Trzej przyjaciele z boiska

Transkrypt

Trzej przyjaciele z boiska
zródło: Sport (PL) | 21.11.2014
Strona: 9
Autor: Zbigniew Cieńciała | nakład: 11904 | rozpowszechniono: 5824 | Temat: Niebiescy-Prasa | AVE: 20 877 PLN
Łukasz Surma był kiedyś kapitanem zespołu, w którym grali jego dzisiejsi opiekunowie - Tomasz Fornalik (z prawej) i Marek Wleciałowski
Trzej przyjaciele z boiska
Jak się wygrywa ze Śląskiem wiedzą w Chorzowie tylko asystenci trenera Waldemara Fornalika
- jego brat Tomasz i Marek Wleciałowski - oraz ich były przełożony... Łukasz Surma.
R
uch nie wygrał siedmiu meczów z rzędu
w Chorzowie ze Śląskiem w najwyższej klasie
rozgrywkowej. Tak dobrej
serii piłkarze z Wrocławia
nie mają z żadnym innym
ligowym przeciwnikiem.
Gwoli ścisłości dodajmy, że
Ruch pokonał wrocławian w
oficjalnym meczu u siebie w
2006 roku (3:0), jednak oba
zespoły występowały wtedy na zapleczu ekstraklasy.
Po raz ostatni „Niebiescy”
fetowali zwycięstwo nad
wrocławianami u siebie 13
lat temu, dokładnie 2 maja
2001 roku. Wygraną 3:1 w
I lidze - takie miano nosiła wtedy dzisiejsza T-Mobile
Ekstraklasa - pamiętają dobrze obecni asystenci trenera
Waldemara Fornalika - jego
brat Tomasz i Marek Wleciałowski, a także... nadal
grający w Ruchu Łukasz
Surma. Dodajmy, że zespół
prowadził wówczas trener
Bogusław Pietrzak, dziś zatrudniony na Cichej do pracy z młodzieżą. Inną ciekawostką jest fakt, że najpierw
Marek Wleciałowski był kapitanem „Surmika", potem
role się odwróciły, bo opaskę
kapitańską założył młodszy
o siedem lat wychowanek
„Białej gwiazdy”.
Namaścił kapitana
- W ostatnim okresie mojej gry w Ruchu trapiły mnie
kontuzje i powoli wycofywałem się w cień. Dlatego jako
kapitan namaściłem Łukasza na nowego kapitana i to
Chorzów, 2 maja 2001
Ruch Chorzów
- Śląsk Wrocław 3:1 (2:0)
1:0 - Gorawski,19 min
2:0 - Woś, 31 min (karny)
3:0 - Grzelak, 50 min
3:1 - Paszulewicz, 90 min
RUCH: Wierzchowski - T. Fornalik, Wleciałowski, Masternak, Górski (37. Jikia) - Paluch, Surma, Woś (68. Madej), Grzelak - Gorawski (79.
Śrutwa) - Bizacki.
ŚLĄSK: Szamotulski - Sadzawicki, Żytko (70. K. Szewczyk), Jawny, Naskręt - Filipczak, Pisz, Paszulewicz,
Nazaruk - Włodarczyk (59.
Jezierski), Aleksander (72. Kowalczyk).
on mną dowodził - uśmiecha
się Wleciałowski dodając, że
mimo upływu lat ich relacje nadal są bardzo dobre.
- Prywatnie jesteśmy przyjaciółmi i zdrowe są także
nasze relacje służbowe. Jak
ludzie są dojrzali i świadomi
miejsca, w jakim obecnie się
znajdują, to nie ma z tym
najmniejszych problemów.
Zresztą nie ukrywam, że kibicuję Łukaszowi. Na początku w Chorzowie popełniał
błędy młodości, ale Ruch był
dla niego trampoliną do piłki
na najwyższym poziomie. To
bardzo pozytywna postać w
drużynie, a na boisku nikomu nie popuści. Nie pogodzi
się z porażką nawet w małej
gierce wewnętrznej w trakcie treningu. Szacunek za
ten jego charakter.
Hierarchia musi być
„Surmika” komplementuje także młodszy z braci Fornalików. - Łukasz cieszy się
z gry, a jak się ma takie predyspozycje, jak on do piłki, to
można grać i grać. Nie mamy
też najmniejszych problemów w naszych kontaktach.
Oczywiście w klubie jakaś
hierarchia musi być zachowana, ale poza pracą żyjemy
na koleżeńskiej stopie - mówi Tomasz Fornalik, który
najlepiej z całej trójki zapamiętał wygrany mecz ze Śląskiem sprzed ponad 13 lat.
- W Radzionkowie pełniłem
rolę defensywnego pomocnika. W Ruchu byłem głównie
obrońcą. Wyjątkowo dobrze
pamiętam tamto spotkanie. Bramki strzelali „Gora”,
„Wosiu” z karnego i młody
Grzelak, a straciliśmy gola w
końcówce meczu po główce
Paszulewicza. Śląsk prowadził wówczas Janusz Wójcik,
a nas Boguś Pietrzak. Mieliśmy niezłą wiosnę, zwłaszcza
u siebie, co cieszyło naszych
kibiców, bo mieliśmy wtedy
dobrą ekipę. Zresztą kilku
zawodników, jak Gorawski,
Surma, Grzelak, zrobiło potem duże kariery w piłce.
Niespotykanie
spokojny człowiek
- I ja pamiętam, że to był
dobry czas dla Ruchu. Mieliśmy wtedy w drużynie ciekawy konglomerat rutyny z
młodością, bo pierwsze szlify
zdobywali m.in. Rafał Grzelak, Łukasz Madej - dopowiada Wleciałowski. - Przede
wszystkim stawialiśmy na
zespołowość, naszym atutem
była motoryka. A Tomek to
była przede wszystkim solidność w defensywie, bo
swoją grą dawał poczucie
bezpieczeństwa kolegom z
ofensywnych formacji. dzięki temu mogli oni zaszaleć
z przodu. Był też niezwykle
wytrzymały i dobrze operował piłką. Mógł zagrać praktycznie na każdej pozycji, co
było jego kolejnym atutem.
Tomasz Fornalik pracował
z trenerem Wleciałowskim
już kilka lat temu, gdy pod
jego wodzą „Niebiescy” cieszyli się z powrotu do ekstraklasy. Zna więc Marka
jak mało kto, spokojnie może „odbrązowić” opinię, że
to niespotykanie spokojny
człowiek. - Znam go bardzo
dobrze. Jako zawodnik i jako trener potrafił utrzymać
dyscyplinę w drużynie. Nie
mówi dużo, za to bardzo
konkretnie. Zawsze w grupie
miał posłuch, choć czasami,
gdy trzeba było, gdy emocje
buzowały, potrafił też w szatni, jak się nie układał mecz,
energicznie użyć silniejszych
argumentów - potwierdza
Tomasz Fornalik.
Wartość dodana
- Statystyki są po to, aby
informować, a nie determinować nasze poczynania na
boisku - stwierdza Marek
Wleciałowski. - Poza tym
takie zestawienia są motywacją dla jednych i drugich,
jednak w piątek nikt ich
nie będzie rozpamiętywał.
Wycinek elektroniczny opracowała firma NEWTON Media sp. z o.o.
www.newtonmedia.pl
Wrocław ma dobrych, charakternych zawodników
w składzie, a Flavio Paixao
i Sebastian Mila dają wrocławianom wartość dodaną.
Jako całość też prezentują się
bardzo wszechstronnie, ale ja
wierzę w naszych chłopaków.
Ostatni mecz i zwycięstwo
z Jagiellonią Białystok dało
nam sporo pozytywnej energii, którą postaramy się jutro
wykorzystać.
Ostrożnym optymistą
przed walką z wiceliderem
jest także Łukasz Surma,
jedyny piłkarz w kadrze Ruchu, który zaznał smaku
zwycięstwa nad Śląskiem w
Chorzowie. - To rzeczywiście
bardzo niewygodny dla nas
przeciwnik. Czeka nas ciężki pojedynek, nie tylko ze
względu na mnogość atutów
Śląska, ale także z powodu
naszego położenia w ligowej
tabeli.
Chorzowski pomocnik zaznacza też rolę, jaką pełnią
w drużynie gwiazdy Śląska,
czyli Flavio Paixao i Sebastian Mila, aczkolwiek szczególnie mu imponuje ten drugi. - Gdybym był trenerem, to
chciałbym mieć takiego zawodnika w składzie. Cieszę
się mówiąc o Mili z jeszcze
jednego powodu, że zadaje
on kłam opiniom, iż w naszej
lidze nie ma piłkarzy godnych gry w reprezentacji. Na
przykładzie Sebastiana widać, że nie jest tak źle, jak się
mówi. Gratuluję mu świetnych występów z Niemcami
i Gruzją.
Zbigniew Cieńciała