niechciana liberalizacja
Transkrypt
niechciana liberalizacja
(Nie)chciana liberalizacja Autor: Tatiana Jawaszewa Tema, 2 marca 2011 r. Reforma rynku energetycznego wymaga wielu inwestycji, które dotychczas czyniły tę misję niemożliwą Jeśli zapytamy bułgarskich konsumentów, czy chcą wybierać swojego dostawcę energii elektrycznej tak, jak czynią to przy podpisywaniu umowy o Internet, telewizję kablową, czy telefon komórkowy, najprawdopodobniej odpowiedź będzie brzmiała „tak”. Ale kiedy usłyszą, że taka innowacja będzie ich słono kosztować, większość pozostanie zwolennikami zachowania bieżącej sytuacji. Takie zmiany związane z liberalizacją rynku sieci energetycznej wymagają nowej polityki informacyjnej. Rozwoju systemu elektroenergetycznego jest ściśle związany z działalnością monopolistyczną, a z istniejących systemów przesyłowych korzystają wszyscy. Ponieważ budowa drugiej sieci jest zbyt kosztowna, liberalizacja rynku energii zakłada wybór dostawców, ale nie i wybór sieci. Ponieważ prywatyzacja Dystrybutorów Energii Elektrycznej (ERP) została już dokonana i sektor przewodów średniego i niskiego napięcia został podzielony na trzy części, nie ma formalnych przeszkód do wprowadzenia zasady wolnego handlu energią. Jednak w zliberalizowanym rynku panują zupełnie inne reguły gry. Z reguły podpisywane są dwustronne umowy pomiędzy konsumentem a dostawcą. Tyle, że żaden użytkownik nie wie dokładnie, ile będzie potrzebował energii przez kolejny rok. Wymaga to istnienia zrównoważonego rynku, na którym sprzedaje się nadwyżki i pokrywa się niedobory. Na bułgarskim rynku nie istnieje balans, gdyż nadwyżki są sprzedawane bardzo tanio, zaś pokrycie deficytu jest bardzo kosztowne. Jeśli spojrzymy na stronę internetową Elektroenergetycznego Operatora Systemowego (ESO), zobaczymy, że producenci kupują energię za 155 BGN/MWh, a sprzedają ją za 25 BGN/MWh. Tak więc na rynek równoważący jest de facto hamulcem wolnego handlu. Regulator bułgarskiego rynku energetycznego (DKEWR) ma ustawowe uprawnienia, by ustalić zasady i zapewnić nadzór nad balansem cenowym, wyjaśnia Iwanka Dilowska, dyrektor Instytutu Zarządzania Energią. Giełda Energii, która ma wkrótce powstać w Bułgarii, nie zastąpi rynku równoważącego. W podpisanych dwustronnych umowach pokrycie deficytu lub sprzedaż nadwyżki odbywa się najczęściej właśnie na rynku bilansującym, ale tylko wtedy, gdy cena jest do zaakceptowania. Na giełdzie będzie się również sprzedawać nadwyżki. Jeśli na przykład konsumpcja spadnie gwałtownie producent będzie mógł za pośrednictwem giełdy zbyć swoją nadwyżkę, której wcześniej nie mógł sprzedać. Rynek równoważący istnieje, ale nie działa. " Zorganizowany rynek” albo giełda, jest zapisana w bułgarskiej ustawie o Prawie energetycznym od 2003 r., ale tego typu handel w kraju wciąż jeszcze nie jest rozwinięty. Paragraf 22 Jeśli porzucone zostaną ceny regulowane, energia na wolnym rynku będzie kosztować usługobiorców dużo więcej. Taki scenariusz będzie możliwy tak długo, dopóki producenci będą zobowiązani do sprzedaży 70% energii na rynku regulowanym i to po niższych cenach, niż te które rządzą wolnym rynkiem. Taka sytuacja ukazuje na fakt, że chcąc w najbliższym czasie uzyskać pełną swobodę w wyborze dostawcy, bułgarscy konsumenci nie będą mogli liczyć na żadne korzyści ekonomiczne, przeciwnie. Nie należy jednak zapominać, że jako członek UE, Bułgaria zobowiązała się do podjęcia działań na rzecz energetycznej efektywności, i wykorzystania odnawialnych źródeł energii, a wkrótce dojść ma do ewaluacji i podsumowania pierwszych wyników. Sieć elektroenergetyczna jest w kraju bardzo przestarzała i przez najbliższe lata będzie trzeba dokonać olbrzymich inwestycji, nie tylko na utrzymanie istniejącej sieci, ale też na budowę inteligentnych systemów, bez których europejskie postulaty pozostaną tylko na papierze. W Bułgarii nie ma w tej chwili warunków dla konkurencji w energetyce i dlatego wyłącznie utworzenie giełdy energii nie może wywołać pozytywnego impulsu na rynku konsumenckim. W obecnej sytuacji argument potrzeby funkcjonowania giełdy nie brzmi dla Bułgarów przekonująco. W przypadku rozwoju tego typu handlu, producenci sprzedający taniej raczej podwyższą stawki do poziomów rynkowych, niż pozostali ją obniżą. Jeśli zaś będzie istniała równowaga pomiędzy podażą a popytem, cena energii wytworzonej w elektrowni atomowej w Kozloduju, która obecnie jest najniższa, również najprawdopodobniej wzrośnie do poziomu cen rynkowych. I nie ma co oczekiwać, że inni producenci obniżą ceny na giełdzie. Liberalizacja rynku nie wymaga bezwzględnie istnienia giełdy energii, ponieważ w tej gałęzi gospodarki transakcje oscylują w granicach 10% całej wymiany handlowej. Gdy coraz więcej firm zaczyna kupować energię na wolnym rynku, tym bardziej przychody przedsiębiorstw dostarczających energię elektryczną będzie zależeć od cen dla gospodarstw domowych. Wówczas będą one dążyć do znacznego podniesienia cen energii, by nie były stratne. W odniesieniu do sieci dystrybucyjnych, ich zarobki, tak jak i teraz będą monitorowane przez krajowego regulatora. Wszyscy użytkownicy zarówno na wolnym rynku, jak i regulowanym i będą dalej korzystać z sieci i płacić za transport. Kolejnym absurdem jest to, że państwo zobowiązuje dostawców energii odnawialnej do przyłączenia się do niej nie zapewniając im żadnych pieniędzy. Stawia się przed nimi także wymagania jakościowe, bez zapewnienia odpowiednich środków. Kamienie pod nogi W ostatnich latach Bułgaria przejawiała słabe zainteresowanie liberalizacją rynku energii dla gospodarstw domowych, ponieważ jest ona związana z ogromnymi inwestycjami. Na razie, koszty korzystania z energii są przystępne, dlatego nikt nie podejmuje się działań zmierzających do zmiany status quo, mimo że w większości krajów europejskich istnieje możliwość wyboru dostawcy energii elektrycznej. Przyczyna opóźnienia procesów liberalizacji rynku nie jest tylko czysto techniczna. Główna przeszkodą według Dilowskiej jest to, że ceny regulowane po których większość kupuje energię, są niższe od oferowanych na wolnym rynku. Wydaje się to dziwne, ale firmy dostarczające energię elektryczną sprzedają ją gospodarstwom domowym taniej niż kupuje ją od Państwowa Spółka Energetyczna (NEK). Zysk osiągają tylko dzięki sprzedaży energii przedsiębiorstwom. Już od 20 lat w Bułgarii trwa dyskusja na temat liberalizacji rynku energii i okazuje się, że jest on najsłabiej zreformowany. I nie dlatego, że przedsiębiorstwa energetyczne mają interes w tym, by utrzymać monopol, lecz dlatego, że zmiana regulacji może okazać się zbyt kosztowna. Z pewnością, Unia będzie wymagać od Bułgarii podjęcia działań, tyle że w kraju panuje przekonanie, że euforia na rynku minie i wszystko to będzie można w jakiś sposób obejść. Jednak bez inteligentnej sieci elektrycznej, nie ma co myśleć o liberalizacji rynku. Tylko sam projekt wymaga wielu nakładów finansowych, realizacja będzie kosztować dużo więcej. Najważniejsze jest to, że wysokie ceny są kwestią zdolności finansowych, a główny ciężar kosztów rozwoju sieci spadnie na konsumentów. Oto dlaczego nie ma dostatecznej woli do zmian w polityce energetycznej. Brakuje również zrozumienia dla tego, co i jak dokładnie trzeba przedsięwziąć, i co gorsza nie ma na to pieniędzy. Tak więc w najbliższych latach liberalizacja rynku energii pozostaje w Bułgarii mission impossible. Tłum. i red. Ł.F.