną są pozwy sądowe, za byle co, za przysłowiowy cichy chód po ulicy. W mieście powiedzenie: „nie słucha się? Do sądu z nim!” stało się już swoistym żartem, powtarzanym w różnych sytuacjach. Czy to językowe naśladownictwo można nazwać sukcesem? Z czystej ciekawości po powrocie do domu zajrzałem na stronę internetową Lubawy. Dowiedziałem się, że orkiestra w 30.osobowym składzie działa od 15. lat, wspierana przez burmistrza, Miejski Ośrodek Kultury i fabrykę mebli. Wspólnie z władzami Lubawy i dyrektorem domu kultury organizowane są warsztaty, kursy oraz wyjazdy szkoleniowe, mające na celu podnoszenie umiejętności orkiestry, które prowadzone są przez wykwalifikowanych muzyków z Warszawy, Poznania oraz Gdańska (źródło informacji: http://orkiestra-lubawa.pl/index. php/historia.html) Inna sprawa dotyczy stadionu, który przewidziano na niemalże 1000 osób. A skąd one się wezmą? Może połowa zostanie zapełniona pracownikami instytucji, podległych burmistrzowi, co tradycyjnie dzieje się przy innych okazjach, gdy trzeba zapewnić frekwencję. Odgórny przykaz do dyrektorów, kierowników, prezesów, ci z kolei mobilizują podwładnych i jest komu klaskać! To sukces? Zaraz po tych zachwytach przyszła gorzka refleksja. W naszym mieście także jest przecież orkiestra. Czemu ona nie mogła dać takiego koncertu? Bo ma stare instrumenty, reperowane własnymi domowymi sposobami. Rządzący zapewniali sobie pamięć u potomnych w różny sposób, czego dowodzi historia. Mieszko wsławił się przyjęciem chrztu, Chrobry zjazdem gnieźnieńskim, a Sobieski odsieczą wiedeńską. Naszemu wodzowi najbliżej do Augusta II Mocnego, za którego odbył się sejm niemy. Dziś podobnie w naszym mieście wyglądają sesje Rady Miasta, na których każdy głos nie podążający za „jedynie słusznym miłościwie nam panującym” jest tłamszony. Bo nie ma wsparcia, ani władz miasta, ani dyrektora domu kultury (o sponsoringu fabryki nie wspominam, bo u nas pustynia inwestycyjna, ale może jakaś hurtownia dobrze prosperująca dzięki „korzystnemu klimatowi”?) Bo decydentom żal pieniędzy na kulturę (tak na marginesie: nie każdy przez „kultura” rozumie Dzień Łabędzia). Piękne to nasze miasteczko, piękne bez dwóch zdań. Można je jednak, porównać do MOK-u. Fasada piękna, ale serce chore! Bo dyrektor domu kultury wysili się jedynie na wskrzeszanie z martwych Mazowii, a nowych form, jak nie było, tak nie ma i oferta MOK-u mizerna, by nie rzec – mierna. Grymhilda Orkiestra ma tylko (może aż?) kapelmistrza, któremu zależy, który robi, co może – i tu wyrazy szacunku oraz orkiestrantów, zaangażowanych, choć niedocenianych! Podłość ludzka nie zna... Prawie wszyscy czytelnicy, rzuciwszy tylko okiem na tytuł, wiedzą jakich wyrazów użyć na jego uzupełnienie. Dodanie w miejsce kropek odpowiednich sów, czyni oznajmienie prostym do zrozumienia. Co to znaczy, że podłość ludzka nie zna granic, i/ani umiaru wiedzą najlepiej ci, którzy na własnej skórze odczuli/odczuwają żądzę zemsty istot z chorą duszą. Szkoda, że nikt nie pokusi się o wspieranie wysokomazowieckiej orkiestry. W innych miastach włodarze widzą w tym dobry sposób na promocję i reklamę „swojego podwórka”. No, ale wracając do Lubawy: odbywają się festiwale, warsztaty, funkcjonuje kino i kino pod gwiazdami (u nas takie inicjatywy samych mieszkańców nie zyskały poparcia z powszechnie znanych powodów). Poza tym władze Lubawy cieszą się, że zdobyły zaufanie Mlekowity, która daje ludziom pracę, a co najważniejsze – nie boją się udostępniać mieszkańcom transmisji audio z obrad Rady Miasta (to zostawię bez komentarza – wszyscy wiedzą, jak jest). I na dodatek Lubawa zajmuje czołowe lokaty w niezależnych krajowych rankingach miast i gmin! Są ludzie oszpeceni podłością do tego stopnia, że zapominają o szacunku dla samego siebie. Poniewieranie słabszym i nikczemność sprawiają im radość. Zapomnieli, że „oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa”. To tylko kwestia czasu, który wyegzekwuje od każdego zapłatę i odpłaci pięknym za nadobne. Trzeba być zepsutym do szpiku kości, żeby nie czuć choć odrobinę niepokoju wewnętrznego z powodu czyjejś krzywdy. Jaką wartość ma satysfakcja zdobyta kosztem miejscowej emerytki? A może to takiemu katolikowi lżej na sercu, kiedy bezbronna kobieta bezskutecznie walczy o przyłączenie kanalizacji do swojego domu, nie wspominając już o skrawku przylegającego do Prawie, robi jednak wielką, wielką różnicę! Grajek 11 jej posesji miejskiego gruntu, czy braku pozwolenia na zameldowanie. Za swoją – zgódźmy się – niefortunną pisemną wypowiedź na łamach gazety (niekiedy brakuje człowiekowi najwłaściwszych słów do wykrzyczenia swego żalu i powiedzenia o co chodzi, kiedy wie, że nikt nie chce go słuchać, ani zrozumieć, ani pomóc) poniosła dotkliwą karę – zapłaciła na konto wierzyciela prawie 8ooo zł (nie pomogły przeprosiny), a przyłączy jak nie miała tak nie ma. I co kogo obchodzi zbliżająca się zima. do nieba, nic konkretnego się nie wydarzyło. Asesor – rabuś po konsekwentnej akcji ze strony mediów nie pozwalających na społeczną amnezję, zakończył chorobę, na którą był zapadł przy załadunku na świeżym powietrzu, i odebrał wypowiedzenie z pracy. Nikt nie postawił mu zarzutów, ot poszedł sobie do innej pracy czysty jak łza i nieskalany żadnym wyrokiem. Dla niektórych stało się wówczas jasne, że można przy pomocy spolegliwego lub zaprzyjaźnionego funkcjonariusza załatwić własne sprawy lub, jak ktoś woli, odgryźć się niedostępnemu w inny sposób i niekochanemu bliźniemu. Jeżeli urzędnik państwowy nie ryzykuje niczym – ani karierą, ani konsekwencjami służbowymi,ani nawet sympatią szefa – to w czym problem? Wystarczy posiąść wiedzę o długach adwersarza i ruszyć z windykacją. Ukierunkowany odpowiednio komornik zajmie wynagrodzenie, rentę, samochód, co zechce. I nie ma żadnego znaczenia czy zobowiązania zostały spłacone,czy nie,bo zajęcie odbywa się zanim można złożyć wyjaśnienia. Bogu ducha winny obywatel nie ma w tym starciu szans, przekonując się przy okazji dobitnie o potędze i sprawności aparatu. Najważniejsza okazała się obrzydliwa żądza zemsty, a ta jeżeli wchodzi w grę, to już przestaje mieć umiar.Jakby tego było mało,komornik niesłusznie wszczął egzekucję w stosunku do drugiej osoby na skutek wniosku wierzyciela, któremu świadczenie zostało spełnione przez autorkę wypowiedzi.Koszty nieuzasadnionej egzekucji obciążyły teraz wierzyciela. Ot! do czego prowadzi niegodziwość – koszmarne sny gwarantowane! Człowiek mały duchem, bez względu na wzrost, jest podły (co widać wokół nas) w dążeniu do własnego celu. Z kamienną twarzą niszczy innych. Jest zaślepiony żądzą zemsty, bo myśli, że zawsze będzie ważny i zawsze będzie mu wszystko wolno. Nie przebiera w środkach (tylko sąd – dobrze, że nie spalenie na stosie), ani w wyborze dróg wiodących do zaspokojenia własnego „ja”. Nieszlachetne zachowanie, jeżeli nie daje o sobie znać w sposób rażący w naszych postawach i zachowaniach, traktujemy zwykle bez zastanowienia jako przywarę ludzką. Można również, jak dowodzi przykład Haliny Roszkowskiej, zostać ukaranym za nie swoje i dawno spłacone zobowiązania. Skoro jednak działania nękające zostały zaplanowane, to nie ma już najmniejszego znaczenia, iż zaczęły się po czasie, czyli spłacie długu Trzeba było, to się zrobiło. Niech teraz udowadnia, że nie jest wielbłądem. Ile zaś będzie miała przy tym kłopotów, kosztów i nerwów – tyle satysfakcji nieprzyjaźnie do niej nastawieni. Gdy po serii utarczek i wmawiania, „że sufit jest czarny” wreszcie okaże się co było grane, zaś urząd niechętnie zgodzi się z argumentacją adwokata i uniewinni zwykłego obywatela, można będzie wreszcie zadać podstawowe pytanie: czy leci z nami pilot? Czy jest ktoś, kto nad tym panuje albo przewrotnie: kto w tych dziwnych przypadkach pociąga za sznurki? Lecz..., nie wolno okazywać pobłażliwość tym, którzy sobiepaństwo uczynili dewizą zarządzania miastem, a kontakty ze społeczeństwem sprowadzili do przypadkowości. No i jeszcze: kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Wiadomo od najdawniejszych czasów, że mnóstwo nikczemności obarcza naturę. Podobno jej ciemna strona działa podstępnie. Jeżeli wynika ze ślepego posłuszeństwa i z wdzięczności zwierzchnikowi, nabiera charakteru zaprogramowanej wrogości wobec osób niewygodnych, ale to wcale nie oznacza rezygnacji innych z walki o przestrzeganie norm i zasad moralnych. Ciekawe, czy domagający się dla siebie przeprosin na drodze sądowej, jest w stanie wykrzesać z siebie słowo przepraszam w stosunku do osoby, której bez powodu (acz celowo i złośliwie) zrobił dokuczliwe świństwo pierwszej klasy. Przykro! A tak ku rozwadze: „Nie trzeba kłaniać się okolicznościom, a prawdom kazać, by za drzwiami stały”. Tam, hen dalekoooooo.... powinna stać podłość bez granic i umiaru! Jerzy Głowacki Radnym do sztambucha Na ostatniej sesji Rady Miasta jednym z punktów porządku obrad była informacja walnego zgromadzenia dotyczącego działalności ZWKiEC Sp. z o.o. Dla niewtajemniczonych walne zgromadzenie spółki to jednoosobowo Burmistrz Miasta. Otóż radni zostali poinformowani zarówno na posiedzeniu Komisji Komunalnej jak i podczas obrad Sesji, iż jest dobrze, działalność spółki wykazuje, jeśli dobrze pamiętam około 30 000 zł zysku. Nie wiem netto czy brutto. Jest wszystko dobrze, resztę informacji chroni burmistrz, zasłaniając się prawem handlowym. Halina Roszkowska Nie tylko traktor... Całkiem niedawno, około pól roku temu, społeczeństwo polskie zbulwersowała informacja o niezwykle bezczelnej akcji asesora komorniczego z Łodzi, który zabrał niewinnemu człowiekowi traktor, za długi jego sąsiada. Nie mam zamiaru wracać do tamtych wydarzeń, by szczegółowo przypominać ich przebieg, ale chciałbym zwrócić uwagę na pomijaną w tamtych relacjach zależność służbową między asesorem a szefem kancelarii, w której pracował. Postawienie w ten sposób sprawy jest jawną kpiną z radnych. Zasięgnąłem informacji w innych samorządach i okazało się, iż informacja składana dla radnych z działalności np.: MPEC Sp. z o.o. w Łomży to dosłownie książka, MPWiK Spółka z o.o. w Łomży w taki sam sposób zapoznała radnych z planami i bieżącą działalnością – w innych miastach naszego województwa jest podobnie. Można zadać pytanie, co jest nie tak w naszym mieście. Jaki ma burmistrz cel w całkowitym odcięciu radnych od podstawowych informacji. Dywagując można przyjąć założenie, że pewne branże w ZWKiEC nie wyglądają tak różowo, a inne przynoszą krociowe zyski. Radni powinni wiedzieć o kondycji działu wodociągów i kanalizacji. W niedługim czasie zostanie oddana oczyszczalnia i ZWKiEC sp. z o.o. będzie chciało wystąpić do rady o zatwierdzenie taryf na ceny ścieków. Jak bez poznania podstawowych parametrów, dotyczących kosztów i wpływów w zakładzie ZWKiEC może wprowadzić nowe stawki Ci panowie nie byli bynajmniej równoprawnymi partnerami. Ten młodszy mógł sobie samodzielnie zadecydować co najwyżej o kupnie spinacza do posiadanych akt, a nie o zajęciu i natychmiastowej sprzedaży fantu. Później okazało się, że takich patologicznych przypadków było w Polsce na tyle dużo, iż zebrało się nawet wspierane przez posłankę do Sejmu stowarzyszenie pokrzywdzonych przez dziwne działania windykatorów. Niestety, oprócz przedstawienia wielu sytuacji wołających o pomstę 12 bez przedstawiania ich Radzie ale, to ich wybór i burmistrza jako Walnego Zgromadzenia. W moim odczuciu łamie się zasadę kontrolnej funkcji Rady, zapisanej w ustawie w stosunku do burmistrza, ale to już nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. nam tę relację dlatego, ponieważ po wysłuchaniu jej w wielkim skupieniu, odniosłam wrażenie, iż było to tzw. robienie z tata wariata, a nie przekazywanie rzeczowej treści Jak zwykle, nikt z radnych o nic nie dopytywał, niczego nie chciał wiedzieć. Czyżby wszystko było oczywiste? A może po prostu nie ma przyzwolenia na zadawanie pytań i wyrażanie wątpliwości? Jako wyborca zwracam się do Panów Radnych o wyprostowanie kręgosłupów i odmowę zatwierdzenia taryfy na ustalenie cen oczyszczania ścieków, ewentualnie cen wody. Mogą one wejść w życie za pełną odpowiedzialnością ZWKiEC sp. z o.o. Nie rozumiem z jakiego powodu macie firmować wesołą twórczość, chowających się za wasze plecy. Jeśli chodzi o mnie, to przewodniczący już widocznie zdążył zapomnieć, że nie jestem kukiełką w jego teatrze i powiem, co uważam za stosowne. Tym bardziej, że - szkoda, że trzeba o tym przypominać – sesja nie jest towarzyskim spotkaniem panów radnych, polegającym na nieustannej adoracji. Wiewiór I cóż! Mimo tych oczywistości, bez przepychanek słownych się nie obyło. Prowadzący obrady radny wyraźnie nie był zainteresowany tym, co mam do powiedzenia. Postanowiłam w tej sytuacji skierować swoją wypowiedź bezpośrednio do pana Podbielskiego. Mile zaskoczył mnie swoim kulturalnym zachowaniem – autentycznie chciał wiedzieć i słyszeć, co mówię. Co jednak z tego? Kiedy tylko zdążył otworzyć usta, wkroczył do akcji przewodniczący i przerwał mu możliwość odniesienia się do mojej wypowiedzi. I tak wygląda zawsze swoboda artykułowania w naszej radzie miasta. A czy nie lepiej rozmawiać z człowiekiem (każdy głos ma potencjał), budować kontakty, poznawać opinie ludzi, z nimi dyskutować na temat różnych (bez względu na autorstwo) pomysłów? Alienacja to nie remedium na rozwiązywanie problemów, o czym nikogo zdroworozsądkowego nie trzeba przekonywać. Posesyjne reperkusje Mając na uwadze niegasnące we mnie zainteresowanie sprawami miasta i jego mieszkańców, wybrałam się na sesję Rady Miasta, która odbyła się 31 VIII 2015 roku. Zapewne mogłam przewidzieć, że moja obecność roznieci różne emocje, ale reakcja co niektórych przerosła moje oczekiwania, co mnie napawa wręcz dumą – robię wrażenie! Niezwykle budujący był już sam początek. Pan burmistrz bowiem niezwłocznie odniósł się do zawartości „Wiadomości Wysokomazowieckich”. Ni z gruszki, ni z pietruszki zaświadczył o swojej tożsamości słowami: „Ja nie jestem królowa angielska”, ale uczynił to raczej bez nastawienia na rzeczową wymianę myśli, poglądów i przekonań. To akurat mnie nie dziwi – przez okres mojej pracy w charakterze radnej można było przywyknąć. Koń jaki jest, każdy widzi – pomyślałam i puściłam mimochodem w niepamięć, nikomu nic nie mówiącą frazę. Nikt chyba nie ma złudzeń, że mowa była o różnych personach, a pięść do oka lepiej by pasowała, niż ów pan do monarchini. No i co z tego! Jeszcze kilka razy w dalszej części obrad słyszałam z ust pana burmistrza, że nie jest królową angielską (bez obrazy, ale po co było sobie strzępić język po próżnicy). Cała sytuacja wreszcie zaczęła mnie bardziej śmieszyć i rozpraszać uwagę, nie tylko moją. No cóż! Przeszłam do meritum. Monitowałam o podjęcie działań, zmierzających do utworzenia budżetu obywatelskiego, o transmitowanie sesji (pisałam o tym w poprzednich numerach „Wiadomości Wysokomazowieckich”) oraz powołanie Młodzieżowej Rady Miasta w celu zainteresowania i zaangażowania młodych ludzi sprawami publicznymi na poziomie lokalnym. Aby uczestnictwo w demokracji miało sens, niezbędne jest umożliwienie młodzieży od zaraz działalności obywatelskiej. Jestem o tym przekonana, bo jakże inaczej mogę myśleć, mając za sobą pracę zawodową w charakterze nauczyciela i wychowawcy. Wskazując akurat na te potrzeby mieszkanek i mieszkańców, jak też młodzieży, jednocześnie uświadamiam naszym wybrańcom i burmistrzowi, że żyją w tym przypadku z dala od spraw ludzi i nie podejmują działań w ich interesie. Panie burmistrzu, w naszym mieście nie jest już tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej i proszę nie wpierać społeczeństwu (gdzie się tylko da) swego wyobrażenia o rzeczywistości, bo jak na dłoni widać, że znacząco odbiega ona od realiów i jest mocno skorodowana. Na sesję wybrałam się, bo takie mam prawo, przede wszystkim jako redaktor naczelna gazety – dodam, że niezależnej. Rozumiem żale burmistrza, dotyczące treści artykułów, ale bez względu na jego widzimisię w Polsce istnieje coś takiego, jak wolność słowa i powinna mieć ona szansę zaistnieć także w Wysokiem Mazowieckiem. Każdy ma możliwość dostarczyć swój tekst do naszej redakcji i odnieść się do tego, co go interesuje. A co Państwo na to, żeby w naszym mieście powstał dom dziennego pobytu dla potrzebujących opieki starszych osób?. Seniorzy znaleźliby tu opiekę medyczną, poczucie bezpieczeństwa i ofertę spędzania wolnego czasu, mogliby zjeść, skorzystać z różnych porad, zajęć edukacyjnych, a na noc wracaliby do własnego mieszkania. Gra warta świeczki (finanse są możliwe do pozyskania), tylko czy komuś się zechce….? – pytanie pozostawiam otwarte. Wielokrotnie słyszałam, że najwięcej komentarzy jest pod adresem anonimowości piszących. W takim razie trzeba zastanowić się, jak wygląda tu demokracja? I jak ją kto rozumie – po swojemu czy wg powszechnie obowiązujących reguł? Jeśli chodzi o moją obecność na sesji, to poszłam tam w konkretnym celu. Wprawdzie najbardziej zależało mi na sprawach oświatowych, ale skoro nie dowiedziałam się nic konkretnego w interesującym mnie temacie, postanowiłam poruszyć inne kwestie istotne dla społeczności wysokomazowieckiej. Szanowna władzo, proszę o empatię oraz poszerzanie horyzontów myślowych – są różne sposoby. To, co widzicie pod własnym nosem już nie wystarcza i niekoniecznie musi zachwycać innych. Trzeba zdjąć klapki z oczu i zacząć dostrzegać co się dzieje w okolicznych miastach i tych w dalszej odległości od Wysokiego Mazowieckiego. Najpierw przewodniczący Rady Miasta robił wszystko, aby uniemożliwić mi uruchomienie narządu mowy. Ta scena jako żywo z czasów PRL przypomina czasy, kiedy to robiono wszystko, aby nie dopuścić ludzi do głosu. Niepokoi mnie, że reprezentant władzy nie chce owego nawet obić o własne uszy, nie mówiąc już o wysłuchaniu – a może na mój widok dopada kogoś omam słuchowy? Wcześniej jednak zadbał o komfort wystąpienia burmistrza, który jako walne zgromadzenie składał informację dotyczącą działalności ZWKiEC sp. z o.o. Wspomi- Wracając do przedłożonych przeze mnie postulatów. Wiem, że realizacja ich wymaga dużo pracy, czasu też, a przede wszystkim przeorientowania i skierowania dotychczasowego myślenia oraz działalności władzy na tory, prowadzące do coraz lepszego 13 Wnioskowaliśmy o budżet obywatelski. Według burmistrza takowy nam nie potrzebny (grzmiał w radiu), bo on razem z radymi wie najlepiej, czego miasto i jego mieszkańcy potrzebują. Mija się człowiek z prawdą. Znaczy to ani chybi, że brodzi jak dziecko we mgle. Nie zanosi się jednak na to, że ktoś będzie miał odwagę wyperswadować mu błąd w postrzeganiu rzeczywistego stanu rzeczy. jutra wszystkich obywateli. Płacimy w końcu wielu osobom za konkretną robotę, a nie pilnowanie stanowisk, toteż bez strachu i obaw możemy mówić, czego od nich oczekujemy. Zwykli pracownicy w urzędzie, bez wątpienia, powinni zarabiać więcej, co sugerowałam w artykule „Ranking” w poprzednim numerze „Wiadomości Wysokomazowieckich”, które wydawane są przez Stowarzyszenie ADSUM. Mając okazję, nie omieszkałam pokrótce zapoznać zebranych z ideą tej organizacji pozarządowej. Moją wypowiedź starał się zdyskredytować burmistrz, przekonując radnych, że powątpiewam w ich poziom rozumienia demokracji. Mam nadzieję, że – choć się nie przyznali – zrozumieli sens moich słów (przynajmniej oni). Tymczasem podajemy przykład na to, że ludzie mają swoje wyobrażenia o potrzebach miasta. Znamy treść wniosku, który został złożony w urzędzie do projektu budżetu na 2016 rok przez jednego z mieszkańców. Uważa on, iż w Wysokiem Mazowieckiem potrzebny jest amfiteatr albo stała scena koncertowa. Proponuje dwie. lokalizacje: pierwsza – przy ulicy Ludowej i 1 Maja za domem kultury w parku, druga – targowisko przy ulicy Kościelnej i Przechodniej. Żeby mówić o poziomie demokracji, najpierw trzeba pozwolić jej zaistnieć. Trudno o to w mieście, gdzie ludziom brakuje odwagi, żeby się odezwać... Nie mogą jawnie głosić swoich poglądów, jeśli nie są one zbieżne ze stanowiskiem burmistrza. A w jaki sposób to uzasadnia – poznajmy w części argumentację: Gdy się jest na sesji, wyraźnie widać, że funkcja przewodniczącego, to fikcja. Kto inny prowadzi obrady. Podobnie ma się sprawa z dyrektorami i kierownikami placówek miejskich, którzy – choć biorą dodatki funkcyjne – nie mają prawa podjąć żadnej samodzielnej decyzji. I tak to jest. „Miasto kilkanaście lat temu zostało pozbawione własnej stałej sceny koncertowej. Po części było to spowodowane złym stanem technicznym obiektu miejskiego oraz renowacją parku przy ul. Mickiewicza. A tak na marginesie, ciekawa jestem, co będzie z propozycją radnego Nowickiego, który upomniał się o podwyżki dla pracowników urzędu miasta? Po wielu latach pora na odtworzenie – być może w innym miejscu – stałej sceny koncertowej na potrzeby organizowanych przez miasto i powiat imprez kulturalno – rozrywkowych. (…). Jako miasto powiatowe z aspiracjami powinniśmy posiadać tego typu obiekt. (…). Ten artykuł napisałam, żeby do opinii publicznej dotarła informacja o złożonych przeze mnie propozycjach, a jednocześnie, by nie funkcjonował jeden tylko przekaz (ten jedyny słuszny), jak to Roszkowska na sesji… etc.etc. Targowisko miejskie ma duży potencjał. Budowa i lokalizacja amfiteatru (muszli koncertowej) i skate-parku oraz rewitalizacja terenu Targowicy przy ul. Kościelnej i Przechodniej na rekreacyjno-integracyjny typu Wiata, np. na pikniki rodzinne z miejscem na palenisko (ognisko), zamontowanym na stałe kamiennym grillem, również na szkolne imprezy, itp. Można także na placu targowiska miejskiego podłączyć sieć Wi-Fi, celem zwiększenia atrakcyjności terenu i imprez, z pozostawieniem dotychczasowej funkcji i statusu tego terenu jako placu targowego (….)”. Do zobaczenia, na kolejnej! Halina Roszkowska Krecik dokumentalista Niektórzy z nas nigdy nie byli w sądzie, ale pan burmistrz, jak mało kto, zatroszczył się, by nasza edukacja w tym temacie była gruntowna. No to jak? Obywatel może coś wiedzieć, uważać, proponować, mieć własny pomysł ….? Pierwszy raz podał nas do sądu, kiedy rozpoczynaliśmy akcję wyborczą, za informację o najwyższych cenach ścieków. Dostaliśmy wyrok w trybie wyborczym. Pan burmistrz wybory wygrał / być może dzięki temu sądowemu werdyktowi/, a ceny ścieków są nadal horrendalnie wysokie, chociaż rzeczywiście nie najwyższe. Elżbieta Bednarz Z wizytą w drukarni - reportaż Pisaliśmy o konieczności poprawienia stanu ulicy 1 Maja. Wówczas burmistrz odsądził nas od czci i wiary, a teraz nagle odkrył (eureka!), że należy ją remontować. Komentarz pozostawiam czytelnikom. Patrząc od ulicy Ludowej widzimy parterowy budynek, przypominający barak, na którego szczycie widnieje duży napis. Z pewnością nie sprawia on wrażenia budowli ważnej dla miasta i regionu. Przypomnijmy, że burmistrz rozpowszechnił na sesji (przyznał to w sądzie) paszkwil na radną Halinę Roszkowską, obrażający jej rodzinę. Kary nie poniósł, a skądże. Na szczęście jej sprawa za „chama” została umorzona. Potem zostaliśmy poddani pod osąd Temidy za wołanie o pomoc dla mieszkanki naszego miasta. Sąd dał nam srogą nauczkę (trudno zrozumieć, za co?), a pan Michalski pytany na sesji, czy teraz nam powie, czy p. Wierzbicka ma przyłącza, odpowiada: muszę to sprawdzić! Żeby nie było wątpliwości, mamy na to świadków. Pisaliśmy również o ulicy Długiej, oczekując ujawnienia całkowitego kosztu jej remontu. To jak pisanie na Berdyczów. Podejmiemy, mimo to, działania zmierzające do wyegzekwowania informacji, która należy się mieszkańcom bez cienia wątpliwości. Wchodzimy do środka, na spotkanie wychodzi nam właściciel, pan Jarosław Zaczek, który zgodził się opowiedzieć nam o swojej firmie i pokazać, jak wygląda jej działalność. 14 Na początek kilka słów o firmie: piej poznać się na gruncie prywatnym. Dowodem prowadzenia polityki prorodzinnej jest dyplom „Pracodawca przyjazny Rodzinie.” – Nasza firma powstała w 1990 roku – wspomina pan Jarosław. Na należącym do mojej rodziny terenie znajdował się budynek biurowy, który można było zagospodarować. Właściciel podkreśla, że 80–90% załogi stanowią stali, wieloletni pracownicy. Jako inżynier poligraf, z doświadczeniem w drukarniach takich jak BZGraf czy Pakpol, nie wyobrażałem sobie innego zajęcia. Warto wspomnieć, że drukarnia refunduje obiady dzieciom, uczniom szkoły podstawowej, którzy pochodzą z rodzin najuboższych, wspiera również Przedszkole Miejskie nr 1 oraz inicjatywy takie jak Piknik Rodzinny – Serce dla Poli, Festiwal Młodych Płonka Kościelna, czy Światowe Dni Mleka. Firma należy do grona Mecenasów Wiedzy. Czasy sprzyjały podjęciu własnej działalności – duża wolność gospodarcza, duże apetyty firm i wreszcie nieograniczona konsumpcja obywateli. Wspólnie z kolegami z Białostockich Zakładów Graficznych postanowiliśmy założyć spółkę. W przeszłości Drukarnia wspierała lokalnych poetów, pisarzy i samorządy, drukowano Historię Gminy Wysokie Mazowieckie, Historię Straży, itp. Kiedy zaczynamy zwiedzanie drukarni, jesteśmy zaskoczeni ilością i jakością maszyn. Pan Zaczek wyjaśnia, że jego firma, jakby na przekór idei specjalizacji, postawiła na dywersyfikację. Właściciel firmy ma nadzieję, że dzięki stałym i wiernym klientom, takim jak SM Mlekovita czy Sokołów S.A., można optymistycznie patrzeć w przyszłość i inwestować w firmę. Zakład jest drukarnią o bardzo szerokim portfolio produktów: od akcydensów, folderów reklamowych czy kalendarzy poprzez książki, etykiety samoprzylepne i termoczułe, po opakowania kartonowe.. Życzymy powodzenia! Elżbieta Stelmaszczyk. Taki asortyment zapewnia firmie bezpieczeństwo, bo w sytuacji, gdy zawiedzie jeden obszar, stabilność zakładowi dodadzą pozostałe. Kobieto, puchu marny... Drukarnia stara się rozwijać poprzez nowe technologie, maszyny i urządzenia. Co kilka lat zakład dokonuje dużych inwestycji, np. w przyszłym roku planowany jest zakup nowej wielokolorowej maszyny, co pozwoli utrzymać pozycję na rynku. Poeci mogą pisać o kobietach bez końca. Jest ona wdzięcznym tematem ich wierszy. Inspiracją do inwestycji i rozwoju technicznego jest największy klient Drukarni – SM Mlekovita. – ...oddam ci wszystko, każdy sen i pragnienie Obecnie drukarnia zatrudnia około 40 osób, w tym 8 osób niepełnosprawnych. każdy nerw ciała, każdy ruch i krok.... /J. Tuwim/ Właściciel uważa, że firmę tworzą nie maszyny, tylko zatrudnieni ludzie, bez mądrej oddanej załogi zakład nie miałby szans istnienia na rynku. odrzyj mnie z wichrów i ugłaskaj /Brandauer/ albo – Pamiętaj, kiedy znów zdziczeję czy – ...i dwa głody sycili pod opieką wiosny, jeden głód – ten żebraczy, a drugi miłosny... /Leśmian/ Zatrudniamy mądrych ludzi po to, aby oni mówili nam co robić – mówi pan Zaczek. Jednak status kobiety przez wieki był bardzo niski, szczególnie w niektórych religiach. W judaizmie nie była godna zawrzeć „przymierza z Bogiem” bo uznawano ją za źródło nieczystości. Była własnością męża bez prawa do spadku, równa dzieciom i niewolnikom. W chrześcijaństwie była podporządkowana mężczyźnie i to on zaznaczał dobitnie gdzie jej miejsce. I to one wyklęte przez kościół były palone na stosach jako czarownice. Elżbieta Kowalczyk, kontrola jakości i pakowania wyrobów W islamie obowiązuje do dziś „prawo szariatu”, ale nadinterpretacja tego prawa pozwala na odbieranie kobietom praw obywatelskich. Zmuszane są do noszenia czarczafu pod groźbą kary chłosty. Są brutalnie dyskryminowane. My kobiety musimy ciągle udowadniać, że nie jesteśmy gorsze od mężczyzn. Z dalszej rozmowy dowiadujemy się, że firma prowadzi otwarta politykę produkcyjną i ekonomiczną, wszystkie problemy wynikające z produkcji są omawiane z kierownictwem i zainteresowanymi pracownikami. Obecność kobiet w życiu społecznym, politycznym i naukowym zaznaczyła się dopiero w XX wieku, kiedy to większość uniwersytetów przestała przyjmować do grona studentów jedynie mężczyzn. Istnieje, tzw. zjawisko Matyldy (Matilde Gape – amerykanka) – pomijania udziału kobiet – naukowców w pracach badawczych i przypisywania ich osiągnięć mężczyznom. Istnieje program premiowy, motywujący do dobrej i wydajnej pracy, dodatkowo pracownicy otrzymują bony i paczki świąteczne. Zjawisko to przybierało czasami groteskowe formy. Przykładem jest anorexia scholastika – choroba psychiczna mająca dotykać tylko kobiety nadmiernie edukujące się. Od początku istnienia firmy organizowane są spotkania i wyjazdy integracyjne. Jest to Dzień Drukarza, w którym uczestniczą całe rodziny. Podczas takich spotkań pracownicy i kierownictwo mogą le- Historia zna wiele przykładów zjawiska Matyldy. 15 Oto najnowsze: Zaraz też autorzy tekstów z miejskiego portalu podpowiedzieli: Mamy powód do dumy, że miasto Wysokie Mazowieckie w skali kraju, uzyskuje wysokie lokaty w wielu rankingach [http:// www.wysokiemazowieckie.pl/index.php/10-aktualnosci/ 615-zadluzenie-samorzadow-ranking]. – Rosalind Franklin – wiele współczesnych podręczników pomija jej zasługi w odkryciu helikalnej struktury DNA. Nie dostała nagrody Nobla, dostali ją Crick i Watson. – Cecilia Payne Gaposchkin ustaliła, że głównym pierwiastkiem wchodzącym w skład gwiazd jest wodór. Twierdzenie to odrzucono do 1929r., gdy mężczyzna opublikował pracę na ten temat. No, nie wytrzymałam i zajrzałam na stronę Wspólnoty. Wiele tam rankingów, rzeczywiście. Ale skoro jest tak pięknie, czemu nie ma nas w rankingu na 20 najlepszych serwisów samorządowych (np. Zambrów jest), a kryterium decydującym jest kwestia użyteczności strony, nie kolory czy obrazki. Może i nie powinnam o to pytać, bo co to za serwis, jak nic tam nie jest na bieżąco? (oprócz stron szkół i przedszkoli) W MOK od 16 lipca 2015 r., jak widać na stronie internetowej tej placówki, nic się nie działo, a najnowszy wpis to plakat zapraszający na Dzień Kultury Chrześcijańskiej. Miernie… – Lise Meitner opisała jako pierwsza zjawisko rozszczepienia jądrowego. W 1944 r. nagrodę Nobla otrzymał współpracujący a Meitner Otto Hahn. Przykłady można mnożyć. Mamy ciężko i przeważnie przegrywamy z mężczyznami. Ale nie z biologią. Starzy władcy są nie do zniesienia. Historycznie rzecz biorąc – szaleństwa popełniali starzy królowie i cesarze. A wiekowe władczynie? Nie! Bo one zachowują pamięć i funkcje mózgu, potrafią wykorzystywać swoje doświadczenie. W stadzie słoni przewodzi najstarsza samica. W rodzinie często, szczególnie w ciężkich czasach, to babcie odgrywają taką rolę. Bo kobiety mają o wiele większą inteligencję emocjonalną i większą umiejętność rozpoznawania detali /za prof. Vetulianim/. Kobiety lepiej czytają emocje z twarzy. Uznajemy, że mózg żeński i męski są różne, ale równe. Otóż to tylko częściowa prawda. W mózgu męskim bardzo silne i szybkie zmiany zachodzą już około 65. roku życia, kiedy spada poziom testosteronu. Neurony w korze mózgowej giną,a przyrasta ilość płynu mózgowo-rdzeniowego (ok 30%), u kobiet 1%. Kobietom po prostu neurony się nie psują. I jeszcze zapytam… skoro jest tak pięknie, czemu nie ma nas w rankingu pod nazwą „Sukces mijającej kadencji 2010-2014”, gdzie składowymi są sukcesy na polu finansów, ekonomii, infrastruktury i edukacji? To znaczy jesteśmy, ale grubo po setnej lokacie, gdy np. Grajewo pojawia się na bodajże 32 miejscu? Wiele różnych rankingów i wiele badaczy różnych też, ale rzeczywistość rzeczywistością… Analityk Wielka sztuka...? Pozycja kobiet w życiu społecznym stale rośnie. To nie sztuka wybudować nowy dom. Sztuka sprawić, by miał wsobie duszę. Jako liderki zaczęto je dostrzegać dopierow XX wieku. Wcześniej to były bohaterki drugiego planu (Bona Sforza). To słowa piosenki z repertuaru Alicji Majewskiej. Bardzo mądre słowa. Matriarchat nadchodzi wielkimi krokami. Ale póki co... ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź..., pokaż mi wody ogromne i wody ciche..., myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością...... Mamy dom, Dom Kultury. Stoi i świeci.Wielki i głupi, bez życia. Widziałam wizualizację przyszłego wnętrza, którym daje po oczach p. dyrektor od kilku lat. Jest piękne, w odcieniach szarości. Jakieś kolumny. Elżbieta Bednarz Serce rośnie Chyba po to, żeby emeryci (na jakimś spotkaniu) zrobiwszy roztańczony wąż, mieli gdzie zataczać kręgi. Pani dyrektor miejskiej instytucji kultury zupełnie bez kultury w niedawnej przeszłości popisała się złożeniem życzeń, których treść ludzie do dziś przypominają. Jeżeli złożone życzenia były efektem chrześcijańskiej miłości, a nie odniosły pożądanego efektu?, to może korepetycje na Łysej Górze będą pomocne? Tak chciałoby się powiedzieć, czytając teksty na stronie wysokomazowieckiego Urzędu Miasta. Na początku sierpnia mieszkańcy uspokoili się, że na administrację czy funkcjonowanie urzędu nie są wydawane zbędne pieniądze. I dobrze, bo trzeba gospodarnie i rozważnie – co jak podkreślono – jest zasługą burmistrza, który: do funkcjonowania samorządu podchodzi jak do firmy prowadzącej działalność gospodarczą. W trakcie pracy skupia się na dochodach samorządu, analizując koszty funkcjonowania. Nie posiada doradców ani asystentów [cyt. http:// www.wysokiemazowieckie.pl/index.php/10-aktualnosci/603wydatki-biezace-na-administracje] A czy ktoś pomyślał o młodzieży? Czyżbyście urodzili się od razu starzy? Młodzież musi się wyszaleć, gdzieś zawrzeć przyjaźnie, gdzieś się spotkać. Może przyszliby potańczyć, pograć w bilard, wypić kawę, zwyczajnie posiedzieć I nie przemówią do mnie teksty, że oni wolą siedzieć przy komputerze! Z początkiem września portal miejski informował o kolejnym wielkim sukcesie. Tym razem dowiedzieliśmy się, że nie mamy jakiegoś niepokojącego zadłużenia, ale mamy zdolność kredytową prawie najwyższą w kraju. Kamień z serca! W „Wiadomościach Mazowieckich” z 2003 r. pod redakcją pana Jana Kryńskiego jest taki zapis, z którego dowiadujemy się, że na początku urzędowania pani Dyrektor MOK została powołana – zogromnym rozmachem – kilkunastoosobowa społeczna Rada Programowa przy MOK. Miała ona pomagać nieodpłatnie w rozwiązywaniu problemów kulturalnychśrodowiska i która – uwaga! zebrała się tylko raz. Jakaś niewidzialna ręka zabroniła działalności. Może dowiemy się komu to przeszkadzało... Dlaczego była pani, p. dyrektor bardzo nieroztropna. Nie odrzuca się pomocnej dłoni. A taka jest pani potrzebna od zaraz, bo Pomyślałam... Mamy też burmistrza z wyróżniającym się uposażeniem wśród samorządowców na podobnych stanowiskach, co podkreślała Gazeta Współczesna z 29 XII 2014 roku [http://www. wspolczesna.pl/wiadomosci/region/art/4916853,radni-ustalilipensje-burmistrzow-nie-zalowali-pieniedzy,id,t.html]. Tylko takiego rankingu brak. 16 sobie pani zupełnie nie radzi, a całe miasto popada w kulturalny marazm.Teraz rozumiem, dlaczego młodzież nasz Dom Kultury nazywa Domem Starców. Z całym szacunkiem dla seniorów. Energia społeczna z wiatraka Sowiooka Jak płonie nasz kaganek oświaty Ostatnio w środowisko oświaty zostało zbulwersowane sytuacją w jednej ze szkół ponadgimnazjalnych gdzie dla nauczyciela z niewielką ilością godzin odcięto jeszcze dwie na rzecz pewnego nienasyconego działacza związkowego, tak na marginesie sprawującego funkcję radnego powiatowego. Niby nic nowego, układy jak zwykle i brak hamulców ze strony biorącego i dającego, do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Sytuacja ta jednak wskazuje na istnienie w szeroko rozumianym środowisku oświatowym szeregu patologii społecznych. Redakcja pokłada nadzieję, iż znajdą się przedstawiciele środowiska, którzy zechcą poruszyć w artykułach bolączki nauczycieli jak i patologie istniejące w sferze oświaty. O prominentnym działaczu pomilczmy bo o czym tu pisać. Właśnie pod takim tytułem odbył się pierwszy festyn pod wiatrakiem we wsi Dąbrowa Łazy. Organizacją imprezy zajęło się nowo powstałe Stowarzyszenie mieszkańców wsi Dąbrowa-Łazy „Pod Wiatrakiem”. Stowarzyszenie zawiązało się w kwietniu bieżącego roku i liczy 29 osób, a już może poszczycić się pierwszym sukcesem. Pieniądze na organizację festynu zostały pozyskane z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich, który to pozytywnie rozpatrzył nasz projekt i dzięki temu mogliśmy się wspólnie integrować w miłych okolicznościach. Irydion Impreza odbyła się pod naszą lokalną atrakcją– drewnianym zabytkowym wiatrakiem. Na przybyłych – mieszkańców wsi oraz zaproszonych gości czekało wiele atrakcji: pogadanki tematyczne (o historii okolicy, zdrowym odżywianiu) oraz ognisko z kiełbaskami. Dla najmłodszych również nie zabrakło atrakcji. Zorganizowano konkurs plastyczny z nagrodami. Wieczorem w świetlicy wiejskiej odbył się pokaz kulinarny prowadzony przez panią Dietetyczkę w którym to pokazywała jak przygotować zdrowe i smaczne sałatki. Uczestnicy pokazu mogli wziąć udział w quizie o zdrowym odżywianiu i wygrać atrakcyjne nagrody. Zwieńczeniem całodniowej imprezy był grill oraz tańce i wyśmienita zabawa w gronie mieszkańców naszej wioski. Nasze stowarzyszenie choć młode nie zamierza na tym poprzestać, chcemy zdobywać nowe środki i rozwijać naszą działalność. Młodzież to skarb narodu! Już trzy tygodnie trwa rok szkolny. Po raz pierwszy, od prawie czterdziestu lat, obserwuję szkołę i uczniów z boku. Dystans pomaga mi snuć refleksje o przeszłości, wspominać minione lata, odtwarzać w pamięci twarze swoich uczniów i wychowanków. Uważam, że mogę zaliczyć się do szczęśliwców, gdyż robiłam w życiu to, co naprawdę lubiłam. Zawsze chciałam być nauczycielką, chciałam uczyć języka polskiego i mieć dobre relacje z uczniami... Młodzież, z którą pracowałam, nadawała sens mojemu życiu zawodowemu, pozwalała przezwyciężać trudności i patrzeć na świat przez różowe okulary. Chociaż było mi nieraz ciężko, to do szkoły biegłam zawsze z radością, bo tam czekali moi kochani uczniowie. Paulina Dąbrowska Delenda est Carthago! Wspólnie z wychowankami organizowaliśmy różne imprezy – ogniska, wieczorki klasowe, wycieczki, biwaki, podczas których bawiliśmy się i zżywaliśmy ze sobą. (Kartagina musi zginąć) Uśmiechnięte buzie uczniów pozwalały zapomnieć o przykrościach i pomogły przetrwać horror ostatnich dwunastu lat… Takimi słowami ponad 2000 lat temu rzymski senator, pisarz, mówca i polityk, Katon Starszy kończył każde swe przemówienie. Powodem takiej postawy była niezwykle wpływowa rola, jaką odgrywała Kartagina i obawa, że stanie się potężniejsza od Rzymu. I teraz, po latach, jak miło zobaczyć na ulicy uśmiechniętą twarz i usłyszeć: „dzień dobry pani profesor”, przeczytać kartkę imieninową czy świąteczną od dawnego ucznia, czy spotkać niedawnego absolwenta. . Sięgam do historii starożytnej, ale nasuwa się refleksja całkowicie związana ze współczesnością. Ta pamięć, po tylu latach, jest szczególnie satysfakcjonująca, bo utwierdza w przekonaniu, że wybrana droga była słuszna i pokazuje, że młodzież na serce odpowiada sercem. Ostatnimi czasy ma się wrażenie, że taką Kartaginą dla burmistrza naszego miasta jest pani Halina Roszkowska. W wystąpieniach publicznych na sesjach rady miasta, na posiedzeniach komisji musi wspomnieć o tej kobiecie. Jestem szczęśliwa, że los pozwolił mi spotkać tak wielu wspaniałych młodych ludzi. Pozdrawiam wszystkich swoich uczniów, wychowanków i „chrześniaków”. Życzę Wam wszelkiej pomyślności i dziękuję, że po prostu byliście… Po stokroć już powtarzał, gdzie tylko mógł, że Halina Roszkowska nieprawnie brała dietę radnej. Zapewne, gdyby tak było, już dawno sprawa trafiłaby na wokandę. Nie wierzę, że pan burmistrz darowałby sobie tę przyjemność. Elżbieta Stelmaszczyk 17 Niemalże każde posiedzenie Rady Miasta zaczyna od odniesienia się do artykułów z gazety „Wiadomości Wysokomazowieckie”, działalności Stowarzyszenia Adsum, a przede wszystkim… no, bez niespodzianki – Haliny Roszkowskiej. Operowanie nazwiskiem osoby na sesji nieobecnej, czy też walka z nieobecnym przeciwnikiem, jest co najmniej nie eleganckie. Ekspansja Imperium Osmańskiego, które u szczytu swojego istnienia terytorium obejmowało trzy kontynenty (Azja, Europa i Afryka), zaczęła zagrażać chrześcijańskiej Europie. W obliczu koncentracji wojsk tureckich pod dowództwem wielkiego wezyra Kary Mustafy, cesarz Leopold I przy wsparciu papieża Innocentego XI, obawiającego się islamizacji Europy, podjął próbę stworzenia koalicji antytureckiej. Wobec biernej postawy Francji będącej w dobrych stosunkach z Osmanami i skonfliktowanej z Habsburgami, 1 kwietnia 1683 r. Leopold I i Jan III Sobieski zawarli porozumienie, na mocy którego w przypadku ataku Osmanów służą sobie wzajemną pomocą. Za wypracowanie przymierza odpowiedzialny był kapucyn Marek z Aviano, delegowany przez cesarza i papieża, którego Jan Paweł II wyniósł na ołtarze 27 kwietnia 2003 roku. O tym jak ważne w dziejach chrześcijańskiej Europy była bitwa pod Wiedniem świadczy także fakt, że w trzechsetną rocznicę zwycięstwa Jan Paweł II odwiedził Kalenberg, miejsce z którego Jan III Sobieski dowodził bitwą. Słuchając wypowiedzi burmistrza miasta ma się wrażenie, że niedługo wszystkie trudności, niepowodzenia, a nawet susza będą miały jedną przyczynę – Halina Roszkowska. Ciekawe, czy pan burmistrz, otwierając w domu lodówkę, też widzi byłą radną? Badacze podkreślają, że Rzymianie z żądzy zemsty spalili wszystko, co pozostało po Kartaginie i ceremonialnie wyklęli jej mieszkańców, a innym ludziom zakazali osiedlania się na tym terenie. Zdaniem rzymskiego historyka Liwiusza „ta walka między dwoma najbogatszymi miastami świata trzymała władców i narody w niepewności”, gdyż stawką było ni mniej, ni więcej, tylko panowanie nad światem. 10 lipca 1683 r. wojska osmańskie dotarły do Wiednia. Zgodnie z postanowieniami przymierza Jan III Sobieski, zwany przez Turków Lwem Lechistanu, ruszył z pomocą Austriakom. W nocy z 24 na 25 lipca przybył wraz z królową i trzema synami na Jasną Górę po czym ruszył do Krakowa i dalej do Wiednia prowadząc 27-tysięczną armie wojsk królewskich z husarią na czele. Podczas przemarszu Sobieski odwiedzał miejsca słynące z cudów, stąd teoria, jakoby odwiedził również Płonkę Kościelną, w której do dziś znajduje się podarowany przez niego kielich, a dla uczczenia wiktorii pod Wiedniem w trzechsetną jej rocznicę postawiono jedyny we wschodniej części Polski pomnik Jana III Sobieskiego. Obecnie kościół pw. św. Michała Archanioła zyskał status Sanktuarium Matki Bożej Królowej Młodzieży, a jego centralnym punktem jest obraz Matki Boskiej Płonkowskiej, ukoronowany 30 czerwca 1985r. Minęły tysiące lat, a żądza panowania nad światem pozostała, choćby w skali mikro. Jedno jest pocieszające. Redaktorzy gazety mogą czuć satysfakcję ze swojej pracy, bo jak widać czasopismo ma grono stałych, wiernych czytelników również w różnych kręgach władzy samorządowej!!! Uczestnik warsztatów dziennikarskich Pamięć i historia Odsiecz Wiedeńska 12 wrzesień 1683 r. Jednym z miejsc na Podlasiu silnie związanym z okresem władania Jana III Sobieskiego są Kruszyniany opisywane w sierpniowym numerze, ,Wiadomości Wysokomazowieckich”. Wioska ta była jedną z kilku, które oprócz przywilejów szlacheckich otrzymali Tatarzy po,,buncie Lipków” jako rekompensatę za nieotrzymany żołd. W taki sposób na Podlasiu osiedlili się m.in. Tatarzy z oddziału rotmistrza Samuela Koryckiego, Daniela Szabłowskiego, Gazy Sieleckiego czy Bogdana Kieńskiego. Tatarska obecność w historii Polski pojawia się jeszcze wiele razy, gdyż poza walką u boku Jana III Sobieskiego, brali udział w powstaniach w okresie zaborów, w kampaniach napoleońskich, w tym w bitwie pod Waterloo, czynnie uczestnicząc w walce o wolność Polski aż do odzyskania niepodległości w 1918 r. Obecnie w Polsce mieszka około 5 tysięcy Tatarów, z czego zdecydowana większość w województwie Podlaskim. To właśnie w Kruszynianach powstaje Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich, którego powstanie sfinansowane zostało w większości z Regionalnego Programu Operacyjnego województwa Podlaskiego, a planowane otwarcie nastąpi jesie-nią tego roku. ,,Venimus, vidimus, Deus vicit” Cichym bohaterem bitwy pod Wiedniem był kupiec i szpieg Jerzy Franciszek Kulczycki. Zasłużył się tym, że w przebraniu tureckim przedostał się do oblężonego Wiednia i powstrzymał jego mieszkańców przed kapitulacją informując o nadchodzącej odsieczy. W zamian za zasługi otrzymał wybraną przez siebie część tureckich łupów – 300 worków kawy. Wkrótce potem otworzył pierwszą kawiarnię we Wiedniu, która rozsławiła ten trunek także w naszym kraju i zapoczątkowała modę na picie kawy podawanej z rogalikiem w kształcie półksiężyca na pamiątkę zwycięstwa pod Wiedniem. Jan Sobieski z rodziną Dwunastego września mija 332 rocznica bitwy pod Wiedniem, bitwy która była początkiem upadku Imperium Osmańskiego i jedną z ostatnich chwil chwały Rzeczpospolitej Obojga Narodów z królem Janem III Sobieskim na czele. 18 Triumf Jana III Sobieskiego, naczelnego wodza sprzymierzonych wojsk, doceniony został przez papieża Innocentego XI, który nadał polskiemu królowi tytuł,,Obrońcy Wiary” i na jego prośbę 12 września ustanowił świętem Maryi w całym kościele. Dowódca wojsk austriackich, książę Karol Lotaryński, także podkreślał geniusz i zdolności dowódcze Jana III Sobieskiego mówiąc, że zapewnił on sobie sławę nieśmiertelną jako wielki wódz i król. Dla upamiętnienia Odsieczy Wiedeńskiej dzień 12 września ustanowiono w Polsce Świętem Wojsk Lądowych. a następnie lasów rudzkich. Odwrót oddziałów odbywał się nocami, polnymi leśnymi drogami oraz licznymi starciami z oddziałami niemieckimi. Do krwawych walk doszło m. In. Pod Andrzejewem, Kitami, Dąbrową Wielką, Wylinami Ruś, Mniem i Olszewem. Z 12. na 13. września nastąpiło zgrupowanie rozbitych oddziałów w rejonie Domanowa i podjęcie walki umożliwiającej przedarcie się do Puszczy Białowieskiej. Bitwa pod Domanowem Pomimo rangi jaką miała wygrana w bitwie pod Wiedniem z perspektywy czasu wydaje się jednak, że sukces ten nie przełożył się na wzrost potęgi Rzeczpospolitej. Wspomnieć wystarczy, że na skutek braku reform wynikających z niedoskonałości demokracji szlacheckiej osłabionej liberum veto i wolną elekcją oraz agresywnej polityki państw sąsiadujących (Rosji, Prus i Austrii) po zaledwie 112 latach od bitwy pod Wiedniem na skutek traktatów rozbiorowych (w latach 1772, 1793 i 1795) Rzeczpospolita Obojga Narodów zniknęła z mapy Europy. Paradoksalnie Turcja, która darzyła Rzeczpospolitą wielkim szacunkiem, jako jedna z niewielu nigdy nie uznała rozbiorów Polski, a dla posła z Lechistanu pozostawiono wolne miejsce na dworze sułtana. Relacja płk.Tadeusza Falewicza dowódcy 9. Pułku Strzelców Konnych, uczestnika walk w zgrupowaniu SGO „Narew” Trzynastego września o godzinie 9. nastąpiło natarcie Niemców poprzedzone przez batalion motocyklistów, które to z łatwością zostalo odrzucone. O godzinie 10. nowe natarcie Niemców od strony Wysokiego Mazowieckiego. Kierunki na Brańsk i Wysokie Mazowieckie były zablokowane przez Niemców, na południu miałem dolinę błotnistej rzeki Nurzec. Sytuację pułku uważałem za niebezpieczną. Pozostawała jedyna wolna droga w kierunku południowo-wschodnim przez wieś i las Pietraszki. Daria Krystyna Sapińska, radna Sejmiku województwa Podlaskiego Zaciekła walka 9. PSK Domanowo trwała cały dzień. Kilkakrotne ataki Niemców wsparte silnym ogniem artylerii załamały się w ogniu broni ręcznej i maszynowej strzelców konnych, którzy następnie zrywając się do walki „na bagnety” ostatecznie odrzucili wroga. Straty własne poważne: zginęli wszyscy oficerowie 3. szwadronu wraz ze swoim dowódcą por. Izydorem Kołakowskim. O godz. 15. nastąpiły dwa jednoczesne natarcia niemieckie wsparte ogniem artylerii z kierunku Wysokiego Mazowieckiego i od strony Brańska. Sytuacja stała się krytyczna, gdy na terenie między Domanowem, a lasem Pietraszki pokazało się 7 czołgów, odcinając pułk od brygady oraz jedyną drogę odwrotu. Sytuację ratuje bateria 14. dywizjonu artylerii pod dowództwem kpt. Przysłuckiego, który widząc na przedpolu czołgi, odprzodkował działa i ogniem na wprost trafił 3 czołgi, które zaczęły się palić. Pozostałe wycofały się na Brańsk. Powziąłem decyzję wycofania się z Domanowa. Dalsze pozostawanie tam, bez wsparcia artylerii i pomocy ze strony brygady doprowadziłoby do zagłady pułku. Jako miejsce zbiórki dla brygady pułku wyznaczyłem wieś Hodyszewo. Wieczorem zebrał się tam cały pułk, ale straty były bardzo ciężkie, gdyż wynosiły około 140. zabitych żołnierzy i oficerów. 76 rocznica napadu Niemiec na Polskę Przebieg działań wojennych w powiecie Wysokomazowieckim i regionie od Wizny do Domanowa W sierpniu 1939 r. powiat wysokomazowiecki został włączony do strefy przyfrontowej i podporządkowany dowództwu Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”, otrzymując kryptonim „Marceli I”. Dowódcą zgrupowania był gen. brygady Czesław Młot-Fijałkowski. Celem zgrupowania SGO „Narew” było zatrzymanie natarcia niemieckiego z Prus Wschodnich. Linia obrony przebiegała wzdłuż Biebrzy i Narwi na odcinku od Puszczy Augustowskiej po Różan. Jednym z najważniejszych punktów obrony tej linii był odcinek „Wizna”, przez który prowadziła droga w kierunku Brześcia. Obronę Wizny powierzono kap. Władysławowi Raginsonowi. Miasto i powiat mazowiecki przystosowano do warunków wojennych, polegających na obronie przeciwpożarowej i zaopatrywaniu w żywność oddziałów wojskowych. Reasumując powyższy opis przebiegu bitwy, warto przypomnieć o bohaterskich kobietach z Piekut Nowych, które pod kierunkiem organisty Łukasiewicza zaopiekowały się rannymi żołnierzami,opatrując rannych i zabezpieczyły im schronienie. Uratowały życie kilkunastu żołnierzom. 76. rocznica spalenia miasta przez Niemców Nastrój patriotyczny, wiara w zwycięstwo i oczekiwanie na pomoc Francji i Anglii nie spełniły się, Już w pierwszych dniach września Niemcy przełamali najważniejsze punkty oporu w Różanie i Wiżnie. Zmotoryzowana dywizja pancerna gen. Guderiana w błyskawicznym tempie przecinała drogę odwrotu SGO „Narew”. Po zajęciu Ostrowi Mazowieckiej, w dniu 9 września zajęto Zambrów, a 10 września Wysokie Mazowieckie. Już wcześniej gen. Młot-Fijałkowski przeniósł swój sztab do folwarku Michałki koło Wysokiego Mazowieckiego, a następnie do Dąbrowy Wielkiej. Jednocześnie nakazał rozproszonym oddziałom Suwalskiej i Podlaskiej Brygady Strzelców Konnych do samodzielnego przebijania się w rejon Hodyszewa i Domanowa, Po załamaniu się obrony pod Wizną, Wysokie Mazowieckie znalazło się na osi odwrotu SGO „Narew”. Dziewiątego września 1939 r. w kierunku Zambrowa i Wysokiego Mazowieckiego wyruszyły dwie dywizje pancerne z korpusu gen. Guderiana, których celem było odcięcie dróg odwrotu i zniszczenie wycofujących się oddziałów polskich. Dziesiątego września, około godziny 11. czołgi niemieckie wdarły się do miasta z rejonu wsi Gołasze i Osipy, ostrzeliwując miasto. W czasie zajmowania miasta Niemcy niszczyli je celowo, ostrzeliwując drewniane budynki pociskami zapalającymi. 19 W tych dniach ludzie, pokonując wielkie odległości, przyjeżdżają lub przychodzą na cmentarz odwiedzić groby najbliższych, dobrych znajomych i przyjaciół, zapalić świeczki na uprzątniętych wcześniej mogiłach, przyozdobić je wieńcami i różnymi kwiatami. Pragną w ten sposób dać zmarłym wyraz swojej pamięci. Wiele osób, kryjąc twarz w dłoniach, roni długo powstrzymywane łzy. Tłumiony płacz staje się swoistym remedium na ukojenie cierpiącego serca. Wspominanie tych, którym Bóg przerwał pobyt na ziemi, nie zważając na metrykę, status społeczny i na to, czy zdążyli się przygotować do ostatniej drogi (jest okazja spojrzeć na nią z pewnego dystansu czasowego) życia, prawie wszystkim uświadamia potrzebę bycia w każdej chwili gotowym na spotkanie ze św. Piotrem. Burzenie miasta trwało do późnych godzin popołudniowych, a jego efektem było: spalenie 71 domów, 132 budynków gospodarczych oraz zabicie 19. koni, 48. krów i 172. sztuk trzody chlewnej. Następstwem tych barbarzyńskich działań było zburzenie 80% zabudowy miasta. Ocalał tylko kościół parafialny i kościółek pounicki oraz kilka domów murowanych w południowej części miasta. Według relacji starosty Pawła Sulatyckiego, wywiad niemiecki wykorzystał niemających wiedzy i wyobraźni działaczy narodowych, inspirując zamieszki i ustalając co należy zniszczyć w mieście. Takim przykładem była wiedza pozwalająca zniszczyć całkowicie budynek starostwa w Rynku i ratusz przy skrzyżowaniu ulicy Kościelnej z Zambrowską. Ucierpieli tez mieszkańcy miasta. W czasie zajmowania i burzenia zginęło 30 osób, w tym pięcioro dzieci i kilka osób w wieku starszym. Między innymi.zginęli: Jerzy Książopolski lat 8, Tadeusz Wądołkowski lat 11, Jan i Zofia Ostrowscy od granatów wyrzuconych do piwnicy, 16-letni Stanisław Turowski od serii strzałów z czołgu w momencie wychodzenia z domu. Ludwika Dąbrowska, 80-letnia staruszka, spaliła się w czasie pożaru swojego domu, a Mateusz Brzostek zastrzelony przez lotnika niemieckiego w pobliżu miasta. Kiedy zaczynam rozpamiętywać o moim św.p. Ojcu, kiedy w wyobraźni widzę Jego postać, zastanawiam się nad tym, jak trudno i ciężko było Mu rozstawać się ze światem, zwłaszcza, że śmierć nie widziała Go podczas krwawego boju pod Monte Cassino. Żył z nią „za pan brat”. Bywało, szczególnie na polu walki, że niemalże stał po nią w kolejce, liczył się z nią w każdej chwili.Widział ją od siebie o krok, tuż obok, w zasięgu odwróconej na bok głowy, na wyciągnięcie ręki, czuł jej oddech na twarzy i obecność na plecach. Jego towarzysze wpadali w objęcia śmierci jeden po drugim, w okamgnieniu, bez pożegnania umierali obdarci z jej majestatu w okrutnych męczarniach, z dala od bliskich i domu. Nie było nikogo, kto mógłby okazać na pobojowisku miłość i szacunek. Po zajęciu miasta zarządzono zbiórkę wybranych mężczyzn, których w liczbie około 200 osób zamknięto w kościele parafialnym, ustawiając Żydów po prawej, a Polaków po lewej stronie. 11 września wszystkich popędzono do Zambrowa, a 12. do Łomży, skąd młodszych wywieziono do Niemiec, a starszych odesłano do domu. Mój śp. Ojciec, razem z innymi żołnierzami czołgał się ścieżkami, prowadzącymi na szczyt wzgórza Monte Cassino, po odkrytym i zaminowanym zboczu. Pewnie nie myślał wtedy o śmierci, a ta – choć często stała przed oczami – nie chciała zostawić Go na obcej ziemi, choć dookoła trwało piekło. Zacięte, krwawe walki toczyły się do 18 maja 1944 roku. Zamieniony w ruinę klasztor został zdobyty przez Polaków. Na znak odniesionego zwycięstwa zawiesili oni wczesnym rankiem flagę biało-czerwoną i odegrali hejnał mariacki. Są to, wybrane z wielu, przykłady jednej z największych tragedii w dziejach miasta. Spalone w 80% miasto i nadchodząca zima pogarszały nieszczęścia mieszkańców, którzy nie mieli gdzie mieszkać i wyżywić rodziny. 26 września, zgodnie z porozumieniem z Sowietami, Niemcy opuszczają miasto a 27 września Sowieci zajmują i bardzo szybko tworzą władze miejskie z ludzi wywodzących się z marginesu społecznego. Rozpoczął się nowy rozdział nieszczęść. Jan Kryński Por. Stanisław Kubiak, nauczyciel Szkoły Zawodowej w Wysokiem Mazowieckiem. Poległ 13 września w obronie Warszawy. Po wojnie wielu z nich zostało na zachodzie. Wielu też, nieludzko doświadczonych okrucieństwami wojny, wróciło do ojczystego kraju. Przyjechali dumni i oczekiwali choć namiastki wdzięczności. A tu... dotarło do nieszczęśników, wśród których znalazł się także mój św.p. Ojciec, że są zdrajcami i wrogami kraju, za który gotowi byli oddać życie. Wpadli z deszczu pod rynnę i w dalszym ciągu tracili zdrowie na walkę z ludową władzą. Śp. Ojciec musiał meldować się na komisariacie, chociaż nic nikomu złego nie zrobił, ale kto inny stanowił prawo, nieraz na własny użytek. Tato niejednokrotnie odczuwał na swoich plecach razy wymierzane milicyjną pałką. Szykanowano Go w perfidny sposób, aż niemożliwy do wyrażenia słowami, upokarzano.Władza komunistyczna nie znała litości. Por. Jerzy Jacimirski, właściciel majątku Żabiniec w powiecie Wysokie Mazowieckie. Poległ 13 września koło wsi Niemyte Skłody. Mój Tatuś umarł na polskiej ziemi w wieku 57 lat, kiedy wkraczałam w dorosłe życie. Śmierć nie była już tak łaskawa, jak pod Monte Cassino. Teraz był bezbronny wobec jej bezwzględnej mocy. Pogodzony z wolą Bożą odszedł, tu na polskiej ziemi, w Broku (gdzie mieszkał z rodziną) nieopodal Wysokiego Mazowieckiego. Śmierć nie oszczędziła jedynego wówczas żywiciela rodziny, który odchodząc po ciężkiej, wyniszczającej organizm chorobie (mimo upływu 47 lat dokładnie pamiętam ten dzień), osierocił ośmioro dzieci. Rozpaczaliśmy... długo, bardzo długo! Myślałam wówczas, że moja rozpacz nie ma sobie równych. Pamiętam , żeby nie zapomnieć... Wszystkich Świętych, a następnie Zaduszki to w Polsce czas zadumy, refleksji nad przemijaniem, modlitwy i okazja do odwiedzenia grobów bliskich, którzy odeszli ze świata żywych. Miejsce ich wiecznego snu kryje w sobie, zamkniętą w każdej mogile tajemnicę odchodzenia. Mimo znajomości religijnego wymiaru śmierci, niełatwo jest człowiekowi oswajać się z myślą o zakończeniu własnej drogi życiowej. Dziś, kiedy wspominamy Tatę w gronie najbliższych (Myślę, że dobry Bóg darował mu grzechy i pozwolił zając miejsce przed Swoim obliczem), mówimy o Nim z z tęsknotą i z wielką miłością. Najmłodsza siostra nieustannie ubolewa, a przede Ci, których już nie ma wśród nas, zgodnie z nauką Kościoła, są zbawieni i cieszą się wieczną szczęśliwością w niebie. 20 Wielokrotnie Jan Paweł II, podkreślał: Żołnierz polski walczył i umierał wierząc, że przez swoją ofiarę kładzie podwaliny pod budowę lepszego świata, świata bardziej ludzkiego. wszystkim właśnie w czasie każdej obecności na cmentarzu, że nie dane jej było poznać, jaki był, ani jak wyglądał. Moje serce zawsze jest otwarte na przyjęcie każdego o Nim wspomnienia. Chcę je chronić od zapomnienia – żyje w świecie mojej wyobraźni, gdzie wolno mi modlić się za Jego umęczoną duszę (kiedy tylko chcę) oraz przywoływać jak najbliżej siebie każde wspomnienie bez wyjątków w doczesnym trudnym życiu, targanym wichrami wojny i peerelowskiej rzeczywistości. W tegoroczne Wszystkich Świętych, stojąc z rodziną na cmentarzu, przy kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Wysokiem Mazowieckiem, nad grobem, w którym spoczywają doczesne szczątki mojego niezapomnianego śp. Taty (i nie tylko), żołnierza armii generała Andersa, bohatera walk o Monte Cassino (dokumentuje i upamiętnia ten fakt historyczny tablica umieszczona na dole krzyża), porozmawiam z Nim w myślach o tamtych tragicznych czasach, posiłkując się słowami najbardziej odpowiedniej do tego pieśni pt. Czerwone maki. A już dziś,pochylając czoło, hołd wszystkim nieustraszonym, walczącym o wolność oddaję ja, Halina Roszkowska, z domu Orodzińska, najstarsza córka śp. Aleksandra Orodzińskiego, bohatera walk o Monte Cassino. Cześć Ich Pamięci! Halina Roszkowska Memento Mori... – Czy widzisz te gruzy na szczycie? – nie będę pytać, bo poznał je Tata w 1944 roku na własne oczy, a teraz z góry widzi zapewne lepszy widok, niż ten z wojennej zawieruchy. O tym, że Czerwone maki na Monte Cassino / Zamiast rosy piły polską krew – nikogo nie trzeba przekonywać. Powiem tylko, że te intensywnej czerwieni kwiaty symbolizują niewątpliwie morze krwi, wypływającej z ran odniesionych przez żołnierzy, którzy, mimo to: Zbliżający się listopad każdego z nas skłania do refleksji i przemyśleń. Spacerujemy między mogiłami, niejednokrotnie rozważając tajemnice życia i śmierci. Gdy musimy rozstać się z najbliższymi na zawsze, zabiegamy, by urządzić jej godny pochówek. Miejsce wiecznego spoczynku to cmentarz. (...) poszli szaleni zażarci, (...) I poszli jak zawsze uparci Jak zawsze za honor się bić, Prawda historyczna brzmi w słowach: Po tych makach szedł żołnierz i ginął… W Wysokiem Mazowieckiem znajdują się dwie nekropolie – katolicka i żydowska. O ile obrzędowość katolicka jest nam dobrze znana, o tyle o tradycjach starozakonnych wiemy niewiele, a są one ciekawe. I chociaż: Przejdą wieki i lata przeminą, to jednak: Pozostaną ślady dawnych dni. Łoskot, spadających z góry głazów, świst kul, huk rozrywających się pocisków, zadymiane celowo wzgórze, jaskrawe błyski ognia, nie stały na przeszkodzie, kiedy: W kulturze żydowskiej dba się o to, by przy umierającym stale był ktoś obecny, by nie pozostawał sam. Pogrzeb powinien odbyć się jak najszybciej, najlepiej w ciągu 24 godzin od śmierci. W przeszłości Żydzi nie używali trumien. Obecnie wykorzystuje się je do pochówku, ale mają one wycięty otwór. Kondukt żałobny przemierza drogę na cmentarz bardzo powoli, co jest wyrazem szacunku dla zmarłego. Ceremonia nad grobem jest niezwykle krótka i ogranicza się do odmówienia modlitwy (kaddisz), co czyni ktoś z bliskiej rodziny zmarłego. Na cmentarzu nie można składać rodzinie kondolencji. Runęli przez ogień, straceńcy, niejeden z nich został i padł. Mimo wszystko: (…) doszli. I udał się szturm. I sztandar swój biało - czerwony Zatknęli na gruzach wśród chmur. Zabronione jest umieszczanie na macewach (płytach nagrobnych), bogato zdobionych symboliczną ornamentyką, zdjęć osoby pochowanej. Żydzi uznają, że kirkuty to miejsca, które należy traktować z należytą czcią, ale postrzegają je jako nieczyste. Stąd zwyczaj mycia rąk, po każdym pobycie na cmentarzu. Na pytanie: Czy widzisz ten rząd białych krzyży? – bez wątpienia usłyszałabym odpowiedź swego śp. Taty: Widzę… Wieczny odpoczynek racz dać Panie, mojemu nigdy niezapomnianemu Tatusiowi i wszystkim poległym, których prochy spoczęły często w bezimiennych mogiłach, rozrzuconych w różnych częściach świata, bo przecież: Po pogrzebie odbywa się stypa, ale nie jest to tak wystawne przyjęcie, jak u nas. Żałobnicy podejmowani są soczewicą, chlebem, jajkami (symbol życia) oraz winem (kielich pociechy). Idź naprzód, im dalej, im wyżej, Tym więcej ich znajdziesz u stóp. Przez siedem dni od pochówku trwała żałoba. Nie można było wtedy pracować, nosić sandałów, myć się, a ogólnie rzecz wykonywać czynności, które dostarczają przyjemności. W tym czasie, rano i wieczorem w domu zmarłego odprawiają się nabożeństwa. Ta ziemia do Polski należy, Choć Polska daleko jest stąd, Bo wolność krzyżami się mierzy, Historia ten jeden ma błąd… W ciągu 30 dni od pogrzebu żałobnicy nie uczestniczą w zabawach i nie obcinają włosów. W rocznice śmierci zapala się świecę, która ma płonąć przez całą dobę. Oni wszyscy proszą nas, dla których wolność wywalczyli, sparafrazowanymi słowami Simonidesa: Przechodniu, powiedz Polsce: Tu leżymy jej syny, prawom jej do ostatniej posłuszni godziny… Organizacja wspaniałego godnego, pięknego pogrzebu jest obowiązkiem, a jednocześnie najszlachetniejszym uczynkiem. 21 Mazowieckiego. Na ostatniej sesji burmistrz powiedział, że zysk firmy będącej własnością miasta wyniósł około 30 tys.zł. A cóż tak cieniutko? Po co w takim razie było zatrudniać nowego dyrektora d/s zbędnyćh? Spacer po cmentarnych alejkach, przypomina każdemu, że człowiek jest śmiertelny. I to bez względu na status społeczny. Za Michałem Kozalem warto więc powtórzyć: abyś źle nie umarł, żyj dobrze. (...) Możemy być posądzeni o czepianie się, ale prawdą jest, że uszczupla on w jakiś sposób zyski firmy. Utrzymywanie sztucznie stanowiska w przygotowanej przechowalni (ZWKiEC sp. z o.o) do następnych wyborów nie jest obojętne dla zakładu pracy i podatników. Czy firmę będzie stać na to, żeby płacić mu pobory, w końcu z naszych pieniędzy? Czyż mieszkańcy nie mają innych ważniejszych potrzeb od tych związanych z utrzymywaniem zbędnego etatu, tylko dlatego że burmistrz ma prawdopodobnie jakieś polityczne zobowiązania??? No właśnie i dlaczego??? Marek Wojciechowski Z historii walczącej Warszawy Co roku wrzesień przypomina nam napaść Niemiec na Polskę. Historia mówi też o bohaterskiej obronie Warszawy, która jako jedyna stolica zaatakowanego państwa, przeciwstawiła się wrogowi. Rozpaczliwa, nierówna walka, ukazująca bezprzykładne bohaterstwo Polaków, trwała trzy tygodnie. Słabo uzbrojeni obrońcy walczyli z „uzbrojonymi po zęby” najeźdźcami, którzy atakowali Polaków z lądu i powietrza. Piłka w grze... Wieść gminna niesie, że w Szkole Podstawowej Nr 1 dyrektorowi nie wystarczają dwaj zastępcy. Konieczne okazało się powołanie kierownika szkolnej hali sportowej, koniecznie w osobie radnego miejskiego i koniecznie z kilkusetzłotowym dodatkiem. Pytanie: dyrektor nie potrafi sam zapanować nad piłkami w sportowym magazynku, czy dieta radnego za mała? Obrońcy, zmuszeni do kapitulacji, poddali się 28 września 1939 roku. Elżbieta Stelmaszczyk Mieszkańcy piszą Centralna Kurka Zaradna Szanowna Redakcjo! W naszej szkole chodzi kurka, liczy sporo wiosen, ciągle stroszy piórka. Jestem babcią, która prowadza wnuka do pierwszej klasy i od już prawie miesiąca mam okazję widzieć „dantejskie sceny” na przykościelnym parkingu, kiedy go odbieram. Mój wnuk zaprzyjaźnił się z kolegą z pobliskiej wsi i kiedy przychodzę po niego do szkoły, to odprowadzamy Mateuszka na autobus do domu. Ale to co widzę na miejscu odjazdu autobusów szkolnych przeraża mnie. Ludzie! Czy wy chcecie jakiegoś nieszczęścia? Przecież zatłoczony bez jakiegokolwiek sensu i porządku parking nie może być o czternastej z minutami, kiedy autobusy próbują zawrócić żeby możliwie bezpiecznie podjechać po dzieci zastawiony albo na bieżąco zastawiany przez rajzerów w samochodach osobowych. Gdzie policja, gdzie straż miejska? Dzieci biegnące do autobusów są narażone na bezczelne manewry „palących gumy” szpanerów w tatusiowych autach (gdyby sami na nie zarobili, nie paliliby gum i nie obijali zderzaków dla zaimponowania innym). Czy nie powinno się zrobić porządku na parkingu, miejsc do zawracania i zadaszonej ławeczki dla czekających dzieci? Może to tu należy wydać miejskie pieniądze, a nie na kolejną fontannę, czy kostkę? Nie czekajmy na wypadek, który otrzeźwi wszystkich decydentów i szkołę. Nie dziwię się ludziom zostawiającym bez porządku auta, bo jedni mają fantazję postawić przodem do kościoła, a inni obok sąsiada, żeby móc pogadać, ale co na to odpowiedzialni za dzieci nauczyciele i burmistrz? Nie „miejskie” dzieci, to może wójt ma o to zadbać? Opamiętajcie się póki czas! Ładnie jej w różowym, w szpilki się ubiera, oczekuje pochwał taka z niej przechera. W gniew wpada dość szybko, mina nadąsana od swych podopiecznych oczekuje ciągłego przepraszania. Aby owe przepraszanie wypadło z fasonem potrzebne są kwiaty żółte poparte kryształowym wazonem. Uczniowie pojętni, rodzice bogaci, znoszą naszej kurce dowody przeprosin uczniowskiej braci. Kto to jest, niech zgadną ci co nie wiedzą, a jak chcą się dowiedzieć niech w pizzerii posiedzą. Historyjka o Fruzi, co lubi dawać buzi Przyszło do głowy Fruzi* Dawać chłopakom buzi* No, a że Fruzia żona* To sprawa utajniona* Szukała długo Fruzia* Bo nieładna jej buzia* I wielkie miała kłopoty* By znaleźć do tej roboty* Marzyła o dziedzicu* Ten już miał o gładkim licu* A Fruzia nie dość że mężatka* To chuda i wcale nie gładka* Więc kiedy się trafił Franek* Okrutnie szpetny kochanek* Cieszyła się Fruzia wielce* Lecz dała po wódki butelce* Na schadzkę domek wybrała* Gdzie koleżanka mieszkała* Wszyscy poszli do pracy* To Fruzi nikt nie zobaczy* Wypatrzył Fruzię Janek* Ja wiem kto to ów kochanek* Opowiem wszystkim wokoło* Jak się bawiłaś wesoło* Dostaną się wam baty* Bo Franek tez żonaty* Śmieje się Janek z Fruzi* Odechce się dawać buzi* Płacze teraz Fruzia* Boli obita buzia* Przez małżonkę Franka* Jej brzydkiego kochanka* Dziedzic się nad nią zlitował* I zemstę wykoncypował* Okrutnie nie lubił Janka* Mów w sądzie że nie masz kochanka* Sędzia znajomy dziedzica* Ze śmiechu zagryzał lica* Sąd nie ma nic do roboty* Tylko strzec Fruzi cnoty* Chętnie by skazał Janka* Choćby za Fruzi kochanka* Bo dziedzic mu podpowiedział* By Janek w kozie siedział* Poszła Fruzia do pana* Sprawa została przegrana* Zrobiłam jak dziedzic kazał* A sąd miast wybielić umazał* Płacze mu teraz Fruzia* Bolała obita buzia* Mąż mnie za Franka wychłostał* A po kochaniu smród został* Morał z historii taki* Wybieraj miast domku krzaki*By nie zobaczył Janek* Kto jest kolejny kochanek* Babcia Ela Zasłyszane Zysk, czy strata?... Jak wieść gminna niesie, na terenie miasta powstała przechowalnia. Taki schowek zwykle służy do składowania buraków, ziemniaków i innych zapasów. Zdziwienie wywołuje fakt przeznaczenia na przechowalnię ZWKiEC sp.z o.o. Trzeba mieć w zanadrzu jakiś sżczególny plan do zrealizowania aby uzasadnić taką potrzebę... Nasza samorządowa firma komunalna jakoś zawsze „przędła” generując zyski pod najjaśniejszym kierownictwem z Wysokiego 22 Dwór pana Półka z książkami Władza każdego pana na dworze się opiera wyrośnie tu niechybnie niejedna dworska kariera Maryla Szymiczkowa to nowa dama polskiego kryminału retro. Jej pierwsza i miejmy nadzieję nie ostatnia powieść pt. Tajemnica Domu Helclów przenosi czytelnika w mieszczański świat czasów pani Anieli Dulskiej. Książka tchnie atmosferą XIX wiecznego Krakowa, w którym jak się okazuje jest miejsce również na zbrodnię przez duże Z. Pan nauki im daje: czas zaspokoić żądze nie cofać się przed niczym najważniejsze – pieniądze! Bohaterka powieści profesorowa (jakże krakowskie!) Szczupaczyńska jest kwintesencją swojej epoki. Zabiegana pani domu, pamiętająca o pulardzie na obiad, kupnie wina przeciwko cholerze,kontrolująca służbę i zabiegająca o pozycję męża, nudząca się śmiertelnie w Krakowie A.D. 1893 r. wpada, a raczej należało by powiedzieć wkracza z dostojeństwem czterdziestoletniej matrony do Domu Helclów – przytułku w którym zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Dopóki jestem przy władzy błogosław mi dobry Boże przy mojej wielkiej fortunie i wasza wyrosnąć może Wy macie robić wszystko by ona dozgonnie trwała pieniądze i wieczna władza! ot, filozofia cała! Z wrodzoną dociekliwością, niektórzy mogli by nazwać ją wścibstwem, Zofia Szczupaczyńska rozpoczyna śledztwo! Na jego dworze sfora na jej ustach piana ty mały ludku zobaczysz co mogą sługusy pana Wspaniała lektura dla osób szukających dawnych klimatów, misternej i zabawnej intrygi, a przede wszystkim ten Kraków, ten czas. Polecam! Największy sługus wpadnie /nie robiąc rzeczy oglądu/ zabierze prawo do głosu i jeszcze poda do sądu Mól książkowy Na nic warte błagania rwanie włosów z głowy sąd przyznać mu rację jest zawsze gotowy Od redakcji: Specjalne wydanie „Wiadomości Wysokomazowieckich” w tej edycji liczy 24 strony. Oniemiała sfora ściska go za szyję moherowy beret z radości aż wyje To zasługa naszych redaktorów, a także wielu osób spoza zespołu redakcyjnego, które wsparły nas artykułami prasowymi w wyniku przeprowadzonych warsztatów dziennikarstwa obywatelskiego – dodajmy –, będącego metodą dialogu społecznego. Marne to zwycięstwo inkwizycjo wielka co zrobisz jak zostanie taczka i szufelka? Jeszcze pan go pogłaszcze mój mały dworusie a echo odpowie konusie, konusie... Gill anonim TYLKO 10% SPOLECZENSTWA POTRAFI PRZECZYTAĆ TEN TEKST: Projekt „Warsztaty dziennikarstwa obywatelskiego metodą dialogu społecznego” dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich T3N T3K5T M4 Z4 Z4D4NI3 POK4Z4Ć J4KIM Z4J38I5TYM N4RZ3DZI3M J35T N45Z MÓZG. TO N4PR4WD3 NI3ZEYKŁ3! N4 POCZ4TKU J35T CIEŻKO, 4L3 Z CZ453M - 4 DOKŁ4DNI3 W T3J LINIJC3 MÓZ6 Z4CZYN4 CZYT4Ć 4UTOM4TYCZNI3 I T3R4Z JUŻ N4W3T NI3 MY5LI O TYM. POWINI3N35 SI3 CI35ZYĆ! TYLKO NI3LICZNI 5Ą W 5T4NI3 TO PRZ3CZYT4Ć! 6R4TUL4CJ3! Aktywność piszących mile nas zaskoczyła. Liczymy na dalszą współpracę, a tymczasem dziękujemy za redakcyjny trud. Nie wszystkie nadesłane artykuły bylismy w stanie umieścić na łamach gazety, ale gwarantujemy, że w przyszłym numerze znajdzie się dla nich miejsce, po uprzednio dokładnym sprawdzeniu informacji w nich zawartych. Jeżeli potrafisz przeczytać - UDOSTEPNIJ to dalej! 23 Redakcja WEJŚCIE DLA ARTYSTÓW LOKALNYCH Posiepane rękawy Od wyciągania z dołków Przez przyjaciół Rozdarte nogawki Od przydeptywania Przez wrogów Zniszczone buty Od uciekania Przed problemami I brak kasku Gdy spadają na głowę Za duża o jeden numer Wrażliwość Przyciasna miłość Za szeroka naiwność Zbyt popuszczana na szwach Szczerość... Życie na miarę A do poprawki... Beata Szabracka Jak płatek śniegu Jestem przez chwilę Tańczę na wietrze Spadam By zginąć Pod zabłoconymi Butami życia A lata żal... W powietrzu czuć jesień w konarach drzew ochrą swój ślad zaznacza wśród liści morza a mnie już szkoda tych jasnych poranków co lśniły jak zorza Prześniły się bajeczne lata kolory jeszcze rozkoszna lilia barwami się pyszni a mnie już żal tych zaczarowanych nocy utkanych z kwiatów wiśni Józef Matuszelański, obraz olejny Srebrną firanką pajęczyny osnuta róża desperacko wychyla twarz do słońca ale jej pobladłe płatki żałośnie wyczuwają nieuchronny zapach końca O wodzie Babiego lata nici po polach się snują a myśl samotna gdzieś w niebo ulata wrzosy fioletem ścielą się po łąkach to już powolne umieranie lata. i pomysleć że do kogoś zawsze bliżej niż do ziemi Elżbieta Bednarz Beata Szabracka jak soplom lodu przyjdzie zapłakać skruszyć się cakowicie przemienić się w wodę i wsiąknąć Julian Dworakowski REDAGUJ RAZEM Z NAMI Redakcja Wiadomości Wysokomazowieckich zwraca się z apelem do szanownych czytelników i mieszkańców miasta o wspólne redagowanie naszej gazety. Czekamy na Państwa listy, uwagi i artykuły, które będziemy zamieszczać na łamach czasopisma. Materiały należy zgłaszać na adres: [email protected] Ogłoszenie Halina Roszkowska, obraz olejny Zarząd Stowarzyszenia Wspierania Demokracji Lokalnej oraz Redakcja Wiadomości Wysokomazowieckich zwracają się z prośbą do sponsorów i wszystkich życzliwych ludzi o wsparcie finansowe naszego wydawnictwa oraz działalności stowarzyszenia. Nr konta: 11 8774 0000 0007 4157 2000 0010 Bank Spółdzielczy w Wysokiem Mazowieckiem Wydawca: Stowarzyszenie Wspierania Demokracji Lokalnej ADSUM Redaktor naczelna: Halina Roszkowska e-mail: [email protected] Zespół redakcyjny: Elżbieta Bednarz, Elżbieta Stelmaszczyk, Marek Wojciechowski, Jan Kryński, Barbara Murawska, Adres redakcji: ul. Długa 57A/1U 18-200 Wysokie Mazowieckie www.wiadomosciwysokomazowieckie.pl 24