Uchodźcy w Libanie

Transkrypt

Uchodźcy w Libanie
Uchodźcy w Libanie
Aby było jasne – większość uchodźców syryjskich pozostaje na terenie swego kraju: 7,6
miliona porzuciła swoje domostwa, ale nie przekroczyła granic. Duża część jednak uciekła
do Turcji, Jordanii, Libanu, a nawet Iraku – w sumie 4 miliony osób. Niektórym udało się
już dotrzeć do UE, zwykle nielegalnie, przepływając Morze Śródziemne, a potem
przemieszczając się przez Bałkany czy Włochy.
Uchodźcy to kryzys: gospodarczy, polityczny, a przede wszystkim kulturowy. W tyglu amerykańskim
do niedawna asymilowali się wszyscy, w Europie – prawie nikt. Zatomizowanym i wykorzenionym
bydłem łatwiej rządzić. To na poziomie możnych tego świata. A jak jest w Libanie? Liban liczy prawie
4,5 miliona obywateli. Do tego dochodzi około 400 tys. starych uchodźców palestyńskich i ok. 1,2
miliona nowych uchodźców z wojny w Syrii. Co miesiąc wlewa się 53 tys. nieszczęśników. Daje to
wzrost ludności o 25 proc. od 2011 r. Dokładnie nie wiadomo, ilu uchodźców z Syrii zjawiło się w
Libanie, kraj ten bowiem ani nie stworzył obozów dla uchodźców, ani nie kontroluje swych granic
albo kontroluje wybiórczo. Liban charakteryzuje się bowiem sekciarską decentralizacją. Pewne
połacie pogranicza nie mają wcale straży, gdzie indziej niektóre milicje partyjne wpuszczają
wszystkich, inne tylko ludzi uznanych za swoich. Większość uchodźców to sunnici.
Emigrują w sposób przewidywalny: używają koneksji osobistych oraz sieci punktów religijnych.
Sunnici syryjscy zwykle unikają regionów Libanu kontrolowanych przez szyicki Hezbollah, którego
wojownicy z poruczenia Iranu interweniują w Syrii po stronie dyktatora Baszira Assada. Przez
kontrolowaną przez siebie strefę Hezbollah właściwie nie przepuszcza sunnitów. Już dochodzi
sporadycznie do zbrojnych starć między stronami w samym Libanie. Inną cechą charakterystyczną
tych przymusowych emigrantów jest to, że osiedlają się w najbiedniejszych regionach północy, w
Dolinie Bekaa oraz w górach. Kolejne fale uchodźców dodatkowo obniżają stopę życiową. Usługi
publiczne nie dają sobie rady z masami głodnych i obdartych ludzi. Organizacje charytatywne są w
stanie chronicznego kryzysu, a pomoc międzynarodowa jest niewystarczająca. To wszytko przepis na
dalszą destabilizację i radykalizację zarówno przybyszy, jak i tubylców. Ponieważ nie ma obozów dla
uchodźców, ludzie muszą polegać na rodzinie, znajomościach oraz lokalnych i międzynarodowych
instytucjach, w tym religijnych, aby znaleźć dach nad głową, jedzenie, ubranie, opiekę lekarską. Na
północy Libanu uchodźcy zatrzymują się u rodziny, a potem dołączają do nich inni krewni z Syrii.
Natomiast w Dolinie Bekaa na razie wynajmują mieszkania. Mają jeszcze pieniądze. Co będzie, jak
się skończą? Gdzie mają zamieszkać nowi uchodźcy?
Zasoby mieszkaniowe właściwie wyczerpały się. Już rosną lasy namiotów. Wyczerpują się zasoby,
wody nigdy nie było zbyt dużo. A jej jakość pozostawia wiele do życzenia. Kiepska woda to biegunka,
żółtaczka i inne choroby. A libańska służba zdrowia nie nadąża za potrzebami – nie ma
wystarczających środków ani personelu. A uchodźców w większości nie stać na prywatną pomoc
lekarską. Do kryzysu mieszkaniowego i zdrowotnego dołącza też problem edukacyjny. Ponad 30 proc.
uchodźców to analfabeci. Syryjczycy zwykle starają się unikać posyłania swych dzieci do szkół
libańskich, głównie ze względu na koszta. A dzieci, które do szkół uczęszczają często reprezentują
bardzo niski poziom edukacyjny. Dużo bardziej poważny jest problem zatrudnienia. Tania siła
robocza – szczególnie w budownictwie i rolnictwie – spowodowała spadek dziennych zarobków o 60
proc. Syryjczycy nie narzekają, pracują po kilkanaście godzin dziennie za grosze. W związku z tym
przewiduje się, że dochody 120 tys. Libańczyków spadną poniżej minimum socjalnego, a około 300
tys. straci pracę. Trudno się dziwić, że szczodrobliwość i serdeczność, z jaką Libańczycy na początku
konfliktu witali nieszczęsne ofiary „wiosny arabskiej” z Syrii wyczerpały się. Co więcej, podejście do
uchodźców stale się pogarsza. Są to proste i uniwersalne mechanizmy, o których trzeba wiedzieć. I
żadne ględzenie o magicznej tolerancji nie pomoże. Polska musi przygotować się na taki kryzys nie
tylko ze względu na Bliski Wschód, a szczególnie jeśli wojna w Ukrainie rozprzestrzeni się na cały
kraj. Oby to tego nie doszło.
Marek Jan Chodakiewicz
Waszyngton, 14 sierpnia 2015
www.iwp.edu