Kraków - Splendor – magazyn z klasą
Transkrypt
Kraków - Splendor – magazyn z klasą
S zanowni Państwo! Splendor to przepych w pozytywnym znaczeniu, ale także okazałość, wspaniałość i blask. W języku łacińskim splendor znaczy błyszczeć. Nie mogliśmy wybrać chyba bardziej trafnego tytułu, bowiem na naszych łamach prezentujemy ludzi, którzy osiągnęli sukces, zarówno w pracy zawodowej, artystycznej, sukces gospodarczy, ale przede wszystkim osobisty. Pokazujemy firmy, które nie tylko budują swoją silną pozycję na lokalnym rynku, ale mają znaczny wpływ na gospodarkę naszego kraju. Osiągnięcia oraz doświadczenie właścicieli i kadry zarządzającej tych firm oraz instytucji niech będą przykładem dla młodych przedsiębiorców stawiających pierwsze kroki w biznesie. dossier W naszym magazynie znajdziecie Państwo także relacje z najważniejszych wydarzeń kulturalnych i sportowych, sylwetki wybitnych osób, które nawet w oddali od stolicy błyszczą wśród społeczeństwa swoim blaskiem wynikającym z talentu, ciężkiej pracy i analitycznego umysłu. Oczywiście nie unikamy tematów politycznych, gospodarczych i spraw budzących kontrowersje, jednak opisujemy je z klasą, tak jak przystało na magazyn „Splendor”. Jesteśmy ekskluzywnym pismem dla ludzi ceniących sobie ciekawe życie i dobry smak. Nasz magazyn skierowany jest głównie do liderów kręgów opiniotwórczych, kadry zarządzającej, przedsiębiorców, ludzi sukcesu oraz osób o niezwykłej pasji. Naszymi Czytelnikami są ludzie polityki, kultury, nauki, instytucji państwowych i pozarządowych. W każdym kolejnym numerze możecie Państwo liczyć na ciekawe wywiady, publicystykę, relacje z podróży. Nie zabraknie u nas informacji o ciekawym sposobie na wypoczynek oraz interesujących ofertach handlowych. Cześć nakładu naszej gazety kolportowana jest bezpłatnie wśród osób pełniących funkcje publiczne, właścicieli firm, artystów, kadry kierowniczej oraz wśród mieszkańców największych miast. „Splendor” można kupić także w salonach prasowych oraz zaprenumerować. Chcemy aktywnie włączyć się w działalność naszych czytelników uczestnicząc w najciekawszych imprezach biznesowych i kulturalnych, czynnie uczestnicząc w targach, konferencjach. Chcemy promować najlepsze firmy, inicjatywy społeczne i imprezy za pośrednictwem naszego miesięcznika oraz nagrody „Splendoru”, które będziemy przyznawać. Tomasz Rowiński Dziennikarz, politolog, specjalista PR. Współpracował z licznymi redakcjami ogólnopolskimi. Był także korespondentem rozgłośni radiowych. Miłośnik podróży, dobrej zabawy i sztuki współczesnej. Zapraszam Państwa do współpracy. Tomasz Rowiński redaktor naczelny Redakcja: Plac na Groblach 14/4, 31-101 Kraków, tel. 887 092 320, 720 846 991, redakcja@magazynsplendor Redaktor naczelny: Tomasz Rowiński [email protected] Reklama: [email protected], tel.887 092 320, 720 846 991 www.magazynsplendor.pl Wydawca: Agencja Wydawniczo - Marketingowa "TOR-PRESS" Druk: Techgraf Łańcut SKUTECZNA REKLAMA CIEKAWA LEKTURA PROSTO NA BIURKO [email protected], tel. 887 092 320, 720 846 991 puls splendoru Polska przykładem dla Unii Europejskiej P remier Donald Tusk w czasie wizyt na Śląsku i Podkarpaciu zapowiedział przedstawienie w Brukseli polskiego pomysłu Unii Energetycznej. - Europa musi być coraz bardziej solidarna w zakresie energetyki - mówił premier. Premier przedstawił sześć wymiarów projektu Europejskiej Unii Energetycznej, czyli stworzenie skutecznego mechanizmu solidarności gazowej na wypadek kryzysów dostaw oraz zwiększenie finansowania budowy z pieniędzy Unii Europejskiej infrastruktury zapewniającej solidarność energetyczną, szczególnie na wschodzie - nawet do 75 proc. wartości projektów. Według premiera projekt powinien zakładać wspólne zakupy energii, rehabilitacja węgla, jako źródła energii, wydobycie gazu łupkowego oraz radykalną dywersyfikację dostaw gazu do UE. - Strategiczne znaczenie ma ilość gazu, który możemy magazynować na potencjalnie krytyczny czas - mówił premier. Podkreślił, że obecnie Polskę trudno byłoby zaszantażować przerwaniem dostaw gazu. Inwestycja w podziemny magazyn gazu Husów polega na zwiększeniu pojemności czynnej z 350 do 500 mln m3. Planowany termin zakończenia to lipiec 2014 r. fot. gazetalancucka.pl Polska może być jak w soczewce przekładem, jak powinna wyglądać postulowana przez nas Unia Energetyczna - mówił premier. Premier podkreślał, że właśnie w Polsce zdecydowano się na równomierne inwestowanie we wszystkie segmenty gazowej infrastruktury. Wśród inwestycji, które poprawiają nasze bezpieczeństwo gazowe wymienił: magazyny gazu, inwestycje w interkonektory (połączenia gazowe między państwami), budowę gazoportu w Świnoujściu, eksploatację własnych źródeł, takich jak gaz konwencjonalny i łupkowy. Smolna dla przedsiębiorców O soby mające pomysł na biznes, jak i już bliczną. Dzięki powstaniu centrum przedsiębiorcy w jed- prosperujący przedsiębiorcy mogą korzy- nym miejscu mogą wynająć biura, biurka wraz z nowo- stać z pomocy Centrum Przedsiębiorczości czesnym wyposażeniem, mają możliwość przeprowadze- Smolna. Stołeczni przedsiębiorcy od roku nia rozmowy z klientem i kontrahentem w kawiarni, mogą liczyć na kompleksowe usługi doradcze, informa- przeprowadzenia lub uczestniczenia w konferencji lub cyjne oraz inkubator przedsiębiorczości. szkoleniu, możliwość otrzymania bezpłatnych informacji 4 Centrum Przedsiębiorczości Smolna to pierwsza tego typu inicjatywa stworzona w stolicy przez instytucję pu- dotyczących prowadzenia biznesu, będących w kompetencjach Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Część oferty skierowana jest do osób zakładających własną firmę. Umiejscowienie Centrum w parku Beyera jest nieprzypadkowe – przed laty mieściła się tu szkoła przedsiębiorczości Politechniki Warszawskiej. W budynku znajduje się 16 pokoi, 40 miejsc w formule open-space, dwie sale konferencyjne oraz przestrzeń pracy twórczej: kawiarnia i gabinet przeznaczony do mniejszych spotkań. Wart 9,9 mln złotych projekt w 85 procentach dofinansowany był z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Mazowieckiego 2007 – 2013. FOT. ARCHIWUM Zlokalizowane na warszawskim Powiślu przy ul. Smolnej Str. 7 puls splendoru Konsulat Węgier fot. Paweł Krawczyk/Krakow.pl wrócił do Krakowa U dział w tym ważnym zarówno dla Polski jak i Węgier wydarzeniu wziął Prezydent Miasta Krakowa Jacek Majchrowski, a także Ministrowie Spraw Zagranicznych Węgier i RP János Martony i Radosław Sikorski, Ambasador Węgier w RP J.E. Iván Gyurcsik oraz władze Województwa Małopolskiego. Na stanowisko Konsula Generalnego Węgier w Krakowie została mianowana Adrienne Körmendy, która odebrała exequatur z rąk Radosława Sikorskiego, ministra spraw zagranicznych Polski. Pierwszym ważnym wydarzeniem w nowootwartym konsulacie była ceremonia podpisania przez Radosława Sikorskiego i Janosa Martonyiego, ministra spraw zagranicznych Węgier „Umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Węgier o wzajemnej reprezentacji wizowej”. Rozmowy ministrów były kontynuowane podczas spotkania bilateralnego, które w tym samym dniu odbyło się w krakowskim magistracie. Udział w tym ważnym wydarzeniu wziął także Jacek Majchrowski, prezydent Miasta Krakowa, Iván Gyurcsik, ambasador Węgier w Polsce oraz władze województwa małopolskiego. Dla wzajemnych relacji polsko-węgierskich Kraków jest miejscem szczególnym. To tutaj urodził się św. Władysław – László, drugi największy król Węgier; tutaj żyły bł. Salomea, św. Kinga i św. Jadwiga. Uniwersytet Jagielloński przez wieki był głównym ośrodkiem akademickim nie Str. 8 tylko dla Polaków, ale też dla Węgrów. Pierwszy konsulat węgierski został otwarty w Krakowie w 1918 r. i działał jeszcze po wkroczeniu wojsk niemieckich. Ponowne otwarcie nastąpiło w 1994 r., a ogromny udział w tym wydarzeniu miał prof. István Kovács, wybitny znawca polskiej literatury, autor książek o tematyce historycznej i wielki orędownik polsko - węgierskiej przyjaźni. Prof. Kovács wspierał działania związane z upowszechnianiem kultury węgierskiej w Polsce, m.in.: zainicjował i zorganizował wiele wystaw artystycznych, doprowadził do odsłonięcia ponad 20 węgierskich pomników i tablic pamiątkowych w Krakowie, pomagał w nawiązywaniu kontaktów partnerskich, wygłosił też ponad 100 wykładów na temat węgiersko-polskich relacji historycznych. Był Konsulem Generalnym Republiki Węgierskiej w Krakowie w latach 1994-1995 oraz 1999-2003 i jako pierwszy Węgier został Honorowym Obywatelem Krakowa. Decyzją węgierskiego rządu Konsulat Generalny Węgier w Krakowie został zamknięty w 2009 r. Prezydent Jacek Majchrowski wystosował do ówczesnego ambasadora Węgier, Roberta Kissa list wyrażający sprzeciw wobec tej decyzji. Działalność Konsulatu Generalnego Węgier w Krakowie z pewnością będzie impulsem dla rozwoju współpracy Krakowa z węgierskimi miastami partnerskimi – Budapesztem i Pecem. Przyczyni się również do poszerzenia kulturalnych, społecznych i biznesowych więzi pomiędzy Polską i Węgrami. Małopolska i Podkarpacie chcą działać razem fot. archiwum w Cannes K raków został doceniony podczas najważniejszych i najbardziej prestiżowych w Europie targów inwestycyjnych MIPiM odbywających się w Cannes. Nagrody dla miasta odebrała Elżbieta Koterba, zastępca prezydenta Krakowa. Kraków został wyróżniony w kategorii miast Europy Środowo – Wschodniej z najlepszą strategią przyciągania inwestycji zagranicznych. Stolica Małopolski znalazła się ponadto w zestawieniu Top10 dla miejsc o najlepszej biznesowej efektywności kosztowej. Kraków rywalizował z niemal 470 miastami i regionami z całej Europy. Miasto prezentowało swój potencjał inwestycyjny w Cannes na własnym stoisku o powierzchni 60 m2 położonym w prestiżowej części wystawowej, w Palais de Festivals. Główne działania promocyjne skupione były na projekcie „Kraków - Nowa Huta Przyszłości", ale Kraków przygotował też kilkanaście innych propozycji inwestycyjnych. Miasto przedstawiło m.in. oferty dotyczące budowy lub przebudowy ośrodków sportowych (rozbudowa Ośrodka Sportowego „Kolna", budowa hali 100 - lecia KS Cracovia), a także budowy parkingów (parking podziemny „Olimpijka" w rejonie ulic Dietla/ Wielopole) oraz adaptacji fortów (Fort 48 a „Mistrzejowice", Fort 48 „Batowice", Fort 50 „Prokocim", Fort 52 ½ „Skotniki). Prezentowane były też działki pod zabudowę komercyjną oraz mieszkaniową - jednorodzinną i wielorodzinną, m.in. działki przy ul. Tetmajera, ul. Stepowej, ul. Tischnera czy ul. Fredry. Targi Inwestycji i Nieruchomości MIPIM w Cannes gromadzą przedstawicieli najpoważniejszych firm branży inwestycyjnej, rynku nieruchomości, biur architektonicznych, pism branżowych, miast i regionów z całego świata. O Zgodnie z tekstem dokumentu, oba zarządy zobowiązały się po pierwsze do opracowania tzw. Strategii Karpackiej, która ma m.in. poprawić poziom życia mieszkańców Karpat. Po drugie – do przygotowania dokumentu, który określi najbardziej korzystne obszary współpracy. Pozwoli to m.in. na opracowanie zapisów umożliwiających wprowadzenia odpowiednich preferencji w regionalnych programach operacyjnych obu województw. I po trzecie – wskazanie projektów, których realizacja leży w interesie obu województw. fot. Tomasz Rowiński Kraków nagrodzony pracowanie Strategii Karpackiej, nacisk na wspólne inwestycje drogowe, a także działania związane z kulturą i edukacją – to jedne z najważniejszych założeń podpisanej deklaracji współpracy pomiędzy województwami Małopolskim i Podkarpackim. Dokument w obecności mediów podpisali w Tarnowie Marek Sowa, marszałek małopolski i Władysław Ortyl, marszałek podkarpacki. Podpisanie deklaracji poprzedzone było posiedzeniem zarządów obu województw. – Spotkanie obu zarządów to doskonała okazja, aby porozmawiać o kluczowych problemach i ich rozwiązaniach, które dotyczą zarówno Małopolski, jak i Podkarpacia – podkreślał w Tarnowie marszałek Marek Sowa. Istotne jest także dostrzeganie potencjału i szans, jakie daje taka współpraca. Świetnym tego przykładem będzie Strategia Karpacka – mówił marszałek Marek Sowa. Władysław Ortyl, dodał, że atmosfera do realizacji wspólnych projektów jest sprzyjająca. - Działania, które omawialiśmy na wspólnym posiedzeniu obu zarządów, niekiedy przekraczają granice obu województwa, a nawet państw – mówił Władysław Ortyl . - Jestem jednak przekonany, że w Brukseli spotkają się one ze sporym zainteresowaniem. puls splendoru fot. archiwum Nowy pawilon i łącznik M iędzynarodowe Targi Poznańskie zakończyły budowę nowego pawilonu wystawienniczego 8A i pasażu naziemnego łączącego halę z centrum konferencyjnokongresowym. W przyszłości w tych obiektach będą się odbywały kongresy liczące nawet do 15 tysięcy uczestników. Za zaprojektowanie i budowę hali odpowiadała firma Wechta. Nowy pawilon ma 2801 m kw. powierzchni użytkowej, a jego kubatura wynosi 31000 m sześc. Obiekt jest przystosowany do budowy nowoczesnych stoisk piętrowych, wysokich nawet na 10 m. Hala od strony wewnętrznego pasażu „Czteropaku” jest wyposażona w antresolę, która łączy budynek z salami konferencyjnymi znajdującymi się na piętrze kompleksu „Czteropak”. Jest tu też miejsce przeznaczone na cele gastronomiczne. fot. archiwum Budynek jest także połączony nadziemnym łącznikiem z pawilonem 15. Szeroki na ponad sześć metrów i długi na ponad 72 m korytarz umożliwia organizację w pawilonie 15 i „Czteropaku” międzynarodowych wydarzeń konferencyjnych i kongresowych nawet dla 15 tysięcy uczestników. Łącznik jest zawieszony na wysokości powyżej 5 metrów nad poziomem jezdni. Do jego budowy zostało użytych aż 520 m kw. szkła. Nowa hala stanęła na miejscu Pawilonu Szwajcarskiego, zbudowanego w 1977 roku na podstawie projektu Biura Projektów Miasta i architekta Henryka Jarosza. W obiekcie tym przez wiele lat pokazywana była ekspozycja przemysłu i biznesu szwajcarskiego. W 2007 roku pawilon połączono pasażem z sąsiednimi halami 7, 7A i 8 tworząc kompleks wystawienniczy zwany "Czteropakiem”. Podczas szczytu klimatycznego ONZ COP 14 w grudniu 2008 roku hala była wykorzystywana jako sala konferencyjna. Powierzchnia wystawiennicza pawilonu wynosiła 2425 m kw. Wizyta mera Shenzhen w Poznaniu Z oficjalną wizytą w Poznaniu przebywał mer Shenzhen, XU Qin. Merowi towarzyszyła delegacja przedstawicieli administracji lokalnej, Uniwersytetu w Shenzhen, biznesu i mediów. Wizyta w Poznaniu była rezultatem między innymi wyjazdu roboczego do Shenzhen - partnerskiego miasta Poznania w Chinach - w listopadzie 2013 r., Dariusza Jaworskiego zastępcy prezydenta Poznania i podjętych wówczas ustaleń dotyczących intensyfikacji wymiany, zwłaszcza w dziedzinie edukacji i kultury. W Centrum Kultury Zamek, odbyła się 20 marca uroczystość podpisania czterech dokumentów mających przyczynić się do pogłębienia współpracy między Shenzhen a Poznaniem. Podpisano „umowę o przyjaźni i wymianie między miastami: Shenzhen (Chińska Republika Ludowa) i Poznaniem (Rzeczpospolita Polska) na lata 2014-2017” oraz „memorandum o współpracy i wymianie w zakresie przemysłu kulturowego i kreatywnego”. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza zawarł porozumienie z Uniwersytetem w Shenzhen dotyczące wymiany studentów i kadry naukowej. Umowa ta ma umożliwić zwolnienie przyszłych stypendystów z Poznania z opłat za studia w Shenzhen. Natomiast poznańskie centrum medyczne Neomedica zainicjowało współpracę z Beijing Genomics Institute (BGI) w Shenzhen. O możliwościach rozwoju współpracy rozmawiano też podczas spotkań na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, Uniwersytecie Artystycznym oraz Międzynarodowych Targach Poznańskich. Z okazji wizyty mera Shenzhen, w Sali Białej Urzędu Miasta Poznania z minirecitalem fortepianowym wystąpiła pianistka Zhang Zuo, reprezentująca młode pokolenie artystów z Shenzhen, którzy podbijają światową publiczność i występują na najważniejszych scenach muzycznych w świecie. Galeria Arsenał nowym domem dla fotoplastykonu Z abytkowy fotoplastykon, unikatowe urządzenie, które przez wiele lat było jedną z najciekawszych atrakcji fotograficznych Poznania, znajdzie swój dom w Galerii Miejskiej Arsenał. Jak podkreśla Katarzyna Kamińska, dyrektor Wydawnictwa Miejskiego „Posnania”, do współpracy przy powrocie fotoplastykonu na mapę atrakcji miasta zaproszony został Antoni Rut. Podjęto także wstępne rozmowy z innymi potencjalnymi instytucjami współpracującymi, np.: Muzeum Historii Miasta Poznania. - Na razie nie można podać konkretnej daty uruchomienia fotoplastykonu dla publiczności - będzie ona zależała od skali potrzebnych prac remontowych - informuje Katarzyna Kamińska. fot. Damian „Ohana” Andrzejewski Urządzenie zostało przewiezione przez ekipę Wydawnictwa Miejskiego „Posnania”, obecnego właściciela urządzenia, z domu jego poprzedniego właściciela i wieloletniego animatora, znanego poznańskiego fotografa, Antoniego Ruta. W Galerii Miejskiej Arsenał zostanie poddane drobiazgowym oględzinom i remontowi, po którym będzie mogło zostać udostępnione mieszkańcom Poznania i turystom. Zarówno jego renowacja, jak i przygotowanie programu wystawienniczego zostanie wypracowane wspólnie przez Wydawnictwo i Galerię Arsenał, zgodnie z kompetencjami obu tych instytucji. Antoni Rut niosący do Arsenału fragment fotoplastykonu Str. 11 puls splendoru IBM działa w Katowicach F irma IBM otworzyła 3 kwietnia główną siedzibę Centrum Dostarczania Usług w Katowicach. Zatrudnieni w niej specjaliści zapewniają szeroki zakres usług IT dla klientów IBM z całego świata. Podczas ceremonii z udziałem przedstawicieli władz centralnych i samorządowych, reprezentantów Ambasady Amerykańskiej, uczelni oraz zarządu i pracowników firmy IBM nastąpiło uroczyste przecięcie wstęgi nowo otwartego budynku przy ulicy Francuskiej 42. Katowickie centrum rozpoczęło swoje działania operacyjne we wrześniu 2013 r. Od tego czasu trwa jego rozwój, a otwarcie nowej siedziby w kompleksie A4 Business Park przy ulicy Francuskiej zamyka kolejny etap tego procesu. Rozbudowa Centrum Dostarczania Usług przebiega zgodnie z planem, jaki założyliśmy i ogłosiliśmy w zeszłym roku – mówi Aleš Bartůněk, Dyrektor Generalny IBM Polska i Kraje Bałtyckie. - Dzięki profesjonalistom zatrudnionym w Katowicach jesteśmy w stanie spełniać najwyższe wymagania naszych klientów na całym świecie w zakresie świadczonych dla nich zaawansowanych usług informatycznych. Obecny na spotkaniu profesor Jerzy Buzek, były premier rządu RP i były przewodniczący Parlamentu Europejskiego podkreślał znaczenie pojawienie się w regionie takiej firmy jak IBM. – Należy oczekiwać, że wkrótce pojawią się inne firmy dzięki osadzeniu się takiego giganta jak IBM w Str. 12 naszym regionie – mówił Jerzy Buzek. – To firma, która buduje zaufanie w biznesie, kieruje się zasadą solidarności z regionem, stawia na szkolenie pracowników. Buzek poinformował, że obecnie uruchomionych jest osiem programów ramowych na rozwój nowych technologii, na które Unia Europejska wyda 80 miliardów Euro. Szansą dla Śląska jest reindustrializacja regionu, która ma polegać m.in. na przechodzeniu z przemysłu kapitałochłonnego do nowoczesnych gałęzi gospodarki wymagających dużego zaangażowania nauki i wysoko wykwalifikowanej kadry pracowników. Buzek sam będąc profesorem nauk technicznych podkreślił dobrze rozwinięte zaplecze naukowo – badawcze Śląska. Nowe centrum IBM należy do sieci strategicznych placówek IBM (ang. delivery centres), które skupiają się na dostarczaniu specjalistycznych usług informatycznych, takich jak zarządzanie systemami operacyjnymi serwerów, zapewnianie ochrony i bezpieczeństwa systemów, świadczenie usług dla klientów końcowych, w tym utrzymania i monitorowania sprzętu IT oraz systemów oprogramowania. – Inwestycja IBM to kropka nad "i" jeśli chodzi o rozwój sektora nowoczesnych usług biznesowych w Katowicach – mówił Piotr Uszok, prezydent Katowic. - Aktualnie w tym sektorze w aglomeracji katowickiej pracuje 12 000 osób, a do końca 2014 r. będzie to 15 000. Bardzo zależało nam, aby IBM, światowy gigant informatyczny, zain- westował w Katowicach. Działania tej cenionej na świecie, innowacyjnej organizacji są uważnie obserwowane przez inne firmy. Liczymy, że za przykładem IBM pójdą kolejni. IBM współpracuje z lokalnymi instytucjami edukacyjnymi na Górnym Śląsku nad wspieraniem rozwoju talentów i umiejętności zawodowych studentów. Wspólnie z Politechniką Śląską, Uniwersytetem Śląskim, Uniwersytetem Ekonomicznym i Górnośląską Wyższą Szkołą Handlową IBM uruchomił program praktyk studenckich, które umożliwiły studentom zdobywanie doświadczenia w obszarze najbardziej zaawansowanych problemów informatycznych. Firma IBM będzie rozszerzać współpracę ze śląskimi uczelniami, wspierając studentów w realizacji ich projektów rozwojowych oraz umożliwiając im dostęp do najbardziej innowacyjnych technologii. Przez ścisłą współpracę z lokalnymi szkołami wyższymi chcemy pokazać studentom, że IBM to firma, z którą można związać swoją karierę zawodową – mówi Stef Stangret, Dyrektor Centrum Dostarczania Usług IBM w Polsce. – Przygotowanie merytoryczne zarówno specjalistów i wysoko doświadczonych ekspertów IT, jak i absolwentów studiów informatycznych oceniamy bardzo wysoko. Co ważne, kandydaci do pracy często posługują się kilkoma językami, co ma niebagatelne znaczenie dla takich ośrodków jak nasze centrum. Nowa siedziba w Katowicach posiada siedem kondygnacji. Dwie najniższe to zaplecze szkoleniowe dla pracowników, na kolejnych kondygnacjach w otwartych salach pracuje po 180 osób na piętrze. Często godziny pracy wyznacza sobie pracownik. Na każdym piętrze znajdują się pokoje ciszy, do rozmów z klientami, gdy wymaga tego poufność tematu. W budynku znajdują się także pomieszczenia dla matek z dziećmi wymagających karmienia oraz pokoje socjalne. Obok przeszklonego biurowca znajduje się kilkupoziomowy parking dla pracowników firmy. W firmie język angielski nie jest uznawany za język obcy, wszyscy muszą posługiwać się nim biegle. Atutem jest także znajomość innych języków. Firma woli przeszkolić pracowników wielojęzycznych z zakresu IT niż odwrotnie. Dlatego szansę na pracę mają nie tylko informatycy. fot. Tomasz Rowiński IBM działa w Polsce od ponad 20 lat. Obecnie firma posiada w Polsce szereg specjalistycznych ośrodków obsługujących klientów na całym świecie, takich jak: Centrum Dostarczania Usług i Operacyjne Centrum Bezpieczeństwa we Wrocławiu, Laboratorium Oprogramowania i Centrum Usług Finansowo-Księgowych w Krakowie oraz Centrum Kompetencyjno - Wdrożeniowe w Gdańsku. W ubiegłym roku w ramach programu ekspansji terytorialnej firma otworzyła również regionalne oddziały handlowe w Katowicach, Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu i Gdańsku. puls splendoru P Nowe trendy w rolnictwie H Progress-Chem, wschodniopolski lider sektora rolniczego i duńska firma Bredal podpisały umowę o współpracy. Firma, której prezesem jest Jan Świć, zajmuje się kompleksową obsługą sektora rolniczego. Teraz została oficjalnym przedstawicielem oraz importerem produktów firmy Bredal, w tym między innymi rozsiewaczy zawieszanych przeznaczonych do technologii rolnej i komunalnej. Podpisanie tej umowy jest konsekwencją realizacji nowej strategii firmy ProgressChem zakładającej m.in. wzbogacanie oferty handlowej o technologię siewu i nawożenia precyzyjnego oraz maszyny komunalne. PH Progress-Chem przyjęło na początku roku nową strategię rozwoju kładącą duży nacisk na modyfikację i poszerzanie oferty zarówno wśród nawozów i nasion, jak i w asortymencie maszyn (szczególnie tych wykorzystujących technologię siewu precyzyjnego), gdyż jest to segment najbardziej rozwijający się i rokujący dobrą sprzedaż. Firma Bredal jest cenionym europejskim Jan Świć producentem rozsiewaczy do wapna i nawozów oraz zimowego sprzętu do rozsypywania piasku i soli. Posiada dwie własne fabryki odpowiadające za cały proces projektowania i budowania maszyn, co gwarantuje wysoką jakość, precyzję wykonania i niezawodność. Firma powstała w 1949 roku, jej maszyny są eksportowane zarówno do krajów UE jak i do Australii, Nowej Zelandii i RPA. - Przywiązujemy bardzo dużą wagę do umowy z firmą Bredal – mówi Jan Świć, właściciel PH Progress-Chem. - Wybór producenta w gamie rozsiewaczy nawozów został poprzedzony dokładną analizą zarówno oczekiwań kooperujących z nami producentów rolnych jak i oferty potencjalnego partnera. Firma Bredal z powodzeniem dostarcza maszyny rolnicze od ponad 50 lat łącząc nowoczesną i sprawdzoną technologię z tradycjami firmy rodzinnej. Produkty są cenione na całym świecie i mają bardzo dobrą opinię wśród użytkowników, dlatego postanowiliśmy rozpocząć wspólną drogę na rynku polskim. Jestem przekonany, że nasze doświadczenie w dostarczaniu rolnikom najlepszych rozwiązań w połączeniu z wysoką jakością produktów przyczynią się zarówno do sukcesu biznesowego jak i polepszenia jakości pracy naszych klientów. Progress-Chem to polska firma zajmująca się od 20 lat sprzedażą maszyn, nawozów, środków ochrony roślin, pasz dla zwierząt, artykułów ogrodniczych oraz materiału siewnego zbóż, kukurydzy, rzepaku i ziemniaków. Firma prowadzi również skup i obrót płodami rolnymi. Jako ekspert rynku, prowadzi również profesjonalne doradztwo strategiczne oraz akcje szkoleniowo - dydaktyczne, które pozwalają klientom i partnerom wzbogacić swoją dotychczasową wiedzę oraz poznać nowe trendy w rolnictwie. W ciągu dwudziestu lat działalności firmie udało się dołączyć do grona liderów branży. Progress-Chem współpracuje z renomowanymi firmami z Polski, Europy oraz Stanów Zjednoczonych. Firma zatrudnia 63 osoby w zeszłym roku odnotowała obrót ponad 125 mln zł. Zmiana w zarządzie Tikkurila Polska A Polska ma bardzo duże znaczenie dla grupy, jest jednym z ważniejszych rynków Tikkurili – mówi Aleksander Truszczyński. -Tym większe znaczenie dla naszej firmy ma fakt, że po raz pierwszy od kilkunastu lat na jej czele staje manager z Polski. Jest to wyraz zaufania właścicieli dla lokalnej kadry zarządzającej i wszystkich pracowników. Nowy prezes zapowiada, że dążył będzie do umacniania pozycji mimo mocnej konkurencji i niełatwej sytuacji branży. - Nie przewidujemy rewolucji - dodaje Aleksander Truszczyński. - Będziemy kontynuować dotychczasową politykę i sposób zarządzania służące realizacji strategii. Na pewno będziemy nadal dążyć do systematycznego podnoszenia standardów obsługi sprzedażowej i posprzedażowej naszych klientów oraz edukować konsumentów na temat znaczenia jakości przy wyborze farb. Str. 14 fot. archiwum Aleksander Truszczyński leksander Truszczyński, dotychczasowy Dyrektor Finansowy i Wiceprezes Zarządu Spółki 12 lutego 2014 r. objął funkcję Prezesa Zarządu i Dyrektora Zarządzającego Tikkurila Polska S.A. Zastąpił na stanowisku Ilariego Hyyrynena, który od tej pory zarządzał będzie Business Unit Russia. Aleksander Truszczyński jest absolwentem Uniwersytetu Szczecińskiego (Wydział Ekonomiczny), na którym studiował w latach 1987-1992. Ukończył również Podyplomowe Studia Podatkowe w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie (1996) oraz studia MBA w Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu (współpracującej z Helsinki School of Economics). Animacja promuje przedsiębiorczość społeczną fot. archiwum Atrakcje regionów na targach W Chorzowie odbyła się druga edycja Targów Atrakcje Regionów. Targi to przede wszystkim promocja i upowszechnianie wiedzy na temat rozwoju turystyki, w tym agroturystyki oraz promocja tradycyjnych produktów lokalnych i regionalnych. Podczas targów można było wymienić doświadczenia pomiędzy podmiotami w zakresie rozwoju turystyki wiejskiej oraz promocji produktu tradycyjnego i lokalnego. Dodatkowo promocja wysokiej jakości żywności regionalnej zachęca konsumentów odwiedzających targi do spożywania produktów żywnościowych wysokiej jakości produkowanych w Polsce. Targi wspierają turystykę regionalną, aktywizują przedstawicieli pięknych regionów Polski do promocji. Uczestnicy targów przywiązują duża wagę do tego, aby stale podnosić jakość ofert i uzupełniać je o ciekawe dla turysty miejscowe atrakcje takie jak parki tematyczne, skanseny, parki rozrywki, obiekty architektury o znaczeniu turystycznym lub rozrywkowym, centra sportowe oraz o miejsca z aktywnym wypoczynkiem (trasy rowerowe, linaparki itp.). Starają się o to by ich oferta była jak najbardziej konkurencyjna w stosunku do innych regionów, z czego korzysta zarówno turysta jak i cały powiat. Targi w 2013 r. odwiedziło blisko 40 tysięcy gości. Kolejne edycje również odbywać się będą w samym sercu Śląska, w hali wystawowej „Kapelusz” na terenie Parku Śląskiego (WPKiW w Chorzowie), w sąsiedztwie Wesołego Miasteczka i ZOO. W tym samym miejscu i czasie na terenie Parku odbywać się będzie znana na całą Polskę Wystawa Kwiatów i Ogrodów - wydarzenie o 50-letniej tradycji. A nimowany film promuje ogólnopolską kampanię poświęconą przedsiębiorczości społecznej, zorganizowaną przez Fundację Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych (FISE). Spot, który można zobaczyć w mediach społecznościowych, przedstawia działalność firm łączących biznes i ważne cele społeczne. Internetowy spot pod hasłem „Dobry Biznes” to kolejny element ogólnopolskiej kampanii promującej przedsiębiorczość społeczną, organizowanej przez Fundację Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Film ma charakter edukacyjny, a jego podstawowy cel to zaprezentowanie w prostej, przystępnej formie idei ekonomii społecznej. Oglądający mogą dowiedzieć się na czym polega funkcjonowanie przedsiębiorstw społecznych, co odróżnia je od tradycyjnych firm i dlaczego warto wspierać ich działalność. Spot w formie blisko minutowej animacji można obejrzeć na popularnych portalach. - Nasz spot adresujemy do osób prywatnych, jak również firm i przedstawicieli administracji publicznej, które do tej pory nie miały styczności z zagadnieniem ekonomii społecznej - tłumaczy Julia Koczanowicz-Chondzyńska z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. - Chcemy budować świadomość tego, że w rzeczywistości rynkowej istnieją podmioty realizujące ważną misję społeczną, których działalność i rozwój może wspierać każdy z nas. Kluczowym elementem kampanii, w tym również spotu edukacyjnego, jest popularyzacja strony internetowej, która stanowi bogatą, stale rozwijaną bazę najlepszych przedsiębiorstw społecznych w Polsce. Znajdujące się w niej firmy prezentują różne branże, ale wszystkie łączy wysoka jakość produktów i usług oraz fakt, że nie skupiają się na maksymalizacji zysku. Celem ich działalności jest przede wszystkim dokonanie pozytywnej zmiany społecznej. Misją fundacji jest systemowe działanie na rzecz wzrostu zatrudnienia. Ważnym elementem jej działań jest ekonomia społeczna jako skuteczne narzędzie aktywizacji zawodowej. FISE skupia się na problematyce rynku pracy, zatrudnienia i redukcji bezrobocia. Zrealizowała dotychczas ponad 150 projektów w tych obszarach oraz wydała kilkadziesiąt publikacji. Animuje dyskusje w środowisku organizacji pozarządowych oraz administracji publicznej, organizuje szkolenia, targi i konferencje. W targach uczestniczyć będą samorządy, hotele, pensjonaty, gospodarstwa agroturystyczne o regionalnym charakterze, restauracje i producenci produktów spożywczych związanych z kuchnią charakterystyczną dla poszczególnych regionów, muzea, parki tematyczne, skanseny, parki rozrywki, obiekty architektury o znaczeniu turystycznym lub rozrywkowym. Str. 15 puls splendoru Produkują opony już 75 lat F irma Oponiarska Dębica S.A. złożyła 4 kwietnia lepszy. Unowocześniał się i eksportował. Jednak dopiero hołd twórcom Centralnego Okręgu Przemysło- transformacja lat 90. XX wieku stworzyła mu prawdziwą wego oraz Fabryki Gum Jezdnych w Dębicy, szansę, którą wykorzystał w pełni. W 1996 roku The Go- dzięki którym polski producent opon jest obec- odyear Tire & Rubber Company nabył większościowy nie jednym z największych i najnowocześniejszych zakła- pakiet akcji Dębicy, za który zapłacił ponad 132 mln zł, dów na świecie. Podczas rocznicowych uroczystości od- czyli 55 mln dolarów i zobowiązał się do zainwestowania słonięto przed siedzibą spółki pomnik z tablicą. w polską firmę 100 mln dolarów w ciągu 10 lat. W ciągu pierwszych trzech lat – do końca 1998 roku, Goodyear Fabrykę Gum Jezdnych otwarto 4 kwietnia 1939 roku w zainwestował w Dębicy 73 mln dolarów, a do końca 2005 Dębicy. – Nie na długo, bowiem wybuchła wojna, zaś w roku nie obiecane 100 mln, ale aż 170 mln dolarów. jej trakcie rozkradziono nowoczesne jak na ówczesne czasy linie produkcyjne, zaś w budynku znajdował się - Firma Oponiarska Dębica S.A. to dziś jeden z najwięk- tylko warsztat samochodowy – mówił Jacek Dymitrowski, szych zakładów tego typu na świecie – powiedział Jacek historyk, dyrektor Muzeum Regionalnego w Dębicy. – Po Pryczek, ówczesny prezes Zarządu Firmy Oponiarskiej wojnie odbudowano zakład. Dębica S.A. - W barwach Goodyeara to trzeci, a w Europie pierwszy. Daje zatrudnienie niemal 3 tysiącom osób. W okresie Centralnego Okręgu Przemysłowego nikt nie Co roku do budżetu odprowadza miliony złotych podat- przypuszczał, że na nieużytkach rolnych wyrośnie jedna ków, przynosi zysk i jest jednym z największych polskich z największych potęg oponiarskich na świecie i zarazem eksporterów. To tutaj produkowane są najnowocześniej- jeden z najnowocześniejszych zakładów produkcyjnych sze opony HP i UHP marek Goodyear, Dunlop, Fulda, koncernu Goodyear. Zakład przetrwał plan sześcioletni, Sava i Dębica, które wysyłamy na cały świat. „małą stabilizację”, czasy Edwarda Gierka, stan wojenny i trudne lata 80. Przez cały czas produkował i był coraz W minionych 20 latach Firma Oponiarska Dębica S.A. i jej strategiczny partner, koncern Goodyear, zainwestowały w Dębicy setki milionów złotych. Ostatnia inwestycja, którą właśnie ukończono, została wdrożona w ramach Specjalnej Strefy Ekonomicznej Euro-Park Mielec, a jej koszt wyniósł około 205 mln złotych. Dzięki niej Firma Oponiarska Dębica S.A. spełnia wymogi techniczne i prawne, określone w dyrektywie Unii Europejskiej w zakresie etykietowania opon. W ten sposób spółka utrzymuje konkurencyjną pozycję w stosunku do innych producentów opon w Polsce i na świecie. Co więcej, inwestycje pozwoliły rozszerzyć produkcję opon o najwyższych parametrach technicznych High Performance i Ultra High Performance, przeznaczonych do samochodów osobowych osiągających wysokie prędkości oraz opon ograniczających zużycie paliwa i emisję hałasu. W Dębicy wytwarzane są opony o jednych z najwyższych parametrów określonych przez Unię Europejską – m.in. Goodyear EfficientGrip Performance, czy Dunlop Sport BluResponse z kategoriami BA na etykiecie, ale także opony prze- fot. archiwum znaczone na oryginalne wyposażenie dla takich marek aut, jak: Ford, Opel, Peugeot, Renault, czy Volkswagen. fot. archiwum Jacek Pryczek, obecnie szef Goodyear na Europę, Grażyna Hanclewska, wiceminister gospodarki oraz Krzysztof Król z Kancelarii Prezydenta RP - Wciąż inwestujemy, ale także wspomagamy społecz- czają poza powszechnie obowiązujące trendy muzyczne, ność lokalną i pomagamy potrzebującym – mówił Jacek oferując wszystkim fanom muzyki nowe obszary doznań. Pryczek. - Jesteśmy innowacyjni i proekologiczni. Nasza W tym roku zagrają Brodka, Kaliber 44, Dawid Podsiadło, spółka zdobywa nagrody i wyróżnienia, m.in. zajmuje Kamp!, Bokka, Fismoll, Stara Rzeka i Rebeka. wysoką pozycję w rankingu polskich marek dziennika „Rzeczpospolita”, jest wśród najszybciej rosnących spół- Obecni na uroczystości Grażyna Henclewska, wicemini- ek giełdowych magazynu Forbes, czy wśród najlepszych ster gospodarki oraz Krzysztof Król z Kancelarii Prezy- pracodawców Top Employers. denta podkreślali wysoką pozycję Firmy Oponiarskiej oraz znaczenie dla gospodarki Polski. Podobnie wypo- Dzięki tym sukcesom biznesowym, Firma Oponiarska wiadali się przedstawiciele władz województwa, wicewo- Dębica S.A. może regularnie wspierać lokalną społecz- jewoda Alicja Wosik i Władysław Ortyl, marszałek Pod- ność Dębicy, samorząd, instytucje charytatywne czy or- karpacia. ganizacje działające na rzecz chorych, niepełnosprawnych i poszkodowanych przez los. W ostatnich latach na W 1939 roku wytwarzano 350 kompletów ogumienia na pomoc dla chorych, niepełnosprawnych i zagrożonych dobę. - Obecnie produkujemy 45 tysięcy opon do samo- wykluczeniem, dofinansowania, chodów osobowych dziennie, czyli jesteśmy w stanie wsparcie dla zdolnych uczniów, darowizny dla szkół, dostarczyć 8 tysięcy kompletów do samochodu na dobę straży pożarnej, pogotowia oraz policji, przeznaczyła – mówi Stanisław Cieszkowski, były dyrektor do spraw ponad 4 mln zł. Firma Oponiarska Dębica S.A. to również produkcji i członek zarządu spółki, a obecnie prezes Fir- inicjator wielkiego przedsięwzięcia kulturalnego. Już po my Oponiarskiej Dębica S.A. – To 120 różnych rodzajów raz trzeci w ostatnią sobotę sierpnia 2014 roku, odbę- opon. Poza tym produkujemy około 1700 sztuk opon dzie się w Dębicy GoodFest, festiwal młodej muzyki alter- dziennie do samochodów ciężarowych oraz od 1600 do natywnej i elektronicznej. Wystąpią artyści, którzy wykra- 1700 opon do ciągników rolniczych. akcje charytatywne, Str. 17 puls splendoru fot. archiwum Dbają o pracowników P o raz kolejny Firma Oponiarska Dębica S.A., względem polityki personalnej i stosowanych praktyk. W Goodyear Dunlop Tires Polska Sp. z o.o. i Go- każdej organizacji zostały ocenione świadczenia podsta- odyear EEMEA Financial Services Center Sp. z wowe, świadczenia dodatkowe i warunki pracy, szkole- o.o., czyli Centrum Usług Finansowych działa- nia i rozwój, rozwój kariery zawodowej oraz zarządzanie jące w Dębicy, które obsługuje ponad 27 krajów europej- kulturą organizacyjną. skich, otrzymały certyfikat Top Employers Polska, przyznawany co roku przez międzynarodowy Top Employers - Sukces ten ma kilka wymiarów – powiedział Jacek Pry- Institute tym firmom, które prowadzą najlepszą politykę czek, ówczesny Prezes Zarządu Firmy Oponiarskiej Dębi- personalną. ca S.A. oraz Goodyear Dunlop Tires Polska Sp. z o.o. Pierwszy dowodzi, że zewnętrzne organizacje oceniające Top Employers Institute poddał badaniu przedsiębior- pracodawców postrzegają Grupę Goodyear Polska jako stwa w krajach europejskich, w tym także w Polsce, pod wyjątkowe miejsce do rozwoju, wyróżniające się na ryn- Str. 18 ku dobrymi praktykami HR. Po drugie ten sukces wspie- inwestowała w szkolenia doskonalące umiejętności i ra wizerunek Grupy Goodyear jako atrakcyjnego praco- kompetencje pracowników. Przykładem tego jest projekt dawcy i ułatwia budowanie dla przyszłych pracowników „Goodyear - dobre lata na rozwój”, który znalazł się na wiarygodnej oferty opartej na wartościach, postawach liście beneficjentów programu PARP. Objął on swoim przywódczych i możliwościach rozwoju. Trzeci wymiar – zakresem kilkadziesiąt sesji szkoleniowych dla kadry najważniejszy – dotyczy obecnych pracowników. Podej- zarządzającej, specjalistów i pracowników produkcyj- mujemy konkretne działania, aby ich aktywnie angażo- nych, w tym szkolenia tradycyjne, e-learningowe, warsz- wać, rozwijać i dawać im poczucie realnego wpływu na taty i gry symulacyjne. Ponadto firma gwarantuje pra- biznes. Tytuł Top Employer może być powodem do du- cownikom bezpłatne kursy językowe, a także dofinanso- my dla naszych pracowników, dzięki którym budujemy wanie nauki w szkołach wyższych. Niezależnie od szko- sieć naturalnych ambasadorów – ambasadorów Grupy leń zewnętrznych, konsekwentnie rozwija kulturę dziele- Goodyear Polska. nia się wiedzą, doświadczeniami i dobrymi praktykami, Swoim pracownikom Grupa Goodyear Polska (GGP) ofe- czego przykładem może być budowana obecnie sieć ruje stabilność zatrudnienia, uatrakcyjniany stale pakiet ekspertów i trenerów wewnętrznych. Działania GGP są świadczeń, realne możliwości rozwoju w kraju i zagrani- wiarygodne i inspirują pracowników do odważnego dzia- cą, dba również o harmonię pomiędzy życiem prywat- łania, poszukiwania i proponowania innowacyjnych roz- nym i zawodowym. Ważnym elementem EVP (ang. Em- wiązań, angażowania się we wszystkie sprawy organiza- ployee Value Proposition) GGP jest kultura organizacyjna cji tak, jakby to była ich własna firma. oparta na wspólnych wartościach, postawach przywódczych i innowacyjnym sposobie działania. Ta wyjątkowa - Dążymy do tego, aby każdy zatrudniony identyfikował atmosfera współpracy wpływa na chęć dzielenia się wie- się z celami firmy i jej misją, co w rezultacie zwiększa dzą, a wspólnym mianownikiem w relacjach pomiędzy zaangażowanie pracownika, uwalnia jego potencjał i pracownikami jest wzajemny szacunek. sprawia, że niemożliwe staje się możliwe - powiedziała Angelika Ryfińska, Dyrektor ds. personalnych Firmy Opo- Grupa Goodyear Polska osiąga wybitne wyniki bizneso- niarskiej Dębica S.A. i Goodyear Dunlop Tires Polska Sp. we, będąc liderem rynkowym. W organizacji szczególną z o.o. - Zarząd wspiera przejmowanie na siebie odpo- uwagę przywiązuje się nie tylko do tego, co pracownicy wiedzialności przez pracowników, podejmowanie przez wypracowują, ale również, w jaki sposób osiągają wyzna- nich wyważonego ryzyka oraz kwestionowanie status czone cele. Wynik jest wypadkową stale rozwijanych quo. Takie zachowania budują przyszłych liderów, ludzi kompetencji biznesowych, ale przede wszystkim pożąda- odważnych, innowacyjnych i nie poddających się, kiedy nych w organizacji postaw takich jak: odwaga, umiejęt- napotykają trudności w prowadzeniu biznesu. ność budowania zespołów i talentów, efektywna komunikacja, zdolność rozwiązywania problemów i osiągania Top Employers Institute opracował metodologię Top ponadprzeciętnych wyników. Employers, dzięki której wyróżnia liderów w dziedzinie HRM, przywództwa i strategii. Fundacja Corporate Rese- Wiele działań inicjowanych przez HR ma na celu wspiera- arch Foundation (CRF) powstała 1991 r. jako wspólna nie postaw przywódczych i inspirowanie każdego pra- inicjatywa środowiska naukowego, dziennikarzy bizneso- cownika do przejmowania odpowiedzialności zarówno wych, stowarzyszeń handlowych, badaczy oraz między- za rozwój swój, jak i całej organizacji. Najlepszym przy- narodowych wydawców, w celu pokazania najlepszych kładem tego jest cykl warsztatów dotyczących przywódz- praktyk z dziedziny zarządzania HR. Siedziba główna twa. Wyjątkowe w tym projekcie jest to, że cały program Instytutu CRF znajduje się w Holandii. powstał i został zrealizowany przez przedstawicieli działu personalnego we współpracy z Zarządem. Podczas - Optymalne warunki pracy zapewniają pracownikom warsztatów pracownicy GGP stworzyli „Good Ru- możliwość rozwoju osobistego i zawodowego - powie- les” („Dobre Zasady”), tj. prosto sformułowane zasady działa Magdalena Kusik, Country Manager Top Employ- efektywnie działającego zespołu oparte na wartościach i ers Institute. - Z naszego kompleksowego badania wyni- postawach przywódczych. ka, że Grupa Goodyear Polska tworzy wyjątkowe środo- Dzięki konsekwentnej komunikacji i angażowaniu pra- wisko pracy i zapewnia szeroką gamę inicjatyw, obejmu- cowników do dialogu o „Dobrych Zasadach”, GGP może jących nie tylko świadczenia dodatkowe i warunki pracy, zachować swoją przewagę konkurencyjną na rynku. Do- ale także dobrze przemyślany system zarządzania wyni- datkowo, za sprawą pozyskania wsparcia z EFS, GGP kami, spójny z kulturą organizacyjną firmy. Str. 19 splendor w gospodarce Tworzenie światowych firm i p Z bloga wzięte produktów C zęsto powtarzam, że w rozwoju biznesu trafiamy na dwie bariery. Pierwszą jest umiejętność delegowania zajęć. Jest to trudne jednak niezbędne do wzrostu firmy. Drugą jest umiejętności nauczania innych osób, aby potrafiły delegować zajęcia, gdyż w miarę rozwoju struktury niemożliwym jest, aby samemu delegować pracę. Myślę, że właśnie uświadomiłem sobie kolejną wielką barierę w rozwoju biznesu, którą jest wyjście poza wzór kulturowy. W 2013 roku spędziłem lekko ponad 6 miesięcy podróżując po świecie. Było to następstwem rady, którą otrzymałem nie wprost od Tada Witkowicza. Kilka lat temu gdy był na naszym seminarium został zapytany o to jak stworzyć produkt, który miałby szansę sprzedać się na całym świecie. Tad odpowiedział wtedy, że trzeba dużo podróżować, aby poznać różne kultury i sposoby myślenia. Polacy są dość zamkniętym społeczeństwem. Mało obcokrajowców przeprowadza się tutaj aby mieszkać na stałe. To sprawia, że jesteśmy dość ograniczeni jeżeli chodzi o znajomość obcych kultur. Jesteśmy strasznie polonocentryczni. Tymczasem świat do wielu rzeczy podchodzi zupełnie inaczej. Po zajęciach, a dokładnie po obejrzeniu nagrań z zajęć postanowiłem wydać trochę pieniędzy i w ciągu roku odwiedzić przynajmniej na miesiąc każdy kontynent. Podróże takie dają do myślenia. Przykładowo w Azji dziewczyny zamiast się opalać, kupują kremy wybielające. Ich mania wybielania jest posunięta do tego stopnia, że ich sypialniach trudno spotkać białą pościel. Większość z nich ma czarną lub bardzo ciemną. W białej wyglądałyby na bardziej opalone, a na tle ciemnych czują się bielsze. Mało tego. Aby kupić biały samochód trzeba dopłacić, tak jak u nas dopłaca się do metalicznego koloru. W Afryce z drugiej strony ludzie myślą, że mieszkają sami analfabeci. Jeden człowiek troszcząc się o los niepiśmiennych ludzi, wziął dotację i stworzył projekt telefonu gdzie nie ma cyfr tylko jakieś misie, rybki czy inne symbole. Nie wiem do czego to komu potrzebne, ale jako człowiek płacący podatki niechcący dołożyłem się do tego projektu. Tymczasem edukacja w afryce często jest na bardzo wysokim poziomie. Dzieci w szkole podstawowej często potrafią w pamięci, przy pomocy rąk, mnożyć trzy, a nawet czterocyfrowe liczby. Brak kalkulatorków wymusza inne metody radzenia sobie z liczeniem. Potrafią liczyć, dużo się uczą, tylko nie potrafią tych rzeczy wykorzystać w praktyce. Drobnych różnic jest mnóstwo i bez poznania ich na pewnym poziomie niemożliwym jest stworzenie światowej firmy. Raz, gdyż produkt będzie dla innych ludzi nieatrakcyjny, a dwa, nie będziemy potrafili zarządzać oddziałem zbudowanym z samych Azjatów, Afrykanów czy Amerykanów. Nawet nie trzeba szukać tak daleko aby dać przykład. Nie jest tajemnicą, że ASBIRO w Polsce promuje się jako swojego rodzaju kontestacja urzędniczej rzeczywistości. My w Polsce nie tworzymy Uczelni Wyższej, ale coś alternatywnego, lepszego. W Polsce to, co jest przeciwko Państwu ma o wiele lepszą prasę, zwłaszcza wśród naszej grupy docelowej. W Anglii jest zupełnie odwrotnie. Tam Państwo nie jest takie wrogie. Gdybym budował tam marketing w oparciu o “walkę z układem” niechybnie poniósłbym klęskę. Polska jednak ma wielką tradycję walki z Państwem w przeciwieństwie do UK, która musi się jeszcze wiele nauczyć. Ciekawym przykładem różnicy w sposobie myślenia jest zawsze pojawiające się pytanie czy coś tam można wrzucić w koszty w Anglii czy nie. Nasz księgowy na tak postawione pytanie zaw- Str. 21 sze odpowiada “jeżeli kwota jest mała to można, a jeżeli dużo to nie”. Na taką odpowiedź człowiek wychowany w Polsce doszukuje się konkretnej granicy. Polski system ma wiele granic. Tymczasem w systemie anglosaskim sprawa wygląda inaczej. Tam, w oparciu o zdrowy rozsądek sami decydujemy co to jest mała kwota. Zupełnie inny schemat myślenia. W ASBIRO mamy Kurs Podstawowy dla najmniej doświadczonych, Kurs Rozszerzony czyli studia licencjackie oraz Kurs Zaawansowany przeznaczony dla najbardziej wymagających ludzi. Te kursy były zaplanowane od samego początku. Od czasu, gdy jakieś 6 lat temu powstawał biznesplan alternatywnej uczelni. Bóg sprawił, że Uczelnia rozrosła się na tyle, że zaczęliśmy się kopiować w innych krajach. W Anglii idzie bardzo dobrze. Zambia rozwija się perfekcyjnie, zaczynamy coś tam organizować w Tajlandii, a Holandia się ślimaczy, ale też coś tam się dzieje. Mam okazję na własne oczy obserwować jak trudno produkt dobrze sprawdzający się w Polsce wdrożyć w innych krajach. Po rozmowach z dziesiątkami ludzi odkryłem, że nie jest to tylko mój problem. Dlatego tez kilka miesięcy temu rozpocząłem pracę nad kursem jakiego jeszcze nigdy nie było. Może to być totalna klapa, albo super produkt, który otworzy ASBIRO na świat. Chciałbym się was spytać o to, czy jest sens w takie coś się pchać. Na przygotowanie Kursu Podstawowego wydałem kilka tysięcy złotych. Przygotowanie studiów ASBIRO kosztowało kilkanaście tysięcy, a naszego programu MBA kilkadziesiąt. Nowy kurs o którym myślę wymagałby zainwestowania 150-250 tys. zł jeszcze zanim zacząłbym rekrutować pierwszych studentów. Ale do rzeczy. Wyobraźcie sobie trzyletnie studia podyplomowe MBA. W każdym roku organizowanych by było 5 trzydniowych zjazdów. Innowacją byłoby to, że każdy zjazd zorganizowany by był w innym kraju. Jeden dzień spędzilibyśmy na zwiedzaniu miejsca gdzie jedziemy, a dwa następne dni w sali szkoleniowej. Wykładowcami byliby lokalni przedsiębiorcy, księgowy, doradcy podatkowi. Wykładowcy oczywiście mówiliby o tym, jak zarządzać firmą, ale również o tym jak wygląda system podatkowo-gospodarczy w danym kraju. Coś na wzór naszych wyjazdów do UK z których skorzystało już prawie 300 osób. O tym jak wygląda system w Anglii czy Niemczech to mniej więcej wiemy. Ale jak sprawa wygląda w Armenii, Albanii, Słowenii czy Portugalii to już nie bardzo. Myślę, że temat byłby ciekawy. Oczywiście ze względu na koszty w grę wchodziłyby kraje głównie europejskie. Jednak raz każdego roku wyjechalibyśmy gdzieś dalej. Do Ameryki, Afryki i Azji. Uczestnicząc w szkoleniu moglibyśmy poznać wielu przedsiębiorców z innych krajów, zdobyć wiedzę jak zorganizowany jest dany kraj oraz trochę pozwiedzać. Mało tego. Rekrutacja na ten kurs przebiegałaby nie tylko w Polsce, ale w całej europie. Oczywiście pierwsze grupy byłyby zdominowane przez Polaków mieszkających w całej europie, jednak z biegiem czasu i rozwoju ASBIRO dołączałyby osoby innych narodowości. Dzięki czemu widząc się regularnie co 2-3 miesiące na zjeździe z przedsiębiorcami rożnych narodowości, pijąc piwo czy co kto lubi można spojrzeć na swój biznes z rożnej perspektywy. Ile rozwiązań moglibyśmy podpatrzeć, które gdzieś istnieją, a nie ma ich w Polsce. Koszt takiego kursu spokojnie zamknąłby się w 6-7 tys. rocznie. Razem z biletami lotniczymi, hotelami, wynajęciem sali i kilkoma piwami dziennie. Str. 22 Realizacja tego przedsięwzięcia wymagałaby znalezienia w każdym kraju kogoś na miejscu, kto byłby w stanie pomóc ogarnąć to wszystko. Hotele, sale, dojazdy oraz lokalnych wykładowców, a więc przedsiębiorców/księgo-wych/ doradców mówiących płyn-nie po angielsku, którzy zgodziliby podzielić się swoim doświadczeniem. W wielu krajach takich ludzi już mam. W innych trzeba będzie znaleźć. Może ktoś z czytelników tego bloga czuje się na sile pomóc stworzyć taki jeden weekend w swoim kraju, lub nawet może wystąpić w roli wykładowcy, gdyż prowadzi za granicą od kilku lat własną firmę. Ukryty plan by był taki, że gdyby udało się zaangażować 15 osób, w 15 krajach do zorganizowania dla nas jednego weekendu to ktoś z tych osób zapewne złapałby bakcyla i spróbował skopiować ASBIRO w pełni u siebie. Wszak jest to sprawdzony model edukacyjny. Wystarczy trochę dostosować do lokalnych warunków i można działać. To chyba wszystkie najważniejsze informacje. Jak nigdy nie prosiłem was o komentarze tak na tym mi naprawdę zależy. Stoję przed trudną decyzją zainwestowania pieniędzy, dzięki którym mógłbym żyć spokojnie, na dobrym poziomie z całą rodziną przez 20 lat na ciepłej wyspie w Tajlandii. O ile zawsze podchodziłem do biznesu bezpiecznie, tak teraz myślę o możliwości wzięcia na siebie ryzyka stworzenia z ASBIRO dużej światowej firmy. Ktoś przecież te wszystkie światowe organizacje jak BNI, Toastmasters, Brian Tracy International czy Instytut Misesa zakładał. Dlaczego chociaż jedna nie miałaby ewoluować z Polski? Taktyka wejścia do innych krajów przez taki Kurs Międzynarodowy jest ryzykowna, ale wydaje się sensowna. Dlatego też, jeżeli przeczytałeś artykuł i prowadzisz firmę to liczę na kilka zdań opinii o tym pomyśle. Jeżeli firmy nie masz, prosiłbym o niezabieranie głosu. Kamil Cebulski [email protected] Kamil Cebulski Jako nastolatek był właścicielem firmy ESC Poland (firma komputerowa), kilkunastu sklepów i serwisów internetowych. Prowadzi uniwersytet działający w kilku krajach, buduje szkoły w Afryce. bankowość i finanse Przez tablet do konta Rośnie liczba klientów przekonujących się do usług nowoczesnej bankowości. Już 14 proc. internautów, którzy wzięli udział w drugiej edycji badania „Bankowość i finanse po polsku” deklaruje, że loguje się do swojego banku za pośrednictwem smartfona lub tabletu. Nieznacznie zmalała liczba osób posiadających jakiekolwiek produkty oszczędnościowe, natomiast pożyczając pieniądze najchętniej udajemy się do rodziny lub zaciągamy pożyczki-chwilówki. Organizatorzy plebiscytu „Złoty Bankier 2013”, Bankier.pl i PayU SA, po raz drugi zbadali preferencje internautów dotyczące zarządzania finansami osobistymi oraz ich stosunek do produktów i usług bankowych. Ankietowani zapytani o narzędzia bankowości internetowej i mobilnej, z których korzystają wymieniali najczęściej natychmiastowe przelewy internetowe (43 proc.). Zadeklarowało tak 41 proc. badanych internautek oraz 38 proc. internautów. Statystyczny użytkownik tej usługi – zarówno mężczyzna, jak i kobieta - to przedstawiciel grupy wiekowej 25-34 lata. Na drugim miejscu wymieniane były płatności mobilne (7 proc.). Tylko 1 proc. badanych wskazał na przelewy przez Facebooka. Str. 23 – Szybki postęp technologiczny powoduje, że na rynku pojawiają się nowi użytkownicy – wyposażeni w smartfony i tablety mówi Wojciech Czajkowski, dyrektor zarządzający PayU Polska. - Jest więc nieuniknione, że urządzenia mobilne będą coraz bardziej wpływać na kształt modeli biznesowych w obszarze zarówno bankowości, jak i płatności internetowych. Z każdym rokiem płatności mobilne będą zyskiwały na popularności, pod warunkiem jednak, że będą proste i wygodne dla użytkowników. Jedna trzecia badanych korzystających z m-bankingu to mieszkańcy miast o populacji powyżej 500 tys. W tej grupie jest niemal dwukrotnie więcej mężczyzn niż kobiet. Nadal najpopularniejszym kanałem dostępu do banku jest serwis internetowy. Z e-bankowości korzysta aż 87 procent badanych internautów. Ze względu na zróżnicowaną dostępność oddziałów stacjonarnych, ta forma zarządzania finansami szczególnie upowszechnia się na wsi i w małych miastach, gdzie mieszka niemal połowa (46 proc.) internautów korzystających z bankowości za pośrednictwem serwisu www. W poprzedniej edycji badania „Bankowość i finanse po polsku” 36 procent ankietowanych deklarowało, że nie oszczędza pieniędzy za pomocą produktów bankowych. W tym roku odsetek ten wzrósł do 42 procent. Najpopularniejszym bankowym instrumentem oszczędnościowym jest konto oszczędnościowe (korzysta z niego 40 proc. badanych internautów). Poza tym badani chętnie decydują się również na lokatę terminową (21 proc.) lub fundusz inwestycyjny (10 proc). – Niskie stopy procentowe zachęcają do poszukiwania różnych opcji lokowania i inwestowania pieniędzy – mówi Bogusław Półtorak, redaktor naczelny Bankier.pl. Osoby aktywnie poszukujące informacji o finansach w Internecie mają większe szanse na wyższe stopy zwrotu. Ciekawostką ostatnich miesięcy jest powrót inwestorów na rynek nieruchomości, a także powrót do lokowania pieniędzy w obligacje skarbowe. Banki oferują swoim klientom również szeroki wachlarz produktów kredytowych, jednak ponad 40 procent respondentów deklaruje, że w ogóle nie poży- Str. 24 bankowość i finanse cza pieniędzy. Wśród najpopularniejszych rozwiązań pożyczkowych znalazły się: karta kredytowa i kredyt gotówkowy (22 proc.), a dalej zakupy ratalne, z których korzysta 20 proc. ankietowanych. Z badania wynika, że internauci chętnie sięgają również po mniej standardowe źródła pożyczek: co dziesiąta osoba pożycza pieniądze od rodziny i znajomych, zaś 3 proc. korzysta z tzw. pożyczki-chwilówki. Niemal co dziesiąty respondent spłaca także kredyt hipoteczny bądź kredyt odnawialny na koncie. Wybierając idealny bank, internauci zwracają uwagę przede wszystkim na brak opłat za korzystanie z rachunku bankowego (61 proc. wskazań). Ważnym czynnikiem jest także dobra opinia o banku (39 proc.) oraz bezprowizyjne wypłaty z bankomatów (38 proc.). Wśród źródeł pozyskiwania informacji na temat produktów bankowych ankietowani najczęściej wskazywali na serwisy www banków (43 proc. wszystkich wskazań) oraz porównanie ofert podczas wizyty w oddziałach (36 proc.). Ponad połowa ankietowanych (52 proc.) posiada jedno konto bankowe, zaś co czwarty (26 proc.) dwa rachunki. Tylko 10 proc. ankietowanych przyznało, że nie posiada konta w banku. Str. 25 splendor w gospodarce Przedsiębiorcy walczą z przepisami W gacące się kraje świata nie chciały zagranicznych inwestycji, ponieważ utrudniają one powstanie krajowych firm. Pod tym stwierdzeniem spokojnie podpisuje się Janusz Urbanik, który jeszcze niedawno w Polsce zatrudniał kilkaset osób. Teraz może liczyć głównie na kontrakty w innych krajach, bo w Polsce działa coraz mniej firm bez udziału koncernów zagranicznych. I te firmy zatrudniają podwykonawców ze swojego kraju. - W Norwegii, gdzie prowadzę działalność, w pierwszej kolejności proponuje się zlecenie miejscowym firmom – mówi Janusz Urbanik, właściciel firmy „Ventor”. – Dopiero gdy miejscowi nie podejmą się zlecenia dopuszcza się obce firmy. W Polsce polityka była prosta, fot. archiwum edług milionera Kamila Cebulskiego Polska nie sprzyja przedsiębiorczości. Sam sprzedał firmę i się wyprowadził do Wielkiej Brytanii. Podejście urzędników i ZUS i niszczy ten kraj i powoduje, że już 2 miliony ludzi wyjechało i wyjeżdżać będzie jeszcze więcej. Janusz Urbanik, właściciel firmy Ventor, uważa, że państwo jest coraz słabsze, bo jest w nim coraz mniej polskich firm. A będzie ich mniej, bo urzędnicy i przepisy powodują, że muszą szukać innych rynków, wycofując się stopniowo z Polski. Także Ryszard Florek, właściciel nowosądeckiej firmy Fakro, uważa, że Polska sprzyja firmom zagranicznym, zaś coraz mniej dba się o własnych przedsiębiorców. Florek uważa, że najszybciej bo- wyprzedawano wszystko za niewielkie pieniądze dużym koncernom. Nadal prowadzony jest ten kierunek, tym bardziej, że politycy nie ułatwiają pracy. Urbanik chciałby, by jego firma jak kiedyś prowadziła także szeroką działalność w Polsce, jednak na zlecenia może liczyć przede wszystkim w innych krajach, głównie w Norwegii. Tylko patriotyzm każe mu trzymać firmę na Podkarpaciu i zatrudniać do pracy zagranicą młodych ludzi z Polski, bo musi im płacić tyle samo co Norwegom. W przypadku kilku kontraktów realizowanych jednocześnie zatrudnia ich około tysiąca. Ventor to jedna z wiodących spółek na rynku budownictwa przemysłowego, działa od ponad 20 lat działa na rynkach polskim i norweskim jednocześnie. Z polskimi przepisami i urzędnikami nie chciał tracić czasu blisko 30 – letni Kamil Cebulski. Już jako 16-latek założył firmę, która w ciągu roku zaczęła przynosić zyski. Był właścicielem firmy komputerowej ESC Poland, kilkunastu sklepów i serwisów internetowych. Sprzedał firmę i wyprowadził się z Polski. Obecnie prowadzi uniwersytet działający w kilku krajach, poza tym pomaga Polakom otwierać firmy zagranicami i buduje szkoły w Afryce. Uważa, że Polska jest krajem, gdzie niebezpiecznie jest cokolwiek posiadać. Podaje przykład mieszkańca Białogardu, który za uschnięte drzewo na działce dostał dwa miliony kary. Według Ryszard Florek, właściciel firmy Fakro Str. 26 Cebulskiego powodów, dla których urzędnicy mogą zabrać cały majątek jest bardzo wiele. Doświadczył tego także Janusz Urbanik, który walczy o zwrot pieniędzy od kilku lat. – Niemal od każdego słyszę, że w sporze mam rację, ale nic się nie da zrobić – mówi przedsiębiorca. Kilka lat temu prezes Janusz Urbanik dostał w Norwegii zwrot norweskiego podatku. Tamtejszy fiskus poinformował go, że nie musiał w latach 2005–2006 płacić podwójnego podatku w obu krajach. Zwrócił kwotę o równowartości ok. 10 mln złotych. Urbanik od razu przelał te pieniądze na konto podkarpackiej skarbówki, bo uznał, że patriotycznie będzie płacić podatki w Polsce. – Urzędnicy wyliczyli, że od kwoty, którą wpłaciłem, muszę jeszcze odprowadzić dodatkowo 2,5 mln złotych karnych odsetek za opóźnienie, chociaż podatek płaciłem regularnie, tyle, że w Norwegii – mówi Urbanik. - Wcale nie musiałem wpłacać pierwotnych 10 mln w Polsce i nadal płacić podatków jednocześnie w Norwegii. To skandal, bo w tamtym kraju za podobny gest podatnika władze byłyby wdzięczne, a nie ścigały go karnymi odsetkami. Spór o podatek i ściągnięte już z konta Ventoru odsetki karne toczy się od kilku lat. Niestety podkarpacka skarbówka uważana jest za jedną z najbardziej nadgorliwych, dlatego większość firm przenosi swoją działalność, a tym samym płaci podatki na Śląsku lub w Warszawie. Władzom województwa wyraźnie nie zależy na tym by zatrzymać przedsiębiorców, za to utrzymują kolegów z układu. - W ogóle politycy w tym kraju zajmują się tematyka gender lub innymi pobocznymi tematami, zamiast zająć się tym co jest naprawdę istotne – uważa Janusz Urbanik. – Powinni zająć się poprawą przepisów prawnych, by dbać o przedsiębiorców. Dzisiaj widzimy słabość naszego państwa, choćby poprzez konflikty międzynarodowe. Liczą się tylko państwa silne gospodarcze. Jeżeli politycy nie zadbają o rozwój przedsiębiorczo- Str. 27 splendor w gospodarce Polsce powinno się zadbać o dobro rodzimych firm. - Kraj jeżeli będzie miał silne firmy, własną dobrą gospodarkę wówczas będzie się liczył na arenie międzynarodowej – mówi Urbanik. – By Polska miała silną pozycję w Europie, musi mieć silną gospodarkę. Ryszard Florek, właściciel nowosądeckiej firmy „Fakro”, również uważa, że firmy zagraniczne mają wiele łatwiej na polskim rynku. - Jeżeli będzie tak jak do tej pory, to oznacza w praktyce koniec rozwoju gospodarczego Polski – mówi Florek. - Wszystko, co mogliśmy osiągnąć prostym wykorzystaniem rezerw czy przyciągnięciem zagranicznych inwestorów, to już osiągnęliśmy. Dalszy rozwój może być właściwie tylko symboliczny. Florek za to opowiada, jak polskie firmy traktowane są na zachodzie. – W Niemczech nasi przedsta- fot. Tomasz Rowiński ści i nie pomogą polskim firmom wkrótce będziemy tylko najemnikami w swoim kraju. Urbanik zwraca uwagę, że rynek się zawęża i dużych firm z polskim kapitałem jest coraz mniej. – Trudno mówić na ten temat, by nie być posądzonym o stronniczość, ale chcielibyśmy mieć we własnym kraju równe prawa w stosunku do firm zagranicznych, nie mówiąc już o przywilejach – mówi właściciel Ventoru. – W Norwegii tylko uzupełnia się rynek firmami zagranicznymi. Powinniśmy uczyć się patriotyzmu od innych krajów. W dobie kryzysu kraje troszczą się o własną gospodarkę i własnych obywateli. Urbanik zwraca uwagę, że w wielu krajach europejskich mimo różnic politycznych liderzy wszystkich frakcji działają w interesie dobra społecznego i mają podobne podejście w sprawach gospodarczych. Także w wiciele muszą jeździć niemieckimi samochodami, zarejestrowanymi w tym kraju, inaczej mają dużo mniejsze szanse na pomyślne załatwienie kontraktu – mówi właściciel firmy „Fakro”. – We Francji wymuszają wręcz na nas obsługę finansową we francuskim banku i francuską firmę kurierską. To dbanie o interes kraju. Fakro to drugi producent okien dachowych na świecie z 15 procentowym udziałem w rynku. Florek założył fundację "Pomyśl o przyszłości", wydał broszurę pod tytułem „Dlaczego zarabiamy w Polsce cztery razy mniej niż w bogatej Zachodniej Europie”. Z przepisami i urzędnikami walczą także właściciele innych firm. Blisko dwustu z nich zrzeszyło się w Komitecie Obrony Wędlin Wędzonych Tradycyjnie. Głównie to firmy stosujące tradycyjne metody wędzenia wędlin z województw małopolskiego, podkarpackiego i świętokrzyskiego. Chodzi o zmniejszenie przez Unię Europejską norm dopuszczalnych substancji smolistych jakie tworzą się podczas wędzenia. Przepisy, przyjęte dwa lata temu, wchodzą we wrześniu, zaś przedsiębiorcy twierdzą, że dowiedzieli się o nich dopiero niedawno. I zamiast szukać rozwiązania, by mniejsze firmy, które mają ukierunkowaną produkcję nie zniknęły z rynku i zwolniły tysięcy ludzi, politycy i urzędnicy zaatakowali przedsiębiorców. Stanisław Jarosz, właściciel firmy Taurus z Pilzna nie może uwierzyć w słowa wypowiadane przez polityków zarówno rządu, jak i wojewódzkiego szczebla. Szczególnie rozzłościły go słowa byłego ministra rolnictwa Stanisława Kalemby, że będzie uczył przedsiębiorców jak wędzić metodami tradycyjnymi, by nie przekraczać dopuszczalnego poziomu substancji smolistych w produkcji wędlin. – Firmy, które na co dzień konkurują nagle działają razem – mówi Waldemar Kluska, dyrektor firmy Taurus. – Zawiązał się Komitet Obrony Produktów Wędzonych Tradycyjnymi Metodami. To kilka Janusz Urbanik, włściciel firmy Ventor Str. 28 fot. archiwum Stanisław Jarosz, właściciel firmy „Taurus” tysięcy miejsc pracy. Mamy nadzieję, że komuś powinno zależeć na ich utrzymaniu. W innych krajach problem przepisów szybko rozwiązano. Wypowiedzi niektórych polskich polityków w tej sprawie szkoda komentować. Będziemy się starali wydłużyć okres przejściowy i doprowadzić do wprowadzenia odstępstwa dla produktów tradycyjnych. Stanisław Jarosz prezentuje półki uginające się pod statuetkami otrzymanymi za wyroby tradycyjne, także te z godłem „Teraz Polska”. – To co teraz się okazuje, że nasze wyroby są trujące? – pyta sam siebie. – Ileż tej kiełbasy wędzonej czy szynki musiałby ten człowiek zjeść, by mu zaszkodziło. Jarosz mówi, że w ten sposób wędzili nasi ojcowie i dziadkowie. Dlatego wędliny tradycyjne są takie smaczne. - A teraz każą nam surowe kiełbasy sprzedawać, bo takie produkują Włosi, Niemcy i Hiszpanie mówi. - W ten sposób doprowadzi się do tego, że na wsiach ludzie będą bili i wędzili własnym sposobem, a ponieważ będzie zakazane, to nikt nie zgłosi mięsa do badania. I to wtedy będzie bardziej szkodliwe. Fryderyk Kapinos, szef marketingu przyznaje, że firma „Taurus” wędząc takimi metodami jak dotychczas będzie przekraczała nowe normy. Niewiele, ale jednak. – Niestety nie będzie się to firmom kalkulowało, by w ogóle w ten sposób wędzić. Koszty badań i kary są tak wysokie, że lepiej w ogóle byłoby dla firm rezygnować z tej metody wędzenia – mówi. – No ale większe stężenie tych substancji jest w kakao czy szprotach. Tylko, że inne kraje zadbały o swoich producentów i wystąpili o odstępstwa dla wyrobów tradycyjnych. Przedsiębiorcy zaczęli szybko działać, zwracając się do władz kolejnych szczebli. - Bez inicjatywy ze strony polskich władz Komisja Europejska nie podejmie żadnych działań w celu pomocy polskim przedsiębiorcom – mówi Tomasz Poręba, europoseł, który zaangażował się w sprawę. Przedsiębiorcy zapowiadają walkę do upadłego o możliwość stosowania tradycyjnych metod wędzarni- czych. Podkreślają, że wdrożenie rozporządzenia będzie się dla nich wiązało nie tylko ze zmianą technologii produkcji, ale także z gigantycznymi nakładami finansowymi, których wiele zakładów nie będzie w stanie ponieść. - W tej chwili adresatem działań podejmowanych w celu obrony tradycyjnego sposobu wędzenia jest nie Komisja Europejska, ale polski rząd – powiedział Poręba. Autorzy apelu wzywają polski rząd do jak najszybszego zwrócenia się do Komisji Europejskiej. Uważają, że bierność może przynieść fatalne skutki w postaci upadku dziesiątek firm i wielotysięcznych zwolnień w branży mięsnej. Przedsiębiorcy uważają, że niestety ale w centralnych urzędach stawia się na znajomości po linii partyjnej a nie fachowość. Ryszard Florka chciałby, by jego książkę politycy, szczególnie posłowie przeczytali minimum dwa razy. Tomasz Rowiński Str. 29 splendor w gospodarce Europa musi patrzeć także na Wschód fot. archiwum Rozmowa z Tomaszem Porębą, posłem PiS do Parlamentu Europejskiego Panie Pośle obserwował Pan w Kijowie protesty Ukraińców sprzeciwiających się prorosyjskiemu kierunkowi jaki obrały władze kraju. Ostatnie wydarzenia spowodowały, że cały świat zwrócił uwagę na naszych sąsiadów. Sytuacja zmienia się dynamicznie. Mam jednak nadzieję, że kiedy ukaże się nasza rozmowa na Ukrainie wygasną już starcia zbrojne. Jak Unia Europejska może pomóc Ukraińcom? Wykorzystując bierność Europy, Janukowycz doprowadził do rozlewu krwi. Reakcja Unii Europejskiej w tej sprawie nastąpiła zdecydowanie za późno. W tej chwili najważniejszym zadaniem jest zapewnienie integracji terytorialnej Ukrainy i zapobieżenie zastosowaniu siły zbrojnej. Brak reakcji Rosji na dotychczasowe apele społeczności międzynarodowej reprezentowanej przez takie organizacje jak ONZ, NATO czy UE jasno pokazuje potrzebę podjęcia dużo dalej idących działań. Dziś niezbędne wydaje się wprowadzenie ostrych sankcji wobec Federacji Rosyjskiej w sferze ekonomicznej, politycznej oraz symbolicznej. UE jest dziś głównym partnerem handlowym Rosji i to właśnie wprowadzenie przez Wspólnotę ograniczeń w tym zakresie byłoby dla Władimira Putina najbardziej dotkliwe. Trzeba zauważyć, że UE to główny odbiorca surowców UE i w ten sposób pośrednio finansuje modernizację rosyjskiej armii, która staje się najważniejszym narzędziem polityki zagranicznej Kremla. Był Pan świadkiem wydarzeń w najbardziej gorącym okresie na Majdanie. W mentalności wielu Polaków Ukraina wydaje się nam lekko zacofana i zaniedbana, ale po pomarańczowej rewolucji wydawało się, że już prawa człowieka są tam respektowane. Jakie są szanse na ustabilizowanie polityczne u naszych sąsiadów ? Wraz z przedłużaniem się protestów szanse na pokojowe ustabilizowanie sytuacji malały coraz bardziej. Dopiero liczba ofiar i determinacja protestujących skłoniły Unię Europejską do konkretnych działań, które pozwoliły zatrzymać przemoc. Jednak to odwaga i wytrwałość Ukraińców, a nie spóźniona interwencja europejskich polityków doprowadziły do realnej zmiany sytuacji. Dziś niezwykle ważne jest uniknięcie konfliktu zbrojnego - widać, że nowe ukraińskie władze wyciągnęły wnioski z sytuacji w Gruzji i nie dają się sprowokować Putinowi, który wyraźnie zmierza do dezintegracji Ukrainy. Należy podkreślić, że konflikt na Krymie jest swego rodzaju testem, za pomocą którego Putin sprawdza, jak daleko może się posunąć. Jeżeli uznamy, że Rosja może ingerować w wewnętrzną politykę państw, w których mieszka mniejszość rosyjska, to Rosja już niebawem może podjąć podobne działania wobec np. państw bałtyckich: Litwy, Łotwy czy Estonii. Niestety bieg wydarzeń pokazuje jasno, że dziś, aby powstrzymać działania Rosji, które destabilizują sytuację w Europie, zagrażając także naszemu bezpieczeństwu potrzebne są szybkie, realne decyzje. Brak działań dla tego typu postępowania spowoduje dalsze, negatywne i trudne do przewidzenia konsekwencje. Towarzyszył Pan również podczas tych wydarzeń Jarosławowi Kaczyńskiemu, który jako pierwszy z polskich polityków udał z wizytą udzielając wsparcia Ukraińcom. Czym były te spotkania, jak również późniejsze wizyty polskich polityków dla liderów ukraińskiej opozycji? Poparcie unijnych polityków dla demokratycznych przemian na Ukrainie jest bardzo ważne dla tamtejszej opozycji. Podczas spotkań z przedstawicielami Batkiwszczyny nowego premiera Arsenija Jaceniuka i UDAR-u Witalija Kliczki usłyszeliśmy podziękowania za wsparcie i prośbę o to, by zachodni politycy przybywali na Euromajdan. Należy pamiętać, że protesty na Ukrainie rozpoczęły się po niepodpisaniu przez Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Ludzie, głównie młodzi, czują się oszukani, bo prezydent Janukowycz zabił marzenia milionów Ukraińców o zintegrowanej z Europą, wolnej, demokratycznej Ukrainie. Ci ludzie nie ustąpili i nie ustąpią. Ważne, by wiedzieli, że Europa z nich nie zrezygnowała. Istotne było także spotkanie z córką więzionej wówczas Julii Tymoszenko, Jewhieniją. Był to wyraźny sygnał zarówno dla opozycji jak i dla obozu rządzącego, że nie ma przyzwolenia na represjonowanie przeciwników politycznych i ewidentne łamanie praw człowieka. Dziś, w świetle dramatycznych wydarzeń na Krymie i wschodzie Ukrainy, wizyty zagranicznych polityków są istotnym sygnałem poparcia dla przemian zachodzących na Ukrainie. Należy jednak podkreślić, że obecnie kierunkiem obieranym przez najważniejszych światowych polityków powinien być nie Kijów, ale Moskwa, gdyż to tam znajduje się faktyczne źródło napięcia. Unia Europejska kilka miesięcy temu przyjęła budżet. Jakie są jego główne założenia ? W październiku 2013 r. Parlament Europejski przyjął nowe zasady dla polityki spójności na lata 2014-2020, na którą Unia Europejska dla wszystkich państw przeznaczy 325 mld euro, czyli 34 procent całego budżetu. Fundusze strukturalne i inwestycyjne Unii Europejskiej służą przede wszystkim wyrównywaniu poziomu życia mieszkańców poszczególnych regionów i wspieraniu wzrostu gospodarczego. W latach 2014-2020 jedna trzecia unijnego budżetu przeznaczona będzie na tworzenie miejsc pracy, zwalczanie bezrobocia wśród osób młodych, wspieranie małych i średnich przedsiębiorstw, zwalczanie skutków zmian klimatu, innowacje i transport przyjazny środowisku. Po prawie dwóch latach pracy przygotowano nową reformę, która z jednej strony ma uprościć korzystnie z funduszy europejskiej, z drugiej strony jednak stawia be- Str. 31 neficjentom nie tylko wysokie wymagania, ale narzuca też szereg ograniczeń wynikających z tzw. koncentracji tematycznej, których należy przestrzegać inwestując europejskie pieniądze. Uruchomienie funduszy uzależnione również będzie od spełnienia szeregu warunków ex-ante, które mają zapewnić realizację postawionych celów. Nowa polityka spójności jest o wiele bardziej rygorystyczna niż do tej pory. W nowym okresie programowania punkt ciężkości wyraźnie przesunięty jest z finansowania infrastruktury w kierunku finasowania badań i rozwoju, wspierania gospodarki niskoemisyjnej czy odnawialnych źródeł energii. W nowej perspektywie finansowej obniżony został poziom tzw. cappingu (z 3,8 proc. na 2,35 proc), czyli maksymalnego pułapu, jaki może osiągnąć alokacja dla państwa członkowskiego. Według tej stawki wyliczona została nowa koperta dla Polski (72,7 mld euro), która według wcześniejszych zasad prawdopodobnie mogłaby być większa. Co więcej, ramach powyższej kwoty zostały wyodrębnione obligatoryjne transfery np. do instrumentu „Łącząc Europę, czy na Europejski Fundusz Pomocy Najbardziej Potrzebującym a także na pomoc techniczną z inicjatywy Komisji w wysokości 0,35 proc. alokacji i na działania innowacyjne z inicjatywy Komisji Europejskiej w dziedzinie zrównoważonego rozwoju obszarów miejskich. Wszystkie te progra- my, zarządzane bezpośrednio przez Komisję Europejską, pomniejszają dostępną alokację dla Polski o około 4,6 mld euro, co oznacza, że polskich regionów i miast w ramach Umowy Partnerstwa trafi tylko 68 mld euro. Od tej kwoty odliczyć należy oczywiście wkład własny Polski, czyli składkę do budżetu Unii Europejskiej, szacowaną dzisiaj na ok. 3 mld euro rocznie co w skali 7 lat trwania perspektywy finansowej da kwotę 21 mld euro. To tyle, jeśli chodzi o kwoty w nowym budżecie UE. Na co przeznaczymy te pieniądze? Jeśli natomiast mówimy o nowych zasadach wydatkowania pieniędzy to przede wszystkim nie udało się wykreślić najbardziej kontrowersyjnej zasady nowej polityki spójności, czyli tzw. warunkowości makroekonomicznej, forsowanej przez państwa będące płatnikami netto, czyli np. Niemcy i Francję. Zasada ta umożliwia Komisji Europejskiej zawieszanie funduszy unijnych państwom, które nie przestrzegają dyscypliny finansowej. W drodze negocjacji udało się ją jedynie nieznacznie osłabić, co oznacza, że Komisja Europejska podejmując decyzję o zawieszeniu funduszy dla jakiegoś kraju będzie musiała o tym poinformować i wyjaśnić powody komisji Parlamentu Europejskiego ds. rozwoju regionalnego. Trudniej będzie też zawieszać fundusze krajom, które mają wysokie bezrobocie i zmagają się z kryzysem przynajmniej przez dwa lata. fot. archiwum Z czym się to wiąże ? Zawieszanie płatności czy nawet odebranie części funduszy będzie również możliwe, jeżeli w 2019 r. Komisja Europejska stwierdzi, że Polska nie przestrzega stopnia realizacji wyznaczonych wcześniej celów rozwojowych. Utrzymano również tzw. system korekt finansowych netto, czyli corocznego weryfikowania stanu finansowania projektów i odbierania krajowi pieniędzy, jeśli w inwestycji znaleziono błędy. Parlamentowi nie udało się wykreślić korekt netto z rozporządzenia a jedynie ograniczyć je do danego wydatku. Nowe zasady to również nowe utrudnienia w wykorzystywaniu funduszy. Wspomniana już wyżej koncentracja funduszy na narzuconych celach tematycznych i związane z tym pułapy finansowe ograniczają regionom inwestycje w pozostałych obszarach, co oznacza np. mniej możliwości finansowania infrastruktury sportowej, turystyki czy dróg lokalnych. Na takie przedsięwzięcia pozostanie już bardzo mało pieniędzy. Będzie można finansować mniejsze projekty w dziedzinie rekreacji i sportu, jednak pod warunkiem, że przeciwdziałają one wykluczeniu społecznemu. Radykalnie został też obniżony poziom zaliczek z 7-10 procent do 1,5 proc. Udało się jednak wynegocjować także postulaty ważne dla Polski ? - W porozumieniu wynegocjowanym między Parlamentem Europejskim, Komisją i Radą udało się jednak uwzględnić szereg postulatów ważnych dla Polski. Przede wszystkim utrzymany został dotychczasowy poziom współfinansowania inwestycji z pieniędzy unijnych – 85 proc. wartości inwestycji. Początkowo Komisja Europejska proponowała obniżenie tego progu do 70 proc. Utrzymana została też kwalifikowalność podatku VAT, co oznacza dalszą możliwość jego refundowania. Ponadto, wśród priorytetów inwestycyjnych Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego znalazły się inwestycje w dystrybucję, magazynowanie i przesył energii, zarówno elektrycznej, jak i gazu a także możliwość finansowania rozwoju i remontów systemu kolejowego. Co najmniej 5 proc. EFRR przeznaczone ma być na zrównoważony rozwój obszarów miejskich. Wprowadzono również możliwość wspierania efektywności energetycznej w sektorze publicznym i mieszkaniowym (np. ocieplanie budynków). To infrastruktura, a ludzie ? Ważne jest również utworzenie nowego instrumentu na rzecz walki z bezrobociem osób młodych w wieku od 15 do 24 lat, przeznaczonego dla regionów, w których bezrobocie przekracza 25 procent. Polska otrzyma 181 mln euro a pomoc trafi do 10 województw, w tym do Podkarpacia, które reprezentuję. Na wsparcie mogą też liczyć duże przedsiębiorstwa, ale tylko w przypadku, gdy realizują ważne dla społeczności lokalnej inwestycje. Polityka spójności nadal pozostaje najważniejszym narzędziem inwestycyjnym i motorem rozwoju gospodarczego i to nie tylko w nowych państwach członkowskich. Udało się Panu Posłowi doprowadzić do debaty na temat Karpat. Co to oznacza? Skąd pomysł na promocję tego regionu? Cieszę się, że po moich wieloletnich staraniach doszło do pierwszej w historii Parlamentu Europejskiego debaty na temat Karpat. Dotychczas PE zajmował się innymi regionami i opracowywał dla nich strategie. Mają je regiony Dunaju, Bałtyku i Morza Śródziemnego. Mam nadzieję, że przyszedł wreszcie czas na Karpaty, by także miały osobną strategię rozwoju. Wierzę, że ta debata będzie sygnałem dla Komisji Europejskiej i Rady do podjęcia działań nakierowanych na opracowanie strategii UE dla Karpat. Z Pana Posła inicjatywy Parlamencie Europejskim 3 grudnia odbyła się konferencja dotycząca opracowania strategii makroregionalnej Unii Europejskiej dla regionu Karpat. W wydarzeniu wzięli udział przedstawiciele ministerstw a także prezydencji litewskiej, Komisji Europejskiej i Komitetu Regionów. Karpaty to spójny obszar, który wymaga szczególnej uwagi ze strony UE oraz skoordynowanego wsparcia w ramach polityki europejskiej. Karpaty nie znajdowały się dotąd w obszarze zainteresowań Parlamentu Europejskiego. Swoje strategie mają regiony Dunaju, Bałtyku i trwają właśnie prace nad strategiami dla Morza Adriatyckiego oraz Morza Jońskiego. Mam nadzieję, że przyjdzie wreszcie czas na Karpaty, by także miały osobną strategię rozwoju. Chciałbym również, by Podkarpacie było regionem wiodącym we wszystkich działaniach służących rozwojowi Karpat. Obejmują one najbiedniejsze tereny UE, które borykają się z problemami porzucania ziemi, dużych migracji ludności w związku z brakiem perspektyw zawodowych w regionie, deforestacji, nadmiernego zanieczyszczenia środowiska, nadmiernej eksploatacji zasobów naturalnych, niedoborów infrastrukturalnych. Strategia Karpacka to wyjątkowa szansa na wyrównanie, wciąż kolosalnych, różnic rozwojowych między poszczególnymi regionami. W konferencji wzięli udział przedstawiciele wszystkich państw karpackich reprezentujący zarówno ministerstwa jak i lokalne samorządy. O konieczności współpracy karpackiej przekonywał również Vicente Rodriguez Saez z departamentu ds. polityki regionalnej Komisji Europejskiej. Saez mówił, że współpraca regionalna w Karpatach jest bardzo ważna z punktu widzenia nowej współpracy w polityce spójności. Wskazywał, że zarówno strategia dunajska jak i bałtycka przyniosły bardzo dobre rezultaty. Zaznaczył, że powstanie strategii to przede wszystkim potrzeba ogromnego zaangażowania politycznego ze strony wszystkich państw, które chcą być jej uczestnikami. Znaczenie strategii karpackiej podkreślała także Danuta Str. 33 splendor w gospodarce Hübner. Powiedziała, że istnieje ogromny kapitał współpracy, na którym można budować koncepcję rozwoju w tym regionie, stąd też warto jest pokusić się o jeszcze większe zacieśnienie współpracy o wspólną wizję, wspólną strategię, ponieważ już przed kilkoma laty zdano sobie sprawę z tego, że wspólne wyzwania to również wspólne szanse. Profesor Ryszard Legutko wskazywał na ogromne bogactwo historyczne obszaru Karpat, sięgające czasów I Rzeczpospolitej i wielki kapitał ludzki tego regionu. Powiedział, że to jest wielka wartość, gdy spojrzymy na współczesną Europę, dlatego trzeba ją rozwijać i strzec przed nadmierną inżynierią społeczną. Kilka dni po konferencji w Brukseli spotkał się Pan w Strasburgu z unijnym komisarzem ds. polityki regionalnej Johannesem Hahnem. Podczas spotkania przekazałem na ręce komisarza Hahna deklarację w sprawie ustanowienia strategii makroregionalnej dla Karpat, która została przyjęta podczas grudniowej konferencji. Ustanowienie strategii karpackiej nie będzie łatwe, ale jest możliwe. Konieczne są dalsze spotkania zarówno w Brukseli jak i w Polsce oraz innych krajach regionu, które pomogą wypracować mapę drogową działań na jej rzecz. Komisja Europejska potrzebuje wyraźnego sygnału: strategia makroregionalna dla Karpat jest potrzebna i oczekiwana w Europie ŚrodkowoWschodniej. Komisarz Hahn podkreślał przede wszystkim konieczność zaangażowania ze strony państw członkowskich, zwłaszcza na szczeblu rządowym i samorządowym. Bez tego szanse na ustanowienie strategii znacznie zmaleją. Dodał, że nie jest przeciwnikiem strategii karpackiej, lecz podkreślił, iż jednym z warunków jej powstania jest znalezienie wspólnych z istniejącą już strategią dunajską obszarów, które wzajemnie się uzupełniając, wzmocnią rozwój tej części Europy. Karpaty to region o strategicznym znaczeniu dla UE, stanowiący wschodnią granicę wspólnoty. - Czy jest szansa na wdrożenie programu, który mógłby wypromować ten region? Jakie mogą być korzyści dla regionu z realizacji Strategii Karpackiej? - Strategia makroregionalna to wielopoziomowa forma współpracy prowadząca do koncentracji funduszy w danym regionie. Byłaby to szansa na dofinansowanie kluczowych projektów z punktu widzenia Podkarpacia, przede wszystkim w zakresie infrastruktury transportowej. Istotną częścią wizji rozwoju Karpat powinna być Via Carpatia, która byłaby swoistym kręgosłupem tej części naszego kraju. Strategia umożliwiłaby także skuteczną walkę z wieloma problemami, z jakimi dziś boryka się nasz region, m.in. bezrobociem, porzucaniem ziemi czy dużymi migracjami ludzkimi w związku z brakiem perspektyw zawodowych. - Unia Europejska nie przyjęła do realizacji Via Carpatia. Co to oznacza dla Podkarpacia ? Czy jest szan- Str. 34 sa na zmianę tej decyzji? - Rozporządzenie TEN-T określa unijne priorytety transportowe do 2030 roku. Od wielu miesięcy apelowałem do rządu o większe zaangażowanie w unijne negocjacje, gdyż kolejna rewizja tego rozporządzenia nastąpi dopiero za 10 lat. Niestety, rząd wykazał się kompletną biernością zarówno na etapie negocjacji z Komisją Europejską w 2010 roku jak i później, podczas rozmów w ramach tzw. trilogu. W efekcie przyjęto rozporządzenie, które w praktyce oznacza dalszą peryferyzację Polski Wschodniej. W najbliższych latach znów ominą nas trasy szybkiego ruchu i kolei. Najpoważniejszą inwestycją na ścianie wschodniej będzie modernizacja korytarza kolejowo autostradowego przebiegającego przez Kraków, Rzeszów i Przemyśl. - Czy trzeba będzie jednak budować te drogi za pieniądze z budżetu krajowego, by nie tracić czasu? - Polski odcinek szlaku Via Carpatia - S19 - został wpisany przez nowe władze Sejmiku Województwa Podkarpackiego na listę przedsięwzięć strategicznych do negocjacji kontraktu terytorialnego. Daje to nadzieję na budowę tej drogi w ramach dofinansowania pochodzącego zarówno ze funduszy budżetowych jak i z unijnego Funduszu Spójności. - Jak ocenia Pan sytuację blokady dotacji dla Podkarpacia? - Wstrzymanie pieniędzy europejskich to był efekt afery korupcyjnej w sejmiku wojewódzkim rządzonym jeszcze do niedawna przez koalicję PO-PSL-SLD. Komisja Europejska, po informacjach prasowych o korupcji w Urzędzie Marszałkowskim, natychmiast - zresztą zgodnie z procedurą - wstrzymała certyfikację pieniędzy dla naszego województwa. Od samego początku podjąłem w Brukseli próbę ustalenia, jaka jest skala zagrożenia, jeśli chodzi o możliwość utraty tych funduszy. Co udało się zrobić już w tej sprawie, by odblokować te fundusze? - Po ostatnim, kolejnym już zresztą spotkaniu z Patrickiem Amblardem, dyrektorem wydziału ds. Polski w Komisji Europejskiej, wyszliśmy z marszałkiem Ortylem i przewodniczącym Buczakiem przekonani, że w ciągu najbliższych tygodni dojdzie do odblokowania pieniędzy dla Podkarpacia. I tak się stało. Unijne fundusze nie wrócą do Brukseli, ale zostaną na Podkarpaciu, gdzie wierzę, że zostaną dobrze spożytkowane. Teraz należy je przekazać wszystkim beneficjentom tak, aby mogli jak najszybciej rozpocząć zaplanowane inwestycje. Komisja pozytywnie oceniła informacje przedstawione przez sejmik województwa podkarpackiego, w tym także te dotyczące wycofania dofinansowania unijnego dla podmiotów zamieszanych w aferę korupcyjną oraz usprawnień w zakresie selekcji projektów kwalifikowanych do otrzymania dofinansowania z Unii Europejskiej. Urzędnicy Komisji Europejskiej, z którymi prowadziliśmy rozmowy, z uznaniem oceniają także podjęte przez Urząd Marszałkowski kroki administracyjne mające na celu istotne zabezpieczenie i usprawnienie dystrybucji pieniędzy w naszym województwie. Oznacza, że 841 mln zł, które były zablokowane na poziomie Komisji Europejskiej, mogły wpłynąć do Polski. - Zaangażował się Pan także w pomoc producentów wędlin wędzonych metodą tradycyjną. Jak to się stało, że kolejne przepisy wchodzą w życie a zainteresowani przecierają oczy ze zdumienia, bo nikt z nimi nie rozmawiał na ten temat? - Proponowane przez Komisję Europejską normy dotyczące poziomu substancji smolistych w wędlinach zakładające, że ma być ich nie więcej niż 2 mikrogramy na kg, są nie do spełnienia dla wielu producentów, także z Podkarpacia. Mówiłem o tym podczas spotkania z komisarzem UE ds. zdrowia i ochrony konsumentów Tonio Borgiem. Poinformowałem również, że konsekwencją tego rozporządzenia może być upadek dziesiątek firm i wielotysięczne zwolnienia w tej branży mięsnej. Komisarz Borg zapewnił, że Komisja Europejska jest gotowa wysłać do Polski specjalny zespół techniczny, który wskaże sposoby dostosowania się do nowej dyrektywy bez konieczności zamykania zakładów i zwolnień pracowników. Warunkiem jest jednak inicjatywa polskiego rządu, która musi zwrócić się w tej sprawie do KE. Niestety, rząd Donalda Tuska w dalszym ciągu wykazuje się w tej sprawie bezczynnością. - Rząd stara się zrzucić winę na producentów wędlin. Jest szansa na zmianę przepisów? - Jestem w stałym kontakcie z przedsiębiorcami z branży mięsnej, z którymi podejmuję kolejne działania na rzecz ochrony tradycyjnych metod wędzarniczych, interweniując m.in. u premiera Donalda Tuska i ministra rolnictwa. Z apelem w obronie polskich zakładów wędliniarskich do szefa rządu wystąpił także ostatnio prezes PiS Jarosław Kaczyński. Mam nadzieję, że rząd w końcu potraktuje poważnie tę sprawę. - Dziękuję Tomasz Rowiński fot. archiwum Dziękuję za rozmowę. fot. archiwum splendor w gospodarce Profesjonalizm z Polski V entor to polska firma branży budownictwa przemysłowego, która podbiła rynek skandynawski. Podbiła to jednak nie znaczy, że zdobywa kontrakty bez walki. Jak mówi Janusz Urbanik, prezes zarządu spółki, Norwegowie w pierwszej kolejności wspierają swoje firmy, dopiero później angażują obcych i to w pierwszej kolejności tych sprawdzonych, takich jak Ventor. To dlatego, że chcą mieć gwarancje najwyższej jakości a przy tym zapewnione zarówno bezpieczeństwo na budowie, jak również socjalne dla pracowników. Ventor od początku działalności, czyli od 1992 roku ogromną wagę przywiązuje do polityki personalnej. Firma jest laureatem programu Liderzy Społecznej Odpowiedzialności – Dobra Firma oraz Dobry Pracodawca. To firma biznesu społecznie odpowiedzialnego. Spółka poza licznymi szkoleniami dla pracowników, którzy maja okazję uczyć się za darmo nie tylko angielskiego ale i norweskiego, od wielu lat wspiera szkoły z Podkarpacia. KAPITAŁEM SĄ PRACOWNICY W Polsce temat odpowiedzialnego traktowania pracowników i tworzenia optymalnych miejsc pracy, jest wciąż obszarem zaniedbanym. Są natomiast w kraju firmy, w których można z powodzeniem dostrzec właściwe zarządzanie przedsiębiorstwem, dbałość o warunki pracy oraz oferowaną pracownikom możliwość autentycznego rozwoju i kariery. Str. 36 - Pracownicy to najcenniejszy kapitał każdej firmy – mówi Janusz Urbanik, prezes firmy Ventor. – Pracownicy mają znaczny wpływ na dynamikę rozwijających się przedsiębiorstw. Staramy się osobom zatrudnionym u nas zapewnić bezpieczeństwo i stabilność. Spokój ducha ma wpływ na efekty pracy. Janusz Urbanik podkreśla, że nagrody i tytuły „Odpowiedzialny pracodawca roku”, zdobywane w ostatnich latach są o tyle prestiżowy, że lista laureatów jest dość krótka. Laureaci to elita najlepszych pracodawców w Polsce, w poszczególnych regionach i branżach. Oceniona jest jakość zatrudnienia, dbałość o kapitał ludzki i sprawne zarządzanie spółką. W „Ventorze” docenia się wysoką jakość zatrudnienia, czyli przestrzeganie prawa pracy, przepisów BHP, możliwości podnoszenia kwalifikacji pracowników, system motywacyjny, reputację firmy i dynamikę zatrudnienia. Firma stanowi przykład na to, że właściwe zarządzanie przedsiębiorstwem oraz umiejętna dbałość o pracowników przekłada się na rzeczywisty sukces całej firmy. Kontrahenci firmy cenią jakość pracy Polaków i renomę, jaką „Ventor” posiada. To daje efekt kuli śniegowej. Firma polecana jest kolejnym przedsiębiorcom. Jednak, by dojść do takiej pozycji trzeba spełnić wiele rygorystycznych obowiązków. Przede wszystkim myśleć i pracować jak Norweg. ZACZĘŁO SIĘ OD KOLANEK Za sukces firmy odpowiada jej właściciel. Janusz Urbanik, były zapaśnik, pracował w warsztacie wentylacyjnym w Norwegii. Właściciel tego zakładu wymieniał park przemysłowy i zaproponował Urbanikowi ich zakup. Okazało się, że ze zbytem towaru w Norwegii nie ma problemów, więc dębiczanin rozpoczął produkcję elementów wentylacyjnych. - Nadal posiadamy te maszyny, jeszcze je wykorzystujemy, chociaż posiadamy nowoczesny park technologiczny - mówi Janusz Urbanik. – Przyznaje, że w ponad dwudziestoletniej działalności firmy niewątpliwie przełomem było wprowadzenie systemu zarządzania jakością ISO. Wprowadziło to w firmie duże zmiany organizacyjne i zmiany w zarządzaniu. Na szczęście nie rozbudowaliśmy struktur administracyjnych przez to jesteśmy sprawniejsi od konkurencji. Poza tym cały czas ja i brat prowadzimy bezpośredni nadzór. Wymieniamy się, jak brat jest w Norwegii, wówczas ja najczęściej w Polsce i odwrotnie. Na początku drogi biznesowej „Ventor” specjalizował się głównie w instalacjach przemysłowych oraz systemach wentylacyjnych. Kolejnymi branżami, które powiększyły ofertę były izolacje przemysłowe, konstrukcje stalowe oraz systemy rusztowań. Dzisiaj wachlarz usług obejmuje kompleksowe budownictwo przemysłowe. Spółka jest jednym z najbardziej znaczących podmiotów tej branży w Polsce. Posiada nowoczesny park maszynowy i systematycznie wdraża innowacyjne technologie. Ventor działa zarówno jako producent systemów wentylacyjnych i klimatyzacyjnych, jak również jako wykonawca projektów EPC (engineering, procurement, construction). Od samego początku terytorium działania, Ventor objął głównie Skandynawię, dopiero potem działał na rynku krajowym. Cenne doświadczenia uzyskane podczas projektów poza granicami kraju pozwoliły na przeniesienie wiele nowatorskich rozwiązań w zakresie zarządzania oraz poprawy bezpieczeństwa pracy. Dalszymi krokami usprawniającymi działania firmy było wprowadzenie standardów zarządzania zgodnych z normami ISO 9001:2008, oraz systemu zarządzania BHP OHSAS, zgodnego z normą 18001. Ventor posiada w pełni wyposażone centrum szkoleniowo-weryfikacyjne, gdzie stara się doskonalić umiejętności dotychczasowych pracowników, jak również sprawdzać tych, którzy chcą dołączyć do zespołu. - Zatrudniając pracownika chcemy mieć pewność co do jego zaangażowania, umiejętności oraz predyspozycji na dane stanowisko – mówi Janusz Urbanik. - Prócz specjalnie opracowanych procedur, do dyspozycji są modele i konstrukcje wykonane zgodnie z wymaganiami NORSOK, a ich jakość była wielokrotnie sprawdzana przez naszych norweskich kontrahentów. Siedziba firmy obecnie mieści się w Warszawie, jednak Zarząd najczęściej jest w dębickim oddziale. W listopadzie 2010 spółka podjęła decyzję o powołaniu norweskiego oddziału firmy w Stavanger. Od tego momentu wszystkie projekty realizowane na terenie Norwegii są obsługiwane poprzez nową spółkę Ventor Construction AS, która jest w pełni zależna od rodzimej firmy Ventor sp. z o.o. WZAJEMNA FASCYNACJA Norwegia, by rozwijać się gospodarczo musi stawiać na fachowców z innych państw. Wśród rdzennych mieszkańców brakuje rąk do pracy, mimo, że bezrobocie jest bardzo niskie a zarobki najwyższe w Europie. Po przybyszach z egzotycznych krajów teraz stawiają na pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej. - Dlatego musimy wykorzystać nasz czas, póki nie będzie za późno – mówi Janusz Urbanik. - Jako nacja jesteśmy bardzo cenieni za pracowitość. Dlatego chcę, by doceniano również naszą kulturę, także osobistą. fot. archiwum – Nauczyliśmy się od Norwegów, że w pracy liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo – mówi Janusz Urbanik. - Norwegowie narzucają nam wysokie standardy, a my musimy od nich być lepsi. splendor w gospodarce Janusz Urbanik jest prywatnym ambasadorem Polski w Norwegii i Norwegii w Polsce. Skandynawskiego Tygrysa ceni przede wszystkim za mentalność. Tam szanuje się pracodawcę, bo poza zatrudnieniem płaci podatki, więc buduje dobrobyt kraju. Tam urzędy są dla petentów. W Polsce chociaż go głowa boli od urzędniczych absurdów trzyma go patriotyzm. Z tego powodu promuje ojczyznę u Skandynawów jako kraj ludzi pracowitych i kulturalnych. Kontrahenci zwracają uwagę nawet… na strój pracowników. Na schludnych kombinezonach roboczych „Ventora” nadrukowany jest napis „safety first”, który każe zwracać uwagę na bezpieczeństwo pracy. W Norwegii pośpiech nie jest wskazany. Tam pracownik musi przeanalizować wszystko zanim podejmie decyzję. Potem chętnie podzieli się swoim pomysłem z innym. Gorzej z wykonaniem tej czynności. Polacy są niecierpliwi, czasem zirytowani powolnością pracy Norwegów. fot. Marek Świerczek Dlatego w „Ventorze” uczy się od podstaw. Firma prowadzi liczne szkolenia wewnętrzne, nie tylko z obsługi sprzętu ale także innej mentalności i języków. Wszyscy zatrudnieni mogą uczyć się angielskiego. Od trzech lat pracownicy szkolą się w kilku zawodach, by być stale przydatnym dla firmy. Dlatego posiadają po dwa lub trzy zawody. Pracownik więc spawa, maluje i izoluje konstrukcję, czasem jeszcze montuje urządzenia. W Norwegii pracuje nawet 1500 osób zatrudnionych w Ventorze. Firma stawia na edukację już od najmłodszych lat. Ufundowała sale językowe w Szkole Podstawowej nr 9 i Zespole Szkół Zawodowych nr 1. Doposażyła warsztaty w tej ostatniej, finansuje także lektorów angielskiego i norweskiego w klasach patronackich. Młodzież garnie się do nich mając świadomość, że ich nauka zostanie zauważona i nagrodzona możliwością pracy. Pracy w firmie, która pozwala na zarobki takie, jak w innych krajach Europy. Najlepsi uczniowie wyjeżdżają w nagrodę do Norwegii, by mieć przedsmak tego jak może wyglądać ich praca zagranicą. Pracownicy poza nauką uczestniczą w życiu miejscowej ludności. Chodzą do kościoła, grają w piłkę z pracownikami z Str. 38 okolicznych wiosek. Firma stara się ocieplać kontakty z mieszkańcami miejscowości, gdzie realizuje kontrakty. MOBILNOŚĆ TO NASZ ATUT Norwegowie najczęściej cenią Polaków za mobilność. – W jeden dzień podpisujemy kontrakt, następnego pracownicy stawiają się już do pracy na miejscu – mówi prezes Urbanik. – Cenią naszą sprawność działania i logistykę. „Ventor” jest firmą, która ma podpisaną umowę partnerską z norweskim związkiem zawodowym pracowników. Ta współpraca pozwala rozwiązać wiele problemów organizacyjnych. Często Ventor wykonuje prace w oddalonych od centrum regionach Norwegii. Są miejsca, gdzie proponuje się Polakom osiedlenie na stałe. Obecnie Norwegia liczy 4,5 miliona obywateli, władze państwa chcą, by było ich około ośmiu milionów. Liczą m.in. na Polaków, których pracuje blisko 200 tysięcy. Osiedliło się na stałe dopiero około 20 tysięcy. mu. Pracownicy na co dzień włączani są w proces monitorowania nieprawidłowości, które mogą być lub mogą stworzyć ewentualne zagrożenie. - Aby sprostać tym zadaniom zarówno służby BHP w firmie jak i kierownicy na projektach często organizują spotkania mające na celu przypominanie znanych wszystkim, obowiązujących zasad – dodaje Urbanik. - Jesteśmy świadomi że jest to niekończący się proces, wymagający stałej, systematycznej pracy. - Nie zamierzam wyludniać Polski – śmieje się Janusz Urbanik. – Nasi pracownicy pracują kilka tygodni w Norwegii i wracają na kilka tygodni do Polski. Tu wydają pieniądze a tam je zarabiają. Uczniowie klas mechanicznych Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Dębicy uczą się języka angielskiego i norweskiego. Ci, którzy chcą po szkole znaleźć dobrze płatną pracę muszą się przyłożyć do nauki, ale wiedzą, że warto. Zarobki w dębickim „Ventorze” na kontrakcie w Norwegii, nie odbiegają od tych, jakie otrzymuje się w innych krajach zachodnich. BEZPIECZEŃSTWO JEST NAJWAŻNIEJSZE W Norwegii, przede wszystkim, kładzie się duży nacisk na profilaktykę czyli przeciwdziałanie ewentualnym zdarzeniom. Zwraca się uwagę na jakość stosowanych środków ochrony osobistej, aby posiadały one odpowiednie atesty bezpieczeństwa. Najważniejszym jednak jest uświadomienie pracownikom, iż przestrzeganie przepisów BHP nie jest przeszkodą w pracy, wręcz przeciwnie ma służyć im samym gwarantując szczęśliwy powrót do do- Zatrudnieni w Ventorze pracują w systemach rotacyjnych, które pozwalają po przepracowaniu np. 14 dni na 21- dniową przerwę w domu. Preferowany i stosowany jest system rotacyjny, aby praca nie stanowiła problemu dla życia rodzinnego pracowników. Według władz firmy dobrze jest, kiedy praca pozwala godnie żyć, kiedy ma się cele, do których można zmierzać, kiedy zarobione pieniądze pomagają w budowaniu szczęścia rodzin. Ventor ma podpisaną umowę zbiorową z norweskimi związkami zawodowymi a pracownicy firmy są ich członkami. Warunki socjalne w Norwegii spełniają jedne z najwyższych standardów na świecie i jest to niewątpliwie zasługa właśnie związków zawodowych. Zarówno w interesie firmy jak i związków zawodowych jest to aby ludzie pracowali i odpoczywali we właściwych warunkach. Firma poza Skandynawią wykonuje prace w Wietnamie, Kanadzie i innych częściach świata. Dzięki kontraktom zagranicznym firma nie musi stosować dumpingowych cen w Polsce. – Nauczyliśmy się od Norwegów i innych kontrahentów, że liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo pracy – mówi Urbanik. – Tylko w Polsce bierze się kontrakty po koszcie niższym niż wychodzi z kalkulacji, dlatego takie firmy pojawiają się na rynku i znikają. Na szczęście dzięki pracy na rzecz dużych kontrahentów także w Polsce można wynegocjować uczciwą cenę dla obu stron. Mamy już swoją markę i renomę, nie musimy Str. 39 splendor w gospodarce Chińczycy przesiadają się na polskie rowery A rkus & Romet Group zaprezentował się na największej imprezie targowej branży rowerowej w Chinach – i jednej z trzech największych na świecie - targach China Cycle 2014 w Szanghaju, które odbyły się w połowie kwietnia. Najnowszą kolekcję Arkus & Romet Group można było obejrzeć na stoisku chińskiego kontrahenta, który sprzedaje już na lokalnym rynku rowery z logo dębickiej firmy. - I zamierza sprzedawać ich coraz więcej – rosnące zainteresowanie produktami z polskim logo sygnalizują kolejni dystrybutorzy i klienci z Chin, a także z Indii – informuje Lidia Grabiec, dyrektor do spraw marketingu Arkus & Romet Group. - Chiny często postrzegane są przez Europejczyków jako wielka fabryka, produkująca sprzęt na potrzeby klientów z całego świata. Ale państwo Środka to jednocześnie gigantyczny, chłonny rynek zbytu, na którym z powodzeniem mogą zaistnieć również firmy z Europy – o ile oferują produkty odpowiednio wysokiej jakości. Chińczycy to wymagający klienci. Z szansy tej korzysta polski producent rowerów - Arkus & Romet Group. - Rocznie produkujemy ok. 400 tys. rowerów, z czego ok. Str. 40 40 procent przeznaczone jest na eksport – głównie do krajów europejskich – wyjaśnia Wiesław Grzyb, prezes firmy Arkus & Romet Group. - Cały czas szukamy jednak nowych, obiecujących rynków zbytu i Chiny zdecydowanie wydają się świetnym wyborem. Chińczycy bogacą się, zaczynają doceniać jakość oraz innowacyjne rozwiązania – produkty z Europy są w tym kraju postrzegane jako prestiżowe i chętnie sięgają po nie zamożniejsi klienci. Dowodem jest choćby fakt, iż w ostatnich latach szybko rośnie tam sprzedaż najdroższych rowerów segmentu premium. fot. archiwum FOT. ARCHIWUM ARKUS & ROMET Według Wiesława Grzyba mamy tu do czynienia z wyraźną zmianą paradygmatu: firmy z szeroko rozumianego Zachodu od lat postrzegały Chińczyków jako podwykonawców. – Teraz widzimy, że mogą oni również być naszymi klientami… i to klientami bardzo wymagającymi, któremu należy dostarczyć produkt wysokiej jakości – mówi prezes Grzyb. - Z rynkami wschodnimi – nie tylko chińskim, ale również indyjskim – wiążemy ogromne nadzieje. Firma Arkus & Romet Group jest obecnie liderem w sprzedaży jednośladów w Polsce. Wedle danych Polskiego Związku Przemysłu Motorowego należy do niej ok. 40 procet rynku. Kultowa, polska marka rowerów „Romet” obecna jest na polskim rynku od 1948 r. – od 1998 r. należy do firmy Arkus & Romet Group. Produkty firmy można kupić nie tylko nad Wisłą, ale również m.in. w Niemczech, Austrii, Czechach, na Litwie, Łotwie, w Słowenii, Chorwacji, Węgrzech, Danii, Belgii, Anglii, teraz także w Chinach. Str. 41 splendor w gospodarce Lublin stawia na technologie lotnicze L ist intencyjny w sprawie utworzenie Lubelskiego Klastra Zaawansowanych Technologii Lotniczych podpisały Urząd Miasta Lublin, Urząd Marszałkowski oraz Zarząd PZL-Świdnik. Podczas uroczystości, która odbyła się na Zamku Lubelskim podkreślono wkład Lubelszczyzny w rozwój polskiego lotnictwa oraz zapewniono o wzajemnej współpracy pomiędzy władzami samorządowymi, nauką a otoczeniem biznesowym. Przemysł lotniczy to jedna z pereł polskiej gospodarki, która jest trwale i od bardzo dawna związana z Lubelszczyzną. Już w 1920 roku, najwcześniej w niepodległej Polsce, podjęto w Lublinie produkcję samolotów Ansaldo A–1 Balilla i A–300 na licencji włoskiej. Na Lubelszczyźnie były i są zlokalizowane zakłady przemysłu lotniczego, lotnictwo wojskowe, w tym szkoły kadr dla lotnictwa, a także szkolnictwa cywilne. - Lotnictwo to branża wręcz predystynowana do rozwoju klastrów – powiedział Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. Sektor lotniczy jest jedną z najbardziej innowacyjnych gałęzi gospodarki. Intensywność nakładów na badania i rozwój polskich firm lotniczych należy do największych na świecie. Dlatego cieszymy się, że udało nam się zainspirować lubelskie środowisko do współpracy. Jesteśmy przekonani, że funkcjonowanie klastra doprowadzi do poprawy konkurencyjności podmiotów gospodarczych w nim uczestniczących a lubelska branża lotnicza powróci do światowej ligi. Str. 42 Klaster jest strukturą ułatwiającą przepływ informacji, sprzyjającą procesom uczenia się i pobudzającą innowacyjność. Uważany jest za najbardziej dojrzałą formę organizacji produkcji, którą wyróżnia ponadprzeciętna konkurencyjność. Głównym celem Lubelskiego Klastra Zaawansowanych Technologii Lotniczych jest wzrost innowacyjności oraz wzmocnienie powiązań kooperacyjnych jego członków, co w konsekwencji prowadzi do wzrostu konkurencyjności wszystkich firm biorących udział w projekcie. - Jestem przekonany, że utworzenie klastra lotniczego przyczyni się do podnoszenia innowacyjności firm w nim działających – uważa Krzysztof Hetman, Marszałek Województwa Lubelskiego. - Nie jest jednak prostą sumą poszczególnych podmiotów, ale powstałą w wyniku interakcji i synergii, przestrzenną formą organizacji produkcji zwiększającą elastyczność i konkurencyjność. Inwestujemy w nową jakość kontaktów między przedsiębiorcami opartą na współzależnościach, kooperacji i zaufaniu. Koordynatorem Lubelskiego Klastra Zaawansowanych Technologii Lotniczych została spółka PZL-Świdnik, która podejmie się działania w zakresie m.in. budowy sieci powiązań pomiędzy członkami klastra dla efektywnego wykorzystania istniejących możliwości rozwoju zaawansowanych technologii, w tym branży lotniczej poprzez wymianę wiedzy, doświadczeń oraz rozwój regionalnych powiązań kooperacyjnych. Brytyjska spółka informatyczna zatrudnia w Lublinie M obica Ltd., brytyjska spółka informatyczna, otworzy w Lublinie swoje piąte biuro w Polsce. W biurze przy ulicy Tomasza Zana trwa rekrutacja, a plany spółki przewidują zatrudnienie na miejscu zespołu liczącego 100 osób. Mobica poszukuje w Lublinie zarówno testerów oprogramowania jak i programistów i planuje zbudować dwa zespoły: specjalizujący się w technologiach mobilnych oraz zapewnienia jakości. W placówkach w Warszawie, Łodzi, Bydgoszczy i Szczecinie pracuje już 600 programistów realizujących projekty dla klientów z całego świata. - Ambitna inicjatywa powołania klastra lotniczego na Lubelszczyźnie zakłada założenie wiodącego w Polsce centrum naukowego, łączącego przemysł, lokalne samorządy, możliwości środowiska akademickiego i już istniejące sieci biznesowe stwierdził Nicola Bianco, dyrektor zarządzający PZL-Świdnik. - Cieszymy się, że PZL – Świdnik, wraz z Lublinem oraz Urzędem Marszałkowskim, będzie mógł prowadzić i rozwijać tę ideę. Dzisiejsze porozumienie jest pierwszym krokiem na naszej długiej drodze i szansą na przyszłą współpracę z podobnymi klastrami, już istniejącymi w Unii Europejskiej. PZL-Świdnik, który od ponad 60 lat powiązany z produkcją lotniczą jest naturalnym wyborem na koordynatora Lubelskiego Klastra Zaawansowanych Technologii Lotniczych. D - Zakładamy ten klaster, aby móc jeszcze lepiej zorganizować już istniejącą współpracę firm z branży lotniczej na Lubelszczyźnie – mówi Mieczysław Majewski, prezes zarządu PZL-Świdnik. Koncepcja zakłada udział w inicjatywie klastrowej podmiotów ze sfery biznesu, nauki i administracji publicznej, dlatego do współpracy zostaną zaproszone uniwersytety, jednostki naukowo – badawcze, instytucje otoczenia biznesu oraz przedsiębiorstwa z województwa lubelskiego. W dalszej perspektywie nie wykluczona jest również szersza współpraca ponadregionalna oraz międzynarodowa. Jak mówi Tomasz Krawczyński, dyrektor zarządzający Mobica, absolwenci najbardziej interesujących kierunków informatycznych z Lublina często znajdowali pracę w Warszawie. Firma oferuje im konkurencyjne wynagrodzenie za pracę przy niezwykle interesujących projektach na miejscu. Mobica Ltd. tworzy oprogramowanie dla klientów z całego świata, realizuje projekty m.in. dla przemysłu samochodowego, bankowego i finansowego, medycznego, telewizyjnego i wielu innych. Do lubelskiego biura będzie rekrutować programistów Java/Android, osoby z doświadczeniem w pracy na platformie iOS (programowanie w objective-C), developerów JEE (Java for web services), programistów operujących językami skryptowymi (Ruby on Rails, Python/Django). W niedalekiej przyszłości spółka może potrzebować, podobnie jak w innych biurach, doświadczonych inżynierów C/C++. fot. archiwum fot. archiwum splendor w gospodarce Elektryczne autobusy w Krakowie w Krakowie na trasie linii 154 Prądnik Biały – Dworzec Główny Zachód kursują wyłącznie pojazdy elektryczne. To pierwsza w Polsce linia autobusowa, na której jeździć będą wyłącznie autobusy napędzane na prąd. - Ta linia została wybrana przede wszystkim dlatego, że kursuje do ścisłego centrum miasta mówił Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa. - Pojawienie się elektrycznych autobusów w regularnych przewozach po Krakowie to element naszych antysmogowych. Autobusy, które będą wozić pasażerów w Krakowie, to pojazdy wyprodukowane przez firmy: Solaris Bus&Coach SA, LBUS oraz Rampini (MPK SA wypożyczyło ten autobus z Wiener Linien). Będą one służyły mieszkańcom do czasu zakupu nowych autobusów elektrycznych. – Przy uruchomieniu w pełni elektrycznej linii autobuso- Str. 44 fot. Paweł Krawczyk/Krakow.pl wej braliśmy pod uwagę ograniczoną pojemność autobusów na prąd - mówi Julian Pilszczek, prezes MPK SA. - Jednorazowo mogą one przewieźć od 41 do 71 pasażerów, co odpowiada potrzebom przewozowym na linii nr 154. Kraków już od kilku lat planował wprowadzenie autobusów elektrycznych do komunikacji regularnej. Służyły temu m.in. kilkumiesięczne testy tych pojazdów, które były prowadzone przez krakowskiego przewoźnika w ciągu ostatnich miesięcy. Z kolei już w 2012 roku MPK SA przygotował i złożył projekt zakupu 10 takich pojazdów w ramach projektu unijnego. W swój pierwszy kurs autobusy elektryczne wyruszyły z placu przy Barbakanie. Z tego samego miejsca 87 lat temu, w styczniu 1927 roku zaczęła kursować po Krakowie regularna komunikacja autobusowa. Budowa Terminalu Naftowego PERN już ruszyła W Gdańsku 26 marca 2014 r. uroczyście wmurowano kamień pod budowę terminalu naftowego PERN "Przyjaźń" S. A. Rozpoczęty właśnie pierwszy etap inwestycji obejmuje sześć zbiorników na ropę naftową, o łącznej pojemności 375 tysięcy metrów sześciennych, wraz z infrastrukturą towarzyszącą i zostanie zrealizowany pod koniec 2015 roku. W ramach drugiego etapu przewidywana jest budowa kolejnych zbiorników, o pojemności 325 tysięcy metrów sześciennych, przeznaczonych do magazynowania produktów ropopochodnych, paliwa lotniczego, biokomponentów oraz chemikaliów oraz zaplecza logistycznego w postaci bocznicy kolejowej i stacji autocystern. Ten etap budowy zakończy się zgodnie z planem w 2018 roku. Terminal Naftowy PERN powstaje w pobliżu specjalistycznego terminalu przeładunkowego Naftoportu, dysponującego czterema stanowiskami przeładunkowymi do obsługi ropy i produktów ropopochodnych. Roczna zdolność przeładunkowa tego terminalu wynosi aż 34 mln ton. To gwarancja bezproblemowej obsługi zarówno istniejących już na zapleczu portu magazynów paliw i ropy naftowej jak i zbiorników realizowanych w ramach nowej inwestycji. Terminal jest jednym z kluczowych elementów rządowego programu mającego na celu zróżnicowanie źródeł dostaw energii elektrycznej, gazu i paliw płynnych w Polsce i zapewnienie bezpieczeństwo energetycznego w kraju. Z perspektywy miasta i jego mieszkańców ta inwestycja to nowe miejsca pracy przy obsłudze instalacji i zbiorników. fot. www.gdansk.pl Str. 45 splendor w gospodarce Najnowszy model cyfrowej prasy Xerox DocuColor 8080, pierwszy w Polsce pracuje od kilkunastu miesięcy w Drukarni ZET. Dzięki nowemu urządzeniu firma oferuje swoim klientom zdecydowanie wyższą jakość przy jednocześnie atrakcyjnych kosztach drukowania. Str. 46 fot. archiwum Drukarni ZET - Pozwala nam to zaproponować klientom jeszcze atrakcyjniejszą ofertę niż dotychczas – mówi Jarosław Zybura, właściciel drukarni ZET. – Dzięki tej inwestycji możemy teraz realizować dla nich nakłady wcześniej dla nas nieosiągalne, bo nieopłacalne dla każdej ze stron. Nasi klienci zauważyli też wyższą jakość oferowanych im wydruków. Cyfrowy system Xerox DocuColor 8080 oferuje przede wszystkim imponującą prędkość druku - nawet 80 stron na minutę przy największych gramaturach oraz drukowanie dwustronne. Przy wyborze urządzenia ważne były również inne innowacyjne cechy m.in. wbudowany spektrofotometr in-line, dzięki czemu kalibrację maszyny można wykonać w każdej chwili, nawet podczas drukowania. Wysoką wydajność prasy uzyskuje się dzięki technologii cyfrowej, możliwości przyjmowania oryginałów w postaci elektronicznej oraz wyjątkowemu systemowi wielozadaniowemu urządzenia. Xerox DocuColor 8080 pozwala na drukowanie m.in. średnich nakładów plakatów, ulotek, broszur, folderów, kalendarzy, dyplomów i etykiet samoprzylepnych. Umożliwia powiązanie profili kolorystycz- nych z różnymi zleceniami i szybki ich wybór podczas ustawiania parametrów wydruku. - Jest to wygodne i wpływa na przyspieszenie produkcji – mówi Jarosław Zybura. - Kiedy trzeba coś wydrukować szybko i w dobrej jakości, jesteśmy niezastąpieni. Firmy nie zawsze potrzebują ponad dwa tysiące czy więcej sztuk np. katalogów. Dlatego kierują zlecenia do nas. Wykonujemy też wiele zleceń dla klientów indywidualnych, co zajmuje wprawdzie trochę czasu, ale jak na razie nie chcemy z tego typu prac rezygnować. Firma ZET działa na rynku dębickim od 18 lat. Od początku jej specjalizacją był druk cyfrowy. Już kilka lat temu była jedną z pierwszych w Polsce, która posiadała innowacyjny model urządzenia Xerox DC5000. Maszyna była niezawodna, więc Jarosław Zybura postawił na nowszy model tej firmy. Wraz z cyfrową prasą firma zakupiła do introligatorni urządzenie DigiFold Pro angielskiej firmy Morgana, służące do procesów wykończeniowych i oprawy wydawnictw. TOR Str. 47 splendor w polityce Stawiamy na innowacje Rok zarządzania to czas do podsumowań i rozliczeń. Jakie działania podjęte przez Pana Marszałka można zaliczyć do największych sukcesów? - Najpierw dokonaliśmy tzw. bilansu otwarcia. Musieliśmy wskazać te obszary działalności samorządu, w których są najpilniejsze sprawy do załatwienia. Mimo wielu zaniedbań, urząd funkcjonował dzięki doświadczonym pracownikom. Po dwóch latach procedowania to my zakończyliśmy pracę nad strategią województwa, ogłosiliśmy też nabór przedsięwzięć kluczowych dla województwa. Do sukcesów zarządu mogę zaliczyć też zmianę struktury organizacyjnej urzędu oraz pozyskanie pieniędzy, a właściwie stworzenie nowego montażu finansowego na budowę onkohematologii dziecięcej i Centrum Wystawienniczo-Kongresowego. Przeprowadziliśmy także przetarg na budowę sieci internetu szerokopasmowego. Podpisaliśmy umowę z wykonawcą tej potężnej inwestycji. W tym przypadku również musieliśmy poszukać dodatkowych pieniędzy. Lotnisko w Jasionce podpisało deklarację współpracy z Portem Lotniczym w Miami w sprawie uruchomienia połączeń Cargo. To również duży sukces. Im więcej połączeń i drogowych, i lotniczych, tym region szybciej będzie się rozwijał. Ta deklaracja to jeszcze nie umowa, ale mam nadzieję, że loty cargo między Miami a Jasionką staną się faktem. - No i obroniliście 34 mln subwencji regionalnej, tzw. janosikowego... - Był taki moment, gdy posłowie rządzącej koalicji podjęli zupełnie nieprzemyślaną decyzję, tylko po to, żeby wesprzeć województwo mazowieckie. Alarm podnieśli prawie wszyscy marszałkowie. Pomogli nam senatorowie z regionu, którzy mocno protestowali. Wsparły nas też media. W ogóle zrobiło się dużo hałasu i rządząca koalicja musiała zmienić zdanie, a najlepszym tego dowodem była szybka zmiana poglądów pani poseł Skowrońskiej. Błyskawicznie znalazło się inne rozwiązanie, bez sięgania po samorządowe pieniądze. Szkoda, że dopiero po protestach ze strony samorządów. Raz jeszcze chciałem podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do zmiany niekorzystnych dla nas regulacji, a przede wszystkim senatorom. Str. 48 Z marszałkiem podkarpackim Władysławem Ortylem rozmawia Tomasz Rowiński - Czy są porażki, niezrealizowane zamierzenia? - Priorytetem była dla nas jest sprawa wznowienia certyfikacji. Jej wstrzymanie oznacza, że Komisja Europejska nie refunduje wydatków na RPO. Zablokowano ją w związku z dochodzeniem czy doszło do działań korupcyjnych przy rozliczaniu projektów. Mimo starań certyfikacja długo była wstrzymana. Liczyliśmy, że może stanie się to pod koniec ubiegłego roku. Na szczęście mamy to za sobą. - W związku z niezbyt udaną promocją województwa jaką zafundował poprzedni marszałek zdecydował się pan zrezygnować z mandatu Senatora RP. Nowe obowiązki wymagają większego zaangażowania niż spokojna praca parlamentarzysty. Czy to była łatwa decyzja? - Na pewno nie była to łatwa decyzja, ale ja lubię podejmować wyzwania. Marszałek ma więcej możliwości i co za tym idzie ponosi większą odpowiedzialność. Można określić, że jest to funkcja sprawcza, kreatywna. To od niego w głównej mierze zależy główna linia polityki regionalnej. Wbrew pozorom jestem w Warszawie niemal tak często jak podczas pracy w Senacie. Teraz jednak częściej bywam w budynkach Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju. - Trudno jest kierować regionem po aferze związanej z działalnością poprzednika i pokazać, że region ma się dobrze, a nawet coraz lepiej. Na nowo ruszyła budowa autostrady, udało się już oddać jej kolejny odcinek, budują się drogi, remontowane są linie kolejowe, w regionie daje się zauważyć ożywienie gospodarcze. Czy jest to efekt porozumienia ponad podziałami politycznymi? - Na procesy o których pan wspomniał pracowało wiele instytucji, nie tylko Samorząd Województwa. Wspomniał pan o autostradzie, ale trudno zliczyć opóźnienia jakie są przy ich powstawaniu. W założeniu miały przecież powstać przed Euro 2012. To na pewno sukcesem rządu nie jest. Ja mogę mówić co nam udało się dokonać przez rok. - Od lat obserwuje Pan rozwój strefy ekonomicznej w Mielcu, także ożywienie gospodarcze i rozwój firm a tym samym innowacyjnej działalności widać tam, gdzie władza nie przeszkadza. Region może się pochwalić przedsiębiorstwami mocno inwestującymi w rozwój nowych technologii, przemysł lotniczy, branżę chemiczną. Czy długo jeszcze przyjdzie regionowi podkarpackiemu walczyć z obrazem rolnika idącego za pługiem ciągniętym przez konia? - Myślę, że aż tak nie jesteśmy odbierani. Może w niektórych kręgach funkcjonuje jeszcze taki stereotyp. W ostatnich latach jesteśmy postrzegani jako bardzo inno- Str. 50 wacyjny region. Wspomniał pan o mieleckiej strefie, która powstała jako pierwsza. Teraz na Podkarpaciu mamy więcej takich obszarów. To nas cieszy. Jako samorząd na pewno będziemy wspierać działania, które umożliwią tworzenie nowych, stałych miejsc pracy. Właśnie nowe miejsca pracy będą tym elementem, który poprawi nasz status. Przypomnę, że Podkarpacie zajmuje przedostanie miejsce w Polsce pod względem wysokości PKB na mieszkańca i jedno z ostatnich pod względem liczby gospodarstw dotkniętych ubóstwem. Jedną z przyczyn takiego stanu jest brak pracy. - Czy tej zmianie wizerunku służą na przykład wizyty na targach międzynarodowych np. „Festiwal nowych technologii – odkryj Polskę”? - Podkarpackie nieustannie dąży do utrwalenia swojego innowacyjnego wizerunku w Polsce jak i na arenie międzynarodowej. W Turynie podczas Festiwalu nowych technologii promowaliśmy nasz region poprzez obecność dwóch wiodących klastrów – Doliny Lotniczej oraz Informatyki Podkarpackiej. Umacniamy obraz województwa jako miejsca gdzie stawiamy na rozwój nowoczesnych technologii i rozwój naukowo- badawczy. Zresztą dlatego też do udziału we wspomnianym wydarzeniu zaprosiłem Rektora Politechniki Rzeszowskiej, która do swoich projektów naukowych poszukuje partnerów zagranicznych. - Czy są jakieś efekty rozmów z Chinami? Jak wyglądać może współpraca z przedstawicielami biznesu z tego kraju? - Chiny stanowią niewątpliwie bardzo atrakcyjne miejsce do nawiązania współpracy gospodarczej ze względu na dynamiczny rozwój gospodarczy, potencjalne bogactwo w surowce naturalne oraz siłę roboczą. Stają się niekwestionowanym liderem w wielu dziedzinach, jakkolwiek rozpoczęcie współpracy ekonomicznej z partnerami z tego kraju wymaga gruntownego przygotowania oraz wiedzy wynikającej ze znajomości zarówno lokalnej kultury, obyczajów, mentalności oraz panującej tam sytuacji politycznej. Dlatego chcąc poznać chińskiego partnera, władze województwa podkarpackiego podpisały list intencyjny o współpracy międzyregionalnej z Prowincją Kuangsi- Czuang. Doskonałym przykładem polsko – chińskich relacji gospodarczych jest największa chińska inwestycja w Polsce ulokowana właśnie w naszym województwie w Stalowej Woli. To firma Liu Gong Machinery- mająca główną swoją siedzibę w naszym regionie partnerskim Kuangsi-Czuang. Wierzę, że promowanie tej inwestycji oraz tworzenie pozytywnego klimatu w relacjach z naszym chińskim partnerem może ściągnąć kolejne firmy chińskie na Podkarpacie, a równocześnie ułatwić naszym rodzimym firmom eksportowanie na olbrzymi chiński rynek. - Co nas czeka w 2014 roku? Jaki kierunek działania obierze Urząd Marszałkowski na najbliższe miesiące? - To będzie trudny rok i nie mówię tego tylko przez pryzmat wyborów. 2013 był rokiem niespodzianek, a 2014 będzie okresem wyzwań. Czekają nas negocjacje kontraktu terytorialnego i przeprowadzenie naboru do nowego Regionalnego Programu Operacyjnego. - W jakim stopniu Podkarpacie korzysta z funduszy unijnych. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że widać, jak zmieniają one wokół nasze otoczenie. - Jestem pewny, że dobrze spożytkowalibyśmy nawet większą pulę pieniędzy niż ta, która przypadnie nam w udziale na najbliższe 7 lat. Nabór projektów strategicznych, który niedawno przeprowadziliśmy, upewnił mnie, że podkarpaccy projektodawcy zapoznali się z wizją rozwoju regionu i intensywnie pracują nad konkretnymi przedsięwzięciami. Zapowiada się więc owocna współpraca. Martwi trochę mała liczba projektów w obszarze rozwoju przedsiębiorczości. Nowa perspektywa nieco różni się od poprzedniego rozdania. Trudniej będzie pozyskać pieniądze na rozbudowę dróg z punktu A do B. Chyba, że jest ona częścią większego projektu. Właśnie tzw. myślenie projektowe jest preferowane w tej perspektywie. Chcemy poprawić stan naszej kolei. Prioryte- tem jest połączenie z Warszawą, ale chcemy zmodernizować między innymi linię L-25, która będzie częścią tego przedsięwzięcia. Linia ta przebiega przez Dębicę, Mielec i Ocice. Pamiętamy o zjazdach z autostrady o czym poprzednicy zapomnieli. W niektórych miejscach samochody zjeżdżające z autostrady, muszą jeździć po drogach powiatowych, które w ten sposób szybko zostaną zniszczone. W Pilźnie o zjeździe z autostrady w ogóle zapomniano. Tworzy to tzw. efekt korytarza. Autostrada staje się granicą, przeszkodą w podróżowaniu. To nie jest niestety tylko problem powiatu dębickiego. - Nie tylko przemysł jest tym, czym może pochwalić się Podkarpacie. To także historia. Powstaje Muzeum Polaków Ratujących Żydów. To także inne inicjatywy władz regionu, jakie? - Niedawno odbyło się wmurowanie kamienia węgielnego poświęconego przez papieża Franciszka. Muzeum będzie naszym hołdem dla wszystkich, często także bezimiennych bohaterów ratujących Żydów w czasie wojny. W Markowej powstanie nowoczesna placówka projektowana przez twórców Muzeum Powstania Warszawskiego. Myślimy również o instytucji, która będzie upamiętniać dorobek kultury kresów wschodnich. W tej sprawie podjęliśmy już uchwałę intencyjną. osobowość Z Zygmuntem Staszczykiem, założycielem i wokalistą grupy T. Love T. LOVE jest jak grypa rozmawia Łukasz Winczura fot. Marcin Żurawicz / materiały promocyjne Str. 52 Po ponad dwudziestu pięciu latach obecności na scenie, grania, bycia gwiazdą, idolem, czujesz się bardziej „jeźdźcem-synem słońca czy zidiociałym czarownikiem”? Oj, to tylko taka metafora z mojej piosenki, która powstała prawie dwadzieścia lat temu. Bardzo ją lubię. Czuję się gościem, który długo to robi. Z jednej strony jest to pasja, z drugiej zawód. Kiedy zaczynałem grać, nie podejrzewałem, że aż tak długo to będzie trwało. Zaczynałem, kiedy miałem 17-18 lat. Czego słuchałeś, zanim zacząłeś grać? Stałem w rozkroku między szorstką muzyką gitarową, punkiem a zwykłym popem. Między Dylanem, bluesem a zespołami typu ABBA, Boney M czy Bee Gees. Do dziś tak mam, że lubię piosenki z melodią, ale i przekazem. Muzyka dla mnie to bardziej jakaś karma - w sensie drogi niż potrzeba sławy. To duża część mojego życia. Absolutnie zamierzam nagrywać kolejne płyty. Nie zamierzam żyć z tantiem. Chociaż ten zawód jest przy okazji niebezpieczny. Laski, kolesie, dragi, syf momentami. Ale pakujesz się tam na własne życzenie. Wychodziłeś na scenę w latach 80 minionego wieku. I szło: „Garaż”, „Liceum”, „Idą żołnierze”. A czego fani chcą słuchać na koncertach prawie trzydzieści lat później? To nie jest zespół sekciarski, który ma takich fanów, jak zespoły metalowe, gdzie wszyscy ubierają się jednakowo, zakładają Martensy. Ja nie jestem bogiem, nie wychodzę na scenę jako kaznodzieja, nie atakuję tego czy owego. Szanujemy tylko swoich fanów. Bardzo różnych. Przedział wiekowy? Od 15 do 55 lat. Ten T. Love jest jak grypa. Każdy przez nią przechodzi, później najwyżej z niej wychodzi. Ale każdy pamięta te trzy a może nawet pięć piosenek. Są wśród naszych fanów metalowcy, są goście z dredami, są laski z korporacji. To mi nawet pasuje, bo to szerokie spektrum ludzi. Str. 53 A jak to było „za komuny” czy wtedy, gdy powstawał „King” - już po przemianach w naszym kraju. Gdy było się „za czymś” lub w kontrze do czegoś? Często właśnie z miną kaznodziei na scenie. Cały rock’n’roll jest w kontrze. Tylko on już nie ma takiego znaczenia, jakie miał w latach osiemdziesiątych. Lata osiemdziesiąte przyniosły nową wartość w polskiej muzyce, bo pokazały wartość tekstów. Wcześniej, poza Niemenem czy Brekoutami, nikt nie poruszał poważnych tematów. Powstawały teksty w stylu: „Fajna z ciebie dziewczyna, pójdziemy do kina”. Ale lata osiemdziesiąte przyniosły coś nowego - temat społeczny. Takie zespoły, jak nasz chciały być na osobnej wyspie w tym całym pierdolniku. Ani z partią, ani z Kościołem. Właściwie to kibicowaliśmy „Solidarności”, chcieliśmy kapitalizmu. Rzeczywistość była dużo prostsza. Co zatem z późniejszymi piosenkami w stylu: „Olewam rząd, prymasa w lampasach i jeszcze wąsacza olewam na zdrowie”? Takie piosenki szybko się starzeją. Mnie chodzi o to, żeby piosenka, którą dziś napiszę z kolegami była aktualna też za piętnaście lat. fot. Marcin Żurawicz / materiały promocyjne Będzie aktualna za piętnaście lat piosenka z Anną Marią Jopek „Dzieje grzechu” czy tekst „Chłopaki mówią, że jesteś piękna”? „Dzieje grzechu” tak, bo to jest piosenka o zdradzie, o emocjach. A dzieciak tego nie skuma. Piosenki i miłości, zdradzie, namiętności nie jest łatwo napisać. z naszego pokolenia lubią jeszcze dotknąć krążka, powąchać go. I że gdyby zamknęli sklepy z płytami byłby koniec świata. Napisaliśmy dużo piosenek. Każdy małolat kuma „Kinga”, „Warszawę”. A to jest miłe, że ci młodzi ludzie coś w tym odnajdują. I to jest wiara w prawdziwość tego zespołu. Jakie są perełki w Waszej dyskografii? Nawet „Sarę” – typowa pościelówę?! To fatalna piosenka, nie lubię jej. Słaby tekst. Tak mi się napisało (śmiech). T. Love ocierał się o wiele rzeczy. Wyszedł z rock’n’rolla, w czterech akordach, opowiadał historie o tym, co kochasz, czego nienawidzisz, co cię wk... Jak Cię recenzują Twoje dzieci? Spokojnie, z sympatią. Chodzą raz w roku na T. Love, gdy w listopadzie gramy w „Stodole” dwa duże koncerty. Synowi to trochę ciąży. Sławny ojciec i takie tam. Córce mniej. Jest dużo bardziej wkręcona w muzykę. Ma to po mnie! Jako dziewiętnastoletni dzieciak za zaoszczędzone pieniądze kupuje płyty. A ja myślałem, że już tylko ludzie Str. 54 Nie da się tego powiedzieć. Kiedyś przygotowałem taką składankę i dlatego wiem, jakie to trudne. Inny lot miałeś, mając 20 lat, inny 30, inny teraz. Jak lot ma teraz Zygmunt Staszczyk? Spokojny jestem (śmiech). Normalny też. Chyba. Są piosenki przełomowe. „Liceum”, bo kiedy ją pisaliśmy, kończyliśmy szkołę. „Wychowanie” było ważne. „Autobusy i tramwaje” były bardzo ważne. „Warszawa” była też ważna, bo pokazała, że zespół wszedł na pozycję komercyjną. A tekst napisałem w Londynie, gdy pracowałem na zmywaku. Traktował o miłości do miasta, w którym spędziłem dużo życia. Zresztą mój tata też był mocno zwią- niej był punk-rock, który był niczym innym, jak przyśpieszonym rythm’n’bluesem. A biedne dzieci myślą, że muzyka rockowa zaczęła się od Nirvany czy Red Hot Chili Peppers. Nie wiedzą, kto to jest Bob Dylan czy Johny Cash. Mogę też przekazywać pałeczkę młodszym kapelom, żeby ludzie pamiętali, skąd się wszystko wzięło i żeby to było w miarę szorstkie, brudne i prawdziwe. „Ktoś prowadzi mnie za rękę. Może Pan, może szatan”. Jak z Twoją religijnością? W wywiadach migasz się od odpowiedzi. Mówisz o kryzysach, poszukiwaniach… To jak to właściwie jest? Dowiemy się po śmierci (śmiech). Cały czas jestem pomiędzy. Wierzę, ale mam mnóstwo zwątpień. I nie ma to nic wspólnego z jakimś ultrakatolicyzmem. Jestem wychowany w rodzinie katolickiej, jak większość Polaków. Żeby była jasność: tak, wierzę. A wiara nie polega na jakiś tam kwestiach intelektualnych, tylko bardziej na jakimś dziecięcym podejściu. I na tym, żeby to w sercu było. Kilkakrotnie zdarzyło mi się w jakiś tam własny sposób poczuć istnienie dobra, ale też kilkakrotnie zdarzyło mi się poczuć istnienie zła. Myślę, że istnieje szatan, a dowodem tego jest intuicja, która mnie nie myli. Dla jasności. Nigdy nie byłem opętany. A jeśli istnieje szatan, to musi istnieć Bóg. Nic mądrego więcej nie powiem. A może nie lubisz o tym rozmawiać? zany z Warszawą, gdzie miał dużo przyjaciół. A była piosenka o rodzinnej Częstochowie? „King” jest o Częstochowie. „Miasto Świętej Wieży” (śmiech). Ale pytałeś o te przełomowe piosenki. Na pewno jeszcze „I love You”, ponieważ zespół był wówczas na skraju artystycznej krawędzi. Bo gitarzysta Janek Benedek, z którym dopiero po latach nagrałem solową płytę, odszedł. Nie wierzyłem do końca w moich kolegów, czy uda nam się komponować jakiekolwiek kawałki. I „I love You” był pierwszym kawałkiem już bez Janka Benedka. To nie to. Ale zadeklarowałem się w którymś wywiadzie, że wierzę w Boga. A później księżulkowie chcieli mnie sobie uwłaszczyć. „Dobry Zygmuś, bo w Boga wierzy”. Zaprosili mnie na spotkanie. Prowadził to zakonnik po przeżyciach, bo u nas w kraju zakonnicy są tacy bardziej normalni i z powołania. Chłopak był kiedyś punkowcem. Nagle ktoś wstaje i mówi: „Dlaczego nie mówisz otwarcie, że wierzysz?! Dlaczego nie opowiadasz o Jezusie? Ludzie cię znają, pociągnąłbyś wielu”. A ja na to: „K… Nie mam temperamentu polityka na scenie. To dla mnie zbyt skomplikowane”. Podsumowując. Wierzę, ale nic mi się nie ukazało. Wiara wymaga wysiłku. Nie należę do grupy ludzi, którzy grają rocka chrześcijańskiego, którzy coś już odkryli. Masz pomysł, jak edukować muzycznie swoje wnuki? Z zespołem pokażemy ludziom młodszym, że nie przekwalifikujemy się na jakąś modniarską historię. Nie zagramy elektro. My „gramy gamy swoje”. Możemy pokazać dzieciakom, że jest rock’n’roll i że to strasznie długa rzeka. Ma ponad 60 lat. Przed Elvisem byli bluesmani. To się wzięło z delty Missisipi. Potem biali to przetworzyli. Chuck Berry, The Who, The Beatles, Rolling Stones. Póź- Co myślisz o postpunkowcu pstryka w gitarę i śpiewa z dziećmi „A gugu” czy „Taki mały, taki duży może świętym być”? To mój kolega tak śpiewa. Jego córka kumpluje się z moją córką. Akurat mieszkamy obok siebie na warszawskiej Ochocie. Darek Majelonek i całą ta ekipa jakoś się zadeklarowali. Z jednej strony im zazdroszczę, jeśli to na- Str. 55 prawdę jest tak i prawdziwie, bo oni w to wierzą i wiedzą tyle. Ja tyle nie wiem. Nigdy bym się nie zdeklarował w ten sposób, że ci coś powiem. Nie dlatego, że się boję, tylko uważam, że to jest trochę niebezpieczne. borów, kiełbasa wyborcza, marketing polityczny… Pycha? Jest taka. „Polskie mięso”. Ale powiem ci, stary, że ma to krótkie nogi. Jak mówiliśmy na podwórku: „Po nazwisku, to po pysku”. Nie nazywam tego pychą. Oni mają swój lot. Też, wiesz, kiedyś ostro drugowali. Ktoś powiedział, że najłatwiej jest poznać Jezusa na kwasie. Ale Darek jest dobry chłopak. Tylko Bóg to nie jest łatwą harmonią. Wydaje mi się, że Bóg to nie jest łatwa historia, to trudna sytuacja. Czytasz Biblię, pojawia się Chrystus, który nie ma łatwych propozycji. Więc umówmy się, że nie jest to sytuacja łatwa do zrealizowania. Natomiast próbujmy, jak kto chce. Możesz być szatan. Szatan to koleś, który mówi: „No chodź, chodź, chodź…”, a ty wpier… się w bagno. Zazwyczaj przyjemne, przynajmniej do pewnego momentu. Bóg? Jak poprosisz… Nie „poprosisz”. Porozmawiasz, pogadasz… Mówię o sobie. A nie kręci cię napisanie jakiejś zaangażowanej piosenki? Kukiz nie ma takich oporów. Wali od lat w polityków, jak w bęben. Kazik Staszewski nie gorszy. Polacy kochają gościa, który przywali komuś, a najlepiej politykowi, w ryja. Polacy są narzekaczami i uwielbiają, jak się palnie z liścia we wszystkich. Ja nie jestem taki. Śpiewam o różnych rzeczach. O seksie, kobietach, o tym, że się nawaliłem w knajpie, o mojej ulicy. A oni niech sobie robią swoje, bo to potrzebne jest. Ja się z nikim na nic nie umawiałem. Wiesz, ja już jestem dorosły chłopak. Dorosły pan o wrażliwości chłopaka (śmiech). A rozmawiasz? A oni to niby nie? Oczywiście. Bo byłem w swoim życiu w bardzo ciężkich sytuacjach. Może nie takich, że już musiałem pogadać, bo nie miałem prawie nic. Nigdy nie było tak źle, żebym nie miał nic. To byłoby nieuczciwe na przykład wobec ludzi nieuleczalnie chorych. Ale miałem ciężkie zakręty. Głównie takie moje życiowe. Myślę, że to też nie jest kwestia ping-pang. Bóg nie jest chłopcem na posyłki… To jest kwestia twojego podejścia, musisz być cierpliwy. To nie nic wspólnego na przykład z budowaniem pomnika Chrystusowi w Świebodzinie. To akurat jest daleko od Biblii. Drażni Cię ten pomnik. Też dobre chłopaki. Kazio i Kukiz robią dobrą robotę. Ale ja piosenki piszę raczej z serca. Nie jestem rozczarowany Polską totalnie. Raczej należę do tej grupy, która jest zadowolona. Nie mam potrzeby napisania piosenki bieżącej o polskiej klasie politycznej, bo uważam, że jest dosyć mierna i bardzo próżna. Siedzą na tych swoich śniadankach w TVN-ach. Są zadowoleni ze siebie i myślę, że się nawet bardzo lubią. Umawiają się ze sobą na wódkę czy grilla. Tu się niby napieprzają, bo ludzie to łykają. I ty myślisz, że jakiś kolo z rokendrolowej kapeli ma jeszcze czas, żeby o nich pisać czy śpiewać?! Robić im dodatkowe promo?! Bez jaj. Są sprawy w skali makro dużo ważniejsze. E tam. Polacy są w ogóle dziwni. Na przykład? Ale „Ojczyznę kochać trzeba i szanować”. Jakaś kondycja ludzka, wiesz (śmiech). A co tam jakiś Tusk czy Kaczyński?! Oni się zmienią, już ich za pięć lat nie będzie. Będzie jakiś nowy Iksiński. I też mam o nim pisać? Bo ktoś sobie zrobi dobrze i powie, jak zajebisty jest ten Muniek. To mnie nie interesuje. Tak jak mnie nie interesują takie ruchy, że jest powódź, więc zróbmy dla powodzian piosenkę. Wolę iść na pocztę, wpłacić kasę jako Zygmunt Staszczyk. Anonimowo. I nie będę się prężył w grupie, gdzie każdy smaży sobie jakąś swoją jajecznicę promocyjno-medialną. Spadać na drzewo. Tyle. Trzeba. No i zmienia się Polska. Nie mamy specjalnie elit, bo wycięli nam je i Niemcy i komuniści, poza tym mamy swoje zaszłości historyczne. Żeby poznać nasz charakter, trzeba byłoby sięgnąć do czasów przed zaborami. Nie mamy zbyt mądrych polityków, demokracja jest u nas krucha i do tego młoda. Ale uważam, że trzeba głosować… Chodzisz na wybory? Z zasady głosuję, kiedy jestem na miejscu. Ale partia, na którą głosowałem, czyli PO, rozczarowuje mnie, bo są za wolni. Są w sumie podobni do tego PiS-u, który jest z kolei za bardzo demonizowany. Ale obie partie patrzą na słupki i żeby nie urazić tych ultrakatolików. Platforma jest lepiej opakowana, tamci mają przywódcę, który nie jest do końca zrównoważony. Ale liczy się ten dzień wy- Str. 56 „Popkultura, jedno kłamstwo, jedna bzdura. Nasze radio, fonografia, wszystko w łapach trzyma mafia”. To prawda (śmiech). Nie żyję mediami, bo to sztuczna sprawa. Ale z drugiej strony jestem w tym pierdolniku. Nie ma gazety obiektywnej. Udzieliłem kiedyś równocześnie wywiadu do dwóch gazet: „Wyborczej”, która jest lewacko-liberalna i „Dziennika”, który był wtedy na pra- fot. Marcin Żurawicz / materiały promocyjne wo. PiS i okolice. Mówiłem właściwie to samo. Że nie mam nic do gejów i lesbijek i że wierzę w Boga. „Wyborcza” wyciągnęła jako lead, że kocham gejów i lesbisjki i że w ogóle tolerancyjny facet jestem. A „Dziennik” napisał, żem rozmodlony Zygmuś i takie tam. Media to taki shit, że hej. Miły jesteś. Szczery jestem. Ale bez mediów, niestety, nie istniejesz. Ta taka gra interesów. Trzeba się przez to prześlizgnąć. Staram się korzystać z mediów, kiedy jest mi to potrzebne, bo oczywiście nie mogę ich kopnąć. Ale dobrze też im nie zrobię. Przed kamerę się nie będę pchał, nie pójdę tam, gdzie stoi 150 fotoreporterów. Nie śledzę rynku, nie oglądam jakiś „Mam talent”. I nie będę panem od komentowania wszystkiego. Interesuje mnie moje życie. Str. 57 splendor w podróży Str. 58 Dagmara Głuszek-Szafraniec Specjalistka w zakresie ruchów separatystycznych w Europie i komunikacji politycznej. Autorka publikacji naukowych, a także komentarzy publicystycznych na temat sytuacji politycznej na Półwyspie Iberyjskim. biznes z pasją Egzotyczne podróże rozpoczął z miłości do węży Jest przykładem jak hobby można przekuć w zawód i jeszcze do tego stworzyć jedno z najlepszych wyspecjalizowanych biur podróży w Polsce, wysyłające swoich klientów w egzotyczne zakątki. Mówi przewrotnie, że robi to z lenistwa. Jednak MK Tramping, działa już z powodzeniem od 15 lat i ma ustaloną pozycję na polskim rynku. Od pewnego czasu prowadzi także oddział biura w Wielkiej Brytanii. Dzięki temu zauważył różnicę w podejściu do wyboru oferty turystycznej. Brytyjczycy, czy nawet Polacy mieszkający na wyspach cenią przede wszystkim jakość i bezpieczeństwo. Polacy, choćby majętni, szukają okazji i tańszych ofert. Mateusz Karasiński, prezes MK Tramping i Martyna Adventure, które prowadzi wspólnie z przyjaciółką Martyną Wojciechowską, nie zamierza obniżać kosztów, ani jakości świadczonych usług. Jest odpowiedzialny za swoich klientów. Są nimi przeważnie ludzie dobrze sytuowani, przedstawiciele wolnych zawodów. Na wyprawy wyjeżdżają również nauczyciele i pielęgniarki, którzy by przeżyć przygodę swojego życia, odkładają pieniądze przez kilka lat. Mateusz Karasiński zabiera w podróż, spełniając ich marzenia o egzotycznym świecie, znanym tylko z książek i programów podróżniczych. Mógłby się rozczarować ten, który oczekuje spotkania z obieżyświatem w przetartych bojówkach i przykurzonym kapeluszu. Polski Indiana Jones, na co dzień jest eleganckim biznesmanem. Z Mateuszem Karasińskim rozmawia Tomasz Rowiński » Mam 25 węży i jaszczurek oraz krokodyla. Jedni chcą mieć sforę psów lub kotów, rybki i ptaki, a ja chcę mieć swoje gady. fot. archiwum Mateusza Karasińskiego ło. W miarę wolnego czasu jeżdżę turystycznie. Jedynie przed maratonami, które organizowane są w Krakowie, staram się poprawić wyniki i ostro trenuję. W imprezie bierze udział około dwa tysiące osób. Ścigam się na blisko 100 kilometrowej trasie. Wiemy już, dlaczego ten rodzaj transportu w podróży, jednak skąd ta miłość do gadów, że trzeba było jechać aż do Afryki? Jak doszło do tej pierwszej rowerowej wyprawy w poszukiwaniu węży? Już w przedszkolu zacząłem znosić do domu karaluchy i pijawki z parku. Nie interesowały mnie samochodziki, kopanie piłki przed blokiem. Jestem raczej odludkiem i takim też byłem dzieckiem. Ceniłem sobie samotność. Będąc małych chłopcem zacząłem jeździć na rowerze, bo tato obracał się w takim środowisku, prowadząc klub kolarski. Jeździliśmy też na wyścigi, jako obserwatorzy. Przebywałem wraz z kolegami, którzy uprawiali kolarstwo, więc nie mogło być inaczej, również trenowałem. Jednak w moim przypadku było to działanie na pół gwizdka. Była szkoła, inne plany i zainteresowania. Byłem w klubie, trenowałem, jak każdy zawodnik, ale bez większych sukcesów. Nie zależało mi nawet na nich jakoś specjalnie. Byłem także masażystą, pomocnikiem trenera, sporo czasu spędziliśmy z drużyną we Francji. Kolarstwo to sport indywidualny, więc pozwalało mi cieszyć się samotnością. Klub kolarski, z powodów finansowych został zlikwidowany. Po zamieszkaniu w Krakowie początkowo jeździłem na kolarce, gdy ją ukradziono - zresztą nie pierwszy jednoślad straciłem w ten sposób - przesiadłem się na rower górski. Po wyprawie do Afryki wybrałem kolarstwo górskie i tak zostaStr. 64 fot. archiwum Mateusza Karasińskiego Podróżniczego bakcyla do egzotycznych miejsc połknął Pan podczas wyprawy rowerowej do Afryki w 1995 roku. Czy z kolei zamiłowanie do jazdy rowerowej to zasługa taty, założyciela i prezesa „Igloo- Cyklo – Tour”, czy sposób na życie? Jak już wspomniałem byłem raczej odludkiem. Czas spędzałem nad stawami. Potem zainteresowały mnie egzotyczne płazy i gady. Pierwszego węża dostałem od dziadka w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Żył w akwarium wśród ryb. Nie było Internetu, gazet i literatury specjalistycznej, jaka dostępna jest teraz, nie było tylu programów przyrodniczych. Wychowałem się w Dębicy, nie miałem z kim dzielić się i wymieniać tą wiedzą. Przesiadywałem więc z encyklopediami. W wakacje jeź- » Ludzie, których napotykamy podczas wypraw często są biedni, mają masę problemów, ale mimo trudnej sytuacji są uśmiechnięci. To przenosi się na uczestników wyprawy. dziłem do dziadków do Krakowa, całe dnie spędzałem w ZOO. Zaprzyjaźniłem się tam z doktorem Andrzejem Budziszewskim, ówczesnym szefem egzotarium. Podarował mi jednego węża, potem sprzedał mi pierwszego boa. Pod koniec szkoły podstawowej miałem już wielką hodowlę i tak zostało. Nie mieć wokół siebie gadów i płazów, to dla mnie jest egzotyczne i nienaturalne. Gdy byłem kawalerem miałem ich setki, w tym węże jadowite. To jest fascynujące. Skończyło się jednak wypadkiem i wylądowałem w szpitalu. Potem założyłem rodzinę, więc nie hoduję już groźnych gatunków. Do Egiptu wybrałem się na rowerze po jednego z węży. Wróciłem bez węża, za to zafascynowany tą formą podróży. Teraz trzyma Pan swoich ulubieńców w pracy. Robią wrażenie na klientach? Podejrzewam, że tak. Mam je przed sobą i mogę patrzeć na nie godzinami. Teraz posiadam gatunki, na które wcześniej nie było mnie stać lub trudno było je utrzymać. Mam 25 węży i jaszczurek oraz krokodyla. Jedni chcą mieć sforę psów lub kotów, rybki i ptaki, a ja chcę mieć swoje gady. Ich pielęgnacja pochłania bardzo dużo czasu. Trzeba je polewać wodą, karmić. Pod moją nieobecność robią to zatrudnieni ludzie. Terraria, akwaria i inne pomieszczenia są skomputeryzowane, same się naświetlają i nawadniają. Nie chwalę się swoimi okazami, czy nowymi nabytkami. One są dla mnie. Wszystkie moje podróże wcześniejsze były ukierunkowane na poszukiwanie okazów, podglądanie jak żyją w naturalnym środowisku. Nie interesowało mnie, by jechać do Amazonii, bo tam jest pięknie. Jechałem, by pod kamieniem zobaczyć konkretnego węża, bo wiedziałem, że tam występuje ten gatunek. Teraz się to wszystko rozminęło, ale podczas podróży nadal rozglądam się za ciekawymi okazami. Co najbardziej jest fascynującego w podróży? Ludzie, egzotyczne widoki, czy pewna nuta niebezpieczeństwa? bywa niezbędne i daje poczucie wolności. Kusi mnie także podróż na motorze czy ponowne wyprawy na rowerze. Lubię także przemierzać świat na piechotę, jednak ze sprzętem, który waży kilkanaście kilogramów, jest to trudne. wa, zabawić się, spotykać rdzenną ludność. I chociaż nie znam języków, poza angielskim, którego znajomości nie jestem pewien, udaje mi się porozumiewać i bezpiecznie spędzać wolny czas. Czy odnajduje się Pan w miastach? Są dla Pana tak dzikie jak dla innych dżungla? Jak dużo czasu zajmuje Panu podróż, podczas której wytycza Pan szlak dla swoich klientów? Raz w roku mam miesiąc na to, by wyjechać w nowe miejsce, który odkrywam dla siebie i moich klientów. Wówczas podróżuję sam. Interesują mnie miejsca, które nie są jeszcze trendy i jeszcze sporo czasu minie, nim zostaną zadeptane przez turystów. Nie to nie tak. Nie interesują mnie miasta, jako cel zwiedzania. Jednak przy takich podróżach jest nawet wskazane odwiedzić miasta sąsiadujące z dziką Początkowo, jak złapałem podróżniczeprzyrodą. To jest uzupełnienie tej wygo bakcyla, chciałem być w najodleglejprawy. Bonus w pakiecie. Warto próboszych częściach świata, wszystko chłować lokalnych atrakcji. Trzeba czasem nąłem, podróże mnie fascynowały w się zabawić, dobrze zjeść, a nawet pozupełnie innym wymiarze. Teraz już leżeć na plaży. Jednak w moim przymam za sobą wiele wypraw, dużo padku plażowanie nie może trwać dłumiejsc widziażej niż jeden łem, więc i cel dzień. Dzięki kowyjazdów zaczyrzystaniu z uroNa wyprawy ków miasta można się konkretyzować. Od pona Czarny Ląd na poznać lepiej czątku wiedziastać tylko ludzi bogatych. kulturę kraju, łem, że nie intektóry się odwieAfryka jest i będzie dza. Nie interesuresują mnie zaelitarnym kierunkiem je mnie zwiedzabytki, ciągłe zwiedzanie. wypraw. nie czegoś na siłę. Chcę przebywać Nie żyję pod prew danym miejsja, że jestem w scu, wchłaniać je danym miejscu i poprzez kontakt muszę zobaczyć z rdzenną ludnością, poprzez otaczająto, co polecają w przewodniku. To nie cą przyrodę i etnografię. Chcę poznadla mnie. Owszem, jeżeli zobaczę coś wać odległy świat, poprzez kontakt z co mnie zafascynuje, chętnie to zwiemieszkającymi tam plemionami. Nadzę, ale nie jest to cel sam w sobie. zwałem jeden z działów w firmie Szczególnie, że z racji zawodowych „Awatar to nie fikcja”. Dział ten organiobowiązków wracam często do tych zuje wyprawy do miejsc, gdzie jeszcze samych miejsc, które już widziałem. żyją plemiona nieskażone do końca cywilizacją. Często, są to ludy zagrożoCzyli wielkomiejskie życie nie jest ne, bowiem mieszkają one na złożach Panu obce? naturalnych, uranu, czy ropy. Rządy krajów i misjonarze chcą te plemiona Przebywam w Krakowie, tu mam firmę, stamtąd usunąć, przesiedlić w inne mieszkam w Zielonkach pod Krakomiejsce, by zająć się wydobyciem złóż. wem, a wcześniej, jak się wyprowadziTo dla mnie rzeczywisty awatar. Do łem z Dębicy – mieszkałem w Krakotakich miejsc chcę docierać. Wkrótce wie. To nie jest tak, że nie lubię miast, grozi im likwidacja i za kilka lat, nie ma czasami potrzebuję odmiany. Uciążliwe po co tam już jechać. Nie chcę zwiejest coś innego. Kiedy z głośnego miadzać tych miejsc w sposób zorganizosta przejeżdża się do drugiego nic się wany. Wolę przemierzać trasę sam. nie dzieje. Problem jest, kiedy po mieLubię lecieć w takie odludne miejsca sięcznym pobycie w dżungli wraca się zabierając ze sobą swój samochód. To do hałaśliwego miasta. Wtedy jest to daje mi jeszcze więcej wolności i nie bardzo męczące. Chyba, że odwiedza jest tak uciążliwe jak poruszanie się się miasta, jak Cape Town, San Diego, lokalną komunikacją i autobusami. Singapur czy Bangkok. Tam jest inny Zawsze mam ze sobą sprzęt fotograhałas, który ma swój urok. Lubię tam ficzny, kamery, dlatego własne auto zjeść regionalną kuchnię, napić się pi- » Str. 66 Ma Pan swoje ulubione miejsca, do których chciałby Pan wrócić dla przyjemności, nie z obowiązku? Zjeździłem pół świata, najbardziej lubię Afrykę, zaś krajem, który wywołał na największe wrażenie jest Madagaskar. Jest najpiękniejszy na świecie. Do niego najchętniej bym chciał wracać. Byłem tam raz, przez miesiąc. Ze względu na moje zainteresowania, uważam go za najciekawszy. Jestem jednak zdania, że świat jest tak olbrzymi, że szkoda wracać do tych samych miejsc teraz, bo można zobaczyć inne. Mam nadzieję, że potem nadejdzie czas na powroty. Mam swoje miejsca ulubione, chociażby niektóre stolice europejskie. Ze względu na przykład na kuchnię, wracam do tych miejsc na chwilę. Chciałbym także odnowić formy podróży, które kiedyś odbyłem. Wciąż myślę o ponownej podróży na rowerze. Myślę o wjeździe na najwyższą przełęcz na świecie – Ladakh w indyjskich Himalajach, czy przejazd innymi szlakami w Afryce czy Azji. Chciałbym by trasy te nie były zbyt rozdeptane przez turystów. Niestety, są takie miejsca, do których wróciłem z niesmakiem. Po 15 latach ponownie znalazłem się w Kambodży i Laosie. Gdy byłem tam ostatnio, załamałem się. Nie poznałem tych miejsc. To obecnie „cepelie”, niemające już nic wspólnego z odkrywaniem innych kultur i obyczajów. Teraz to turystyka masowa, miejsca imprezowe. Na przykład w klasztorze buddyjskim, gdzie kiedyś spałem i czułem mistykę tego miejsca, teraz urządzają dla turystów techno party. Mimo, że te podróże do tanich nie należą, głównie z uwagi na koszt » Nasze wyprawy są idealne dla osób o szerokich horyzontach, które pragną zobaczyć, zrozumieć i zbliżyć się do ludzi innych kultur oraz dzikiej przyrody, podziwiać cuda i różnorodność naszej planety. fot. archiwum Mateusza Karasińskiego przelotu, to jednak już na miejscu można zwiedzać je i żyć za kilka dolarów. Niektóre regiony stały się zbyt dostępne dla turystów. Taki jest postęp cywilizacji. Są jeszcze miejsca dziewicze, niedostępne dla zorganizowanej turystyki. To jest zależne od ceny, jaką turysta chce zapłacić i jak ekstremalny ma być wyjazd. Czym innym są wyprawy wysokogórskie i zdobywanie biegunów, czym innym wypad turystyczny. Uważam, że Afryka nie jest odkryta do końca dla turystyki, bo jest droga. Coraz droższa. Na wyprawy na Czarny Ląd stać tylko ludzi bogatych. Afryka jest i będzie elitarnym kierunkiem wypraw. Ze względu na swoją dziewiczość bardzo podoba się mi Ameryka Południowa, tylko wyprawy w niektóre miejsca są bardzo ryzykowne. Nie boi się Pan samotnie wjeżdżać w tak egzotyczne wyprawy? Podobne zagrożenia czekają na nas w Polsce. W Meksyku wpadłem w przepaść na quadzie. Ledwo przeżyłem. Podczas podróży zdarzają się tropikalne choroby. Jak się jest ostrożnym – jest bezpiecznie. Nie narażam się niepotrzebnie. Nie wybieram się do Iraku, czy w inne miejsca konfliktów zbrojnych. Nie oznacza to, że gdym się jednak znalazł na miejscu nie był bym zainteresowany na przykład robieniem zdjęć. Pewnie na miejscu barierę ryzyka podniósłbym wyżej. Wypadek drogowy może się zdarzyć w każdym miejscu na świecie. W dżungli są choroby tropikalne, ale w Polsce czyhają, jak i na całym świecie, choroby cywilizacyjne. Ludzie są tacy sami wszędzie. Jak się nie szuka guza i nie idzie się do slumsów, to się nie dostanie po głowie. Podczas takiej wyprawy nie jest bardziej niebezpiecznie niż w Nowej Hucie w Krakowie. Parę guzów miałem w ciągu pięciu lat, gdy tam mieszkałem, a w podróży jeszcze nie. Człowiek bar- dziej boi się zanim wyjedzie, niż na miejscu., jak już tam dotrze. Do Pana klientów raczej należą osoby dobrze sytuowane? Dlaczego wybierają taką formę wypoczynku, zamiast korzystać z luksusu w znanych kurortach? Myślę, że już im się znudziły te kurorty. Moi klienci też mieli młodzieńcze marzenia o dalekich podróżach, dziewiczych wyprawach i przygodach. Doszli do pewnego etapu w życiu, zdobyli jakąś pozycję zawodową i finansową oraz chcą zrealizować marzenia. Wyjeżdżają także, by komuś zaimponować, bo inni pracownicy w firmie już byli na takiej wyprawie. Od samego początku istnienia firmy moi pracownicy biura starają się tworzyć wyprawy przede wszystkim dla osób, dla których podróże są pasją. Sposób organizowania, jak i sama forma imprez turystycznych odbiega od stereotypowych wycieczek objazdowych. Nasze wyprawy są idealStr. 67 Nie grymaszą podczas takiej wyprawy? Tutaj mają wysoką pozycję społeczną, są liderami. Okazują swoje niezadowolenie? Takie wyprawy trwają nawet do 30 dni. Na początku uczestnicy są sztywni, nie mogą zapomnieć o codziennych obowiązkach, drażni ich tempo życia mieszkańców Azji, Afryki, Ameryki Południowej, ciągłe oczekiwanie. Po tygodniu siadają na krawężniku, jak w dzieciństwie. Wypoczywają. Po dwóch tygodniach znów przeżywają kryzys. Po miesiącu wyciszają się, uśmiechają się. Ludzie, których napotykamy podczas wypraw często są biedni, mają masę problemów, ale mimo trudnej sytuacji są uśmiechnięci. To przenosi się na uczestników wyprawy. Niektóre odcinki dają porządnie w kość. Wielu naszych klientów przywozi ten uśmiech do domu, do Polski. Niestety tu proza życia. Dwa dni w polskiej rzeczywistości i są na nowo ponurzy. Polacy są najmniej uśmiechniętym narodem. Nawet wielkomiejski hałas w egzotycznych stolicach jest inny niż w Polsce. Trąbienie na innego kierowcę ma inny charakter, mniej nerwowy, chociaż trąbi się tam non stop. Sam już nie prowadzę grup. Żeby być dobrym pilotem trzeba kochać ludzi, umieć z nimi przebywać. Ja kocham zwierzęta. Nie lubię przebywać w takich sytuacjach z ludźmi, których nie znam lub nie chcę z nimi przebywać. Staram się ograniczać te kontakty do minimum i to z korzyścią dla klientów, bowiem moi piloci, to wspaniali ludzie. Ciepli, cierpliwi, świetni psychologowie. Łatwo nawiązują kontakt, rozwiązują problemy, jeżeli się takowe pojawiają. Trzeba pamiętać, że jednak w taką wyprawę jedzie wyselekcjonowana grupa. Ludzie świadomi niewygody, trudu podróży. Często z wiedzą z książek, programów podróżniczych. Klient marudzący to jednak domena wycieczek zbiorowych w ku- Str. 68 rortach, w hotelach - molochach i na wycieczkach autokarowych. Jak na szefa przystało, zarządza Pan firmą. Jeździ Pan jednak również na wyprawy z ludźmi? Jeżdżę na wyjazdy biznesowe, korporacyjne, tak zwane Incentivy. Te wyprawy mają inny charakter. Tutaj klienci liczą tylko na wysoką jakość usług, za którą płacą. Nie oczekują, że od razu będę ich przyjacielem. Ta forma relacji bardziej mi odpowiada. Po takiej wyprawie zostaję jeszcze tydzień sam, by obejrzeć te miejsca, na które mam ochotę. Wyprawy nie należą do najtańszych, głównie ze względu na transport oraz przewodników. Wspomniał Pan, że nie wszyscy klienci to osoby z grubszym portfelem. - Nie sprawdzamy, kto ile ma na koncie, więc jeżeli ktoś decyduje się na wyprawę, to jest nam miło, że chce skorzystać z naszej oferty. Klienci raczej przechodzą inną selekcję. Kieruje nimi pasja i zainteresowanie. Są wśród naszych klientów nauczyciele czy pielęgniarki, którzy wiele rzeczy sobie odmawiają przez lata, by odłożyć na podróż. Wiedzą, na co wydają pieniądze. Często jednak są to ludzie reprezentujący wolne zawody, bowiem wyprawy trwają około miesiąca. Taka podróż bardzo wciąga, jest jak narkotyk. Jak raz się połknie bakcyla, to chce się więcej. Nasi klienci wiedzą, że świat się składa z tego, co przeżyli. Po podróży pozostają wspaniałe wspomnienia, zdjęcia. Często ludzie zmieniają podejście do życia. Nasi klienci to miłośnicy przyrody, tak jak ja, chcą zobaczyć, jak ich ulubione rośliny i zwierzęta żyją w naturalnym środowisku. Widzieli już w telewizji, czytali w książkach, a teraz chcą zobaczyć na żywo. Ile w przeciągu 15 lat działalności Pana biur podróży zorganizowaliście już wypraw ? Ponad 300 grup podróżniczych i około 60 imprez korporacyjnych. Dla mnie to dużo. Nie stawiam na ilość a raczej jakość wyprawy. Jesteśmy jednym z najdłużej działających biur trampingowych w Polsce. Od pewnego czasu prowadzę także oddział biura w Wielkiej Brytanii. Dzięki temu widzę, jaka jest różnica w podejściu do egzotycznych wypraw. Brytyjczycy, czy nawet Polacy mieszkający na wyspach cenią przede wszystkim jakość i bezpieczeństwo. Polacy, choćby majętni szukają okazji i najtańszych ofert. Nie zamierzam obniżać kosztów, bo odbije się to, na jakości świadczonych usług i bezpieczeństwie. Jestem odpowiedzialny za swoich klientów. Na szczęście dla wielu osób liczy się marka firmy, bezpieczeństwo i jakość. Dlatego wybierają nasze wycieczki. W wyprawy zabiera Pan ze sobą sprzęt fotograficzny. Często efekty Pana pracy można oglądać na wystawach. Fotografika to kolejna pasja, po rowerach, gadach i podróżach? Fotografia nie jest moim celem samym w sobie, chyba, że planuję wyjazd fotograficzny. Lubię robić zdjęcia, nie najgorzej mi wychodzą, jednak jest to gdzieś z boku wyprawy, jako dokumentacja. Nie mam raczej czasu na robienie zdjęć podczas podróży. Jedynie podczas postoju fotografuję często dzieci. Są bardzo wdzięcznym tematem. Czasami potrzebne są mi zdjęcia do prezentacji dla klientów. Najczęściej jednak leżą nieobrobione w komputerze. To samo jest z kamerą. Lubię filmować i fotografować, mam z tym wiele planów, mam sporą dokumentację, ale niestety materiał leży niewykorzystany w archiwum. Czasem przeglądam efekt mojej dokumentacji ze znajomymi, jak się spotkamy, a czasem ktoś poprosi o zdjęcia na wystawę. Nie bywam inicjatorem prezentowania swojego dorobku. Jest Pan przykładem, jak z pasji można zrobić zawód i dobry biznes. Chyba jest Pan szczęśliwym człowiekiem? Uważam, że jeżeli ktoś ma pomysł, ma swoją pasję i będzie cierpliwie dążył do celu, to prędzej czy później go osiągnie. Trzeba być otwartym na świat, elastycznym. Ostatnio poszerzam ofertę. Kryzys pokazał mi, że nie można być wąsko ukierunkowanym. Rok 2008 był dobry, więc zainwestowałem w nowe biuro i pracowników. Niestety kolejny sezon, przed dwoma laty był fatalny. Nie potrafię nic innego robić z taką pasją, jak to, czym się zajmuję. Dlatego fot. archiwum Mateusza Karasińskiego ne dla osób o szerokich horyzontach, które pragną zobaczyć, zrozumieć i zbliżyć się do ludzi innych kultur oraz dzikiej przyrody, podziwiać cuda i różnorodność naszej planety. To przygoda z dala od tego, co już opatrzone i nazbyt skomercjalizowane, a także podróżowanie w grupie ludzi o podobnej wizji na świat, którzy nie podążają utartymi ścieżkami. poszerzam działalność tworząc nowe marki. W Londynie mieliśmy dość intensywną promocję, zwróciła się, jednak bez ciągłej obecności jest niemożliwe utrzymać się na brytyjskim rynku. Trzeba wciąż się reklamować, uczestniczyć w targach i festiwalach. Jedną z firm tworzy Pan z Martyną Wojciechowską. Nie zazdrości jej Pan popularności? Czy ten podział w firmie jest wyraźnie określony? Nie nadaję się na celebrytę. Nie mam z tym problemu, chociaż dla wielu osób nie jestem anonimowy. Z Martyną przyjaźnimy się, prowadzimy wspólnie firmę, chciałbym, by czasem więcej ingerowała w jej działalność. Często rozmawiamy o podróżach, mamy wspólne zainteresowania, bardzo się lubimy, siadamy przed mapą, planujemy wyprawy i przyszłość naszej firmy. Jest osobą bardzo zapracowaną, a z racji swoich zawodowych obowiązków musi być rozpoznawalna i obecna w mediach. Niewątpliwie nasza współpraca układa się bardzo dobrze, Martyna jest rozpoznawalna, to otwiera wiele drzwi. Udało się Wam także współpracować przy produkcjach w telewizji. Pomagaliśmy w realizacji odcinków programu „Kobieta na krańcu świata” i „Misja Martyna”, o raz program w TVN „S.O.S. dla świata”. Uczestniczyłem w programie nagrywanym w Indonezji z Michałem Pirógiem i Patrycją Kazadi. Program dotyczył walki z kłusownictwem i przemytem zagrożonych gatunków zwierząt. W tym temacie czuję się ekspertem. W związku z wymierającą populacją niektórych gatunków zwierząt, pokazuję w programie, jak żyją kłusownicy, dlaczego dopuszczają się tak okrutnych czynów. Myślę, że program był bardzo ciekawy, niestety nie mogę więcej zdradzać. Współpraca z telewizją to ciekawe doświadczenie. Lubię poznawać nowe rzeczy, nie zamykam się w dżungli. Dokąd Pan wyjeżdża w najchętniej? Mam zaplanowanych 10 wypraw, w tym tylko dwie, które mnie interesują. Do wielu miejsc jadę, bo muszę. Tylko do niektórych, bo lubię. Chętnie odwiedzam Ekwador, a tam w Amazonii moich Indian, Waorani. Tam się odnajduję, stamtąd wracam uśmiechnięty. Czy rodzina popiera Pana pasje? Dokąd zabiera Pan żonę i syna po tylu podróżach służbowych? Ma Pan jeszcze chęć na wyjazdy? Małżonka chciałaby wyjechać w podróż, zgodnie z moimi preferencjami. Woli jednak podróżować po Europie, wybiera dobry hotel, plażę. Jest praw- nikiem, w ten sposób woli ładować akumulatory. Rok temu pojechaliśmy na 25 dni do Indonezji. Musieliśmy dojść do kompromisu, bo żona lubi plażę. Przystała na mój warunek, że mieszkamy z dala od hotelowych molochów i wybieramy pobyt wśród miejscowej ludności, bo to najlepiej pozwala poznać kulturę i kraj. Z uwagi na dziecko dbamy także o kwestie bezpieczeństwa. W planach mamy Filipiny, Meksyk i Brazylię. Będzie trochę zwiedzania, jednak wiemy jak to wypośrodkować, byśmy byli oboje zadowoleni. Nie mam problemów z adaptacją, bywa, że sypiam podczas biznesowych podróży w pięciogwiazdkowych hotelach w Tokio, by później nocować w norach w Afryce. I w obu miejscach może być fajnie. Żona wie, że ładuję baterie w trochę inny sposób niż ona. Kiedy Pan wraca do domu z tych dalekich podróży, czy ma Pan jakieś inne sposoby na wypoczynek? - Kiedy wracam, to planuję kolejny wyjazd, a nawet kilka kolejnych. Wraz z synem jeżdżę także na rowerze, najchętniej do lasu. Oglądam programy podróżnicze i przyrodnicze w telewizji. Lubi Pan gadżety współczesnej techniki? Do moich ulubionych należą iPhone, Mac, play stadion i telewizor o takiej Str. 69 motoryzacja Porsch stuknęła he 911 Trudno w to uwierzyć ale figura tej 50 – latki wciąż budzi pożądanie i żaden lifting jej nie szkodzi, jest coraz młodsza. Pierwotnie zaprojektowana na tory wyścigowe, dziś 911 rozpala emocje tak samo, jak robiła to w 1963 roku. Obecna 911 to nowy projekt nadwozia z dłuższym rozstawem osi, udoskonalonymi silnikami, które zużywając mniej paliwa dostarczają większą moc, technologiami zwiększającymi wydajność, takimi jak auto start/stop, sterowanie przepływem temperatury czy system rekuperacji. To auto z inteligentnym lekkim nadwoziem wykorzystującym kompozytową konstrukcję stalowo-aluminiową, z wywodzącym się ze sportu samochodowego zawieszeniem i z nowoczesnym wnętrzem zaprojektowanym dla sportowego komfortu. a 50 – tka fot. archiwum motoryzacja Marketingowcy Porsche podkreślają sposób, w jaki firma łączy tradycję z innowacyjnością, osiągi z użytecznością na co dzień, formę z funkcją. Nowa 911, to nowa tożsamość Porsche. Ten model to ponad 28 000 zwycięstw w wyścigach. Auto posiada status ikony, ale jak mówi producent nie miałby on jednak żadnego znaczenia, gdyby w stare pomysły nie tchnęli nowego życia. Dla Porsche bowiem dziedzictwo i przyszłość są ze sobą nierozerwalnie powiązane. - Moglibyśmy oczywiście produkować dobre samochody sportowe, ale nie byłyby to Porsche, a już z pełnością nie 911 – mówią inżynierowie Porsche. Silniki to oczywiście sześciocylindrowe boxery. 3,4litrowy silnik 911 Carrera dostarcza 257 kW (350 KM) ; w 911 Carrera S 3,8-litrowy silnik generuje 294 kW (400 KM). Dzięki wyposażeniu obu modeli w bezpośredni wtrysk paliwa (DFI) i VarioCam Plus dysponują one większą mocą i posiadają mniejszy apetyt na paliwo. Moc przenoszona jest na koła za pośrednictwem nowej, wydajnej, 7-biegowej manualnej skrzyni biegów lub, opcjonalnie, przez skrzynię Porsche Doppelkupplung (PDK), która oferuje zmiany biegów bez przerywania przepływu mocy. Oba silniki dysponują lepszymi sportowymi osiągami niż ich poprzednicy, a mimo tego zużycie paliwa udało się obniżyć nawet o 16%. W jaki sposób? Jednym z rozwiązań jest obniżona do 3,4 litra pojemność skokowa w 911 Carrera. Kolejnymi – zastosowanie nowoczesnych technologii polepszających wydajność. Standardowo obejmują one funkcję auto start/stop, system rekuperacji energii elektrycznej i inteligentnego sterowania przepływem temperatury oraz nowy, oszczędza- Str. 72 jący energię, elektromechaniczny system wspomagania układu kierowniczego, a także, w przypadku PDK, nowa funkcja ‘żeglowania’. Technologie przyszłości odnaleźć można również w podwoziu. Montowany standardowo w 911 Carrera S system Porsche Torque Vectoring (PTV) zwiększa osiągi dynamiczne. Oferowany opcjonalnie w modelu S Porsche Dynamic Chassis Control (PDCC) jeszcze mocniej je podkreśla. Po raz pierwszy w modelach 911 Carrera dostępne jest dynamiczne mocowanie silnika będące częścią opcjonalnego pakietu Sport Chrono. Każde dziecko rozpozna 911, lecz czy tożsamość można opisać słowami? Tak, przyglądając się bliżej użyciu formy, proporcjom i konturom. Linia dachu zwęża się ku tyłowi. Błotniki są wyższe niż linia maski, a z tyłu są bardziej muskularne. Nadają 911 jej charakterystyczny wyraz i nie pozostawiają wątpliwości, co do temperamentu. Ogólnie – nisko, szeroko i gładko. Typowo dla 911. fot. archiwum Designerzy i inżynierowie Porsche zawsze ostrożnie podchodzili do kwestii ewolucji 911. Stale jednak kroczyli do przodu wprowadzając innowacje motywowane zasadą, że powinny być one funkcjonalne i doskonale dostosowane. W efekcie możemy podziwiać harmonijną koncepcję, która sprawia, że nowa 911 jest samochodem spor- towym idealnie wpisującym się w XXI wiek. Aby to zrozumieć, należy zacząć od obejrzenia nadwozia. Rozstaw osi nowej 911 został powiększony o 100 mm, co daje lepszą stabilność prowadzenia i charakterystykę pokonywania zakrętów. Zwisy z przodu i z tyłu są krótsze, dzięki czemu nowa 911 wydaje się jeszcze bardziej kompaktowa. Sportowe wrażenie podkreśla niższa linia dachu i szerszy rozstaw kół przedniej osi – o 46 mm w 911 Carrera i o 52 mm w 911 Carrera S. Dla uzyskania lepszej aerodynamiki boczne lusterka montowane są obecnie bezpośrednio na drzwiach. Większa zwinność jest tylko jednym z efektów tych wszystkich zmian. Sylwetka jest więc typowa dla 911, a także typowa w kategoriach rozwoju tego modelu, o czym szczegółowo piszemy poniżej. Zmodyfikowana architektura samochodu, z szerszym rozstawem kół przedniej osi i obniżoną linią dachu nadaje przedniej części samochodu dynamiczny wygląd, który jest jednocześnie sportowy i elegancki. Nowe, standardowe reflektory Bi-Xenon w dalszym ciągu posiadają owalne obudowy nadające im klasyczny wygląd i pozwalające podziwiać zastosowane rozwiązania technologiczne. Reflektory Porsche Dynamic Light System (PDLS) z dynamicznymi światłami skrętnymi i regulowaną w funk- cji prędkości kontrolą zasięgu oferowane są opcjonalnie. Kierunkowskazy, światła do jazdy dziennej i światła pozycyjne, wszystkie wykonane w technologii LED, umieszczone są w osobnych modułach. Ich wąski kształt kontrastuje z okrągłymi światłami głównymi. Wraz z dwoma zintegrowanymi wlotami powietrza sprawiają, że przód nowej 911 jest natychmiast rozpoznawalny. Z tyłu wszystko jest wyostrzone: stylistyka, wygląd i ogólny efekt. Jest to zasługą m.in. wyróżniającej się krawędzi profilu i nowych świateł LED, których rozciągnięty design akcentuje poziome kontury tyłu. Charakterystyczne światła odblaskowe zostały umieszczone niżej, jednak nocą są doskonale widoczne. W obu modelach na nowo opracowano kształt końcówek wydechów. W 911 Carrera S po obu stronach znajdują się podwójne wydechy. Nowym elementem jest szerszy wysuwany tylny spojler, który redukuje siły znoszące i w każdych warunkach zwiększa stabilność jazdy. Porsche 911 Carrera i 911 Carrera S standardowo wyposażone są odpowiednio w 19- i 20-calowe koła. Większe o jeden cal w porównaniu z poprzednim modelem podkreślają sportowy wygląd, a ich zwiększone obwody toczenia polepszają komfort i osiągi. Podsumowując, for- Str. 73 ma zawsze podąża za funkcją. Dzięki niej osiągnięto bardzo niski współczynnik oporów aerodynamicznych wynoszący jedynie 0,29. Nawet logo umieszczone na pokrywie silnika spełnia ważną funkcję. Jest to w końcu symbol tożsamości Porsche. Porsche nie buduje zwykłych samochodów sportowych, projektuje samochody sportowe, które można wykorzystywać na co dzień. Ogromna zwinność i komfort nie wykluczają się wzajemnie, lecz są różnymi aspektami tej samej, harmonijnej koncepcji. Jest to ewidentne zwłaszcza we wnętrzu nowej 911. Sportowy charakter, funkcjonalność i wysokiej jakości materiały tworzą spójną całość sprzyjającą dynamicznej jeździe, nawet przy codziennym użytkowaniu. Aby się o tym przekonać wystarczy wsiąść do środka. Dłuższy rozstaw osi to z przodu o 25 mm wię- Str. 74 cej miejsca na nogi niż w poprzednich modelach. Duch sportu harmonizujący z komfortem znajduje odbicie w przemyślanej ergonomii wnętrza. Użyte materiały, rozmieszczenie przyrządów czy logika ich obsługi wyznaczają nową generację samochodu sportowego. Innym nowym elementem designu 911 jest wznosząca się centralna konsola. Jej inteligentna koncepcja obsługi podąża za przejrzystą formułą bezpośredniej prostoty. Klasycznym elementem 911 jest rozmieszczenie pięciu okrągłych zegarów z umieszczonym centralnie obrotomierzem. Nowością jest wysokiej rozdzielczości, 4,6-calowy kolorowy wyświetlacz TFT VGA pozwalający na przeglądanie informacji komputera pokładowego, systemu audio czy nawigacyjnych. Standardowe sportowe fotele łączą jeszcze większy komfort z wyścigowym trzymaniem ciała i wyposażone są w 4-pozycyjną elektryczną regulację. No- FOT. ARCHIWUM PORSCHE wa dwustrefowa automatyczna klimatyzacja z osobną regulacją nawiewu i temperatury dla kierowcy i pasażera także stanowi element wyposażenia standardowego. Nowością jest także opcjonalny pakiet oświetlenia podłogi, schowków, tyłu i konsoli dachowej. Jak zawsze oferujemy szeroką gamę kolorystyki wnętrza oraz materiałów wykończeniowych takich jak włókno węglowe, skóra, drewno czy aluminium. Integralną częścią koncepcji jest akustyka, zwłaszcza dźwięk silnika. Opcjonalnie oferowany jest zestaw Burmester® High-End Surround Sound. Zoptymalizowany specjalnie pod kątem nowych modeli 911 Carrera, dzięki 12 głośnikom i mocy 821 W, oferuje perfekcyjne brzmienie przestrzenne. Nowa 911 udowadnia, że pozorne przeciwieństwa, takie jak wygląd i inżynieria czy komfort i osiągi, nie muszą się wzajemnie wy- kluczać. W typowy dla Porsche sposób użycie formy podporządkowane jest podstawowej regule: najważniejszy jest kierowca. Dlatego odległość między dźwignią zmiany biegów i kierownicą jest taka mała, a logika obsługi, np. dwustrefowej klimatyzacji czy ustawień zwieszenia jest jasna i nieskomplikowana. Wszystkie materiały prezentują wysoką jakość. Sportowa i elegancka skóra pokrywa koło kierownicy, uchwyty drzwi, podłokietniki oraz sportowe fotele, które oferowane są standardowo. Alcantara udowodniła swoją wartość w świecie wyścigów i znalazła zastosowanie jako standardowa podsufitka. Prócz standardowych tapicerek w kolorach czarnym, Platinum Grey, Luxor Beige i Yachting Blue istnieje szeroka gama dostępnych opcji personalizacji, w tym kombinacje dwukolorowe, kolory specjalne oraz materiały takie, jak włókno węglowe, aluminium czy wysokiej jakości drewno. Str. 75 Pakiet wyposażenia „50 lat 911” Porsche 911 obchodzi swoje 50-te urodziny. Z tej okazji Porsche przygotowało dwa pakiety wyposażenia „50 lat 911”. Pakiet opcji „50 lat 911” łączy to, co wyróżnia model 911 od pięćdziesięciu lat: kombinacja sportowego charakteru i komfortu. Pakiet wyposażenia „50 lat 911” 6058 € brutto - Pakiet Sport Chrono - PCM z nawigacją - Moduł telefoniczny - Asystent parkowania - Ogrzewanie siedzeń - Powerkit Carrera S Pakiet wyposażenia „50 lat 911”z Powerkit Carrera S 17903 € brutto - Pakiet Sport Chrono - PCM z nawigacją - Moduł telefoniczny - Asystent parkowania - Ogrzewanie siedzeń Pakiet Sport Chrono: obejmuje analogowy i cyfrowy stoper, dynamiczne zawieszenie silnika i przycisk SPORT PLUS na konsoli środkowej. W połączeniu z PDK pakiet Sport Chrono zawiera dwie dodatkowe funkcje: funkcję startu wyścigowego „Launch Control” i „torową strategię zmiany biegów”. Porsche Communication Management z nawigacją: PCM jest centralnym systemem informacyjnym i komunikacyjnym. 7-calowy, kolorowy ekran dotykowy wysokiej rozdzielczości umożliwia sterowanie systemem audio, telefonem i nawigacją. Moduł telefoniczny: moduł telefoniczny dzięki wbudowanemu w PCM czytnikowi kart SIM lub poprzez połączenie Bluetooth® z telefonem komórkowym pozwala na bezsłuchawkowe prowadzenie rozmów telefonicznych. FOT. ARCHIWUM PORSCHE Asystent parkowania z przodu i z tyłu: system ułatwiający parkowanie, z czujnikami ultradźwiękowymi wbudowanymi w zderzaki, informuje akustycznie i za pomocą grafiki na centralnym wyświetlaczu o przeszkodach przed i za samochodem. motoryzacja Str. 77 Nadwozie: stalowe, samonośne. Waga pojazdu (z akumulatorami): 820 kg. Automatyczna skrzynia biegów. Silnik: 72V AC 5 KW. Akumulatory: bezobsługowe, kwasowo–ołowiowe, 9 sztuk, 8 V, 72 V, 150 Ah. Gwarancja na akumulatory wynosi 12 miesięcy, na pozostałe elementy – 2 lata. Napęd na tylne koła. Wymiana oleju przekładniowego: pierwszy raz po 1000 km, kolejne po 10 000 km. Koszt przeglądu nie powinien przekroczyć 200 zł łącznie z elementami eksploatacyjnymi. Biznes zainteresowany pojazdem Rometa Hotele, pola golfowe, ośrodki wypoczynkowe i urzędy już zainteresowane są pojazdem Romet 4E. Kto wie, może wkrótce nimi będą dostarczać pizzę a może przesiądą się do nich strażnicy miejscy. Chociaż wygląda jak małe auto, bardziej można o nim powiedzieć, że to udoskonalony wózek elektryczny. Za to całkiem spory i wygodny a przede wszystkim ładny. Podczas oficjalnej prezentacji Włodzimierz Zientarski, dziennikarz motoryzacyjny znany z telewizji nie mógł się nadziwić, że w Polsce można wyprodukować takie auto. Ładne, oszczędne i dobrze wykonane. Romet 4E stanowi skrót od czterech słów: elektryczny, ekonomiczny, ekologiczny oraz easy, czyli prosty, łatwy w prowadzeniu – wyjaśnia Agnieszka Starzyk, dyrektor Romet Motors. Romet 4E jest wyposażony w dziewięć akumulatorów o pojemności 150 Ah każdy. Jedno ładowanie akumulatorów pozwala na pokonanie trasy wynoszącej od 90-180 kilometrów. – Dłuższy dystans na jednym ładowaniu kierowca osiągnie korzystając z przełącznika trybu prowadzenia samochodu, wybierze ekonomiczny tryb jazdy – dodaje Agnieszka Starzyk. – To prędkość ok. 45 km Str. 78 na godzinę. Jeżeli jednak kierowca wybierze prędkość jazdy około 65 km na godzinę, możliwy do pokonania dystans zmniejszy się do 90 km. Jednak jak dodaje Wiesław Grzyb, prezes „Arkus & Romet” wciąż prowadzone są rozmowy z producentami, by dystans, który można przejechać na jednorazowym ładowaniu był dłuższy. Tankować można wtyczką Żeby „zatankować" Rometa 4E, wystarczy podłączyć go do zwykłego gniazdka elektrycznego (230 V). Pełne ładowanie trwa maksymalnie 9 godzin. Z kolei żywotność akumulatorów to 3 - 5 lat użytkowania przy założeniu rocznego przebiegu do 23 tys. km. Ich wymiana kosztuje blisko 8 tys. zł. Romet 4E to pojazd elektryczny kategorii L7 e przy- cia energii i koszt wymiany baterii, już po 3 latach użytkowania 4E i przejechaniu w tym czasie 70 tys. km, wartość samochodu zwraca się właścicielowi w 60 - 70 proc. – przekonuje dyrektor Starzyk. – To dlatego, że przejechanie 100 kilometrów kosztuje nas zaledwie około 6 złotych. Tyle samo trzeba zapłacić za 1 litr benzyny lub oleju napędowego. Romet 4E swoje wejście na rynek rozpoczął od „Polskiej Jazdy Testowej" organizowanej w 36 miastach w Polsce. Prezes Wiesław Grzyb przyznaje, że trudny jesienno – zimowy okres ma być dla autka sprawdzianem. – Zbieraliśmy nie tylko pochlebne opinie, testy w całym kraju trwały kilka miesięcy – mówi Agnieszka Starzyk. – Auta trafiają zarówno do firm, jak i urzędów. Wszyscy bowiem szukają oszczędności. Pojazd ma swoje przeznaczenie. Nie jest elegancką limuzyną, tylko ekonomicznym i ekologicznym autem mającym dać firmom oszczędności. To dynamiczny pojazd, nieduży, ale posiada spory bagażnik i wystarczająco dużo przestrzeni nawet dla postawnego kierowcy. fot. Tomasz Rowiński stosowany do przewozu maksymalnie dwóch osób. Do jego prowadzenia wymagane jest minimum prawo jazdy kategorii B1. Pojemność bagażnika: ok. 880 litrów, istnieje możliwość wprowadzenia indywidualnego dopasowania przestrzeni ładunkowej do potrzeb własnych. Za elektryczne auto z Podgrodzia, stworzone z myślą o jeździe miejskiej, trzeba zapłacić 32-36 tys. zł. Cena waha się w zależności od pakietu akumulatorów i wyposażenia. Producent uważa jednak, że jej wysokość nie powinna nikogo zniechęcić. - Biorąc pod uwagę koszt zuży- - Przyjmujemy zamówienia – zachęca Agnieszka Starzyk. - Sprzedaż Rometa już ruszyła. motoryzacja P remiery i nowości motoryzacyjne, dwustu wystawców i ponad 96 tysięcy zwiedzających to wydarzenia jakie towarzyszyły targom Motor Show. Wśród nowości zaprezentowano takie auta jak: porsche macan, mercedes klasy S coupe, mercedes klasy V, volkswagen golf sportsvan, infiniti Q50, jeep cheronee, nissan note, Rolls-Royce wraith. Emocje wzbudziły również jedyna w Polsce alfa romeo 4C, superoszczędny i kosmiczny volkswagen XL1, piękne maserati ghibli czy hybryda kia provo. Poznań stał się stolicą miłośników jedno- i dwuśladów, maszyn o potężnej mocy i urzekającym wyglądzie. Nie zabrakło również pięknych kobiet ale największe emocje budziły tym razem modele samochodów, motocykli i camperów oraz samolotów. Łącznie zagospodarowano 10 pawilonów oraz teren zewnętrzny, czyli około 50 tys. m kw. powierzchni wystawienniczej, co sprawia, że poznańska impreza zarówno w skali kraju, jak i Europy Środkowo-Wschodniej nie ma sobie równych. Międzynarodowe Targi Poznańskie zawsze oferowały największe wydarzenie skupiające zarówno profesjonalistów, jak i miłośników motoryzacji. Tegoroczne Motor Show oddało optymistyczne nastroje w branży, prezentując silną pozycję branżowych liderów. Dr Andrzej Byrt, prezes Zarządu MTP otwierając imprezę także postawił na nowinki, najpierw przemówił za po- Str. 80 Targi M MOTOR SHOW Str. 81 średnictwem mobilnego ekranu a następnie wjechał na dwukołowym segway-u. Nie krył radości, że koncern Volkswagen ponownie inwestuje w Polsce i buduje fabrykę samochodów dostawczych. Volkswagen Group zajął cały pawilon, by pokazać swoje auta, bowiem posiada w swojej stajni również skodę, audi, lamborghini, bentley, seat, porsche oraz motocykle ducati. Koncern zaprezentował także samochody użytkowe. Stoisko Volkswagen Group zdobyło nagrodę Grand Prix. Zwiedzających nie zabrakło także na stoiskach innych marek, jak choćby firm mazda, suzuki, mitsubishi, peugeot, hyundai, lexus, citroen, fiat, abarth, lancia, ford. Atrakcją był także salon motocyklowy. Za sukces potraktować można obecność Harleya-Davidsona z globalnym stoiskiem. Imponująco prezentowało się również stoisko BMW oraz rodzimy Romet. Motocykle i skutery podziwiać można było na stoiskach Piaggio, Vespa, Gilera a także amerykańskiej legendy – motocykli Indian. Wśród wystawców pojawili się również ASP Group, Triumph, Modeka, KTM, Yamacha, Lidor, Kaliński, Ruady Śrem, Parts Europe, Junak, ATV Sweden. Odbył się także finał Custom Festivalu, czyli rywalizacji najpiękniejszych motocykli. Niebywałym powodzeniem cieszyła się wystawa samochodów caravaningowych. Domy na kółkach przykuwały uwagę nowoczesnymi sylwetkami i bogatym wyposażeniem. W tym roku pojawili się bowiem przedstawiciele firm Balcamp, S-Camp, Romer, Buskamper, Europa Pampers, Polcamp, Caravan, Easy Amper, Wadowscy, Hobby, Elcamp, 2N Everpol, CarGo, Camel Camp, Mika, Truma, Smolicz i Meva-Pol. fot. Tomasz Rowiński, Marek Świerczek Targi oceniali znawcy motoryzacji. Zarówno Adam Kornacki, jak i Martin Śliwa wskazali na nowy model porsche. Macan, to ich zdaniem samochód przyszłości, którego brakowało na polskich drogach. Również marka mercedes benz zdobyła dwa wyróżnienia.Szymon Sołtysik zwrócił uwagę na zróżnicowana ekspozycję marki, natomiast Piotr Wielgus zachwycił się nową S klasą coupe. Patryk Mikiciuk wskazał na model nowej Warszawy, która pozwala – z udziałem firmy Lexani – ponownie uwierzyć w krajową produkcję. Włodzimierz Zientarski docenił zarówno polskie korzenie, jak i ekologiczność modeli Melex. Nie tylko sentymentalizmem, ale także uznaniem dla pracy i włożonego w nią serca wykazał się Stanisław Sewastianowicz. Wskazał bowiem na wystawę Automobilklubu Wielkopolskiego oraz Otomoto – Oldtimery: before&after. Nie zabrakło również akcentu motocyklowego, a to za sprawą Mateusza Miziołka, którego urzekł model BMW RnineT. Jacek Ociepko także oddał swój głos na jednoślad. Wskazał motocykl ducati monster 1200. Wśród nagrodzonych znalazł się również Romet Cafe 50, który urzekł Lecha Potyńskiego. Motor Show 2014 to dwa tory offroad’owe, po których jeździły jeep oraz skoda yeti. Rekordowe zainteresowanie jachtami Str. 84 motoryzacja W 26 targach „Wiatr i woda”, wzięło udział 453 wystawców z 13 krajów, a odwiedziło je ponad 40 000 osób. Po raz pierwszy targi zorganizowano na Stadionie Narodowym. Targi to nie tylko prezentacja oferty firm z branży przemysłu żeglarskiego i wędkarskiego ale także okazja by poznać urocze zakątki Polski położone nad wodą. Targi były również okazją do zapoznania się z turystyką żeglarską i firmami czarterującymi jachty w atrakcyjnych miejscach wypoczynkowych. To także okazja do zapoznania się z zaawansowanymi technologicznie wyrobami polskich firm zdobywających światowe rynki. Wręczono najważniejsze nagrody warszawskiej wystawy - Gwoździe Targów Wiatr i Woda Nagrody Miesięcznika „Żagle” im. Jerzego Fijki. Wyróżnienia przyznawane są najbardziej innowacyjnym i nowoczesnym produktom w pięciu kategoriach. Jury obejrzało 10 jachtów żaglowych, 17 motorowych i 19 produktów stanowiących szeroko pojęte wyposażenie wodniackie. Oceniano ich innowacyjność, design, wykonanie, stosunek kosztów do jakości oraz funkcjonalność i walory użytkowe. W kategorii jacht żaglowy mały zwyciężyła Delphia 16, zgłoszona przez stocznię Delphia Yachts Kot, w kategorii jacht żaglowy duży zwyciężył Maxus 33.1 RS Exclusive, zgłoszony przez stocznię Northman. Najlepszym jachtem motorowym małym okazał się Regal 2300 Bowrider RX, zgłoszony przez firmę Astex Łodzie, zaś w kategorii jacht motorowy duży Balt 818 Tytan, zgłoszony przez stocznię Balt Yacht. W kategorii osprzęt i wyposażenie nagrodę zdobył wodny system zasilania HPS 01, zgłoszony przez firmę Eurotech Jacht. Nagrodzono także samorządy, właścicieli obiektów turystycznych oraz działaczy. fot. Marek Świerczek Str. 85 splendor w kulturze Najlepsze polskie filmy w Tarnowie Z wycięzcą 28. Tarnowskiej Nagrody Filmowej został film „Papusza” Krzysztofa Krauze i Joanny Kos -Krauze. To w Tarnowie narodził się pomysł, by ten film o cygańskiej poetce powstał. W imieniu reżyserów, statuetkę „Maszkarona” i 10 tys. złotych odebrał odtwórca jednej z głównych ról – Zbigniew Waleryś. Nagrodę wręczył reżyser Janusz Kijowski, przewodniczący Jury 28. TNF. Papuszę nagrodziło także Jury Młodzieżowe, które przyznało nagrodę w wysokości 5 tys. złotych i statuetkę „Kamerzysty”. Nagroda Publiczności, czyli statuetka „Publika” i 5 tys. złotych, po przeliczeniu wszystkich głosów oddanych przez widownię kina Marzenie na 12 filmów konkursowych przypadła filmowi „Chce się żyć” w reżyserii Macieja Pieprzycy. Reżyser odebrał osobiście nagrodę z rąk Henryka Słomki –Narożańskiego, zastępcy prezydenta Tarnowa. Nagrodę specjalną ufundowaną przez Spółkę Kino Za Rogiem w wysokości 4 tys. złotych przyznano filmowi „Zabić bobra” Jana Jakuba Kolskiego, za użycie nowoczesnych środków wyrazu i odwagę operowania współczesnym językiem filmowym, a także udane wprowadzenie na ekran debiutującej aktorki Agnieszki Pa- Str. 86 wełkiewicz. Nagrodę z rąk Grzegorza Molewskiego, prezesa Spółki Kino Za Rogiem odebrał reżyser Jan Jakub Kolski. Janusz Kijowski, Jerzy Kapuściński, Krystyna Latała, Piotr Lenar, Jerzy Satanowski, Janusz Wróblewski zasiadający w jury przyznali również nagrodę specjalną ufundowaną przez Telewizję Kino Polska w wysokości 4 tys. złotych filmowi „Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego, za podjęcie niezwykle bolesnego tematu poszukiwania tożsamości bohaterów w pejzażu powojennej Polski. Nagrodę z rąk Jerzego Armaty, dyrektora artystycznego 28. TNF odebrał Jacek Szumlas, producent filmu „Ida”. Nagrodę za całokształt i wkład w kinematografię w tym roku kapituła festiwalu postanowiła przyznać Agnieszce Holland. Reżyserka statuetkę „Podróżnika” i 5 tys. złotych odebrała 28 maja 2014 r. na uroczystym zakończeniu wystawy „Polska. Europa. Świat. Twarze Agnieszki Holland”, poświęconej jej twórczości artystycznej. Na plenerowej scenie wystąpili „Raz Dwa Trzy” z towarzyszeniem orkiestry pod dyrekcją Huberta Kowalskiego. Galę poprowadzili: Marzena Rogalska i Ryszard Jaź- fot. Tomasz Rowiński, Marek Świerczek wiński. Wcześniej zaprezentowali się Żaneta Lubera, Artur Gadowski, Damian Ukeje, Sławomir Ramian. W koncercie Bajki i Dobranocki wystąpiła Anna Dereszowska. FESTIWAL BYŁ TAKŻE OKAZJĄ DO SPOTKAŃ Z TWÓRCAMI FILMOWYMI I AKTORAMI. Reżyser Jan Jakub Kolski potwierdził, że po entuzjastycznych recenzjach „Zabić bobra” w Ameryce w Hollywood trwają rozmowy na temat remake’u jego przedostatniego filmu. Nakręceniem zainteresowane były studia Martina Scorsese i Brata Pita, jak i innych twórców. Przyznaje, że film został bardziej doceniony poza granicami niż w Polsce. – Chociaż spotkałem się z przychylną opinią osób, które mogły mieć podobne traumatyczne problemy jak Eryk, bohater filmu – mówi Jan Jakub Kolski. – Po premierze podeszło do mnie 20 rosłych chłopów z Gromu, w odstających marynarkach, którzy powiedzieli, że odnaleźli w filmie swoje problemy z dochodzeniem do siebie po powrocie do domów. Główny bohater filmu wraca z wojny w Iraku i Afganista- nie. Eryk zaszywa się w rodzinnym domu. W oczekiwaniu na kolejną misję wraca wspomnieniami do pola walki. Eryk zbyt długo nie cieszy się spokojem. Okazuje się bowiem, że w domu podczas jego nieobecności uwiła sobie gniazdko pewna licealistka. Z typową dla nastolatek beztroską rzuca się w jego ramiona. - Zainspirowała mnie historia Włodzimierza N., żołnierza, który w zakopiańskim szpitalu po przebudzeniu się ze śpiączki mówił po arabsku i po angielsku – mówi Kolski. – Nie poznałem go bo zmarł. Przyznaję, że temat za mną chodził już wcześniej, miałem już propozycję kręcenia dla Gromu, poznałem plenery i nawiązałem kontakty. To przydało się przy tej produkcji. Eryk Lubos, który gra główną rolę, spędził na strzelnicy dość długi czas. Kolski podkreśla, że już w dwóch poprzednich swoich filmach chciał obsadzić Eryka Lubosa, jednak zawsze w jakiś sposób aktor mu się wymykał. – Za trzecim razem dopilnowałem by był na planie – mówi reżyser. – Jego rola była znakomita. Podczas 47. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w czeskich Karlowych Warach krytycy uznali film Kol- Str. 87 skiego za najlepszy obraz prezentowany na festiwalu, a Eryk Lubos otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora. Film nagrodzono także na Camerimage. W filmie licealistkę Bezi gra Agnieszka Pawełkiewicz, która została wybrana podczas castingu wśród studentek pierwszych lat szkół teatralnych. Także jej kreacja jest wysoko oceniana, jednak sama młoda aktorka unika pokazywania się i promowania filmu. - To jest trudna sytuacja, bowiem zdarza się, że czasem trudno jest powrócić aktorom z takich postaci depresyjnych – mówi Kolski. – Boję się, że to samo mogło spotkać Agnieszkę, która jest bardzo utalentowaną młodą aktorką. W filmie zagrała także Aleksandra Michael, nowa partnerka reżysera, która jako 12 – latka zagrała w „Daleko od okna”. – W „Zabić bobra” grałam Hadiszkę, kobietę, o której niewiele wiadomo – mówił aktorka. – To ciekawe doświadczenie, chociaż był to epizod. Spędziliśmy wiele godzin ustalając co ta kobieta przeżyła, jaki bagaż doświadczeń psychicznych i fizycznych nosi. Zdjęcia do filmu kręcone były w Popielawach w województwie łódzkim, miejscowości, w której Kolski spędził znaczną część swojego dzieciństwa. - Podobnie jak mój bohater, wracam w miejsca dzieciństwa – mówi reżyser. - Czeka tam na mnie stary dom, czekają stawy i bobry, które zaanektowały moją dziecięcą ojczyznę. Zupełnie zmieniły wygląd okolicy. Wracam do tych miejsc z dzieciństwa. Jesienią w kinach powinien mieć premierę nowy film Jana Jakuba Kolskiego „Serce, serduszko i wyprawa na koniec świata”. Film opowiada o dziewczynce z bieszczadzkiego Domu Dziecka, która zafascynowana jest baletem. Postanawia uciec i razem z zaprzyjaźnioną fot. Tomasz Rowiński, Marek Świerczek wychowawczynią ruszają z Bieszczadów nad morze, by zdążyć na egzaminy do jednej ze szkół baletowych. - To kino familijne, zupełnie odstające od trudnej tematyki poruszanej w „Zabić bobra” – mówi Kolski. – To radosna historia, pełna słońca. Andrzej Grabowski, znakomity polski aktor przyznał podczas 28 Tarnowskiej Nagrody Filmowej, że już 12 lat temu starał się o ekranizację powieści „Pod Mocnym Aniołem” Jerzego Pilcha. Wówczas liczył, że zagra główną rolę Jurusia, bohatera książki. – Po blisko 12 latach już było to niemożliwe – mówił Andrzej Grabowski, który wciela się w role dwóch terapeutów. – Cieszę się jednak, ze ten film powstał. Adaptacja opowieści o nałogowym alkoholiku pisarzu nie była łatwa, obawy miał Jerzy Pilch, który odmówił napisania scenariusza według swojej prozy i martwił się o efekt pracy innych. Podobnie było z wyborem reżysera. – Jeden zaczął pisać scenariusz według własnych przeżyć więc z Jackiem Rzehakiem, producentem, podziękowaliśmy mu. Gdy już trafiliśmy do Wojciecha Smarzowskiego także on postanowił napisać scenariusz, jednak jego adaptacja wydała się bardzo dobra. Co prawda Jurek Pilch często do mnie dzwonił na plan, bo dochodziły go różne dziwne informacje. Grabowski przyznał, że Smarzowski jest reżyserem, który umie przekonać aktora do swoich racji, sam także słucha uwag odtwórców ról. – Jedyne co uważam, to mógł zmienić zakończenie filmu – mówi Grabowski. – Uważam, że ostatnia scena powinna mieć miejsce w taksówce, reżyser jednak pożegnał widzów motywem znanym już z innych także swoich filmów, ujęciami nakręconymi z kranu, który unosi kamerę do góry. Agata Kulesza, znakomita aktorka teatralna i filmowa opowiadała o różnicy pracy z reżyserami dwóch jej ostatnich ważnych filmów. - Rolę Wandy w „Idzie” Pawła Pawlikowskiego współtworzyłam, nie jestem tylko odtwórcą roli – mówi Agata Kulesza, aktorka nagrodzona „Orłem” za rolę prokurator w tym dramacie. – Cieszę się, że zdarzyły się mi takie filmy, jak „Ida” czy „Róża”. Oczywiście nie da się po takiej roli przejść obojętnie do normalnego życia. „Róża” to mój najukochańszy film, ale obejrzałam go tylko raz. Nie chcę go oglądać. Jeszcze niedawno jak opowiadałam o tej roli to płakałam. Ale to nie jest tak, że coś mnie złego spotkało, ja zagrałam w tej historii, jestem aktorką, to mój zawód. Długo jednak byłam smutna po tej roli. Ta historia jednak skłaniała nas do refleksji. Przyznaje, że z kolei praca z Pawlikowskim była bardzo wyczerpująca. – Paweł robi po dwadzieścia kilka dubli, zwraca uwagę jak jest ustawione ciało aktora – wspomina Kulesza. – Szukając odpowiedniego kadru Paweł nie zwraca uwagi, że aktorzy stoją na zimnie w kostiumach a ekipa techniczna dygocze. Potrafi tą samą scenę nagrywać w różnych pomieszczeniach. Jednak każdy ma świadomość, że uczestniczy w czymś wyjątkowym, że pracuje z wyjątkowym reżyserem. Zdecydowanie szybciej robi zdjęcia Smarzowski. – No ale on ma swoją ekipę – mówi Kulesza. – Pracuje ze swoimi aktorami, wie czego od nich może wymagać. On jest wierny aktorom. Śmiejemy się, że wszyscy mamy nieoczywistą urodę, dlatego tak mu się z nami dobrze pracuje. Wszyscy się znamy, lubimy, także z ekipą techniczną, operatorami. Często nawiązuje się między nami taka nić intymności. Jak miałam zagrać tylko cztery słowa w „Pod Mocnym Aniołem” to pojechałam, a nie dla każdego reżysera bym to zrobiła. Jak przyznaje aktorka już od nazwisk przyjaciół Pawła Pawlikowskiego może zawrócić się w głowie, a od komplementów pod jej adresem jakie przekazywał reżyser można popaść w euforię. – Dla Pawła to normalne, gdy mówi, wiesz pokazałem fragment tego jak zagrałaś Tildzie Swinton, czy Kristin Scott Thomas. Podobało się im, jak zagrałaś – mówi Kulesza. – On dawno podbiłby Hollywood, gdyby tam ktoś pozwolił mu na kręcenie filmów tak, jak on chce. On ma wizję, ale czasem ją zmienia podczas kręcenia, bo spodoba mu się jakiś detal. W „Idzie” nie ma wielu scen, które kręciliśmy na planie, zarówno tych co były w scenariuszu, jak i te, które wprowadziliśmy w trakcie kręcenia. Cieszę się, że została scena z papierosem, którą wprowadziłam w scenie przy oknie. Agata Kulesza przyznaje, że udaje jej się przekonać reżyserów do swoich wizji. - Tak było w przypadku „Róży”, gdy uznałam, że musi ona przejść zmianę w wyglądzie i obcięłam włosy. W „Idzie” namówiłam reżysera by Wanda miała ciemne oczy, więc zakładałam soczewki. Aktorka przyznaje, że nie łatwo pracowało się jej z Agatą Trzebuchowską, grającą „Idę”. – Nie wiem czy ona potrafi grać, ale na pewno jest bardzo oczytana i asertywna – wspomina Kulesza. – Miałam scenę , gdzie potrzebowałam, by aktorka poza planem mi partnerowała, Agata beztrosko gdzieś zniknęła. Ale były także chwile, gdzie współpracowałyśmy, Agata bardzo szybko się uczy. Kamera ją jednak bardzo lubi. Agata Kulesza przyznaje, że liczyła wcześniej na kolejne części serialu „Krew z krwi”, jednak plany się zmieniły i prawdopodobnie nie będzie już kontynuacji serialu. - Raczej nie będę grała już w filmach sensacyjnych i nie będę biegała z pistoletem – mówi aktorka. Tomasz Rowiński Gildia dobrego smaku Robert Makłowicz, wielki miłośnik smaków Europy Środkowej tym razem stanął obok Przemysława Wojciechowskiego, szefa kuchni Hotelu Cristal Park w Tarnowie, by wspólnie spróbować wykwintnych dań i zaproponować do nich wina idealnie podkreślające i harmonizujące z prezentowaną kuchnią. Str. 90 splendor w kuchni Kilka miesięcy temu z wielkim pasjonatem win - Wojciechem Lutomskim założyli firmę, która specjalizuje się w imporcie win z najbliższych okolic Słowacji, Niemiec, Austrii, Węgier i Polski, nie gardząc jednak i winami z Francji … Przemysław Wojciechowski przez 11 lat szefował kuchni w Ambasadzie USA, 10 lat w Ambasadzie Australii, prowadził zajęcia szkoły kulinarnej dla dyplomatów i ludzi biznesu, zdobywca wielu nagród kulinarnych. Nad całością czuwał Witold Kisała, prezes zarządu Hotelu Cristal Park w Tarnowie. Menu Barbara Öhlzelt KLTZ Grüner Veltiner 2013 Kamptal Dac fot. Marek Świerczek Tarta cebulowa z pomidorami/ Heimann Pince Kadarka 2012 Szekszard Zupa krem marchewkowo – imbirowy z wędzonym łososiem/ Ronco Blanchis Sauvignon Blanc 2012 Collio del Friuli Polędwiczki wieprzowe marynowane w sześciu smakach podane na risotto szpinakowy w sosie serowo – orzechowym/ Korenika & Moškon Sivi pinot 2008 Istria Słoweńska Gorąca babeczka z płynną czekoladą i sosem wiśniowym/ Weinbauschule Krems Neuburger Trockenbeerenauslese 2004 Str. 91 Wracamy do tra splendor w kuchni - Promuje Pan wina - chciałoby się rzec - lokalne, bo wywodzące się z terenu dawnych AustroWęgier. Rozumiem, że ma to związek z kuchnią ? - Po 1989 roku otworzyły się granice, sięgaliśmy po wszystko co odległe. Ruszyliśmy w egzotyczne podróże, zaczęliśmy jadać w pseudo chińskich restauracjach. Uciekaliśmy z Polski epoki PRL, z zamkniętej klatki jak najdalej, w jak najbardziej odległe zakątki. Kto by wówczas chciał zachwycać się kuchnią regionalną, smakowitą kaszanką, żeberkami, czy buraczanką. Teraz to wahadło się zmienia od kilku lat, doceniamy to co nas otacza, stawiamy na potrawy tradycyjne, regionalne. Szukamy jakości, tego co prawdziwe. Zachwycamy się naszymi korzeniami, Małą Ojczyzną. I to bardzo dobrze. Poznajemy Słowację, Węgry, Austrię. Łączy nas bardzo wiele, w tym kuchnia. Tam gdzie są potrawy, są i wina. Rozmowa z Robertem Makłowiczem, - Skoro zachwycamy się potrawami lokalnymi, dziennikarzem, podróżnikiem, smakoszem jak ocenia Pan polskie wina? i współwłaścicielem firmy winiarskiej - Polskie wina są coraz lepsze, niektóre mamy w swojej ofercie, a mój wspólnik, Wojciech Lutomski ma także winnicę w okolicach Krosna. Oczywiście do polskich potraw pasują wina węgierskiego Tokaju czy okolic Budapesztu, słoweńskiej Istrii, czy Dolnej Austrii. Wszędzie tam je się ziemniaki, kapustę, kiełbasy i inne potrawy, które są znane z polskich stołów. Nie oszukujmy się, winiarstwo w Polsce dopiero się odradza. Są jednak już dobre wina z winnic spod Krakowa, okolic Jasła i Krosna, ale także z okolic Sandomierza, gdzie jeszcze w XVII wieku były słynne winnice. Niestety klimat zdecydowanie się ochłodził i w Polsce zaprzestano robić wina. Także nazwy miejscowości na trasie z Krakowa do Sandomierza wskazują z czego słynęły przed laty. Opisuje je już Ibrahim ibn Jakub, znany średnio- adycji wieczny podróżnik. Po 1989 roku wiele osób zaczęło uprawiać winnice, wiele robiło to dużo wcześniej i zaczęło walczyć z przepisami o umożliwienie sprzedaży. W naszym sklepie mamy na przykład fot. Marek Świerczek wina szczepu rondo z okolic Krakowa. Znakomite są także wina na Dolnym Śląsku z winnic z okolic Wrocławia. Str. 93 fot. Marek Świerczek - Prowadzi Pan dość intensywne życie. Ciągłe podró- - Wracając do kuchni, wino jest obecne w wielu po- że, programy telewizyjne. Skąd pomysł na dodatko- trawach, czym je przepijać ? we obowiązki, czyli prowadzenie składu z winami? Nie wyobrażam sobie wielu dań bez dodatku wina. Bi- Przez to, że odwiedziłem wiele miejsc, nagrywając kolej- gos, który najlepiej smakuje zimą, gdy go przemrażamy, ne programy telewizyjne nawiązałem wiele znajomości i musi być ciężki, z dziczyzną i sporą ilością wina. To jest przyjaźni. Wiedząc, czego mogę się spodziewać do nie- taka naturalna tendencja do poszukiwania równowagi w których ludzi wracałem, także po trunki. W pewnym mo- ustach. Smaki wina i dań potrafią się doskonale uzupeł- mencie znudziło się mi samemu jeździć po wina, z kolei niać, szczególnie jeśli podczas przygotowywania potraw ze znajomymi przywoziliśmy ich tyle, że pomysł na biz- dodamy do nich nieco wina, które później będziemy pić nes zrodził się sam. W listopadzie powstało nowe nie- podczas posiłku. Najszczęśliwiej łączą się wina i potrawy zwykłe miejsce na winnej mapie Krakowa. Skład Win z tego samego regionu. Czyli do naszych potraw, powin- „Win-Ko” to niezwykłe miejsce gdzie można degustować, niśmy pić wina z najbliższych okolic. Czasem same nie poznać, dowiedzieć się i kupić fantastyczne wina. Trunki smakują, wydają się za kwaśne albo za słodkie. Dobrze pochodzą od znajomych winiarzy wyłącznie małych wy- dobrane do potraw smakują wyśmienicie. twórców. W ofercie oprócz win rzecz jasna francuskich znajdują się także te z Europy Środkowej: węgierskie, austriackie, chorwackie, niemieckie. Str. 94 Tomasz Rowiński R yby, drób i cielęcina lubią tylko białe wina. Zaś pod sarny, woły, wieprze jest czerwone wino lepsze. Deser, frukta i łakotki lubią tylko wina słodkie. A szampana, wie i kiep, można w czasie, po i przed. Czy stara rymowanka ma jeszcze zastosowanie w dzisiejszym świecie pędzącym za modą i wymykającym się wszelkim konwenansom? W świecie gdzie wielkie marki jak Camus czy Remy Martin wydają majątek na upowszechnienie picia koniaku w dyskotekach i klubach po prostu z kostkami lodu? W świecie gdzie procesy produkcji win podlegają cały czas zmianom podyktowanym przez najnowsze techniki. Dziś do bardzo częstych obrazków należą winnice, które za pomocą komputerów kontrolują każdy pojedynczy krzew winorośli podpiętej do czujników, które reagują na najmniejsze wahania temperatur, zmiany wilgotności powietrza czy ilość promieni słonecznych. Od drugiej połowy XX wieku nastąpiła rewolucja, jeżeli chodzi o produkcję wina. W dzisiejszych czasach możemy wpłynąć niemal na każdy aspekt, jeżeli chodzi o smak wina. Obecnie nie stanowi dla nas najmniejszego problemu zakup bardzo mocno zbudowanych win białych, które dojrzewają w beczkach i nie nadają się kompletnie do opisu, jako klasyczne kwasowe wino serwowane do ryb czy owoców morza. Tak samo wygląda kwestia z winami czerwonymi, które mogą być dziś bardzo delikatne świeże i owocowe. Kilka razy osobiście robiłem z przyjaciółmi podczas kolacji sztuczkę, wiążąc oczy jednemu z gości i dając do degustacji dwa wina białe i czerwone. Zapewniam Państwa, że rozpoznać prawidłowe to nie lada wyczyn. Wracając do pytania to obecnie jedyną zasadą jest to, że nie ma zasad. Możemy i mamy przyzwolenie na mieszanie i łączenie wszystkiego zgodnie z naszym gustem i indywidualnymi potrzebami. Jedyne, o czym należy pamiętać to, aby wybrane wino do menu nie kłóciło się z potrawą tylko uzupełniając smaki jednocześnie zaskakiwało naszych gości. Przy doborze wina do posiłku należy pamiętać również o okazji, z której będziemy mieli możliwość wypicia lampki tak zacnego trunku. Dlatego brak drogiego włoskiego chianti podczas sobotniego grilla z przyjaciółmi nie będzie oznaką braku gustu czy skąpstwa tylko wręcz odwrotnie pomysłowości i znajomości zasad. Należy pamiętać, że do karkówki czy kiełbaski dużo bardziej będzie pasowała butelka owocowego wina z Nowego Świata niż mocno tanicznego Bordeaux. Od naszych gości nie można wymagać, aby znali się na winach, a często, gdy zaczynają dopiero z nim swoją przygodę to klasyczne wino białe najlepszej jakości może być zbyt wymagające dla osób, które rzadko takie trunki piją. Dlatego często dużo prostszym rozwiązaniem może być delikatne schłodzone wino różowe zwłaszcza popołudniu, kiedy temperatury na zewnątrz są jeszcze wysokie. Na garden party w takim przypadku idealnie sprawdzi nam się owocowy kalifornijski zinfandel. Dossier Łukasz Adamczyk, właściciel firmy pomagającej restauracjom, które znalazły się w tarapatach, winny fanatyk, pasjonat dobrej kuchni i teatru, miłośnik podróży z przygodami Wino na przyjacielskie spotkanie Jeżeli natomiast mamy do czynienia z winoholikiem, dla którego Burgundia to raj na Ziemi, to warto próbować nowych regionów winiarskich i zaskakiwać znajomych. Czasem można nawet zaryzykować i pokusić się o degustacje mocno zbudowanego shiraza z Australii. W tym przypadku warto zdecydować się na szczególnie dobry trunek, ponieważ butelka takiego rarytasu w towarzystwie osoby, która potrafi docenić smak i jednocześnie się nim rozkoszując spowoduje, że wino to zapewni nam niezapomniane chwile nawet bez posiłku. Co do samych zasad picia wina, to należy pamiętać: - lekkie wina białe i czerwone powinny być podawane przed starzonymi w beczkach o większym potencjale rocznikowym -wina dojrzałe, taniczne i mocno garbnikowe przed owocowymi, które nie miały kontaktu z dębowa beczką - najsłodsze na koniec, im wyższa wytrawność tym bardziej podajemy na początek, świetnym przykładem będzie Sherry Manzanilla idealna na aperitif - natomiast, jeżeli chodzi o picie szampana jak z wcześniejszej rymowanki idealnie pasuje na początku, podczas i po posiłku, można go także pić w trakcie grilla. Życzę Państwu udanej degustacji i niezapomnianych wrażeń z picia wina w gronie przyjaciół. Łukasz Adamczyk Str. 95 splendor w kuchni Najedzeni Fest W Str. 96 Krakowie 6 kwietnia odbyła się czwarta edycja festiwalu kulinarnego Najedzeni Fest. Impreza organizowana była we współpracy ze Stowarzyszeniem Slow Food Polska. W festiwalu wzięło udział blisko 90 wystawców: restauratorów, cukierników i producentów, którzy zaprezentowali potrawy z całego świata: od produktów włoskich po tureckie, przez uzbeckie po koreańskie. splendor w kuchni w Krakowie Podczas degustacji można było zrobić świąteczne zapasy. Nie brakło bowiem tradycyjnych polskich przysmaków od kiełbasy lisieckiej i krakowskiej suchej od Staszka Mądrego, po sery kozie od Maziejuków i miody pitne z pasieki Jaros. W czasie festiwalu znani krakowscy kucharze poprowadzili warsztaty i pokazy. Szef kuchni w restauracji Ed Red, Adam Chrząstowski opowiadał jak można zastosować lokalne produkty w restauracji. Przygotował m.in. kaszankę. Tegorocz- fot. Tomasz Rowński nym debiutantem na festiwalu była m.in. uzbecka restauracja Samarkanda. Str. 97 dom i wnętrza Biel fot. archiwum wciąż modna N ie istnieje kolor, który nie pasowałby do bieli. Aranżując wnętrze mieszkalne wyposażone w białe kanapy, szafki i półki, możemy uzyskać skrajnie różny efekt, w zależności od zastosowanej kolorystyki ścian. Warto podpatrzeć na podpowiedzi ekspertów jak zaaranżować przestrzeń, która podkreśli urok ponadczasowych białych mebli. Zwykło się uważać, iż białe meble najlepiej wyglądają na ciemnym, intensywnie wybarwionym tle. Rzeczywiście tak jest. Są wtedy lepiej wyeksponowane a biel znakomicie kontrastuje z nasyconymi barwami. Ciemny kolor tła podkreśla kształt i formę białego przedmiotu. Warto o tym pamiętać i stosować ten zabieg w sytuacjach, gdy chcemy dany przedmiot wyeksponować. Zasada ta działa także przeciwnie. Białe meble na bardzo jasnym i białym tle wtapiają się w nie, „znikają”. Można dzięki kolorom ścian tak aranżować wnętrze, by nieciekawa sofa stała się niemal niewidoczna, a bohaterem pierwszego planu został inny element wyposażenia wnętrza. O wyborze barwy powinny decydować także takie czynniki jak wielkość i oświetlenie wnętrza, oraz osobiste preferencje mieszkańców. Najnowsze trendy nieco odbiegają od schematycznego poniekąd myślenia, iż białe meble należy prezentować na intensywnie wybarwionych płaszczyznach. Nastała moda na wnętrza bardzo jasne i przestronne, a to w konsekwencji prowadzi do tworzenia aranżacji o bardzo jasnych bar- Str. 98 wach, a nawet samej bieli. Białe aranżacje maksymalnie powiększają wrażenie przestrzeni. Jest to zabieg pożądany zarówno we wnętrzach o niewielkiej powierzchni, jak i dużych pomieszczeniach. Biel najlepiej prezentuje się jednak w dużej ilości dziennego światła. W Polsce, gdzie na słońce wystarczająco świeci tylko przez mniejszą część roku, często wydaje się ona zbyt chłodna, a niekiedy nawet szara i smutna. Dobrze jest wtedy przełamać ją wprowadzając do pomieszczenia inny kolor. Uniwersalność białych mebli pozwala nawet w minimalistycznych wnętrzach łączyć kolory bez zakłócania charakteru i stylu wnętrza. Dzięki temu możemy symbolicznie zaznaczyć funkcjonalne strefy pomieszczenia, podkreślając ich charakter zróżnicowaną barwą. Białe meble są wtedy jakby wspólnym mianownikiem, sprawiają, iż koncepcja aranżacji pozostaje czytelna, a pomieszczenie ciekawe i indywidualne. Z podobnym zagadnieniem spotkamy się też w łazience. Większość urządzeń sanitarnych ma kolor biały, a coraz mniej popularne ceramiczne okładziny ścienne, ustępują miejsca nowoczesnym farbom specjalnie dedykowanym do takich wnętrz. Ciemne, mocno nasycone tło ścian będzie podkreślało formę sanitariatów i armatury łazienkowej, co uwydatni jej charakter. Jednak mocny kolor zastosowany w małym pomieszczeniu może przytłaczać, dlatego zaleca się tam stosowanie jasnych, delikatnych barw, komponujących się z bielą równie dobrze. Białe meble są modne i pasują do każdego stylu, aranżacji i wachlarza kolorystycznego. Projektując jednak wnętrze warto świadomie i z rozwagą stosować barwy, by efekt końcowy zaskakiwał pięknem i nietuzinkowością. fot. archiwum fot. Marek Świerczek Warszawa buduje T argi Nowy Dom, Nowe Mieszkanie, które odbyły się na stadionie narodowym cieszyły się wielkim zainteresowaniem głównie młodych ludzi. Prezentowano mieszkania na wynajem i w nowych inwestycjach. Odwiedzający otrzymali m.in.: mapy inwestycji mieszkaniowych w aglomeracji warszawskiej, katalog Mazowieckie Inwestycje Mieszkaniowe, w którym zamieszczone były prezentacje inwestycji znajdujących się aktualnie w sprzedaży z podziałem na dzielnice, dokładne informacje o cenie, metrażu, terminie zakończenia budowy, kontakt do biura sprzedaży i wizualizacje budynków. Str. 99 dom i wnętrza Hotel urzeka wyglądem i komfortem A ndel’s Hotel Łódź otrzymał nagrodę w plebiscycie „Hotel Roku 2014” w kategoriach „Design”. Wyniki trzeciej edycji konkursu portalu hrs.pl zostały ogłoszone podczas uroczystej gali, która odbyła się w Ufficio Primo w Warszawie. Hotelem Roku 2014 w kategorii „Design” został andel’s Hotel Łódź. Otrzymał on największą ilość głosów wśród obiektów nominowanych ze względu na to, że wyróżniają się unikalnym wystrojem wnętrz, dbałością o artystyczny charakter i stworzone zostały przez najlepszych projektantów, architektów i artystów. Andel’s Hotel Łódź został designerskim hotelem roku już po raz trzeci. Jak uzasadniają jurorzy hotel robi ogromne wrażenie na wszystkich miłośnikach designu i nie tylko. Duże, nowo- Str. 100 fot. archiwum czesne lobby łączy w wyjątkowo efektowny sposób elementy zabytkowe z nowoczesnymi. Fot. Marek Świerczek splendor w modzie Fashion Designer Awards W Złotych Tarasach w Warszawie 5 kwietnia odbył się półfinał szóstej edycji Fashion Designer Awards. Podczas pokazu modelki zaprezentowały kreacje 20 młodych projektantów. Wybrało ich jury w składzie m.in.: Dawid Tomaszewski, Agnieszka Maciejak, duet Bohoboco, Łukasz Jemioł, Beata Sadowska, Ada Fijał, Edyta Herbuś, Marietta Żukowska Agnieszka Ścibior, Dorota Williams oraz Lidia Popiel. W gali finałowej w maju uczestniczyć będzie 10 młodych projektantów. Gośćmi specjalnymi byli Ada Fijał, aktorka oraz stylistki Karolina Malinowska, Agnieszka Martyna, Ewelina Rydzyńska. Odbyły się także pokazy kolekcji Serafina Andrzejaka, zwycięzcy piątej edycji oraz pokazy marek m.in. Guess, Van Graaf i Stefanel. Diamentowa kolekcja Apart splendor w modzie W iosną Apart zdecydował się zaprezentować wyrafino- waną biżuterię z diamentami. Od marca firma pre- zentuje nową sesję zdjęciową marki, która zachwyca klasyczną fotografią portretową. Anja Rubik w tej odsłonie jest pełna wdzięku, kobiecości i zmysłowości. Dominują fotografie czarno-białe, doskonale eksponujące ekskluzywną biżuterię z diamentami. W nowej kolekcji Apart, jedynej tak zróżnicowanej i kompleksowej na polskim rynku, panie znajdą biżuterię z diamentami białymi lub czarnymi w połączeniu z tęczą barw kolorowych kamieni, jak szafiry, rubiny, szmaragdy, tanzanity, perły, a także topazy czy ametysty. Ekskluzywne wydawnictwo, album „Diamenty” to opowieść o niezwykłej relacji kobieta – diament, o tym, że biżuteria rozkwita na ciele kobiety, przy niej ożywa, ukazując swe unikalne piękno, migotliwość, zmysłowy czar. fot. Marcin Tyszka dla Apart