04.Herezja antylitur..

Transkrypt

04.Herezja antylitur..
Herezja antyliturgiczna – Dom Prosper Guéranger OSB
2011-07-23
Trzeba przyznać, że wypowiedzenie wojny świętemu językowi było mistrzowskim
posunięciem protestantyzmu. Jeżeli kiedykolwiek uda mu się go zniszczyć, będzie to wielki
krok ku całkowitemu zwycięstwu herezji.
Pierwszym znamieniem herezji antyliturgicznej jest nienawiść do Tradycji wyrażonej w sformułowaniach używanych w kulcie
Bożym. Nie da się nie zauważyć tej szczególnej cechy wszystkich heretyków — od Wigilancjusza po Kalwina a przyczyna tego
jest łatwa do wyjaśnienia. Każdy sekciarz, który pragnie wprowadzenia nowej doktryny, niezawodnie staje w obliczu liturgii
będącej najgłębszym, najlepszym wyrazem Tradycji, i od tej pory nie spocznie, dopóki nie zagłuszy tego głosu, dopóki nie porwie
na strzępy owych stronic przypominających wiarę minionych stuleci.
W istocie, w jaki sposób mogły zainstalować się i przejąć kontrolę nad masami
luteranizm, kalwinizm, anglikanizm? Wszystko, co musieli zrobić, to zastąpić stare
księgi i wyrażenia nowymi – i dzieło to zostało dokonane. Pozbyli się w ten sposób
wszystkiego, co mogłoby niepokoić nowych kaznodziejów; mogli oni nauczać
czegokolwiek chcieli, a wiara ludzi została w ten sposób pozbawiona wszelkiej
obrony.
Luter pojął tę prawdę z przebiegłością godną jansenistów, skoro u zarania swoich
innowacji, gdy jeszcze sądził, że powinien zachować przynajmniej po części
zewnętrzne formy rytu łacińskiego, stworzył następujące zasady zreformowanej
liturgii: „Przyjmujemy i zachowujemy introity na niedziele oraz święta Pana naszego,
czyli Wielkanoc, Zielone Świątki i Boże Narodzenie. Powinniśmy obstawać przy
używaniu całego psalmu w introicie, tak jak to było w dawnych czasach, ale z ochotą
dostosujemy się do dzisiejszego zwyczaju. Nie ganimy nawet tych, którzy pragną
zachować introity w święta Apostołów, Matki Boskiej oraz innych świętych,
ponieważ te trzy introity zaczerpnięto z Psalmów i innych ksiąg Pisma”.
Luter śmiertelnie nienawidził świętych śpiewow, które sam Kościół skomponował dla
zamanifestowania swojej wiary. Herezjarcha wyczuwał w nich siły witalne Tradycji,
których pragnał się pozbyć. Gdyby pozostawił Kościołowi prawo mieszania podczas
zgromadzeń wiernych głosu Tradycji z proroctwami Pisma św. musiałby narazić się
na konieczność słuchania, jak pieśń miliona ust potępia jego fałszywe dogmaty. Stąd
jego nienawiść do wszystkiego w liturgii, co nie wynika bezpośrednio z Pisma św.
DOM Prosper Ludwik Pascal Guéranger (na
zdjęciu powyżej), odnowiciel zakonu
benedyktynów we Francji i pierwszy po rewolucji
antyfrancuskiej opat Solesmes, napisał w 1840 r.
swoje Instytucje liturgiczne, , chcąc odbudować
wśród kleru wiedzę i zamiłowanie do liturgii
rzymskiej. Przedstawiamy naszym czytelnikom
fragment tego dzieła, w którym dom Gueranger
podsumowuje to, co określa mianem herezji
antyliturgicznej: jest to streszczenie doktryny i
praktyk liturgicznych sekty protestanckiej od XIV
do XVIII wieku. Jak łatwo zauważyć, wiele z tych
zasad jest uderzająco podobnych do posoborowych
reform liturgicznych.
I to jest, w rzeczy samej, druga zasada sekty antyliturgicznej: zastępowanie
sformułowań nauczania Kościoła czytaniami z Pisma śwl. Przynosi im to dwie
korzyści: po pierwsze, wycisza głos Tradycji, której sekciarze zawsze tak się
obawiają. Po drugie, propaguje i wspiera ich dogmaty drogą negacji i afirmacji. Drogą
negacji — gdy pomijają wyrachowanym milczeniem teksty, które wyrażają naukę
przeciwną propagowanym błędom; droga, afirmacji — gdy akcentują wyjęte z
kontekstu wersety, które ukazują tylko jedną stronę prawdy, zakrywając inne jej
aspekty przed oczyma ludzi prostych.
Wiadomo od wielu stuleci, że pierwszeństwo przyznawane przez heretyków Pismu
św. przed definicjami Kościoła nie ma innego uzasadnienia, jak tylko ułatwienie
uczynienia Słowa Bożego według ich własnych wyobrażeń i manipulowanie nim do
woli.
Protestanci zredukowali niemal całą liturgię do czytania Pisma św. połączonego z
kazaniami, w których tłumaczy się Pismo metodą racjonalistyczną. Jeżeli chodzi o wybór i określanie kanoniczności ksiąg, wszystko poddano
kaprysom reformatora, który ostatecznie określa literalne znaczenie Pisma św.
Tak więc Luter dochodzi do przekonania, że w jego systemie religijnym idea bezużyteczności dobrych uczynków oraz zbawienie wyłącznie
przez wiarę powinny stać się dogmatami, a zatem od tej chwili stwierdza, to List św. Jakuba jest „słomianym listem”, a nie pismem
kanonicznym, z tego prostego powodu, to list ten naucza o konieczności dobrych uczynków do zbawienia.
W każdej epoce, w każdej formie sekciarstwa będzie tak samo: żadnych kościelnych formuł wiary, tylko Pismo św. ale interpretowane,
wybrane i prezentowane przez osoby, które wyglądają zysku z innowacji.
Pułapka ta jest niebezpieczna dla ludzi prostych, którzy dopiero po długim czasie mogą spostrzec, że zostali oszukani oraz że Słowo Boże — ten
„miecz obosieczny”, jak nazywali je Apostołowie — zadało im giębokie rany, gdyż zostalo zmanipulowane przez synów zatracenia.
Trzecią zasadą heretyków co do reformy liturgii jest, gdy już wyeliminowali sformułowania kościelne i proklamowali absolutną, konieczność
korzystania wyłącznie z treści Pisma św., a zauważywszy, to Pismo — mimo ich chęci — nie zawsze daje się nagiąć do ich potrzeb, trzecią,
powiadam, ich zasadą jest tworzenie i wprowadzanie rozmaitych formuł, pełnych podstępu, sprawiających, że ludzie jeszcze łatwiej wpadają. w
sidła błędu, a przez to struktura bezbożnej reformy umacnia się na całe wieki.
Trudno się dziwić sprzecznościom, które herezja ukazuje w swych dziełach, gdy się wie o czwartej zasadzie, czy może czwartej konieczności
narzucajacej się sekciarzom przez samą naturę ich buntu jest to wrodzona sprzeczność w ich własnych zasadach.
Musi tak być, aby byli zawstydzeni w owym wielkim dniu, który prędzej czy później zaświta, gdy Bóg ujawni ich nagość przed oczyma tych,
których zwiedli; co więcej, w samej naturze ludzkiej nie leży uporządkowanie. Tylko prawda może być uporządkowana.
Wszyscy oni bez wyjątku zaczynają od powrotu do starożytności. Chcą oczyścić chrześcijaństwo ze wszystkich ludzkich błędów i sentymentów,
które mogły się z nim zmieszać; chcą je oczyścić ze wszystkiego, co „falszywe” i „niegodne Boga”. Wszystko, czego chcą, to powrót do źródeł,
dlatego też stwarzają pozory powrotu do kolebki chrześcijańskich instytucji. W tym celu skracają, wymazują, wycinają; wszystko biorą w swoje
ręce. Ktoś, kto czekał na ukazanie się pierwotnej czystości kultu Bożego, w pewnej chwili orientuje się, że został zasypany nowymi formułami,
powstałymi poprzedniej nocy, niezaprzeczalnie ludzkimi, ponieważ ten, kto je stworzył, wciąż stąpa po ziemi.
Każda sekta przechodzi tę drogę. Widzieliśmy to u monofizytów i nestorian — to
samo znajdziemy w każdym odłamie protestantyzmu. Ich żądza nauczania
wyłącznie „starożytności” doprowadzila ich jedynie do odcięcia się od całej
przeszłości. Wówczas stanęli przed tymi, których zwiedli, i zaklinali się, że teraz
wszystko jest już dobrze, dodatki papistów znikły, a Boski kult wrócił do swych
pierwotnego ksztaltu…
Ponieważ zaś reforma liturgiczna została powzięta z tym samym zamiarem, co
reforma dogmatów, których jest konsekwencją, dlatego protestanci, którzy
wyłamali się w tym celu, aby mieć mniej prawd do wierzenia, dążą do usunięcia z
liturgii wszystkich ceremonii, wszystkich sformułowań, które wyrażają tajemnice.
Nazywają przesądami i balwochwalstwem wszystko, co nie wydaje im się
całkowicie racjonalne, a przez to ograniczają, wyrażanie wiary, zaciemniając przez
wątpienie, a nawet przez negację, każde spojrzenie otwarte na świat
nadprzyrodzony.
”Tracimy mowę wieków chrześcijaństwa, stajemy się
jakby intruzami i profanami w literackim zakresie
wyrażania przeżyć sakralnych, i w ten sposób utracimy
znaczną część tego zdumiewającego niezrównanego faktu
artystycznego i duchowego, jakim jest śpiew gregoriański.
Naprawdę, mamy powód do użalania się i pewnego lęku:
czym zstąpimy ten język anielski? Jest to ofiara z wartości
nieocenionej. A dla jakiego celu? Co może być droższe nad
te ogromne wartości naszego Kościoła?
Odpowiedź wydaje się banalna i prozaiczna: ale jest ona
przekonywująca, bo ludzka, apostolska. Ważniejsze jest
zrozumienie modlitwy niż dawne jedwabne szaty, w jakie
się ona po królewsku przyoblekała; ważniejsze jest
uczestniczenie ludu, tego ludu nowoczesnego, nasyconego
słowami jasnymi, zrozumiałym, dającym się przetłumaczyć
w konwersacji świeckiej.
Gdyby boska łacina miała trzymać z daleka od nas dziatwę,
młodzież, świat pracy i spraw doczesnych: gdyby miała
być ciemną przesłoną zamiast przezroczystym kryształem,
to czy my, rybacy dusz, zrobilibyśmy dobrą kalkulację,
zastrzegając jej wyłączne panowanie w konwersacji
modlitwnej i religijnej?”
(fragmenty przemówienia Pawła VI pt. Novus ordo Missae
(Nowy obrzęd Mszy), 26 listopada 1969)
Dlatego dość juz sakramentów — poza chrztem — co wytyczyło ścieżki
socjalistom, którzy swoich zwolenników uwolniłi nawet od chrztu. Dość juz
sakramentaliów, błogosławieństw, obrazów, relikwii świętych, procesji,
pielgrzymek etc. Koniec z ołtarzem, wystarczy tylko stół; dość już ofiary tak jak w
każdej religii, wystarczy jedynie posiłek. Koniec z kościołem, wystarczy dom
zgromadzeń. Dość architektury religijnej, gdyż brak już tajemnicy. Dość
chrześcijańskiego malarstwa czy figur, gdyż nie ma już religii doświadczanej
zmysłami. A wreszcie dość poezji w kulcie, którego nie chroni już miłość ani
wiara.
Stłumienie pierwiastka mistycznego w liturgii protestanckiej musiało nieomylnie
wywołać całkowity zanik prawdziwego ducha modlitwy, który w katolicyzmie
zwiemy namaszczeniem.
Zbuntowane serce nie potrafi już miłować, a serce pozbawione miłosci może
jedynie wydać z siebie mierny wyraz uszanowania lub lęku, zatruty zimną pychą
faryzeusza. Taka jest własnie liturgia protestancka.
Udając pełe czci kontakt z Bogiem, liturgia protestantów nie potrzebuje
pośredników. Zwracać się o pomoc do Matki Bożej bądź prosić o wstawiennictwo
świętych oznacza dla nich brak szacunku dla Najwyższego.
Ich liturgia wyklucza całą tę „idolatrię papistów”, która prosi stworzenie ziemskie o
to, co powinno się prosić wyłącznie Boga. Oczyszcza kalendarz z imion tych
wszystkich, których Kościół Rzymski tak zuchwale wymienia zaraz po Bogu.
Szczególną odrazę żywi do imion mnichów i innych ludzi późniejszych czasów,
które figurują zaraz obok imion wybranych przez Jezusa Chrystusa Apostołów. To
na nich Chrystus Pan zbudował pierwotny Kościół, który — jak mówią heretycy — jedynie był czysty w swej wierze, wolny od wszelkich
zabobonów w swym kulcie i wszelkiego rozluźnienia w swych obyczajach.
Ponieważ jednym z głównych celów reformy liturgicznej było zniesienie czynności i formuł o mistycznym znaczeniu, stało się logiczną
konsekwencją, że autorzy reformy musieli podkreślać konieczność użycia w kulcie języków ojczystych.
W oczach heretyków to rzecz najważniejsza. Kult nie może być czymś tajemniczym. Ludzie — powiadają — muszą rozumieć to, co śpiewają.
Nienawiść do łaciny wrosła w serca wszystkich przeciwników Rzymu. Postrzegają ją jako więź scalającą wszystkich katolików z całego świata,
jako arsenał ortodoksji wymierzony przeciw zagadkom ducha sekciarskiego.
Duch buntu, który kazał im przerabiać uniwersalną modlitwę na mowę każdego człowieka, każdej prowincji i stulecia, wreszcie zrodził owoce, a
zreformowani na własne oczy przekonują się, że katolicy, pomimo swoich łacińskich modlitw, lepiej spełniają swe obowiązki kultu i bardziej się
w nich radują niż protestanci. Każdej godziny w kościołach katolickich odbywa się Boski kult. Wierny katolik, który włącza się w ten kult,
zostawia swój język ojczysty przed drzwiami kościoła. Poza kazaniem słyszy jedynie tajemnicze słowa, a nawet nie słyszy ich wcale w
najuroczystszej chwili — kanonie Mszy św. Mimo to owa tajemniczość pociąga go tak mocno, iż nie jest nawet odrobinę zazdrosny o
protestanta, którego ucho nie słyszy nic, czego znaczenia by nie znał.
Trzeba przyznać, że wypowiedzenie wojny świętemu językowi było mistrzowskim posunięciem protestantyzmu. Jeżell kiedykolwiek uda mu się
go zniszczyć, będzie to wielki krok ku całkowitemu zwycięstwu herezji. Liturgia wystawiona na wzrok gapiów, jak zbezczeszczona dziewica,
straciła wiele ze swego świętego charakteru, a ludzie bardzo szybko stwierdzili, żo nie warto odkładać swojej pracy czy przyjemności po to,
żeby iść i słuchać tego, co się mówi w taki sam sposób, jak rozmawia się na targu.
Odzierając liturgię z upokarzającego rozum misterium, protestantyzm postarał się nie zapomnieć o praktycznych konsekwencjach, to znaczy o
uwolnieniu od trudu i wysiłku dla cielesnej natury, nałożonych przez reguły „liturgii papistów”. A zatem, po pierwsze i najważniejsze, koniec z
postami, koniec ze wstrzemięźliwością, koniec z kłękaniem na modlitwie. Koniec z codziennymi obowiązkami sług świątyni, nigdy więcej
kanonicznych modlitw do odmówienia w imieniu Kościoła. — To jest właśnie jeden z najważniejszych owoców wielkiej protestanckiej
swobody: zmniejszenie skarbca publicznych i prywatnych modlitw.
Bieg wydarzeń pokazal, że wiara i miłość, które żywią się modlitwą, szybko wyparowały z
szeregów reformatorów, podczas gdy wśród katolików cnoty te nieustannie karmią
wszelkie akty poświęcenia Bogu i człowiekowi, ponieważ chronią je niewyczerpane
skarby liturgicznej modlitwy kleru diecezjalnego i zakonnego, w której ma swój udział
cała społeczność wiernych.
Papież Paweł VI (pierwszy z prawej) pozuje do
zdjęcia z sześcioma protestanckimi obserwatorami,
biorącymi udział w pracach Consilium ad
exequendam Constitutionem de Sacra Liturgia
(Rady ds. Wdraania Konstytucji o Świętej Liturgii).
Od lewej pastorowie: George, Jasper, Shephard,
Kunneth i Smith oraz Maks Thurian („brat” z Taize,
w białym habicie). Mimo wielokrotnie
powtarzanych przez ks. Bugniniego zapewnień, że
obserwatorzy nie mieli wpływu na przebieg obrad
Consilium, dziś wiadomo, że ich oddziaływanie
było całkiem realne, choć nieoficjalne.
Ponieważ protestantyzm musiał ustanowić regułę, która pozwoliłaby wskazać wśród
instytucji „papistów” te, które są. najbardziej wrogie jego zasadom, czuł się zmuszony
dokopać się do fundamentów katolickiej budowli, aby znaleźć kamień węgielny, na
którym wszystko się opiera. Jego instynkt wskazał mu oczywiście dogmat nie do
pogodzenia z wszelkimi innowacjami: władzę papieską. Gdy Luter napisał na swoim
sztandarze: „Nienawiść do Rzymu i jego praw”, po raz kolejny tylko potwierdził
podstawową zasadę każdego odłamu sekty antyliturgicznej. Od tej chwili musiał odrzucić
wszystko, zarówno kult, jak i ceremonie, jako „rzymskie bałwochwalstwo”. Język łaciński,
Święte Oficjum, kalendarz, brewiarz — wszystko stało się dlań ohydą Nierządnicy
Babilonu. Biskup Rzymu pognębia umysły dogmatami, a zmysły rytuałami, dlatego
protestantyzm orzekł, że dogmaty są jedynie bluźnierczymi błędami, a liturgia —
środkiem do wzmocnienia despotycznej władzy uzurpatora.
Warto to wspomnieć o doskonałym spostrzeżeniu, jakie zawarł Józef de Maistre w swym
dziele Papież ; głęboko i przenikliwie wykazał, że pomimo wszystkich różnic, jakie winny
dzielić rozmaite sekty, jest jedno, w czym są do siebie tak podobne, aż niemal nie do
odróżnienia — wszystkie są antyrzymskie.
Herezja antyliturgiczna, chcąc ostatecznie ustanowić swą władzę, musiała jeszcze zarówno
co do zasady, jak i faktycznie zniszczyć chrześcijańskie kapłaństwo. Czuła bowiem, że
gdzie jest kapłan, tam ołtarz, a gdzie ołtarz, tam poświęcenie i pełen tajemnic ceremoniał.
Obaliwszy urząd Najwyższego Kapłana, musieli jeszcze unicestwić znamię biskupstwa, z
którego płynie mistyczne nałożenie rąk, uwieczniające świętą hierarchię. Z tego właśnie
zrodził się powszechny prezbiterianizm l jako nieomylny skutek odrzucenia władzy papieskiej. Od tej pory, ściśle biorąc, nie mają kogoś takiego
jak ksiądz. Jak zwykłe mianowanie, bez konsekracji, może sprawić, że jest się wyświęconym? Wśród luteran czy kalwinistów są jedynie
ministrowie [słudzy] — Boga lub ludzi, jak kto woli. Ale to nie wszystko. Wybrany spośród i przez świeckich minister jest tylko laikiem,
któremu przydzielono pewne funkcje w zborze. W protestantyzmie są tylko świeccy — i nie może być inaczej, bo nie ma już liturgii.
Takie są. właśnie zasady i hasła sekty antyliturgicznej. W tym, co napisaliśmy, nie ma żadnej przesady. Ujawniliśmy jedynie stokroć razy
potwierdzone nauki, zawarte w pismach Lutra, Kalwina i wielu im podobnych. Łatwo sprawdzić to samodzielnie. To, co z nich wynika, jest
jawne dla całego świata. Uznaliśmy, żo warto rzucić trochę światła na podstawowe zasady tej sekty. Warto się uczyć na błędach.
Dom Prosper Guéranger OSB
1. Prezbiterianizm — od prezbiter, ‘kapłan’, stopień święceń hierarchii katolickiej; autor prawdopodobnie ma na myśli, po pierwsze, wynikającą
z braku biskupstwa w protestantyzmie nieobecność ściśle pojętej hierarchii, a z drugiej — rozkwit „kapłaństwa powszechnego”, i imię którego
każdy czuje się tam upoważniony do pełnienia obowiązków kaznodziei, egzorcysty czy przewodnika duchowego.
Za: Zawsze Wierni 11 (114) listopad 2008