Traktory na bok! Czas rodzić dzieci!

Transkrypt

Traktory na bok! Czas rodzić dzieci!
www.gazetagazeta.com
piątek - niedziela, 16 - 18 marca 2012
Strona 15
Z historii kart...
Traktory na bok! Czas rodzić dzieci!
Z dr Barbarą Klich-Kluczewską
o społecznej roli kobiet w okresie PRL rozmawia Joanna Komperda
Joanna Komperda: Rok 1945 to
rok przełomowy w historii Europy i Polski, zwłaszcza w kontekście istotnych zmian politycznych,
gospodarczych i społecznych. Jak
w obliczu ogromnych strat ludzkich wyglądała sytuacja kobiet w
społeczeństwie polskim?
Dr Barbara Klich-Kluczewska:
W 1945 roku kobiety w pewnym
sensie miały przewagę nad mężczyznami. Było ich po prostu więcej. Przewaga demograficzna
powodowała, że każda Polka
mogła być potencjalnie bardzo
istotna dla rozwoju czy odbudowy kraju. Mogła być istotna ze
względów ekonomicznych i politycznych, więc władze miały świadomość, że należy się z nią liczyć.
Ale ten sam czynnik powodował
jednocześnie, że kobieta stawała
się dla władz ciężarem. Należało
zapewnić jej prace zarobkową,
bo musiała przejąć pewne role,
które dotąd pełnili mężowie, ojcowie czy bracia. Problem liczebnej przewagi kobiet był zresztą
podobny w całej Europie.
Do tego dodajmy kolejny element, czyli tradycyjne wyobrażenie kobiety jako matki i opiekunki ogniska domowego - wyobrażenie charakterystyczne niemal dla każdego środowiska politycznego w Polsce. Nawet przedwojenni socjaliści uważali, że
kobieta owszem może być aktywna politycznie i pracować zawodowo, ale jednocześnie ma być
dobrą matką. Komuniści polscy
nie byli radykalni w swych poglądach w kwestii kobiecej. Daleko
było im do idei bezwzględnej równości autorstwa Aleksandry Kołłątaj. O ile w ogóle mieli jakąkolwiek sprecyzowaną wizję społecznej roli kobiet, to w mało której dziedzinie polityka władz PRL
była równie zmienna.
J.K.: I wojna światowa przyniosła kobietom ogromne zmiany.
Po II wojnie światowej można by
spodziewać się podobnego przełomu.
B.K.K.: To prawda. W czasie II
wojny światowej Polki nie tylko
przejęły wiele obowiązków mężczyzn, dbając o utrzymanie rodziny, ale również czynnie uczestniczyły w konspiracji, trafiały na
roboty przymusowe do Niemiec,
były więźniarkami obozów koncentracyjnych. Tymczasem dzisiaj są pamiętane głównie jako
ciche strażniczki domowego
ogniska odprowadzające na
dworce umundurowanych mężów.
Pomimo obowiązków, które
spadły na kobiety podczas II wojny światowej trudno nadal jednoznacznie ocenić realny efekt
emancypacyjny II wojny. Na Zachodzie kobiety wróciły bardzo
często do pracy domowej. Z kolei
w bloku wschodnim główną rolę
w poszerzeniu praw zawodowych
kobiet odegra stalinizm, co przyćmi zmiany obyczajowe czasów
wojny.
J.K.: Czyli wymuszona zaradność
to najlepsza charakterystyka kobiety anno domini 1945?
B.K.K.: Tak. Przez kilka pierwszych powojennych lat to kobiety często same szukają pracy.
Chcą pracować, ponieważ muszą zapewnić byt sobie i swoim
dzieciom. Nie wynikało to tylko
ze zmiany ustrojowej, jak się czasami sądzi. Taka była wówczas
społeczna potrzeba. Dopiero polityczna kampania lat 1949 - 1955,
a więc okres planu pięcioletniego, to moment, kiedy próbuje się
wprowadzić radziecki wzorzec
produktywizacji, czyli uzawodowienia kobiet. Dotyczyło to
zwłaszcza mieszkanek przeludnionych wsi, które szukały w
miastach innej drogi życia i społecznego awansu.
J.K.: Czy wiemy jakie zawody
kobiety podejmowały w tym czasie?
B.K.K.: Początkowo raczej zawody tradycyjnie uważane za "kobiece". Do 1949 roku były to głównie zawody urzędniczek, szwaczek, kucharek, telegrafistek itp.,
ale po 1949 roku następuje radykalna zmiana. Zniesione zostają
dotychczasowe ograniczenia dostępu kobiet do zawodów męskich. Małgorzata Fidelis podaje
w swojej książce przykład pani
Krystyny, która mając na utrzymaniu chorego męża i kilkoro
dzieci, ubiegała się o dobrze płatną pracę dołową w kopalni. Długo jej tego odmawiano. Jej upór
sprawił jednak, że pracę tę otrzymała. Są również dobrze znane
przykłady murarek nowohuckich. W ich przypadku jednak
warunki pracy, mowa tu głównie
o zarobkach, nie były już tak dobre. Wyobrażenia świetlanej
przyszłości kobiet ochoczo podejmujących pracę w brygadach
młodzieżowych przy budowie
Nowej Huty zderzały się z brutalną rzeczywistością. Przydzielano im najgorsze miejsca pracy, a
że praca była na akord, niewiele
zarabiały i rzadko awansowały.
Największym paradoksem stalinizmu jest jednak to, że namawiano kobiety do pracy - wszyscy
znamy akcję: "kobiety na traktory" - w obliczu istniejącego bezrobocia. W efekcie kobiety stanowiły 80-90 proc. stojących w kolejkach w urzędach pracy.
W tym czasie na dużą skalę
wdrożono również politykę pronatalistyczną, roztaczając mniej
lub bardziej udanie "szczególną
opiekę" nad kobietą i dzieckiem.
Jedynym sposobem, zdaniem
decydentów, na wyrównanie strat
ludzkich i zapewnienie rąk do
pracy było bowiem zachęcenie
kobiet, by rodziły więcej dzieci.
J.K.: Co ta polityka oznaczała w
praktyce?
B.K.K.: Były to przede wszystkim różnego rodzaju finansowe
dodatki do pensji. Próbowano
także rozwinąć infrastrukturę
żłobków dziennych, tygodniowych oraz przedszkoli. Jednak w
związku z tym, że większość pieniędzy przeznaczano na istotniej-
sze z perspektywy polityki państwa zbrojenia i przemysł ciężki,
nigdy nie udało się w pełni zrealizować tych planów.
Jednocześnie zaczęto restrykcyjnie stosować ustawę antyaborcyjną z 1932 roku. Począwszy od
1949 roku dużo częściej niż wcześniej wydawano wyroki skazujące na akuszerki, lekarzy, tzw.
"wiejskie babki" oraz innych
współwinnych przypadkom przerywania ciąży. Pamiętać musimy
jednocześnie, że środki antykoncepcyjne są wówczas bardzo trudno dostępne, o ile w ogóle są.
Rozpoczęto także proces dzisiaj nazywany naukowo procesem "medykalizacji ciąży". Na
wieś oddelegowano położne, które miały tworzyć izby porodowe i
- co było najtrudniejsze w praktyce - namawiać kobiety do rodzenia poza domem rodzinnym. Na
wsi pojawiła się więc swoista rywalizacja pomiędzy babkami i
nowymi położnymi, które czasami wykorzystywały politykę antyaborcyjną i donosiły na konkurencję do wyższej instancji, zarzucając jej trudnienie się "spędzaniem płodu".
J.K.: Czy odwilż 1956 roku coś
zmieniła?
B.K.K.: Według Fidelis - radykalnie. "Polska droga do socjalizmu"
oznaczać miała także zwrot ku
tradycyjnemu, "prawdziwie polskiemu" postrzeganiu społecznej
roli kobiety.
Niezwykle ciekawym zagadnieniem dla tego okresu jest sytuacja kobiet samotnych, czyli samotnej matki, panny z dzieckiem,
rozwódki czy tzw. starej panny.
Czy było dla nich miejsce w konserwatywnym polskim społeczeństwie?
Rok 1945 jest dla kobiety ważny, ponieważ wtedy przygotowano nowe ustawodawstwo (weszło
ono w życie 1 stycznia 1946),
wprowadzające śluby cywilne i
rozwody, równocześnie zdejmując piętno z dziecka pozamałżeńskiego. Szczególną opieką otoczono m.in. kobiety samotnie
wychowujące dzieci. Sama ideologia także przypisywała osobom samotnym, w tym kobietom
szczególną rolę. Samotna nauczycielka rusza z kagankiem
oświaty na rubieże kraju. Oczywiście nie zakłada rodziny, by w
pełni oddać się walce z analfabetyzmem.
J.K.: To była teoria. A jak to wyglądało w praktyce życia codziennego? Czy możemy powiedzieć,
że pewne stare wyobrażenia trwają do dziś?
B.K.K.: Sytuacja "kobiety samotnej", szczególnie zaś kobiety rozwiedzionej w latach 50. czy 60.
była nieporównywalna z tym, co
obserwujemy współcześnie. Kobiety spotykały się z wykluczeniem, społeczną izolacją, szykanami, szczególnie na wsi. W dobie późnego socjalizmu rozwód
był coraz częściej postrzegany
jako wielka tragedia kobiety i
dziecka. Jednocześnie co ciekawe, stał się popularnym moty-
wem polskich filmów tego czasu.
Reżyserzy chętnie wykorzystywali go jako symbol rozpadu społeczeństwa.
Najbardziej dramatyczną reprezentacją kobiety samotnej jest
film Agnieszki Holland z 1981
roku. To traumatyczna historia
kobiety odrzuconej przez społeczeństwo początku lat 80., która
nie potrafi sobie poradzić, mieszka w katastrofalnych warunkach,
samotnie wychowuje nieślubne
dziecko, jest potępiona przez sąsiadów, a wszystko to dzieje się w
czasie "karnawału Solidarności".
Cierpi z powodu społecznego
wykluczenia i nie znajduje oparcia ani u komunistów, ani w "Solidarności", która jest w swojej
wizji rodziny bardzo tradycyjna.
To może nie zaskakuje nas Polaków, ale badaczy z Zachodu bardzo. W latach 80. liczą się przede
wszystkim znajomości, a jeżeli
się ich nie ma, to jest się poniekąd
przegranym. Żeby z kolei mieć
znajomości trzeba być społecznie akceptowalnym.
J.K.: Rosnąca liczba rozwodów
to kolejne ciekawe w PRL-u zjawisko.
B.K.K.: Władze nie potrafiły sobie w ogóle poradzić z rozwodami. Z jednej strony prawo do rozwodu miało być wielkim osiągnięciem cywilizacyjnym i potwierdzeniem nowoczesności
państwa. Z drugiej zaś rozwód
był uznawany za coś złego. Oznaczał rozpad podstawowej komórki społecznej i krzywdę dzieci.
Niemniej jednak liczba rozwodów, po wojnie niewielka, zaczęła nieco wzrastać w latach 70.
U progu lat 60. w miastach rozwodziło się 9 osób na 10.000, w
roku 1970 - dwa razy więcej. Czy
można to nazwać kryzysem małżeństwa i rodziny, jak wówczas
mówiono? Wątpię. Jeżeli porównamy liczbę osób w związku małżeńskim w 1931 i 1974 , to okaże
się, że jest ich nawet o kilka procent więcej. Ale odczucia społeczne tego czasu były inne.
J.K.: Czy rozwód to domena
miast?
B.K.K.: Tak, to kwestia obecna
niemal wyłącznie w miastach,
głównie Warszawie i Łodzi. Jak
łatwo się domyślić, na wsi sporą
rolę w walce z rozwodami spełniał Kościół. Dotarłam do spisanych homilii, w których księża
przestrzegali przed wyjazdem na
wczasy bez współmałżonka, gdyż
miało to grozić pewną katastrofą
dla rodziny.
Nie możemy pominąć w tej
rozmowie grupy dominującej,
czyli kobiet na co dzień spełniających rolę żony, a najczęściej
również matki. Interesuje mnie,
jak możemy określić pozycję kobiety w związku małżeńskim?
Niezależnie od realiów życia
codziennego w PRL zmienił się
wizerunek kobiety. Problemem
było to, że nie starano się jednocześnie zmienić dominującego
wzorca męskości. Idąc tym tropem, można powiedzieć, że nawet gdyby kobieta wzorowo peł-
static.polityka.pl
niła wszystkie swoje role: żony,
matki, dobrej pracownicy i aktywistki społecznej, to jeżeli równolegle nie powie się mężczyźnie, żeby pomógł jej w domu, był
dobrym ojcem i szorował schody, to nic się w tych związkach
nie zmieni.
Można zaryzykować tezę, że
większość małżeństw jest pod
względem obyczajowym dosyć
tradycyjnych, przynajmniej do
połowy lat 60. Paradoksalnie zaś,
związek dwojga osób pochodzących z warstwy robotniczej, który miał być według ideologów
wzorem nowoczesnego małżeństwa, był zwykle pod tym względem najbardziej "staroświecki".
Lata 60. przynoszą dosyć znaczącą zmianę obyczajową, po trosze w efekcie reformy edukacji,
po trosze procesów urbanizacyjnych. Oddziałują tu także wzorce
zagraniczne docierające poprzez
filmy, literaturę lub media.
Wszystko to powoduje, że związki zawierane w latach 60. są już
inne od tych wcześniejszych, są
oparte na względnej równości.
W przestrzeni publicznej pojawia się ojciec z wózkiem dziecięcym. Co prawda nadal częściej
na okładkach pism dla kobiet niż
w rzeczywistości, szczególnie
polskiej prowincji, ale jednak.
Promowany jest model dwa plus
dwa, gdzie oboje rodzice pracują
i najczęściej nie korzystają z pomocy babci.
J.K.: Czy ten trend utrzymywał
się przez cały okres PRL?
B.K.K.: Poniekąd tak, w latach
70. i 80. młodzi ludzie coraz bardziej się usamodzielniają. Rosną
także ich ambicje rozbudzone
szczególnie w tzw. epoce Gierka.
Jednak rzeczywistość skrzeczała, a sytuacja mieszkaniowa młodych małżeństw była coraz gorsza. Małżonkowie byli zmuszeni
mieszkać u rodziców, w ciasnych
mieszkaniach. Babcia była pod
ręką, ale czy ci młodzi ludzie
wówczas to doceniali? Wątpię.
J.K.: Jak mogłoby brzmieć podsumowanie dotyczące społecznych oczekiwań wobec kobiety w
PRL?
B.K.K.: Krystyna Janda w 1976
zagrała bojową reżyserkę Agnieszkę, a kilka lat później w
"Człowieku z żelaza" - wyciszoną
matkę, która w końcu - to słowa
bohaterki - zrozumiała co jest w
życiu ważne. Andrzej Wajda nie
zdaje sobie sprawy jak celnie w
ten sposób oddał zmianę, która
wówczas dokonywała się w Polsce. Dłuższy urlop macierzyński,
prawo do urlopu wychowawczego i dodatki finansowe wprowadzane od końca lat 60. miały zachęcić Polkę do pozostania w
domu z dziećmi.
J.K.: Czy w PRL nastąpiła zawodowa emancypacja kobiet?
B.K.K.: W 1989 roku pracowało
zarobkowo około 45 proc. Polek.
Czy to dużo czy mało pozostawiam ocenie czytelnika.