Lord Jim

Transkrypt

Lord Jim
Lord Jim
Wpisany przez Maciej Cieśla KL. ITA
Poniedziałek, 28 Wrzesień 2009 14:42 - Zmieniony Poniedziałek, 28 Wrzesień 2009 14:49
Na "Lordzie Jimie" ciąży opinia książki trudnej, rozwlekłej, niejasnej, w dodatku napisanej
zawiłym, archaicznym językiem, pełnym skomplikowanych zdań i przestarzałego, często
niezrozumiałego słownictwa. Jest przy tym lekturą szkolną, i niestety w pamięci większości
czytelników – jeśli zdołają już go przebrnąć – zapisuje się wyjątkowo niewdzięcznie. A szkoda.
Traci na tym książka, owiana złą sławą, i tracą czytelnicy - także ci, którzy kierując się obiegową
opinią nigdy po "Jima" nie sięgną. A wszystko dlatego, że w odróżnieniu od innych ważnych
dzieł Conrada, jak "Jądro ciemności", "Smuga cienia" czy "Nostromo" - Jim nie doczekał się
nowoczesnego przekładu i męczone w szkole tłumaczenie Anieli Zagórskiej pochodzi aż z 1933
roku! Nic więc dziwnego, że sprawia wrażenie archaicznego. Na szczęście wydawnictwo Znak,
wznawiając "Lorda Jima" na stulecie jego powstania, zleciło wreszcie nowy przekład. Jego
autorem jest wybitny tłumacz Michał Kłobukowski, za swoją pracę uhonorowany nagrodą
"Literatury na Świecie".
I bardzo słusznie, bo "odkurzenie" tej powieści bardzo było jej potrzebne. Kłobukowski
przywrócił przede wszystkim "Jimowi" charakter ustnej narracji, gawędy, wysnutej wieczorem
gdzieś na werandzie w tropikalnej scenerii, może w Singapurze, a może gdzieś indziej.
Kłobukowski, obdarzony fantastycznym słuchem językowym, potrafił idealnie uchwycić rytm
mowy potocznej, a także charakteryzować bohaterów i narratorów poprzez sposób mówienia.
Dotyczy to przede wszystkim kapitana Charlesa Marlowa (za którego pośrednictwem
poznajemy większą część historii) i samego Jima, ale też legionu barwnie nakreślonych postaci
na drugim planie i w epizodach. Przy tym podejściu słynna conradowska maniera tworzenia
rozbudowanych zdań okazuje się znakomicie oddawać niespieszność opowieści.
Marlow-gawędziarz często mówi z namysłem, dopiero "po drodze" formułując niektóre opinie
bądź przypominając sobie na bieżąco wydarzenia, o których opowiada.
Z tej narracji "przez pośrednika" wynika cała budowa powieści Conrada, w istocie
szkatułkowa, o szalenie kunsztownej konstrukcji. Po pierwsze, dzieje Jima poznajemy z kilku
punktów widzenia. Przede wszystkim mamy więc opowieść Marlowa, ale w niej mieszczą się
nie tylko jego własne refleksje, opinie i domysły o Jimie (które zresztą podlegają zmianom w
toku opowieści). Marlow przywołuje także relacje innych ludzi (zwłaszcza gdy nie zna wydarzeń
z autopsji), a nawet wypowiedzi i całe historie umieszczone jeszcze wewnątrz tych relacji.
Przekazuje wreszcie rozważania samego Jima, które ten snuje przy okazji ich kolejnych
1/3
Lord Jim
Wpisany przez Maciej Cieśla KL. ITA
Poniedziałek, 28 Wrzesień 2009 14:42 - Zmieniony Poniedziałek, 28 Wrzesień 2009 14:49
spotkań. Po drugie, gawęda Marlowa jest niechronologiczna i dygresyjna, jakby opowiadał ją
pozornie chaotycznie, często kierując się luźnymi skojarzeniami. Jedna kiedy cała opowieść
domyka się na naszych oczach, konstrukcja okazuje się spójna i precyzyjna, choć
skomplikowana. Po trzecie wreszcie – szkatułkowy charakter "Lorda Jima" pozwolił na
wprowadzenie przebogatego tła. Przez powieść przewija się cały szpaler epizodycznych
postaci: ludzi morza i ludzi handlu, poszukiwaczy przygód i poszukiwaczy sensu, cyników i
idealistów, starych żeglarzy i niedoświadczonych młokosów, ludzi honoru i ostatnich kanalii,
Azjatów i Europejczyków wszystkich nacji. Marlow zresztą często opowiada o nich w sposób
mocno zabarwiony ironią oraz iście gawędziarskim wyczuciem komizmu, np. parodiując błędy
językowe. Każdy z tych ludzi niesie swoją indywidualną historię, czasem rubaszną, częściej
jednak dramatyczną [na mnie osobiście największe wrażenie wywarła historia kapitana
Brierly'ego]. Wszystkie one razem składają się na niezrównaną panoramę życia w kolonialnych
portach Pacyfiku: od Bombaju, przez Malaje i Singapur, aż po wybrzeża Australii.
Conrad okazuje się przy tym mistrzem oddziaływania na zmysły: jego opisy tętnią życiem,
ruchem, barwami, dźwiękami, zapachami. Potrafi tworzyć wbijające się w pamięć dramatyczne
obrazy-symbole, sugestywne jak kadry filmowe. Cała ta skrząca się barwami literacka
konstrukcja jest szalenie nowoczesna – Conrad wyprzedził pod tym względem swoją epokę;
takie częste zmiany punktu widzenia i celowe zaburzenie chronologii rozpowszechniły się
dopiero w XX wieku. Sprawdzają się one do dziś (i to zarówno w literaturze, jak i w filmie), ale to
Conrad był pionierem takiego sposobu opowiadania.
Najważniejsza jednak jest treść – ale czy "Lord Jim", traktujący o tak staroświeckim pojęciu
jak honor, jest dzisiaj książką interesującą? Chyba jednak tak, dlatego że dramatyczna historia
winy i odkupienia Jima to w istocie historia zderzenia budowanego przez lata obrazu samego
siebie z rzeczywistym zachowaniem w sytuacji realnej, a nie wyobrażonej próby - kiedy obraz
ten rozsypuje się w gruzy. To też opowieść o dochodzeniu do samoświadomości, o pozbywaniu
się złudzeń na własny temat na rzecz osobistej szczerości. Oczywiście – także o honorze. Ale
jej niezrównany gawędziarski klimat, fantastycznie oddany w nowym przekładzie, bogactwo
egzotycznego tła i epicki rozmach – powodują, że to wszystko, co Conrad ma nam do
przekazania w warstwie etycznej i psychologicznej, brzmi zaskakująco mocno i świeżo. Zmusza
do postawienia sobie kilku istotnych pytań o własną postawę moralną, poczucie obowiązku i
odwagę cywilną. Warto więc sięgnąć po "Lorda Jima" dla własnej satysfakcji - i przekonać się,
że obiegowa opinia o tej powieści jest – jak pewnie powiedziałby Marlow – "funta kłaków
2/3
Lord Jim
Wpisany przez Maciej Cieśla KL. ITA
Poniedziałek, 28 Wrzesień 2009 14:42 - Zmieniony Poniedziałek, 28 Wrzesień 2009 14:49
niewarta".
3/3