SALONIK LITERACKI
Transkrypt
SALONIK LITERACKI
1 SALONIK LITERACKI NA ŚWIEBODZKIM Zeszyt nr 56 13 kwietnia2015 2 Szanowni, Drodzy Państwo! Tak się złożyło, że nasze spotkanie odbyło się już po świętach. Przysłaliście Państwo na moje ręce życzenia świąteczne, które zamieszczam w tym numerze. Nie mamy możliwości zamieszczania tekstów zapisanych jako PDF, czyli do druku. Za wszystkie ciepłe słowa i życzenia dziękuję w imieniu sympatyków Saloniku. Szanowni Państwo! Ogłaszamy konkurs! Sejm polski ogłosił rok 2015 rokiem Jana Pawła II , kronikarza Wincentego Kadłubka i Jana Długosza. My ogłaszamy konkurs pt.: „Jestem kronikarzem XXI wieku” Na prace czekamy do 30 września 2015roku i proszę je przesyłać na mój adres e-mailowy. Planujemy rozstrzygniecie konkursu na spotkaniu październikowym. Zachęcam gorąco do czytania tekstów pana Wacława Ropieckiego. Miła lektura szczególnie przy porannej kawie. Do refleksji i do przemyślenia. Zaczynamy publikować wierszyki –opowiastki dla dzieci. Wybrałam na początek zbiorek pani Marii Lubelskiej pt.: „Bajeczki Pastereczki”. Dawno temu wydawana była seria książeczek dla dzieci zatytułowana „ Poczytaj mi mamo”. Postanowiłam wrócić do tych czasów. Czytajcie Państwo swoim dzieciom i wnukom. Jest możliwość drukowania stron z wierszykami i posiadania całego zbiorku. Wiosna w rozkwicie. Publikujemy kilka zdjęć podróżnika i żeglarza pana Norberta Karwowskiego przedstawiających wiosnę za kołem polarnym na Spitsbergenie. W czasie trwania Wieczoru autorskiego pani Aleksandry Pijanowskiej – Pijanowskiej - Adamczyk wystąpiła tancerka, pani Joanna Stanisławska. Pani zaprezentowała wspaniale dwa tańce: flamenco i balet, a zdjęcia z występów do obejrzenia w bieżącym numerze. Szkoda że Państwa nie było!!! Szanowni Państwo! Z okazji święta 1-go maja życzę wszystkim zdrowia, sukcesów w pracy i życiu osobistym, realizacji planów zawodowych, awansów i godnego wynagrodzenia. Życzę takich zmian w prawie pracy, aby nikt nie był wykorzystywany. Z okazji święta Konstytucji 3 maja życzę nam mądrych, uczciwych polityków służących swoim wyborcom i Ojczyźnie. Stanowi Państwo! Spotykamy się w poniedziałek 11 maja 2015 roku o godzinie 17:30 w sali konferencyjnej, na I piętrze Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław – Południe we Wrocławiu przy ul. Trwałej 7 wejście obok punktu LOTTO. (ulica Trwała to boczna ulic Komandorskiej i Powstańców Ślaskich na wysokości Skytower-u) Pozdrawiam i zapraszam serdecznie Eliza Danilczuk 3 Pani Aleksandra Pijanowska – Adamczyk urodziła się w 1922 roku w Łodzi. Po ukończeniu szóstej klasy szkoły powszechnej zdała celująco egzaminy do elitarnego Prywatnego Gimnazjum Heleny Miklaszewskiej założonego jeszcze pod zaborem rosyjskim w 1911 roku. Do szkoły tej uczęszczały również uczennice pochodzące z najzamożniejszych rodzin fabrykantów. Gimnazjum ukończyła w 1939 roku. Będąc jeszcze uczennicą zadebiutowała wierszami, które spotkały się z bardzo pochlebnymi recenzjami. W czasie wojny służyła w pomocniczej służbie armii Łódź przy obsłudze łączności. Jak mówi o sobie, była „krótkofalarką”. Przeszkolenie przechodzili wszyscy uczniowie obowiązkowo w ramach przysposobienia obronnego. W czasie okupacji służyła w Armii Krajowej. Prowadziła tajne komplety, pracowała w redakcjach. Po wojnie kontynuowała studia. Pracowała w redakcjach różnych pism, wydziale kultury i sztuki kierowanym przez Jadwigę Chojnacką. Należała do ”Klubu Pickwicka” w „Hotelu Savoy”. Był to klub zrzeszający najznakomitszych literatów polskich. Na spotkania do Łodzi przyjeżdżali oni z różnych miast Polski. O tym okresie w życiu poetki przeczytamy w jej książce pt.: „ Okruchy pamięci”. Pani Aleksandra stale tworzy, doskonali swój warsztat twórczy, wydaje swoje utwory. Jest członkiem Związku Literatów Polskich. 4 Pani Aleksandra jest stale obecna w naszym Saloniku Literackim, w zeszytach którego ukazują się od wielu lat jej utwory poetyckie, opowiadania, bajki, humoreski. Oto jeszcze nie publikowane wiersze pani Aleksandry. Komu niesiesz wciąż tyle westchnień za co za trzepot motyla za mleczną słodycz dzieciństwa za gorący wiatr szaleństwa krwi brak tchu dreszcz wzruszenia za niewymowne gorzkawe smutki za niepojęte zanurzanie w głębiach mgły bytu 2014-10-22 Maciejka spotkajmy się wieczorem –szepnęła maciejka w błękitnych aromatach myśli smużą się srebrniej – przyrzekłam spotkanie a już za firanką ukrywał się wieczór i niemo przyzywał podeszłam do okna na palcach i wiatr mnie pocałował gwiazda spojrzała na mnie – że jej nie poznaję zdziwiona przygasła przecież jestem twoja klon przyjaźnie gałęzią skinął mi z wysoka Flamenco tańczy Joanna Stanisławska 5 słowik śpiewnie już mi obiecywał ujawnić za chwilę słodki sekret maciejki właśnie wtedy maciejka strząsając z oczu znużenie dniem wionęła ku mnie jestem – i pachnąc do utraty tchu wyznała mi bezgłośnie ulotność wszelkiego istnienia Wrocław, maj, 1990 Odnajdziemy się Zasnąć, zasnąć, obudzić się w wiośnie, kiedy pąkowie zieleń nasyci, kiedy słońce będzie kapać złotym miodem, kiedy się świat zmieni, będziemy chodzili, biegali jak dzieci, po alejach w słoneczne cętki, po alejach w rozchwiane desenie… Pod błękitną kopułą zmierzchu, łzy radości oczyszczą serca, jak wiosenne powietrze po deszczu… W rozćwierkanych, rozczochranych drzewkach zadziwimy wróble ludzką, rozhukaną śpiewką.!. A gdy potem już noc jak jastrząb zatoczy krąg, spadnie na oczy, lecz obnaży duszy twojej głąb, błyskawicą zajrzy i rozmiecie chłodny mrok na jej dnie drzemiący. I w tej chwili jedynej w świecie, odnajdziemy się – zbłąkane dzieci… Odnajdziemy się na pewno w wiośnie. Odnajdziemy się znów… Taniec hurysy tańczy Joanna Stanisławska 6 Wieczór autorski Aleksandry Pijanowskiej - Adamczyk MIKOŁAJ BIALIK Moi Drodzy! Ostatnimi czasy telewizja, w ramach kampanii przedwyborczej, bardzo często pokazuje "rodzinną atmosferę" panującą w naszym kraju. Pod wpływem tego typu programów pozwoliłem sobie na wypowiedz w "tematyce rodzinnej". Proszę, jednak nie potraktować moich przemyśleń jako rozpoczęcia kampanii wyborczej, bo. "jedenastu apostołów" już mamy, a dwunastym był Judasz. W temacie kampanii wyborczej, na stronie www.bomibia.pl w tomiku "Tu jest mój dom" znajdziecie też Państwo wiersz "Zawody?'" Pozdrawiam. Mikołaj Bialik 7 Czy jedna rodzina? Zgłębiać słowa POKÓJ pragnąłem znaczenie. Bardzo chciałem wierzyć, że zgoda jest w cenie, bo wówczas władała mym sercem nowina, że wszyscy Polacy to jedna rodzina. Gdzieś obok mnie ojciec tłumaczył dziecięciu: Z rodziną się dobrze wychodzi na zdjęciu. Historię ludzkości opowieść zaczyna smutna i tragiczna - o zbrodni Kaina. Ta myśl wywołała u mnie konsternację. - Jaka więc jest prawda? I kto tu ma rację? Ziemia ojców więzi międzyludzkie spina, czy jest to zwyczajna zawiści dziedzina? Kiedy przed naturą ogarniała trwoga, kiedy niewoleni byliśmy przez wroga, kiedy nadchodziła rozpaczy godzina byliśmy naprawdę jak jedna rodzina. Lecz gdy w nieodległe spojrzę dzieje nasze, mieliśmy Kainów i byli Judasze. A w tym się sąsiadów przejawiała wina, że ten był z Londynu, a tamten z Lublina. Dzisiaj to dla wielu banalna zabawa, jeżeli ktoś Bolka wyjmuje z rękawa, lub dziadka z Wermachtu bratu wypomina wówczas, gdy kariery jawi się drabina. Tam nienawiść łączy, gdzie nawet Krzyż dzieli! Pamięć bliźnich splami, to siebie wybieli. I butnie całemu światu przypomina, że wszyscy Polacy to jedna rodzina. 23.04.2015 * Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina - początek refrenu wykonywanej przez zespół Bayer Full piosenki „Wszyscy Polacy”. * … mieliśmy kainów, ...byli judasze - pojęcia symboliczne (zabójcy zdrajcy). * … ten był z Londynu, ... tamten z Lublina - powiązani z prawą lub lewą stroną sceny politycznej. * ktoś Bolka wyjmuje z rękawa – TW Bolek pseudonim przypisywany Lechowi Wałęsie. Tematem tym szczegółowo zajęli się Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w książce „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. * dziadka z Wermachtu bratu wypomina - w kampanii prezydenckiej w 2005 roku Jacek Kurski zarzucał Donaldowi Tuskowi, że jego dziadek ochotniczo służył w Wehrmachcie, co nie było prawdą, gdyż kaszub Józef Tusk został przymusowo wcielony do armii niemieckiej (później służył w Polskich Siłach Zbrojnych w Wielkiej Brytanii). 8 * gdzie nawet Krzyż dzieli - chodzi o spory związane z krzyżem przed Pałacem Prezydenckim w 2010 roku. ELIZA DANILCZUK Styropianowcy. Styropianowcy to układ zamknięty Dali sobie prawo do rozkradania Polski, Wyśmiewania się z dokonań przeszłych pokoleń. Ich ciężkiej pracy i mozołu, Ich marzeń o lepszym jutrze Ich nadziei – dzieci – „wykształciuchów”. Okradają nas - polskich Obywateli. Bycie posłem to już nie służba ludziom, to trampolina na stanowiska kierownicze spółek. Bezwstydnie zgarniają milionowe gaże Nie śpią już na styropianie i nie protestują przeciwko niczemu. Śpią i milczą Jak szczury przemykają i chcą być niewidzialni. Kraj toczy się ku ruinie, Dzieci uciekają, Igrzysk już nie chcemy! Styropian – tworzywo nietrwałe, A trwa już 25lat styropian topi się w ogniu. Może już nadszedł czas na … Stopienie układów i styropianów. Paradoks? W drzwiach swoich mieszkań wstawiamy drzwi antywłamaniowe. W drzwi wstawiamy zamki nieotwieralne. Dodatkowo sztaby dla ochrony i łańcuch niepozwalający wpuszczać nieproszonych. Na domu umieszczamy kamery Monitorujemy aparaturą otoczenie, Firmom SECURITI zlecamy czuwanie. Tak mienie chronimy! O dzieci i siebie się boimy! Korzystamy z różnych wynalazków: Pieniądze trzymamy w bankach, sejfach, skrytkach Brzydzimy się chamstwem, naciąganiem i oszustwem Pogardzamy ludźmi bez honoru i godności. Odwracamy się od kombinatorów i złoczyńców. Więc dlaczego ciągle naszym domem, Naszym życiem 9 Naszą Ojczyzną rządzą złodzieje, oszuści i kłamcy? NORBERT KARWOWSKI- podróżnik i żeglarz Wiosna na Spitsbergenie Inne zdjęcia tego autora można obejrzeć w folderze w załączniku 10 JANUSZ KOWALKOWSKI *** jąkam się wspomnieniami o polnych kwiatach dzieląc się oddechem z dogorywającą mgłą w przytłaczających wizjach odwracam spojrzenie z dumą na wschód tam pogrzebałem miłość w dniu śmierci matki by na nowo urodziło się niezapamiętywanie zostałem ojcem kłamstwa dryfując po czerwonego brzegu dobrze go poznałem przed przemianowaniem z towarzysza na człowieka *** dokąd odeszło tamto zło za którą górą skryło się nieszczęście przed łzami do wypłakania przed kolejnym potknięciem kiedy obudzi się śmierć i wyrówna rachunki obdzierając życie ze skóry dokąd podążą słowa grzesznej spowiedzi nie do końca odpuszczonej trzecim stuknięciem kapłana dokąd uciec przed życiem by niczego nie żałować *** białe krzyże zapomnianej historii zasnęły pod wieczną zmarzliną nie powrócą wnukowie niepoliczonych białych plam zagłodzonych kromek chleba zadeptanych łez bezradności pomóż Boże napisać o nich modlitwę nie o bezimiennych lecz o nieszczęśnikach znienawidzonych czasów *** posmutniał cień w sprawie mniej wielkiej jedynie on uczciwy utknął za szarym krajobrazem udekorowany biało-czerwoną tasiemką spadłem ze sceny jak zapowiedź z przed ołtarza zapamiętany smak najlepszego obiadu nie do powtórzenia *** z papierowych ust płatka kwiatu opuszczonego po wróżbie na zepsutą scenę mów do mnie zakazanym językiem salonowymi wersetami rosą po skarconej nocy niewinnym spojrzeniem gdzie zło zamieniło strony litując się nad twoją naiwnością *** porównując biedę z ubóstwem pod arkadami wyuczonej toniki w widziadle złoconego kiczu gdzie bezwiedne stado uprawia wyświechtane rytuały pod hasłem Nowego Testamentu 11 protestuję przeciwko łakomym księżożercom niedowartościowanym braciom i siostrom misjonarzom których skazano na nauczanie miłości za którą przyjdzie cierpieć *** koło drugiego bieguna zamknięte przed ciepłymi intruzami drzwi dobrego zachodu otwarte dla bogatych środek przełamuje się na opak minimalnie w każdą stronę broniąc się przed biedą na swoim podwórku wolno krzyczeć demokrację sprowadzić do żebractwa tylko do kiedy inni będą chcieli oddawać *** odjeżdża cień złożywszy dłonie do pacierza w towarzystwie żałobnic pastwiących się nad chochołami Wernyhora wezwał wojsko ze złotymi podkowami pieje kur pełza zakrwawione niebo od niemocy miałeś chamie złoty róg dzisiaj nie pamiętasz jego dźwięku *** jedyna kapota zastawiana pod weksel przyszłego sierpnia w karczmie gdzie szumowiny rozprawiaj o Polsce sur sum corda dla cesarza króla wszystko jedno, by starczyło na następną kolejkę znikła zapomniana kapota tego sierpnia bohaterów Bóg nie zsyła w zapomnianym hymnie *** w przywilejach stąpasz po wyschniętym oceanie bezpiecznych wynalazków pozostawione przeznaczenie toruje drogę nieprzemyślanym myślom przed nowym krokiem otwiera się kurtyna niemego teatru aktem dawno rozpoczętej sztuki *** umarła śmierć pod białą brzozą pogrzebu nie było młodzieniec w szarym mundurze zapukał do drzwi ostatniego oddechu odpoczął błogosławiony za ofiarę 12 WIESŁAW LIBNER Wielkanoc 2015 Wiosna chłodem zaskoczyła Atmosfera jednak miła Ludzie do Świąt się krzątają, bo wszystkiego mało mają. Pochowały się Zające, Bo myśliwi są na łące. Boja się małe szaraki I brykają szybko w krzaki. Owieczki bardzo spokojne Otulone w ciepłą wełnę A baranki wystraszone, Bo na ofiarę złożone. Co i komu ofiarować, Aby potem nie żałować. Kury też się uwijają I znoszą jajo za jajem. Już niczego nie brakuje Szynka tez się ugotuje. I mazurki przystrojone Baby rosną jak szalone. Oprawa Świąt ukończona Czas wziąć krzyż na swe ramiona I ruszyć w drogę za Panem Cierpieć razem Boże Rany. Potem na wzgórzu Golgota Grasz role dobrego łotra. Żałujesz za swoje grzechy No i wyrzekasz się pychy. Zbawiciel nas odkupuje Śmierć na Krzyżu ofiaruje. Wzór miłości doskonałej Ostatnio tak mało znanej. Pan opuścił grób w Niedzielę Zmartwychwstał i dał Nadzieję Że po życiu też jest życie Chociaż już na Innym Świecie. Nastanie nam Dzień Wesoły Wolny od prac i od szkoły Dużo poleje się wody Każdy poczuje się młody. 13 Wielka uczta, moc radości Jest rodzinnie - dużo gości Taka będzie właśnie Wielkanoc MARIA LUBELSKA Pastereczka Pod lasem, tam gdzie rosła olszynka, Mały stał domek i kuźnia mała. Pasła tam krówki mała dziewczynka I dźwięcznym głosem piosnki śpiewała… O małej sierotce, co gąski zgubiła. Jasiowej fujarce z zielonej wierzbiny A przy tym śpiewaniu tak bardzo lubiła Nawlekać korale z czerwonej kaliny Codziennie ze śpiewem dwie krówki pędziła Przed siebie, Na pole, pod rzekę, gdzie most. A rano do szkoły z braciszkiem chodziła, A szkoła daleko, zarzeka, na wprost. Bosymi nóżkami po łące biegała A wstążki we włosach fruwały wplecione Radosna, wesoła, stokrotki zbierała W różowej sukience i maki czerwone. Słuchała skowronka i kwiaty pieściła I domek drewniany kochała i las Lecz kiedy dorosła, swój dom opuściła… A dzisiaj wspomina kolejny już raz Krówka i kurka Na kwietnej łące pasała się kurka Obok niej w koło biegała kurka Kiedy krasula trawkę skubała Kurka z jej pyszczka muszki dziobała Jak tylko muszka na krówce siadła, Kurka skoczyła i muszkę zjadła. Razem z pastwiska sobie wracały W wielkiej oborze obok siebie spały Pod żłobem kurka w gnieździe siedziała Obok niej krówka wypoczywała. Raz mała kurka pragnienie miała Świeżutkiej wody napić się chciał 14 Z łąki do studni szybko przybiegła Poszła do gniazda-jajko spostrzegła Na jajku siadła, oczka zmrużyła Wnet druga kurka się zjawiła. Obie za krówką odtąd biegały I małe muszki z pyszczka dziobały HENRYK MUSA Alleluja dziś śpiewajmy, Bogu cześć i chwałę dajmy, Bo zmartwychwstał nasz Zbawiciel, Tego świata Odkupiciel. Wielkanoc to czas otuchy i nadziei. Czas odradzania się wiary w siłę Chrystusa i drugiego człowieka Życzymy, aby Święta Wielkanocne przyniosły radość oraz wzajemną życzliwość. By stały się źródłem wzmacniania ducha. Niech od Zmartwychwstałego Będzie w nas radość, siła ducha W naszej codzienności Alleluja! Allèluja dzisë spiwòme Bogú czesc i chwała dajemë bo je Zmarwichwstúny nasz Zbäwicel tegò swiata Ódkúpicèl Jastre to je czas otuchè i nadzei czas odradzani so wiäre w krăft Chrestúsa i dredzigò człowieka żèczime abe te Jastra przeniosłè redòta jak wzajamnú żeczlëwota be stałè so zdrzódła wzmòcnieni dëcha niech od Zmartwichwałigò mdze w năji redòta, sëła decha w näszi còdniowi rajzë Allèluja Tego wszystkiego życzą Elżbieta, Henryk Wielkanoc 2015 15 REGINA NACHACZ Ballada o krawacie" Gdy kładłem kostkę brukową Budowałem autostradę Chciałem mieć pracę biurową Żonę i dzieci gromadę Myślałem o ładnym biurku Tynkując dyrekcji sale O gustownym garniturku Na konferencyjne gale Wreszcie łopatę rzuciłem Idąc do słońca po chmurach Szczęśliwie się ożeniłem Z szefową mojego biura Refren: Wiążę krawat pod brodą Patrzę śmiało przed siebie Rozmarzony swobodą Rajskich ptaków na niebie Wiążę krawat pod brodą Nie żałuję niczego Urzeczony urodą Życia eleganckiego Kto miarkuje nie żałuje Były sobie dwa kangury Jeden szary, drugi bury Raz im było za gorąco Albo zimno, nawet w słońcu Bardzo chciały się ożenić Kawalerski stan odmienić Poszły zatem na zabawę Zamówiły rum i kawę Wtem - przy barze, niespodzianka! Kangurzyce w białych wiankach Smakowały pyszne lody Dla relaksu i ochłody Ach, wzrosła temperatura! Taka kangurza natura Obaj się mocno spocili Jednakowoż byli mili 16 To kangurzyce ujęło Pojęły życiowe dzieło Podały im zimną wodę Na matrymonialną zgodę Odbyło się piękne wesele I trwało całą niedzielę Wiodło się - umiarkowanie Jest dobrze. Niech tak zostanie Refren: Hop, hop, hop, hopsasa Hop, hop, hop, do lasa! Ciocia Aga Biały czajnik w tulipany Prezent na zimniejsze dni Czułą piosenką rozgrzany Jesienne spotkania śni Przy herbacie z malinami Kiedy spadnie deszcz i gdy Miło zmierzchem pogadamy A za oknem niechaj mży Z serca gromko zaśpiewamy Aby nie posmutniał nikt Piękny wieczór czarowany Cioci Agi słodki wikt Refren: Dziś ciocia Aga szarlotkę Z cynamonem będzie piec Poczęstuje ciastem kotkę Jej królestwem ciepły piec ANNA PILISZEWSKA Flotylle Suną, suną flotylle - dzwonią uśpione dzwony, a mężczyzna uważnie schyla się nad dziennikiem; w rdzawym dymie łojówki patrzy w mapę pod światło… 17 Woda kołysze w sobie szum, ławice i kręte, poplątane łańcuchy krasnorostów i glonów – przesypuje się miałki piasek w wodnych klepsydrach, wrakach, szkieletach ryb - chrzęści w zbielałych czaszkach, które wyżarło morze. Czasem srebrne mętnienia w sinych, lunarnych błyskach błądzącego promienia – sen podstępnie odmyka czas, co falą przepłynął, roztrzaskany o rafy lat, miesięcy i godzin - suną widmowe arki, hulki i galeony – mgła obrazy przenika. I zdaje się, że słychać jak łopoczą na wietrze rozpostarte żagliska, biegnie śmiech, czy przekleństwo. Suną, suną flotylle; dzwonią uśpione dzwony, a chłopiec okrętowy marzy być kapitanem - i się w myślach nachyla nad dziennikiem czy mapą – obgryzionym paznokciem znaczy drogę do portu, gdy woda kołysze w sobie szumy, skręcone glony, łańcuch pstrych krasnorostów. Skrzypi drewno - sen morski gdzieś się chwieje łagodnie w czarnych deskach okrętów – co się śni zatopionym statkom, flotom umarłym, dotykanym błyskami lunarnego promienia? Mgła rozmywa obrazy – postrzępiony horyzont skłuty szpikulcem dziobów, włos czy portret kochanki, listy, daty kreślone w okrętowych dziennikach. Wiosna wszak, kapitanie: zakwitają zielone dale i senna woda ostry promień przełyka łakomie, mlaskająco, kiedy kołysze w sobie ryby, śnienie i sól… 18 WACŁAW ROPIECKI Godna pożądania do pierwszego Hej, gdzie tak pędzisz! Zatrzymaj się na chwilę. Podejdź, proszę. Spójrz na mnie. Czyż nie jestem godna pożądania? Nie mam co prawda wyrazu twarzy, ale posiadam idealne ciało o wymiarach doskonałej modelki. Dotknij mnie. Siądź tu, proszę. O tak, dobrze. Czy nie jest nam miło? Zbliż się jeszcze bardziej. Jeszcze. O tak. Chcę twej bliskości. Ach, jak ja to uwielbiam! Czy wiesz, że zostałam stworzona specjalnie dla ciebie? Chcę być twoja, tylko twoja. Na zawsze! Od razu cię dostrzegłam. Czułam, że jesteśmy przeznaczeni tylko dla siebie. Pogłaszcz mnie. Pragnę tego... Chodź bliżej. O tak... Opowiem ci teraz szeptem historię mego życia. Urodziłam się w umyśle doświadczonego projektanta mody, zaakceptowanego przez tajemniczy urząd, który mnie wpisał na listę jakiegoś wieloetapowego projektu. Potem, po małych poprawkach, wybrana zostałam przez grono otyłych osobników, którzy wprowadzili mnie do wirtualnego świata, gdzie dopracowano do perfekcji każdy szczegół mojej nowej osobowości. To wszystko, co wydarzyło się do tej pory nie interesowało mnie zbytnio. Nie rozumiałam dokładnie o co tam chodziło. Było mi wszystko jedno, kim są ci ludzie i jakie są ich plany. Pragnęłam tylko sławy. Chciałam być piękna i podziwiana. No i oczywiście miałam zamiar sprzedać swą młodość za wysoką cenę. Cóż w tym dziwnego? Przecież życie jest tak krótkie i trzeba się cieszyć całą jego pełnią, nieprawdaż? Przyszłam wreszcie na świat, stworzona przez pokorne, pracowite i niewielkie dłonie. W pośpiechu sprzedałam swe dziewictwo za śmiesznie niską cenę - za miseczkę ryżu aby z rozkoszą rzucić się w wilgotne z podniecenia ręce wielu pośredników. Brali mnie jeden po drugim i dawali za mnie coraz więcej, więcej, więcej, więcej... Podróż była długa, ale stopniowo tłok stawał się coraz bardziej do zniesienia. Na koniec pozostawiono tylko dwa pudełka, a z nich wyciągnięto właśnie mnie. Och, jaka byłam dumna i szczęśliwa! Otrzymałam wreszcie dużo przestrzeni i tak oto stanęłam przed tobą. Spójrz na mnie. Jestem doskonała w każdym szczególe. Każdy mój detal został wypieszczony do perfekcji, właśnie dla ciebie. Tylko dla ciebie! Spójrz na moje szwy. Nie ma w nich ani odrobiny niedoskonałości. Każdy guzik czy klamerka stworzone były by zaspokoić twoje zmysły i twój smak. Och, lubię kiedy przebiegasz swoimi palcami po moim ciele. To tak mnie podnieca, przechodzą mnie dreszcze. Nałóż mnie na siebie. Chcę poczuć twoje ciało. Chcę się o nie otrzeć, pogładzić. Chcę cię przytulić, objąć, posiąść! Ech, kochanie, co jest? Nie patrz się tak na tę metkę. Że się wysoko cenię? Wiem o tym. Tak ma być. Ale to dla twojego dobra. No, nie oddalaj się, proszę. Przytul się jeszcze raz. Posłuchaj. Spójrz jeszcze raz na moją doskonałość. Wierz mi, poczujesz się o wiele lepiej, kiedy właśnie tyle wydasz na mnie. Jestem tego warta. A ty jesteś wart tego, by mnie posiąść. Nie czekaj na jakieś tam wyprzedaże. Stać cię na to już dziś! Zrób to teraz! Połączmy się na zawsze! A ja ze swej strony obiecuję ci złudzenie dobrego samopoczucia, szczęścia, młodości, powabu, tajemniczości, sukcesu... do pierwszego prania. No dobrze już, dobrze. Zgoda. Ale nie dłużej niż do końca sezonu, kiedy nastąpi zmiana obowiązujących kolorów. 19 Ulubione Cytaty i Anegdoty Hipokryzja 1. Ojciec, dowiedziawszy się, że syn ukradł kilka ołówków w supermarkecie, udzielił mu solidnej nagany i powiedział: „Cóż to za pomysł, żeby kraść! Mogę przynieść z biura tyle ołówków, ile tylko zechcesz." 2. Najstraszniejsze jest nie to kłamstwo, które się wypowiada, lecz to, z którym się żyje. 3. Można mieć język anioła, a serce diabła. 4. Człowiek, który nie praktykuje tego, co naucza, burzy własnoręcznie zbudowaną budowlę. 5. Jeśli chcesz coś dać i jednocześnie zachować, daj słowo. Miłość 1. Już od dzieciństwa Albrecht Dürer chciał malować. W końcu opuścił dom rodzinny, aby móc uczyć się u jakiegoś wielkiego artysty. Spotkał przyjaciela, który miał takie samo pragnienie i zamieszkali razem. Byli obaj biedni i ciężko im było jednocześnie zarabiać na życie i uczyć się. Przyjaciel Albrechta zaofiarował się, że będzie pracować, podczas gdy Albrecht będzie się uczyć. A gdy obrazy zaczną się sprzedawać, przyjaciel Dürera będzie się mógł uczyć. Po długich perswazjach Albrecht zgodził się i zaczął pilnie pracować, podczas gdy jego przyjaciel zarabiał w pocie czoła na życie. Nadszedł dzień, gdy Albrechtowi udało się sprzedać płaskorzeźbę w drzewie i jego przyjaciel mógł wrócić do malarstwa, lecz odkrył, że ciężka praca usztywniła i powykręcała mu palce i nie potrafił już sprawnie malować. Gdy dowiedział się o tym Albrecht, serce wypełnił mu wielki smutek. Pewnego dnia, wróciwszy do domu o innej porze niż zwykle, usłyszał głos przyjaciela i zobaczył zdeformowane, styrane ręce przyjaciela, złożone w modlitwie. „Mogę pokazać światu mą wdzięczność, malując te ręce tak, jak je teraz widzę, złożone w modlitwie.” Myśl ta natchnęła go, gdy zdał sobie sprawę, że nigdy nie potrafi oddać przyjacielowi utraconej sprawności palców. Wdzięczność Dürera została uchwycona w jego natchnionym, słynnym na cały świat obrazie. 2. Miłość może poczekać z dawaniem. To pożądanie nie może doczekać się brania. – Josh McDowell 3. Miłość nie mówi: „Daj”, lecz: „Pozwól mi dać”. 4. Bądź pierwszy w pochwałach i pierwszy w zasługiwaniu na nie. Małżeństwo 1. Na uroczystości złotych godów moja babcia opowiedziała gościom tajemnicę jej szczęśliwego małżeństwa: „W dniu mego ślubu postanowiłam zrobić listę dziesięciu wad mojego męża, które dla dobra małżeństwa będę pomijać milczeniem. Gdy goście wychodzili, młoda kobieta, której małżeństwo przeżywało ostatnio duże trudności, zapytała moją babcię, które wady uznała za warte tego, by ich nie zauważać. Babcia odpowiedziała: „Prawdę mówiąc, moja droga, nigdy nie udało mi się zrobić tej listy. Ale kiedykolwiek mój mąż zrobił coś, co mnie doprowadzało do szaleństwa, zawsze mówiłam sobie: „Ma szczęście, że to jedna z tych dziesięciu wad!" 2. „Mógłbym ożenić się z każdą dziewczyną, która mi się podoba", powiedział młody człowiek, „ale ja żadnej się nie podobam". 3. Kawaler to mężczyzna, który potrafi mieć dziewczynę na kolanach, nie mając jej na swoich barkach. 4. Po co rozwód? To co jest potrzebne, to nie zmiana partnerów, ale zmiana w partnerach. 20 Krytycyzm i plotkarstwo 1. Wyliczając komuś jego wady, pomnóż je przez dwa, a uzyskasz liczbę swoich. 2. Jeśli lubisz rozgłaszać czyjeś wady, spróbuj rozgłosić swoje. 3. Większość z nas dawno żyje w zgodzie z własnymi wadami, to tylko wady innych ciągle nas denerwują. 4. Przyjaciel, który zawsze chce cię karcić, udaje tylko przyjaciela, a jest krytykantem. 5. Człowiek sukcesu to taki, który potrafi zbudować solidny fundament z kamieni, jakimi w niego rzucają. 6. Nie możesz trzymać kogoś w rowie z błotem, nie wchodząc tam samemu. 7. Oszczerca różni się tylko tym od zabójcy, że niszczy dobre imię zamiast ciała. Szczerość 1. Dyplomata to taki dżentelmen, który potrafi w ten sposób skłamać drugiemu dżentelmenowi (który także jest dyplomatą), że ten drugi dżentelmen zmuszony jest udawać, że wierzy pierwszemu dżentelmenowi, mimo, że wie, że pierwszy dżentelmen to kłamca, który wie, że drugi dżentelmen mu nie wierzy, lecz obaj udają, że sobie nawzajem wierzą, choć obaj wiedzą, że są kłamcami. 2. Prawda może boleć, ale kłamstwo to śmierć w mękach. 3. Bądź na poziomie, a nie spadniesz. 4. Nikt nie dowie się nigdy o twej uczciwości, jeśli jej nie zademonstrujesz. Żmija albo zaskroniec Ach, ten pamiętny wrześniowy dzień! Ileż było do zobaczenia, dotknięcia, pocałowania! Klękałem i kładłem się, aby podsunąć obiektyw aparatu jak najbliżej. Ale, ma się rozumieć, powstrzymywałem się od tego całowania i dotykania. Nie chciałem niszczyć śladów czasu. Nieuchronnie płynął i bezlitośnie przemalowywał cały ten obiekt po swojemu. Teraz, kiedy patrzę na zrobione owego dnia zdjęcia, wydają się niesamowicie prawdziwe, obnażające... Nie, jednak muszę tu zrobić małą poprawkę w całym wstępie. To nie było tak. Bo na początku była przyroda. Zanim TAM przyszedłem, fotografowałem drzewa, liście i wodę. Było pięknie i słonecznie, więc pozwalałem sobie na fruwanie myślami tu i tam, przepełniony radością i beztroską. Bowiem kiedy obserwuje się przyrodę, nie zauważa się zjawiska upływu czasu. Nawet jeśli widzi się powalone, zmurszałe pnie, są one noszone na rękach przez mech, obejmowane przez pędy młodych drzew, otulane trawą, łaskotane przez huby, grzyby i robaki – wszystko w wielkiej symbiozie i symfonii kolorów. Zupełnie inaczej reaguje się na widok obiektu zrobionego przez człowieka. Niegdyś dumny i wspaniały, po latach rozpada się żałośnie i jest wywalany na śmietnik. Tak też i ja zostałem otrząśnięty z mojego beztroskiego nastroju, kiedy wróciwszy z lasu przyszedłem TAM. Widok TEGO mnie zatrzymał. Stanąłem przy TYM jak wryty. Mimo paru nowych elementów widać było, że bitwa z czasem jest już przesądzona. No, może z ostatecznym zwycięstwem można jeszcze poczekać kilka lat, ale jest ono bezsprzeczne i nieuchronne. I wtedy to, wraz z ulatującą beztroską, pojawiło się inne uczucie. Niepokój? To może za duże słowo, ale jakiś brak pewności siebie, tego dziecka człowieczej pychy. Ale z kolei kiedy spojrzałem na żmiję, czy też zaskrońca... 21 No, takiego węża w żółte prążki? Który to z nich ma paski? Nie znam się na gadach, ani nie chcę się znać. Mam do tego powody. To długa historia i nie mam ochoty jej teraz opowiadać. Bo musiałbym opowiedzieć o jedynym w moim życiu, dwutygodniowym pobycie w szpitalu. A nie chcę o tym mówić, bo się wstydzę. Trzeba być wariatem, aby o tym opowiadać. No, bo zachorowałem na żółtaczkę. Miałem 7 lat i byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej. Chwileczkę,... byłem na pewno w drugiej klasie, było to w zimie, więc musiałem mieć... 9 lat, a nie 7. Tak, miałem 9 lat. Pamiętam ten pierwszy dzień. Leżałem przerażony w wieloosobowym pokoju pełnym starszych panów i nie mogłem z wrażenia zasnąć. No, nie mogłem. No i się posikałem. Nie wiedziałem, gdzie jest toaleta i wstydziłem się kogoś zapytać. Nie byłem już małym dzieckiem, ale byłem super nieśmiały. Zostało mi to chyba do dzisiaj. Całą noc wierciłem się szukając jakiegoś suchego miejsca na materacu. Teraz myślę, że posikałem się dwa razy. Co najmniej dwa razy! To była niezapomniana męka. A rano wstyd, oj wielki wstyd! Pielęgniarka na oczach wszystkich ściągała mokrą pościel. Ale pamiętam, że nie robiła tego ostentacyjnie. Rozumiałem ją. Nie mogła przecież niezauważalnie schować gdzieś tego ciężkiego, dużego, mokrego materaca. Musiała to robić publicznie. Ale nie było w jej zachowaniu potępienia ani szyderstwa. Spokojnie i jakby z matczyną czułością, wyjaśniła mi, że nie muszę się wstydzić, i że to może się każdemu zdarzyć. Pokazała mi też męską toaletę. Od tej pory czułem się w szpitalu, jak w domu. Tylko ten cholerny gnojek nie dawał mi spokoju. Takie były w tym czasie materace - grube, szyte mocną nicią, zwykle w niebieskie albo rzadziej w bladoczerwone podłużne pasy (chociaż były i inne kolory i wzory, teraz to sobie przypominam). Wypełniano je jakimiś trawami, tańsze chyba sianem. Tak, tak, wszystkie takie były. Innych nie znano. A co robiono w szpitalu z mokrym materacem? Przecież nie wyrzucano. Zapewne go suszono i ktoś inny na nim później spał. Pewnie ja też spałem na materacu obsikanym przez kogoś innego. Ojej, jakie to dzisiaj wydaje się niehigieniczne! Fuj! Ale dla pocieszenia muszę dodać, że prawie w każdym domu spało się na materacach obsikanych przez kogoś innego. A co, jak tam w dzisiejszych higienicznych czasach wygląda twój materac? No co? Ani plameczki? Zapewne jak dobrze pomyślisz, to sobie coś tam przypomnisz. Nie? Nic? Na pewno? Że dobrze wytarłe/aś? Że masz z gąbki i że to co innego?... No więc w szpitalu wszystko byłoby od tej pory dobrze, gdyby nie ta cholerna małpa! Zapamiętałem jego nazwisko na zawsze. Ogonowski. To jeden z tych starszych panów w mojej sali. Nabijał się ze mnie regularnie. Kutas! Każdego dnia wszystkim przypominał o mojej wpadce, rozbawiając salę. Dopiero kiedy zacząłem częstować go, a także pozostałych, ptysiami i innymi ciastkami, które tato mi codziennie przynosił pod szpitalne okno - a ja wciągałem je po sznurku na drugie piętro - to nabrałem w jego oczach nieco większego szacunku. Ech, te przepyszne ptysie! Tato wiedział, co lubię. Puszyste lekkie ciasto obejmujące delikatnie z góry i z dołu sporą ilość białego słodkiego sztywno trzymającego się białkowego kremu z niewielkim bardzo niewielkim dodatkiem kwasku cytrynowego. W życiu bym tego świństwa dzisiaj nie wziął do ust. Że co? Czy personel szpitala zakaźnego wiedział o wciąganej na sznurkach żywności? Oczywiście, że wiedział, jak mógłby nie wiedzieć. Nie dało się tego przecież ukryć. Że nie wolno? Wszyscy wiedzieli, że nie wolno, ale karmiono w szpitalu fatalnie. 22 A jaki to ma związek ze wspomnianą na początku żmiją albo zaskrońcem? Och ma, ma. Ale nie mam już ochoty więcej na ten temat mówić. To długa historia. Może innym razem. Jak siebie znam, to na pewno ją opowiem. Albo i nie. Ale powróćmy do zdjęć. No co, już możesz się na nich teraz skoncentrować? Na pewno? Bo, pamiętaj, w tym opowiadaniu najważniejsza jest owa żmija czy też zaskroniec. Jedno albo drugie, nieważne które. Przyjrzyj się zdjęciom i sam zadecyduj, co to jest. No więc kiedy spojrzałem na jej/jego spokojne, pełne ufności, wylegiwanie się w ciepłej wodzie, uspokoiłem się zupełnie. Nie dlatego, abym był do tej pory zdenerwowany, o nie! Nie było też we mnie niecierpliwości. Może tylko ten stan poważnego zadumania. O tak, to dobre określenie: „poważne zadumanie”. To dobry stan na urodziny. Kiedy spoglądam na rdzę czy rozpadający się przedmiot, nasuwa mi się refleksja o upływie czasu. W młodości bardzo łatwo mogłem odpędzać takie myśli jak małe natrętne muszki. Znikały szybko i bez większych trudności. Doszedłem do takiej wprawy, że wierzyłem iż problem mojego czasu jest zupełnie pokonany. Mało tego, że go w moim przypadku w ogóle nie ma. Inni ludzie z mojego otoczenia, może mają tę chorobę, ale nie ja. No oczywiście, jako młody artysta, czasami dotykałem tego tematu powierzchownie. „Ogólne refleksje o przemijalności ludzkiego życia”. Jakie to było mądre! Takie sobie myślenie o upływie czyjegoś czasu. To i tak już było wielkim wyczynem z mojej strony. Wtedy nie musiałem jeszcze używać pacek do usuwania takich myśli. A co, nie nazywa się tych przedmiotów do zabijania insektów „packami”? A jak? No, takie kolorowe plastikowe lekkie bardzo kruche rozpadające się przy pierwszym uderzeniu siateczkowate przedmioty z rączką za najwyżej złoty pięćdziesiąt? Dlaczego tylko takie są na rynku, nie wiem. Nie używasz? A czego używasz, gazety? A może Rajta? Ech, ten Rajt. Kiedy widzę jak po włączeniu go do gniazdka padają komary i muchy, zastanawiam się, czy i mnie on jakoś tam nie podtruwa. Nie mogę odrzucić takiej myśli. No, nie mogę. Widziałe/aś jak działa? Nie daje zapachu ani dymu, nic, żadnego doznania dla zmysłów - kompletnie nic - a pełno trupów na podłodze. Działa bardzo nowocześnie. Baaardzo. Teraz robimy znów powrót do żmii. Halo! Wróciłeś już z kolejnej dygresji? Na pewno? To, bardzo proszę, skoncentrujmy się znów na tym gadzie, czymkolwiek by on nie był. I na upływie czasu, bo to ważne. Nie na sikaniu, materacach, Rajcie ani na tym cholernym Ogonowskim. Żmija czy też zaskroniec, tak spokojnie i z taką ufnością wylegiwał/a się w owym ciepłym, lekko zamglonym wrześniowym słońcu, że widok ów znów wprawił mnie w dobry nastrój, choć już może bez tej domieszki beztroski. Po niepewności i zamyśleniu, po stanie lekkiego zakłopotania, przyszło owo dziecięce zaufanie wraz z wszelkimi bonusami. Żmija albo zaskroniec wydawał/a się mówić, że wszystko jest pod kontrolą i że idzie we właściwym kierunku, i że nie ma się czym smucić. Bo dlaczegóżby nie? Kiedy się wie, że robi się właściwą rzecz w życiu - mimo wpadek i problemów - to ma się ten święty, (tak tak, nie użyłem tego pochopnie), ma się absolutnie Święty Pokój w sercu. Wtedy pomyślałem sobie, głośno w myślach krzycząc: „No i co z tego, że płynie? Niech tam sobie płynie! Nawet chciałbym, aby płynął szybciej!” Są dni, że czuję się zniechęcony, albo nawet nieco załamany i chciałbym już dopłynąć do tego drugiego brzegu. Chciałbym już usłyszeć ten czuły, kochający głos i owe: „Dobrze zrobione, sługo wierny. Robiłeś to, co mogłeś. Może nie było to jakieś wielkie ani monumentalne, czasami nawet dawałeś ciała, ale trudziłeś się wiernie i systema- 23 tycznie każdego dnia. Robiłeś tyle, ile potrafiłeś. Dlatego teraz wiele ci powierzę. Wejdź i raduj się wraz ze Mną, bo przygotowałem dla ciebie sporo niespodzianek. Zresztą sam teraz zobacz kilka z nich...” Ale chyba na razie trzeba z tym jeszcze poczekać. Tak, tak, odstawiamy ten temat na dalszą półkę. Jest jeszcze wciąż wiele do zrobienia. Poza tym jest coraz lepiej, coraz bardziej ekscytująco, pod wieloma względami wprost rewelacyjnie! No, i te paluszki... No więc niech tam sobie rdzewieje! Niech się rozpada i kłuje od czasu do czasu tu i tam! Najważniejsze, że okręt płynie w dobrym kierunku, i że jest ten Święty Pokój. Im bliżej, tym lepiej. BARBARA SZURAJ Dziwne spotkanie Spotkałam Go jesiennym rankiem szedł zgarbiony w rozczłapanych butach i znoszonej marynarce plecy uginały się pod ciężarem worka wypełnionego modlitwami powiedział do mnie jak się masz nie wiedziałam kim jest a może się bałam nie mówił o karze ani o winie skarżył się na samotność nikt już o nim nie pamięta a jeśli to tylko od święta od ludzkich życzeń aż się w głowie kręci nie chce zginąć w ludzkiej niepamięci nikt nie powie dziękuję jest już bardzo zmęczony i staro się czuje dotknął mojej twarzy spojrzał głęboko w oczy pomachał dłonią na pożegnanie po czym odszedł powoli parkową aleją ze spuszczoną głową. Barbara Szuraj 24 Czy wybaczy... Znów zawiniłam czy jak zwykle wybaczy… ludziom winy odpuszcza chociaż sam w rozpaczy poświęcił życie na krzyżu a świat tonie w nienawiści człowiek myśli o sobie nie o karze ani winie małe niepowodzenie wystarczy już wrzask podnosi sam sobie wnyki zakłada potem w nie wpada zabierz Panie do grobu ludzkie przewinienia choroby smutek głupotę i wszelkie zmartwienia Twoja katorga i śmierć na krzyżu niechaj nie będzie daremna Małgorzata Włodarek - Piętka Firankowa mgła Z mojego okna widać góry obsypane śniegiem Wyglądające jak wielkie ciastka z cukrem pudrem na wierchu. Dym z komina snuje się ku niebu jak gdyby pragnął być jak najszybciej blisko Boga. W domu naprzeciwko widzę ogień buzujący w kominku. Jego płomienie skaczą błyskając pomarańczowo i czerwono, ich blask odbija się w szybie mego okna, lecz nie dają mi ciepła. Wirujące płatki śniegu przyklejają się do szyby na chwilkę odpoczywając w swej wędrówce z nieba na ziemię. A ja na Ziemi wznoszę oczy ku niebu spoza firankowej muślinowej mgły tęskniąc, kochając i marząc. (Świdnica, 3 lutego 2015 roku) Trudno tak… Tak trudno zebrać mój mały świat w jedną zrozumiałą całość. Brak mi precyzji, by podzielić uczucia na dobre i złe, na prawdziwe i wymyślone. Na takie, których żar płonie w mym sercu nadal i te zimne, wygaszone upływem czasu i za mgłą niepamięci własnej schowane. Ciężko duszy mej, gdy jednością objąć nie można myśli rozbieganych, ni minionego czasu przywrócić. Otulić ciepłem własnego serca przyjaźnie 25 a rozstać się z przyjaźniami, które odeszły w nicość. Trudno zebrać wszystkie wspomnienia przeżytych dni w jeden album życia. Nie potrafię stworzyć całości z części mojego życia, z których każda jest odrębnym istnieniem. Brak mi talentu rzeźbiarza, który z niekształtnej masy gliny ulepić umie jednolitą bryłę piękna. Nie jestem Michałem Aniołem, lecz kiedyś mogę zostać Aniołem – jednym duchem, jednym bytem lub jedną myślą. (Świdnica, 3 luty 2015 roku) WALDEMAR ZABORSKI Witaj Elu! Ślę dla Ciebie z Mamą oraz wszystkich koleżanek i kolegów życzenia Wesołych Świat! Waldemar Zaborski Sobota wielkanocna Przeczystą bielą Baranka u okien rodzinnego domu klęcząc w ukłonie pośpiesznie wiśnia zakwita wschodzi słonko a ona odwieczną siłą przetrwania w wiosennej radości płonie może wrzuci kwiat do koszyka ze Święconką którą siostra przystroiła koronką ważąc pokarmy dniem i nocą troskliwymi rękoma dawno zmarłej Matki W milczeniu dzwonów zaniosę je do kościoła A wiśnia? Wielkanocą rozkwita Gdy nas jutro Alleluja przywita! Pielgrzymka 19-04-2015 godz.5.57 Wiersz dedykowany dla poety - księdza Mirosława Drzewieckiego ,napisany po spotkaniu autorskim na Politechnice Wrocławskiej w dniu 24 04 2010 Spotkanie autorskie księdza Mirosława Ciepłym wiatrem w głosie zaszczepia w ogrodzie naszej zdziczałej jaźni gałązki najdorodniejszych jabłoni z rajskiej szkółki mimo chłodu wiosny 26 ogrzewa tchnieniem poezji kołują rozweselone jaskółki zatroskany a radosny z głębi boskiego oceanu wyławia stwórcze myśli gałązki w nas zakwitają, pszczoły zbierają nektar… Drąży w ludzkiej krwiożerczej naturze jak dobrze żeśmy tu przyszli usłyszeć jak się misternie rzeźbi słowem w myśli strukturze! W mojej Pielgrzymce Odsłaniam story od wschodu! Przez to okno Wyglądam na świat Bez mała sześćdziesiąt pięć lat z przerwami! Z nad Gór Kaczawskich Jak przed wiekami Nad domem Agnieszki ciemność rozjaśnia brzask nieba aksamit… Blask odsłania Różne ludzkie grzeszki! Odsłaniam story od południa. No tak! Ta kupa śmieci Na budowie domu u Tadeusza Od lat prowokacyjnie porusza! Z oddali zbyt wcześnie zbudzone w wózeczku pośpiesznie wiezione niemowlę kwili! Ach ta lampa! Daremnie świecąc Psuje nastrój chwili! Jak z zaświatów gram mój polonez brawurowo nostalgiczny z organów wwierca się łagodnie w duszę z żarem! By zabrzmieć czekał pięć lat! Biegam po pokojach 27 Szukając wzruszony, gdzie są moje z wierszami bruliony? A skąd pojawił się po latach bławatkowy pasek od garsonki Mamy która już dwadzieścia siedem lat w zaświatach?! Ach! To z tamtej szafy! Szkoda, że mknący W samochodach po asfalcie nie spostrzegają jak cudnie wstaje dzień! Nagle w mej duszy jak z satelitarnych anten przelewa się prześliczna Moniuszki! „Aria z kurantem” ! 09-01-2014 godz. 6.37 Mucha! Zastanawiam się czy mam prawo zabić muchę która zbudziła się bezczelnie siadając na ścianie przy oknie która tak długo jak ja czekała wiosny wobec cudnego wschodu słońca nad stodołą i domem Agnieszki w Pielgrzymce? Czy miałem prawo zabić muchę gdy słońce za chwilę rozjaśni brzask i niepowstrzymanie wstaje dzień wśród świstu migających samochodów zgasi lampę na ulicy? Czy miałem prawo zabić muchę? w nagle wybuchłej agresji, że w kuchni jak życie jest tak kruche? Czy miałem prawo? 28 Czy miałem? Czy? wobec odejścia wielu moich sąsiadów i sąsiadek? Wobec odejścia!Pielgrzymka 4-02-2014 godz. 7:44 Spitsbergen – największa wyspa Norwegii, położona w archipelagu Svalbard, na Morzu Arktycznym. Powierzchnia ok. 39 tys. km², górzysta (do 1717 m n.p.m.), w dużej mierze pokryta lodowcami. Odkryta w 1596 roku przez Willema Barentsa. Populacja około 3 tys. mieszkańców, rozwinięte rybołówstwo, kiedyś wielorybnictwo. Największe miejscowości to Longyearbyen oraz Barentsburg. Na wyspie znajduje się Polska Stacja Polarna Hornsund.r Kwiaty Spitsbergenu I trąba koniec zatrąbiła, a bomba w górę poszła zapowiadając kolejny zeszyt Saloniku w maju… Zeszyt ten można też przeczytać na stronie internetowej www.bomibia.pl w zakładce SALONIK LITERACKI