Był to szalony XVI wieku. Wiek odkrywców i podróżników. Karol stał

Transkrypt

Był to szalony XVI wieku. Wiek odkrywców i podróżników. Karol stał
Był to szalony XVI wieku. Wiek odkrywców i podróżników.
Karol stał na rufie swojego drewnianego trójmasztowca. Statek sunął majestatycznie, ostrym
dziobem niby nożem rozcinając fale Bałtyku, które usuwały się usłużnie w dwie równe smugi.
Dzień powoli budził się do życia. Słońce rozpalało jego ciekawe przygód oczy a targający włosy
wiatr wydmuchiwał resztki snu spod jego powiek. Świat czekał na niego, gdzieś tam, za
horyzontem. Codziennie wołał go i kusił tysiącem możliwości a on chętnie przystawał na to jego
magiczne działanie.
Choć miał ponad 50-tkę, czuł się na góra 18 lat. Na wszystko miał ochotę i żył po to, żeby
łapać życie całymi garściami, mieć setkę znajomych i wyciskać esencję z każdej chwili. Do
ostatniej kropli! Wiedział, że nazywają go szalonym Karolem, szalonym podróżnikiem. Nie
przeszkadzało mu to nic a nic a nawet dawało powody do dumy. Ludzie nie zawsze rozumieli, jak
to pięknie jest być otwartym na to, co niesie życie, na drugiego człowieka. Dla uproszczenia
nazwali go więc szalonym, jednak darzyli przy tym wielką sympatią. On miał więc wszystko, czego
chciał.
No, może prawie wszystko. Ale podobno wszystkiego mieć nie można, tak słyszał. Nie
martwił się więc na zapas, bo to nie było w jego stylu. Nie było zresztą czasu. Na horyzoncie zaczął
się już rysować brzeg i rozmazane nieco kontury małego miasteczka. Była to Gdynia.
- Tam na pewno przeżyję coś cudownego! - powiedział do siebie i przeciągnął się dziarsko.
Wyciągnął ręce tak wysoko, jakby miał objąć calutkie niebo.
***
Powiedzieć, że Grażyna była bardzo zainteresowana swoją książką to mało. Ona była
totalnie zasymilowana z meandrami literackiego świata. Z każdym kolejnym zdaniem coraz mniej
jej było w pokoju a coraz więcej wśród fikcyjnych osób i spraw.
Mimo tego zapadania się w tekście niczym w ruchomych piaskach, w pewnym momencie
do jej świadomości dotarło, że na ulicy przed jej domem ktoś krzyczy. Po chwili zrozumiała nawet
sens tych słów: „Jakiś szalony facet chce skoczyć ze spadochronem z dachu ratusza!”
„Z dachu ratusza? Ze spadochronem? Czego to ludzie dzisiaj nie wymyślą!” wzdrygnęła się
Grażyna i z żalem odłożyła książkę. Tutaj tylko ona mogła zainterweniować. W całym miasteczku
znana była ze swojego zdrowego rozsądku i lekkiego dystansu wobec świata. Jeśli do tej pory nikt
nie pomógł temu człowiekowi, uratować mogła go tylko ona...