LEOPOLD STAff 3 epoki

Transkrypt

LEOPOLD STAff 3 epoki
LEOPOLD STAFF – poeta trzech epok
Poeta, dramatopisarz, tłumacz, ur. w 1878 we Lwowie, zm. w 1957 w Skarżysku Kamiennej.
Jako poeta debiutował w 1901 tomem "Sny o potędze", w okresie rozkwitu poezji i poetyki Młodej Polski. Był on
mocno osadzony w tej konwencji i zawierał liczne typowe dla niej wiersze (obfitujące m.in. w motywy tajemniczości i
bezsensu bytu, zniechęcenia do rzeczywistości, mizoginizmu i walki płci, z bardzo istotną rolą poezji nastroju - m.in.
znany utwór "Deszcz jesienny"). Znajdowały się w nim jednak utwory stanowiące próbę przezwyciężenia
panującego w poezji dekadentyzmu (zwłaszcza w otwierającym tomik sonecie "Kowal"), w których głosił postulaty
siły i aktywności, woli i chęci życia. W twórczości tej przejawiała się fascynacja filozofią Nietzschego, zwłaszcza
wątkami związanymi z pojęciem "woli mocy" i koncepcją nadczłowieka (Staff pojmował ją w swoisty, niesprzeczny z
chrześcijańskimi wartościami współczucia i litości sposób), dzięki której przełamywał prymat wynikającego z koncepcji
Schopenhauerowskiej modernistycznego pesymizmu oraz postawy dekadenckiej.
Począwszy od tomów "Gałąź kwitnąca" (1908) i "Uśmiechy godzin" (1910) w jego poezji zaczęły przeważać tendencje
klasyczne, wyrażające się w poszukiwaniu spokoju, harmonii i piękna. Staff odwołuje się do świata realiów
antycznych, a także stosuje wiele chwytów artystycznych charakterystycznych dla utworów klasycznych. Jak napisała
Irena Maciejewska, "Staff uznawany jest za najwybitniejszego w poezji polskiej XX wieku przedstawiciela
klasycyzmu, rozumianego zarówno jako poetyka twórczości, jak też filozofia ładu i zgody z życiem, jako dążenie
integracji różnych nurtów kultury europejskiej - antycznej i chrześcijańskiej.
Od wydania przez Staffa, opatrzonego jego wstępem, tłumaczenia "Kwiatków świętego Franciszka z
Asyżu" (1910) w jego poezji zaczynają się nasilać motywy franciszkańskie (obecne już wcześniej), często zlewając
się z tendencjami klasycznymi - głoszenie pokory w miejsce potęgi, afirmacji życia, radości i pochwały istnienia.
W tomach "Wysokie drzewa" (1932) i "Barwa miodu" (1936) Staff dąży do coraz większej zwięzłości środków
wyrazu, zwraca się ku tematyce życia codziennego, zrywa z patetyczną metaforyką na rzecz codziennego konkretu.
Pojawia się specyficzny rodzaj żartobliwego humoru, poeta akcentuje swoją postawę sceptyka. Wynikało to również z
wpływu, jaki mieli na Staffa zaprzyjaźnieni z nim Skamandryci, dla których był mistrzem i patronem.
Kolejny przełom w twórczości następuje w zbiorach "Wiklina" (1954) i "Dziewięć muz"(wyd. pośmiertne 1958),
gdzie poeta przełamał tradycyjne systemy metryczne, unowocześnił sposób obrazowania, stworzył mniej dbałą o
harmonię, autoironiczną wizję świata. Pierwszy z nich, z perspektywy współczesnego czytelnika, można uznać za
najwybitniejszy i najdojrzalszy tom w twórczości Lepolda Staffa.
Staff prowadził także bogatą i różnorodną twórczość przekładową – zajmuje jedno z najwybitniejszych miejsc pośród
tłumaczy polskich. Tłumaczył z języków antycznych, francuskiego, włoskiego, niemieckiego i angielskiego.
SNY O POTĘDZE [1901]
„Kowal”(fragm.)
DZIEŃ DUSZY [1903]
„Deszcz jesienny” (fragm.)
Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,
Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,
Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych
I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,
Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,
Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,
Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.
UŚMIECHY GODZIN [1910]
OGRÓD PRZEDZIWNY (fragm.)
NIEWINNOŚĆ (fragm.)
W przedziwnym mieszkam ogrodzie,
Gdzie żyją kwiaty i dzieci
I gdzie po słońca zachodzie
Uśmiech nam z oczu świeci.
[...] Soczysta, mokra trawa
Źdźbeł czułe ciałka suszy.
Wiatr zdrowy jak zabawa...
Śmiech w zachwyconej duszy...
[...] Żywim rój ptaków, co budzi
Ze snu nas rannym powiewem,
Ucząc nas iść między ludzi
Z dobrą nowiną i śpiewem.
[...] Skowronek, ranka serce,
W błękitach szczęściem bije.
Kwieciste łąk kobierce
Są boże i niczyje.
[...] I pielęgnujem murawę,
Plewiąc z niej chwasty i osty,
By każdy, patrząc na trawę,
Duszą, jak trawa, był prosty.
Precz z głowy myśli żeną.
Jak dziecko, gdzieś przed laty,
Oczyma myślę jeno:
...Niebiosa, słońce, kwiaty...
GAŁĄŹ KWITNĄCA [1908]
PRZEDŚPIEW
BARWA MIODU [1936]
ARS POETICA
Czciciel gwiazd i mądrości, miłośnik ogrodów,
Wyznawca snów i piękna i uczestnik godów,
Na które swych wybrańców sprasza sztuka boska:
Znam gorycz i zawody, wiem, co ból i troska,
Złuda miłości, zwątpień mrok, tęsknot rozbicia,
A jednak śpiewać będę wam pochwałę życia Bo żyłem długo w górach i mieszkałem w lasach.
Pamięcią swe dni chmurne i dni w słońca krasach
Przechodzę, jakby jakieś wielkie, dziwne miasta,
Z myślą ciężką, jak z dzbanem na głowie niewiasta,
A dzban wino ukrywa i łzy w swojej cieśni.
Kochałem i wiem teraz, skąd się rodzą pieśni;
Widziałem konających w nadziejnej otusze
I kobiety przy studniach brzemienne, jak grusze;
Szedłem przez pola żniwne i mogilne kopce,
Żyłem i z rzeczy ludzkich nic nie jest mi obce.
Przeto myśli me, które stoją przy mnie w radzie,
Choć smutne, są pogodne jako starcy w sadzie.
I uczę miłowania, radości w uśmiechu,
W łzach widzieć słodycz smutną, dobroć chorą w grzechu,
I pochwalam tajń życia w pieśni i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem i wprawny w cierpieniu.
Echo z dna serca, nieuchwytne,
Woła mi: "Schwyć mnie, nim przepadnę,
Nim zblednę, stanę się błękitne,
Srebrzyste, przezroczyste, żadne!"
z tomu Wiklina (1954)
Staff Leopold
Podwaliny
Budowałem na piasku
I zwaliło się.
budowałem na skale
I zwaliło się.
Teraz budujac zacznę
Od dymu z komina.
z tomu Dziewięć muz (1958)
Prometeusz - Leopold Staff (fragm.)
[...] I poszedł, aby rozkuć go, Herkules z młotem,
Lecz Prometeusz na to: "Ani mowy o tem,
Nie tykaj kajdan, niech ci się nawet nie marzy!
Czy nie widzisz, jak mi z tym Kaukazem do twarzy?"
Łowię je spiesznie jak motyla,
Nie, abym świat dziwnością zdumiał,
Lecz by się kształtem stała chwila
I abyś, bracie, mnie zrozumiał.
I niech wiersz, co ze strun się toczy,
Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki,
Tak jasny jak spojrzenie w oczy
I prosty jak podanie ręki.
HARMONIA
[...] Zostaje prosta prawda, że wszystko się kończy.
Lecz chociaż zgasło lato i jesień wnet minie,
Zmierzch mi się nie uśmiecha w rozdźwięku udręce.
W sobie zestrajam sprzeczny ten świat, Apollinie,
Boś chyba po to tylko dał mi lutnię w ręce.

Podobne dokumenty