7. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL)
Transkrypt
7. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL)
7. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) Lec korzystał z uniwersalnego kodu kultury dla wyrażenia niepokojów swojej epoki. Zanotował jednak cytowane już zdanie, które podaje w wątpliwość komunikatywność tego języka: Bez daty — nie zrozumiesz wkrótce śmiechu ni westchnienia. Głowiński, różnicując aforyzmy i slogany, pisał o tych pierwszych, iż „mają charakter pozaczasowy — w tym sensie, że nie osadzają swoich przedmiotów w czasie, usuwają poza nawias wszelkiego rodzaju współczynniki temporalne, przez co znajdują się na antypodach narracji. […] Aforyzm, jeśli ma być sobą, wyzwala się od kontekstu, slogan, również żeby być sobą, musi mu się podporządkować”830. W przytoczonym aforyzmie Lec nie pisze jednak o krótkim terminie przydatności sloganu, „śmiech” i „westchnienie” — jak zobaczymy niżej — to pierwszoplanowe i szczególne istotne w MN ekspresje. Obawa dotyczy więc własnego dzieła. Posługiwanie się aluzjami i niemożność ich objaśnienia w omówieniach krytycznych to konsekwencje życia w ustroju, którego nazwa, jak napisał Lec w jednym z aforyzmów, […] powinna być tajemnicą państwową — dlatego, zwłaszcza w tekstach pisanych na Zachodzie (Pankowskiego, Herlinga-Grudzińskiego, Barańczaka), ale także w eseju Michała Komara831 oraz w najwcześniejszych recenzjach krajowych również pojawiają się obawy o właściwe rozumienie MN oraz postulaty wskazania w polskiej rzeczywistości bezpośrednich źródeł inspiracji. Nie postąpiono jednak wiele dalej poza rozszyfrowanie Adolfa R. M. Głowiński, op.cit., s. 88—89. M. Pankowski, op.cit.; S. Barańczak, Kurz und bündig: O tłumaczeniu aforyzmów Leca przez Karla Dedeciusa, w: idem, Ocalone w tłumaczeniu, Poznań 1992, s. 114; G. Herling-Grudziński, op.cit.; M. Komar, op.cit., s. 338—339. 830 831 Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 521 jako Rudnickiego oraz sugerowanie związku postaci błazna ze znanym esejem Leszka Kołakowskiego. W gruncie rzeczy bowiem bezpośrednie i możliwe do odczytania nawiązania do konkretnych osób, wypowiedzi i wydarzeń nie są w MN zbyt liczne. Mimo to jak z dna flakonu zużytych perfum unosi się z nich nadal wielowątkowy zapach środkowych lat minionego stulecia, uchwytny zwłaszcza dla tych, których owiała ich aura. Jednak z dnia na dzień aluzje stają się coraz bardziej przezroczyste, nie przesłaniając już tego, co uniwersalne. Aforyzm zawsze obliczony jest na ten podwójny dystans. Będąc dzieckiem swojego czasu jak każde dzieło sztuki, zawsze pamięta, że jest jednym z najbardziej archaicznych i arystokratycznych gatunków literackich, że stanowi „podręczny bagaż” ducha, który ludzkość przenosi z pokolenia na pokolenie. Choć czytelnikom wydawać się mogły celną reakcją na najbardziej palące problemy współczesności — Myśli nieuczesane swoim czasem tylko się żywiły, nie dały się mu pochłonąć. Lec projektował swe dzieło na długie połacie czasu i wielkie przestrzenie: Będę pisarzem regionalnym, ograniczę się do naszego globu. Co zatem sprawia, że, zachowując roszczenia gatunku i własnej pisarskiej ambicji, tworzy jednak Lec w MN tak wyrazisty portret lat powojennych w Polsce? I jakie elementy są w nim eksponowane? W rozdziale poprzednim staraliśmy się zrekonstruować „świat przedstawiony”, w tym spróbujemy „kraj przedstawiony” — jeśli to możliwe. Nie mogę doprosić się w muzeum o czaszkę „homo politicus”. Twierdzą, że mają same nadtłuczone relikta skarżył się poeta, obmacując własną głowę. Polityka nie jest moją rzeczą. Podejrzewam jednak, że uważa mnie za swoją rzecz. Krystynie Nastulance pod koniec 1961 roku powiedział: „dawniej, kiedy na siłę chciałem być pisarzem na wskroś politycznym — zaliczano mnie do liryków, a dziś, gdy uważam się za ezoterycznego liryka — widzi się we mnie pisarza par excellence politycznego”832. Unikał organizacyjnego zaangażowania. 832 Ostrożnie! Słowo stworzyło świat… 522 • Od słów do myśli Filip Istner, który poznał Leca w 1931 roku we Lwowie, wspomina warszawskie spotkania z nim w domu Jerzego Kamila Weintrauba833: „Zdumiewało mnie, w jaki sposób autor ostrych, satyrycznych fraszek antyrządowych, znany z lewicowych przekonań, może łączyć z najbardziej radykalnymi poglądami tak daleko posunięty sceptycyzm wobec wszystkich świętości marksizmu. Mało tego, Lec wypowiadał poglądy, które wydawały się nie tylko anachroniczne i absurdalne, ale wręcz śmieszne. […] Kiedy Stanisław Jerzy z przejęciem i zachwytem opowiadał o cudownej epoce Habsburgów, wyidealizowanej i przedstawianej w tonacji sielankowej, zawsze odnosiłem wrażenie, że kpi sobie po prostu ze słuchaczy”, oni zaś reagowali to rozbawieniem, to irytacją834. Antoni Marianowicz, wspominając burzliwą przyjaźń Leca z Leonem Pasternakiem, odnotował: „Lec był dla fanatycznych komunistów, takich jak znany z zapalczywości p. Leon, po prostu typem renegata. Bo nie dość, że mimo swej zdecydowanie lewicowej przeszłości nie wstąpił do partii, lecz jeszcze — horribile dictu! — »urwał się« ze swej wiedeńskiej placówki”835. Nazwiska Leca nie ma w 1964 roku pod „Listem 34” — nie ma go jednak również pośród około sześciuset ludzi kultury (głównie literatów), którzy podpisali się pod protestem przeciw protestowi836. Osobny, nielubiący śpiewać w chórze, samogłoska, która uszła eksterminacji. Andrzej K. Waśkiewicz uważa, że swą twórczością autor MN prezentuje postawę „odmowy bycia obywatelem”837. Można się z tym zgodzić tylko pod warunkiem, że odczytujemy to pojęcie w kadłubowej formie, jaką mu narzucała PRL, i że chodzi o odmowę bycia człowiekiem „uspołecznionym” i uległym (Przestrzegano mnie przed X-em: „Nie uspołeczniony”. Poznałem go. Bardzo uczłowieczony). Gdy dziennikarz, przytoczywszy na początku wywiadu krótki wiersz z tomu Do Abla i Kaina: J.K. Weintrauba (1916—1943), z którym spotykał się m.in. na łamach „Czarno na Białym” i „Szpilek”, pochodzącego z tego samego środowiska spolszczonych Żydów, wspomina St. J. Lec w wierszu Apel (ŻJF, 1948), pomiędzy innymi „prześmiewcami”, którzy stracili życie podczas wojny: „i w łóżku Niemcom na złość umarł Jerzy Kamil”. 834 F. Istner, op.cit., s. 107. 835 A. Marianowicz, Stanisław Jerzy Lec — miał niewątpliwe mistrzostwo świata w zwięzłości, złośliwości i celności wypowiedzi, „Życie” 23—24 kwietnia 1994, s. 6. 836 Ich nazwiska od 11 maja 1964 roku publikowało sukcesywnie „Życie Warszawy”, zob. J. Eisler, op.cit., s. 86—90. 837 A.K. Waśkiewicz, op.cit., s. 259. 833 Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 523 Patrzył na wszystko przez palce. W pewnej chwili zacisnął pięść. zapytał: „Czy w roku 1964 zdarzyła się panu podobna sytuacja jak w przytoczonym liryku?”, poeta odpowiedział: „Nie zdarzyło mi się nawet tej pięści rozluźnić”838. W MN daje Lec reportaż o uciążliwościach życia w PRL, państwie pod Przechodnią pałką władzy (ot, cały aforyzm), na które składa się bieda, kłopoty mieszkaniowe, braki aprowizacyjne, trudności z wyjazdem za granicę, publiczny rytuał itd., a wszystko wpasowane w ramy „naszej małej stabilizacji”. Reportaż ten urozmaicają drobne obyczajowe szczegóły, damsko-męska galanteria, pasjonujące tematy dnia, jakimi były w latach 60. choćby loty w kosmos czy sukcesy polskich archeologów. (Można mimochodem zauważyć, że Lec, który rozpinał tęczę poetyckiego widzenia zwykle od skraju do skraju horyzontu, także tu zagarnia możliwie najszersze pole: od przeszłości kopalnej do przyszłości międzyplanetarnej). Recenzent „Świata”, konstatując mały, trzytysięczny nakład pierwszych MN, domniemywa, iż sprzedany on został w tydzień, spod lady — „jak cytrusy jaffskie i swetry belgijskie”, a teraz znajdziesz go może „na ciuchach, jak te również”. Nie porzucając obranej stylistyki, porównuje kondensat myślowy MN do niedostępnej w kraju Nescafé, zaś artykułowi swemu nadaje tytuł Jedzcie czekoladki Wedla, budując swoistą metonimię839. Słusznie. Skoncentrowani na głębokich sensach i traumatycznych tematach, przeoczamy w aforyzmach i fraszkach Leca ich „płuca”, dzięki którym autor pozwalał czytelnikom oddychać, by — jeszcze raz Bereza — „nie zadławili się makabrą”. Lecz nie jest łatwo autorowi ten balans utrzymać. Weźmy dla przykładu ową tematykę kosmiczną. Pierwszy pozaziemski lot człowieka odbył się w kwietniu 1961 roku, wcześniej poznano imię Łajki oraz słowo „sputnik” 838 s. 5. ***Przedstawiamy znanego poetę i satyryka…, „Kurier Szczeciński” 4 stycznia 1965, 839 OST. [S. Ostrowski], Jedzcie czekoladki Wedla, „Świat” 1958, nr 9, s. 22. Na temat małego nakładu dowcipkowali prawie wszyscy recenzenci, np.: „Jeżeli myślenie ma rzeczywiście kolosalną przyszłość, to kto u Boga wydumał nakład 3 tys. egzemplarzy dobry dla San Marino ale nie dla nas. W ciągu 3 dni wykupiono wszystkie egzemplarze” (E. Bryll, op.cit.). 524 • Od słów do myśli i to one stoją pewnie za kilkunastokrotnym pojawieniem się w MN motywów związanych z penetracją przestrzeni międzygwiezdnej. Stają się jednak one sposobnością do sformułowania uwag dotyczących zgoła innych zagadnień i do melancholijnych westchnień: Że tyle ludzkiej tęsknoty mieści się w tym małym kosmosie! A ja twierdzę, że wystarczy jedynie wystrzelić w kosmos jakiś punkt oparcia i przystawić drabinę. Droga do nieba otwarta. Będziemy pchłami kosmosu, skaczącymi z gwiazdy na gwiazdę. Jakoś to Leca intrygowało, rozbudzało wyobraźnię, bo w udzielanych wywiadach sam schodził na tematy kosmosu840. Zagadnienia te prowokują poetę do typowych dla niego gier słownych, wykorzystywania podobieństw brzmieniowych i wieloznaczności morfemów, skłonnych do wchodzenia w różnorakie związki znaczeniowe: Nauka o kosmosie już dawno nie buja w obłokach. Statki kosmiczne i niedostatki ziemskie. Chcą być obywatelami kosmosu, a piorunują na kosmopolityzm. W następnym aforyzmie natkniemy się na jeszcze inny, nieznany młodszym pokoleniom relikt lat powojennych, a mianowicie wędrownych Cyganów (w 1964 roku wzmogły się działania mające ich zmusić do rezygnacji z koczowniczego trybu życia). Pyta Lec: Czy Cyganie będą mieli taką siłę charakteru, że nie osiedlą się na żadnej planecie, lecz będą dalej wędrować po kosmosie? Z kolei gwiazdy, mieszkanki firmamentu, strywializowany miał poetycki, w niektórych wierszach Leca rozjaśniający się nowym blaskiem, i w MN zwykle skłaniają go do liryzowania, np.: Pocieszam się zawsze, że gwiazdy, które toną w jeziorze, są nie zamieszkane. O satyrze na Ziemi i Księżycu. Rozmowa z Lecem, wywiad przeprowadzony przez W. Rusteckiego, „Gazeta Poznańska” 25 października 1959 (przedrukowany przez siedem dzienników lokalnych); Ostrożnie! Słowo… 840 Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 525 Rzadziej prowokują aforystę do militarnej aktualizacji tego symbolu, np.: Niektórzy dążą do gwiazd, by przyszyć je sobie do kołnierza. lub innowacyjności w obrębie mechaniki i strategii okrucieństwa: Wierzę, że urodzony pod złą gwiazdą będzie mógł — z rozwojem postępu — być na nią wysłany. Kierunek myśli podobny jak w znaczenie bliższej okresowi wojny fraszce Przeciw odkryciom (ŻJF): Pomysł zdobycia księżyca mnie wcale nie zachwyca. Mnie starczy stary globus. Bo jeszcze krzyknie kawał drania: „To świetne miejsce zesłania, zróbmy tam obóz!” Za syntetyczne podsumowanie tematyki kosmicznej z pewnością należy uznać zdanie: Dziwna druga połowa XX wieku. Półwiecze astronautów i astrologów. — konstatacja to stoicka i zdystansowana, ale jednocześnie trafna definicja epoki. Widać na tym przykładzie kosmicznym, jak połechtany tematem umysł, chwyciwszy podnietę w locie, dąży z nią razem do ogólnego. Dużo bardziej przejmująca i beznadziejna, ukazująca w swej lapidarności przewartościowania kulturowe lat powojennych, jest konstatacja poniższa, również zakotwiczona w peerelowskich realiach: Na co zda się właściwie humanistyczne wykształcenie? Na to chyba, żeby być dobrym filatelistą. W MN nic nie jest jednak proste ani rozstrzygające, a jeden sens pociąga za sobą inny. W epokach upadłych, w świecie, któremu narzucona została 526 • Od słów do myśli amnezja, bycie filatelistą to nie byle co, dla duszy czystej klaser ze znaczkami, a nawet szpargał starych gazet może się stać objawieniem Całości — jak markownik Schulza, jedna z wersji Księgi. W spuściźnie Leca zachował się jeden kilkustronicowy tekst prozą, noszący tytuł Memnoniki (prawdopodobne datowanie: 1949 rok), którego symboliczna sceneria przywodzi na myśl zagłębie naftowe Borysławia i Drohobycza, nadzwyczaj szybko, a przy tym jakby pochopnie i powierzchownie się industrializujące — tak to wygląda w Ulicy krokodyli i Sanatorium pod klepsydrą, podobnie w mieście Memnoniki przewiewanym pogwizdującym wichrem dziejów. W Drohobyczu mieszkała siostra matki Leca z rodziną, poeta bywał tam częstym gościem w latach młodzieńczych. Trochę bardziej na wschód, w Miłowaniu koło Tyśmienicy, rodzice Leca wzięli ślub w 1898 roku. Ten aforyzm filatelistyczny mówi o degradacji i o izolacji, z której można co najwyżej wysyłać listy, nie wszędzie i nie o wszystkim. W latach powojennych miało się wrażenie, że prawie wszyscy w Polsce zbierają znaczki, kolorowe miniatury innego świata. Aforyzmy są małe jak znaczki pocztowe, to przetrwalniki światów, przeszłych i przyszłych. MN jako jizkor-buch. Może to dalekie skojarzenia, daleki widok z okna, malutki jak znaczek pocztowy. Lecz nie tylko Każdy widz przynosi do teatru swoją własną akustykę — również czytelnik wnosi do tekstu swe krajobrazy i wcześniejsze lektury. U Leca nic nie jest jednak ani proste, ani ostateczne, na jeden aforyzm jest drugi aforyzm, jak ten, ostrzegający, że humanistyczne wykształcenie nie powinno być celem samo w sobie: Nie miej ambicji podnoszenia poziomu twych przeciwników. Przeczytają ci wyrok śmierci po łacinie. Marian Pankowski, który uznał MN za objawienie nowego literackiego stylu mówienia o polskiej rzeczywistości, zastępującego dramat romantyczny i modernistyczny, podsumował swe stwierdzenie słowami: „I znowu inteligencja polska otrzymała nowy typ utworu pełnego rezonansów, zdolnego zawrzeć aspiracje obywateli przywiązanych do wolności. Dzięki sprzyjającym okolicznościom, pożółkły rodzaj literacki, jakim były przed Październikiem aforyzmy, zaznał pod piórem Leca nieoczekiwanego odrodzenia. Nasuwa się pytanie: na jak długo?”841. Odpowiedzi udzielił Leszek Bugajski, recenzując 841 M. Pankowski, op.cit., s. 5. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 527 wydanie Myśli nieuczesanych wszystkich z 2006 roku: „Pamiętam, że w latach 60., gdy byłem licealistą, on był prominentną postacią naszej literatury, jego aforyzmy publikowały rozmaite czasopisma, mówiło się o nich, komentowało, nawet cytowało w potocznych rozmowach. A to najlepszy znak tego, że twórczość Leca, choć mało imponująca rozmiarami, była ludziom potrzebna. Pamięć o niej trwała kilka lat po śmierci autora […]. Potem stopniowo autor MN i one same pogrążali się w zapomnieniu. Co prawda jeszcze w latach 70. ukazały się dwutomowe Utwory wybrane w opracowaniu Jacka Łukasiewicza, potem — w 1991 roku — uzupełniona o to, co wcześniej skreślała cenzura, edycja MN [oraz edycja MNs 1996]. Ale te książki nie wzbudzały już dużego zainteresowania”842. Dlaczego? Czyżby jednak spojone były ze swoim czasem mocniej, niż można oczekiwać po aforyzmie? Bugajski twierdzi jednak, podobnie krytycy dość licznie reagujący na ostatnie wydania MN, że nic nie straciły one ze swej aktualności843. Mowa jest raczej o utracie popularności. Wypowiedź Pankowskiego bardziej niż pytaniem jest — przeczuciem. Pisarz dostrzega pewien aspekt odbioru MN pomijany w entuzjastycznych recenzjach (indywidualne reakcje czytelnicze są rzadko udokumentowane), polegający na tym, że ludzie mają skłonność do bicia się raczej w cudze niż własne piersi. Cóż z tego, że MN są, jak to ujął Leszek Szaruga, „pomnikiem naszej współczesnej literatury”844? Wydaje się, że wielu czytelników wzięło sobie do serca radę Leca: Burząc pomniki oszczędzajcie cokoły, zawsze się mogą przydać. Póki można było czytać te aforyzmy jako element ciuciubabki z cenzorem, póki były swoistym wentylem bezpieczeństwa, póki dało się myśleć, że biorą one na widelec „innych”, „obcych”, którzy to nam narzucili, a tamto odebrali — czytało się je bardzo przyjemnie, ignorując ich „gogolowskie” drugie dno („Z kogo się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie”), pod którym jest jeszcze jedno („Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; lecz płaczcie nad sobą i dziećmi swoimi”, Łk 23, 28), bowiem Podwójne dno polega na tym, że ukrywa trzecie i czwarte. Lecz jak długo można było L. Bugajski, Przeżył tragedię, napisał komedię, „Twórczość” 2007, nr 3, s. 97. U. Kozioł, Jedenaste: zwięzłość, „Nowe Książki” 1996, nr 8, s. 47; R.M. Groński, Nadproducent myśli, „Polityka” 1996, nr 24, s. 85; J. Gondowicz, Notesy Leca, „Gazeta Wyborcza” 7 czerwca 1996, s. 15; A. Poprawa, Kropka między „i” a pytajnikiem, „Odra” 2007, nr 5, s. 125—126. 844 L. Szaruga, Przypomnienie Leca, „Potop” 1991, nr 5, s. 2. 842 843 528 • Od słów do myśli przechodzić do porządku dziennego nad tym, że to Lec należy do „innych”, do osobnych — choć różnie się tę inność interpretuje?845. Pytając w 1970 roku: „na jak długo?”, Pankowski dostrzegał tę trudną i niezbyt dobrze rokującą relację pomiędzy MN a portretowanym w nich narodem (przypomnijmy sobie: „odi et amo”), tak we wstępnych akapitach swego szkicu rysując tło literackiego zdarzenia, jakim było pojawienie się MN: „Pisarzy beztroskich a płomiennych, pisarzy pompatycznych i głośno bijących się w piersi narodu nigdy nie brakowało w naszej literaturze. Stworzyło ich społeczeństwo pełne urazów, naród potrzebujący spowiedników i zaklinaczy, którzy romantyczną elokwencją łatają niedomogi społecznej i politycznej wyobraźni. Za to o wiele rzadziej pojawiają się w Polsce pisarze umiejący odczytać świat i jego konflikty poprzez monokl ironisty, pisarze zdolni inteligencją i sumieniem ogarnąć zdarzenie im bliskie i ukazać je w oddaleniu, oczywiste i jaskrawe jak malunek dziecka. A jeśli się już pojawi humorysta, szara większość czytelników powita niechętnie utwory podkopujące ich zaufanie do istniejącego porządku i obowiązującej hierarchii. Świat, jakim by nie był, wyda im się naraz zagrożony w swej regularności, rdza wątpliwości zaatakuje dogmaty, skoro ujrzą, jak zza nobliwej ideologii wychyli się nagle kpiące oko humorysty. Wszystko było ułożone, wiadomo było, w co wierzyć i czego się bać — a tu ktoś naraz wyłamał się z narodowej zgody! A tu ktoś podchodzi do muru w centrum stolicy i gestem sztubaka-psotnika oddziera jeden róg uśmiechniętego afisza, pod który wszyscy zaczynają zaglądać i — o zgrozo! — już widzą wcale nie uśmiechniętą rzeczywistość”846. Ktoś dzisiaj stoi na cokole i ktoś nas zabezpiecza swoją „prawdą”, na cokole tym samym, z prawdą inną. I w tej naszej małej stabilizacji bis jakaś szara masa powoli, wydając dziwne dźwięki, nadal czołga się w naszym kierunku. Lec nie nazywał po imieniu ani swoich wrogów, ani inspiratorów, ani zdarzeń — ukrywał konkret w kostiumach, aluzjach, ezopach, grach — bo się bał cenzora? prokuratora? urzędu paszportowego? Nie uprawiał polityki, nie był opozycjonistą. Oczywiście nie mógł w MN pisać o Gomułce — ale przecież też nie chodziło o Gomułkę, MN swoim czasem tylko się żywiły. Te imiona, 845 K. Masłoń, op.cit., chce w roku 2006 widzieć w Lecu przede wszystkim komunistę i niemalże zdrajcę lub może oportunistę, do którego należy odnieść jego własny aforyzm: „Sumienie miał czyste, nieużywane”. 846 M. Pankowski, op.cit., s. 2. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 529 nazwy, daty, które nie padają, nie są ważne. Ważny jest mechanizm, mechanizm jest zawsze ten sam. MN uczą rozpoznawać te mechanizmy. Dzięki temu mogą być skuteczne zawsze. Z tego powodu będą odrzucone przez tych, którzy lubią się śmiać tylko z innych, a użalać jedynie nad sobą. Którzy chcą budować na „prawdzie” bez wątpliwości, w regularnym, bezpiecznym świecie. Trzeba Pankowskiemu oddać pełną sprawiedliwość: jego pytanie „na jak długo?” podszyte jest obawą nie tylko o niechęć do skonfrontowania się z ujęciem krytycznym, ale również o czytelność samego kodu kulturowego, którym się posługują MN. „Nowa” inteligencja, której pojawienie się Pankowski odnotowuje, dysponująca innym kontekstem pojęć i poziomem ogłady niż przedwojenna, nie była ostatnim etapem przemian społecznych w Polsce, a obecne spłycenie życia kulturalnego zapewnia aktualność przynajmniej zdaniu: Uważajcie, masowy konsument może rzeczywiście pożreć sztukę. MN okazały się łabędzim śpiewem przedwojennej polskiej inteligencji, a w szczególności jej frakcji polsko-żydowskiej. W jakimś sensie stały się więc elementem „pamięci nieprzyswojonej”, by w szerszym, niż to sam czyni, znaczeniu określenia Michaela Steinlaufa847, zostały niejako zamiecione pod dywan. W PRL „Wielkiemu Retuszowi” podlegała rzeczywistość, uprawiali go zawodowo fachowcy od ideologii, indoktrynacji, polityki kulturalnej. Ale każde społeczeństwo, naród, dokonuje również autoretuszu swego wizerunku. Zawsze narażony jest nań „Polaków portret własny” i autoportret jednostki. Retusz uprawia się niezależnie od koniunktury politycznej. I to Leca — przedwojennego satyryka i felietonistę, tak samo jak aforystę i liryka — intrygowało i irytowało najbardziej. Wizerunek rodaka w MN nie jest budujący. Pewne jego cechy, jak fatalny stan uzębienia i higieny oraz pijaństwo, a nawet antysemityzm, można zaliczyć do polskiego „folkloru” narodowego. Lecz poeta zagląda głębiej i w serii karykaturalnych portretów ukazuje ludzi bez właściwości, żyjących życie na niby, karierowiczów, sprzedawczyków, oportunistów, hipokrytów, snobów: Przegimnastykował się przez czas. Bił pokłony. Niektórzy przekonani są, że ich kaganiec to przyłbica. 847 M.C. Steinlauf, op.cit. 530 • Od słów do myśli Jego rola była tak dwuznaczna, że czuł się podwójnie ważny. Opowiadałem mu: „Scaevola włożył swoją rękę w ogień…”. „Cóż to takiego, mógłbym włożyć w ogień całego Scaevolę”. „Przedmiotem rozmyślań Leca jest człowiek bezradny i smutny — pisał Michał Komar — człowiek w ogromie prawdziwie ludzkiego złajdaczenia, smrodu i deprawacji”848. Wszystkie swoje bronie wytacza Lec przeciw niemu: człowiekowi nieautentycznemu, głupiemu i okrutnemu, zatracającemu się w fałszywych motywacjach, unicestwiającemu w pozach, przeciwko brawurowemu kabotynowi i bojaźliwemu niewolnikowi, który przeprasza za to, że żyje, i napadnięty w nocy nie woła ratunku (Nie wzywaj nocą pomocy. Jeszcze zbudzisz sąsiadów). To oni, tworząc wielki tłum wypełniający plac, na którym rozgrywa się sprawa pomiędzy ofiarą i katem, podtrzymują ustrój i wzajemnie, ustrój na nich liczy (zupełnie jak na obywatela opisanego w 1938 roku w Żywocie człowieka poczciwego), kształtuje ich i hołubi, nawet nie będąc już wcale „kultem jednostki”. Lecz: Gorszy od „kultu jednostki” jest „kult zera”. Nie jest Lec krytykiem, lecz prześmiewcą władzy, jest natomiast krytykiem indywidualnych postaw i załgania, retuszu dokonywanego na poziomie odpowiedzialności indywidualnej. W retuszowaniu z natury rzeczy uczestniczyli także literaci. Jednak, jak zauważył Natan Gross, „tylko z rzadka Lec denuncjuje lojalność pisarzy wobec reżymu, za to częściej znęca się nad ich nieudolnością twórczą”849. Aforyzm: Brak talentu nadrabia brakiem charakteru — jest przykładem łączenia obu zagadnień, podobnie jak owa fraszka bez tytułu z tomu Życie jest fraszką: Różnie się człowiecze rozwidlają losy: Jedni piszą wiersze, a drudzy donosy. Gdy talenty oba jednemu są dane, piszą donosy pięknie wierszowane. Lec kreślił z upodobaniem niewolne od uszczypliwości portrety ludzi z własnego środowiska, w epigramatycznym cyklu Z portretów pisarzy oraz w aforyzmach, jak te: 848 849 M. Komar, op.cit., s. 337. N. Gross, Fryzura z nieuczesanych myśli, „Nowiny-Kurier” (Tel Awiw) 1 listopada 1996. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 531 Pisarz ów pracowicie wysiedział swoje oblicze. Zanotował swoją pustkę na tysiącu stron. Pisarz X? Bóg mu nie dał talentu. On twierdzi, że nie przyjął, bo jest ateistą. Czasem czuję tak wielki ładunek natchnienia — rzekł — jakby mnie dosiadł Pegaz. Pisze krwią z nosa. Zawsze podejrzewam tego pisarza, że to krwawią hemoroidy z jego duszy. Zapytajmy na koniec, w jaki sposób aforyzm, przystosowany do transportowania idei, zdolny jest tak wyraziście portretować współczesność? Stanisław Barańczak chwalił tłumaczenia Karla Dedeciusa m.in. za to, że udaje im się zwięzłością przewyższać Lecowski oryginał, przez pominięcie „niepotrzebnego, semantycznie redundantnego wyrazu”, całej frazy, a nawet — postaci850. Oto przytoczone przez Barańczaka przykłady: Nie zapominajmy, że „definicja” i „finis” z jednego korzenia. (usunięte: „Nie zapominajmy, że” „Definition” und „Finis” haben die gleiche Wurzel) Widzę pana myśli: „Ex oriente lux, ex occidente luxus”. (usunięte słowa przed dwukropkiem, zostaje: Ex oriente lux, ex occidente luxus) Zapytał mnie ktoś patrząc na X-a: „Jak się mówi: denuncjant czy denuncjator?” (w tłumaczeniu rozpoczyna się od: „Gdy widzę X-a, muszę się pytać mimo woli...” — Als ich X sah, mußte ich mich unwillkürlich fragen: „Heißt es eigentlich Denunziant oder Denunziator?”). Ale właśnie to „rozgadanie” jest przyprawą nadającą MN oryginalny smak, uwidacznia się w nim ważny zamysł autorski — miało być certyfikatem autentyczności, a także sposobem na przemycenie w portrecie epoki własnego autoportretu. Zwróćmy też uwagę, o ileż częściej niż „wiem” czy „myślę” 850 S. Barańczak, op.cit., s. 113—115. 532 • Od słów do myśli pojawia się w MN słówko „wierzę” (trzy razy częściej) i „widziałem” (cztery razy częściej), do reszty odbierając aforyzmowi cechy bezosobowej i ogólnej maksymy, ale przede wszystkim odróżniając go od języka oficjalnego, w szczególności od falsyfikatu aforyzmu, jakim jest slogan. Ów język był totalnie sterylny i skrajnie pewny siebie, zaniknęły w nim zaimki „ja” i „ty” (znaki indywidualności i bezpośredniości), dominowały formy strony biernej, wyrażenia nieosobowe, tryb rozkazujący. Wszystko zastygało w nim w nieruchomy rzeczownik, a brakowało czasowników, czyli ruchu, zmiany i nadziei851. MN są w każdej tej szczegółowej kwestii zaprzeczeniem „drewnianego języka”, według Ludwika Flaszena — reakcją na „szantaż wzniosłych metafor, przy których pomocy wydziedziczano nas z ludzkiej konkretności. Władzy frazesów przeciwstawia Lec — ludzką konkretność852. Nieefektowne fragmenty pomijane przez Dedeciusa są „haczykami” konkretu, wiążącymi aforyzmy z codziennym życiem w PRL. Westchnienia to zapisany w MN oddech, powietrze z tamtych lat. Koloryt epoki współtworzyły charakterystyczne pojęcia i słowa, których fałszywe użycie Lec demaskował (np. realizm, optymizm, rzeczywistość, prawda, postęp, wolność, eskapizm, relatywizm itd.). Cudzysłowy są jednak ukryte i ruchome, czytelnik musi sam rozpoznać, kto i z jaką intencją do niego przemawia. W rozdziale poprzednim na obrotowej scenie teatru świata na konkret epoki narzucany był maskujący kostium historyczny, legendarny, literacki. W wielu aforyzmach, którym przyglądaliśmy się w tym rozdziale, dzieje się na odwrót: przez konkret lat 50., 60., prześwieca znaczenie ogólne. Co więcej, poeta szuka go — tego trwałego prawidła, pragnie je tam dostrzec, traktuje współczesność jako kostium wieczności. Prócz aforyzmu, który nadaje tytuł niniejszemu rozdziałowi, Stanisław Jerzy Lec sformułował jeszcze kilka definicji polskiej współczesności, m.in. te: Epoka poetów gładzonych i poetów łupanych. Krok epoki w hiszpańskim bucie. 851 852 F. Thom, Drewniany język, Warszawa 1990, s. 11—27. L. Flaszen, op.cit. Epoka Wielkiego Retuszu (PRL) • 533 Najściślej zrosły się z epoką tą następujące zdania: Gdy znalazłem się na dnie, usłyszałem pukanie od spodu. I włosy stojące dęba mogą być fryzurą epoki. Taki jest portret Polaka. Na najpopularniejszej, z powodu najwyższego nakładu, okładce MN autorstwa Janusza Bruchnalskiego (1972 i 1987), włosy podniesione grozą zmieniły się w fantazyjny kolorowy czub. Dzięki temu zobaczyliśmy, jak wygląda półprawda. To także słówko epoki. Na okładce wydania izraelskiego z 1997 roku, może z powodu oszczędności, zrezygnowano z pełnego koloru i czub dano czerwony — wyszła tańsza okładka i tańsza prawda.