Pobierz PDF
Transkrypt
Pobierz PDF
Mętna woda Wspólnie z firmą Roto realizujemy od ponad roku projekt, którego jednym z celów jest zmiana filozofii sprzedaży stolarki. Wielkie wyzwanie ale ewentualny sukces to murowany przełom. Mimo tylu lat spędzonych w branży, ciągle wierzę, że zmiany dotyczące całego rynku, a nie tylko pojedynczych, lepiej zorientowanych producentów, są możliwe. Przygotowując ten projekt, gruntownie diagnozowaliśmy sytuację obecną. Interesowała nas przede wszystkim relacja handlowiec-inwestor indywidualny, jako że przyjęliśmy założenie, o największej słabości właśnie tego momentu w całym procesie sprzedaży. We wrześniu ma odbyć się konferencja podsumowująca pierwszy etap projekt, przyszedł więc czas na zebranie doświadczeń i ocenę. Pracując nad prezentacją, sięgnąłem do archiwum naszej wiedzy. Wśród dziesiątek różnych plików, odnalazłem również nagrania naszych rozmów telefonicznych z doradcami technicznymi. Realizowaliśmy je w stylu mystery calling, czyli udawaliśmy osoby zainteresowane zakupem okien. I przyszło olśnienie! A może jedynie smutna konstatacja. W każdym razie wniosek, który w pewnym stopniu tłumaczy bariery związane z rozwojem sprzedaży stolarki. Zanim przejdę do meritum sprawy, krótka prezentacja wspomnianych rozmów. Naszym zadaniem była ocena wiedzy handlowców w zakresie okuć i pakietów szybowych, czyli komponentów mających niezwykle istotny wpływ na ogólną użyteczność okna. Każde dotknięcie tematu kończyło się fiaskiem. Wszyscy badani, jak jeden mąż, sprowadzali rozmowę na tory związane z ilością komór w profilu PVC, a jeżeli próbowali wypowiedzieć się na rzeczony temat, opowiadali takie bzdury, że tylko zupełny laik byłby pod wrażeniem. Wniosek był jednoznaczny – detal okienny ma śladową wiedzę w zakresie okuć i szyb. Z punktu widzenia projektowania programu Rotomania, mieliśmy znaczącą garść danych w ręku. Ciągle jednak otwartym pozostawało pytanie, dlaczego taka sytuacja ma miejsce? Najłatwiej byłoby stwierdzić, że dostawcy tych elementów robią niewiele, aby zwiększyć kompetencje detalistów. To byłoby jednak zbyt proste, tym bardziej, że wiedzieliśmy, że są tacy, którzy poświęcają tym zagadnieniom ogromną uwagę. Jakie mogą być więc inne przyczyny? Zastanawiając się nad tym po dłuższym okresie czasu, mam wrażenie, że to właściwe źródło problemu tkwi zupełnie gdzie indziej. I jest całkiem trywialne. Przecież w mętnej wodzie najlepiej ryby łapać! Gdzie tu korzyść z przysłowiowego zamieszania? Prosta sprawa. Zyski odnoszą wszyscy, którzy mają niewiele do zaoferowania. Ci, którzy wykonali minimalną pracę w zakresie marketingu produktu, budowania marki, kreowania klimatu sprzedaży i merchandisingu. Czyli cała masa mniejszych i większych producentów. Co by się stało, gdyby klienci wchodzili do punktu sprzedaży z choćby podstawową wiedzą o stolarce? Pełna 1 kompromitacja, jak przypuszczam. Już nie dałoby się oprzeć argumentacji o ilość komór w profilu, głupkowate porównywanie obecnej przeciętnej wartości wskaźnika ‘U’ z jego poziomem sprzed dziesięciu lat czy wskazywania mikrowentylacji jako rewolucyjnej funkcji okna, z tym, że bardzo drogiej i nie wartej zachodu. Mało komu zależy na zmianie tej sytuacji, a Ci, którzy ewidentnie zyskaliby, twierdzą, że jest to operacja nieopłacalna, bo klient na rynku pojawia się raz na kilkanaście lat, więc koszty procesu edukacyjnego są zdecydowanie za wysokie. Reszta jest w miarę zadowolona. Techniki sprzedaży idą w kąt i rozpoczyna się konkurs wycen. „Pan przyjdzie do mnie z ofertą firmy X, przyjrzymy się temu i na pewno coś się da zrobić z tym rabatem” – typowa rozmowa handlowa w salonie sprzedaży. Nie ma sensu się napinać, wszędzie jest tak samo. Los jak wicher. A nuż zdezorientowany odbiorca nie sprawdzi wszystkich szans i zakotwiczy u nas. Jak nie, to trudno. Zawsze przecież można ponarzekać na sytuację makroekonomiczną sektora. I tak ten rynek toczy się swoim tempem. Bez wzlotów, ale i bez dramatycznych upadków. Najśmieszniejsze sceny rozgrywają się, gdy puszczamy nagrany materiał producentom stolarki. Reakcja jest zawsze taka sama – „To matoł ten sprzedawca. Dobrze, że nasi ludzie są inni” Zobaczyć ich miny, gdy dowiadują się, że zapis pochodzi z rozmowy z osobą z ich salonu, bezcenne. Za resztę rzeczywiście można zapłacić Mastercard. Tylko co z tego. Głębszej refleksji jak nie było, tak nie ma. Każdy boi się wychylić zza krzaka i zmienić ten obraz. Co więcej, wobec producentów, którzy starają się postępować rozsądniej panuje coś na kształt zmowy głupiego myślenia – „mają kasę, więc pakują w promocję, a robią nie lepsze okna niż nasze”. Horror po prostu. Tak, mętna woda w handlu detalicznym to zaskakujące zjawisko. Jakieś pomysły? Dla mnie sprawa jest prosta jak budowa cepa. Gdybym był znaczącym producentem okien, w pierwszej kolejności zorganizowałbym spotkanie, na które zaprosiłbym poważnych konkurentów i znaczących dostawców. Drugi krok to budowa serwisu WWW o charakterze edukacyjnym i intensywna jego promocja na poziomie ogólnopolskim. Krok trzeci to obserwacja zmian na rynku po takiej akcji, a następnie powtórzenie tego działania przed kolejnym szczytem sprzedaży. Gdybym był ogromny, zrobiłbym to zwyczajnie. Samodzielnie. Jedyna kwestia, którą należy zrobić przed tym projektem, to popracować na własnym podwórku. Wzmocnić markę, udoskonalić produkt i poświęcić pieniądze na szkolenia sił sprzedaży. W jakim kierunku? Banalnym. Na przykład, aby więcej słuchali niż mówili. Aby starali się zrozumieć faktyczne potrzeby klienta i jego motywacje, zanim zaproponują mu konkretne rozwiązanie. Wreszcie, aby opowiadać o oknach w kontekście całego domu i jego użyteczności, a nie pojedynczych nowinek 2 technicznych. Aż dziwię się, że do tej pory, trafiają się konsumenci, którzy nabierają się na ten paramilitarny bełkot ludzi, którzy chyba sami są zmęczeni własnym podejściem. A teraz wyobraźmy sobie, co stałoby się, gdyby jednak poszukiwania rozumu okazały się owocne. W wodzie pojawiają się filtry. Całość robi się przejrzysta. Łowią tylko ci, którzy są faktycznie dobrze przygotowani. Pewnie, że taki proces nie zwiększy obecnej pojemności rynku, ale za to liczba wytwórców spadnie do poziomu, który określa się jako przyzwoity dla dojrzałej kategorii. Jak długo przecież można dojrzewać? Sprzedaż przez korzyści, oparta o odpowiednia ocenę klienta to żadna nowość. Nie odkrywam Ameryki. Jak widać jednak, może sprawiać poważne trudności. Jeszcze jako menadżer branżowy nigdy nie miałem oporów, aby zatrudniać osoby spoza kategorii. Często padała uwaga, że to może się źle skończyć, bo delikwent nie ma elementarnej wiedzy technicznej. Moja odpowiedź wtedy i dziś jest dokładnie taka sama – to jego największy atut. Branża, poza omawianym procesem edukacji na poziomie detalicznym i konsumenckim, wymaga również dużego przewietrzenia zasobów ludzkich. Styl w jakim sprzedawane są okna, a także drzwi w Polsce jest nie tylko anachroniczny. Stanowi coś na kształt DNA rynku. Wszyscy przyzwyczaili się, że jest tak, a nie inaczej i nic nie można poradzić. Oczywiście są wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę. Ktoś powie, że nawet jeżeli jest to prawda, to czasy nie zachęcają do działania. Wierutna bzdura. Rynek przeżył już kilka załamań, a jednak nie oczyścił się w takim stopniu, jak można było podejrzewać. Między innymi dlatego, że funkcjonuje błędna definicja „dużego gracza”. To bynajmniej nie ten, kto potrafi dużo wyprodukować, ale raczej ten, który potrafi drogo sprzedaż. A z tym jest znacznie gorzej. Ponieważ praktycznie każdy może stworzyć i dostarczyć produkt o tej samej specyfikacji, jasne jest, że marża leży zupełnie gdzie indziej. Czasem w obszarze zarządzania kosztami, czasem w obrębie innych funkcji bezpośrednich, jak logistyka. Z rzadka jedynie w sferze sprzedaży i marketingu. Temu nie mogę się nadziwić. Przecież zadowolenie klienta, jego przekonanie, że producent stolarki dołożył ważną cegiełkę do jednego z największych życiowych marzeń, co skutkuje wysokim poziomem referencji to niepodważalne aktywa. Znacznie lepsze niż jakiekolwiek centrum obróbcze. Dlatego mam nadzieję, że Rotomania to projekt, który przyniesie przełom, bo jego cele są nad wyraz szczytne. Z góry przepraszam, bo pewnie brzmi to trochę jak reklama, ale jeżeli są inni na rynku, którzy zdecydowali się pójść tą drogą, to zapraszam do kontaktu. Takie przypadki warto ujawniać, opisywać i chwalić. Choćby dlatego, że pływanie w mętnej wodzie do najprzyjemniejszych nie należy. Piotr Lutek 3