Przeczytaj - Zespół Szkół nr 3 w Rybniku
Transkrypt
Przeczytaj - Zespół Szkół nr 3 w Rybniku
XVI Ogólnopolski Konkurs na Pracę z Literatury Temat nr 6: . „Każdy człowiek ma jakieś dobre strony. Trzeba tylko przekartkować te złe” (Ernest Junger) Bohaterowie literaccy i filmowi o skomplikowanej i niejednoznacznej naturze. YASMEEN PHULPOTO klasa II V LO z Oddziałami Integracyjnymi im. Jerzego Kukuczki w Rybniku Nauczyciel-opiekun: Barbara Padula Jaka jest pierwotna natura człowieka? Czy człowiek może być jednoznacznie dobry lub zły? Podobno pytania filozoficzne są pytaniami bez odpowiedzi zwłaszcza, jeżeli wielowiekowy dorobek nauk szczegółowych nie dostarcza bezdyskusyjnej odpowiedzi. Wydaje się jednak, że z filozoficznego punktu widzenia to szczególne zagadnienie jest nietuzinkowym wyjątkiem od reguły. Sam motyw postawienia sobie pytania o naturalne dobro bądź zło człowieka zawiera w sobie odpowiedź. Jeżeli bowiem w ogóle zaistniał podobny dylemat, oznacza to, że człowiek bywa różny; ma predyspozycje do czynienia zarówno dobra, jak i zła. Nieprecyzyjne próby potwierdzenia którejś z odpowiedzi są tylko dowodem na jego ambiwalencję. Jeżeli więc każdy człowiek ma jakieś złe strony, analogicznie musi posiadać i dobre, a to, w jaki sposób zostaną one ocenione, zależy wyłącznie od punktu odniesienia osoby obserwującej. Sądzę, że warto w tym momencie zastanowić się, czy zadawanie sobie pytania, które cechy człowieka można uznać za „dobre”, a które za „złe”, w ogóle ma sens. Obyczajowość otaczająca człowieka nakazuje przyjmować pewne zachowania jako pozytywne bądź negatywne; ustala granice podobne dla większości kultur. Według Platona człowiek, by wiedzieć, czym jest dla niego dobro, musi najpierw poznać swoją naturę. Dostrzeżenie więc pozytywnych lub negatywnych cech (a zauważmy, że nie ma tutaj mowy o jakiejkolwiek jednoznaczności) zależy od posiadanej wiedzy. To, które z nich zostaną odrzucone, zależy od myślenia racjonalnego; człowiek z natury nie jest ani dobry, ani zły. Zupełnie odmienny obraz podsuwa Jan Jakub Rousseau. W świetle ,,Rozprawy o naukach i sztukach” dobro człowieka jest wynikiem jego egzystencji kulturowej. A więc człowiekiem rządzą siły negatywne, a tak chętnie podkreślane cechy dodatnie są jedynie „grą pozorów” nauki i sztuki. Natomiast współczesna psychologia skłania się bardziej ku chrześcijańskohellenistycznej teorii o ambiwalentnej naturze człowieka. Na poparcie takiej koncepcji nie potrzeba właściwie szukać żadnego dzieła literackiego specjalnie ją eksponującego, bo i któż zechciałby czytać i zgłębiać psychikę bohatera wyłącznie dobrego czy złego? Gdyby nie trudność w rozpoznawaniu w drugim człowieku owych – wydawałoby się – skrajnie odmiennych wartości, tworzenie bohaterów literackich byłoby właściwie pozbawione sensu. To właśnie umiejętność zauważenia w drugim człowieku cech dodatnich i skupienia się na nich sprawia, że cechy te stają się widoczne także dla innych nawet, jeżeli na pierwszy rzut oka bohater wydawał się być jednoznacznie zły. Doskonale ilustrują to słowa Ernesta Jungera: „Każdy człowiek ma jakieś dobre strony. Trzeba tylko przekartkować te złe”. Idealna harmonia między dobrem a złem czyniłaby człowieka nijakim i pozbawionym charakteru. W oczywisty sposób najczęstszej opinii czy też krytyce poddawane są jednostki, u których rozdźwięk pomiędzy uczynkami bądź koncepcją ideologiczną odbiega w znaczny sposób od uznawanej normy społecznej. W świetle mojego wcześniejszego wywodu nie powinna budzić zdziwienia również kwestia znacznej różnicy w opiniach na temat danej jednostki. Wzorcowym wręcz przykładem może być postać Franciszka Orellany, człowieka, którego z perspektywy współczesnego systemu moralnego w sposób przekonywujący można uznać za postać negatywną. I warto zauważyć, że książka ,,Rzeka ciemności'' Buddiego Levy opisuje wyprawę w głąb Amazonki niezwykle obiektywnie, podkreślając zarówno złe, jak i dobre cechy Orellany jako dowódcy. Mimo iż autor wielokrotnie podkreśla różnicę pomiędzy pojmowaniem sensu podróży samego Orellany, z perspektywy współczesnych czasów bez zastanowienia godzimy się przyjąć stanowisko, że każda forma XVI-wiecznej konkwisty była złem. Taką koncepcję łatwo poprzeć oczywistymi i zauważalnymi do dziś dowodami. Uproszczenie sprawy niesie jednak za sobą pułapkę; ogranicza jednocześnie punkt spojrzenia na ludzi, którzy w konkwiście brali udział w sposób aktywny. Buddy Levy wielokrotnie opisuje krwawe bitwy z udziałem Indian, co z punktu widzenia norm europejskich wydaje się być czynem tyleż okrutnym, co niepotrzebnym. Uznanie mordowania ludzi przez Orellanę za zło nie powinno jednak wykluczać dostrzeżenia w jego psychice i czynach aspektów pozytywnych! Parafrazując Jungera, można stwierdzić, że, kiedy chcemy zapamiętać pozytywną część książki, odrzucamy strony negatywne; nie możemy ich jednak ”wyrwać”. Rzecz jasna postawa współczesnego czytelnika może być usprawiedliwiona obrazem stereotypowego konkwistadora jako człowieka bez skrupułów, zagarniającego ziemię i pozbawiającego życia niewinnych ludzi w imię iluzorycznych ideałów. Skoro jednak w sposób naturalny człowiek nie może być jednoznacznie zły, powinnością dzisiejszego człowieka wydaje się być odrzucenie subiektywizmu w ocenie. Również sam autor książki, cytując kroniki świadków wydarzeń i zestawiając je z wynikami najnowszych badań, ukazuje dwa oblicza wyprawy. Zawarte w „Rzece ciemności” szczegółowe opisy rzezi Indian dokonywane dla uśmierzenia głodu skłaniają się ku obrazowi krwiożerczego konkwistadorazabójcy. Nie mniej jednak historia Orellany obfituje również w momenty niezwykłego poświęcenia, a nawet prób pokojowego przekonywania tubylców (co w owych czasach wcale nie było oczywistością). Niezależnie od faktu, które wydarzenia w samej książce przedstawione są bardziej przekonywująco, to od czytelnika zależy, jaką część historii Orellany „przekartkuje”, a w związku z tym, jaki obraz człowieka sobie zbuduje. Będzie to zależało od wewnętrznego przekonania czytelnika, od jego wiedzy, a przede wszystkim od tego, jakiego człowieka spodziewa się zobaczyć w ,,Rzece ciemności”. Podobne potwierdzenie dwuznaczności ludzkiej natury powinniśmy znaleźć również w archetypach wszelkich dzisiejszych postaci literackich oraz filmowych; a więc w przesłaniach legendarnych i bajkach. Może się to wydawać z pozoru dość naiwne, tym bardziej, jeżeli weźmie się pod uwagę ich współczesne adaptacje, w których kreacje bohaterów są proste i jednoznaczne. Rzeczywiście pod wpływem nacisku na złagodzenie wymowy i stworzenie prostych schematów myślowych postacie bajek uległy znacznej degradacji charakterologicznej. Z punktu widzenia odbiorcy zabieg maksymalnego uproszczenia bohaterów niemal do postaci symbolicznej osiągnął jednak skutek raczej negatywny: ich wymowa została tak spłaszczona, że dziś przypisuje się je niemal wyłącznie kilkuletnim dzieciom, u których zmysł rozpoznawania zależności między dobrem a złem dopiero się kształtuje. Jest to więc również przekonywujący argument, że tworzenie bohaterów bezdyskusyjnie dobrych lub złych jest właściwie pozbawione sensu. Należy jednak pamiętać, że w momencie osiągnięcia apogeum popularności bajki były właściwie skrótowym zapisem filozofii ludowej, a więc stanowią niemal równie ważne źródło informacji, co dzieła znanych z imienia i nazwiska filozofów. Dlatego też, próbując interpretować rzeczywisty charakter postaci, należy brać pod uwagę źródła ich powstania. Analizując pierwowzory zapisów historii braci Grimm czy Beatrix Potter, już na pierwszy rzut oka można się zorientować, że bardzo często występujące w nich postacie są niezwykle skomplikowane i trudne do jednoznacznej oceny. Przykładowo znana przede wszystkim z Disneyowskiej adaptacji „Śpiąca królewna” jeszcze przed jej opracowaniem przez Charles’a Perraulta jest właściwie opowieścią o trudnej relacji królewny z teściową. Idealizowany w późniejszych wariacjach książę, choć jest już żonaty, wcale nie budzi uśpionej królewny pocałunkiem, lecz żeni się z nią bez jej wiedzy. Dopiero kilkoro dzieci, które śpiąca królewna rodzi jeszcze przed przebudzeniem, powoduje przebudzenie ich matki. Tutaj trudno jest wykazać, kto tak naprawdę jest bohaterem negatywnym, nie ma również postaci skrajnie dobrej, co znów dowodzi jednomyślności obserwatorów ludzkiej natury żyjących w różnych epokach. Podobny wybór w przyporządkowaniu bohatera pozostawia większość dzieł współczesnej kinematografii. Choć z perspektywy czysto psychologicznej w tym przypadku próba obiektywnego spojrzenia na bohatera jest zdecydowanie bardziej skomplikowana, ponieważ kreację bohatera tworzy żywy człowiek wraz ze swoimi naturalnymi cechami. Z jednej więc strony jest to znaczne ułatwienie dla twórców, ponieważ z oczywistych względów łatwiej uzyskać obraz dwoistości ludzkiej natury, z drugiej natomiast próba jej wykazania często kończy się czymś zupełnie odwrotnym, a więc wartościowaniem poszczególnych bohaterów i popadaniem z jednej skrajności w drugą. Dzieje się tak dlatego, że, jak wykazałam już przedtem, bohater jednoznaczny jest zwyczajnie nieciekawy, podobnie, jak idealna harmonia między dobrem a złem. Ciekawym rozważaniem o naturze ludzkiej może być film „9” w reżyserii Shane’a Ackera, być może głównie dlatego, że jest on próbą rozważenia natury ludzkiej bez bezpośredniego udziału samego człowieka. Obserwując postapokaliptyczną wizję świata opanowanego przez zmechanizowane, lecz posiadające świadomość istoty, które doprowadziły do zagłady ludzkości, trudno oprzeć się wrażeniu, że to już było. Rzeczywiście film jest w pewnym sensie kolejną adaptacją nastania czasów apokalipsy. Na dodatek pozornie wydaje się być banalnie moralizatorską przestrogą przed techniką, a więc przestrogą i tak pozbawioną sensu, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że postęp techniczny jest elementem ludzkości. Nie dziwi również niszczycielska siła sztucznej inteligencji, stworzonej przez genialnego wynalazcę. Jego pozytywna siła twórcza okazuje się być narzędziem zniszczenia i zagłady. Taka koncepcja jest ogólnie znana. Powtarza się tutaj tok wydarzeń opisywanych przeze mnie baśni i bajek. Ciekawym aspektem może być natomiast zastanowienie się nad opinią ludzkości w oczach twórców filmu. Człowiek tworzący sztuczną inteligencję powinien kierować się dobrem innych ludzi. Jednocześnie założenie o braku pokus związanych z kontrolą takiego tworu i wykorzystania go do celów własnych byłoby naiwne, mimo że pod względem humanitaryzmu byłaby to próba zniewolenia organizmu czującego. Poza tym filmowy Profesor tworzy przecież coś złego; jego sztucznie inteligentny robot zwraca się przeciw ludzkości. I chociaż z punktu widzenia jego samego oraz tworzonych przez siebie robotów działania przeciw chcącym kierować nim ludziom są jak najbardziej zrozumiałe (co nie oznacza, że dobre), to jednak w filmie jest wzmianka, iż Profesor umieścił w robocie część własnej natury. A przecież na zasadzie praw logiki z czegoś tylko dobrego może wyniknąć coś dobrego. Tak więc Profesor, który tutaj uosabia przymioty wszystkich ludzi, nie jest jednowymiarowy. I nie może taki być, jeżeli jednocześnie tworzy w podobny sposób kilka postaci; szmaciane i ponumerowane laleczki niejako parodiujące różne pozytywne cechy natury człowieka. Mimo że za pomocą kilku drobnych gestów potrafią pokazywać emocje, to jednak nie śmieszą, lecz wzruszają. Tutaj wyraźnie daje się zauważyć, że człowiek potrafi stworzyć zarówno dobro, jak i zło, a choć widz w naturalny sposób zidentyfikuje się z cechami pozytywnymi, w codziennym życiu będzie to zależało od jego własnych przekonań. Jeżeli spojrzymy na źródła powszechnych opinii na temat człowieka w szerszym znaczeniu, musimy wziąć pod uwagę jeszcze pierwotne źródło, od którego właściwie należałoby zacząć. Jedną z najstarszych piśmiennych relacji o człowieku, która jednocześnie jest kanwą większości kolejnych, jest Biblia. W opisie stworzenia świata oczywiste jest, że wszystko, co Bóg stworzył, „było dobre”, a w przypadku stworzenia istoty ludzkiej ocena ta jest nawet wyższa. Jednak zło drzemiące w człowieku jest równie oczywiste, co prowokuje do zadania sobie kolejnego ważnego pytania. W jaki sposób istota stworzona przez Boga, a nawet stworzona na jego podobieństwo (!) może być zdolna do czynienia zła? Wydaje się to wbrew logice. Pytanie jest istotne nie tylko dla kultury chrześcijańskiej. Posłużyłam się tym przykładem, lecz podobny motyw występuje niemal we wszystkich religiach. Rozdział 3 Księgi Rodzaju wyjaśnia, dlaczego człowiek, stworzony przez Boga jako bardzo dobry, stał się zdolny do popełnienia zła wszelkiego rodzaju. Powodem jest rzeczywistość, którą określono nazwą „grzechu pierworodnego”, a którą wytłumaczyć można jako skutek danych okoliczności. Początek Biblii przekazuje nam więc dwie fundamentalne prawdy, które ponadto całkowicie wpasowują się we wszystkie moje poprzednie argumenty. Po pierwsze, człowiek nie jest ani dobry, ani zły; nosi w sobie zarówno potencjał czynienia dobra, jak i zła. Po drugie, to wybrane okoliczności sprawiają, że dane cechy stają się motorem działania. Stawiam więc tezę, iż kluczem do zrozumienia natury człowieka jest przyjęcie obu prawd i studiowanie ich jednocześnie. Opierając się na opisanym przeze mnie fragmencie oraz wcześniejszych przykładach, by jeszcze bardziej zgłębić zagadnienie, warto jest przyjrzeć się, co wobec tego jest przyczyną zła. W Biblii źródłem zła jest pokusa; a więc okoliczność zewnętrzna, która nie zależy w pełni od człowieka. Taka koncepcja uzasadnia równocześnie filozofię Platona; człowiek skazany jest na działania różnych czynników, kierunek jego działania jest natomiast zależny od myślenia racjonalnego. To świadczyłoby jednocześnie, iż o wyborze pomiędzy dobrem a złem decydować mogą wyłącznie jednostki zdolne do racjonalnego myślenia. Potwierdzają to współczesne badania. Jeśli pozbawi się człowieka możliwości myślenia i racjonalnej oceny rzeczywistości, to nawet w normalnych warunkach może on zachowywać się nieprzewidywalnie; dowodem są zbrodniarze, których czynom w większości przypadków towarzyszy choroba psychiczna. To jednak nie zawsze sprawia, że człowiek staje się stuprocentowo „zły”. Rodziny czy ukochane osoby morderców, często nawet niezdające sobie sprawy z natury ich bliskich, potwierdzają, że w każdym człowieku można znaleźć cząstkę dobra. Współczesna nauka zdaje się potwierdzać również koncepcję Jana Jakuba Roussseau, w świetle której moralność człowieka jest tylko i wyłącznie wynikiem reguł społecznych oraz praw. Słynne i niezwykle kontrowersyjne badanie Phillipa Zimbardo w stanfordzkim więzieniu nie bez powodu zostało ochrzczone „efektem Lucyfera”. Losowo wybrana grupa studentów została podzielona na strażników i więźniów. Wszystkich umieszczono w uniwersyteckiej piwnicy, w której stworzono fikcyjne cele. „Więźniowie” ubrani zostali w więzienny uniform z numerem identyfikacyjnym, założono im również łańcuch na prawą kostkę. „Strażnicy” nosili mundury i okulary przeciwsłoneczne, mieli gwizdki i policyjne pałki. Wszyscy mieli za zadanie odgrywać swoje role najrzetelniej, jak potrafili. Efekty eksperymentu okazały się przerażające. Zaledwie po 36 godzinach musiano zwolnić jednego z „więźniów” w obawie o jego stan psychiczny, choć student był świadomy, że jedynie odgrywał scenkę i to za spore honorarium. Po sześciu dniach badanie musiano przerwać, ponieważ „strażnicy” zaczęli karać „więźniów” i stawali się coraz bardziej brutalni, agresywni i bezwzględni wobec kolegów z uczelnianej ławki. I nie była to kwestia dobrze odgrywanej roli; najbardziej brutalni byli w nocy, kiedy eksperymentu nie monitorowali badacze. Nawet po zakończeniu eksperymentu „strażnicy” wciąż przejawiali agresję wobec kolegów „więźniów”. Dawny „ty” może nie funkcjonować zgodnie z oczekiwaniami, gdy zmienia się reguły gry – twierdzi Zimbardo. Jego eksperyment dowodzi, że znamy siebie wyłącznie z doświadczeń nabytych w znajomych sytuacjach oraz z praw i zasad wpojonych w odniesieniu do sytuacji, w których znajdujemy się na co dzień. Jednak gdy człowiek znajdzie się w nowej sytuacji, jego zachowanie może się całkowicie zmienić, co tłumaczy liczba nagłych przemian ludzi podczas np. działań wojennych czy przytoczonej przeze mnie konkwisty. Jestem zdania, że, choć rozpoznanie cech dobrych bądź złych w drugim człowieku w znacznej mierze zależy od kultury i przyjętych norm społecznych, wcale nie musi to świadczyć o jego rzeczywistej naturze. Nasza opinia jest bowiem w tym samym stopniu, co działanie człowieka osądzanego, poddana działaniom zewnętrznych bodźców i chwilowemu nastawieniu, co wyklucza stuprocentową zgodność z rzeczywistością. Opinia Ernesta Jungera wydaje się mieć wymiar znacznie bardziej przewrotny, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. Jeżeli w każdym człowieku możemy zobaczyć dobro, na zasadzie przeciwieństwa jest możliwe ujrzenie w drugiej osobie pokładów zła. Ubieranie takiej koncepcji w słowa wartościujące dodatnio może zatem oznaczać jedynie wyrażenie głębokiego marzenia człowieka myślącego racjonalnie o dobru; nie zaś tylko naiwną i przesadnie optymistyczną wizję człowieka z natury posiadającego cechy dobre.