Gimnazjum męskie na Pradze - VIII Liceum Ogólnokształcące i 58
Transkrypt
Gimnazjum męskie na Pradze - VIII Liceum Ogólnokształcące i 58
VIII Liceum Ogólnokształcące i 58 Gimnazjum im. Władysława IV w Warszawie - Start Gimnazjum męskie na Pradze Gimnazjum męskie na Pradze od założenia do 1905 roku we wspomnieniach jego uczniów Liceum im. Króla Władysława IV należy do najstarszych szkól średnich Warszawy. Jego poprzednikiem było Gimnazjum Praskie założone w 1885 r. jako VII rządowe gimnazjum męskie na Pradze.Ówczesnym dyrektorem Gimnazjum Praskiego był Rosjanin - Wodolagin. W pierwszym roku swego istnienia, tzn. w roku szkolnym 1885/86, gimnazjum liczyło 340 uczniów i nie miało jeszcze klasy ósmej (maturalnej).Opowiadając o gimnazjum męskim na Pradze z okresu pierwszych lat jego istnienia nie sposób pominąć relacji dawnych absolwentów opublikowanych w Biuletynie Informacyjnym "Lawy Skrzypią" z dn. 6 V 1962 r., wydawanym przez Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. Króla Władysława IV; Stanisław Uszyński (absolwent 1905 r.) oraz Józef Wroński (absolwent 1902 r.) wspominali: Tak jak wszystkie ówczesne filologiczne gimnazja rządowe, było ono [gimnazjum męskie na Pradze] 8-klasowe, z klasą, przygotowawczą (wstępną). Niektóre klasy były równoległe. Stan liczebny uczniów gimnazjum wynosił około 400 chłopców. Olbrzymią, większość stanowili uczniowie - Polacy (katolicy i kilkudziesięciu ewangelików). Poza nimi było kilkudziesięciu Żydów oraz garstka Rosjan. Młodzież pochodziła z różnych sfer; na ławach szkolnych siedzieli zgodnie obok siebie synowie za-możnych ziemian, przemysłowców, finansistów, kupców, urzęd-ników, rzemieślników, robotników, kolejarzy i drobnych rolni-ków. Panował duch demokratyczny i serdeczna atmosfera przyjacielska. Nie było żadnych tarć na tle narodowościowym i wyznaniowym.Uczniów obowiązywały jednolite stroje. Przynależność do Praskiego Gimnazjum uwidoczniona była literami "PG." na czapkach uczniowskich:Wszyscy uczniowie gimnazjum nosili jednakowego kroju kurtki z czarnego sukna i długie spodnie z tego samego materiału Na kurtce bezwarunkowo nosiło się pas skórzany z metalo-wą, klamrą, polerowaną na jasno. Obowiązywały czapki sukien-ne, granatowe z białymi wypustkami. Nad daszkiem czapki były dwie metalowe srebrzyste palemki złożone ukośnie na krzyż, a między palemkami widniały srebrzyste rosyjskie litery P.G. -były to inicjały rosyjskich wyrazów "Pragskaja Gimnazja". Były także mundury galowe z sukna granatowego, kroju krótkiego surduta, zapinane na jeden rząd metalowymi, gładkimi guzika-mi koloru srebrnego. Na stojącym kołnierzu i na mankietach rę-kawów widniały srebrne, wypukło haftowane galony. Nie było obowiązku noszenia mundurów. Uczniowie nosili również płaszcze sukienne koloru stalowego, zapinane na metalowe, srebrzy-ste guziki w dwóch rzędach. Książki i przybory szkolne obowiązkowo noszono w tornistrach.Nauczyciele i pozostały personel gimnazjum nosili urzędowe fraki lub surduty - nieodłączny atrybut rosyjskiej administracji:Dyrektor gimnazjum, inspektor oraz wszyscy wykładowcy za-wsze nosili urzędowe fraki Iub surduty z guzikami metalowymi koloru złotego (z orłami carskimi) i z przysługującymi im dys-tynkcjami. Wyjątek stanowili wykładowcy religii katolickiej i prawosławnej występowali oni w sutannach. Nauczyciela reli-gii mojżeszowej widzieliśmy zawsze ubranego we frak urzędowy. Trzej tzw. pomocnicy wychowawców klas chodzili w surdutach. Nawet woźni szatniarze, woźni sprzątacze i korytarzowi również byli w surdutach, może tylko nieco odmiennego koloru i z inne-go materiału. Mundur w owych czasach był symbolem władzy, naczelnictwa i całego ładu państwowego.W gimnazjum filologicznym kładziono duży akcent na naukę języków klasycznych:Łacinę wykładano już w I klasie, grekę - od III, w IV klasie (tylko 1 rok) był obowiązkowy język cerkiewno-słowiański. Na-ukę języków nowożytnych francuskiego i niemieckiego zaczy-nano od II klasy, przy czym można było wybrać jeden z nich, lub uczyć się obydwu. W tej sprawie musieli się wypowiedzieć ro-dzice na piśmie, składając odpowiednią deklarację.Nauka rozpoczynała się o godzinie 9. Dziennie było nie wię-cej niż 6 lekcji i to najwyżej 2-3 razy w tygodniu. Na ostatnich lekcjach zwykle były rysunki, kaligrafia lub gimnastyka. W gimnazjum dbano też o umiejętności artystyczne uczniów. Dla chłopców starszych organizowano zbiorowe lekcje rytmiki i tańców. Istniała uczniowska orkiestra dęta i zespól smyczko-wy. Zaraz po przyjęciu do niższych klas szkoły, uczniów kwalifi-kowano na lekcje muzyki i śpiewu; zajęcia te były obowiązkowe tylko dla wytypowanych - inni mogli godzinę wcześniej iść do domu. Co sprytniejsi wymigiwali się okropnym "brakiem słuchu" i "wyjątkową niemuzykalnością":Zakwalifikowani uczniowie wpadli fatalnie, bo do końca po-bytu w szkole musieli na każdej lekcji muzyki i śpiewu grać bądź śpiewać hymn "Boźe Cara chrani" [Boże chroń Cara] oraz "piet"' [śpiewać] na cześć i chwałę osoby cesarskiej "Mnogi leta, mnogi leta prawoslawnyj ruskij Car..." [Wiele lat, wiele lat prawosławny Car rosyjski ...].Lekcje przedzielały krótkie pauzy i dopiero o godzinie 12 był dzwonek na dużą 25-minutową przerwę:Początek i koniec lekcji obwieszczał duży dzwonek ręczny, którym zamaszyście potrząsał wąsaty woźny, mający swoje sta-nowisko przy wielkim zegarze obok sali nauczycielskiej.W czasie dużej pauzy woźni przewietrzali pokoje klasowe, wszyscy uczniowie musieli bezwarunkowo opuszczać klasy i udać się bądź na dziedziniec szkolny, gdzie czasami przygrywała uczniowska orkiestra dęta, bądź do sali rekreacyjnej, gdzie przy jednej ze ścian ustawione były stoliki z przygotowa-nymi szklankami gorącej herbaty i zimnymi przekąskami śnia-daniowymi.Sala rekreacyjna była bardzo obszerna z wysokim sufitem, podłoga wykładana posadzką. Na ścianie środkowej na wprost drzwi wejściowych wisiał w szerokich, złoconych ramach, ol-brzymich rozmiarów portret cesarza Mikołaja II (fot. 24). Miej-sce przed portretem było ogrodzone drewnianą,, rzeźbioną, balu-stradą. Rok szkolny rozpoczynał się 2 września. Świadectwa promo-cji do następnej klasy wydawano już 15 maja. Dwie http://wladyslaw.edu.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 09:57 VIII Liceum Ogólnokształcące i 58 Gimnazjum im. Władysława IV w Warszawie - Start oceny nie-dostateczne uprawniały jeszcze do egzaminów poprawkowych po wakacjach. W drugiej połowie czerwca zdawało się maturę prawie ze wszystkich przedmiotów. W czasie roku szkolnego były dni wolne od zajęć lekcyjnych.Oprócz ferii świątecznych w okresie Bożego Narodzenia i Wielkanocy było w ciągu roku kilkanaście dni wolnych od za-jęć tzw. "dni galowych". Były to uroczystości związane z życiem dworu panującego - imieniny, rocznice itp. Wtedy uczniowie gromadzili się z rana w gmachu szkolnym (sprawdzano obec-ność), po czym grupami według wyznań, ustawieni parami, ma-szerowali do właściwych świątyń i domów modlitwy.Stanisław Uszyński i Józef Wroński tak wspominali po latach swoje obowiązki i dyscyplinę, której byli poddani jako uczniowie:Oplata za naukę wynosiła 50 rubli za cały rok, płatne w dwóch ratach. Żadnych dodatkowych opłat pieniężnych i innych świad-czeń na rzecz szkoły nie było. Takich organizacji, jak istniejące dzisiaj koła rodzicielskie, wówczas nie znano. Wywiadówek również nie było/ O postępach w nauce, o sprawowaniu się swoich synów rodzice, czy też ofi-cjalni opiekunowie uczniów, dowiadywali się co tydzień z dzien-nika uczniowskiego, w którym jego posiadacz uczeń był obo-wiązany wpisywać codziennie we właściwej rubryce, pod aktualną, datą, kolejność lekcji, zgodnie z planem, co było zada-ne na lekcję itp. W każdą sobotę, po lekcjach uczeń odnosił do domu wypisane w dzienniku przez klasowego wychowawcę stopnie oraz spostrzeżenia i uwagi, które musiały być potwier-dzone podpisem ojca lub matki bądź opiekuna, a następnie przedstawiane wychowawcy do sprawdzenia. Dziennik ten zawierał też rubryki do wpisywania ocen kwartalnych i rocznych oraz kilka druczków pozwoleń na pójście do teatru bezwarun-kowo z rodzicami lub opiekunami. Przebywanie na ulicach do-zwolone było tylko do godziny 21. Zezwolenie na pójście do te-atru podpisywała dyrekcja gimnazjum. Dyrekcja wydawała także bilety urlopowe na wyjazdy wakacyjne w czasie ferii świątecznych. Zezwolenia wyjazdowe podpisane przez rodzi-ców, potwierdzone przez urząd gminny lub miejski, musiały być zwrócone po powrocie do kancelarii szkoły.Zarówno w szkole jak i poza nią obowiązywała dyscyplina po-rządku i godnego zachowania się; przeważną rolę w tym wzglę-dzie spełniał dom rodzinny. Ponieważ dostać się do gimnazjum było trudno, takich przepisów dotyczących dyscypliny zbytnio nie lekceważono. Nie do pomyślenia było, by uczeń gimnazjalny, który skompromitowałby się w jakiejś, np. awanturze ulicznej, mógł Iiczyć na to, że coś go uratuje od wydalenia ze szkoły.Za drobne przewinienia i figle sztubackie na terenie szkoły stosowano karę "karceru", tj. zamknięcie w klasie po lekcjach na godzinę lub maksimum dwie. Większe "przestępstwa", jak np. rozmowy po polsku, albo przyłapanie polskiej książki, wreszcie niewłaściwe zachowanie się w stosunku do nauczycie-la, karane było bardzo surowo, o ile w ogóle sprawa mogła być załatwiona karą karceru. Wówczas osądzony przybywał do szkoły "na odsiadkę" w niedzielę, częstokroć na raty, jeżeli wy-miar kary był wielogodzinny od 4 nawet do 8 godzin.Zdarzało się niekiedy, że któryś z rodziców lub opiekunów otrzymywał pisemne "zaproszenie" do przybycia do szkoły. Wówczas sprawa przybierała zgoła inny obrót. W najlepszym ra-zie kończyła się na zabraniu ucznia ze szkoły, dobrze jeszcze, jeżeli z prawem umieszczenia go w innej szkole państwowej, najczęściej nie na terenie "Priwislenskiego Kraju", jak nazywa-no wówczas b. Królestwo Polskie.Kuratoria szkolne wydawały zarządzenia i instrukcje rusyfi-kacyjne. Językiem wykładowym we wszystkich szkołach był urzędowy język rosyjski. Nauka języka polskiego polegała ofi-cjalnie tylko na tłumaczeniu go na język rosyjski. Podręczniki do języka polskiego, tj. gramatyka i wypisy, były zredagowane i ułożone po rosyjsku. Piotr Lucjan Słucki, któ-ry rozpoczął naukę w Gimnazjum Praskim w 1904 r., wspominał, że zeszyt prowadziło się według obowiązujących ówcześnie przepisów, dwujęzycznie, w mowie ojczystej i "kazionnej". Ina-czej mówiąc na lekcjach języka polskiego uczono języka rosyj-skiego. Adam Frydrychiewicz (absolwent z 1894 r.) opowiadał jaki sposób, mimo oficjalnych zakazów, odbywała się w Gim-nazjum Praskim nauka literatury polskiej:W roku szkolnym 1892/93 nasz polonista, prof. Henryk Za-Ięski prowadził zajęcia w ten sposób, że każdy z nas miał przed sobą, podręcznik języka polskiego i z góry umówiony uczeń miał polecenie, w razie gdyby na Iekcję wszedł dyrektor lub inspek-tor, od razu tłumaczyć odpowiednie miejsce zdania, sam zaś prof. Załęski ustnie wykładał nam literaturę polską, poczynając od Mikołaja Reja z Nagłowic.Dalej wspominają na ten temat Stanisław Uszyński i Józef Wroński:Dyrektor i inspektor gimnazjum przez "grzeczność" chyba tylko z rzadka wchodzili do klasy w czasie lekcji języka polskie-go, ograniczając się do zaglądania przez szybę w drzwiach wej-ściowych. Wówczas na dany przez nas dyskretny sygnał profe-sor "zmieniał język" i mówił urzędowo... Trwało to zazwyczaj dość krótko. Któregoś dnia w grudniu 1898 roku przed feriami świątecznymi (byliśmy wtedy w II klasie), dyrektor dość długo przyglądał się przez szyby naszej klasy, wyczuwaliśmy, że coś się wkrótce stanie niezwykłego Prawdopodobnie układał sobie wówczas przemówie-nie, które istotnie po wejściu do klasy wygłosił tej mniej więcej treści: "Pamiętajcie chłopcy, że za kilka dni odbędzie się na Kra-kowskim Przedmieściu odsłonięcie pomnika pisarza, niejakiego Mickiewicza. Chodzi o to, byście w tym czasie nie pokazywali się na ulicy, bo mogą, być z tej okazji jakieś nieprzyjemności i awantu-ry uliczne, które wam mogą, później zaszkodzić." W ten sposób przemawiał do nas, 11-letnich chłopców, w mniemaniu, że o pisa-rzu, "niejakim Mickiewiczu" skąpe posiadamy wiadomości. Nie przypuszczał dostojny "wychowawca", że ci malcy ukochanie po-ezji wieszcza narodowego wynieśli już z domu rodzinnego, a na Iekcjach języka polskiego w szkole nauczyli się jego pięknych ba-jek i ballad. Jak przemawiał do uczniów klas średnich i wyższych nie wiemy, ale sądzimy, że nafrasował się niemało, bo musiał prze-cież przemawiać w kilku wariantach.Mimo tych ostrzeżeń http://wladyslaw.edu.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 09:57 VIII Liceum Ogólnokształcące i 58 Gimnazjum im. Władysława IV w Warszawie - Start dyrektora szkoły, grupa uczniów nasze-go gimnazjum wzięła potajemnie udział w uroczystościach odsłonięcia pomnika Adama Mickiewicza na Krakowskim Przed-mieściu w dniu 24 XII 1898 r.Stanisław Uszyński i Józef Wroński wspominali, że od roku 1898 stosowanie zarządzeń rusyfikacyjnych w postępowaniu z młodzieżą polską przez "profesorów-stupajków" było coraz brutalniejsze:Młodzież burzyła się, dochodziło do wystąpień protestacyj-nych na terenie gimnazjum. Zaczęto przeprowadzać rewizje tornistrów uczniowskich w klasach podczas dużej pauzy. Za zna-lezione w czasie takiej akcji książki polskie i gazety postępowe wydalono kilku kolegów z tzw. "wilczym biletem" [który ozna-czał pozbawienie prawa wstępu do jakiejkolwiek szkoły rządowej na terenie danej guberni lub całego imperium rosyjskiego].Odwetem z naszej strony było obrzucenie portretu cesarskie-go w sali rekreacyjnej tłustymi serdelkami i wyjętymi z pieca żarzącymi się węgielkami. W dziejach caryzmu skandal niebywały - portret cara został sprofanowany. Natychmiast zamknię-to salę rekreacyjną, nikogo nie wpuszczano. Rozpoczęło się ba-danie - nikt oczywiście do niczego się nie przyznał. Po kilku godzinach wszystkich wypuszczono. Nazajutrz portret był szczelnie zasłonięty wielkim płótnem. DIa ochrony portretu przed tego rodzaju ekscesami ogrodzono go balustradą, odległą o dwa metry od ściany, lecz i to nie zabezpieczyło go od znisz-czenia. Portret cara, po odrestaurowaniu, zasłaniany był tylko w okresie tłustego czwartku i ostatków.Kazimierz Groniowski (uczeń Gimnazjum Praskiego do 1905 r.) wspominał: W roku szkolnym 1903/04 uczęszczałem do klasy IV B (od-powiednik obecnej klasy VIII). Wychowawcą (wg ówczesnej no-menklatury "klassnyj nastawnik") był niejaki Dobrowolskij, który łączył zacięcie pedagogiczne ze skłonnościami do rusyfi-kacji i prowokacji. W czasie jednej z godzin wychowawczych oświadczył on, że nie ma zastrzeżeń przeciw przynoszeniu do szkoły książek nawet polskich, które uczniowie będą mogli so-bie wzajemnie pożyczać. Wziąłem te słowa za dobrą monetę. Pewnego razu przyniosłem do szkoły w zamiarze pożyczenia koledze Piaseckiemu "Pamiętnik historyczny i wojskowy" Prądzyńskiego, zawierający opis kampanii 1830-1831 r. wojny pol-sko - rosyjskiej. Akurat tego dnia w czasie przerwy międzylek-cyjnej Dobrowolskij zaczął rewizję tornistrów uczniowskich. ...Przy drugiej rewizji w klasie znów znalazł u różnych kolegów kilkanaście polskich książek. Dopytując się o ich pochodzenie, stwierdził, że przeważnie krążyły one od jednego czytelnika do drugiego, a gdy pytał czyją, są własnością, prawie zawsze się okazywało, że moją ... Zakazał przynoszenia do szkoły książek nie związanych z lekcją, a mój ojciec został wezwany do szkoły na rozmowę ... Oświadczył ojcu, że opuściłem się w nauce, bo czytam nieodpowiednie książki. Zmniejszył mi stopień z "pilno-ści" na cenzurę kwartalną.Zygmunt Robakiewicz (absolwent 1904 r.) opowiadał, jak w czasie wizyty w Gimnazjum Praskim (w 189'7 r.) kuratora war-szawskiego okręgu szkolnego A. Apuchtina, powszechnie znie-nawidzonego rusyfikatora szkolnictwa w Królestwie Polskim, za-kpiono z niego: "Jednemu z uczniów carski urzędnik zadał pytanie: - No, powiedz mi, kto mieszka w Petersburgu? Chłopak natychmiast odpowiedział: - Mój wujek - (ogólny śmiech na sa-li)". Robakiewicz pokazywał też "medal" wyrysowany przez uczniów Gimnazjum Praskiego z napisem: "na pamiątkę hanieb-nej działalności Apuchtina".Jak opowiadali Stanisław Uszyński i Józef Wroński, młodzież Gimnazjum Praskiego protestowała przeciw zarządzeniom ru-syfikacyjnym także na sposób "sztubacki": Do ulubionych środków protestacyjnych należały wybuchy prochu strzelniczego. Rzecz nieszkodliwa i stosunkowo tania. Za kilka groszy (koszt 2-3 bulek) - cały arsenał takich środków wy-buchowych znajdował się w kieszeni sztubackiej. Te petardy - to były kapiszony do zabawkowych blaszanych pistolecików. Na wy-znaczony dzień kilkuset uczniów przynosiło do szkoły kilkanaście tysięcy maleńkich krążków kapiszonowych z cieniutkiego różowe-go papieru i czekało z niecierpliwością, kiedy dzwonek obwieści dużą pauzę. Organizacja tego artyleryjskiego poligonu była zna-komita. Przynajmniej 10-15 malców z pierwszych dwóch klas musiało zanudzać różnymi pytaniami stojącego w środku sali re-kreacyjnej pomocnika wychowawców klas, otaczając go zwartym kołem, by nie mógł się swobodnie poruszać i uważać na salę.Mikrusy z niezwykłą, gorliwością wykonywali swoje zadanie. Po-mocnikiem wychowawców był wysoki, chuderlawy i spokojny -nie wadzący nikomu człowiek. Może nawet był rad z tego, że oto-czony przez małych uczniów, nie musiał widzieć, co się dzieje na sali. Zwano go "Minoga". Kiedy już zastępy bojowe znalazły się w sali, natychmiast się zaczynało. Ponieważ uczniowie maszero-wali wolnym krokiem wokół sali, każdy wypuszczał z garści przy-gotowane już kapiszony, kroczący z tyłu gnietli je na gładkiej po-sadzce. Po dwóch minutach piekielnego trzasku powietrze w olbrzymiej sali było szaro- niebieskie. Duszący się od kaszlu "Mi-noga" wybiegał z sali, a tymczasem wpadali woźni i otwierali gwałtownie okna dolne i górne, by oczyścić powietrze. Kontyngent bo-jowców w dalszym ciągu spacerował po sali, udając, że nie wie, co się stało. Zdarzało się, że po takim występie pirotechnicznym wszystkich nas wyrzucano z sali. Nigdy nikogo na wysypywaniu kapiszonów na podłogę nie przyłapanoJak opowiadali Stanisław Uszyński i Józef Wroński, młodzież gimnazjalna skupiała się w zakonspirowanych "ogniskach" w prywatnych mieszkaniach dla "rozwijania myśli, ducha polsko-ści i buntu". W końcowych latach XIX wieku nie były one jesz-cze powszechne, natomiast:W pierwszych latach XX wieku zawiązały się wśród uczniów naszego gimnazjum liczne tajne konspiracyjne komplety (5-6 uczniów) nauki historii i literatury ojczystej. Należeli do tych kompletów uczniowie od klasy V wzwyż. Wprowadzano do kom-pletów także inteligentniejszych i bardziej uświadomionych ko-legów z klasy IV, a nawet III. Zbierano się na lekcje w niedziele i niektóre święta lub galówki, wyłącznie w prywatnych mieszka-niach uczniów należących do danego kompletu. Ponieważ w http://wladyslaw.edu.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 09:57 VIII Liceum Ogólnokształcące i 58 Gimnazjum im. Władysława IV w Warszawie - Start gim-nazjum praskim sporo było kolegów pochodzących z dalszej i bliższej prowincji, którzy mieszkali na stancjach u niektórych profesorów i u osób prywatnych, nie mogli oni tworzyć u siebie kompletów, gdyż lokale ich dość często były wizytowane przez delegowanych z gimnazjum "pedagogów" pod pozorem troski o ich warunki bytowania, nauki itp. Tych kolegów przydzielano do grup działających w mieszkaniach uczniów miejscowych. Za-bronione było, ze zrozumiałych względów, schodzenie się po dwóch Iub całą paczką by nie zwracać uwagi czujnych policjan-tów i tajnych agentów. Schodzili się chłopcy w odstępach co 10-15 minut. Zbiórka taka trwała co najmniej godzinę.O jednym takim ogniskukomplecie, powstałym w początkowym okresie istnienia gimnazjum praskiego, chcemy tu wspomnieć. Oj-ciec naszego kolegi gimnazjalnego, Romana Jagielskiego, był bu-chalterem w kancelarii generalgubernatora warszawskiego J. Hurki. Mieszkanie służbowe p. Jagielski miał w Zamku Kró-lewskim, obok swojej kancelarii. Straż zamkowa doskonale znała chłopców w czarnych kurtkach i granatowych czapeczkach, przychodzących dość często do syna poważnego urzędnika kan-celarii gubernatorskiej w odwiedziny i do wspólnej nauki. Nikt nie wiedział i nawet nie przypuszczał, że pod dachem mieszkal-nym pana generała, największego polakożercy, rusyfikatora, a zarazem ordynarnego złodzieja naszych narodowych pamiątek i zabytków historycznych, odbywają, się regularnie lekcje histo-rii ojczystej i zbiorowe czytanie niedozwolonych dziel naszych wieszczów i wielkich pisarzy narodowych.O istnieniu w Gimnazjum Praskim tajnej organizacji młodzieżowej, która inicjowała i kierowała protestami uczniów, pisze Zdzisław Doberski (uczeń Szkoły do 1905 r.) w książce "Nasza walka o szkolę polską 1901-1917", t. I, wyd. 1932, w rozdziale Gimnazjum męskie na Pradze":Około roku 1901 zakrzątnęliśmy się w sprawie ułożenia sta-tutu naszej organizacji, co zajęło nam szereg posiedzeń, w któ-rych brali udział: Ludwik Motyka, Stanisław Jurkowski, Wik-tor i Zygmunt Psarscy, Konrad Kulakowski, Roman Pawłowski, Zdzisław Doberski i inni. Owocem był obszerny statut nader drobiazgowo (często naiwnie) omawiający cele, zadania i for-malną stronę organizacji. Nazwy specjalnej organizacja nie miała, nazywała się po prostu "organizacją". Jej cele i zadania to: kształcenie się w polszczyźnie (język, literatura, historia, geografia) i wychowanie etyczne. Organizacja składała się z kółek, liczących po 5-10 członków. Prezesi tych kółek tworzyli za-rząd, którego prezes był prezesem Organizacji. Istniał też, oczy-wiście, urząd skarbnika, zawiadującego funduszem, powstałym z miesięcznych składek.Wprowadzenie w czyn tych zamierzeń było dalekie od syste-matyczności i dokładności Całe życie organizacji wcielało się w szereg zebrań kółkowych w mieszkaniach prywatnych, na Wilczej Wyspie", a nawet w ogródku wód mineralnych w Ogro-dzie Saskim, gdzie często zabawa i figle przeważały. Organizacja jednak istniała, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że praktyka nie odpowiada teorii. Wypracowaliśmy wtedy nowy statut, krótszy, stanowiący w 12 (czy 10) punktach ogólne ramy organizacyjne. Być może nowy statut też nie zapewniałby lepszych rezulta-tów, gdyby nie wdanie się czynnika zewnętrznego. Tym czynni-kiem byli studenci-narodowcy. Już i wcześniej spotykaliśmy się z nimi sporadycznie, a1e decydujące znaczenie miało dopiero po-wstanie ściśle zakonspirowanej organizacji, zwanej "X". Było to nieliczne kółko: Ludwik Motyka, Konrad Kulakowski, Wiktor Psarski, Roman Pawiowski, Marian Horoszewicz, Zdzisław Do-berski i może jeszcze ktoś."Iksowe" zebrania bywały: (1) kołka gimnazjalnego, (2) mię-dzyszkolne warszawskie, (3) zjazdowe z Kongresówki, a nawet (4) trójzaborowe. Na zebrania przychodzili zawsze studencide-legaci tzw. "Dyrekcji", zakonspirowanej wobec członków orga-nizacji "X". Owa "dyrekcja", jak się później dowiedziałem, była sekcją, studenckiego "Zetu". Najbardziej czynnym delegatem był Stanisław Dobrowolski. Ten niewiele od nas starszy stu-dent, prawdziwie człowiek idei, obdarzony przedziwnym talen-tem organizacyjnym i pedagogicznym, pouczył nas, członków "X", słowem i przykładem, że stworzenie organizacji nie jest jeszcze spełnieniem zadania. Należy ją ciągle poruszać, dźwi-gać, ożywiać, stawiając przed nią, coraz nowe a różnorodne za-dania, słowem, nauczył nas pracować organizacyjnie.Organizacja zaczęła naprawdę żyć. Urządziliśmy zbiórkę funduszów, która dała poważną kwotę przeszło 100 rubli. Po-zwoliło to: stworzyć własną bibliotekę, znajdującą się w miesz-kaniu Stefana Krasnodębskiego, zakupić znaczną ilość tanich wydawnictw celem rozrzucenia ich wśród ludu; kupiliśmy tak-że hektograf, na którym odbijaliśmy własną gazetkę.Reakcję uczniów na prześladowania polskości w szkołach w latach 1903-1904 tak wspominali Stanisław Uszyński i Józef Wroński:Ze strony młodzieży polskiej protesty były coraz ostrzejsze. Już nie zważaliśmy na żadne zakazy, że nie wolno rozmawiać po polsku w gmachu szkolnym, wysuwano różne żądania, wy-pisując je na tablicach w klasach oraz na drzwiach gabinetów dyrektora i inspektora. Młodzież była gotowa na wszystko, choć sypały się kary karceru, a co gorsza - zmniejszano stop-nie ze sprawowania. Trójka a nawet czwórka z "powiedienja" (sprawowania) to był znak, że najmniejsze następne przewinie-nie spowoduje wydanie "wilczego biletu" i pospieszny odjazd z gimnazjum. Toteż uczniowie znajdujący się na liście proskrypcyjnej, za-wczasu zwijali swoje "manatki" i wyjeżdżali w głąb Rosji oraz z powodzeniem instalowali się w prowincjonalnych dziurach po-wiatowych, gdzie były gimnazja filologiczne. Tam przyjmowani byli bardzo serdecznie i traktowani przyjaźnie, gdyż dyrekcja tych szkól i personel nauczycielski z oburzeniem odnosili się do systemu rusyfikacji stosowanej przez rząd carski. Na przykład dyrektor w guberni tambowskiej, przyjmując nowych kandyda-tów z Warszawy do swojej szkoły, wyraził się, iż jest bardzo rad, że może mieć w gimnazjum "pariadocznych ludiej iz Polszy", co znaczy "porządnych, uczciwych ludzi z Polski". Mamy wiadomo-ści zupełnie pewne, że tenże dyrektor zapewnił jednemu z na-szych kolegów http://wladyslaw.edu.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 09:57 VIII Liceum Ogólnokształcące i 58 Gimnazjum im. Władysława IV w Warszawie - Start gimnazjalnych, istotnie bardzo niezamożnemu, całkowite utrzymanie, zwolnił go z opłat za naukę w szkole i wystarał mu się o korepetycje, za które wpływało emigranto-wi do kieszeni kilkanaście rubli miesięcznie, co na owe czasy, przy bardzo niskich kosztach utrzymania w głębi Rosji stano-wiło wcale pokaźną sumę. http://wladyslaw.edu.pl Kreator PDF Utworzono 7 March, 2017, 09:57