Pola Gojawiczyńska

Transkrypt

Pola Gojawiczyńska
mbp-podkowalesna.pl
Pola Gojawiczyńska
Pola GojawiczyńskaDOMEK POLI GOJAWICZYŃSKIEJ
POLA Gojawiczyńska nie zapisała się trwale
w świadomości i pa-mięci mieszkańców Podkowy. Czy dlatego, że nie mieszkała tutaj na stałe, a jej
kontakty towarzyskie ograniczały się do wąskiego grona zaprzyjaźnionych osób, czy z tej przyczyny, że
jej pisarstwo adresowane było do innego kręgu odbiorców? Nie wrosła w tutejsze środowisko i pamięć o
tym, że tu bywała, zachowała się tylko dzięki temu, że Miejska Biblioteka Publiczna nosi od lat
sześćdziesiątych jej imię.
POLA Gojawiczyńska nie zapisała się trwale w świadomości i pa-mięci mieszkańców Podkowy. Czy
dlatego, że nie mieszkała tutaj na stałe, a jej kontakty towarzyskie ograniczały się do wąskiego grona
zaprzyjaźnionych osób, czy z tej przyczyny, że jej pisarstwo adresowane było do innego kręgu
odbiorców? Nie wrosła w tutejsze środowisko i pamięć o tym, że tu bywała, zachowała się tylko dzięki
temu, że Miejska Biblioteka Publiczna nosi od lat sześćdziesiątych jej imię. Nie wiem, ilu podkowian
umiałoby wskazać miejsce, gdzie miesz-kała. Piszę — miejsce — bowiem mały domek
rozbudowany przez kolejnych właścicieli jest zupełnie niewidoczny w gąszczu krzewów, które rozrosły się
przez te lata. Czy zresztą ktokolwiek z młodego pokolenia podkowian zna jej nazwisko nie tylko z nazwy
biblioteki, czy czytał jej utwory? Los obszedł się okrutnie z twórczością Gojawi-czyńskiej. Popularna w
okresie międzywojennym, zwłaszcza po udanej ekranizacji i tak już poczytnych Dziewcząt z Nowolipek,
po wojnie wy-dała z rzeczy znaczących już tylko powieść Krata, nota bene pisaną w Stawisku. Nie
zasłużyła się nowej władzy, toteż nie była lansowana, mimo iż jej twórczość poświęcona ludziom żyjącym
w cieniu rosnących fortun i karier przedwojennej Warszawy wpisywała się w nurt antyburżuazyjnej
polityki lat pięćdziesiątych. Nikt też nie wyciągnął po latach jej pisarstwa i jej biografii, żeby po
odświeżeniu sprzedać dawne skandale z zyskiem, bo jej życie nie nadawało się na bestseller w rodzaju
Wyznań gorszycielki. A jednak sądzę, że warto przypomnieć tę pisarkę, nie tylko dlatego, że jej imię nosi
miejscowa biblioteka. Związki Gojawiczyńskiej z Podkową rozpoczęły się od jej pobytu w Stawisku. Był
rok 1944, gdy Pola z córką znalazła się w domu Iwaszkiewiczów. Wspólnie z gospodarzami przyjmowała
docierających do Podkowy warszawiaków, uczestniczyła — choć chora i rozbita psychicznie
— w życiu Stawiska i to w sposób znaczący, jak wspomina Iwaszkiewicz. Nie znała więc
przedwojennej Podkowy i, jak sądzę, nie zamieszkałaby tu w tamtym okresie. Przedwojenna Podkowa to
nie było jej środowisko, nie tylko dlatego, że wychowała się na ubogich przedmieściach Warszawy. Przede
wszystkim dlatego, że Nowolipki z całym ich stylem życia, klimatem i zwłaszcza mieszkańcami, uważała
za swój świat i nie wstydziła się go. Dewiza bohaterek Gojawiczyńskiej, a może i jej samej, zawiera się w
słowach: jeśli się wyszło cokolwiek dalej poza Ogród Saski, trzeba było spłacać dług. Postacie literackie
przez nią wykreowane, z którymi się utożsamiała, zawsze będą spłacać długi. Zawsze będą im stać przed
oczyma prawdziwe strony rodzinne: ciemne i brudne uliczki i podwórza, na których bawią się kałem
kalekie dzieci. Sądzę, że nie czułaby się w Podkowie dobrze również dlatego, że jak ognia bała się
wszelkich przywiązań, które czynią człowieka zależnym, niewolą. Z tych najgorsze są przywiązania
materialne. Obrastanie w rzeczy, które służyć mają człowiekowi, a którym w ostateczności on sam służy.
Była tego świadoma i bardzo się przed tym broniła; temat ten znalazł się też w jednym z jej felietonów
pisanych do prasy. Ta postawa Gojawiczyńskiej nie wydaje się dziwna zważywszy, że pisarka we
wczesnej młodości, po przeczytaniu Ludzi bezdomnych, uznała los Judyma za własny. Wierna
młodzieńczym ideałom nie mogła więc żyć w luksusie (nawet gdyby go osiągnęła) i zapomnieć o tych, z
którymi się wychowała. Dlatego pewnie była tak popularna wśród czytelników, a zwłaszcza czytelniczek
pochodzących z ubogich miasteczek i przedmieść. O tej popularności świadczą wznowienia jej powieści
oraz otrzymywane listy. A jednak w końcu związała się z naszym miastem. Czy w po-wojennej Podkowie
czuła się u siebie? Być może tak, bo była to już zupełnie inna Podkowa. Przybyli liczni inteligenci
pozbawieni dachu nad głową, wynajmujący za grosze pokoiki u miejscowych właścicieli.Z tymi
przybyszami mogła się pisarka identyfikować. Zresztą szukała tu przede wszystkim spokoju, oderwania
się od licznych kłopotów, jak świadczą jej listy oraz utwory literackie. Kochała drzewa i dobrze czuła się w
cichych, zielonych zakątkach. Zapewne pamiętają ją dawni mieszkańcy miasta, próżno jednak szukać jej
nazwiska w sprawozda-niach z ówczesnych spotkań czy zebrań. Podupadająca na zdrowiu, nie miała
czasu i sił, by poświęcać się działalności społecznej tam, gdzie przyjeżdżała odpocząć.
Działki przy
ulicy Błońskiej 26 Gojawiczyńska i zaprzyjaźniona z nią właścicielka czytelni podkowiańskiej Wanda
Suchecka kupiły od Iwaszkiewiczów. Był to koniec lat 40. Obie sąsiadujące parcele zostały wydzielone z
pozbawionych drzew, okresami podmokłych terenów łąkowych w północnej części osiedla.
Gojawiczyńska, która przez pe-wien czas mieszkała w Łodzi, przeniosła się do Warszawy i wówczas
zdecydowała się na postawienie w Podkowie maleńkiego drewnianego domeczku, skromnego jak ona
sama. Do tego pokoju z kuchenką przy-jeżdżała z córką, a później także z wnukiem. Czy, podobnie jak
Wanda Suchecka, starała się zagospodarować działkę, sadząc na niej krzewy i kwiaty, nie wiadomo. Dziś
zapewne już nikt tego nie pamięta. Teren parceli porastają teraz olbrzymie brzozy i lipy, gdzieniegdzie
czarny bez, a także rododendrony, ale te posadzili późniejsi właści-ciele. Z tamtego czasu, gdy
przyjeżdżała tu wypocząć, pochodzą zdjęcia wykonane przed domkiem. Wtedy zrodziła się znajomość z
http://mbp-podkowalesna.pl/archiwum
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 7 March, 2017, 07:59
mbp-podkowalesna.pl
pierwszą kierowniczką podkowiańskiej biblioteki, Wandą Głowacką. Szukałam śladów Gojawiczyńskiej w
Podkowie, ale nie znalazłam ich wiele. Pamiętają ją dawni mieszkańcy, ale nie są to wspomnienia, które
wnoszą coś do jej obrazu jako pisarki i człowieka. Była, mieszkała tu i to wszystko. Ci, co znali ją bliżej,
albo nie żyją, albo nie mogą już nic powiedzieć. Pozostają nam więc tylko tropy literackie. Z tych
najwięcej znajdziemy u Iwaszkiewicza. Nie znałem Poli przed wojną. Poznałem ją dopiero wtedy, gdy
zbiedzona i zmaltretowana moralnie i fizycznie zjawiła się w naszym domu, aby tu wrócić do równowagi.
Mieszkała u nas dwoma nawrotami. Za drugim razem już nieco dłużej. Wtedy to właśnie, pośród
trudności i zamieszania, jakie przeżywał mój dom w ostatnim roku wojny ... Gojawiczyńska stała się
elementem spokoju i równowagi. Już wówczas była mocno cierpiąca. Jeżeli sobie przypominam, to widzę
ją najczęściej leżącą w łóżku ze śladami nie przespanej nocy na twarzy. A jednak, gdy zdarzały się
przykre czy smutne wypadki, kiedy trzeba było rozważyć skomplikowane okoliczności... szło się do
«pokoju Poli». Znajdowało się tam radę, pomoc w rozwiązaniu tragicznej szarady albo —
ostatecznie — można się było wygadać. Jej prawdomówność i rozsądek działały uspokajająco.
W tym też pokoju odbywały się oderwane spory na tematy literackie czy życiowe. Przy jej łożu odbywały
się lektury nowych utworów. ... Zadziwiające, że nie pamiętam, aby nam czytała coś swojego, chociaż
cała „Krata" powstała pod dachem naszego domu. Poeta wspomina wieczór sylwestrowy roku
1944, kiedy przy łóżku Poli czytał jej i domownikom przetłumaczoną właśnie „Elektrę" Giraudoux... Bezkompromisowa teza «Elektry» odpowiadała, jak nie można bardziej, pojęciom moralnym
Gojawiczyńskiej i jej wymaganiom etycznym wobec siebie i ludzi.... Razem z Nią przeżywaliśmy też
ciężkie czasy powstania. Na horyzoncie nad lasem widniały wtedy co wieczora dymy palącej się
Warszawy. Chodziliśmy wieczorami ... patrzeć na te rude łuny, wznoszące się nad miastem...
Iwaszkiewicz opisuje stosunek Gojawiczyńskiej do ludzi, zwłaszcza tych, którzy uciekli ze zniszczonej
Warszawy: Umiała być prosta i ser-deczna... Potem, gdy dom był pełen tych, co tu na czas nieokreślony
zostali, myślała nawet o rozrywkach dla tych bezdomnych. Z przyjaciółką mojej żony stworzyła w moim
gabinecie (w którym mieszkało cztery czy pięć osób) «barek Poli», gdzie można było dostać jakieś
zakąseczki pod kieliszek z trudem zdo-bywanej nalewki. Barek miał wielkie powodzenie i także był
miejscem sporów i dyskusji. Kiedy wiosną 1945 roku Gojawiczyńska przeniosła się do Łodzi,
Iwaszkiewiczowie odwiedzali ją tam. Niestety i tutaj Pola chorowała. Okres po upadku Powstania
Warszawskiego wspomina Iwaszkie-wicz w Notatkach z lat 1939-45. Domem w Stawisku zawładnęli
wów-czas przyjaciele i znajomi gospodarzy — ludzie pióra, muzycy, wszyscy przygarnięci
gościnnie przez Iwaszkiewiczów. O tym trudnym czasie, gdy Warszawa przestała już istnieć, gdy nikt z
mieszkańców podwar-szawskich osiedli i przybyszów nie był pewien, czy dożyje jutra, napisał poeta
wspomnienie pod datą 5 grudnia (1944), nadając mu tytuł Świat na Opacz. Przed wieczorem zawsze
posiedzenie u Poli Gojawiczyńskiej. U niej w po-koju najprzytulniej, najcieplej, siedzimy i popijamy
herbatkę. Kiedy przychodzą jakieś niedobre wiadomości, zjawiają się nowi odwiedzający, przychodzi ktoś
z niewykonalną prośbą, uświęcił się zwyczaj, że wchodzę do Poli zacierając ręce i powiadam: «To życie!
To lubię!» Stało się to już u nas przysłowiem. Notatka z 18 stycznia 1945 roku nosi tytuł Pierwszy dzień.
Ra-nek po ucieczce Niemców, po nocy przerywanej strzałami i nalotami bombowymi na szosę zapełnioną
uciekającymi Niemcami, przeżywałn poeta w towarzystwie domowników. Stali się nimi bezdomni znajomi,
pozbawieni perspektyw na szybkie znalezienie jakiegoś stałego lokum. Była wśród nich także
Gojawiczyńska.
Wpadam jak bomba do Poli, która jest jeszcze nie ubrana i wołam:
— Są Rosjanie w Brwinowie. Nie daje mi wiary. Wypadamy przed dom wszyscy i oglądamy jadące
czołgi. Wierzyć się nie chce, Niemców nie ma... Ulga jest tak wielka, że natychmiast przychodzi fala
pisania. Zamykam się w malutkiej ubieralni Hani, która mi służy za gabinet, i od jednego zamachu
kończę cały rozdział mojej książki o Sycylii, którego od dłuższego czasu nie mogłem pokonać. Zaraz po
skończeniu melduję o tym Poli. Jest oburzona... Gojawiczyńska była „matką chrzestną"
opowiadania Iwaszkiewicza Ikar, bowiem to ona nakłoniła pisarza do spisania tego zdarzenia, o którym
jej kiedyś opowiedział. Wspominając tamten okres Iwasz-kiewicz notuje: tak się przeplatały nasze
przeżycia literackie i nieliterackie. Na tym polegała nasza przyjaźń. Niestety, nie udało mi się tu utrwalić
najcenniejszych rysów naszej przyjaciółki: jej prostoty i szlachetności. Poeta pisze o autorce Dziewcząt z
Nowolipek ciepło. Czuje się, że liczył się z jej zdaniem i cenił ją, jako człowieka. Odpłacała mu tym
samym. ...To, czym była Pola Gojawiczyńska w życiu, odbijało się jak w zwierciadle w jej powieściach.
Niektórzy autorzy są tak zupełnie inni niż ich książki, w dziełach swych dają uzupełnienia albo nawet
kontrasty swoich osobowości. U Gojawiczyńskiej dzieło i człowiek stanowiły zastanawiającą jedność.
Iwaszkiewicz podziwia Gojawiczyńską za serdeczność i prawdo-mówność, za to, że nic nie robiła na
pokaz, za wstręt do wszelkiego grymasu. Czasami szczerość ta utrudniała obcowanie z Gojawiczyńska,
ale dla tych, którzy umieją ją należycie ocenić, stanowiła źródło pociechy, a nawet — śmiem
powiedzieć — źródło nauki. Przez pierwsze lata powojenne kontakty Gojawiczyńskiej ze
Stawi-skiem były dość bliskie. Także Iwaszkiewiczowie gościli u niej w Ło-dzi. Później więzy te znacznie
http://mbp-podkowalesna.pl/archiwum
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 7 March, 2017, 07:59
mbp-podkowalesna.pl
się rozluźniły. Pani Maria Iwaszkiewicz pamięta Polę odwiedzającą jej rodziców, pisarka była gościem na
uro-czystości z okazji rocznicy ich ślubu. Ale jej życie osobiste i choroba alkoholowa nie sprzyjały
kontaktom towarzyskim. W archiwum Sta-wiska zachowało się zaledwie kilka jej listów do Anny i
Jarosława, prawie wszystkie z wczesnego okresu ich znajomości.
Listy te, które mogłam przeczytać i wykorzystać dzięki uprzejmości pani Marii Iwaszkiewicz i Dyrekcji
muzeum, świadczą o bliskiej z nimi zażyłości. Pisarka zwraca się do Iwaszkiewiczów, jak do
najbliższych:„Kochany Jarosławie", „Droga Haniu". W liście pisanym z okazji Bożego
Narodzenia wspomina wspólną wigilię w Stawisku: Załączam opłatek i życzenia najlepsze dla Ciebie i
całego domu, na święta Bożego Narodzenia, co zawsze mi będą przypominały wigilijny wieczór w 44 roku
na Stawisku (list datowany 16 II 48).
W liście z 14 grudnia 1946 roku dziękuje za przesłane książki
autorstwa Jarosława: Przeżyłam chwile prawdziwej rozkoszy przy czytaniu i podarowałeś mi parę
intensywnie przeżytych wieczorów literackich u siebie w domu i bez publiczności. Przypomniały mi się
pewne okresy na Stawisku, gdy czytałam Twoje rękopisy. W zakończeniu autorka wymienia te utwory,
które najbardziej jej się podobały: Moje ulubione to: Bitwa i Zygfryd. Do Jarosława Gojawiczyńska
zwraca się z prośbą o pomoc w spra-wie wysokości przysługującego jej honorarium, można wyczuć, że
nie było jej łatwo walczyć o byt, że potrzebowała oparcia i takie w oso-bie Iwaszkiewicza znajdowała.
Inny charakter ma jej korespondencja z Anną. Jest tam mowa o córce Wandzie i zięciu, Stanisławie
Nadinie, o wnuku i wspólnych wszystkim matkom przeżyciach związanych z dorastaniem i
samodzielnością dzieci. Sporo pisała o swoim zdro-wiu, z którym miała z biegiem lat coraz poważniejsze
kłopoty. Podczas pobytu u córki w Szwecji przeszła operację. Z listu do Anny wynika, że była
przygotowana na najgorsze: Piszę w szpitalu, dzień przed operacją. Wybacz, że tak bazgrzę... Wanda
bardzo rozpacza i nie możemy z tego po-wodu być same. Na szczęście jest tu jedna z pawiackich lekarek,
przyjechała na krótką praktykę (w innym szpitalu) i dochodzi do mnie... Był u mnie ksiądz, Polak. List
jest bez daty, tylko z dopiskiem Me wiem, którego dziś? środa. Załączone serdeczności brzmią trochę tak,
jakby to było pożegnanie z ludźmi bliskimi i drogimi. Ostatni z listów pochodzi z 14 czerwca 1961 roku i
jest odpowie-dzią na tekst Iwaszkiewicza jej poświęcony. Dziękuję ci serdecznie za tak niezwykłe, dobre
o mnie słowa w felietonie niedzielnym. Wspomina o ko-lejnych kłopotach ze zdrowiem: Dziś dopiero nieco
władam ręką i piórem. O tym, że bywało z tym różnie, świadczą niektóre listy, prawie nieczy-telne. Ten
kończy się pozdrowieniami dla Anny i wszystkich bliskich. Pozdrawia też „dom i drzewa",
zapamiętane z dawnych lat. Pola poświęciła Jarosławowi kilka ciepłych słów w utworze „Ostat-nie
święta" (wydanym w tomiku Szybko zapomniane), który wiąże się z popowstaniową wigilią w Stawisku.
Rozpoczyna go opis domu, ogrodu i drzew, i ciężkiej, nabrzmiałej tragizmem ciszy, która zajęła miejsce
zwykłej krzątaniny. Poeta dzielił się z przebywającymi w Stawi-sku warszawiakami, czym tylko mógł.
Oddał gabinet. Potem łóżko. Potem kołdrę i poduszkę. Zostawił sobie tylko mały stolik przy schodach,
gdzie próbował pisać. Często przychodził do pokoju Gojawiczyńskiej, gdy już brakło mu sił i nie wiedział,
jak mógłby jeszcze pomóc.
Gojawiczyńska wspomina też, jak urządzał święta, ubierał choinkę, jak
krzątał się, by wszystko choć z pozoru było takie, jak kiedyś. Ale nie było, bo straszny smutek tych świąt
przejmował wszystkich. Pisarka odczuwała to szczególnie silnie. Równocześnie zdawała sobie sprawę, ile
dla nich uczynili gospodarze Stawiska. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie było już węgla, ani chleba,
że kończyły się kartofle, że gospodarze nie mieli już nic, czym mogliby się dzielić. Pozostała jeszcze tylko
tradycja, nastrój świąt, które poeta starał się odtworzyć, mimo wszystko. Symbolem świąt stał się
ślicznie nakryty stół, na którym pyszniła się waza z bakaliami, przechowanymi przez Jarosława na tę
wspólną wilię. Czytając listy Gojawiczyńskiej do Anny i Jarosława czuje się, że nawet po wielu latach ta
scena głęboko zapadła jej w pamięć, a adresaci na zawsze pozostali dla niej najbliższymi ludźmi. O
Gojawiczyńskiej napisał we wspomnieniach Edward Kozikowski. Ich znajomość zaczęła się od wspólnej
pracy w Oddziale Warszaw-skim Związku Literatów, do którego Polę powołano w kwietniu 1936 roku
— jak wspomina Kozikowski — mimo jej protestów. Miała wiele wątpliwości, czy podoła
wyznaczonym obowiązkom. Mimo tych skrupułów, była ceniona wśród kolegów-pisarzy Kozikowski pisze,
że posiadała duże poczucie godności i świadomość własnej wartości. Ta obawa, z którą do mnie przyszła,
wynikała — jak mogłem się przekonać — z uczci-wości, stanowiącej istotę jej własnej
wartości (E. Kozikowski, Od Prusa do Gojawiczyńskiej). W książce tej, poświęconej zapomnianym
pisarzom, znalazłam również informację, że po wydostaniu się z Pawiaka Pola mieszkała przez pewien
czas w Milanówku, w domu aktorki Marii Morozo-wicz-Szczepkowskiej, z którą się zaprzyjaźniła i przez
późniejsze lata korespondowała. Wspominała ten okres z sentymentem: Zawsze pa-miętam, jak dobrze
mi było u Was, szczególnie wieczorami w dawnej kuchni przy okrągłym stole — i w jadalni, skąd
mogłam do syta patrzeć na drzewa. List ten z 1956 roku cytuję za Edwardem Kozikowskim. Pola pisze też
o swoich kłopotach z sercem, o wizytach lekarza, zastrzykach i o tym, że zupełnie nie może teraz
pracować. Te problemy trwały wiele lat, z czasem nasilając się coraz bardziej. Gojawiczyńska należała do
najpopularniejszych pisarek lat trzy-dziestych. Po wojnie jej felietony, drukowane w prasie codziennej,
zapewniały jej stały kontakt z czytelnikami. Powieści jej nie są dziś czytane, chociaż panuje moda na
odtwarzanie klimatu starej Warszawy (jak zresztą i innych miast), choć dawne fotografie czy ryciny
http://mbp-podkowalesna.pl/archiwum
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 7 March, 2017, 07:59
mbp-podkowalesna.pl
wyciąga się z archiwów i popularyzuje, podobnie jak opisy literackie. A przecież jej powieści i
opowiadania z życia mieszkańców ubogich przedmieść, oddzielonych od zamożnych dzielnic barierą nie do
przebycia, uzupeł-niają znakomicie nasz obraz ówczesnej stolicy.Małgorzata Wittels
http://mbp-podkowalesna.pl/archiwum
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 7 March, 2017, 07:59