szalone newsy - Społeczne Liceum Ogólnokształcące im.Marion

Transkrypt

szalone newsy - Społeczne Liceum Ogólnokształcące im.Marion
10 HITÓW! JEDEN PO DRUGIM
1. Axwell Sebastian Ingrosso
Sun is shining
2. Video
Ktoś Nowy
3. Otilia
Aventura
4. Jain
Come
5. Sigala
Easy Love
6. Nicky Jam. Enrique Iglesias
El Perdon
7. Adelle
Hello
8. One Direction
Drag Me Down
9. Kamil Bednarek, Stuff
Euforia
10. Adam Lambert
Another Lonely Night
Nasz zespól redakcyjny:
M. Ligocka, M. Kowalczuk, J. Dogoda, W. Kulis
Opracowanie graficzne opiekun koła czytelniczo-medialnego:
p. Dorota Butkiewicz
SZALONE NEWSY
SPOŁECZNE GIMNAZJUM STO W MIKOŁAJKACH
Numer 6
listopad 2015
CENA: 1 zł
W numerze
- krzyżówka
- humor
- ciekawostki andrzejkowe
- charakterystyka Ireny Preiss
- opis przyrody jesienią
- spotkanie z reżyserem
- Noc Filmowa
- Szkoła Marzeń...
- nasz twórczość
OPIS PRZYRODY JESIENIĄ
Jesienią przyroda ma szczególny urok. Zachwyca
bogactwem kolorów, zapachów i dźwięków. Jesienna
aura bywa deszczowa, ale dzisiaj jest wyjątkowo,
słonecznie, ciepło.
Przed nami roztacza się przepiękny widok.
Drzewa są jeszcze zielone, ale pojawiają się już na nich
różnobarwne liście. Brzozowy zagajnik kołysze się w
podmuchach wiatru. Dojrzałe owoce kuszą słodką
wonią. Jesienne kwiaty cieszą się ostatnimi promykami
słońca. Pająki przędą nitki babiego lata. Ptaki
przygotowują się do odlotu. Z lasu dobiegają odgłosy
zwierząt.
Jesień to piękna pora. Cieszymy się, że co roku
powraca.
A TERAZ COŚ DLA TYCH, KTÓRZY UWIELBIAJĄ KRZYŻÓWKI.
A WIĘC DO DZIEŁA!
Wpisz poziomo:
1. Obchodzi imieniny 29 listopada...
2. Mają go wskazać dla panien andrzejkowe wróżby...
3. Okres zaczynający się po andrzejkach...
4. Według zwyczajów one pokazują co się zdarzy...
Klasa III g podczas spaceru na języku polskim
5. Masz ją poznać poprzez wróżby...
6. Przekłuwasz je chcąc poznać imię przyszłej miłości...
7. Inaczej zwyczaj...
8. Lejemy go przez klucz...
9. Miesiąc, w którym obchodzimy Andrzejki...
Hasło: ...............................................................................
HUMOR
NASZA TWÓRCZOŚĆ
- Tatusiu! A co to jest tam po lewej? - pyta mały yeti swojego ojca.
- Tam jest ludzki cmentarz, synku.
- A co to jest cmentarz?
- Tam ludzie chowają swoich zmarłych, oni sobie leżą i czekają nie wiadomo na co.
- To czemu my ich nie zjemy, skoro się nie ruszają, tylko uganiamy się za takimi co
uciekają?
- Bo widzisz, mój synku, ludzie z gruntu są źli…
Opowiem historie o bogactwie,
O bogactwie większym niż myślicie.
Pewna babka chciała się przypodobać mężowi, więc poszła do fryzjera i strzeliła sobie
extra fryz. Przychodzi do domu, a mąż nic... Czyta gazetę, nawet nie zauważył żadnej
zmiany. Na następny dzień myśli: "trzeba sobie zrobić porządny makijaż to na pewno
zauważy". Tak też zrobiła. Przychodzi do domu a mąż nic. Facetka na trzeci dzień poszła
kupić jakieś wdzianko, ale mąż nic dalej nie zauważył. Więc sobie myśli: "on mnie w
ogóle nie zauważa. Jutro założę maskę przeciwgazową". Nazajutrz siedzą sobie przy
obiadku. Mąż spogląda znad gazety, patrzy, patrzy i mówi:
- A coś Ty sobie kochanie brwi ogoliłaś?
CIEKAWOSTKI
Dzisiaj wróżby andrzejkowe są ogólnie znane, lecz kiedyś każdy
rejon Polski miał inne obrzędy związane z tym świętem. Na przykład w
Małopolsce dziewczęta otaczały kołem gąsiora z zawiązanymi oczami.
Wróżba głosiła, że która pierwsza zostanie skubnięta przez ptaka,
najwcześniej wyjdzie za mąż. Na Mazowszu za to popularne było
smarowanie przez panny kawałków chleba tłuszczem i układanie ich na
ławce. Następnie przyprowadzano psa i ta panna, której chleb pies
zjadł jako pierwszy miała najprędzej wyjść mąż.
Dawniej przywiązywano też dużą wagę do przepowiedni
związanych z samym świętem św. Andrzeja. Jedna z nich mówiła, że
jeśli 30 listopada spadnie śnieg, to utrzyma się przez sto dni.
źródło: http://andrzejki.blogspot.com/
Większym niż wszystkie skarby świata,
Niż to co w bajkach widzicie.
Raz do roku przy moim domu
Złoty się staje las.
Tam drzewa złote mają korony
I wszystko złote jest przez ten czas.
W jasnym złocie chodzą nawet sarny,
to jakaś złota odmiana.
Drzewa!
Drzewa mają złote barwy. Przecież to rzecz niesłychana!
Dlaczego nikt nie kradnie złotych liści?
Nikt złotych zwierząt nie gania.
Jak można obojętnie patrzeć na las?
Na las ,co się złotem przystraja!
I gdy pytam ludzi,, dlaczego? ",
To mówią,, jesień " -to wszystko.
Odpowiadam wtedy bez wahania,
Że piękne to jesienne zjawisko.
Julia Dogoda kl. II
TĘ OSOBĘ WARTO POZNAĆ CHARAKTERYSTYKA IRENY PREISS
Irena
Preiss
(pseudonim
Skarpeta)
jest
dwudziestopięcioletnią trenerką brazylijskiego jiu-jitsu
w klubie Grappling Kraków, który (jak wskazuje nazwa)
znajduje się w jej rodzinnym mieście. Mieszka w nim wraz
ze swoim partnerem-Marcinem. Jej rodzice to Leokadia
i Marian.
Irena ma około 180 cm wzrostu, co czyni ją dosyć
wysoką osobą. Blond włosy sięgające do ramion upina
zazwyczaj w kucyk. Ma delikatne rysy twarzy i zielone oczy.
Jej ulubionym strojem są dresy i wygodne buty, ale na
specjalne okazje, takie jak uroczyste przyjęcia czy różnego
rodzaju
gale,
zakłada
sukienki
i
szpilki.
Ta młoda kobieta to niezwykle miła, sympatyczna
i życzliwa osoba. Jest duszą towarzystwa, a na jej twarzy
zawsze gości uśmiech, dzięki czemu szybko zyskuje sobie
sympatię innych i zaraża ich swoim pozytywnym
nastawieniem do życia i poczuciem humoru. Zawsze jest
sobą. Nikogo nie udaje. Mimo sporego dorobku i pozycji
w świecie sportowym, nie oczekuje od innych, że będą ją
lepiej traktować. Jest osobą rozpoznawalną, więc oprócz
fanów i przyjaciół ma również wrogów, którzy ją krytykują.
Irena jednak nie przejmuje się negatywnymi komentarzami
na swój temat i zawsze obraca je w żart.
Jej największą pasją jest brazylijskie jiu-jitsu, które trenuje
od jedenastu lat, i w którym niejednokrotnie zasłynęła jako
mistrzyni Polski i świata. Obecnie jest dumną posiadaczką
czarnego pasa w tej właśnie dyscyplinie, a swoją wiedzą
i doświadczeniem chętnie dzieli się ze swoimi uczniami
i innymi pasjonatami z całego kraju podczas prowadzonych
przez nią seminariów i obozów. Oprócz sportu Irena ma
również inne zainteresowania. Jednym z nich jest
malowanie paznokci. Na portalach społecznościowych
bardzo często chwali się nowymi kolorami i wzorami, które
tworzy, biorąc pod uwagę nadchodzące wydarzenia(np.
Boże Narodzenie, Wielkanoc i zbliżające się przyjęcia) lub
swój obecny nastrój. Irena Preiss to osoba, która powinna
być wzorem do naśladowania dla wszystkich. Nie tylko ze
względu na wybitne osiągnięcia sportowe, bo nie każdy
może być uzdolniony fizycznie. Powinniśmy brać z niej
przykład, ponieważ ma bardzo dobre nastawienie do życia,
a przede wszystkim-do ludzi. Jestem bardzo szczęśliwa, że
mogłam osobiście poznać tak miłą i ciepłą osobę, ponieważ
ta znajomość daje mi wiele radości.
Karolina Walczak - uczennica klasy II gimnazjum
NOC FILMOWA
Z 23 na 24 października w Gałkowie odbyła
się Noc Filmowa - impreza klasy II gimnazjum.
Młodzież wraz z opiekunkami – panią
Renatą Kowalczyk, Dorotą Butkiewicz i
Agnieszką Stecką – zjawiła się na miejscu o
godzinie 20.00 i wraz z kucharzem restauracji
Państwa
Potockich
zabrała
się
do
przygotowywania kolacji, którą później zjedzono
z apetytem. Z pełnymi od pyszności brzuchami
uczniowie rozpoczęli seans. Na początek
obejrzeli film pt. „Kamienie na szaniec”, który
nie tylko bardzo im się spodobał, ale też
poruszył i urozmaicił wyobrażenie znanej im już
świetnie lektury szkolnej. Kolejny wyświetlony
film to „Jesteś Bogiem” – historia Magika,
legendarnego założyciela grupy „Paktofonika”.
Jedyny obejrzany tej nocy horror (dla widzów o
silnych nerwach!) to „Obecność”. Druga klasa
poznała także film „Hooligans” i dwa
nadprogramowe dzieła animowane.
Uczniom naszej szkoły Noc Filmowa bardzo
się podobała, dlatego też chętnie przyjmą
wiadomość o powtórce tego rodzaju imprezy.
Wspólne gotowanie
Kolacja
Przerwa na grę w karty.
Małgorzata Ligocka, klasa II gimnazjum
Widownia :-)
SPOTKANIE Z REŻYSEREM FILMU
„CARTE BLANCHE”
W październiku Szkoły Społeczne STO miały zaszczyt gościć w
swoich progach pana Jacka Lusińskiego, reżysera głośnego filmu pt.
„Carte Blanche”. W imprezie, oprócz uczniów, nauczycieli oraz
rodziców, uczestniczyć mogły osoby spoza szkoły, gdyż spotkanie miało
charakter otwarty. Odpowiedzią na pytanie, jak duże wrażenie film
zrobił na odbiorcach, niech będzie zamieszczona niżej recenzja dzieła
napisana na języku polskim przez uczniów klasy III gimnazjum.
Renata Kowalczyk
Kiedy gaśnie światło…
Film ,,Carte Blanche” to dramat obyczajowy produkcji polskiej.
Jego reżyserem jest Jacek Lusiński. Premiera dzieła odbyła się w styczniu
2015 roku. Prestiżowym wyróżnieniem dla twórców filmu była nagroda
Grand Prix jury na 18 Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w
Szanghaju.
Inspiracją dla reżysera stała się historia lubelskiego nauczyciela,
który w wyniku genetycznej choroby zaczyna tracić wzrok. Aby nie
zostać zwolnionym z pracy, historyk ukrywa swoją ułomność i uczy się z
nią żyć. Okazuje się, że wykonywanie najprostszych czynności wymaga
od niego ogromnego wysiłku. W akcie desperacji nauczyciel próbuje
popełnić samobójstwo. Kiedy ukrywana tak długo choroba wychodzi na
jaw, Kacper nie traci autorytetu wśród uczniów. We wzruszającej
końcowej scenie maturzyści – wychowankowie wręczają kochanemu
nauczycielowi kwiaty.
Rolę głównego bohatera – odtwórcy losów niepełnosprawnego
nauczyciela – zagrał Andrzej Chyra . Trzeba przyznać, że wykonał swoje
zadanie znakomicie. Jego gra wzbudziła w odbiorcach niesamowite
emocje: wzruszenie, współczucie i żal. Na uwagę zasługuje również
Arkadiusz Jakubik – odtwórca roli Wiktora, przyjaciela Kacpra. Kunszt
aktorski pokazali również młodzi: Eliza Rycembel i Tomasz Ziętek, którzy
wcielili się w rolę zbuntowanych maturzystów.
Akcja filmu rozgrywa
się w Lublinie. Wraz z bohaterem wędrujemy po uliczkach miasta,
parkach i placach. Imponujący jest efekt, który osiągnął operator
Wojciech Płóciennik, ukazując świat widziany oczyma głównego
bohatera.
Nastrój filmu jest odpowiedni do jego tematyki. Większość scen
została nakręcona nocą lub w ciągu dnia – przy ograniczonym świetle.
Ponura sceneria oraz muzyka potęgują wrażenie smutku.
Warto wspomnieć, że ,,Carte Blanche” to jedna z lepszych
polskich produkcji filmowych ostatnich lat. Film jest znakomity i trudno
byłoby doszukiwać się w nim minusów. Jedyne, na co warto w tej kwestii
zwrócić uwagę, to zbyt duża liczba wulgaryzmów. Uważamy, że skoro
dzieło opowiada o społeczności szkolnej, nie powinno się używać
niecenzuralnych słów. Jednakże zamysłem reżysera było ukazanie emocji
postaci, więc to w pewnym stopniu tłumaczy zasadność wprowadzenia
niestosownych form.
„Carte Blanche” to film, który warto zobaczyć. Jego obejrzenie
skłania do refleksji nad wartością zdrowia, której na co dzień sobie nie
uświadamiamy. Dzieło uczy, że należy dobrze wykorzystać każdą chwilę,
bo nigdy nie wiemy, co przyniesie jutro. Na koniec chcielibyśmy
pochwalić się informacją, że mieliśmy zaszczyt gościć w szkole reżysera
filmu, pana Jacka Lusińskiego, a nasi koledzy – Julia Dogoda i Karol
Mieczkowski – przeprowadzili z nim wywiad na forum.
Klasa III gimnazjum na języku polskim
(Pomoc merytoryczna: p. Renata Kowalczyk)
DODATEK SPECJALNY DO GAZETKI SZKOLNEJ
„SZALONE NEWSY”
SZKOŁA MARZEŃ
Jaka powinna być szkoła?
To pytanie zadają sobie wszyscy „uwikłani” w proces
dydaktyczny, a w szczególności uczniowie i ich rodzice. Szkoła
powinna przede wszystkim być miejscem, które się lubi i do
którego chętnie się przychodzi lub wraca… po latach.
W niniejszym tekście stworzyliśmy zarys tego, jaka powinna być
szkoła. Nazwaliśmy ją szkołą marzeń, bo przecież marzenia są
po to, aby je spełniać, nadając im realny kształt…
świecie i będzie ich więcej, a planeta jest jedna i ograniczona
w zasobach! Uczmy dzieci postaw proekologicznych. Czym skorupka za
młodu za nasiąknie, tym na starość trąca.
Istota światopoglądu – nauka o różnych religiach, historii ich
powstawania kontra teoria ewolucji.
Zachęta do nauki przedmiotu – główną rolą szkoły jest nie zniechęcić,
a ZACHĘCIĆ do nauki. Każdy przedmiot jest fascynujący, zależy tylko,
w jakim świetle się go przedstawi!
Praktyka – to, czego się uczymy w teorii, koniecznie powinno się
podpierać praktyką (50/50%!!!! ). Dzieci mają krótką uwagę i szybko się
nudzą. Badania nad efektywnym uczeniem się dowodzą,
że słabo
Języki (optymalnie trzy) – nauka w formie zabawy. Gramatyki troszkę
chłoniemy wiedzę, gdy jesteśmy znudzeni, niewyspani, głodni!
mniej, najpierw trzeba mówić, aby pokazać, co jest piękne w danym
Utrwalanie
języku, aby zachęcić dzieci do nauki (np. nauczanie rosyjskiego zacząć od
podstawowych, a nie ciągłe wprowadzanie nowych, szczegółowych, które
historii jego powstania; zaprezentować poezję, pieśni – czyli to, co
jednym uchem wlatują, drugim – wylatują!
najcenniejsze w jego dorobku).
Praca domowa – minimalna. W Internecie jest za dużo treści łatwych do
Mundurki – system anglosaski. Gdyby pomysł spotkał się z aprobatą
splagiatowania, niestety. Ważniejsza jest praca na lekcjach!
młodzieży, uczniowie przez cztery dni tygodnia uczęszczaliby do szkoły
Szacunek dla ucznia – aby uczyć szacunku, trzeba umieć go okazywać!
w mundurkach. Podkreślamy w ten sposób równość i wyrażamy
Dajmy dzieciom możliwość wyrażania swoich opinii, podejmowania
przekonanie, że nie szata zdobi człowieka. Jednego dnia mielibyśmy tzw.
decyzji. To podniesie ich samoocenę!
mufti day – ubiór dowolny. Oczywiście mundurki powinny być kolorowe i
Charakter – szkoła powinna kształtować silne charaktery, rozwijać,
młodzieżowe; najlepiej, jeśli młodzież sama je zaprojektuje - zgodnie z
wskazywać
duchem czasu. Warunek realizacji projektu: aprobata młodzieży!
spłaszcza ekstrawertyków oraz zamyka w sobie introwertyków.
Cosmopolitan – im kolorowiej, tym lepiej. Już w dzieciństwie uczymy się
Sport – w zdrowym ciele zdrowy duch! Młodzi ludzie dbają
tolerancji, otwartości na odmienność – kolor skóry, wyznanie, tradycję,
o sylwetkę, zdrowie, kondycję. Tak więc istnieje rozsądny sposób, aby
światopogląd, niepełnosprawność…
rozładować buzujące hormony . „Szczęśliwe zmęczenie” spowoduje, że
Eco – idziemy z duchem czasu. Siedem miliardów ludzi jest na tym
ograniczymy pole do popisu głupotom!
-
utrwalanie
i
jeszcze
raz
utrwalanie
materiałów
odpowiednie kierunki działań. Niestety, często szkoła
Zajęcia artystyczne – trochę ponosi nas fantazja, ale czy nie warto
uprzywilejowanych: III liceum oraz III gimnazjum. Niech uczniowie
pozwolić dzieciom się wykazać? Niech mają jeden pokój, w którym
poznają możliwości, jakie dają szkoły ponadgimnazjalne/uczelnie. Niech
można malować po ścianach. Może w ten sposób obudzi się niejeden
będą świadomi, że perspektywa nauki w krajach EU (lub dalej) nie musi
artysta?
być utopią!
Jeżeli wszystko musi być pod linijkę, to na zajęciach
technicznych pozwólmy młodym majsterkowiczom meble do szkoły robić
Rzemiosło – spotkania z rzemieślnikami. Nic, co łatwo przychodzi, nie

jest warte posiadania! Trzeba nauczyć dzieci wartości roboty ręcznej,
Jedzenie – zdrowe, domowe, ekologiczne. Trzeba uczyć dzieci
a nie utrwalać miłość do kiczu.
rozsądnego żywienia, gdyż pochłaniają za dużo „śmieciowego” jedzenia!
Zajęcia pozalekcyjne – nie trzeba dużo zachodu, aby zorganizować
Społeczeństwo choruje (otyłość jedną z chorób cywilizacyjnych!).
dzieciom ciekawe zajęcia pozalekcyjne! Każdy rodzic ma
Świetnym pomysłem byłby mały ekologiczny sklepik prowadzony przez
w zanadrzu coś, co może przekazać młodszemu pokoleniu. Na pewno są
rodziców.
mamy, które lepią cudowne pierogi, nadziane oryginalnymi farszami. Na
Zaradność
- pozwalać dzieciom realizować projekty od początku do
kółku kulinarnym można zaproponować od czasu do czasu hasło: Tydzień
końca. Co z tego, że się trochę będą potykać? Muszą najpierw nauczyć się
z pierogami; codziennie inny farsz. Takich pomysłów, które gwarantują
chodzić, zanim zaczną biegać! Ważne jest też, aby wpoić dzieciom zasadę
efektywne spędzanie wolnego czasu, a przy okazji kultywują tradycję i
rozumienia zależności: działanie – konsekwencja działania.
kulturę polską, jest wiele…
Akcje społeczne –
ważne, bo uczą wrażliwości, pomocy na rzecz
jednostki, grupy lub tych istot, które nie upomną się o swoje prawa –
naszych czworonożnych przyjaciół: zwierząt małych i dużych.
Stałe godziny szkoły – np: 9:00 – 15:00 – dużo mniej organizacyjnego
bałaganu dla uczniów, nauczycieli oraz rodziców.
Mamy
jednak
świadomość,
że
mimo
dobrych
chęci
organów
prowadzących, taka koncepcja może okazać się trudna w realizacji. Któż
jednak zabroni nam marzyć?
Selekcja uczniów - nie na podstawie samych stopni , lecz możliwości,
talentów, zainteresowań…
Career consulting – pod koniec roku dla wszystkich, lecz szczególnie dla
SKT nr 93 STO
Dodatek do gazetki szkolnej „Szalone Newsy” nr 6
Moja najciekawsza wakacyjna przygoda
Wszystko zaczęło się trzeciego dnia kolonii, zwanej „Obozem
Herosów”, na Kulce, kiedy wychowawca mojej grupy, pan Łukasz (zwany
przez nas pieszczotliwie „Afrodytką”) oznajmił tuż przed śniadaniem, że
dziś po dwudziestej drugiej wybierzemy się na „świetliki”.
„„Świetliki”? Nie znam tej gry terenowej, ale brzmi jak zabawa dla
małych dzieci” mruknęłam sama do siebie.
Wiktoria, koleżanka z pokoju, powiedziała mi tylko, że miała taka zabawę
w podstawówce i polega ona na beznadziejnej próbie wystraszenia
dzieciaków. Teraz, gdy o tym myślę, wiem, że nie powinnam wierzyć w to
do końca Wiktorii, która oglądała codziennie na dobranoc horrory przed
snem, śmiejąc się do nich. Wtedy jednak nie zastanawiałam się nad tym aż
tak bardzo.
Trzeci dzień kolonii upłynął dość szybko i nim się zorientowałam,
wokół zapadł mrok, a na zegarach wybiła dwudziesta druga. Wyszłam
wraz z koleżankami na zbiórkę przed pawilon. Teraz dopiero zauważyłam,
że niebo dzisiejszej nocy jest całkowicie bezgwiezdne, a powietrze dużo
zimniejsze niż zwykle. Zapięłam bluzę pod samą szyję i naciągnęłam
kaptur na głowę.
Wszystko zaczęło się wydawać jakieś obce i dziwne. Nawet pan
Łukasz, zwykle dowcipny i bardzo pogodny, nagle spoważniał i przestał
się uśmiechać.
Idąc prosto spod pawilonu, udaliśmy się w stronę głównej bramy,
a z niej do lasu. Gdy wychodziliśmy, kątem oka dostrzegłam dwie
sylwetki stojące przed recepcją. Rozpoznałam je od razu. Jedną z nich był
pan Wiktor, który nigdy nazywany tak nie jest, bo tu, na Kulce, jest
budzącym respekt
i postrach wśród kolonii militarnych, Generałem Mieczem, którego od
razu poznałam po gumowym hełmie legionisty, w którym codziennie
dumnie paraduje po ośrodku, i wystających spod niego długich dredach.
Drugą natomiast osobą była pani instruktorka Klaudia, znana jako Hestia,
z powodu noszonej zawsze przy sobie zapalniczki, ubrana w białe
dziwaczne szaty. Gdy tylko instruktorzy nas dostrzegli, zaraz schowali się
za recepcją,
a do nas doleciał jedyne donośny śmiech Generała Miecza.
„Świetliki” okazały się zawdzięczać swą nazwę wywieszonym na
drzewach niewielkim, świecącym, niebiesko- neonowym światłem
bransoletkach. Mieliśmy iść ich śladem, aż natrafimy na czerwoną
bransoletkę, przy której będzie czekała na nas kartka. Brzmi trochę jak
zabawa w podchody, prawda?
Gdy tylko weszliśmy do lasu, zaczęłam czuć, że coś jest
zdecydowanie nie tak. Nigdy nie bałam się chodzić nocą po lesie, bo
wielokrotnie wracałam ze szkoły do domu na piechotę, gdy zaczynało się
już ściemniać. Teraz jednak było inaczej. Mimo iż powinnam się czuć
raźniej w naszej czternastoosobowej grupie, wraz z panem „Afrodytką”,
wcale tak nie było. Zwykle na zajęciach dziewczyny rozmawiały ze sobą
głośno, często jedna przez drugą się przekrzykując, co tworzyło plątaninę
śmiechu
i wesołych odgłosów rozmów. Teraz jednak wszystkie szłyśmy w
milczeniu, zbite w jedną grupkę i mocno trzymające się za ręce.
Czułam, że coś dosłownie czyha na nas w ciemnościach lasu.
Zaczęłam dostrzegać pomiędzy drzewami sylwetki rozmaitych potworów,
które jednak, zaraz gdy przetarłam oczy, zamieniały się w krzak lub
drzewo. Było naprawdę ciemno i właściwie gdyby nie niebieskie
„świetliki”, to
z pewnością byśmy zabłądziły. Wiatr lekko szumiał liśćmi drzew.
Usłyszałam tylko jak coś przedziera się za nami w lesie, stawiając przy
tym wyraźne kroki. Mocniej chwyciłam rękę stojącej obok mnie Alicji.
Widocznie nie tylko ja usłyszałam ten odgłos skradania się, bo reszta
dziewczyn znacznie przyspieszyła kroku, a co poniektóre zaczęły zamykać
oczy.
Tymczasem wchodziliśmy coraz głębiej w las. Teraz dosłownie
czułam, że coś nas obserwuje i za nami idzie. Szłam
z boku całej grupy i byłam najbliżej końca drogi, przez co bałam się
jeszcze bardziej. Wreszcie na horyzoncie pojawił się czerwony „świetlik”.
Tam się zatrzymaliśmy. Pan Łukasz wyciągnął przymocowaną do
czerwonego „świetlika” kartkę i zaczął czytać. Czytał o strasznych
dziejach tego lasu. O tym, że ten las jest jakby labiryntem Minotaura. Kto
do niego wejdzie, już nigdy nie wyjdzie. Dlatego bogowie zsyłali tu
wszelkiego rodzaju potwory
i monstra. Nie wiem, kto z instruktorów to wymyślił, ale wtedy wszystkie
z nas darzyłyśmy go pełną nienawiścią.
Szliśmy dalej. W miarę im pojawiania się nowych czerwonych
świetlików, baliśmy się coraz bardziej. Kiedy doszliśmy do piątego z nich,
pan Łukasz zaoferował nam, że teraz jedna z nas może przeczytać historię
zapisaną na kartce. Do czytania zgłosiła się Zuzia.
Gdy tylko skończyliśmy słuchać historii, szybko zauważyliśmy, że
coś jest nie tak. Pan Łukasz zniknął! Jedne dziewczyny zaczęły
panikować, inne krzyczeć, jeszcze inne odchodzić od zmysłów. Ja
natomiast zastanawiałam się, jakim cudem nie zauważyłyśmy jego
nagłego zniknięcia. Jeszcze większą panikę spotęgował fakt, że na drodze
powrotnej zniknęły wszystkie niebieskie „świetliki”.
W końcu udało się nam wszystkim jakoś uspokoić
i zebrałyśmy się w jedno koło.
- Nie ma opcji, musimy iść naprzód - stwierdziła krótko Felicja, która
wydawała się wcale nie przejmować sytuacją.
- Ma może ktoś jakąś latarkę, czy coś? - spytała tylko dygocząca ze
strachu Julka.
- Miałam z sobą telefon, ale „Afrodyta” mi go zabrała, bym nie niszczyła
światłem nastroju zabawy - rzuciła Kamila.
Nie mając zbyt dużego wyboru, ruszyliśmy przed siebie. Teraz
droga dłużyła mi się coraz bardziej, a na niej nie było ani śladu
czerwonego „świetlika”. Wtedy dotarliśmy do punktu, gdzie zawieszony
był ostatni „świetlik”. Dalej była już tyle ciemna, nieoświetlona droga.
- Chyba powinniśmy zawrócić - stwierdziła Alicja.
- Nie chcę zawracać - zawołała Paula.
- Cicho, tchórze! Widzicie tam, na końcu drogi? - zagadnęła Felicja.
Przyjrzałam się dokładnie. Rzeczywiście, na samym końcu drogi
lśniło się jakieś światło.
- Biegnijmy tam! - zawołała Paula.
- Na głowę upadłaś? Tam ktoś może być! - zadrżała Julka.
- No właśnie! Tam ktoś może być, chodźmy tam! - zawołała Wiktoria.
- Myślę, że jeśli będziemy tak stać w miejscu, to raczej nie ruszymy
sprawy do przodu - stwierdziłam.
Ale nasze rozmowy przerwał szelest dobiegający z lasu. Nim
zdążyłam cokolwiek wychwycić, z krzaków wyskoczyła jakaś dziwaczna
postać. Nie zdążyłam nawet uważnie się jej przyjrzeć, bo dziewczyny
podniosły wrzask i rzuciły się w stronę światła na końcu drogi, a ja, nie
będąc mniejszym tchórzem, pobiegłam za nimi.
Dziwaczna postać zawyła niczym wilk i wybuchła przerażającym
śmiechem.
Biegliśmy tak szybko, że odnosiłam wrażenie, iż prędkość dźwięku
została gdzieś daleko za nami w tyle. Zatrzymaliśmy się dopiero kilka
metrów od „źródła światła”.
Na drodze leżała drewniana trumna, a na jej wierzchu stała
delikatnie święcąca się świeca.
- Teraz to już przesada! - zawołała Julka, wtulając się z całych sił
w Zuzię.
- Co teraz? - spytała z paniką w głosie Oliwka.
- Bierzmy świece i idźmy dalej - zawyrokowała Felicja.
Nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, ta sięgnęła po świecę.
- Zostaw to lepiej. Jeszcze stanie się cos złego - rzuciła Amelia.
Felicja jednak nas nie słuchała. Przeszła obok trumny i stanęła tuż
za nią.
- Och, chodźcie, tchórze. To nic strasznego. Tam w środku pewnie nawet
nic nie ma - rzuciła.
Pierwsza posłuchała jej Wiktoria.
- No właśnie, to nic strasznego, spójrzcie tylko! - to mówiąc, podbiegła do
trumny i podniosła wieko od niej.
W środku jednak coś było. A raczej ktoś. Ktoś przykryty białym
płótnem.
- To czyjś całun! - stwierdziła głośno Paula.
- Spoko, to pewnie tylko manekin, czy coś w tym… - nie zdążyła
dokończyć Wiktoria, bo „manekin” wydał z siebie głośny, mrożący krew
w żyłach krzyk.
Co ciekawe wszystkie dziewczyny, włączając w to Wiktorię
i Felicję, zaczęły krzyczeć równie przeraźliwe co „manekin”.
Wtedy stała się rzecz straszna, bo „manekin” podniósł się nagle
i naszym oczom ukazała się przerażająco umalowana,
w białych szatach, lecz zakrwawiona, pani Hestia.
Teraz wszystkie razem podniosłyśmy krzyk o wiele większy,
a Wiktoria, pochylona nad trumną, wywinęła koziołka do tyłu.
Wtedy zza krzaków, tuż za Felicją, wyskoczył pan Łukasz,
wymalowany jeszcze straszniej niż pani Hestia. Potężny krzyk, wrzask,
płacz i upuszczona przez Felicję świeca.
Wtedy miałam już dość. Czułam, że serce wali mi jak młotem,
a płacząca Julka nie polepszała sytuacji. Myślałam, że to już koniec, ale
gdzie tam.
Wtedy zza krzaków wyskoczył, wymalowany czarną kredą,
w samych spodniach, kaloszach i gumowym hełmie, Generał Miecz, który
wydarł się jeszcze głośniej niż my.
Wtedy wszyscy się już darli. My, Generał, Hestia i pan Łukasz.
Podobno okoliczne ptaki do dziś nie wróciły do swoich gniazd.
Krzyczeliśmy tak wszyscy na siebie nawzajem jeszcze przez dobre
kilka minut. W końcu, gdy przestaliśmy krzyczeć, zaczęliśmy się śmiać
i rozmawiać jeden przez drugiego. Do ośrodka wróciliśmy przy
akompaniamencie wesołych rozmów, śmiechów i krzyków.
To właśnie była najciekawsza historia moich wakacji. Mimo iż
wtedy byłam śmiertelnie przerażona, to teraz wspominam ją
z uśmiechem na ustach. Jednak czasem warto dać się wystraszyć.
Małgorzata Ligocka, kl. II gimnazjum