NIE MOŻNA ZREDUKOWAĆ ZAKAŻEŃ SZPITALNYCH DO ZERA
Transkrypt
NIE MOŻNA ZREDUKOWAĆ ZAKAŻEŃ SZPITALNYCH DO ZERA
fot. Archiwum M. Bulandy COVER STORY NIE MOŻNA ZREDUKOWAĆ ZAKAŻEŃ SZPITALNYCH DO ZERA Rozmowa z prof. Małgorzatą Bulandą, prezes Polskiego Towarzystwa Zakażeń Szpitalnych Paulina Prencel: Z jakimi zakażeniami najczęściej mają do czynienia polskie szpitale? Małgorzata Bulanda: Od pewnego czasu istnieje ogólnie zdefiniowane pojęcie „zakażenia szpitalnego”, które jest związane z udzielaniem świadczeń medycznych. Poszczególne formy kliniczne zakażeń zdefiniowane są bardzo szczegółowo, w poszczególnych szpitalach – bardziej lub mniej obciążonych – są one różne. Jest to związane ze specyfiką poszczególnych oddziałów. Kiedyś obecność zakażeń utożsamiano wyłącznie z oddziałami zabiegowymi, z interwencją chirurgiczną. Dziś wiadomo, że dotyczą one również oddziałów zachowawczych. Dominacja pewnych form klinicznych zakażeń szpitalnych w polskich szpitalach jest podobna jak w szpitalach europejskich. I tak na oddziałach zabiegowych to przede wszystkim zakażenie miejsca operowanego, chociaż szpitalne zapalenia płuc także się zdarzają. Na oddziałach zabiegowych to przede wszystkim zakażenia układu moczowego, ale także szpitalne zapalenia płuc. Natomiast na Oddziałach Intensywnej Terapii to najpoważniejsze zakażenia, jak zapalenia płuc związane z mechaniczną wentylacją czy sepsa. Trzeba podkreślić, że zakażenia szpitalne były, są i będą. Nie dlatego, że ktoś popełnia błędy, ale dlatego, że medycyna się rozwinęła. Ingerujemy w ustrój czło12 12 wieka, a przecież niektóre rejony – jałowe przestrzenie ciała – są niedostosowane do naszej ingerencji. Wszczepiamy np. implanty, które „prowokują” zakażenia. Zatem obecnie istotą nadzoru nad zakażeniami szpitalnymi jest to, żeby było ich jak najmniej. Chyba jednak w większości wypadków zakażenia wiążą się z oddziałami chirurgicznymi? Są to tzw. zakażenia miejsca operowanego, najlepiej poznana i najdłużej obserwowana forma zakażeń. Do niej dostosowaliśmy szereg zaleceń i rekomendacji. Medycyna, zwłaszcza zabiegowa, bardzo rozwinęła się w latach 20., 30. oraz w drugiej połowie XX w. Rozległość zabiegów, ich intensywność oraz traumatyzacja w trakcie zabiegu spowodowały, że mimo stosowania okołooperacyjnej profilaktyki antybiotykowej nie ma efektu w postaci zmniejszenia liczby tych zakażeń. Ingerencja w ustrój człowieka, możliwa dzięki inwazyjnym metodom operacyjnym, spowodowała, że pojawiły się nowe formy zakażeń. Jest ich teraz bardzo dużo. Trzeba podkreślić, że obecnie zakażenia szpitalne nie są przede wszystkim efektem niedopatrzenia higieny szpitala, tak jak to było dawniej. Mówiło się wówczas o braku higieny, niedostatku środków chemicznych, o tzw. zakażeniach egzogennych, mających swe źródło w otoczeniu. Obecnie zdarzają się one bardzo rzadko. W tej chwili problem zakażeń szpitalnych leży gdzie indziej. To najczęściej fizjologiczna flora pacjenta staje się przyczyną jego zakażeń. Jak zatem radzić sobie z tego typu zakażeniami? Jeżeli chodzi o typ zakażeń egzogennych, mamy łatwe, choć czasem kosztowne rozwiązania w postaci prawidłowej sterylizacji i dekontaminacji całego środowiska szpitalnego. Na te czynniki mamy wpływ. Zupełnie inaczej rzecz przedstawia się w przypadku zakażeń endogennych. Nie można przecież wysterylizować człowieka, który w samym przewodzie pokarmowym w 1 gramie kału ma 1010-12 bakterii, podobną liczbę na przykład w 1 ml śliny. W odpowiednio funkcjonującym układzie immunologicznym, kiedy jesteśmy zdrowi, nie jest to przeszkodą. Ale już samo pójście do szpitala, które rodzi stres, gdzie mamy do czynienia z inwazyjnymi zabiegami, naruszaniem ciągłości tkanek czy komplikacjami, powoduje, że ta własna, sprzyjająca nam flora staje się naszym wrogiem. Musimy więc mieć świadomość, że nie można zredukować zakażeń do zera. Jeżeli ktoś w sprawozdaniu rocznym mówi, że na jego oddziale było w skali roku zero zakażeń szpitalnych, to albo celowo kłamie, albo nie wie, co się dzieje, albo przez cały rok miał remont i na oddziałach nie było pacjentów. OPM 9-10/2008 OPM 11/2013 COVER STORY Zatem o jakim odsetku zakażeń w polskich szpitalach można obecnie mówić? O ok. 5-10 procentach – podobnie zresztą jak w Stanach Zjednoczonych, krajach europejskich, choć bardzo nie lubię podawać tej cyfry, gdyż to jest szacunek mówiący globalnie o wszystkich szpitalach, nieoddający rzeczywistych wielkości w odniesieniu do konkretnego przypadku. Tymczasem wszystko zależy przecież od specyfiki poszczególnych oddziałów szpitalnych. Zatem najlepiej byłoby mówić o zakażeniach w odniesieniu do danego oddziału, bo np. oddział traumatologii, który przyjmuje chorych w stanach nagłych, z wypadków komunikacyjnych, na pewno będzie miał dużo wyższy odsetek zakażeń niż np. oddział planowanej okulistyki. Trzeba zrozumieć, że pewne parametry w postaci współczynników epidemiologicznych są ogromnie istotne. Nie wolno robić szacunków ogólnych, bo nie ma żadnej możliwości porównania jakości opieki medycznej w ośrodku. Zatem zawsze trzeba uwzględnić tę samą specyfikę oddziału, charakterystykę chorych czy charakterystykę szpitala. To podstawowa wiedza epidemiologiczna, która jest szalenie istotna dla zrozumienia faktu istnienia zakażeń szpitalnych. Oczywiście sterylizacja, odpowiednia dekontaminacja środowiska, używanie odpowiednich środków dezynfekcyjnych również są ogromnie ważne, a niestety zdarzają się przypadki, że na przykład ktoś poskąpił środków na wymianę sprzętu w centralnej sterylizatorni. Natomiast problem złej sterylizacji dziś występuje bardzo rzadko. Dokumentacje kontroli wykazują, że – jeśli chodzi o zakażenie miejsca operowanego – zastosowane pakiety były absolutnie pewne, natomiast przyczyny zakażenia są zupełnie inne: obciążenia pacjenta, ogólny ciężki jego stan, długość i bardzo skomplikowany przebieg zabiegu operacyjnego. Dlatego jeżeli obecnie mówimy o zjawisku zakażeń, to najczęściej są one związane z negatywną stroną no- OPM 11/2013 9-10/2008 woczesnej medycyny. Dzięki jej dostępności ratujemy życie, ale też musimy się liczyć z tym, że pewien odsetek pacjentów, mimo wszelkich poczynań profilaktycznych, ulegnie zakażeniu. Od dawna tworzymy rekomendacje i zalecenia. Czy nie powinny być one zebrane w zbiór przepisów prawnych określających postępowanie? W Polsce jest to bardzo trudne. Mogę to powiedzieć na przykładzie opiniowania przez biegłego sądowego spraw związanych z zakażeniami szpitalnymi w porównaniu jak wygląda to w Stanach Zjednoczonych. U nas każdy przypadek, w którym znajdujemy jakieś uchybienia postępowania, należy rozważać indywidualnie, analizując historię choroby pacjenta, całe postępowanie i dokumentację medyczną. W Stanach Zjednoczonych są rekomendacje, które biegły sądowy po prostu punktuje. Jeśli dane punkty są realizowane, pacjent nie otrzymuje odszkodowania, jeśli nie są – wówczas otrzymuje. W Polsce rekomendacje są opracowane przez specjalistów interdyscyplinarnych: klinicystów, epidemiologów, mikrobiologów czy infektologów, którzy znają się na czynnikach etiologicznych. Rekomendacje powstają, tylko że oczywiście nie mają one mocy prawnej. Ich ranga jest wyższa niż ranga zaleceń, gdyż w przypadku tych drugich „proponuje się” pewne rozwiązania. Tymczasem rekomendacje powinny odnosić się do bardzo dokładnej znajomości prac naukowych dotyczących tematu, powinny być potwierdzone badaniami opartymi na metaanalizach, licznych pracach, opracowanych statystycznie i ujmujących randomizowane metody. Wówczas mają one tzw. siłę realizacji określaną w stopniach. Niestety, takich rekomendacji nie powstaje dużo. Jaki jest tego powód? Problemem jest to, że takie rekomendacje muszą być opracowywane interdyscyplinarnie. Bardzo często 13 13 COVER STORY specjaliści nie do końca zgadzają się między sobą. Zwykle w takich rekomendacjach eksponowane są te problemy, które przeforsował ekspert o dominującej osobowości. Oczywiście dąży się do tego, by sformalizować zalecenia. Jeżeli chodzi o zakażenie miejsca operowanego, powstało wiele rekomendacji dotyczących poszczególnych etapów przygotowania zabiegu, przygotowania chorego do zabiegu, profilaktyki okołooperacyjnej czy zmniejszenia kontaminacji pola operacyjnego. Czy te standardy są przestrzegane? Niestety, zbyt rzadko. Zresztą standardy to zupełnie inna – mająca wyższą rangę – sprawa. Nie mamy ich w temacie zakażeń szpitalnych. Najczęściej stosowane są rekomendacje. Dokumentami, które w tym zakresie mają moc prawną, są normy. Dotyczą one sterylizacji, dekontaminacji czy mycia rąk. Czy są one spełniane? Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, przeprowadza się anonimowe ankiety. Okazuje się, że wszystko zależy od grupy zawodowej: pielęgniarki wypełniają je najlepiej, a lekarze nieco gorzej, nie wspominając o innych zawodach medycznych. Jeśli chodzi o rekomendacje dotyczące profilaktyki okołooperacyjnej, to także są one w różny sposób interpretowane, a co za tym idzie – przestrzegane. Na pewno są one przestrzegane w wypadku, kiedy mamy do czynienia z dobrze funkcjonującymi zespołami kontroli zakażeń, w tym odpowiedzialnym, dobrze wyszkolonym lekarzem, przewodniczącym tego zespołu. Zatem zespoły kontroli zakażeń wydają się mieć zasadnicze znaczenie w tym wypadku? Według ustawy każdy szpital powinien mieć zespół ds. zakażeń szpitalnych, który składa się z trzech zatwierdzonych ustawowo członków: lekarza – przewodniczącego zespołu, pielęgniarki epidemiologicznej i mikrobiologa. Sądzę, że po tylu latach w składzie personalnym każdego szpitala taki zespół jest wpisany. Jak on funkcjonuje w codziennej praktyce? Z moich obserwacji – różnie. W niektórych przypadkach znakomicie, co się przekłada na spadek przypadków zakażeń szpitalnych w swojej jednostce, a w niektórych sami pracownicy szpitala nie znają nawet składu takiego zespołu. Ważny jest też fakt, że coraz bardziej wzrasta świadomość pacjentów dotycząca m.in. problemu zakażeń szpitalnych, a to z kolei ma związek z wystosowywanymi przez nich pozwami... Cenię sobie tę wiedzę pacjentów, oni powinni ją posiadać. Przecież sam pacjent, dzięki wiedzy, poprzez swoje postępowanie może zmniejszyć ryzyko wystąpienia zakażenia u siebie. Jego świadomość i pewne działania, które można mu zasugerować przed przybyciem do szpitala, mogą zmniejszyć ryzyko. Niestety, pacjenci są też roszczeniowi, tzn. nie przyjmują do wiadomości tego, że w niektórych sytuacjach, przy bardzo wielu czynnikach występujących ze stro14 14 ny samego chorego, nie było możliwości, by do tego zakażenia nie doszło. Przysięga Hipokratesa – oprócz stwierdzenia „przede wszystkim nie szkodzić” – mówi też, że lekarz nie odpowiada za efekt końcowy leczenia, bo każdy człowiek reaguje indywidualnie na pewien stan patologiczny. Lekarz ma postępować z należytą starannością i pełnym zasobem aktualnej wiedzy. Tymczasem pacjent oczekuje zawsze wyleczenia. Wydaje mi się, że spokojna i rzeczowa rozmowa, której brakuje w kontaktach między lekarzem a pacjentem, wyjaśnia pewne sytuacje. Natomiast sam system prowokuje do tego, że pacjenci są niecierpliwi, podejrzliwi, nieufni i powoduje, że przekłada się to na kontakty z lekarzem. Jakie najważniejsze zagadnienia będą poruszane podczas XX Jubileuszowego Zjazdu Polskiego Towarzystwa Zakażeń Szpitalnych? Postanowiliśmy zrobić podsumowanie tego, czego dokonaliśmy – my jako Towarzystwo, ale przede wszystkim zespoły kontroli zakażeń polskich szpitali i pracownicy poszczególnych jednostek ochrony zdrowia, bo najważniejsze jest przeniesienie tej teorii w praktykę. Na pewno będziemy omawiać problem kształcenia, że np. pielęgniarki epidemiologiczne przez ostatnie 10 lat w sposobie kształcenia dogoniły kraje Europy, a w niektórych przypadkach ich wykształcenie jest nawet lepsze. Niestety wciąż mamy deficyt kadry lekarskiej, co jest związane z trudnością tego zawodu. Na zjeździe na pewno będzie poruszony temat rekomendacji, które implementowaliśmy z Zachodu oraz własnych; omówimy, jak one są realizowane. Oczywiście poruszymy też ciągle aktualne problemy – zakażenia u chorych na oddziałach transplantacyjnych, na OIOM-ach oraz w opiece długoterminowej i u ludzi w podeszłym wieku. Podejmiemy również temat, który się pojawił ze względu na nowoczesną medycynę, czyli zakażenia w neonatologii u wcześniaków. Obecnie na świat przychodzą dzieci, które jeszcze kilkanaście lat temu nie miały szans przeżycia. Medycyna spowodowała że utrzymujemy je przy życiu, dzieci wychodzą z okresu wcześniactwa, ale bardzo często występują u nich zakażenia – nawet do 40-50 procent. To też jest olbrzymi problem. Podczas Zjazdu skoncentrujemy się również na przyszłości. Musimy zatem mówić o problemie ogólnoświatowym, o tym, że skuteczność leczenia antybiotykami jest coraz mniejsza ze względu na wytworzenie się tzw. wieloopornych szczepów, które krążą wszędzie, a w środowisku szpitalnym są szczególnie wyeksponowane. Jeszcze kilka lat temu środowisko szpitalne było w tym zakresie osobno rozpatrywane, gdyż wielooporność szczepów w środowisku pozaszpitalnym była bardzo mała. Natomiast obecnie, ze względu na fakt skrócenia okresu hospitalizacji i kontynuację leczenia w środowisku pozaszpitalnym, ten problem zaczyna dotyczyć i tego środowiska. Tych chorych trzeba hospitalizować ze względu na ich ciężki stan i w efekcie te dwa środowiska zaczynają się mieszać. Dziękuję za rozmowę. OPM 9-10/2008 OPM 11/2013