Pobierz PDF - UKS Żeglarz Wrocław
Transkrypt
Pobierz PDF - UKS Żeglarz Wrocław
ISSN 1730-251X kwiecień 2012 Rok XI Nr 1 (30) Pismo Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego ukazuje się od 2002 roku www.wrozz.wroclaw.pl W numerze między innymi: str. str. str. str. 3 10 21 29 Grenlandia 2012 – I Wyprawa Polarna WrOZŻ i UWr str. Żeglowanie na Odrze str. Znikające poosty na Mazurach str. Wystawa Biało-czerwona na białym str. 6 14 26 34 Nagrody Przyjaznego Brzegu za rok 2011 Rozmowy spisane – Wojciech Dacko Poczta butelkowa w XXI wieku Na żagle z maluchem Zdjęcia do artykułu Jana Mejera Halo? Halo! – str. 31 3. Halo barwne 4. Górny łuk styczny. Słońce znajduje się na wysokości 11 stopni. Fot. Vid Johnson, Antarktyda 5. Łuk okołozenitalny 6. Krzyż cesarza Konstantyna – eksperyment laboratoryjny. Zdjęcia z archiwum WrOZŻ Fot. Marzena Knap, Leszek Mulka Otwarcie Sezonu Wodniackiego 2012. Zdjęcia to nasze wspomnienia. Nie pozwólmy, żeby rozpłynęły się we mgle! fotokalendarze fototapety fotoobrazy na płótnie Canvas plakaty fotografie w antyramach fotografie w ramkach aluminiowych Możemy pomóc Wam je utrwalić www.studioten.pl | OD REDAKCJI WSPOMNIENIE Leszek Mulka Stanisław Bober – wspomnienie .............................. 2 WrOZŻ Henryk Marszałek Grenlandia 2012 ....................................................... 3 Leszek Mulka Otwarcie sezonu 2012 . ............................................. 4 NAGRODY Ewa Skut Najwyższe polskie trofea żeglarskie ..........................5 Drodzy Czytelnicy! Leszek Mulka Nagrody Przyjazego Brzegu za 2011 r. .................... 6 Bohdan Sienkiewicz Nagroda im. kapitana Leszka Wiktorowicza . .......... 8 Bohdan Sienkiewicz Ordery dla zasłużonych dla żeglarstwa .................... 9 BLIŻEJ ODRY Wojciech Dacko Żeglowanie po Odrze ...............................................10 ROZMOWY SPISANE Jolanta Maria Palczyńska Wojciech Dacko .......................................................14 POSTAĆ Jolanta Maria Palczyńska Krzysztof Bojda ........................................................18 I znów mamy wiosnę, a wraz z nią otwarcie kolejnego sezonu żeglarskiego. Już niebawem ponownie postawimy żagle i ruszymy na wodne szlaki. Ku odpoczynkowi i realizacji marzeń. W nowym numerze Szkwału jak zawsze zamieszczamy wiele cennych artykułów pokazujących, jak aktywne jest środowisko wrocławskich żeglarzy. Szczególną uwagę chcielibyśmy zwrócić na artykuł poświęcony Władysławowi Wagnerowi – pierwszemu Polakowi, który samotnie opłynął świat. Dzięki zaangażowaniu grupy ludzi będzie obchodzony Rok Wagnera. Mamy nadzieję, że dzięki temu pamięć o naszym Rodaku i Jego wyczynie nie zaginie. Cieszymy się też, że jak niegdyś wrocławscy żeglarze zabiorą na swój pokład NASZE KLUBY naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego. Popłyną wspólnie na Grenlandię Anna Dobrzańska 65 lat Jacht Klubu AZS Wrocław . ...........................19 w czasie wakacji. Zamieszczamy także informacje o niecodziennej wystawie ŚRÓDLĄDZIE przywiązanie do polskiej flagi narodowej i jednocześnie dokumentuje, w jak Zygmunt Szreter Żaba na pokład . ...................................................... 20 trudne rejony świata docierają żeglarze, w tym również z Dolnego Śląska. Zygmunt Szreter Znikające poosty na Mazurach ................................21 Ryszard Pięta Co z rybami na Mazurach? ..................................... 22 MORZE Agnieszka Mazur Spacerkiem wokół Rugii ......................................... 24 Wacław Sałaban Poczta butelkowa XXI wieku ................................. 26 WYDARZENIA Jerzy Knabe Rok Wagnera.......................................................... 28 prezentowanej w Warszawie pt. Biało-czerwona na białym, która ukazuje Wszystkim żeglarzom i sympatykom żeglarstwa życzymy udanych rejsów po wodach śródlądowych i morskich. Odkrywania nowych akwenów, jak również wracania do tych, które dobrze znamy i gdzie zawsze czujemy się jak u siebie. Pielęgnujcie wspomnienia z wypraw, aby potem podzielić się nimi w jesiennym numerze Szkwału. Do zobaczenia na żeglarskim szlaku! Małgorzata Mejer Damian Święs Wystawa Biało-czerwona na białym ..................... 29 WARTO WIEDZIEĆ Jan Mejer Halo? Halo! ..............................................................31 Ewa Skut Przewodniki dla żeglarzy Jerzego Kulińskiego ...... 33 Marzena Knap Na żagle z maluchem .............................................. 34 REGATY Krzysztof Krygier Trwają przygotowania do XIII edycji Bałtyckich Regat Samotnych Żeglarzy.................. 35 Wydawca: Wrocławski Okręgowy Związek Żeglarski, 50-529 Wrocław, ul. Borowska 1-3, tel./fax: 71 343 56 65 Nr konta: PKO BP 18 1020 5242 0000 2802 0152 7498, [email protected] Redakcja: Ewa Skut – redaktor naczelna, [email protected], 602 699 424; Marzena Knap – marzena.knap@wrozz. wroclaw.pl; Małgorzata Mejer – korekta, [email protected] Okładka: fot. Anna Dobrzańska; Skład: Agnieszka Kanafa; Druk i oprawa: Drukarnia DUET Redakcja serdecznie dziękuje wszystkim osobom, które poświęciły swój czas na napisanie artykułów, służyły pomocą oraz cennymi uwagami. Redakcja zatrzega sobie prawo do selekcji, skrótów i adjustacji nadesłanych materiałów. Kopiowanie i rozpowszechnianie materiałów zawartych w piśmie w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej zgody redakcji jest zabronione. SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 1 WSPOMNIENIE | Stanisław Bober – wspomnienie Leszek Mulka Na pierwszym planie Stanisław Bober. Fot. Leszek Mulka Tuż przed oddaniem do druku tego numeru Szkwału odszedł na wieczną wachtę nasz kolega Stanisław Bober. Zabrakło czasu na przeglądnięcie archiwów i szersze opisanie Jego żeglarskiej biografii, więc przekazuję Czytelnikom garść osobistych wspomnień. Staszek Bober był postacią bardzo po pularną w środowisku żeglarskim. Nie wielkiego wzrostu, z charakterystycznym wąsikiem i specyficznym poczuciem humoru, zawsze skupiał wokół siebie grono kolegów żeglarzy i narciarzy. Prawie cała Jego żeglarska działalność skupiała się w Klubie Żeglarskim PTTK Eol, którego był członkiem i aktywnym działaczem. Przez wiele lat pełnił w Eolu szereg ważnych funkcji, m.in.: wicekomandora ds. morskich, wicekomandora ds. szkolenia i KWŻ. Posiadał patent jachtowego sternika morskiego, sternika motorowodnego i instruktora żeglarstwa PZŻ. Był także Przodownikiem Turystyki Żeglarskiej PTTK i szczycił się Dużą Złotą Żeglarską Odznaką Turystyczną. Jedną z Jego pasji było szkolenie młodzieży. Staszek miał talent pedago giczny i był przez młodzież lubiany. Do dziś 2 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) wspominam Jego powiedzenie: Pięęęknie, oceniające manewry kursantów. Wyszkolił setki żeglarzy i sterników jachtowych. Lubił także pływania turystyczne. Pływał po wszystkich większych jeziorach Polski. Był wszechstronnym turystą, ale główną Jego pasją było żeglarstwo i narciarstwo. Z dużym zaangażowaniem działał także na szerszym żeglarskim forum we Wrocławskim Okręgowym Związku Żeglarskim. Przez kilka kadencji był członkiem Zarządu WrOŻŻ. Za działalność na rzecz żeglarstwa został odznaczony m.in.: Honorową Odznaką Zasłużony dla Żeglarstwa Dolnośląskiego, Honorową Odznaką Zasłużony Działacz Żeglarstwa Polskiego, Medalem 50-lecia WrOZŻ. Staszka poznałem w Eolu, gdzie roz poczynałem swoją żeglarską przygodę. Najpierw spotykaliśmy się w klubie i na przystani, potem na rejsach turystycznoszkoleniowych na Jeziorze Drawskim, na Jezioraku i Wielkich Jeziorach Mazurskich. Nieco później brałem z Nim udział w szko leniowych obozach żeglarskich w Boszkowie i Otmuchowie, organizowanych przez KŻ PTTK Eol. To właśnie Staszek namówił mnie do pracy szkoleniowej i uzyskania patentu instruktora żeglarstwa PZŻ. Przez wiele lat pływałem ze Staszkiem po Jeziorach Mazurskich, na których opłynęliśmy wszystkie możliwe zakamarki. Niezapomniane były rejsy z Niegocina na jezioro Buwełno, dalej drogą lądową na Tyrkło i Śniardwy i z powrotem kanałami na Niegocin. Pętlę tę pokonaliśmy w obie strony. To były prawdziwie pionierskie wyprawy, które Staszek jako turysta uwielbiał. Był ciekawy świata, lubił poznawać nowe szlaki i nowe miejsca. Był znakomitym żeglarzem, znakomitym kompanem i wspa niałym gawędziarzem. Szkoda, że to już tylko wspomnienia. Staszek zmarł po ciężkiej chorobie w wieku 79 lat w Poniedziałek Wielkanocny 9 kwietnia 2012 r. Został pochowany 13 kwietnia 2012 r. na Cmentarzu Kieł czowskim we Wrocławiu. Ze smutkiem żegnali Go koledzy żeglarze z Klubu Żeglarskiego PTTK Eol. Żegnaj, Staszku! Pozostaniesz w naszej pamięci! Leszek Mulka | WrOZŻ Grenlandia 2012 I Wyprawa Polarna Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego i Uniwersytetu Wrocławskiego Śladami Profesora Alfreda Jahna – Honorowego Obywatela Wrocławia organizowana pod Patronatem J.M. Rektora Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Marka Bojarskiego i Prezydenta Wrocławia dr. Rafała Dutkiewicza Henryk Marszałek Badania polarne prowadzone są przez badaczy z Uniwersytetu Wrocławskiego od ponad 50 lat. Mają więc swoją długą historię. Dotychczas obszarem eksploracji wrocławskich polarników był głównie Spitsbergen, stanowiący część Svalbardu. Grenlandia – największa wyspa świata pokryta lądolodem, nie była w okresie powojennym poligonem badawczym wrocławskich naukowców. Tradycje jednak istnieją, bowiem w latach 30. ubiegłego stulecia pierwszą polską wyprawę na Grenlandię zorganizował dr Aleksander Kosiba z Uniwersytetu we Lwowie, późniejszy profesor Uniwersytetu Wrocławskiego. W wyprawie tej uczestniczył również znakomity geomorfolog Alfred Jahn, profesor i były rektor naszej uczelni, oraz honorowy obywatel Wrocławia. Tegoroczna wyprawa będzie ekspedycją trzech wrocławskich hydrogeologów z Instytutu Nauk Geologicznych, mających zamiar przeprowadzenia badań naukowych w zachodniej części Grenlandii. W skład wyprawy wchodzą: dr hab. prof. Henryk Marszałek – kierownik wyprawy, dr Lech Poprawski oraz mgr Michał Rysiukiewicz – doktorant. W wyprawie będzie również uczestniczył Michał Adamski – student ostatniego roku geologii. Ekspedycja organizowana jest przy współudziale Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Współpraca naszej Uczelni z wrocławskimi żeglarzami ma już swoją kilkuletnią historię. Rozpoczęta w 2006 roku badaniami w rejonie Spitsbergenu z inicjatywy ówczesnego Dziekana Wydziału Nauk Przyrodniczych Profesora Andrzeja Witkowskiego trwa do dziś. Organizacją wyprawy z ramienia WrOZŻ kieruje kapitan Ewa Skut. Wyprawa została objęta honorowym patronatem przez J.M. Rektora Uniwersytetu Wrocławskiego profesora Marka Bojarskiego i Prezydenta Wrocławia doktora Rafała Dutkiewicza. Kapitanami poszczególnych etapów są: Jerzy Stępniewski JR, Zygmunt Biernacik, Ewa Skut, Piotr Michałowski, Aleksander Gruszczyński, Bolesław Rudnik, Adam Dacko, Piotr Piwowarczyk. Wyprawa rozpoczyna się 12 maja 2012 r., kiedy to na jachcie Stary żeglarze wypłyną ze Szczecina w kierunku Grenlandii, a zakończy się przypłynięciem do Szczecina 30 września 2012 r. Na początku lipca przez okres 3 tygodni do wyprawy dołączą wrocławscy naukowcy, prowadząc badania naukowe w Zachodniej Grenlandii. Plan wyprawy naukowej zakłada reko nesans zachodniego wybrzeża Grenlandii w pasie ograniczonym miejscowością Nuuk i wyspą Disko, przy wykorzystaniu jachtu Stary. Ten środek transportu pozwoli na dotarcie do często trudno dostępnych miejsc, wykonania pomiarów hydrogeolo gicznych i hydrochemicznych, w tym poboru prób wody i skał do badań laboratoryjnych. Wyprawa naukowa ma mieć charakter badawczo-rekonesansowy. Oprócz prze prowadzenia objętych programem badań hydrogeologicznych i mikrobiologicznych w rejonie wyspy Disko, zadaniem jej byłoby sprawdzenie aktualnych możliwości prze prowadzenia w przyszłości stacjonarnej wyprawy na Grenlandię śladami profesora Alfreda Jahna i Aleksandra Kosiby. Stąd objęcie również programem obszaru fiordu Arfersiorfik, gdzie były prowadzone przedwojenne badania polarne. Jednym z zadań wyprawy grenlandzkiej jest określenie środowisk biotycznych w wodach termalnych i zimnych zachodniej Grenlandii przy współpracy z mikrobiologami z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. roku po kilkuletniej przerwie. Inicjatywa wznowienia wypraw polarnych Uniwersytetu Wrocławskiego wyszła ze strony profesora Andrzeja Witkowskiego, Dziekana istniejącego wówczas Wydziału Nauk Przyrodniczych. Działalność wrocławskich polarników w Arktyce włączona jest w nurt ogólno światowych badań nad zmianami różnych ekosystemów, jakie zachodzą w śro dowiskach polarnych w związku ze zmia nami klimatycznymi. Celem badań, reali zowanych w okresie ostatnich kilku lat, było m.in. określenie tempa i zakresu zmian globalnych w ekosystemach tych obszarów. Badania polarne zaowocowały powsta niem licznych i znaczących publikacji naukowych, a ich wyniki prezentowane były na różnych konferencjach zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Rola i znaczenie naszego ośrodka akademickiego rośnie w miarę zaangażowania się wrocławskich polarników w różne programy badawcze. Mam nadzieję, że tegoroczna ekspedycja wniesie również pewien wkład w rozwój polskich badań polarnych. Liczę, że sy Stary Fot. Anna Kaźmierczak Badania hydrogeologiczne i hydrogeo chemiczne polarnego środowiska wodngo prowadzone są na Uniwersytecie Wroc ławskim w ramach cyklu badań w Arktyce (m. in. klimatycznych, geomorfologicznych, glacjologicznych, biologicznych), rozpoczętych w naszej uczelni w 2003 aura w okresie grenlandzkiego lata polarnego okaże się łaskawa i zaplanowane w ramach wyprawy badania uda się w pełni zrealizować. Dr hab. prof. Henryk Marszałek kierownik wyprawy naukowej SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 3 WrOZŻ | Otwarcie sezonu żeglarskiego 2012 Leszek Mulka Fot. Leszek Mulka W sobotę 28 kwietnia 2012 r. na przystani Uczniowskiego Klubu Żeglar skiego Żeglarz przy ul. Osobowickiej we Wrocławiu odbyło się uroczyste otwarcie sezonu żeglarskiego i wodniackiego 2012. Przy pięknej żeglarskiej pogodzie spotkali się wrocławscy wodniacy-żeglarze z wrocławskich klubów, kajakarze z Wro cławskiego Klubu Wodniackiego PTTK Wiadrus i wioślarze z Klubu Sportów Wodnych i Rowerowych Pegaz. Uroczystość otwarcia poprzedziły Regaty Żeglarskie Otwarcia Sezonu 2012, które zostały rozegrane na zalewie Osobowice 1. W klasach: Optimist, Cadet i Laser starto wali najmłodsi zawodnicy z klubów Wyspy Zaczarowane i UKS Żeglarz, a w klasie Omega załogi z Dolnośląskiego Stowarzy szenia Rozwoju Żeglarstwa oraz klubów Sharks i Energetyk. W regatach wzięło udział 38 żeglarzy na 24 jachtach (15 Optimistów, 2 Cadety, 1 Laser i 6 Omeg). Po regatach żeglarskich odbyły się wyścigi załóg wioślarskich. Po zakończeniu regat o godz. 14.00 na przystani przystrojonej galą flagową zebrali się uczestnicy regat, kadra instruktorska, przedstawiciele Zarządu WrOZŻ, żeglarze, kajakarze, wioślarze i sympatycy sportów wodnych. Po podniesieniu bandery prezes WrOZŻ Ewa Skut przywitała gości i uczestników uroczystości. Następnie wystąpili: prezes klubu Wiadrus Bożena Siczek i prezes klubu Pegaz Piotr Gancarz. Kulminacyjnym punktem uroczystości było przekazanie symbolicznego pagaja. Tradycyjnie w czasie uroczystości otwarcia sezonu wodniac kiego następuje przekazanie symbolicznego pagaja kolejnemu wrocławskiemu klubowi. W tym roku pagaj z klubu Pegaz został przekazany do Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Tego symbolicznego aktu dokonał prezes klubu Pegaz Piotr Gancarz, wręczając pagaj prezes WrOZŻ Ewie Skut, która ogłosiła: Sezon żeglarski i wodniacki 2012 uważam za otwarty! Następnie zostały podane wyniki regat oraz wręczone trofea i dyplomy. Zdobywcy pierwszych miejsc otrzymali piękne statuetki w kształcie jachtów, a wszyscy uczestnicy pamiątkowe dyplomy. W poszczególnych klasach zwyciężyli: – Optimist A – Joachim Chamerski, Wyspy Zaczarowane – Optimist B – Kaja Hanys, UKS Żeglarz – Optimist C – Ewa Mazur, Wyspy Zaczarowane – Omega – Karol Boroń (sternik), Marzena Burkalec, Agnieszka Tabisz, YC Sharks Nagrodę specjalną dla najmłodszego uczestnika regat, kamizelkę ratunkową, otrzymał Kacper Knap (lat 7!). W klasach Cadet i Laser startowali tyl ko zawodnicy z UKS Żeglarz, ale nie zostali sklasyfikowani ze względu na zbyt małą liczbę jachtów danej klasy biorących udział w regatach. Z kolei Piotr Gancarz wręczył nagrody zwycięzcom wyścigów wioślarskich. Uroczystość zakończyła się poczęstunkiem z grilla. Organizatorami tej imprezy był Wro cławski Okręgowy Związek Żeglarski i UKŻ Żeglarz. Piękna, wiosenna, żeglarska pogoda, dobra organizacja i wspaniała koleżeńska atmosfera, spowodowały, że otwarcie sezonu 2012 było naprawdę imprezą udaną. Niech cały sezon żeglarski i wodniacki 2012 będzie równie udany. Leszek Mulka 4 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | NAGRODY Najwyższe polskie trofea żeglarskie. Nagrody honorowe Rejs Roku 2011 i Srebrny Sekstant (Nagroda Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej) Ewa Skut Jury 42. edycji nagród w składzie: kontradm. Czesław Dyrcz przewodniczący Jury, r ektor-komendant Akademii Marynarki Wojennej, Krystyna Chojnowska-Liskiewicz, Andrzej Armiński, Jarosław Kaczorowski, Hubert Latoś, Eugeniusz Moczydłowski, Jacek Wacławski, Jerzy Wąsowicz, Zbigniew Stosio – sekretarz Jury, Sekretarz Generalny PZŻ, Andrzej Radomski – przedstawiciel Prezydenta Gdańska oraz publicyści morscy, pomysłodawcy Rejsu Roku – Srebrnego Sekstantu: Tadeusz Jabłoński, Zenon Gralak, Aleksander Gosk – publicysta morski, organizator Rejsu Roku, wnikliwie przeanalizowało najciekawsze, charakteryzujące się szczególnymi walorami żeglarskimi wyprawy i inne dokonania naszego jachtingu morskiego za rok 2011. Werdykt Jury Tytuł Żeglarza Roku 2011 Srebrny Sekstant i I Nagroda Hono rowa Rejs Roku 2011 Zbigniew Gutkowski za zajęcie II miejsca w samotnych regatach dookoła świata Velux 5 Oceans na s/y Operon. Termin: 17.10.2010– 28.05.2011, dystans 29 111 Mm. II Nagroda Honorowa Rejs Roku 2011 Bronisław Radliński za wyprawę s/y Solanus wokół obu Ameryk. Termin: 16.05.2010 – 01.10.2011, dystans 29 786 Mm. III Nagroda Honorowa Rejs Roku 2011 Joanna Pajkowska i Aleksander Nebelski za rejs na jachcie Mantra Asia. Termin: 10.02.2010 – 07.06.2011, dystans 22 000 Mm. Honorowe wyróżnienia Rejs Roku 2011 • Roman Paszke z załogą za rekordowe pokonanie Atlantyku na katamaranie Renault eco2. termin 07.01. – 15.01.2011, dystans 3250 Mm • Radosław Kowalczyk za udział w samotnych regatach atlantyckich Mini Transat na jachcie Calbud. termin 25.09. – 09.11.2011, dystans 4 749 Mm • Piotr Kuźniar z załogą za antarktycz ny rejs na jachcie Selma Expeditions. Termin: 12.01. – 09.02. 2011, dystans 2285 Mm. Nagroda Polskiego Związku Żeglarskiego Polsko-Kanadyjski Klub Żeglarski Zawisza Czarny w Hamilton: 15-lecie działalności, kultywowanie tradycji polskiej bandery, wsparcie i współpraca z polskimi żeglarzami. Nagroda prezydenta Gdańska Burszty nowa Róża Wiatrów Zbigniew Gutkowski – za doskonałą robotę żeglarską, wejście do światowej elity wyczynowych żeglarzy ocea nicznych, połączone z walorami popu laryzującymi nowoczesne żeglarstwo. Nagroda Specjalna Rejs Roku 2011 Żaglowiec szkolny ZHP Zawisza Czarny za 50 lat służby pod białoczerwoną banderą i wkład w edukację morską polskiej młodzieży. Nagroda magazynu sportów wodnych Żagle Kolegium redakcyjne tradycyjnie wy różniające rejsy morskie na małych jachtach, tym razem przyznało nagrodę Markowi Kaczorowskiemu za samotny, sierpniowy rejs bałtycki na jachcie Mr. Orkan na dystansie 583 Mm. Nagrodę Grotmaszta Bractwa Kaphor nowców, kontradmirała Czesława Dyrcza za rok 2011 otrzymał Piotr Kuźniar za pionierski antar ktyczny rejs s/y Selma Expedition z 10-osobową załogą. Startując i kończąc rejs w Ushuaia, był pierwszym polskim jachtem kiedykolwiek żeglującym po Morzu Weddella. Był to rejs po mało uczęszczanych, trudnych nawigacyjnie akwenach, pokrytych gęstym pakiem lodowym z licznymi górami lodowymi. Tradycyjna gala żeglarska odbyła się w piątek, 2 marca 2012 roku, w Dworze Artusa w Gdańsku. Na podstawie komunikatu Jury przygotowała Ewa Skut Z SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 5 NAGRODY | Nagrody Przyjaznego Brzegu za rok 2011 Leszek Mulka Fot. z archiwum autora Już po raz ósmy został rozstrzygnięty konkurs o Nagrodę Przyjaznego Brzegu, którego organizatorem jest Polskie Towa rzystwo Turystyczno-Krajoznawcze i Polski Związek Żeglarski. Ogłoszenie wyników i wręczenie nagród za rok 2011 odbyło się uroczyście 3 marca 2012 r. w czasie targów Wiatr i Woda w Warszawie. Była to wyjątkowa edycja konkursu, ponieważ po raz pierwszy konkurs odbywał się pod honorowym patronatem aż 4 ważnych instytucji: – Ministra Sportu i Turystyki, który ufun dował także nagrodę rzeczową dla zdobywcy Grand Prix, – Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, – Prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, – Prezesa Polskiej Organizacji Turystycznej. Była też wyjątkowa ze względu na rekordową ilość kandydatów zgłoszonych do konkursu – 48. Jak co roku, Nagrody Przyjaznego Brzegu przyznano głównie za inwestycje na brzegach polskich rzek i jezior, polepszające turystyczną infrastrukturę i ułatwiające życie wodniakom, ale także za działania promocyjne i inne formy wspierania turystyki wodnej. Jury Nagrody Przyjaznego Brzegu, pod przewodnictwem Andrzeja Gordona, wiceprezesa Zarządu Głównego PTTK, przyznało nagrodę Grand Prix, 2 nagrody specjalne, 12 nagród zwykłych oraz 3 nagrody indywidualne. Uroczystość wręczenia nagród pro wadzili wspólnie Andrzej Gordon – prze wodniczący jury Nagrody Przyjaznego Brzegu oraz Mirosław Czerny – sekretarz jury. Przy tłumnie zgromadzonej publiczności dyplomy i nagrody wręczali: Katarzyna Sobierajska – podsekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, Monika Niemiec-Butryn reprezentująca Minister stwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, Elżbieta Wąsowicz-Zaborek – wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej, Lech Drożdżyński – prezes Zarządu Głównego PTTK i Wiesław Kaczmarek – prezes Polskiego Związku Żeglarskiego. Nagrodę Grand Prix Przyjaznego Brzegu za rok 2011 otrzymał Port PTTK w Wilkasach za zbudowanie wzorco wego portu na Mazurach. Nagrodzie towarzyszyło 200 kamizelek asekuracyjnych do bezpiecznego uprawiania turystyki wodnej, ufundowanych przez Ministerstwo 6 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Sportu i Turystyki. Port PTTK w Wilkasach jest jednym z najnowocześniejszych w Polsce. Posiada miejsca cumownicze dla 140 jachtów różnej wielkości. Przyjmuje oraz zapewnia bezpie czne manewrowanie jednostkom do 12 m długości. Keje wyposażone są w prąd oraz wodę bieżącą. Istnieje również możliwość opróżnienia stacjonarnych toalet chemicz nych. Port posiada warsztat do naprawy jachtów żaglowych i motorowych oraz autoryzowany punkt serwisu silników. Warsztat posiada jeden z nielicznych na Mazurach przenośny separator oleju, umożliwiający odessanie zanieczyszczeń zęzy w postaci oleju i ropy bezpośrednio z jachtu znajdującego się na wodzie. Port dysponuje także salą konferencyjno-szkoleniową wraz z nowo czesnym wyposażeniem multimedialnym. Nagrodą specjalną Przyjaznego Brzegu uhonorowano magazyn Żagle oraz Warmińsko-Mazurski Urząd Mar szałkowski za akcję promocyjną Mazury Cud Natury. Warto przypomnieć, że w ubiegłym roku Nagrodę Przyjaznego Brzegu otrzymało pismo Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego Szkwał. Cieszy więc nagroda specjalna dla cieszącego się wielką popularnością wśród żeglarzy magazynu Żagle. Nagrodę Przyjaznego Brzegu otrzymali: Za kreowanie nowoczesnych ofert tu rystyki wodnej: – Urząd Miasta w Sopocie za nowoczesną Marinę Sopot, – Urząd Miasta w Drawsku za nową przystań na Noteci, – Urząd Gminy Stepnica za przystań żeglarską na Kanale Młyńskim, – Mazurski Klub Żeglarski za Eko-Marinę w Mikołajkach, – Urząd Miasta w Krakowie za szlak żeglugi śródlądowej na krakowskiej Wiśle, – Urząd Powiatowy w Lublinie za projekt Kajakiem po Bystrzycy i Wieprzu, – Urząd Miasta i Gminy Bardo za spływy Przełomem Bardzkim. Za inicjatywy społeczne wspierające idee Przyjaznych Brzegów: – Liga Morska i Rzeczna, Stowarzy sze nie na Rzecz Miast i Gmin Nadodrzańskich oraz Wyższa Szkoła Ekonomiczno-Turystyczna w Szcze cinie za trójprzymierze dla Odry, – Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie za mazurski system ostrzegawczy dla żeglarzy, – Pomorski Wojskowy Oddział PTTK w Wałczu za aktywność w upowszechnianiu turystyki kajakowej. Za żeglarskie wychowanie najmłod szych pokoleń: – Ośrodek Szkoleniowo-Żeglarski Horn w Krakowie, – Euroregionalne Centrum Edukacji Wodnej i Żeglarskiej w Szczecinie. Za edukację ekologiczną na rzecz czystości wód: – Kajakowy Patrol św. Franciszka za edukację ekologiczną na rzecz czystości wód. Nagrody indywidualne otrzymali: – Wojciech Skóra za koordynację Roku Pamięci Generała Mariusza Zaruskiego i rejs Dnieprem na symboliczny grób Generała w Chersoniu, – Stanisław Wroński za przywracanie nadrzecznej tożsamości Bydgoszczy, – Jan Pyś za działania na rzecz żeglugi i turystyki wodnej na Odrze. Tradycyjnie po uroczystości wręczenia Nagród odbyła się debata Co czynić, by polskie brzegi były bardziej przyjazne – przyjazne dla żeglarzy, kajakarzy i innych turystów oraz mieszkańców miejscowości położonych nad wodą. Debacie towarzyszyła prezentacja osiągnięć laureatów. Wzięli w niej udział przedstawiciele nagrodzo nych i rekomendowanych, członkowie jury oraz przedstawiciele organizacji, instytucji i mediów związanych z turystyką wodną. Z dużym zainteresowaniem spotkało się wystąpienie laureata wrocławskiego Jana Pysia, który przedstawił działania Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu wspierające rozwój turystyki wodnej na Odrze. Warto zaznaczyć, że w dotychczasowych 8 edycjach konkursu jest 21 laureatów z miejscowości nadodrzańskich, a wśród nich 8 z Wrocławia. Jak widać, działania i przedsięwzięcia organizacji, stowarzyszeń i osób indywidualnych związane z Odrą i z turystyką na Odrze, są dostrzegane i wysoko oceniane. A oto sylwetki naszych laureatów. Urząd Miasta i Gminy Bardo Przełom Bardzki na Nysie Kłodzkiej to jeden z piękniejszych przełomów górskich w Europie. Rzeka płynie tu malowniczą, | NAGRODY krętą doliną, tworząc pięć wielkich meandrów, wcinających się w skały. Przełomy Nysy Kłodzkiej przez Góry Bardzkie są uważane za jeden z najciekawszych szlaków wodnych w Polsce. Swoją różnorodnością są w stanie zaskoczyć każdego turystę, dostarczając uczestnikom niezapomnianych wrażeń. Spływy Przełomem Bardzkim zostały uznane w konkursie Perły w Koronie Dolnego Śląska za jedną z największych atrakcji, zajmując drugie miejsce. Liga Morska i Rzeczna, Stowarzy szenie na Rzecz Miast i Gmin Nad odrzańskich oraz Wyższa Szkoła Eko nomiczno-Turystyczna w Szczecinie Kilkunastoletnia akcja promocji rzeki Odry prowadzona przez to trójprzymie rze przyczyniła się do zmobilizowania władz i społeczności nadodrzańskich do inwestowania w infrastrukturę turystyczną na brzegach Odry i w rezultacie do powstania sieci przystani i marin na Odrze. Większość z nich została również wyróżniona Nagrodą Przyjaznego Brzegu. Innym widocznym efektem działań trójprzymierza jest coroczna wyprawa Flisu Odrzańskiego, spływającego od kilkunastu lat z Brzegu do Szczecina. Autentyczna tratwa flisaków oraz cała flotylla jachtów, motorówek, kajaków i innych łodzi płynących po Odrze jest wędrującym Świętem Odry – z festynami, konferen cjami naukowymi i prezentacją dotychczasowych osiągnięć oraz nowych programów, inwestycji i inicjatyw. Dobrym duchem i szefem tej wyprawy jest znana wrocławianom dr Elżbieta Marszałek – Rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Turystycznej w Szczecinie, a sprawną żeglugę i bezpieczeństwo uczestników zapewnia prawdziwy wilk morski kpt. ż. w. Włodzimierz Grycner. Jan Pyś przed wręczeniem nagrody Dr Jan Pyś, dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu, od wielu lat jest postacią bardzo popularną w środowiskach żeglugowych i wodniackich Wrocławia. Jest entuzjastą żeglugi śródlądowej i turystyki wodnej. Działa na rzecz rozwoju turystyki wodnej na Odrze oraz na rzecz przywrócenia Odrze znaczenia ważnego europejskiego szlaku żeglugowego i turys tycznego. Był inicjatorem powstania Wrocławskiej Inicjatywy Odrzańskiej, której celem była promocja Odry i turystyki wodnej na Odrze. Był też autorem elektronicznego Informatora Żeglugowo-Nawigacyjnego, popularyzującego żeglugę i turystykę wodną. Dzięki Jego osobistemu zaangażowaniu, po 64 latach zamknięcia, został odpowiednio oznakowany i otwarty dla ruchu żeglugowego jednostek turystycznych i sportowych Śródmiejski Węzeł Wodny we Wrocławiu. Wieloletnia działalność dr Jana Pysia przyczynia się do popularyzacji turystyki wodnej na Odrze oraz do integracji wrocławskiego środowiska wodniackiego. Wszystkim tegorocznym laureatom, a szczególnie dr Janowi Pysiowi, serdecznie gratulujemy! Leszek Mulka Laureaci i organizatorzy (I rząd: 2. z lewej -– dr Elżbieta Marszałek, 2. z praweh – Grażyna Cal, 4. z prawej – minister Katarzyna Sobierajska, 3. z prawej – Mirosław Czerny sekretarz jury, 1. z prawej – Andrzej Gordon przewodniczący jury SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 7 NAGRODY | Nagroda im. Kapitana Leszka Wiktorowicza Bohdan Sienkiewicz Fot. z archiwum autora 4 marca br. kpt. Janusz Zbierajew ski odebrał w siedzibie Press Clubu w Domu Polonii w Warszawie Nagrodę im. Kapitana Leszka Wiktorowicza. Kapitan Janusz Zbierajewski został laureatem pierwszej edycji Nagrody im. kapitana Leszka Wiktorowicza – wybit- rejsy w ramach projektu Zobaczyć morze na Zawiszy Czarnym, kiedy połowę załogi stanowią osoby niewidome lub słabo widzą ce. Bez odwagi i profesjonalizmu kapitana Janusza Zbierajewskiego idea pływania niewidomych i niedowidzących po morzu byłaby nie do zrealizowania. Jego doko- Jestem dumny, że pamięć o moim Ojcu żyje właśnie w formie tej nagro dy, zawsze bowiem doceniał tych, któ rzy wyrastali ponad przeciętność, łą czyli odwagę i fantazję z kunsztem i umiejętnościami, osiągając mistrzostwo w swoim fachu – powiedział kpt. ż.w. Ma Kapitan Janusz Zbierajewski (z dyplomem w dłoni) – laureat nagrody. nego człowieka morza, budowniczego i wieloletniego komendanta Daru Młodzieży oraz wychowawcy wielu pokoleń polskich marynarzy. Kapitan Janusz Zbierajewski od pół wieku pływa po morzach i oceanach. Jest jedną z najbardziej popularnych, rozpo znawalnych i cenionych postaci w polskim środowisku żeglarskim. To wielki żeglarz, ale także uznany nauczyciel i publicysta. Dowodził Zawiszą Czarnym, Pogorią, a teraz żegluje na Kapitanie Borchardzie. Uznanie kapituły Nagrody zdobył tym, że jako jedyny zgodził się prowadzić 8 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) nania jako człowieka i żeglarza zasługują na najwyższy szacunek i uznanie. Akcja, którą pomógł zrealizować, to wyjątek na światową skalę i powód do dumy – po wiedział przewodniczący kapituły, kadm. Czesław Dyrcz. Nagroda im. kapitana Leszka Wiktoro wicza została ustanowiona w celu uhono rowania wyjątkowych dokonań żeglarskich, osiągnięć w dziedzinie wychowania morskiego młodzieży lub kształtowania świadomości morskiej. Powołali ją spadkobiercy kpt. ż.w. Leszka Wiktorowicza, Miasto Gdynia, Stowarzyszenie Bratwo Kaphornowców i Fundacja Press Club. riusz Wiktorowicz, syn Kapitana. Nagrodę stanowią medal oraz kwota pieniężna w wy sokości dziesięciu tysięcy złotych. Przyznała ją kapituła w składzie: Mariusz Wiktorowicz (syn Kapitana). Czesław Dyrcz, Bractwo Kaphornowców (przewodniczący Kapituły). Bohdan Sienkiewicz, Bractwo Kaphornowców. Marek Łucyk, Urząd Miasta Gdyni. Joanna Zielińska, Urząd Miasta Gdyni. Waldemar Heflich, Press Club Polska. Bohdan Sienkiewicz | NAGRODY Ordery dla zasłużonych dla żeglarstwa Bohdan Sienkiewicz Fot. z archiwum autora Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadał ordery i odznaczenia osobom zasłużonym dla żeglarstwa polskiego. Uroczystość wręczenia odznaczeń państwowych odbyła się w Charzykowach 28 kwietnia br. podczas obchodów 90-lecia istnienia Chojnickiego Klubu Żeglarskiego – najstarszego w Polsce oraz Ogólno polskiego Otwarcia Sezonu Żeglarskiego w Charzykowach. Aktu dekoracji, w imie niu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, dokonał minister Dariusz Młotkiewicz, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Odznaczeni zostali: za wybitne zasługi w popularyzowaniu na antenie telewizyjnej wiedzy o morzu i gospodarce morskiej, realizując wychowanie morskie młodzieży KRZYŻEM OFICERSKIM ODRODZENIA POLSKI red. Bohdan Sienkiewicz. ORDERU KRZYŻEM KAWALERSKIM ORDERU ODRODZENIA POLSKI Jachtowy Kapitan Adam Jasser. Od lewej Bohdan Sienkiewicz i Adam Jasser Zabierając głos w imieniu odznaczo nych, Kapitan Adam Jasser powiedział: Czuję się niezwykle uhonorowany tym wysokim Odznaczeniem Państwowym przyznanym mi przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Uważam, że przyjąłem je także w imieniu kapitanów i członków Sail Training Association Poland, czyli stowarzyszenia narodowego wychowa nia morskiego młodzieży, członka między narodowej organizacji zrzeszającej 28 krajów i nominowanej do Pokojowej Nagrody Nobla, które od ponad dwudziestu lat eks ploatuje żaglowiec Pogoria. Ten żaglowiec zabrał na niezapomnianą morską przygodę tysiące młodych Polaków, także z najdalszych od morza zakątków naszego kraju. Cóż to jest właściwie to wychowa nie morskie, które w Polsce zainicjował przed wojną generał Mariusz Zaruski? Kształci ono wolę, solidarność i poczucie równości. Jest nauką dobrej roboty. Ćwiczy wytrwałość i cierpliwość, wdraża zasady pracy zespołowej, wykształca cechy przywódcze. Jest szkołą wychowania społecznego i obywatelskiego. Jest jakby trzecim wymiarem wychowania, oprócz formalnej edukacji i uprawiania sportu. Bohdan Sienkiewicz Przemawia Adam Jasser SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 9 BLIŻEJ ODRY | Żeglowanie po Odrze Wojciech Dacko Fot. z archiwum autora Odra była od zawsze. Jako mały chłopiec jej brzeg od strony Biskupina odbierałem jako granicę, po której drugiej stronie jest inny świat, z którego w tajemniczy sposób baba dostarcza do domu rodziców mleko, ser i śmietanę. Już będąc w szkole, wiedziałem, że przeprawę umożliwiał przewoźnik, którego mała wiosłowa łódka była łącznikiem wioskowych mieszkańców Mokrego Dworu z miej skim Biskupinem, z tramwajem, sklepami i kościołem. Nieco później okazało się, że po rzece pływają inne łódki. Pamiętam żal, gdy mój stryj Bogdan, podpłynąwszy tu z przystani AZS żaglówką o nazwie Eol, zabrał mojego ojca na przejażdżkę, zostawiając mnie na brzegu jako zbyt małego do uczestniczenia w tak ryzykownej wyprawie. Początki W latach 50. łąki nadbrzeżne, do kładnie przystrzyżone przez stado krów przepędzanych codziennie z Bartoszowic pod ZOO i z powrotem, delikatnie zamino wane, stanowiły wspaniałe miejsce space rów, zabaw i gier w piłkę dla mieszkańców dzielnicy, zwłaszcza młodych. Opalali się tu dorośli, spotykali zakochani, a na kamiennych główkach (tak, takie wtedy były) wędkarze łowili ryby. Nie brakowało kąpiących się, a na tym bocznym Wypływamy w pierwszy daleki rejs 10 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Lata 70., wracamy z Osobowic, dzisiaj silniczek działa szlaku rzeki pojawiały się także barki. Pamiętam, jakie zainteresowanie wzbudził przepływający wielki parowy, tylnokołowy holownik, nazywał się chyba Kupała. Odra była pogłębiana. Czerpakowa koparka wybierała muł z dna na specjalne barki ze stożkowym dnem i otwieranymi burtami. Holownik opróżniał je w zatoczkach między główkami. Pracował także refuler. Sam na łódce znalazłem się po raz pierwszy w 1957 roku. Nasza 25 Wro cławska Drużyna Harcerzy po obozie nad Jeziorem Rożnowskim zdecydowała, że będzie drużyną wodną, podobnie jak zaprzyjaźniona żeńska 19-tka. Odrzańską bazę mieliśmy na Wyspie Szczytniki, w awanporcie śluzy. Łódki były z demobilu: mahoniowa Olimpia, gaflowy Wiking, drewniane bączki BK, ale także nowobudowana Omega – Rudy. W letnie dni zaraz po szkole (II LO przy ulicy Parkowej) pędziliśmy na przystań popływać. Drużyna wyjeżdżała na żeglarskie obozy letnie, ale pierwsze kroki żeglarskie były zawsze na Odrze. Naszymi umiejętnościami budziliśmy zawsze podziw harcerzy jeziorowców. Okazało się, że radziliśmy sobie na wodzie świetnie. Woda i umiejętność jej czytania nie stanowiły dla nas problemu. To właśnie sprawiała rzeka. Kolejne lata W latach 60. we Wrocławiu aktywnie działały kluby: zakładowe, uczelniane, związkowe. Rozwijały się ośrodki harcerskie. Żeglują pasjonaci, a skoro prywatnych łódek prawie nie ma, to angażują się w działalność klubową. Rozwija się wrocławskie środowisko wodniackie. | BLIŻEJ ODRY Znajomości i przyjaźnie z tamtych lat trwają do dzisiaj. Na Odrze odbywają się regaty żeglarskie, np. pomiędzy przystanią AZS i LOK. Te bardziej sportowe na II zimo wisku barek na Osobowicach. Uczestniczyło w nich nieraz kilkadziesiąt łodzi różnych klas: Omega, Finn, FD, Hornet, Słonka, Cadet. Regaty na Osobowicach to była cała wyprawa. Zabieraliśmy namioty, prowiant i płynęliśmy dzień wcześniej naszymi Omegami przez śluzy Kanału Miejskiego, na cypel zimowiska. Po regatach wracaliśmy często późnym wieczorem, gdy nasz nie wielki silnik odmawiał posłuszeństwa. Ulubionym miejscem letnich biwaków był Bajkał. Z przystani koło Szczytnik startowaliśmy na żaglach w kilka łódek, rywalizując, kto szybciej dotrze na miejsce. Gorzej, jak nie było wiatru. Niejednokrotnie zdarzało się nam burłaczyć łódkę od Bartoszowic aż do Bajkału. Nie było to takie trudne. Należało fał foka przedłużyć długą cumą. Brzegi rzeki, niezarośnięte krzakami jak dzisiaj, umożliwiały holowanie z brzegu. Pierwsza dalsza wyprawa Odrą to spływ do Głogowa. Postanowiliśmy zaoszczędzić na transporcie naszych łódek na obóz nad Jeziorem Sławskim i popłynąć do Głogowa, a następnie w ciągu jednego dnia przerzucić je na obóz. Dla nas, młodych wodniaków, była to fascynująca przygoda. Odra była co prawda dzika i bez przystani, ale piękna. Pogoda różna, deszczowa, ale na rzece i brzegach spotykaliśmy zawsze bardzo życzliwych ludzi. Nie było problemu z holowaniem za barką, czy miejscem na biwak. W ogóle ten okres, określany teraz pogardliwie za komuny, oceniam z perspek tywy żeglarskiej dobrze. Harcerskie drużyny W śluzie Rędzin, płyniemy na regaty długodystansowe wodne były bardzo aktywne. Przełom lat 60. i 70. to ich rozwój także we Wrocławiu. Obok naszej drużyny powstaje kilka nowych, które łączą się z nami w Stanicę, a po drugiej strony Odry powstaje Rancho, przejmujące dawną przystań LOK. Dzięki życzliwości władz dzielnicy harcerze ze Śródmieścia uzyskują nową przystań – nad zatoczką żeglarską na Biskupinie, gdzie powstają obiekty HOW Stanica. Odra zaczy na być za ciasna. Wyruszaliśmy na nowe akweny, Wielkie Jeziora Mazurskie i Bałtyk. Początek kryzysu Kolejne lata są jakieś jałowe. Niby wszystko jest w porządku; Technikum Żeglugi Śródlądowej wypuszcza kolejnych absolwentów, po centrum Wrocławia pływają statki pasażerskie, pracują stocz nie rzeczne. Kluby sprawiają sobie jachty morskie, pływają jeszcze wioślarze i kajakarze sportowi, ale widać już nadciągający kryzys gospodarczy i polityczny. Jak to się odbija na rzece: główki tracą swoje kamien ne końce, nikt nie wycina chaszczy na Łódki po nieudanym śluzowaniu w śluzie Mieszczańskiej. SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 11 BLIŻEJ ODRY | Prywatni armatorzy spływają czasem jachtami Odrą na wody około Berlina i dalej, do Szczecina, część z nich także przez Wartę i Noteć na Wisłę. W 2009 roku Ogólno polski Rejs Żeglarski zorganizowało PTTK na trasie Koźle-Szczecin. Załogi kilkunastu jachtów żaglowych i motorowych miały do pokonania nie tylko wysokie stany rzeki, ale także ograniczenia żeglugowe nakładane przez RZGW. Przykro powiedzieć, ale decyzje o zatrzymaniu rejsu lub zgodzie na płynięcie nie zawsze były trafne. W Opolu zatrzymano rejs ze względu na spodziewane wysokie przybory Nysy, pomimo że stany wód pozwalały na bezpieczne kontynuowanie żeglugi. Z kolei na stopniu wodnym w Brzegu Dolnym tak obniżono poziom wody, że musieliśmy czekać w Urazie do następnego dnia, aby w kanale wejściowym śluzy było dostatecznie głęboko, a przecież żadna z naszych jednostek nie miała większego zanurzenia niż 50 cm. Dalej już popłynęliśmy szybko, mocny prąd na swobodnie płynącej Odrze pozwolił nadgonić czas i zdążyć na planowaną imprezę powitania rejsu w Szczecinie. Na kanałach w Europie jest duży ruch turystyczny brzegach, kruszeją nadbrzeża w mieście, ale przede wszystkim nie pogłębia się szlaku. Zatoczki odrzańskie, wykorzystywane na małe przystanie, zamulają się. W Odrze poniżej Wrocławia okresami jest zbyt mało wody, aby mogły pływać po niej barki. Państwo i miasto odwraca się od rzeki. Żegluga jest podobno nieopłacalna. Będą zmiany? Przemiany w Polsce i Europie ponownie zachęciły grono zapaleńców do zainteresowania społeczeństwa możliwościami żeglugi po śródlądziu. Jeżeli nie żeglugą towarową, to choćby turystyczną lub rekreacyjną. Marina w Nowej Soli. Jesteśmy jednymi z pierwszych gości 12 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Jednym ze znaczących przykładów takich działań jest Flis Odrzański. Odra przestała być rzeką graniczną, można po niej pływać bez ograniczeń po całej długości i dalej na wody europejskie. Olbrzymie wrażenie wywiera na mnie mój pierwszy rejs po wodach holenderskich wokół Amsterdamu i kolejny barką turystyczną po Francji. Nie spodziewałem się, że urlop na wodzie, po śródlądowych rzekach i kanałach, może być taki fajny? Przyjaciele, których zabraliśmy ze sobą, byli zachwyceni. Tyle łódek tu pływa, a jakie gościnne przystanie i ładne miejscowości na trasie. Okazuje się, że żeglarski urlop to niekoniecznie rejs w Chorwacji lub na Majorce. Moje pływanie Trasę z Wrocławia w dół rzeki pokonywałem osobiście kilkakrotnie na swojej motorówce turystycznej (typu Weekend). Odwiedzałem kolejne przystanie na rzece: Port Uraz, Ścinawa, Chobienia, Głogów, Bytom Odrzański, Nowa Sól, Ciga cice, Krosno Odrzańskie, Słubice, Kostrzyn (nad Wartą), Cedynia, Widuchowa i Gryfino pod Szczecinem. Co roku pojawia się na szlaku coś nowego. Można zatankować wodę, jest dostęp do toalet, czasem prąd na kei. Największe zmiany są tam, gdzie są zaangażowane władze, jak w Nowej Soli czy Bytomiu Odrzańskim lub pasjonaci jak w Urazie. Niestety, na całym szlaku paliwo trzeba donieść w kanistrach. Na odcinku od Nowej Soli i później na Odrze granicznej liczba łodzi rośnie znacząco, w końcu z tego rejonu możemy łatwo zboczyć na kanał Odra - Sprewa lub Wartę i później na Hawelę. Pływają przede wszystkim motorówki, ale są i jachty żaglowe na trasie do Szczecina, na jeziora wokół Berlina i coraz częściej na szlak Wielkiej Pętli Wielkopolskiej. Wody niemieckie są doskonale przygotowane do obsługi turystyki wodnej, np. śluzy są bezpłatne i przygotowane do obsługi małych jednostek. Tak niedaleko od Polski pływają tysiące łodzi; prywatnych i czarterowych, hausbootów, dużych i małych motorówek. W weekendy jest wręcz ciasno na wodzie. Jachty żaglowe spotykamy na jeziorach, ale są w mniejszości. To wszystko jest wynikiem zainteresowania się społeczeństwa walorami wypoczynku i rekreacji na wodzie, zrozumienia i wsparcia tego faktu przez państwo niemieckie. Tylko pozazdrościć. Jak to wygląda w Polsce, można pokazać na przykładzie. Pod koniec sierpnia 2010 roku zdecydowałem się powrócić swoją łódką, znajdującą się wtedy w Kostrzyniu | BLIŻEJ ODRY nad Wartą, do Wrocławia. Na rejs miałem tydzień. Było to niewiele po letnim powo dziowym wezbraniu Nysy Łużyckiej. Na Odrze podniesione stany wód i wartki prąd. Ekonomiczna prędkość wypornościowej łodzi z silnikiem wbudowanym to 10-11 km/godzinę. Po odjęciu prądu płyniemy w górę rzeki 6-7 km/h, więc trzeba starannie żeglować, unikając najszybszego nurtu. Nie jest to łatwe, końce główek jest nieszczególne, tym bardziej że chcąc się dostać do naszej przystani na Biskupinie, musimy wrócić na główny szlak pod śluzę Różanka. Gdybym był spoza Wrocławia, (a zdarzyło się to w niedzielny wieczór), nie uzyskałbym żadnej pomocy. Pomaga nam syn, który przypływa motorówką użyczoną przez harcerzy z Zatoki. Wyokrętowujemy się przy Różance, łódź zostaje. Płynę po nią w poniedziałek ze Stanicy małą motorówką, Rozmowa z burmistrzem na rynku Bytomia Odrzańskiego Jednostki rejsu PTTK w Bytomiu Odrzańskim i inne przeszkody znajdują się pod wodą i nie są niczym oznakowane. Przed Ciga cicami, w miejscu wyglądającym na bezpieczne, daleko od brzegu, zahaczamy o coś śrubą, która jest zanurzona raptem 40 cm. Śruba zaczyna wibrować, a przecież do Wrocławia jest jeszcze daleko. Decydujemy się dopłynąć do Nowej Soli. Tam koledzy dowiozą zapasową śrubę i popłyną ze mną, a żona, z którą płynąłem, powróci samochodem do Wrocławia. W gościnnej marinie w Nowej Soli podnosimy dźwigiem rufę łodzi, wymieniamy śrubę i ruszamy dalej. Żegluga jest bardzo przyjemna. Nocujemy w Głogowie i Ścinawie, zwiedzamy okolice. W Urazie jesteśmy wczesnym popołudniem, a ponieważ jest bardzo ciasno w porcie, decydujemy się płynąć od razu do Wrocławia. W śluzie Rędzin usiłujemy się dowiedzieć, czy szlak przez śluzę Miejską jest czynny. Nikt nic nie wie, gdzieś dzwonią i to samo. W internecie na stronach RZGW jest informacja, że śluza jest po remoncie i działa. Podchodzimy więc pod śluzę, ale ta jest zamknięta na głucho. Tutaj spotyka nas kolejna przygoda. Wymieniając śrubę, musiałem użyć starej podkładki zabezpieczającej, ta nie wytrzymuje, na wstecznym biegu śruba spada. Namierzamy miejsce, gdzie utonęła, ale jesteśmy bez napędu. Miejsce na postój przez 4 śluzy: Opatowice, Bartoszewice, Zacisze i Różankę. Na każdej ten sam ceremoniał: wystawienie kwitka, pobranie sześciu złotych z groszami, brak drobnych do wydania reszty. Ponieważ jestem jeszcze sam (syn dołączy później), montuję z łodzi zestaw pchany i wchodzę do śluzy. Tu żądają już podwójnej opłaty – to są dwie jednostki! Koszt śluzowań całego holowania w obrębie miasta wyniósł więc: 4 x 6,24 zł, plus 3x 12,48 zł, plus 1x 24,96 zł, (podwójna opłata, bo było już po 16.00), razem 87,36 złotych! Próba podsumowania Spojrzenie jest z punktu widzenia motorowodniaka, bo to właśnie łodzie z napędem mechanicznym są głównymi użytkownikami rzek i kanałów, ale myślę, że podobną ocenę (np. brak miejsc do dobicia, problemy przy śluzowaniu) mogliby wystawić także kajakarze. Nasze śródlądowe drogi wodne zna cznie odbiegają od standardów europej skich. Bardzo niekorzystnie prezentuje się tu wciąż środkowa i górna Odra. Postęp w przystosowaniu rzeki do żeglugi turys tycznej jest zbyt wolny. Składa się na to wiele przyczyn: 1. Brak zrozumienia walorów turystyki i rekreacji wodnej ze strony władz administracyjnych i politycznych. Postrzeganie rzeki głównie jako zagro żenie powodziowe. Rozmycie kompetencji i brak współdziałania instytucji mających wpływ na żeglugę, zagospodarowanie rzeki i jej brzegów. 2. Obojętność władz Wrocławia na tematy odrzańskie. Wrocław, największe i naj ciekawsze miasto regionu z rozbudowa nym układem dróg wodnych, powinien być liderem w wykorzystywaniu walo rów lokalizacji na Odrą. 3. Wieloletnie zaniedbania i ograniczone środki finansowe. Ani budowy przystani, ani uporządkowania nadbrzeży nie da się zrealizować wyłącznie ze środków komercyjnych, muszą być także zaan gażowane pieniądze publiczne, które tak łatwo miasto wydaje np. na stadion i piłkę nożną. 4. Brak stałej współpracy i wspólnego planu działania organizacji korzystających z wód: związku żeglarskiego, motorowodnego, kajakarskiego, stowarzyszeń i klubów żeglarskich. 5. Niedoskonałości przepisów związanych z uprawianiem żeglugi turystycznej, zdo bywaniem uprawnień wodniackich itp. 6. Brak odpowiednich działań popularyzujących w społeczeństwie tę proble matykę, zwłaszcza wśród młodzieży. I choć cały czas mam nadzieję, że na polskich rzekach dojdziemy kiedyś do pozio mu europejskiego z bogatą infrastrukturą, bezpiecznym szlakiem i rzeczywistym zainteresowaniem i zaangażowaniem władz, przedsiębiorców i zwykłych mieszkańców, to tempo i kierunek zmian, jakie zachodzą na Odrze, nastraja mnie pesymistycznie, jeśli chodzi o szacowanie terminu, w którym to się stanie. Wojciech Dacko SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 13 ROZMOWY SPISANE | Wszystkie istniejące do dziś wroc ławskie Harcerskie Ośrodki Wodne: Sta nica, Rancho i Zatoka mają swoje korzenie w 25 Drużynie Wodnej. Wojciech Dacko Jolanta Maria Palczyńska Fot. z arch. j.st.m. Wojciecha Dacko Jachtowy sternik morski, sternik motorowodny, instruktor żeglarstwa i motorowodny; były członek Zarządu Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego; harc mistrz, instruktor harcerski, twórca Harcer skiego Ośrodka Wodnego Stanica; Pilot ZHP Chorągwi Dolnośląskiej; magister inżynier elektryk, współwłaściciel i prezes firmy Amicar – Dealer Fiata, Spółka Jawna; odznaczony m.in.: Medalem 50-lecia WrOZŻ, Brązowym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Zasługi dla ZHP, Honorową Odznaką Zasłużonego dla Żeglarstwa Dolnośląskiego, Odznaką Zasłużony Działacz LOK-u i Odznaką Budowniczego Wrocławia. JMP: Wojciech, 13-letni uczeń szkoły podstawowej, zaczyna interesować się har cerstwem i żeglarstwem. Proszę nam opowiedzieć o początkach swojej aktywności w żeglarstwie i harcerstwie, datującej się od 1957 roku. Kto miał wpływ na rozwój właśnie tych zainteresowań? WD: Uczęszczałem do Szkoły Podsta wowej przy ul. Parkowej. II Liceum Ogólnokształcące to był kompleks Szkoły Podstawowej i II LO. W 1956 roku został reaktywowany, zlikwidowany w 1949 roku, Związek Harcerstwa Polskiego. Jesienią 1956 roku w szkole pojawili się przedwojenni instruktorzy harcerscy z Hufca Harcerskiego we Lwowie, którzy posta nowili reaktywować 25 Drużynę Harce rzy – jedną z pierwszych, jakie powstały we Wrocławiu po II wojnie światowej. Utworzono ją w naszej szkole w 1946 roku i nadano imię Harcerskiego Batalionu Szturmowego Parasol – oddziału Szarych Szeregów, biorącego udział w Powstaniu Warszawskim. Pierwszym drużynowym reaktywo wanej 25 Wrocławskiej Drużyny Harcerzy był dr Jerzy Masior, późniejszy założyciel i komandor jacht klubu PTTK nad Jeziorem Rożnowskim. Instruktorem specjalności wodnej był kpt. Jerzy Mikulski, który prowadził szkolenia żeglarskie w naszej szkole. Działalność opierała się na tradycji i wzorach przedwojennych harcerskich drużyn wodnych. Byłem wtedy jednym z najmłodszych harcerzy. Po pierwszym obozie w 1957 roku drużyna ogólnoharcerska, w zielonych mundurach, przyjmuje specjalność wodną. Harcerstwo rozwija się, pierwsze drużyny wzorem przedwojennych były tylko męskie lub żeńskie i w końcu powstały drużyny koedukacyjne. 14 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) W harcerstwie przeszedłem całą drogę, od zastępowego, przez przybocznego do funkcji instruktorskich. W 1962 roku obejmuję drużynę. Drużyna rozrasta się w szczep. Zostaję szczepowym. Potem też Pilotem Chorągwi Dolnośląskiej. Wyspa Szczytniki – pierwsza nasza baza przysta niowa, zaczyna być za ciasna. W 1973 roku przenosimy się nad zatokę Odry na Biskupinie – powstaje Stanica. Na zbiórce hufca harcerskiego (koniec lat 60.) JMP: Pana pierwsze rejsy, na jakich jach tach się odbyły, dokąd popłynęliście i kto je prowadził? WD: Nasze harcerskie rejsy śród lądowe odbywały się najpierw po Odrze i jeziorach lubuskich, a następnie po Wielkich Jeziorach Mazurskich i innych rzekach Polski. Na pierwszy obóz drużynowy pojechaliśmy do Znamierowic nad Jezioro Rożnowskie. Spaliśmy w namiotach, a poniemieckie stare drewniane łódki i nasza nowa Omega służyły głównie starszym harcerzom i kadrze do pływania. Jako jeden z najmłodszych uczestników obozu chyba ze dwa czy trzy razy wsiadłem na łódź. Następny obóz odbył się w 1958 roku w Sławie Śląskiej i miał charakter żeglarski. Jako harcerze mogliśmy korzystać z rejsów organizowanych przez Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni. Rejsy zatokowe były na czerwoniakach – przebudowanych i ożaglowanych starych szalupach z Batorego, morskie na drew nianych jachtach typu Vega lub Opal i Zawiszy Czarnym. Mój pierwszy rejs | ROZMOWY SPISANE Uroczyste przyrzeczenie harcerskie na Wyspie Szczytniki (ok. 1962 r.) po Bałtyku prowadził kapitan Eugeniusz Kuźniewski na jachcie Aldis. JMP: W jaki sposób dokumentuje Pan swoje rejsy? Czy zapisuje je w książeczce żeglarskiej? Czy Pan wie, ile rejsów ma na swoim koncie? WD: Z CWM pływałem także na Zawiszy Czarnym i jako oficer na jachtach Zamonit, Mas, prowadziłem zatokowego Amara. Nie gromadziłem szczegółowej dokumentacji z rejsów – trochę zdjęć i opinie stażowe. Po ukończeniu studiów bardzo długo nie pływałem po morzu. Natomiast zaczęły żeglować moje dzieci Ewa i Adam. Dopiero w ostatnich latach poprowadziłem kilka krótkich rejsów, z załogą złożoną z przyjaciół, w Chorwacji i na Balearach. JMP: Panie Wojciechu, jest Pan organizatorem i pierwszym prowadzącym Harcer ski Ośrodek Wodny Stanica. Jak i z kim tworzył Pan ten Ośrodek? Jak wyglądały jego początki? WD: W początkach działalności, kiedy była jedna drużyna wodna i kilka jednostek, naszą bazę stanowiła w lecie mała komórka i pomost na Wyspie Szczytniki, przy śluzie. W zimie remontowaliśmy łódki w różnych przypadkowych miejscach. Atrakcyjność naszych działań przyciągała młodzież i powstawały kolejne drużyny Obóz wędrowny w Giżycku – na biwaku (1969 r.) SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 15 ROZMOWY SPISANE | Komfort pływania taką jednostką jest zapewne inny i inne też zalicza Pan na niej akweny. Mówił Pan, że obecnie głównie pływa z żoną, ale z rodziną odbywał Pan też liczne rejsy. Proszę o komentarz. WD: Moją pierwszą prywatną łódką była Foka 2, którą zbudowałem samodzielnie w oparciu o skorupy kadłuba i pokładu zakupione w stoczni im. Conrada w Szczecinie. Za poradą stryja – Bogdana, powiększyłem łódkę, wstawiając pomiędzy kadłub i pokład 13 cm deskę. W żaden sposób nie pogorszyło to zdolności że glugowej, a znakomicie poprawiło wygodę wnętrza. Do transportu łodzi zbudowałem osobiście przyczepkę. Na Mazurach nie było wielu podobnych jednostek. Łódka budziła spore zainteresowanie konstrukcją i szybkością na słabych i średnich wiatrach. W tej chwili mam barkę turystyczną typu Weekend 820 zbudowaną w Nowym Tomyślu, ale doposażoną przeze mnie w różne udogodnienia. Jest tam wszystko do odbycia długiego rejsu śródlądowego. Dlaczego łódź motorowa? Morskiego jachtu żaglowego nie byłbym w stanie wykorzystać, jest drogi także w eksplo atacji. Trzymanie go we Wrocławiu nie Prace bosmańskie na Stanicy (ok. roku 1973) harcerskie tej specjalności. Był to początek lat 70. Władze dzielnicy Śródmieście wspólnie z Radą Przyjaciół Harcerstwa zdecydowały o budowie przystani harcer skiej nad zatoką Odry na Biskupinie. Byłem wtedy szczepowym kierującym kilkoma drużynami. Komendantem Hufca był Krzysztof Kornafel, któremu głównie zawdzięczamy, że ośrodek powstał. Wkład w samą budowę wnosiły różne dzielnicowe przedsiębiorstwa. Pomagali także harcerze i instruktorzy. Stanica, bo taką przyjęliśmy nazwę, otrzymała także środki na zakup sprzętu: 10 nowych Omeg, 4 łodzi kabinowych i innego drobnego sprzętu. Ośrodek został oficjalnie otwarty w 1973 roku. Działało w nim kilkunastu instruktorów harcerskich. Organizowaliśmy obozy letnie, rejsy śródlądowe, kursy szkoleniowe. Z funkcji Komandora Stanicy wycofałem się w 1981 roku. JMP: Mówił Pan w czasie naszego pierw szego spotkania, że był Pan członkiem Zarządu WrOZŻ, działał i udzielał się społecznie nie tylko w harcerstwie, ale również w Automobilklubie, LOK-u i innych stowarzyszeniach, a obecnie zajmuje się remontami i przeróbkami jachtów. WD: W tym okresie oprócz kierowania HOW Stanicą byłem zaangażowany także w inne działania społeczne. Między innymi pełniłem obowiązki Pilota w Dolno śląskiej Chorągwi ZHP (Pilot to taki kie rownik wszystkich drużyn wodnych). W jednej kadencji jako członek zarządu WrOZŻ zajmowałem się sprawą turystyki. Działałem także w Automobilklubie Dolnośląskim jako prezes Koła Carava ningu. Będąc instruktorem, zajmowałem się również szkoleniem żeglarskim i mo16 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Amicar w porcie w Krośnie Odrzańskim torowodnym. Obowiązki wobec rodziny i budowa domu spowodowały, że mu siałem ograniczyć swoje zaangażowanie w działalności społecznej. Dopiero w ostatnim okresie mogę znaleźć nieco więcej czasu na powtórne zaangażowanie i hobby. JMP: Panie Wojciechu, kupił Pan wspa niały jacht motorowy z pełnym wypo sażeniem sanitarnym. Co Pana skłoniło do takiego zakupu, przecież to nie żaglówka? miałoby sensu. Na śródlądziu w Polsce nie ma obecnie problemu z wyczarterowaniem dowolnego jachtu żaglowego na rejs ze znajomymi, czy do udziału w regatach turystycznych. Trzeba jednak zebrać załogę do obsługi. Natomiast moim Weekendem mogę popłynąć tylko z żoną samodzielnie lub w zorganizowany rejs większej ilości łodzi po polskich i zagranicznych wodach śródlądowych. Łódka nie nadaje się do pływania po morzu przy dużej fali, ale dzięki niewielkiemu zanurzeniu można nią | ROZMOWY SPISANE Z żoną Grażyną przepływamy przez Utrecht penetrować wiele polskich szlaków. Mogę ją także przewieźć za samochodem na spe cjalistycznej przyczepie. JMP: I na koniec, proszę nam opowiedzieć o swoich ostatnich wakacjach. Gdzie, na czym i z kim Pan pływał i jakie wspomnienia przypłynęły do Wrocławia? WD: W zeszłym roku w lipcu odbyłem na swojej motorówce 2-tygodniowy rejs rodzinny po wodach wokół Berlina. Łódkę wodowałem w Kostrzynie, a następnie kanałem Odra-Hawela popłynęliśmy aż za Poczdam, powrót kanałem Odra-Szprewa. Była to spokojna wędrówka turystycz na ze zwiedzaniem nadbrzeżnych atrakcji i miejscowości. Pozostawiła bardzo miłe wrażenia i zazdrość, że Niemcy potrafili tak wspaniale przygotować swoje wody śródlądowe do uprawiania turystyki. Wybierzemy się tam chyba jeszcze kiedyś żaglówką. Niemieckie jeziora dają możliwości żeglowania porównywalne z mazurskimi. We wrześniu prowadziłem rejs turys tyczny w Chorwacji na dużej Bawarii 46. W zmiennych warunkach pogodowych nasza załoga, której średnia wieku przekraczała 65 lat, przeżyła fajną żeglarską przygodę. JMP: Dziękuję za rozmowę i poświęcenie nam swego czasu na opowiedzenie o sobie. Rozmawiała: Jolanta Maria Palczyńska Chorwacja 2011 – odprawa załogi przed wyjściem z portu SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 17 POSTAĆ | Krzysztof Bojda Jolanta Maria Palczyńska Fot. z arch. kpt. j. Krzysztofa Bojdy Urodził się 4 lipca 1959 roku we Wrocławiu. Początkowo mieszkał w Żerni kach i tam też rozpoczął naukę w szkole podstawowej. Edukację podstawową za kończył we Wrocławiu. W stolicy Dolnego Śląska ukończył również Technikum Kolejowe i rozpoczął studia weterynaryjne na Akademii Rolniczej. Żeby zarobić na studia, wyjeżdżał w celach zarobkowych za granicę. Pracował na budowie i uczył jazdy konnej w prywatnym niemieckim klubie. Po czte rech i pół roku studiów weterynaryjnych zaczął interesować się psychologią i peda gogiką. W 1992 roku ukończył pedagogikę na Uniwersytecie Wrocławskim jako magister pedagogiki, a w 2002 roku studia podyplomowe na Wydziale Psychologii tejże Uczelni. W technikum należał do drużyny har cerskiej. Jest drużynowym zuchowym w stopniu przewodnika. W 1977 roku pojechał do Krzeczkowa na obóz nurkowy, po którym został uczestnikiem obozu żeglarskiego zorganizowanego przez HOW Rancho. Do 1984 roku uczestniczył w obozach harcerskich i żeglarskich. Od 1975 roku i w czasie studiów weterynaryjnych uprawiał jeździectwo sportowe i rekreacyjne. Brał udział w zawodach jeździeckich. Posiada uprawnienia instruktora jeździectwa. Pracował jako instruktor w Akademickim Klubie Jeździeckim. W latach 1987-1990 był zatrudniony w Szkole Podstawowej nr 3 przy ul. Bobrzej jako nauczyciel pływania i muzyki. Powołał do życia Szkolne Koło Ligi Morskiej, organizował Szanty nad Odrą i Warsztaty Marynistyczne. Działalność harcerska dała mu podwaliny do pracy z dziećmi z klas 1-3, a Warsztaty Marynistyczne pod stworzenie Fundacji. Praca w szkole nie dawała Mu jednak pełnej satysfakcji, więc wpadł na pomysł założenia organizacji potrzebnej do realizacji swoich marzeń i tak 16 marca 1992 roku został podpisany akt notarialny założenia Fundacji Hobbit. Od tego czasu minęło 20 lat. Pięć lat później, bo w 1997 roku, wraz z Jurkiem Kotowskim założył Klub Żeglarski Wyspy Zaczarowane. Posiada patent kapitana jachtowego i motorowodnego. Pływał po jeziorach: Powidzkim, Charzykowskim, Wielkich Je ziorach Mazurskich, Morzu Bałtyckim, Północnym, Śródziemnym i Oceanie Atlantyckim. Pełnił różne funkcje: od załoganta przez oficerskie i kapitańskie na s/y Lady B, Jurandzie, Starym, Pogorii, Darze Młodzieży i Brego. 18 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Na maszcie Daru młodzieży, 2011 r. Z rodziną: żoną Dorotą, córką Justyną – studentką Uniwersytetu Ekonomicznego i synem Kacprem – gimnazjalistą, spędza wszystkie wakacje. Wszyscy też posiadają uprawnienia żeglarskie. 5 grudnia 2008 roku został odzna czony medalem 50-lecia Wrocławskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. Otrzy mał również Nagrodę Prezydenta za Działalność na Rzecz Dzieci i Młodzieży. Jolanta Maria Palczyńska Wywiad z kpt. j. Krzysztofem Bojdą ukaże się w następnym numerze Szkwału. | NASZE KLUBY 65 lat Jacht Klubu AZS Anna Dobrzańska Fot. Anna Dobrzańska Jacht Klub AZS Wrocław w 2011 roku obchodził 65. rocznicę swojego istnienia. Klub powstał w 1946 roku i początkowo funkcjonował jako Wrocławski Oddział Akademickiego Klubu Żeglarskiego, później nosił nazwę Sekcji Żeglarskiej Akademi ckiego Zrzeszenia Sportowego i Jacht Klubu przy Zarządzie Środowiskowym, a od 1979 roku działa pod obecną nazwą jako klub specjalistyczny zrzeszony w ramach struktury AZS. W czasie tej wieloletniej działalności w Jacht Klubie swoje zainteresowania i pasje żeglarskie rozwijało wielu doskonałych żeglarzy. Członkowie klubu pływali i nadal pływają zarówno w rejsach śródlądowych, jak i morskich oraz biorą udział w regatach. W ostatnich latach działalności klubu na uwagę zasługują wyprawy morskie na Panoramie – flagowym jachcie klubu: 2011 – Svalbard 2011 – dalej są smoki… 2010 – od Nordkapp po Półwysep Iberyjski. 2009 – Wyprawa na Grenlandię, Nordkapp i przez Kanał Białomorski. 2006 – Wyprawa na Spitsbergen i do Ziemi Franciszka Józefa. 2004-2005 – Wyprawa do Antarktydy i dookoła Ameryki Południowej. Oprócz tego odbywały się szkolenia na podstawowe stopnie żeglarskie i mane wrówki na Panoramie oraz zmagania sportowe w czasie regat na Optymistach i Omegach. W latach 2009 i 2010 odbyły się dwa turnieje letnie. Były to otwarte cykle regat na Omegach rozgrywane na Odrze i zalewie Bajkał. W poprzednich numerach Szkwału ukazało się wiele artykułów na temat tych przedsięwzięć. W styczniu 2012 roku odbyło się Nad zwyczajne Walne Zebranie Członków Jacht Klubu, w czasie którego odwołano Zarząd i Komandora, a następnie powołano nowego Komandora – Karola Boronia oraz nowy Zarząd. Obecnie trwa procedura zmiany wpisu w Krajowym Rejestrze Sądowym. Odnowiona została tradycja organizo wania Czwartków Klubowych, które dzięki gościnności Fundacji Otwartego Muzeum Techniki i Bractwa Mokrego Pokładu odbywają się w sali na pływającym dźwigu Wróblin zacumowanym w górnym awanporcie śluzy Szczytniki przy ul. Wybrzeże Wyspiańskiego, pomiędzy byłą siedzibą Klubu a śluzą. Statek stoi naprzeciw wejścia do budynku A1 Politechniki Wrocławskiej. Spotkania czwartkowe zawsze połączone Sy Panorama – Wyspy Zielonego Przylądka 2004 r. są z prelekcją, która co tydzień rozpoczy na się o godzinie 19.00. Spotkania mają charakter otwarty, każdy może przyjść, posłuchać, podyskutować, wymienić się doświadczeniami i spędzić czas w miłej atmosferze. Aktualną informację o planowanych prelekcjach można znaleźć na stronie inter netowej członków i sympatyków Jacht Klubu AZS Wrocław: http://www.jachtklub. wroclaw.pl/ oraz na Facebooku http://pl-pl. facebook.com/Jacht.Klub.Wroclaw W najbliższym sezonie żeglarskim Pano rama będzie żeglować po Bałtyku i Morzu Północnym. Odbędą się też szkolenia manewrowe. Szczegóły dotyczące rejsów na jachtach Jacht Klubu AZS Wrocław można sprawdzić na stronie www.jkazs.wroc.pl Anna Dobrzańska Żeglowanie po Odrze SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 19 ŚRÓDLĄDZIE | Żaba na pokład! Zygmunt Szreter Fot. z archiwum autora Kleszczewo jest małą wioską na połu dniowym brzegu jeziora Niegocin. Brzeg jest wystawiony na najsilniejsze wiatry z pół nocnego zachodu i w dodatku jest tam płytko, więc żeglarze nie odwiedzają tego miejsca chętnie. Mnie jednak nazwa tej mieściny kojarzy się niezbyt dobrze. Chodzi o kleszcze, których ciągle u mnie poszukują. Po dniu biegania po lesie kładą mnie na gretingu i oglądają. Przeszukują sierść po kawałeczku, zaglądają do uszu i nie tylko. Czuję się zawsze trochę zaniepokojona, bo a nuż coś znaj dą. Wtedy dopiero zaczyna się raban: jeśli mają długie paznokcie, to wyjmą kleszcza i po sprawie. Jeśli jednak połamali je sobie, wybierając kotwicę i szoty, to wtedy szukają jakiegoś narzędzia. Zwykła pęseta tego nie bie rze, kombinerki też nie bardzo, a w specjali styczny sprzęt do tej pory nie zainwestowali. Zupełnie nie rozumiem, po co robią tyle rabanu, ja z tego powodu nie choruję, a mój kleszcz to nie ich. Lepiej niech w końcu popłyną do Kleszczewa i trochę pogłówkują przy dojściu i odejściu. Żaba na pokładzie 20 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Czy ja umiem pływać? To jest ciekawe pytanie. Oni zawsze zakładają, że oni nie umieją. Wymyślają kapoki i kursy pływania dostępne teraz nawet dla najmłodszych. Potem mają lata treningu, w końcu zdobywają kartę pływacką, a niektórzy, najbardziej zmotywowani, żółty czepek. A co ze mną? Co ja mam powiedzieć? Kiedyś, dawno temu, pojechaliśmy nad je ziora pożeglować. Jak zawsze najpierw jest klar i wodowanie. Oni po długiej podróży w końcu zwodowali kadłub i uznali, że to koniec na dzisiaj. Po takiej pracy poszli się kąpać, skacząc z długiego pomostu do wody. Jak skoczyli, zrobiło mi się smutno samej na pomoście i skoczyłam za nimi. Nigdy nie pływałam, nigdy nie byłam w głębokiej wodzie, a skoczyłam. Oni oczywiście wpa dli w panikę: Jamnik się topi! Pomost był długi, do plaży daleko. Próbowali mnie dogonić, ale ja dopłynęłam pierwsza na brzeg. To było tak oczywiste, bez treningu i uprawnień, tak sama z siebie po raz pierwszy. Pokłady bywają śliskie. Najczęściej są nieco wypukłe, aby dobrze spływała z nich woda. Do tego się przechylają, jeśli jest rozkołys lub płynie się pod żaglami. Oczywiście jest na to sposób: odpowiednie obuwie i właściwe obycie z jachtem. Moje łapki są nieźle przystosowane do różnych podłoży. Na ziemi chodzę na poduszeczkach, na stokach wspomagam się pazurkami. Po pokładzie biegam na poduszeczkach, trącając czubkami pazurków o pokład. Jeśli oni są w mesie, doskonale to słyszą i wyobrażają sobie, że plastik pokładu się rysuje. Czasami, gdy mi coś nie wyjdzie, słyszą tylko gwałtowny chrobot pazurków i głośne plum. Wypadają wtedy na pokład, wiedząc, że psy nie powinny moczyć uszu, gdyż podobno tracą orientację. Lądowanie w wodzie z burty kończy się oczywiście pełnym nurem, woda się całkowicie nade mną zamyka. Po wypłynięciu jednak mam odruch otrząśnięcia się i śmiało wybie ram kierunek do najbliższego brzegu. Płynę zawsze do miejsca najbliżej, a nie do takiego, gdzie jest najłatwiej wyjść z wody. Po prostu jest mi to trudno ocenić, moje oczy są na wysokości centymetra nad wodą, a nos tego nie wyczuwa. Ale gdy dopłynę, chwytam łapkami dno i wtedy już wyjście się znajdzie. A potem trzeba się dynamicznie otrząsnąć z wody, najlepiej jak najbliżej Zygmunta. Zygmunt Szreter | ŚRÓDLĄDZIE Znikające pomosty na Mazurach Zygmunt Szreter Fot. z archiwum autora Pomost dla żeglarza to wygoda. Dobija się, cumuje i wychodzi suchą nogą na ląd. Jednak ostatnio nasze jachty nie zawsze mają pomosty do dyspozycji. S/y Pano rama nie zawsze trafia na pomost wśród lodów, czy piaszczystych i kamienistych łach Svalbardu. Również s/y Selma nie za często znajduje coś, do czego można by przycumować. Wtedy staje się na kotwicy i dowozi załogę oraz kapitana na ląd. Ostatnio podobne wyzwania spotykamy na Mazurach. Niemożliwe, przecież to obszar ucywilizowany i przyjaźnie na stawiony do turystów! Przecież oni chcą wygód, czarterują coraz większe jachty, na których mają full wypas – podwój ne koje i mrożone piwko. Wygodne i bezproblemowe zejście na ląd jest wyma gane. Skipper jakoś zacumuje, ale załoga chciałaby szybko dostać się pod prysznic lub do toaletki. Wygody tego typu są ocze kiwane i oczywiste. Kraj jest w końcu cywilizowany i czasy zupełnego prymitywu mamy już za sobą. He, He, daliście się nabrać. Wprawdzie jest kwiecień, miesiąc żartów, ale prawda jest nieco inna. Mianowicie pomosty wybudowane w wielu miejscach na Mazurach znikają! Są wyrywane z piaszczystego gruntu i przeznaczane po wysuszeniu na paliwo do ogniska. Brzmi to jak absurd, ale działa wspaniale. Po co zagospodarowywać jeziora i ułatwiać turystykę? Trzeba przywrócić stan dziki, niech żeglarze się trochę pomęczą i poskaczą z wysokich burt na brzeg. W końcu któryś się nadzieje na kikut lub pal po starym pomoście. Powiecie absurd, bo przecież ochrona zdrowia i bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie, nie! Najważniejsze są podatki, które trzeba zebrać za wszelką cenę. Otóż urzędy ważne i jeszcze ważniejsze uchwaliły prawomocnie drakońskie podatki od pomostów i obszaru pomiędzy pomosta mi. Przedsiębiorcy, którzy zbudowali pomosty, wbijając pale w dno i konserwując dobytek po każdym zalodzeniu, doszli do wniosku, że nie są w stanie zarobić na podatek w czasie sezonu żeglarskiego. Decyzja była więc prosta: rozwalić, co się zbudowało i spalić na ognisku. Tak zniknęły pomosty za Kanałem Kula na jeziorze Jagodne Wielkie, tak wycinane są pale z pomostami na Mamerkach. A kto jeszcze nie wie o nowym podatku, to wkrótce się o tym przekona. Zygmunt Szreter Kolejny pomost na Mamerkach płynie na ognisko SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 21 ŚRÓDLĄDZIE | Co z rybami na Mazurach? Ryszard Pięta Fot. Andrzej Galiński W pełni sezonu narciarskiego siedzimy w Sokolcu przy dużym browarze i każdy z nas wraca wspomnieniami do wojaży po Mazurach. Dlaczego przy piwie? Ponieważ, jak mówią starzy żeglarze, piwo jest to pierwszy sport przed żeglarstwem i nar ciarstwem. Przy drugiej szklanicy dostałem propozycję od Rysia, czołowego wędkarza w naszym gronie, żebym choć raz przestał orać główny szlak Mazurskich Jezior i prze konał się, czy są ryby na Mazurach, czy też ich nie ma. Chwyciłem temat, bo o ilości ryb w tych jeziorach krążą rozmaite opinie. Ustalamy skład załogi. Główny organizator wyprawy, Rysiu, stwierdza, że jeśli ma mu się trafić ogromna ryba, musi mieć do pomocy Andrzeja i Mietka, nieodłącznych towarzyszy jego wędkarskich zdobyczy. W końcu lipca, tydzień przed wyprawą wędkarską, woduję Chrapka. Oczywiście, ma to miejsce na przystani w Rucianem Pod Dębem – jednym z sympatyczniejszych portów, gdzie jeszcze nie obdzierają wodniaków ze skóry. Rano, po całonocnej pod róży pociągiem z Wrocławia, melduje się na łodzi mój syn Maciek. Od dwudziestu lat nie był na Mazurach, więc nawet nie chce słyszeć o spaniu, tak go ciągnie na szlak. Wcale mu się nie dziwię. Mazury mają swój niepowtarzalny urok. Branie na jeziorze Tyrkło 22 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Tydzień wspólnego żeglowania upły nął nam bardzo szybko. Dopłynęliśmy do Giżycka i już trzeba było wracać. Na Tałtach spotykamy zaprzyjaźniony jacht z Wrocławia. Jest to ładny, zadba ny MAK 707. Jego właściciel, Jurek, kupił jacht w stanie agonalnym. Gruntownie go wyremontował i teraz ma na czym rodzinnie pływać przez cały sezon. O swoim jachcie mówi, że ma u niego dożywocie. Miłe, koleżeńskie spotkanie i już tradycyjne długie Polaków wieczorne rozmowy. Tym razem powracał temat bezpieczeństwa na wodzie… Gdy płynęliśmy na spotkanie, zaczęło się zbierać na burzę. Na środku Tałt zobaczyliśmy małą łódź motorową, z tych, które mają napis bez uprawnień. W środku było sześć osób, a odbojnica była zaledwie 5 cm nad wodą. Płynęli w kierunku środka jeziora. Wszystko zgodnie z filozofią – jak się zapłaciło, to trzeba wykorzystać. Syn mój nie wytrzymał i podpłynął do nich, by ich przestrzec, że Tałty w czasie burzy są groźne. Niestety, potraktowali nas jak powietrze – ich wybór. Kończę rejs z synem, bo na Mazury zmierzają czołowi wędkarze z Wrocławia. Już z daleka widzę wyjątkowo obciążony samochód i z niepokojem patrzę na Chrapka… Bagaży było tyle, że trzeba było Pożegnanie ze Zbyszkiem pożyczonym wózkiem trzy razy wracać do auta. A było to parę wiaderek karmy do zanęcania i niezliczone ilości puszek kukurydzy do zaczepiania na haczyk. Wszyscy mieli po parę wędek – żartowałem, że na każdą pogodę inną – po pół plecaka kołowrotków i po dwie skrzynki spławików i haczyków. Mnie najbardziej ucieszyły zapasy z Rysia piwniczki, które skrzętnie pomagałem ładować (co by się szkło nie uszkodziło). Tak jak wcześniej Maciek, nowoprzybyli nie dają się namówić na wypoczynek po podróży, ale żądni czynu dają hasło do wypłynięcia. Chrapek, zanurzony po odboj nice, rusza powoli w kierunku śluzy Gu zianka (od operatorów dowiedziałem się, że jest projekt budowy nowej śluzy). Pierwszy nocleg mamy w porcie o nazwie Iznota. Spotykamy tam rodzinę żeglarską z Wrocławia – Zbyszka z żoną Agatą i wnuczką Duśką. Będziemy z nimi dalej wędrować w dwie łodzie. Za nocleg właściciel kasuje 40 zł. Nie wiem, za co tak dużo płacimy, bo standard trochę niski, ale cóż, mamy demokrację. Rano startujemy na pierwsze łowisko. Ma to być zatoka Mrówki, ponieważ w ze szłym roku było tam dobre branie. Dostaję pierwsze przeszkolenie wędkarskie: przed dziobem ma być minimum 3 m głębokości, następnie rybę trzeba nakarmić, rzucając garściami specjalną miksturę i dopie ro po tych zabiegach można czekać na | ŚRÓDLĄDZIE Cisza i spokój – jezioro Tyrkło efekty. Pobudka skoro świt, o czwartej rano i zaczynają się pierwsze brania. Na śniadanie już mieliśmy ryby do smażenia. Smażenie obowiązkowo na brzegu, ponie waż Chrapek nie przepada za zapachem smażonych ryb w środku jachtu. Jakie ryby koledzy łapali? Przeważnie były to płocie, leszcze i, od czasu do czasu, trafiał się bardzo smaczny okoń. Za jednym postojem łowiliśmy około 3 kilogramów ryb. Zaczynają się targi: zostajemy czy płyniemy dalej? Krótka decyzja: może będzie lepiej na Bocznym, w rogu przy przejściu na Niegocin. Przed wieczorem jesteśmy na upatrzo nym miejscu, ale plany łowienia niweczy zrywająca się burza. Wczesnym ranem do kokpitu wpadają pierwsze płocie (najlepiej biorą na ziarenka kukurydzy). Przy podsumowaniu wyprawy okazało się, że było to najlepsze łowisko z całego naszego rejsu. Tymczasem jednak wspomnienia są mocniejsze… Rysiu wspomina, jakiego węgorza i sandacza złapał rok wcześniej na Tajtach i przekonuje nas, by tam płynąć. Dwa dni stoimy na łowisku na tym jeziorze, ale, niestety, należy zapomnieć o dużej rybie. To, co łowimy, kwalifikuje się jedynie do wekowania. Gotujemy zalewę według receptury babci Rysia: przegotowana woda z dużą ilością octu i przypraw. Z pomocą Agaty robię 12 słoików smażonych ryb w zalewie. To mój dowód dla rodziny, że byłem na Mazurach na rybach! Po dwóch dniach mieliśmy już dosyć Tajt. Ktoś rzuca hasło: Płyniemy do Zimne go Kąta, tam dopiero będzie ryba. Ale to tylko marzenie. Dobija do nas Tomek z Anią. Tomek to mój odwieczny towarzysz wypraw żeglarskich… i jak tu łapać ryby, gdy wieczory przy ognisku są tak sympatycz ne. Rano przekonaliśmy się, że bierze tyl ko drobnica. Tomek pożegnał się z nami i popłynął na północ, a ja zaproponowałem jezioro Wojnowo, w lewym rogu Niegocina. Ciche i spokojne miejsce, ale ryby też tam nie było. Płyniemy dalej. Zawsze ciągnęło mnie, by zwiedzić jezioro Tyrkło, a chłopcy chcieli zaliczyć Śniardwy. Wstępujemy do Popielna, by naładować akumulator. Ja już nie dam się namówić na Muzeum Przy rodnicze Stacji Badawczej PAN, ale załoga decyduje się na zwiedzanie tej atrakcji Popielna. Po upływie pół godziny wracają. Widzieli wypchanego bobra i zająca, jelenie rogi, bryczkę oraz, z oddali, stadko danieli. Startujemy w dalszą drogę. Z korzystnym wiatrem, jednym halsem, meldujemy się w Okartowie; kładziemy maszt i wpływamy na jezioro Tyrkło. Jest tu raj dla wędkarzy – spokój i piękna binduga z pomostem. Łowimy przez dwa dni, wekujemy słoiki smażonej ryby i, niestety, zaczynamy szykować się do powrotu. Na koniec rejsu czekała nas jednak niespodzianka. Na naszym jeziorku było cicho i spokoj nie, jednak gdy wyszliśmy spod mostu na Śniardwy, ogarnęło nas przerażenie. To jezioro uczy pokory. Nastąpiło gwałtowne załamanie pogody, a my przecież mu sieliśmy wracać, bo był to już koniec naszego urlopu. Przeciwny wiatr o sile 4-5° w skali Beauforta (tak wskazywał mój wiatromierz), wysoka fala, na całym jezio rze widać tylko trzy żagle. Zarefowałem foka i grota, i długimi halsami skierowałem się na Mikołajki. Dodam, że ze strachem, czy nie wpadniemy na kamienie. Udało się. Po czterech godzinach by liśmy już na Bełdanach. Koledzy wędkarze orzekli, że po takim przejściu Śniardw już się nie boją żadnego jeziora i żadnego wiatru. Mówili, jak mówili, ale widziałem jednak, że nie mieli większej ochoty do dalszego pływania. Odreagowali emocje dopiero w Iznocie, gdzie mieliśmy nasz pożegnalny wieczór. Nazajutrz rano Rysiek z Agatą wracają do Wrocławia, kończy im się czarter, a my musimy wracać do Rucianego. Czeka tam na nas z przyczepą pan Lucjan, aby zaholować Chrapka do Sławy. I cóż, jak zawsze, wszystko co piękne i przyjemne – szybko się kończy. Podsumowując naszą wyprawę pod hasłem: Co z rybami na Mazurach?, można stwierdzić, że większej ryby na Mazurach nie złapiemy. To, co łowiliśmy, to były okazy 30-35 cm i to przeważnie leszcze. Może ktoś inny będzie miał więcej szczęścia? Nam pozostały miłe wspomnienia. Ryszard Pięta Początek rejsu SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 23 MORZE | Spacerkiem wokół Rugii Agnieszka Mazur Fot. z archiwum autorki Załoga I Cisasa: kapitan Heniek – nasz żeglarski guru i kapitan Magdamo – najsurowsza ciocia na świecie, którą jednak, nie wiedzieć dlaczego, dzieci uwielbiają. Załoga II Dolores: Robert – młody adept żeglarstwa, uczeń Magdy i Heńka, Aga – wielbicielka Roberta i tropicielka świeżych ryb, Ewcia 9 lat – początkujący regatowiec, Mari – szalony 7-latek, Luki i Mati (6-letni bracia bliźniacy – na pierwszy rzut oka tacy sami, jednak zupełnie inni). Załoga III Carina: Elka – wielbicielka szczurów i pająków, Piotrek – wielbiciel Elki i hodowca szarańczy, czyli karmiciel pająków. Załoga IV Beybe W lipcu 2011 r. odważyliśmy się po raz pierwszy wypłynąć z dziećmi w rejs. Od kilku lat jesteśmy stałymi gośćmi Portu Uraz. Nasi ulubieni kapitanowie, Heniek i Magda, zaprosili nas na wspólny spacerek wokół Rugii. Obiecali dobre towarzystwo, dużo śmiechu, trochę kiwania, wspólne zwiedzanie portowych miasteczek, mało wygód i dobrą zabawę. Dotrzymali słowa. W niedzielę 3 lipca Wrocław po żegnał nas strugami deszczu. Z pewną nieśmiałością zapakowaliśmy szkodniki, śpiwory, kapoki i wyruszyliśmy do Szcze cina. A tam… słońce. Zostaliśmy (Robert, Aga i dzieciaki) zaokrętowani na Dolores. Podstawowa zasada obowiązująca w trakcie całego rejsu brzmiała: dzieci na łódce, w portach i na pomostach są zawsze ubrane w kamizelki ratunkowe! Z dziennika pokładowego: Godzina 20, wycieczka na Wały Chrobrego, zwiedzanie s/y Chopina, s/y Zawiszy Czarnego, tratwy flisackiej. Godzina 22 – pierwsza próba ułożenia załogi Dolores, godzina 3 w nocy – druga próba ułożenia załogi Dolores, godzina 5 rano – trzecia (udana) próba ułożenia załogi Dolores. Pierwsza noc w kojach była ciężka dla przyzwyczajonych do wygodnych łóżek mieszczuchów. Po śniadaniu zapro wiantowaliśmy nasz okręt i o godzinie 12.15 uruchomiliśmy silniki, oddaliśmy cumy i opuściliśmy Jacht Klub Pogoń. Wyruszyliśmy na północ. Oprócz zasad dotyczących bezpieczeństwa, kierowaliśmy się myślą: Nic nie musimy, robimy to, na co mamy ochotę, czyli to… co zarządzi kapitan. Głód dopadł nas po 2 godzi nach. Zacumowaliśmy więc naprzeciwko betonowca (niedokończonego betono wego statku z czasów II wojny) w zielonej zatoczce, wyciągnęliśmy kanapki, 24 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) ciastka i urządziliśmy nasz pierwszy piknik połączony z zabawą w chowanego. Około godziny 20.00 (po akcji ratunkowej na Beybe – awaria silnika) dopłynęliśmy do Polic. Z dziennika pokładowego: W trakcie dnia widziano: wodolot, Nawigator XXI, orła bielika, betonowiec, klucz kormoranów, motorówki. W trakcie pływania nasi najmłodsi żeglarze obserwowali świat przez lornetki, uczyli się czytać mapę, pomagali w stero waniu, grali pod pokładem, jedli, dobrze się bawili, a czasem dobrze się między sobą kłócili. Z tego też powodu, kłótni a nie dobrej zabawy, rozdzieliliśmy najmłodszą załogę – chłopcy zostali na Dolores, a Ewa pożeglowała na czas pływania na Cisasę i szkoliła swoje talenty regatowe. Druga noc na Dolores minęła spokoj niej i spało się nam dużo lepiej. W Policach pożegnaliśmy się z załogą Beybe. Awaria silnika była na tyle poważna, że po długich i wyczerpujących dyskusjach została podjęta decyzja o powrocie Beybe do Wrocławia. Następnego dnia kapitan Magdamo zarządziła wyjście z portu o godzinie 5.00 rano (najmłodsi spali pod pokładem), jednak z powodu mgły po około 30 minutach rzuciliśmy kotwicę i poszliśmy spać. Około siódmej podnieśliśmy kotwicę i po płynęliśmy do Trzebieży. Dzieciaki szalały Małe majtki na dziobie na placu zabaw, który wyglądał jak wyjęty z dawnej epoki, jednak po poprzednim dniu spędzonym w całości na łódce, było to spełnienie marzeń całej czwórki. Po jajecznicy usmażonej w porcie wypłynęliśmy z Trzebieży. Cel – Nowe Warpno. Pierwszy raz popłynęliśmy pod żaglami! Wiadomo – tam, gdzie spotykają się przynajmniej dwie żaglówki, można urządzać regaty. Przyjemność ścigania popsuły pierwsze objawy choroby morskiej, która zmogła połowę załogi Dolores. Popołudnie upłynęło nam na gotowaniu i spacerku po malutkim Nowym Warpnie, które miejscami jest rzeczywiście odnowio ne. Z portu zapamiętamy grubą warstwę brudnej piany, negocjacje w sprawie korzystania z łazienki, wycieczkę z rybakami po chłodni i małego kotka, który został ochrzczony Wtoreczkiem. W środę 6 lipca oddaliśmy cumy w Nowym Warpnie. Naszym celem był nie miecki port Usedom. Atrakcją tego dnia było wypatrywanie sieci rybackich i omijanie ich. Na szczęście skuteczne. W porcie zainstalował się obwoźny teatr, co bardzo zainteresowało nasze maleństwa, które mimo bariery językowej spędziły popołudnie na zabawie z małymi Niemcami i podglądaniu prób teatru. Tradycyjnie już wybraliśmy się na zwiedzanie miasteczka i zakupy w lokalnym Aldiku. Wieczorem | MORZE Pippi na pomoście, pyszna kolacja na Cisasie, koncert Zeit fur Barok, na który udali się nasi kapitanowie i… mroczne tajemnice Elki. Tej nocy dowiedzieliśmy się, że ta miła i pogodna dziewczyna jest hodowcą wielkich pająków, których ma 14, i dzikich szczurów. Poczuliśmy wielki respekt i z pewną nie pewnością omijaliśmy od tej pory Carinę. Od rana deszcz pada a czasami leje (z dziennika pokładowego). Nad Dolores rozpięliśmy namiot, żeby nie padało do naszej sypialni. O dziwo, nasze maleństwa nieźle się bawiły i nie narzekały na nudę. Około 15.00 nieśmiało wyszło słońce. Wyruszyliśmy do Pene munde. A w Penemunde regaty, więc nie było ani jednego miejsca w porcie. Uzgodniliśmy z bosmanem, że cumujemy tylko na chwilę, żeby zwiedzić U461 – radziecką łódź podwodną, która zrobiła na nas duże wrażenie. W ciasnych korytarzach słychać głosy i hałas silników, a w mijanych pomieszczeniach ustawione są manekiny marynarzy. Miejsce znaleźliśmy w porcie północ nym, czyli w dawnej radzieckiej bazie woj skowej. Wrażenia nie mniejsze niż na U461. Nocleg w tym porcie był przedłużeniem wycieczki po łodzi podwodnej. Podobny klimat tych miejsc. Wieczorem urządziliśmy pożegnalne ognisko i ostatni raz tamtego lata ułożyliśmy się do snu na naszej Dolores. Rano, po 5 dniach jedzenia kanapek, kiełbasek i makaronu, kapitan Magda przygotowała dla nas kuchenną rewolucję. Kupiła od rybaków świeże okonie i usmażyła je dla nas na śniadanie. Marzenia się spełniają! Załodze Dolores udało się przespa cerować tylko po części Rugii. W tym roku czekamy na rejs barką w okolicach Berlina, na który wybieramy się w lipcu. Oczywiście z naszymi ulubionymi kapitanami. Ahoj! Ku przygodzie… Agnieszka Mazur Poważna sprawa puszczaliśmy latawce i urządziliśmy dzieciom prysznic na pokładzie Dolores. Wodę do kąpieli podgrzaliśmy w specjal nym worku wystawionym na słońce. Dzień zakończyliśmy smażoną na nabrzeżu kaszanką i ogórkami kiszonymi od mamy Piotrka. Czwartek 7 lipca rozpoczął się o 6.30 świeżymi bułkami z pobliskiej piekarni. Wystartowaliśmy o 7.00, żeby około 9.00 dopłynąć do zwodzonego mostu w Zache rin. Załogi czekających na otwarcie mostu jachtów patrzyły zazdrośnie, kiedy składaliśmy nasze maszty i spokojnie przepływaliśmy pod mostem. Przed 12.00 dopłynęliśmy do boi portu Lassam. Kapitan Magda postanowiła skrócić drogę i ominąć boje podejściowe. Wszyscy znamy stare przysłowie: kto drogę skraca, na noc do domu nie wraca. Z nami nie było tak źle, ale wpakowaliśmy się w nieoznakowane sieci, które wplątały się w płetwę sterową. Jednak nasi dzielni rycerze przypłynęli na Cisasie i pomogli się nam wyplątać. W porcie miała na nas czekać świeża rybka prosto od rybaków… przy najmniej o tym marzyliśmy. Rzeczywistość okazała się znacznie mniej romantycz na. Lassam kojarzy się nam ze smakiem paluszków rybnych. Widocznie to nie był jeszcze czas na spełnienie naszych marzeń kulinarnych. Po lunchu i spacerku po Lassam wyruszyliśmy na żaglach w kierunku Wolgastu. Około 17.40 złożyliśmy maszty, minęliśmy most i zacumowaliśmy w Wolgaście. Nasze wspomnienia z tego miejsca to prysznic na żetony (1 żeton – 6 minut), wieczorne czytanie dzieciom Świat stanął na głowie SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 25 MORZE | Poczta butelkowa w XXI wieku Wacław Sałaban Fot. z archiwum autora Ilu z nas, będąc nad brzegiem morza, zwłaszcza na wyspie (!), rozważało napisanie listu, zabutelkowanie i powierzenie go po czcie falowo-dryfowo-znosowej? Ilu z nas to zrobiło? I nie tylko będąc dziećmi? Wszak jest to namacalna forma marzeń, nadziei, odkrywania, losowego poznawania itd. A ilu udało się taki list butelkowy odebrać, otworzyć i przeczytać? Pamiętam, że da wno temu (kiedy?), gdzieś (?) z grupą osób – załogą (?), znaleźliśmy butelkę z listem tak namokniętym i tak zniszczonym, że niemożliwe było rozwinąć ów papier lub przeczytać tekst na wierzchniej jego war stwie. Niewiele z tego incydentu pamiętam, ale został mi w pamięci smutek i żal, że było tak blisko do… poznania zawartej w liście TAJEMNICY! Wczesnym przedpołudniem w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, 26 grudnia 2011, tuż po przejściu orkanu Cato, znajomy właściciel hytty (domu letniskowego) lub bua (domu rybaka) z południowego końca wyspy Borteroya (mieszkaniec Svolvaer), sms-em i e-mailem prosił o skontrolowanie stanu pomostu pływającego, gdyż został poinformowany, że podczas sztormu został uszkodzony trap łączący pomosty pływający ze stałym. Zarazem prosił o ewentualne jego zabezpieczenie przed dalszym niszczeniem. Po śniadaniu, wykorzystując jasność krótkiego dnia nocy polarnej, popłynęliśmy bączkiem do bua znajomego – my mieszkamy na przeciwnym, północnym krańcu wyspy. Niestety, trap spadł z pomostu pływającego i zawisł na odciągach podwodnych tego pomostu. Dodatkowo, cała konstrukcja mocowania do pomostu stałego była narażona na wyrwanie, a jedna z szekli mocujących trap miała wykręconą przetyczkę, która nie wypadła – zaklinowała się w szekli pod obciążeniem. Z uwagi na spore fale wiele zrobić w tych warunkach nie mogliśmy. Dowiązaliśmy dodatkowe liny zabezpieczające trap przed utonięciem, na wypadek wyrwania całego okucia mocującego trap do stałego pomostu, oraz 26 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) zabezpieczyliśmy drutem felerną przetyczkę przed wysunięciem. W tych warunkach wkręcenie przetyczki w szeklę też było niemożliwe. Dobę później, po ustaniu falowania, udało się skręcić szeklę, a w ko lejnym dniu załoga kutra do obsługi hodowli łososi, za pomocą hydraulicznego dźwigu, uniosła trap i ustawiła na pomoście. W trakcie poszukiwania wokół nie ukończonego pomostu stosownego drutu do zabezpieczenia wykręconej przetyczki, na skałach zalewanych falami podczas nocnej, wysokiej wody spiętrzonej orkanem Cato, natknęliśmy się na małą butelkę po CocaColi z kartką papieru (listem) wewnątrz. Na pierwszy rzut oka list był suchy, wyraźnie odręcznie napisany po norwesku, a liczne zadrapania butelki świadczyły o trudnej i długiej podróży. W domu, podczas próby odkręcenia nakrętki, okazało się to niemożliwe – została sklejona z butelką. To skutecznie zabezpieczyło list przed zamoknięciem i zniszczeniem. Treść listu: Drogi znalazco! Jestem na bezludnej wyspie. To jest butelka nr 189 i moja ostatnia. Proszę o potwierdzenie znalezienia na e-post _ _ _ _@Hotmail. Com Potwierdzenie dotarcia za pomocą e-maila to znamiona XXI wieku w poczcie butelkowej. Samo opakowanie listu i klej to też znamiona przełomu XX/XXI w. – nie szkło i lak jak uprzednio. Po szybkiej wymianie e-maili wiemy już, że list został nadany w sierpniu 2010, w Ballstad na Lofotach. Czyli po 16 miesiącach (~500 dniach) tułaczki, spychany wiatrami, prądami i falami przebył minimum 38Mm – najkrótszą drogą morską, ale nie w linii prostej, gdyż musiał ominąć wiele przybrzeżnych archipelagów, duże wyspy Skrova i Litle Mola oraz wysepki otaczające wyspę Borteroya. Wynik ~140 metrów na dobę może nie jest rewelacyjny, ale nie znamy czasów przestojów na skałach, rafach, osuchach i innych przystankach w tej podróży oraz krotności tułania się tam i z powrotem. Byliśmy w Ballstad. Był ostatnim nowo poznanym portem na końcu naszej ubiegłorocznej, jesiennej żeglugi po Lofotach. To tam 25 września 2011 r. spotkaliśmy ponownie łódź Wikingów, wcześniej oglą daną pod żaglami na redzie Nusfjord. Zdjęcie poniżej ma w sobie coś z poczty butelkowej w XXI wieku. Identyczne zderze- nie widoku łodzi Wikingów sprzed wieków z nowoczesnymi motorówkami wędkarskimi jak spod igły, produkcji made in Poland. Wydawało się nam, że po wymianie korespondencji na temat przesyłki z Ballstad, będzie koniec tego romantycznego epizodu w trakcie naszego drugiego zimowania na Risvaer, ale nastąpił ciąg dalszy. 28 stycz nia 2012 r. popłynęliśmy na południowy skraj naszej Borteroya, w okolice bua naszych norweskich znajomych, czyli do miejsca znalezienia poprzednio opisanego listu butelkowego. Celem tego spaceru było fotografowanie zachodu słońca przez lunetę – było prawie bezwietrznie. Mieszkając i zimując na Risvaer, mamy nawyk zbierania w każdym miejscu drewna dryfowego na | MORZE Pod lodowcem Svartisen tuż za kręgiem polarnym opał. Tak było i tym razem. Ela, obchodząc pobliski osuch, znalazła kolejną plastikową butelkę z ciasno zrolowaną kartką, zabezpieczoną przed rozwinięciem taśmą klejącą, aby łatwo było wysunąć list z butelki. Pierwszą naszą myślą było, że to kolejny list tego samego nadawcy z Ballstad – tamten list miał nr 189. Nakrętka, identycznie jak poprzednio, została sklejona z butelką. Po rozcięciu koperty okazało się, że tym razem nadawca powierzył swój list poczcie falowo-dryfowo-znosowej na brzegu wyspy Hulloya w Tysfjorden, będącym odnogą wielkiego Vestfjorden, a nadanie nastąpiło 3 sierpnia 2008 r. Treść listu: Cześć. Jak się masz? Wysłane z Hulløya 03.08.08. Wyślij do mnie wiadomość na 41… Po wymianie sms-ów i następnie e-maili (przecież to XXI wiek) wiemy, że autorem listu jest, obecnie 17- letnia, Julie ze środkowej części Norwegii, która w sierpniu 2008 r. spędzała wakacje w hytte dziadka na wyspie Hulloya, leżącej w Tysfjorden, słynącym z wielkich ławic śledzi oraz stada orek. Po 1273 dniach list przebył odległość ~33 Mm, mierząc najkrótszą drogą (v = 48m/doba). Schematyczne trasy obu listów Po świątecznych sztormach z przełomu 2011/2012, które nawiedziły Risvaer z kie runków SW i podrzuciły nam pierwszy list, przez następnych około 30 dni trwał prawie nieustannie wiatr z sektora NE i to on dostarczył drugą przesyłkę z Ofoten, a pływ syzygijny występujący w ostatnich dniach stycznia wysoko osadził na osuchu wyspy Borteroya ten drugi list butelkowy. cd. na s. 28 SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 27 WYDARZENIA | cd. ze s. 27 Wiemy, że Risvaer w swojej historii, w czasach, gdy nie było rozbudowanej sieci dróg, do lat 70. ubiegłego wieku, było istotnym skrzyżowaniem dróg morskich i bazą rybacką wraz ze slipem. Był tu sklep wielobranżowy i poczta z kodem 8326 RISVAER (od 1 lipca 1887!), początkowo z telegrafem (od 1932 r.), następnie tradycyjnym telefonem. Risvaer w tym regionie stanowiło centrum ówczesnych sposobów i form komunikacji. Ale o tym, że jest skrzyżowaniem dróg poczty butelkowej, nie wiedzieliśmy, ale już w to WIERZYMY! Podtrzymaliśmy ten zwyczaj. Rok Wagnera Jerzy Knabe Przemówienie kpt. Jerzego Knabe, komandora Wagner Sailing Rally 2012, na otwarciu ceremonii odsłonięcia Tablicy Pamiątkowej Władysława Wagnera. Bellamy Cay, 21 stycznia 2012 r. Drodzy Przyjaciele Władysław Wagner Witam wszystkich w imieniu organizatorów. Chcę w kilku słowach powiedzieć, dlaczego zorganizowaliśmy to wydarzenie. Wagner był harcerzem i pierwszym Polakiem, który opłynął świat pod żaglami. Jak sam to określił – uległ pokusie horyzontu. Był bardzo dumny ze swojego narodu, który właśnie odzyskał niepodległość po 123 latach niewoli. Prezentowanie światu polskiej bandery, w wielu miejscach po raz pierwszy, uważał za swoje patriotyczne zadanie. Podróż nie była łatwa, ale okrążenia świata dokonał. Podczas rejsu musiał przebudowywać lub budować w sumie trzy jachty. Wielokrotnie zmieniał załogi i wytrwale przez siedem lat dążył do celu. Niestety, wybuch II Wojny Światowej uniemożliwił mu powrót do Ojczyzny, który byłby triumfalny i z pewnością doceniony. Po wojnie sytuacja się zmieniła. Pomimo zwycięstwa, Polska została pozostawiona przez aliantów po złej stronie Żelaznej Kurtyny. Wagner zdecydował się nie wracać do Polski. W przeciwieństwie do swoich rodaków – miał przynajmniej możliwość wyboru. W rezultacie był w PRL-u uznany za wroga ustroju, przemilczany i nie omal całkowicie zapomniany. Ożenił się z Angielką i spędził resztę swego życia jako emigrant. Dopłynął do Zatoki Trellis wraz z żoną na kolejnym swoim jachcie – jolu Rubicon. Po 45 latach w Polsce nastąpiły zmiany, ale stało się to już zbyt późno dla Wagnera. W ostatecznej podróży do Polski wróciły już tylko jego prochy. Pamięć o Nim i Jego osiągnięciach również prawie całkowicie zamarła. Zdecydowaliśmy się ją ożywić poprzez ogłoszenie roku 2012 – Rokiem Wagnera. Pierwsze wydarzenie Roku Wagnera odbywa się teraz, tutaj, w Trellis Bay. Następne będzie w Polsce 8 lipca, aby upamiętnić 80. rocznicę wyruszenia na wokółziemski krąg. Później, we wrześniu, podkreślimy 100. rocznicę urodzin, a także 20. rocznicę Jego śmierci. Dziękuję Wam wszystkim za przybycie i za zrozumienie. Szczególnie zaś wyrażam swoją wdzięczność moim współorganizatorom, z którymi pracuję już od ponad roku. Są to polscy żeglarze i ich różne stowarzyszenia. Najważniejsze z nich to: - Bractwo Wybrzeża, czyli Hermandad de la Costa – Polonia reprezentowane przez kolegę Andrzeja Kabałę, - Karaibska Republika Żeglarska, która jest reprezentowana przez Andrzeja Piotrkowskiego, - PYANA, czyli Polski Związek Żeglarski w Ameryce Północnej reprezentowany przez Krzysztofa Kamieńskiego oraz Yacht Klub Polski reprezentowany przeze mnie osobiście. Ich bandery właśnie dumnie powiewają pod salingiem polskiego żaglowca szkolnego Fryderyk Chopin. Powstanie pomnika Władysława Wagnera daje nam wielką moralną satys fakcję. Mamy też szczerą nadzieję, że nasza tablica przyczyni się do wzrostu liczby Polaków odwiedzających Brytyjskie Wyspy Dziewicze, aby żeglować po tych samych akwenach i miejsach, gdzie Wagner wraz z rodziną spędzili wiele lat i uważali je za swój dom. Chcemy też wyrazić wdzięczność naszym gospodarzom tutaj, na Wyspach, za wszelką udzieloną nam pomoc dla uczczenia pamięci Wagnera. Dziękujemy wszystkim! Na zakończenie, zamykając ceremonię, kpt. Knabe wzniósł toast: ZA TYCH, CO NA MORZU I TYCH, CO NA WIECZNEJ WACHCIE! 28 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Znalazco, ten list został wrzucony do morza na Risvaer w lutym 2012, w trakcie naszego zimowego pobytu na wyspie Borteroya. Proszę o potwierdzenie znalezienia listu na [email protected] http://fri.info.pl Wacław Sałaban Więcej ilustracji jest na stronie fri.info.pl | WYDARZENIA Wystawa Biało-czerwona na białym Damian Święs Fot. Piotr Kowalewski W Dniu Flagi Państwowej 2 maja 2012 r. Prezydent RP Bronisław Komorow ski otworzył wystawę Biało-czerwona na białym, która w sposób niekonwencjonalny prezentuje niezwykłe dokonania Polaków pod znakiem flagi. Swoje ulubione zdjęcia, upamiętniające ważne momenty w życiu, opisali i udostępnili czołowi naukowcy, podróżnicy, polarnicy i żeglarze. odkryciami naukowymi, udanymi ekspedycjami, podróżami oraz osiągnięciami sportowymi. Strona www.bialo-czerwona.org, która zawiera zdjęcia, historie, odnośniki i treści w języku polskim i angielskim, została uruchomiona po to, by w sposób przystępny i ciekawy przybliżyć młodemu pokoleniu wiedzę z zakresu historii barw narodowych. Poprzez prezentację osiągnięć polskich podróżników, polarników i naukowców podpowiadamy, jak szukać możliwości rea lizacji własnych planów i marzeń. Znajdą tu Państwo materiały przeznaczone dla szkół w postaci skryptu do przedmiotu wiedza o społeczeństwie lub godzina wychowawcza. Nauczyciele, korzystając z zamieszczonej pomocy naukowej, będą mieli możliwość przeprowadzenia lekcji w sposób ciekawy Prezentujemy Państwu wystawę w dwóch odsłonach. Wystawa w formie plansz jest eksponowana przed Pałacem Prezyden ckim w Warszawie od 2 maja do 15 czerwca 2012 r., również podczas EURO 2012, a następnie powędruje do niektórych miast Polski. W formie wirtualnej pod adresem www.bialo-czerwona.org Honorowy patronat nad wystawą Białoczerwona na białym objął Prezydent RP Bronisław Komorowski. W otwarciu wysta wy uczestniczyli także bohaterowie fotografii oraz przedstawiciele Komitetu Badań Polarnych PAN, Polskiego Związku Alpi nizmu i Polskiego Związku Żeglarskiego – patronów tego wydarzenia. Celem wystawy jest uczczenie w spo sób niestandardowy Dnia Flagi RP. Wskazanie, zwłaszcza młodemu pokoleniu, że flaga nie jest suchym atrybutem państwowości, lecz żywym symbolem tożsamości narodowej. Stanowi wartość dla wielu rodaków szczycących się wyjątkowymi Przed tablicą Panoramy Prezydent Bronisław Komorowski oraz po prawej organizatorzy wystawy Damian Święs i Izabella Kiriczok i niestandardowy. Materiały dydaktyczne dla szkół przygotowało Stowarzyszenie Przyjazna Szkoła, które objęło Wystawę patronatem. Instytut Adama Mickiewicza udostępnił również komiks Lodowi Wojownicy oparty na oryginalnym dzienniku Krzysztofa Wielickiego i w tej lekkiej formie pokazujący historię pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest. Poprzez wystawę Biało-czerwona na białym pokażemy całemu światu dorobek Polaków w zakresie osiągnięć naukowych, a także często ekstremalnych wypraw i przedsięwzięć sportowych i podróżniczych. SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 29 WYDARZENIA | DLACZEGO NA BIAŁYM? Zarażeni białymi krajobrazami wiedzą, że na tym tle wygląda niezwykle pięknie. Nie umniejszając Jej urody na tle innych kolorów, można stwierdzić, że wyjątkowo. Przy okazji święta Flagi i wystawy jej poświęconej, nasunęło się nam kilka pytań. Z jakich powodów jest niesiona w naj bardziej niedostępne rejony Ziemi, gdzie każdy gram dodatkowego ekwipunku od czuwa się w zwielokrotnionym stopniu? Dlaczego, czy powiewa nad obozem czy namiotem, przywiązana do narty, flagsztoku, masztu, wiosła, trzymana w zmarzniętych rękach w porywistym wie trze, to właśnie z Nią fotografujemy się, chcąc mieć pamiątkę lub dowód wieńczący osiągnięcie celu? Chyba jest ważna? Chyba nam coś daje? Może to poczucie bezpieczeństwa, du my, przywiązania? Może coś innego? Odpowiedzi są bardzo indywidualne, rzec by można – intymne. Nie możemy wymagać ostatecznych i wyczerpujących wyjaśnień. Może ma to związek z ludźmi, którzy pod Jej barwami dokonywali rzeczy wielkich i wyjątkowych? Zapewne też. Poprosiliśmy część z nich o udostęp nienie swoich zdjęć – ulubionych, ważnych w ich życiu lub po prostu pięknych, które zawierają Biało-czerwoną w szerokim rozumieniu tych słów i o ich krótki opis. BOHATEROWIE WYSTAWY Połączyliśmy cztery środowiska zwią zane z tematem wystawy Biało-czerwona na białym: podróżników, naukowców, żeglarzy i alpinistów. W dawnych czasach te światy były mocno zintegrowane. Pierwsi odkrywcy obszarów polarnych (choć nie tylko polarnych) byli zarazem żeglarzami (jedyny środek transportu), siłą rzeczy – podróżnikami, naukowcami i niejednokrotnie wspinaczami – dostępu do części tych terenów broniły bowiem góry. Umiejętności uczestników wypraw miały istotny wpływ na ich dobór. Mamy wrażenie, że w czasach nam współczesnych nastąpiła specjalizacja i oddalenie się tych światów, choć oczywiście i teraz czasami się ze sobą zazębiają. Postanowiliśmy więc pokazać, jak są sobie bliskie, prezentując dokonania wybitnych przedstawicieli tych czterech środowisk na wystawie i poznając ich ze sobą. Kto wie? Może kiedyś biało-czerwona, jedna – wspólna, będzie powiewać nad wspólną wyprawą? Prezentujemy m.in. polskie flagi na pięciu Polskich Stacjach Polarnych, w tym na dwóch całorocznych; arktycznej – Horn sund i antarktycznej – Arctowski oraz związanych z nimi bezpośrednio i pośrednio wielkich ludzi świata nauki, m. in. prof. Stanisława Rakusę-Suszczewskiego, któ rego zasługi dla polskich badań polarnych są nieocenione, czy prof. Jana Marcina Węsławskiego, który spędził ponad 50 miesięcy w ekspedycjach morskich i polarnych do Arktyki i jako pierwszy zawiesił biało-czerwoną flagę na Ziemi Franciszka Józefa i Ziemi Ellesmera oraz wiele innych wybitnych postaci polskiej nauki. Wystawa pokazuje również fragment fascynującego świata himalaistów. Polacy stanowią światową elitę himalaizmu. Ich dokonania przeszły do historii – począwszy od historycznego zdobycia Kunyang Chhish w 1971 roku aż do pierwszego zimowego zdobycia 9 marca 2012 r. szczytu Gasherbrum I przez Andrzeja Bieleckiego i Janusza Gołąba. Prezentujemy sylwetki wielu wybitnych polskich himalaistów, między innymi Andrzeja Zawady, zdobywcy Kunyang Chhish, który zatknął na jego szczycie czekan z biało-czerwonymi wstęgami – pomysłodawcy zimowego wspinania i kierownika wielu zimowych wypraw na najwyższe szczyty świata. Kierował między innymi, także pokazywaną przez nas, zwycięską zimową wyprawę na Mt Everest 1979-1980, która poprzez pierwsze w historii zimowe zdobycie szczytu przez Leszka Cichego i Krzysztofa Wielickiego rozpoczęła okres polskiej dominacji w zimowym himalaizmie. Piękną kontynuacją tamtej ery Lodowych Wojowników jest pokazywany na wystawie projekt Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, autorstwa Artura Hajzera, dzięki któremu po raz pierwszy zdobyto zimą Gasherbrum I. Pod biało-czerwonymi barwami pokazujemy również świetnych wspinaczy, m.in. Kingę Baranowską, Olę Dzik, Janusza Gołąba, Aleksandra Lwowa i innych. Bardzo interesujący jest również świat rejsów polarnych. Pokazujemy pływające pod białoczerwoną banderą piękne i dzielne jachty i statki, m.in. wrocławską Panoramę, Selmę Expeditions, historyczną Gedanię, bydgoskiego Solanusa, szczecińskiego Starego oraz, regularnie pływające w Arktyce, statek Horyzont II i żaglowiec Oceania. Przypominamy sylwetkę nieistniejącego już statku badawczego prof. Siedlecki. Przedstawiamy też sylwetki ogromnie doświadczonych kapitanów polarników: Henryka Wolskiego – jedynego Polaka, który opłynął biegun północny, Piotra Kuźniara, który m.in. prowadził pierwsze polskie wyprawy do Wyspy Charcota w Antarktyce i na niezwykle trudne Morze Weddella oraz wielu innych. Na Biało-czerwonej na białym nie zabraknie przedstawienia wspaniałych zdobywców i podróżników, którzy za nieśli naszą flagę na oba bieguny. Marek Kamiński, Wojciech Moskal i Jan Mela – polarnicy, podróżnicy, zdobywcy biegunów, są szeroko znanymi i podziwianymi postaciami. Poza tym to ludzie, którzy oprócz uzyskiwania wielkich osiągnięć angażują się w niesienie pomocy innym. Z Markiem Kamińskim związana jest zimowa Ekspedycja Wisła, która miała przybliżyć sercom i umysłom Polaków naszą największą i, paradoksalnie, trochę zapomnianą rzekę. Nie można nie wspomnieć, nawet w tak szacownym gronie, o trzech niezwykłych kobietach: Agnieszce Siejce, Ewie Grewling i Katarzynie Siekierzyńskiej, które kilka tygodni temu zdobyły Newtontoppen, najwyższy szczyt Spitsbergenu. Na stro nie swojej wyprawy mają cytat z piosenki śpiewanej przez Alicję Majewską: bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać.... co w kontekście czysto kobiecej wyprawy w tak niebezpieczne rejony dosko nale pokazuje ich poczucie humoru i dystans do swojego dokonania. Autor – Damian Święs 30 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Damian Święs | WARTO WIEDZIEĆ Ciekawostki meteorologiczne i inne… Halo? Halo! Jan Mejer Meteorologia jest nauką ścisłą, ale mało dokładną. (Nieznany szyderca, połowa lat 70. XX w.) Zjawiska optyczne w atmosferze badane przez meteorologów należą do najpiękniejszych i najbardziej interesu jących. Należą do nich jasne pierścienie, kręgi często o zabarwieniu tęczowym, łuki, plamy świetlne (tzw. słońca poboczne), słupy świetlne, krzyże świetlne itp. Ogólnie te wszystkie efekty optyczne na niebie nazywamy zjawiskami halo. Nazwa halo pochodzi od greckiego słowa halos i znaczy tyle, co koło, krąg, zaokrągloną linię lub powierzchnię. Ponieważ zjawiska halo mają niewielki wpływ na nasze życie, stoją niejako w cieniu innych zjawisk, będących obiektem codziennego zainteresowania meteorologów. Zjawisko halo należy do grupy zjawisk atmosferycznych, które nazywa się fotometeorami. Oczywiście fotometeorami są również takie zjawiska jak: tęcza, wieniec, iryzacja chmur, gloria, pierścień Bishopa, Rys. 1. Kształty kryształków lodu tworzących halo: a) kształt ołówkowy, b) w kształcie płytki, c) kształt parasolowaty, d) kształt zatemperownych ołówków miraż, zielony promień, widmo Brockenu itp. Przejdźmy jednak do zjawisk halo. W literaturze fachowej opisano (także w postaci wzorów fizycznych) ponad 20 tego typu zjawisk, niektóre z nich pojawiające się niezmiernie rzadko. Najwcześniejszy opis halo znajduje się w dziele Arystotelesa pt. Meteorologika [1]. Wszystkie zjawiska halo powstają na skutek odbicia lub załamania promieni światła słonecznego na kryształkach lodu, które występują głównie w chmurach cirrostratus, rzadziej cirrus (8-13 km nad powierzchnią ziemi). Jeżeli promienie świetlne ulegają jedynie odbiciu na kryształkach lodu, zjawisko halo ma barwę białą. Jeśli zaś ulegają jednocześnie załamaniu i rozszczepieniu, obserwuje się barwne zjawisko halo. Najczęściej obserwowane jest w postaci 22-stopniowego pierścienia wokół Słońca lub Księżyca, zwanego małym kręgiem halo lub po prostu małym halo. Duże halo tworzy krąg 46-stopniowy. Pierścienie mogą być barw ne. Wewnętrzne kręgi mają odcień czerwony, później pomarańczowy, żółtozielony, a zewnętrzne niebieski. Zjawisko halo często, chociaż nie zawsze, wróży pogorszenie pogody, co jest związane z nadchodzącym frontem ciepłym i związaną z nim strefą opadów deszczu (w zimie śniegu). Jest to chyba jedyna korzyść ze zjawiska halo dla żeglarzy, którzy dzięki temu wiedzą, że może nastąpić załamanie pogody w ciągu jednego do trzech dni. Okazuje się jednak, że istnieje wiele wyjątków od tej reguły i zjawiska halo może, ale nie musi być, zwiastunem nadchodzącego deszczu. Ze względów klimatycznych najpięk niejsze przypadki halo obserwowane są w obszarach podbiegunowych. Przykładowo Rys. 2. Schematyczne przedstawienie najważniejszych efektów świetlnych halo na niebie. Obserwator znajduje się w centrum okregu tworzonego przez horyzont: a – małe halo, b – przysłońca małego halo, c – łuki styczne małego halo, d – łuki Łowica, e – łuki Perry’ego, f – duże halo, g – przysłońca dużego halo, h – boczne łuki styczne dużego halo, i – górny łuk styczny dużego halo, j – łuk okołozenitalny, k – poziomy łuk przysłoneczny, l – słupy świetlne. SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 31 WARTO WIEDZIEĆ | w dniu 11 stycznia 1999 r. na niebie nad biegunem południowym ukazały się równo cześnie aż 24 różne efekty optyczne halo [1]. Postać halo jest określona przez kształt i położenie przestrzenne kryształków lodu w chmurze cirrostratus. Małe halo tworzą kryształki o wymiarach mniejszych od 20 mikrometrów (rys. 1). Kryształki te mają kształt ołówkowy słupków sześciokątnych itp. Światło wchodzi przez jedną ściankę boczną każdego kryształku, a wychodzi przez co drugą, tak jakby przechodziło przez pryzmat 60-stopniowy. Podobnie duży pierścień halo jest wytworzony również przez kryształki ołówkowe. Światło wchodzi przez jedną ściankę boczną, a wychodzi przez ściankę podstawy, tak jakby przechodziło przez pryzmat 90-stopniowy. Najlepiej widać różne zjawiska halo na rysunku 2 [1]. Najczęściej spotykane jest małe halo (rys. 3). Małe halo widywane jest w Polsce średnio co kilka dni. Duże halo zaznaczo ne jest na rysunku literką f i występuje w Polsce rzadko, bo tylko raz w roku [3]. Wokół małego i dużego halo mogą wy stępować dodatkowe efekty optyczne takie jak: 1. Słońca pozorne, poboczne (inaczej: przysłońca, słońca fałszywe, parhelia). Stanowią skoncentrowane plamy światła pojawiające się na kręgu małego halo, na tej samej wysokości, co Słońce, ale po obu jego stronach (punkty b na rysunku kształtem przypominające trójkątne chorągiewki skierowane szpicem na zewnątrz (rys. 4). Bliższa Słońcu część przysłońca ma kolor czerwony, żółty, dalsza niebieskawy. Na zdjęciu widać również górny łuk styczny (łuk c). Efekt optyczny tworzą sześciokątne kryształki lodu o kształcie zatemperowanych ołówków lub też przez cienkie słupki i płaskie płytki sześciokątne o kształcie parasolowatym, które są połączone podstawami. Słońca pozorne widywane są w Polsce średnio 25 razy do roku. Według mnie małe halo wraz z barwnymi słońcami pozornymi należą do jednych z najpiękniejszych zjawisk na niebie. 2. Górne i dolne łuki styczne małego halo pojawiają się jako grube linie światła w górnej i dolnej części małego halo (łuki c na rysunku). W Polsce występują średnio 10 razy w roku. 3. Łuki Parry’ego, który pierwszy za obserwował je i opisał podczas wyprawy arktycznej w poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego w 1820 r. Robił rysunki i dokładnie odnotował oglądane w czasie wyprawy zjawiska halo na niebie. Między innymi opisał łuk pojawiający się nad Słońcem noszący dziś jego imię. Łuki te pojawiają się rzadko jako lekko zakrzywione łuki ponad małym halo (łuki e). Powstają, gdy zarówno oś, jak i jedna z powierzchni bocznych sześciokątnego kryształku lodu położone są w płaszczy źnie horyzontalnej. Bardzo często łuki Parry’ego pojawiają się razem z łukami stycznymi. Nakładanie się na siebie tych dwóch zjawisk występuje wtedy, gdy promienie światła przechodzą przez dwie warstwy atmosfery, z których każda zawiera kryształki lodu tworzące jeden z efektów. 4. Łuki Lowitza – swoją nazwę zawdzię czają Tobiaszowi Lowitzowi, który pierwszy opublikował szczegółowy opis tego wspaniałego zjawiska za obserwowanego 28 lipca 1794 r. na niebie w Sankt Petersburgu w Rosji. Łuki te pojawiają się jako małe łuki łączące ukośnie słońca poboczne z kręgiem małego halo (łuki d). Łuki Lowitza utworzone są przez wibracje tych samych kryształków lodu, które powodują powstawanie słońc pozornych. Są one zjawiskiem rzadko widywanym w Polsce, średnio raz na 5 lat. 5. Słońca poboczne dużego halo (punkty g) są rzadko obserwowane. Powstają, gdy duża ilość sześciokątnych kryształków lodu ma podstawy położone w pła szczyźnie pionowej. 6. Boczne łuki styczne dużego halo (łuki h) są również rzadko obserwowane. Po wstają, gdy zarówno oś, jak i boczna ścianka kryształku lodu znajdują się w płaszczyźnie poziomej, a światło jest załamywane przez ścianki nachylone pod kątem 90°C względem siebie. Kiedy Słońce znajduje się wysoko na niebie, łuki te mogą się prostować, a nawet wyginać w kierunku Słońca. 7. Górny łuk styczny dużego halo (łuk i) pojawia się tylko wtedy, gdy 90-stopniowe pryzmaty kryształków lodu wirują tak, że załamujące krawędzie są ułożone w płaszczyźnie poziomej. Zjawisko to widywane jest w Polsce średnio raz w roku. 8. Łuk okołozenitalny (łuk j). Widywany jest w postaci kolorowego łuku równoległego do horyzontu. Ma barwy tęczy. Jest tworzony przez sześciokątne kryształki lodu o kształcie zatempe rowanych ołówków lub o kształcie parasolowatym. Występuje w Polsce średnio 10 razy w roku (rys.5). Poza wyżej wymienionymi, do zjawisk halo zaliczamy również tzw. słupy świetlne (łuk l) występujące częściej zimą niż latem. Słupy świetlne mogą występować zarówno nad Słońcem, jak i poniżej Słońca. Przy temperaturze -4ºC do -8ºC i dużej wilgotności powietrza, w procesie resubli macji (przekształcenie pary wodnej od razu w kryształki lodu) powstają długie, cienkie igiełki lodu. Mają one szczególną właściwość: unoszą się w powietrzu przeważnie poziomo, czego efektem wizu alnym są właśnie słupy świetlne. Jeżeli jeszcze będzie widoczny poziomy krąg przysłoneczny (krąg parheliczny), to na niebie zauważymy świecący krzyż, który jednak występuje znacznie rzadziej niż kolumna światła. Jak głosi legenda, w 313 r. cesarz Konstantyn Wielki ujrzał taki krzyż na niebie w pobliżu Trydentu. Zjawisko to zrobiło na nim takie wrażenie, że cesarz nawrócił się na wiarę chrześcijańską. Ponieważ zjawisko to jest jednak bardzo rzadkie, zamieszczam zdjęcie symulujące ten efekt (rys. 6). Zapoznaliśmy się z podstawowymi zjawiskami noszącymi ogólną nazwę halo. W praktyce możemy zaobserwować na niebie o wiele więcej efektów należących do zjawisk halo. Robert Greenler, profesor fizyki na Uniwersytecie Wisconsin-Milwaukee i prezes Amerykańskiego Towarzystwa Optycznego, napisał książkę [2], w której bardzo szczegółowo opisał i sfotografował dziesiątki najróżniejszych zjawisk w atmosferze. Ponadto zaprezentował symulację komputerową tych wszystkich zjawisk atmosferycznych. Wszystkie omawiane zjawiska halo w atmosferze mogą wzajemnie nakładać się na siebie, uzupełniać, tworząc również nieprzewidywalne efekty optyczne przy cudownej feerii barw. Kilkanaście lat temu osobiście widzia łem przepiękne, kolorowe zjawisko halo wraz ze słońcami pobocznymi, z barwnym łukiem Parry’ego. Było to na jeziorze Roś, a zjawisko długo obserwowaliśmy nad wsią Pilchy. Naszych Czytelników zachęcam do ro bienia ciekawych zdjęć fotometeorów, halo, tęczy itp. Najciekawsze zdjęcia opublikujemy w Szkwale. Jan Mejer Bibliografia: 9. Poziomy łuk parheliczny (inaczej: przysłoneczny k) pojawia się na stałej wysokości ponad horyzontem i rozciąga się długim łukiem na wysokości Słońca. Kolory kręgów horyzontalnych są zazwyczaj bardzo żywe. W Polsce występuje średnio raz w roku. 32 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) [1] Z. Sorbjan, Pogoda dla koneserów, Warszawa 2004. [2] R. Greenler, Tęcze, glorie i halo, czyli niezwykłe zjawiska optyczne w atmosferze, Warszawa 1998. [3] J. Kret, Atlas pogody, Pascal. | WARTO WIEDZIEĆ Przewodniki dla żeglarzy Jerzego Kulińskiego Przypomnienie na progu sezonu 2012 Ewa Skut Przed nowym sezonem żeglarskim przypominam o ważnych pozycjach, które doskonale przygotowują do planowanego rejsu po Bałtyku, ale również warto je mieć na jachcie. Są to locyjki-przewodniki dla żeglarzy Jerzego Kulińskiego. Zawierają one kompendium informacji nautycznych, niezwykle szczegółowe mapki podejściowe, plany oraz opisy portów i miejscowości. W książkach znajdziemy również wiele informacji praktycznych. Wszystko jest zaś przeplatane dygresjami i anegdotami. Autor przypomina także przy każdej okazji, że jego przewodniki należy traktować jako uzupełnienie do oficjalnych pomocy nawigacyjnych. Największy wybór locyjek jest dostępny w sklepie internetowym www.sklep.sailho.pl. Wkrótce ukaże się drugie wydanie (uaktualnione i poszerzone) Gotlandii po kazujące nam, że ta wyspa w drodze na Allandy posiada około 100 przystani. Warto tam popłynąć z locyjką kpt. Kulińskiego. Jerzy Kuliński Ewa Skut nr 2 (28) 2011 | SZKWAŁ | 33 WARTO WIEDZIEĆ | Na żagle z maluchem Marzena Knap Za oknem coraz więcej słońca i wielu z nas zaczyna powoli myśleć o tym, jak i gdzie spędzić wakacje. Jedni wybiorą sta cjonarne leżenie na plaży, inni podróż pod namiot lub wycieczkę rowerową w jakieś ciekawe miejsca. To wszystko można robić bez żadnych problemów z małym dziec kiem. A co z żeglarstwem? W tym momencie wielu z Was pomyśli, że pomysł ten jest z góry skazany na niepowodzenie ze względów bezpieczeństwa. Otóż, nie. Jeśli tylko jesteście doświadczonymi żeglarzami, to nie będzie z tym żadnego kłopotu. Sama pływam od dziecka i wiem, jak ważna jest rola rodzica ( w moim przypadku taty) we wprowadzaniu w świat żeglarstwa. Obecnie sama jestem mamą i nigdy nie miałam wątpliwości, że będę postępowała dokładnie tak jak mój ojciec ze mną. Z jedną tylko różnicą, my z mężem, rów nież żeglarzem, rozpoczęliśmy edukację żeglarską naszego syna znacznie wcześniej niż ja. Pierwszy raz, na próbę generalną przed morskim pływaniem, pojechaliśmy na Mazury. Wzięliśmy sobie wygodny duży jacht, aby się nie stresować zbytnio brakiem miejsca... no i dziadka żeglarza. Nasz synek miał wtedy niecałe dwa lata. Kupiliśmy mu specjalny kapok dla małych dzieci, który jest niezbędny. Nie wyobrażam sobie, aby najcenniejsza osoba dla rodziców mogła być nieubrana w środki ratunkowe, a tak, nie stety, się zdarza. Kacperek pozbawiany był tego sprzętu dopiero na lądzie. Cały rejs przetrwał dzielnie i nie mieliśmy ani jednego tzw. złego dnia. Jeśli chodzi o jedzenie, to też nie było problemu, gdyż oprócz rytuału wieczorno-porannego z butelką mleka, jadł już praktycznie wszystko to, co my. A zresztą w dzisiejszych czasach przygotowanie posiłku, nawet tego w słoiczkach dla dzieci, na jachcie nie stanowi już problemu, gdyż większość jachtów jest już wyposażona w kuchenki. Pamiętam jedną sympatyczną scenkę z naszego pobytu na Mazurach. Staliśmy właśnie w Kanale Giżyckim w oczekiwaniu na podniesienie mostu, kiedy minęła nas męska załoga. Jeden z chłopaków zapytał, ile nasz synek ma lat. Kiedy odpowiedzieliśmy, że niecałe dwa, spytał się, czy może zrobić mu zdjęcie. A dlaczego? Otóż, aby udowodnić żonie, że małe dzieci naprawdę pływają po Mazurach i krzywda im się nie dzieje. Okazało się bowiem, iż ma 34 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) córkę trochę starszą od naszego żeglarza i bardzo chciałby ją zabrać na łódkę, ale jego lepsza połówka kategorycznie odmówiła, gdyż za bardzo się bała. Dlatego też nasze zdjęcie miało posłużyć do przekonania jej. Następną wspólną wyprawę zaplano waliśmy już w morskich okolicznościach 15 stopni, deszcz i.... Borę. Dla niewtajemniczonych to jedna z tych przypadłości pogodowych, których nie chce się spotkać na morzu podczas normalnego rejsu, a tym bardziej będąc z dziećmi. No, ale i tak bywa. Nam udało się bezpiecznie przeczekać to, co najgorsze, w marinie. Przyznam, że Mazury 2006 r. Fot. Wojtek Knap przyrody. I tak w rok później, kiedy synek miał niecałe trzy latka, pojechaliśmy do Chorwacji. Razem z nami pojechali znajomi, jedni z nich z dziewczynką w wieku półtora roku. Wynajęliśmy sobie Bavarię 38, która, moim zdaniem, ani nie pływa, ani nie wygląda za dobrze, ale za to nadaje się do rodzinnego żeglowania. Śmiem ją nazwać tak, jak kiedyś zwykliśmy nazywać Venuski: pływającym fortepianem, czyli stabilne i bezpieczne, ale żeglarsko słabe. Takie są moje odczucia. Na rejsie byłoby wszystko cudnie, gdyby nie to, że trafiliśmy akurat na zmianę pogody. I tak w pierwszym tygodniu września, czyli można powiedzieć, że właściwie w środku sezonu żeglarskiego, mieliśmy dzieciaki, mimo chłodu i deszczu, przeżyły ten wyjazd lepiej niż niejeden dorosły. A i początek żeglarskiego życiorysu też będą miały nietuzinkowy. Od tego wyjazdu minęło już kilka lat. W tym roku nasz mały żeglarz skończy 8 lat i właśnie rozpoczął trzeci sezon w szkółce regatowej w klubie UKS Żeglarz we Wrocławiu. To w tym miejscu uczy się tej trudnej sztuki, jaką jest żeglarstwo sportowe. Wiem, że wielu z Was stwierdzi, że zaczęliśmy dużo za wcześnie, ale nam, jako rodzicom, zależało, by w sposób naturalny i co ważne, nie na siłę, oswoić naszego pierworodnego z czymś takim jak żagiel, ster i kadłub. I wcale nie uważam, że to | WARTO WIEDZIEĆ Chorwacja 2007 r. Fot. Wojtek Knap za wcześnie. A Optimist ma jeszcze jedną zaletę – ze względu na płaskie dno trudno go wywrócić, więc jest łódką bezpieczną do stawiania pierwszych samodzielnych kroków po tafli wody. Może część z Was przekonało się, że można spędzić wakacje pod żaglami z dzieckiem ciekawie i bezpiecznie, czyli bez problemów. Druga zaś część nadal pewnie będzie uważać to za nieodpowiedzialny pomysł. Uważam, że im wcześniej, tym le piej. Sama widziałam rodziny na Mazu rach (na jachtach znacznie mniej komfortowych i mniejszych niż my mieliśmy) z dziećmi, które były w wieku naszego synka, ale również takimi, które nawet jeszcze nie chodziły i nie mówiły. Dlate go też, jeśli tylko macie odpowiednią wiedzę, umiejętności, a przede wszystkim wyobraźnię, to zachęcam do spędzania w ten sposób czasu wolnego. I tylko o jednym nie wolno zapomnieć: o kapoku dla tych, którzy są dla Was wszystkim. Marzena Knap Zawodnik klasy Optymist 2012 r. Fot. Wojtek Knap SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) | 35 WARTO WIEDZIEĆ | Trwają przygotowania do XIII edycji Bałtyckich Regat Samotnych Żeglarzy o Puchar Poloneza W tym roku impreza zapowiada się wyjątkowo ciekawie Krzysztof Krygier Regaty Poloneza dwa lata temu, dzięki partnerowi X-Way, zostały pierwszymi pełnomorskimi regatami w Polsce korzy stającymi z Trackingu GPRS. W roku bieżącym dzięki staraniom organizatorów podczas regat będziemy mogli po raz kolejny śledzić jachty w Internecie – Regaty Poloneza nawiązały współpracę ze światowym dostawcą usług Trackingu Satelitarnego – Firmą Yellowbrick. Specja lizuje się ona w Trackingu regat rangi światowej, m.in. Velux5Ocean w 2011 r. W chwili obecnej korzystają z niego dwuosobowe regaty Global Ocean Race dookoła świata. Dzięki Yellowbrickowi będziemy mogli obserwować online i w ten sposób kibicować naszym faworytom. To jedne z najtrudniejszych i najdłuż szych pełnomorskich regat w Polsce i na Bałtyku. To także jedna z najstarszych imprez regatowych w naszym kraju. Start w sierpniowym wyścigu już dziś potwierdziło 27 sterników. Na trasie zoba czymy między innymi Radka Kowalczyka, który w ubiegłym roku ukończył słynne atlantyckie regaty Transat 6.50. Wystartuje Krzysztof Kołakowski mający za sobą wiele samotnych wyścigów nie tylko bałtyckich (również w klasie Mini 6,5). Oczywiście nie zabraknie Mieczysława Irchy na jachcie Zryw i Andrzeja Wojciechowskiego na Karfim. Właśnie od zmagań takich jachtów (typu Taurus) rozpoczęła się prawie 40 lat temu historia bałtyckich regat samotników o Puchar Poloneza. Karfi w tym roku obchodzi swoje 40-lecie. Start potwierdził Jarosław Pokropiński, który planuje udział w regatach Global Ocean Race w 2013 r. Obecnie szuka jachtu Mini 6,50, na którym będzie mógł wystartować w Regatach Poloneza. Na trasie nie zabraknie również kobiet. Po raz drugi na jachcie Polus wystartuje Jolanta Długajczyk. Zobaczymy też Marka Lewensteina, który na Kiwi zdobył przed rokiem Puchar Poloneza, główne trofeum regat i będzie go bronił w tym roku, Edwarda Zająca, który w maju planuje udział w regatach Jester (Plymouth – Azory) i Mateusza Stodulskiego, który przygotowuje się do samotnego rejsu dookoła świata na jachcie Sputnik II. Zaproszenia otrzymali Zbyszek Gutek Gutkowski, Roman Paszke i Tomasz Cichocki. Czy wystartują? Jeszcze nie wiemy. Gorąco zapraszamy do udziału w tego rocznych regatach wszystkich, których ciągnie do samotnego żeglowania. Wystar czy sprawny jacht i odrobina determinacji, by zmierzyć się z historyczną trasą. Więcej informacji na stronie interne towej www.regaty-poloneza.pl Uczestnicy Regat Samotnych Żeglarzy o Puchar Poloneza 2011 r. 36 | SZKWAŁ | 2012 nr 1 (30) Regaty Poloneza wspierają: patron główny Klub Żeglarzy Samotników, patron złoty Miasto Szczecin, złoty sponsor regat: stocznia jachtowa Delphia Yachts Kot, sponsor srebrny: Henri Lloyd, patron brązowy Centrum Żeglarskie Szczecin, sponsorzy brązowi: Poland Boatshow, Bakista, MK Consulting Group, CSL, Pantaenius, bluefin.pl. Główni partnerzy medialni: TV Pomerania, Magazyn Wiatr, pismo Szkwał, www. portalzeglarski.com, www.sailportal.pl, pozostali partnerzy: Silverpol, Telewizja Świnoujście, BoddenYachting.de, YKP Świnoujście, Fundacja Morska, Komenda Policji w Świnoujściu, Polskie Radio Szcze cin, Grawer Piotr Nycz, TVP Szczecin. Harmonogram Regat Poloneza 2012: 13 sierpnia, godz. 18.00 – rozpoczęcie w Marinie Świnoujście. 14 sierpnia, godz. 9.00 – start na redzie portu Świnoujście. 15-17 sierpnia – meta w główkach portu Świnoujście, powroty jachtów do mariny. 17 sierpnia, godz. 18.00 – grill dla uczestników regat w Marinie Świnoujście. 18 sierpnia – uroczyste zakończenie regat w Szczecinie. Organizator: Krzysztof Krygier