Wartość literacka książki

Transkrypt

Wartość literacka książki
„Przywróć pamięć zapomnianej książce”
Joanna Olech
Wartość literacka książki - co to takiego?
Za ocenę wartości książki bierzmy się, o ile spełniony został warunek podstawowy - fabuła
okazała się na tyle atrakcyjna, że przeczytaliśmy duszkiem, oczarowani. Tam, gdzie podczas
lektury ziewanie rozwiera nam szczęki, gdzie szukamy pretekstów, żeby książkę cisnąć w kąt
- szacowanie walorów literackich mija się z celem. Co z tego, że recenzje były pochlebne, co
z tego, że autor uznany - niech inni wystawiają mu laurki, my dajmy sobie spokój.
A zatem szukajmy książki uwodzicielskiej, która poruszyła trybiki w głowie, szturchnęła
nasze emocje, być może nawet „przeczołgała”? Albo przeciwnie - przyniosła otuchę,
nadzieję, zdumienie, otwarła nowe okienko w naszych relacjach z ludźmi. Jeśli książka nas
nic a nic nie obeszła, jeśli pozostaliśmy „letni” - darujmy sobie analizy i dociekania: co
ważnego pisarz chciał nam powiedzieć.
„Wartość” to nie to samo co „poprawność”. To nie grzeczna akuratność bez kantów.
„Wartość” bywa kolczasta i kapryśna. Niejeden autor oblałby klasówkę z polskiego, bo
podczas pisania wyłącza automatycznego pilota. Bo nikogo nie próbuje zadowolić. Bo daje
upust impulsom, w sposób nieposkromiony i chimeryczny. Bo wypowiada sądy kategoryczne
i niesprawiedliwe - ustami swoich bohaterów.
Uczeń na klasówce pisze we własnym imieniu i bierze odpowiedzialność za myśli przez
siebie sformułowane, podczas gdy pisarz podszywa się, naśladuje i wciela, przybiera pozy i
maski, mówi cudzymi językami, wypowiada nie-swoje kwestie. Tylko konkluzja jest jego
własnością. Ale droga do niej bywa pokrętna, a autor uprawia wieczną maskaradę - bywa
ofiarą i agresorem, kochającym i kochanym, mędrcem i głupcem jednocześnie.
„Wartość” książki nie mieszka w samej książce. Mierzyć ją można emocjami, jakie w nas
wyzwoliła. To MY jesteśmy „wagą” i „odważnikiem” wartości książki. Jeśli po lekturze masz
galopadę myśli, spierasz się o nią z przyjaciółmi, polecasz ją znajomym, nie chcesz się z nią
rozstać - najwyraźniej ten tytuł ma dla ciebie dużą wagę. Niebagatelną WARTOŚĆ.
Ktoś powie: „książka o Pippi Pończoszance” zmieniła moje życie”. Ktoś inny żachnie się:
„Żartujesz?! Bajeczka dla dzieci ZMIENIŁA ŻYCIE?”. Ano tak... bo pomogła zrozumieć, na
1
czym polega cywilna odwaga. I przyjaźń. Pomogła zachować wolność sądów. Nauczyła
wyrażać je, nikogo nie raniąc, nie ośmieszając, nie upokarzając. Uwolniła od
„dziewczyńskich” stereotypów.
Inny czytelnik potrzebuje książki „cięższego kalibru”- jakiejś opasłej lektury z tysiącem
przypisów.
Jeszcze inny zachwyci się komiksem (to nieprawda, że wszystkie komiksy są durne i służą
wyłącznie rozrywce - spróbuj przeczytać choćby: „Marzi”, „Persepolis”, albo „Maus”).
A skoro już o rozrywce mowa - czy książka, która służy jedynie rozrywce, nie jest
wartościowa? Takie, dajmy na to, „Dzieci z Bullerbyn”... Zaczarowały kilka generacji
czytelników. Trudno znaleźć kogoś, kto nie lubiłby tej książki. A przecież nie jest
dydaktyczna. Nie jest edukacyjna. Nie mówi doniosłych rzeczy na ważkie tematy. Jest tylko
(albo AŻ) kapitalnym portretem dzieciństwa - w otoczeniu kochających ludzi, niezawodnych
przyjaciół, przyrody. To także WARTOŚĆ. I to niebagatelna.
Hmmm...„ważkie tematy”. Co znaczy „ważkie”? Poważne, istotne, trudne, dotykające
głęboko... Często słyszymy: to zbyt trudne dla dzieci. To nie jest temat dla młodzieży. Hola,
hola! Czyżby słynne baśnie przeznaczone były wyłącznie dla dorosłych?
Weźmy: „Dziewczynkę z zapałkami” (śmierć, sieroctwo, niedostatek), Czerwonego Kapturka
(przemoc), Małą Syrenę (ofiara, cierpienie, niespełniona miłość), Jasia i Małgosię
(porzucenie, samotność, przemoc), Króla Maciusia (wojna, lekceważenie, hipokryzja),
Królową Śniegu (ofiara, manipulacja, zawłaszczenie)... Czy zatem te lektury należałoby
usunąć z kanonu książek dla młodych czytelników? Przykłady możemy mnożyć i szybko
okaże się, że NIEMAL WSZYSTKIE tytuły, należące do „złotej setki” najwybitniejszych
lektur dziecięcych, to TRUDNE tematy. Od „Sierotki Marysi” poczynając, przez „Braci Lwie
serce”, „Tomka Sawyera”, „Władcę pierścieni”, „ po „Harry’ego Pottera”- wszędzie
wytropicie gorycz, niesprawiedliwość, samotność, ryzyko, sieroctwo... W książkach dla
młodych mieszkają wszystkie opresje i grzechy świata, ubrane z metaforyczny, literacki
kształt. Bo wartościowa literatura jest SZCZEPIONKĄ, uodparniającą nas przed złem świata.
Jak działa szczepionka? Oto aplikujemu zdrowemu dziecku osłabione bakterie groźnej
choroby. Ta mikroskopijna dawka trucizny uruchamia w organizmie mechanizm obronny „budzi” przeciwciała, które zapobiegną zachorowaniu, w razie kontaktu z niebezpieczną
chorobą. Człowiek zaszczepiony poradzi sobie z infekcją, przeżyje. Podobnie mały czytelnik
- dostaje dawkę „złego świata” pod postacią literatury. Nawet najszczęśliwsze dziecko, które
2
nigdy nie doświadczyło złego traktowania, czyta o nieszczęściach, jakie drzemią tuż za
progiem. Literatura jest symulacją życia. Nie trzeba urodzić się Hobbitem, żeby poznać
Mordor. Wystarczy o tym przeczytać. Czytelnik uczy się rozpoznawać zło i wszelkie ciężkie
próby, na które - być może - kiedyś będzie wystawiony. Poznaje sposoby radzenia sobie z
nim. Odróżnia „dobre”, od nic nie wartego. Dowiaduje się kim jest. Do jakiej drużyny należy
- Galdalfa, czy Saurona? Harrego, czy Valdemorta?
A zatem niech żyją trudne tematy!
Książki stale konfrontują nas z odmiennym sposobem myślenia, otwierają na INNEGO. Ten
„inny” to (czasami) Ania z Zielonego Wzgórza, Grinch, Momo... Czasami Włóczykij, albo
Mała Mi. Czasami Kłapouchy, Pinokio, Alicja...
Jeśli nie czytasz, możesz przeżyć życie w przekonaniu, że jesteś Prosiaczkiem, podczas gdy
masz wszystkie cechy Tygrysa.
Pomyślmy: dlaczego właśnie TE, a nie inne książki stały się najpoczytniejszymi lekturami na
świecie? Dlaczego oparły się próbie czasu i są czytane dłużej niż jeden sezon? Na czym
polega sekret popularności „evergreenów” literackich? Inaczej mówiąc: czym jest ta
WARTOŚĆ, która przesądza o ich żywotności?
Być może na tym, że są uniwersalne - pasują do każdego? Że odnajdujemy w nich własne
myśli i uczucia? Echa wlasnych porażek i rozczarowań? Zawiedzionych (i spełnionych)
nadziei?
Znajdźcie mi dzieciaka, które nigdy nie czuło się Brzydkim Kaczątkiem. Znajdźcie takie,
które nie czuło się Kopciuszkiem. Albo dziewczynkę, która nie chciała - choćby raz w życiu być Ronją-córką zbójnika... Pippi Pończoszanką... Malutką Czarownicą. Przywołuję tu
lektury znane wszystkim, ale przecież czasami niepozorna, wyłowiona z pawlacza książka ma
tę samą siłę rażenia, tę samą „moc magiczną”, która sprawia, że bohater mówi naszymi
słowami, a my identyfikujemy się z nim bez reszty.
A zatem zachęcam do „wykopków literackich” - do szperania w Muzeum Książki dla Dzieci
(Pałac Kultury), w zakamarkach bibliotek, w tapczanie i na pawlaczu. Może tam mieszka
jakaś sierota literacka - zapomniany los z główną wygraną? Stale dokonuję takich cudownych
znalezisk w Muzeum warszawskim - to prawdziwy sezam i nie trzeba znać zaklęcia, żeby tam
wejść.
Powierzam Wam moją listę bestsellerów - całkiem nowych i trochę tylko starszych. Żadna z
tych książek nie ma więcej niż 10 lat, ale może lista posłuży Wam za inspirację.
3
Jest taka generalna zasada pisania książek - bohater na końcu książki nie może pozostać tym
samym człowiekiem, jakim był na początku. Zawsze dokonuje się w nim jakaś zmiana.
Podobnie czytelnik dobrej książki - kiedy zamyka tom na słowie „koniec” jest ciut inny, niż
był na początku. Lepszy.
I może to jest najkrótsza definicja książki WARTOŚCIOWEJ.
4