This article appears in the June 30, 2006 issue of
Transkrypt
This article appears in the June 30, 2006 issue of
Biuletyn informacyjny Instytutu Schillera 29.6.2006 r., nr 19 Poniższy artykuł został opublikowany w tygodniku “EIR” datowanym 30.6.2006 r. Powinien on dać polskim czytelnikom wyobrażenie o prawdziwych pobudkach wielu „inwestycji zagranicznych” w Polsce i globalnym szaleństwie spekulacji finansowej, która jak pasożyt pochłania realną gospodarkę. Rzekome korzyści, jakie Polska czerpie z tego rodzaju zagranicznych inwestycji mogą się szybko skończyć w momencie, kiedy zasiadający zagranicą zarząd firmy uzna, że gdzieś w innym kraju znajdzie tańszą siłę roboczą albo niższe podatki. Jedyną gwarancją rzeczywistego rozwoju gospodarczego byłby opracowany centralnie spójny plan opierający się na potrzebach infrastrukturalnych kraju, istniejącym potencjale produkcyjnym i przede wszystkim rzeczywistym banku narodowym, który udzieliłby tanich długoterminowych kredytów na konieczne inwestycje. Obecny kierunek polegający na „eksporcie” polskiej taniej siły roboczej do innych państw europejskich oraz wyciąganiu ręki po dotacje z Brukseli czy innych źródeł stwarza jedynie iluzję jakiegoś postępu i umożliwia tymczasowe łatanie dziur. W konsekwencji może też doprowadzić nie do jednoczenia Europy, ale jej podziału. Okrajany przemysł samochodowy Europy zachodniej Liderzy europejskich związków zawodowych od długiego już czasu unikają prawdy o przyszłości przemysłu samochodowego w Europie i twierdzą, że masowe zwolnienia i zamykanie przedsiębiorstw w Stanach Zjednoczonych „nigdy nie stanie się tutaj”. Ale czasy się zmieniają i siekiera idzie w ruch. Niektórzy związkowcy zaczynają zauważać, że kierownictwo nie jest zainteresowane produkcją samochodów, ale jedynie spekulacją finansową. Przez krótki okres w październiku 2004 r. społeczeństwo Niemiec świadome było kryzysu w branży samochodowej, kiedy kraj śledził strajk w fabryce Opla w Bachu. Strajk ten, zorganizowany w opozycji do polityki rady pracowniczej przedsiębiorstwa, kierowanej przez przewodniczącego Klausa Franza, który popierał rozmowy z kierownictwem Opla, wymierzony był przeciwko ultimatum postawionemu przez europejską sekcję General Motors, zakładającemu zwolnienie 12 tys. pracowników, głównie w Niemczech. Wspólne wysiłki kierownictwa, mass mediów i zarządu fabryki doprowadziły do stłumienia strajku, a kierownictwo zgodziło się na „kompromis” i zaproponowało obcięcie jedynie połowy miejsc pracy w Niemczech, resztę w innych krajach europejskich. Miejsca pracy zagwarantowano jedynie do 2010 r., a wiele osób, które miały być zwolnione, otrzymało na zachętę wysokie odprawy. Takie rozwiązanie spotkało się z aprobatą wspomnianego wyżej Klausa Franza, który od tego czasu powtarza, że jeśli jest kryzys w GM, to tylko w Stanach Zjednoczonych, miejsca pracy w Niemczech i w Europie są „bezpieczne, ponieważ mamy gwarancję na papierze”. Franz powtarza to już 18 miesięcy i tym samym pomaga w wysiłkach establishmentu pragnącego uśpić pracowników. Sytuacja w Portugalii Jednakże dramatyczne wydarzenia na początku czerwca 2006 r. zmusiły go do zmiany przekonań. Zgodnie z dyrektywami z siedziby głównej GM w Detroit, europejski zarząd tej firmy podał do wiadomości plany zamknięcia produkcji w Portugalii i likwidacji 1 200 miejsc pracy w zakładzie w Azambuja, który jest jedynym z najbardziej nowoczesnych przedsiębiorstw w Europie. Według planu, portugalska produkcja transporterów Combo miała być przeniesiona do fabryki GM w Hiszpanii, co miało zrekompensować Hiszpanom utratę znacznej części produkcji wagonów, którą przeniesiono do Polski. Kilka tygodni wcześniej zarząd GM w Europie ogłosił redukcję zatrudnienia o 900 osób w fabryce w Ellesmere Port w Szkocji. Okazało się też, że Portugalia była tylko jednym z państw na liście, która obejmowała przedsiębiorstwa w Niemczech i Szwecji. Informacje te spowodowały niepokój wśród pracowników GM i strajk portugalskich załóg GM wsparty został przez strajki solidarności w innych przedsiębiorstwach europejskich GM. W takiej sytuacji nawet Klaus Frany uznał, że musi zmienić swoje hasło i w wywiadzie dla „Financial Times” 15 czerwca powiedział, że likwidacja miejsc pracy w Portugalii powinna być traktowana poważnie w całej Europie: „Wszyscy wiedzą, że zamknięcie fabryki w Azambuja jest pierwszy krokiem w kierunku utraty produkcji z Europy zachodniej do wschodniej”. Franz dodał, że przeniesienie produkcji na wschód może zaszkodzić nie tylko pracownikom przemysłu samochodowego, ale gospodarce europejskiej jako całości, ponieważ produkcja samochodów jest ważną branżą w Niemczech i w całej Europie. „Z punktu widzenia firmy, tranzyt na wschód może ma sens, ale jeżeli trend ten zacznie dominować, gospodarka zachodnia zostanie zniszczona – kto wtedy będzie kupował te samochody?” Zwolnienia w Volkswagenie Jednocześnie kolejne napływające w tym czasie wiadomości na temat branży samochodowej potwierdziły niepokoje o kolejnych ograniczeniach i zwolnieniach. Na przykład, firma Volkswagen potwierdziła plany zasygnalizowane już na początku roku, zgodnie z którymi w z ponad 100 tysięcy pracowników w sześciu fabryka w Niemczech zwolnionych zostanie 20 tysięcy. Kierownictw VW postawiło pracownikom głównego przedsiębiorstwa w Wolfsburgu ultimatum, że jeżeli nie zgodzą się pracować o jeden dzień więcej w tygodniu za wynagrodzenie za jedynie cztery dni, produkcja samochodu Golf, głównego modelu VW, zostanie przeniesiona od „mniej kosztownej” fabryki gdzieś na wschodzie Europy, na przykład do Słowacji. Rosnące niezadowolenie wśród pracowników zostało spacyfikowane za pomocą przecieków z dyrekcji, według których zagrożonych jest 30 tysięcy miejsc pracy. Jednocześnie kierownictwo VW w Brazylii potwierdziło plany zwolnienia 25% siły roboczej z obecnej liczby 22 tysięcy, ponieważ model Fox produkowany w tym kraju „będzie musiał być produkowany gdzie indziej z powodu konieczności obcięcia kosztów”. Jeśli chodzi o rzekomą „konieczność obcinania kosztów”, to z pewnością 500 euro więcej, które według dyrekcji trzeba wydać na produkcję jednego samochodu w Portugalii, w porównaniu z Europą wschodnią, nie tłumaczy, dlaczego przedsiębiorstwo w Azamuja musi być zamknięte. Taka suma na jeden samochód jest niewielka i według jednego ze związkowców tego przedsiębiorstwa, z którym rozmawiał niniejszy autor, może być zredukowana w inny sposób w procesie produkcji. Koszty nie są prawdziwym powodem, chodzi o coś innego, stwierdził związkowiec, głównie o agresywną mentalność akcjonariusza. Obecnie Komisja Europejska w Brukseli oferuje duże subsydia dla nowych fabryk w Europie wschodniej i w Rosji, które razem z wakacjami podatkowymi oraz dodatkowymi subsydiami uzyskiwanymi często od danego rządu krajowego czy władz lokalnych, pokrywają znaczną część kosztów inwestycji. To jest dużym „zyskiem” dla akcjonariuszy, których nie interesuje produkcja samochodów, ale jedynie ich zysk z tego tytułu. Związkowiec z Portugalii podkreślił też, że obecna dyrekcja GM czy innych producentów samochodów, nie składa się z „ludzi, którzy znają się na samochodach”, ale ze „specjalistów od wyciskania pieniędzy”. Z takimi ludźmi nie ma przyszłości dla przemysłu samochodowego w Europie. Inny związkowiec wyraził się jeszcze dobitniej i stwierdził, że w dyrekcji Volkswagena są ludzie, którzy przy pierwszej nadarzającej się okazji porzuciliby całkowicie produkcję samochodów i skoncentrowali się na operacjach finansowych. Rzeczywiście, oddział usług finansowych Volkswagena jest w ostatnim okresie najbardziej „dochodową” częścią tej firmy. Trzeba jednak pamiętać, że ten dochód uzyskano na rynkach finansowych, nie zaś dzięki sprzedaży samochodów. Satysfakcja akcjonariuszy stała się dla kierownictwa priorytetem, a produkcja samochodów zeszła na dalszy plan, dlatego też „konieczność zredukowania kosztów” wynika bardziej z problemów na rynkach finansowych niż z samą produkcją samochodów. Reiner Apel