„Pewnego dnia w Danolandii” – Dzielnicowy Konkurs Literacki
Transkrypt
„Pewnego dnia w Danolandii” – Dzielnicowy Konkurs Literacki
Praca konkursowa - „Pewnego dnia w Danolandii” – Dzielnicowy Konkurs Literacki Ewelina Czub, uczennica klasy 5a Szkoła Podstawowa Z Oddziałami Integracyjnymi nr 2 im. Jana Pawła II Przy ul. Orłów Piastowskich 47 w Warszawie Opiekun: pani Anna Imiełowska „Wiśniowy Sad” Wczoraj siedziałam w swoim pokoju przed komputerem i oglądałam filmy na Youtube o Japonii. Gdy oglądałam film o Tokio, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Zahipnotyzowana ogromną ilością ludzi przemieszczających się po centrum japońskiego miasta, rzuciłam niedbale przez ramię: - Proszę! Do pokoju wszedł mój młodszy brat Piotrek. - Co robisz?- zapytał jak zwykle. - Oglądam Japonię - odpowiedziałam, nie spoglądając na niego. - A co chcesz? - zapytałam. - Chciałbym tak jak ty porobić coś w Internecie. Nudzi mi się i pooglądałbym jakieś wyścigi albo porozmawiał z jakimiś chłopcami ... – wyjaśnił. Spojrzałam na niego przez chwilę i zniecierpliwiona odpowiedziałam: - Jesteś za mały na Internet.- Odwróciłam z powrotem głowę do monitora. Miałam nadzieję, że pozbyłam się brata - intruza. - Szkoda. – Usłyszałam cichutki głos. - Myślałem, że mnie nauczysz tego Internetu. Spojrzałam na swojego brata i zobaczyłam jak ze spuszczoną głową wychodzi z pokoju. Sumienie mnie ruszyło. Westchnęłam. – Dobra, chodź tu Piotrek. Pogadamy o tym Internecie - z żalem zamknęłam okienko Youtube. - Hura! – Piotrek z radości podskakiwał na lewej nodze. - No dobra chłopie …- zaczęłam rozmowę. – Co to jest Internet? Piotrek spojrzał na mnie okrągłymi oczami. – Hmm … to taki wielki świat, gdzie są same fajne rzeczy dla dzieci. Tylko nie rozumiem, dlaczego rodzice nie zawsze pozwalają dzieciom w nim przebywać – dodał z nutą rozczarowania w głosie. Znów westchnęłam i gdy już chciałam rozpocząć mój wykład na temat prawdziwego Internetu, Piotrek - rozentuzjazmowany - nie dawał mi dojść do głosu i wykrzykiwał: - Internet jest suuuuper! Jest kolorowy, wesoły i nikt się nigdy nie nudzi! Można grać w super gry,kupować co się chce i wszystko jest takie słodkie jak mój ulubiony serek Danio. Internet to taka smaczna Danolandia – zakończył z rozbrajającym uśmiechem na twarzy pokrytej rumieńcami z podniecenia. „Te rumieńce przypominają mi kwitnące drzewa wiśni w mojej ukochanej Japonii” – pomyślałam i znów westchnęłam. - A myślisz, że w tej Danolandii wszystko jest za darmo? - Pewnie! – z przekonaniem powiedział brat. – Można kupować wszystko co reklamują, bo tam jest strasznie dużo fajowych reklam!!! - I z wszystkimi można rozmawiać? – pytałam dalej, z narastającym strachem. - Jasne! Można poznać super kolegów i się z nimi umawiać. – Rumieńce brata przybrały kolor przejrzałej wiśni. - Ale Piotrek! W Internecie trzeba za zakupy płacić! Tak jak w sklepach. – Próbowałam zahamować zachwyt Piotrka Danolandią. - Tak? – zapytał tylko troszkę zaskoczony. – No to wezmę kartę kredytową mojej mamy i za wszystko zapłacę – dodał dumny ze swojego pomysłu. - Ojej … - opadłam z sił i zwątpienie wzięło nade mną górę. - Ale … aby nią zapłacić trzeba podać numer karty i wszystkie swoje dane: imię nazwisko, adres.. – ciągnęłam zrezygnowana , mając nadzieję, że Piotrek się opamięta. - E, to luz! – krzyknął zadowolony jak nigdy dotąd. – Ja znam przecież mamy imię i nazwisko, adres i nr telefonu, i wszystko podam jak będę chciał kupić samochód z reklamy! – dodał dumny ze swojej wiedzy o mamie. Rumieńce na jego policzkach miały już rozmiar gigantycznej wiśni w kolorze bardzo przejrzałym. Policzyłam do dziesięciu, by się uspokoić Postanowiłam zadać mu pytanie ostatniej szansy. - A jak ktoś będzie chciał się z Tobą umówić, tak sam na sam, gdzieś tu w okolicy, na przykład na parkingu pod Biedronką? Napisze, że chciałby być Twoim super kolegą i chcę się z Tobą bawić i grać razem w gry u niego w domu? To co, umówisz się z nim i pojedziesz na spotkanie? - Pewnie! – skakał już na dwóch nogach i dodatkowo machał rękami. Teraz przypominał już drzewo z przejrzałymi wiśniami, którego gałęzie na silnym wietrze kręcą się we wszystkie strony świata. Miałam wrażenie, że ten wiatr zachwytu Danolandią zaraz wyrwie to drzewo z korzeniami. - A jak ten niby -kolega poprosi, żebyś nikomu nie mówił, ze się z nim spotykasz, bo to będzie Wasza tajemnica? To co? Nie powiesz nic nikomu? – pytałam dalej. - No pewnie, że nic nikomu nie pisnę! – Stanął w miejscu i wyglądał jak drzewo po wichurze. Jego włosy wyglądały jak rozczochrane ogonki po zgubionych wiśniach. Sapał z wrażenia i ekscytacji. – Jak kumpel prosi o tajemnicę, to za chińską wiśnię nic nikomu nie wygadam! Patrzyłam na niego i byłam z jednej strony przerażona, z drugiej zafascynowana jego ekscytacją. Teraz wiedziałam, ze muszę mu jakoś wytłumaczyć, że ta Danolandia nie jest taka słodka jak on ją sobie wyobraża. Muszę to jednak zrobić powoli, aby to wiśniowe drzewko nie uschło z rozczarowania. -No dobra Piotrek. Zaczniemy o tej Danolandii sobie rozmawiać. Dzisiaj wstęp – powiedziałam już spokojnie, układając w głowie plan działania. – Siadaj tu koło mnie i słuchaj … I tak zaczęły się nasze pogadanki, które nazwaliśmy „Wiśniowy sad w Danolandii”. Piotrek słuchał mnie uważnie, ja natomiast musiałam uważnie mu wszystko tłumaczyłam, aby ten wiśniowy sad kwitł i żadna gałązka nie usychała! Internet ma też dobre strony. Dzięki pogadankom, spędziliśmy z bratem wiele szczęśliwych dni.