TOŻSAMOŚĆ W SIECI

Transkrypt

TOŻSAMOŚĆ W SIECI
BLOGOSFERA
Artur Guzicki
TOŻSAMOŚĆ W SIECI
Przez wiele lat propaganda PRL-u w odniesieniu do ziem zachodnich używała
jednego hasła. Trzy słowa „byliśmy, jesteśmy, będziemy” oficjalnie definiowały
rolę terenów przyłączonych do Polski po zakończeniu II wojny światowej. Tymczasem mieszkańcy Dolnego Śląska i Pomorza Zachodniego o miejscu swojego
zamieszkania mówili „ziemie wyzyskane”, dziś idą krok dalej. Dla wielu to ziemie
zrujnowane!
Ile stron, tyle mitów
Propaganda PRL-u, używając zgrabnego hasła,
miała jeden cel. Wbicie do głowy obywatelom
przeświadczenia, że mogą czuć się bezpieczni,
a bezpieczeństwo to zawdzięczają władzy ludowej.
W latach czterdziestych na ziemiach zachodnich
i północnych znalazło się (często wbrew własnej
woli) miliony obywateli, którzy nagle zostali od­
cięci od swoich korzeni. Pozbawieni lokalnych
tradycji, kultury, a nawet tożsamości, stali się dla
władzy idealnym obiektem, na którym można
było ćwiczyć budowanie owego społeczeństwa,
społeczeństwa wyznającego owe, słuszne w rozu­
mieniu komunistów wartości. To tu miał wykuć
się wzorcowy homo sovieticus. Człowiek pozbawio­
ny własności i uzależniony od państwa. Państwo
to ziemie te traktowało w sposób co najmniej
dziwny. „Propaganda z jednej strony namawiała
Polaków z Polski centralnej do osiedlania się na
Ziemiach Odzyskanych, z drugiej, traktowano je
jako darmowy rezerwuar cegły, mebli do biur, ma­
szyn do fabryk, tramwajów, zabytków. Tak zwany
szaber, czyli rabowanie mienia poniemieckiego,
który był zakazany i tępiony, gdy zajmowano się
nim na własną rękę, przez państwo uprawiany
był na szeroką skalę. (…) Ziemie Odzyskane mia­
ły być poligonem doświadczalnym budowy nowej
66
Polski. Majątek pozostawiony przez Niemców stał
się z mocy prawa własnością państwa, a państwo
postanowiło nie dzielić się nim z nikim. Ludowa
władza stała się największym kamienicznikiem
i największym ziemianinem. Domy oddano
w użytkowanie, nazwane wieczystym, które usta­
lono na 99 lat. Nawet ci, którzy musieli opuścić
swe majątki na Kresach Wschodnich, w zamian
otrzymywali ziemię jedynie w użytkowanie.
Z większości ziemi utworzono Państwowe Gospo­
darstwa Rolne. Od nich miała zacząć się przebu­
dowa polskiej wsi, na którą nie chcieli zgodzić się
zasiedziali właściciele i świeżo uwłaszczeni chłopi
w Polsce centralnej. Po 1989 r. PGR-y zaczęły plaj­
tować. Bezrobocie na popegeerowskich terenach
precyzyjnie odtworzyło przedwojenną granicę Pol­
ski i Niemiec. Wszędzie tam, gdzie władza utrzy­
mywała swój monopol na ziemię, bez pracy po­
zostaje 25, 30 proc. ludzi.” (http://209.85.129.132/
search?q=cache:LZULZcbNHyEJ:www.historia.
terramail.pl/prasa/ziemia_wyzyskana.html+zie
mie+odzyskane&cd=38&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&cl
ient=firefox-a )
Ziemie zrujnowane
Na Dolnym Śląsku do dzisiaj krążą opowieści
o skali tego państwowego szabru. Przykładem
jest chociażby ważna linia kolejowa łącząca Leg­
nicę z Głogowem. Jeszcze zaraz po wojnie linia ta
miała dwa tory. Dzisiaj jeden. Starsi mieszkańcy
tych ziem z oburzeniem opowiadają, jak to zwy­
cięska Armia Czerwona, wracając z Niemiec „zwi­
jała za sobą” szyny kolejowe. Wielka akcja „cała
Polska odbudowuje swoją stolicę” na ziemiach
zachodnich przybierała wymiar makabryczny.
Po prostu znikały budynki, a nawet całe kwartały
miast rozbierane tylko dlatego, żeby pozyskać ma­
teriały budowlane. „Polska z Ziemiami Odzyska­
nymi zrobiła mniej więcej to, co małpa robi z ze­
garkiem. Zniszczono i infrastrukturę kulturalną,
i transportową. Miasta, które były aglomeracjami
rozproszonymi, mającymi dzięki tej infrastruktu­
rze w swym zasięgu nawet 200–300 tys. ludności,
po upadku systemu transportu stały się 40–50-ty­
sięcznymi miastami średniej wielkości. Przesta­
ły być regionalnymi centrami, jak przed wojną.
Ludność przestała podróżować, przynajmniej na
te dłuższe dystanse. Wielkomiejskość nagle stąd
prysła.
Europejskość też. Kicz zastąpił przedwojenną
elegancję i smak. Po niemieckiej stronie jest ład­
nie, po polskiej wygląda jak w Meksyku – wszę­
dzie strip landscape: krajobraz nieokiełznanych
szyldów i tablic reklamowych, parkingów, cen­
trów handlowych. Po niemieckiej stronie pejzaże
amerykańskich przedmieść również istnieją, ale
nie zdominowały miast tak doszczętnie jak po
polskiej stronie. W Niemczech wciąż są wielkie
obszary zwykłej miejskiej estetyki.
Upadła turystyka. Do Karpacza przed wojną
przyjeżdżało po kilka pociągów dziennie z Berli­
na i jeden z Amsterdamu. Dziś na torach rosną
drzewa, kolejka narciarska na Kopę to pojedyncze
krzesełko niezmienione od 30 lat, poruszające się
z prędkością emeryta, jakieś 3 km/h. Narciarze na
to nie mają czasu, dziś z Europy, a nawet z Pol­
ski jeździ się do Czech. Po polskiej stronie został
skansen, w którym rzeczy zmieniają się o wiele
za wolno. (http://209.85.129.132/search?q=cache
:iYSwTNJokdIJ:rasfufu.salon24.pl/16298,polskazniszczyla-ziemie-odzyskane-tak-jak-malpa-zegar
ek+ziemie+odzyskane&cd=2&hl=pl&ct=clnk&gl
=pl&client=firefox-a)
Fakty i mity
Polska administracja przejmując Ziemie Odzy­
skane musiała zmierzyć się z dwoma zadaniami.
Pierwszy to zastany na miejscu mit wielkich, nie­
przystających do reszty kraju aglomeracji miej­
skich. Mit obcy, wręcz wrogi, który trzeba znisz­
czyć. W to miejsce należało zbudować mit własny.
67
Mit, który sprawi, że życie na obczyźnie milionów
ludzi stanie się znośne i doprowadzi do sytuacji,
że osadnicy zaczną mówić o ziemiach odzyska­
nych jako o swoim domu. Mieszkańcy miast na
co dzień przechodzili obok pięknych budowli,
o których nic nie wiedzieli. Przez całe dziesięcio­
lecia nie mieli szans na poznanie historii ludzi,
którzy je wznieśli. Wrocławianie, legniczanie czy
mieszkańcy Szczecina żyli w zaklętym kręgu. Ob­
cowali z obiektami, które pozbawione swojego
historycznego kontekstu traciły na wartości. Wła­
dza nie była zainteresowana promocją miejscowej
tradycji, świadomie odcinała swoich obywateli od
wiedzy i kultury, skutecznie zabijając budowane
przez wieki miejskie mity, nie dając w to miejsce
niczego sensownego. Budowanie nowych mitów
okazało się nieskuteczne, bo jako budulec użyto
materiału oderwanego od lokalnych realiów. „Ist­
nienie mitu oznacza dla miasta życie z kontynua­
cji własnej historii. Fizyczna struktura budowlana,
przestrzenie miejskie, kreujące zdarzenia życia,
regulacje i normy prawne, to tylko część składo­
wa miasta. Potrzebne czy wręcz niezbędne, ale
niewystarczające czynniki, aby miasto zaistniało.
Często mit historii i zdarzeń, kojarzący się z kon­
68
kretną przestrzenią, znaczy więcej dla miasta niż
użytkowo przydatna, lecz anonimowa zabudowa.
Oddziaływanie idei i mitów, które nawarstwiły się w
poszczególnych epokach, na życie współczesnych
pokoleń, jest niemalże dogmatem. Przykładem
niech będzie chociażby Kraków, gdzie mit z hi­
storyczną prawdą zgodnie egzystują obok siebie.
(http://www.tygodnik.com.pl/kontrapunkt/15-16/
loe.html)
Przełom przyszedł w latach dziewięćdziesią­
tych. Historycy, dziennikarze i pasjonaci rzucili
się w obszary do niedawna zakazane. Nagle oka­
zało się, że życie poprzednich mieszkańców ziem
odzyskanych jest ciekawe, a ich historie wyjaśnia­
ją wiele aktualnych problemów. Po latach zapo­
mnienia przyszedł czas gloryfikowania przeszło­
ści. Odkrywanie białych plam pozwalało miastom
i miasteczkom odzyskiwać swoje mity, ale stało
się polem, na którym zaczęto budować nowe. Od­
powiedzi na nowe pytania zmieniały obraz miast,
ale nie zmieniły faktów. Ziemie zachodnie nadal
są w wielu częściach Polski postrzegane jako twór
obcy, na siłę przyszyty do reszty kraju. Zasiedzieli
od pokoleń mieszkańcy Łodzi, Radomia czy Lub­
lina niewiele wiedzą o Wrocławiu i Szczecinie.
Patrzą na te miasta przez pryzmat niemieckich
korzeni i ewentualnych roszczeń majątkowych
jakie od czasu do czasu są opisywane przez me­
dia. Publiczne dyskusje o zmianach nazw budow­
li, które dzięki temu zostają na powrót osadzone
w swoim historycznym kontekście wywołują obu­
rzenie nie tylko germanofobów.
„Samorządowcy na ziemiach odzyskanych co­
raz częściej eksponują niemieckie korzenie swo­
ich miast. Przykłady można mnożyć. I tak władze
Wrocławia zdecydowały, by Halę Ludową nazwać
Halą Stulecia – jak w drugiej połowie lat 30.
ubiegłego wieku, kiedy często przemawiał w niej
Adolf Hitler. Pod taką nazwą zabytek ten został
wpisany zresztą na listę Światowego Dziedzictwa
UNESCO. Z kolei w Szczecinie, zaledwie kilka
tygodni temu, z pompą pochowano przedwojen­
nego burmistrza miasta Hermanna Hakena.
I nikomu nie przeszkadzało, że to był już drugi
pogrzeb Niemca. Zresztą pamięć władz Szczecina
o Hakenie nie umarła. Na Wałach Chrobrego po
dziś dzień widnieje nazwa Hakenterrasse, upa­
miętniająca niemieckiego burmistrza”. (http://ex­
patpol.com/index.php?stsid=31024&kid=13&op=dodaj_
komentarz&c_pid=117770).
Sami mieszkańcy ziem zachodnich do dzisiaj
nie odnaleźli swojej tożsamości. Każdego roku
na przełomie zimy i wiosny na lokalnych forach
internetowych w setkach miast rozpoczynają się
dyskusje. Ludzie poszukują odpowiedzi na pyta­
nie, czy zbliżająca się kolejna rocznica jest dniem
pamięci o powrocie do macierzy, czy też zupełnie
czym innym. Te dni to okazja do szukania odpo­
wiedzi na pytanie, czy Wrocław i Szczecin zostały
wyzwolone, czy zdobyte? Te fora pokazują, że na­
dal poszukujemy swoich mitów.
Tylko niewielu stać na zaakceptowanie zdania
wypowiedzianego przez Normana Daviesa „żaden
naród nie ma wyłącznych praw do Wrocławia”.
Podobnie dzieje się ze Szczecinem, Legnicą i wie­
loma innymi miejscami. Podobnie dzieje się też
z miejskimi mitami.
69