Zosia, Muchomor i Srebrna Pajęczyna
Transkrypt
Zosia, Muchomor i Srebrna Pajęczyna
Zosia, Muchomor i Srebrna Pajęczyna Marta Juza-Jakubowska Na pamiątkę mojej wędrówki z Adamem 1 Wszelkie prawa zastrzeżone 2 Spis treści Część pierwsza Stary Dom z Ogrodem Zosia Muchomor Pszczoła, Mrówka i Motyl Opuszczenie Polany Kraina Wysokich Sosen Kraina Złotej Pustyni Kraina Pełna Kwiatów Kraina Wielkich Bagien Kraina Pełna Dębów Zielona Skała i Córka Wielkiego Pająka Część druga Ptaki i Borowikowi Wartownicy Nad Sześcioma Stawami Dmuchawce i Czarny Wąwóz Wieża i Labirynt Ciemny Bór, Niedźwiedź i Pszczoła Kukułka, Panienka od Kwiatów i Królowa Leśnych Pszczół Babcia Pożegnania Strych i poddasze 3 Część pierwsza 4 Stary Dom z Ogrodem Wszystko, o czym wam teraz opowiem, zaczęło się w Starym Domu z Ogrodem i w Nieznanym Lesie. A może… A może tak naprawdę zaczęło się to, gdy ciemną, deszczową porą do Zamku za Rzeką wprowadził się nowy właściciel? A może zaczęło się wiosną w środku pszczelego jajka? A może wtedy, gdy jastrząb zaatakował kukułkę? A może wtedy, gdy zagubiony Rzeźbiarz Podróżnik próbował ratować potwora? A może gdy uczniowie wybrali się na wycieczkę, a Adam sam pozostał na podwórku? A może… Tak naprawdę, to nie wiem, gdzie się to wszystko zaczęło. Zacznę jednak moje opowiadanie od Starego Domu z Ogrodem i Nieznanego Lasu, bo tak będzie mi najłatwiej. Mieszkałam kiedyś w Starym Domu. W starych domach są zazwyczaj strychy i poddasza. W czasie deszczu na strychu uwielbiają bawić się dzieci, bo jest on zazwyczaj pełny starych mebli, niemodnych ubrań i przedziwnego kształtu lamp. Lampy te najczęściej nie potrafią już świecić i to jest dosyć smutne. Zdarza się też, że na strychu ktoś mieszka. W lesie rosną grzyby. Niektóre są jadalne, a niektóre nie. Te drugie zdobią tylko las i właściwie to należy zostawić je w spokoju. Grzyby najszybciej rosną po deszczu, wtedy właśnie, gdy dzieci lubią bawić się na strychu. Dzieci także rosną, ale nie wiem kiedy. Wróćmy jednak do Starego Domu z Ogrodem. Dom ten miał czerwony, porośnięty mchem dach, z boku ganek z kolorowymi szybkami i kamienne schody. Stał on w ogrodzie, w którym rosły trzy wysokie grusze, kilka rozłożystych jabłoni i rząd drzewek śliwkowych. W piwnicy tego domu znajdowała się kamienna studzienka. Mogłabym wam jeszcze opowiedzieć dużo rzeczy o Starym Domu w Ogrodzie, ale najważniejsze jest to, że miał on także poddasze. Co roku, gdy do ogrodu przybywało lato, do okna w pokoju na poddaszu zaglądał księżyc. W nocnej ciszy srebrne nitki układały się we wzory pięknej firanki i księżyc bardzo lubił się temu przyglądać. Następnego dnia, rankiem, wbiegającą na schody dziewczynkę z warkoczykami witał błysk radości w diamentowych oczach. Przystawała, unosiła głowę i z zachwytem przyglądała się srebrnej firance wiszącej w oknie poddasza. Zaczynało się właśnie kolejne baśniowe lato. Na schody Starego Domu w Ogrodzie wbiegła dziewczynka. Nie przystanęła, nie uniosła głowy. Usłyszał tylko dźwięk trzaśnięcia drzwi. Coś się zmieniło, pomyślał z niepokojem. Czuł to. Powoli zszedł z okna. Poczuł się nagle bardzo, bardzo zmęczony. 5 Zosia Stary Dom w Ogrodzie był w Małym Miasteczku pierwszym miejscem, do którego przychodziła noc i Zosia dobrze o tym wiedziała. Wszystko przez tę szybko nadchodzącą noc. Dlatego nie zdążyłam, pomyślała ze złością. Wspięła się na palcach, wychyliła głowę przez okno i spojrzała na niebo. Było pogodne, ozdobione skrzącymi się gwiazdami. W nocy na pewno nie będzie deszczu, pomyślała. Gwałtownie zamknęła okno, usiadła na podłodze i wtuliła głowę w ramiona. Wszystko stracone. Czuła łzy gromadzące się pod powiekami. Zdjęła srebrną bransoletkę z ręki, nerwowo bawiła się nią, czując, że za chwilę naprawdę się rozpłacze. Następnie podniosła wzrok, rozglądając się po pogrążonym w półmroku salonie. Naprawdę nie lubiła w tej chwili tego miejsca. To wszystko wina mamy, że tutaj jest. Wtedy to właśnie jej wzrok zatrzymał się na wiszącym na ścianie Zegarze z Kukułką. Kukułka przecież może mnie obudzić! Ta myśl przywróciła jej energię. Wstanę wcześnie rano i przyniosę wody! Włożyła bransoletkę do kieszeni spódniczki i pośpiesznie przysunęła taboret tuż pod Zegar. Nim go jednak nakręciła, sprawdziła odruchowo, czy ma w kieszeni grosik. Babcia zawsze ostrzegała ją, by nie dała się żadnej kukułce okukać. Babcina dziecinada, pomyślała trochę zła za to na siebie. Zegar z Kukułką wyglądał jak miniaturowy, dębowy zamek. Jego wahadło miało kształt dwóch dużych żołędzi zawieszonych na długich, srebrnych łańcuszkach. Mogłabym wam jeszcze opowiedzieć dużo rzeczy o Zegarze z salonu babci, ale najważniejsze jest to, że w nim właśnie mieszkała Kukułka. Jest naprawdę ładny, pomyślała Zosia, przechylając głowę i patrząc na wieżyczki Zegara z bliska. Właściwie – pomyślała tak po raz pierwszy w życiu – nie pasuje on do salonu babci. Wygląda, jakby przyniesiono go ze starego muzeum. Zabiorę go ze sobą do miasta, postanowiła. Babcia na pewno mi pozwoli. Potem zaś zdecydowanym ruchem nakręciła Zegar. W Zegarze coś zatrzeszczało i zazgrzytało, wskazówki pośpiesznie zakręciły się trzy razy wkoło. Przestraszona Zosia wpatrywała się w tarczę. Wśród trzasków i zgrzytów wyraźnie bowiem rozróżniała groźne brzęczenie pszczoły. Babcia właściwie nigdy nie używała tego Zegara, a Kukułka kukała, kiedy tylko miała na to ochotę, przemknęła jej przez głowę myśl. Po chwili jednak trzaski i zgrzyty w Zegarze ucichły. Wskazówki zaczęły przesuwać się jednostajnie i Zosia zeskoczyła na podłogę. Prawdopodobnie dawno nie był naoliwiony, pomyślała, nie spuszczając jednak oczu z Zegara. Stała jeszcze chwilę, potem wzięła ciepły koc babci, usiadła w fotelu i przykryła się pledem. Ciągle spoglądała na Zegar. Czuła pewien niepokój. Spokojny ruch wahadła z wolna zaczął ją jednak usypiać. Jej koleżanki są prawdopodobnie teraz w kinie. Przecież tak naprawdę wcale nie chciała tutaj przyjechać w tym roku. Wszystko przez mamę. Dlaczego mama wciąż myśli, że jestem małą dziewczynką i że jak dawniej pobyt u babci to dla mnie prawdziwa radość? Kiedy była małą dziewczynką, wszystko było inaczej. Stary Dom w Ogrodzie witał ją już z daleka oknem poddasza. Delikatna, powiewająca na wietrze firanka w tym oknie zawsze jako pierwsza przykuwała jej uwagę. Wzory na firance zmieniały się co roku i przez tę drobną zmianę dom babci otoczony był dla niej mgiełką tajemniczości. 6 Jadąc zaprzężonym w konie wozem, który rokrocznie przywoził ją tutaj ze stacji kolejowej, Zosia zawsze marzyła o tym, by zamieszkać w pokoju na poddaszu. Przeniesie tam swoje lalki i zabawki. Tato zrobi dla niej śliczne mebelki. I w końcu będzie mogła dotknąć tej tajemniczej firanki. Gdy jednak bryczka zatrzymywała się, dziewczynka natychmiast rezygnowała ze swoich planów i marzeń. W domu babci istniała bowiem jakaś niepisana zasada, że na strych nikt nigdy nie wchodził i wszyscy zachowywali się tak, jakby strych w ogóle nie istniał. Czasem, gdy była pewna, że nikt jej nie widzi, przystawała przed ciemnymi, prowadzącymi na strych schodami i patrzyła w górę. Niekiedy wydawało jej się, że widzi tam osiem diamentowych światełek. Zawsze potem z przestrachem i w popłochu uciekała do ogrodu. Był on pełen słońca, zapachu jabłek, gruszek i śliwek. Z boku ogrodu stało drewniane, obrośnięte gęstymi winogronami rusztowanie i to pod nim Zosia zbudowała sobie swój mały świat. Przynosiła tutaj swoje lalki i ich drewniane mebelki, szklaną kulę, pełną złotego piasku, oraz Srebrne Pudełko. Srebrne Pudełko Zosia znalazła kiedyś w starej drewnianej skrzyni, która stała tuż przy schodach na strych. Miało ono kształt pięciokąta i do jego podstawy przymocowane były misternie rzeźbione nóżki. Wieczko pudełka było wypukłe, a na jego powierzchni widniał wyryty wzór pajęczyny. Mogłabym wam jeszcze opowiedzieć dużo rzeczy o Srebrnym Pudełku, ale najważniejsze jest to, że w środku pajęczyny znajdowała się dziurka na Srebrny Kluczyk. Srebrny Kluczyk nakręcał Srebrne Pudełko, które zmieniało się wtedy w karuzelę. Z pudełka wydobywała skoczna melodia, a na karuzeli kręciły się trzy owady: pszczoła, motyl i mrówka. Dwa miejsca na karuzeli były zaś puste. Nie ma nic piękniejszego dla dzieci niż kręcące się wkoło karuzele, niż ogrody, niż lato i zapach placka ze śliwkami dochodzący z kuchni. Nie ma nikogo cieplejszego dla dzieci niż babcia. Wieczorami babcia Zosi robiła na drutach ciepłe pantofelki i czapeczki, wzorzyste sweterki, śliczne nakrycia na fotele i łóżko. Dla Zosi były to prawdziwe czary. Pod wpływem magicznego dotyku dłoni babci zwykła nić włóczki wywijała się, zakręcała, a potem zmieniała w jej ulubiony sweterek. Niekiedy w salonie rozlegało się głośnie kukanie Kukułki. Babcia przerywała wtedy swoją pracę, uśmiechała się i przypominała Zosi, aby zawsze miała grosik w kieszeni i by nigdy nie dała się sprytnej Kukułce okukać. Babcia kochała pracę w ogrodzie. Codziennie wczesnym rankiem krzątała się w nim. Dziewczynkę budziły odgłosy dochodzące z podwórka i wtedy w oknie migotała jej postać babci wśród kwiatów. Potem znów zapadała w sen. W tym roku w życiu Zosi zaszły jednak pewne zmiany i dziewczynka zaplanowała swoje wakacje inaczej. Lipiec postanowiła spędzić w mieście, a w sierpniu pojechać na obóz nad morze. Niestety, babcia nagle zachorowała i mama poprosiła Zosię, aby pozostała w lipcu w Małym Miasteczku. Dziewczynka powiedziała głośno i zdecydowanie: „nie”, a wtedy mama rzekła, że nie będzie mogła jechać na obóz. Potem zaczęła się seria awantur w domu. W końcu Zosia, widząc, że mama nie ustępuje, musiał się zgodzić. Pocieszała się tym, że w pobliżu domu babci mieszka jej bliska koleżanka Hania. 7 Wszystko jednak układało się dla Zosi gorzej, niż przewidywała. Babcia naprawdę nie czuła się dobrze i po operacji kolana nie mogła chodzić. Całe dnie spędzała, siedząc przy oknie w swoim pokoju, robiąc na drutach i przyglądając się skrzynce z kwiatami. Skrzynkę tę umieścił pod oknem babci tato Zosi. Mama zasadziła w niej ulubione kwiaty babci i surowo przykazała Zosi, aby dwa razy dziennie je podlewała. Ten miniaturowy ogródek stał się teraz bowiem wielką radością babci. Zauważała pojawienie się każdego pąka wśród liści, odwiedziny każdego owada. Opowiadała o tym Zosi, tak jakby to wszystko było bardzo ważne. Dziewczynka jednak prawie w ogóle jej nie słuchała i wzruszała tylko ramionami. Spędzała w domu babci najmniej czasu, jak to było tylko możliwe. Przynosiła jej obiady od sąsiadki, zmywała naczynia i znikała potem aż do wieczoru. Hanka miała dużo nagrań, a poza tym dziewczynki potrafiły gadać całymi godzinami. Nie rozumiała też, po co babcia wciąż robi jej sweterki na drutach i naprawdę denerwowało ją to – przecież ładniejsze można było kupić w sklepie. I do tego jeszcze te niemądre warkoczyki, które babcia plotła jej co rano. Dziewczynka rozplatała włosy, gdy tylko znalazła się poza domem. Trzy dni temu babcia znów musiała pojechać do szpitala. Zosia została u rodziców Hani i tam wśród przeróżnych zajęć, kiedy dziewczynki chodziły spać bardzo późno, zupełnie zapomniała o kwiatach. Dopiero dzisiaj wieczorem, kiedy wpadły z Hanią do Starego Domu z Ogrodem, rzuciła okiem na skrzynkę. Przystanęła przerażona. Kwiaty zupełnie wyschły w skwarze lipcowego słońca. A przecież następnego dnia wczesnym rankiem miała przyjechać mama z babcią! Zosia pospiesznie pożegnała się z Hanią, zapewniając ją, że musi zostać w domu babci na noc. Potem posprzątała kuchnię i pokój babci. Skrzynka z kwiatami nie dawała jej jednak spokoju. Mama z pewnością się rozgniewa i nie pozwoli jej jechać na obóz! Będę musiała spędzić tutaj jeszcze jeden miesiąc! Była naprawdę przerażona. Już przecież spakowała plecak! Jolka przywiezie nowy aparat fotograficzny! Próbowała jeszcze naciągnąć wodę ze studzienki tuż przy domu babci, studzienka jednak zupełnie wyschła i po wodę trzeba było biec do pompy aż na rynek. Bowiem Zosia naprawdę bała się naciągać wodę ze studzienki w piwnicy. Studzienka ta miała okrągły kształt i Zosia często myślała, że prowadzi ona do podziemnego lochu. Kukułka mnie obudzi, przyniosę wodę i podleję kwiaty, planowała teraz, wtulając głowę w fotel. Już prawie zasypiała, gdy podmuch wiatru z niedomkniętego okna uchylił drzwi salonu. Zaczęły one skrzypieć i ten powtarzający się dźwięk denerwował ją coraz bardziej. Wstała, by zamknąć drzwi. Drzwi do salonu babci znajdowały się naprzeciwko schodów na strych. Dziewczynka spojrzała na okryte ciemnością stopnie. Dlaczego właściwie nie wolno tam wchodzić, pomyślała, czując bunt. Tylko te zakazy i nakazy. Jest już prawie dorosła i sama może zadecydować. Przytrzymała się poręczy schodów, ostrożnie postawiła stopę na pierwszym stopniu, potem na drugim. Schody zaskrzypiały i równocześnie jakieś nici oplotły jej nogi. To tylko pajęczyna, pomyślała, chociaż poczuła się nieswojo. Usiadała na schodach i zaczęła zrywać pajęczynę z nóg. Nagle jej wzrok zatrzymał się na lśniącym przedmiocie, leżącym na schodach. Srebrne Pudełko? Zupełnie zapomniała o nim tego lata! 8 Z dziecięcą chęcią zabawy wyciągnęła ukryty z boku pudełka Srebrny Kluczyk, przekręciła go trzy razy, wsuwając potem do kieszeni spódniczki, i położyła pudełko na schodach. Dom wypełniała teraz znajoma melodia. Wtem przerwało ją głośne kukanie Kukułki. A karuzela kręciła się coraz szybciej. Dziewczynka nie zwracała jednak na nią uwagi. Pewna, że to już ranek, zeskoczyła dwa schody w dół i już w biegu chwyciła stojące tuż przy schodach wiaderko. Wtedy właśnie poczuła mocne szarpnięcie w górę i wciągnął ją wir kręcącej się karuzeli. Unosiła się i opadała. W przerażeniu zamykała i otwierała oczy i właśnie była gotowa krzyknąć, gdy nagle karuzela zaczęła zwalniać bieg, aż w końcu się zatrzymała. Muszę na chwilę usiąść, pomyślała, bo wciąż wirowało jej w głowie. Schody wydały jej się dziwnie miękkie – mocniej zacisnęła powieki, próbując się uspokoić. – Zniszczyłaś całą naszą pracę! – usłyszała wrogi, brzęczący pszczeli głos. – Musisz za to zapłacić! – Przez ciebie omal nie połamałem moich skrzydeł! – zawtórował mu wysoki głos. – Z przyjemnością cię ugryzę – dodał gruby, zirytowany głos i Zosia poczuła ugryzienie mrówki pod kolanem. – Ach! Proszę mnie nie gryźć! – krzyknęła z bólu. Uniosła głowę i szeroko otwarła oczy z przerażenia. Trzy olbrzymie owady: Pszczoła, Motyl i Mrówka pochylały się właśnie nad nią. Do tego Pszczoła naciągała swoje żądło, kierując je prosto w rękę dziewczynki. A ona była przecież taka uczulona na jad pszczeli! W panice rozglądnęła się wokół, szukając ratunku. Polana wydała jej się zupełnie pusta i jakaś szara. Wtem jednak tuż obok wysokiej Paprotki dostrzegła Muchomora. Stał z przychylonym kapeluszem i pomimo całego niebezpieczeństwa na ułamek sekundy uwagę Zosi przykuł jego prześliczny, czerwony w białe groszki płaszczyk. Potem jednak dostrzegła jego zakłopotaną i przestraszoną twarz. To stworzenie na pewno mi nie pomoże, pomyślała, zerwała się na równe nogi i zaczęła uciekać. 9 Muchomor Nieznany Las był niezwykłym miejscem, bo chociaż zaznaczony na mapie zielonymi drzewkami i wszyscy wiedzieli dokładnie, gdzie jest on położony, nikt w rzeczywistości nie mógł go odnaleźć. Wywoływało to wiele dyskusji i zdenerwowanie wśród profesorów wielu znanych polskich i nie tylko polskich uczelni, ale wszystkie naukowe wyprawy, które miały go odszukać i zbadać, powracały z niczym. Mogłabym opowiedzieć wam dużo rzeczy o Nieznanym Lesie, ale najważniejsze jest to, że w tym właśnie lesie znajdowała się Polana, na którą przyniósł Muchomora wiatr. Muchomor był wtedy zamknięty w małym ziarenku, który biolodzy nazywają zarodnikiem. Przelot z wiatrem bardzo mu się podobał, ale kiedy spadł na ziemię, poczuł się trochę nieswojo. Nie miał jednak zbyt dużo czasu, aby o tym myśleć, bo ten sam wiatr przyniósł z sobą także ulewny deszcz. Kiedy pierwsza kropla deszczu spadła na ziemię, Muchomor zaczął rosnąć. Najpierw był okrągły jak kulka, potem zaczął wydłużać się w górę. Przez moment miał nawet nadzieję, że będzie wysoki jak drzewo, ale w pewnej chwili przestał rosnąć. Pogodził się z tym natychmiast i z ciekawością zaczął przyglądać się miejscu, na którym wyrósł. Polana miała kształt pięciokąta. W trzech jej rogach rosły Paprotki, a w dwóch pozostałych Skrzyp i krzak podeschniętej Borówki. Wysoka trawa obrastała jej brzeg. Wśród niej gdzieniegdzie wyrastały skromne i jakby przestraszone kwiatki. Na środku Polany stał zaś olbrzymi pień ściętego drzewa, otoczony pięcioma pięciokątnymi rzędami kamieni. Jeden z tych kamieni był kremowobiały, a w środku ozdobiony rysunkiem pajęczyny. Mogłabym wam jeszcze opowiedzieć dużo rzeczy o Polanie, ale najważniejsze jest to, że robiła ona wrażenie smutnego i opuszczonego miejsca. – Dzień dobry – powiedział Muchomor głośno i wyraźnie, chcąc przywitać się ze wszystkimi i dodać sobie odwagi. – Jaki piękny Muchomor! Jaki uroczy płaszczyk! Co za cudowne kolory! – zawołały przelatujące właśnie nad Polaną ptaki. Muchomor uniósł wzrok, zmieszał się bardzo i jeszcze bardziej zaczerwienił. Jego serce trzy razy zabiło mocno z radości. Pojawienie się Muchomora wywołało na Polanie pewne zamieszanie. – Jak udało się Panu przedostać przez sieć pajęczą? – spytał ochrypłym głosem Skrzyp i wcale nie czekając na odpowiedź, zaczął pocierać swoimi liśćmi o siebie, wydając odgłosy podobne nieco do dźwięku skrzypek. Tymczasem Borówka i Paprotki sennym, ale zaciekawionym wzrokiem patrzyły na Muchomora, czekając na jego odpowiedź. Muchomor zakłopotał się bardzo, rozglądał się po Polanie, udając, że czegoś szuka, a potem spuścił głowę. Nie wiedział bowiem wcale, jak odpowiedzieć na pytanie Skrzypu, a czuł, że powinien znać na nie odpowiedź. – Czy mógłby Pan podlać wkoło mnie ziemię? – westchnęła w końcu Borówka słabym głosem. – Czuję, że zupełnie wysycham. Muchomor spojrzał na nią z wdzięcznością za to, że wybawiła go z takiej niezręcznej sytuacji. Potem, zadowolony, że może się czymś zająć, nazbierał dwadzieścia siedem kropel rosy i podlał nimi Borówkę. Minęło kilka długich dni, nim Muchomor zorientował się, że Polana odgrodzona jest od reszty lasu rozciągniętą pomiędzy krzakami i drzewami gęstą siecią pajęczyny. Dlatego też owady i większość leśnych stworzeń omijały Polanę ze strachem. Nawet zagubiony kret, który 10 czasem przez przypadek wykopał pod Polaną podziemny korytarz, wysuwał swój łebek, kręcił nim i chował go szybko pod ziemię. Było tu bowiem tak jakoś smutno i ponuro. Muchomor polubił jednak Polanę taką, jaka była, tutaj się przecież urodził, tutaj wyrósł i było to jedyne miejsce na świecie, jakie znał. Dokładnie siedem dni po jego przybyciu na Polanę zdarzyło się coś, co całkowicie odmieniło jego życie. Na trawie, tuż przy brzegu Polany znalazł prawdziwe gęsie pióro. Podniósł je, przez chwilę oglądał z uwagą, a potem ogarnięty wielką myślą i nagłą pasją postanowił zostać pisarzem. Muchomor był bardzo konsekwentny. Już następnego ranka, zaraz po podlaniu roślin, ostrożnie ostrugał gęsie pióro i zaczął pisać swoją pierwszą książkę. Z czoła spadały mu krople potu, rozglądał się dookoła. Pisanie bowiem okazało się trudniejsze, niż początkowo przewidywał, ale nie zrażał się tym wcale. Dzień po dniu, kartka po kartce zapełniały się równym, kaligraficznym pismem Muchomora. Zakończone książki Muchomor ozdabiał swoim podpisem i układał na półce swojej ślicznej Biblioteki, z której często korzystali Paprotki, Skrzyp i Borówka. Dzięki tym właśnie książkom na Polanie wzrosło znaczenie Muchomora. Jego książki wywoływały bowiem długie, wieczorne dyskusje. Szczerze mówiąc, dni Muchomora były podobne do siebie jak dwie krople wody, ale Muchomor był z tego zadowolony, bo naprawdę nie lubił żadnych zmian. Rano, tuż po śniadaniu, zbierał rosę i podlewał wszystkie rośliny na Polanie, potem pisał do obiadu, następnie ucinał sobie krótką drzemkę w cieniu Paprotek, później znów pisał, aż do wieczora. Wieczorem jeszcze raz podlewał rośliny, odkurzał Bibliotekę szczotką zrobioną z zeschłych igieł sosny i przygotowywał słoik atramentu z soku borówkowego. Tuż przed snem prowadził długie literackie dyskusje z pozostałymi mieszkańcami Polany, a zasypiał, przysłuchując się wieczornym koncertom Skrzypu, który mając tak cierpliwego i zupełnie bezkrytycznego słuchacza, grał coraz ładniej. Od chwili przybycia Muchomora w to miejsce Polanę odwiedziło trzech niespodziewanych gości. Pewnego ciemnego i bezgwieździstego wieczoru zjawił się na Polanie Wielki Pająk. Muchomor bardzo się go przestraszył, bo Wielki Pająk miał olbrzymie, iskrzące się oczy, olbrzymie włochate ciało i nogi i do tego od razu przedstawił mu dokumenty na to, że jest właścicielem Polany. Muchomor był pewien, że za chwilę będzie musiał opuścić Polanę. Ze zgnębioną miną pakował swoje książki, gdy tymczasem Wielki Pająk w milczeniu naprawiał srebrną nić pajęczą wokół Polany. Chwilę później Wielki Pająk przywołał Muchomora i nadał mu uroczyście tytuł Królewskiego Nadzorcy Polany. Muchomor zupełnie nie wiedział, co ten tytuł oznacza, ale zrozumiał, że może pozostać na Polanie. Gdy sieć pajęczyny wkoło Polany była już naprawiona, Wielki Pająk poprosił Muchomora, aby spisał dzieje jego rodu. Przez dziesięć dni, zawsze o tej samej porze, gdy księżyc oświetlał Polanę, Wielki Pająk wyłaniał się z mroku nocy. Opowiadał wtedy historię swej rodziny, a Muchomor zapisywał każde jego słowo swoim równym, kaligraficznym pismem. Ostatniego dnia Wielki Pająk podarował Muchomorowi śliczną, srebrną okładkę, na której wyryte były słowa: Kronika rodu Wielkiego Pająka spisana przez Muchomora, po czym pożegnał się i zniknął. 11 Kronika… była naprawdę piękną i pełną niezwykłych historii książką. Muchomor był z niej tak dumny i tak ją lubił, że nigdy się z nią nie rozstawał. Nosił ją więc zawsze przy sobie, w przewieszonej przez ramię, uszytej z zeschłych liści teczce. Drugim gościem Polany był Stary Świerszcz. Przywędrował on na Polanę w środku deszczowej, zimnej nocy w starym, zniszczonym płaszczu i poprosił Muchomora o herbatkę z borówek. Zaraz po jej wypiciu, kiedy nieco się ogrzał, zwierzył się Muchomorowi, że przyszedł na Polanę, aby spokojnie umrzeć. – Jestem już za stary, aby bać się pajęczej sieci. Tutaj nikt nie będzie mi przeszkadzał – westchnął ciężko, skrył się pod kapeluszem Muchomora i zasnął. Okazało się wkrótce, że Stary Świerszcz umie prześlicznie rysować. Chcąc sprawić Muchomorowi przyjemność, zilustrował Kronikę… pięknymi obrazkami i mapami. Stary Świerszcz umarł z ołówkiem w ręku, pochylony nad mapą labiryntu, której nie zdążył już dokończyć. Muchomor wykopał dla niego grób pod jedną z Paprotek. Siedział przy nim długo, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Polana wydała mu się nagle taka pusta. Brakowało tutaj przecież tylko Starego Świerszcza. Od tego dnia każdego wieczoru Muchomor siadał przy grobie Starego Świerszcza i w świetle księżyca przyglądał się obrazkom w Kronice… . Dzięki nim poznawał cały daleki świat, i czuł, że jest blisko swojego przyjaciela. Mogłabym wam teraz opowiedzieć dużo o trzecim gościu Polany, ale najważniejsze jest to, że Muchomor wcale nie chciał pamiętać tej wizyty, więc udawał, że się w ogóle nie zdarzyła. Ponieważ jednak z natury był bardzo dokładny, a gość związany z rodem Wielkiego Pająka, opisał ją w Kronice…, potem zaś przestraszony, że ktoś to przeczyta, zalał całą stronę borówkowym atramentem. Płakał potem długo, widząc, jak zniszczył jedną stronę swojej ślicznej książki. Tak jak pierwszego dnia tak i później przeloty ptaków wywoływały zawsze trzykrotne, radosne bicie jego serca. – Jaki piękny Muchomor! Jaki uroczy płaszczyk! Co za cudowne kolory! – wołały zawsze przelatujące nad Polaną ptaki. Gdy zapadała noc i gdy cisza otoczyła Polanę, Muchomor z wdzięcznością myślał o Wielkim Pająku. Otaczająca Polanę pajęczyna czyniła ją bowiem miejscem bezpiecznym, a Muchomor bardzo bał się dużych zwierząt. Potem zapadał w sen, marząc, że pewnego dnia będzie mógł fruwać – tak jak ptaki... Książka w całości dostępna jako ebook 12