szalone newsy - Społeczne Liceum Ogólnokształcące im.Marion
Transkrypt
szalone newsy - Społeczne Liceum Ogólnokształcące im.Marion
10 HITÓW! JEDEN PO DRUGIM 1. Axwell Sebastian Ingrosso Sun is shining 2. Video Ktoś Nowy 3. Otilia Aventura 4. Jain Come 5. Sigala Easy Love 6. Nicky Jam. Enrique Iglesias El Perdon 7. Adelle Hello 8. One Direction Drag Me Down 9. Kamil Bednarek, Stuff Euforia 10. Adam Lambert Another Lonely Night Nasz zespól redakcyjny: M. Ligocka, M. Kowalczuk, J. Dogoda, W. Kulis Opracowanie graficzne opiekun koła czytelniczo-medialnego: p. Dorota Butkiewicz SZALONE NEWSY SPOŁECZNE GIMNAZJUM STO W MIKOŁAJKACH Numer 6 listopad 2015 CENA: 1 zł W numerze - krzyżówka - humor - ciekawostki andrzejkowe - charakterystyka Ireny Preiss - opis przyrody jesienią - spotkanie z reżyserem - Noc Filmowa - Szkoła Marzeń... - nasz twórczość OPIS PRZYRODY JESIENIĄ Jesienią przyroda ma szczególny urok. Zachwyca bogactwem kolorów, zapachów i dźwięków. Jesienna aura bywa deszczowa, ale dzisiaj jest wyjątkowo, słonecznie, ciepło. Przed nami roztacza się przepiękny widok. Drzewa są jeszcze zielone, ale pojawiają się już na nich różnobarwne liście. Brzozowy zagajnik kołysze się w podmuchach wiatru. Dojrzałe owoce kuszą słodką wonią. Jesienne kwiaty cieszą się ostatnimi promykami słońca. Pająki przędą nitki babiego lata. Ptaki przygotowują się do odlotu. Z lasu dobiegają odgłosy zwierząt. Jesień to piękna pora. Cieszymy się, że co roku powraca. A TERAZ COŚ DLA TYCH, KTÓRZY UWIELBIAJĄ KRZYŻÓWKI. A WIĘC DO DZIEŁA! Wpisz poziomo: 1. Obchodzi imieniny 29 listopada... 2. Mają go wskazać dla panien andrzejkowe wróżby... 3. Okres zaczynający się po andrzejkach... 4. Według zwyczajów one pokazują co się zdarzy... Klasa III g podczas spaceru na języku polskim 5. Masz ją poznać poprzez wróżby... 6. Przekłuwasz je chcąc poznać imię przyszłej miłości... 7. Inaczej zwyczaj... 8. Lejemy go przez klucz... 9. Miesiąc, w którym obchodzimy Andrzejki... Hasło: ............................................................................... HUMOR NASZA TWÓRCZOŚĆ - Tatusiu! A co to jest tam po lewej? - pyta mały yeti swojego ojca. - Tam jest ludzki cmentarz, synku. - A co to jest cmentarz? - Tam ludzie chowają swoich zmarłych, oni sobie leżą i czekają nie wiadomo na co. - To czemu my ich nie zjemy, skoro się nie ruszają, tylko uganiamy się za takimi co uciekają? - Bo widzisz, mój synku, ludzie z gruntu są źli… Opowiem historie o bogactwie, O bogactwie większym niż myślicie. Pewna babka chciała się przypodobać mężowi, więc poszła do fryzjera i strzeliła sobie extra fryz. Przychodzi do domu, a mąż nic... Czyta gazetę, nawet nie zauważył żadnej zmiany. Na następny dzień myśli: "trzeba sobie zrobić porządny makijaż to na pewno zauważy". Tak też zrobiła. Przychodzi do domu a mąż nic. Facetka na trzeci dzień poszła kupić jakieś wdzianko, ale mąż nic dalej nie zauważył. Więc sobie myśli: "on mnie w ogóle nie zauważa. Jutro założę maskę przeciwgazową". Nazajutrz siedzą sobie przy obiadku. Mąż spogląda znad gazety, patrzy, patrzy i mówi: - A coś Ty sobie kochanie brwi ogoliłaś? CIEKAWOSTKI Dzisiaj wróżby andrzejkowe są ogólnie znane, lecz kiedyś każdy rejon Polski miał inne obrzędy związane z tym świętem. Na przykład w Małopolsce dziewczęta otaczały kołem gąsiora z zawiązanymi oczami. Wróżba głosiła, że która pierwsza zostanie skubnięta przez ptaka, najwcześniej wyjdzie za mąż. Na Mazowszu za to popularne było smarowanie przez panny kawałków chleba tłuszczem i układanie ich na ławce. Następnie przyprowadzano psa i ta panna, której chleb pies zjadł jako pierwszy miała najprędzej wyjść mąż. Dawniej przywiązywano też dużą wagę do przepowiedni związanych z samym świętem św. Andrzeja. Jedna z nich mówiła, że jeśli 30 listopada spadnie śnieg, to utrzyma się przez sto dni. źródło: http://andrzejki.blogspot.com/ Większym niż wszystkie skarby świata, Niż to co w bajkach widzicie. Raz do roku przy moim domu Złoty się staje las. Tam drzewa złote mają korony I wszystko złote jest przez ten czas. W jasnym złocie chodzą nawet sarny, to jakaś złota odmiana. Drzewa! Drzewa mają złote barwy. Przecież to rzecz niesłychana! Dlaczego nikt nie kradnie złotych liści? Nikt złotych zwierząt nie gania. Jak można obojętnie patrzeć na las? Na las ,co się złotem przystraja! I gdy pytam ludzi,, dlaczego? ", To mówią,, jesień " -to wszystko. Odpowiadam wtedy bez wahania, Że piękne to jesienne zjawisko. Julia Dogoda kl. II TĘ OSOBĘ WARTO POZNAĆ CHARAKTERYSTYKA IRENY PREISS Irena Preiss (pseudonim Skarpeta) jest dwudziestopięcioletnią trenerką brazylijskiego jiu-jitsu w klubie Grappling Kraków, który (jak wskazuje nazwa) znajduje się w jej rodzinnym mieście. Mieszka w nim wraz ze swoim partnerem-Marcinem. Jej rodzice to Leokadia i Marian. Irena ma około 180 cm wzrostu, co czyni ją dosyć wysoką osobą. Blond włosy sięgające do ramion upina zazwyczaj w kucyk. Ma delikatne rysy twarzy i zielone oczy. Jej ulubionym strojem są dresy i wygodne buty, ale na specjalne okazje, takie jak uroczyste przyjęcia czy różnego rodzaju gale, zakłada sukienki i szpilki. Ta młoda kobieta to niezwykle miła, sympatyczna i życzliwa osoba. Jest duszą towarzystwa, a na jej twarzy zawsze gości uśmiech, dzięki czemu szybko zyskuje sobie sympatię innych i zaraża ich swoim pozytywnym nastawieniem do życia i poczuciem humoru. Zawsze jest sobą. Nikogo nie udaje. Mimo sporego dorobku i pozycji w świecie sportowym, nie oczekuje od innych, że będą ją lepiej traktować. Jest osobą rozpoznawalną, więc oprócz fanów i przyjaciół ma również wrogów, którzy ją krytykują. Irena jednak nie przejmuje się negatywnymi komentarzami na swój temat i zawsze obraca je w żart. Jej największą pasją jest brazylijskie jiu-jitsu, które trenuje od jedenastu lat, i w którym niejednokrotnie zasłynęła jako mistrzyni Polski i świata. Obecnie jest dumną posiadaczką czarnego pasa w tej właśnie dyscyplinie, a swoją wiedzą i doświadczeniem chętnie dzieli się ze swoimi uczniami i innymi pasjonatami z całego kraju podczas prowadzonych przez nią seminariów i obozów. Oprócz sportu Irena ma również inne zainteresowania. Jednym z nich jest malowanie paznokci. Na portalach społecznościowych bardzo często chwali się nowymi kolorami i wzorami, które tworzy, biorąc pod uwagę nadchodzące wydarzenia(np. Boże Narodzenie, Wielkanoc i zbliżające się przyjęcia) lub swój obecny nastrój. Irena Preiss to osoba, która powinna być wzorem do naśladowania dla wszystkich. Nie tylko ze względu na wybitne osiągnięcia sportowe, bo nie każdy może być uzdolniony fizycznie. Powinniśmy brać z niej przykład, ponieważ ma bardzo dobre nastawienie do życia, a przede wszystkim-do ludzi. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam osobiście poznać tak miłą i ciepłą osobę, ponieważ ta znajomość daje mi wiele radości. Karolina Walczak - uczennica klasy II gimnazjum NOC FILMOWA Z 23 na 24 października w Gałkowie odbyła się Noc Filmowa - impreza klasy II gimnazjum. Młodzież wraz z opiekunkami – panią Renatą Kowalczyk, Dorotą Butkiewicz i Agnieszką Stecką – zjawiła się na miejscu o godzinie 20.00 i wraz z kucharzem restauracji Państwa Potockich zabrała się do przygotowywania kolacji, którą później zjedzono z apetytem. Z pełnymi od pyszności brzuchami uczniowie rozpoczęli seans. Na początek obejrzeli film pt. „Kamienie na szaniec”, który nie tylko bardzo im się spodobał, ale też poruszył i urozmaicił wyobrażenie znanej im już świetnie lektury szkolnej. Kolejny wyświetlony film to „Jesteś Bogiem” – historia Magika, legendarnego założyciela grupy „Paktofonika”. Jedyny obejrzany tej nocy horror (dla widzów o silnych nerwach!) to „Obecność”. Druga klasa poznała także film „Hooligans” i dwa nadprogramowe dzieła animowane. Uczniom naszej szkoły Noc Filmowa bardzo się podobała, dlatego też chętnie przyjmą wiadomość o powtórce tego rodzaju imprezy. Wspólne gotowanie Kolacja Przerwa na grę w karty. Małgorzata Ligocka, klasa II gimnazjum Widownia :-) SPOTKANIE Z REŻYSEREM FILMU „CARTE BLANCHE” W październiku Szkoły Społeczne STO miały zaszczyt gościć w swoich progach pana Jacka Lusińskiego, reżysera głośnego filmu pt. „Carte Blanche”. W imprezie, oprócz uczniów, nauczycieli oraz rodziców, uczestniczyć mogły osoby spoza szkoły, gdyż spotkanie miało charakter otwarty. Odpowiedzią na pytanie, jak duże wrażenie film zrobił na odbiorcach, niech będzie zamieszczona niżej recenzja dzieła napisana na języku polskim przez uczniów klasy III gimnazjum. Renata Kowalczyk Kiedy gaśnie światło… Film ,,Carte Blanche” to dramat obyczajowy produkcji polskiej. Jego reżyserem jest Jacek Lusiński. Premiera dzieła odbyła się w styczniu 2015 roku. Prestiżowym wyróżnieniem dla twórców filmu była nagroda Grand Prix jury na 18 Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Szanghaju. Inspiracją dla reżysera stała się historia lubelskiego nauczyciela, który w wyniku genetycznej choroby zaczyna tracić wzrok. Aby nie zostać zwolnionym z pracy, historyk ukrywa swoją ułomność i uczy się z nią żyć. Okazuje się, że wykonywanie najprostszych czynności wymaga od niego ogromnego wysiłku. W akcie desperacji nauczyciel próbuje popełnić samobójstwo. Kiedy ukrywana tak długo choroba wychodzi na jaw, Kacper nie traci autorytetu wśród uczniów. We wzruszającej końcowej scenie maturzyści – wychowankowie wręczają kochanemu nauczycielowi kwiaty. Rolę głównego bohatera – odtwórcy losów niepełnosprawnego nauczyciela – zagrał Andrzej Chyra . Trzeba przyznać, że wykonał swoje zadanie znakomicie. Jego gra wzbudziła w odbiorcach niesamowite emocje: wzruszenie, współczucie i żal. Na uwagę zasługuje również Arkadiusz Jakubik – odtwórca roli Wiktora, przyjaciela Kacpra. Kunszt aktorski pokazali również młodzi: Eliza Rycembel i Tomasz Ziętek, którzy wcielili się w rolę zbuntowanych maturzystów. Akcja filmu rozgrywa się w Lublinie. Wraz z bohaterem wędrujemy po uliczkach miasta, parkach i placach. Imponujący jest efekt, który osiągnął operator Wojciech Płóciennik, ukazując świat widziany oczyma głównego bohatera. Nastrój filmu jest odpowiedni do jego tematyki. Większość scen została nakręcona nocą lub w ciągu dnia – przy ograniczonym świetle. Ponura sceneria oraz muzyka potęgują wrażenie smutku. Warto wspomnieć, że ,,Carte Blanche” to jedna z lepszych polskich produkcji filmowych ostatnich lat. Film jest znakomity i trudno byłoby doszukiwać się w nim minusów. Jedyne, na co warto w tej kwestii zwrócić uwagę, to zbyt duża liczba wulgaryzmów. Uważamy, że skoro dzieło opowiada o społeczności szkolnej, nie powinno się używać niecenzuralnych słów. Jednakże zamysłem reżysera było ukazanie emocji postaci, więc to w pewnym stopniu tłumaczy zasadność wprowadzenia niestosownych form. „Carte Blanche” to film, który warto zobaczyć. Jego obejrzenie skłania do refleksji nad wartością zdrowia, której na co dzień sobie nie uświadamiamy. Dzieło uczy, że należy dobrze wykorzystać każdą chwilę, bo nigdy nie wiemy, co przyniesie jutro. Na koniec chcielibyśmy pochwalić się informacją, że mieliśmy zaszczyt gościć w szkole reżysera filmu, pana Jacka Lusińskiego, a nasi koledzy – Julia Dogoda i Karol Mieczkowski – przeprowadzili z nim wywiad na forum. Klasa III gimnazjum na języku polskim (Pomoc merytoryczna: p. Renata Kowalczyk) DODATEK SPECJALNY DO GAZETKI SZKOLNEJ „SZALONE NEWSY” SZKOŁA MARZEŃ Jaka powinna być szkoła? To pytanie zadają sobie wszyscy „uwikłani” w proces dydaktyczny, a w szczególności uczniowie i ich rodzice. Szkoła powinna przede wszystkim być miejscem, które się lubi i do którego chętnie się przychodzi lub wraca… po latach. W niniejszym tekście stworzyliśmy zarys tego, jaka powinna być szkoła. Nazwaliśmy ją szkołą marzeń, bo przecież marzenia są po to, aby je spełniać, nadając im realny kształt… świecie i będzie ich więcej, a planeta jest jedna i ograniczona w zasobach! Uczmy dzieci postaw proekologicznych. Czym skorupka za młodu za nasiąknie, tym na starość trąca. Istota światopoglądu – nauka o różnych religiach, historii ich powstawania kontra teoria ewolucji. Zachęta do nauki przedmiotu – główną rolą szkoły jest nie zniechęcić, a ZACHĘCIĆ do nauki. Każdy przedmiot jest fascynujący, zależy tylko, w jakim świetle się go przedstawi! Praktyka – to, czego się uczymy w teorii, koniecznie powinno się podpierać praktyką (50/50%!!!! ). Dzieci mają krótką uwagę i szybko się nudzą. Badania nad efektywnym uczeniem się dowodzą, że słabo Języki (optymalnie trzy) – nauka w formie zabawy. Gramatyki troszkę chłoniemy wiedzę, gdy jesteśmy znudzeni, niewyspani, głodni! mniej, najpierw trzeba mówić, aby pokazać, co jest piękne w danym Utrwalanie języku, aby zachęcić dzieci do nauki (np. nauczanie rosyjskiego zacząć od podstawowych, a nie ciągłe wprowadzanie nowych, szczegółowych, które historii jego powstania; zaprezentować poezję, pieśni – czyli to, co jednym uchem wlatują, drugim – wylatują! najcenniejsze w jego dorobku). Praca domowa – minimalna. W Internecie jest za dużo treści łatwych do Mundurki – system anglosaski. Gdyby pomysł spotkał się z aprobatą splagiatowania, niestety. Ważniejsza jest praca na lekcjach! młodzieży, uczniowie przez cztery dni tygodnia uczęszczaliby do szkoły Szacunek dla ucznia – aby uczyć szacunku, trzeba umieć go okazywać! w mundurkach. Podkreślamy w ten sposób równość i wyrażamy Dajmy dzieciom możliwość wyrażania swoich opinii, podejmowania przekonanie, że nie szata zdobi człowieka. Jednego dnia mielibyśmy tzw. decyzji. To podniesie ich samoocenę! mufti day – ubiór dowolny. Oczywiście mundurki powinny być kolorowe i Charakter – szkoła powinna kształtować silne charaktery, rozwijać, młodzieżowe; najlepiej, jeśli młodzież sama je zaprojektuje - zgodnie z wskazywać duchem czasu. Warunek realizacji projektu: aprobata młodzieży! spłaszcza ekstrawertyków oraz zamyka w sobie introwertyków. Cosmopolitan – im kolorowiej, tym lepiej. Już w dzieciństwie uczymy się Sport – w zdrowym ciele zdrowy duch! Młodzi ludzie dbają tolerancji, otwartości na odmienność – kolor skóry, wyznanie, tradycję, o sylwetkę, zdrowie, kondycję. Tak więc istnieje rozsądny sposób, aby światopogląd, niepełnosprawność… rozładować buzujące hormony . „Szczęśliwe zmęczenie” spowoduje, że Eco – idziemy z duchem czasu. Siedem miliardów ludzi jest na tym ograniczymy pole do popisu głupotom! - utrwalanie i jeszcze raz utrwalanie materiałów odpowiednie kierunki działań. Niestety, często szkoła Zajęcia artystyczne – trochę ponosi nas fantazja, ale czy nie warto uprzywilejowanych: III liceum oraz III gimnazjum. Niech uczniowie pozwolić dzieciom się wykazać? Niech mają jeden pokój, w którym poznają możliwości, jakie dają szkoły ponadgimnazjalne/uczelnie. Niech można malować po ścianach. Może w ten sposób obudzi się niejeden będą świadomi, że perspektywa nauki w krajach EU (lub dalej) nie musi artysta? być utopią! Jeżeli wszystko musi być pod linijkę, to na zajęciach technicznych pozwólmy młodym majsterkowiczom meble do szkoły robić Rzemiosło – spotkania z rzemieślnikami. Nic, co łatwo przychodzi, nie jest warte posiadania! Trzeba nauczyć dzieci wartości roboty ręcznej, Jedzenie – zdrowe, domowe, ekologiczne. Trzeba uczyć dzieci a nie utrwalać miłość do kiczu. rozsądnego żywienia, gdyż pochłaniają za dużo „śmieciowego” jedzenia! Zajęcia pozalekcyjne – nie trzeba dużo zachodu, aby zorganizować Społeczeństwo choruje (otyłość jedną z chorób cywilizacyjnych!). dzieciom ciekawe zajęcia pozalekcyjne! Każdy rodzic ma Świetnym pomysłem byłby mały ekologiczny sklepik prowadzony przez w zanadrzu coś, co może przekazać młodszemu pokoleniu. Na pewno są rodziców. mamy, które lepią cudowne pierogi, nadziane oryginalnymi farszami. Na Zaradność - pozwalać dzieciom realizować projekty od początku do kółku kulinarnym można zaproponować od czasu do czasu hasło: Tydzień końca. Co z tego, że się trochę będą potykać? Muszą najpierw nauczyć się z pierogami; codziennie inny farsz. Takich pomysłów, które gwarantują chodzić, zanim zaczną biegać! Ważne jest też, aby wpoić dzieciom zasadę efektywne spędzanie wolnego czasu, a przy okazji kultywują tradycję i rozumienia zależności: działanie – konsekwencja działania. kulturę polską, jest wiele… Akcje społeczne – ważne, bo uczą wrażliwości, pomocy na rzecz jednostki, grupy lub tych istot, które nie upomną się o swoje prawa – naszych czworonożnych przyjaciół: zwierząt małych i dużych. Stałe godziny szkoły – np: 9:00 – 15:00 – dużo mniej organizacyjnego bałaganu dla uczniów, nauczycieli oraz rodziców. Mamy jednak świadomość, że mimo dobrych chęci organów prowadzących, taka koncepcja może okazać się trudna w realizacji. Któż jednak zabroni nam marzyć? Selekcja uczniów - nie na podstawie samych stopni , lecz możliwości, talentów, zainteresowań… Career consulting – pod koniec roku dla wszystkich, lecz szczególnie dla SKT nr 93 STO Dodatek do gazetki szkolnej „Szalone Newsy” nr 6 Moja najciekawsza wakacyjna przygoda Wszystko zaczęło się trzeciego dnia kolonii, zwanej „Obozem Herosów”, na Kulce, kiedy wychowawca mojej grupy, pan Łukasz (zwany przez nas pieszczotliwie „Afrodytką”) oznajmił tuż przed śniadaniem, że dziś po dwudziestej drugiej wybierzemy się na „świetliki”. „„Świetliki”? Nie znam tej gry terenowej, ale brzmi jak zabawa dla małych dzieci” mruknęłam sama do siebie. Wiktoria, koleżanka z pokoju, powiedziała mi tylko, że miała taka zabawę w podstawówce i polega ona na beznadziejnej próbie wystraszenia dzieciaków. Teraz, gdy o tym myślę, wiem, że nie powinnam wierzyć w to do końca Wiktorii, która oglądała codziennie na dobranoc horrory przed snem, śmiejąc się do nich. Wtedy jednak nie zastanawiałam się nad tym aż tak bardzo. Trzeci dzień kolonii upłynął dość szybko i nim się zorientowałam, wokół zapadł mrok, a na zegarach wybiła dwudziesta druga. Wyszłam wraz z koleżankami na zbiórkę przed pawilon. Teraz dopiero zauważyłam, że niebo dzisiejszej nocy jest całkowicie bezgwiezdne, a powietrze dużo zimniejsze niż zwykle. Zapięłam bluzę pod samą szyję i naciągnęłam kaptur na głowę. Wszystko zaczęło się wydawać jakieś obce i dziwne. Nawet pan Łukasz, zwykle dowcipny i bardzo pogodny, nagle spoważniał i przestał się uśmiechać. Idąc prosto spod pawilonu, udaliśmy się w stronę głównej bramy, a z niej do lasu. Gdy wychodziliśmy, kątem oka dostrzegłam dwie sylwetki stojące przed recepcją. Rozpoznałam je od razu. Jedną z nich był pan Wiktor, który nigdy nazywany tak nie jest, bo tu, na Kulce, jest budzącym respekt i postrach wśród kolonii militarnych, Generałem Mieczem, którego od razu poznałam po gumowym hełmie legionisty, w którym codziennie dumnie paraduje po ośrodku, i wystających spod niego długich dredach. Drugą natomiast osobą była pani instruktorka Klaudia, znana jako Hestia, z powodu noszonej zawsze przy sobie zapalniczki, ubrana w białe dziwaczne szaty. Gdy tylko instruktorzy nas dostrzegli, zaraz schowali się za recepcją, a do nas doleciał jedyne donośny śmiech Generała Miecza. „Świetliki” okazały się zawdzięczać swą nazwę wywieszonym na drzewach niewielkim, świecącym, niebiesko- neonowym światłem bransoletkach. Mieliśmy iść ich śladem, aż natrafimy na czerwoną bransoletkę, przy której będzie czekała na nas kartka. Brzmi trochę jak zabawa w podchody, prawda? Gdy tylko weszliśmy do lasu, zaczęłam czuć, że coś jest zdecydowanie nie tak. Nigdy nie bałam się chodzić nocą po lesie, bo wielokrotnie wracałam ze szkoły do domu na piechotę, gdy zaczynało się już ściemniać. Teraz jednak było inaczej. Mimo iż powinnam się czuć raźniej w naszej czternastoosobowej grupie, wraz z panem „Afrodytką”, wcale tak nie było. Zwykle na zajęciach dziewczyny rozmawiały ze sobą głośno, często jedna przez drugą się przekrzykując, co tworzyło plątaninę śmiechu i wesołych odgłosów rozmów. Teraz jednak wszystkie szłyśmy w milczeniu, zbite w jedną grupkę i mocno trzymające się za ręce. Czułam, że coś dosłownie czyha na nas w ciemnościach lasu. Zaczęłam dostrzegać pomiędzy drzewami sylwetki rozmaitych potworów, które jednak, zaraz gdy przetarłam oczy, zamieniały się w krzak lub drzewo. Było naprawdę ciemno i właściwie gdyby nie niebieskie „świetliki”, to z pewnością byśmy zabłądziły. Wiatr lekko szumiał liśćmi drzew. Usłyszałam tylko jak coś przedziera się za nami w lesie, stawiając przy tym wyraźne kroki. Mocniej chwyciłam rękę stojącej obok mnie Alicji. Widocznie nie tylko ja usłyszałam ten odgłos skradania się, bo reszta dziewczyn znacznie przyspieszyła kroku, a co poniektóre zaczęły zamykać oczy. Tymczasem wchodziliśmy coraz głębiej w las. Teraz dosłownie czułam, że coś nas obserwuje i za nami idzie. Szłam z boku całej grupy i byłam najbliżej końca drogi, przez co bałam się jeszcze bardziej. Wreszcie na horyzoncie pojawił się czerwony „świetlik”. Tam się zatrzymaliśmy. Pan Łukasz wyciągnął przymocowaną do czerwonego „świetlika” kartkę i zaczął czytać. Czytał o strasznych dziejach tego lasu. O tym, że ten las jest jakby labiryntem Minotaura. Kto do niego wejdzie, już nigdy nie wyjdzie. Dlatego bogowie zsyłali tu wszelkiego rodzaju potwory i monstra. Nie wiem, kto z instruktorów to wymyślił, ale wtedy wszystkie z nas darzyłyśmy go pełną nienawiścią. Szliśmy dalej. W miarę im pojawiania się nowych czerwonych świetlików, baliśmy się coraz bardziej. Kiedy doszliśmy do piątego z nich, pan Łukasz zaoferował nam, że teraz jedna z nas może przeczytać historię zapisaną na kartce. Do czytania zgłosiła się Zuzia. Gdy tylko skończyliśmy słuchać historii, szybko zauważyliśmy, że coś jest nie tak. Pan Łukasz zniknął! Jedne dziewczyny zaczęły panikować, inne krzyczeć, jeszcze inne odchodzić od zmysłów. Ja natomiast zastanawiałam się, jakim cudem nie zauważyłyśmy jego nagłego zniknięcia. Jeszcze większą panikę spotęgował fakt, że na drodze powrotnej zniknęły wszystkie niebieskie „świetliki”. W końcu udało się nam wszystkim jakoś uspokoić i zebrałyśmy się w jedno koło. - Nie ma opcji, musimy iść naprzód - stwierdziła krótko Felicja, która wydawała się wcale nie przejmować sytuacją. - Ma może ktoś jakąś latarkę, czy coś? - spytała tylko dygocząca ze strachu Julka. - Miałam z sobą telefon, ale „Afrodyta” mi go zabrała, bym nie niszczyła światłem nastroju zabawy - rzuciła Kamila. Nie mając zbyt dużego wyboru, ruszyliśmy przed siebie. Teraz droga dłużyła mi się coraz bardziej, a na niej nie było ani śladu czerwonego „świetlika”. Wtedy dotarliśmy do punktu, gdzie zawieszony był ostatni „świetlik”. Dalej była już tyle ciemna, nieoświetlona droga. - Chyba powinniśmy zawrócić - stwierdziła Alicja. - Nie chcę zawracać - zawołała Paula. - Cicho, tchórze! Widzicie tam, na końcu drogi? - zagadnęła Felicja. Przyjrzałam się dokładnie. Rzeczywiście, na samym końcu drogi lśniło się jakieś światło. - Biegnijmy tam! - zawołała Paula. - Na głowę upadłaś? Tam ktoś może być! - zadrżała Julka. - No właśnie! Tam ktoś może być, chodźmy tam! - zawołała Wiktoria. - Myślę, że jeśli będziemy tak stać w miejscu, to raczej nie ruszymy sprawy do przodu - stwierdziłam. Ale nasze rozmowy przerwał szelest dobiegający z lasu. Nim zdążyłam cokolwiek wychwycić, z krzaków wyskoczyła jakaś dziwaczna postać. Nie zdążyłam nawet uważnie się jej przyjrzeć, bo dziewczyny podniosły wrzask i rzuciły się w stronę światła na końcu drogi, a ja, nie będąc mniejszym tchórzem, pobiegłam za nimi. Dziwaczna postać zawyła niczym wilk i wybuchła przerażającym śmiechem. Biegliśmy tak szybko, że odnosiłam wrażenie, iż prędkość dźwięku została gdzieś daleko za nami w tyle. Zatrzymaliśmy się dopiero kilka metrów od „źródła światła”. Na drodze leżała drewniana trumna, a na jej wierzchu stała delikatnie święcąca się świeca. - Teraz to już przesada! - zawołała Julka, wtulając się z całych sił w Zuzię. - Co teraz? - spytała z paniką w głosie Oliwka. - Bierzmy świece i idźmy dalej - zawyrokowała Felicja. Nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, ta sięgnęła po świecę. - Zostaw to lepiej. Jeszcze stanie się cos złego - rzuciła Amelia. Felicja jednak nas nie słuchała. Przeszła obok trumny i stanęła tuż za nią. - Och, chodźcie, tchórze. To nic strasznego. Tam w środku pewnie nawet nic nie ma - rzuciła. Pierwsza posłuchała jej Wiktoria. - No właśnie, to nic strasznego, spójrzcie tylko! - to mówiąc, podbiegła do trumny i podniosła wieko od niej. W środku jednak coś było. A raczej ktoś. Ktoś przykryty białym płótnem. - To czyjś całun! - stwierdziła głośno Paula. - Spoko, to pewnie tylko manekin, czy coś w tym… - nie zdążyła dokończyć Wiktoria, bo „manekin” wydał z siebie głośny, mrożący krew w żyłach krzyk. Co ciekawe wszystkie dziewczyny, włączając w to Wiktorię i Felicję, zaczęły krzyczeć równie przeraźliwe co „manekin”. Wtedy stała się rzecz straszna, bo „manekin” podniósł się nagle i naszym oczom ukazała się przerażająco umalowana, w białych szatach, lecz zakrwawiona, pani Hestia. Teraz wszystkie razem podniosłyśmy krzyk o wiele większy, a Wiktoria, pochylona nad trumną, wywinęła koziołka do tyłu. Wtedy zza krzaków, tuż za Felicją, wyskoczył pan Łukasz, wymalowany jeszcze straszniej niż pani Hestia. Potężny krzyk, wrzask, płacz i upuszczona przez Felicję świeca. Wtedy miałam już dość. Czułam, że serce wali mi jak młotem, a płacząca Julka nie polepszała sytuacji. Myślałam, że to już koniec, ale gdzie tam. Wtedy zza krzaków wyskoczył, wymalowany czarną kredą, w samych spodniach, kaloszach i gumowym hełmie, Generał Miecz, który wydarł się jeszcze głośniej niż my. Wtedy wszyscy się już darli. My, Generał, Hestia i pan Łukasz. Podobno okoliczne ptaki do dziś nie wróciły do swoich gniazd. Krzyczeliśmy tak wszyscy na siebie nawzajem jeszcze przez dobre kilka minut. W końcu, gdy przestaliśmy krzyczeć, zaczęliśmy się śmiać i rozmawiać jeden przez drugiego. Do ośrodka wróciliśmy przy akompaniamencie wesołych rozmów, śmiechów i krzyków. To właśnie była najciekawsza historia moich wakacji. Mimo iż wtedy byłam śmiertelnie przerażona, to teraz wspominam ją z uśmiechem na ustach. Jednak czasem warto dać się wystraszyć. Małgorzata Ligocka, kl. II gimnazjum