Na księdza i tętniaka
Transkrypt
Na księdza i tętniaka
SKARB PAŃSTWA STRACIŁ 15.955.000 ZŁ, BO... MAREK POL KUPIŁ PAŁAC INDEKS 356441 http://www.faktyimity.pl ISSN 1509-460X Nr 7 (206) 19 LUTEGO 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT) Ü Str. 9 S anktuaria bywają pod wezwaniem świętych mężów i niewiast. Nierzadko zwykłych zjadaczy chleba – dziewic, mnichów, kapucynów i innego barachła. Czy NASZ PAPIEŻ jest od nich gorszy albo mniej zasłużony? Ten, który w pocie czoła zastępuje Boga na ziemi? Bzdura! Co więcej – inni, pomniejsi święci, by otrzymać na własność sanktuarium, muszą wykazać się co najmniej paroma cudami. ON nie musi. Ot, wystarczy, że gdzieś postawi swoją stopę, i już... Pamiętacie gospodarską wizytę Papy w chłopskiej chacie na Mazurach w 1999 roku? Jak myślicie, co tam teraz powstaje...? Ü Str. 10, 11 Na księdza i tętniaka Dla prawicowego polityka istnieją dwie kategorie aferzystów: swoi, których chroni aż do moralnego dna, oraz reszta – to cała lewicowa hołota, godna natychmiastowego rozstrzelania. Tak oto rządzi sobie na Podlasiu katolicka frakcja PiS. Chronią oszusta, bo szczodry dla nich jest nadzwyczaj... Ü Str. 3 Prąd w starożytności Dlaczego w egipskich piramidach i grobowcach ściany nie są okopcone? Takie ślady, obecne w innych miejscach świata, powinny zostawić po sobie pochodnie, którymi w starożytności rozjaśniano wnętrza budowli. Odkrycie w egipskiej Denderze płaskorzeźby przypominającej urządzenie elektryczne każe się zastanowić nad nieprawdopodobną na pozór tezą, że kapłani Egiptu znali prąd... Ku takiej interpretacji skłaniają się przynajmniej niektórzy inżynierowie i naukowcy. Ü Str. 14, 15 2 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. KSIĄDZ NAWRÓCONY KOMENTARZ NACZELNEGO FA K T Y POLSKA Wiele emocji budzi sukces zatrudniającego 4 osoby „zakładu zbrojeniowego” Ostrowski Arms (prowadzi sklep z bronią w Warszawie...), który w ramach amerykańskiego konsorcjum Nour wygrał przetarg na sprzedaż broni dla armii irackiej. Firma, nie mając nawet pozwolenia na międzynarodowy handel bronią, wyeliminowała doświadczony i wspierany przez państwo Bumar. Firmę Ostrowskiego miały wskazać Amerykanom polskie wojskowe służby specjalne, czemu jednak te ostatnie gorliwie zaprzeczają. A w ramach offsetu za samoloty F-16 jankesi mogą na przykład prom kosmiczny na Wenus zamówić u... górali produkujących oscypki. Po ubiegłym roku zwanym „rokiem afer” bieżący lepiej się dla SLD nie zapowiada. Trzech byłych i obecnych posłów Sojuszu – Henryka Długosza, Zbigniewa Sobotkę i Andrzeja Jagiełłę – czeka proces za udział w aferze starachowickiej, a szefowi SLD na Pomorzu, Jerzemu Jędykiewiczowi, prokuratura ma postawić zarzut prania pieniędzy w kościelnej spółce Stella Maris („FiM” 11/2003). Jędykiewicz, ostatni PRL-owski wojewoda gdański, miał przepuścić przez firmę podległą arcybiskupowi Gocłowskiemu 2 mln złotych. Baron SLD na początku lat 90. miał sądowy zakaz sprawowania funkcji publicznych. Powyższe okoliczności sprawiły, że kilku posłów SLD wystąpiło do Millera, aby zdymisjonował ministra sprawiedliwości Kurczuka, ponieważ ten nie dość dobrze chroni partyjnych kolegów przed wymiarem sprawiedliwości... SdRP broniło kiedyś do końca Ireneusza Sekuły, który miał trafić do więzienia po swoim trupie i... nie trafił. Przed Samoobroną stoją zgoła inne dylematy. Przewodniczący Lepper nakłonił posłankę Renatę Beger do rezygnacji z udziału w rozbieranej sesji zdjęciowej, jaką zaproponował jej „Super Express”. Popuśćmy wodze fantazji: na owsie, obok konia, na koniu, pod... Do polityki wkracza żona przyszłego premiera – Jana Władysława Marii Rokity – Nella Arnold-Rokita. Rokicia małżonka została właśnie wybrana na przewodniczącą polskiej sekcji Europejskiej Unii Kobiet, związanej z PO. Problem w tym, że zdaniem wielu działaczek (w tym Marty Fogel), Rokitowa żona awansowała nielegalnie. Nella chce też kandydować do Parlamentu Europejskiego. Po dynastii Kwaśniewskich – klan Rokitów? Jan Dworak (członek PO), nowy szef TVP, rozpoczął nagonkę na dziennikarzy podejrzewanych o sprzyjanie SLD. W pierwszej kolejności mają wylecieć: szef TAI Janusz Pieńkowski i szef Wiadomości Piotr Sławiński (ten od papieża jako lidera Watykanu). Mówi się także o powrocie do publicznej TV byłego prezentera TVN Tomasza Lisa (wyrzuconego za politykierstwo i nielojalność, związanego z PO, znanego z napastliwości wobec TVP...) i „nabyciu” Moniki Olejnik – oboje nie są lewicy przychylni. No, to mamy prawdziwie „niezależną telewizję publiczną”. Zatęsknimy jeszcze za Kwiatkowskim, Czarzastym, Jakubowską... Podczas wspólnego posiedzenia senackich Komisji: Polityki Społecznej i Zdrowia oraz Ustawodawstwa i Praworządności odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy o rejestrowanych związkach partnerskich, autorstwa senator Marii Szyszkowskiej. Prawicowi senatorzy (Teresa Liszcz i Anna Kurska) domagali się natychmiastowego odrzucenia projektu jako „sprzecznego z tradycją i obyczajowością”, ale 2/3 senatorów odrzuciło ten wniosek i skierowało ustawę do dalszych prac. Teraz zapewne nastąpi ruch Kościoła... POLSKA/UE Być może od 1 maja do krajów UE będziemy wyjeżdżali na dowody osobiste, bez paszportów. Taką przynajmniej ustawę przygotowuje nasz rząd. Który w tej sprawie ma akurat tyle do powiedzenia, co Żydzi za okupacji. UNIA EUROPEJSKA Komisja Europejska sprzeciwia się żądaniom Francji i Niemiec, by ograniczyć wspólny budżet (obecnie stanowi – teoretycznie – 1,27 proc. sumy produktów narodowych brutto). Jeżeli obecny pułap zostanie utrzymany, to w latach 2007–2013 Polska może liczyć na pomoc w wysokości 75 mld euro netto (po odjęciu naszych składek). To na razie założenia i obietnice. Tak jak otwarcie rynków pracy... WATYKAN... wreszcie coś komuś da! Poczta watykańska chce sprzedać serię znaczków na rzecz budowy w Kenii wioski dla osieroconych dzieci, których rodzice zmarli na AIDS. Jest to zapewne odpowiedź na ataki niektórych afrykańskich polityków, którzy nazwali Kościół papieski „głównym sprzymierzeńcem AIDS”. To jest nowy rodzaj miłosierdzia – miłosierdzie cyniczne. FRANCJA Francuska Izba Deputowanych (odpowiednik Sejmu) głosami większości parlamentarzystów zarówno lewicowych, jak i prawicowych, przyjęła rządowy projekt zakazujący noszenia widocznych znaków religijnych przez uczniów i nauczycieli szkół publicznych. Wszyscy niezadowoleni mogą po 1 maja przenieść się do szkół w Polsce. HISZPANIA Powszechne oburzenie społeczne wywołał ostatni dokument episkopatu, który za „przemoc wobec kobiet, gwałty, wykorzystywanie seksualne” obwinił polityków i media. To właśnie te dwie grupy miałyby uczynić z Hiszpanii „kraj pogański i postchrześcijański”. Tezy dokumentu odrzuciły wszystkie znaczące partie polityczne, włącznie z rządzącą katolicką prawicą. Po skandalach seksualnych kler bije się w piersi – cudze. IRLANDIA Rząd chce utrzymać obowiązujący od 40 lat zakaz reklamowania w radiu i telewizji wierzeń religijnych i rozciągnąć go na reklamę partii politycznych oraz związków zawodowych. A wszystko to rzekomo w obronie demokracji przed zamożniejszymi środowiskami. Czy to aby na pewno troska o demokrację, czy może raczej ochrona katolickiego monopolu? Para w gwizdek J a – Roman Kotliński, Jonasz – jestem wyrzutkiem, człowiekiem bez honoru, wyrachowanym, cynicznym dupkiem. Dlaczego? Dlatego, że nie mam zamiaru zrezygnować z redagowania i wydawania „Faktów i Mitów”, gazety, która co tydzień „dowala” Kościołowi kat. Ta moja decyzja ma charakter antyspołeczny i antypolski, podobnie zresztą jak sam mój szmatławy, antyklerykalny brukowiec. Tfu! Skąd ten nagły przypływ samokrytyki? Otóż dowiedziałem się właśnie, że więcej niż połowa Polaków badanych w najnowszym sondażu OBOP-u ufa Kościołowi katolickiemu, który ja z zaciętością i uporem od kilku lat krytykuję. Obecnie Kościołowi ufa 83 proc. młodzieży, 63 proc. ankietowanych w wieku 40–49 lat, 88 proc. badanych powyżej 60. roku życia. Naturalnie, wyższe wykształcenie nie sprzyja wierze w papieża, ale też wielu „magistrom” cuda kościelne nie przeszkadzają (65 proc. poparcia dla Krk). Natomiast dla osób po podstawówce księża są autorytetami niekwestionowanymi – 89 proc. Jeśli dodatkowo ktoś mieszka na wsi (84 proc. zaufania), jest już potencjalnym kandydatem na ministranta. Spośród miastowych księżom ufa 53 procent. 48 proc. badanych przez OBOP jest zdania, że Kościół za bardzo miesza się do polityki (w 1994 roku twierdziło tak aż 71 proc.!), a 41 proc. wyraża z powodu tego mieszania zadowolenie. Do 8 proc. wzrosła liczba tych, którzy uważają, iż udział kleru w rządzeniu krajem jest zbyt mały. Niewątpliwie takie zdanie ma też wielu członków i zwolenników SLD, ponieważ 63 procent z nich zadeklarowało zaufanie do Kościoła katolickiego. To bardzo mało, zważywszy na prokościelną politykę Sojuszu, zbiorowe nawrócenia wśród jego decydentów oraz fakt, iż badanie odbyło się już po weryfikacji członków. Polska nie może niestety poszczycić się silną gospodarką, nowymi technologiami czy niską przestępczością. Ale są przecież jeszcze inne kategorie i sfery aktywności. Tak więc mamy – ex aequo z Maltą i Irlandią – PIERWSZE MIEJSCE NA ŚWIECIE pod względem deklarowanego udziału w cotygodniowych praktykach religijnych. I to pomimo faktu, że spadło ono niepokojąco z 66,2 proc. w 1990 r. do ok. 55 proc. w roku 2003 (na podst. danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego). Aż dziw bierze, że polska delegacja unijnych negocjatorów, na czele z premierem Leszkiem Millerem, nie podniosła tego ważkiego argumentu za atrakcyjnością naszego kraju w jakże trudnych negocjacjach przedakcesyjnych w Brukseli. W końcu nikt nigdy nie wniósł takiego wiana do wspólnej Europy! Zastanówmy się jednak na poważnie – skąd wzięło się tak straszne (dosłownie!) poparcie dla Kościoła? O dziwo, przecież właśnie w ostatnich latach nasiliły się materialne żądania biskupów i księży: zabrali oni na rzecz Watykanu tysiące hektarów ziemi; setki budynków, w tym szpitali, szkół i przedszkoli. Kler umiejętnie – najczęściej pod pretekstem dobroczynności i edukacji – podczepił się pod wszelkie formy i sposoby finansowania własnych inwestycji przez państwo polskie. Każdego roku setki milionów złotych z naszych podatków przeznacza budżet centralny (Fundusz Kościelny, budżety poszczególnych ministerstw, dotacje spółek z udziałem Skarbu Państwa) oraz budżety samorządów na: Caritas, kościelne budowy i remonty, prowadzenie komercyjnych domów opieki, świetlic parafialnych, stołówek, szkół, biur doradztwa dla bezrobotnych, poradni antyalkoholowych itp. Jednocześnie podobne inicjatywy świeckie upadają z braku funduszy. Oczywiście, nikt nie śmie rozliczać urzędników państwa kościelnego, w jaki sposób wykorzystują społeczny grosz, którego brakuje przecież na każdym kroku. Teoretycznie więc można przyjąć, że przynajmniej część tych pieniędzy biskupi i proboszczowie przeznaczają na wspomaganie polskiego przemysłu spirytusowego tudzież upadłych w grzechu niewiast i chłopców. Jako były ksiądz coś na ten temat wiem. W ogóle przez kilka minionych lat działo się, oj działo... Całkiem niedawno zakończono budowę podniebnych bazylik w Licheniu i krakowskich Łagiewnikach, a także rozpoczęto wiekopomne, z dawna zaniechane dzieło powstania Świątyni Opatrzności Bożej. Ta ostatnia inicjatywa jest cenna – zwłaszcza w kontekście „niezliczonych łask”, jakie za sprawą katolickiego boga i jego ziemskich tłumaczy spływały na nasz kraj, czyniąc zeń ziemię mlekiem i miodem płynącą. Z drugiej jednak strony należy przyznać, że Kościół hierarchiczny faktycznie odpuścił sobie oficjalne zaangażowanie w politykę. Nie popiera już konkretnych partii prawicowych i ich programów. Biskupi wyraźnie zmienili front i taktykę, co najlepiej widać po tym, jak utemperowali Maryję na falach Radia. Teraz inwigilują i wpływają na każdą dziedzinę życia społecznego o wiele skuteczniej, bo własnymi kanałami i po cichu – przez kapelanów wszelkich branż, a zwłaszcza swoich ludzi (najczęściej z Opus Dei) obecnych we wszystkich partiach. Czerwone berety wyciągnęły wnioski z ostracyzmu społecznego, z jakim Krk spotykał się na początku lat 90., kiedy naród wkurzały niekończące się debaty – na temat aborcji, religii w szkołach, konkordatu – z księżmi w roli wszechwiedzących arbitrów, a najczęściej oskarżycieli. Obecne wysokie notowania watykańscy zawdzięczają też cierpiącemu papieżowi. Znamienne jest to, że niewielu Polakom przeszkadza kościelna ekspansja, choćby właśnie na gruncie szkolnictwa czy tzw. ustawy aborcyjnej; nie denerwuje zapis o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich w mediach publicznych, nie kłuje w oczy i uszy wszechobecność katolickich mediów. Cóż, to chyba naturalne – katolicy po prostu cieszą się z potęgi swojego Kościoła. Ale dlaczego przechodzą obojętnie wobec grabienia publicznych pieniędzy, plagi pedofilii, oczywistych błędów doktrynalnych? Racjonalne odpowiedzi mogą być tylko dwie: albo większość polskiego narodu ufa kłamcom i złodziejom, albo większość ta żyje w błogiej nieświadomości co do licznych nadużyć kleru. Jest jeszcze ewentualność kompletnie irracjonalna – ludzie wiedzą, ale i tak ufają, i tak popierają. Zważywszy na to, gdzie przyszło nam żyć, ja stawiam zdecydowanie na opcję trzecią. Właśnie niedawno miałem okazję jechać pociągiem z przemiłym łódzkim adwokatem, który poznał mnie ze zdjęcia nad komentarzem, następnie przedstawił się jako wierny czytelnik „FiM” i przez dwie godziny przekonywał (mnie!), jakie to brednie głosi Kościół papieski. Jednak największe uznanie miało, w moim mniemaniu, zyskać jego zapewnienie, że nie waha się dyskutować o tym wszystkim z księżmi... podczas swych licznych spowiedzi. Cóż, najwięcej antyklerykałów jest wśród samych katolików – to fakt. Faktem jest jednak i to, że większość Polaków katolików nie zna prawdy o swoim Kościele, a winne temu są usłużne względem kleru media. Nawet jeśli sporadycznie relacjonują one jakieś skandale obyczajowe z udziałem duchownych, to utwierdzają tylko ludzi w oczywistej prawdzie, że każdy człowiek, także ksiądz, jest grzeszny. Jedynie „Fakty i Mity” prezentują kompleksową i merytoryczną krytykę Kościoła rzymskokatolickiego. I dlatego właśnie – na przekór większości narodu i dla tegoż narodu dobra – będę je dalej wydawał. JONASZ Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. Na Podlasiu karty rozdaje Prawo i Sprawiedliwość do spółki z Ligą Polskich Rodzin. Ostrzegamy: karty są znaczone! Nie ma uniwersalnej receptury na bezkarny przekręt. W tej dziedzinie istnieje regionalna specyfika i to, co jest skuteczne na Śląsku, niekoniecznie sprawdzi się w innej części Polski. Będąc dajmy na to bogatym biznesmenem na rozmodlonym Podlasiu, należy zrobić tak: wziąć do układu kilku księży katolickich i do- GORĄCY TEMAT „Juvena Grygieńć” szczyciła się na Podlasiu mianem lidera handlu kosmetykami, chemią gospodarczą i środkami higieny. Wszystko szło pięknie aż do jesieni 2001 roku, gdy inspektorzy kontroli skarbowej dokonali w firmie tzw. kontroli krzyżowej. Okazało się, że kilkaset wystawionych „Juvenie” faktur nie zostało zaksięgowanych u kontrahentów. Ci, przyciśnięci przez „skarbówkę”, przyznali się do udziału w oszustwie, którego mózgiem miał być sam Tadeusz G. Postanowieniem Sądu Rejonowego w Suwałkach biznesmena aresztowano na 3 miesiące. gadać się z nimi, że forsę dostaną bez wychylania nosa z plebanii. Zapewniamy – łykną pomysł jak pelikan. Następnie trzeba kupić sobie przyjaźń wpływowego posła. Koniecznie prawicowego, bo na Białostocczyźnie ci z SLD prawie się nie liczą, i dodać do tego kilka butelek koniaku (poważnych interesów nie wolno obgadywać o suchym pysku). Teraz trzeba przeczytać ten tekst uważnie, bo szanowany obywatel Tadeusz G., właściciel patentu oraz najpotężniejszej w Suwałkach firmy „Juvena Grygieńć”, nie zechce udzielić korepetycji. Nie podpowie też, jak załatwić, żeby śledztwo o przestępcze wyłudzenie prawie miliona złotych podatku VAT i fałszowanie dokumentów ślimaczyło się – bagatela – grubo ponad 2 lata. Przed kilkoma dniami prokuratura w Łomży bezterminowo zawiesiła postępowanie karne przeciwko Tadeuszowi G. Towarzyszyliśmy sprawie przy narodzinach („Najzwyklejszy cud” – „FiM” 30/2002) i wygląda na to, że wkrótce będziemy świadkami jej pogrzebu. Z Zaprawdę, powiadam wam, jakem Jurgiel: Tadeusz jest niewinny... złożył w urzędzie skarbowym pokwitowania darowizn na rzecz kilku parafii w Suwałkach i zażądał... zwrotu prawie pół miliona złotych nadpłaconego podatku. Wybuchł skandal. Z papierów wynikało, że 500 tys. zł zainkasował ks. Jerzy Zawadzki, proboszcz parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, 350 tys. zł otrzymali salezjanie z kościoła Matki Bożej Miłosierdzia, 100 tys. zł trafiło do rąk ks. Ryszarda Gwiazdowskiego z konkatedry św. Aleksandra, a 70 tysiącami złotych obdarowany został pleban z Pawłówki k. Suwałk. odpowiadać za oszustwo – odgrażali się. Tak brutalne traktowanie świątobliwych mężów nie pozostało bez echa. Po interwencji posła PiS, Jurgiela, śledztwo przeciwko Tadeuszowi G. przeniesiono do Łomży. „Chociaż większość świadków mieszka w Suwałkach, odesłaPrawica prawicą, ale Kwiatkowski też się przyda... nie akt do Łomży nie wpłynie na tzw. ekonoFikcyjne darowizny na rzecz kat. mikę procesową” – przeczytaliśmy – Sprawa ma charakter rozwojoKościoła (ksiądz inkasuje 10-15 proc. w decyzji Prokuratury Apelacyjnej wy. Od roku prowadziliśmy działania z pokwitowanej sumy, odliczanej naw Białymstoku. operacyjne i to, co już wiemy, jest najstępnie od podatku) są procederem Maria Kudyba, rzecznik prasoprawdopodobniej wierzchołkiem góznanym urzędnikom skarbowym. Nie wy Prokuratury Okręgowej w Łomry lodowej – oznajmił wówczas mieli więc wątpliwości, że deklaroważy, powiedziała nam tak: Krzysztof Zieliński, rzecznik lokalna przez Tadeusza G. ofiarność jest Nie potrafię określić, nawet nej policji. ordynarnym szwindlem. Zawiadomiw przybliżeniu, terminu zakończenia A jednak właściciel „Juveny” znali prokuraturę i stała się rzecz – jak postępowania karnego. Do tej pory lazł wytrych do drzwi więziennej cena polskie obyczaje – niebywała: pożadnemu proboszczowi nie przedli. Walentyna G. dokonała kilku dalicja przeszukała plebanie obdarowastawiono zarzutów. Zeznawali jedyrowizn pieniężnych na rzecz Kościonych, badając sposób wydatkowania nie w charakterze świadków. ła i jej małżonek błyskawicznie wypieniędzy. Oczywiście, nigdzie nie znaMówi Grażyna Prazner, szefoszedł z mamra za kaucją w wysokoleziono nawet śladu kosztownej inwa suwalskiego Oddziału Zamiejscości 150 tys. złotych. Kapitalne znaczewestycji. Podczas przesłuchań sutanwego Urzędu Kontroli Skarbowej nie miał również fakt, że parę mienowi wyjaśniali, że pieniądze... rozw Białymstoku: sięcy wcześniej państwo G. nader dawali biednym i bezdomnym. To, co – Tadeusz G. nie otrzymał zwroszczodrze sponsorowali kampanię im zostało, przekazali ubogim... w Rotu nadpłaconego podatku. Prowadziwyborczą do Sejmu Krzysztofa sji i na Białorusi. Pokwitowania? my w dalszym ciągu kontrolę mająJurgiela, barona Prawa i Sprawie– Nie braliśmy, my nie mamy obocą zweryfikować wiarygodność darodliwości na Podlasiu. wiązku księgowania wydatków – śmiawizn. Całe postępowanie karne toczy Po odzyskaniu wolności Tadeusz li się w oczy śledczym. się w Łomży, zarówno w sprawie fałG. zachorował: a to serduszko dokuszerstw i wyłudzeń, jak również rzeczało, a to tętniaka mózgu podejrzePolicjanci i prokuratorzy z Sukomych darowizn. wano... Przysyłał prokuratorom takie wałk jednak nie ustępowali: – DoWłaściciel „Juveny Grygieńć” nie zaświadczenia, że ci już chyba zaczękładnie sprawdzimy, co się stało znalazł czasu, by porozmawiać z nali składać się na wieniec. z pieniędzmi. Znajdziemy rzekomo mi o tym, jak załatwia się wielokrotNie wiadomo, czy to ów tętniak obdarowanych i przesłuchamy ich. ne odraczanie, a w konsekwencji niena mózgu, czy może chciwość spraNawet za granicą. Jeśli nie potwierchybne przedawnienie śledztwa. wiła, że latem 2002 r. Tadeusz G. dzą odbioru pieniędzy, księża będą Na księdza i tętniaka jednoczona słupska prawica pod przewodem posła LPR Roberta Strąka wystąpiła do władz wojewódzkich SLD w Gdańsku o rozwiązanie struktur partyjnych w Słupsku. SLD jest chore, to wie każdy. W Słupsku doszło jednak do tego, że do leczenia wziął się poseł LPR. Co ciekawe, ma rację, bo to, co lewica wyprawia w tym mieście, to istna parodia praworządności, zdrowego rozsądku, a nawet elementarnej przyzwoitości. A wszystko zaczęło się od Ireneusza Bijaty, szefa Aeroklubu Słupskiego i wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej w Słupsku. Tenże miał wziąć 3 miliony złotych za załatwienie zgody na budowę elektrowni wiatrowych. Kilka dni temu Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku zakończyła postępowanie w tej sprawie i postawiła Ireneuszowi B. zarzuty, ale nie przeszkadzało to członkom koła SLD nr 8 w dokonaniu pozytywnej weryfikacji Irka jako współtowarzysza! W nagrodę (za za- z „Kartą nauczyciela” osoba karana w szkolnictwie pracować NIE MOŻE, więc dopiero po interwencji kuratorium oświaty z hukiem wyleciał z roboty. Sojusz lewizny rzuty?) SLD-owski wojewoda Kurylczyk mianował go nawet dyrektorem PKS w Słupsku! Pozytywnie zweryfikowano też Roberta Jakubiaka, wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej Sojuszu w Słupsku. Otóż ten młody polityk ma... prawomocny wyrok sądu za paserstwo kradzionych samochodów! Robert zataił ów fakt nawet przed swym pracodawcą – dyrektorem szkoły, gdzie pracował jako nauczyciel. Zgodnie Teraz partia, a dokładnie wiceprezydent miasta Andrzej Obecny, szykuje mu stołeczek w ratuszu, gdzie zapewne jego doświadczenie zawodowe zdobyte w prowadzeniu „dziupli” zostanie w należyty sposób wykorzystane. Nie muszę chyba wspominać, że pan Obecny również pochodzi z koła nr 8. Na ciepłą posadkę partia wysłała również bohatera głośnej afery sprzed kilku lat, Andrzeja Gazickiego, który – posłużywszy 3 W każdym razie czuje się lepiej – tętniak na mózgu już mu nie dokucza, co widać na zdjęciu z byłym prezesem TVP. ANNA TARCZYŃSKA P rokurator Bogusław Dukacz z Prokuratury Okręgowej w Łomży, prowadzący śledztwo przeciwko Tadeuszowi G., powiedział nam: – Zarzuty z art. 270 kodeksu karnego oraz art. 62 kodeksu karnego skarbowego postawiono jeszcze dwóm osobom: Bogusławowi J. oraz Zbigniewowi G. Chodzi o sfałszowanie 400 faktur; część podrobiono, posługując się danymi innych osób, a część dotyczyła fikcyjnych transakcji. Śledztwo przedłuża się, ponieważ Tadeusz G. zaskarża decyzje organów skarbowych w NSA, uruchamiając w ten sposób wielomiesięczne procedury, na których efekty musimy niestety czekać. Obecnie zakwestionował część podpisów na fałszywych fakturach, co wymusza ekspertyzę grafologiczną wszystkich. Sądzę, że biegli wydadzą opinię nie później niż w marcu br. Jeśli chodzi o sprawę darowizn, przesłuchaliśmy już wszystkie osoby wtórnie rzekomo obdarowane przez księży. Ten wątek zamkniemy po zakończeniu postępowania przez urząd kontroli skarbowej. Zapewniam, że z faktu przeniesienia sprawy z Suwałk do Łomży nie wynikną jakiekolwiek zaniedbania czy zaniechania. się sfałszowanymi wynikami badań lekarskich – zwolnił się z wojska i wyłudził rentę. Wkrótce potem został... wiceprezydentem Słupska, a dziś jest dyrektorem słupskiego oddziału „Ruchu”. Takie przykłady możemy mnożyć, a wszystkie wskazują jednoznacznie, że słupskie SLD utraciło już kontrolę nad sobą. W ostatniej chwili zaczęły się działania ratunkowe, czyli oddolne zebrania kilku kół partii. Spędy zakończyły się konkluzjami, by do władzy dopuścić kilku młodszych działaczy w celu tzw. odświeżenia krwi. Dobrze mówić, postulować i uchwalać, tylko że... Tylko że w słupskim SLD nie ma, niestety, młodych liderów, zdolnych do objęcia władzy po skompromitowanych betonach. ADAM SITO 4 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. Z NOTATNIKA HERETYKA GŁASKANIE JEŻA Oskarżam sąd Siedzimy sobie czasem z Jonaszem, czarną pijemy kawę i jeszcze czarniejsze nachodzą nas myśli. Bo tak po prawdzie, to na jasną cholerę wybraliśmy sobie ten zawód! Po co nam to? Ledwie opiszemy jakiegoś oszusta, łajdaka, aferzystę, przekręciarza, udowadniając czarno na białym, że miejsce gościa jest tam, gdzie świat ogląda się w kratkę, a tu nie minie nawet tydzień i już „bohater” artykułu pisze do nas list. Jego treść – pomijając nagłówek zaczynający się od słowa mylnie pisanego na płotach przez samo „h” oraz kwestionujący fakt naszego poczęcia z prawego łoża w kontekście prowadzenia się szanownych rodzicielek – jest zazwyczaj jednakowa: „Czekajcie, tacy owacy, ja wam jeszcze pokażę. Adwokata wezmę najlepszego, a i w sądzie mam spore stosunki, więc zniszczę was, pismaki, z torbami puszczę i jeszcze zajmą się wami i waszymi rodzinami chłopcy z miasta”. Oczywiście można taką korespondencję nadchodzącą do redakcji bagatelizować, ale doświadczenie pokazuje, że raczej należy brać ją serio. A dlaczego? A dlatego, że świat przestępczy ma na swoich usługach kogo niemal chce. A dziennikarz...? A dziennikarz w wersji minimum może dostać w ciemnej bramie po mordzie, zaś w wersji maksimum trafić za kratki. Wprawdzie – w przeciwieństwie do Ukrainy – w Polsce fizyczna likwidacja niewygodnych żurnalistów jeszcze się nie zdarza, ale myślę, że to tylko kwestia czasu. Na razie okazuje się, że można dowolnego redaktora skutecznie eliminować na jakiś czas, wsadzając do pierdla, i w dodatku można przypiąć mu łatkę (co tam łatkę – ŁATĘ), że karany. Sprawdźmy, jak to działa. Sprawdźmy na moim przykładzie, bo nie będę narażał kolegów z redakcji! Zobaczymy... pójdę siedzieć czy nie pójdę? Stawiajcie zakłady! Oto zarzucam Sądowi Rejonowemu w Szczecinie rażące naruszenie polskiego ładu prawnego, bezprawne tłumienie krytyki prasowej i ferowanie wyroków pozostających w haniebnej sprzeczności z elementarnym poczuciem społecznej sprawiedliwości. Oskarżam nadto ów sąd, że działając z własnej inicjatywy (lub nie daj Boże na zamówienie określonych grup oligarchicznych), dał jasny sygnał polskim mediom, co im wolno, a od czego won. Wolno więc chwalić i głaskać, a piętnować i demaskować... wara! Przypomnijmy: Sąd w Szczecinie skazał dziennikarza „Wieści Polickich” Andrzeja Marka na karę trzech miesięcy więzienia (do bezwzględnej odsiadki) za publikacje, które – zdaniem tego sądu – naruszały dobra osobiste jednego z urzędników samorządowych. Redaktor Marek opisał mianowicie, w jaki sposób urzędnik Piotr M. otrzymał Z W starożytnej Grecji i Rzymie ideałem urody była kobieta szczupła, z delikatnymi piersiami, bez owłosienia na rękach, nogach i pod pachami. W Rzymie dodatkowo preferowano wysokie czoło i prosty nos. W Indiach oraz krajach kręgu orientalnego pożądane były pełne duże ta używa sposobów, aby ciało nabrało otyłości”. Jedynie u starożytnych Persów apetyt na kobiecą urodę był warunkowany nie młodością czy pięknem ciała, ale specyficznym czynnikiem fizjologicznym. Persowie najwyżej cenili kobiety, które dzięki swej sztuce miło- astanawiam się, jak w ciągu wieków zmieniał się ideał kobiecego ciała. Oczywiste jest, że nie było i nie ma stałego typu urody, cielesnej piękności człowieka... I dobrze, że tak jest. Wszystko jest zmienne i zróżnicowane, zależy od człowieka i jego upodobań. Peter Paul Rubens (1577–1640), malarz flamandzki, jeden z największych twórców epoki baroku, malował kobiety takie, jakie podobały się ludziom jemu współczesnym. Na obrazie „Trzy gracje” (ok. 1635 r.) widzimy więc kobiety o pełnych udach, mięsistych pośladkach, a dwie z nich z wyraźnie zarysowanym owłosieniem łonowym. Śmiać mi się chce, kiedy przypomnę sobie, że 340 lat później Hugh Hefner, twórca „Playboya”, musiał na fotografiach retuszować kłaczki na łonie, bowiem – zdaniem cenzorów – była to... pornografia. Wykopaliska archeologiczne przynoszą nam wiele danych o dawnych ideałach piękna. Na przykład żeńska figura z terakoty (Iran, 3000 lat p.n.e.)... Kobieta ma tu bardzo wąską talię, pełne uda, wypukły brzuch, duże piersi. Z kolei znalezisko w Khajuraho (Indie, 1000 r. p.n.e.) to kobieta wyrzeźbiona zgodnie z hinduskim kanonem piękna: duże piersi, szerokie biodra, mocne uda, talia osy. Natomiast zupełnie inaczej jest w malowidłach egipskich mniej więcej z tego samego okresu. Na przykład grób Djeserkaraseneb (okres XVIII dynastii) ukazuje kobiety szczupłe, długonogie, z małymi piersiami, długimi fryzowanymi włosami, mocno uczernionymi liniami brwi i oczu. ŚWIAT WEDŁUG RODANA Obfitość ciała piersi, obfite biodra i uda, wąska talia i duże, podłużne oczy z mocno uczernionymi obwódkami. W Japonii – kunsztowna, wysoko upięta fryzura, bladość cery, małe piersi. W Chinach ważnym atrybutem urody były malutkie stopy, które stanowiły pewnego rodzaju fetysz dla mężczyzn. W Afryce żyły szczepy, gdzie najwyższy ideał kobiecego piękna stanowiła nadzwyczajna obfitość ciała. Impulsy libidalne wzbudzały potwornie tłuste kobiety o wadze powyżej... 160 kg. „Najpiękniejsze” były te, pod którymi wielbłąd nie mógł się podnieść. U kobiet hotentockich najwyżej były cenione monstrualnych rozmiarów pośladki. Nawet Stanisław Staszic (1775–1826) w swej pracy pt. „Ród ludzki” pisał, że również „(...) U Maurów pomieszano otyłości z pięknością. Taka otyłość kobiety, że sama z miejsca ujść nie może, że ją dwóch lub trzech mężczyzn prowadzić musi, jest największą pięknością. Przeto płeć snej potrafiły opóźniać ejakulację mężczyzny. Cóż, co kraj, to obyczaj. Okazuje się, że nawet człowiek prehistoryczny miał podobne upodobania co w epoce rubensowskiej: pełne, zaokrąglone kobiece kształty. Wenus z Willendorfu, najstarsza odnaleziona figurka, liczy sobie 30 tysięcy lat. Wenus ma duże pośladki, wypukły brzuch i duże piersi. Podobnie wygląda Wenera z Aurignaciena. Zresztą wszystkie figurki nagich kobiet pochodzące z młodszej epoki paleolitycznej (rozpoczęła się 40 tys. lat p.n.e.), odnajdywane na terenach od Zachodniej Europy po Syberię, reprezentują ten sam ideał: obfitość kobiecego ciała. A jak jest dzisiaj? Nadal ideały są zmienne i zróżnicowane w zależności od osobistych upodobań. I żaden z licznie organizowanych konkursów piękności nie da nam odpowiedzi na pytanie, jaki jest ideał kobiecej urody. Piękne jest bowiem to, co się komu podoba! ANDRZEJ RODAN stanowisko po znajomości, a co więcej – wykorzystywał je do promocji własnej osoby i swojej prywatnej firmy. Dziennikarz miał na to całkiem jasne dowody. Zbyt jasne, bo urzędas M. wściekł się jak jasna cholera i pobiegł do sądu, a ten z braku ciekawszych zajęć (bandziorów bowiem w woj. zachodniopomorskim już nie ma) raźno wziął się do pracy. Jak zresztą miał się nie wziąć, skoro przewodniczącym sądu grodzkiego w Policach (od którego zaczęła się cała chryja) jest – UWAGA! – szwagier obrażonego urzędnika. Szwagier, który zamieszkiwał sobie pod dachem teścia. W znanym z hipokryzji kraju nadwiślańskim zawrzało z oburzenia. Oto na przykład oburzył się Michał Bogusławski z Rady Etyki Mediów i stwierdził, że „wyrok dla dziennikarza (...) w pewien sposób ogranicza wolność dziennikarzy prasy lokalnej”. Słyszycie: „w pewien sposób”. Z kolei Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich ogłosiło, iż „zastosowanie w tej sprawie kary więzienia nie służy wolności słowa w Polsce”. SDP obawia się też, że „(...) wymierzanie kar, które mogą prowadzić do całkowitej likwidacji tytułu prasowego i zastraszania jego wydawców (...) może stać się praktyką zaraźliwą i bardzo szkodliwie wpływać na rozwój wolnej prasy”. Praktyką zaraźliwą? Ha, ha! To już nie jest praktyka zaraźliwa, to już jest prawdziwa epidemia. Według monitoringu międzynarodowych agend badających w Polsce wolność słowa, blisko 80 proc. (!!!) spraw wytoczonych przeciwko dziennikarzom, redaktorom naczelnym i wydawcom kończy się sromotną przegraną mediów, no i – oczywiście – zasądzeniem stosownej kasiory od tychże. Z naszych operacyjnych informacji wynika, że co najmniej kilku usłużnych adwokatów na zlecenie panów w sukienkach „prześwietla” każdy numer „FiM” pod kątem ewentualnego procesu. Wyobrażacie sobie teraz stres Jonasza, mój i reszty zespołu? Wystarczy mała pomyłka i... wiecie, co znaczy to „i”. Żeby na koniec było trochę weselej, powiem, iż zboczeniec pedofil Pawłowicz, zanim trafił po naszych artykułach za kratki, też próbował zaskarżyć „FiM” za napisanie nieprawdy. Kto wie, czy przed Sądem Rejonowym w Szczecinie nie wygrałby sprawy, a wtedy nie dewiant, ale ja siedziałbym w pudle. Zobaczymy jednak, czy i tak tam nie trafię, bo z pełną świadomością naruszam tym tekstem dobra osobiste sędziego ze szczecińskiego SR. Raz na zawsze bowiem musi być wiadome, że niezawisłość sądów nie powinna być tłumaczona jako „robimy, co chcemy i z kim chcemy”. MAREK SZENBORN MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Czy mamy ogólnopolskie media katolickie? Mam konkretnie na myśli Radio Maryja, telewizję TRWAM i „Nasz Dziennik” (...). Otóż wymienione media są od początku atakowane zaskakująco jako rzekomo „niekatolickie”, choć wyrastają z samego serca Kościoła polskiego. Oto „zebrali się razem” – chciałoby się powiedzieć biblijnie – komuchy, libertyni, ateiści, nowinkarze religijni, sprzedawcy Ojczyzny i część „Sanhedrynu polskiego” i głoszą triumfalnie, że wymienione media nie są katolickie, a nawet częściej stosują logiczny kwantyfikator większy, że mianowicie są „niekatolickie”. („Nasz Dziennik” 24/2004) ¶¶¶ (...) rysuje się całkiem przyjemna perspektywa powstania komunizmu w Polsce w kształcie wyrafinowanym. (...) Na naszych oczach tworzy się prawdziwa wspólnota. Panie i Panowie Miller, Kwaśniewski, Jaskiernia, Skórka (...) Łapiński (...) Błochowiak, Jakubowska (...) Kulczyk budują właśnie komunę na miarę swych potrzeb. A że każdy ma potrzeby inne, czemu nie należy się dziwić, między oddanymi komunistami następuje nieskrępowany przepływ dóbr wszelakich. Nic zatem dziwnego, że Kulczyk daje synkowi Millera mieszkanko wraz z samochodzikiem lub leci z Dąbrowskim samolotem w celu zaspokojenia skrzypcowych potrzeb tegoż. („Nasza Polska” 2/2004) ¶¶¶ (...) miałem nadzieję, że do Unii Europejskiej nie wejdziemy. Skoro jednak referendum przegraliśmy, uznaliśmy, że nie możemy oddawać pola innym partiom politycznym. Reprezentacja LPR potrzebna jest również wszędzie tam, gdzie na arenie międzynarodowej prezentowane jest stanowisko Polski. (Maciej Giertych, LPR, „Nowa Myśl Polska” 4/2004) ¶¶¶ Gdyby tak każda partia zadbała o reprezentatywność swojej listy, dopuszczając na nią w odpowiednich (?) proporcjach kobiety, kandydatów niezależnych, filatelistów, a wreszcie (...) swoich przeciwników politycznych, to nareszcie mielibyśmy w pełni demokratyczne wybory. Tylko po co każda partia? Wystarczyłaby wtedy jedna lista, bo i tak wszyscy by na niej byli. Lista o nazwie „bigos odgrzewany”, dawniej znany jako Front Jedności Narodu – wkład Peerelu w budowę nowej, lepszej Unii Europejskiej. („Gość Niedzielny” 4/2004) Wybrała O.H. Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. NA KLĘCZKACH SUTANNĘ NA PASIAK A jednak – aż trudno uwierzyć! – ksiądz pedofil Wincenty Pawłowicz zgłosił się do więzienia w Tarnowie, aby odbyć do końca trzyletnią odsiadkę, na jaką w listopadzie ubiegłego roku skazał go Sąd Okręgowy w Łodzi. Widocznie tym razem z kalkulacji zwyrodnialca wynikało jasno, że wszelkie kombinacje mogą tylko pogorszyć jego sytuację. Ponieważ dziennikarze „FiM” depczą mu po piętach, więc ostatecznie pojawił się pod więzienną bramą. RP, MS czyli dzień św. Walentego. Nocna włóczęga rozpocznie się późnym wieczorem, a trasa wiedzie z Błonia do Niepokalanowa. Trzeba zatem przebyć około 20 km. Oby się tylko młodzi pątnicy nie zagubili w tych ciemnościach całkowicie... oraz nie poprzeziębiali sobie tego i owego. I oby nazwy Niepokalanów nie trzeba było zmieniać na Pokalanów... A.K. APAGE, CONDOMUS! KULTURKAT Agencja Kinoulty Research przeprowadziła w Polsce ankietę, w której 440 kobietom w wieku 17–25 lat z 24 miast (powyżej 20 tys. mieszkańców) zadano pytanie: „Czy polskie kobiety akceptują stosowanie antykoncepcji i czy same ją stosują?”. Wyniki ankiety wołają o pomstę do Watykanu – aż 90 proc. zapytanych kobiet uznało stosowanie antykoncepcji za rzecz normalną, 80 proc. nie dopatrzyło się w niej niczego niemoralnego, a dwie trzecie stwierdziło nawet, że pomaga ona osiągnąć zadowolenie z seksu. Czy w trosce o katolicką poprawność panie uznały przynajmniej, że najlepszą metodą unikania ciąży jest metoda „na kalendarzyk”? Nic podobnego! Ze względu na niską cenę, ochronę przed chorobami i powszechną dostępność największą akceptację uzyskał kondom. Tuż za nim ulokowała się równie szatańska pigułka. APOSTATA SOLIDARNOŚĆ INWESTUJE Rządy SLD stały się rajem dla... „Solidarności”. Jej szefowie zamieniają „S” w związek kamieniczników. Prym wiedzie Komisja Krajowa – właściciel wielu biurowców i hoteli. Kolejnym inwestorem jest podlaska struktura „S”. Szuka ona w Białymstoku godnego siebie budynku. Region Mazowsze kupił od Narodowego Funduszu Inwestycyjnego im. Kazimierza Wielkiego obiekt o powierzchni 1179 mkw. ze strzeżonym parkingiem. Ten parking jest o tyle ważny, że mazowiecka „S” dysponuje 10 służbowymi samochodami! Nas zainteresowało jedno: giełdowy NFI nie pochwalił się publicznie, że sprzedał własny biurowiec, a przecież – zgodnie z prawem – powinien. MP CIEMNO I PRZYJEMNO Po modnych ostatnio nocnych wyprzedażach w hipermarketach i różnych akcjach promocyjnych przyszła kolej na... nocne pielgrzymki. Tego rodzaju ekstremalną przygodę postanowiło zorganizować działające przy kościele św. Anny w Warszawie duszpasterstwo akademickie. Zapewne nieprzypadkowo wybrano termin 14 lutego, wzbudzić u maluczkich zaufanie, nałożył sutannę. Miał też przy sobie klucze, wytrychy, specjalne narzędzia do cięcia drutu i tzw. łamaki. Wpadł z powodu konkurencji. Na ulicy został bowiem rozszyfrowany przez... autentycznego księdza. Wezwanym policjantom pozostało tylko założenie oszustowi kajdanków. Sutanna, jak widać, nie stanowi doskonałej ochrony. Na przykład księdza Robaka z Mickiewiczowego „Pana Tadeusza” przez lata chroniła przed zemstą, nie pomogła jednak byłemu posłowi AWS Markowi Kolasińskiemu, który za liczne grzechy stanął już przed sądem. RP STRAPIONYCH POCIESZYĆ... Krzysztof Zanussi (na zdjęciu) został konsultantem Papieskiej Rady Kultury. Reżyser dewot twierdzi, że Kościół odnosi się ze zbyt dużą rezerwą do współczesnej kultury i należy te bariery przełamać. Na każdym posiedzeniu wypytuje kardynałów i biskupów, jakie książki ostatnio przeczytali, jakie oglądali filmy i spektakle. Za każdym razem odpowiedź jest... żenująca. Zanussi zakłada jednak, że wina nie leży po stronie hierarchów, tylko laickiej, często antychrześcijańskiej kultury, do której ojcowie Krk mają oczywistą i zrozumiałą awersję. Mimo to zapowiedział, że przez następnych pięć lat będzie się starał, aby przynajmniej młodsi biskupi wykazywali większe zainteresowania współczesną kulturą, najlepiej w jego wydaniu. Strach pomyśleć, co stanie się z miłością klechów do kultury, jak zobaczą nagą Maję Komorowską w filmie „Życie rodzinne”. I.D. WIELKA WYCINKA W wielu parafiach powiatu radomskiego trwa masowe wycinanie drzew na cmentarzach parafialnych, a księża mają darmowy opał do kominków. Nieoficjalnie wiadomo, że taki prikaz proboszczowie dostali z kurii radomskiej, która po aferze w Dalikowie jak ognia boi się odszkodowań za wypadki. Ciekawe, czy teraz – jak ktoś, nie daj Boże, utopi się w parafialnym stawie – biskupi każą osuszać jeziora. AS SUTANNA OCHRONNA Pewien 29-letni włamywacz z Warszawy wybrał się na gościnne występy do Radomia. Żeby W budynku przy ul. Katowickiej w Chorzowie przez sto lat mieściła się plebania kościoła ewangelicko-augsburskiego. W 1997 roku władze Chorzowa podpisały z parafią porozumienie, na mocy którego parafia dostała nową siedzibę, a nieruchomość przy ul. Katowickiej przejęło miasto. Dwa lata później budynek przeszedł w ręce krakowskiej spółki, która na jego zakup przeznaczyła 430 tys. zł. Świetna lokalizacja budynku (w centrum miasta) pozwoliła Markowi P., nowemu właścicielowi, rozkręcić interes życia. W niedługim czasie w dawnej plebanii powstała... agencja towarzyska. Na nic zdają się protesty parafian i miejscowego proboszcza, bo prawo nie pozwala narzucać kupującemu sposobu zagospodarowania nieruchomości. Marek P. twierdzi, że charakter przybytku wcale tak bardzo się nie zmienił: – Do nas jak do konfesjonału przychodzą ludzie i my ich pocieszamy. Jedynie 300 zł za godzinę od strapionego. I.D. WYPIŁEŚ? NIE KŁAM! Na karę 30 miesięcy pozbawienia prawa jazdy skazał sąd w Manchesterze polskiego księdza Andrzeja Traczyka za jazdę po pijaku. 49-letni duchowny został zatrzymany i przymknięty na jeden dzień przez policję, po tym jak – mając trzykrotnie przekroczony dopuszczalny limit alkoholu we krwi – wykonywał na jezdni gwałtowne skręty i wjechał samochodem na chodnik. Wielebny tłumaczył brytyjskiemu wymiarowi sprawiedliwości, że został poczęstowany przez przyjaciół „leczniczą nalewką miodowo-cytrynową” i... nie podejrzewał nawet, że zawiera ona alkohol (sic!). Traczyk nie rozpoznaje alkoholu, bo nigdy go nie pije... Sędziowie nie uwierzyli jednak kłamstwom polskiego klechy, który codziennie pije wino w celach rytualnych. Pytany przez prasę, czy przebaczył przyjacielowi niefortunny poczęstunek, odpowiedział: „Jestem księdzem, muszę wybaczać”. Na zgodę strzelą sobie pewnie po jeszcze jednym „leczniczym”. A teraz zła wiadomość dla wszystkich użytkowników dróg publicznych: Traczyk po 17 latach spędzonych na Wyspach, wraca do Polski! A.C. JEZUS & BUSH Brytyjczycy nie uszanują żadnej świętości! Dla nich najważniejszy na świecie jest piłkarz David Beckham, potem w kolejności sporo gwiazd sportu i show-biznesu, a dopiero na 123 miejscu ex aequo z Jezusem Chrystusem widnieje amerykański George W. Bush. Tak przynajmniej wynika z sondażu popularności znanych postaci przeprowadzonego wśród młodych Brytyjczyków. Cóż... w końcu Chrystus był z rodu Dawida – z tym, że nie ma pewności czy Beckhama. RP ODKRYCIE (KOŁDERKI)! O „przeżywaniu darów kobiecości i męskości” dyskutowano w Rzymie podczas seminarium „Kobieta i mężczyzna: rozrodczość i wzajemne dopełnianie się”, zorganizowanego przez Papieską Radę Świeckich. Gwoździem programu było... ogłoszenie wyników badań teologicznych i antropologicznych na temat podobieństw i różnic między obiema płciami (sic!). Podobne badania z dobrym skutkiem prowadzą latorośle od stuleci, a nazywają je zabawą w doktora... I.D. POP-RAWKA Rosyjski Kościół Prawosławny wziął wzór z episkopatu w Katolandzie i przerzucił koszt finansowania emerytur duchownych na budżet państwa. Świadczenia dla popów wyniosły jednak dużo mniej niż dla zwykłych pracowników. Zmieni się to od lutego 2004 r. Patriarcha Aleksy II i szef Funduszu Emerytalnego Federacji Rosyjskiej Michaił Zurabow uzgodnili zrównanie emerytur duchownych i pracowników służb specjalnych. Oznacza to nawet czterokrotny wzrost popich świadczeń! 5 W Polsce też przydałoby się coś podobnego. Ależ wzrosłyby emerytury, na przykład policjantów. MP GRY WSTĘPNE Prawosławny arcybiskup Jekaterynburga Wikientyj potępił gry komputerowe jako grzeszne. Zalecił natomiast wiernym grę w szachy, bo to „spokojna gra rozwijająca myślenie”. Coś podobnego! Naszym zdaniem, to jest dopiero gra prowadząca do deprawacji i grzechu Onana – wszak można tam bezkarnie zbić konia przy damie. Mak AGATA STRASZY W Katanii na Sycylii w czasie uroczystej procesji z relikwiami świętej Agaty dwadzieścia osób odniosło rany, a jedna zmarła. Wszyscy poszkodowani zostali stratowani przez spanikowany tłum. Zamęt wywołał człowiek, który – niosąc święte szczątki – zwyczajnie potknął się i upadł. Wierni zapewne pomyśleli, że Agata kopnęła go w tyłek. Ciekawe swoją drogą, jak potraktować tragiczną śmierć? Jako męczeńską? Czyli nowe relikwie i tak w kółko... A.C. POGRZEB NA KSIĘŻYCU 21 kwietnia 1997 r. na orbitę wystrzelono prochy 24 osób, w tym twórcy serialu „Star Trek”, Gene’a Roddenberry’ego, zaś 31 lipca 1999 r. doktor Eugene Shoemaker został pierwszym człowiekiem „pogrzebanym” na Księżycu. Kapsułę zawierającą jego prochy, wyniesiono w kosmos na pokładzie wysłanej przez NASA sondy „Lunar Prospector” i wystrzelono na powierzchnię Księżyca w pobliżu księżycowego bieguna. Wysyłanie ludzkich prochów w przestrzeń kosmiczną stało się obecnie niezłym interesem (niestety, nie dla Krk!). W firmie „Celestis” w Houston napełnia się maleńką kapsułkę 7 gramami popiołów z kremacji, pakuje i do Bozi! Można sobie wybrać rozmaite miejsca ostatniego spoczynku: orbitę Ziemi, Księżyc lub daleki kosmos. Usługa obejmuje poza tym wytłoczenie na kapsule indywidualnego przesłania, zaproszenie przyjaciół na lunch i wideo z uroczystości. J.P. 6 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. WITAMY W KATOLANDZIE Co po Glempie? Popularny tygodnik „Przegląd” opublikował listę 100 najbardziej wpływowych Polaków. Na „pudle” – obok Kwaśniewskiego i Millera – znalazł się prymas Glemp. Na szczytach kościelnej władzy od dłuższego czasu trwa batalia o schedę po Glempie i miejsce w szeregach nowej hierarchii katolickiej w Polsce. Odejście prymasa na emeryturę zbiegnie się w czasie z pożegnaniem kilku innych biskupów, którzy osiągnęli 75 lat. Będą więc nominacje i... kopy. We wspomnianej setce wpływowych Polaków nie brakuje innych sutannowych. Na 23 pozycji uplasował się abp Henryk Muszyński, metropolita gnieźnieński, wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, wymieniany wśród najpoważniejszych następców Glempa. Cieszy się on dużym poparciem paFot. Alex Wolf pieża, ale coraz częściej D mówi się, że wśród hierarchów zwycięża opcja konserwatywna z bp. Michalikiem na czele i liberalny Muszyński nie ma szans na awans. Niemal na tej samej pozycji (27) utrzymuje się bp Sławoj Leszek Głódź, którego wpływy wśród polityków różnej maści nie maleją od lat. Nie stroniący od trunków, spożywanych zarówno z ludźmi z pierwszych stron gazet, jak i prowincjonalnymi działaczami, wchodzi wkrótce w wiek emerytalny (rocznik 1945), więc będzie wa dni po koncercie norweskiej grupy Gorgoroth w krakowskim oddziale Telewizji Publicznej rozpętała się burza. Pracownicy TVP zwrócili się do prokuratury o zbadanie, czy nie doszło do obrazy uczuć religijnych. Prokuratura zbada dodatkowo czy nie została naruszona ustawa o ochronie praw zwierząt. O co więc poszło? Muzycy kazali umieścić na scenie podczas ich koncertu cztery konstrukcje przypominające krzyże, z przywiązanymi do nich nagimi ludźmi. Przed oczami publiczności ukazały się też głowy jagniąt powbijane na pale, pochodnie i drut kolczasty. Dziennikarze natychmiast ruszyli w pogoń za krwistą sensacją i informowali o „prawdziwej czarnej mszy”, „satanistycznym rytuale”, „modelkach pomazanych baranią krwią”, „zwierzętach bezlitośnie zarzynanych na potrzeby show”. Warto zdać sobie sprawę przed pisaniem tego typu bzdur, że ciecz koloru czerwonego nie musiał rozstać się z wojskiem. Być może wcześniej wyląduje na ciepłej posadce we Wrocławiu jako następca kardynała Gulbinowicza, choć do fotela tamtejszego metropolity pretendują także nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk i abp Władysław Ziółek z Łodzi. Głódź w rankingu wyprzedził wielu znanych polityków, m.in. Leszka Balcerowicza (pozycja 29), Marka Siwca (36), Jerzego Urbana (38), Jarosława Kalinowskiego (44) i Wojciecha Olejniczaka (46). Na 49 pozycji znalazł się o. Tadeusz Rydzyk, którego nazwisko w poprzednich latach znajdowało się znacznie wyżej. Obydwie tuby Rydzyka tracą gwałtownie zwolenników, co odbija się szczególnie boleśnie na finansach TV Trwam. Pretendujący do prymasowskiego fotela 65-letni arcybiskup przemyski Józef Michalik, wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, zajmuje 85 pozycję i zamyka listę przedstawicieli Krk w omawianym rankingu. Uchodzi on za przywódcę prawicowego betonu wśród watykańskiej hierarchii. Jaki będzie krajobraz po Glempie? Coś nam się zdaje, że niezmiennie byle jaki. RP zawsze jest krwią. Warto sprawdzić, czy głowy jagniąt nie pochodzą od wcześniej ubitych zwierząt, których inne części ciała trafią być może na talerz zniesmaczonych pracowników TV i dziennikarzy. Muzycy zespołu Gorgoroth, jak się okazuje, są studentami religioznawstwa, psychologii i historii sztuki, w dodatku zaangażowanymi w ochronę przyrody i ruchy ekologiczne. Swoje wkurzenie na pełen hipokryzji system chrześcijański postanowili wyrazić w ekstremalny sposób. Trudno pogodzić się z faktem, że w tym kraju niezdrową sensację wzbudza Irreligia, rzeźba papieża pod meteorem, film Ksiądz i aborcyjna szalupa. Każdy artysta ma pełne prawo do sięgania po takie środki wyrazu, jakie czuje i jakie mu pasują, nawet jeśli jest to tak drastyczny kontrast. Czynienie z niego przestępcy z powodu urażenia czyichkolwiek uczuć jest prawną farsą. ANETA ORONOWICZ Szatan w Krakowie Gloria victis! 15 tysięcy ofiar III RP doczeka się swojego pomnika. W Uniejowicach koło Złotoryi od kilku lat funkcjonuje prywatne Muzeum Ludowego Wojska Polskiego. Jego pomysłodawca i właściciel, Michał Sabadach (na zdjęciu), należy do ludzi odważnych i nieskłonnych raczej do hołdowania sutannowym dyrygentom. Organizowane w jego muzeum coroczne obchody Dnia Zwycięstwa odwiedza kilkaset osób. Imprezie towarzyszy odbywający się równocześnie Festiwal Pieśni Wojennych i Wojskowych. Ostatnio w Sabadachowie (bo tak nazywane jest to muzeum) trwają przygotowania do odsłonięcia wyjątkowego pomnika (w ogrodzie stoi już marszałek Konstanty Rokossowski, a także generałowie Karol Świerczewski i Aleksander Zawadzki). Będzie to obelisk ofiar III Rzeczypospolitej. Pomysł, jak twierdzi „kustosz”, podsunęło samo życie. – Każdego roku z przyczyn ekonomicznych odbiera sobie życie prawie 1,5 tys. osób. Od kiedy istnieje III RP, dokonało tego około 20 tysięcy ludzi. Nie można wobec tego przechodzić obojętnie – uważa Sabadach. Elementem pomnika będzie motyw wyniszczonego człowieka oddalającego się we mgle. Ma on symbolizować postać, która wybrała odejście śmiercią samobójczą. Na odsłonięcie zaproszeni zostaną Fot. archiwum dotychczasowi przyjaciele Sabadachowa. Wielu z nich zaangażowało się w pomoc przy tworzeniu dzieła. Przewidziany jest też udział księdza kapelana LWP, kawalera orderu Virtuti Militari. P. POLAŃSKI Prowincjałki Piotr P., trzydziestolatek z Sieradza, założył firmę „Goldbud”. W ciągu zaledwie miesiąca udało mu się wyłudzić od różnych przedsiębiorców towary wartości prawie miliona zł: wózki widłowe, sprzęt fotograficzny, sprzęt agd, ryby, owoce, wyroby mięsne. Trudno go było odnaleźć, bo „działalność gospodarczą” prowadził na nazwisko i dowód osobisty swego przyjaciela, który akurat odsiadywał wyrok w więzieniu. Niebawem obaj spotkają się za kratkami. ŻYŁA ZŁOTA 30 tysięcy fałszywych magnetycznych kart telefonicznych podrobili dwaj mieszkańcy Tomaszowa Mazowieckiego – Wiesław M. (47 l.) i jego syn Łukasz M. (22 l.). Karty fałszowali od kilku lat, czyli także wtedy, gdy ich bliski krewny (szwagier i wujek), podinspektor Andrzej Z. był komendantem powiatowym tomaszowskiej policji. Rok temu razem z nimi parał się tym intratnym zajęciem Paweł B. syn ówczesnego szefa Wojskowej Komisji Uzupełnień. Mieli panowie ekstrarobotę. Teraz nie dość, że państwo musi im zapewnić wikt w więzieniu, to po jego opuszczeniu powiększą armię bezrobotnych poborców zasiłku. SAMI SWOI Na Śląsku właściciele kantorów, lombardów i salonów jubilerskich mają przechlapane w policji. Ni stąd, ni zowąd policjanci wpadają do ich sklepów i zabezpieczają mienie z prokuratorskim nakazem w ręku. Jeden z jubilerów stracił w ten sposób 10 kg złota. Dopiero po kilku godzinach prawda wychodzi na jaw. Policjanci to przebierańcy, a ich legitymacje i nakazy rewizji są fałszywe. Mundury też. A co z okradzionymi? Hm, głupich nie sieją, sami się rodzą. NA BEZCZELNEGO Policjanci zauważyli w lesie zaparkowanego opla, a przy nim człowieka, który przerabiał go na... policyjny radiowóz. 36-letni mieszkaniec Pruszkowa zdążył już zamontować na dachu policyjnego „koguta”, a w bagażniku miał mundury i atrapy pistoletów. Prokurator przesłuchuje go teraz, zaś „radiowóz” bezużytecznie stoi na parkingu. A mówi się, że policja ma za mało pojazdów. STUNINGOWANY Garnki niemieckiej firmy „Gundel” są, zdaniem pośredników i sprzedawców, niezniszczalne. I w związku z tym drogie. Najtańszy kosztuje 450 zł, a komplet – 5 tysięcy. Sprowadza je do Polski firma Profiss Marketing z Bielska-Białej. Do tej pory sprzedano ich kilka tysięcy. Jak głosi reklama, są niezawodne i niezniszczalne, ale mają jedną tylko wadę: rozpadają się po użyciu! A co z dystrybutorem? Zbankrutował, zanim zdążył ludziom oddać pieniądze za szmelc. Opracował A.R. NABICI W GARY Czym skorupka za młodu... Jako młodzian trudnił się włamaniami i fałszerstwem. Później się ustatkował, ale wrodzone zamiłowanie do łatwej kasy pozostało... Został więc katolickim księdzem. Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu 9 lutego zatrzymali ubranego w koloratkę mężczyznę, który kierował samochodem osobowym marki Renault i legitymował się fałszywym prawem jazdy. Po przewiezieniu na komendę okazało się, że jest księdzem katolickim oddelegowanym – jak twierdził – do pracy na Ukrainie. Potwierdziły to dwie starsze kobiety, które z nim podróżowały. W trakcie przesłuchania 33–letni ksiądz Piotr Zając przyznał, że fałszywe prawo jazdy kupił na „Górniaku” (jeden z łódzkich bazarów) za 250 złotych: – W styczniu zgubiłem dotychczasowe, a nie miałem czasu wyrobić nowego – tłumaczył. Stróże prawa zaczęli jednak węszyć i już wkrótce okazało się, że ksiądz miał sporo doświadczeń kryminalnych, bowiem swój przestępczy chrzest przeszedł w wieku 17 lat. Przed wstąpieniem do seminarium duchownego był wielokrotnie notowany przez policję oraz kilkakrotnie poszukiwany listami gończymi za włamania, których dopuścił się w latach 1987, 1990 i dwukrotnie w 1993 roku. Ma też na koncie jedno podrobienie dokumentu w 2002 roku. Robert Matusz, naczelnik sekcji kryminalnej jarosławskiej Komendy Powiatowej Policji, zastrzega: – Sprawę wyjaśniamy, a na razie nie mogę podać więcej szczegółów. Potwierdziliśmy na Ukrainie, że ks. Zając od czerwca 2003 r. jest duszpasterzem w parafii rzymskokatolickiej w mieście Izmaił (diecezja odesko-symferopolska) i podlega jurysdykcji biskupa Bronisława Bernackiego. Cieszy się tam znakomitą opinią jako organizator wyjazdów handlowych do Polski. Wygląda na to, że Ukraina jest ulubioną kryjówką naszych rodzimych księży kryminalistów. Chował się tam przed nami pedofil ks. Wincenty Pawłowicz i znalazł schronienie włamywacz ks. Zając. Ilu ich tam jest jeszcze? DOMINIKA NAGEL Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. POLSKA PARAFIALNA Według sondaży, kat. Kościół i jego funkcjonariusze wciąż cieszą się wysokim zaufaniem społecznym. W praktyce bywa różnie: raz na wozie, raz na taczce. Kapłaństwo może stać się wkrótce zawodem wysokiego ryzyka, gdyż wierni są coraz bardziej rozbestwieni. Oto garść najnowszych przykładów. Ksiądz Zenon Patelski, proboszcz parafii w Świerczynkach (diecezja toruńska), już może pakować walizki. Ludzie wytrzymywali jego cennik (np. za dopuszczenie dziecka do komunii – 150 zł, ślub – 1800 zł, pogrzeb – 1200 zł), w milczeniu znosili przypadki odprawiania niezamówionej mszy i domagania się później zapłaty, a dzieci spełniały żądania 10 proc. haraczu od zawartości komunijnych „kopertówek”. Za dopust Boży uznawali jednak wierni postawę proboszcza wobec biedniejszych mieszkańców wsi: – Tym, którzy zapłacili mniej, niż żądał, podczas chrztu kazał zajmować w kościele miejsca na uboczu. Nie wolno im było usiąść razem z bogatszymi – opowiadają. Wytrzymałość ludzka ma jednak swoją granicę. Pleban przekroczył ją podczas niedawnego pogrzebu. „Wielka mi sprawa, że umarł człowiek...” – te słowa na rozpoczęcie mszy wprawiły rodzinę zmarłego w osłupienie. – Zakazał dzwonić, dopóki krewni nie dopłacą. Gdy już kondukt wyruszył, tak zasuwał na czele, że nie mogli za nim nadążyć. Ale najlepsze było, jak spuszczaliśmy trumnę do grobu – opowiada jeden z grabarzy. Ksiądz Patelski zaintonował w tym momencie... kolędę „W żłobie leży”. Już po kilku jej słowach odszedł, gdyż – jak stwierdził – miał umówione inne spotkania. Skarga na całokształt dokonań ks. Patelskiego podpisana przez kilkadziesiąt osób, a także kategoryczne żądanie zmiany proboszcza są badane przez biskupa Andrzeja Suskiego. – Jeśli kuria go stąd nie odwoła, wywieziemy łobuza szambiarką – odgrażają się mieszkańcy wsi. Spokojnie zapowiadający się pogrzeb może się okazać przełomowym P Królowej Polski. Pleban wraz z kilkoma przydupasami z rady parafialnej ustalili, że każda rodzina powinna płacić na utrzymanie kościoła i plebanii roczną daninę w wysokości 340 zł. Okazało się niestety, że mnóstwo ludzi nie rozumie jego Strażnicy sumień również w karierze księdza Stefana Dmocha, proboszcza parafii w Berżnikach (diecezja ełcka). – Wziął pieniądze, a nie chciał wprowadzić trumny do kościoła. Zgodził się po ostrej awanturze, gdy już w czasie mszy padały ostre epitety pod jego adresem. Potem oświadczył, że on na cmentarz nie pójdzie. Znowu posypały się wyzwiska – opowiadają krewni zmarłego. W liście do biskupa Jerzego Mazura, ordynariusza diecezji, parafianie zarzucają proboszczowi częste odmowy chrztu dzieci samotnych matek i bandycki cennik za posługi duszpasterskie. Podnoszą, że sprawowana równolegle funkcja kapelana Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej jest przyczyną zaniedbywania przez ks. Dmocha obowiązków w Berżnikach. Kuria obiecuje, że „sprawę zbada”, a wierni, z którymi rozmawialiśmy, ostrzegają: – Niech biskup nie próbuje badać naszej wytrzymałości. W Nisku (diecezja sandomierska) przygotowują się do wykopania z posady ks. Bogdana Łubika, proboszcza parafii pw. Matki Bożej rzed kościołem św. Wita w Rogoźnie (woj. wielkopolskie) w powietrzu latały jaja. I nie był to bynajmniej protest przeciwko ptasiej grypie. Epicentrum ataku stanowił niejaki Jan Kasztelan, z zawodu ksiądz. W ten nietuzinkowy sposób parafianie witali swojego nowego proboszcza! Wcześniej delegacja nieźle już podjaranych matek różańcowych udała się do arcybiskupa w Poznaniu. Ale Stanisław Gądecki nie miał czasu i wystawił do rozmów sekretarza Dariusza Madejczyka. Ten usłyszał, że jak w Rogoźnie pojawi się Kasztelan, to dojdzie do zamieszek, jakich tam nigdy nie oglądano. Nie było zbyt wiele czasu na dalsze negocjacje. Argumenty władzy nie przekonały wiernych, tym bardziej że istniała już ,,czarna teczka” na Kasztelana, wypełniona w czasach, gdy księżulo kierował parafią w Potulicach. Zarzuca mu się pazerność, złe traktowanie młodzieży i niemoralne prowadzenie, potrzeb finansowych. W rozsyłanych im wezwaniach do zapłaty ks. Łubik skrupulatnie oblicza zadłużenie (rekordziści mają już 1020 zł) oraz domaga się pilnego uregulowania należności. Wprawdzie nie nalicza karnych odsetek, ale wieść gminna niesie, że nazwiska opornych będą wkrótce odczytywane z ambony. – Co mają zrobić ci najbiedniejsi? Dać dzieciom jeść i kupić buty, czy raczej księdzu zanieść na jego zbytki? Jeśli wyczyta ich nazwiska, tego samego dnia odeślemy go biskupowi Andrzejowi Dziędze do bowiem ksiądz Jasio lubił sobie wyskoczyć na panienki. Ma on też swoisty sposób porozumiewania się z wiernymi. Latem ubiegłego roku na drzwiach plebanii we wspomnianych Potulicach zawiesił karteczkę z na- Sandomierza – odgrażają się buntownicy. Są jeszcze takie miejsca w Polsce, gdzie wierni z determinacją walczą o „swoich” duszpasterzy, a na taczkach skłonni są wozić... biskupów. Pod koniec stycznia kilkadziesiąt osób posunęło się do okupacji kurii diecezji zielonogórsko-gorzowskiej w obronie księdza Andrzeja Lubańskiego, dotychczasowego proboszcza parafii w Wawrowie. Biskup Adam Dyczkowski dopiero po kilku godzinach łaskawie zgodził się wysłuchać protestujących, wśród których byli m.in. dyrektorka szkoły, gdzie ks. Lubański uczył religii. Niestety, żadne argumenty (w tym petycja z 700 podpisami) nie docierały do ordynariusza: – Ksiądz Andrzej jest alkoholikiem i niemoralnie się prowadzi. Skierowałem go na leczenie – oświadczył. – Biskup potraktował nas jak śmieci. Wygląda na to, że jesteśmy jedynie po to, by płacić na tych pasibrzuchów. W ogóle się z nami nie liczą – oceniła jedna z manifestujących kobiet. Ksiądz oskarżony (bezpodstawnie – jak zapewnia) o pijaństwo i łajdaczenie się wylądował w szpitalu z objawami zawału serca, zaś jego następcy, ks. Waldemarowi Sołtysiakowi, mieszkańcy wsi zapowiedzieli: – Nie wygonimy, ale też pieniędzy dawać nie będziemy! Styczeń w ogóle był fatalny dla biskupa Dyczkowskiego: kilka dni przed niezapowiedzianą wizytą ekipy z Wawrowa odwiedziła kurię delegacja parafii w Lubnie. Też mieli petycję i błagali o pozostawienie na stanowisku proboszcza ks. Przemysława Kaminiarza. Ten stał jednak na straconej pozycji, gdyż w ostatnich dniach grudnia ubiegłego roku po pijaku staranował na ulicach Gorzowa kilka samochodów i skandal się z tego zrobił niemały („Msza na klina” – „FiM” 3/2004). – Bronicie pijaka, który usiadł za kółkiem – obruszył się ordynariusz. Jest więc czego bronić. W ciągu kilku godzin przeciwnicy nowego szefa mieli zebranych 800 podpisów z protestem. Mimo to biskup Grzegorz Balcerek, przysłany w celu bezkolizyjnego usadowienia Kasztelana, mówił Kasztelan z jajami pisem: „Parafia nieczynna z powodu wyjazdu na wakacje” i faktycznie dał dyla do jakichś ciepłych krajów, żeby wygrzać kości. Innym razem w gablocie pojawił się grafik uczennic i uczniów korzystających ze spowiedzi świętej – z dokładnością do pierwszego piątku każdego miesiąca Kasztelan obliczył procentowo wierność młodych duszyczek. Niestety, była cieniutka. Parafia św. Wita w Rogoźnie jest jedną z najstarszych w Wielkopolsce, a założyła ją podobno sama Dobrawa (ta od Mieszka I). do tłumu tymi słowy: – Przyjmijcie nowego proboszcza, dobrego pasterza... W odpowiedzi skandowano zgodnym chórem: – Chcemy kapłana, nie Kasztelana! W pewnym momencie członkowie rady parafialnej, wsparci przez braci kurkowych i przedstawicieli Cechu Rzemiosł Różnych sforsowali bramę wejściową do świątyni, pokonując blokadę z kilkuset osób. – To sprzedawczyki! – krzyczano na tych nielicznych, którzy pomagali biskupowi i nowemu proboszczowi w dotarciu 7 Próbowali przekonywać, że proboszcz za posługi duszpasterskie bierze rzeczywiście „co łaska”, co jest wielką rzadkością, ale tym akurat pogorszyli sytuację. Biskup nie ustąpił, choć owieczki miały jeszcze jeden argument: – Poprzednik księdza to dopiero ostro pił, a wtedy bezskutecznie prosiliśmy ekscelencję o jego przeniesienie. Gdy wracali do Lubna, jeden z sygnatariuszy petycji marzył: – Jeszcze się biskup doczeka, że i jego wsadzimy na taczkę. Kościelni ministranci bywają nierzadko deprawowani przez lubieżników w sutannach. Księdzu Andrzejowi Hafirukowi, proboszczowi parafii w Piotrowicach (diecezja elbląska), trafiła się grupa już zdeprawowanych. Daniel, Marcin i Seweryn (po 14 lat), którzy należeli do tzw. służby liturgicznej ołtarza, od wielu miesięcy okradali dobrodzieja, korzystając z dorobionych kluczy do plebanii, garażu, a także kościoła. Brali pieniądze oraz olej opałowy. Wino mszalne konsumowali na miejscu, zakąszając... komunikantami. Nie byli pazerni, a że zapasy były duże, ks. Hafiruk nie połapał się w ubytkach. Wpadli przypadkiem, próbując sprzedać olej opałowy jednemu z miejscowych gospodarzy. O dalszym losie zatrzymanych przez policję chłopców zadecyduje sąd rodzinny. I jeszcze coś z ostatniej chwili, znowu z podwórka biskupa Adama Dyczkowskiego: straszna awantura w parafii Matki Boskiej Bolesnej w Białołęce k. Głogowa. Proboszcz, ksiądz Zbigniew Dymitruk, został schwytany przez Kazimierza O. na tzw. gorącym uczynku z panią Czesławą O. Kobieta następnie zniknęła i jest poszukiwana przez rodzinę. Ślady uciekinierki wiodą do księdza, jednak on stanowczo odmawia wydania Czesławowi O. jego prawowitej małżonki. Protest podpisany przez 87 parafian od dawna czeka na rozpatrzenie przez ordynariusza, więc miejscowa ludność chce wziąć sprawy (czytaj: klechę) we własne ręce. I tak dalej, i tak dalej... A w minioną niedzielę TVN odtrąbił, że Krk jest instytucją najwyższego zaufania społecznego. Niepojęte! ANNA TARCZYŃSKA do kościoła. Jaja leciały z góry niczym pociski przeciwpiechotne. Nowy proboszcz zasiadł jednak w historycznym miejscu. Nie ma zamiaru niczego komentować, a za tych, którzy rzucali w niego jajami, już rozpoczął odmawiać zdrowaśki. Kuria w Poznaniu jest pełna optymizmu. Rzecznik prasowy wydał nawet specjalny komunikat. Czytamy w nim m.in.: „W sobotę przed bramą wiodącą na teren kościelny zebrała się grupa osób, niektóre były pod wpływem alkoholu. Część z nich przyjechała do Rogoźna na gościnne występy. Chcieli oni udaremnić wejście orszaku z biskupem Balcerkiem na teren kościoła”. Przyznacie, że treść i forma jakby znajoma. Takie komunikaty publikowali funkcjonariusze PZPR, którzy też nigdy nie umieli policzyć protestujących i którym wydawało się, że na władzę krzyczą jedynie warchoły, nieroby i pijacy. Oni też – mimo wszystko – stawiali na swoim. JAN KALINOWSKI 8 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE Jak dogodzić kruchtowym władzom Uniwersytetu Szczecińskiego szukającym siedziby dla wydziału teologicznego? Najlepiej zlikwidować którąś ze szkół i oddać teologom. Prezydent Szczecina Marian Jurczyk może być niemal pewien, że jego kolejny chytry plan zostanie zrealizowany. Chyba że szczecińscy radni obudzą się wreszcie z letargu i powiedzą: dość! Szkoła Podstawowa nr 41 jest placówką integracyjną. Uczęszcza do niej ponad 440 uczniów, a między nimi kilkudziesięciu niepełnosprawnych ruchowo i niewidomych. W ciągu 10 lat właśnie dla tych uczniów niemałym kosztem wprowadzono – Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że do naszego budynku przeniesiona zostanie szkoła z ulicy Wielkopolskiej, bo właśnie jej siedzibę pragnie przejąć Uniwersytet Szczeciński na wydział teologii – mówi Kazimierz D., ojciec ucznia SP nr 41. – Oficjalnie nikt nic nie chce powiedzieć, a prezydent Jurczyk zasłania się decyzjami swoich podwładnych. Jego zastępczyni – Anna Nowak – nie ma jednak czasu ani dla nas, ani na spotkanie z rodzicami uczniów w celu wyjaśnienia kulis likwidacji szkoły. – Przedstawiono nam za to wyliczenia specjalistów z Uniwersytetu Szczecińskiego. Mówią o niekorzystnych wynikach ekonomicznych szkoły integracyjnej – dorzuca Anna P., matka jednego z uczniów. – Już samo to, że ekspertyzę wykonała uczelnia zainteresowana likwidacją ocenianej szkoły, jest karygodne, nie mówiąc o manipulowaniu liczbami. Prezydent robi dobrze sporo udogodnień. Teraz wszystko to ma być zmarnowane, bo władze miejskie zdecydowały się zlikwidować szkołę, a uczniów przenieść do kilku pobliskich placówek, w których nie ma nawet prowizorycznych podjazdów dla wózków inwalidzkich. – Moglibyśmy na to machnąć ręką – mówi matka jednego z niepełnosprawnych – ale nie możemy zgodzić się z argumentacją likwidatorów, którzy twierdzą, że operacja ta jest niezbędna z powodu niżu demograficznego i braku pieniędzy. W rejonie tej placówki nie brakuje uczniów, w tym także niepełnosprawnych, którzy od września będą chcieli się tu uczyć. Na skutek likwidacji SP nr 41 zmarnowane zostaną olbrzymie pieniądze i wysiłek, jaki włożono w przystosowanie tej placówki dla potrzeb dzieci chorych (specjalne podjazdy, 2 sale do terapii zajęciowej, toalety dostosowane dla dzieci w wózkach). Warto też wspomnieć o wysokiej klasy specjalistach opiekujących się uczniami. Zapewne dlatego w poprzednim roku szkolnym placówka ta otrzymała tytuł „Szkoły przyjaznej uczniom z dysleksją”; specjalny certyfikat i podziękowanie przekazał też kurator oświaty. Mimo to klamka zapadła – szkoła pójdzie do likwidacji. Przewodniczący rady szkolnej Stefan Dutko dwoi się i troi, by cofnięto decyzję o likwidacji placówki. – Prosiłem o pomoc zarówno prezydenta, jak i parlamentarzystów, ale nic nie wskórałem. Jedyna nadzieja w radnych, którzy wysłuchają naszych argumentów i nie przyłożą ręki do zlikwidowania tak potrzebnej placówki oświatowej. Decyzja rady miejskiej w tej sprawie zapadnie podczas lutowej sesji. Z jednej strony drastycznie oszczędza się na edukacji dzieci, w tym także niepełnosprawnych, z drugiej zaś – marnuje olbrzymie pieniądze z powodu głupoty i niekompetencji władz. Ostatnio na konto niemieckiej firmy Euroinvest Saller miasto musiało przelać 10 milionów złotych z powodu przegranego w sądzie procesu. Kilka lat temu prezydent klerykał M. Jurczyk samowolnie unieważnił przetarg wygrany przez wspomnianą firmę. Grupa radnych podjęła teraz decyzję o wniesieniu tej sprawy do prokuratury. Zapewne śledztwo nie spowoduje odzyskania pieniędzy i skierowania ich na dofinansowanie kulejącej oświaty, ale potwierdzi niekompetencję Jurczyka i jego ekipy. RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum G dzie najlepiej szukać oszczędności? Z pewnością w oświacie. Nauczyciele niechętnie strajkują, a dzieci i młodzież głosu nie mają. Rządzący Łodzią prezydent Jerzy Kropiwnicki deklaruje na każdym kroku troskę o miasto i jego mieszkańców. Jak to z klerykałem bywa, w praktyce pokazał już wielokrotnie, że tak naprawdę gardzi prostymi ludźmi i ich problemami („FiM” 51/52 z 2003 r.). Teraz chce nadgryźć oświatę. W budżecie miasta brakuje pieniędzy, więc postanowił zlikwidować... 43 placówki oświatowe. Oczywiście, li- Oświatowy kanibalizm kwidacyjny apetyt prezydenta rodem z ZChN nie dotyczy ani jednej szkoły katolickiej. Urzędnicy wyliczyli, że dzięki temu „oświatowemu kanibalizmowi” miasto zaoszczędzi 17 mln złotych. – To fikcja – oceniają posunięcie samorządu członkowie Łódzkiego Komitetu Obrony Oświaty, zawiązanego w końcu grudnia ubiegłego roku z inicjatywy placówek przewidzianych do likwidacji. – Po pierwsze: zwalnianym pracownikom trzeba będzie wypłacić odprawy, po drugie: zanim dojdzie do przehandlowania zamkniętych placówek, ktoś je będzie musiał ogrzewać, pilnować itp. – Cała sprawa postawiona jest na głowie – mówi poseł Krzysztof Baszczyński. – Fałszywa jest bowiem argumentacja łódzkich władz, że niż demograficzny jest asumptem do tak drastycznych oszczędności. Jak wynika z danych liczbowych, już niedługo odnotujemy niewielki przyrost liczby przedszkolaków. – Jeśli teraz zamkniemy szkoły, to gdzie w przyszłości uczyć się będą młodzi łodzianie? – pyta dramatycznie Wiktor Kłos ze wspomnianego Komitetu Obrony Oświaty, na co dzień nauczyciel Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 5 przy ul. Drewnowskiej, placówki przewidzianej do skasowania. – Zamiast likwidować, władze miasta powinny zatroszczyć się o poprawę warunków nauczania w szkołach, czemu może sprzyjać zmniejszona liczba uczniów. Średnio w klasie może ich być 25 zamiast na przykład 28, jak to jest dziś. – Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych przy ul. Drewnowskiej za rok ma zniknąć z mapy Łodzi – mówi Katarzyna Trzaskalska-Chołys, rozgoryczona szefowa ŁKOO, na co dzień zatrudniona w tej placówce. – Do dziś nie znamy jednak kryteriów likwidacji, jakie zastosowano w naszym przypadku. Szkoła istnieje od lat dwudziestych ubiegłego stulecia, powstała wówczas jako jedna z 7 tego typu placówek w Europie (tzw. szkoły – pałace), obecnie uczy się w niej 1000 uczniów. Możemy nadal kształcić przyszłych handlowców, m.in. dla potrzeb powstającego w sąsiedztwie wielkiego kompleksu handlowo-usługowego „Manufaktura”. M arian Jurczyk, z braku zdolności i pomysłów na rządzenie Szczecinem, chce postawić pomnik ofiarom Grudnia ’70. Twierdzi, że bez tego nie ustąpi z prezydenckiego stołka. To już niedługo może się zdarzyć! Podczas grudniowej sesji radni Rady Miasta po raz kolejny zmienili lokalizację monumentu, który ma upamiętnić ofiary Grudnia ’70. Przed sześcioma laty dla pomnika zarezerwowano skwer między jezdniami Trasy Zamkowej, trzy lata później mówiono już o placu Solidarności, zaś w październiku 2002 roku podjęto decyzję o ustawieniu pomnika na placu śś. Piotra i Pawła. Gdy jednak strażacy nie zgodzili się na zasypanie basenu przeciwpożarowego, z tej lokalizacji również nici wyszły. Teraz znów mówi się o placu Solidarności i ustawieniu monumentu – uwaga! – naprzeciwko Komendy Wojewódzkiej Policji. Co prawda współczesna policja to nie Milicja Obywatelska z lat 70., ale zarówno tamci, jak i obecni mundurowi, służą Hiobowe wieści o likwidacji szkół i przedszkoli zjednoczyły jak nigdy zarówno nauczycieli, jak i rodziców. Zorganizowano już wiele demonstracji i protestów, a likwidowane placówki szykują się do ostrej batalii o swój dalszy byt. Jak znamy Kropiwnickiego – facet nie ustąpi. Postawi na swoim tak, jak w przypadku Teatru Nowego. BARBARA SAWA Fot. Autor M agistrat Łodzi nie słynie z oszczędności. W podległej mu spółce MPK nowy prezes rozpoczął urzędowanie od remontu gabinetu za 1 mln zł. Także sam prezydent J. Kropiwnicki wydaje sporo kasy na zagraniczne wojaże (dotąd 50 tys. zł), ponadto zatrudnił „swojaków” jako doradców na ciepłych posadkach, zwalniając jednocześnie ponad 100 urzędników i wypłacając im należne odprawy. Niewiele brakowało, by swojemu kolesiowi załatwił „fuchę” za 400 tys. zł (za projekt pomnika upamiętniającego eksterminację Żydów). Przez kilka tygodni z kasy miejskiej finansowano kursujący po Piotrkowskiej pusty autobus... udający zabytkowy tramwaj. Z pieniędzy podatnika – wbrew pierwotnym deklaracjom – dofinansowywano również powstałą we wrześniu ubiegłego roku publiczną szkołę podstawową i gimnazjum (przy ul. Nałkowskiej), prowadzone przez Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. Tylko w ciągu czterech miesięcy z kasy miejskiej przekazano tej placówce ponad 300 tys. zł, nie licząc udostępnienia za friko wielkiego kompleksu budynków. Na takie „dary” nie może liczyć w Łodzi żadna inna placówka oświatowa. Z publicznych pieniędzy łodzian dofinansowywane są też preferencyjnie niepubliczne szkoły katolickie. władzy do tych samych celów. Zatem stawianie pomnika w takim miejscu jest cokolwiek nietaktowne. Szczecińscy radni mają jeszcze jeden pomnikowy problem. Otóż po niedawnej śmierci Czesława Niemena wróciła sprawa pomnika tego wielkiego artysty. Wróciła, bo już pięć lat temu radni sugerowali ustawienie w mieście monumentu muzyka, który zadebiutował tutaj w 1962 r. podczas I Festiwalu Młodych Talentów, ale propozycja nie zyskała aprobaty. Teraz wszystko wskazuje na to, że pomnika Niemena nadal nie będzie. Jak ma być, skoro za sprawą Jurczyka miasto traci olbrzymie pieniądze i w kasie miejskiej widać dno. Na przykład 10 milionów złotych odszkodowania Szczecin wypłacił ostatnio firmie, która na skutek unieważnienia przez Jurczyka przetargu straciła atrakcyjną działkę. Teraz szykuje się powtórka tego scenariusza z inną firmą. Pomniki muszą zatem poczekać na lepsze czasy. A lepsze czasy dla Szczecina nastąpią wtedy, kiedy odstąpi Jurczyk. RP Kupa mięci Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE W Milanówku pod Warszawą jest park ze starodrzewem (7 hektarów), a w nim pałac cudnej urody (5 tys. metrów kwadratowych). Park i pałac podlegały do tej pory Markowi Polowi, a teraz zmieniły właściciela. Jest nim stowarzyszenie, któremu prezesuje... Pol Marek. Na owej zmianie Skarb Państwa stracił 15 955 000 zł. I to jest POL-ska właśnie. Było tak: Pałac i park po nacjonalizacji w 1945 r. stały się własnością państwa, a dokładnie Polskich Kolei Państwowych. Po co PKP pałac wśród drzew? A po to, aby zasłużeni (i wysłużeni) kolejarze mieli gdzie odpoczywać i grzać swoje emeryckie kości. Starości dożywało tam w porywach 220 kolejarzy, a obiekt – jak na warunki komunistyczne – był cudem ekonomii, bo finansował się sam. Emeryci płacili tylko część swoich emerytur na papu tudzież bieżące utrzymanie personelu i substancji mieszkaniowej. W latach 90. przyszło „nowe”, a wraz z nim widmo bankructwa Domu Zasłużonego Kolejarza. Nie dlatego, iżby takowych zasłużonych nie było, tylko że ich nowe emerytury (dzięki panu Balcerowiczowi) zaczęły wystarczać już tylko na... oddychanie zdrowym, parkowym powietrzem i może jeszcze na kaszkę mannę zamiast obiadu (z kronikarskiego obowiązku spieszymy przypomnieć, że za złej komuny emerytura kolejarza sięgała 120 proc. średniej polskiej emerytury, zaś za Balcerowicza wskaźnik spadł do 60 proc.). W tej sytuacji w połowie lat 90. dom zaczął się wyludniać z dwu powodów: po pierwsze – biologia, czyli kres żywota; po drugie – brak nowych chętnych, bo cennik pobytu stał się kosmiczny. Dość powiedzieć, że emerytura na przykład zawiadowcy stacji w Pcimiu Dolnym nie pokrywała nawet 40 procent kosztów jego ewentualnego pobytu w Domu Zasłużonego Kolejarza. Ostatecznie Z Uradzono więc sprzedanie milanowskiego obiektu, ale pech pałacu nie opuszczał. Kiedy już-już znalazł się kupiec, to okazało się, że stop! powiedział Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który zajął hipotekę obiektu za długi kolejnictwa. Hipoteka opiewała na kwotę 16 mln złotych (plus rosnące wciąż odsetki). Ewentualni nabywcy pouciekali więc gdzie pieprz rośnie, bo głupi nie byli. Szacunkowa wartość całej nieruchomo- Społecznej (PKPS), któremu szefował (i szefuje) Marek Pol. Stan faktyczny mamy więc taki: Polowi z PKP nie opłaca się za cholerę utrzymywać obiektu w Milanówku, a Polowi z PKPS opłaca się jak najbardziej. Obaj Polowie to oczywiście jeden i ten sam wicepremier Pol Marek. Jak to możliwe? A tak, że oto ma miejsce cud kolejny. Ni stąd, ni zowąd ZUS odstępuje od zajmowania hipoteki pałacu i parku. Jak POLak z POLakiem w Milanówku pozostało już tylko 45 emerytowanych kolejarzy – mniej niż personelu. PKP policzyły sobie i wyszło im, że taniej byłoby tę grupę umieścić w Mariotcie, niż utrzymywać dalej wielki pałac i pielęgnować park. nów zabłysnęli stróże prawa w woj. kujawsko-pomorskim. Bydgoski sędzia podejrzany jest o fałszerstwa, grupa policjantów z Inowrocławia o wyłudzenia podatkowe, a gliniarz z Bydgoszczy o paserstwo. Kilku innych sprawiedliwych czeka na rozprawy. Bydgoski sędzia Waldemar Z. doskonale wie, co robić, aby uniknąć kary. Wkrótce przedawni się już drugi z trzech zarzutów, które postawił mu rzecznik dyscyplinarny w gdańskim Sądzie Apelacyjnym. A było tak. Rodzina K., właściciel pewnej firmy z Bydgoszczy, powiadomiła prokuraturę, że sędzia Z. domagał się od niej samochodu i pieniędzy za samą tylko gotowość do pracy. Wyszło na jaw, że przez dziesięć lat sędzia dorabiał sobie w prywatnej firmie, co jest niezgodne z prawem. Ponieważ z sędziami raczej się nie zadziera, właściciele firmy dali Z. volkswagena minivana. Wkrótce sprawiedliwy przejechał nim pijanego pieszego. Nie był ubezpieczony, więc pozwał do sądu rodzinę zabitego. W trakcie procesu skłamał, że jest właścicielem auta, które przecież w papierach należało do firmy. Naprawa kosztowała ponad 11 tys. zł. Żeby pieniądze odebrać, Z. podrobił na fakturze podpis jednego z właścicieli firmy. ści (pałac i park) to około 12 mln złotych, więc roszczenia ZUS przekraczały jej wartość. Ale Polska jest krajem cudów i taki cud się zdarzył! W grudniu roku 2003 nagle znalazł się kupiec. Okazał się nim Polski Komitet Pomocy Tę nagłą zmianę stanowiska firmy znanej z nieustępliwości (wobec maluczkich!) pani Barbara Rymaszewska, dyrektor oddziału ZUS Warszawa I, tłumaczy tak: – Zrezygnowaliśmy z hipoteki, bo PKP obiecało, że sprzeda pałac oraz park Stróże bezprawia Prokuratura twierdzi, że takich lewych faktur doliczyła się ponad trzydzieści! Aby dokonać odliczeń podatkowych, sędzia Z. zmusił księgową firmy K. do zafakturowania fikcyjnego remontu w jego mieszkaniu. Księgowa dobrze wiedziała, że wydanie takiej faktury to przestępstwo, więc choć fakturę wydała, to napisała też stosowne oświadczenie. Sędzia Z. na dodatek i na bezczelnego wystąpił też w tych sprawach (rodziny K. i krewnych zabitego przechodnia) z dwoma cywilnymi powództwami. Zapomniał jednak, iż o takich procesach powinien powiadomić prezesa Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Proces sędziego Z. przed gdańskim sądem dyscyplinarnym toczył się przy drzwiach zamkniętych od listopada 2002 r. do lipca roku ubiegłego. Z. kilkakrotnie nie stawiał się na rozprawy i chorował. W tym czasie przedawnił się wobec niego zarzut o niezgodne z prawem dorabianie na lewo. Mimo to gdański sąd pozbawił go togi sędziego. No to Z. odwołał się czym prędzej do Sądu Najwyższego, który nakazał ponowne rozpatrzenie, ale... już tylko dwóch zarzutów: żądania od właścicieli firmy samochodu i pieniędzy za gotowość do pracy oraz wytoczenie dwóch pozwów cywilnych bez powiadomienia prezesa Sądu Okręgowego. Rzecznik dyscyplinarny uważa, że popełniając te czyny, Z. wykorzystał prestiż i uchybił godności urzędu sędziowskiego. Na początku stycznia proces miał ruszyć ponownie. Tak się jednak nie stało, bo wysłane na początku grudnia wezwanie na rozprawę... nie dotarło na czas do Z. Tymczasem zarzut o żądanie samochodu i pieniędzy od firmy K. przedawni się już 1 kwietnia. Inną aferą żyje natomiast Inowrocław. Wkrótce prokuratura postawi zarzuty fałszowania dokumentów pięciu miejscowym policjantom oraz byłemu pracownikowi miejscowej skarbówki, Krzysztofowi Rz. Ten założył własne biuro rozliczeń podatkowych. Chętnie korzystali z niego znajomi Rz., w tym policjanci. Dlaczego? Bo w biurze fałszowano dokumentację podatkową. Dzięki temu Skarb Państwa wypłacał klientom 9 i ciupasem odda nam należność. Jeśli już pogoda dla bogaczy nastała, to dochodzi do handlowego spotkania przedstawicieli PKP i PKPS, na którym ustalane są warunki umowy kupna-sprzedaży. No i teraz uważajcie! PKP mówi: – Kochany PKPS-ie, dajecie nam 45 tys. (słownie: czterdzieści pięć tysięcy złotych) i obiekt jest WASZ! Co więcej – nie musicie przejmować się personelem, bo sami ich wywalimy, wypłacając odprawy, a jak się da, to i nie wypłacając. Coś podobnego... Pol z PKPS przeciera oczy ze zdumienia, że jego alter ego Pol z PKP wręcza mu prezent za 1/266 część jego wartości!!! Co więcej – PKPS nie musiał się zobowiązywać, że z resztką dotychczasowych pensjonariuszy ośrodka zrobi cokolwiek. Żeby choć przedyskutowano kwestę eutanazji... Ale nie. Nic z tych rzeczy. Miłosiernie jednak PKPS umieścił na razie część starych kolejarzy w swoim ośrodku w Hajnówce. Ich los jest całkiem niepewny, bowiem Polski Komitet Pomocy Społecznej nie ma żadnego obowiązku troszczyć się o byłych pensjonariuszy ośrodka w Milanówku: – Jak to nie mamy obowiązku? A obowiązek moralny? – odpowiada Teodozja Kuc – dyrektor PKPS. Daj Boże! Obyśmy tylko nie dowiedzieli się wkrótce, że emeryci zostali przekwaterowani na Dworzec Centralny, aby czuli się jak za dawnych lat... Résumé mamy więc takie: Polski Komitet Pomocy Społecznej wszedł za bezdurno w posiadanie wspaniałego obiektu i pięknego parku, a Hausner... A Hausner martwi się, gdzie znaleźć oszczędności w budżecie. Podpowiadamy: według naszych ostrożnych, szacunkowych obliczeń na transakcji Marka Pola z Polem Markiem Skarb Państwa stracił co najmniej 15 955 000 zł. Ile to? Dokładnie tyle, ile brakuje ministrowi zdrowia Leszkowi Sikorskiemu do zażegnania strajku generalnego lekarzy w woj. podkarpackim. MarS, MP, AR Rz. rzekomo nadpłacone podatki. Były to kwoty od kilkuset do kilku tysięcy złotych. W tej sprawie przed sądem stanie 11 osób, w tym pięciu gliniarzy. Wkrótce też rozpocznie się proces przeciwko policjantowi z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy. Ten stróż porządku został oskarżony o paserstwo. Prawie rok temu gliniarze z Włocławka zorganizowali akcję przeciwko złodziejom samochodów. Udało im się wykryć „dziuplę”, w której przestępcy przetrzymywali skradzione auta. Przy okazji wyszło na jaw, że przy sprzedaży przynajmniej jednego z aut złodziejom pomógł kolega po fachu włocławskich policjantów. Rozpoczęło się również dochodzenie przeciwko policjantowi z Lipna, który od fałszerza pożyczał sobie drukarkę do produkcji pieniędzy. W toku jest także proces (opisywany już przez „FiM”) w sprawie prokuratora Jana M. z Inowrocławia, który udzielał porad prawnych groźnym gangom i wziął udział w wyłudzeniu 5 tysięcy kilogramów mleka w proszku. W związku z podejrzeniami o popełnienie przestępstw – w regionie kujawsko-pomorskim zawieszonych jest już kilku innych prokuratorów i sędziów. Jak tak dalej pójdzie, przestępcy będą zmuszeni sądzić się sami. ROMAN KRAWIECKI 10 A TO POLSKA WŁAŚNIE Sanktu Jana P Jedną z wielu zalet papieża jest to, że można na nim zarobić. Odkryli to w wiosce za Suwałkami. O takich dziurach jak Leszczewo zwykło się mówić, że psy szczekają tam dupami. Było to 9 czerwca 1999 roku. W nocy nic nie zapowiadało cudu, który miał rano nastąpić, choć dziś niektórzy przysięgają, że zagrzmiało przy bezchmurnym niebie... Około godziny 10 zobaczyli tuman kurzu. Wśród kolumny samochodów ten najważniejszy był biały, papieski. Z tej właśnie największej dryndy z trudem wygramolił się... ON. Jak zwykle wyciągnął świętą dłoń, zaś Milewscy i inni gapie rzucili się na wyścigi, żeby oddać tradycyjny, pełnoustny cmok w Piotrowy sygnecik. Tak rozpoczynała się gospodarska, niezapowiedziana wizyta Jana Pawła II u tradycyjnej, rolniczej familii, klepiącej biedę na 11 hektarach piachów, gdzieś na końcu świata, za Suwałkami. Cesarz na Watykanie wycedził: „Szczęść Boże”, wszedł do niskiej izby i w ten sposób dał początek nowemu sanktuarium. Na przełomie stycznia i lutego kopnęliśmy się pod granicę z Litwą, żeby na własne oczy zobaczyć, co słychać u świętej rodziny Bożeny i Stanisława Milewskich oraz ich piątki pociech (Damian, Dawid, Agnieszka, Krzysztof i Monika) w wieku od 8 do 20 lat. W sieni obrazy z Papą i inne świętości, a przy drzwiach zawieszone na gwoździu różańce misyjne jako komercyjne... pamiątki z Leszczewa. Zwykły, bez żadnych bajerów – 8 zł, a taki z kryształkami – już dycha. Wygląd pokoju „papieskiego” nie zmienił się od ponad czterech lat. Odświeżono jedynie ściany seledynem ostro bijącym po ślepiach. Ogromna liczba podobizn Wojtyły wykonanych z najróżniejszych materiałów. Plastik, gips, drewno, sznurek. Jest papież wiszący, stojący, leżący na płytkim talerzu. Atmosfera jak w mauzoleum Kim Ir Sena. Na krześle, na którym siedział ON, stojącym na wprost obrazu z frasobliwym Jezusem, nikt nie mógł od TAMTEJ chwili usiąść, ba – nawet kurzu strzepnąć. Do jednej z nóg mebla przywiązano zieloną wstążeczkę, żeby Druga Polska O tym, że Polski są dwie (a nie tylko jedna – rozmodlona i przykruchtowa), mogli się przekonać warszawiacy oraz dyplomaci z ambasad Francji i Niemiec. 5 lutego Antyklerykalna Partia Postępu RACJA zorganizowała pod budynkami ambasad tych państw demonstrację, której hasła jasno sytuowały nasz kraj wśród postępowej rodziny narodów Europy. Kilkudziesięciu delegatów RACJI z różnych województw rozwinęło transparenty z hasłami „Europa świecka albo żadna”, „Europa tak, Watykan nie”, „Unia tak, ciemnogród nie”. – Celem naszego zgromadzenia jest pokazanie społeczności zagranicznej, że Polska to nie tylko społeczeństwo katolickie, ale jest w Polsce bardzo wielu obywateli o odmiennym światopoglądzie. Dlatego też wprowadzenie do preambuły Konstytucji UE zapisu o europejskich korzeniach chrześcijaństwa będzie niezgodne z rzeczywistością – mówił Piotr Musiał, przewodniczący APP RACJA. Członkowie RACJI przekazali na ręce francuskich i niemieckich dyplomatów list, w którym domagają się, aby w konstytucyjnej preambule był zapis o świeckim dziedzictwie Europy. Dyplomaci solennie obiecali przekazać epistoły do swoich ministerstw spraw zagranicznych. MarS Fot. archiwum czasami nie pomylić się i krzesła nie zamienić. To byłby dopiero skandal i tragedia! Wszystko musi być oryginalne. Tak jak kilkaset wpisów do pamiątkowej Staszek postawił krzyż i mały obelisk na pamiątkę wizyty. Sam dowódca polskich czerwonych beretów Józef Glemp poświęcił miejsce 9 czerwca 2000 roku, w rocznicę cudownego nawiedzenia. Wpisał się do księgi, pobłogosławił kustoszy sanktuarium, polecił opiekować się relikwiami. księgi: „,Bardzo dziękujemy za spotkanie z Kochanym Ojcem Świętym. Tutaj czuje się go tak mocno...”. Albo: „To niesamowite przeżycie duchowe...”. Na chałupie Milewskich widnieje reklama Radia Maryja (tatko Rydzyk wie, co robi!), przed chałupą solidna kapliczka, a parę metrów dalej pan – Ludzie przyjeżdżają się modlić, zwiedzać, całe autobusy, coraz ich więcej – mówi Milewski. – Jak stanie taki autobus na drodze, to już nikt przejechać nie może... Małorolny chłop snuje plany na przyszłość: – Przydałby się okazały parking. Moglibyśmy postawić jakąś Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. uarium Pawła II restaurację albo na początek parę budek z jedzeniem dla pielgrzymów, bo samą modlitwą nikt nie wyżyje – przekonuje ze znawstwem Milewski. – Kiosk z pamiątkami też jest konieczny, dzieci miałyby utrzymanie. Kapliczka jest za mała. Najlepiej od razu postawić by kościół, bo ludzi przybywa. Tyle że pieniędzy na nic nie ma; jaki sponsor by się przydał... Gmina Suwałki, powołana jak każda inna do wspomagania inwestycji sakralnych, na razie nic nie robi w tej kwestii, ale wkrótce może się to zmienić. Swoistą sprężyną w rozwoju „leszczewskiego sanktuarium” może być proboszcz z Wigier Zygmunt Bialuk. Pleban poczuł bluesa i wie, że chałupa Milewskich to los na loterii. W tym roku, w kolejną rocznicę cudownego objawienia się Papy, ma podobno zjechać do Leszczewa kwiat episkopatu, co potwierdziłoby swoiste namaszczenie placówki. Zawsze bliżej to niż do Watykanu, a papieża u Milewskich czuć prawie tak samo jak w Kaplicy Sykstyńskiej czy prywatnej bibliotece. Korzyścią oczywistą jest przejrzyste powietrze lecące z Wigierskiego Parku Narodowego, a nie to zżarte przez toksyny Wiecznego Miasta. Z wizyty Papy jest jeszcze jedna korzyść. Stanisław Milewski odkrył w sobie duszę rzeźbiarza... A może to dar z nieba, który spłynął na niego 3,5 roku temu? W każdym razie od tamtej pory zaczął strugać świątki, Chrystusy i inne takie. – Jeden tak mi wyszedł – wyznaje – że ksiądz Kopiczko ze Studzienicznej natychmiast mi go zabrał i ustawił w dziupli przy świętym źródełku. Świętego Ojca pan Stasio jednak boi się wyciosać, bo jeszcze nie za bardzo wychodzą mu facjaty. – Przykrości Ojcu Naszemu nie sprawię, obrażać go nie będę. Zaapelował jednak do artystów, żeby ci wykonali dla niego Wojtyłę z drewna, gdzieś do metra wysokości. Papieża ustawi pod krzyżem, a z czasem do tej trójcy dołączy Matka Boska i będzie komplet. JAN KALINOWSKI Fot. Autor 11 12 Policja niemiecka aresztowała na przystanku autobusowym w Monachium 24-letnią Chorwatkę. Czekający na autobus usłyszeli piski dobiegające z trzymanej przez nią walizki. Okazało się, że znajdowało się w niej 2-letnie dziecko w samej tylko pieluszce, choć na dworze był mróz. Kobieta wyjaśniła, że w syna wstąpił diabeł i udaje się właśnie do księdza na egzorcyzmy. TSZ DIABEŁ W WALIZCE KSIĘŻA, DO ROBOTY! Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. ZE ŚWIATA Episkopat włoski wystąpił z apelem do ludności, żeby zwiększyła częstotliwość sto- sunków seksualnych. – Bez dzieci nie ma przyszłości! – przestrzegają hierarchowie. Przeciętna Włoszka w roku 2002 miała statystyczne 1,26 dziecka. To nieco więcej niż w roku poprzedzającym, ale zbyt mało, żeby uspokoić zatrwożonych biskupów. Za obecny stan rzeczy purpuraci winią egoizm, obniżone poczucie prokreacyjnego obowiązku obywatelskiego oraz presję ekonomiczną. Przede wszystkim jednak gromią „nieustające praktyki aborcyjne”. Cóż, Włochy to nie Polska, Malta czy Irlandia. Zakazu przerywania ciąży nie da się narzucić, choćby watykańczycy nie wiem jak tupali. Ale jest pewne wyjście. Likwidacja przymusowego celibatu księży już po roku zaowocuje skokiem liczby urodzonych niemowlaczków. L.F. Rada miejska Key West, najdalej na południe wysuniętego przyczółka USA na kontynencie amerykańskim, wydała wojnę drobiowi. Bezprizorne kury i koguty terroryzują mieszkańców ostatniej zamieszkałej wyspy w archipelagu Florida Keys. Ich populacja rozrosła się do ok. 2 tys. sztuk. Pętają się pod nogami, fajdają gdzie popadnie, budzą ludzi donośnym pianiem i bezczelnie grzebią w starannie przystrzyżonych trawnikach okalających domy bogaczy. Dość tego! Burmistrz walnął pięścią w stół i wyasygnował 2 tys. dolców na położenie kresu drobiowej pladze. Funkcja terminatora przypadła miejscowemu fryzjerowi, Armandowi Parta. Ma wyłapać nieloty i przewieźć je na farmę w centrum Florydy. Kury rozmnożyły się w ostatniej dekadzie, gdy przestali się nimi odżywiać liczni w Key West bezdomni włóczędzy. Władze miejskie doszły wcześniej do wniosku, że wagabundowie straszą turystów i umniejszają walory zabytkowego miasteczka. Naruszając równowagę biologiczną, postąpiono z nimi tak jak teraz z kurami – ciupasem odstawiono ich kawałek dalej na północ. TSZ KURY TERRORYŚCI PANIE, WESPRZYJ ZBOCZEŃCA! Biskup David Ricken z diecezji Cheyenne w Wyoming publicznie obiecał „nieustające modły i wsparcie” swemu poprzednikowi, biskupowi Josephowi Hartowi. Byłoby to piękne, gdyby nie fakt, że 9 mężczyzn oskarża Harta, iż molestował ich seksualnie, gdy byli małoletni. Hart – wraz z dwoma innymi zaprzyjaźnionymi duchownymi – prowadził darmowy dom publiczny na swój użytek. Jeden ze świadków zeznał, że podsłuchał, jak ks. Hart kłócił się z ks. Reardonem, którego chłopca weźmie sobie na weekend. Żeby chłopcy byli łatwiejsi, kapłani do nieprzytomności poili ich alkoholem. W roku 2002 policja w Cheyenne wszczęła w tej sprawie śledztwo, co nie przeszkadza, że Hart ma wciąż dostęp do dzieci. Biskupowi Rickenowi jakoś nie wpadło do głowy, żeby przy okazji zadeklarować modły na rzecz ofiar swojego brata w kapłaństwie. T.W. Wiele już razy w historii skandal stawał się kanwą książki czy filmu. Nie inaczej jest teraz. Powstał właśnie dramat na podstawie afery pedofilskiej kleru katolickiego. Niewielki, funkcjonujący od 20 lat chicagowski teatr „The Bailiwick” przygotowuje na 1 marca premierę sztuki Michaela Murphy’ego pt. „Grzech: Zeznania kardynała”. W warstwie dialogowej sztuka wykorzystuje autentyczne zeznania bostońskiego kardynała Bernarda Lawa, przesłuchiwanego przez ławę przysięgłych. – Degeneracja tkanki moralnej społeczeństwa fascynuje mnie – mówi dramaturg. – Dlaczego ci księża gwałcili chłopców? Dlaczego ich bossowie to ukrywali? Kilka innych teatrów z różnych stron USA zgłosiło chęć wystawienia 70-minutowej sztuki. Prowadzone są rozmowy na temat wystawienia jej nawet na Broadwayu. TSZ Z SĄDU NA SCENĘ Prawdziwi (czyli wierzący, moralni i nieNAUKA ZGORSZENIA nawidzący liberałów) Amerykanie poczuli się głęboko zgorszeni. Zgorszyła ich polityka rządu. Tak, tak... rządu Busha! Wystosowali więc żądanie, by przedmiot zgorszenia żelazem wypalić. Chodzi o to, że Prawdziwi Amerykanie zgrupowani w organizacji Traditional Value Coalition oskarżyli National Institute of Health (Krajowy Instytut Zdrowia) o to, że marnotrawi pieniądze podatników na badania naukowe dotyczące „dziwacznych praktyk seksualnych”. Inkryminowane i tępione badania to studia dotyczące chorób wenerycznych, prostytutek, narkomanów oraz – co gorsza – zachowań seksualnych starszych (sic!), perwersji itd. Bush zaspał, więc doszło do tego, że dyrektor instytutu odrzucił pretensje wielbicieli wartości tradycyjnych, twierdząc, że badania dostarczają istotnych informacji dotyczących zdrowia publicznego. TSZ Księżom wstęp wzbroniony W położonym na zachodnim skrawku Półwyspu Jutlandzkiego miasteczku Esbjerg, w hali miejscowego stadionu, pomiędzy 30 stycznia a 1 lutego br. odbywały się targi pornograficzne. Taka sobie objazdowa impreza, powtórka tego, co od lat pokazywane jest w poszczególnych miastach Danii i w wielu innych miejscach Europy. W Danii, w której od lat 60. pornografię można niemal bez ograniczeń produkować, kupować, sprzedawać i posiadać, pornograficzne targi, wystawy itp. cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem. Tak małym, że nawet reklama niewiele pomaga. Jednak tym razem chyba wszyscy poddani JKM Małgorzaty II dowiedzieli się, że coś takiego jak porno-targi miało miejsce oraz gdzie i kiedy impreza się odbywała. Stało się tak za sprawą katolickiego księdza Benny’ego Blumensaata, który skrzyknął grupkę podobnie jak on urażonych i razem zebrali aż... 400 podpisów pod petycją przesłaną do ratusza w Esbjergu. W petycji tej kategorycznie żądali odwołania imprezy. „Domagamy się wyrzucenia pornografii z naszego miasta. Nie możemy akceptować poniżania miłości i godności kobiet, których wyrazem są targi Erotic World” – można było przeczytać w petycji. Akcja „reklamowa” wielebnego Blumensaata zrobiła swoje. W przeddzień targów wzmianki o nich można było znaleźć w większości duńskich mediów, które z wielką przyjemnością i nie szczędząc ironii żartowały z antypornograficznego fanatyka. I tak np. dziennik „Ekstra Bladet” zamieścił w sobotę tekst zatytułowany „Pornografia nie dla katolickich T o nie błąd. Nie „pierwsi”, ale właśnie „piersi”. Własnymi piersiami pewna brytyjska społecznica wspiera akcję gromadzenia pieniędzy dla tamtejszej fundacji pomocy sklerotykom. księży”. Materiał został zilustrowany zdjęciem Kariny Hansen, jednej z uczestniczek targów. Widać na nim stojącą przed wejściem do hali wystawowej młodą kobietę w „stroju targowym”, która dzierży w dłoniach plakat następującej treści: „Katolickim księżom wstęp wzbroniony z powodu ich skłonności do pedofilii”. Dalej została zacytowana wypowiedź organizatora targów, Kennetha Strandby’ego, który – komentując tak kategoryczne dyskryminowanie tej akurat grupy zawodowej – powiedział: – Nie możemy sobie pozwolić na ryzyko, że osoby ze skłonnościami do pedofilii wejdą na naszą imprezę. Pytany o swoją ocenę księżej „zadymy” wokół targów Kenneth Strandby odpowiedział: – Byłoby lepiej, gdyby zamiast mieszania się w nie swoje sprawy, ksiądz skupił swoje wysiłki na tym, aby nie miał pustek w kościele. Na Wyspach Duńskich od wielu lat nikt normalny nie ślini się już na widok pornografii. Wyjątek stanowią, jak widać, niektórzy księża. Duńczykom wystarczy, że mają żony i na drodze autopsji poznają to, co niektórzy znają jedynie dzięki masturbacji. Z. DUNEK zarobioną kwotę na cel dobroczynny. Bluzka poszła więc w górę, a 10 funtów powędrowało z kieszeni do torebki. Dziewczę faktycznie wpłaciło 10 funtów na konto brytyjskiej fundacji Mulitiple Sclerosis Charity, która stawia Piersi pomagają sklerotykom O inicjatywie młodej poddanej JKM Elżbiety II doniósł w tonie pochwały i aprobaty kilka dni temu duński dziennik „Ekstra Bladet”. Pomysł narodził się pewnego mglistego dnia, gdy w jednym z londyńskich pubów do goszczącej w nim dziewczyny podeszli dwaj młodzieńcy i poinformowali, że założyli się o 10 funtów, iż pokaże im ona swój biust. Dziewczę natychmiast zorientowało się, że ją próbują robić w konia. Bo gdyby przystąpiła do takiego zakładu, to jeden obejrzałby sobie jej biust gratis, a drugi jeszcze na dodatek dostałby 10 funtów. Nic z tego. Ale ponieważ dziewczyna była bystra, więc wpadła na inny pomysł: zdejmie koszulkę i pokaże, co ma pod spodem, ale 10 funtów pójdzie dla niej, a ona z kolei przeznaczy tak sobie za cel pomaganie osobom dotkniętym lub zagrożonym sklerozą. Wybrała akurat tę fundację, gdyż jej samej już w 1998 r. postawiono jednoznaczną diagnozę: mimo młodego wieku ma zaawansowaną i w dalszym ciągu rozwijającą się chorobę pamięci. Pierwsze udane pozyskanie pieniędzy na fundusz MSC spowodowało, że dziewczyna postanowiła założyć stronę internetową, na której każdy chętny będzie mógł obejrzeć jej biust i jednocześnie datkiem wesprzeć fundację MSC. Droga od pomysłu do przemysłu okazała się bardzo krótka. Każdy, kto chce zobaczyć, co pod bluzką nosi pomysłowa młoda brytyjska społecznica z prawdziwego zdarzenia, może kliknąć na adres http://inner.vu/vixpix/index.html. Z.D. Armia darmozjadów Z nowego wydania „Statystycznego Rocznika Papieskiego” dowiadujemy się, że w ubiegłym roku JPII mianował trzydziestu kardynałów i 175 nowych biskupów. Utworzył 19 diecezji, jeden egzarchat apostolski, jedno biskupstwo polowe, jedną prefekturę apostolską oraz 4 nowe metropolie. W roczniku znajdujemy też pewne ogólne dane statystyczne dotyczące stanu całego Kościoła w 2002 roku. Ochrzczonych katolików było wówczas miliard i siedemdziesiąt jeden milionów, czyli równo 10 mln więcej niż rok wcześniej. Stanowiło to ponad 17 proc. z 6 mld 212 mln mieszkańców naszego globu. Połowa katolików świata żyła w obu Amerykach, nieco więcej niż 25 proc. – w Europie, 1/8 – w Afryce, 10 proc. – w Azji, a niecały 1 proc. – w Oceanii. Na kontynencie amerykańskim katolicy stanowią ponad 60 proc. ludności, w Europie – 40 proc., w Oceanii jest ich więcej niż 1/4 mieszkańców, w Afryce blisko 17 proc., zaś w Azji – 3 proc. W duszpasterstwie zaangażowanych było przed rokiem ponad 4 mln osób, w tym prawie 4700 biskupów, ponad 400 tys. księży diecezjalnych i zakonnych, ponad 30 tys. stałych diakonów, prawie 55 tys. zakonników niekapłanów, ponad 780 tys. zakonnic, blisko 29 tys. osób prowadzących życie konsekrowane w instytutach świeckich, więcej niż 140 tys. misjonarzy świeckich oraz ponad 2,5 mln świeckich katechetów. W seminariach duchownych na całym świecie kształciło się 113 tys. kleryków. Osławiony ojciec Rydzyk twierdzi, że podobnie do niego myślących jest na świecie „prawie 2 miliardy”. Gdyby nawet popełnić ewidentne oszustwo i doliczyć wyznania inne niż katolicyzm, ale mające korzenie chrześcijańskie (czyli wszelkiego rodzaju sekty, jak naucza Radio, które Maryja tak bardzo ukochała), to i tak trochę jeszcze do 2 mld zostanie. W.D. Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. K ażdy chce zarabiać dużo, w solidnej walucie, w dobrych warunkach, bezpiecznie i jeszcze żeby praca była ciekawa i niezbyt męcząca. Może być za granicą. – Tu Biuro Doradztwa Personalnego – Danuta Salomon „Centrum Wokulski”, Słupsk. – Dzień dobry, interesuje mnie praca w Anglii. – Mamy taką. Anglia. Na farmie, na budowie, przy sprzątaniu, od 4 do 7 funtów za godzinę. Płaci pan 200 funtów, ja załatwię nocleg. Rzeczowy głos rozwiewa wszelkie wątpliwości. Czysta sprawa! W biurze doradztwa sympatyczna pani objaśnia szczegóły wyjazdu. – U mnie płaci pan 100 funtów. Wypisać fakturę? Jesteśmy w Londynie. Z dworca trzeba zadzwonić do prokurenta chlebodawcy i zameldować swoje przybycie. W meldunku trzeba podać swój rysopis, a w zamian dowiemy się, jak będzie wyglądać osoba, która nas wprowadzi w krainę lekkiej, dobrze płatnej, zachodniej pracy. Po godzinie, czasem trzech przyjeżdża osiłek, którego rysopis już znamy i bez zbędnych wyjaśnień zawozi nas przeważnie do Slought. W Slought rezyduje Renata, która przydzieli nam lokum i załatwi pracę. Dostaliśmy „skierowanie” na jeden z kilku flatów. Typowy flat (czyli mieszkanie) to dwie, trzy sypialnie, kuchnia i łazienka. W drodze do kwatery kasuje się od nas 100 lub 200 funtów zależnie od tego, czy zapłaciliśmy zaliczkę w Polsce. Na miejscu wybieramy sobie wolne wyro. Mamy tu towarzystwo wyjątkowo dorodnych angielskich karaluchów. W przypadku zamieszkiwania 12 osób, warto wyobrazić sobie kolejkę do toalety, szczególnie rano. Zainstalowaliśmy się. Pełni optymizmu (mimo karaluchów, braku pościeli i innych niespodzianek) czekamy na następny dzień. Kurier – przedstawiciel Renaty – kontaktuje się z nami i zapewnia, że już jutro na pewno będzie praca. Na początek na farmie, przy zbiorze kwiatów – za 3,5 funta. Ale to tylko początek, później będzie lepiej. Następnego dnia o godzinie 6.50 w umówionym miejscu zatrzymuje się możliwość, zależnie od łaskawości bossa, wzięcia ze sobą nawet dużej torby pomidorów. Skończył się drugi tydzień. Wypłata, ciut lepiej niż w poprzednim tygodniu. Okazuje się jednak, że i tym razem nasza misja na farmie zakończyła się. Jesteśmy bez pracy! Renata przez swoich ludzi przekazuje, że chwilowo brakuje pracy, ale to nic, wkrótce będzie i nadrobimy straty. Londyn wita was bus, który zawozi nas na farmę. Stamtąd zmęczeni wracamy do domu. Tam szybka kąpiel, bo akurat jest ciepła woda. Odświeżeni otwieramy konserwę przywiezioną z Polski i liczymy, ile zarobiliśmy dzisiaj. Tak więc 8 x 3,5 x 6,5 = 182 zł. Takiej dniówki w Polsce nigdy nie udało się wyciągnąć! Następnego dnia – tak samo. Za miesiąc, może półtora, zwrócą się wszystkie poniesione nakłady. Jednak czynsz 35 funtów za tydzień trzeba zapłacić z góry. Za trzy dni kończy się jedzenie przywiezione z Polski. Całe szczęście, że jest supermarket Tesco. Puszka fasolki w sosie pomidorowym kosztuje tu tylko 8 pensów, chleb, taki najtańszy, lepiący się do zębów i podniebienia – 19 pensów, margaryna – 20 pensów. Nadchodzi upragniony dzień wypłaty. Jeżeli odjąć od wypłaty czynsz i przewidywane wydatki na jedzenie, zostaje trochę mniej niż zakładaliśmy. W piątek dowiadujemy się, że praca na farmie już się skończyła. Przecież to nie zmartwienie. Renata zadba o nową. Od poniedziałku jest nowa praca. Pomidory trzeba zerwać i ułożyć w skrzynkach. Zaletą tej pracy jest Grzech jak ołów Na świecie – także wśród duchowieństwa – narasta fala krytycyzmu wobec rygorystycznych nakazów moralnych Kościoła. Tymczasem ich autor – papież – ciągle dokręca śrubę. W Watykanie odbyła się konferencja pt. „Naturalna regulacja płodności i kultura życia”. Z tytułu łatwo można wywnioskować, że uczestnikami byli katoliccy ultrasi, bo poważnym ludziom szkoda czasu na rozmowy o „watykańskiej ruletce”. Ale Jana Pawła II – a wielki to autorytet w dziedzinie prokreacji – zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych nie do końca satysfakcjonuje. (Przypomnijmy: Wyklęcie antykoncepcji to nie żaden dogmat wiary. C ZE ŚWIATA zym może się zająć biskup, który nie ma za wiele pracy na terenie swojej diecezji? Pisaniem listów. I w taki właśnie sposób swój wolny czas postanowili zagospodarować biskupi czterech diecezji w stanie Massachusetts. Zamierzają wysłać do swych wiernych około... miliona listów. Jeśli ktoś myśli, że będą to listy z duszpasterskim błogosławieństwem, głęboko się myli. Otóż każdy list to zarazem apel do mieszkańców stanu o to, aby opowiedzieli się za tradycyjnym małżeństwem, sprzeciwiając się związkom osób tej samej płci. Skąd to zaangażowanie? Sąd Najwyższy stanu Massachusetts w listopadzie 2003 r. uznał, że brak możliwości Do tego momentu SLOUGHT-STORY we wszystkich przypadkach dla wszystkich jest takie samo. Każdy przez minimum 2 tygodnie pracował, liczył grosze i cieszył się. Po dwóch tygodniach brakło pracy, a w sobotę przedstawiciel Renaty egzekwuje od nas 35 funtów za czynsz. Czekamy na nową ofertę pracy. Po tygodniu okazuje się, że jesteśmy już bez pieniędzy i bez roboty. Zakładamy, że Renata ze zrozumieniem podejdzie do naszych kłopotów i przesunie nam termin zapłaty czynszu. Nic bardziej mylnego! Renata przekazuje jedno ostrzeżenie, drugie, czasem zadowoli się zaliczką, ale tak zyskamy zaledwie tydzień, może dwa. Po tym terminie podległe jej służby eksmitują na bruk niewypłacalnych klientów. W konkluzji: Przyjeżdżasz do Londynu, płacisz haracz, płacisz czynsz, otrzymujesz pracę na dwa tygodnie. Z tego masz znowu na czynsz, tydzień bezrobocia, ewentualnie na następny czynsz, a potem „spieprzaj na ulicę”. A swoją drogą ciekawe, jak to będzie w Unii? ANTONI KIEŁBUS Wprowadził go z pomocą Karola Wojtyły papież Paweł VI, wbrew opiniom swojej własnej rady naukowej). W liście do uczestników obrad JPII ostrzega przed „ograniczoną interpretacją naturalnej kontroli urodzin”. „Jasne jest – oświadczył papież – że gdy mówimy o naturalnej kontroli urodzin, nie dotyczy to tylko przestrzegania rytmu biologicznego. Tylko w kontekście obustronnej miłości, absolutnej i niczym nie skrępowanej, moment wyboru poczęcia życia przyszłego człowieka może być z pełną godnością wybrany. A więc jeśli w momencie pożycia z zastosowaniem kalendarzyka i termometru uczucie partnerów (posiadających kościelny ślub, co jasne) nie osiągnie pułapu miłości absolutnej i nieskrępowanej – kopulujący popełniają grzech cięższy niż ołów”. O, Boże! Piszący te słowa nic o owym ołowiu nie wiedział wczoraj pomiędzy godziną 23.00 a 2 w nocy... L.F. zawierania małżeństw przez pary homoseksualne jest sprzeczny z konstytucją Stanów Zjednoczonych zakazującą dyskryminowania określonych grup społecznych. Według orzeczenia sądu, ustawodawcy mają czas do końca maja 2004 roku na zmianę prawa obowiązującego w tym stanie. Na takie dictum zareagowała Konferencja Biskupów USA, która natychmiast skrytykowała postanowienie Sądu Najwyższego, określając je mianem narodowej tragedii. Konferencja potępiła, więc biskupi listy piszą i zapewniają przy tym obłudnie, że „intencją listu nie jest propagowanie czysto kościelnego czy też nacechowanego jakimiś uprzedzeniami punktu widzenia”... OH Zajęcie dla biskupa J eśli Kościół chce przetrwać, musi zrezygnować z anachronicznych elementów swej nauki; nie obejdzie się bez dopuszczenia wiernych do głosu w decyzjach dotyczących ich Kościoła. Takie opinie słyszy się w ostatnich latach coraz częściej, zwłaszcza w USA i na zachodzie Europy. Zanosi się jednak, że Kościół pozostanie głuchy zarówno na sugestie pochodzące od reformatorsko nastawionych księży i teologów, jak i osób świeckich. Andrew Greeley, znany amerykański socjolog, pisarz i ksiądz, porównując młodsze pokolenie księży ze starszą generacją duchownych, którzy uzyskiwali święcenia w latach II Soboru Watykańskiego, zwrócił uwagę na symptomatyczne zjawisko zaobserwowane w Ameryce. 13 w sutannach i odbierać hołdy wiernych. Analiza z 2002 roku – również przeprowadzona na zamówienie „Los Angeles Times” – pokazuje, że generacja soborowa w przeważającej większości (prawie 80 procent kapłanów w wieku 55–75 lat) sądzi, iż księża powinni mieć prawo do zawierania małżeństwa. Ideę tę popiera tylko połowa grupy wiekowej do 35 lat. Podobnie kształtuje się stosunek do antykoncepcji, seksu przedmałżeńskiego, homoseksualizmu, roli kobiet w Kościele: poglądy starszych są przyjazne i liberalne, młodzi są dogmatyczni i surowi. Ponad dwa razy więcej młodych jest zdania, że kontrola urodzin i masturbacja są zawsze złem, ale tylko 40 proc. młodszej generacji księży uważa – co wymowne – że złem jest antykoncepcja. Młoda konserwa Czas posoborowy był okresem rewolucyjnych zmian – stwierdza Greeley. Kościół otworzył się na świat współczesny, zaprosił inne wyznania do dialogu ekumenicznego, rozszerzył kanony interpretacji Pisma Świętego, zaaprobował tłumaczenie łacińskiej liturgii. Był to okres afirmacji wolności religijnej i potępienia antysemityzmu. Konserwatyści stojący u steru Kościoła – zatrwożeni, że reformy wymykają się spod kontroli – zareagowali szybko i zdecydowanie. Nowo mianowani biskupi przywracali stare porządki, a teologowie, którzy za daleko zapędzili się w interpretacjach, zostali uciszeni; odnowiono rządy twardej ręki i wróciło stare. Potwierdziły to badania sondażowe przeprowadzone przez „Los Angeles Times” w latach 1994 i 1999, a zwłaszcza studium socjologa Deana Hoge’a pt. „Pierwsze pięć „Księża jako grupa – pisze w magazynie „The Atlantic” Greeley – nie szukają żadnego porozumienia z wiernymi”. Tylko 36 proc. duchownych uważa, że klerykalizm jest problemem Kościoła, zaś zaledwie 47 proc. jest zdania, że o skandalu wynikłym z pedofilii duchownych w ogóle należy mówić. Księża wszystkich generacji nie są zdolni lub nie są skłonni uznać, że kler ponosi odpowiedzialność za odchodzenie wiernych od Kościoła, co jest problemem i plagą w dzisiejszym Kościele. To niepokojące zjawisko tłumaczą, przedstawiając starą litanię przyczyn: indywidualizm, materializm, sekularyzacja, niedostatki wiary, nieodmawianie pacierza, hedonizm, negatywny wpływ mediów, wolność seksualna, feminizm, braki edukacyjne, rozpad rodziny i apatia. Zaletą takiego stylu myślenia księży jest uwolnienie się od odpowiedzialności i zrzucenie winy na czynniki od nich niezależne. Pleba- lat kapłaństwa”. Oto ich wyniki: Połowa żółtodziobów rozpoczynała pracę kapłańską z przeświadczeniem, że duchowny jest osobą z gruntu odmienną, niepodobną do zwykłego człowieka. 30 procent młodych księży uważa, że wierni powinni być „lepiej edukowani, by szanować siłę słowa kapłana”. Podobne badania przeprowadzone w latach 70. ujawniają kontrast między postawą a poglądami starszego i młodszego pokolenia duchownych. Młodzi pragną przywrócenia pełni władzy duchowej nad wiernymi i anulowania postanowień soboru watykańskiego, podczas gdy starsi skarżą się, że ich młodsi koledzy są aroganccy, pompatyczni, sztywni, uwielbiają paradować nia staje się twierdzą oblężoną przez wrogie siły, co stymuluje mentalność solidarności grupowej, czyli dokładnie to, co reformy synodu watykańskiego starały się przezwyciężyć. W tym świetle kuracja, jaką w rozwiniętych krajach musi przejść Kościół, żeby odzyskać zaufanie i szacunek wiernych, wydaje się dłuższa niż można sądzić: konieczny jest nie tylko wybór mniej konserwatywnego przyszłego papieża, ale i zmiana mentalności ogromnej rzeszy księży. Nawet jeśli się to nie powiedzie, to jeszcze przez lata Kościół znajdzie oparcie w pokornych i bezkrytycznych wiernych z Trzeciego Świata. Ale w końcu i oni zaczną zadawać pytania. TOMASZ WISZEWSKI 14 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. NIE DO WIARY Czy starożytni znali prąd? Przed wynalazkiem elektryczności ludzie rozjaśniali ciemność pochodniami, świecami i lampami na olej, które powodowały okopcenie ścian i sufitów. Śladów takich nie ma jednak w egipskich piramidach czy podziemnych grobach faraonów. Nie docierało tam przecież naturalne światło, a wykonane wewnątrz napisy i dekoracje wymagały dobrego oświetlenia. Czy to możliwe, że ich autorzy dysponowali sztucznym oświetleniem? W świątyni w Denderze (Egipt) odkryto płaskorzeźbę (fot. 1) przypominającą urządzenie elektryczne. Budowlę postawiono w czasach ptolemejskich, ale jej podziemia (blisko dwie trzecie całej wysokości) są znacznie starsze. Jedna z inskrypcji świadczy o tym, że świątynia powstała w oparciu o plany sięgające legendarnego okresu przeddynastycz3 nego, który przypadał wkrótce po biblijnym potopie. Najbardziej intrygująca płaskorzeźba pochodzi z krypty nr 17 (rys. 2). Ukazuje dwóch kapłanów, którzy trzymają wydłużone kolby przypominające lampy katodowe. Lampy wsparte są na filarach dżed, których kształt zdumiewająco przypomina czterotężnikowe izolatory stosowane dziś w urządzeniach wysokiego napięcia. Egipcjanie wierzyli, że filary dżed reprezentują moc bogów. Ukazywane są czasem z symbolem anki i kulą na szczycie, która wydaje się świecić (por. rys. 4 płaskorzeźbach z Dendery były pod wysokim napięciem”. Filar dżed przypomina taśmowy generator wysokiego napięcia van de Graaffa. Inżynier elektryk Michael Freedman zinterpretował filar dżed następująco odpowiedniej sile sprawiał, że kula była jakby otoczona poświatą. Uziemienie dla kuli (1) stanowiła obudowa urządzenia, otoczona materiałem izolacyjnym (6), który zapobiegał przedwczesnemu rozładowaniu energii elektrycznej”. Michael Freedman obliczył, że taki generator o wysokości nieco ponad metr, mógł wytwarzać około pół miliona woltów. Ilustracja z Dendery zdaje się przemawiać za tym wnioskiem, gdyż lampy oparte na filarach dżed są połączone kablem ze skrzynką, na której widnieje bożek Atum-Ra z dyskiem solarnym na głowie, a bożek ten symbolizował właśnie ener1 gię bogów. Kabel nie był zapewne pojedynczym drutem, lecz wiązką przewodów. Co ciekawe, kabel narysowany jest na płaskorzeźbie tak, jak na współczesnych diagramach rysuje się kable wielozadaniowe. We wnętrzu lampy widać prostującego się węża, którego staro- 2 i 5). Inżynier elektryk Walter Garn (fot. nr 3) stwierdził: „Konstrukcja filarów dżed odpowiada całkowicie konstrukcji współczesnego izolatora wysokiego napięcia. Wybierana jest taka, a nie inna forma izolatorów, aby, najogólniej mówiąc, »ścieżki pełzania« wyładowań elektrycznych wzdłuż powierzchni izolatora były jak największe i by przy zmoczeniu deszczem czy zabrudzeniu powierzchni izolatora zachować bezpieczne, izolowane odcinki. Można z tego wyciągnąć wniosek, że owe »ramiona« na (rys. 5): „Źródłem energii potrzebnej do napędu takiego generatora była zapewne bateria (11), przy której są wyloty na gaz ulatniający się w czasie pracy baterii (9). Wewnątrz urządzenia był pasek (7), który obracał się na kołach pasowych (4, 10). Jedno z kół (10) napędzane było przez silnik lub korbę. Szczotka (5) połączona z metalową kopułą (3) przenosiła ładunek z paska na kopułę (3). Na powierzchni tej kopuły gromadził się ładunek, aż powstał łuk między kopułą a kulą (1). Łuk ten przy żytni kapłani zwali „nosicielem światła”. W sztuce egipskiej wąż uosabiał boską energię, a w piśmie hieroglificznym oznaczał światło. Napisy w Denderze mówią o „świecącym wężu Harsomtusie, który wyłania się z kwiatu lotosu i staje żywym”. Wąż trafnie symbolizował fenomen elektryczności, a to ze względu na migotliwą zwinność i odgłos syczenia podobny do tego, jaki towarzyszy wyładowaniu elektrycznemu. Wąż w naturze nigdy nie porusza się tak, jak to ukazują płaskorzeźby. Jego położenie natomiast dobrze ilustruje sposób, w jaki przebiegałoby wyładowanie, a mianowicie wyłania się ze środka lotosu, czyli z oprawy lampy, gdzie pole elektryczne było najsilniejsze. W czasie eksperymentów ze szklanymi kolbami wykonanymi 4 na podstawie rysunku w Denderze pojawiał się w ich wnętrzu wąski ognik, któremu towarzyszył syczący dźwięk. Działo się tak za sprawą wyładowań elektrycznych wewnątrz lampy wyładowczej między elektrodami, tak jak to ukazuje wąż na płaskorzeźbie z Dendery. Jego ogon zaczyna się tam, gdzie kabel łączy się z lampą, a głowa dotyka drugiego końca lampy. Wąż wyobraża więc energię elektryczną, zaś lampy były źródłem światła. Wyjaśnia to także, dlaczego operujący nimi kapłani mieli na oczach coś w rodzaju ochronnych okularów. Tak uważa Alfred Bielek, inżynier elektronik, który badał rysunki z Dendery. Według niego, płaskorzeźby ukazują generator ładunków elektrostatycznych połączony z samoładującą kolumną zakończoną lampą. Do niedawna niewiele było wiadomo o hieroglifach towarzyszących płaskorzeźbom z Dendery, gdyż różniły się one od innych znanych hieroglifów. Zapisy hieroglificzne mają zakamuflowany charakter. Doktor Fawzi Soucha, były dyrektor kairskiego Muzeum Starożytnej Medycyny, powiedział: „Arcykapłanom Starego Państwa właściwa była znajomość swoistego, tajemnego pisma, dzięki któremu mogli ukryć przed zwykłym ludem i resztą świata swą rozległą wiedzę i nieprzeciętne umiejętności”. Dzięki temu kapłani egipscy mogli przez długie wieki trzymać wiedzę technologiczną dla samych siebie, uchodząc przy tym w oczach ludu za narzędzie bogów. Hieroglify odczytał niedawno egiptolog Wolfgang Waitkus z Hamburga i opublikował ich przekład w swej pracy doktorskiej w 1991 roku. Przetłumaczone Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. przez Waitkusa hieroglify wywyższają czarodziejską moc Izydy i kapłanów. Zawierają one wiele pojęć związanych ze zjawiskiem świetlnym oraz dane techniczne, co wspiera tezę, że chodzi o urządzenie elektryczne. Teksty wydają się instrukcją, jak wytworzyć zjawisko świecenia zwane „widzialną formą węża Harsomtusa”. Dolną oprawę lampy nazywają lotosem, gdyż taki ma kształt, a następnie wyjaśniają, że była ze złota. Złoto ma doskonałą przewodność i odporność na utlenianie. Inżynier Walter Garn zauważył: „Jeżeli dane dotyczące materiału i wielkości odnoszą się do realnie istniejących obiektów, to można je uznać za dowód, że model takiej »lampy« rzeczywiście istniał”. 5 Pozostaje pytanie: czy kapłani byli konstruktorami, czy jedynie użytkownikami tego urządzenia? Mogli korzystać z resztek wcześniejszej technologii, aby wywołać wrażenie na laikach i wzmocnić swoją pozycję w państwie. O takich odkryciach jak płaskorzeźby z Dendery archeolodzy na ogół milczą, bo mogłoby to świadczyć o istnieniu w przeszłości zaawansowanej technologii. Dlaczego milczą? Istnieją przynajmniej dwa powody. Po pierwsze – większość z nich nie ma odpowiedniego przygotowania, aby rozpoznać urządzenia techniczne; niektórzy nie rozpoznaliby starożytnej baterii czy lampy, gdyby się nawet o nią potknęli. Po drugie – pokutuje założenie, że ludzie w dawnych czasach byli prymitywni, co nie pozwala naukowcom zaakceptować tez, a nawet danych sprzecznych z tym światopoglądem. dr A.J. PALLA Fot. archiwum Dawna tradycja żydowska mówi, że arka Noego dysponowała światłem zwanym zohar. Podobny zapis znajdziemy w Biblii. Główne źródło światła w arce, umieszczone na łokieć od jej góry (Rdz 6. 16), być może wcale nie było światłem dziennym. Zohar utożsamiane jest ze światłem wpadającym przez okno. Jednak gdy Noe otworzył okno, aby wypuścić kruka i gołębia (Rdz 8. 6), w biblijnym zapisie pojawia się zupełnie inne słowo – hebrajskie hallon. W Starym Testamencie słowo zohar występuje ponad 20 razy i zawsze znaczy „światłość” lub „jasność”, a nie okno. Czyżby arka dysponowała innym rodzajem światła? Czy zohar było rodzajem sztucznego oświetlenia? Tradycja żydowska powiada, że zohar był czymś w rodzaju ogromnego kryształu. Dał on początek legendom o magicznym kamieniu filozoficznym. Według sumeryjskiej historii o potopie, światło wniósł do arki bóg Utu jako dar dla Ziusudry, czyli Noego: „Ziusudra otworzył okno wielkiego statku, a Utu wniósł światło do wielkiego statku. Król Ziusudra oddał mu pokłon”. Imię Utu wydaje się tożsame z Ubartutu (sumeryjskie Ubart-Utu), który był ósmym królem przed potopem. Identyfikuje się go z ósmym biblijnym patriarchą, Metuszelachem (Matuzalem), który zmarł tuż przed potopem. Taki dar z pewnością odpowiadałby pozycji patriarchy Metuszelacha. Przyjmijmy na chwilę, że ludzie przed potopem znali sztuczne oświetlenie. Jego wynalazcą mógł być Kenan, mistrz ówczesnej technologii. Potwierdzałaby to historia zapisana przez Józefa ben Goriona. Według tego żydowskiego historyka, Aleksander Wielki dotarł do wyspy w pobliżu Indii, której mieszkańcy wierzyli, że był tam grób Kenana. Twierdzili, że przed potopem stała tam także wysoka wieża rażąca błyskawicami każdego, kto zbliżył się do grobu. Etiopska saga Kebra Nagast podaje, że sztuczne światło znano na dworze Salomona. Według niej, pałac Salomona oświetlały kamienie podobne do pereł, których światło przypominało słoneczne. Athanasius Kircher, jezuita zajmujący się archeologią, twórca wynalazku zwanego Laterna Magica, od którego wywodzą się aparaty projekcyjne, w 1652 r. napisał w dziele „Oedipus Aegyptiacus” o lampach, które znaleziono w podziemnych korytarzach miasta Memfis i które wciąż świeciły... Augustyn z Hippony wspomniał o egipskiej świątyni Izydy, gdzie bez względu na pogodę paliła się lampa. Lukian z Samosaty (120–180 n.e.) sprawozdawał, że w świątyni NIE DO WIARY w Hierapolis widział na głowie Hery lśniący klejnot, który nocą oświetlał całą świątynię. Pauzaniasz podał, że widział w świątyni Minerwy świecznik, który nie gasł. Świątynię Jowisza zbudowaną przez Rzymian na megalitycznej platformie w Baalbek oświetlały świecące kamienie. Teksty rzymskie wspominają o wiecznie płonącym złotym świeczniku, który Numa Pompiliusz kazał umieścić w kopule świątyni rzymskiej. A w XV w., gdy mieszkańcy Rzymu otworzyli grób Pallasa, syna Ewandra (o którym Wergiliusz wspomina w „Eneidzie”), znaleźli w środku lampę, która oświetlała grób nieprzerwanie od ponad 2000 lat! W świątyni w syryjskim Afek także był kamień, który świecił w ciemności. W tym mieście obchodzono w starożyt- z kwiatu lotosu lub tajemniczego jaja. Lotos uważano w tradycji egipskiej za „kwiat, z którego wyłoniło się światło i życie”, dlatego podobnie jak jajo symbolizował arkę, zwaną przez Egipcjan „barką Ra”. Według egipskich przekazów, Tot uratował ludzkość przed zagładą i pomógł ludziom znaleźć schronienie na morzu. Egipcjanie przypisywali mu całą swoją wiedzę i kulturę, uważając, że nauczył ludzi podporządkować siły przyrody ich potrzebom. Wierzyli, że Tot przyniósł ludziom światło i posiadał kamień filozoficzny. Uważali go za uosobienie prawa i sprawiedliwości, co kojarzy się z Noem, którego Biblia opisuje w podobny sposób. Jaki rodzaj energii wykorzystano we wspomnianych wyżej przypadkach? Czy mogła to być pozo- 15 archeologom nie przyszłoby zresztą do głowy, że starożytni mogli znać elektryczność. Naczynia miały około 14 cm wysokości i niezwykły kształt. We wnętrzu znajdował się cylindryczny wkład z miedzi, a w nim pręt o średnicy 3 cm i długości 10 cm. Wkład przylutowano miękkim stopem ołowiu i cyny w proporcjach 60/40, co jest interesujące, gdyż taki stop uważa się za najlepszy do lutowania! Do wkładu przymocowano z obu stron miedziane dyski, które spełniały rolę elektrody. Pokrywała je izolacyjna warstwa smoły, tak jak w dzisiejszych bateriach. Żelazny pręt nosi ślady korozji wywołanej reakcją chemiczną kwasu, co dowodzi, że baterie były używane do wytwarzania prądu. Wniosek Königa, że chodzi o starożytne baterie, potwierdził Prąd w arce Noego ności święto, podczas którego opowiadano historię potopu i celebrowano dokonania Noego. Persowie wiedzieli o bezcennym diamencie zwanym Koh-i-noor, na którego związek z Noem wskazuje to, że w języku perskim góra Ararat nosi niemal identyczną nazwę: Koh-i-nur, czyli „Góra Noego”. Także w greckim podaniu o Deukalionie czytamy, że po po- 1 2 topie zginął jego niezwykły kamień. Legenda o krysztale Noego przetrwała w żydowskiej Kabale, której najważniejsza część to Zohar („Księga Światła”). Zohar z arki Noego przetrwał w pamięci późniejszych pokoleń jako lapis philosophorum, czyli kamień filozoficzny. Alchemicy i mistycy poszukiwali go przez całą starożytność i średniowiecze, wierząc, że przedłuża życie o setki lat. Z tego powodu arabscy alchemicy utożsamili go z eliksirem młodości. Co ciekawe, kamień filozoficzny zwano też jajem przez związek z arką, ukazywaną metaforycznie jako jajo, z którego po potopie wykluło się nowe życie. Egipcjanie wiązali z kamieniem filozoficznym imię Tota, którego zwali „wszystkowiedzącym”. Tot wynurzył się według nich stałość po technologii opartej na kryształach, która zaczyna odgrywać coraz większą rolę w naszych czasach? Jeśli tak, to przychodzą na myśl słowa Salomona: „To, co było, znowu będzie, a co się stało, znowu się stanie: nie ma nic nowego pod słońcem” (Koh 1. 9). Niezależnie od tej nieznanej technologii starożytni mogli znać zjawiska elektryczne, gdyż niewykluczone, że posługiwali się bateriami elektrycznymi. Niezwykłego odkrycia dokonał w 1938 r. w piwnicach Muzeum Bagdadzkiego austriacki archeolog Wilhelm König. W dużym pudle znalazł starożytne baterie odkryte w Khujut Rabu’a w pobliżu Bagdadu (fot. 1, rys. 2). Wcześniej nikt nie zwrócił na nie uwagi, gdyż wydawały się zwykłymi wazami z gliny. Współczesnym Williard F. M. Gray z General Electric High Voltage Laboratory w Pittsfield w stanie Massachusetts. Wykonał ich duplikat, który wytwarza prąd po dodaniu kwasu owocowego (z winogron lub cytryny), używanego jako elektrolit. Wiedząc, jak wyglądają starożytne baterie, König znalazł dziesięć podobnych, które pochodziły z Ktezyfontu. Baterie te nie były jeszcze poskładane, jakby wyszły z fabryki i czekały na montaż. Cztery starożytne baterie elektryczne znaleziono w chacie czarnoksiężnika w pobliżu Seleucji, a z nimi pręty z żelaza i miedzi, które mogły służyć do szeregowego połączenia baterii dla uzyskania wyższego napięcia. Wszystkie wspomniane baterie pochodzą z czasów partyjskich (I–III w. p.n.e.), ale prawdopodobnie są pozostałością po wcześniejszej cywilizacji, gdyż Partowie nie pozostawili po sobie niczego, co świadczyłoby o ich zaawansowaniu technologicznym. Także francuski archeolog Auguste Mariette natrafił podczas wykopalisk w pobliżu Sfinksa na przedmioty galwanizowane elektrolitycznie, a proces galwanizacji elektrolitycznej wymaga prądu. Nie są to jedyne obiekty starożytne, których wyrób wymaga wykorzystania prądu elektrycznego. Na przykład w 1959 roku w grobowcu starożytnego chińskiego wodza Czau Czu znaleziono ozdobne klamry do pasa wykonane z aluminium, a proces ekstrakcji aluminium z boksytu także wymaga elektryczności. Pozostaje pytanie: czy Alessandro Volta był pierwszym człowiekiem, który wynalazł elektryczność, skoro mogli ją znać Sumerowie, Egipcjanie, Chińczycy, Partowie... dr A.J. PALLA Fot. archiwum 16 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. CZUCIE I WIARA Tytuł pontifex maximus (najwyższy kapłan) znaczy dosłownie „największy budowniczy mostów” i dobrze oddaje odwieczną politykę Rzymu. Papieże nie budowali jednak mostów do Boga, lecz do własnego tronu. Wcześniej tytuł ten nosił cesarz rzymski Konstantyn, który wywyższył chrześcijaństwo. Władca ten był wszakże zainteresowany zjednoczeniem świata, a niekoniecznie czystością ewangelii. Jako pierwszy wprowadził do kościoła chrześcijańskiego ideę ekumenizmu opartego na kompromisie zamiast na prawdzie. Dążył do podporządkowania sobie wszystkich religii, aby wzmocnić chwiejące się Imperium. Religie mogły zachować swą formę i praktyki, pod warunkiem że akceptowały moralny i polityczny autorytet cesarza. Papiestwo szło jego śladami nie tylko w średniowieczu. Na przykład w 1986 roku papież zwołał do Asyżu przywódców wielu religii świata na niezwykłe spotkanie ekumeniczne. Każdy miał się modlić do „boga”, w jakiego wierzy, prosząc o pokój dla naszej planety. Trzymając się za dłonie, modlili się razem czciciele węży i ognia, spirytyści i czarownicy, szamani i buddyści, muzułmanie i hindusi, katolicy, prawosławni i protestanci, każdy do swego bóstwa. Papież zgodził się nawet, aby Dalajlama zamienił krzyż na ołtarzu kościoła św. Piotra w Asyżu na wizerunek Buddy. Taka jedność opiera się na założeniu, że wszystkie drogi prowadzą do tego samego Boga. Ale Biblia tego twierdzenia nie wspiera. Jezus stwierdził, że jest tylko jedna droga: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze Mnie” (J 14. 6). Podczas wizyty w 1993 roku w Afryce papież spotkał się z wyznawcami wudu (praktykują czarną magię i spirytyzm) i zapewnił, że nie muszą porzucać swych praktyk, jeśli przyłączą się do Kościoła katolickiego, a papieża uznają za moralnego zwierzchnika. Taka postawa szokuje, ale nie jest nowa w świetle misji Kościoła rzymskiego. W czasach cesarza Konstantyna Kościół akceptował pogan, którzy czcili posągi Izydy i Ozyrysa po zmianie ich imion na Marię i Jezusa czy świętych (np. Dionizos stał się świętym Dionizym). W ten sposób „chrzczono” pogańskie zwyczaje i święta. Podobnie wyglądała „ewangelizacja” Dalekiego Wschodu i Ameryki Łacińskiej, gdzie pogańskie ceremonie są wciąż kontynuowane pod płaszczykiem chrześcijaństwa, tyle że teraz poprzedza je katolicka modlitwa. W czasie wizyty w Gwatemali w 1996 roku papież udał się do miejscowości Esquipulus. W związku z obchodami 400-letniej rocznicy Czarnego Krzyża (posiada rzekomo cudowne moce) miał ukoronować Pontifex maximus otoczony kultem obraz Marii. Apelował do mieszkańców Ameryki Łacińskiej o pojednanie i wyrozumiałość w sferze politycznej, ale pominął pojednanie na płaszczyźnie religijnej, choć wiadomo, że tysiące protestantów cierpi tam prześladowanie ze strony miejscowej ludności, czasem wręcz podburzanej przez katolickich duchownych. Kościół rzymski długo był w Ameryce Południowej decydującą siłą religijną. Jednak w ciągu ostatnich lat kościoły protestanckie zanotowały tam ogromny wzrost popularności. Na przykład wśród 10-milionowej populacji Gwatemali ponad 2 miliony to protestanci z kościołów ewangelicznych. W samej Brazylii każdego roku pół miliona katolików zmienia wyznanie, a najczęściej po to, by pogłębić swoją wiarę i znajomość Biblii. Miesięcznik „Charisma” podaje: „Zaszokowani nieprawdopodobnym wzrostem ewangelicznych kościołów w Brazylii, przywódcy kościoła rzymskokatolickiego grożą »świętą wojną« skierowaną przeciwko protestantom, chyba że zaprzestaną oni odprowadzania ludzi od ich Kościoła... Katolicki biskup Sinesio Bohn nazywa protestantów poważnym zagrożeniem dla wpływów Watykanu w jego kraju... Według Bohna świętej wojny nie powstrzyma nic, chyba że 13 największych protestanckich kościołów podpisze umowę, która... zobowiąże protestantów do zaprzestania ewangelizacyjnych działań w Brazylii. W zamian katolicy zgodzą się zaprzestać wszystkich prześladowań skierowanych przeciw protestantom”. „Christianity Today” pisze o prześladowaniach adwentystów dnia siódmego i zielonoświątkowców w Kolumbii czy południowomeksykańskim regionie Chiapas, gdzie trzydzieści tysięcy członków tych kościołów wygnano z domów, tysiące pobito, wielu zamordowano, ich żony i dziewczęta zgwałcono, a wszystko to uczynili ich katoliccy ziomkowie. Papiestwo się nie zmienia, toteż i dziś nie sprzeciwia się prześladowaniu mniejszości chrześcijańskich tam, gdzie Kościół rzymski ma przewagę, zaś konstytucja nie gwarantuje rozdziału Kościoła od państwa – na przykład w niektórych latynoskich krajach. 29 marca 1994 roku blisko 40 przywódców katolickich i protestanckich spotkało się, aby podpisać bezprecedensowe przymierze o współpracy w dziele ewangelizacji świata. „Protestanci i katolicy razem: chrześcijańska misja w trzecim tysiącleciu” – tak zatytułowany dokument nie zaprzecza teologicznym różnicom pomiędzy obu stronami, ale zawiera klauzulę skierowaną przeciw próbom prozelityzmu (nawracania na swoje wyznanie), która ma dość jednostronny charakter, gdyż dotyczy niemal wyłącznie katolików przechodzących do kościołów protestanckich. Mimo że powyższy gest sprzeciwia się poleceniu Jezusa (Mt 28. 18–20), aby głosić ewangelię wszystkim ludziom (wszystkim, a więc również katolikom, którzy tkwią w błędzie), podobne inicjatywy ekumeniczne wspierają nawet znani i zasłużeni dla dzieła głoszenia ewangelii kaznodzieje protestanccy, na przykład Billy Graham czy Luis Palau. Graham stwierdził: „Jesteśmy zachwyceni tym, że Kościół rzymskokatolicki współpracuje z nami obecnie wszędzie, gdziekolwiek się udajemy”. Przyczyna tej współpracy jest prosta. W czasie prowadzonych przez Grahama i Palaua spotkań ewangelizacyjnych ludzie, którzy uczynków, odpustów, mszy za zmarłych, cierpienia w czyśćcu. Samo mówienie o istnieniu odpustów i czyśćca podważa biblijną naukę o zbawieniu z łaski przez wiarę, a więc uderza w samo sedno ewangelii. Ci, którzy łudzą się, że jest inaczej, zapominają, że Luter i wielu reformatorów to byli duchowni biegli w katolickiej teologii, oddani kościołowi rzymskiemu i nie pragnęli wcale jego rozbicia, lecz powrotu do biblijnych nauk. Co więcej, gdy apelowali do papiestwa, aby uczyło tej ewangelii, którą głosi Nowy Testament, palono ich za to na stosach. decydują się na przymierze z Bogiem, ale byli ochrzczeni jako dzieci w Kościele katolickim, kierowani są do zaproszonych w tym celu duchownych katolickich. Sprawia to, że ludzie wracają tam, gdzie przez całe dotychczasowe życie nikt nie pomógł im zbliżyć się do Boga ani poznać prawd biblijnych. Wspomniana kooperacja datuje się od 1981 roku, kiedy Billy Graham poprosił Jana Pawła II o audiencję. Obaj poznali się kilka lat wcześniej, kiedy kardynał Karol Wojtyła umożliwił mu wygłaszanie kazań w katolickich kościołach w Polsce. Graham powiedział niedawno: – Doszedłem do przekonania, że moje zasady wiary są zasadniczo tymi samymi, co konserwatywnych rzymskich katolików” i stwierdził, że różnice między protestantami a katolikami „nie są ważne, gdy chodzi o kwestię osobistego zbawienia. Czy faktycznie? Ewangelia mówi, że osobiste zbawienie jest rezultatem tego, co zrobił dla nas Chrystus, i przychodzi przez przyjęcie Jego sprawiedliwości (Ef 2. 8–9). Tymczasem Kościół rzymski naucza, że zbawienie człowieka rozpoczyna się od przyjęcia chrztu, który obmywa z grzechu pierworodnego, a następnie przychodzi za pośrednictwem sakramentów, dobrych W rezultacie ta fundamentalna dla osobistego zbawienia nauka do dziś pozostaje w praktyce nieznana katolikom. Przyznaje to wybitny apologeta rzymskokatolicki, ksiądz prof. Peter Kreeft: „W ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat zadałem setkom studentów katolickich szkół wyższych pytanie: »Czy gdybyś musiał dzisiaj umrzeć i Bóg zapytałby cię, dlaczego ma cię wpuścić do nieba, co byś odpowiedział?« Ogromna większość z nich po prostu nie znała prawidłowej odpowiedzi, która jest przecież esencją chrześcijaństwa. Zwykle nawet nie wspominali o Jezusie!”. Teologiczne różnice między katolikami i protestantami uważane były kiedyś za tak wielkie, że miliony wolały umrzeć, niż pójść na kompromis z Rzymem. Także inkwizytorzy byli tak przekonani o ważności tych różnic, że torturowali i zabijali innowierców. Faktem jest, że doktryna kościoła rzymskiego nie zmieniła się od czasu reformacji. Co zatem z tego wynika? Zmienili się protestanci... Wielu protestantów nie popiera takich przymierzy jak wspomniane wyżej. Ci, którzy je wspierają, mają zaś dobre intencje, choć zapewne nie zdają sobie sprawy z reperkusji ekumenicznych inicjatyw Rzymu. Sądzą, że przyczyniają się do nawrócenia świata, zapominają jednak, że dla Rzymu ewangelizacja nie oznacza prowadzania ludzi do Jezusa, lecz do Kościoła, jak to akcentuje wydany we wrześniu 2000 roku dokument Dominus Iesus. W swej encyklice Ut Unum Sint (Ku jedności) z 1995 roku Jan Paweł II zaapelował do ludzi wierzących na świecie, aby nie bacząc na różnice połączyli się w XXI wieku w jedną społeczność – z papieżem jako jej moralnym przywódcą na czele. We wrześniu 1993 roku w Chicago przywódcy większych religii świata zebrali się na spotkaniu zorganizowanym przez Parlament Religii Świata. Wzięli w nim udział m.in. Indianie, szyici, muzułmanie, żydzi, hindusi, buddyści, czarownice i szamani, a także przedstawiciele wielu kościołów. Podczas tego zjazdu po raz pierwszy w historii przedstawiciele wszystkich większych religii osiągnęli zgodę w kwestii zasad, jakie ma przyjąć świat. Prasa sprawozdała: „Zdefiniowano wspólne wartości i sformułowano globalny kodeks etyczny. Globalna etyka opracowana przez szwajcarskiego teologa katolickiego Hansa Künga jest próbą określenia wspólnego gruntu moralnego i ustalenia minimalnych standardów etycznych, którym podporządkować musiałyby się wszystkie wyznania i każdy człowiek na ziemi”. Pastor jednego z największych kościołów chicagowskich, Erwin Lutzer, przerażony tym, co zobaczył podczas tego zjazdu, powiedział później: – Myślę, że ludzie w naszych kościołach byliby wstrząśnięci rzeczywistością, gdyby mogli zobaczyć prawie 100 stoisk z książkami i kasetami wideo z każdej możliwej grupy okultystycznej. Wielu nie ukrywało związku z szatanem. To, co widziałem, przeraziło mnie. Ci ludzie są śmiertelnie poważni w kwestii rozwiązania problemów świata poprzez zjednoczenie, i biada tym, którzy staną im na drodze. Prawdziwym celem współczesnych wysiłków ekumenicznych nie jest jedność, o jaką apelował Jezus (J 17. 17–21), lecz kompromis polegający na akceptacji standardów wytyczonych przez większość. Ten, kto ich nie przyjmie, znajdzie się w niemile widzianej mniejszości. ¤¤¤ Świat tęskni za jednolitym przewodnictwem moralnym i duchowym. Zanim jednak oddamy się mrzonce, że przyniesie to rozwiązanie naszych problemów, wspomnijmy, że taka sytuacja miała już miejsce w średniowiecznej Europie, gdzie jednak zamiast raju na ziemi zapanowało piekło cenzury i nietolerancji. Niemało ludzi oddało swe życie za pluralizm religijny. Powrót do jedności zdefiniowanej przez większość będzie regresem. Nie przypadkiem system, który ją wprowadzi, nosi w Apokalipsie nazwę Obrazu Bestii (Ap 13. 14–15) przez aluzję do średniowiecznego porządku rzeczy, gdzie władza była na usługach Kościoła, kler manipulował większością, a mniejszości były uciskane. J.D. Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. L udzie, którzy chrześcijańskie objawienie przyjmują za au tentyczne, cieszą się co praw da perspektywą (mniej lub bardziej niepewną i mglistą) szczęścia wiecz nego, ale jednocześnie narażają się na dotkliwe doczesne rozterki. Kiedy dochodzi do gwałtownych kataklizmów pochłaniających wiele ofiar ludzkich, niektórzy chrze- SZKIEŁKO I OKO problem. Każda z odpowiedzi ma swoje wady. Jeżeli bowiem akceptuje się autonomię wydarzeń na tym świecie, to Bóg wyda się odległy, jeżeli zaś zwali się winę na diabła, Stwórca ukaże się jako słaby i bezradny. Jeżeli natomiast przyznałoby się wprost, że Bóg na takie straszne rzeczy świadomie zezwala (bo – tak jak w ewangeliach – nawet włos ŻYCIE PO RELIGII Dlaczego? ścijanie zadają sobie pytanie – jak to możliwe, że dobry, miłosierny Bóg dopuścił do takiego nieszczęścia i cierpienia? Podobne pytania rodzą się często także wtedy, gdy umiera dziecko. Temat bożej dobroci ponownie przewinął się w mediach w ostatnich dniach grudnia 2003 r. po zagładzie irańskiego miasta Bam, gdzie w ciągu kilku sekund potężne trzęsienie ziemi zgładziło około 40 tysięcy istnień ludzkich. W „Tygodniku Powszechnym”, piśmie katolickich intelektualistów (jedno kłóci się z drugim), pojawił się nawet obszerny artykuł tłumaczący tego rodzaju kaprysy Opatrzności, a czytelnicy pisali listy do „TP” z pytaniem, dlaczego Bóg do tej tragedii dopuścił i to... akurat w święta (sic!). Wielkie religie monoteistyczne, które wynalazły dobrego Boga zarządzającego całym światem, mają z odpowiedzią na tego typu pytania nie lada O z głowy nie spada bez woli Najwyższego), to jego charakter może się wydać mocno dyskusyjny. Oto Bóg zachowuje się jak naukowiec sadysta w swoim laboratorium cierpienia. Jego eksperymenty na żywych ludziach być może mogłyby czemuś służyć, ale jakim strasznym kosztem! tym, że Biblia jest pełna sprzeczności, napisano już wiele opasłych tomisk. Ostatecznie można by ją traktować jako zbiór oderwanych co prawda od historycznej prawdy, ale umoralniających opowieści. Problem w tym, że często są one mało budujące... W zamierzeniu autora starotestamentowa Księga Hioba (Księga Joba – w tłumaczeniu Polskiego Towarzystwa Biblijnego) miała być zachęcającą opowieścią o człowieku, który mimo utraty majątku, najbliższych, zdrowia, a nawet szacunku otoczenia pozostał wiernym Bogu. I tak zapewne by było, niezależnie od tego, czy Hiob był postacią autentyczną, czy mityczną, gdyby nie... sam Bóg, a właściwie jego charakter zaprezentowany w tym fragmencie Biblii. Najpierw zdumiewa komitywa, w jakiej wydają się być Bóg i szatan. Dziwi ona tych wszystkich, którzy wiedzą, że w teologii żydowskiej i chrześcijańskiej Stwórca jest przedstawiany jako uosobienie miłości i dobroci, a nawet jako sama Miłość i Dobroć. Natomiast szatan to jego przeciwieństwo – Zły i Zabójca. W rozdziale pierwszym Księgi Hioba widzimy diabła, który w towarzystwie aniołów („synów Bożych”) składa wizytę Najwyższemu. Stwórca grzecznie pyta: „Skąd przybywasz?” Ot, tak jak się pyta starego znajomego: „Co u ciebie słychać?”. Interesujące, że Boża świętość, która na innych stronach Biblii powaliła niejednego grzesznika, na diable nie robi większego wrażenia. Mało tego, Bóg oddaje swojego najwierniejszego sługę Hioba na łaskę i niełaskę diabła. Wszystko po to, aby udowodnić Złemu, że Hiob jest nienaganny w swojej pobożności. Wystarczyło zatem jedno diabelskie kuszenie, któremu Stwórca uległ w pewnym sensie, pozwalając wymordować wszystkich najbliższych Hioba i uczynić z niego upodlonego nędzarza. Z laickiego punktu widzenia ludzka śmierć i wielkie katastrofy są zwykłą koleją losu, choć to w niczym nie umniejsza samej tragedii umierania. Skoro ludzie decydują się zamieszkać na terenach mocno sejsmicznych, i to w dodatku w domach nieprzystosowanych do trzęsień, ponoszą zwyczajnie konsekwencje swoich decyzji. Podobnie z ludźmi ginącymi w wypadkach: samochody to wygodne, ale niebezpieczne urządzenia, więc skoro decydujemy się na ich używanie albo znajdujemy się w ich pobliżu (np. przechodząc przez ruchliwą ulicę), to mogą nas czasem spotkać przykre wydarzenia. Nie ma w tym żadnej mistyki i próżno tu szukać jakiegoś nadprzyrodzonego sensu. To jest tragicznie zwyczajna kolej rzeczy, niestety. Niereligijna wizja świata – w odróżnieniu od chrześcijańskiej – mniej jest skora do udzielania odpowiedzi na trudne pytania. Problem polega jednak na tym, że chrześcijańskie pozornie optymistyczne odpowiedzi rodzą niekończącą się falę kolejnych trudnych pytań... MAREK KRAK Nikt, kto wie, co to jest miłość i przyjaźń, nie postąpiłby w tak okrutny sposób z bliską sobie osobą. Żaden zdrowy na umyśle rodzic nie potraktowałby tak swojego dziecka, aby udowodnić sąsiadowi, że jego latorośl jest najposłuszniejsza. A cóż dopiero ktoś, kto sam siebie nazywa Miłością? Nic to, że próba, jakiej został poddany Hiob, okazuje się tylko kaprysem Stwórcy, zakładem, formą zabawy z diabłem (co za koszmar!), ostatecznie przecież z nawiązką przywraca mu potomków, a także dobra i siłę życiową. To wszystko świadczy jednak jeszcze bardziej na niekorzyść Boga – jeszcze wyraźniej odsłania wady jego charakteru: dla niego śmierć i cierpienie zamordowanych dzieci i sług jest niczym, dobrą zabawą, widowiskiem, o którym warto tylko zapomnieć. Oczywiście Księga Hioba nie musi źle świadczyć o prawdziwym Bogu, kompromituje jedynie samą siebie i całą Biblię – księgę, którą zbyt pośpiesznie uznano za świętą i natchnioną. Zamiast Absolutu objawia ona starożytnego bożka uczynionego na obraz i podobieństwo ówczesnych władców – okrutnych, morderczych, próżnych, ale „miłosiernych dla tych, którzy się ich boją”. Konflikt Bóg – szatan to jedynie przeniesiony w kosmos konflikt jakiegoś bliskowschodniego króla ze zbuntowanym księciem, a nie żadna walka Dobra ze Złem. Kłopot poważny dla wierzących polega jednak na tym, że Biblia stanowi integralną część żydowsko-chrześcijańskiego objawienia. Jeżeli odrzucimy historię Hioba, równie dobrze możemy odstawić do lamusa wszelkie inne biblijne opowieści. Na przykład tę o dobrym i miłosiernym nauczycielu z Nazaretu. ALEKSANDRA FILIPOWICZ NIEŚWIĘTE PISMO Hiobowe wieści 17 Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – 12 lutego mija dwusetna rocznica śmierci Immanuela Kanta, filozofa niemieckiego, którego wpływ na myśl europejską można porównać do rangi, jaką zajmuje Kopernik w astronomii. Obaj zresztą, choć w różnych okresach, pracowali w tej samej okolicy: Kopernik we Fromborku, a Kant w Królewcu. – Rzeczywiście, roli Kanta nie sposób przecenić. Ten myśliciel – formalnie należący do oświecenia – wyprzedził swoją epokę. Nie tylko zainspirował wiele późniejszych kierunków, np. pozytywizm, fenomenologię czy egzystencjalizm (do kantowskiej idei czasu nawiązywali w swoich Fot. Krzysztof Krakowiak powinien być traktowany. Moralne są czyny, jeśli godzimy się, by nasze motywy miały walor powszechnie obowiązujący. Motyw rozstrzyga o moralności, która nie jest w systemie Kanta możliwa do wyrażenia w postaci gotowych zakazów i nakazów, a to ma miejsce szczególnie w koncepcjach chrześcijańskich. Zdaniem Kanta, człowiek stanowi centralny punkt odniesienia i świat bez niego byłby pustynią, czymś pozbawionym sensu. OKIEM HUMANISTY (62) Kant dzisiaj odkryciach Einstein i wielki przyrodnik Heisenberg), ale jest również ojcem filozofii kultury oraz nauki o pokoju, która rozwinęła się po II wojnie światowej. Co nie mniej ważne – Kant jest inspiratorem współczesnej myśli socjaldemokratycznej. Niewiele osób wie, że po II wojnie światowej japońską demokrację budowano w oparciu o myśl neokantysty Gustawa Radbrucha. – Jak na jednego człowieka żyjącego w stosunkowo niewielkim mieście, z którego w dodatku prawie nigdy nie wyjeżdżał, to rzeczywiście ogromnie dużo. Czy to prawda, że Kanta można uznać także za praojca agnostycyzmu, postawy bardzo ostatnio popularnej? – Zdecydowanie tak, choć agnostycyzm głoszono także w starożytności, by wymienić choćby Pyrrona. Kant oceniał krytycznie możliwości poznawcze człowieka. Zwrócił uwagę, że nie sposób dowieść istnienia Boga i obalił dowody na jego istnienie, opracowane przez Tomasza z Akwinu. Owszem, można w Boga wierzyć, jeżeli ktoś tego pragnie, ale wiara i wiedza to dwie zupełnie różne dziedziny. Rozum jest, zdaniem Kanta, zdolny poznawać jedynie w granicach możliwego doświadczenia. O Bogu czy duszy można jedynie myśleć, bo nie oddziałują na nasze zmysły. Myślenie nie jest jednoznaczne z poznaniem. Kant dokonał syntezy racjonalizmu i empiryzmu w nowy sposób. – Skoro istnienie Boga nie jest pewne, to co z moralnością? Przecież niektórzy ludzie myślą, że „jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno...”. – Kant zbudował moralność opartą na poczuciu obowiązku. Uważał, że nikogo nie należy traktować jako narzędzia do realizowania naszych celów. Każdy człowiek jest celem samym w sobie i tak – Ale czy to wszystko ma jeszcze jakieś znaczenie w dobie globalizacji? – Oczywiście, bo ludzie zawsze stawiają pytania o sens i cel życia. A co do globalizacji – Kant był jej prekursorem. Nawiązując do myśli stoików, ujmował człowieka jako składnik ludzkości, nie zaś określonego narodu. Idea braterstwa wszystkich ludzi doszła do głosu w kantowskiej koncepcji państwa przyszłości. Mamy zmierzać do społeczeństwa, w którym nikt nie będzie traktować drugiego jako środek nawet do najbardziej wzniosłego celu. Warunkiem takiej globalnej społeczności jest zmierzanie do trwałego pokoju. Kant pragnął zjednoczenia ludzkości o wiele głębszego niż obserwowane dziś procesy ekonomicznego i politycznego jednoczenia się państw. Radził, by zlikwidować armie w poszczególnych krajach, ponieważ uzbrojenie pochłania ogromne koszty. A ponadto najtańszym sposobem niszczenia przestarzałego uzbrojenia jest krótkotrwała wojna. W czasie wojny człowiek jest traktowany jedynie jako środek potrzebny do realizacji celu. – W Polsce myśl kantowska nie jest zbyt popularna... – Nie jest popularna do tego stopnia, że jestem jedynym po II wojnie światowej polskim filozofem kantystą. Kantyzm był zwalczany zarówno przez marksizm, jak i filozofię chrześcijańską. Do II Soboru Watykańskiego wszystkie dzieła tego niemieckiego filozofa były na kościelnym indeksie ksiąg zakazanych. Studiowałam w Akademii Teologii Katolickiej i – żeby czytać Kanta – musiałam o zgodę prosić... proboszcza. Filozofowie chrześcijańscy krytykują głównie kantowską etykę i teorię poznania. Marksiści oceniają neokantyzm jako rewizjonizm w ruchu robotniczym. Rozmawiał ADAM CIOCH 18 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. NASZA RACJA OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA – ul. Emilii Plater 55/81, 00-113 Warszawa, tel. (22) 620 69 66; strona internetowa: www.racja.org; e-mail: [email protected]. Osoby zainteresowane finansowym wspieraniem działalności partii prosimy o dokonywanie wpłat na konto: APP RACJA ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi; 04105014611000002266001722. Wpłaty do kwoty 800 PLN winny zawierać imię, nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 800 PLN dokonywać można TYLKO z konta bankowego lub kartą płatniczą. Biuletyn APP RACJA do nabycia: Arkadiusz Henszel, 00-950 Warszawa, skr. poczt. 491, tel. 0-602 405 282. PODKARPACKIE Zarząd wojewódzki – Rzeszów, ul. Słowackiego 24 (pok. 91), dyżury wtorki, czwartki 16–18, (17) 852 98 02; [email protected]. Rzeszów – Andrzej Walas 0-606 870 540; Dębica – Piotr Michoń 0-503 177 859; Jasło – (13) 445 50 55; Mielec – Szwakop Wojciech (17) 582 56 31; Przemyśl – Maria Skowron (16) 670 10 48; Stalowa Wola – Krzysztof Wolak 0-506 333 619; Sanok – Klaudiusz Dembicki 0-606 636 273. PODLASKIE Zarząd wojewódzki – Białystok, ul. Zwycięstwa 8, tel. (85) 651 25 70 (wew.119), dyżury: wtorki, środy, czwartki 16–18; [email protected]. Białystok – Michał Klimiuk (85) 651 25 70 (w. 119); Bielsk Podlaski – Stanisława Łaźny (85) 730 28 70; Hajnówka – Stanisław Sobczak (85) 683 33 34; Łomża – Grzegorz Kotarski 0-501 247 578; [email protected]; Augustów – Bogdan Nagórski (87) 643 42 53; Suwałki – Zdzisław Tyczkowski (87) 566 42 66. POMORSKIE Zarząd wojewódzki – Gdańsk, ul. Grodza Kamienna 1, tel. (58) 305 17 30, dyżury sobota 10–15; [email protected]. Przewodniczący wojewódzki – Andrzej Kotłowski tel. 0-601 258 016. Gdańsk – Jolanta Witkowska 0-503 922 328; Gdynia – Ziemowit Bujko 0-606 924 771; Kwidzyn – Leszek Maroń 0-502 358 947; Pruszcz Gd. – Andrzej Białonoga 0-602 127 586; Słupsk, Bytów, Człuchów, Chojnice – Remigiusz Dembek (59) 840 27 58; Sztum – Andrzej Petrykowski 0-602 446 758. ŚWIĘTOKRZYSKIE Zarząd wojewódzki – Kielce, ul. Warszawska 6 p. 7, tel. (41) 344 72 73, dyżury: wtorki, czwartki 14–18; [email protected]. Skarżysko-Kamienna – pl. Floriański 3 p. 201, środy 16–18. Kielce – Józef Niedziela 0-609 483 480; Nowiny, Chęciny, Małogoszcz – Paweł Jaworski 0-604 445 623; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Freilich 0-503 021 744; Pińczów – Andrzej Sędrowski 0-694 835 548; Skarżysko-Kamienna – Wiesław Milczarczyk 0-693 424 226; Starachowice – (41) 274 15 76; Staszów – Dariusz Klimek 0-606 954 842; Włoszczowa – Zbigniew Nowak (41) 394 38 20. Zebrania: Andrychów – 20.02, godz. 16, Lenartowicza 7, Klub Osiedlowy. Będzin – 16.02, ul. Małachowskiego 29 – gość: Jerzy Cnota, o godz. 17 dla osób z Sosnowca, o godz. 18 – z Będzina. Brzeszcze – 18.02, godz. 17, ul. Narutowicza 1, Gminny Ośrodek Kultury. Ciechanów – 23.02, godz 17, ul. Rzeczkowska 13a. Cieszyn – 18.02, o godz. 16, remiza OSP Bobrek, przy ul. Stawowej. Dąbrowa Górnicza – 15.02, godz. 10, w Będzinie, ul. Małachowskiego 29. Legnica – 29.02, godz. 15, ul. Jordana 7, klubokawiarnia „Pod 7-ką”. Olkusz – 15.02, godz. 16, Rynek 19, kawiarnia „Arka” (PTTK). Ostrowiec Św. – 19.02, godz. 17, os. Słoneczne, Dziecięcy Dom Kultury. Poznań – 23.02, godz. 18 ul. Taczaka 10 – zebranie dzielnic: Stare Miasto, Piątkowo, Winogrady. Poznań – 27.02, godz. 16, ul. Świt 34/36, restauracja „Słoneczna”. Ruda Śl. – 16.02, godz. 18, Wirek, ul. 1 Maja 270, dyżury w każdy wt. 17–19, pt. 17–19. Wałcz – 14.02, godz. 16, ul. Dworcowa 14, bar „Kantyna” przy hotelu WAM. Warszawa Praga – 17.02, godz. 18, ul. Grochowska 136. Wrocław – wybory uzupełniające do Senatu RP W związku z odejściem jednego z senatorów do Rady Polityki Pieniężnej – 28 marca we Wrocławiu odbędą się wybory uzupełniające do Senatu RP. Oddział dolnośląski APP RACJA wytypował na kandydata pana Tadeusza Gruszeckiego (sylwetka poniżej). Termin rejestracji kandydata upływa 17 lutego i do tego czasu musimy zebrać 3 tysiące podpisów poparcia. Dlatego zwracamy się z gorącym apelem do wszystkich sympatyków APP RACJA i czytelników „Faktów i Mitów” o pomoc w tej sprawie. Podpisy będą zbierane we Wrocławiu: 1. Zarząd wojewódzki APP RACJA, ul. Braniborska 19/3 w godz. 9–20 – codziennie. 2. ul. Świdnicka / Rynek – w godz. 10–16 (od piątku 13 lutego do wtorku 17 lutego) – w razie złej pogody w przejściu podziemnym pod ul. Świdnicką. TADEUSZ GRUSZECKI, 52 l. Wykształcenie wyższe: doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu Warszawskiego absolwent studiów podyplomowych Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu Aktywny działacz APP RACJA. Człowiek o wysokim poczuciu odpowiedzialności i wysokim morale, wychowany w duchu humanizmu. Ekspert w dziedzinie ekonomii, przede wszystkim w zakresie zarządzania i finansowania projektów gospodarczych oraz restrukturyzacji przedsiębiorstw. Wysokie kwalifikacje nabył w ciągu 20 lat pracy zawodowej na stanowiskach kierowniczych, m.in. jako dyrektor Oddziału Prosper Banku i prezes firmy Energoleasing SA we Wrocławiu. W działalności senackiej, poza sprawami światopoglądowymi, chce zająć się również problematyką określającą zasady funkcjonowania przedsiębiorstw w gospodarce rynkowej oraz miejscem państwa jako stymulatora rozwoju gospodarczego. Zmiana siedziby partii Siedziba partii została przeniesiona z Jabłonny do Warszawy. Korespondencję prosimy kierować na nowy adres: Zarząd Krajowy APP RACJA, ul. Emilii Plater 55 m. 81, 00-113 Warszawa, tel.: (22) 620 69 66 Przeciwko krętactwom kurii! ZŁOWIONE W SIECI (I NIE TYLKO) Dzięki wszystkim Ziomom, którzy nadesłali nam spoko numery ze swojej budy. Nawijajcie do nas dalej – co ciekawsze nawijki będziemy zamieszczać. Nara! Córka Kochanowskiego – Urszulka – była biedna, i nie dość, że była biedna, to jeszcze umarła. Napoleon zmarł z głodu i niedożywienia. Pan po całym dniu pracy kobiet w polu, szedł w nocy do nich, by wynagrodzić im ciężką pracę. Anielka głęboko się nasiliła i umarła. Dobrze rozwijający się przemysł chemiczny przerabia węgiel na sól kamienną. Doktor Judym do szkoły chodził w ciotki szpilkach. Janko Muzykant był niedojedzony. Jaro zakochał się w Bolce i w wyniku tego złamał ręce. Łódzki oddział APP RACJA zorganizował protest pod budynkiem kurii archidiecezjalnej i przed katedrą przeciwko ignorowaniu przez Kościół postanowień sądu. Chodzi o prawomocny nakaz wypłacenia odszkodowania dziewczynce poszkodowanej na cmenFot. Jan Majdański tarzu w Dalikowie Gustaw, chcąc zaimponować Anieli, ukazywał jej swoje wdzięki. Judym postanowił czuwać nad całkowitym brakiem higieny. Kapłani egipscy w „Faraonie” wywoływali podstępem zaćmienie słońca. Korsarze wyjeżdżali na bezludne wyspy i łapali niewolników. Kości człowieka są połączone łokciami do kolan. Kryjąc się po zaroślach, przyroda dodawała mu otuchy. Ludność Italii wzrasta szybko dzięki odwadze jej mieszkańców. Ludzie ginęli z mrozu i innych chorób zakaźnych. Ludzie pierwotni mieli wszystko z kamienia. Krowa podobnie jak koń składa się z rogów, kopyt, wymion i ogona. Ludzie powinni być życzliwi, a gdy jeden człowiek upadnie, to drugi powinien się przejąć. Meteorolodzy wychodzą trzy razy dziennie oglądać swoje narządy. Mężny Roland, leżąc na polu walki, widział swój koniec. Richard zastrzeliwszy się, zaczął z uciechy skakać po drzewach. Meduza żyje w jelicie grubym człowieka i jest bardzo pożytecznym szkodnikiem. Samiczkę od samca ropuchy rozróżniamy po kolorze włosów w pachwinie. Radek to był chłop tęgi w biodrach, ale chudy w biuście. Pierwsza klientka doktora Judyma była matroną proszącą o datki dla źle prowadzących się dziewic. Po ogłoszeniu przykazań Mojżesz uznał je za nieżyciowe i rzucił w przepaść. Po wielu staraniach lekarza pani Mostowicka zmarła. Skawiński usiadł na brzegu wyspy i z zainteresowaniem zaczął połykać kartki „Pana Tadeusza”. Nowela „Janko Muzykant” podobała mi się, bo Janko miał talent i marnował go. Oprócz zabitych na polu walki leżało wielu obrażonych. Największym błędem Bolesława Krzywoustego było, że podzielił swych synów na części. Potrzeby fizjologiczne u chorych w szpitalu załatwia salowa. Nauczycielka: „Dlaczego w miastach jest cieplej zimą niż na wioskach?” Uczeń: „Bo rury parują”. Nauczycielka: „Michał, dlaczego nie uważasz na lekcji?”. Uczeń: „Bo mam płaskostopie mózgu”. Wyłowił JĘDREK Redakcja „FiM” oraz Zarząd APP RACJA apelują do wszystkich członków i sympatyków partii o informowanie sekretariatu „FiM” o wszelkich wydarzeniach, które mogą być tematem do artykułów publikowanych na łamach naszej gazety. Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. LISTY Kompleks arcybiskupa Z arcybiskupem Gądeckim (Arcymobbing „FiM” 5/2004) mam wątpliwą przyjemność spotykać się stosunkowo często. Działam w pewnym stowarzyszeniu, któremu metropolita patronuje. Wielokrotnie byłem świadkiem bardzo nieprzyjemnych uwag, które pod adresem towarzyszących mu księży arcybiskup wypowiadał w obecności osób świeckich i postronnych. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc udawałem, że nie słyszę. To przykre, ale arcybiskup nie może wyzbyć się kompleksu obecnego wciąż w Poznaniu abp. Juliusza Paetza. Niezależnie od jego uwikłań w skandal seksualny był jednak człowiekiem zupełnie innego formatu i kultury. Faktem jest, że księża są zastraszeni. Słyszałem, że potajemnie szukają pomocy i rady u byłego metropolity. Mówił mi o tym przyjaciel, który nie wyparł się przyjaźni z abp. Paetzem. K.K. nie będzie wiedziało, co się stało i w trymiga ogłosi epidemię. Szczególnie Naczelny powinien wziąć to pod uwagę, bo to jego elektorat! Wiesław P. Gliny, gliny... Z całym szacunkiem dla nowo mianowanego ministra i wicepremiera, ale to nie wypada, by już po 2 dniach od nominacji zapowiadał, co to się będzie działo w Policji i jakie będą rotacje, a więc i sezonowa praca... Bo czy się będzie lepiej pracowało, czy też nie, to i tak trzeba odejść na osławione grzybki. Sami zaś głoszący tę rotację pozostają na stanowiskach, i to bez kadencyjności. Te LISTY OD CZYTELNIKÓW zdrowotne. I właśnie ta składka została podwyższona. Pytam zatem, dlaczego bez oficjalnego zawiadomienia rząd po cichu, jak złodziej nocą, zabiera emerytom nawet tych kilka złotych? A przecież emeryci też płacą podatki jak ci, którzy pracują czynnie, i przez wiele lat zapracowali na swoje emerytury. Na dodatek rewaloryzacje ulegają różnym zmianom, a przynajmniej raz były wstrzymane. Cała reforma służby zdrowia pochłonęła ogromne kwoty i nie udała się, a bałagan jest totalny. Więc może najlepszą metodą rozwiązania problemów emerytów będzie ustawienie ich czwórkami i przegnanie przez autostradę, po której pojadą tiry? Beczka śmiechu! Ech, Wy, Redaktorzy! Przestańcie się „znęcać” – do jasnej cholery – nad „Ojcem Świętym”, bo jeszcze jeden numer i po mnie! Nawet mniejsza o mnie, bom już stary, to i tak mogę umrzeć. Ale szkoda byłoby tych tysięcy narodu polskiego, który może polec w mękach w ciągu godzin. Chodzi o to, że zobaczyłem „ojca świętego” w formalinie na stronie 20 i mało nie skonałem ze śmiechu. Bo najpierw rżałem, potem chichotałem, aż wreszcie rzęziłem w bólach, bo dostałem jakichś kolek, a powstrzymać się nie mogłem. Uspokoiłem się – chociaż z przerwami – gdy z przerażeniem pomyślałem, iż czytelnicy „FiM” mogą być bardziej wrażliwi ode mnie, a mniej wytrzymali, więc popękają ze śmiechu, a Ministerstwo Zdrowia Szukamy pieniędzy na eliminowanie nędzy i bezrobocia, a jednocześnie dla zaspokojenia chrześcijańskiej żądzy zemsty i odwetu pewnej grupie osób wydawane są miliony, które pochłania IPN. Pojawiają się nawet pretensje, że wydatki te nie są zwiększane na jego rozbudowę. Jak wykazuje dotychczasowa działalność IPN, instytut ten – nie mając do osądzenia za wielu prawdziwych zbrodni – błahe postępki z okresu PRL nazywa zbrodniami. Nie wiem, czy nawet naziści za tego rodzaju czyny byli karani po dwudziestu latach. Za przestępstwo uważa się podniesiony głos prokuratora albo inną „obrazę werbalną”. Uważam, że IPN winien jak najszybciej podzielić los Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii. Stały czytelnik Fałszerze historii Tańczę breakdance! Czytam Was długo i wiele rzeczy już mnie bulwersowało, ale to, co przeczytałem w numerze 5/2004, uderzyło mnie strasznie! Mam 22 lata, jestem od 2 lat baptystą. Sedno w tym, że od 4 lat tańczę breakdance. Jak słyszę lub czytam, że ktoś obwinia mnie za pomalowane okna czy budynki, dostaję białej gorączki! Gdyby bawiło mnie malowanie, zostałbym malarzem. Spędzam codziennie po trzy godziny na sali gimnastycznej i ani mi w głowie chuligaństwo! Marek Kutyła Pamięć czy zemsta i inne zachcianki nowo mianowanych występują też w Policji – wystarczy przeczytać o zamierzeniach nowo mianowanego komendanta głównego Policji... A przecież poprzednia gwiazda też zapowiadała różne zmiany i już zgasła. I to w stopniu nadinspektora generalnego. Policja potrzebuje wysoko wykwalifikowanych dowódców, stałych, a nie sezonowych przełożonych. Nie modlitewników i kapelanów (70), nie nadzorców, jak to zapowiedział nowy minister i co jest sprzeczne z zapowiedziami zmniejszania stanu osobowego administracji. Nie można też wzmacniać autorytetu Policji, jeżeli się policjantów nazywa stróżami, bo posiadają stopnie służbowe, uzbrojenie i uprawnienia nie mające nic wspólnego z funkcją stróża. Jeśli nawet przekazało się im tysiące modlitewników, to i tak nie mogą być aniołami stróżami, lecz urzędnikami policyjnymi z szerokimi uprawnieniami i środkami przymusu. [email protected] Złodziej nocą W ostatnim czasie wypłaty dla emerytów zostały pomniejszone o kilka złotych – od 2 do 4,5 zł – w zależności od wysokości emerytury. Na dokumencie – oprócz podatku – jest składka na ubezpieczenie Ani Łapiński, ani Neuman do tej pory nie ponieśli odpowiedzialności za złą reformę służby zdrowia. A za to odpowiada też premier Miller, który mimo ostrzeżeń do ostatniej chwili trzymał tych ludzi w rządzie. Teraz poszukuje się bezwstydnych sposobów, aby pustą kasę wypełnić. W tym roku zapowiadane są kolejne podwyżki w różnych dziedzinach, które również obciążą ludzi mało zarabiających i emerytów. Podrożał już chleb i cukier. Kto to wytrzyma? Za to oligarchowie i tuzy finansowe mają się dobrze... Wydaje się, że obecny rząd nie kontroluje sytuacji, mimo dobrych intencji prof. Hausnera. Bankructwo państwa po kilkunastu latach eksperymentów ekonomicznych zwanych przemianami systemowymi jest oczywiste. Społeczeństwo nie chce już takiej egzystencji w ciągłej niepewności i z poczuciem braku jakichkolwiek perspektyw. To wykazują badania socjologiczne. Nawet ludzie młodzi nie identyfikują się z własnym państwem i wolą wyjechać za granicę, aby tam poszukiwać godziwych zarobków. Konstatacja, że społeczeństwo czuje się obco we własnym kraju, jest niebywała. Przyjdzie taki czas, że winni obecnego stanu biedy i bezrobocia będą odpowiadać za swoje grzechy. Edward Urbanowicz 17 stycznia obchodziliśmy 59. rocznicę wyzwolenia Warszawy przez Armię Radziecką i żołnierzy I Armii Wojska Polskiego. Jest oczywiste, że wciąż różnimy się w ocenie naszej najnowszej historii. Niestety, mimo że czas upływa, to niektórzy wciąż historię traktują instrumentalnie i w sposób wybiórczy. Jadąc 17 stycznia samochodem, włączyłem przypadkowo rozgłośnię ojca Rydzyka. Rozmawiali ojciec doktor z ojcem profesorem. Nazwisko wyleciało mi z pamięci. Boże, przebacz im, co ci „uczeni” wygadywali o 17 stycznia i o Powstaniu Warszawskim. Z ich rozmowy można się było dowiedzieć, że to nie wojska niemieckie spaliły Warszawę, zamieniając ją w wielkie cmentarzysko, a Stalin i wojska bolszewickie. Jak można zrównać okupację niemiecką, która spowodowała zagładę sześciu milionów obywateli polskich, łapanki, ludobójstwo w obozach zagłady i egzekucje zakładników, z obecnością Armii Radzieckiej. To przecież jawne fałszowanie naszej dramatycznej historii. Takich porównań mogą dokonywać ludzie, których cechuje zapiekłość, nienawiść lub kretynizm polityczny. Artur Anusiewicz, Wrocław ZUS robi starców Jestem pracownikiem instytucji powszechnie nielubianej przez społeczeństwo, a mianowicie ZUS-u. Chciałam do was napisać w imieniu swoim i z pewnością innych pracowników, którzy są zastraszani i raczej nigdy nie odezwą się z obawy przed utratą pracy. Jestem Waszą stałą czytelniczką, a w pracy wiedzą, że 19 czytam „Fakty i Mity”. Jesteśmy tu traktowani jak woły robocze, pracujemy od 7 rano do godz. 20 wieczorem (niektórzy do godz. 18) i nie możemy zaprotestować, bo kierownicy mówią, że na nasze miejsce jest 100 chętnych. Raczej nie zanosi się na poprawę, a będzie jeszcze gorzej. Kierownicy zmuszają nas do poświęceń dla firmy, ale w imię czego mamy się poświęcać, skoro cierpią na tym nasze rodziny. Ja jestem stanu wolnego, a pracując przez tyle godzin dziennie, nie będę w stanie znaleźć sobie męża. A przecież nie chcę być sama do końca życia. Moje życie polega teraz na tym, że przychodzę do domu i kładę się spać, bo jestem tak zmęczona, że na nic nie mam już siły. Ponieważ jestem na 5 roku studiów, więc przez cały tydzień pozostaję na dużych obrotach. Jestem u kresu wytrzymałości. Anka Giordano Bruno 17 lutego 1600 r. to dzień mordu świętej inkwizycji na filozofie włoskim Giordanie Brunie za to, że ośmielił się wyrażać myśli, które nie były zgodne z doktryną katolicką. O, światli profesorowie Uniwersytetu Opolskiego! To właśnie w tym dniu będziecie bić pokłony następcy nieomylnych papieży i ich ukochanego dziecka – świętej inkwizycji, która dokonywała eutanazji inaczej myślących. Czytelnik Na czele gromady Stworzenie przez Boga człowieka jako istoty wyjątkowej (o czym głosi Biblia oraz Kościół) to lekka przesada, żeby nie powiedzieć mijanie się z prawdą. Gdybyśmy jako jedyni na ziemi byli ssakami, wówczas Kościół nie miałby nawet potrzeby ciągłego i upierdliwego udowadniania naszego statusu. Fakt, że jednak tak nie jest, stawia nas jedynie na czele tej gromady, gdyż oddaliliśmy się nieco od naszych braci mniejszych na skutek wyprostowanej postawy i sprawniej działającego rozumu, co z kolei wynika z okoliczności posiadania inaczej niż pozostałe gatunki ustawionych kciuków kończyn górnych, bowiem to pozwala nam na wykonywanie nawet najbardziej skomplikowanych czynności i miało bezpośredni wpływ na rozwój naszego mózgu. Mała rzecz, a cieszy. Trzymajmy więc te kciuki, by nasza RACJA zwyciężyła w najbliższych wyborach. Jonasz też mi bardziej pasuje na Prezydenta RP niż woskowa Jola i mam nadzieję, że jego Ewa nie całowałaby papieskiego pierścienia. Kostek TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 20 Nr 7 (206) 13 – 19 II 2004 r. JAJA JAK BIRETY ŚWIĘTUSZENIE Teraz Polska? PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI Hiperliturgia Rys. Tomasz Kapuściński Stojąca na krawędzi bankructwa rzymskokatolicka diecezja w Berlinie wystawia część swoich kościołów i innych obiektów na sprzedaż. Za niewielkie pieniądze można sobie nabyć kościółek do celów mieszkalnych, rozrywkowych lub kultowych, na hotelik lub burdelik. My czekamy niecierpliwie na ofertę polskiego Kościoła. Dalików pierwszy? Lekcje katolickiej religii są po prostu nudne. Nic się w tej materii nie zmieniło od czasów salek przyparafialnych. Sam jeszcze pamiętam, jak kołysał mnie do snu łagodny tenor „siostry”. Przypominam sobie emocjonujące partie pokera, które z najlepszym przyjacielem rozgrywaliśmy pod ławką podczas katechezy... Obecna młodzież, zamiast w karty, gra w minigry komputerowe albo wysyła SMS-y. Niektórzy twierdzą, że każde następne pokolenie jest coraz mniej zainteresowane religijną edukacją. A może to katecheci coraz bardziej przynudzają, a teologia katolicka trąci myszką? Niekoniecznie. Oto historia uczniów klasy przedmaturalnej jednego z warszawskich liceów i ich księdza katechety. Pobożny ten człowiek, znudzony widać jednostajnym programem nauczania, zapragnął z apatycznej młodzieży wykrzesać nieco więcej życia. W tym celu zadał podopiecznym wypracowanie domowe na temat możliwości rozwoju duszpasterstwa katolickiego w... hipermarketach! O dziwo, wywołał wyjątkowe poruszenie. Młodzież prześcigała się w propozycjach, np. wybudowania kaplic przy hipermarketach oraz powołania przy nich dyżurnych hiperkapelanów. W takich przybytkach w niedziele i święta można by odprawiać msze dla wszystkich kupujących lub „na gorąco” poświęcać nabyte towary. A przede wszystkim rozgrzeszać przyszłych wiernych klientów z nieprzemyślanego trwonienia ciężko zdobytych pieniędzy czy wyjadania produktów bez wiedzy obsługi. Producenci, w ramach promocji, mogliby dołączać do towaru bezpłatny kupon na jego wyświęcenie. Nie mówiąc już o możliwości zamawiania specjalnych mszy w intencji skuteczniejszej sprzedaży tej czy innej marki odkurzaczy, mebli ogrodowych czy rajstop. Istniałyby również w sąsiedztwie kaplicy stoiska z dewocjonaliami, prasą i literaturą katolickiego pochodzenia. Sensownym rozwiązaniem wydają się również chóry przykapliczne, które w okresie Bożego Narodzenia mogłyby śpiewać kolędy, przerywane znienacka zapowiedzią nowej promocji czy reklamą produktu. W ocenie uczniów pomysł jest całkiem realny i może wszystkim przynieść wiele korzyści. Klienci nie będą bezbożnie nabywać dóbr materialnych, właściciele marketów otrzymają błogosławieństwo Kościoła, a ten ostatni będzie przechwytywał pieniądze niewiernych (księża mogą chodzić z tacą między półkami), którym do kościoła w niedzielę nie po drodze. A papież mógłby podczas następnej pielgrzymki odwiedzić wybrany hipermarket, by w czasie homilii wspomnieć mimochodem, że ryby, jakie tu się sprzedaje, przypominają mu w smaku te, które jadał przed laty w Wadowicach. I zbyt murowany! Właściciele handlowych molochów z łatwością przekonaliby papieża do mianowania kilku świętych patronami masowej konsumpcji, promocji i posezonowej wyprzedaży. TYMOTEUSZ