Ślady niemieckości w Twoim regionie

Transkrypt

Ślady niemieckości w Twoim regionie
We wrześniu uczennice Magdalena Nowaczyk, Angelika Gajda (kl. IV TE) oraz Justyna
Gebauer (kl. III TL) uczestniczyły w konkursie „Ślady niemieckości w Twoim regionie” .
Uchwyciły w obiektywie aparatu fotograficznego ślady szeroko pojętej niemieckości w
wymiarze materialnym i niematerialnym w zamieszkałym przez uczennice regionie.
Organizatorem konkursu jest Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno – Kulturalnych
w Polsce [volg]
ALTE BÜCHER
1. Pierwsza książka po lewej – pisana jest gotykiem, wydana w 1938 r. – „Domowa pierwsza
pomoc”
2. Druga to Nowy Testament dr Martina Luthra – również pisana gotykiem
3. Pamiątka z lat młodości od Uhromy(prababci) ze strony taty
4. Domowy skarb – z rodzinnego domu Opy
(Justyna Gebauer kl. III TL)
Niemieckie Bajki
Frieide
Słownik
Niemiecka Kronika
Niemiecka gazeta
Brożec
Niemieckie piosenki
Niemieckie nazwy
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------W październiku uczennice Matka Kern (IIa), Jessica Moritz (IV TE), Machura Sandra (III
TE) oraz Justyna Gebauer (IIITL) uczestniczyły XX Regionalnym Konkursie Literackim „Ze
Śląskiem na ty”.
Organizatorem jest Łubniański Ośrodek Kultury.
Uczennice napisały prace w dialekcie śląskim, w formie fonetycznej, tak aby zapisany tekst
odzwierciedlał gwarę, jaka funkcjonuje w środowisku , z którego wywodzi się autor.
Zebrały i spisały żywotne jeszcze w pamięci starszych pokoleń przekazów na temat:
obrzędów, historii rodzinnych, zwyczajów, obyczajów, ginącego rzemiosła oraz tradycji.
Prace są autorskie napisane z przekazów i dokumentują aktualny stan żywotności śląskiej
gwary.
„ Rychtujymy se do świont''
Świynta w karzdi ślonski famili,to je bardzo ważni czas do wszystkich. W chałupie je wielky
sprzątnie,pieczenie,ważyniyno i świniobiciy,
aby na świynta niczygo nie brakło. Tradycyjnoł familia je wielopokoleniowoł czyli
stażiki,łojcowie i dzieci. Wszyjsci żyjąą w zgodzie i
każdi moł swoje obowiązki. Łojcowie zamówieli masołża na wczas rano. Ojciec stanoł
pierszi i zrobioł łogień w piecu,żeby jak masołż przidzie
woda na wieprza już wrała. Potym stała mama. Pojechała o piekołża po żymła i świeżi
bochyn chleba, aby naszykować wszystkim śniołdanie.
Do śniołdania zasiedli już wszyjsci, bo to je sobota, łojcie nie idzie do roboty, więc je okazja
na rodzinny śniołdaniy. Po jedzyniu ołma i ołpa
zajmuja se dzieckami, a łojciec i matka idom do waszkuchniy czekać na masołża. Ten
prziszoł,zrobioł swoje i wiepszek juz wisi na krampulcu.
Matka ważi krupy na krupniołki i kreje żymła na żymlołaki. Masołż we wielkim garcu
postawioł mięso na werflajsz. Wszyjsci lołcom,aż se za niymi
kużi. Na połejdniy nie ma mitaku yno łojcowie wołajom na werflajsz. Każdi biere sznita
chleba,mostrich i konsek miynsa z garca. Wszyjsci pojedli,
to ołma biere zaś dziecka rajn,żeby nic nie nakusiełyi i nie plyntły se pod nogami. Tera
masołż zaczynoł swoja robota, szykuje wszystko na wyroby
czyli krupniołki, żymlołki,preswuszty i lejberwuszty. Kreje mięso nożem, miele bez
maszynka,sypie sól,piepsz.kożynie i czosnek,żeby wszystko
miało smak. Potajlowany mięso leży już na betlakui musi ochodnąć,a potem matka z ołmom
banom robić krałzy i skważyć fet,a foter z ołpom szykujom
drzewo i banom wandzić wuszt,szpyrka i wandzonka. Na wieczor matka już łogarnioł tyn
maras, a stażiki idom z dzieckami do koścoła, bo to je czas
jak one chodzom z lampkami adwyntowymi i dostołwają od frołża obrołska. Bez całi tydziń
w doma je ruch jak w Rzymie,bo przecasz cza jeszcze zrobić
nudly,upiec piernik i zrobić cistka. które dziecki malują cukrym-pudrym, sypiom knotkami i
orzechami. Tak je aż do wigilijy, kedy to łojciec idzie
po choinka do fesztra wtedy wszyjsci strojom jom razem,a baby w kuchni szykujom
wieczeżoł. Dziecka lołcom od łokna do łokna i zaglondajom kedy to
na niebie baje pierwszoł gwiazdka. Jak se pojawi to wszyjsci siadajom do wigiliyi dielom se
opłatkym. Na wieczeżoł som tradycyjny ślonsky jołdła
Jessica Moritz (IV TE),
24.12 – czyli Wigilia w moji chałpie
Nołlepszy wspomniynia to som z dzieciństwa. Jak bołach małoł to w Wigilia mama
budziyła mie po dziewionti. Szłach na śniadaniy do kuchni, kaj mama już lołtała przi garcach,
żeby zdonżyć do piyrwyszy gwiazki. Joł pojadłach i pomołgałach mamie w miyszaniu. Jak
już boła pora na obiołd toch podjołdała wszyndzie, bo normalnygo obiadu nie boło. Czamu?
Mama powiedziała, że do kolacji moł se zgodnieć i potym wszyskygo poprubować. Tak koło
czwarty mama już boła prawie gotowoł i kołzała mi i mojim siostrom ijść se wykompać, żeby
Dzieciontko zastało nołs czysty. Na stole boło już wszysko naszykowany. Dodatkowi talyrz,
sianko pod tisztuchym, warzoła se jeszcze grochowka, smażył se karp. Mama liczoła setnyj
rołs czy moł dwanołście potraw. No i nie mogło obyć se bez mojygo ulubionygo deseru czyli
makówki. Potym było już yno czekaniy piyrwszom gwiazdka.
Mama przinojsioła światełko betlejymsky do dom i już my siadali do stołu. Moja
starszoł siostra musiała czytać fragmynt z Pisma Świyntygo, potym pożykalimy razym i
podzielyli se opłatkym. Yno mama mogła odłajzić od stoła w czajsie wieczerzy. Naloła nom
wszystkim grochowy zupy i przipomniała, że jak nom cojś sleci na ziymia to momy pozbiyrać
i zostawić na stole obok talyrza, a jak sleci nom na stoł to momy tam to zostwaić, bo
dostanymy bolonczki na gymbie. Jak my wszyscy zjedli to my szli do izby, siedlimy koło
choinki i musielimy kolyndy spiywać. Co my se przi tym nachichrały, ale jak se udało jednam
kolyndam całom do porzondku zaśpiywać to mama pozwolyła nom otworzyć prezynty, co to
za uciecha boła. Jednak u nołs Wigilia nie kończyła se na geszynkach. My zawsze
niecierpliwie czekały na pasterkam. Tak o pu dwanołsty jechałymy już do kościoła, żeby
prziwitać narodzonego Jezusa. Po pasterce to już boł koniec jednygo z nołlepszich dni w
roku.
Autor: Jessica Moritz
Fejderbal
Dołwnij, na zima jak se zabioło już kaczki i gańsi, a prandko robioło
se cima, u gospodołrza odbywalo se szkubanie piyrza. Koleżanki
gospodyni i nolblizsze somsiadki zbiyrały se u nij i łobziyraly piyrza
łod konkow, ale ni ło tym ta opowieś. Baje to ło ty co boło po
szkubani a mianowicie ło fejderbalu. Czyli ło fajerze
podziykowawczym za wykonanoł robota. W łostatni dziyń szkubania,
wszystke kobiyty w popołednie czynstowane boły kafejym i kreplym
albo kołołczym łoczywiście kere samymu se piykło. Na wieczor co
już wszystko boło gotowe dostołwały kartofelzalat, woszt i
nojczynscij swojske wino, no chyba ze kerols nie chciała. Śmiychu
bolo przy szkubaniu jak i przy fejderbarze co niy miara, a plotow
powstało jeszcze wiyncyj, każdy ło każdym wszystko wiedzioł.
Przynajmij boło co robić i boł powod żeby se spotkać i pogołdać.
Machura Sandra
Wspomnienia
Z opowiadań mojej Omy i Ciotki dowiedziałam się ze język śląski był mieszany z językiem
polskim, niemieckim i z czeskim. Mówiły na swoich Dzidków „mamiczka i papiczek”.
Wszystkie pokolenia mieszkały razem w jednym domu, który zbudowali mamiczka i
papiczek. Pieniądze na dom były zbierane równymi siłami. Papiczek był murarzem ,a
mamiczka byli gospodynią domową. Pole obrabiali krowami. Od dzieciństwa cała rodzina
pomagała w polu. Najmłodsze dzieci pasły gęsi, musiały jajka zbierać i kury dokarmiać.
Najfajniejszą zabawa dla nich była gra z małymi kurczątkami, od czasu do czasu bawili się
też kamieniami i piłką, którą sami wykonali z krowiej sierści. Owijali tą sierść dętką by lepiej
się trzymała.
Żniwa zaczynały się w połowie lipca. Kiedyś zamiast kombajnu , kosiło się ręcznie kosą.
Kobiety zbierały je w snopki , układały zsieczone zboże. Gdy było już ich około 6 - 7 ,
układano
je
w
tzw.
Koziołki.
Po siedmiu dniach snopki te były swożone na wozie do stodoły. Zimą zboże było mucone
przez młocarnie, które były napędzane siłą czterech mężczyzn. Te młocarnie były przewożone
z gospodarstwa do gospodarstwa. Długie zboże np. żyto było młucone cepami , a z słomy
tego zboża były powrośla do związywania innych gatunków zboża . Wyrabiano z nich także
Struzika (materace) do łóżek. Wymuconą pszenicę wyworzono do młyna i przerabiano na
mąkę. Ze żytniej mąki wypiekano chleb.
W każdym domu znajdowały się wielęki (piec do chleba) na 10 chlebów. Chleb był pieczony
raz w tygodniu przez gospodynię domową, co wystarczało go na 2 tygodnie lub więcej. Gdy
był suchy robiło się z niego wodzionkę i piekli na piecu kaflowym. Piec kaflowy był jednym
ogrzewaniem domu. Na nim gotowali obiad i w dużych garach wygotowywali bieliznę i
pościel. Na tym piecu gotowano również wodę do mycia, miejsce do tego było w kuchni.
Jak było po żniwach ludzie przygotowywali się do święta- dożynek. Pieczono w wielokach
(piec) kołacze drożdżowe z makiem, twarogiem i powidłami, Apfelmusem (jabłkiem).
Rodzina na to święto zjeżdżała się ze wszystkich stron.
Nawiązując do zwierząt , to krowa i świnia były „żywicielami „rodziny. Krowa dawała mleko
, a z tego mleka wyrabiano ser, masło i maślankę.
Masło było wbijane do kwiatyrki (foremki) zdobionej w kwiaty.
1 Listopada.
Gdy przychodziły długie wieczory to kobiety zajmowały się przygotowaniem do Wszystkich
Świętych. Wieńce robiono ze świerku. Kwiaty robiono ze bibuły i usztywniano woskiem ze
świec, niepotrzebnych w gospodarstwie domowym.
W połowie listopada przygotowywano się do świąt. Najpierw gospodynie szykowały się do
pieczenia pierników na 6 grudnia , czyli na Mikołaja. Orzechy, jabłka, pierniki były
prezentami. Po Mikołaju dzieci zaczynały robić ozdoby na choinki, łańcuchy ze słomy,
papieru kolorowego i orzechów. Zamiast bąbków były ciastka wieszane na choinkę. Babcie
po nocach pruły stare swetry i przerabiały na nowe i mniejsze rozmiary dla dzieci. Robiły
skarpety i rękawiczki. Gospodynie upiększały swoje domy własnymi wyrobami. Robiono
serwetki na drutach i szydełku. Po świętach gospodynie skupiały się na skubaniu pierza.
Snuły wtedy różne opowieści. Trochę zmyślane, ubarwiane ale dużo było opowieści
prawdziwych. Dzieci chodziły do szkoły. W jednym klanie były różne grupy wiekowe. Pisano
na tabliczkach. Z jednej strony były linie do nauki pisania, a z drugiej kratka do nauki
liczenia.
Przed świętami w wielkim poście. Gospodynie w dzień pracowały w polu i ogrodzie, a
wieczorami zajmowały się zdobieniem jajek(wydmuszek). Były one farbowane w wywarze z
cebuli lub w wywarze z szyszek olchowych. Były one skrobane tzw. kroszonki były to
przeważnie motywy kwiatowe, zajączkowe, barankowe lub kurczakowe. Do środka
wydmuszek panny które szykowały się do za mąż pójścia wkładały liściki z wierszykami np.:
„Stare buty nowe wiechcie
Każdy gupi co mnie nie chce”.
Po włożeniu do jajka dyskretnie sklejano je lekko woskiem. W Wielkim tygodniu gospodynie,
już nie sprzątały to było wszystko robione wcześniej. Cały Wielki Tydzień był czasem gdy w
ogóle nie jedzono mięsa.
W Wielką Środę młodzież, dzieci i dorośli spotykali się przy ognisku na tzw. środzie żurowej.
Palono na tych ogniskach stare gałęzie, które były po porządkach w ogrodach.
Dzieci miały porobione ze starych puszek tzw. kazidziłka. Palono w nich gałązki z drewna z
których się mocno dymiło. W Wielki Czwartek wszyscy szli do kościoła.
Po mszy gdy wrócili do domu dzieci myły ojcu nogi na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Wielki
Piątek był już Świętem. Cały dzień chodzono do kościoła na adorację. W Wielką Sobotę była
adoracja Bożego Grobu dzieci które szły ucałować krzyż, chociaż z biednych rodzin
dostawały prezenty. W Wielkanoc obowiązkowo szły całe rodziny do kościoła. W wiosce
mojej babci nie było zwyczaju święcenia pokarmu. Dzieci po obiedzie szukały zajączka. W
poniedziałek Wielkanocny chłopcy dziewczynom nie żałowali wody.
Za polanie wodą kawalerowie dostawali kruszonki. Nie było zwyczaju jak obecnie się
przyjmuje żeby częstować wódką.
Każda panna w tamtych czasach musiała sama ozdobić swoją wyprawę. Ręczniki był
znaczone inicjałami np. MK (Marta Kern). Pościel była wyszywana tak samo jak obrusy.
Firanki były robione na drutach lub szydełku.
Rozmowę z mamą i ołmom spisała:
Marta Kern
Uczennica 2a