Pobierz PDF - UKS Żeglarz Wrocław

Transkrypt

Pobierz PDF - UKS Żeglarz Wrocław
ISSN 1730-251X
kwiecień 2012
Rok XI Nr 1 (30)
Pismo Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego
ukazuje się od 2002 roku
www.wrozz.wroclaw.pl
W numerze między innymi:
str.
str.
str.
str.
3
10
21
29
Grenlandia 2012 – I Wyprawa Polarna WrOZŻ i UWr
str.
Żeglowanie na Odrze
str.
Znikające poosty na Mazurach
str.
Wystawa Biało-czerwona na białym
str.
6
14
26
34
Nagrody Przyjaznego Brzegu za rok 2011
Rozmowy spisane – Wojciech Dacko
Poczta butelkowa w XXI wieku
Na żagle z maluchem
Zdjęcia do artykułu Jana Mejera Halo? Halo! – str. 31
3. Halo barwne
4. Górny łuk styczny. Słońce znajduje się na wysokości 11 stopni. Fot. Vid Johnson, Antarktyda
5. Łuk okołozenitalny
6. Krzyż cesarza Konstantyna – eksperyment laboratoryjny.
Zdjęcia z archiwum WrOZŻ
Fot. Marzena Knap, Leszek Mulka
Otwarcie Sezonu Wodniackiego 2012.
Zdjęcia to nasze wspomnienia.
Nie pozwólmy, żeby rozpłynęły się we mgle!
fotokalendarze
fototapety
fotoobrazy na płótnie Canvas
plakaty
fotografie w antyramach
fotografie w ramkach aluminiowych
Możemy pomóc Wam je utrwalić
www.studioten.pl
| OD REDAKCJI
WSPOMNIENIE
Leszek Mulka
Stanisław Bober – wspomnienie .............................. 2
WrOZŻ
Henryk Marszałek
Grenlandia 2012 ....................................................... 3
Leszek Mulka
Otwarcie sezonu 2012 . ............................................. 4
NAGRODY
Ewa Skut
Najwyższe polskie trofea żeglarskie ..........................5
Drodzy Czytelnicy!
Leszek Mulka
Nagrody Przyjazego Brzegu za 2011 r. .................... 6
Bohdan Sienkiewicz
Nagroda im. kapitana Leszka Wiktorowicza . .......... 8
Bohdan Sienkiewicz
Ordery dla zasłużonych dla żeglarstwa .................... 9
BLIŻEJ ODRY
Wojciech Dacko
Żeglowanie po Odrze ...............................................10
ROZMOWY SPISANE
Jolanta Maria Palczyńska
Wojciech Dacko .......................................................14
POSTAĆ
Jolanta Maria Palczyńska
Krzysztof Bojda ........................................................18
I znów mamy wiosnę, a wraz z nią otwarcie kolejnego sezonu żeglarskiego.
Już niebawem ponownie postawimy żagle i ruszymy na wodne szlaki.­
Ku odpo­czynkowi i realizacji marzeń.
W nowym numerze Szkwału jak zawsze zamieszczamy wiele cennych
artykułów pokazujących, jak aktywne jest środowisko wrocławskich żeglarzy.
Szczególną uwagę chcielibyśmy zwrócić na artykuł poświęcony Władysławowi
Wagnerowi – pierwszemu Polakowi, który samotnie opłynął świat. Dzięki
zaangażowaniu grupy ludzi będzie obchodzony Rok Wagnera. Mamy
nadzieję, że dzięki temu pamięć o naszym Rodaku i Jego wyczynie nie zaginie.
Cie­szymy się też, że jak niegdyś wrocławscy żeglarze zabiorą na swój pokład
NASZE KLUBY
naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego. Popłyną wspólnie na Grenlandię
Anna Dobrzańska
65 lat Jacht Klubu AZS Wrocław . ...........................19
w czasie wakacji. ­Zamieszczamy także informacje o niecodziennej wystawie
ŚRÓDLĄDZIE
przywiązanie do polskiej flagi narodowej i jednocześnie dokumentuje, w jak
Zygmunt Szreter
Żaba na pokład . ...................................................... 20
trudne rejony świata docierają żeglarze, w tym również z Dolnego Śląska.
Zygmunt Szreter
Znikające poosty na Mazurach ................................21
Ryszard Pięta
Co z rybami na Mazurach? ..................................... 22
MORZE
Agnieszka Mazur
Spacerkiem wokół Rugii ......................................... 24
Wacław Sałaban
Poczta butelkowa XXI wieku ................................. 26
WYDARZENIA
Jerzy Knabe
Rok Wagnera.......................................................... 28
prezento­wanej w Warszawie pt. Biało-czerwona na białym, która ukazuje
Wszystkim żeglarzom i sympatykom żeglarstwa życzymy udanych rejsów
po wodach śródlądowych i morskich. Odkrywania nowych akwenów, jak
również wracania do tych, które dobrze znamy i gdzie zawsze czujemy się jak
u siebie. Pielęgnujcie wspomnienia z wypraw, aby potem podzielić się nimi
w jesiennym numerze Szkwału.
Do zobaczenia na żeglarskim szlaku!
Małgorzata Mejer
Damian Święs
Wystawa Biało-czerwona na białym ..................... 29
WARTO WIEDZIEĆ
Jan Mejer
Halo? Halo! ..............................................................31
Ewa Skut
Przewodniki dla żeglarzy Jerzego Kulińskiego ...... 33
Marzena Knap
Na żagle z maluchem .............................................. 34
REGATY
Krzysztof Krygier
Trwają przygotowania do XIII edycji
Bałtyckich Regat Samotnych Żeglarzy.................. 35
Wydawca: Wrocławski Okręgowy Związek Żeglarski, 50-529 Wrocław, ul. Borowska 1-3, tel./fax: 71 343 56 65
Nr konta: PKO BP 18 1020 5242 0000 2802 0152 7498, [email protected]
Redakcja: Ewa Skut – redaktor naczelna, [email protected], 602 699 424; Marzena Knap – marzena.knap@wrozz.
wroclaw.pl; Małgorzata Mejer – korekta, [email protected]
Okładka: fot. Anna Dobrzańska; Skład: Agnieszka Kanafa; Druk i oprawa: Drukarnia DUET
Redakcja serdecznie dziękuje wszystkim osobom, które poświęciły swój czas na napisanie artykułów, służyły pomocą
oraz cennymi uwagami. Redakcja zatrzega sobie prawo do selekcji, skrótów i adjustacji nadesłanych materiałów.
­Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów zawartych w piśmie w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej zgody
­redakcji jest zabronione.
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 1
WSPOMNIENIE |
Stanisław Bober – wspomnienie
Leszek Mulka
Na pierwszym planie Stanisław Bober. Fot. Leszek Mulka
Tuż przed oddaniem do druku tego numeru Szkwału odszedł na wieczną wachtę
nasz kolega Stanisław Bober. Zabrakło
czasu na przeglądnięcie archiwów i szersze
opisanie Jego żeglarskiej biografii, więc
przekazuję Czytelnikom garść osobistych
wspomnień.
Staszek Bober był postacią bardzo po­
pularną w środowisku żeglarskim. Nie­
wielkiego wzrostu, z charakterystycznym
wąsikiem i specyficznym poczuciem humoru, zawsze skupiał wokół siebie grono
­kolegów żeglarzy i narciarzy.
Prawie cała Jego żeglarska działalność
skupiała się w Klubie Żeglarskim PTTK
Eol, którego był członkiem i aktywnym
działaczem. Przez wiele lat pełnił w Eolu
szereg ważnych funkcji, m.in.: wicekomandora ds. morskich, wicekomandora
ds. szkolenia i KWŻ. Posiadał patent jachtowego sternika morskiego, sternika motorowodnego i instruktora żeglarstwa PZŻ. Był
także Przodownikiem Turystyki Żeglarskiej
PTTK i szczycił się Dużą Złotą Żeglarską
Odznaką Turystyczną.
Jedną z Jego pasji było szkolenie
młodzieży. Staszek miał talent pedago­
giczny i był przez młodzież lubiany. Do dziś
2 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
wspominam Jego powiedzenie: Pięęęknie,
oceniające manewry kursantów. Wyszkolił
setki żeglarzy i sterników jachtowych. Lubił
także pływania turystyczne. Pływał po
wszystkich większych jeziorach Polski. Był
wszechstronnym turystą, ale główną Jego
pasją było żeglarstwo i narciarstwo.
Z dużym zaangażowaniem działał
także na szerszym żeglarskim forum
we Wrocławskim Okręgowym Związku
Żeglarskim. Przez kilka kadencji był
członkiem Zarządu WrOŻŻ. Za działalność
na rzecz żeglarstwa został odznaczony
m.in.: Honorową Odznaką Zasłużony dla
Żeglarstwa Dolnośląskiego, Honorową
Odznaką Zasłużony Działacz Żeglarstwa
Polskiego, Medalem 50-lecia WrOZŻ.
Staszka poznałem w Eolu, gdzie roz­
poczynałem swoją żeglarską przygodę.
Najpierw spotykaliśmy się w klubie i na
przystani, potem na rejsach turystycznoszkoleniowych na Jeziorze Drawskim, na
Jezioraku i Wielkich Jeziorach Mazurskich.
Nieco później brałem z Nim udział w szko­
leniowych obozach żeglarskich w Boszkowie i Otmuchowie, organizo­wanych przez
KŻ PTTK Eol. To właśnie Staszek namówił
mnie do pracy szkoleniowej i uzyskania
patentu instruktora żeglarstwa PZŻ.
Przez wiele lat pływałem ze Staszkiem po Jeziorach Mazurskich, na których
opłynęliśmy wszystkie możliwe zakamarki.
Niezapomniane były rejsy z Niegocina na
jezioro Buwełno, dalej drogą lądową na
Tyrkło i Śniardwy i z powrotem kanałami
na Niegocin. Pętlę tę pokonaliśmy w obie
strony. To były prawdziwie pionierskie wyprawy, które Staszek jako turysta uwielbiał.
Był ciekawy świata, lubił poznawać nowe
szlaki i nowe miejsca. Był znakomitym
żeglarzem, znakomitym kompanem i wspa­
niałym gawędziarzem. Szkoda, że to już
­tylko wspomnienia.
Staszek zmarł po ciężkiej chorobie
w wieku 79 lat w Poniedziałek Wielkanocny
­
9 kwietnia 2012 r. Został pochowany
13 kwie­tnia 2012 r. na Cmentarzu Kieł­
czowskim we Wrocławiu. Ze smutkiem
żegnali Go koledzy żeglarze z Klubu
Żeglarskiego PTTK Eol.
Żegnaj, Staszku! Pozostaniesz w naszej
pamięci!
Leszek Mulka
| WrOZŻ
Grenlandia 2012
I Wyprawa Polarna
Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego i Uniwersytetu Wrocławskiego
Śladami Profesora Alfreda Jahna – Honorowego Obywatela Wrocławia
organizowana pod Patronatem J.M. Rektora Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Marka Bojarskiego
i Prezydenta Wrocławia dr. Rafała Dutkiewicza
Henryk Marszałek
Badania polarne prowadzone są przez
badaczy z Uniwersytetu Wrocławskiego
od ponad 50 lat. Mają więc swoją długą
historię. Dotychczas obszarem eksploracji
wrocławskich polarników był głównie Spitsbergen, stanowiący część Svalbardu. Grenlandia – największa wyspa świata pokryta
lądolodem, nie była w okresie powojennym
poligonem badawczym wrocławskich naukowców. Tradycje jednak istnieją, bowiem
w latach 30. ubiegłego stulecia pierwszą
polską wyprawę na Grenlandię zorganizował
dr Aleksander Kosiba z Uniwersytetu we
Lwowie, późniejszy profesor Uniwersytetu
Wrocławskiego. W wyprawie tej uczestniczył
również znakomity geomorfolog Alfred
Jahn, profesor i były rektor naszej uczelni,
oraz honorowy obywatel Wrocławia.
Tegoroczna wyprawa będzie ekspedycją
trzech wrocławskich hydrogeologów z Instytutu Nauk Geologicznych, mających zamiar przeprowadzenia badań naukowych
w za­chodniej części Grenlandii. W skład
wyprawy wchodzą: dr hab. prof. Henryk
Marszałek – kierownik wyprawy, dr Lech
Poprawski oraz mgr Michał Rysiukiewicz
– doktorant. W wyprawie będzie również
uczestniczył Michał Adamski – student
­ostatniego roku geologii.
Ekspedycja organizowana jest przy
współ­udziale Wrocławskiego Okręgowego
Związku Żeglarskiego. Współpraca naszej
Uczelni z wrocławskimi żeglarzami ma
już swoją kilkuletnią historię. Rozpoczęta
w 2006 roku badaniami w rejonie Spitsbergenu z inicjatywy ówczesnego Dziekana
Wydziału Nauk Przyrodniczych Profesora
Andrzeja Witkowskiego trwa do dziś.
Organizacją wyprawy z ramienia WrOZŻ
kieruje kapitan Ewa Skut. Wyprawa została
objęta honorowym patronatem przez
J.M. Rektora Uniwersytetu Wrocławskiego
profesora Marka Bojarskiego i Prezydenta
Wrocławia doktora Rafała Dutkiewicza.
Kapitanami poszczególnych etapów są:
Jerzy Stępniewski JR, Zygmunt Biernacik,
Ewa Skut, Piotr Michałowski, Aleksander
Gruszczyński, Bolesław Rudnik, Adam
Dacko, Piotr Piwowarczyk.
Wyprawa rozpoczyna się 12 maja
2012 r., kiedy to na jachcie Stary żeglarze
wypłyną ze Szczecina w kierunku Grenlandii, a zakończy się przypłynięciem
do Szczecina 30 września 2012 r. Na
początku lipca przez okres 3 tygodni do
wyprawy dołączą wrocławscy naukowcy,
prowadząc badania naukowe w Zachodniej
Grenlandii.
Plan wyprawy naukowej zakłada reko­
nesans zachodniego wybrzeża Grenlandii
w pasie ograniczonym miejscowością Nuuk
i wyspą Disko, przy wykorzystaniu jachtu Stary. Ten środek transportu pozwoli
na dotarcie do często trudno dostępnych
miejsc, wykonania pomiarów hydrogeolo­
gicznych i hydrochemicznych, w tym poboru
prób wody i skał do badań laboratoryjnych.
Wyprawa naukowa ma mieć charakter
badawczo-rekonesansowy. Oprócz prze­
pro­wadzenia objętych programem badań
hydrogeologicznych i mikrobiologicznych
w rejonie wyspy Disko, zadaniem jej byłoby
sprawdzenie aktualnych możliwości prze­
prowadzenia w przyszłości stacjonarnej
wyprawy na Grenlandię śladami profesora
Alfreda Jahna i Aleksandra Kosiby. Stąd
objęcie również programem obszaru fiordu
Arfersiorfik, gdzie były prowadzone przedwojenne badania polarne. Jednym z zadań
wyprawy grenlandzkiej jest określenie
środowisk biotycznych w wodach termalnych i zimnych zachodniej Grenlandii przy
współpracy z mikrobiologami z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
roku po kilkuletniej przerwie. Inicjatywa
wznowienia wypraw polarnych Uniwersytetu Wrocławskiego wyszła ze strony
profesora Andrzeja Witkowskiego, Dziekana istniejącego wówczas Wydziału Nauk
Przyrodniczych.
Działalność wrocławskich ­polar­ników
w Arktyce włączona jest w nurt ogólno­
światowych badań nad zmianami różnych
ekosystemów, jakie zachodzą w śro­
dowiskach polarnych w związku ze zmia­
nami klimatycznymi. Celem badań, reali­
zowanych w okresie ostatnich kilku lat,
było m.in. określenie tempa i zakresu zmian
globalnych w ekosystemach tych obszarów.
Badania polarne zaowocowały powsta­
niem licznych i znaczących publikacji naukowych, a ich wyniki prezentowane były na
różnych konferencjach zarówno krajowych,
jak i międzynarodowych. Rola i znaczenie naszego ośrodka akademickiego rośnie
w miarę zaangażowania się wrocławskich
polarników w różne programy badawcze.
Mam nadzieję, że tegoroczna ekspedycja wniesie również pewien wkład w rozwój polskich badań polarnych. Liczę, że
sy Stary Fot. Anna Kaźmierczak
Badania hydrogeologiczne i hydrogeo­
chemiczne polarnego środowiska wodngo
prowadzone są na ­Uniwersy­tecie Wro­c­
ławskim w ramach cyklu badań w Arkty­ce (m. in. klimatycznych, geomorfolo­gicz­nych, glacjologicznych, biologicznych),
rozpoczętych w naszej uczelni w 2003
aura w okresie grenlandzkiego lata polarnego okaże się łaskawa i zaplanowane
w ramach wyprawy badania uda się w pełni
zrealizować.
Dr hab. prof. Henryk Marszałek
kierownik wyprawy naukowej
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 3
WrOZŻ |
Otwarcie
sezonu żeglarskiego 2012
Leszek Mulka
Fot. Leszek Mulka
W sobotę 28 kwietnia 2012 r. na
przystani Uczniowskiego Klubu Żeglar­
skiego Żeglarz przy ul. Osobowickiej we
Wrocławiu odbyło się uroczyste otwarcie
­sezonu żeglarskiego i wodniackiego 2012.
Przy pięknej żeglarskiej pogodzie spotkali się wrocławscy wodniacy-żeglarze
z wrocławskich klubów, kajakarze z Wro­
cławskiego Klubu Wodniackiego PTTK
Wiadrus i wioślarze z Klubu Sportów
Wodnych i Rowerowych Pegaz.
Uroczystość otwarcia poprzedziły Regaty Żeglarskie Otwarcia Sezonu 2012, które
zostały rozegrane na zalewie Osobowice 1.
W klasach: Optimist, Cadet i Laser starto­
wali najmłodsi zawodnicy z klubów Wyspy
Zaczarowane i UKS Żeglarz, a w klasie
Omega załogi z Dol­nośląskiego Stowarzy­
szenia Rozwoju Żeglarstwa oraz klubów
Sharks i Energetyk. W regatach wzięło
udział 38 żeglarzy na 24 jachtach (15 Optimistów, 2 Cadety, 1 Laser i 6 Omeg). Po regatach żeglarskich odbyły się wyścigi załóg
wioślarskich.
Po zakończeniu regat o godz. 14.00 na
przystani przystrojonej galą flagową zebrali
się uczestnicy regat, kadra instruktorska,
przedstawiciele Zarządu WrOZŻ, żeglarze,
kajakarze, wioślarze i sympatycy sportów
wodnych.
Po podniesieniu bandery prezes WrOZŻ
Ewa Skut przywitała gości i uczestników
uroczystości. Następnie wystąpili: prezes
klubu Wiadrus Bożena Siczek i prezes klubu
Pegaz Piotr Gancarz. Kulminacyjnym punktem uroczystości było przekazanie symbolicznego pagaja. Tradycyjnie w czasie
uroczystości otwarcia sezonu wodniac­
kiego następuje przekazanie symbolicznego
pagaja kolejnemu wrocławskiemu klubowi.
W tym roku pagaj z klubu Pegaz został
przekazany do Wrocławskiego Okręgowego
Związku Żeglarskiego. Tego symbolicznego aktu dokonał prezes klubu Pegaz Piotr
­Gancarz, wręczając pagaj prezes WrOZŻ
Ewie Skut, która ogłosiła: Sezon żeglarski
i wodniacki 2012 uważam za otwarty!
Następnie zostały podane wyniki regat
oraz wręczone trofea i dyplomy. Zdobywcy
pierwszych miejsc otrzymali piękne statuetki w kształcie jachtów, a wszyscy uczestnicy
pamiątkowe dyplomy.
W poszczególnych klasach zwyciężyli:
– Optimist A – Joachim Chamerski,
Wyspy Zaczarowane
– Optimist B – Kaja Hanys, UKS Żeglarz
– Optimist C – Ewa Mazur, Wyspy
Zaczarowane
– Omega – Karol Boroń (sternik), Marzena
Burkalec, Agnieszka Tabisz, YC Sharks
Nagrodę specjalną dla najmłodszego
uczestnika regat, kamizelkę ratunkową,
otrzymał Kacper Knap (lat 7!).
W klasach Cadet i Laser startowali tyl­
ko zawodnicy z UKS Żeglarz, ale nie zostali sklasyfikowani ze względu na zbyt małą
liczbę jachtów danej klasy biorących udział
w regatach. Z kolei Piotr Gancarz wręczył
nagrody zwycięzcom wyścigów wioślarskich.
Uroczystość zakończyła się poczęstunkiem
z grilla.
Organizatorami tej imprezy był Wro­
cławski Okręgowy Związek Żeglarski i UKŻ
Żeglarz. Piękna, wiosenna, żeglarska
pogoda, dobra organizacja i wspaniała
koleżeńska
atmosfera,
spowodowały,
że ­otwarcie sezonu 2012 było naprawdę
imprezą udaną. Niech cały sezon żeglarski
i wodniacki 2012 będzie równie udany.
Leszek Mulka
4 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
| NAGRODY
Najwyższe polskie trofea żeglarskie.
Nagrody honorowe Rejs Roku 2011
i Srebrny Sekstant
(Nagroda Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej)
Ewa Skut
Jury 42. edycji nagród w składzie: kontradm. Czesław Dyrcz przewodniczący Jury,
r­ ektor-komendant Akademii Mary­narki Wojennej, Krystyna Choj­now­ska-Lis­kiewicz,
Andrzej Armiński, Jarosław Ka­czo­rowski, Hubert Latoś, Eugeniusz Moczydłowski,
Jacek Wacławski, ­Jerzy Wąsowicz, Zbigniew Stosio – sekre­tarz Jury, Sekretarz Generalny PZŻ, Andrzej ­Radomski – przedstawiciel Prezydenta Gdańska oraz publicyści morscy,
pomysłodawcy Rejsu Roku – ­Srebrnego Sekstantu: Tadeusz Jabłoński, Zenon Gralak, Aleksander Gosk – publicysta morski, organizator Rejsu Roku, wnikliwie przeanalizowało najciekawsze, ­cha­rakteryzujące się szczególnymi walorami żeglarskimi wyprawy i inne dokonania naszego jachtingu morskiego za rok 2011.
Werdykt Jury
Tytuł Żeglarza Roku 2011
Srebrny Sekstant i I Nagroda Hono­
rowa Rejs Roku 2011
Zbigniew Gutkowski za zajęcie
II miejsca w samotnych regatach
dookoła świata Velux 5 Oceans na
s/y Operon. Termin: 17.10.2010–
28.05.2011, dystans 29 111 Mm.
II Nagroda Honorowa Rejs Roku 2011
Bronisław Radliński za wyprawę
s/y Solanus wokół obu Ameryk.
Termin: 16.05.2010 – 01.10.2011, dystans 29 786 Mm.
III Nagroda Honorowa Rejs Roku 2011
Joanna Pajkowska i Aleksander
­Nebelski za rejs na jachcie Mantra
Asia. Termin: 10.02.2010 – 07.06.2011,
dystans 22 000 Mm.
Honorowe wyróżnienia Rejs Roku 2011
• Roman Paszke z załogą za rekordowe pokonanie Atlantyku na katamaranie Renault eco2. termin 07.01.
– 15.01.2011, dystans 3250 Mm
• Radosław Kowalczyk za udział w samotnych regatach atlantyckich Mini
Transat na jachcie Calbud. termin
25.09. – 09.11.2011, dystans 4 749 Mm
• Piotr Kuźniar z załogą za antarktycz­
ny rejs na jachcie Selma Expeditions.
Termin: 12.01. – 09.02. 2011, dystans
2285 Mm.
Nagroda Polskiego Związku Żeglarskiego
Polsko-Kanadyjski Klub Żeglarski
Zawisza Czarny w Hamilton:
15-lecie działalności, kultywowanie
tradycji polskiej bandery, wsparcie
i współpraca z polskimi żeglarzami.
Nagroda prezydenta Gdańska Burszty­
nowa Róża Wiatrów
Zbigniew Gutkowski – za doskonałą
robotę żeglarską, wejście do światowej
elity wyczynowych żeglarzy ocea­
nicznych, połączone z walorami popu­
laryzującymi nowoczesne żeglarstwo.
Nagroda Specjalna Rejs Roku 2011
Żaglowiec szkolny ZHP Zawisza
Czarny za 50 lat służby pod białoczerwoną banderą i wkład w edukację
morską polskiej młodzieży.
Nagroda magazynu sportów wodnych
Żagle
Kolegium redakcyjne tradycyjnie wy­
różniające rejsy morskie na małych
jachtach, tym razem przyznało nagrodę
Markowi Kaczorowskiemu za samotny, sierpniowy rejs bałtycki na jachcie
Mr. Orkan na dystansie 583 Mm.
Nagrodę Grotmaszta Bractwa Kaphor­
nowców, kontradmirała Czesława
Dyrcza za rok 2011 otrzymał
Piotr Kuźniar za pionierski antar­
ktyczny rejs s/y Selma Expedition
z 10-osobową załogą. Startując i kończąc
rejs w Ushu­aia, był pierwszym polskim
jachtem kiedykolwiek żeglującym po
Morzu Weddella. Był to rejs po mało
uczęszczanych, trudnych nawigacyjnie
akwenach, pokrytych gęstym pakiem
lodowym z licznymi górami lodowymi.
Tradycyjna gala żeglarska odbyła się
w piątek, 2 marca 2012 roku, w Dworze
­Artusa w Gdańsku.
Na podstawie komunikatu Jury
przygotowała Ewa Skut
Z
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 5
NAGRODY |
Nagrody Przyjaznego Brzegu
za rok 2011
Leszek Mulka
Fot. z archiwum autora
Już po raz ósmy został rozstrzygnięty
konkurs o Nagrodę Przyjaznego Brzegu,
którego organizatorem jest Polskie Towa­
rzystwo Turystyczno-Krajoznawcze i Polski Związek Żeglarski. Ogłoszenie wyników
i wręczenie nagród za rok 2011 odbyło
się uroczyście 3 marca 2012 r. w czasie
targów Wiatr i Woda w Warszawie. Była
to wyjątkowa edycja konkursu, ponieważ
po raz pierwszy konkurs odbywał się pod
honorowym patronatem aż 4 ważnych
instytucji:
– Ministra Sportu i Turystyki, który ufun­
dował także nagrodę rzeczową dla
zdobywcy Grand Prix,
– Ministra Transportu, Budownictwa
i Gos­podarki Morskiej,
– Prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki
Wodnej,
– Prezesa Polskiej Organizacji Turys­tycznej.
Była też wyjątkowa ze względu na
rekordową ilość kandydatów zgłoszonych do
konkursu – 48.
Jak co roku, Nagrody Przyjaznego
Brze­gu przyznano głównie za inwestycje na
brzegach polskich rzek i jezior, polepszające
turystyczną infrastrukturę i ułatwiające
życie wodniakom, ale także za działania
­promocyjne i inne formy wspierania turystyki wodnej.
Jury Nagrody Przyjaznego Brzegu,
pod przewodnictwem Andrzeja Gordona,
wiceprezesa Zarządu Głównego PTTK,
przyznało nagrodę Grand Prix, 2 nagrody
specjalne, 12 nagród zwykłych oraz 3 nagrody indywidualne.
Uroczystość wręczenia nagród pro­
wa­dzili wspólnie Andrzej Gordon – prze­
wodniczący jury Nagrody ­Przyjazne­go
Brzegu oraz Mirosław Czerny – sekretarz jury. Przy tłumnie zgromadzonej
publiczności dyplomy i nagrody wręczali:
Katarzyna Sobierajska – podsekretarz stanu
w Ministerstwie Sportu i Turystyki, Monika
Niemiec-Butryn reprezentująca Minister­
stwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, Elżbieta Wąsowicz-Zaborek
– wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej, Lech Drożdżyński – prezes Zarządu
Głównego PTTK i Wiesław Kaczmarek
– prezes Polskiego Związku Żeglarskiego.
Nagrodę Grand Prix Przyjaznego
Brzegu za rok 2011 otrzymał Port PTTK
w Wilkasach za zbudowanie wzorco­
wego portu na Mazurach. Nagrodzie
towarzyszyło 200 kamizelek asekuracyjnych
do bezpiecznego uprawiania turystyki wodnej, ufundowanych przez Ministerstwo
6 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Sportu i Turystyki.
Port PTTK w Wilkasach jest jednym
z najnowocześniejszych w Polsce. Posiada
miejsca cumownicze dla 140 jachtów różnej
wielkości. Przyjmuje oraz zapewnia bezpie­
czne manewrowanie jednostkom do 12 m
długości. Keje wyposażone są w prąd oraz
wodę bieżącą. Istnieje również możliwość
opróżnienia stacjonarnych toalet chemicz­
nych. Port posiada warsztat do naprawy
jachtów żaglowych i motorowych oraz autoryzowany punkt serwisu silników. Warsztat
posiada jeden z nielicznych na Mazurach
przenośny separator oleju, umożliwiający
odessanie zanieczyszczeń zęzy w postaci oleju i ropy bezpośrednio z jachtu znajdującego
się na wodzie. Port dysponuje także salą
konferencyjno-szkoleniową wraz z nowo­
czesnym wyposażeniem multimedialnym.
Nagrodą
specjalną
Przyjaznego
Brzegu uhonorowano magazyn Żagle
oraz Warmińsko-Mazurski Urząd Mar­
szałkowski za akcję promocyjną ­Mazury
Cud Natury. Warto przypomnieć, że
w ubiegłym roku Nagrodę Przyjaznego
Brzegu otrzymało pismo Wrocławskiego
Okręgowego
Związku
Żeglarskiego
Szkwał. Cieszy więc nagroda specjalna dla
cieszącego się wielką popularnością wśród
żeglarzy magazynu Żagle.
Nagrodę Przyjaznego Brzegu otrzy­mali:
Za kreowanie nowoczesnych ofert tu­
rystyki wodnej:
– Urząd Miasta w Sopocie za nowoczesną
Marinę Sopot,
– Urząd Miasta w Drawsku za nową
przystań na Noteci,
– Urząd Gminy Stepnica za przystań
żeglarską na Kanale Młyńskim,
– Mazurski Klub Żeglarski za Eko-Marinę
w Mikołajkach,
– Urząd Miasta w Krakowie za szlak
żeglugi śródlądowej na krakowskiej
Wiśle,
– Urząd Powiatowy w Lublinie za projekt
Kajakiem po Bystrzycy i Wieprzu,
– Urząd Miasta i Gminy Bardo za
spływy Przełomem Bardzkim.
Za inicjatywy społeczne wspierające
idee Przyjaznych Brzegów:
– Liga Morska i Rzeczna, Stowarzy­
sze­
nie na Rzecz Miast i Gmin
Nadodrzańskich oraz Wyższa Szkoła
Ekonomiczno-Turystyczna w Szcze­
cinie za trójprzymierze dla Odry,
– Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie za mazurski system
ostrzegawczy dla żeglarzy,
– Pomorski Wojskowy Oddział PTTK
w Wałczu za aktywność w upowszechnianiu turystyki kajakowej.
Za żeglarskie wychowanie naj­młod­
szych pokoleń:
– Ośrodek Szkoleniowo-Żeglarski Horn
w Krakowie,
– Euroregionalne Centrum Edukacji Wodnej i Żeglarskiej w Szczecinie.
Za edukację ekologiczną na rzecz
czystości wód:
– Kajakowy Patrol św. Franciszka za
edukację ekologiczną na rzecz czystości
wód.
Nagrody indywidualne otrzymali:
– Wojciech Skóra za koordynację Roku
Pamięci Generała Mariusza Zaruskiego
i rejs Dnieprem na symboliczny grób
Generała w Chersoniu,
– Stanisław Wroński za przywracanie nadrzecznej tożsamości Bydgoszczy,
– Jan Pyś za działania na rzecz żeglugi
i turystyki wodnej na Odrze.
Tradycyjnie po uroczystości wręczenia
Nagród odbyła się debata Co czynić, by
polskie brzegi były bardziej przyjazne
– przyjazne dla żeglarzy, kajakarzy i innych
turystów oraz mieszkańców miejscowości
położonych nad wodą. Debacie towarzyszyła
prezentacja osiągnięć laureatów. Wzięli
w niej udział przedstawiciele nagrodzo­
nych i rekomendowanych, członkowie
jury oraz przedstawiciele organizacji, instytucji i mediów związanych z turystyką
wodną. Z dużym zainteresowaniem spotkało
się wystąpienie laureata wrocławskiego
Jana Pysia, który przedstawił działania
Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu
wspierające rozwój turystyki wodnej na
Odrze.
Warto zaznaczyć, że w dotychczasowych
8 edycjach konkursu jest 21 laureatów
z miejscowości nadodrzańskich, a wśród
nich 8 z Wrocławia. Jak widać, działania
i przedsięwzięcia organizacji, stowarzyszeń
i osób indywidualnych związane z Odrą
i z turystyką na Odrze, są dostrzegane
i wysoko oceniane.
A oto sylwetki naszych laureatów.
Urząd Miasta i Gminy Bardo
Przełom Bardzki na Nysie Kłodzkiej to
jeden z piękniejszych przełomów górskich
w Europie. Rzeka płynie tu malowniczą,
| NAGRODY
krętą doliną, tworząc pięć wielkich meandrów, wcinających się w skały. Przełomy
Nysy Kłodzkiej przez Góry Bardzkie są
uważane za jeden z najciekawszych szlaków
wodnych w Polsce. Swoją różnorodnością
są w stanie zaskoczyć każdego turystę,
dostarczając uczestnikom niezapomnianych
wrażeń. Spływy Przełomem Bardzkim
zostały uznane w konkursie Perły w Koronie
Dolnego Śląska za jedną z największych
atrakcji, zajmując drugie miejsce.
Liga Morska i Rzeczna, Stowarzy­
szenie na Rzecz Miast i Gmin Nad­
odrzańskich oraz Wyższa Szkoła Eko­
nomiczno-Turystyczna w Szczecinie
Kilkunastoletnia akcja promocji rzeki
Odry prowadzona przez to trójprzymie­
rze przyczyniła się do
zmobilizowania
władz i społeczności nadodrzańskich do inwestowania w infrastrukturę turystyczną na
brzegach Odry i w rezultacie do powstania
sieci przystani i marin na Odrze. Większość
z nich została również wyróżniona Nagrodą
Przyjaznego Brzegu. Innym widocz­nym
efektem działań trójprzymierza jest coroczna
wyprawa Flisu Odrzańskiego, spływającego
od kilkunastu lat z Brzegu do Szczecina.
Autentyczna tratwa flisaków oraz cała flotylla jachtów, motorówek, kajaków i innych
łodzi płynących po Odrze jest wędrującym
Świętem Odry – z festynami, konferen­
cjami naukowymi i prezentacją dotychczasowych osiągnięć oraz nowych programów,
inwestycji i inicjatyw. Dobrym duchem i szefem tej wyprawy jest znana wrocławianom
dr Elżbieta Marszałek – Rektor Wyższej
Szkoły Ekonomiczno-Tu­rystycznej w Szczecinie, a sprawną żeglugę i bezpieczeństwo
­uczestników zapewnia prawdziwy wilk
­morski kpt. ż. w. Włodzimierz Grycner.
Jan Pyś przed wręczeniem nagrody
Dr Jan Pyś, dyrektor Urzędu Żeglugi
Śródlądowej we Wrocławiu, od wielu lat jest
postacią bardzo popularną w środowiskach
żeglugowych i wodniackich Wrocławia.
Jest entuzjastą żeglugi śródlądowej i turystyki wodnej. Działa na rzecz rozwoju
turystyki wodnej na Odrze oraz na rzecz
przywrócenia Odrze znaczenia ważnego
europejskiego szlaku żeglugowego i turys­
tycznego. Był inicjatorem powstania
Wrocławskiej Ini­cjatywy Odrzańskiej, której
celem była promocja Odry i turystyki wodnej na Odrze. Był też autorem elektronicznego Informatora Żeglugowo-Nawigacyjnego,
popularyzującego żeglugę i turystykę wodną.
Dzięki Jego osobistemu zaangażowaniu,
po 64 latach zamknięcia, został odpowiednio oznakowany i otwarty dla ruchu
żeglugowego
jednostek
turystycznych
i spor­towych Śródmiejski Węzeł Wodny we
Wrocławiu. Wieloletnia działalność dr Jana
Pysia przyczynia się do popularyzacji turystyki wodnej na Odrze oraz do integracji
wrocławskiego środowiska wodniackiego.
Wszystkim tegorocznym laureatom,
a szczególnie dr Janowi Pysiowi, serdecznie
gratulujemy!
Leszek Mulka
Laureaci i organizatorzy (I rząd: 2. z lewej -– dr Elżbieta Marszałek, 2. z praweh – Grażyna Cal, 4. z prawej – minister Katarzyna Sobierajska, 3. z prawej – Mirosław Czerny sekretarz jury, 1. z prawej – Andrzej Gordon przewodniczący jury
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 7
NAGRODY |
Nagroda
im. Kapitana Leszka Wiktorowicza
Bohdan Sienkiewicz
Fot. z archiwum autora
4 marca br. kpt. Janusz Zbierajew­
ski odebrał w siedzibie Press Clubu
w Domu Polonii w Warszawie Nagrodę
im. Kapitana Leszka Wiktorowicza.
Kapitan Janusz Zbierajewski został
laureatem pierwszej edycji Nagrody im.
kapitana Leszka Wiktorowicza – wybit-
rejsy w ramach projektu Zobaczyć morze
na Zawiszy Czarnym, kiedy połowę załogi
stanowią osoby niewidome lub słabo widzą­
ce. Bez odwagi i profesjonalizmu kapitana
Janusza Zbierajewskiego idea pływania
niewidomych i niedowidzących po morzu
byłaby nie do zrealizowania. Jego doko-
Jestem dumny, że pamięć o moim
Ojcu żyje właśnie w formie tej nagro­
dy, zawsze bowiem doceniał tych, któ­
rzy wyrastali ponad przeciętność, łą­
czy­li odwagę i fantazję z kunsztem
i umiejętnościami, osiągając mistrzostwo
w swoim fachu – powiedział kpt. ż.w. Ma­
Kapitan Janusz Zbierajewski (z dyplomem w dłoni) – laureat nagrody.
nego człowieka morza, budowniczego
i wieloletniego komendanta Daru Młodzieży
oraz ­wychowawcy wielu pokoleń polskich
marynarzy.
Kapitan Janusz Zbierajewski od pół
wieku pływa po morzach i oceanach. Jest
jedną z najbardziej popularnych, rozpo­
zna­walnych i cenionych postaci w polskim
środowisku żeglarskim. To wielki żeglarz,
ale także uznany nauczy­ciel i publicysta.
Dowodził Zawiszą Czarnym, Pogorią,
a teraz żegluje na Kapitanie Borchardzie.
­Uznanie kapituły Nagrody zdobył tym,
że jako jedyny zgodził się prowadzić
8 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
nania jako człowieka i żeglarza zasługują
na najwyższy szacunek i uznanie. ­Akcja,
którą pomógł zrealizować, to wyjątek na
światową skalę i powód do dumy – po­
wiedział przewodniczący kapituły, kadm.
Czesław Dyrcz.
Nagroda im. kapitana Leszka Wiktoro­
wicza została ustanowiona w celu uho­no­
ro­wania wyjątkowych dokonań że­glar­skich,
osiągnięć w dziedzinie wycho­wania morskiego
młodzieży lub kształtowania świadomości morskiej. Powołali ją spadko­biercy kpt. ż.w. Leszka
Wiktorowicza, ­Miasto Gdynia, ­Stowarzyszenie
Bratwo ­Kaphornowców i Fundacja Press Club.
riusz Wiktorowicz, syn Kapitana. Nagrodę
stanowią medal oraz kwota pieniężna w wy­
sokości dziesięciu tysięcy złotych. Przyznała
ją kapituła w składzie:
Mariusz Wiktorowicz (syn Kapitana).
Czesław Dyrcz, Bractwo Kaphornowców (przewodniczący Kapituły).
Bohdan Sienkiewicz, Bractwo
Kaphornowców.
Marek Łucyk, Urząd Miasta Gdyni.
Joanna Zielińska, Urząd Miasta Gdyni.
Waldemar Heflich, Press Club Polska.
Bohdan Sienkiewicz
| NAGRODY
Ordery
dla zasłużonych
dla żeglarstwa
Bohdan Sienkiewicz
Fot. z archiwum autora
Prezydent
Rzeczypospolitej
Polskiej nadał ordery i odznaczenia osobom zasłużonym dla żeglarstwa polskiego. Uroczystość wręczenia odznaczeń
państwowych odbyła się w Charzykowach
28 kwietnia br. podczas obchodów 90-lecia
istnienia Chojnickiego Klubu Żeglarskiego
– najstarszego w Polsce oraz Ogólno­
polskiego Otwarcia Sezonu Żeglarskiego
w Charzykowach. Aktu dekoracji, w imie­
niu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej,
dokonał minister Dariusz Młotkiewicz,
­Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta
Rzeczypospolitej Polskiej.
Odznaczeni zostali:
za wybitne zasługi w popularyzowaniu
na antenie telewizyjnej wiedzy o morzu
i gospodarce morskiej, realizując wychowanie morskie młodzieży
KRZYŻEM OFICERSKIM
ODRODZENIA POLSKI
red. Bohdan Sienkiewicz.
ORDERU
KRZYŻEM KAWALERSKIM ORDERU
ODRODZENIA POLSKI
Jachtowy Kapitan Adam Jasser.
Od lewej Bohdan Sienkiewicz i Adam Jasser
Zabierając głos w imieniu odznaczo­
nych, Kapitan Adam Jasser powiedział:
Czuję się niezwykle uhonorowany tym
wysokim Odznaczeniem Państwowym
przy­znanym mi przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Uważam, że przyjąłem
je także w imieniu kapitanów i członków
Sail Trai­ning Association Poland, czyli
stowarzyszenia narodowego wychowa­
nia morskiego młodzieży, członka między­
narodowej organizacji zrzeszającej 28 krajów i nominowanej do Pokojowej Nagrody
Nobla, które od ponad dwudziestu lat eks­
ploatuje żaglowiec Pogoria. Ten żaglowiec
zabrał na niezapomnianą morską przygodę
tysiące młodych Polaków, także z najdalszych od morza zakątków naszego kraju.
Cóż to jest właściwie to wychowa­
nie morskie, które w Polsce zainicjował
przed wojną generał Mariusz Zaruski?
Kształci ono wolę, solidarność i poczucie równości. Jest nauką dobrej roboty.
Ćwiczy wytrwałość i cierpliwość, wdraża
zasady pracy zespołowej, wykształca cechy przywódcze. Jest szkołą wychowania
społecznego i obywatelskiego. Jest jakby
trzecim wymiarem wychowania, oprócz
­formalnej edukacji i uprawiania sportu.
Bohdan Sienkiewicz
Przemawia Adam Jasser
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 9
BLIŻEJ ODRY |
Żeglowanie po Odrze
Wojciech Dacko
Fot. z archiwum autora
Odra była od zawsze. Jako mały
chłopiec jej brzeg od strony Biskupina
odbierałem jako granicę, po której drugiej stronie jest inny świat, z którego
w tajemniczy sposób baba dostarcza do
domu rodziców mleko, ser i śmietanę. Już
będąc w szkole, wiedziałem, że przeprawę
umożliwiał przewoźnik, którego mała
wiosłowa łódka była łącznikiem wioskowych
mieszkańców Mokrego Dworu z miej­
skim Biskupinem, z tramwajem, sklepami
i kościołem. Nieco później okazało się, że
po rzece pływają inne łódki. Pamiętam
żal, gdy mój stryj Bogdan, podpłynąwszy
tu z przystani AZS żaglówką o nazwie
Eol, zabrał mojego ojca na przejażdżkę,
zostawiając mnie na brzegu jako zbyt
małego do uczestniczenia w tak ryzykownej
wyprawie.
Początki
W latach 50. łąki nadbrzeżne, do­
kładnie przystrzyżone przez stado krów
przepędzanych codziennie z Bartoszowic
pod ZOO i z powrotem, delikatnie zamino­
wane, stanowiły wspaniałe miejsce space­
rów, zabaw i gier w piłkę dla mieszkańców
dzielnicy,
zwłaszcza
młodych.
Opalali się tu dorośli, spotykali zakochani,
a na kamiennych główkach (tak, takie
wtedy były) wędkarze łowili ryby. Nie
brakowało kąpiących się, a na tym bocznym
Wypływamy w pierwszy daleki rejs
10 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Lata 70., wracamy z Osobowic, dzisiaj silniczek działa
szlaku rzeki pojawiały się także barki.
Pamiętam, jakie zainteresowanie wzbudził
przepływający wielki parowy, tylnokołowy
holownik, nazywał się chyba Kupała. Odra
była pogłębiana. Czerpakowa koparka
wybierała muł z dna na specjalne barki ze
stożkowym dnem i otwieranymi burtami.
Holownik opróżniał je w zatoczkach między
główkami. Pracował także refuler.
Sam na łódce znalazłem się po raz
pierw­szy w 1957 roku. Nasza 25 Wro­
cławska Drużyna Harcerzy po obozie
nad Jeziorem Rożnowskim zdecydowała,
że będzie drużyną wodną, podobnie jak
zaprzyjaźniona żeńska 19-tka. Odrzańską
bazę mieliśmy na Wyspie Szczytniki,
w awan­porcie śluzy. Łódki były z demobilu:
mahoniowa Olimpia, gaflowy Wiking, drewniane bączki BK, ale także nowobudowana
Omega – Rudy. W letnie dni zaraz po szkole
(II LO przy ulicy Parkowej) pędziliśmy na
przystań popływać. Drużyna wyjeżdżała na
żeglarskie obozy letnie, ale pierwsze kroki
żeglarskie były zawsze na Odrze. Naszymi
umiejętnościami budziliśmy zawsze podziw
harcerzy jeziorowców. Okazało się, że
radziliśmy sobie na wodzie świetnie. Woda
i umiejętność jej czytania nie stanowiły dla
nas problemu. To właśnie sprawiała rzeka.
Kolejne lata
W latach 60. we Wrocławiu aktywnie
działały kluby: zakładowe, uczelniane,
związkowe. Rozwijały się ośrodki harcerskie. Żeglują pasjonaci, a skoro prywatnych łódek prawie nie ma, to angażują
się w działalność klubową. Rozwija się
wrocławskie
środowisko
wodniackie.
| BLIŻEJ ODRY
Znajomości i przyjaźnie z tamtych lat trwają
do dzisiaj. Na Odrze odbywają się regaty
żeglarskie, np. pomiędzy przystanią AZS
i LOK. Te bardziej sportowe na II zimo­
wisku barek na Osobowicach. Uczestniczyło
w nich nieraz kilkadziesiąt łodzi różnych
klas: Omega, Finn, FD, Hornet, Słonka,
Cadet. Regaty na Osobowicach to była cała
wyprawa. Zabieraliśmy namioty, ­prowiant
i płynęliśmy dzień wcześniej naszymi Omegami przez śluzy Kanału Miejskiego, na
cypel zimowiska. Po regatach wracaliśmy
często późnym wieczorem, gdy nasz nie­
wielki silnik odmawiał posłuszeństwa.
Ulubionym miejscem letnich biwaków
był Bajkał. Z przystani koło Szczytnik
startowaliśmy na żaglach w kilka łódek,
rywalizując, kto szybciej dotrze na miejsce.
Gorzej, jak nie było wiatru. Niejednokrotnie zdarzało się nam burłaczyć łódkę od
Bartoszowic aż do Bajkału. Nie było to takie
trudne. Należało fał foka przedłużyć długą
cumą. Brzegi rzeki, niezarośnięte krzakami
jak dzisiaj, umożliwiały holowanie z brzegu.
Pierwsza dalsza wyprawa Odrą to spływ
do Głogowa. Postanowiliśmy zaoszczędzić
na transporcie naszych łódek na obóz nad
Jeziorem Sławskim i popłynąć do Głogowa,
a następnie w ciągu jednego dnia przerzucić
je na obóz. Dla nas, młodych wodniaków,
była to fascynująca przygoda. Odra była co
prawda dzika i bez przystani, ale piękna. Pogoda różna, deszczowa, ale na rzece i brzegach spotykaliśmy zawsze bardzo życzliwych
ludzi. Nie było problemu z holowaniem za
barką, czy miejscem na biwak.
W ogóle ten okres, określany teraz pogardliwie za komuny, oceniam z perspek­
tywy żeglarskiej dobrze. Harcerskie drużyny
W śluzie Rędzin, płyniemy na regaty długodystansowe
wodne były bardzo aktywne. Przełom lat
60. i 70. to ich rozwój także we Wrocławiu.
Obok naszej drużyny powstaje kilka
nowych, które łączą się z nami w Stanicę,
a po drugiej strony Odry powstaje Rancho,
przejmujące dawną przystań LOK. Dzięki
życzliwości władz dzielnicy harcerze ze
Śródmieścia uzyskują nową przystań – nad
zatoczką żeglarską na Biskupinie, gdzie
powstają obiekty HOW Stanica. Odra zaczy­
na być za ciasna. Wyruszaliśmy na nowe
­akweny, Wielkie Jeziora Mazurskie i Bałtyk.
Początek kryzysu
Kolejne lata są jakieś jałowe. Niby
wszystko jest w porządku; Technikum
Żeglugi Śródlądowej wypuszcza kolejnych
absolwentów, po centrum Wrocławia
pływają statki pasażerskie, pracują stocz­
nie rzeczne. Kluby sprawiają sobie jachty
morskie, pływają jeszcze wioślarze i kajakarze sportowi, ale widać już nadciągający
kryzys gospodarczy i polityczny. Jak to się
odbija na rzece: główki tracą swoje kamien­
ne końce, nikt nie wycina chaszczy na
Łódki po nieudanym śluzowaniu w śluzie Mieszczańskiej.
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 11
BLIŻEJ ODRY |
Prywatni armatorzy spływają czasem
jachtami Odrą na wody około Berlina i dalej,
do Szczecina, część z nich także przez Wartę
i Noteć na Wisłę. W 2009 roku Ogólno­
polski Rejs Żeglarski zorganizowało PTTK
na trasie Koźle-Szczecin. Załogi kilkunastu
jachtów żaglowych i motoro­wych miały do
pokonania nie tylko ­wy­sokie stany rzeki,
ale także ograniczenia żeglugowe nakładane
przez RZGW. Przy­kro powiedzieć, ale
decyzje o zatrzymaniu rejsu lub zgodzie na
płynięcie nie zawsze były trafne. W Opolu
zatrzymano rejs ze względu na spodziewane
wysokie przybory Nysy, pomimo że stany
wód pozwalały na bezpieczne kontynuowanie żeglugi. Z kolei na stopniu wodnym
w Brzegu Dolnym tak obniżono poziom
wody, że musieliśmy czekać w Urazie do
następnego dnia, aby w kanale wejściowym
śluzy było dostatecz­nie głęboko, a przecież
żadna z naszych jednostek nie miała
większego zanurzenia niż 50 cm. Dalej już
popłynęliśmy szybko, mocny prąd na swobodnie płynącej Odrze pozwolił nadgonić
czas i zdążyć na planowaną imprezę powitania rejsu w Szczecinie.
Na kanałach w Europie jest duży ruch turystyczny
brzegach, kruszeją nadbrzeża w mieście, ale
przede wszystkim nie pogłębia się szlaku.
Zatoczki odrzańskie, wykorzystywane na
małe przystanie, zamulają się. W Odrze
poniżej Wrocławia okresami jest zbyt mało
wody, aby mogły pływać po niej barki.
Państwo i miasto odwraca się od rzeki.
Żegluga jest podobno nieopłacalna.
Będą zmiany?
Przemiany w Polsce i Europie ponownie
zachęciły grono zapaleńców do zainteresowania społeczeństwa możliwościami żeglugi
po śródlądziu. Jeżeli nie żeglugą towarową,
to choćby turystyczną lub rekreacyjną.
Marina w Nowej Soli. Jesteśmy jednymi z pierwszych gości
12 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Jednym ze znaczących przykładów takich
działań jest Flis Odrzański. Odra przestała
być rzeką graniczną, można po niej pływać bez
ograniczeń po całej długości i dalej na wody
europejskie. Olbrzymie wrażenie wywiera na
mnie mój pierwszy rejs po wodach holenderskich wokół Amsterdamu i kolejny barką
turystyczną po Francji. Nie spodziewałem się,
że urlop na wodzie, po śródlądowych rzekach
i kanałach, może być taki fajny? Przyjaciele,
których zabraliśmy ze sobą, byli zachwyceni.
Tyle łódek tu pływa, a jakie gościnne przystanie i ładne miejscowości na trasie. Okazuje
się, że żeglarski urlop to niekoniecznie rejs
w Chorwacji lub na Majorce.
Moje pływanie
Trasę z Wrocławia w dół rzeki
pokonywałem osobiście kilkakrotnie na
swojej motorówce turystycznej (typu
Week­­end). Odwiedzałem kolejne przystanie na rzece: Port Uraz, Ścinawa, Chobienia,
Głogów, Bytom Odrzański, Nowa Sól, Ciga­
cice, Krosno Odrzańskie, Słubice, Kostrzyn
(nad Wartą), Cedynia, Widuchowa i Gryfino pod Szczecinem. Co roku pojawia się
na szlaku coś nowego. Można zatankować
wodę, jest dostęp do toalet, czasem prąd
na kei. Największe zmiany są tam, gdzie są
zaangażowane władze, jak w Nowej Soli
czy Bytomiu Odrzańskim lub pasjonaci jak
w Urazie. Niestety, na całym szlaku paliwo
trzeba donieść w kanistrach. Na odcinku
od Nowej Soli i później na Odrze granicznej
liczba łodzi rośnie znacząco, w końcu z tego
rejonu możemy łatwo zboczyć na kanał Odra
- Sprewa lub Wartę i później na Hawelę.
Pływają przede wszystkim motorówki, ale
są i jachty żaglowe na trasie do Szczecina,
na jeziora wokół Berlina i coraz częściej na
szlak Wielkiej Pętli Wielkopolskiej.
Wody niemieckie są doskonale przygotowane do obsługi turystyki wodnej,
np. śluzy są bezpłatne i przygotowane do
obsługi małych jednostek. Tak niedaleko
od Polski pływają tysiące łodzi; prywatnych i czarterowych, hausbootów, dużych
i małych motorówek. W weekendy jest
wręcz ciasno na wodzie. Jachty żaglowe spotykamy na jeziorach, ale są w mniejszości.
To wszystko jest wynikiem zainteresowania
się społeczeństwa walorami wypoczynku
i rekreacji na wodzie, zrozumienia i wsparcia tego faktu przez państwo niemieckie.
­Tylko pozazdrościć.
Jak to wygląda w Polsce, można pokazać
na przykładzie. Pod koniec sierpnia 2010
roku zdecydowałem się powrócić swoją
łódką, znajdującą się wtedy w Kostrzyniu
| BLIŻEJ ODRY
nad Wartą, do Wrocławia. Na rejs miałem
tydzień. Było to niewiele po letnim powo­
dziowym wezbraniu Nysy Łużyckiej. Na
Odrze podniesione stany wód i wartki prąd.
Ekonomiczna prędkość wypornościowej
łodzi z silnikiem wbudowanym to 10-11
km/godzinę. Po odjęciu prądu płyniemy
w górę rzeki 6-7 km/h, więc trzeba starannie żeglować, unikając najszybszego
nurtu. Nie jest to łatwe, końce główek
jest nieszczególne, tym bardziej że chcąc się
dostać do naszej przystani na Biskupinie,
musimy wrócić na główny szlak pod śluzę
Różanka. Gdybym był spoza Wrocławia,
(a zdarzyło się to w niedzielny wieczór), nie
uzyskałbym żadnej pomocy. Pomaga nam
syn, który przypływa motorówką użyczoną
przez harcerzy z Zatoki. Wyokrętowujemy
się przy Różance, łódź zostaje. Płynę po nią
w poniedziałek ze Stanicy małą motorówką,
Rozmowa z burmistrzem na rynku Bytomia
Odrzańskiego
Jednostki rejsu PTTK w Bytomiu Odrzańskim
i inne przeszkody znajdują się pod wodą
i nie są niczym oznakowane. Przed Ciga­
cicami, w miejscu wyglądającym na bezpieczne, daleko od brzegu, zahaczamy
o coś śrubą, która jest zanurzona raptem
40 cm. Śruba zaczyna wibrować, a przecież
do Wrocławia jest jeszcze daleko. Decydujemy się dopłynąć do Nowej Soli. Tam
koledzy dowiozą zapasową śrubę i popłyną
ze mną, a żona, z którą płynąłem, powróci
samochodem do Wrocławia. W gościnnej
marinie w Nowej Soli podnosimy dźwigiem
rufę łodzi, wymieniamy śrubę i ruszamy
dalej. Żegluga jest bardzo przyjemna. Nocujemy w Głogowie i Ścinawie, zwiedzamy
okolice. W Urazie jesteśmy wczesnym
popołudniem, a ponieważ jest bardzo
ciasno w porcie, decydujemy się płynąć
od razu do Wrocławia. W śluzie Rędzin
usiłujemy się dowiedzieć, czy szlak przez
śluzę Miejską jest czynny. Nikt nic nie wie,
gdzieś dzwonią i to samo. W internecie na
stronach RZGW jest informacja, że śluza
jest po remoncie i działa. Podchodzimy
więc pod śluzę, ale ta jest zamknięta na
głucho. Tutaj spotyka nas kolejna przygoda. Wymieniając śrubę, musiałem użyć
starej podkładki zabezpieczającej, ta nie
wytrzymuje, na wstecznym biegu śruba
spada. Namierzamy miejsce, gdzie utonęła,
ale jesteśmy bez napędu. Miejsce na postój
przez 4 śluzy: Opatowice, Bartoszewice,
Zacisze i Różankę. Na każdej ten sam
ceremoniał: wystawienie kwitka, pobranie sześciu złotych z groszami, brak drobnych do wydania reszty. Ponieważ jestem
jeszcze sam (syn dołączy później), montuję
z łodzi zestaw pchany i wchodzę do śluzy.
Tu żądają już podwójnej opłaty – to są dwie
jednostki! Koszt śluzowań całego holowania
w obrębie miasta wyniósł więc: 4 x 6,24 zł,
plus 3x 12,48 zł, plus 1x 24,96 zł, (podwójna
opłata, bo było już po 16.00), razem 87,36
złotych!
Próba podsumowania
Spojrzenie jest z punktu widzenia motorowodniaka, bo to właśnie łodzie z napędem
mechanicznym są głównymi użytkownikami
rzek i kanałów, ale myślę, że podobną ocenę
(np. brak miejsc do dobicia, problemy przy
śluzowaniu) mogliby wystawić także kajakarze. Nasze śródlądowe drogi wodne zna­
cznie odbiegają od standardów europej­
skich. Bardzo niekorzystnie prezentuje się
tu wciąż środkowa i górna Odra. Postęp
w przystosowaniu rzeki do żeglugi turys­
tycznej jest zbyt wolny. Składa się na to
wiele przyczyn:
1. Brak zrozumienia walorów turystyki i rekreacji wodnej ze strony władz
administracyjnych
i
politycznych.
Postrzeganie rzeki głównie jako za­gro­
żenie powodziowe. Rozmycie kompetencji i brak współdziałania instytucji
mających wpływ na żeglugę, zagospodarowanie rzeki i jej brzegów.
2. Obojętność władz Wrocławia na tematy
odrzańskie. Wrocław, największe i naj­
ciekawsze miasto regionu z rozbudo­wa­
nym układem dróg wodnych, po­winien
być liderem w wykorzystywaniu walo­
rów lokalizacji na Odrą.
3. Wieloletnie zaniedbania i ograniczone
środki finansowe. Ani budowy przystani,
ani uporządkowania nadbrzeży nie da
się zrealizować wyłącznie ze środków
komercyjnych, muszą być także zaan­
gażowane pieniądze publiczne, które
tak łatwo miasto wydaje np. na stadion
i piłkę nożną.
4. Brak stałej współpracy i wspólnego planu działania organizacji korzystających
z wód: związku żeglarskiego, motorowodnego, kajakarskiego, stowarzyszeń
i klubów żeglarskich.
5. Niedoskonałości przepisów związanych
z uprawianiem żeglugi turystycznej, zdo­
bywaniem uprawnień wodniackich itp.
6. Brak odpowiednich działań popularyzujących w społeczeństwie tę pro­ble­
matykę, zwłaszcza wśród młodzieży.
I choć cały czas mam nadzieję, że na
polskich rzekach dojdziemy kiedyś do pozio­
mu europejskiego z bogatą infrastrukturą,
bezpiecznym szlakiem i rzeczywistym zainteresowaniem i zaangażowaniem władz,
przedsiębiorców i zwykłych mieszkańców, to
tempo i kierunek zmian, jakie zachodzą na
Odrze, nastraja mnie pesymistycznie, jeśli
chodzi o szacowanie terminu, w którym to
się stanie.
Wojciech Dacko
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 13
ROZMOWY SPISANE |
Wszystkie istniejące do dziś wroc­
ławskie Harcerskie Ośrodki Wodne: Sta­
nica, Rancho i Zatoka mają swoje korzenie
w 25 Drużynie Wodnej.
Wojciech Dacko
Jolanta Maria Palczyńska
Fot. z arch. j.st.m. Wojciecha Dacko
Jachtowy sternik morski, sternik motorowodny, instruktor żeglarstwa i motorowodny; były członek Zarządu Wrocławskiego
Okręgowego Związku Żeglarskiego; harc­
mistrz, instruktor ­
harcerski, twórca Harcer­
skiego Ośrodka Wodnego Stanica; Pilot ZHP
Chorągwi Dolnośląskiej; magister inżynier
­elek­tryk, współwłaściciel i prezes firmy Amicar
– Dealer Fiata, Spółka Jawna; odznaczony m.in.:
Medalem 50-lecia WrOZŻ, Brązowym Krzyżem
Zasługi, Krzyżem Zasługi dla ZHP, Honorową
Odznaką
Zasłużonego
dla
Żeglarstwa
Dolnośląskiego, Odznaką Zasłużony Działacz
LOK-u i Odznaką Budowniczego Wrocławia.
JMP: Wojciech, 13-letni uczeń szkoły
podstawowej, zaczyna interesować się
har­­
cerstwem i żeglarstwem. Proszę nam
opowiedzieć o początkach swojej aktywności
w żeglarstwie i harcerstwie, datującej się od
1957 roku. Kto miał wpływ na rozwój właśnie
tych zainteresowań?
WD: Uczęszczałem do Szkoły Podsta­
wowej przy ul. Parkowej. II Liceum
Ogólnokształcące to był kompleks Szkoły
Podstawowej i II LO. W 1956 roku został
reaktywowany, zlikwidowany w 1949 roku,
Związek Harcerstwa Polskiego. Jesienią
1956 roku w szkole pojawili się przedwojenni instruktorzy harcerscy z Hufca
Harcer­skiego we Lwowie, którzy posta­
nowili reaktywować 25 Drużynę Harce­
rzy – jedną z pierwszych, jakie powstały
we Wrocławiu po II wojnie światowej.
­Utworzono ją w naszej szkole w 1946 roku
i nadano imię Harcerskiego Batalionu
­Szturmowego Parasol – oddziału Szarych
Szeregów, biorącego udział w Powstaniu
Warszawskim.
Pierwszym drużynowym reaktywo­
wanej 25 Wrocławskiej Drużyny Harcerzy
był dr Jerzy Masior, późniejszy założyciel
i komandor jacht klubu PTTK nad
Jeziorem
Rożnowskim.
Instruktorem
specjalności wodnej był kpt. Jerzy Mikulski, który prowadził szkolenia żeglarskie
w naszej szkole. Działalność opierała się na
tradycji i wzorach przedwojennych harcerskich drużyn wodnych.
Byłem wtedy jednym z najmłodszych
harcerzy. Po pierwszym obozie w 1957
roku drużyna ogólnoharcerska, w zielonych
mundurach, przyjmuje specjalność wodną.
Harcerstwo rozwija się, pierwsze drużyny
wzorem przedwojennych były tylko męskie
lub żeńskie i w końcu powstały drużyny
koedukacyjne.
14 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
W harcerstwie przeszedłem całą drogę,
od zastępowego, przez przybocznego do
funkcji instruktorskich. W 1962 roku
obej­muję drużynę. Drużyna rozrasta się
w szczep. Zostaję szczepowym. Potem też
­Pilotem Chorągwi Dolnośląskiej. Wyspa
Szczytniki – pierwsza nasza baza przysta­
niowa, zaczyna być za ciasna. W 1973 roku
przenosimy się nad zatokę Odry na Biskupinie – powstaje Stanica.
Na zbiórce hufca harcerskiego (koniec lat 60.)
JMP: Pana pierwsze rejsy, na jakich jach­
tach się odbyły, dokąd popłynęliście i kto je
prowadził?
WD: Nasze harcerskie rejsy śród­
lądowe odbywały się najpierw po Odrze
i jeziorach lubuskich, a następnie po Wielkich Jeziorach Mazurskich i innych rzekach Polski. Na pierwszy obóz drużynowy
pojechaliśmy do Znamierowic nad Jezioro
Rożnowskie. Spaliśmy w namiotach, a poniemieckie sta­re drewniane łódki i nasza
nowa Omega służyły głównie starszym
harcerzom i kadrze do pływania. Jako
jeden z najmłodszych ­uczestników obozu chyba ze dwa czy trzy razy wsiadłem
na łódź. Następny obóz odbył się w 1958
roku w Sławie Śląskiej i miał charakter
żeglarski.
Jako harcerze mogliśmy korzystać
z rej­sów organizowanych przez Centrum
Wycho­wania Morskiego ZHP w Gdyni.
Rejsy zatokowe były na czerwoniakach
– przebudowanych i ożaglowanych starych
szalupach z Batorego, morskie na drew­
nianych jachtach typu Vega lub Opal
i Zawiszy Czarnym. Mój pierwszy rejs
| ROZMOWY SPISANE
Uroczyste przyrzeczenie harcerskie na Wyspie Szczytniki
(ok. 1962 r.)
po Bałtyku prowadził kapitan Eugeniusz
Kuźniewski na jachcie Aldis.
JMP: W jaki sposób dokumentuje Pan
swoje rejsy? Czy zapisuje je w książeczce
żeglarskiej? Czy Pan wie, ile rejsów ma na
swoim koncie?
WD: Z CWM pływałem także na Zawiszy Czarnym i jako oficer na jachtach
Zamonit, Mas, prowadziłem zatokowego
Amara. Nie gromadziłem szczegółowej dokumentacji z rejsów – trochę zdjęć i opinie
stażowe. Po ukończeniu studiów bardzo
długo nie pływałem po morzu. Natomiast
zaczęły żeglować moje dzieci Ewa i Adam.
Dopiero w ostatnich latach poprowadziłem
kilka krótkich rejsów, z załogą złożoną
z przyjaciół, w Chorwacji i na Balearach.
JMP: Panie Wojciechu, jest Pan organizatorem i pierwszym prowadzącym Harcer­
ski Ośrodek Wodny Stanica. Jak i z kim
tworzył Pan ten Ośrodek? Jak wyglądały jego
początki?
WD: W początkach działalności, kiedy
była jedna drużyna wodna i kilka jednostek, naszą bazę stanowiła w lecie mała
komórka i pomost na Wyspie Szczytniki,
przy śluzie. W zimie remontowaliśmy łódki
w różnych przypadkowych miejscach.
Atrakcyjność naszych działań przyciągała
młodzież i pow­stawały kolejne drużyny
Obóz wędrowny w Giżycku – na biwaku (1969 r.)
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 15
ROZMOWY SPISANE |
Komfort pływania taką jednostką jest zapewne inny i inne też zalicza Pan na niej
akweny. Mówił Pan, że obecnie głównie
­
pływa z żoną, ale z rodziną odbywał Pan też
liczne rejsy. Proszę o komentarz.
WD: Moją pierwszą prywatną łódką
była Foka 2, którą zbudowałem samodzielnie w oparciu o skorupy kadłuba
i pokładu zakupione w stoczni im. Conrada
w Szczecinie. Za poradą stryja – Bogdana,
powiększyłem łódkę, wstawiając pomiędzy
kadłub i pokład 13 cm deskę. W żaden
sposób nie pogorszyło to zdolności że­
glugowej, a znakomicie poprawiło wy­godę
wnętrza. Do transportu łodzi zbudowałem
osobiście przyczepkę. Na Mazurach nie
było wielu podobnych jednostek. Łódka
budziła spore zainteresowanie konstrukcją
i szybkością na słabych i średnich wiatrach.
W tej chwili mam barkę turystyczną
typu Weekend 820 zbudowaną w Nowym
Tomyślu, ale doposażoną przeze mnie
w różne udogodnienia. Jest tam wszystko
do odbycia długiego rejsu śródlądowego.
Dlaczego łódź motorowa? Morskiego
jachtu żaglowego nie byłbym w stanie
wykorzystać, jest drogi także w eksplo­
atacji. Trzymanie go we Wrocławiu nie
Prace bosmańskie na Stanicy (ok. roku 1973)
harcerskie tej specjalności. Był to początek
lat 70. Władze dzielnicy Śródmieście
wspólnie z Radą Przyjaciół Harcerstwa
zdecydowały o budowie przystani harcer­
skiej nad zatoką Odry na Biskupinie.
Byłem wtedy szczepowym kierującym
kilkoma drużynami. Komendantem Hufca
był Krzysztof Kornafel, któremu głównie
zawdzięczamy, że ośrodek powstał. Wkład
w samą budowę wnosiły różne dzielnicowe przedsiębiorstwa. Pomagali także
harcerze i instruktorzy. Stanica, bo taką
przyjęliśmy nazwę, otrzymała także środki
na zakup sprzętu: 10 nowych Omeg, 4 łodzi
kabinowych i innego drobnego sprzętu.
Ośrodek został oficjalnie otwarty w 1973
roku. Działało w nim kilkunastu instruktorów
harcerskich.
Organizowaliśmy
obozy letnie, rejsy śródlądowe, kursy
­szkoleniowe. Z funkcji Komandora Stanicy
wycofałem się w 1981 roku.
JMP: Mówił Pan w czasie naszego pierw­
szego spotkania, że był Pan członkiem
Zarządu WrOZŻ, działał i udzielał się
społecznie nie tylko w harcerstwie, ale
również w Automobilklubie, LOK-u i innych
stowarzyszeniach, a obecnie zajmuje się remontami i przeróbkami jachtów.
WD: W tym okresie oprócz kierowania
HOW Stanicą byłem zaangażowany także
w inne działania społeczne. Między innymi pełniłem obowiązki Pilota w Dolno­
ślą­skiej Chorągwi ZHP (Pilot to taki kie­
rownik wszystkich drużyn wodnych).
W jednej kadencji jako członek zarządu
WrOZŻ zajmowałem się sprawą turystyki. Działałem także w Automobilklubie
Dolnośląskim jako prezes Koła Carava­
ningu. Będąc instruktorem, zajmowałem
się również szko­leniem żeglarskim i mo16 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Amicar w porcie w Krośnie Odrzańskim
torowodnym. Obowiązki wobec rodziny
i budowa domu spowodowały, że mu­
siałem ograniczyć swoje zaan­gażowanie
w działalności
społecznej.
Dopiero
w ostat­nim okresie mogę znaleźć nieco
więcej czasu na powtórne zaangażowanie
i hobby.
JMP: Panie Wojciechu, kupił Pan wspa­
niały jacht motorowy z pełnym wypo­
sażeniem sanitarnym. Co Pana skłoniło do
takiego zakupu, przecież to nie żaglówka?
miałoby sensu. Na śródlądziu w Polsce nie
ma obecnie proble­mu z wyczarterowaniem
dowolnego jachtu żaglowego na rejs ze
znajomymi, czy do udziału w regatach turystycznych. Trzeba jednak zebrać załogę
do obsługi. Nato­miast moim Weekendem
mogę popłynąć tylko z żoną samodzielnie
lub w zorganizowany rejs większej ilości
łodzi po polskich i zagranicznych wodach śródlądowych. Łódka nie nadaje się
do pływania po morzu przy dużej fali, ale
dzięki niewielkiemu zanurzeniu można nią
| ROZMOWY SPISANE
Z żoną Grażyną przepływamy przez Utrecht
penetrować wiele polskich szlaków. Mogę
ją także przewieźć za samochodem na spe­
cjalistycznej przyczepie.
JMP: I na koniec, proszę nam opowiedzieć
o swoich ostatnich wakacjach. Gdzie, na
czym i z kim Pan pływał i jakie wspomnienia
przypłynęły do Wrocławia?
WD: W zeszłym roku w lipcu odbyłem
na swojej motorówce 2-tygodniowy rejs
rodzinny po wodach wokół Berlina. Łódkę
wodowałem w Kostrzynie, a następnie
kanałem Odra-Hawela popłynęliśmy aż za
Poczdam, powrót kanałem Odra-Szprewa.
Była to spokojna wędrówka turystycz­
na ze zwiedzaniem nadbrzeżnych atrakcji i miejscowości. Pozostawiła bardzo
miłe wrażenia i zazdrość, że Niemcy
potrafili tak wspaniale przygotować swoje
wody śródlądowe do uprawiania turystyki. Wybierzemy się tam chyba jeszcze
kiedyś żaglówką. Niemieckie jeziora dają
możliwości
żeglowania
porównywalne
z mazurskimi.
We wrześniu prowadziłem rejs turys­
tyczny w Chorwacji na dużej Bawarii 46. W zmiennych warunkach pogodowych nasza załoga, której średnia wieku
przekraczała 65 lat, przeżyła fajną żeglarską
przygodę.
JMP: Dziękuję za rozmowę i poświęcenie
nam swego czasu na opowiedzenie o sobie.
Rozmawiała: Jolanta Maria Palczyńska
Chorwacja 2011 – odprawa załogi przed wyjściem z portu
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 17
POSTAĆ |
Krzysztof Bojda
Jolanta Maria Palczyńska
Fot. z arch. kpt. j. Krzysztofa Bojdy
Urodził się 4 lipca 1959 roku we
Wrocławiu. Początkowo mieszkał w Żerni­
kach i tam też rozpoczął naukę w szkole
podstawowej. Edukację podstawową za­
kończył we Wrocławiu. W stolicy Dolnego
Śląska ukończył również Technikum Kolejowe i rozpoczął studia weterynaryjne na
Akademii Rolniczej. Żeby zarobić na studia,
wyjeżdżał w celach zarobkowych za granicę.
Pracował na budowie i uczył jazdy konnej
w prywatnym niemieckim klubie. Po czte­
rech i pół roku studiów weterynaryjnych
zaczął interesować się psychologią i peda­
gogiką. W 1992 roku ukończył pedagogikę
na Uniwersytecie Wrocławskim jako magister pedagogiki, a w 2002 roku studia
­podyplomowe na Wydziale Psychologii tejże
Uczelni.
W technikum należał do drużyny har­
cerskiej. Jest drużynowym zuchowym
w stop­­niu przewodnika. W 1977 roku
pojechał do Krzeczkowa na obóz nurkowy,
po którym został uczestnikiem obozu
żeglarskiego zorganizowanego przez HOW
Rancho. Do 1984 roku uczestniczył w obozach harcerskich i żeglarskich.
Od 1975 roku i w czasie studiów weterynaryjnych uprawiał jeździectwo sportowe
i rekreacyjne. Brał udział w zawodach
jeździeckich. Posiada uprawnienia instruktora jeździectwa. Pracował jako instruktor
w Akademickim Klubie Jeździeckim.
W latach 1987-1990 był zatrudniony
w Szkole Podstawowej nr 3 przy ul. Bobrzej
jako nauczyciel pływania i muzyki. Powołał
do życia Szkolne Koło Ligi Morskiej,
organizował Szanty nad Odrą i Warsztaty
Marynistyczne. Działalność harcerska dała
mu podwaliny do pracy z dziećmi z klas 1-3,
a Warsztaty Marynistyczne pod stworzenie Fundacji. Praca w szkole nie dawała
Mu jednak pełnej satysfakcji, więc wpadł
na pomysł założenia organizacji po­trzebnej
do realizacji swoich marzeń i tak 16 marca
1992 roku został podpisany akt notarialny
założenia Fundacji Hobbit. Od tego czasu
minęło 20 lat. Pięć lat później, bo w 1997
roku, wraz z Jurkiem Kotowskim założył
Klub Żeglarski Wyspy Zaczarowane.
Posiada patent kapitana jachtowego
i mo­torowodnego. Pływał po jeziorach:
­Powidzkim, Charzykowskim, Wielkich Je­
ziorach Mazurskich, Morzu Bałtyckim,
Północnym, Śródziemnym i Oceanie Atlantyckim. Pełnił różne funkcje: od załoganta
przez oficerskie i kapitańskie na s/y Lady
B, Jurandzie, Starym, Pogorii, Darze
Młodzieży i Brego.
18 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Na maszcie Daru młodzieży, 2011 r.
Z rodziną: żoną Dorotą, córką Justyną
– studentką Uniwersytetu Ekonomicznego
i synem Kacprem – gimnazjalistą, spędza
wszystkie wakacje. Wszyscy też posiadają
uprawnienia żeglarskie.
5 grudnia 2008 roku został odzna­
czony medalem 50-lecia Wrocławskiego
Okręgowego Związku Żeglarskiego. Otrzy­
mał również Nagrodę Prezydenta za
Działalność na Rzecz Dzieci i Młodzieży.
Jolanta Maria Palczyńska
Wywiad z kpt. j. Krzysztofem Bojdą
ukaże się w następnym numerze Szkwału.
| NASZE KLUBY
65 lat Jacht Klubu AZS
Anna Dobrzańska
Fot. Anna Dobrzańska
Jacht Klub AZS Wrocław w 2011 roku
obchodził 65. rocznicę swojego istnienia.
Klub powstał w 1946 roku i początkowo
funkcjonował jako Wrocławski Oddział
­Akademickiego Klubu Żeglarskiego, później
nosił nazwę Sekcji Żeglarskiej Akademi­
ckiego Zrzeszenia Sportowego i Jacht Klubu
przy Zarządzie Środowiskowym, a od 1979
roku działa pod obecną nazwą jako klub
specjalistyczny zrzeszony w ramach struktury AZS.
W czasie tej wieloletniej działalności
w Jacht Klubie swoje zainteresowania i pasje żeglarskie rozwijało wielu doskonałych
żeglarzy. Członkowie klubu pływali i nadal
pływają zarówno w rejsach śródlądowych,
jak i morskich oraz biorą udział w regatach.
W ostatnich latach działalności klubu na
uwagę zasługują wyprawy morskie na
­Panoramie – flagowym jachcie klubu:
2011 – Svalbard 2011 – dalej są smoki…
2010 – od Nordkapp po Półwysep Iberyjski.
2009 – Wyprawa na Grenlandię, Nord­kapp i przez Kanał Białomorski.
2006 – Wyprawa na Spitsbergen i do Ziemi
Franciszka Józefa.
2004-2005 – Wyprawa do Antarktydy
i dookoła Ameryki Południowej.
Oprócz tego odbywały się szkolenia
na podstawowe stopnie żeglarskie i mane­
w­rówki na Panoramie oraz zmagania
sporto­we w czasie regat na Optymistach
i Omegach. W latach 2009 i 2010 odbyły
się dwa turnieje letnie. Były to otwarte cykle
regat na Omegach rozgrywane na Odrze
i zalewie Bajkał. W poprzednich numerach
Szkwału ukazało się wiele artykułów na
temat tych przedsięwzięć.
W styczniu 2012 roku odbyło się Nad­
zwyczajne Walne Zebranie Członków Jacht
Klubu, w czasie którego odwołano Zarząd
i Komandora, a następnie powołano nowego
Komandora – Karola Boronia oraz nowy
Zarząd. Obecnie trwa procedura zmiany
wpisu w Krajowym Rejestrze Sądowym.
Odnowiona została tradycja organizo­
wania Czwartków Klubowych, które dzięki
gościnności Fundacji Otwartego Muzeum
Techniki i Bractwa Mokrego Pokładu
odbywają się w sali na pływającym dźwigu
Wróblin zacumowanym w górnym awanporcie śluzy Szczytniki przy ul. Wybrzeże
Wyspiańskiego, pomiędzy byłą siedzibą
Klubu a śluzą. Statek stoi naprzeciw wejścia
do budynku A1 Politechniki Wrocławskiej.
Spotkania czwartkowe zawsze połączone
Sy Panorama – Wyspy Zielonego Przylądka 2004 r.
są z prelekcją, która co tydzień rozpoczy­
na się o godzinie 19.00. Spotkania mają
charakter otwarty, każdy może przyjść,
posłuchać, podyskutować, wymienić się
doświadczeniami i spędzić czas w miłej
atmosferze.
Aktualną informację o planowanych
prelekcjach można znaleźć na stronie inter­
netowej członków i sympatyków Jacht Klubu AZS Wrocław: http://www.jachtklub.
wroclaw.pl/ oraz na Facebooku http://pl-pl.
facebook.com/Jacht.Klub.Wroclaw
W najbliższym sezonie żeglarskim Pano­
ra­ma będzie żeglować po Bałtyku i ­Mo­rzu
Północnym. Odbędą się też szkolenia manewrowe. Szczegóły dotyczące rejsów na
jach­tach Jacht Klubu AZS Wrocław można
sprawdzić na stronie www.jkazs.wroc.pl
Anna Dobrzańska
Żeglowanie po Odrze
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 19
ŚRÓDLĄDZIE |
Żaba na pokład!
Zygmunt Szreter
Fot. z archiwum autora
Kleszczewo jest małą wioską na połu­
dniowym brzegu jeziora Niegocin. Brzeg jest
wystawiony na najsilniejsze wiatry z pół­
nocnego zachodu i w dodatku jest tam płytko,
więc żeglarze nie odwiedzają tego miejsca
chętnie. Mnie jednak nazwa tej mieściny kojarzy się niezbyt dobrze. Chodzi o kleszcze,
których ciągle u mnie poszukują. Po dniu
biegania po lesie kładą mnie na gretingu
i oglądają. Przeszukują sierść po kawałeczku,
zaglądają do uszu i nie tylko. Czuję się zawsze trochę zaniepokojona, bo a nuż coś znaj­
dą. Wtedy dopiero zaczyna się raban: jeśli
mają długie paznokcie, to wyjmą kleszcza
i po sprawie. Jeśli jednak połamali je sobie,
wybierając kotwicę i szoty, to wtedy szukają
jakiegoś narzędzia. Zwykła pęseta tego nie bie­
rze, kombinerki też nie bardzo, a w specjali­
styczny sprzęt do tej pory nie zainwestowali.
Zupełnie nie rozumiem, po co robią tyle
rabanu, ja z tego powodu nie choruję, a mój
kleszcz to nie ich. Lepiej niech w końcu
popłyną do Kleszczewa i trochę pogłówkują
przy dojściu i odejściu.
Żaba na pokładzie
20 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Czy ja umiem pływać? To jest ciekawe
pytanie. Oni zawsze zakładają, że oni nie
umieją. Wymyślają kapoki i kursy pływania
dostępne teraz nawet dla najmłodszych. Potem mają lata treningu, w końcu zdobywają
kartę pływacką, a niektórzy, najbardziej
zmotywowani, żółty czepek.
A co ze mną? Co ja mam powiedzieć?
Kiedyś, dawno temu, pojechaliśmy nad je­
ziora pożeglować. Jak zawsze najpierw jest
klar i wodowanie. Oni po długiej podróży
w końcu zwodowali kadłub i uznali, że to
koniec na dzisiaj. Po takiej pracy poszli się
kąpać, skacząc z długiego pomostu do wody.
Jak skoczyli, zrobiło mi się smutno samej
na pomoście i skoczyłam za nimi. Nigdy
nie pływałam, nigdy nie byłam w głębokiej
wodzie, a skoczyłam. Oni oczywiście wpa­
dli w panikę: Jamnik się topi! Pomost był
długi, do plaży daleko. Próbowali mnie
dogonić, ale ja dopłynęłam pierwsza na
brzeg. To było tak oczywiste, bez treningu i uprawnień, tak sama z siebie po raz
pierwszy.
Pokłady bywają śliskie. Najczęściej
są nieco wypukłe, aby dobrze spływała
z nich woda. Do tego się przechylają, jeśli
jest rozkołys lub płynie się pod żaglami.
Oczywiście jest na to sposób: odpowiednie
obuwie i właściwe obycie z jachtem. Moje
łapki są nieźle przystosowane do różnych
podłoży. Na ziemi chodzę na poduszeczkach, na stokach wspomagam się pazurkami. Po pokładzie biegam na poduszeczkach, trącając czubkami pazurków o pokład.
Jeśli oni są w mesie, doskonale to słyszą
i wyobrażają sobie, że plastik pokładu się
rysuje.
Czasami, gdy mi coś nie wyjdzie,
słyszą tylko gwałtowny chrobot pazurków
i głośne plum. Wypadają wtedy na pokład,
wiedząc, że psy nie powinny moczyć uszu,
gdyż podobno tracą orientację. Lądowanie
w wodzie z burty kończy się oczywiście
pełnym nurem, woda się całkowicie nade
mną zamyka. Po wypłynięciu jednak mam
odruch otrząśnięcia się i śmiało wybie­
ram kierunek do najbliższego brzegu.
Płynę ­zawsze do miejsca najbliżej, a nie do
takiego, gdzie jest najłatwiej wyjść z wody.
Po prostu jest mi to trudno ocenić, moje
oczy są na wysokości centymetra nad wodą,
a nos tego nie wyczuwa. Ale gdy dopłynę,
chwytam łapkami dno i wtedy już wyjście
się znajdzie.
A potem trzeba się dynamicznie
otrząsnąć z wody, najlepiej jak najbliżej
Zygmunta.
Zygmunt Szreter
| ŚRÓDLĄDZIE
Znikające pomosty
na Mazurach
Zygmunt Szreter
Fot. z archiwum autora
Pomost dla żeglarza to wygoda. Dobija
się, cumuje i wychodzi suchą nogą na ląd.
Jednak ostatnio nasze jachty nie zawsze
mają pomosty do dyspozycji. S/y Pano­
ra­ma nie zawsze trafia na pomost wśród
lodów, czy piaszczystych i kamienistych
łach Svalbardu. Również s/y Selma nie za
często znajduje coś, do czego można by
przycumować. Wtedy staje się na kotwicy
i dowozi załogę oraz kapitana na ląd.
Ostatnio podobne wyzwania spotykamy na Mazurach. Niemożliwe, przecież
to obszar ucywilizowany i przyjaźnie na­
sta­wio­ny do turystów! Przecież oni chcą
wygód, czarterują coraz większe jachty,
na których mają full wypas – podwój­
ne koje i mrożone piwko. Wygodne i bezproblemowe zejście na ląd jest wy­ma­
gane. Skipper jakoś zacumuje, ale załoga
chciałaby szybko dostać się pod prysznic
lub do toaletki. Wygody tego typu są ocze­
kiwane i oczywiste. Kraj jest w końcu
­cywilizowany i czasy zupełnego prymitywu
mamy już za sobą.
He, He, daliście się nabrać. Wprawdzie
jest kwiecień, miesiąc żartów, ale prawda
jest nieco inna. Mianowicie pomosty wybudowane w wielu miejscach na Mazurach
znikają! Są wyrywane z piaszczystego gruntu i przeznaczane po wysuszeniu na paliwo
do ogniska. Brzmi to jak absurd, ale działa
­wspaniale. Po co zagospodarowywać jeziora
i ułatwiać turystykę? Trzeba przywrócić stan
dziki, niech żeglarze się trochę pomęczą
i poskaczą z wysokich burt na brzeg.
W końcu któryś się nadzieje na kikut lub pal
po starym pomoście. Powiecie absurd, bo
przecież ochrona zdrowia i bezpieczeństwo
przede wszystkim. Nie, nie! Najważniejsze
są podatki, które trzeba zebrać za wszelką
cenę. Otóż urzędy ważne i jeszcze ważniejsze
uchwaliły prawomocnie drakońskie podatki
od pomostów i obszaru pomiędzy pomosta­
mi. Przedsiębiorcy, którzy zbudowali pomosty, wbijając pale w dno i konserwując
dobytek po każdym zalodzeniu, doszli do
wniosku, że nie są w stanie zarobić na podatek w czasie sezonu żeglarskiego. Decyzja
była więc prosta: rozwalić, co się zbudowało
i spalić na ognisku. Tak zniknęły pomosty
za Kanałem Kula na jeziorze Jagodne Wielkie, tak wycinane są pale z pomostami na
Mamerkach.
A kto jeszcze nie wie o nowym podatku,
to wkrótce się o tym przekona.
Zygmunt Szreter
Kolejny pomost na Mamerkach płynie na ognisko
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 21
ŚRÓDLĄDZIE |
Co z rybami na Mazurach?
Ryszard Pięta
Fot. Andrzej Galiński
W pełni sezonu narciarskiego siedzimy
w Sokolcu przy dużym browarze i każdy
z nas wraca wspomnieniami do wojaży po
Mazurach. Dlaczego przy piwie? Ponieważ,
jak mówią starzy żeglarze, piwo jest to
pierwszy sport przed żeglarstwem i nar­
ciarstwem. Przy drugiej szklanicy dostałem
propozycję od Rysia, czołowego wędkarza
w naszym gronie, żebym choć raz przestał
orać główny szlak Mazurskich Jezior i prze­
konał się, czy są ryby na Mazurach, czy też
ich nie ma. Chwyciłem temat, bo o ilości
ryb w tych jeziorach krążą rozmaite opinie.
­Ustalamy skład załogi. Główny organizator wyprawy, Rysiu, stwierdza, że jeśli ma
mu się trafić ogromna ryba, musi mieć do
pomocy Andrzeja i Mietka, nieodłącznych
­towarzyszy jego wędkarskich zdobyczy.
W końcu lipca, tydzień przed wyprawą
wędkarską, woduję Chrapka. Oczywiście,
ma to miejsce na przystani w Rucianem
Pod Dębem – jednym z sympatyczniejszych
portów, gdzie jeszcze nie obdzierają wodniaków ze skóry. Rano, po całonocnej pod­
róży pociągiem z Wrocławia, melduje się
na łodzi mój syn Maciek. Od dwudziestu lat
nie był na Mazurach, więc nawet nie chce
słyszeć o spaniu, tak go ciągnie na szlak.
Wcale mu się nie dziwię. Mazury mają swój
niepowtarzalny urok.
Branie na jeziorze Tyrkło
22 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Tydzień wspólnego żeglowania upły­
nął nam bardzo szybko. Dopłynęliśmy
do Giżycka i już trzeba było wracać.
Na Tałtach spotykamy zaprzyjaźniony
jacht z Wrocławia. Jest to ładny, zadba­
ny MAK 707. Jego właściciel, Jurek, kupił
jacht w stanie agonalnym. Gruntownie go
wyremontował i teraz ma na czym rodzinnie pływać przez cały sezon. O swoim jachcie mówi, że ma u niego dożywocie. Miłe,
koleżeńskie spotkanie i już tradycyjne
długie Polaków wieczorne rozmowy. Tym
razem powracał temat bezpieczeństwa na
wodzie… Gdy płynęliśmy na spotkanie,
zaczęło się zbierać na burzę. Na środku Tałt
zobaczyliśmy małą łódź motorową, z tych,
które mają napis bez uprawnień. W środku
było sześć osób, a odbojnica była zaledwie
5 cm nad wodą. Płynęli w kierunku środka
jeziora. Wszystko zgodnie z filozofią – jak
się zapłaciło, to trzeba wykorzystać. Syn mój
nie wytrzymał i podpłynął do nich, by ich
przestrzec, że Tałty w czasie burzy są groźne.
Niestety, potraktowali nas jak powietrze
– ich wybór.
Kończę rejs z synem, bo na Mazury
zmierzają czołowi wędkarze z Wrocławia.
Już z daleka widzę wyjątkowo obciążony
­samochód i z niepokojem patrzę na
Chrapka… Bagaży było tyle, że trzeba było
Pożegnanie ze Zbyszkiem
pożyczonym wózkiem trzy razy wracać do
auta. A było to parę wiaderek karmy do
zanęcania i niezliczone ilości puszek kukurydzy do zaczepiania na haczyk. Wszyscy
mieli po parę wędek – żartowałem, że
na każdą pogodę inną – po pół plecaka
kołowrotków i po dwie skrzynki spławików
i haczyków. Mnie najbardziej ucieszyły
zapasy z Rysia piwniczki, które skrzętnie
pomagałem ładować (co by się szkło nie
uszkodziło).
Tak jak wcześniej Maciek, nowoprzybyli nie dają się namówić na wypoczynek
po podróży, ale żądni czynu dają hasło do
wypłynięcia. Chrapek, zanurzony po odboj­
nice, rusza powoli w kierunku śluzy Gu­
zian­ka (od operatorów dowiedziałem się, że
jest projekt budowy nowej śluzy). Pierwszy
noc­leg mamy w porcie o nazwie Iznota. Spotykamy tam rodzinę żeglarską z Wrocławia
– Zbyszka z żoną Agatą i wnuczką Duśką.
Będziemy z nimi dalej wędrować w dwie
łodzie. Za nocleg właściciel kasuje 40 zł. Nie
wiem, za co tak dużo płacimy, bo standard
trochę niski, ale cóż, mamy demokrację.
Rano startujemy na pierwsze łowisko.
Ma to być zatoka Mrówki, ponieważ w ze­
szłym roku było tam dobre branie. Dostaję
pierwsze przeszkolenie wędkarskie: przed
dziobem ma być minimum 3 m głębokości,
następnie rybę trzeba nakarmić, rzucając
garściami specjalną miksturę i dopie­
ro po tych zabiegach można czekać na
| ŚRÓDLĄDZIE
Cisza i spokój – jezioro Tyrkło
efekty. Pobudka skoro świt, o czwartej
rano i zaczynają się pierwsze brania. Na
śniadanie już mieliśmy ryby do smażenia.
Smażenie obowiązkowo na brzegu, ponie­
waż Chrapek nie przepada za zapachem
smażonych ryb w środku jachtu. Jakie ryby
koledzy łapali? Przeważnie były to płocie,
leszcze i, od czasu do czasu, trafiał się
bardzo smaczny okoń. Za jednym postojem łowiliśmy około 3 kilogramów ryb.
Zaczynają się targi: zostajemy czy płyniemy
dalej? Krótka decyzja: może będzie lepiej na
Bocznym, w rogu przy przejściu na Niegocin. Przed wieczorem jesteśmy na upatrzo­
nym miejscu, ale plany łowienia niweczy
zrywająca się burza. Wczesnym ranem do
kokpitu wpadają pierwsze płocie (najlepiej
biorą na ziarenka kukurydzy). Przy podsumowaniu wyprawy okazało się, że było to
najlepsze łowisko z całego naszego rejsu.
Tymczasem jednak wspomnienia są mocniejsze… Rysiu wspomina, jakiego węgorza
i sandacza złapał rok wcześniej na Tajtach
i przekonuje nas, by tam płynąć. Dwa dni
stoimy na łowisku na tym jeziorze, ale,
nie­stety, należy zapomnieć o dużej rybie.
To, co łowimy, kwalifikuje się jedynie do
wekowania. Gotujemy zalewę według receptury babci Rysia: przegotowana woda z dużą
ilością octu i przypraw. Z pomocą Agaty
robię 12 słoików smażonych ryb w zalewie.
To mój dowód dla rodziny, że byłem na Mazurach na rybach!
Po dwóch dniach mieliśmy już dosyć
Tajt. Ktoś rzuca hasło: Płyniemy do Zimne­
go Kąta, tam dopiero będzie ryba. Ale
to tyl­ko marzenie. Dobija do nas Tomek
z Anią. Tomek to mój odwieczny towarzysz
wypraw żeglarskich… i jak tu łapać ryby, gdy
wie­czory przy ognisku są tak sympatycz­
ne. Rano przekonaliśmy się, że bierze tyl­
ko drobnica. Tomek pożegnał się z nami
i popłynął na północ, a ja zaproponowałem
jezioro Wojnowo, w lewym rogu Niegocina.
Ciche i spokojne miejsce, ale ryby też tam
nie było. Płyniemy dalej. Zawsze ciągnęło
mnie, by zwiedzić jezioro Tyrkło, a chłopcy
chcieli zaliczyć Śniardwy. Wstępujemy do
Popielna, by naładować akumulator. Ja
już nie dam się namówić na Muzeum Przy­
rodnicze Stacji Badawczej PAN, ale załoga
decyduje się na zwiedzanie tej atrakcji
Popielna. Po upływie pół godziny wracają.
­Widzieli wypchanego bobra i zająca, jelenie
rogi, bryczkę oraz, z oddali, stadko danieli.
Startujemy w dalszą drogę. Z korzystnym wiatrem, jednym halsem, meldujemy się w Okartowie; kładziemy maszt
i wpływamy na jezioro Tyrkło. Jest tu raj
dla wędkarzy – spokój i piękna binduga
z pomostem. Łowimy przez dwa dni, wekujemy słoiki smażonej ryby i, niestety, zaczynamy szykować się do powrotu. Na koniec
rejsu czekała nas jednak niespodzianka.
Na naszym jeziorku było cicho i spokoj­
nie, jednak gdy wyszliśmy spod mostu na
Śniardwy, ogarnęło nas przerażenie. To
jezioro uczy pokory. Nastąpiło gwałtowne
załamanie pogody, a my przecież mu­
sieliśmy wracać, bo był to już koniec
naszego urlopu. Prze­ciwny wiatr o sile
4-5° w skali Beauforta (tak wskazywał mój
­wiatromierz), wysoka fala, na całym jezio­
rze widać tylko trzy żagle. Zarefowałem foka
i grota, i długimi halsami skierowałem się
na Mikołajki. Dodam, że ze strachem, czy
nie wpadniemy na kamienie.
Udało się. Po czterech ­godzinach by­
liśmy już na Bełdanach. Koledzy węd­karze
orzekli, że po takim przejściu Śniardw
już się nie boją żadnego jeziora i żadnego
wiatru. Mówili, jak mówili, ale widziałem
jednak, że nie mieli większej ochoty do
dalszego pływania. Odreagowali emocje
dopiero w Iznocie, gdzie mieliśmy nasz
pożegnalny wieczór. Nazajutrz rano Rysiek
z Agatą wracają do Wrocławia, kończy im się
czarter, a my musimy wracać do Rucianego.
Czeka tam na nas z przyczepą pan Lucjan,
aby zaholować Chrapka do Sławy. I cóż,
jak zawsze, wszystko co piękne i przyjemne
– szybko się kończy.
Podsumowując naszą wyprawę pod
hasłem: Co z rybami na Mazurach?, można
stwierdzić, że większej ryby na Mazurach
nie złapiemy. To, co łowiliśmy, to były okazy 30-35 cm i to przeważnie leszcze. Może
ktoś inny będzie miał więcej szczęścia? Nam
pozostały miłe wspomnienia.
Ryszard Pięta
Początek rejsu
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 23
MORZE |
Spacerkiem wokół Rugii
Agnieszka Mazur
Fot. z archiwum autorki
Załoga I Cisasa: kapitan Heniek
– nasz żeglarski guru i kapitan Magdamo
– najsurowsza ciocia na świecie, którą jednak, nie wiedzieć dlaczego, dzieci uwielbiają.
Załoga II Dolores: Robert – młody
adept żeglarstwa, uczeń Magdy i Heńka, Aga
– wielbicielka Roberta i tropicielka świeżych
ryb, Ewcia 9 lat – początkujący regatowiec,
Mari – szalony 7-latek, Luki i Mati (6-letni
bracia bliźniacy – na pierwszy rzut oka tacy
sami, jednak zupełnie inni).
Załoga III Carina: Elka – wielbicielka szczurów i pająków, Piotrek – wielbiciel
Elki i hodowca szarańczy, czyli karmiciel
pająków.
Załoga IV Beybe
W lipcu 2011 r. odważyliśmy się po raz
pierwszy wypłynąć z dziećmi w rejs. Od
kilku lat jesteśmy stałymi gośćmi Portu
Uraz. Nasi ulubieni kapitanowie, Heniek
i Magda, zaprosili nas na wspólny space­rek
wokół Rugii. Obiecali dobre towa­rzystwo,
dużo śmiechu, trochę kiwania, wspólne
zwiedzanie portowych miasteczek, mało
wygód i dobrą zabawę. Dotrzymali słowa.
W niedzielę 3 lipca Wrocław po­
żegnał nas strugami deszczu. Z pewną
nieśmiałością zapakowaliśmy szkodniki,
śpiwory, kapoki i wyruszyliśmy do Szcze­
cina. A tam… słońce. Zostaliśmy (Robert,
Aga i dzieciaki) zaokrętowani na Dolores.
Podstawowa zasada obowiązująca w trakcie całego rejsu brzmiała: dzieci na łódce,
w portach i na pomostach są zawsze ubrane
w kamizelki ratunkowe!
Z dziennika pokładowego: Godzina 20,
wycieczka na Wały Chrobrego, zwiedzanie
s/y Chopina, s/y Zawiszy Czarnego, tratwy
flisackiej. Godzina 22 – pierwsza próba
ułożenia załogi Dolores, godzina 3 w nocy
– druga próba ułożenia załogi Dolores,
godzina 5 rano – trzecia (udana) próba
ułożenia załogi Dolores.
Pierwsza noc w kojach była ciężka
dla przyzwyczajonych do wygodnych
łóżek mieszczuchów. Po śniadaniu zapro­
wiantowaliśmy nasz okręt i o godzinie
12.15 uruchomiliśmy silniki, oddaliśmy
cumy i opuściliśmy Jacht Klub Pogoń.
Wyruszyliśmy na północ. Oprócz zasad
dotyczących bezpieczeństwa, kierowaliśmy
się myślą: Nic nie musimy, robimy to, na
co mamy ochotę, czyli to… co zarządzi
kapitan. Głód dopadł nas po 2 godzi­
nach. Zacumowaliśmy więc ­naprzeciwko
betonowca
(niedokończonego
betono­
wego statku z czasów II wojny) w zielonej
zatoczce,
wyciągnęliśmy
kanapki,
24 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
ciastka i urządziliśmy nasz pierwszy piknik
połączony z zabawą w chowanego. Około
godziny 20.00 (po akcji ratunkowej na
Beybe – awaria silnika) dopłynęliśmy do
Polic.
Z dziennika pokładowego: W trakcie
dnia widziano: wodolot, Nawigator XXI,
orła bielika, betonowiec, klucz kormoranów, motorówki.
W trakcie pływania nasi najmłodsi
żeglarze obserwowali świat przez lornetki,
uczyli się czytać mapę, pomagali w stero­
waniu, grali pod pokładem, jedli, dobrze
się bawili, a czasem dobrze się między sobą
kłócili. Z tego też powodu, kłótni a nie dobrej zabawy, rozdzieliliśmy najmłodszą
załogę – chłopcy zostali na Dolores, a Ewa
pożeglowała na czas pływania na Cisasę
i szkoliła swoje talenty regatowe.
Druga noc na Dolores minęła spokoj­
niej i spało się nam dużo lepiej. W Policach
pożegnaliśmy się z załogą Beybe. Awaria
silnika była na tyle poważna, że po długich
i wyczerpujących dyskusjach została podjęta
decyzja o powrocie Beybe do Wrocławia.
Następnego dnia kapitan Magdamo
zarządziła wyjście z portu o godzinie 5.00
rano (najmłodsi spali pod pokładem), jednak z powodu mgły po około 30 minutach
rzuciliśmy kotwicę i poszliśmy spać.
Około siódmej podnieśliśmy kotwicę i po­
płynęliśmy do Trzebieży. Dzieciaki szalały
Małe majtki na dziobie
na placu zabaw, który wyglądał jak wyjęty
z dawnej epoki, jednak po poprzednim
dniu spędzonym w całości na łódce, było
to spełnienie marzeń całej czwórki. Po jajecznicy usmażonej w porcie wypłynęliśmy
z Trzebieży. Cel – Nowe Warpno. Pierwszy
raz popłynęliśmy pod żaglami! Wiadomo
– tam, gdzie spotykają się przynajmniej
dwie żaglówki, można urządzać regaty.
Przyjemność ścigania popsuły pierwsze
­objawy choroby morskiej, która zmogła
połowę załogi Dolores.
Popołudnie upłynęło nam na gotowaniu
i spacerku po malutkim Nowym Warpnie,
które miejscami jest rzeczywiście odnowio­
ne. Z portu zapamiętamy grubą warstwę
brudnej piany, negocjacje w sprawie korzystania z łazienki, wycieczkę z rybakami
po chłodni i małego kotka, który został
ochrzczony Wtoreczkiem.
W środę 6 lipca oddaliśmy cumy
w Nowym Warpnie. Naszym celem był nie­
miecki port Usedom. Atrakcją tego dnia
było wypatrywanie sieci rybackich i omijanie ich. Na szczęście skuteczne. W porcie zainstalował się obwoźny teatr, co
bardzo zainteresowało nasze maleństwa,
które mimo bariery językowej spędziły
popołudnie na zabawie z małymi Niemcami
i podglądaniu prób teatru. Tradycyjnie już
wybraliśmy się na zwiedzanie mias­teczka
i zakupy w lokalnym Aldiku. Wieczorem
| MORZE
Pippi na pomoście, pyszna kolacja na Cisasie, koncert Zeit fur Barok, na który udali
się nasi kapitanowie i… mroczne tajemnice
Elki. Tej nocy dowiedzieliśmy się, że ta miła
i pogodna dziewczyna jest hodowcą wielkich
pająków, których ma 14, i dzikich ­szczurów.
Poczuliśmy wielki respekt i z pewną nie­
pewnością omijaliśmy od tej pory Carinę.
Od rana deszcz pada a czasami
leje (z dziennika pokładowego). Nad
Dolo­res rozpięliśmy namiot, żeby nie
padało do naszej sypialni. O dziwo,
nasze maleństwa nieźle się bawiły i nie
narzekały na nudę. Około 15.00 nieśmiało
wyszło słońce. Wyruszyliśmy do Pene­
munde. A w Pene­munde regaty, więc
nie było ani jednego miejsca w porcie.
Uzgodniliśmy z bosmanem, że cumujemy tylko na chwilę, żeby zwiedzić U461
– radziecką łódź podwodną, która zrobiła
na nas duże wrażenie. W ciasnych korytarzach słychać głosy i hałas silników,
a w mijanych pomieszczeniach ustawione
są manekiny marynarzy.
Miejsce znaleźliśmy w porcie pół­noc­
nym, czyli w dawnej radzieckiej bazie woj­
skowej. Wrażenia nie mniejsze niż na U461.
Nocleg w tym porcie był przedłużeniem
wycieczki po łodzi podwodnej. Podobny klimat tych miejsc. Wieczorem urządziliśmy
pożegnalne ognisko i ostatni raz tamtego
lata ułożyliśmy się do snu na naszej Dolores.
Rano, po 5 dniach jedzenia kanapek,
kiełbasek i makaronu, kapitan Magda
przygotowała dla nas kuchenną rewolucję.
Kupiła od rybaków świeże okonie i usmażyła
je dla nas na śniadanie. Marzenia się
spełniają!
Załodze Dolores udało się przespa­
cerować tylko po części Rugii. W tym roku
czekamy na rejs barką w okolicach Berlina,
na który wybieramy się w lipcu. Oczywiście
z naszymi ulubionymi kapitanami.
Ahoj! Ku przygodzie…
Agnieszka Mazur
Poważna sprawa
puszczaliśmy latawce i urządziliśmy
dzieciom prysznic na pokładzie Dolores.
Wodę do kąpieli podgrzaliśmy w specjal­
nym worku wystawionym na słońce. Dzień
zakończyliśmy smażoną na nabrzeżu
kaszanką i ogórkami kiszonymi od mamy
Piotrka.
Czwartek 7 lipca rozpoczął się o 6.30
świeżymi bułkami z pobliskiej piekarni.
Wystartowaliśmy o 7.00, żeby około 9.00
dopłynąć do zwodzonego mostu w Zache­
rin. Załogi czekających na otwarcie mostu jachtów patrzyły zazdrośnie, kiedy
składaliśmy nasze maszty i spokojnie
przepływaliśmy pod mostem.
Przed 12.00 dopłynęliśmy do boi portu Lassam. Kapitan Magda postanowiła
skrócić drogę i ominąć boje podejściowe.
Wszyscy znamy stare przysłowie: kto drogę
skra­ca, na noc do domu nie wraca. Z nami
nie było tak źle, ale wpakowaliśmy się
w nieoznakowane sieci, które wplątały się
w płetwę sterową. Jednak nasi dzielni rycerze przypłynęli na Cisasie i pomogli się
nam wyplątać. W porcie miała na nas czekać
świeża rybka prosto od rybaków… przy­
najmniej o tym marzyliśmy. Rzeczywistość
okazała się znacznie mniej romantycz­
na. Lassam kojarzy się nam ze smakiem
paluszków rybnych. Widocznie to nie był
jeszcze czas na spełnienie naszych marzeń
kulinarnych.
Po lunchu i spacerku po Lassam
wyruszyliśmy na żaglach w kierunku
Wolgastu. Około 17.40 złożyliśmy maszty, minęliśmy most i zacumowaliśmy
w Wolgaście. Nasze wspomnienia z tego
miejsca to prysznic na żetony (1 żeton
– 6 minut), wieczorne czytanie dzieciom
Świat stanął na głowie
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 25
MORZE |
Poczta butelkowa
w XXI wieku
Wacław Sałaban
Fot. z archiwum autora
Ilu z nas, będąc nad brzegiem morza,
zwłaszcza na wyspie (!), rozważało napisanie
listu, zabutelkowanie i powierzenie go po­
czcie falowo-dryfowo-znosowej? Ilu z nas to
zrobiło? I nie tylko będąc dziećmi? Wszak
jest to namacalna forma marzeń, nadziei,
odkrywania, losowego poznawania itd.
A ilu udało się taki list butelkowy odebrać,
otworzyć i przeczytać? Pamiętam, że da­
wno temu (kiedy?), gdzieś (?) z grupą osób
– załogą (?), znaleźliśmy butelkę z listem
tak namokniętym i tak znisz­czonym, że
niemożliwe było rozwinąć ów papier lub
przeczytać tekst na wierzchniej jego war­
stwie. Niewiele z tego incydentu pamiętam,
ale został mi w pamięci smutek i żal, że było
tak blisko do… poznania zawartej w liście
TAJEMNICY!
Wczesnym przedpołudniem w drugi
dzień Świąt Bożego Narodzenia, 26 grudnia
2011, tuż po przejściu orkanu Cato, znajomy
właściciel hytty (domu letniskowego) lub
bua (domu rybaka) z południowego końca
wyspy Borteroya (mieszkaniec Svolvaer),
sms-em i e-mailem prosił o skontrolowanie
stanu pomostu pływającego, gdyż został
poinformowany, że podczas sztormu został
uszko­dzony trap łączący pomosty pływający
ze stałym. Zarazem prosił o ewentualne jego
zabezpieczenie przed dalszym niszczeniem.
Po śniadaniu, wykorzystując jasność
krótkiego dnia nocy polarnej, popłynęliśmy
bączkiem do bua znajomego – my mieszkamy na przeciwnym, północnym krańcu
wyspy. Niestety, trap spadł z pomostu
pływającego i zawisł na odciągach podwodnych tego pomostu. Dodatkowo, cała konstrukcja mocowania do pomostu stałego
była narażona na wyrwanie, a jedna z szekli mocujących trap miała wykręconą
przetyczkę, która nie wypadła – zaklinowała
się w szekli pod obciążeniem. Z uwagi na
spore fale wiele zrobić w tych warunkach
nie mogliśmy. Dowiązaliśmy dodatkowe
liny zabezpieczające trap przed utonięciem,
na wypadek wyrwania całego okucia
mocującego trap do stałego pomostu, oraz
26 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
zabezpieczyliśmy drutem felerną przetyczkę
przed wysunięciem. W tych warunkach
wkręcenie przetyczki w szeklę też było
niemożliwe. Dobę później, po ustaniu falowania, udało się skręcić szeklę, a w ko­
lejnym dniu załoga kutra do obsługi hodowli
łososi, za pomocą hydraulicznego dźwigu,
uniosła trap i ustawiła na pomoście.
W trakcie poszukiwania wokół nie­
ukończonego pomostu stosownego drutu
do zabezpieczenia wykręconej przetyczki, na
skałach zalewanych falami podczas nocnej,
wysokiej wody spiętrzonej orkanem Cato,
natknęliśmy się na małą butelkę po CocaColi z kartką papieru (listem) wewnątrz.
Na pierwszy rzut oka list był suchy,
wyraźnie odręcznie napisany po norwesku, a liczne zadrapania butelki świadczyły
o trudnej i długiej podróży. W domu, podczas próby odkręcenia nakrętki, okazało się
to niemożliwe – została sklejona z butelką.
To skutecznie zabezpieczyło list przed
zamoknięciem i zniszczeniem.
Treść listu: Drogi znalazco! Jestem na
bezludnej wyspie. To jest butelka nr 189
i moja ostatnia. Proszę o potwierdzenie
znalezienia na e-post _ _ _ _@Hotmail.
Com
Potwierdzenie dotarcia za pomocą
e-maila to znamiona XXI wieku w poczcie
butelkowej. Samo opakowanie listu i klej to
też znamiona przełomu XX/XXI w. – nie
szkło i lak jak uprzednio.
Po szybkiej wymianie e-maili wiemy
już, że list został nadany w sierpniu
2010, w Ballstad na Lofotach. Czyli po
16 miesiącach (~500 dniach) tułaczki,
spychany wiatrami, prądami i falami
przebył minimum 38Mm – najkrótszą
drogą morską, ale nie w linii prostej, gdyż
musiał ominąć wiele przybrzeżnych archipelagów, duże wyspy Skrova i Litle Mola
oraz wysepki otaczające wyspę Borteroya.
Wynik ~140 metrów na dobę może nie jest
rewelacyjny, ale nie znamy czasów przestojów na skałach, rafach, osuchach i innych
przystankach w tej podróży oraz krotności
tułania się tam i z powrotem.
Byliśmy w Ballstad. Był ostatnim
nowo poznanym portem na końcu naszej
ubiegłorocznej, jesiennej żeglugi po Lofotach. To tam 25 września 2011 r. spotkaliśmy
ponownie łódź Wikingów, wcześniej oglą­
daną pod żaglami na redzie Nusfjord.
Zdjęcie poniżej ma w sobie coś z poczty
butelkowej w XXI wieku. Identyczne zderze-
nie widoku łodzi Wikingów sprzed wieków
z nowoczesnymi motorówkami wędkarskimi
jak spod igły, produkcji made in Poland.
Wydawało się nam, że po wymianie korespondencji na temat przesyłki z Ballstad,
będzie koniec tego romantycznego epizodu
w trakcie naszego drugiego zimowania na
Risvaer, ale nastąpił ciąg dalszy. 28 stycz­
nia 2012 r. popłynęliśmy na południowy
­skraj naszej Borteroya, w okolice bua
naszych norweskich znajomych, czyli do
miejsca znalezienia poprzednio opisanego
listu butelkowego. Celem tego spaceru było
fotografowanie zachodu słońca przez lunetę
– było prawie bezwietrznie. Mieszkając
i zimując na Risvaer, mamy nawyk zbierania w każdym miejscu drewna dryfowego na
| MORZE
Pod lodowcem Svartisen tuż za kręgiem polarnym
opał. Tak było i tym razem. Ela, obchodząc
pobliski osuch, znalazła kolejną plastikową
butelkę z ciasno zrolowaną kartką,
zabezpieczoną przed rozwinięciem taśmą
klejącą, aby łatwo było wysunąć list z butelki. Pierwszą naszą myślą było, że to kolejny
list tego samego nadawcy z Ballstad – tamten list miał nr 189. Nakrętka, identycznie
jak poprzednio, została sklejona z butelką.
Po rozcięciu koperty okazało się, że tym razem nadawca powierzył swój list poczcie
falowo-dryfowo-znosowej na brzegu wyspy
Hulloya w Tysfjorden, będącym odnogą
wielkiego Vestfjorden, a nadanie nastąpiło
3 sierpnia 2008 r.
Treść listu: Cześć. Jak się masz?
Wysłane z Hulløya 03.08.08. Wyślij do
mnie wiadomość na 41…
Po wymianie sms-ów i następnie
e-maili (przecież to XXI wiek) wiemy, że autorem listu jest, obecnie 17- letnia, Julie ze
środkowej części Norwegii, która w sierpniu
2008 r. spędzała wakacje w hytte dziadka
na wyspie Hulloya, leżącej w Tysfjorden,
słynącym z wielkich ławic śledzi oraz stada
orek. Po 1273 dniach list przebył odległość
~33 Mm, mierząc najkrótszą drogą
(v = 48m/doba).
Schematyczne trasy obu listów
Po świątecznych sztormach z przełomu
2011/2012, które nawiedziły Risvaer z kie­
runków SW i podrzuciły nam pierwszy list,
przez następnych około 30 dni trwał prawie
nieustannie wiatr z sektora NE i to on
dostarczył drugą przesyłkę z Ofoten, a pływ
syzygijny występujący w ostatnich dniach
stycznia wysoko osadził na osuchu wyspy
Borteroya ten drugi list butelkowy.
cd. na s. 28
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 27
WYDARZENIA |
cd. ze s. 27
Wiemy, że Risvaer w swojej historii, w czasach, gdy nie było rozbudowanej sieci dróg, do lat 70. ubiegłego
wieku, było istotnym skrzyżowaniem
dróg morskich i bazą rybacką wraz ze
slipem. Był tu ­sklep wielobranżowy
i poczta z kodem 8326 RISVAER
(od 1 lipca 1887!), początkowo
z telegrafem (od 1932 r.), następnie
tradycyjnym telefonem. Risvaer w tym
regionie stanowiło centrum ówczesnych
sposobów i form komunikacji. Ale o
tym, że jest skrzyżowaniem dróg poczty butelkowej, nie wiedzieliśmy, ale już
w to WIE­RZYMY! Podtrzymaliśmy ten
zwyczaj.
Rok Wagnera
Jerzy Knabe
Przemówienie kpt. Jerzego Knabe,
komandora Wagner Sailing Rally 2012,
na otwarciu ceremonii odsłonięcia
Tablicy
Pamiątkowej
Władysława
Wagnera.
Bellamy Cay, 21 stycznia 2012 r.
Drodzy Przyjaciele
Władysław Wagner
Witam wszystkich w imieniu organizatorów. Chcę w kilku słowach powiedzieć,
dlaczego zorganizowaliśmy to wydarzenie. Wagner był harcerzem i pierwszym Polakiem, który opłynął świat pod żaglami. Jak sam to określił – uległ pokusie horyzontu. Był bardzo dumny ze swojego narodu, który właśnie odzyskał niepodległość po
123 latach niewoli. Prezentowanie światu polskiej bandery, w wielu miejscach po raz
pierwszy, uważał za swoje patriotyczne zadanie.
Podróż nie była łatwa, ale okrążenia świata dokonał. Podczas rejsu musiał
przebudowywać lub budować w sumie trzy jachty. Wielokrotnie zmieniał załogi
i wytrwale przez siedem lat dążył do celu. Niestety, wybuch II Wojny Światowej
uniemożliwił mu powrót do Ojczyzny, który byłby triumfalny i z pewnością
doceniony.
Po wojnie sytuacja się zmieniła. Pomimo zwycięstwa, Polska została pozostawiona
przez aliantów po złej stronie Żelaznej Kurtyny. Wagner zdecydował się nie wracać
do Polski. W przeciwieństwie do swoich rodaków – miał przynajmniej możliwość
wyboru. W rezultacie był w PRL-u uznany za wroga ustroju, przemilczany i nie­
omal całkowicie zapomniany. Ożenił się z Angielką i spędził resztę swego życia jako
emigrant. Dopłynął do Zatoki Trellis wraz z żoną na kolejnym swoim jachcie
– jolu Rubicon. Po 45 latach w Polsce nastąpiły zmiany, ale stało się to już zbyt późno
dla Wagnera. W ostatecznej podróży do Polski wróciły już tylko jego prochy.
Pamięć o Nim i Jego osiągnięciach również prawie całkowicie zamarła.
Zdecydowaliśmy się ją ożywić poprzez ogłoszenie roku 2012 – Rokiem Wagnera.
Pierwsze wydarzenie Roku Wagnera odbywa się teraz, tutaj, w Trellis Bay.
Następne będzie w Polsce 8 lipca, aby upamiętnić 80. rocznicę wyruszenia na
wokółziemski krąg. Później, we wrześniu, podkreślimy 100. rocznicę urodzin, a także
20. rocznicę Jego śmierci.
Dziękuję Wam wszystkim za przybycie i za zrozumienie. Szczególnie zaś wyrażam
swoją wdzięczność moim współorganizatorom, z którymi pracuję już od ponad roku.
Są to polscy żeglarze i ich różne stowarzyszenia. Najważniejsze z nich to:
- Bractwo Wybrzeża, czyli Hermandad de la Costa – Polonia reprezentowane
przez kolegę Andrzeja Kabałę,
- Karaibska Republika Żeglarska, która jest reprezentowana przez Andrzeja
Piotrkowskiego,
- PYANA, czyli Polski Związek Żeglarski w Ameryce Północnej reprezentowany
przez Krzysztofa Kamieńskiego oraz Yacht Klub Polski reprezentowany przeze mnie
osobiście.
Ich bandery właśnie dumnie powiewają pod salingiem polskiego żaglowca szkolnego Fryderyk Chopin.
Powstanie pomnika Władysława Wagnera daje nam wielką moralną satys­
fakcję. Mamy też szczerą nadzieję, że nasza tablica przyczyni się do wzrostu
liczby Polaków odwiedzających Brytyjskie Wyspy Dziewicze, aby żeglować po tych
samych akwenach i miejsach, gdzie Wagner wraz z rodziną spędzili wiele lat i uważali
je za swój dom. Chcemy też wyrazić wdzięczność naszym gospodarzom tutaj, na
Wyspach, za wszelką udzieloną nam pomoc dla uczczenia pamięci Wagnera.
Dziękujemy wszystkim!
Na zakończenie, zamykając ceremonię, kpt. Knabe wzniósł toast:
ZA TYCH, CO NA MORZU I TYCH, CO NA WIECZNEJ WACHCIE!
28 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Znalazco,
ten list został wrzucony do morza
na Risvaer w lutym 2012, w trakcie
naszego zimowego pobytu na wyspie
Borteroya.
Proszę o potwierdzenie znalezienia
listu na [email protected]
http://fri.info.pl
Wacław Sałaban
Więcej ilustracji jest na stronie fri.info.pl
| WYDARZENIA
Wystawa
Biało-czerwona na białym
Damian Święs
Fot. Piotr Kowalewski
W Dniu Flagi Państwowej 2 maja
2012 r. Prezydent RP Bronisław Komorow­
ski otworzył wystawę Biało-czerwona na
białym, która w sposób niekonwencjonalny
prezentuje niezwykłe dokonania Polaków
pod znakiem flagi. Swoje ulubione zdjęcia,
upamiętniające ważne momenty w życiu,
opisali i udostępnili czołowi naukowcy,
podróżnicy, polarnicy i żeglarze.
odkryciami naukowymi, udanymi ekspedycjami, podróżami oraz osiągnięciami
sportowymi.
Strona www.bialo-czerwona.org, która
zawiera zdjęcia, historie, odnośniki i treści
w języku polskim i angielskim, została uruchomiona po to, by w sposób przystępny
i ciekawy przybliżyć młodemu pokoleniu
wiedzę z zakresu historii barw narodowych.
Poprzez prezentację osiągnięć polskich
podróżników, polarników i naukowców
podpowiadamy, jak szukać możliwości rea­
lizacji własnych planów i marzeń. Znajdą tu
Państwo materiały przeznaczone dla szkół
w postaci skryptu do przedmiotu wiedza
o społeczeństwie lub godzina wychowawcza.
Nauczyciele, korzystając z zamieszczonej
pomocy naukowej, będą mieli możliwość
przeprowadzenia lekcji w sposób ciekawy
Prezentujemy Państwu wystawę w dwóch
odsłonach. Wystawa w formie plansz jest
ekspo­nowana przed Pałacem Prezyden­
ckim w Warszawie od 2 maja do 15 czerwca 2012 r., również podczas EURO 2012,
a następnie powędruje do niektórych miast
Polski. W formie wirtualnej pod adresem
www.bialo-czerwona.org
Honorowy patronat nad wystawą Białoczerwona na białym objął Prezydent RP
Bronisław Komorowski. W otwarciu wysta­
wy uczestniczyli także bohaterowie fotografii oraz przedstawiciele Komitetu Badań
Polarnych PAN, Polskiego Związku Alpi­
nizmu i Polskiego Związku Żeglarskiego
– patronów tego wydarzenia.
Celem wystawy jest uczczenie w spo­
sób niestandardowy Dnia Flagi RP.
Wska­zanie, zwłaszcza młodemu pokoleniu, że flaga nie jest suchym atrybutem
państwowości, lecz żywym symbolem
tożsamości narodowej. Stanowi wartość dla
wielu rodaków szczycących się wyjątkowymi
Przed tablicą Panoramy
Prezydent Bronisław Komorowski oraz po prawej
organizatorzy wystawy Damian Święs i Izabella Kiriczok
i niestandardowy. Materiały dydaktyczne
dla szkół przygotowało Stowarzyszenie
Przyjazna Szkoła, które objęło Wystawę
patronatem.
Instytut Adama Mickiewicza udostępnił
również komiks Lodowi Wojownicy oparty na oryginalnym dzienniku Krzysztofa
Wielickiego i w tej lekkiej formie pokazujący
historię pierwszego zimowego wejścia na
Mount Everest.
Poprzez wystawę Biało-czerwona na
białym pokażemy całemu światu dorobek
Polaków w zakresie osiągnięć naukowych,
a także często ekstremalnych wypraw
i przed­sięwzięć sportowych i podróżniczych.
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 29
WYDARZENIA |
DLACZEGO NA BIAŁYM?
Zarażeni białymi krajobrazami wiedzą,
że na tym tle wygląda niezwykle pięknie.
Nie umniejszając Jej urody na tle innych
kolorów, można stwierdzić, że wyjątkowo.
Przy okazji święta Flagi i wystawy jej
poświęconej, nasunęło się nam kilka pytań.
Z jakich powodów jest niesiona w naj­
bardziej niedostępne rejony Ziemi, gdzie
każdy gram dodatkowego ekwipunku od­
czuwa się w zwielokrotnionym stopniu?
Dlaczego, czy powiewa nad obozem czy namiotem, przywiązana do narty, flagsztoku, masztu, wiosła, trzymana
w zmarzniętych rękach w porywistym wie­
trze, to właśnie z Nią fotografujemy się,
chcąc mieć pamiątkę lub dowód wieńczący
osiągnięcie celu?
Chyba jest ważna? Chyba nam coś daje?
Może to poczucie bezpieczeństwa, du­
my, przywiązania? Może coś innego?
Odpowiedzi są bardzo indywidualne,
rzec by można – intymne. Nie możemy
wymagać ostatecznych i wyczerpujących
wyjaśnień. Może ma to związek z ludźmi,
którzy pod Jej barwami dokonywali rzeczy
wielkich i wyjątkowych? Zapewne też.
Poprosiliśmy część z nich o udo­stęp­
nienie swoich zdjęć – ulubionych, ważnych
w ich życiu lub po prostu pięknych, które
zawierają Biało-czerwoną w szerokim
­rozumieniu tych słów i o ich krótki opis.
BOHATEROWIE WYSTAWY
Połączyliśmy cztery środowiska zwią­
zane z tematem wystawy Biało-czerwona
na białym: podróżników, naukowców,
żeglarzy i alpinistów. W dawnych czasach te światy były mocno zintegrowane.
Pierwsi odkrywcy obszarów polarnych
(choć nie tylko polarnych) byli zarazem
żeglarzami (jedyny środek transportu),
siłą rzeczy – podróżnikami, naukowcami
i niejednokrotnie wspinaczami – dostępu
do części tych terenów broniły bowiem góry.
Umiejętności uczestników wypraw miały
­istotny wpływ na ich dobór.
Mamy wrażenie, że w czasach nam
współczesnych nastąpiła specjalizacja i oddalenie się tych światów, choć oczywiście
i teraz czasami się ze sobą zazębiają.
Postanowiliśmy więc pokazać, jak są sobie
bliskie, prezentując dokonania wybitnych
przedstawicieli tych czterech środowisk na
wystawie i poznając ich ze sobą. Kto wie?
Może kiedyś biało-czerwona, jedna – wspólna, będzie powiewać nad wspólną wyprawą?
Prezentujemy m.in. polskie flagi na
pięciu Polskich Stacjach Polarnych, w tym
na dwóch całorocznych; arktycz­nej – Horn­
sund i antarktycznej – Arctow­ski oraz
związanych z nimi bezpośrednio i pośrednio
wielkich ludzi świata nauki, m. in. prof.
Stanisława Rakusę-Suszczewskiego, któ­
rego zasługi dla polskich badań polarnych
są nieocenione, czy prof. Jana ­Marcina
Węsławskiego,
który
spędził
ponad
50 miesięcy w ekspedycjach morskich i polarnych do Arktyki i jako pierwszy zawiesił
biało-czerwoną flagę na Ziemi Franciszka
Józefa i Ziemi Ellesmera oraz wiele innych
wybitnych postaci polskiej nauki.
Wystawa pokazuje również fragment
fascynującego świata himalaistów. Polacy
stanowią światową elitę himalaizmu. Ich
dokonania przeszły do historii – począwszy
od historycznego zdobycia Kunyang Chhish
w 1971 roku aż do pierwszego zimowego
zdobycia 9 marca 2012 r. szczytu Gasherbrum I przez Andrzeja Bieleckiego i Janusza
Gołąba.
Prezentujemy sylwetki wielu wybitnych polskich himalaistów, między innymi Andrzeja Zawady, zdobywcy Kunyang Chhish, który zatknął na jego ­szczycie
czekan z biało-czerwonymi wstęgami
– pomysłodawcy zimowego wspinania
i kierownika wielu zimowych wypraw na
najwyższe szczyty świata. Kierował między
innymi, także pokazywaną przez nas,
zwycięską zimową wyprawę na Mt Everest
1979-1980, która poprzez pierwsze w historii zimowe zdobycie szczytu przez Leszka
Cichego i Krzysztofa Wielickiego rozpoczęła
okres polskiej dominacji w zimowym himalaizmie. Piękną kontynuacją tamtej ery
Lodowych Wojowników jest pokazywany na
wystawie projekt Polski Himalaizm Zimowy
2010-2015, autorstwa Artura Hajzera,
dzięki któremu po raz pierwszy zdobyto
zimą Gasherbrum I.
Pod biało-czerwonymi barwami pokazujemy również świetnych wspinaczy,
m.in. Kingę Baranowską, Olę Dzik, Janusza
Gołąba, Aleksandra Lwowa i innych.
Bardzo interesujący jest również świat
rejsów polarnych.
Pokazujemy pływające pod białoczerwoną banderą piękne i dzielne jachty
i statki, m.in. wrocławską Panoramę, Selmę
Expeditions, historyczną Gedanię, bydgoskiego Solanusa, szczecińskiego Starego
oraz, regularnie pływające w Arktyce, statek
Horyzont II i żaglowiec Oceania. Przypominamy sylwetkę nieistniejącego już statku
badawczego prof. Siedlecki.
Przedstawiamy też sylwetki ogromnie
doświadczonych kapitanów polarników:
Henryka Wolskiego – jedynego Polaka,
który opłynął biegun północny, Piotra
Kuźniara, który m.in. prowadził pierwsze
polskie wyprawy do Wyspy Charcota w Antarktyce i na niezwykle trudne Morze Weddella oraz wielu innych.
Na Biało-czerwonej na białym nie
zabraknie
przedstawienia
wspaniałych
zdobywców i podróżników, którzy za­
nieśli naszą flagę na oba bieguny. Marek
Kamiński, Wojciech Moskal i Jan Mela
– polarnicy, podróżnicy, ­zdobywcy biegunów, są szeroko znanymi i podziwianymi postaciami. Poza tym to ludzie, którzy
oprócz uzyskiwania wielkich osiągnięć
angażują się w niesienie pomocy innym.
Z Markiem Kamińskim związana jest zimowa Ekspedycja Wisła, która miała
przybliżyć sercom i umysłom Polaków
naszą największą i, paradoksalnie, trochę
zapomnianą rzekę.
Nie można nie wspomnieć, nawet w tak
szacownym gronie, o trzech niezwykłych
kobietach: Agnieszce Siejce, Ewie ­Grewling
i Katarzynie Siekierzyńskiej, które kilka
tygodni temu zdobyły Newtontoppen,
naj­wyższy szczyt Spitsbergenu. Na stro­
nie swojej wyprawy mają cytat z piosenki śpiewanej przez Alicję Majewską: bo
męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie
czekać.... co w kontekście czysto kobiecej
wyprawy w tak niebezpieczne rejony dosko­
nale ­pokazuje ich poczucie humoru i dystans do swojego dokonania.
Autor – Damian Święs
30 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Damian Święs
| WARTO WIEDZIEĆ
Ciekawostki meteorologiczne i inne…
Halo? Halo!
Jan Mejer
Meteorologia jest nauką ścisłą,
ale mało dokładną.
(Nieznany szyderca, połowa lat 70. XX w.)
Zjawiska optyczne w atmosferze
badane przez meteorologów należą do
najpiękniejszych i najbardziej inte­re­su­
jących. Należą do nich jasne pierścienie,
kręgi często o zabarwieniu tęczowym, łuki,
plamy świetlne (tzw. słońca poboczne),
słupy świetlne, krzyże świetlne itp. Ogólnie te wszystkie efekty optyczne na niebie
nazywamy zjawiskami halo. Nazwa halo
pochodzi od greckiego słowa halos i znaczy
tyle, co koło, krąg, zaokrągloną linię lub
powierzchnię. Ponieważ zjawiska halo mają
niewielki wpływ na nasze życie, stoją niejako w cieniu innych zjawisk, będących
obiektem codziennego zainteresowania
meteorologów.
Zjawisko halo należy do grupy zjawisk
atmosferycznych, które nazywa się fotometeorami. Oczywiście fotometeorami są
również takie zjawiska jak: tęcza, wieniec,
iryzacja chmur, gloria, pierścień Bishopa,
Rys. 1. Kształty kryształków lodu tworzących halo:
a) kształt ołówkowy, b) w kształcie płytki, c) kształt
parasolowaty, d) kształt zatemperownych ołówków
miraż, zielony promień, widmo Brockenu
itp. Przejdźmy jednak do zjawisk halo.
W literaturze fachowej opisano (także
w postaci wzorów fizycznych) ponad 20 tego
typu zjawisk, niektóre z nich pojawiające
się niezmiernie rzadko. Najwcześniejszy
opis halo znajduje się w dziele Arystotelesa
pt. Meteorologika [1]. Wszystkie zjawiska halo powstają na skutek odbicia lub
załamania promieni światła słonecznego na
kryształkach lodu, które występują głównie
w chmurach cirrostratus, rzadziej cirrus
(8-13 km nad powierzchnią ziemi). Jeżeli
promienie świetlne ulegają jedynie odbiciu
na kryształkach lodu, zjawisko halo ma
barwę białą. Jeśli zaś ulegają jednocześnie
załamaniu i rozszczepieniu, obserwuje się
barwne zjawisko halo. Najczęściej obserwowane jest w postaci 22-stopniowego
pierścienia wokół Słońca lub Księżyca,
zwanego małym kręgiem halo lub po
prostu małym halo. Duże halo tworzy krąg
46-stopniowy. Pierścienie mogą być barw­
ne. Wewnętrzne kręgi mają odcień czerwony, później pomarańczowy, żółtozielony,
a zewnętrzne niebieski.
Zjawisko halo często, chociaż nie zawsze, wróży pogorszenie pogody, co jest
związane z nadchodzącym frontem ciepłym
i związaną z nim strefą opadów deszczu
(w zimie śniegu). Jest to chyba jedyna
korzyść ze zjawiska halo dla żeglarzy, którzy
dzięki temu wiedzą, że może nastąpić
załamanie pogody w ciągu jednego do
trzech dni. Okazuje się jednak, że istnieje
wiele wyjątków od tej reguły i zjawiska
halo może, ale nie musi być, zwiastunem
nadchodzącego deszczu.
Ze względów klimatycznych najpięk­
niejsze przypadki halo obserwowane są
w obszarach podbiegunowych. Przykładowo
Rys. 2. Schematyczne przedstawienie najważniejszych efektów świetlnych halo na niebie. Obserwator znajduje się w centrum okregu tworzonego przez horyzont: a – małe halo,
b – przysłońca małego halo, c – łuki styczne małego halo, d – łuki Łowica, e – łuki Perry’ego, f – duże halo, g – przysłońca dużego halo, h – boczne łuki styczne dużego halo,
i – górny łuk styczny dużego halo, j – łuk okołozenitalny, k – poziomy łuk przysłoneczny, l – słupy świetlne.
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 31
WARTO WIEDZIEĆ |
w dniu 11 stycznia 1999 r. na niebie nad
biegunem południowym ukazały się równo­
cześnie aż 24 różne efekty optyczne halo [1].
Postać halo jest określona przez kształt
i położenie przestrzenne kryształków lodu
w chmurze cirrostratus. Małe halo tworzą
kryształki o wymiarach mniejszych od
20 mikrometrów (rys. 1). Kryształki te mają
kształt ołówkowy słupków sześciokątnych
itp. Światło wchodzi przez jedną ściankę
boczną każdego kryształku, a wychodzi
przez co drugą, tak jakby przechodziło
przez pryzmat 60-stopniowy. ­Podobnie
duży pierścień halo jest wytworzony
również przez kryształki ołówkowe. Światło
wchodzi przez jedną ściankę boczną, a wychodzi przez ściankę podstawy, tak jakby
przechodziło przez pryzmat 90-stopniowy.
Najlepiej widać różne zjawiska halo na
­rysunku 2 [1].
Najczęściej spotykane jest małe halo
(rys. 3). Małe halo widywane jest w Polsce
średnio co kilka dni. Duże halo zaznaczo­
ne jest na rysunku literką f i występuje
w Polsce rzadko, bo tylko raz w roku [3].
Wokół małego i dużego halo mogą wy­
stępować dodatkowe efekty optyczne takie
jak:
1. Słońca pozorne, poboczne (inaczej:
przysłońca, słońca fałszywe, ­parhelia).
Stanowią skoncentrowane plamy światła
pojawiające się na kręgu małego halo,
na tej samej wysokości, co Słońce, ale po
obu jego stronach (punkty b na rysunku
kształtem przypominające trójkątne
chorągiewki skierowane szpi­cem na
zewnątrz (rys. 4). Bliższa Słońcu część
przysłońca ma kolor czer­wony, żółty,
dalsza niebieskawy. Na zdjęciu widać
również górny łuk stycz­ny (łuk c). Efekt
optyczny tworzą sześciokątne kryształki
lodu o kształcie zatemperowanych
ołówków lub też przez cienkie słupki
i płaskie płytki sześciokątne o kształcie
parasolowatym, które są połączone
podstawami. Słońca pozorne widywane
są w Polsce średnio 25 razy do roku.
Według mnie małe halo wraz z barwnymi słońcami pozornymi należą do
jednych z najpiękniejszych zjawisk na
niebie.
2. Górne i dolne łuki styczne małego halo
pojawiają się jako grube linie światła
w górnej i dolnej części małego halo
(łuki c na rysunku). W Polsce występują
średnio 10 razy w roku.
3. Łuki Parry’ego, który pierwszy za­­
obser­­wował je i opisał podczas wyprawy
arktycznej
w
poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego
w 1820 r. Ro­bił rysunki i dokładnie
odnotował oglądane w czasie wyprawy zjawiska halo na niebie.
Między innymi opisał łuk pojawiający
się nad Słońcem noszący dziś
jego imię. Łuki te pojawiają się
rzadko
jako
lekko
zakrzywione
łuki ponad małym halo (łuki e).
Powstają, gdy zarówno oś, jak i jedna
z powierzchni bocznych sześciokątnego
kryształku lodu położone są w pła­szczy­
źnie horyzontalnej. Bardzo często łuki
Parry’ego pojawiają się razem z łukami
stycznymi. Nakładanie się na siebie
tych dwóch zjawisk występuje wtedy,
gdy promienie światła przechodzą przez
dwie warstwy atmosfery, z których
każda zawiera kryształki lodu tworzące
jeden z efektów.
4. Łuki Lowitza – swoją nazwę za­wdzię­
czają Tobiaszowi Lowitzowi, który
pierw­szy
opublikował
szczegółowy
opis tego wspaniałego zjawiska za­
obserwowanego 28 lipca 1794 r. na niebie w Sankt Petersburgu w Rosji. Łuki
te pojawiają się jako małe łuki łączące
ukośnie słońca poboczne z kręgiem
małego halo (łuki d). Łuki Lowitza
­utworzone są przez wibracje tych samych kryształków lodu, które powodują
powstawanie słońc pozornych. Są
one zjawiskiem rzadko widywanym
w Polsce, średnio raz na 5 lat.
5. Słońca poboczne dużego halo (punkty g)
są rzadko obserwowane. Powstają, gdy
duża ilość sześciokątnych kryształków
lodu ma podstawy położone w pła­
szczyźnie pionowej.
6. Boczne łuki styczne dużego halo (łuki h)
są również rzadko obserwowane. Po­
wstają, gdy zarówno oś, jak i bocz­na
ścianka kryształku lodu znajdują się
w płaszczyźnie poziomej, a światło jest
załamywane przez ścianki nachylone
pod kątem 90°C względem siebie. Kiedy
Słońce znajduje się wysoko na niebie,
łuki te mogą się prostować, a nawet
wyginać w kierunku Słońca.
7. Górny łuk styczny dużego halo (łuk i)
pojawia się tylko wtedy, gdy 90-stopniowe pryzmaty kryształków lodu wirują
tak, że załamujące krawędzie są ułożone
w płaszczyźnie poziomej. Zjawisko to
widywane jest w Polsce średnio raz
w roku.
8. Łuk okołozenitalny (łuk j). Widywany jest w postaci kolorowego łuku
równoległego do horyzontu. Ma barwy
tęczy. Jest tworzony przez sześciokątne
kryształki lodu o kształcie zatempe­
rowanych ołówków lub o kształcie parasolowatym. Występuje w Polsce średnio
10 razy w roku (rys.5).
Poza wyżej wymienionymi, do zjawisk
halo zaliczamy również tzw. słupy świetlne
(łuk l) występujące częściej zimą niż latem. Słupy świetlne mogą występować
zarówno nad Słońcem, jak i poniżej Słońca.
Przy temperaturze -4ºC do -8ºC i dużej
wilgotności powietrza, w procesie resubli­
macji (przekształcenie pary wodnej od
razu w kryształki lodu) powstają długie,
cienkie igiełki lodu. Mają one szczególną
właściwość: unoszą się w powietrzu
przeważnie poziomo, czego efektem wizu­
alnym są właśnie słupy świetlne. Jeżeli
jeszcze będzie widoczny poziomy krąg
przysłoneczny (krąg parheliczny), to na
niebie zauważymy świecący krzyż, który
jednak występuje znacznie rzadziej niż
­kolumna światła.
Jak głosi legenda, w 313 r. cesarz Konstantyn Wielki ujrzał taki krzyż na niebie
w pobliżu Trydentu. Zjawisko to zrobiło na
nim takie wrażenie, że cesarz nawrócił się
na wiarę chrześcijańską. Ponieważ zjawisko
to jest jednak bardzo rzadkie, zamieszczam
zdjęcie symulujące ten efekt (rys. 6).
Zapoznaliśmy się z podstawowymi
zjawiskami noszącymi ogólną nazwę halo.
W praktyce możemy zaobserwować na niebie o wiele więcej efektów należących do
zjawisk halo. Robert Greenler, profesor fizyki na Uniwersytecie Wisconsin-Milwaukee i prezes Amerykańskiego Towarzystwa
Optycznego, napisał książkę [2], w której
bardzo szczegółowo opisał i sfotografował
dziesiątki najróżniejszych zjawisk w atmosferze. Ponadto zaprezentował symulację
komputerową tych wszystkich zjawisk
atmosferycznych.
Wszystkie omawiane zjawiska halo
w atmosferze mogą wzajemnie nakładać
się na siebie, uzupełniać, tworząc również
nieprzewidywalne efekty optyczne przy
­cudownej feerii barw.
Kilkanaście lat temu osobiście wi­dzia­
łem przepiękne, kolorowe zjawisko halo
wraz ze słońcami pobocznymi, z barwnym
łukiem Parry’ego. Było to na jeziorze Roś,
a zjawisko długo obserwowaliśmy nad wsią
Pilchy.
Naszych Czytelników zachęcam do ro­
bienia ciekawych zdjęć fotometeorów,
halo, tęczy itp. Najciekawsze zdjęcia
­opublikujemy w Szkwale.
Jan Mejer
Bibliografia:
9. Poziomy łuk parheliczny (inaczej:
przy­słoneczny k) pojawia się na stałej
wysokości ponad horyzontem i rozciąga
się długim łukiem na wysokości
Słońca. Kolory kręgów horyzontalnych
są za­zwyczaj bardzo żywe. W Polsce
występuje średnio raz w roku.
32 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
[1] Z. Sorbjan, Pogoda dla koneserów,
Warszawa 2004.
[2] R. Greenler, Tęcze, glorie i halo,
czyli niezwykłe zjawiska optyczne w atmosferze, Warszawa 1998.
[3] J. Kret, Atlas pogody, Pascal.
|
WARTO WIEDZIEĆ
Przewodniki dla żeglarzy
Jerzego Kulińskiego
Przypomnienie na progu sezonu 2012
Ewa Skut
Przed nowym sezonem żeglarskim
przypominam o ważnych pozycjach, które
doskonale przygotowują do planowanego
rejsu po Bałtyku, ale również warto je mieć
na jachcie. Są to locyjki-przewodniki dla
żeglarzy Jerzego Kulińskiego. Zawierają
one kompendium informacji nautycznych,
niezwykle szczegółowe mapki podejściowe,
plany oraz opisy portów i miejscowości.
W książkach znajdziemy również wiele
informacji praktycznych. Wszystko jest
zaś przeplatane dygresjami i anegdotami.
Autor przypomina także przy każdej okazji, że jego przewodniki należy traktować
jako uzupełnienie do oficjalnych pomocy
nawigacyjnych.
Największy wybór locyjek jest dostępny
w sklepie internetowym www.sklep.sailho.pl. Wkrótce ukaże się drugie wydanie
(uaktualnione i poszerzone) Gotlandii po­
kazujące nam, że ta wyspa w drodze na
­Allandy posiada około 100 przystani. Warto
tam popłynąć z locyjką kpt. Kulińskiego.
Jerzy Kuliński
Ewa Skut
nr 2 (28) 2011 | SZKWAŁ | 33
WARTO WIEDZIEĆ |
Na żagle z maluchem
Marzena Knap
Za oknem coraz więcej słońca i wielu
z nas zaczyna powoli myśleć o tym, jak
i gdzie spędzić wakacje. Jedni wybiorą sta­
cjonarne leżenie na plaży, inni podróż pod
namiot lub wycieczkę rowerową w jakieś
ciekawe miejsca. To wszystko można robić
bez żadnych problemów z małym dziec­
kiem. A co z żeglarstwem? W tym momencie wielu z Was pomyśli, że pomysł ten
jest z góry skazany na niepowodzenie ze
względów bezpieczeństwa. Otóż, nie. Jeśli
tylko jesteście doświadczonymi żeglarzami,
to nie będzie z tym żadnego kłopotu. Sama
pływam od dziecka i wiem, jak ważna jest
rola rodzica ( w moim przypadku taty) we
wprowadzaniu w świat żeglarstwa.
Obecnie sama jestem mamą i nigdy nie
miałam wątpliwości, że będę postępowała
dokładnie tak jak mój ojciec ze mną.
Z jedną tylko różnicą, my z mężem, rów­
nież żeglarzem, rozpoczęliśmy edukację
żeglarską naszego syna znacznie wcześniej
niż ja. Pierwszy raz, na próbę generalną
przed morskim pływaniem, pojechaliśmy
na Mazury. Wzięliśmy sobie wygodny duży
jacht, aby się nie stresować zbytnio brakiem
miejsca... no i dziadka żeglarza. Nasz synek
miał wtedy niecałe dwa lata. Kupiliśmy mu
specjalny kapok dla małych dzieci, który
jest niezbędny. Nie wyobrażam sobie, aby
najcenniejsza osoba dla rodziców mogła być
nieubrana w środki ratunkowe, a tak, nie­
stety, się zdarza. Kacperek pozbawiany był
tego sprzętu dopiero na lądzie.
Cały rejs przetrwał dzielnie i nie
mieliśmy ani jednego tzw. złego dnia. Jeśli
chodzi o jedzenie, to też nie było problemu,
gdyż oprócz rytuału wieczorno-porannego z butelką mleka, jadł już praktycznie
wszystko to, co my. A zresztą w dzisiejszych
czasach przygotowanie posiłku, nawet
tego w słoiczkach dla dzieci, na jachcie
nie stanowi już problemu, gdyż większość
jachtów jest już wyposażona w kuchenki.
Pamiętam jedną sympatyczną scenkę
z naszego pobytu na Mazurach. Staliśmy
właśnie w Kanale Giżyckim w oczekiwaniu na podniesienie mostu, kiedy minęła
nas męska załoga. Jeden z chłopaków
zapytał, ile nasz synek ma lat. Kiedy
odpowiedzieliśmy, że niecałe dwa, spytał
się, czy może zrobić mu zdjęcie. A dlaczego?
Otóż, aby udowodnić żonie, że małe dzieci
naprawdę pływają po Mazurach i krzywda
im się nie dzieje. Okazało się bowiem, iż ma
34 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
córkę trochę starszą od naszego żeglarza
i bardzo chciałby ją zabrać na łódkę, ale jego
lepsza połówka kategorycznie odmówiła,
gdyż za bardzo się bała. Dlatego też nasze
zdjęcie miało posłużyć do przekonania jej.
Następną wspólną wyprawę zaplano­
waliśmy już w morskich okolicznościach
15 stopni, deszcz i.... Borę. Dla niewtajemniczonych to jedna z tych przypadłości pogodowych, których nie chce się spotkać na
morzu podczas normalnego rejsu, a tym
bardziej będąc z dziećmi. No, ale i tak bywa.
Nam udało się bezpiecznie przeczekać to,
co najgorsze, w marinie. Przyznam, że
Mazury 2006 r. Fot. Wojtek Knap
przyrody. I tak w rok później, kiedy synek
miał niecałe trzy latka, pojechaliśmy do
Chorwacji. Razem z nami pojechali znajomi,
jedni z nich z dziewczynką w wieku półtora
roku. Wynajęliśmy sobie Bavarię 38, która,
moim zdaniem, ani nie pływa, ani nie
wygląda za dobrze, ale za to nadaje się do
rodzinnego żeglowania. Śmiem ją nazwać
tak, jak kiedyś zwykliśmy nazywać Venuski: pływającym fortepianem, czyli stabilne
i bezpieczne, ale żeglarsko słabe. Takie są
moje odczucia.
Na rejsie byłoby wszystko cudnie, gdyby
nie to, że trafiliśmy akurat na zmianę pogody. I tak w pierwszym tygodniu września,
czyli można powiedzieć, że właściwie
w środku sezonu żeglarskiego, mieliśmy
dzieciaki, mimo chłodu i deszczu, przeżyły
ten wyjazd lepiej niż niejeden dorosły.
A i początek żeglarskiego życiorysu też będą
miały nietuzinkowy.
Od tego wyjazdu minęło już kilka lat.
W tym roku nasz mały żeglarz skończy
8 lat i właśnie rozpoczął trzeci sezon
w szkółce regatowej w klubie UKS Żeglarz
we Wrocławiu. To w tym miejscu uczy
się tej trudnej sztuki, jaką jest żeglarstwo
sportowe.
Wiem, że wielu z Was stwierdzi, że
zaczęliśmy dużo za wcześnie, ale nam, jako
rodzicom, zależało, by w sposób naturalny i co ważne, nie na siłę, oswoić naszego
pierworodnego z czymś takim jak żagiel,
ster i kadłub. I wcale nie uważam, że to
|
WARTO WIEDZIEĆ
Chorwacja 2007 r. Fot. Wojtek Knap
za wcześnie. A Optimist ma jeszcze jedną
zaletę – ze względu na płaskie dno trudno
go wywrócić, więc jest łódką bezpieczną
do stawiania pierwszych samodzielnych
kroków po tafli wody.
Może część z Was przekonało się,
że można spędzić wakacje pod żaglami
z dzieckiem ciekawie i bezpiecznie, czyli bez
problemów. Druga zaś część nadal pewnie
będzie uważać to za nieodpowiedzialny
pomysł.
Uważam, że im wcześniej, tym le­
piej. Sama widziałam rodziny na Mazu­
rach (na jachtach znacznie mniej komfortowych i mniejszych niż my mieliśmy)
z dziećmi, które były w wieku naszego
synka, ale również takimi, które nawet
jeszcze nie chodziły i nie mówiły. Dlate­
go też, jeśli tylko macie odpowiednią
wiedzę, umiejętności, a przede wszystkim
wyobraźnię, to zachęcam do spędzania
w ten sposób czasu wolnego. I tylko o jednym nie wolno zapomnieć: o kapoku dla
tych, którzy są dla Was wszystkim.
Marzena Knap
Zawodnik klasy Optymist 2012 r. Fot. Wojtek Knap
SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 35
WARTO WIEDZIEĆ |
Trwają przygotowania do XIII edycji
Bałtyckich Regat Samotnych Żeglarzy o Puchar Poloneza
W tym roku impreza zapowiada się wyjątkowo ciekawie
Krzysztof Krygier
Regaty Poloneza dwa lata temu, dzięki
partnerowi X-Way, zostały ­pierw­szy­mi
pełnomorskimi regatami w Pol­sce korzy­
stającymi z Trackingu GPRS. W roku
bieżącym dzięki staraniom organizatorów
podczas regat będziemy mogli po raz
kolej­ny śledzić jachty w Internecie – Regaty Poloneza nawiązały współpracę ze
światowym dostawcą usług Trackingu
Satelitarnego – Firmą Yellowbrick. Specja­
lizuje się ona w Trackingu regat rangi
światowej, m.in. Velux5Ocean w 2011 r.
W chwili obecnej korzystają z niego dwuosobowe regaty ­Global Ocean Race dookoła
świata. Dzięki Yellowbrickowi będziemy
mogli obserwować online i w ten sposób
kibicować naszym faworytom.
To jedne z najtrudniejszych i naj­dłuż­
szych pełnomorskich regat w Polsce i na
Bałtyku. To także jedna z najstarszych imprez regatowych w naszym kraju.
Start w sierpniowym wyścigu już dziś
potwierdziło 27 sterników. Na trasie zoba­
czymy między innymi Radka Kowalczyka,
który w ubiegłym roku ukończył słynne
­atlantyckie regaty Transat 6.50. Wystartuje
Krzysztof Kołakowski mający za sobą wiele
samotnych wyścigów nie tylko bałtyckich
(również w klasie Mini 6,5). Oczywiście
nie zabraknie Mieczysława Irchy na jachcie Zryw i Andrzeja Wojciechowskiego na
Karfim. Właśnie od zmagań takich jachtów
(typu Taurus) rozpoczęła się prawie 40
lat temu historia bałtyckich regat samotników o Puchar Poloneza. Karfi w tym roku
­obchodzi swoje 40-lecie. Start potwierdził
Jarosław Pokropiński, który planuje udział
w regatach Global Ocean Race w 2013 r.
Obecnie szuka jachtu Mini 6,50, na którym
będzie mógł wystartować w Regatach
Poloneza.
Na trasie nie zabraknie również kobiet. Po raz drugi na jachcie Polus wystartuje Jolanta Długajczyk. Zobaczymy też
Marka Lewensteina, który na Kiwi zdobył
przed rokiem Puchar Poloneza, główne trofeum regat i będzie go bronił w tym roku,
­Edwarda Zająca, który w maju planuje
udział w regatach Jester (Plymouth – Azory)
i Mateusza Stodulskiego, który przygotowuje się do samotnego rejsu dookoła świata na
jachcie Sputnik II. Zaproszenia otrzymali
Zbyszek Gutek Gutkowski, Roman Paszke
i Tomasz Cichocki. Czy wystartują? Jeszcze
nie wiemy.
Gorąco zapraszamy do udziału w tego­
rocznych regatach wszystkich, których
ciągnie do samotnego żeglowania. Wystar­
czy sprawny jacht i odrobina determinacji,
by zmierzyć się z historyczną trasą.
Więcej informacji na stronie interne­
towej www.regaty-poloneza.pl
Uczestnicy Regat Samotnych Żeglarzy o Puchar Poloneza 2011 r.
36 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30)
Regaty
Poloneza
wspierają:
patron główny Klub Żeglarzy Samotników, patron złoty Miasto Szczecin,
złoty sponsor regat: stocznia jachtowa
Delphia Yachts Kot, sponsor srebrny:
Henri Lloyd, patron brązowy Centrum
Żeglarskie Szczecin, sponsorzy brązowi:
Poland Boatshow, Bakista, MK Consulting Group, CSL, Pantaenius, bluefin.pl.
Główni partnerzy medialni: TV Pomerania, Magazyn Wiatr, pismo Szkwał, www.
portal­zeglarski.com,
www.sailportal.pl,
po­zostali partnerzy: Silverpol, Telewizja
Świnoujście,
BoddenYachting.de,
YKP
Świnoujście, Fundacja Morska, Komenda
Policji w Świnoujściu, Polskie Radio Szcze­
cin, Grawer Piotr Nycz, TVP Szczecin.
Harmonogram Regat Poloneza 2012:
13 sierpnia, godz. 18.00 – rozpoczęcie
w Marinie Świnoujście.
14 sierpnia, godz. 9.00 – start na redzie
portu Świnoujście.
15-17 sierpnia – meta w główkach ­portu
Świnoujście, powroty jachtów do
ma­riny.
17 sierpnia, godz. 18.00 – grill dla uczestników regat w Marinie Świnoujście.
18 sierpnia – uroczyste zakończenie regat
w Szczecinie.
Organizator: Krzysztof Krygier

Podobne dokumenty