SALONIK LITERACKI

Transkrypt

SALONIK LITERACKI
1
SALONIK
LITERACKI
NA
ŚWIEBODZKIM
Zeszyt nr 56
13 kwietnia2015
2
Szanowni, Drodzy Państwo!
Tak się złożyło, że nasze spotkanie odbyło się już po świętach. Przysłaliście
Państwo na moje ręce życzenia świąteczne, które zamieszczam w tym numerze. Nie
mamy możliwości zamieszczania tekstów zapisanych jako PDF, czyli do druku. Za
wszystkie ciepłe słowa i życzenia dziękuję w imieniu sympatyków Saloniku.
Szanowni Państwo! Ogłaszamy konkurs!
Sejm polski ogłosił rok 2015 rokiem Jana Pawła II , kronikarza
Wincentego Kadłubka i Jana Długosza.
My ogłaszamy konkurs pt.: „Jestem kronikarzem XXI wieku” Na prace czekamy do 30 września 2015roku i proszę je przesyłać
na mój adres e-mailowy. Planujemy rozstrzygniecie konkursu na spotkaniu październikowym.
Zachęcam gorąco do czytania tekstów pana Wacława Ropieckiego. Miła lektura
szczególnie przy porannej kawie. Do refleksji i do przemyślenia.
Zaczynamy publikować wierszyki –opowiastki dla dzieci. Wybrałam na początek
zbiorek pani Marii Lubelskiej pt.: „Bajeczki Pastereczki”. Dawno temu wydawana była
seria książeczek dla dzieci zatytułowana „ Poczytaj mi mamo”. Postanowiłam wrócić do tych
czasów. Czytajcie Państwo swoim dzieciom i wnukom. Jest możliwość drukowania stron z
wierszykami i posiadania całego zbiorku.
Wiosna w rozkwicie. Publikujemy kilka zdjęć podróżnika i żeglarza pana Norberta Karwowskiego przedstawiających wiosnę za kołem polarnym na Spitsbergenie.
W czasie trwania Wieczoru autorskiego pani Aleksandry Pijanowskiej –
Pijanowskiej - Adamczyk wystąpiła tancerka, pani Joanna Stanisławska. Pani zaprezentowała wspaniale dwa tańce: flamenco i balet, a zdjęcia z występów do obejrzenia w
bieżącym numerze. Szkoda że Państwa nie było!!!
Szanowni Państwo!
Z okazji święta 1-go maja życzę wszystkim zdrowia, sukcesów w pracy i życiu osobistym, realizacji planów zawodowych, awansów i godnego wynagrodzenia. Życzę takich zmian w prawie pracy, aby nikt nie był wykorzystywany.
Z okazji święta Konstytucji 3 maja życzę nam mądrych, uczciwych polityków służących swoim wyborcom i Ojczyźnie.
Stanowi Państwo!
Spotykamy się w poniedziałek 11 maja 2015 roku o godzinie 17:30 w sali konferencyjnej, na I piętrze Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław – Południe we Wrocławiu
przy ul. Trwałej 7 wejście obok punktu LOTTO. (ulica Trwała to boczna ulic Komandorskiej i Powstańców Ślaskich na wysokości Skytower-u)
Pozdrawiam i zapraszam serdecznie
Eliza Danilczuk
3
Pani Aleksandra Pijanowska – Adamczyk urodziła się w 1922 roku w Łodzi.
Po ukończeniu szóstej klasy szkoły powszechnej zdała celująco egzaminy do elitarnego Prywatnego Gimnazjum Heleny Miklaszewskiej założonego jeszcze pod zaborem rosyjskim w 1911 roku. Do szkoły tej uczęszczały również uczennice pochodzące
z najzamożniejszych rodzin fabrykantów. Gimnazjum ukończyła w 1939 roku. Będąc
jeszcze uczennicą zadebiutowała wierszami, które spotkały się z bardzo pochlebnymi
recenzjami.
W czasie wojny służyła w pomocniczej służbie armii Łódź przy obsłudze łączności. Jak mówi o sobie, była „krótkofalarką”. Przeszkolenie przechodzili wszyscy uczniowie obowiązkowo w ramach przysposobienia obronnego.
W czasie okupacji służyła w Armii Krajowej. Prowadziła tajne komplety, pracowała w redakcjach.
Po wojnie kontynuowała studia. Pracowała w redakcjach różnych pism, wydziale kultury i sztuki kierowanym przez Jadwigę Chojnacką. Należała do ”Klubu Pickwicka” w „Hotelu Savoy”. Był to klub zrzeszający najznakomitszych literatów polskich. Na
spotkania do Łodzi przyjeżdżali oni z różnych miast Polski.
O tym okresie w życiu poetki przeczytamy w jej książce pt.: „ Okruchy pamięci”.
Pani Aleksandra stale tworzy, doskonali swój warsztat twórczy, wydaje swoje
utwory. Jest członkiem Związku Literatów Polskich.
4
Pani Aleksandra jest stale obecna w naszym Saloniku Literackim, w zeszytach
którego ukazują się od wielu lat jej utwory poetyckie, opowiadania, bajki, humoreski.
Oto jeszcze nie publikowane wiersze pani Aleksandry.
Komu
niesiesz wciąż
tyle westchnień
za co
za trzepot motyla
za mleczną słodycz
dzieciństwa
za gorący wiatr
szaleństwa krwi
brak tchu
dreszcz wzruszenia
za niewymowne
gorzkawe smutki
za niepojęte zanurzanie
w głębiach mgły
bytu
2014-10-22
Maciejka
spotkajmy się wieczorem
–szepnęła maciejka
w błękitnych aromatach
myśli smużą się srebrniej –
przyrzekłam spotkanie
a już za firanką
ukrywał się wieczór
i niemo przyzywał
podeszłam do okna
na palcach i
wiatr mnie pocałował
gwiazda spojrzała na mnie –
że jej nie poznaję
zdziwiona przygasła
przecież jestem twoja klon przyjaźnie gałęzią
skinął mi z wysoka
Flamenco
tańczy Joanna Stanisławska
5
słowik śpiewnie już mi
obiecywał ujawnić za chwilę
słodki sekret maciejki
właśnie wtedy
maciejka strząsając z oczu
znużenie dniem wionęła ku mnie
jestem –
i pachnąc
do utraty tchu
wyznała mi bezgłośnie
ulotność
wszelkiego
istnienia
Wrocław, maj, 1990
Odnajdziemy się
Zasnąć, zasnąć, obudzić się w wiośnie,
kiedy pąkowie zieleń nasyci,
kiedy słońce będzie kapać złotym miodem,
kiedy się świat zmieni,
będziemy chodzili, biegali jak dzieci,
po alejach w słoneczne cętki,
po alejach w rozchwiane desenie…
Pod błękitną kopułą zmierzchu,
łzy radości oczyszczą serca,
jak wiosenne powietrze po deszczu…
W rozćwierkanych, rozczochranych drzewkach
zadziwimy wróble ludzką, rozhukaną śpiewką.!.
A gdy potem już
noc jak jastrząb zatoczy krąg, spadnie na oczy,
lecz obnaży duszy twojej głąb,
błyskawicą zajrzy i rozmiecie
chłodny mrok na jej dnie drzemiący.
I w tej chwili jedynej w świecie,
odnajdziemy się – zbłąkane dzieci…
Odnajdziemy się na pewno w wiośnie.
Odnajdziemy się znów…
Taniec hurysy tańczy Joanna Stanisławska
6
Wieczór autorski Aleksandry Pijanowskiej
- Adamczyk
MIKOŁAJ BIALIK
Moi Drodzy!
Ostatnimi czasy telewizja, w ramach kampanii przedwyborczej, bardzo często
pokazuje "rodzinną atmosferę" panującą w naszym kraju.
Pod wpływem tego typu programów pozwoliłem sobie na wypowiedz w "tematyce rodzinnej".
Proszę, jednak nie potraktować moich przemyśleń jako rozpoczęcia kampanii
wyborczej, bo. "jedenastu apostołów" już mamy, a dwunastym był Judasz.
W temacie kampanii wyborczej, na stronie www.bomibia.pl w tomiku "Tu jest
mój dom" znajdziecie też Państwo wiersz "Zawody?'"
Pozdrawiam. Mikołaj Bialik
7
Czy jedna rodzina?
Zgłębiać słowa POKÓJ pragnąłem znaczenie.
Bardzo chciałem wierzyć, że zgoda jest w cenie,
bo wówczas władała mym sercem nowina,
że wszyscy Polacy to jedna rodzina.
Gdzieś obok mnie ojciec tłumaczył dziecięciu:
Z rodziną się dobrze wychodzi na zdjęciu.
Historię ludzkości opowieść zaczyna
smutna i tragiczna - o zbrodni Kaina.
Ta myśl wywołała u mnie konsternację.
- Jaka więc jest prawda? I kto tu ma rację?
Ziemia ojców więzi międzyludzkie spina,
czy jest to zwyczajna zawiści dziedzina?
Kiedy przed naturą ogarniała trwoga,
kiedy niewoleni byliśmy przez wroga,
kiedy nadchodziła rozpaczy godzina
byliśmy naprawdę jak jedna rodzina.
Lecz gdy w nieodległe spojrzę dzieje nasze,
mieliśmy Kainów i byli Judasze.
A w tym się sąsiadów przejawiała wina,
że ten był z Londynu, a tamten z Lublina.
Dzisiaj to dla wielu banalna zabawa,
jeżeli ktoś Bolka wyjmuje z rękawa,
lub dziadka z Wermachtu bratu wypomina
wówczas, gdy kariery jawi się drabina.
Tam nienawiść łączy, gdzie nawet Krzyż dzieli!
Pamięć bliźnich splami, to siebie wybieli.
I butnie całemu światu przypomina,
że wszyscy Polacy to jedna rodzina.
23.04.2015
* Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina - początek refrenu wykonywanej przez zespół Bayer Full piosenki
„Wszyscy Polacy”.
* … mieliśmy kainów, ...byli judasze - pojęcia symboliczne (zabójcy zdrajcy).
* … ten był z Londynu, ... tamten z Lublina - powiązani z prawą lub lewą stroną sceny politycznej.
* ktoś Bolka wyjmuje z rękawa – TW Bolek pseudonim przypisywany Lechowi Wałęsie. Tematem tym
szczegółowo zajęli się Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w książce „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek
do biografii”.
* dziadka z Wermachtu bratu wypomina - w kampanii prezydenckiej w 2005 roku Jacek Kurski zarzucał
Donaldowi Tuskowi, że jego dziadek ochotniczo służył w Wehrmachcie, co nie było prawdą, gdyż kaszub
Józef Tusk został przymusowo wcielony do armii niemieckiej (później służył w Polskich Siłach Zbrojnych w
Wielkiej Brytanii).
8
* gdzie nawet Krzyż dzieli - chodzi o spory związane z krzyżem przed Pałacem Prezydenckim w 2010
roku.
ELIZA DANILCZUK
Styropianowcy.
Styropianowcy to układ zamknięty
Dali sobie prawo do rozkradania Polski,
Wyśmiewania się z dokonań przeszłych pokoleń.
Ich ciężkiej pracy i mozołu,
Ich marzeń o lepszym jutrze
Ich nadziei – dzieci – „wykształciuchów”.
Okradają nas - polskich Obywateli.
Bycie posłem to już nie służba ludziom,
to trampolina na stanowiska kierownicze spółek.
Bezwstydnie zgarniają milionowe gaże
Nie śpią już na styropianie
i nie protestują przeciwko niczemu.
Śpią i milczą
Jak szczury przemykają i chcą być niewidzialni.
Kraj toczy się ku ruinie,
Dzieci uciekają,
Igrzysk już nie chcemy!
Styropian – tworzywo nietrwałe,
A trwa już 25lat
styropian topi się w ogniu.
Może już nadszedł czas na …
Stopienie układów i styropianów.
Paradoks?
W drzwiach swoich mieszkań
wstawiamy drzwi antywłamaniowe.
W drzwi wstawiamy zamki nieotwieralne.
Dodatkowo sztaby dla ochrony
i łańcuch niepozwalający wpuszczać nieproszonych.
Na domu umieszczamy kamery
Monitorujemy aparaturą otoczenie,
Firmom SECURITI zlecamy czuwanie.
Tak mienie chronimy!
O dzieci i siebie się boimy!
Korzystamy z różnych wynalazków:
Pieniądze trzymamy w bankach, sejfach, skrytkach
Brzydzimy się chamstwem, naciąganiem i oszustwem
Pogardzamy ludźmi bez honoru i godności.
Odwracamy się od kombinatorów i złoczyńców.
Więc dlaczego ciągle
naszym domem,
Naszym życiem
9
Naszą Ojczyzną
rządzą złodzieje, oszuści i kłamcy?
NORBERT KARWOWSKI- podróżnik i żeglarz
Wiosna na Spitsbergenie
Inne zdjęcia tego autora można obejrzeć w folderze
w załączniku
10
JANUSZ KOWALKOWSKI
***
jąkam się wspomnieniami o polnych kwiatach
dzieląc się oddechem z dogorywającą mgłą
w przytłaczających wizjach
odwracam spojrzenie z dumą na wschód
tam pogrzebałem miłość w dniu śmierci matki
by na nowo urodziło się niezapamiętywanie
zostałem ojcem kłamstwa dryfując po czerwonego brzegu
dobrze go poznałem przed przemianowaniem
z towarzysza na człowieka
***
dokąd odeszło tamto zło
za którą górą skryło się nieszczęście przed łzami
do wypłakania przed kolejnym potknięciem
kiedy obudzi się śmierć i wyrówna rachunki obdzierając życie ze skóry
dokąd podążą słowa grzesznej spowiedzi nie do końca odpuszczonej
trzecim stuknięciem kapłana
dokąd uciec przed życiem by niczego nie żałować
***
białe krzyże zapomnianej historii zasnęły pod wieczną zmarzliną
nie powrócą wnukowie niepoliczonych białych plam
zagłodzonych kromek chleba
zadeptanych łez bezradności
pomóż Boże napisać o nich modlitwę
nie o bezimiennych
lecz o nieszczęśnikach znienawidzonych czasów
***
posmutniał cień w sprawie mniej wielkiej
jedynie on uczciwy utknął za szarym krajobrazem
udekorowany biało-czerwoną tasiemką
spadłem ze sceny jak zapowiedź z przed ołtarza
zapamiętany smak najlepszego obiadu nie do powtórzenia
***
z papierowych ust
płatka kwiatu opuszczonego po wróżbie na zepsutą scenę
mów do mnie zakazanym językiem
salonowymi wersetami
rosą po skarconej nocy
niewinnym spojrzeniem gdzie zło zamieniło strony
litując się nad twoją naiwnością
***
porównując biedę z ubóstwem pod arkadami wyuczonej toniki
w widziadle złoconego kiczu
gdzie bezwiedne stado uprawia wyświechtane rytuały
pod hasłem Nowego Testamentu
11
protestuję
przeciwko łakomym księżożercom
niedowartościowanym braciom i siostrom
misjonarzom których skazano na nauczanie miłości
za którą przyjdzie cierpieć
***
koło drugiego bieguna
zamknięte przed ciepłymi intruzami
drzwi dobrego zachodu
otwarte dla bogatych
środek przełamuje się na opak
minimalnie w każdą stronę
broniąc się przed biedą
na swoim podwórku wolno krzyczeć
demokrację sprowadzić do żebractwa
tylko do kiedy inni będą chcieli oddawać
***
odjeżdża cień złożywszy dłonie do pacierza
w towarzystwie żałobnic
pastwiących się nad chochołami
Wernyhora wezwał wojsko ze złotymi podkowami
pieje kur
pełza zakrwawione niebo od niemocy
miałeś chamie złoty róg
dzisiaj nie pamiętasz jego dźwięku
***
jedyna kapota zastawiana pod weksel przyszłego sierpnia
w karczmie gdzie szumowiny rozprawiaj o Polsce
sur sum corda dla cesarza króla
wszystko jedno, by starczyło na następną kolejkę
znikła zapomniana kapota tego sierpnia
bohaterów Bóg nie zsyła
w zapomnianym hymnie
***
w przywilejach stąpasz po wyschniętym oceanie bezpiecznych wynalazków
pozostawione przeznaczenie toruje drogę
nieprzemyślanym myślom
przed nowym krokiem otwiera się kurtyna niemego teatru
aktem dawno rozpoczętej sztuki
***
umarła śmierć pod białą brzozą
pogrzebu nie było
młodzieniec w szarym mundurze zapukał do drzwi ostatniego oddechu
odpoczął błogosławiony
za ofiarę
12
WIESŁAW LIBNER
Wielkanoc 2015
Wiosna chłodem zaskoczyła
Atmosfera jednak miła
Ludzie do Świąt się krzątają,
bo wszystkiego mało mają.
Pochowały się Zające,
Bo myśliwi są na łące.
Boja się małe szaraki
I brykają szybko w krzaki.
Owieczki bardzo spokojne
Otulone w ciepłą wełnę
A baranki wystraszone,
Bo na ofiarę złożone.
Co i komu ofiarować,
Aby potem nie żałować.
Kury też się uwijają
I znoszą jajo za jajem.
Już niczego nie brakuje
Szynka tez się ugotuje.
I mazurki przystrojone
Baby rosną jak szalone.
Oprawa Świąt ukończona
Czas wziąć krzyż na swe ramiona
I ruszyć w drogę za Panem
Cierpieć razem Boże Rany.
Potem na wzgórzu Golgota
Grasz role dobrego łotra.
Żałujesz za swoje grzechy
No i wyrzekasz się pychy.
Zbawiciel nas odkupuje
Śmierć na Krzyżu ofiaruje.
Wzór miłości doskonałej
Ostatnio tak mało znanej.
Pan opuścił grób w Niedzielę
Zmartwychwstał i dał Nadzieję
Że po życiu też jest życie
Chociaż już na Innym Świecie.
Nastanie nam Dzień Wesoły
Wolny od prac i od szkoły
Dużo poleje się wody
Każdy poczuje się młody.
13
Wielka uczta, moc radości
Jest rodzinnie - dużo gości
Taka będzie właśnie Wielkanoc
MARIA LUBELSKA
Pastereczka
Pod lasem, tam gdzie rosła olszynka,
Mały stał domek i kuźnia mała.
Pasła tam krówki mała dziewczynka
I dźwięcznym głosem piosnki śpiewała…
O małej sierotce, co gąski zgubiła.
Jasiowej fujarce z zielonej wierzbiny
A przy tym śpiewaniu tak bardzo lubiła
Nawlekać korale z czerwonej kaliny
Codziennie ze śpiewem dwie krówki pędziła
Przed siebie, Na pole, pod rzekę, gdzie most.
A rano do szkoły z braciszkiem chodziła,
A szkoła daleko, zarzeka, na wprost.
Bosymi nóżkami po łące biegała
A wstążki we włosach fruwały wplecione
Radosna, wesoła, stokrotki zbierała
W różowej sukience i maki czerwone.
Słuchała skowronka i kwiaty pieściła
I domek drewniany kochała i las
Lecz kiedy dorosła, swój dom opuściła…
A dzisiaj wspomina kolejny już raz
Krówka i kurka
Na kwietnej łące pasała się kurka
Obok niej w koło biegała kurka
Kiedy krasula trawkę skubała
Kurka z jej pyszczka muszki dziobała
Jak tylko muszka na krówce siadła,
Kurka skoczyła i muszkę zjadła.
Razem z pastwiska sobie wracały
W wielkiej oborze obok siebie spały
Pod żłobem kurka w gnieździe siedziała
Obok niej krówka wypoczywała.
Raz mała kurka pragnienie miała
Świeżutkiej wody napić się chciał
14
Z łąki do studni szybko przybiegła
Poszła do gniazda-jajko spostrzegła
Na jajku siadła, oczka zmrużyła
Wnet druga kurka się zjawiła.
Obie za krówką odtąd biegały
I małe muszki z pyszczka dziobały
HENRYK MUSA
Alleluja dziś śpiewajmy,
Bogu cześć i chwałę dajmy,
Bo zmartwychwstał nasz Zbawiciel,
Tego świata Odkupiciel.
Wielkanoc to czas otuchy i nadziei.
Czas odradzania się wiary
w siłę Chrystusa
i drugiego człowieka
Życzymy, aby Święta Wielkanocne
przyniosły radość oraz wzajemną życzliwość.
By stały się źródłem wzmacniania ducha.
Niech od Zmartwychwstałego
Będzie w nas radość, siła ducha
W naszej codzienności
Alleluja!
Allèluja dzisë spiwòme
Bogú czesc i chwała dajemë
bo je Zmarwichwstúny nasz Zbäwicel
tegò swiata Ódkúpicèl
Jastre to je czas otuchè i nadzei
czas odradzani so wiäre w krăft Chrestúsa
i dredzigò człowieka
żèczime abe te Jastra
przeniosłè redòta jak wzajamnú żeczlëwota
be stałè so zdrzódła wzmòcnieni dëcha
niech od Zmartwichwałigò
mdze w năji redòta, sëła decha
w näszi còdniowi rajzë
Allèluja
Tego wszystkiego życzą Elżbieta, Henryk Wielkanoc 2015
15
REGINA NACHACZ
Ballada o krawacie"
Gdy kładłem kostkę brukową
Budowałem autostradę
Chciałem mieć pracę biurową
Żonę i dzieci gromadę
Myślałem o ładnym biurku
Tynkując dyrekcji sale
O gustownym garniturku
Na konferencyjne gale
Wreszcie łopatę rzuciłem
Idąc do słońca po chmurach
Szczęśliwie się ożeniłem
Z szefową mojego biura
Refren:
Wiążę krawat pod brodą
Patrzę śmiało przed siebie
Rozmarzony swobodą
Rajskich ptaków na niebie
Wiążę krawat pod brodą
Nie żałuję niczego
Urzeczony urodą
Życia eleganckiego
Kto miarkuje nie żałuje
Były sobie dwa kangury
Jeden szary, drugi bury
Raz im było za gorąco
Albo zimno, nawet w słońcu
Bardzo chciały się ożenić
Kawalerski stan odmienić
Poszły zatem na zabawę
Zamówiły rum i kawę
Wtem - przy barze, niespodzianka!
Kangurzyce w białych wiankach
Smakowały pyszne lody
Dla relaksu i ochłody
Ach, wzrosła temperatura!
Taka kangurza natura
Obaj się mocno spocili
Jednakowoż byli mili
16
To kangurzyce ujęło
Pojęły życiowe dzieło
Podały im zimną wodę
Na matrymonialną zgodę
Odbyło się piękne wesele
I trwało całą niedzielę
Wiodło się - umiarkowanie
Jest dobrze. Niech tak zostanie
Refren:
Hop, hop, hop, hopsasa
Hop, hop, hop, do lasa!
Ciocia Aga
Biały czajnik w tulipany
Prezent na zimniejsze dni
Czułą piosenką rozgrzany
Jesienne spotkania śni
Przy herbacie z malinami
Kiedy spadnie deszcz i gdy
Miło zmierzchem pogadamy
A za oknem niechaj mży
Z serca gromko zaśpiewamy
Aby nie posmutniał nikt
Piękny wieczór czarowany
Cioci Agi słodki wikt
Refren:
Dziś ciocia Aga szarlotkę
Z cynamonem będzie piec
Poczęstuje ciastem kotkę
Jej królestwem ciepły piec
ANNA PILISZEWSKA
Flotylle
Suną, suną flotylle - dzwonią uśpione dzwony,
a mężczyzna uważnie
schyla się nad dziennikiem;
w rdzawym dymie łojówki
patrzy
w mapę pod światło…
17
Woda kołysze w sobie
szum, ławice i kręte, poplątane łańcuchy
krasnorostów i glonów – przesypuje się
miałki piasek w wodnych klepsydrach,
wrakach, szkieletach ryb - chrzęści
w zbielałych czaszkach,
które wyżarło morze. Czasem srebrne
mętnienia w sinych, lunarnych błyskach
błądzącego promienia – sen
podstępnie odmyka
czas, co falą przepłynął, roztrzaskany
o rafy
lat, miesięcy i godzin - suną
widmowe arki, hulki i galeony – mgła
obrazy przenika. I zdaje się, że słychać
jak łopoczą na wietrze
rozpostarte żagliska, biegnie śmiech,
czy przekleństwo. Suną, suną
flotylle; dzwonią uśpione
dzwony, a chłopiec okrętowy marzy
być kapitanem - i się w myślach nachyla
nad dziennikiem czy mapą
– obgryzionym paznokciem znaczy
drogę do portu,
gdy woda kołysze w sobie
szumy, skręcone glony, łańcuch
pstrych krasnorostów. Skrzypi
drewno - sen morski gdzieś
się chwieje łagodnie
w czarnych deskach okrętów
– co się śni
zatopionym statkom, flotom umarłym,
dotykanym błyskami lunarnego promienia?
Mgła rozmywa obrazy
– postrzępiony horyzont
skłuty szpikulcem dziobów, włos czy portret
kochanki,
listy, daty kreślone
w okrętowych dziennikach. Wiosna wszak,
kapitanie: zakwitają zielone
dale i senna woda
ostry promień przełyka
łakomie, mlaskająco, kiedy kołysze
w sobie
ryby,
śnienie i sól…
18
WACŁAW ROPIECKI
Godna pożądania do pierwszego
Hej, gdzie tak pędzisz! Zatrzymaj się na chwilę. Podejdź, proszę. Spójrz na
mnie. Czyż nie jestem godna pożądania? Nie mam co prawda wyrazu twarzy, ale posiadam idealne ciało o wymiarach doskonałej modelki. Dotknij mnie.
Siądź tu, proszę. O tak, dobrze. Czy nie jest nam miło? Zbliż się jeszcze bardziej. Jeszcze. O tak. Chcę twej bliskości. Ach, jak ja to uwielbiam! Czy wiesz, że zostałam stworzona specjalnie dla ciebie? Chcę być twoja, tylko twoja. Na zawsze!
Od razu cię dostrzegłam. Czułam, że jesteśmy przeznaczeni tylko dla siebie. Pogłaszcz
mnie. Pragnę tego... Chodź bliżej. O tak... Opowiem ci teraz szeptem historię mego życia.
Urodziłam się w umyśle doświadczonego projektanta mody, zaakceptowanego
przez tajemniczy urząd, który mnie wpisał na listę jakiegoś wieloetapowego projektu.
Potem, po małych poprawkach, wybrana zostałam przez grono otyłych osobników, którzy wprowadzili mnie do wirtualnego świata, gdzie dopracowano do perfekcji każdy
szczegół mojej nowej osobowości.
To wszystko, co wydarzyło się do tej pory nie interesowało mnie zbytnio. Nie
rozumiałam dokładnie o co tam chodziło. Było mi wszystko jedno, kim są ci ludzie
i jakie są ich plany. Pragnęłam tylko sławy. Chciałam być piękna i podziwiana.
No i oczywiście miałam zamiar sprzedać swą młodość za wysoką cenę. Cóż
w tym dziwnego? Przecież życie jest tak krótkie i trzeba się cieszyć całą jego pełnią,
nieprawdaż?
Przyszłam wreszcie na świat, stworzona przez pokorne, pracowite i niewielkie dłonie.
W pośpiechu sprzedałam swe dziewictwo za śmiesznie niską cenę - za miseczkę ryżu aby z rozkoszą rzucić się w wilgotne z podniecenia ręce wielu pośredników. Brali mnie
jeden po drugim i dawali za mnie coraz więcej, więcej, więcej, więcej...
Podróż była długa, ale stopniowo tłok stawał się coraz bardziej do zniesienia. Na
koniec pozostawiono tylko dwa pudełka, a z nich wyciągnięto właśnie mnie. Och, jaka
byłam dumna i szczęśliwa! Otrzymałam wreszcie dużo przestrzeni i tak oto stanęłam
przed tobą.
Spójrz na mnie. Jestem doskonała w każdym szczególe. Każdy mój detal został
wypieszczony do perfekcji, właśnie dla ciebie. Tylko dla ciebie! Spójrz na moje szwy.
Nie ma w nich ani odrobiny niedoskonałości. Każdy guzik czy klamerka stworzone
były by zaspokoić twoje zmysły i twój smak.
Och, lubię kiedy przebiegasz swoimi palcami po moim ciele. To tak mnie podnieca, przechodzą mnie dreszcze. Nałóż mnie na siebie. Chcę poczuć twoje ciało. Chcę
się o nie otrzeć, pogładzić. Chcę cię przytulić, objąć, posiąść!
Ech, kochanie, co jest? Nie patrz się tak na tę metkę. Że się wysoko cenię?
Wiem o tym. Tak ma być. Ale to dla twojego dobra. No, nie oddalaj się, proszę. Przytul
się jeszcze raz. Posłuchaj. Spójrz jeszcze raz na moją doskonałość. Wierz mi, poczujesz
się o wiele lepiej, kiedy właśnie tyle wydasz na mnie. Jestem tego warta. A ty jesteś
wart tego, by mnie posiąść. Nie czekaj na jakieś tam wyprzedaże. Stać cię na to już
dziś!
Zrób to teraz! Połączmy się na zawsze! A ja ze swej strony obiecuję ci złudzenie
dobrego samopoczucia, szczęścia, młodości, powabu, tajemniczości, sukcesu... do
pierwszego prania. No dobrze już, dobrze. Zgoda. Ale nie dłużej niż do końca sezonu,
kiedy nastąpi zmiana obowiązujących kolorów.
19
Ulubione Cytaty i Anegdoty
Hipokryzja
1. Ojciec, dowiedziawszy się, że syn ukradł kilka ołówków w supermarkecie, udzielił mu solidnej nagany i powiedział: „Cóż to za pomysł, żeby kraść! Mogę przynieść
z biura tyle ołówków, ile tylko zechcesz."
2. Najstraszniejsze jest nie to kłamstwo, które się wypowiada, lecz to, z którym się
żyje.
3. Można mieć język anioła, a serce diabła.
4. Człowiek, który nie praktykuje tego, co naucza, burzy własnoręcznie zbudowaną
budowlę.
5. Jeśli chcesz coś dać i jednocześnie zachować, daj słowo.
Miłość
1. Już od dzieciństwa Albrecht Dürer chciał malować. W końcu opuścił dom rodzinny, aby móc uczyć się u jakiegoś wielkiego artysty. Spotkał przyjaciela, który miał
takie samo pragnienie i zamieszkali razem. Byli obaj biedni i ciężko im było jednocześnie zarabiać na życie i uczyć się. Przyjaciel Albrechta zaofiarował się, że będzie pracować, podczas gdy Albrecht będzie się uczyć. A gdy obrazy zaczną się sprzedawać,
przyjaciel Dürera będzie się mógł uczyć. Po długich perswazjach Albrecht zgodził się
i zaczął pilnie pracować, podczas gdy jego przyjaciel zarabiał w pocie czoła na życie.
Nadszedł dzień, gdy Albrechtowi udało się sprzedać płaskorzeźbę w drzewie i jego
przyjaciel mógł wrócić do malarstwa, lecz odkrył, że ciężka praca usztywniła
i powykręcała mu palce i nie potrafił już sprawnie malować. Gdy dowiedział się o tym
Albrecht, serce wypełnił mu wielki smutek. Pewnego dnia, wróciwszy do domu o innej
porze niż zwykle, usłyszał głos przyjaciela i zobaczył zdeformowane, styrane ręce przyjaciela, złożone w modlitwie.
„Mogę pokazać światu mą wdzięczność, malując te ręce tak, jak je teraz widzę,
złożone w modlitwie.” Myśl ta natchnęła go, gdy zdał sobie sprawę, że nigdy nie potrafi
oddać przyjacielowi utraconej sprawności palców. Wdzięczność Dürera została uchwycona w jego natchnionym, słynnym na cały świat obrazie.
2. Miłość może poczekać z dawaniem. To pożądanie nie może doczekać się brania.
– Josh McDowell
3. Miłość nie mówi: „Daj”, lecz: „Pozwól mi dać”.
4. Bądź pierwszy w pochwałach i pierwszy w zasługiwaniu na nie.
Małżeństwo
1. Na uroczystości złotych godów moja babcia opowiedziała gościom tajemnicę
jej szczęśliwego małżeństwa: „W dniu mego ślubu postanowiłam zrobić listę dziesięciu
wad mojego męża, które dla dobra małżeństwa będę pomijać milczeniem.
Gdy goście wychodzili, młoda kobieta, której małżeństwo przeżywało ostatnio duże
trudności, zapytała moją babcię, które wady uznała za warte tego, by ich nie zauważać.
Babcia odpowiedziała: „Prawdę mówiąc, moja droga, nigdy nie udało mi się zrobić tej
listy. Ale kiedykolwiek mój mąż zrobił coś, co mnie doprowadzało do szaleństwa, zawsze mówiłam sobie: „Ma szczęście, że to jedna z tych dziesięciu wad!"
2. „Mógłbym ożenić się z każdą dziewczyną, która mi się podoba", powiedział młody człowiek, „ale ja żadnej się nie podobam".
3. Kawaler to mężczyzna, który potrafi mieć dziewczynę na kolanach, nie mając jej
na swoich barkach.
4. Po co rozwód? To co jest potrzebne, to nie zmiana partnerów, ale zmiana
w partnerach.
20
Krytycyzm i plotkarstwo
1. Wyliczając komuś jego wady, pomnóż je przez dwa, a uzyskasz liczbę swoich.
2. Jeśli lubisz rozgłaszać czyjeś wady, spróbuj rozgłosić swoje.
3. Większość z nas dawno żyje w zgodzie z własnymi wadami, to tylko wady innych ciągle nas denerwują.
4. Przyjaciel, który zawsze chce cię karcić, udaje tylko przyjaciela, a jest krytykantem.
5. Człowiek sukcesu to taki, który potrafi zbudować solidny fundament z kamieni,
jakimi
w niego rzucają.
6. Nie możesz trzymać kogoś w rowie z błotem, nie wchodząc tam samemu.
7. Oszczerca różni się tylko tym od zabójcy, że niszczy dobre imię zamiast ciała.
Szczerość
1. Dyplomata to taki dżentelmen, który potrafi w ten sposób skłamać drugiemu
dżentelmenowi (który także jest dyplomatą), że ten drugi dżentelmen zmuszony jest
udawać, że wierzy pierwszemu dżentelmenowi, mimo, że wie, że pierwszy dżentelmen to kłamca, który wie, że drugi dżentelmen mu nie wierzy, lecz obaj udają, że
sobie nawzajem wierzą, choć obaj wiedzą, że są kłamcami.
2. Prawda może boleć, ale kłamstwo to śmierć w mękach.
3. Bądź na poziomie, a nie spadniesz.
4. Nikt nie dowie się nigdy o twej uczciwości, jeśli jej nie zademonstrujesz.
Żmija albo zaskroniec
Ach, ten pamiętny wrześniowy dzień! Ileż było do zobaczenia, dotknięcia, pocałowania! Klękałem i kładłem się, aby podsunąć obiektyw aparatu jak najbliżej. Ale, ma
się rozumieć, powstrzymywałem się od tego całowania i dotykania. Nie chciałem niszczyć śladów czasu. Nieuchronnie płynął i bezlitośnie przemalowywał cały ten obiekt po
swojemu. Teraz, kiedy patrzę na zrobione owego dnia zdjęcia, wydają się niesamowicie
prawdziwe, obnażające...
Nie, jednak muszę tu zrobić małą poprawkę w całym wstępie. To nie było tak. Bo
na początku była przyroda.
Zanim TAM przyszedłem, fotografowałem drzewa, liście i wodę. Było pięknie i
słonecznie, więc pozwalałem sobie na fruwanie myślami tu i tam, przepełniony radością
i beztroską. Bowiem kiedy obserwuje się przyrodę, nie zauważa się zjawiska upływu
czasu. Nawet jeśli widzi się powalone, zmurszałe pnie, są one noszone na rękach przez
mech, obejmowane przez pędy młodych drzew, otulane trawą, łaskotane przez huby,
grzyby i robaki – wszystko w wielkiej symbiozie i symfonii kolorów.
Zupełnie inaczej reaguje się na widok obiektu zrobionego przez człowieka. Niegdyś
dumny i wspaniały, po latach rozpada się żałośnie i jest wywalany na śmietnik. Tak też
i ja zostałem otrząśnięty z mojego beztroskiego nastroju, kiedy wróciwszy z lasu przyszedłem TAM. Widok TEGO mnie zatrzymał. Stanąłem przy TYM jak wryty. Mimo
paru nowych elementów widać było, że bitwa z czasem jest już przesądzona. No, może
z ostatecznym zwycięstwem można jeszcze poczekać kilka lat, ale jest ono bezsprzeczne i nieuchronne.
I wtedy to, wraz z ulatującą beztroską, pojawiło się inne uczucie. Niepokój? To może za duże słowo, ale jakiś brak pewności siebie, tego dziecka człowieczej pychy.
Ale z kolei kiedy spojrzałem na żmiję, czy też zaskrońca...
21
No, takiego węża w żółte prążki? Który to z nich ma paski? Nie znam się na gadach,
ani nie chcę się znać. Mam do tego powody. To długa historia i nie mam ochoty jej teraz opowiadać. Bo musiałbym opowiedzieć o jedynym w moim życiu, dwutygodniowym pobycie w szpitalu. A nie chcę o tym mówić, bo się wstydzę. Trzeba być wariatem, aby o tym opowiadać.
No, bo zachorowałem na żółtaczkę. Miałem 7 lat i byłem w drugiej klasie szkoły
podstawowej.
Chwileczkę,... byłem na pewno w drugiej klasie, było to w zimie, więc musiałem
mieć... 9 lat, a nie 7. Tak, miałem 9 lat.
Pamiętam ten pierwszy dzień. Leżałem przerażony w wieloosobowym pokoju pełnym starszych panów i nie mogłem z wrażenia zasnąć. No, nie mogłem. No i się posikałem. Nie wiedziałem, gdzie jest toaleta i wstydziłem się kogoś zapytać. Nie byłem już
małym dzieckiem, ale byłem super nieśmiały. Zostało mi to chyba do dzisiaj.
Całą noc wierciłem się szukając jakiegoś suchego miejsca na materacu. Teraz myślę, że posikałem się dwa razy. Co najmniej dwa razy! To była niezapomniana męka. A
rano wstyd, oj wielki wstyd!
Pielęgniarka na oczach wszystkich ściągała mokrą pościel. Ale pamiętam, że nie robiła tego ostentacyjnie. Rozumiałem ją. Nie mogła przecież niezauważalnie schować
gdzieś tego ciężkiego, dużego, mokrego materaca. Musiała to robić publicznie. Ale nie
było w jej zachowaniu potępienia ani szyderstwa. Spokojnie i jakby z matczyną czułością, wyjaśniła mi, że nie muszę się wstydzić, i że to może się każdemu zdarzyć. Pokazała mi też męską toaletę. Od tej pory czułem się w szpitalu, jak w domu. Tylko ten
cholerny gnojek nie dawał mi spokoju.
Takie były w tym czasie materace - grube, szyte mocną nicią, zwykle w niebieskie
albo rzadziej w bladoczerwone podłużne pasy (chociaż były i inne kolory i wzory, teraz
to sobie przypominam). Wypełniano je jakimiś trawami, tańsze chyba sianem.
Tak, tak, wszystkie takie były. Innych nie znano.
A co robiono w szpitalu z mokrym materacem? Przecież nie wyrzucano. Zapewne
go suszono i ktoś inny na nim później spał. Pewnie ja też spałem na materacu obsikanym przez kogoś innego.
Ojej, jakie to dzisiaj wydaje się niehigieniczne! Fuj! Ale dla pocieszenia muszę dodać, że prawie w każdym domu spało się na materacach obsikanych przez kogoś innego.
A co, jak tam w dzisiejszych higienicznych czasach wygląda twój materac? No co?
Ani plameczki? Zapewne jak dobrze pomyślisz, to sobie coś tam przypomnisz. Nie?
Nic? Na pewno? Że dobrze wytarłe/aś? Że masz z gąbki i że to co innego?...
No więc w szpitalu wszystko byłoby od tej pory dobrze, gdyby nie ta cholerna małpa! Zapamiętałem jego nazwisko na zawsze. Ogonowski. To jeden z tych starszych panów w mojej sali. Nabijał się ze mnie regularnie. Kutas! Każdego dnia wszystkim przypominał o mojej wpadce, rozbawiając salę. Dopiero kiedy zacząłem częstować go, a
także pozostałych, ptysiami i innymi ciastkami, które tato mi codziennie przynosił pod
szpitalne okno - a ja wciągałem je po sznurku na drugie piętro - to nabrałem w jego
oczach nieco większego szacunku.
Ech, te przepyszne ptysie! Tato wiedział, co lubię. Puszyste lekkie ciasto obejmujące delikatnie z góry i z dołu sporą ilość białego słodkiego sztywno trzymającego się
białkowego kremu z niewielkim bardzo niewielkim dodatkiem kwasku cytrynowego. W
życiu bym tego świństwa dzisiaj nie wziął do ust.
Że co? Czy personel szpitala zakaźnego wiedział o wciąganej na sznurkach żywności? Oczywiście, że wiedział, jak mógłby nie wiedzieć. Nie dało się tego przecież ukryć.
Że nie wolno? Wszyscy wiedzieli, że nie wolno, ale karmiono w szpitalu fatalnie.
22
A jaki to ma związek ze wspomnianą na początku żmiją albo zaskrońcem? Och ma,
ma. Ale nie mam już ochoty więcej na ten temat mówić. To długa historia. Może innym
razem. Jak siebie znam, to na pewno ją opowiem. Albo i nie.
Ale powróćmy do zdjęć. No co, już możesz się na nich teraz skoncentrować? Na
pewno? Bo, pamiętaj, w tym opowiadaniu najważniejsza jest owa żmija czy też zaskroniec. Jedno albo drugie, nieważne które. Przyjrzyj się zdjęciom i sam zadecyduj, co to
jest.
No więc kiedy spojrzałem na jej/jego spokojne, pełne ufności, wylegiwanie się w
ciepłej wodzie, uspokoiłem się zupełnie. Nie dlatego, abym był do tej pory zdenerwowany, o nie! Nie było też we mnie niecierpliwości. Może tylko ten stan poważnego zadumania. O tak, to dobre określenie: „poważne zadumanie”. To dobry stan na urodziny.
Kiedy spoglądam na rdzę czy rozpadający się przedmiot, nasuwa mi się refleksja o
upływie czasu. W młodości bardzo łatwo mogłem odpędzać takie myśli jak małe natrętne muszki. Znikały szybko i bez większych trudności. Doszedłem do takiej wprawy, że
wierzyłem iż problem mojego czasu jest zupełnie pokonany. Mało tego, że go w moim
przypadku w ogóle nie ma. Inni ludzie z mojego otoczenia, może mają tę chorobę, ale
nie ja.
No oczywiście, jako młody artysta, czasami dotykałem tego tematu powierzchownie. „Ogólne refleksje o przemijalności ludzkiego życia”. Jakie to było mądre! Takie
sobie myślenie o upływie czyjegoś czasu. To i tak już było wielkim wyczynem z mojej
strony. Wtedy nie musiałem jeszcze używać pacek do usuwania takich myśli.
A co, nie nazywa się tych przedmiotów do zabijania insektów „packami”? A jak?
No, takie kolorowe plastikowe lekkie bardzo kruche rozpadające się przy pierwszym
uderzeniu siateczkowate przedmioty z rączką za najwyżej złoty pięćdziesiąt? Dlaczego
tylko takie są na rynku, nie wiem.
Nie używasz? A czego używasz, gazety? A może Rajta?
Ech, ten Rajt. Kiedy widzę jak po włączeniu go do gniazdka padają komary i muchy, zastanawiam się, czy i mnie on jakoś tam nie podtruwa. Nie mogę odrzucić takiej
myśli. No, nie mogę. Widziałe/aś jak działa? Nie daje zapachu ani dymu, nic, żadnego
doznania dla zmysłów - kompletnie nic - a pełno trupów na podłodze. Działa bardzo
nowocześnie. Baaardzo.
Teraz robimy znów powrót do żmii. Halo! Wróciłeś już z kolejnej dygresji? Na
pewno? To, bardzo proszę, skoncentrujmy się znów na tym gadzie, czymkolwiek by on
nie był. I na upływie czasu, bo to ważne. Nie na sikaniu, materacach, Rajcie ani na tym
cholernym Ogonowskim.
Żmija czy też zaskroniec, tak spokojnie i z taką ufnością wylegiwał/a się w owym
ciepłym, lekko zamglonym wrześniowym słońcu, że widok ów znów wprawił mnie w
dobry nastrój, choć już może bez tej domieszki beztroski. Po niepewności i zamyśleniu,
po stanie lekkiego zakłopotania, przyszło owo dziecięce zaufanie wraz z wszelkimi bonusami. Żmija albo zaskroniec wydawał/a się mówić, że wszystko jest pod kontrolą i że
idzie we właściwym kierunku, i że nie ma się czym smucić.
Bo dlaczegóżby nie? Kiedy się wie, że robi się właściwą rzecz w życiu - mimo
wpadek i problemów - to ma się ten święty, (tak tak, nie użyłem tego pochopnie), ma
się absolutnie Święty Pokój w sercu. Wtedy pomyślałem sobie, głośno w myślach krzycząc: „No i co z tego, że płynie? Niech tam sobie płynie! Nawet chciałbym, aby płynął
szybciej!”
Są dni, że czuję się zniechęcony, albo nawet nieco załamany i chciałbym już dopłynąć do tego drugiego brzegu. Chciałbym już usłyszeć ten czuły, kochający głos i owe:
„Dobrze zrobione, sługo wierny. Robiłeś to, co mogłeś. Może nie było to jakieś wielkie
ani monumentalne, czasami nawet dawałeś ciała, ale trudziłeś się wiernie i systema-
23
tycznie każdego dnia. Robiłeś tyle, ile potrafiłeś. Dlatego teraz wiele ci powierzę.
Wejdź i raduj się wraz ze Mną, bo przygotowałem dla ciebie sporo niespodzianek.
Zresztą sam teraz zobacz kilka z nich...”
Ale chyba na razie trzeba z tym jeszcze poczekać. Tak, tak, odstawiamy ten temat
na dalszą półkę. Jest jeszcze wciąż wiele do zrobienia. Poza tym jest coraz lepiej, coraz
bardziej ekscytująco, pod wieloma względami wprost rewelacyjnie! No, i te paluszki...
No więc niech tam sobie rdzewieje! Niech się rozpada i kłuje od czasu do czasu tu i
tam! Najważniejsze, że okręt płynie w dobrym kierunku, i że jest ten Święty Pokój. Im
bliżej, tym lepiej.
BARBARA SZURAJ
Dziwne spotkanie
Spotkałam Go jesiennym rankiem
szedł zgarbiony w rozczłapanych butach
i znoszonej marynarce
plecy uginały się pod ciężarem
worka wypełnionego modlitwami
powiedział do mnie jak się masz
nie wiedziałam kim jest
a może się bałam
nie mówił o karze ani o winie
skarżył się na samotność
nikt już o nim nie pamięta
a jeśli to tylko od święta
od ludzkich życzeń
aż się w głowie kręci
nie chce zginąć
w ludzkiej niepamięci
nikt nie powie dziękuję
jest już bardzo zmęczony
i staro się czuje
dotknął mojej twarzy
spojrzał głęboko w oczy
pomachał dłonią na pożegnanie
po czym odszedł powoli
parkową aleją
ze spuszczoną głową.
Barbara Szuraj
24
Czy wybaczy...
Znów zawiniłam
czy jak zwykle wybaczy…
ludziom winy odpuszcza
chociaż sam w rozpaczy
poświęcił życie na krzyżu
a świat tonie w nienawiści
człowiek myśli o sobie
nie o karze ani winie
małe niepowodzenie wystarczy
już wrzask podnosi
sam sobie wnyki zakłada
potem w nie wpada
zabierz Panie do grobu
ludzkie przewinienia
choroby smutek głupotę
i wszelkie zmartwienia
Twoja katorga i śmierć na krzyżu
niechaj nie będzie daremna
Małgorzata Włodarek - Piętka
Firankowa mgła
Z mojego okna widać góry obsypane śniegiem
Wyglądające jak wielkie ciastka z cukrem pudrem na wierchu.
Dym z komina snuje się ku niebu
jak gdyby pragnął być jak najszybciej blisko Boga.
W domu naprzeciwko widzę ogień buzujący w kominku.
Jego płomienie skaczą błyskając pomarańczowo i czerwono,
ich blask odbija się w szybie mego okna,
lecz nie dają mi ciepła.
Wirujące płatki śniegu przyklejają się do szyby na chwilkę
odpoczywając w swej wędrówce z nieba na ziemię.
A ja na Ziemi wznoszę oczy ku niebu spoza firankowej muślinowej mgły
tęskniąc, kochając i marząc.
(Świdnica, 3 lutego 2015 roku)
Trudno tak…
Tak trudno zebrać mój mały świat w jedną zrozumiałą całość.
Brak mi precyzji, by podzielić uczucia na dobre i złe, na prawdziwe i wymyślone.
Na takie, których żar płonie w mym sercu nadal
i te zimne, wygaszone upływem czasu i za mgłą niepamięci własnej schowane.
Ciężko duszy mej, gdy jednością objąć nie można
myśli rozbieganych, ni minionego czasu przywrócić.
Otulić ciepłem własnego serca przyjaźnie
25
a rozstać się z przyjaźniami, które odeszły w nicość.
Trudno zebrać wszystkie wspomnienia przeżytych dni w jeden album życia.
Nie potrafię stworzyć całości z części mojego życia,
z których każda jest odrębnym istnieniem.
Brak mi talentu rzeźbiarza,
który z niekształtnej masy gliny ulepić umie jednolitą bryłę piękna.
Nie jestem Michałem Aniołem, lecz kiedyś mogę zostać Aniołem –
jednym duchem, jednym bytem lub jedną myślą.
(Świdnica, 3 luty 2015 roku)
WALDEMAR ZABORSKI
Witaj Elu!
Ślę dla Ciebie z Mamą oraz wszystkich koleżanek i kolegów życzenia Wesołych Świat! Waldemar
Zaborski
Sobota wielkanocna
Przeczystą bielą Baranka
u okien rodzinnego domu
klęcząc w ukłonie
pośpiesznie wiśnia zakwita
wschodzi słonko
a ona odwieczną siłą przetrwania
w wiosennej radości płonie
może wrzuci kwiat
do koszyka ze Święconką
którą siostra
przystroiła koronką
ważąc pokarmy dniem i nocą
troskliwymi rękoma
dawno zmarłej Matki
W milczeniu dzwonów
zaniosę je do kościoła
A wiśnia?
Wielkanocą rozkwita
Gdy nas jutro
Alleluja przywita!
Pielgrzymka 19-04-2015 godz.5.57
Wiersz dedykowany dla poety - księdza Mirosława Drzewieckiego ,napisany po spotkaniu autorskim
na Politechnice Wrocławskiej w dniu 24 04 2010
Spotkanie autorskie księdza Mirosława
Ciepłym wiatrem w głosie
zaszczepia w ogrodzie
naszej zdziczałej jaźni
gałązki
najdorodniejszych jabłoni
z rajskiej szkółki
mimo chłodu wiosny
26
ogrzewa tchnieniem
poezji
kołują rozweselone jaskółki
zatroskany a radosny
z głębi
boskiego oceanu
wyławia stwórcze myśli
gałązki w nas zakwitają,
pszczoły zbierają nektar…
Drąży w ludzkiej
krwiożerczej naturze
jak dobrze
żeśmy tu przyszli
usłyszeć
jak się misternie rzeźbi
słowem
w myśli strukturze!
W mojej Pielgrzymce
Odsłaniam story od wschodu!
Przez to okno
Wyglądam na świat
Bez mała sześćdziesiąt pięć lat
z przerwami!
Z nad Gór Kaczawskich
Jak przed wiekami
Nad domem Agnieszki
ciemność rozjaśnia brzask
nieba aksamit…
Blask odsłania
Różne ludzkie grzeszki!
Odsłaniam story od południa.
No tak!
Ta kupa śmieci
Na budowie domu u Tadeusza
Od lat prowokacyjnie porusza!
Z oddali zbyt wcześnie zbudzone
w wózeczku pośpiesznie wiezione
niemowlę kwili!
Ach ta lampa!
Daremnie świecąc
Psuje nastrój chwili!
Jak z zaświatów
gram mój polonez
brawurowo nostalgiczny
z organów wwierca się
łagodnie w duszę z żarem!
By zabrzmieć czekał pięć lat!
Biegam po pokojach
27
Szukając wzruszony,
gdzie są moje z wierszami
bruliony?
A skąd pojawił się po latach
bławatkowy pasek
od garsonki Mamy
która już dwadzieścia siedem lat
w zaświatach?!
Ach! To z tamtej szafy!
Szkoda, że mknący
W samochodach po asfalcie
nie spostrzegają
jak cudnie wstaje dzień!
Nagle w mej duszy
jak z satelitarnych anten
przelewa się prześliczna
Moniuszki!
„Aria z kurantem” !
09-01-2014 godz. 6.37
Mucha!
Zastanawiam się
czy mam prawo
zabić muchę
która zbudziła się
bezczelnie siadając
na ścianie przy oknie
która tak długo jak ja
czekała wiosny
wobec cudnego
wschodu słońca
nad stodołą i domem
Agnieszki w Pielgrzymce?
Czy miałem prawo zabić
muchę
gdy słońce za chwilę
rozjaśni brzask
i niepowstrzymanie
wstaje dzień
wśród świstu
migających samochodów
zgasi lampę na ulicy?
Czy miałem prawo
zabić muchę?
w nagle wybuchłej
agresji,
że w kuchni
jak życie jest
tak kruche?
Czy miałem prawo?
28
Czy miałem?
Czy?
wobec odejścia
wielu moich
sąsiadów i sąsiadek?
Wobec odejścia!Pielgrzymka 4-02-2014 godz. 7:44
Spitsbergen – największa wyspa Norwegii, położona w archipelagu Svalbard, na Morzu
Arktycznym. Powierzchnia ok. 39 tys. km², górzysta (do 1717 m n.p.m.), w dużej mierze
pokryta lodowcami. Odkryta w 1596 roku przez Willema Barentsa. Populacja około
3 tys. mieszkańców, rozwinięte rybołówstwo, kiedyś wielorybnictwo. Największe miejscowości to Longyearbyen oraz Barentsburg. Na wyspie znajduje się Polska Stacja Polarna Hornsund.r
Kwiaty Spitsbergenu
I trąba koniec zatrąbiła, a bomba w górę poszła zapowiadając kolejny zeszyt Saloniku w maju…
Zeszyt ten można też przeczytać
na stronie internetowej
www.bomibia.pl
w zakładce SALONIK LITERACKI

Podobne dokumenty