Blogito dziś najszybsze źródło informacji w internecie
Transkrypt
Blogito dziś najszybsze źródło informacji w internecie
Metro BLOX Blogi to dziś najszybsze źródło informacji w internecie. Oddajemy w Wasze ręce wyjątkowe wydanie „Metra” – w całości napisane i zredagowane przez blogerów ;) ŚRODA 5 Grudnia 2007 2 Metro BLOX ŚRODA 5 Grudnia 2007 AFP Foto! Internauci owczym pędem AFP Na Lavira.pl już 23 tys. internautów przeprosiło prezydenta. To odpowiedź na żądanie przeprosin Lecha Kaczyńskiego od Donalda Tuska. Łatwo nakręcić takie wydarzenia w internecie, bo działa instynkt stadny: „Jak wszyscy, to ja też”. Im więcej osób podpisze petycję czy zagłosuje na dany event, tym mniej zastanowienia wymaga poparcie kolejnych osób. Przykład działania społeczeństwa obywatelskiego? A może potwierdzenie tezy, że w grupie inteligencja się dzieli, a nie dodaje. Paweł Lipiec Polskiblogger.p Nasze Euro, nasz prezydent Polski watchdog – piąta władza Z bash.org.pl: AFP <Rz> kochanie, czy nie uważasz, że za 20 lat słowa „kocham cię” będą brzmieć jak kanapka z serem? <M> kanapka z serem <Rz> ja ciebie też kanapka z serem AFP blogpowszechny.pl AFP Premier Donald Tusk wiele mówi o chęci korzystania autorytetu Lecha Wałęsy. Ale do kierowania komitetem organizacyjnym Euro 2012 szykuje b. premiera Marcinkiewicza. A były prezydent, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, pogromca komunizmu, jest dziś jednym z ojców polskiej demokracji. Wałęsa jest w dobrej formie, jego czas się jeszcze nie skończył. A siła jego autorytetu to atut Polski. Wałęsa to też stateczny symbol, a mistrzostwa potrzebują właśnie symbolu. Podpisz petycję na: http://url.ceplus.pl/walesa/ Jakub Halcewicz-Pleskaczewski www.blogpowszechny.pl Ostatnio głośno o HGW-Watch (www.hgw-watch.pl), który skrupulatnie śledzi poczynania prezydent Warszawy. Swoim natręctwem naraził się urzędnikom i wzbudził podejrzenia, czy przypadkiem za całym przedsięwzięciem nie stoi PiS. W zachodnich demokracjach tzw. watchdogs, czyli osoby kontrolujące polityków i urzędy (ale też np. producentów szamponów!), mają się świetnie. Społeczeństwo obywatelskie to takie, które m.in. patrzy władzy na ręce. Inne watchdogs: www.tuskwatch.pl, nellyrokita.blox.pl Andrzej Figas AFP Kuba, Andrzej Politycy nie umieją blogować Płatny cud Cuda, cuda ogłaszają Michał Piotr Pręgowski w Instytucie Dziennikarstwa UW prowadzi zajęcia „blog w pracy dziennikarza”: Politycy nie nauczyli się korzystać z tego nowego i taniego narzędzia, jakim są blogi. Większość prowadzi je raczej z myślą o autoprezentacji, a nie jako rodzaj dyżuru poselskiego połączonego z poszukiwaniem dialogu z wyborcami, zwłaszcza z tymi niezdecydowanymi. Pominąwszy nieliczne wyjątki, blog jest dla nich jedynie rozciągliwą ulotką. Tymczasem w USA blog służy politykowi do komunikowania się z wyborcami. Jakub Halcewicz-Pleskaczewski Przed wyborami Donald Tusk zapowiadał, że gdy zostanie premierem, stanie się cud. Teraz już wiemy, kto za ten cud zapłaci. Z ministerialnej propozycji wynika, że za cud w pierwszej kolejności zapłacą studenci. Rząd chce bowiem płatnych studiów dziennych, rzekomo w celu wyrównania szans. W zamian będą łatwe kredyty na studia. Okazuje się więc, że cud będzie cudem, ale dla banków. A jak już da się wprowadzić płatne studia, następnym krokiem będzie płatna edukacja w liceach. Andrzej Mandel zapiskizoblezonegomiasta.blox.pl PO z nieśmiertelnym Panem Donaldem przebąkuje coś o Irlandii. Super! Pewnie chodzi o to, by kebab można było kupić na każdym rogu, a budowę społeczeństwa obywatelskiego stymulować koniecznością tworzenia samoobrony przed imigrantami ze Wschodu. Jeśli tak, to ja za Irlandię dziękuję. Zresztą, w przedszkolu obiecywali mi już drugą Japonię. Potem był kryzys singapurski, ogólnoświatowy. Całe szczęście, że nic z tego nie wyszło, bo bylibyśmy umoczeni! Maciej Gnyszka maciejgnyszka.blogspot.com 1 RP 3 Metro BLOX ŚRODA 5 Grudnia 2007 Nowe Technologie/Nowe media/Gospodarka Aula Polska Bloger na sprzedaż? Co dwa tygodnie w warszawskiej siedzibie Novel spotykają się ludzie zainteresowani nowymi technologiami, internetem, nauką, sztuką… Spotkania odbywają się w formie krótkich, 5-minutowych prelekcji, po których jest czas na rozmo- wy z prelegentami oraz innymi uczestnikami. Już jutro (6 grudnia) odbędzie się specjalna edycja Auli, na której prelegenci przedstawią najciekawsze z dotychczasowych prezentacji. Spotkanie w siedzibie telewizji TVN (Warszawa, ul. Wiertnicza 166) będzie transmitowane przez Onet.tv. Więcej na: www.aulapolska.pl Barcamp AFP Maciej Budzich: blog.mediafun.pl blog o mediach, reklamie i marketingu 1 RP M inęły już czasy, kiedy wszystkie blogi wrzucało się do jednego worka – pamiętnik. Teraz prywatne opowieści blogerów to tylko jedna z wielu odmian blogów i nie są one wcale domeną nastolatek. Oprócz nich funkcjonują w blogosferze wideoblogi, fotoblogi, blogi specjalistyczne, blogi firmowe (coraz częściej pojawiają się fałszywe blogi – flogi). Autorzy popularnych blogów są cytowani w mediach, wydają książki, patronują wydarzeniom branżowym – opisują i komentują wszystkie dziedziny życia. Coraz częściej blogerzy swoją aktywnością doskonale uzupełniają tradycyjne media, tematy, które poruszają, stają się inspiracją dla profesjonalnych dziennikarzy. To, co jest w tym interesujące, to fakt, że blogi nie są zarezerwowane tylko dla gwiazd show-biznesu czy popularnych polityków. Nikomu nieznany wcześniej autor może stać się w krótkim czasie znanym ekspertem w swojej dziedzinie. Ten mechanizm działa w dwie strony. Tematyczny blog skupia wokół autora osoby o podobnych zainteresowaniach, pozwala wymieniać się doświadczeniami i nawiązywać kontakty. Coraz bardziej popularne są wpisy sponsorowane. Zarówno w przypadku „prezentów” (przesyłanych do testowania produktów), jak i otrzymywania wynagrodzenia za wpis, ważne są dwie rzeczy – wybieranie produktów związanych tematycznie z blogiem i obiektywizm. Wraz z powstaniem serwisu Krytycy.pl na blogach pojawiło się wiele wpisów sponsorowanych. Takie działania skutecznie rujnują zaufanie do autora bloga. Najgorszą z punktu widzenia pozycji marki formą promocji są flogi. To blogi prowadzone przez firmę ukrywającą się pod przykrywką „zwykłego użytkownika”. Autor bloga wychwala produkowany przez firmę produkt lub świadczoną usługę, przedstawiając się jako zachwycony firmą konsument. Internauci i czytelnicy blogów są jednak bardzo czujni i prawda prędzej czy później wychodzi na jaw, a marka flogującej firmy traci swoją pozycję i zaufanie potencjalnych konsumentów. Przeciwieństwem flogów są blogi firmowe. Mechanizm bloga pozwala na szybszą interakcję z klientami, pozwala prezentować firmę i jej produkty. Siłą blogów firmowych jest możliwość przedstawienia firmy jako eksperta – dzielenie się z czytelnikami wiedzą z danej dziedziny, udzielanie porad, rozwiązywanie ich problemów. Niezależnie od wybranej przez firmę formy promocji, blogi mają w sobie duży potencjał i tylko od blogerów zależy, czy zdecydują się na taką współpracę, która nie zniszczy ich pozycji jako osób obiektywnych. Na tym powinno zależeć również firmom – bez tego zaufania czytelników blogi stracą swój potencjał promocyjny. Fakt, że blogerzy stają się coraz bardziej dostrzegalnym i coraz bardziej wpływowym medium, wielu blogerów decyduje się na „zawodowe” blogowanie, a co za tym idzie szukają sposobów na zarabianie czy wręcz utrzymywanie się z blogowania. Po pierwsze, autor bloga może zostać zasponsorowany przez firmę z branży, o której bloger pisze. Oczywiście może pojawić się pytanie o wiarygodność pojawiających się wpisów, ale mądry autor bloga będzie umiał wybrnąć z takiej pułapki. Po drugie, na bloga można zawsze zamieścić reklamy bądź system reklamowy (np. Google Adsense) zawiadujący i serwujący reklamy tekstowe bądź graficzne czytelnikom naszego bloga. Po trzecie, dzięki prowadzeniu swojego bloga można sprzedawać przeróżne produkty i usługi. Internauci uwielbiają zbierać opinię na temat towarów i usług od innych internautów, więc jeśli nasz blog jest poczytny i cieszy się zaufaniem czytelników, mamy szansę na efektywne nakłonienie do skorzystania i zakupu naszych produktów. Kolejną kategorią, dzięki której można zarabiać godziwe pieniądze, pisząc bloga, jest zdobycie statusu „specjalisty” bądź „znanego blogera”. W przypadku blogów jest podobnie jak w świecie mediów – często blogerzy są znani z tego, że są znani. Gwarantuje to takim ekspertom darmowy wstęp na liczne imprezy, oferty wykładów i prowadzenia imprez branżowych oraz udzielanie wywiadów i pisanie tekstów (np. dla „Metra”). Irena Magierska (www.zjadamyreklamy.blox.p) Artur Kurasiński (www.blog.kurasinski.com) Maciej Budzich (www.blog.mediafun.pl) Paweł Lipiec (www.polskiblogger.pl) To szeroka formuła, w której odbywają się ciekawe imprezy blogerów w Krakowie (GrillIT), Wrocławiu (GrillIT) czy na Pomorzu (Netcamp). Najbliższy Barcamp odbędzie się w Poznaniu – 8 grudnia. Szczegóły: www.barcamp.pl Yulbiz Warszawa Yulbiz jest nieformalnym klubem blogerów. Raz w miesiącu blogerzy spotykają się w jednej z warszawskich restauracji, spędzając wieczór na dyskusjach o rozwoju sieci, możliwościach zarabiania w internecie czy o nowych serwisach. Spotkania mają charakter koleżeńskich spotkań, na które może przyjść każdy, nie tylko bloger. Informacje o najbliższych spotkaniach na stronie Yulbiz: www.yulbizwarszawa.wetpaint.com 4 Metro BLOX Praca ŚRODA 5 Grudnia 2007 Nie taka Anglia straszna PRACA 0-800 Dzień 1. Może to i jest dobra praca, ale co z tego, skoro nie da się tej informacji sprzedać rodzinie. Bo jak wytłumaczyć babci, co to jest korporacja, już o call center nie wspominając. Oczywiście zawsze moż- AFP Z na powiedzieć, że się pracuje na centrali, ale raczej nie uznają tego za sukces. Dzień 5. Jako człowiek, który już za średniego Jaruzelskiego zaprzyjaźnił się z komputerem Commodore 64, nie spodziewałam się, że pierwszy cios zdradziecko zada mi technologia. Poległam na przyciskach. Wbrew pozorom F1 – rozmowa z klientem, F2 – oczekiwanie na rozmowę z klientem, F3 – raport z rozmowy z klientem bardzo łatwo pomylić z F9 – wyjście do toalety. więcej: pocieszka.blox.pl Uważaj w pracy! AFP Nie spodziewajcie się poradnika pod tytułem „Okiem socjologa”. Nic z tych rzeczy. Bo co oni wiedzą, wymyślając poradniki w zaciszu swoich gabinetów, podczas gdy w firmie wszędzie czai się jakaś gafa? Pamiętaj: pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz! A kiedy robimy owo PIERWSZE WRAŻENIE? Oczywiście, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Twój przyszły pracodawca będzie chciał sprawdzić twoją wiedzę o firmie i dziale, który to temat daje ci duże pole do wazeliniarskich popisów. mały R AFP ciezkiedni.blox.pl Kiedy już się na dobre rozkręcisz i twój słowotok zatrzymać mógłby jedynie alarm – uważaj! Może bowiem paść pytanie np. o ocenę jakiejś procedury. Nie krytykujcie wtedy za bardzo, bo możecie usłyszeć: „No cóż, kiedy PISAŁEM tę instrukcję…”. Jedyną myślą, która powinna wam teraz kołatać w głowie, to myśl o kolejnej rozmowie… najlepiej w innej firmie. gafy autorki: gafa.blox.pl AFP ajęcia najlepiej szukać przez jedną z agencji pośrednictwa pracy. Po roku, a dokładniej po 12 miesiącach pobytu i 11 przepracowanych w Anglii, można się starać o tzw. rezydencję. Niewiele to zmienia nasz status, ale jest pierwszym krokiem w kierunku zdobycia obywatelstwa. Oficjalnie zaś oznacza tyle, że należy nas traktować na równi z pozostałymi pracownikami. W teorii jednak od początku powinno się nas tak traktować, ale w praktyce większość moich znajomych zgadza się co do tego, że od nas pracodawcy wymagają jednak więcej. Tak naprawdę jesteśmy po prostu płatnymi niewolnikami. Ale przynajmniej dobrze płatnymi. Kiedy przez 6 miesięcy po studiach nie udało mi się w Polsce znaleźć mojej wymarzonej pracy, pomyślałam, że tzw. biurwą to już wolę być w Anglii, za trzy razy tyle. Pracuję więc na uniwersytecie i w college’u i widzę, jakie są skutki pobierania pieniędzy za naukę. Student zamienia się w klienta. A państwo próbuje namówić do studiowania młodych ludzi, którzy wolą w wieku 16 lat pójść do pracy i zarabiać. Szukanie pracy w Anglii to czysta przyjemność. Każdy wakat musi być ogłoszony w prasie. Interview, czyli rozmowa o pracę, to już połowa sukcesu. Komisja, czyli tzw. panel, składa się zwykle z trzech osób, z przynajmniej jednym przedstawicielem obu płci, żeby uniknąć seksizmu. Współpracownicy są bardzo mili. Czasem dziękują za wykonanie rzeczy, które należą do naszych obowiązków. W środku dnia przysługuje nam godzina na lunch, w czasie której można wyjść z pracy i coś zjeść albo pozałatwiać własne sprawy. Kiedy się zachoruje, należy o tym powiadomić pracodawcę, najlepiej telefonicznie, ale można też mailem. Do trzech dni to wystarcza. Powyżej trzech, do pięciu włącznie, należy podpisać tzw. Self Certificate potwierdzający, że było się chorym i niezdolnym do pracy. Dopiero powyżej pięciu dni należy mieć zwolnienie od lekarza, który wcześniej zresztą i tak go nie wyda. Jeżeli coś się zepsuje, należy wezwać specjalistę i nie wolno niczego samemu naprawiać. Czasem wygląda to tak jak w kawale o tym, ilu potrzeba Anglików, żeby wkręcić żarówkę. Szczerze mówiąc, nie wiem ilu, to zależy, ale z pewnością muszą być w tym celu wcześniej przeszkoleni. Anglicy mają zupełnie inną mentalność niż my. Jeżeli coś jest zapisane, to tak musi być. A jeżeli coś nie jest zapisane, to tego nie ma. Są rzeczy, których się nie przeskoczy. Dlatego trzeba podchodzić do wszystkiego z poczuciem humoru i przymrużeniem oka, inaczej można się nabawić wrzodów, nerwicy lub zejść na zawał. Zanim jednak podejmie się decyzję o wyjeździe, trzeba mieć pewność, że się tego chce. Inaczej oprócz szoku kulturowego czeka na nas syndrom bycia homesick – depresja, nostalgia i tęsknota. Na szczęście w dobie telefonów komórkowych, komunikatorów i Skype’a dużo łatwiej sobie z tym poradzić. Annad9.blox.pl 1 RP 5 Metro BLOX Kultura ŚRODA 5 Grudnia 2007 Fiction z Avalonu C Ania, Agnieszka, Magda, fusy.blox.pl zy oglądając „Beowulfa”, można myśleć o „Pulp Fiction”? „Beowulfa” czytałem na studiach w Walii. Wówczas nie przypuszczałem, że może mieć coś wspólnego z „Pulp Fiction”. Tymczasem dwóch amerykańskich profesorów – Dan Terkla oraz Thomas L. Reed jr – już w roku 1997 zastanawiało się, na ile „Pulp Fiction” jest filmem inspirowanym średniowieczem. Zawodowo zajmując się tymi odległymi czasami, są oni przekonani, że światem w „Pulp Fiction” rządzi przemoc i odwet rodem z opowieści o Beowulfie oraz seks prosto z legendy o Lancelocie. Są zarazem świadomi, że Tarantino więcej czasu spędził w sklepach z kasetami wideo niż uniwersyteckich bibliotekach. Tyle że gangsterski szef Marsellus tak samo spaja poszczególne wątki „Pulp Fiction”, jak postać króla Artura łączyła wszystkie wątki literatury arturiańskiej. Ponadto i Artur, i Marsellus (oraz ich chwała i wielkość) nie są stale obecni na scenie, stanowiąc jedynie punkt odniesienia i zasadę organizującą świat, w którym rządzą. Terkla i Reed używają na tę sytuację określenia „feudalny superglue”. Drobnych rycerskich analogii jest w „Pulp Fiction” dużo, łącznie z porównaniem między samochodem a koniem, którego według reguł nie wolno atakować. Vincent jest wściekły, że ktoś porysował mu samochód, łamiąc tę zasadę. Przede wszystkim jednak rzecz w „homosocjalnej lojalności”, czyli w spoiwie średniowiecznej męskiej społeczności rycerskiej. Vincent Vega i Jules Winfield, lojalni i dojrzali wasale Marsellusa, odbierają własność swojego seniora (walizkę będącą czymś w rodzaju Graala) nie- rzetelnym współpracownikom i wymierzają sprawiedliwość. Zabijając zarówno w imieniu swojego pana, jak i boskim, cytują Biblię. Równie ciekawa jest zwłaszcza sekwencja, w której Vincent po miłym wieczorze odprowadza żonę szefa do domu i wszystko wskazuje na to, że „girl, you’ll be a woman soon”. Vincent wpada jednak w nastrój refleksyjny i tłumaczy sobie, że postawienie go w takiej sytuacji to test lojalności wobec szefa. „Bo bycie lojalnym – powiada sobie z pełnym przekonaniem Vincent – jest bardzo ważne”. Jako że każdy był kiedyś w takiej sytuacji, nad tym wątkiem rozwodzić się nie warto. Grunt, że dzięki dylematom tarantinowski gangster Vincent Vega może być współczesnym wcieleniem rycerza Lancelota, który kilkaset lat wcześniej stał przed podobnym wyborem: między lojalnością wobec króla a romansem z królewską żoną. I mimo że Vincent oparł się urokowi dziewczyny, to sytuacja rozwinęła się w ten sposób, że i tak mają coś wspólnie do ukrycia. Tak też było z Lancelotem. Choć – jak złośliwie podkreślają wspomniani profesorowie – Tarantino niekoniecznie wie, kto to jest Lancelot. Złośliwość nieuzasadniona, bo panowie przeoczyli w swoich rozważaniach Rogera Avary’ego, który razem z Tarantino pisał scenariusz do „Pulp Fiction”. Ostatnio napisał scenariusz do ekranizacji „Beowulfa”, którą możemy oglądać teraz w kinach. Skoro zna Beowulfa, to może dotrwał do końca semestru i zna Lancelota? I może nawet opowiedział rzecz w skrócie Quentinowi Tarantino, a kojarzenie Vincenta z Lancelotem ma więcej sensu, niż by się pierwotnie wydawało? PiotrToczyski.blox.pl SPINKA 1 RP Jak pogrywa z nami „Wiedźmin” Eddie Vedder odzyskany W stronę nowego brzmienia „Wiedźmin” – któż w ostatnich tygodniach nie obserwował lawiny recenzji w sieci i prasie. Na rynku ukazała się wreszcie oczekiwana od lat, największa i najdroższa polska produkcja z dziedziny gier komputerowych. Dziś już wiemy, że odniosła także największy w historii sukces. Praktycznie wszyscy recenzenci zachwycają się „Wiedźminem”, nie zważając na wady tego „dzieła”. Jakie? W grze nacisk jest położony na wcielanie się w bohatera – mamy wpływ na jego umiejętności, światopogląd, stosunki z innymi postaciami. W praktyce postać Geralta mocno ogranicza wybór. W dialogach praktycznie wybieramy tylko to, o czym chcemy mówić (bohater prowadzi rozmowę sam), a większość zadań jest liniowa. W dialogach brakuje synchronizacji ruchu ust z wypowiedziami. Do tego gestykulacja jest w dużej części losowa – wystarczy odczekać po zakończeniu wypowiedzi, a zobaczymy, jak zaangażowany Geralt macha rękami i nic nie mówi. więcej na www.pawelopydo.com Malkontenci narzekali, że muzycy ostatnio spuścili z tonu. Tymczasem pojawił się debiutancki solowy album Eddiego Veddera „Into the Wild” zawierający soundtrack do filmu Seana Penna pod tym samym tytułem. Into the wild – czyli w głąb dziczy, tutaj oznacza przeżywanie siebie i świata. Płyta Veddera, na której Eddie sam zaaranżował i zagrał wszystkie utwory. Jest w tym muzykowaniu oszczędność środków wyrazu jakby krok do tyłu w stosunku do tego, co prezentuje Vedder jako frontman Pearl Jam. jurodiwy-pietruch.blog.pl Lata 80. ubiegłego wieku przyniosły muzyczną rewolucję prosto z Detroit. Z kosmopolitycznych ulic Londynu rozprzestrzeniło się na cały świat nowe zjawisko zwane dubstep. Zmutowane brzmienia składające się z przerażających, poskręcanych linii basowych oraz mrocznej energii rytmów jungle stały się synonimem dekadenckiej wizji stolicy Wielkiej Brytanii. Autorami tej hybrydy stali się przedstawiciele sceny garage z południowego Londynu. Wielu z nich było przekonanych, że będzie to jedynie podwórkowe zjawisko. joilet.blox.pl 6 Metro BLOX ŚRODA 5 Grudnia 2007 Turystyka Nawigacja w aucie Atrakcje zimowych podróży BB/AG Człowiek tak szybko się przyzwyczaja do luksusu, że po tygodniu jazdy z nawigacją ciężko bez niej odebrać dziecko z przedszkola! Znacie pewnie to podenerwowanie, gdy urządzenie nie chce połączyć się z satelitą, a wy spieszycie się rano do pracy? Co z tego, że pracujecie tam od 3 lat? Bez nawigacji jesteście tak bezradni, bezbronni i podatni na wszelkie objazdy. Już za kilka lat nawigacja w autach będzie tak samo naturalnym wyposażeniem jak dziś bagnet kontroli oleju. Sprawdźcie na pda.pl, co można mieć już dziś! AFP Odpoczynek na bagnach L etnie wyjazdy to przeżytek. Na wakacje najlepiej wyruszać, gdy na dworze trzyma siarczysty mróz. 4 lata temu noworoczne święta spędzaliśmy w Szczyrku. Wieczorem, gdy wracaliśmy ze Skrzycznego z deskami przypiętymi na dachu, coś nagle chrupnęło. – Zapisz się, Pios, na masaż – zażartowałem. – Sam się zapisz. Albo lepiej na jogging, bo twoja deska się zsunęła. Hamowanie na lodzie ukrytym pod śniegiem to łatwizna, więc... już 64 m dalej auto stało do połowy zakopane w przydrożnej zaspie, a ja asekuranckim i antypoślizgowym truchtem biegłem w kierunku upadłego snowboardu. Na miejsce dotarłem natychmiast, ale deski już nie było. Był jej ślad wygnieciony w śniegu, były odciski licznych butów i ledwo słyszalny chichot z pobliskich krzaków. – Uciekaj, to trolle! – krzyknął Pios. Uciekłem. I już sobie potem nie pojeździłem. Oby w tym roku to się nie powtórzyło... 3 lata temu przez całe noworoczne święta samochód stał na hotelowym parkingu pod Pilskiem, totalnie zasypany śniegiem. Tak bardzo był tym śniegiem zasypany, że najpierw przez pomyłkę odśnieżyłem słup, mechanizm i fragment bramy, później zestaw ekologicznych segregatorów na śmieci, by w końcu za trzecim podejściem odnaleźć almerę w pewnej niepozornej muldzie. Pierwotnie myślałem, że pod tymi zwałami śniegu kryje się zapas drewna – szczególnie, że niewiel- ki brykiecik spod śniegu wystawał – ale ostatecznie było tam moje auto. Z tym brykiecikiem elegancko na dachu leżącym. Odśnieżanie poszło gładko, gorzej z odlodzeniem. Z szyb zdejmowałem lód jeszcze kulturalnie i z czuciem, ale jak przyszło do świateł, to... rąbnąłem krawędzią szczotki i... lód odpadł. Lód, kawałek reflektora i połać czarnego lakieru ze zderzaka wielkości dłoni. Oby w tym roku to się nie powtórzyło... 2 lata temu z kolei wpadłem oboma prawymi kołami w dziurę taką, że obie prawe opony z bólu się skurczyły, zmełły, a jedna nawet z felgi na półośkę częściowo zeszła. Pan wulkanizator był miły, acz powolny... i już 4 godziny później byliśmy znów w trasie. Po lewej stronie zimówki, po prawej używane opony letnie – trochę cieńsze i z bąblami. Ale te drobne niedogodności kompensowane były przez atrakcje podczas ostrego hamowania na śniegu – auto tak uroczo kręciło bączki! Prawdy nie znam, bo przy 5G zemdlałem, lecz Ryba twierdzi, że wirówka doszła do 7G, kiedy to brutalnie zatrzymała nas miękka mulda. Atrakcji co niemiara, jednak w tym roku wolałbym, by to się już nie powtórzyło... Rok temu na wąskiej i kompletnie zaśnieżonej drodze we wsi Ząb grzałem z Rybą 60 km/godz. z kwaterki do pobliskiego sklepu. Kto mógł przypuszczać, że w chwili gdy przednie prawe koło wypadnie poza niewidoczny spod śniegu asfalt, to już się go nie da (tego koła i całego auta) na drogę ponownie wciągnąć. Kto mógł również przypuszczać, że wytracenie prędkości z 60 km/godz. w kopnym śniegu potrwa tak krótko (zdecydowanie za krótko, byśmy zdążyli odstawić kawę do cup holderów, więc odstawiła się sama na nasze kolana). A już na pewno nikt nie mógł przewidzieć tego, że ilość śniegu, która podczas tego śniegowania (?) zasypie auto, nie pozwoli nam się z niego normalnie wydostać. Koniec końców, z odsieczą przybyli współlokatorzy w daewoo tico. Związaliśmy przedni amortyzator tico z tylnym zaczepem holowniczym almery. Tico niespecjalnie sobie radziło, więc jego kierowca postanowił szarpać. Używszy całej brutalnej siły 41 koni mechanicznych, z rozpędu szarpnął na wstecznym... i pojechał lekko skrzywiony, zostawiając na śniegu swój przedni amortyzator. Ostatecznie pomógł nam kierowca pługa – fajny chłop – szkoda tylko, że przyjechał, gdy już dniało... Oby w tym roku to się nie powtórzyło... Czy istnieje coś takiego jak limit nieoczekiwanych zdarzeń? Czy złe fatum kiedyś się kończy? – Masz ubezpieczenie na Francję? – tym pytaniem Ryba przerwała mi wewnętrzne dywagacje. – Mam. – Dobrze. Bo w tym roku do Trzech Dolin uderzamy. Super, ale potrzebuję słownik polsko-francuski. Przecież sam nie wymyślę, jak po francusku zapytać: „Czy mógłby pan, przy użyciu tego pługa, pomóc mi odnaleźć pakunki, które podczas poślizgu na tej alpejskiej serpentynie prawdopodobnie spadły w tamtą przepaść?”. Blogomotive.pl Może autostopem Dziewczyna nie pęka i po świecie autostopem jeździ. Pełen szacunek. I niezła lektura: autostop.blox.pl AFP blogomotive.pl Niektórzy, by oderwać się od morderczej pracy i choć na dwa tygodnie wysiąść ze służbowego auta, muszą kilka razy w roku (o ile firma i finanse na to pozwolą) z biurem podróży w pogoni za amebą po świecie jeździć. Są jednak i tacy, którzy z błyskotliwej kariery rezygnują na rzecz nie mniej błyskotliwej telepracy. Mieszkają na bagiennym odosobnieniu, sami konserwują gnijący szalunek chałupy, a drogę dojazdową na posesję muszą własnoręcznie karczować. Ale wierzcie mi – czasami taka codzienna sielanka może wzbudzić zazdrość! Sprawdźcie sami, co u Leniucha słychać. więcej: leniuch.blox.pl 1 RP 7 Metro BLOX ŚRODA 5 Grudnia 2007 Lifestyle AFP Nie tylko dla bogów W paulina ulicewarszawy.pl Polsce kultura picia wina znajduje się w powijakach, a przyczyn tego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Zwalanie wszystkiego na naszą trudną historię to zbytnie uproszczenie. Nie jest też rozstrzygający argument, że Polska nie należy do grupy krajów tradycyjnie winiarskich, co właściwie też jest dyskusyjne, bo przez wieki byliśmy w końcu krajem jak najbardziej winiarskim. Jeśli porównamy się np. z Holandią lub Wielką Brytanią, różnica w spożyciu wina na głowę mieszkańca będzie... ponaddziesięciokrotna! Przeciętny Anglik czy Holender wypija około 30 litrów wina stołowego na głowę rocznie, przeciętny Polak – około dwóch. Jednym z odkryć, jakie poczyniłem, mieszkając w USA, jest niesłychany kontrast między Polską i Stanami Zjednoczonymi, jeśli chodzi o podejście przeciętnego konsumenta do prostej czynności, jaką jest picie wina. W Polsce wciąż obowiązuje przeświadczenie, że wino jest napojem bogów, podczas gdy w Ameryce uważa się, że jest to napój dla zwykłych ludzi. Co właściwie znaczy: traktowanie wina jako napitku dla ludzi, a nie bogów? Sprawa jest prosta – dopóki winopijcy w Polsce będą dzielić się na grupę snobów licytujących się, kto ostatnio wypił droższe wino, i resztę traktującą je jako atrybut świąteczności, taki sam jak karp w galarecie albo rzeżucha, dopóty wino otaczać będzie nimb boskości i ekskluzywności. Człowiek, który nie interesuje się winem, stając przed półką sklepową, czuje się na ogół kompletnie zagubiony. Jego doradcą bywa najczęściej sprzedawca zainteresowany, by sprzedać towar, i zasłyszane gdzieś tam obiegowe sądy o wyższości win argentyńskich nad nowozelandzkimi (lub na odwrót). Nic dziwnego, że po kilkakrotnym wydaniu kilkudziesięciu złotych na butelkę niesmacznego trunku, a wybierając na oślep, nie da się takich doświadczeń uniknąć, przeciętny konsument zakłada, że wszystkie te zachwyty nad bukietem i nutami smakowymi to najczystszej wody snobizm i udawanie. Brakuje też miejsc, gdzie można zapytać o radę, czy po prostu dowiedzieć się czegoś o winie. Trudno pojąć, że właściwie żadna większa gazeta ani tygodnik w Polsce nie ma działu ani dodatku dotyczącego wina i kultury jego picia, chociaż każda obowiązkowo posiada sekcję dotyczącą kuchni i gotowania. Partyzantka sieciowa, którą uprawiam wraz z kilkoma przyjaciółmi, siłą rzeczy dociera do niewielu osób. Państwo i jego instytucje również czynią wszystko, by wino postrzegane było jako dobro luksusowe, traktowane na równi z innymi alkoholami. Absurdalnie wysoka akcyza, zakaz reklamy, zakaz wprowadzania do obrotu wina wyprodukowanego przez zainteresowanych tematem rolników (zapewniam, że w Polsce możliwe jest pro- AJ/AG 1 RP dukowanie przyzwoitego wina stołowego) nie przyczyniają się do popularyzacji tego napoju. A szkoda, bo zgodnie ze słowami Thomasa Jeffersona: „Nigdy nie jest pijanym naród, który może raczyć się winem na co dzień”. Czas więc może na trochę optymizmu. Posiadam głęboką wiarę, że dla ludzi lubiących wino nadchodzą lepsze czasy. Przybywa importerów sprowadzających wina w akceptowalnej cenie i osób rozumiejących, że czasem lepiej kupić jedno wino za 50 niż dwa za 25 złotych. Jeszcze trochę i doczekamy się dekadenckich czasów, w których GUS wydzieli osobną kategorię pod tytułem „wina jakościowe” i przestanie traktować je na równi z „siarami”, serwisy zaś, donosząc o spotkaniu lidera Ważnej Partii z Prezydentem, zwrócą uwagę nie tylko na to, ile butelek wypito podczas rozmów, ale również czego. Warto będzie czekać na te piękne czasy... Adam Paweł Wawrzyński więcej: vitisvinifera.blox.p AFP AFP Szafa po katastrofie Kopiując Schiaparelli Moda kocha rowery Gdy oglądałam odcinek „Gotowych na wszystko”, w którym woda z pękniętej rury całkowicie niszczy garderobę jednej z bohaterek , pomyślałam, że dla mnie byłby to największy koszmar. Ale budowanie garderoby może być niezłym wyzwaniem. Niezależnie od stylu, w jakim się ubieramy, zawsze warto mieć: klasyczny trencz, czarną marynarkę, dżinsy, białą koszulę, wełniany sweter, kilka topów i sukienkę. Każdy ma swój styl, który zależy nie tylko od gustu, ale i od trybu życia czy pracy. Jeśli chodzi o balans między odwagą a zdrowym rozsądkiem, trzeba znaleźć zasady, których potem będziemy się trzymać. Osobiście wolę wybrać trencz, który ma uniwersalny kolor i kształt i potem „doprawiać go” dodatkami w zależności od nastroju czy pory roku, niż kupić płaszcz w ostrym zielonym kolorze, na który po tygodniu nie będę mogła patrzeć. Dodatki mają niezwykłą moc i podstawową zaletę: potrafią zmienić cały strój, nie rujnując naszego portfela. harel, więcej na harel.blox.pl Lista rzeczy, które Elsa Schiaparelli jako pierwsza wprowadziła w życie, jest długa: koturny, kostiumy kąpielowe z odkrytymi plecami, przezroczyste płaszcze przeciwdeszczowe, napisy jako wzór na tkaninie, ubranie z papieru. To jej zawdzięczamy sukienki z suwakami z tyłu. To ona wymyśliła kreacje z mocno zaznaczonymi ramionami, sukienki kopertowe, dziś znak Diane von Furstenberg, flakon jej perfum, którego kształt odwzorowywał ciało Mae West, skopiował Jean Paul Gaultier. Jagna Jaworowska Więcej: banana.blox.pl Scott Schuman, autor strony TheSartorialist.com, poświęca im specjalną sekcję swojego bloga. W sieci są też blogi o rowerowej modzie – Copenhagen Cycle Chick (copenhagengirlsonbikes.blogspot.com). Rower często bywa traktowany jako element świadomie kreowanego własnego stylu i spełnia wyznaczone modą kryteria estetyczne. Pojawia się także takie kuriozum jak rower Channel stanowiący część kolekcji na wiosnę – lato 2008, dobrze wpisuje się w tradycję tego domu mody, bo sama Coco Chanel lubiła sport. Więcej na: persikka.blox.pl 8 Metro BLOX ŚRODA 5 Grudnia 2007 AFP Sport Śląski wykopany Czas na e-zakupy AFP Dobry sprzęt to spory wydatek. Na szczęście za pomocą aukcji internetowych, wyprzedaży, porównywarek cen i e-sklepów możemy komfortowo uprawiać sport, nie narażając się na kredyty i jedzenie ziemniaków z solą. Korzystajmy z sezonowości sportów. Sprzedaż rowerów zaczyna się wiosną, a kończy jesienią. Rower kosztujący w maju 3000 zł można kupić na początku września już za ok. 1000 zł mniej. Za połowę ceny zaopatrzymy się też w rękawiczki, kask czy oświetlenie. W kieszeni zostanie nam 1400-1500 zł. Sprzęt zimowy najlepiej jest nabywać wczesną wiosną. Narty, deski i odpowiednie ciuchy kupione wcześniej to spory zastrzyk gotówki, za którą można wyjechać nawet na tygodniowy urlop w Alpy. więcej: narower.blox.pl S Mery AFP narower.blox.pl Złam sobie nos Nie mazgaj się, bierz się w garść. Chcesz poboksować, pokopać? ZRÓB TO. Nawet jeśli ostatni raz ćwiczyłeś coś na wuefie w liceum, to zacznij powoli. Fajki oczywiście out. Najważniejsza jest systematyczność, np. szybki marsz lub trucht 500 m czy 1000 m – ale CODZIENNIE. Daj sobie parę miesięcy, zwiększaj obciążenia. Bądź cierpliwy. Polecam boks lub kick boxing. Nie będziesz się martwił zapamiętywaniem japońskich czy chińskich nazw setek technik albo wstydził, że znów zamiast sensei powiedziałeś sensor. Masz się nauczyć bić, wyszaleć się, a jak byś miał mówić po japońsku czy chińsku, to Bóg dałby ci żółtą skórę i skośne oczy. Kup sobie rękawice, ochraniacz na szczękę, owijki, może kask. Myślisz, że się wymądrzam? OK, masz prawo, ale zajrzyj do mnie na bloga. Zobaczysz, jak długo zbierałem się, aby w końcu pójść na trening. Za kilka miesięcy wystartuję w zawodach. więcej: zlamanynos.blox.pl Narodziny Stadionu Narodowego będą jednocześnie pogrzebem Stadionu Śląskiego. To wiadomo na pewno. Nie wiadomo za to, czy Narodowy jest w ogóle potrzebny tadion Narodowy zaprojektuje polsko-niemieckie konsorcjum firm JSK Architekci, GMP International GmbH i Schlaich Bergermann und Partner. Wciąż jednak nie padła odpowiedź na pytanie, po co nam właściwie taki obiekt? Argument za jego budową jest w zasadzie tylko jeden. Problem w tym, że odpowiedź „na Euro” jest głęboko niesatysfakcjonująca i w gruncie rzeczy mało rozsądna. Trudno też dostrzec w niej jakiekolwiek ślady perspektywicznego, wykraczającego daleko poza 2012 rok myślenia. Entuzjaści budowy przekonują wprawdzie, że po mistrzostwach Europy na Narodowym będzie grać piłkarska reprezentacja Polski, więc obiekt będzie w pewnym stopniu wykorzystany. To kiepski argument. Warto bowiem pamiętać, że w tym roku biało-czerwoni zagrali w naszym kraju ledwie cztery spotkania. W kolejnych latach ta liczba radykalnie się nie zwiększy. W dodatku nie zawsze jest święto i mecze z rywalami z europejskiej czołówki. Czasami trzeba też strawić spotkania z zespołami klasy San Marino czy Kazachstanu. Można też żyć nadzieją, że po wybudowaniu nowego stadionu Warszawa otrzyma finał Ligi Mistrzów lub Pucharu UEFA, ale to też wydarzenie jednostkowe. Być może dobrym pomysłem byłaby w tej sytuacji budowa stadionu z bieżnią. Znacznie odbiłoby się to na atmosferze podczas nielicznych spotkań piłkarskich, ale umożliwiłoby organizację zawodów lekkoatletycznych. Problem w tym, że tak naprawdę nie wiadomo, jak dużą gromadziłyby widownię.Tłumy na pewno mogłyby zgromadzić wielkie koncerty i wielce prawdopodobne, że za kilka lat na Stadionie Narodowym w Warszawie równie czę- sto jak piłkarze będą grały gwiazdy światowej muzyki. To jednak wciąż trochę zbyt mało. Warszawa zyska piękny obiekt architektoniczny, ale chyba niewiele zyska polski sport. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że budowa takiego obiektu to zbędny luksus . Grube miliony, które popłyną na budowę Narodowego z państwowej kasy, można by wydać dużo bardziej efektywnie. Taki wniosek nasuwa się, gdy zlustruje się sportową infrastrukturę w Polsce. Teraz te wątpliwości schodzą na plan dalszy – klamka zapadła, Stadion Narodowy kiedyś powstanie. Nie wiadomo jeszcze, jak będzie wyglądał, ile będzie kosztował, w momencie pisania tego tekstu trudno było nawet odgadnąć, gdzie ostatecznie zostanie wybudowany. Pewne jest tylko jedno – wraz z przecięciem wstęgi na Narodowym żywota dokona legendarny Stadion Śląski. Narodziny Stadionu Narodowego będą jednocześnie pogrzebem Stadionu Śląskiego. Piękne zwycięstwa reprezentacji w „kotle czarownic” będzie można oglądać już tylko na kasetach wideo – biało-czerwoni grać będą już tylko na nowiutkim obiekcie w Warszawie. Nie zagości na nim pewnie też rodzima liga. Tegoroczne mecze Polonii Bytom oraz Ruchu Chorzów to jedynie epizody powodujące u klubowych księgowych palpitacje i smutek u kibiców patrzących na ponad 40 tysięcy pustych i wyblakłych fotelików. Pozostają – a jakże – koncerty. O wielkich sportowych wydarzeniach na chorzowskim gigancie będzie można powspominać podczas marginalnych zawodów. Choćby takich jak ubiegłoroczne otwarte mistrzostwa Chorzowa w biatlonie na nartorolkach. bartoszewsky więcej: zpierwszejpilki.blox.pl 1 RP